Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

2016 Beskidy

Dystans całkowity:684.61 km (w terenie 37.00 km; 5.40%)
Czas w ruchu:51:08
Średnia prędkość:13.39 km/h
Maksymalna prędkość:67.20 km/h
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:97.80 km i 7h 18m
Więcej statystyk

Beskid Burzowy VII - Z Soliny na pociąg

Sobota, 16 lipca 2016 | dodano: 01.08.2016Kategoria 2 Osoby, Nocne, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Beskidy

2016.07.10 - 16 Beskid Burzowy - cała trasa


Budzimy się, a tu deszcz. Może nie jakaś wielka ulewa, może nie burza, ale niechęć do wyjścia wywołuje. Z jej powodu udało się zwinąć dopiero przed 10 (zwykle trochę po 8). Trasa do Polańczyka to kilka zjazdów i podjazdów, dość stromych. Raz zrzucając bieg za bardzo i łańcuch ponownie spadł na szprychy. Szybko zdjęty, ale resztę podjazdu z buta. Za miejscowością skręt w DW 895. Długi, w większości zjazd, aż do Soliny. Pomiędzy straganami spacerem do zapory. Następnie na drugą stronę i powrót. Niewielka przekąska i w drogę.

09:43. Poranek w deszczu lecz z ładnym widokiem na Dolinę Wołkowyjki. W centrum masyw góry Markowskiej (748 m n.p.m). Szczyt główny nieco na prawo od środka zdjęcia. Widok ku SWW


10:33. Poranne mgły na DW 894 między Wołkowyją i Polańczykiem. Widok ku N

 11:03. Polańczyk. Północny kraniec miejscowości przy DW 894. Jezioro Solińskie. Po lewej Masyw Jawora (741 m n.p.m.). W tle po prawej Masyw Stożka (696 m n.p.m.). Widok ku SE


11:22. Solina. Wjazd od SW


11:39. Jezioro Solińskie. W tle po lewej Połonina Wetlińska. Widok z zapory ku S


11:52. Czoło zapory widoczne ze wschodniego brzegu


12:05. Solina. Pierwszy raz widzę tego rodzaju maskotki...


12:18. Solina. Śluzy zapory Jeziora Solińskiego widziane z mostu na Sanie ku SW

Miała być jazda na Myczkowce, ale bez spojrzenia na mapę, poniosło nas wojewódzką do krajówki. Trochę źle się mi było, ale szybko przeszło. Po krótkim odpoczynku na kulminacji pagórka - zjazd, w czasie którego kolejny inteligent wjechał między dwa pędzące rowery i nie mógł wyprzedzić bardziej, bo z drugiej strony jechało kilkanaście aut. Do Olszanicy przejazd odcinkiem DK 84, znanym mi w stopniu niewielkim i nocnym - z BBT '12. W gminnej miejscowości zakupy i śniadanie pod sklepem. Kolejki były duże, jak na tak mały budynek i przerwa trochę się przeciągnęła. Za Wańkową raczej łatwy podjazd na NW i długi zjazd do Tyrawy Wołoskiej, gdzie trwały zawody strażackie. Miejscowość przejechana przez zaplecze szkoły. Koło stawiało lekki opór. Przy bliższej obserwacji - bujało trochę na boki. Przerwa w Tyrawie Solnej. Przy oględzinach wyszło, że pękła czwarta szprycha, a kolejne są w niewiele lepszym stanie. Trochę dokręcania luźniejszych szprych, po czym jazda, aby znaleźć jakiś przystanek. Taki trafił się za Mrzygłodem. W czasie przerwy udało się jakoś przystosować koło do w miarę normalnej jazdy, na ile było można. Mimo to i tak trzeba było odpinać tylny hamulec, a zakładać tylko na czas zjazdów (tych nie zostało już wiele, ani zbyt wielkich).


13:13. Uherce Mineralne. Po prawej Czulnia (576 m n.p.m.). W centrum samotna Bukowina (391 m n.p.m.). Nieco na lewo od niej podłużne Trzy Kopce (473 m n.p.m.). Widok ku SW


Wańkowa. Zachodnia część wsi. Agroturystyka i serowarnia Czar PGR-u


15:13. DP 2225R Wańkowa - Paszowa. Stary system przewodzenia prądu

15:44. Paszowa. Po prawej Osiczyn (527 m n.p.m.). W centrum Dział Żydowski (465 m n.p.m.). Po lewej Słonne Góry. Widok ku NW


16:49. Most nad Sanem między Tyrawą Solną i Mrzygłodem. Widok ku NW

Spokojna jazda doliną Sanu. Z Dobrej na Ulucz, a potem dalej ku północy. Trasa wiodła przez tereny niezamieszkałe, a jedynie co jakiś czas widać było jakieś budynki, raczej letniskowe. Droga była raz asfaltowa, raz szutrowa, czasem z dziurami a la pojezierze. Grunt trochę mazisty, ale stabilny, wiec dało radę przebyć ją w całości, tylko czasem z nieco większym wysiłkiem. W Siedliskach ukazała się Green Velo. Droga ta była szeroka, asfaltowa, ale przerywana. Nie stanowiła jednolitego ciągu.


17:45. Ulucz. Na wprost Dębnik (344 m n.p.m.). Czarnym szlakiem wzdłuż Sanu. Widok ku NW


18:08. San w Jabłonicy Ruskiej w pobliżu Temeszowa (na drugim brzegu). Widok ku W


18:59. Wołodź. Dom spłonął pod koniec kwietnia tego roku. Widok ku NE


19:02. Wołodź. Kościół/kaplica z 1905r. Widok ku S


19:30. Dąbrówka Starzeńska. Fragmenty ruiny zamku


19:33. Dąbrówka Starzeńska. Fragment GV wzdłuż DP 1431R do Dynowa. Widok ku NNE

Już nadchodził wieczór, podczas wjazdu do Dynowa. Świetnie. Jeszcze tylko 40km do Przemyśla. Wiadomo było, że dalej nie dotrzemy, choć roiła się jeszcze nadzieję na Medykę. O dalszej jeździe nie było co marzyć, bo reszta szprych pęknąć mogła w dosłownie każdej chwili, tak więc jazda przepełniona była dawką niepewności. Przejazd mostem, dalej przez tory i do uszu dotarła jakaś muzyka. Sporo aut, jacyś ludzie wędrujący wzdłuż torów. Trasa wypadała przez Dynów, tak aby nie targać się już przeze mnie odwiedzoną główną. Skusiło nas, by zmierzać w kierunku dworca. Muzyka się nasilała i nie wyglądało na to, aby dochodziła "tylko" z jakiegoś cyrku, czy wesołego miasteczka. Ciekawość przyciągnęła nas na plac, gdzie kłębiło się sporo ludzi. Tak przypadkiem, poniosło nas na "50-lecie dni Pogórza Dynowskiego".


19:56. Dynów. Plac targowy koło dworca. Dni pogórza Dynowskiego 2016. Widok ku W

Akurat się zaczynało, więc wpierw chwila na rozejrzenie po terenie, po czym przyszła pora zająć miejsca na krzesłach (było ich sporo), które w naszych rękach przywędrowały bliżej sceny. Dobrze było sprawdzić połączenia kolejowe. Bezpośrednie pociągi z Przemyśla były dla nas dwa. O 3 i 7 rano. Skoro podróż już się kończyła, żal było nie skorzystać z okazji, więc oddawanie się muzycznej rozrywce trwało, aż do północy. Wystąpiły dwa zespoły. the Freeborn Brothers i Big Cyc (potem był jeszcze DJ Ramzes prowadzący dyskotekę na wolnym powietrzu do 2-3, ale nas wtedy tam nie było, powoli szurając rowerami po nocnych wzniesieniach). Drugiego nie trzeba przedstawiać. Pierwszy zapadł mi w ucho, choć nie tak bardzo jak inne lubiane przez mnie zespoły czy piosenki, ale jednak wyraźnie.

Na żywo brzmieli lepiej, tym bardziej że mieli jeszcze wsparcie w postaci klarnetu, kilku puzonów i saksofonu. Poza tym zagadał do nas jeden z miłośników gór, przybyły z Łodzi. Po wszystkim przyszło ubrać się do jazdy na noc. Wyjazd z Dynowa ul. Plażową i Podwale. Podróż po DW 884 była uciążliwa. Kasi lampka była za słaba do zjazdów, przez pierwsze dwie godziny jechało jeszcze sporo oślepiających aut (choć w porównaniu z centrum kraju - nie jechało prawie nic). Tempo wolne, a na zjazdach i tak się traciło czas, ze względu na jazdę nocą i chłód. Na niebie po chmurach migały światła reflektorów Ramzesa. W Dubiecku jakieś nocne zgrupowanie - na rynku kilkanaście aut i wiele więcej gadających ludzi. Za Nienadową długi podjazd. Koło kulminacji zlał nas przelotny deszcz. W Krzywczy Śniadanie na przystanku. Zaczynało się rozwidniać. Upiornie ciężki (jak na nasze zmęczenie) podjazd do Reczpola. Z lewej szczekało jakieś zwierze, którego nie było widać. Kasia nie dała rady, a ja ledwo ledwo. Przegrzewanie było odczwalne.

