Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2017

Dystans całkowity:923.53 km (w terenie 57.00 km; 6.17%)
Czas w ruchu:57:08
Średnia prędkość:16.16 km/h
Maksymalna prędkość:51.75 km/h
Suma kalorii:8138 kcal
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:92.35 km i 5h 42m
Więcej statystyk

Z pola

Wtorek, 30 maja 2017 | dodano: 30.05.2017Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki

Przez Las Złotopolicki od wschodu. Bardzo wysokie drzewa. Części już nie ma w skutek wycinek. Przez Kamienicę-Wygodę do krajówki, a z niej zjazd na polną drogą za Miączynem. Przez pola do domu.
Rower:Czarny Dane wycieczki: 15.50 km (10.00 km teren), czas: 01:20 h, avg:11.62 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Sierpecki Maraton 24H

Sobota, 27 maja 2017 | dodano: 28.05.2017Kategoria >10 osób, Maratony, Samotnie, Wyprawki w regionie, Z Kasią, Z rodziną

Rano zawiozła mnie do Sierpca mama. Jeszcze tylko zakupy przed samymi zawodami w pobliskim markecie.
Więc na wstępie, w moim wykonaniu nie było to 24h. Zabawa skończyła się po piątym okrążeniu, po którym podawano pomidorową, po czym przyszła pora zakończyć i ruszyć w stronę Drobina przez wsie. W zabawie brało udział około 100 osób. Trasa maratonu przebiegała jak poniżej:
- Start na rogu Piastowskiej i Świętokrzyskiej spod budynku Centrum Kultury i Sztuki
- Wzdłuż parku ze stawem Jeziórka, lekko pod górkę na przejazd kolejowy
- Ostry skręt w Staszica. Po drugim okrążeniu było tam trochę szkła, które chyba ktoś później uprzątnął.
- Wzdłuż torów ulicą Staszica, która w połowie była w nie najlepszej jakości. Po prawej trochę łat, po lewej w miarę równy, ciemniejszy pas asfaltu.
- Przy drugim przejeździe łączyła się z Dworcową. Trzeba było uważać na auta przy wjeździe, ale tylko raz trzeba mi się było pospieszyć.
- Pod koniec ulicy dworek po lewej, ukryty w parku za ogrodzeniem. Niebawem łuk w lewo, na którym automatycznie się przyspieszało min o 10km/h. teren trochę opadał. minusem była droga w prawo, z którego, lub w który coś mogło skręcać. Raz się trochę przyblokowało przez ciągnik, ale pojazdy w miarę szybko opuściły to miejsce
- Prosta, kończąca się łukiem ze spadkiem do mostu na Skrwie w Kwaśnie. Tam kilka razy zdarzało mi się mijać z jadącym z naprzeciwka x.. Podjazd za mostem łagodniejszy, zazwyczaj około 20-25km/h, powrotny poniżej 20km/h. Na mostku z powrotem plamy jakiejś utwardzonej ziemi czy betonu. Po północnej stronie widać wysoki młyn z wybitymi oknami (nie wszystkimi) i zaporę na rzece
- Podjazd ciągnął się w otoczeniu drzew i kończył tam, gdzie pojawiło się pole po prawej. Po lewej jeszcze ciągnęło się trochę drzew do Żochowa
- W Żochowie prosta. Sporo ludzi. Wywieszone pranie. Skręt z zachowaniem ostrożności. Niewielki sklepik i jakieś zaniedbane gospodarstwo przy skrzyżowaniu
- Trochę szybszy odcinek przy łuku w prawo. Trasa zniknęła w lesie
- Prawie dwa kilometry dalej skręt w lewo. Przez trzy okrążenia stali tam strażacy. Tuż przed tym miejscem baner, z ręcznie wymalowanym oznaczeniem skrętu. Czarne wypełnienie wielkiej strzałki. Niewielkie uszkodzenie nawierzchni po północnej stronie drogi.
- Chwilowe uspokojenie po zmianie kierunku jazdy i przyspieszenie w kierunku dopływu Skrwy. Przyjemny światłocień między iglastymi drzewami. Trochę gruzu po lewej stronie obniżenia terenu. Męczący podjazd. Z lewej spory obszar po wycince. Droga asfaltowa pełna wypukłości spowodowanych drążeniem korzeni. Niewielkich i dających się łatwo omijać.
- Wyjazd z lasu w Dobaczewie. Tuż przedtem kapliczka po prawej.  Teren praktycznie odsłonięty, wystawiony na hulanki wiatru. Szybki, choć łagodny zjazd w stronę rzeki. Znaczny łuk w prawo. Lekki podjazd i walka z wiatrem. Ostry skręt w Choczeniu przy kapliczce. Koło lasu sporo garbów.
- Grabówiec z ledwie kilkoma domami. Z jednego wypatrywało sporo dzieci. Skręt do Ligowa
- Okropny, dziurawy, łatany, nierówny odcinek do Punktu Kontrolnego.
- Punkt Kontrolny w Ligowie. Przy pierwszym i drugim okrążeniu korzystając z tamtejszego zaopatrzenia. Potem tylko pieczątka. Na ostatnim skusiła mnie herbatę i potrzebowa przerwy.
- Za Ligowem aromaty, chyba od północy. Długa, szybka, przeważnie prosta z wiatrem. Za Śniechami znów las
- Jedno obniżenie nad rzeczką. Podjazd mniejszy z spośród dotychczasowych. Niedaleko parking leśny po lewej. Wkrótce zamknięcie pętli przy skręcie na Dobaczewo.

