Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Beskid Burzowy VII - Z Soliny na pociąg

Sobota, 16 lipca 2016 | dodano: 01.08.2016Kategoria 2 Osoby, Nocne, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Beskidy

2016.07.10 - 16 Beskid Burzowy - cała trasa


Budzimy się, a tu deszcz. Może nie jakaś wielka ulewa, może nie burza, ale niechęć do wyjścia wywołuje. Z jej powodu udało się zwinąć dopiero przed 10 (zwykle trochę po 8). Trasa do Polańczyka to kilka zjazdów i podjazdów, dość stromych. Raz zrzucając bieg za bardzo i łańcuch ponownie spadł na szprychy. Szybko zdjęty, ale resztę podjazdu z buta. Za miejscowością skręt w DW 895. Długi, w większości zjazd, aż do Soliny. Pomiędzy straganami spacerem do zapory. Następnie na drugą stronę i powrót. Niewielka przekąska i w drogę.

09:43. Poranek w deszczu lecz z ładnym widokiem na Dolinę Wołkowyjki. W centrum masyw góry Markowskiej (748 m n.p.m). Szczyt główny nieco na prawo od środka zdjęcia. Widok ku SWW


10:33. Poranne mgły na DW 894 między Wołkowyją i Polańczykiem. Widok ku N

 11:03. Polańczyk. Północny kraniec miejscowości przy DW 894. Jezioro Solińskie. Po lewej Masyw Jawora (741 m n.p.m.). W tle po prawej Masyw Stożka (696 m n.p.m.). Widok ku SE


11:22. Solina. Wjazd od SW


11:39. Jezioro Solińskie. W tle po lewej Połonina Wetlińska. Widok z zapory ku S


11:52. Czoło zapory widoczne ze wschodniego brzegu


12:05. Solina. Pierwszy raz widzę tego rodzaju maskotki...


12:18. Solina. Śluzy zapory Jeziora Solińskiego widziane z mostu na Sanie ku SW

Miała być jazda na Myczkowce, ale bez spojrzenia na mapę, poniosło nas wojewódzką do krajówki. Trochę źle się mi było, ale szybko przeszło. Po krótkim odpoczynku na kulminacji pagórka - zjazd, w czasie którego kolejny inteligent wjechał między dwa pędzące rowery i nie mógł wyprzedzić bardziej, bo z drugiej strony jechało kilkanaście aut. Do Olszanicy przejazd odcinkiem DK 84, znanym mi w stopniu niewielkim i nocnym - z BBT '12. W gminnej miejscowości zakupy i śniadanie pod sklepem. Kolejki były duże, jak na tak mały budynek i przerwa trochę się przeciągnęła. Za Wańkową raczej łatwy podjazd na NW i długi zjazd do Tyrawy Wołoskiej, gdzie trwały zawody strażackie. Miejscowość przejechana przez zaplecze szkoły. Koło stawiało lekki opór. Przy bliższej obserwacji - bujało trochę na boki. Przerwa w Tyrawie Solnej. Przy oględzinach wyszło, że pękła czwarta szprycha, a kolejne są w niewiele lepszym stanie. Trochę dokręcania luźniejszych szprych, po czym jazda, aby znaleźć jakiś przystanek. Taki trafił się za Mrzygłodem. W czasie przerwy udało się jakoś przystosować koło do w miarę normalnej jazdy, na ile było można. Mimo to i tak trzeba było odpinać tylny hamulec, a zakładać tylko na czas zjazdów (tych nie zostało już wiele, ani zbyt wielkich).


13:13. Uherce Mineralne. Po prawej Czulnia (576 m n.p.m.). W centrum samotna Bukowina (391 m n.p.m.). Nieco na lewo od niej podłużne Trzy Kopce (473 m n.p.m.). Widok ku SW


Wańkowa. Zachodnia część wsi. Agroturystyka i serowarnia Czar PGR-u


15:13. DP 2225R Wańkowa - Paszowa. Stary system przewodzenia prądu

15:44. Paszowa. Po prawej Osiczyn (527 m n.p.m.). W centrum Dział Żydowski (465 m n.p.m.). Po lewej Słonne Góry. Widok ku NW


16:49. Most nad Sanem między Tyrawą Solną i Mrzygłodem. Widok ku NW

Spokojna jazda doliną Sanu. Z Dobrej na Ulucz, a potem dalej ku północy. Trasa wiodła przez tereny niezamieszkałe, a jedynie co jakiś czas widać było jakieś budynki, raczej letniskowe. Droga była raz asfaltowa, raz szutrowa, czasem z dziurami a la pojezierze. Grunt trochę mazisty, ale stabilny, wiec dało radę przebyć ją w całości, tylko czasem z nieco większym wysiłkiem. W Siedliskach ukazała się Green Velo. Droga ta była szeroka, asfaltowa, ale przerywana. Nie stanowiła jednolitego ciągu.