Zaczynało świtać. Mijało nas sporo ludzi, którzy wracali z wesela. Zjazd z Reczpola do Korytnik spory. Chyba pora też wymienić klocki hamulcowe, bo ledwo dawały radę. Przejazd mostem o zużytym podłożu asfaltowo metalowym do Krasiczyna. Na drugim brzegu podjazd do Dybawki, gdy akurat zaczęło padać. Trzeba było się schronić na przystanku, bowiem z deszczem przywędrowała burza. Jej pioruny widać było już jakiś czas temu, ale jednak dalej na południe. Łudziła nas nadzieja, że nie przyjdzie, ale postanowiła jeszcze nas pożegnać.


04:38. Poranek na moście między Korytnikami i Krasiczynem. Widok ku S

Na przystanku minął nam czas do 6, mając (również) nadzieję, że deszcz przejdzie, albo zmniejszy moc. Eeee... Nie. Nie zamierzało przestać. Trzeba się było zmusić, aby wsiąść na rowery i szybkim tempem przemierzyć pozostałe 8 km do centrum Przemyśla. Jazda i odliczanie. Wody było tyle, że nawet już nas nie obchodziła. Buty i tak przemokły już na samym początku. Stanowiąc obraz nędzy i rozpaczy, wreszcie udało się osiągnąć skrzyżowanie przed głównym mostem. Tabliczka wskazał kierunek na Dworzec PKP. Przed światłami ze skrętem na Sportową, ustawiła się kolejka aut. Hamulce nie dawały rady, wiec trzeba było odbić na lewoskręt. Zjazd za wiadukt kolejowy. Skręt w Plac Zgody i Kamienny Most, gdzie dobrze było zapytać idącą nim kobietę, o położenie dworca. Chodnikami na Plac Legionów. W przemokniętych ubraniach, można było się chociaż schronić pod dachem.


06:35. Przemyśl. Dworzec PKP

Przy kasie niespodzianka (choć dzięki doświadczeniu - nie taka wielka). Bilety możemy kupić, ale bez miejscówki. I bez rowerów, bo na te również już nie było "miejsca". Czego się nie dało w kasie, dało radę u na peronie. Oczywiście swoje trzeba było odstać jeszcze na dworcu (swoją drogą, bardzo ładnym). Temperatura była nieco wyższa niż minimalna, jakiej było nam potrzeba. Byłoby pięknie, gdyby nie dochodziły kolejne osoby, z których część nie zamykała za sobą drzwi. Przeciąg był okropny.

Tajemnica braku miejscówek wnet się rozwiązała. Z rekolekcji wracała Oaza ze swoimi żarcikami. Nie wyjaśniało to braku biletów na rower. To wyjaśniło się w trakcie jazdy, gdy dochodziły kolejne, do całkowitej liczby sztuk dziesięciu (gdzieś w okolicach Sandomierza na peronie czekała poza tym jakaś większa grupka, ale nie wsiadali). W Lublinie podstawiono jeszcze jeden wagon, bo ludzi na korytarzy i bez miejscówek również było mrowie. Mimo, iż my miejscówek nie było, w przedziale przyrowerowym siedział (wraz z nami) komplet i nie zgłosił się nikt na zajmowane przez nas fotele. Trochę gadania ze Szczecińskim rowerzystą, który odwiedzał rodzinę pod Lublinem. Do Warszawy dojazd z pewnym opóźnieniem. Jadąc tam, skład gonił chmurę opadową, która wraz z nami przesuwała się na północ, lecz na miejscu, na szczęście, było już słonecznie.

Zaliczone gminy

- Dubiecko
- Krzywcza
Rower:Czarny Dane wycieczki: 136.76 km (7.00 km teren), czas: 10:44 h, avg:12.74 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Beskid Burzowy VI - Pół dnia w Bieszczadach

Piątek, 15 lipca 2016 | dodano: 01.08.2016Kategoria 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Beskidy

Pobudka trochę chłodna, bo namioty skryty w cieniu. Przez łąkę powrót na szosę, raz jeszcze dobrnąwszy do kulminacji, gdzie szczelnie trzeba było zapiąć kurtki (często używanych na tej wyprawie, czasem przez czas bardzo długi). Zjazd i wnet się okazało, że to już Tylawa. Skręt na DW 897 pojawił się przed zabudową, a sama jazda tą trasą wypełniła nam pierwszą część dnia. Za Daliową skręt do Jaśliska, gdzie przyszła pora na zakupy i trochę odetchnięcia po podjeździe na rynek. Za Moszczańcem kolejna przerwa z posiłkiem. Jeszcze trzeba było na zapas dokupić trochę wody w Komańczy, by starczyło jej nad Solinę, a równocześnie nie było zbyt ciężko. O tym odcinku nie ma co więcej pisać, jeno patrzeć.


08:45. Trzcian. Cergowa (716 m n.p.m), za którą została Dukla. Poniżej żwirownia KruszGEO przy Jasiołce. Widok ku NNE


10:21.Jaśliska. Wnętrze kościoła pw. św. Katarzyny z XVIII w.


10:23. Jaśliska. Drewniana zabudowa między kościołem i rynkiem, po zachodniej stronie drogi


11:15. Zjazd do Moszczańca (niewidoczny, po prawej). Na wprost Pańska Hora (564 m n.p.m.). Nieco na lewo Kiczera (572 m n.p.m.). W oddali, po lewej Pasmo Bukowicy. Widok ku NE


11:30. DW 897 na E od Moszczańca. Po prawej Putyska (569 m n.p.m.; 5 km). Po lewej Ostra (687 m n.p.m; 14 km) na W od Jaślisk. Widok ku NEE


12:35. Czystogarb (Górna Wieś). Początek Doliny Wisłoka. Po lewej stoki NE pasma Kiczery Długiej. Po prawej Hawajska (576 m n.p.m.). W centrum Kiczera (572 m n.p.m.) nad Moszczańcem (na lewo, niemożliwym do zobaczenia). Za nią Gniazdo Jawornika na północ od Jaślisk. Widok ku NW


12:37. Czystogarb. Na horyzoncie Masyw Chryszczatej. Widok ku SE

Przed wyjazdem zaplanowany przejazd doliną Osławy. W czasie kilku dni z deszczem i ryzykiem podwyższenia stanu rzeki, zamiana na kontynuację wojewódzką do Cisnej. W Komańczy: 1 - skręt na północ pod sklep, nie było ochoty jechać na południe, dopiero co przejechaną ulicą, 2 - jakaś dwójka rowerzystów ruszyła trasą, która była pierwotnie zaplanowaną. Po przeczytaniu mapy przy kościele, decyzja zapadła. Kurs na spotkanie przygody.


12:58. Komańcza. Odbudowana cerkiew pw. Opieki Matki Bożej z 2010 r., kształtu poprzedniczki z 1802 r.


13:04. Komańcza. Cerkiew pw. Opieki Najświętszej Maryi Panny z XX w. z repliką cerkwi z Dudyńców


13:11. Komańcza. Powojenny kościół pw. św. Józefa przy DW 892

Droga przechodziła remont nawierzchni. Nie wiem czy do stanu asfaltowego, ale na pewno jazda po utwardzonym kruszywie nie należy do moich ulubionych. O ile podjazd do ~560 m n.p.m. jakoś wymęczając, o tyle zjazd wymęczył już sam rower. Nie zmieniając biegu, w pewnym momencie łańcuch spadł na szprychy, równocześnie blokując koło (tak jak było przed Jelenią Górą). Wśród gór wybrzmiał bliżej nieokreślony dźwięk, dobrze słyszalny przez innych, bo wnet drogą przewędrowało kilka osób. Rower do góry, by zabrać się za ocenę. Trzy szprychy zerwały się bez litości. No świetnie. Na razie nic nie robiąc, poza odblokowaniem koła i przełożeniu szprych przez inne, zjazd w pobliże rzeki. Wiadomym było już, że wyprawę skończymy szybciej, nie dojeżdżając do planowanego Zamościa.