Na pierwszym okrążeniu przemykanie do przodu, bo sporo osób jechało z dość niską prędkością. Koło Dobaczewa ktoś mnie wyprzedził, gdy prędkość mi zmalała, więc przyszła pora jechać za nim. Koło garbatego lasku jechało nas trzech, a w Grabówcu zaczął nas wyprzedzać "Włocławski Pociąg". Udało mi się dołączyć do nich do nich, trzymając się tak do Ligowa. Tam pora odpuścić, bo tętno za mocno skoczyło. Z oczu zniknęli mi dopiero na zakrętach w Śniechach. W Lesie chyba znowu się pod kogoś podłączenie. Nie wiem czemu, ale tam akurat często się zdarzało. Pod koniec pierwszego okrążenia jechał pociąg towarowy, szlaban zamknięty, wiec zgodnie z zaleceniem, tak jak kilka osób, przedostanie się przejściem pieszym pod torami.

Na drugim okrążeniu w lesie przed skrętem podłączenie do czterech osób, w tym dwóch we włocławskich koszulkach. Jechali spokojniej, a "Pociąg" robił swoje. Przejazd z nimi do Ligowa. Wcinając płaską bułkę z kruszonką, powrót do jazdy wcześniej niż oni, ale dogonili mnie gdzieś w lesie lub tuż za nim. Tu średnia kształtowała się na poziomie ponad 28km/h

Na trzecim okrążeniu, koło skrętu na Dobaczew jazda w pobliżu dwóch osób z Sierpca, ale za lasem odpadnięcie. Zaczynało mi doskwierać kolano, które najwidoczniej nie zregenerowało się od poprzedniego wyjazdu. Na mecie dłuższa przerwa.

Na czwartym okrążeniu przez krótki czas jazda w pobliżu dwóch osób z Sierpca. Na pustej przestrzeni doścignął mnie "niebieski wojownik z sakwą", trzymając się go do Ligowa. Później jeszcze trochę na odcinku leśnym i tuż za nim, gdy znów mnie doścignął. Na PK przyjechaliśmy praktycznie w ten sam czas. Znów trochę dłuższy odpoczynek, lecz krócej niż po poprzednim okrążeniu.

Na piątym jazda była w większości samotna. Na PK przerwa, trochę gadki. W tym czasie pieczątkę podbijał Piór., który rozpoczął nieco później i było to jego trzecie okrążenie. W lesie doścignął mnie ktoś na 26", więc tuż za nim udało mi się jechać do Żochowa. Podjazd za Skrwą 10km/h. Na tym okrążeniu zapadła decyzja o skończeniu maratonu. Na miejscu posiłek, uzupełnienie wody, medal.