17:45. Ulucz. Na wprost Dębnik (344 m n.p.m.). Czarnym szlakiem wzdłuż Sanu. Widok ku NW


18:08. San w Jabłonicy Ruskiej w pobliżu Temeszowa (na drugim brzegu). Widok ku W


18:59. Wołodź. Dom spłonął pod koniec kwietnia tego roku. Widok ku NE


19:02. Wołodź. Kościół/kaplica z 1905r. Widok ku S


19:30. Dąbrówka Starzeńska. Fragmenty ruiny zamku


19:33. Dąbrówka Starzeńska. Fragment GV wzdłuż DP 1431R do Dynowa. Widok ku NNE

Już nadchodził wieczór, podczas wjazdu do Dynowa. Świetnie. Jeszcze tylko 40km do Przemyśla. Wiadomo było, że dalej nie dotrzemy, choć roiła się jeszcze nadzieję na Medykę. O dalszej jeździe nie było co marzyć, bo reszta szprych pęknąć mogła w dosłownie każdej chwili, tak więc jazda przepełniona była dawką niepewności. Przejazd mostem, dalej przez tory i do uszu dotarła jakaś muzyka. Sporo aut, jacyś ludzie wędrujący wzdłuż torów. Trasa wypadała przez Dynów, tak aby nie targać się już przeze mnie odwiedzoną główną. Skusiło nas, by zmierzać w kierunku dworca. Muzyka się nasilała i nie wyglądało na to, aby dochodziła "tylko" z jakiegoś cyrku, czy wesołego miasteczka. Ciekawość przyciągnęła nas na plac, gdzie kłębiło się sporo ludzi. Tak przypadkiem, poniosło nas na "50-lecie dni Pogórza Dynowskiego".


19:56. Dynów. Plac targowy koło dworca. Dni pogórza Dynowskiego 2016. Widok ku W

Akurat się zaczynało, więc wpierw chwila na rozejrzenie po terenie, po czym przyszła pora zająć miejsca na krzesłach (było ich sporo), które w naszych rękach przywędrowały bliżej sceny. Dobrze było sprawdzić połączenia kolejowe. Bezpośrednie pociągi z Przemyśla były dla nas dwa. O 3 i 7 rano. Skoro podróż już się kończyła, żal było nie skorzystać z okazji, więc oddawanie się muzycznej rozrywce trwało, aż do północy. Wystąpiły dwa zespoły. the Freeborn Brothers i Big Cyc (potem był jeszcze DJ Ramzes prowadzący dyskotekę na wolnym powietrzu do 2-3, ale nas wtedy tam nie było, powoli szurając rowerami po nocnych wzniesieniach). Drugiego nie trzeba przedstawiać. Pierwszy zapadł mi w ucho, choć nie tak bardzo jak inne lubiane przez mnie zespoły czy piosenki, ale jednak wyraźnie.

Na żywo brzmieli lepiej, tym bardziej że mieli jeszcze wsparcie w postaci klarnetu, kilku puzonów i saksofonu. Poza tym zagadał do nas jeden z miłośników gór, przybyły z Łodzi. Po wszystkim przyszło ubrać się do jazdy na noc. Wyjazd z Dynowa ul. Plażową i Podwale. Podróż po DW 884 była uciążliwa. Kasi lampka była za słaba do zjazdów, przez pierwsze dwie godziny jechało jeszcze sporo oślepiających aut (choć w porównaniu z centrum kraju - nie jechało prawie nic). Tempo wolne, a na zjazdach i tak się traciło czas, ze względu na jazdę nocą i chłód. Na niebie po chmurach migały światła reflektorów Ramzesa. W Dubiecku jakieś nocne zgrupowanie - na rynku kilkanaście aut i wiele więcej gadających ludzi. Za Nienadową długi podjazd. Koło kulminacji zlał nas przelotny deszcz. W Krzywczy Śniadanie na przystanku. Zaczynało się rozwidniać. Upiornie ciężki (jak na nasze zmęczenie) podjazd do Reczpola. Z lewej szczekało jakieś zwierze, którego nie było widać. Kasia nie dała rady, a ja ledwo ledwo. Przegrzewanie było odczwalne.