13:48. Modernizacja trasy Komańcza - Prełuki. Podjazd tuż za Osławicą. Widok ku NE

Nie mącąc myśli zbędnymi czarnymi myślami (bo i po co), raźno jechało się na południe, jadąc przez cztery brody, przecinające rzekę betonowymi płytami (jadąc z aparatem przez ostatni, Kasia przejechała centymetry od krawędzi płyty, nie do końca zdając sobie z tego sprawę). Był to najciekawszy i najzabawniejszy etap na całej wyprawie, choć nie wiem czemu jazda przez wodę daje tyle frajdy. Przerwa na początku Smolnika. Stała tam niewielka wiata, gdzie minęła nam godzina. Trochę jedzenia, tymczasem susząc buty na słońcu, co jakiś czas przetykanym chmurą. W środek powędrowało mnóstwo papieru, aby wyciągnął z nich nadmiar wilgoci. Po kilku wymianach prawie nie było czuć, że niedawno całe przemokły. Szprychy trzeba było tak naciągnąć, by dało się założyć hamulce i by nie obcierały o obręcz. W czasie przerwy drogą przejechały trzy wozy-dorożki pełne turystów, potem dwóch rowerzystów, bardzo mało aut.


14:26. Prełuki. Po wschodniej stornie Osławy. W tle Szczob (615 m n.p.m.). Widok ku S


14:31. Prełuki - Smolniki. Na wprost zachodni kraniec Czerteżyka (656 m n.p.m.). Widok ku SE


14:36. Duszatyn. Stary most kolejowy nad Osławą linii Rzepedź - Moczarne, zamknięty na tym odcinku w 1995 r. Widok ku W


14:38. Rezerwat "Przełom Osławy pod Duszatynem". W centrum Korostyńska (632 m n.p.m.). Widok ku N


14:43. Duszatyn - Miłków. Pierwszy bród. Widok ku S


14:53. Duszatyn - Miłków. Trzeci bród. Widok ku N

Odpocząwszy, kurs do przełęczy Żebrak (816 m n.p.m.). Podjazd był to długi i męczący (do końca bez zsiadania nie udało się dotrzeć, bo Kasi raz nie wskoczył bieg, a mi wypadło się zatrzymać na ostatnim rozjeździe tuż przed nią, by nie pomylić się co do doboru trasy). Od podjazdu gorszy był zjazd. Trwał remont nawierzchni. Część najbardziej stroma to kruszywo ubite walcem. Od pola namiotowego Rabe kruszywo przez prawie całą szerokość drogi było naruszone i nie "ubite". Jechało się jak po zwykłych kamieniach. Z trudem. Męka skończyła się koło domku studenckiego Huczwice. Stamtąd była to już zwykła szutrówka, a droga nie była zbyt stroma. Jeszcze do tego krótka przerwa ze spacerem na drugą stronę strumienia, koło źródełka z pompą. Woda smakowała zbyt siarkowo jak na mój gust.


16:54. W trakcie wjazdu na Przełęcz Żebrak


17:27. Ostatni odcinek do przełęczy. Widok ku W


17:32. Przełęcz Żebrak (816 m n.p.m.)


17:44. Studencka Baza Namiotowa Rabe SKP "Czwórka". Widok ku W


17:56. Okropny, nieutwardzony gruz. Po prawej Rabiański Potok. Widok ku SW


18:18. Źródło "Rabskie". Prawie koniec zjazdu z Żebraka

Po dojechaniu do Baligrodu, wciąż było jeszcze sporo czasu do zachodu słońca. Bardzo dobrze, bo już była obawa, że przejazd z Komańczy zajmie więcej czasu (m. in. w skutek awarii), a tak pozostało pokonać jeszcze jeden podjazd i dotrzeć nad Solinę. Ów był dużo krótszy i łagodniejszy niż na Żebrak. Tak się początkowo wydawało. Pod koniec Stężnicy pojawiła się trudniejsza ścianka. Na kulminacji trzeba było chwilę odsapnąć. Wreszcie nastąpił wjazd do samotnie leżącej gminy Solina, której z różnych powodów nie dawała się schwytać. Oczekując na Kasię, która nie dała rady, krótki spacer na pagórek po lewej stronie, by lepiej obejrzeć pokonaną trasę. Zjazd świetny. Pozwolił wyciągnąć najwyższą prędkość na wyprawie, a ze sprawnym kołem byłoby może lepiej.


19:28. Stężnica. Przedostatni ciężki podjazd. Widok ku NW


19:29. Stężnica. Początek stromizny...


19:36. ...i koniec podjazdu

Po etapie intensywnym, droga przecinała kilka razy rzekę po betonowym brodzie (co wymagało jakiejś tam redukcji prędkości), ale rzeka tamtejsza płynęła pod nimi. przed jednym z nich wyprzedziło mnie auto, które i tak zwolniło i zmusiło mnie do niemal wyhamowani, by nie wpaść. Gratulować wyobraźni. Zjazd zakończył się w Wołkowyi przed wjazdem na DW 894. Kilka minut oczekiwania na Kasię, a potem uzupełnienie zapasów. Prawie brakowało przede wszystkim picia. Słońce już zachodziło za horyzont. Z trudem udało się podjechać ku północy po wojewódzkiej, po czym znaleźć przyjemną miejscówkę z widokiem na przebytą dolinę. Wygnieciona na łące "zatoczka" sugerowała, że ktoś nocował tam przed nami.


20:20. Jezioro Solińskie w Wołkowyi. W tle Kiczora (628 m n.p.m.). Widok ku S


20:43. Zachód słońca nad Wołkowyją w Dolinie Wołkowyjki

Zaliczone gminy

- Jaśliska
- Solina
Rower:Czarny Dane wycieczki: 86.43 km (12.00 km teren), czas: 06:52 h, avg:12.59 km/h, prędkość maks: 67.20 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Beskid Burzowy V - Zakończenie zdobywania małopolskiego

Czwartek, 14 lipca 2016 | dodano: 01.08.2016Kategoria 2 Osoby, Pół nocne, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Beskidy

Noc przetrwana. Po spakowaniu zejście na drogę, gdzie okazało się, że brakuje powietrza w mym tylnym kole. Na przystanku (bez zadaszenia i siedzenia) wymiana dętki, lecz źle założona opona. Cięższa przez to jazda trwała przez podjazd między Męcinami, zjazd w Męcinie Wielkiej i skończyła się na przystanku w parku wsi Wapienne. Tam oponę znów została osadzona prawidłowo i rozpoczął się lekki posiłek. Chmury nie wyglądały zachęcająco. Niosły zapowiedź deszczu. W Rozdzielu zjazd pod zamknięty kościół, gdzie nastała jeszcze jedna, krótka przerwa na przystanku przy DW 993. Drogą jechał jakiś sakwiarz.


10:46. Rozdziele. Cerkiew Narodzenia Najświętszej Maryi Panny z 1927 r.

Wjazd do Lipinek z prędkością 32-34km/h. Wiatr nas w tym wspomagał. Koło parku skręt pod odnowiony pałac, którego skrzydło północne będzie musiało przejść remont. Gdy kończył się podjazd ku wschodowi i mijało obszary, które nadawały się na wczorajszy nocleg, rozpoczął się opad. Jazda w deszczu. Był dość intensywny, ale nie nawalny. Spieszyło się nam, podczas jazdy przez las do Pagorzyny, byle tylko znaleźć schronienie. Koło kościoła skręt w lewo i wnet przerwa na przystanku. Minęło kilka minut większego opadu. Po nim jazda wąską, ale przyjemną dróżką odbiegająca tuż obok. Wyjazd w Pagórku, kończąc wizytę w małopolskim, a tam...


11:20. Pagorzyna. Po lewej Lisia Jama (369 m n.p.m.; 4 km) koło Duląbki. W centrum ledwo widoczny Kamień nad Kątami (714 m n.p.m;21 km). Na prawo, nieco bardziej widoczne szczyty Zamkowa (571 m n.p.m; 13 km), Trzy Kopce (696 m n.p.m; 15 km) i Smyczka (673 m n.p.m; 13 km). Po prawej wybijająca się nad okolicą Cieklinka (512 m n.p.m.; 5 km) przez którą przebiega granica województw. Na prawo od niej widoczne tereny Magurskiego Parku Narodowego i zabudowania centrum Pagorzyny. Widok ku SE


11:22. Pagorzyna. Dróżka prowadząca do Pagórka (Nowej Wsi) ku SEE


11:26. "Droga" przez Pagórek do Radości ku SE. Na wprost Lisia Jama (369 m n.p.m)

Dopiero "za wsią" nawierzchnia była nowa. Skręt do Osobnicy, jadąc drogą położoną po zachodniej stronie Bednarki. Stamtąd przez teren kościoła do Dębowca. Podjazdy były tam nieco męczące. Rozpoczęło się szukanie sklepu, by zrobić zakupy i równocześnie przerwę na posiłek. Tak się złożyło, że był jeden na rynku w Dębowcu, ale trzeba by się trochę cofnąć. Się nie chciało. Stromy zjazd, długa jazda w dolinie Wisłoka. Ostry, lecz krótki podjazd z pisklakami do kościoła w Załężu, kontynuacja równinnej jazdy i jeszcze jeden podjazd - tym razem do centrum Osieka Jasielskiego, gdzie zakupy zostały zdobyte z dwóch sklepów (w tym SPAR, który nijak nie przypominał tych z 2011).