Z miasta wyjazd Kasztanową, Kochanowskiego, Paderewskiego, Białobłocką. Długa i dość wolna jazda do Goleszyna. Po drodze raz mnie o mało ktoś nie uderzył, bo nie mógł wytrzymać zmniejszenia prędkości, gdy z naprzeciwka jechał sznur aut. W Białyszewie tragiczna nawierzchnia. Od Wawrzyna Kmiecego jej brak. Dalej Krajewice Małe, Rekowo, Majki Małe. Mnóstwo szutrów i niewiedza gdzie jestem. Wyjazd w Słupi na asfalt. Skręt w Petrykozy, polną drogą do Kosmaczewa, asfaltem przez Mańkowo, z fragmentem gruntu za ostatnim gospodarstwem. Koniec po zachodzie słońca na przystanku w pobliżu skrętu na Milewko. Tam podjechała po mnie Kasia.
Rower:Czarny Dane wycieczki: 201.58 km (7.00 km teren), czas: 08:32 h, avg:23.62 km/h, prędkość maks: 48.56 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Zlot w Krzętowie IV - Włoszczowa i Warszawa

Niedziela, 21 maja 2017 | dodano: 01.07.2017Kategoria 3-4 Osoby, Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, Podróżerowerowe.info, 2017 Łódzkie S, Z rodziną

2017.05.18 - 21 Zlot w Krzętowie - cała trasa


Rozjazdy pozlotowe

No i po zlocie. Pobudka trochę później niż mi się chciało. Pakowanie, rower stał koło budynku, ostatnia zupka. Trochę siedzenia przy resztkach ogniska, aż pojawił się Em. Jeszcze chwila i spacer pod główny budynek, gdzie kolejnymi grupkami odjeżdżały ostatnie pozostałe tutaj osoby. Wraz z Em. i Wa. wyruszaliśmy jako jedni z ostatnich, choć jeszcze było trochę osób, które do tej pory nie opuściło terenu namiotowego. Krzętów opuściliśmy starym drewnianym mostem, postawionym obok resztek poprzedniego. Szybko przejechaliśmy przez Łapczyną Wolę. W Bożej Woli trafiły się niezłe podjazdy. Z Józefowa długi, szybki zjazd. Spokojniej przez Zagacie i przerwa na wiadukcie za Zaostrowem. Tam obaj odbili drogą na północ, a ja do Słupi. Prawie. W Wólce udało się zorientować, że muszę odbić jeszcze trochę ku NE. Dojazd do tabliczki z nazwą miejscowości, przejazd jeszcze za dwa domy po lewej i nawrót.


08:59. Zachodnia część noclegu


08:59. Poranek po ognisku


10:13.Grupa Jelonogórska


10:36. Przyrodniczy akcent w łazience


10:42. Krzętów. Przeprawa mostem wyremontowanym w 2012 r.


10:54. Pilica w Krzętowie. W tle Bukowa Góra (335 m n.p.m.). Widok ku NE


11:07. Łapczyna Wola. Ruiny kalwińskiego zboru z XVII w.


11:18. Boża Wola. Na wprost pagór o wysokości 313 m n.p.m. Widok ku NE


11:50. Zaostrów. Ruina przy DP 0398T


12:10. Rytlów. Z prawej podłużna Fajna Rybka (347 m n.p.m.). W centrum podwójna Kozłowa Góra (336m n.p.m.). Z lewej pagórki koło Starej Wsi. Widok ku E (~9km)

Do Włoszczowej

Przez raczej puste tereny jechało się do Oleszna. Przed miejscowością podjazd z ładnym widokiem i podobnie za nią. Wyjazd Włoszczowską licząc czas i kilometry, czy zdążę na pociąg. Droga wiodła przez las, przecinała stawy i niesamowicie się ciągnęła, nie dając oznak końca. Tempo bardzo mi wzrosło. 


12:52 Oleszno. Widok na Wzgórza Przedborskie ku NW (~9km). Z lewej nadajnik TV Dobromierz, w centrum Buczyna (330 m n.p.m.) ponad wsią Boża Wola, zaś najbardziej po prawej Góra Krzemycza (332 m n.p.m.)