Zaczynało świtać. Mijało nas sporo ludzi, którzy wracali z wesela. Zjazd z Reczpola do Korytnik spory. Chyba pora też wymienić klocki hamulcowe, bo ledwo dawały radę. Przejazd mostem o zużytym podłożu asfaltowo metalowym do Krasiczyna. Na drugim brzegu podjazd do Dybawki, gdy akurat zaczęło padać. Trzeba było się schronić na przystanku, bowiem z deszczem przywędrowała burza. Jej pioruny widać było już jakiś czas temu, ale jednak dalej na południe. Łudziła nas nadzieja, że nie przyjdzie, ale postanowiła jeszcze nas pożegnać.


04:38. Poranek na moście między Korytnikami i Krasiczynem. Widok ku S

Na przystanku minął nam czas do 6, mając (również) nadzieję, że deszcz przejdzie, albo zmniejszy moc. Eeee... Nie. Nie zamierzało przestać. Trzeba się było zmusić, aby wsiąść na rowery i szybkim tempem przemierzyć pozostałe 8 km do centrum Przemyśla. Jazda i odliczanie. Wody było tyle, że nawet już nas nie obchodziła. Buty i tak przemokły już na samym początku. Stanowiąc obraz nędzy i rozpaczy, wreszcie udało się osiągnąć skrzyżowanie przed głównym mostem. Tabliczka wskazał kierunek na Dworzec PKP. Przed światłami ze skrętem na Sportową, ustawiła się kolejka aut. Hamulce nie dawały rady, wiec trzeba było odbić na lewoskręt. Zjazd za wiadukt kolejowy. Skręt w Plac Zgody i Kamienny Most, gdzie dobrze było zapytać idącą nim kobietę, o położenie dworca. Chodnikami na Plac Legionów. W przemokniętych ubraniach, można było się chociaż schronić pod dachem.


06:35. Przemyśl. Dworzec PKP

Przy kasie niespodzianka (choć dzięki doświadczeniu - nie taka wielka). Bilety możemy kupić, ale bez miejscówki. I bez rowerów, bo na te również już nie było "miejsca". Czego się nie dało w kasie, dało radę u na peronie. Oczywiście swoje trzeba było odstać jeszcze na dworcu (swoją drogą, bardzo ładnym). Temperatura była nieco wyższa niż minimalna, jakiej było nam potrzeba. Byłoby pięknie, gdyby nie dochodziły kolejne osoby, z których część nie zamykała za sobą drzwi. Przeciąg był okropny.

Tajemnica braku miejscówek wnet się rozwiązała. Z rekolekcji wracała Oaza ze swoimi żarcikami. Nie wyjaśniało to braku biletów na rower. To wyjaśniło się w trakcie jazdy, gdy dochodziły kolejne, do całkowitej liczby sztuk dziesięciu (gdzieś w okolicach Sandomierza na peronie czekała poza tym jakaś większa grupka, ale nie wsiadali). W Lublinie podstawiono jeszcze jeden wagon, bo ludzi na korytarzy i bez miejscówek również było mrowie. Mimo, iż my miejscówek nie było, w przedziale przyrowerowym siedział (wraz z nami) komplet i nie zgłosił się nikt na zajmowane przez nas fotele. Trochę gadania ze Szczecińskim rowerzystą, który odwiedzał rodzinę pod Lublinem. Do Warszawy dojazd z pewnym opóźnieniem. Jadąc tam, skład gonił chmurę opadową, która wraz z nami przesuwała się na północ, lecz na miejscu, na szczęście, było już słonecznie.

Zaliczone gminy

- Dubiecko
- Krzywcza
Rower:Czarny Dane wycieczki: 136.76 km (7.00 km teren), czas: 10:44 h, avg:12.74 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa sajas
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]