12:37. Załęże. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela z XVIII w. (kilka miesięcy później odkryto tam amunicję z IIWŚ)


13:19. Przerwa na rynku w Osieku Jasielskim. Kwiczoł pozujący

Wiało mocno i wyglądało, jakby miało znowu zacząć padać. Posiłek nie został jednak zakłócony i wnet wyjechało się na Nowy Żmigród. Tam wpierw przerwa przy kościele, który częściowo został obejrzany od środka. Potem do muzeum, mając nadzieję, że ewentualny deszcz przeminie w trakcie zwiedzania. Nawet się nie zaczął, za to wiatr był wtedy bardzo silny.


13:54. Widok z drogi między Osiekiem Jasielskim i Nowym Żmigrodem ku W


13:58. Magura Wątkowska po lewej i Cieklinka (512 m n.p.m) po prawej. Pomiędzy nimi Ostrzeż (427 m n.p.m.) za którą położona jest wieś Bednarka. Widok ku W


14:24. Rynek w Nowym Żmigrodzie

Kurs na południe. Trochę pokropiło. Przeczuwając możliwość większego opadu, zjazd pod sklep, gdzie zjadło się lody. Deszcz nie przybył. Wjazd do wsi Kąty, gdzie udało się pomóc podlotowi w opuszczeniu drogi, na której stał wymęczony i nie rozumiejący zagrożenia. Z początku nie wiedział o co chodzi, gdy znalazł się uwięziony w dłoni, lecz wnet się wyszarpał i odleciał kilka metrów dalej po drodze. Prób było kilka, dopóki ostatecznie nie udał się w kierunku rowu po lewej stronie drogi. Po prawej teren wnet gwałtownie opadał i tam nie chciał się znaleźć.


15:44. DW 992 w Kątach w kierunku Krempnej. Widok ku S na Kamień nad Kątami (714 m n.p.m). Tu pojawił się...


15:46. ...ten oto podlot

 Za mostem ponowna jazda i tym razem długi podjazd na Przełęcz Habowską. Jeszcze w odsłoniętym terenie odległość między nami przekroczyła 500 m. Jadąc w części leśnej, już nie można się było zobaczyć, co skutecznie uniemożliwiały liczne skręty i zakręty. Przerwa dopiero na kulminacji, z różnicą czasu wynoszącą osiem minut. Było chłodno, ale z powodu wysiłku i ubrań również gorąco. Ogólnie, to często trzeba było walczyć z wentylacją i termiką.


15:59. DW 992 ku Krempnej. W tle Kamień nad Kątami (714 m n.p.m). Widok ku S


16:05. DW 992 (Kolonia Kąty). Rozwój chmur obserwowany z pewnym niepokojem. Widok ku W


16:37. Przełęcz Hałbowska (540 m n.p.m.)

Po drugiej stornie było słonecznie i ciepło. Zjazd szybki, choć nawierzchnia niespecjalnie przyjemna. W Krempnej zastanawianie się, czy by nie zrobić kolejnej przerwy na lody, ale wnet znów rowery się toczyły dalej. Trzeba korzystać ze sprzyjającej pogody, póki można. Zerkn do wnętrza cerkwi, lecz ta była w remoncie i brakowało podłogi. Za Polanami przerwa z posiłkiem na podjeździe, w niewielkiej odległości od cmentarza, lecz bliżej zalesionej części trasy. Reszta podjazdu obyła się bez zatrzymywania. Aut na tym odcinku jechało ledwie kilka.


16:45. DW 992. Zjazd do Krempnej. Z lewej Kotalnica (544 m n.p.m.). Za nią Jaworzyn (711 m n.p.m.). W tle grzbiet Wysokiego (657 m n.p.m.). Po prawej Bukowinka (525 m n.p.m.). Widok ku S


17:00. Krempna. Cerkiew pw. śś. Kosmy i Damiana z XVIII w.


17:07. Krempna (wschodni kraniec miejscowości). Gospodarstwo z dziwnym drobiem. Były różne wersje


17:12. Droga do Polan. Widok na Suchanię (580 m n.p.m.). Widok ku E


17:47. Widok ze wsi Polany ku W. Chmury coraz wyższe i bliższe

Za skrzyżowaniem na Olchowiec zaczął się zjazd, choć nie tak od razu sprowadzający nas na dół. Przy mniejszym podjeździe rozciągał się wspaniały widok ku SE, a teren po prawej był niezalesiony. Długo nie był podziwiany. Zjazd przez Chyrową na DW 993 w Iwli. Jazda po niej trochę mecząca ze względu na ruch aut. Przejazd do Dukli, gdzie na szybko udało się obejrzeć kilka zabytków, gdzie także dościgły nas chmury, lecz nie niosły deszczu. Zasłoniły zachodzące słońce, oznajmiając szybszy koniec dnia podróży.


18:39. Widok na wschodni Beskid Dukielski ku SE. W centrum Tylawa


18:48. Chyrowa. Cerkiew pw. Opieki Bogurodzicy z XVIII w.


19:11. Dukla. Pałac z XVIII w.


19:25. Dukla. Ruiny browaru z XVIII w. na wschodnim krańcu ul. Parkowej


19:29. Dukla. Ratusz z XVII w. Widok ku NW

Jazda DK 19 do Tylawy. W jej okolicy miało się znajdować miejsce zdatne do noclegu, jak to udało się wypatrzyć na GE, nie pamiętając jednak gdzie konkretnie. Zrobił się chłodno, a auta trochę doskwierały, choć kiedyś zdarzały się drogi, przy których ta trasa wydawała się spokojną. Namiot rozłożony tuż za Trzcianą, jeszcze przed zachodem słońca. Byłą o niewielka polanka. Idąc do niej obserwowało się piękną grę świateł na chmurach i takie ich rozpraszanie, że otoczenie było oświetlane ciepłym, pomarańczowo czerwonawym światłem, gdzie światła i cienie były bardo kontrastowe oraz niezwykle wyraźnie widać było obiekty ze sporej odległości (te oświetlone). Barwy przypominały te, spotykane w grach lub filmach i był to pierwszy raz, gdy ujrzało się świat w taki sposób. Zdjęcia niestety tego nie oddały, ze względu na słaby aparat oraz ulotność chwili, tak więc nawet ich nie wrzucam.


19:51. DK 19. Widok przed Trzcianą ku N


20:12. DK 19. Widok zza Trzciany ku N

Zaliczone gminy

- Lipinki
- Dębowiec
- Osiek Jasielski
- Krempna
- Dukla
Rower:Czarny Dane wycieczki: 86.48 km (1.00 km teren), czas: 06:18 h, avg:13.73 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Beskid Burzowy IV - Doba nawałnic

Środa, 13 lipca 2016 | dodano: 31.07.2016Kategoria 2 Osoby, Pół nocne, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Beskidy

W drugiej połowie nocy przechodziła burza. Trochę grzmiało, trochę padało, ale nie było to zbyt kłopotliwe i wnet przeszło. Głównie dlatego, że centrum przechodziło bardziej na południe od nas. Była tylko nadzieja, że wody nie wezbrały, bo powrót na drugą stronę byłby co najmniej kłopotliwy. Na szczęście wody było tyle samo. Chwilę jeszcze jechało się terenową dróżką, a potem krótka przerwa na pierwszym przystanku przy krajówce. Dłuższa odbyła się na przystanku przy sklepie. Tam wymiana dętkę, a w oponie siedział długi kolec. Do tego smarowanie łańcuchów, choć raczej nie zamokły w rzece. Gdy przyszło mi ruszyć jakiś czas po Kasi, podczas ogarniania bałaganu do sakw, za przystankiem zaparkował mijany pojazd do koszenia traw przy drodze, który był przez nas wyprzedzany wcześniej.


08:29. Nowa Wieś. Droga z noclegu przecinająca Kamienicę. Widok ku SSW

Droga ciągnęła się pod górę do Krzyżówki, skąd odchodziła DW 981, w którą skręt, aby odwiedzić Krynicę. Zjazd raczej przyjemny (pomimo nawierzchni), szybki, ale w terenie zabudowanym już kłopotliwy. Pojazdów było sporo, podobnie ludzi. Chodnikiem spacerowało kilka niby szkolnych wycieczek. Bez zwiedzania - jazda dalej. Do Powroźnika nachylenie nadal szybkie lecz łagodniejsze, a dalej już tylko łagodne. Wypatrywanie skrętu do Cerkwi Unesco i na szczęście wyglądało na to, że będzie korzystnie ją odwiedzić w drodze na Tylicz.