Włoszczowa

W mieście skręt w Mleczarską, pytając przy okazji jakąś kobietę o stację, której położenie było mi znane tylko orientacyjnie. Na miejscu od razu na peron, na 3 minuty przed przyjazdem pociągu... A nie. Ten przyjeżdżał z Warszawy. Do stolicy miał się zjawić za pół godziny. Rower czekał na peronie podczas kupowania biletu na dworcu. Była niewielka kolejka. Bilet kupiony o 13:55 ze stacji Włoszczowa Północ do stacji Warszawa Zachodnia (przez Grodzisk Mazowiecki). Planowy czas przejazdu między 14:13 a 15:45. Powrót do roweru i spacer za budkę przeciwdeszczową. Wtem doszło do moich uszu wołanie. Oto zbliżało się trzech zlotowiczów. Razem pojechaliśmy jednym pociągiem do Warszawy, a po drodze dosiadła się jeszcze dwójka rowerzystów. Trochę ludzi stało, ale tłoku nie było.


13:39. Perony stacji Włoszczowa Północ

Warszawa

Z pociągu wyjście na zachodnim, gdzie zwyciężył mnie głód. Nie można było nie skorzystać z odwiedzenia baru, który przez tyle lat studiów był przez mnie odwiedzany. Przejazd przez park, który przechodził modernizacją. Na pewno powstanie więcej chodników, a co jeszcze to się zobaczy. Po obiedzie skręt w Pawińskiego i jeszcze przed Dickensa skręt między osiedlami ku NW. W Parku Szczęśliwickim jakiś koncert więc mnie zachęciło, ale w zasadzie tylko na jeden utwór. Potem wstęp do Fortu Szczęśliwickiego, gdzie dawno mnie nie było.Tym razem jazda po części północnej, gdzie na kupach leżało mnóstwo gruzu. Następnie koło Decathlonu za tory i dalej wzdłuż nich ku wschodowi. Stamtąd do chałupek, gdzie naszły mnie niepewne odczucia, więc czym prędzej spacerem na stronę bardziej cywilizowaną, to jest ku terenowi Serwisu PKS. Pod torami ścieżką, skręt w Parafialną, Szymczaka, Klonowicza, Bema, część osiedla między Płocką i Sienkiewcza. Do Okopowej, przejeżdżając koło ruin Almameru i budowy na Chłodnej.. Dalej znów po osiedlu, na zachód do Działdowskiej.I jeszcze kolejne koło Tyszkiewicza. Chodnikiem wzdłuż Ostroroga. Na Tatarskiej jakiś wariat, który tak wyprzedzał, że aż go inni kierowcy strąbili. Oczywiście super fura i głośny silnik.


15:59. Warszawa. Rozpoczęły się prace nad stworzeniem Parku Zachodniego. Po lewej budynek przy Bitwy Warszawskiej 1920 r. 18


16:37. Warszawa. Park Szczęśliwicki. "Majówka Tradycyjnie Na ludowo Wielokulturowo"

Za torami przez nieużytek do Przasnyskiej. Po osiedlach Żoliborza, gdzie nastąpiła leżąca przerwa na ławce, odpoczywając przez około godzinę; przy i przez Sadowskiej i na Schroegera. Na placu Konfederacji znów muzyka, tańce i zabawa. Ludzie cieszyli się z nadejścia ciepłych dni.  Od Przybyszewskiego kolejne osiedla. Trochę na południe przy Wilkońskiego, a potem na północ. Trochę po Kasprowicza i znów osiedla na Wrzecionie. Dalej było już prosto. Północna część Książąt Mazowieckich była zamknięta bo kończył się remont, więc przejazd Farysa. Dawno mnie nie było w Parku Młocińskim, wiec nastąpił przejazd wschodnią drogą. Na otwartej polanie mnóstwo ognisk, grilla, dymu, nafty. Przed rozjazdem przerwa na ławce. Akurat zapadła noc. Okazja do przetestowania lampki w warunkach miedzydrzewnych do Dziwożony. Dalej 11 Listopada, ślepą Prochowni, miedzy blokami przy Columbia Heights. W pełni. Już wylano asfalt na Raabego i była przejezdna. Dalej na Czosnów z odbiciem w Skrzetuskiego, a jeszcze później Podróżną do DK7 i nawrót Nadwiślańską. Do Czosnowa Rolniczą i koniec.