08:47. DK 75 w Nowej Wsi przed skrzyżowaniem na Łosie. Po prawej widoczna Kiczera (727 m n.p.m.). Widok ku SE

W Muszynie uwagę zwróciły rzeźby roślinne przy drodze, tabliczka na zamek, ogród "biblijny" i drugi "rozkoszy". Zjazd pod wzgórze zamkowe. Przegląd mapy na tabliczkach, ale nie było ochoty na wspinaczkę widząc, że są raczej mizerne, a rowery jednak zbyt ciężkie. Do tego niebo się nachmurzyło i szykowało niespodziankę. Ledwie rozpoczął się nawrót, gdy spadły pierwsze, siermiężne krople. Za znakami szybka jazda do centrum przez Piłsudskiego, gdzie udało się przeczekać ulewę pod wykuszem domu handlowego. Po wszystkim kurs do ogrodu biblijnego. Były tam miniaturki, niektóre symboliczne, inne bardziej dosłowne, przedstawiające historię przedstawioną w biblii. Sporo małych roślinek, sporo kamieni na dróżkach. Po krótkiej chwili teren został przez nas opuszczony.


11:34. Parasole z drzew w Muszynie na rynku


11:56. Muszyna. Rzeźba Nowa Jerozolima w Muszyńskich Ogrodach Biblijnych przy kościele


11:58. Zamek w Muszynie widziany spod kościoła

Deszcz zaczął padać w czas niedługi. W Powroźniku wystarczająco nas już wymoczył, a ulewa okazała się burzą. Kasia chciała zatrzymać się na przystanku, jeszcze gdy zaczynało kropić, ja zaś, by dociągnąć do cerkwi. Była to dobra decyzja, bo dzięki temu udało się nam na nią zerknąć, posiedzieć (było tam znacznie cieplej, niż by było na przystanku) i przeczekać całą, silną burzę. Ponadto, chwilę po opuszczeniu budynku, na przerwę obiadową wyruszył nieco od nas starszy, pilnujący przybytku, posiadający kuzyna w Rzymie. Czekając na przystanku, już by się nie udało zajrzeć do środka. Wody nalało sporo. Jadąc wzdłuż Muszynki, mijało się szczyty, już tworzące obłoki parującej wody. Droga wznosiła się bezproblemowo ku górze, więc i sił wiele się nie zużyło, choć przedtem mogło się wydawać, że będzie to bardziej stroma trasa. Jedyna trudność to wjazd na rynek, bo nachylenie ulicy większe, a nawierzchnia gorsza. Przerwa na ławce w centrum i posiłek. Po nim obejrzenie obu kościołów na północy, bo były blisko, a na niebie znów zaczęły pojawiać się chmury opadowe, po krótkim okresie słonecznym. Turystów nie było tam wielu.


12:48. Powroźnik. Potop niebiblijny


1251. Powroźnik. Cerkiew pw. św. Jakuba


13:12. DP 1513K na Tylicz. Między Wojkową i Doliną Borsuczą. W tle stok Bradowca (770 m n.p.m.). Widok ku N

Zaczęła się jazda do Mochnaczki Niżnej. Przerwa na przystanku, w gotowości, by przeczekać kolejny deszcz. Trochę jedzenia w trakcie przerwy, a tymczasem deszczu ani śladu. Może nie będzie. Decyzja, by jechać. Skręt na betonowe płyty czarnego szlaku rowerowego do Izb. I się zaczęło. Cała droga po płytach to jedna mordęga, to że pod górę - kolejna, a to, że na dodatek rozpętała się kolejna burza... Jak głupi trzeba było przeć do przodu. Może jakaś wiata będzie w środku lasu? Może zaraz się skończy i zjedziemy? A gdzie tam. Droga pięła się, jak na nieszczęście, coraz wyżej i wyżej, a gdy już miał się rozpocząć zjazd - przeszkodą były mokre hamulce na płytach betonowych przy samorozpędzającym się rowerze, gdzie na dodatek niektóre płyty były częściowo zniszczone, a niektórych praktycznie nie było. Miodzio...


13:58. Tylicz. Rynek. Powrót deszczu. W tle Szubienica (683 m n.p.m.). Ukryte w chmurach Wysokie Bereście (894 m n.p.m.). Widok ku S

Widok po drugiej stronie był ładny i interesujący. Tylko burza nie dawała spokoju, więc my dalej zjazd, a betony nie pozwalały robić tego tak, jakby się chciało. Ewakuacja przebiegła pomyślnie, choć na ten czas było więcej szczęścia niż rozumu. Gdy już udało się znaleźć między zabudowaniami, burza i deszcz zaczęło stopniowo przechodzić. Odpoczynek na przystanku, zerk do cerkwi. Droga przy lesie wzdłuż Białej przyjemna i jakby niedawno poszerzana. Pod koniec Śnietnicy skręt w prawo na Czarną. Znów pod górkę, ale przynajmniej się bardzo rozpogodziło i nie zapowiadało na kolejne burze. Za wsią zjazd do Uścia Gorlickiego. Niezły do rozpędzania, ale kończył się zbyt gwałtownym rozjazdem. Udało się zdążyć na właściwą godzinę, by zajrzeć do cerkwi, lecz za wcześnie o jeden dzień - możliwe od czwartku do niedzieli.


15:11. Zjazd do Izb w burzy. Po prawej Lackowa (997 m n.p.m.). Po lewej pasmo Białej Skały. Widok ku E


15:25. Wnętrze cerkwi pw. św. Łukasza Ewangelisty z XIXw. w Izbach


15:29. Izby. Skrzyżowanie drogi do Banicy i wzdłuż rzeki Białej. Widok ku N


16:39. Śnietnica. Często owce chodziły po podwórku, jak wszędzie indziej psy lub kury


17:29. Cerkiew pw. św. Paraskewy z XVIII w. w Uściu Gorlickim

Za miejscowością stromy podjazd. Koło niego miał nam wypaść nocleg, ale zbyt wcześnie jeszcze było, wiec dalsza jazda poniosła do kolejnego wyznaczonego punktu noclegowego. Z początku drzewa znacznie zasłaniały widok, ale później Jezioro Klimkowskie było już widoczne porządnie. Ładnie tam było. Z Klimkówki zjazd do Ropy. Najlepszy tego dnia. Podróż po DK 28 męcząca. Krótki zjazd w Szymbarku, by obejrzeć z zewnątrz pałac. Jeszcze przed zmrokiem wjazd do Gorlic, ale omijając potencjalne miejsce noclegu. Nic to. Zjemy coś, podładujemy baterię i na komórce poszukamy odpowiedniego miejsca. Tak się stało, a posiłek skończył się już po zmroku. Przy okazji trochę udało się zwiedzić centrum Gorlic na górce, wszystko w poszukiwaniu lokalu odpowiedniego na tegodniowe gusta. Prawie nie powtarzały nam się ulice. Przejazd mostem wojewódzkim, a powrót kładką dla pieszych i rowerów. Po drugiej stronie dało się słyszeć głos starszej kobiety niosący się przez ulicę "paranoje, paranoje", powtarzany kilkukrotnie z przerwami. Na skrzyżowaniu rozglądanie i udało się dostrzec okno, z którego ów głos dobiegał. Owa osoba machała przez zamknięte okno ręką, jak wycieraczką, a pozostała część ciała pozostawała niewidoczna...


17:40. Podjazd między Klimkówką (za plecami) i Uściem Gorlickim (widocznym w centrum). Po lewej lesisty Kamienny Horbek (544 m n.p.m.) i rzeka Ropa, wpadająca do Jeziora Klimkowskiego. Widok ku E


18:09. Klimkówka południowa pod Kielczykiem. Widok na Jezioro Klimkowskie ku NE. Po prawej Kopa (671 m n.p.m.). Szczyt drugi na lewo od słupa - Palcz (648 m n.p.m.). Pomiędzy nimi ujście Przysłupianki do jeziora i ledwie widoczne pasmo Magury Małastowskiej (6 km)


18:33. Widok z Klimkówki na Jezioro Klimkowskie ku SE. Od lewej Ubocz (623 m n.p.m.), Kopa (671 m n.p.m.), Palcz (648 m n.p.m.). Po prawej stoki Pasma Homoli. W centrum odległa Rotunda (771 m n.p.m.; 15 km) oraz nieco na prawo Jaworzyna Konieczniańska (881 m n.p.m.; 18 km)


18:56. Ropa. Kościół pw. św. Michała Archanioła z XVIII w., którego drzwi zamknięto tuż po naszej wizycie w przedsionku


19:31. Kasztel z XVI w. w Szymbarku. Widok ku SW


20:01. Rynek w Gorlicach. Widok ku E 


20:41. Gorlice. Pizza z Pieca na Garbarskiej. Niby duża, ale mała

Wyjazd na południe. W Sękowej skręt na Męcinkę i żmudna jazda w kierunku Lipinek, za którymi miała się znajdować miejscówka. W Męcinie Małej, pod koniec wsi udało się znaleźć wystarczająco odpowiednie miejsce, i to dużo wcześniej. Chwilę trwało badanie terenu. Wpierw pod las, potem w jego wschodni kraniec, najbardziej niewidoczny, ale najbardziej ryzykowny - pod samym lasem i przy linii energetycznej. Za linią drzew, po przekroczeniu kilku gałęzi rozłożonych na czystym przejściu, w mroku dostrzegło się jakiś domek w pewnej odległości. Trzeba było oddalić się. Rozważane zejście na sam dół i schowanie za krzakami, ale byłoby to totalnie widoczne z drogi.