Zaliczone gminy

- Słupia Konecka
Rower:Czarny Dane wycieczki: 112.47 km (7.00 km teren), czas: 07:14 h, avg:15.55 km/h, prędkość maks: 51.65 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Zlot w Krzętowie III - Spływ Pilicą

Sobota, 20 maja 2017 | dodano: 01.07.2017Kategoria Podróżerowerowe.info, Samotnie, Wyprawy po Polsce, 2017 Łódzkie S, >10 osób

Pobudka wcale nie taka późna. Wcześniej nawet, niż wyznaczona budzikiem. W namiocie było bardzo ciepło, trochę duszno. W końcu pogoda dopisywała. Pora wygrzebać się ze śpiwora. Oj, dawno nie było w nim takiego leżenia w środku dnia. Przybyła już większość uczestników zlotu. Niektórzy jeszcze jechali, niektórzy byli tylko dziś. Nie wszystkim się poszczęściło, by przybyć na rowerze. Zdarzyło się kilka mniej lub bardziej ciężkich kontuzji. Chyba na żadnym wcześniejszym zlocie nie było tylu poszkodowanych. Wieczorem wyczekiwane przeze mnie ognisko. Kilka osób straciło część prowiantu w ogniu. Z północnej flanki dobiegały dźwięki piosenek.  Zagrzebanie się w sen dopiero chyba około drugiej.

Kolejna wczesna pobudka. Przed budzikiem. Widać, wczorajszy sen popołudniowy też zrobił swoje. Spacerem po obozowisku, trochę ogrzania na słońcu. W końcu, razem z większością, ruszyło się ku głównemu budynkowi. Tam nastąpił podział na grupki jadące rowerami i grupę kajakową. Nie było we mnie ochoty, by jechać, ale za to pojawiła się na pływanie. Do tej pory tylko raz zdarzyła mi się taka okazja, jednak w owym czasie nie wykorzystana. Tym razem się udało i wielce mnie to uradowało. Kolano też zdążyło przy okazji odpocząć. Samo przygotowanie wyglądało tak, że miało nas płynąć około 8-10 osób, a nagle okazało się, że ponad 20. Ciągle rosła grupa kajakowa. Nie było jednego pojazdu do przewozu, wiec przewieziono nas chyba w czterech grupach. Ma miejscu jeszcze trzeba było poczekać kilka minut na samochód z kajakami. W tym czasie trochę się spaceru pobliską dróżką, a tuż przede mną leniwie pełzł zaskroniec, który momentalnie przyspieszył, gdy moje stopy znalazły się kilka metrów od niego.

Startowaliśmy z Maluszyna. Zdarzyło mi się tam być kilka lat temu, most taki charakterystyczny, a tego dnia po prostu mi to wyleciało z głowy. Dopiero po powrocie do domu, udało mi się zorientować co i jak. Spływ odbył się w kajaku z Wiew., która w trakcie spływu objaśniała mi, co i jak należy robić na wodzie. Nie były to zbyt skomplikowane rzeczy, ale pozostała jeszcze kwestia przekucia ich w praktykę. Z tym już było trochę więcej problemów, ale zdarzały się takie momenty, gdy wiosłowało się synchronicznie. Dobrze mi szło na prostych odcinkach, ale gdy nagle trzeba było np. dwukrotnie wiosłować z tej samej strony, zamiast naprzemiennie, gdzieś gubił mi się rytm. W drugiej połowie z tego powodu dość często znosiło nas na zakrętach. Najlepiej mi minął odcinek spokojny, edukacyjny i tak bardziej wśród wszystkich, który trwał do dwóch postojów w Sudzinku (7,5 i 8 km), w czasie których grupą wyszliśmy na brzeg. Wcześniej mieliśmy jeden postój na skraju lasu (5,5km), blisko drogi do wsi Dąbrowa. Tam tylko kilka osób zeszło na ląd. No i no tego jeden postój na wodzie w pobliżu wsi Kąty (3,5km), gdy pojawiła się bardzo malownicza skarpa, przy której odbyła się jedna z sesji fotograficznych.