Ostatecznie namiot znalazł się w pobliżu drzew nad strumieniem (słyszalnym, ale niewidocznym, bo niżej położonym), 2/3 odległości między lasem i drogą. Była to dobra decyzja, bowiem w nocy przeszła największa w życiu nawałnica, jaka nas spotkała pod namiotem. Pioruny waliły jeden za drugim, z czego dwa walnęły bliżej niż 500m, a jeden poniżej 300m, w kierunku jednego wyższych z punktów, rozważanych do nocowania. Dyskoteka trwała z pół nocy, ale trochę się przysypiał nie wiadomo było, która godzin, ile czasu mija.

Zaliczone gminy

- Krynica-Zdrój
- Muszyna
- Uście Gorlickie
- Ropa
- Gorlice (W+M)
- Sękowa
Rower:Czarny Dane wycieczki: 105.67 km (5.00 km teren), czas: 07:25 h, avg:14.25 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Beskid Burzowy III - Jezioro Rożnowskie

Wtorek, 12 lipca 2016 | dodano: 21.07.2016Kategoria 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Beskidy

Burze na szczęście nie przechodziły w okolicy. Spokojna i przyjemna noc, choć podłoże nieco niewygodne (bywało wiele gorszych). Po wyjściu na drogę, pierwsza przerwa tam, gdzie poprzedniego wieczora przyszło nam zjeść lekką kolację przed zniknięciem w zagajniku. Do tego trochę pozachwycania się widokiem gór na południe od nas. Zjazd przez Nową Wieś Złocka. mapa w komórce zapowiadała przejazd. Był. Asfalt się skończył, przeszedł w drogę trawiastą, przecięła krótki las, rozdzieliła się na lewą w dół w jakby dolinę strumienia i prawo przez łąkę blisko gospodarstwa. Przed gospodarstwem wyjazd na gruntówkę doń prowadzącą. Podjazdm na którym owady kąszące sztuk niewielu. Koło krzyża wyjazd na asfalt i ponownie w dół. Tym razem było dobrze.


09:09. Niedzwiedza. Po przebudzeniu i spakowaniu (po lewej miejsce kolacji). Widoczny dach budynku w Nowej Wsi Złockiej. W tle szczyty wzgórz na E od Czchowa. Widok ku S


09:14. Droga z mapy w komórce. Widok ku NW


09:31. Nowa Wieś Złocka. Grzybów nie rozpoznaję...


09:49. Po posiłku, w kierunku Złotej. W tle wzgórza koło Czchowa (miasto na zboczu wzgórza, na przedłużeniu osi drogi). Na horyzoncie blade Pasmo Łososińskie. Widok ku SW

Asfalt ostro skręcał w prawo, droga prosto niknęła gruntówką w lesie. Wjazd do zwartego obszaru zabudowy w Złotej, ale zjazd tam nie tą ulicą, co trzeba - znów wina mapy, sugerującej przejazd, a tam zajmująca się malinami kobicina mówiła co innego. Powrót pod górkę, zjazd na drogę właściwą i kolejny - na DW 980. Według planu, na Złotą miał być skręt nieco ponad kilometr wcześniej, a w Jurkowie pognać na zachód do Iwkowej. Stało się jak stało, a z Jurkowa przejazd do Czchowa. Zakupy spożywcze, do tego 3 dętki z pobliskiego serwisu (dwie posiadane mogły nie być wystarczające, a z tylnego u Mitori powoli schodziło powietrze, więc i tak zostalibyśmy tylko z jedną w zapasie). Obejrzawszy wnętrze kościoła (jak większość na trasie - tylko z przedsionka), który był w remoncie, tudzież konserwacji. Z Rynku zjazd na parking pod zamkiem. Prowadziła stamtąd wąska ścieżynka pod górkę prowadząca. Dojazd do ławeczki, gdzie nastała przerwa na posiłek. Zwiedzanie wieży odbyło się na zmiany (porównywalną do tej z Iłży). Poza nami, wnętrze odwiedziło jeszcze 6 osób. Schody w budynku ~80-100 stopni.


11:15. Wnętrze kościoła w Czchowie


11:20. Baszta zamku w Czchowie


11:31.Widok z baszty, rozciągający się od NW po SE


12:05. Plac zabaw między kościołem i drogą na basztę od strony parkingu


12:08. Zabudowa ulicy Św. Kingi, odchodzącej od rynku ku Iwkowej

Przejazd do Iwkowej był pierwszym poważnym podjazdem na tej wyprawie. Kilka serpentyn, długo, dość stromo, gorąco. Krótka przerwa na kulminacji. Nie było między nami istotnej różnicy w czasie jej osiągnięcia. Zjazd przyjemny, choć z niespodzianką. przed skrętem na Wytrzyszczkę była dolina i niewielki, ale stromy podjazd. Spadł mi tam łańcuch przy zmianie biegów. Przez to trzeba się było trochę przespacerować. Przed drugą kulminacja przerwa na przystanku by ochłonąć. Zebrały się w tym czasie chmury na niebie. Zrobiło się chłodnawo. Czym prędszy zjazd, gdyż niebo sugerowało mniej lub bardziej rychłe opady. Ten zjazd był przez sporą część nowym, bezproblemowym asfaltem, lecz od skrętu na Ostrą Górę się zepsuł.


12:35. Rzut oka w kierunku Iwkowej (w dolinie po prawej). U dołu zdjęcia wieś Wytrzyszczka. Na horyzoncie (od lewej przez 2/3 zdjęcia) Pasmo Łososińskie. Widok ku SW

12:39. Chchów (Koziniec). Wytrzyszczka na zboczu Ostrej Góry (335 m n.p.m.). Widok ku S

Z Iwkowej plan zakładał przebicie się przez górę w okolicy Tropsztyna, ale za późno się udało zorientować, że minięta została właściwa odnoga. Powrót bez sensu. Inna opcja to jazda przez Połom Mały. Po zerknięciu na mapę i wspomnieniu przygód z rana, już poszło bez kombinowania - najprostszy w świecie zjazd przez Łęki do DK 75. Tu już kombinowanie się jednak zaczęło, gdyż krajówkę tę znamy. Korzystając z pierwszego mostu pieszego, spacerem do Witowic Górnych. Za nią krótki fragment polnej drogi do asfaltu i obranie kierunku na Witowice Dolne. Niestety znów męczenie się podjazdem, choć dużo krótszym. Po zjeździe przerwa w "Malince". Drobne uzupełnienie zapasów. Kupując oranżadę w butelce kasjerka wspomniała, że trzeba będzie kaucję doliczyć. Rzuciwszy szybko, że nie trzeba, zaraz oddamy, rzuciła tylko podejrzliwym wzrokiem, mówiąc coś w stylu "na pewno?", ale obyło się bez komplikacji, a butelki wróciły do sklepu.


13:34. Porąbka Iwkowska. Krzyż Jubileuszowy w Połomie Małym. Widok ku E


13:50. Witowice Górne. Mostek żelazny, całkiem przyjazny. Widok ku SE


14:47. Rożnów. Fortyfikacja obronna z połowy XVI w. Widok ku E


14:58. Rożnów. Zamek z XIV w. przy drodze do zapory. Widok ku SW

Przerwa sprawiła, że deszczowe chmury zdążyły się zbliżyć. Tempo trochę wzrosło, podczas jazdy do Rożnowa, lecz pierwsze krople zdążyły paść, nim nawet udało się dostać w pobliże zabudowań. Były niewielkie, a dzień jednak gorący (mimo chłodu, jaki nastał przez zasłonięcie słońca chmurami), wiec bez zatrzymywania. Tuż za mostem deszcz ucichł. Podjazd kolejny, równie męczący, co ten w Czchowie, udało się podjechać na dwa razy, gdyż na rondzie skręt w prawo, aby ujrzeć zamku ruiny. Przy nim krótka przerwa i dalsza mordęga w górę (rezygnując z wizyty na zaporze, bo nie było najmniejszej ochoty na jeszcze dłuższy podjazd, nie znając kolejnego). Jeszcze trochę popadało. Zjazd miał kilka ostrych łuków. Gródek nad Dunajcem przejechany szybko, tylko pod koniec zatrzymując się na ławce, by coś przekąsić po wysiłku i popatrzeć na jezioro.