Drugi odcinek wspominam dobrze, jako ten, gdzie po przerwach udało mi się "poczuć" wiosło i chyba tam najczęściej udawało mi się złapać rytm. Trwało to mniej więcej do połączenia z rzeką Czarną (12km) lub może krócej. Niestety grupka trochę się porozpadała, a pogoda zaczynała wyglądać, jakby za kilka godzin lub w każdej chwili, mogło przyjść zapowiadane załamanie pogody, jednak na szczęście, wcale nie było u nas prognozowanych burz. No i trzeci odcinek do końca. Rzeka była szeroka. Wolniejsza, trzeba było bardziej machać wiosłem. Do tego wiatr nieźle dmuchał. Ból w mięśniach nie był przez mnie odczuwany, czy innych problemów, ale wpierw odpadło mi trochę sił psychicznych, opadała koncentracja, często zaburzał mi się rytm i dostosowanie się do niego wyczerpywało sił, a potem trzeba było robić sobie przerwy dla rąk, choć zbyt późno udało mi się zorientować. Gdzieś w Bobrownikach dopiero mi to przeszło przez myśl, ale było już tak blisko końca (choć jeszcze nie wiadomo jak długo), a pogoda trochę mnie martwiła, więc bardziej mnie to motywowało do płynięcia, niż do myślenia o ewentualnej dłuższej przerwie (kilka razy następowały krótkie przerwy przy brzegu).

Wylądowało się kajakiem na plaży, gdzie opalało się kilkoro forumowiczów. Jeszcze tylko umyć zabłocony kajak i zanieść na teren ośrodka. Potem na rower, by podjechać do sklepu, zjeść dwa lody jeden po drugim, a także kupić zupkę błyskawiczną, na ten i kolejny dzień. No i czipsy z serkiem wiejskim (pomysł na taką kombinację jedzenia pokazała Kasia chyba w 2010), jako uzupełnieni soli, której niedobór dawał się we znaki od wczoraj. Przy okazji udało mi się poznać asfaltową część Stodolnej, okrążyć kościół (co zdziwiło mnie, plebania była jednym budynkiem, połączonym z kościołem), dojechać Leśną do ostatnich zabudowań, a gdy już zamieniała się w polną, wjechać w pobliską ślepą uliczkę i zjechać do obozowiska od zachodu (gdy kończyły się zabudowania, ku wschodowi prowadziła gruntowa droga na skraju zdziczałego parku dworskiego, którą to wyjeżdżaliśmy uprzednio autem na kajaki). Chociaż nie czuć było jakiegoś wielkiego styrania, to kajaki były dla mnie na tyle sporym wysiłkiem, że potrzeba było trochę czasu, aby dojść do siebie. Dalej panorama zlotowa, ognisko, obserwowanie (bo ich nie piłam) jak wędrowały wina domowej roboty, waxognisko. Do namiotu wędrówka chyba gdzieś wpół do czwartej .

Zlot ten był pierwszym po dwuletniej przerwie. Po długim czasie udało się zobaczyć wreszcie tyle znajomych twarzy. Sporo się można było nasłuchać, trochę nagadać. Spośród tych ponad 100 osób, prawie wszystkie były przez mnie kojarzone lub przynajmniej znane z innych wyjazdów i zlotów. Po raz pierwszy za to, może to zasługa wcześniejszego przybycia, czując się tak trochę swojsko. Na mój pierwszy zlot udało mi się dotrzeć dopiero na ostatnie ognisko. Na drugi zlot bardzo późno, choć na ognisko pierwsze. Podczas trzeciego można było spokojnie wymarznąć podczas psiej pogody. Kolejne dwa przepadły z braku czasu. Może na kolejny wreszcie dojadę z jakąś grupką? Grunt, że ten dał mi wiele dobrego samopoczucia i lekko podbudował mój nastrój. No i ręce mi się potwornie spiekły, acz to raczej neutralne zdarzenie.