15:34. Bartkowa-Posadowa. Hmm... No tak...


15:43. Jezioro Rożnowskie widoczne z końca zabudowanego terenu Gródka nad Dunajcem. W centrum Małpia Wyspa. Widok ku NW


16:03. Mitori ma mało samotnych zdjęć, więc oto i ono

Dalsza trasa była malownicza, choć chmury trochę psuły wszystko i nieco nas poganiały, wędrując na wschód z południowymi oddziałami pozostającymi z tyłu, co sprawiało, że raz jechało się przez tereny wychłodzone, a raz gorące, dusznawe i jeszcze trochę słoneczne. Tak się działo powoli do popołudnia, potem wjazd w obszar pogodny. Za zjazdem na Sienną był jeszcze jeden długi podjazd. Cztery osoby w wieku do 20 lat, jadące z górki (chłopak, trzy dziewczyny, widać że mało doświadczeni) postanowili się zatrzymać gdzieś w okolicy ostrego skrętu. Komunikacja trochę szwankowała i zostali jeszcze sowicie strąbieni przez kierowce, który był świadkiem ich manewru.


16:30. DW 975. Sienna (Łącztek). Dalej wzdłuż jeziora. Po prawej Znamirowice. W centrum wzgórze wsi Rąbkowa. Na lewo Jodłowiec (482 m n.p.m.) pod którym przyszło spać w 2010 r. Na horyzoncie widoczne Pasmo Łososińskie, z wybijającym się, piramidalnym Jaworzem (921 m n.p.m.). Widok ku E


17:05. Widok ku E na Pasmo Łososińskie i leżące w centrum Tęgoborze. W 2010, do owej miejscowości, odbył się zjazd DK 75 biegnącą po wschodnim stoku wzgórza Jodłowiec (482 m n.p.m.) po prawej. Z lewej Białowodzka Góra (616 m n.p.m.), w centrum Chełm (614 m n.p.m.), na prawo od niego piramidalny Jaworz (921 m n.p.m.). Po prawej, przy skraju zdjęcia, Jodłowiec (482 m n.p.m.)

Widok na Nowy Sącz, szybki i zaopatrzony w zakręt zjazd, a nawierzchnia różna. Wpierw krajówką, potem ścieżką rowerową przy niej. Jechało się bardzo ciężko i opornie. Podjazdy wyssały większość sił. Przerwa i zakupy w markecie przy Nawojowskiej. Tam zerk na mapę i olśniło mnie - jeszcze Kamionka Wielka! Nie została oznaczona na mapie przejazdu (tak to jest przy odwracaniu trasy w RWG). Bez zwłoki, lecz i niezbyt szybko dojeżdżając do niej, robiąc pętle przez most do Kamionki Małej, z niej drugim na tą sama trasę, którą wjechało się, a potem jeszcze cofało do Nowego Sącza. Wydawało się, że trzeba będzie raz jeszcze wrócić w pobliże marketu, ale na szczęście była jeszcze ulica Prusa, którą na spokojnie przejechało się ponad 2 kilometry. Potem wyjazd na chodnik przy krajówce, a gdy się skończył - krajówką. Byle do noclegu, bo zmęczenie się wylewało. Miejsce znalezione przez internet, ale dokładne położenie wyszło dopiero w praniu, bo jadąc dróżką, mijało się dwie osoby. Przekroczenie rzeki po kamieniach, spacerem trochę pod górkę, a na łące, nieco pochyłej, wreszcie udało się zebrać siły po tym dniu.


17:24. Widok na Nowy Sącz ku S. Z prawej stok Paściej Góry w Rdziostowie. Na horyzoncie za nim Pasmo Radziejowej, a na lewo Pasmo Jaworzyny (wzdłuż której [chyba nie] było siły jechać). 

Zaliczone gminy

- Iwkowa
- Gródek nad Dunajcem
- Kamionka Wielka
- Nawojowa
- Łabowa
Rower:Czarny Dane wycieczki: 96.89 km (3.00 km teren), czas: 07:19 h, avg:13.24 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Beskid Burzowy II - Kurs na południe

Poniedziałek, 11 lipca 2016 | dodano: 21.07.2016Kategoria 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Beskidy

Widok po obudzeniu był satysfakcjonujący. Jak się okazało się, już udało się dotrzeć do Koniuszy. Całe szczęście, bo przed sprawdzeniem mapy wydawało się, że będzie to gdzieś w dole, a była na wzgórzu. Po spakowaniu wjazd do centrum i jeszcze rundkę koło kościoła - najwyższego miejsca w wiosce. Zjazd cały czas na zachód do Gnatowic. Nie polecam się rozpędzać, bo droga strasznie łatana, sporo żwiru a na samym dole ostry zakręt, zza którego nie widać czy coś nie wyskoczy.


08:24. Koniusza (S część wsi). SE Wyżyna Miechowska. Po lewej Las Polanowiec (12 km) miedzy Goszczą i i DK 7. W obniżeniu między owym lasem i lasem w centrum - wieś Zaborze. Po prawej ponad linią drzew przy czerwonym domu, ukryte Słomniki (11 km). Widok ku NNW


08:58. Koniusza (S część wsi). Na pierwszym planie Polekarcice (3 km). Ponad wsią widoczne liczne drzewa Skrzeszowic (5 km). Dalej widoczna odległa Goszcza (11 km) i rozległy Las Polanowiec (12 km). Przy prawej krawędzi zdjęcia, między polami tuż poniżej lasu, widoczna linia kolejowa nr 8 Warszawa - Kraków. Przy lewej krawędzi zdjęcia zabudowania Marszowice (9 km). Na horyzoncie w centrum widoczne zachodnie zbocza Doliny Prądnika w pobliżu wsi Czajkowice (28km). Widok ku W


09:06. Koniusza. Dzwonnica z XVIII w. przed kościołem pw śś. Apostołów Piotra i Pawła z XVII w. Widok ku W


09:08. Koniusza. NW kraniec Płaskowyżu Proszowickiego. Z lewej widoczne Muniaczkowice (domostwa między drzewami). Na horyzoncie za nimi las Miechowski (16 km) koło wsi Klonów. Po prawej Dalewice i Rzędowice (w dolinie Ścieklca). Linia drzew u dołu zdjęcia prowadzi przez Chorążyce. Widok ku N


19:17. Zjazd do Gnatowic. Widok ku W

W Niegardowie przejazd za DW 775. W Muniaczkowicach duszny podjazd - słońce dogrzewało. Zjazd był świetny do rozpędzania się - prosty z niewielkim podjazdem pośrodku. Tuż za podjazdem droga zaczynała skręcać w prawo i zmieniała się nawierzchnia, więc dalej nie było sensu jeszcze bardziej się rozpędzać. Maksymalną prędkość osiągnięta nie była jakoś efektowna, bo rower nowy i jeszcze nie sprawdzony, a coś tam jeszcze mi wadziło w balansie całości (za dużo wody, źle ułożonej, zabranej z domu). Od Radziemic droga długa, łagodna, dość monotonna, ale głównie przez gorąco (choć ani razu nie było tak upalnie jak rok temu).


09:53. Za Muniaczkowicami. Pas startowy dla rowerów. Z prawej widoczne Błogocice. Z lewej, w oddali, Radziemice. Widok ku NE


09:58. Widok z drugiej strony na miejsce, skąd było zrobione poprzednie zdjęcie (blisko drzew na horyzoncie w pobliżu zabudowań). Widok ku SW

We Wrocimowicach zastanawiające było, czy chce nam się jechać na kopiec tamtejszego rycerza z bitwy grunwaldzkiej, ale się nie chciało. Od razu kurs pod drugi kopiec, a więc Kościuszki pod Racławicami. Trochę jazdy po alejkach parku pod wzgórzem. Po spacerze z rowerami do schodów, tam zostały, by na lekko wejść na samą górę piramidalnego obiektu. Widok może nie był powalający, bo w lesie z wyciętymi drzewami w kierunku wsi, ale zawsze to jakaś forma ruchu dla nieużywanych na rowerze mięśni. Na koniec przerwa na posiłek pod wzgórzem. Wiał przyjemny, chłodny wiatr, ale trochę przeszkadzało zwijanie się cyrku, po wczorajszej imprezie.


10:50. Janowiczki. Na kopcu Kościuszki pod Racławicami. Widok ku W


10:56. Janowiczki. Na kopcu Kościuszki pod Racławicami


12:00. Janowiczki. Pomnik Bartosza Głowackiego


12:26. Zjazd do Głupczowa z DW 783. Widok ku S


13:13. Za Pałecznicą (Piwniczyska). To zdjęcie byłoby lepsze, gdyby nie facet, który jadąc samochodem nie wyprzedził, tylko stał... Widok ku NE

Przejazd fragment DW 783. Pod górkę. Zjazd na kolejną podjazdową i zjazdową trasę przez Głupczów do Pałecznicy. Zmęczyła nas tak, że już tęskniło się za kolejną przerwą na posiłek. Podjazd przez Piwniczyska i długa droga (w większości zjazdowa) do Proszowic. Za Kolejową zakupy w markecie i sporo odpoczywania - na parapecie, podobnie jak kilka innych osób. Męcząca trasa na Nowe Brzesko - oby do Wisły, bo tam już i spokojnie, i cień lasów, i równina. Kolejna krótka przerwa pod sklepem w Drwinii. Pierwszym jaki się nawinął.


16:01. Most na Wiśle w Nowym Brzesku. Widok ku NW


16:02. I samo Nowe Brzesko zza Wisły. Widok ku N


17:11. DW 965. Przydrożna kapliczka w Drwinii z 1880 r.

DW 965 doprowadziła nas do Bochni. Wjazd do centrum i odpoczynek przy bazylice, jednocześnie trochę ja oglądając. Pół roku wcześniej (autem) nie było na to specjalnie czasu. Zjazd Trudną do DK 94, która dzięki pobliskiej, odciążającej autostradzie była łatwa do jazdy. Udało się przejechać sobie z nią dość sprawnie, byle tylko z niej zjechać na nocleg za Dębnem. Udało się go znaleźć w szczytowej partii Niedzwiedzy, gdy z głównej trasy pojechało się w górę, w tereny mniej zabudowane. Rozciągał się stamtąd niezły widok (również cień tatr) tym bardziej że na północ od nas rozbudowywały się chmury burzowe. Tylko czemu wieś Doły, była wyżej niż pozostałe?


18:25. Bochnia. Budynek z 1895 r. projektu Teodora Talowskiego


18:30. Bochnia. Dzwonnica przed bazyliką, zrekonstruowana w latach '90 XX w.


18:39. Bochnia. Wnętrze bazyliki


19:39. Rynek w Brzesku. Widok ku NE


21:05. Niedźwiedza. Chmury za Wisłą widoczne ze wzgórza ponad lasem Skotlik

Zaliczone gminy

- Radziemice
- Pałecznica
- Proszowice
- Drwinia
- Dębno
Rower:Czarny Dane wycieczki: 113.72 km (2.00 km teren), czas: 07:45 h, avg:14.67 km/h, prędkość maks: 57.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Beskid Burzowy I - Z Krakowa

Niedziela, 10 lipca 2016 | dodano: 21.07.2016Kategoria 2 Osoby, Pół nocne, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Beskidy, Z rodziną

Pociąg

Rodzina podwiozła mnie i Kasię na Dworzec Zachodni. Bilety kupione o 14:47 do stacji Kraków Główny. Planowy przejazd między 14:55 a 17:49. Pociąg podjechał, niemal idealnie zatrzymując się przedziałem rowerowym pod nasze stopy. Tylko trochę trzeba się było przesunąć w prawo. Wyjazd ~15 z Zachodniego. W Krakowie ~18. Trasa przejazdu pociągu była ta sama, co w marcu, tj. przez Włoszczową Północ. Godzina zresztą też (pomijając drobne niuanse).

Kraków (N strona Wisły)

Po przygotowaniu rowerów, wyjście z dworca nastąpiło w pobliżu ruchomych schodów, które ułatwiły zjazd na dół. Z początku naszły myśli, by wykorzystać znaną już windę w Galerii, ale zejście było w nieznanej mi część, więc jednak padło na spacer w lewo, przez stację tramwajową, która przypominała metro. Winda, krótki plac koło dworca PKS, druga winda (ta już śmierdziała środkami dezynfekującymi jak z publicznego WC). Na górze został obrany kurs - na zapiekanki, jadąc Bosacką, Strzelecką, Blich, przez targowisko w Siedleckiego, koło kirkutu pod wiaduktem kolejowym, Miodową, Meiselsa i wreszcie na Plac Nowy. Po posiłku jazda ul. Wąską i Gazową na most z kłódkami.

Kraków (S strona Wisły)

Na drugim brzegu trochę starania, abyśmy przynajmniej na początku nie wjeżdżali na główną i poznali mniejsze uliczki. Józefińska, Dąbrowskiego, Deckerta i Kiełkowskiego (ścieżka od niej odchodząca była rozkopana i pewnie będzie z tego jakaś uliczka). Wjazd na ścieżkę przy Kuklińskiego, którą jechało się do jej wschodniego krańca, nawet gdy zmieniła się w chodnik. Przy Saskiej ścieżka odbijała również na południe. Para kobitek nie wiedziała jak jechać, bo ścieżka rowerowa była oznaczona tylko ku północy, a szosa wspólna (boczna, nie główna) jako jednokierunkowa w kierunku, w którym chciały jechać. Zdezorientowane pojechały wariantem właściwym, zapewne myśląc że błędnie. Przy skręcie w Bartników stała długa ruina jakiegoś przedsiębiorstwa.


19:17. Kraków. Józefińska 24. Tablica muralowa nawiązująca do Lema.

19:48. Kraków. Rybitwy. Ścieżka rowerowa biegnąca na Brzegi.

Campus Misericordiae przed ŚDM

Gdy i chodnik się urwał, doprowadził do budowy wiaduktu nowo budowanej S7. Nad rzeką widać było kilka pylonów, również jeszcze nieukończonych. Po drugiej stronie wiaduktu znajdowała się droga jeszcze częściowo zamknięta dla ruchu. Tą jazda, a potem wjazd na ścieżkę po prawej stronie. Odcinek powstał niedawno i kończył się rondem, gdzie zebrała się spora grupa odmawiająca różaniec. Skręt w lewo, koło hali zjazd na asfaltową drogę (znów lewo). Trochę kręcenia po wschodnich terenach Campus Misericordiae, gdzie wnet odbywać się miały Światowe Dni Młodzieży. Kilkukrotny przejazd po rzeczce Zabawce, na której powstały nowe tymczasowe mosty, lecz nie wszystkie były jeszcze ukończone. Potem kolejną asfaltową drogą powrót pod halę, przed którą stała konstrukcja ołtarza, cofnięcie na południe do zjazdu z głównej trasy, biegnącej przez ten teren, przejazd drugim mostem żelaznym, tym razem na Serafie, dalej dróżką wzdłuż wschodniej granicy stawu (ładne kolory o zachodzie słońca), która kończyła się na wspomnianej wcześniej ścieżce rowerowej, w Brzegach w rejonie Dużej Grobli.


20:20. Kokotów. Jeden z tymczasowych mostów (ten na Zabawce). Po prawej kościół pw. Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny w Strumianach z XX w.


20:28. Kokotów. Odcinek po żelaznych płytach po zachodniej stronie Zabawki


20:38. Kokotów. Budowa ołtarza


20:41. Plan kampusu


20:46. Staw przy sektorze niebieskim

Kraków (wschodni)

Gdy ścieżka zmieniała strony, przyszła pora na przejazd i zjazd na gruntówkę przez Księdzowe Pole na ul. Łubnia i dalej na zachód. Robiło się już ciemno, więc przed kościołem trwało nasze przygotowanie się do nocnej jazdy. Ul. Półłanki po chodniku. Po N stronie Wisły, również wzdłuż Klasztornej na podjeździe. Przy Ptaszyckiego ścieżką rowerową na wschód, ale niezbyt długo. Tam również trwała budowa S7 i nieco odmienna organizacja ruchu. Jazda Igołomską była co nieco trudna. Skręt w Jeziorko do Ruszczy, a potem jazda fajnym, wąskim, podwójnym tunelem. Kierunek na Luborzycę. Droga przez Dojazdów była zaopatrzona w solidny podjazd z ładnym widokiem (do którego trzeba by się było zatrzymać przed osiągnięciem kulminacji).


22:37. Kraków (Nowa Huta). Tunel pod linią kolejową w Ruszczy

Na nocleg

Wyjazd na DW 776, na moment zjazd do Luborzycy, omijając obwodnicę, a na wojewódzką powrót, wnet na rondzie (leżącym po części w Kocmyrzowie). W Biórkowie Małym udało się dostrzec okazję do nocowania, a zmęczenie było już spore, pomimo nikłego dystansu. Spacer wzdłuż krawędzi lasu, po czym okazało się, że są one na granicy jakiejś działki z zabudowaniami, więc w tył zwrot. Jeszcze trochę wysiłku, przerw. W Posądzy skręt w lewo i długa, wąska droga na wprost pod górę. W ciemno, bo i noc późna. Udało się. Nocleg może nie idealny, ale w sam raz. Do tego nocny widok na światła Krakowa i okolic z lewej, a po prawej nekropolii pobliskiej wsi.

Zaliczone gminy

- Kocmyrzów-Luborzyca
- Koniusza
Rower:Czarny Dane wycieczki: 58.66 km (7.00 km teren), czas: 04:45 h, avg:12.35 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)