11:42. Krzętów. Chata u Brata. Budynek w północnej części terenu ośrodka


12:08. Krzętów. Pole biwakowe w południowej części terenu ośrodka


12:09. Krzętów. Plaża nad Pilicą


07:50. Krzętów. Miejsce na ognisko


07:51. Krzętów. Tradycyjny baner forum 


07:57. Krzętów. Sala rekreacyjna/stołówka w części biwakowej. Za ścianą po prawej znajduje się kuchnia


07:59. Krzętów. Droga łącząca pole biwakowe z głównym budynkiem noclegowym


23:15. Krzętów. Jeszcze trochę ognia przed snem 


00:51. Krzętów. Proces reformowania butelki szklanej w wyniku termicznej kijoplastyki


01:25. Krzętów. Jeszcze trochę ognia przed snem


01:31. Krzętów. Jeszcze trochę ognia przed snem


01.31. Krzętów. Jeszcze trochę ognia przed snem
Rower:Czarny Dane wycieczki: 5.12 km (3.00 km teren), czas: 00:21 h, avg:14.63 km/h, prędkość maks: 29.30 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Zlot w Krzętowie II - DK42

Piątek, 19 maja 2017 | dodano: 01.07.2017Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2017 Łódzkie S

Pobudka  jeszcze przed północą i wyznaczoną przez budzik godziną. Chwile trwało, nim udało się ogarnąć do dalszej jazdy. Licznik trochę psocił. Trochę naliczył i się poddał. To udało mi się zauważyć za Kraszkowicami. Po poprawce chyba liczył dalej już dobrze. Wg niego było to 95,47km i 7h. Za Krzeczowem solidny podjazd do Szczytów. Szybki zjazd do centrum Działoszyna. W Pajęcznie przed świtem. Noc przyjemna, gwieździsta. Drogi prawie puste. Wiatr słabszy, ale znów nabierał mocy. Przerwy na kilku przystankach i na kilku zdarzało mi się przymknąć oczy, nie wiedząc ile czasu minęło. W Nowej Brzeźnicy skromny, ruchomy korek kilku tirów. Dojazd do Centrum Radomska niesamowicie mi się dłużył. Kolano strzelało do bólu, do krzyku, już któryś raz. Wjazd na chodnik przy Piastowskiej. był to podjazd, na którego krańcu leżący odpoczunek na ławce. Przez kolano aż mi się zrobiło niedobrze w brzuchu. Po Zlocie miała się odbyć jazda z Emesem na wschód, ale już mi było wiadome, że nici z tego.

Po dłuższej przerwie wyjazd na Jagiellońską. Przerwa na ścieżce, nie wiedząc gdzie też się udać. Wpierw sto metrów w stronę złą, a potem nawrót. Za miastem skręt na Dziepołć. Trasa przez Kobiele Wielkie już raz przez mnie odwiedzana, więc przyszła pora na coś innego. Było mi nadal ciężko i jechało się ostrożnie. Nawierzchnia niezbyt przyjemna. Brak snu swoje robił. Za Dmeninem krajobraz stał się bardzo malowniczy. Bardzo ładna trasa przez Smotryszów do Biestrzykowa Małego. W Zagórzu trochę źle obrana trasę, dodała dodatkowe kilometry przez Zalesie. Mimo to, i tak było ładnie, choć zmęczenie wołało rychły koniec. W Wielgomłynach wizyta w piekarni, zakup kiełbasek, przerwa w parku na konsumpcję słodkiego. Stamtąd już ostatnie kilometry do Krzętowa. Bez problemu udało się dojechać do miejsca zlotu, choć się przez chwilę, już na miejscu, trwało wahanie gdzie dokładnie się udać. Kilka osób zjawiło się przede mną, raczej nie więcej niż 10. Chwilę siedzenia, słuchania, umycia się, po czym przyszła pora rozłożyć namiot i zasnąć na kilka godzin.


08:07. Amelin. Na wschód od Radomska


08:39. Widok na Smotryszów ku E


08:42. Smotryszów. Jeden z dwóch zachowanych pieców do wypalania wapna z XIX w.


09:25. Smotryszów. Widok ku N


09:25. Smotryszów. Domy przy drodze powiatowej 3924E prowadzącej do Zakrzewa


09:26. Góra Kamieńsk (386 m n.p.m.) widoczna ze Smotryszowa


09:30. Smotryszów. Widok z drogi powiatowej 3935E ku NW


09:47. Wola Malowana. Widok na Babczów ku SE


09:55. Babczów. Naliściak


10:15. Wólka Włościańska. Droga do Zagórza


10:35. Sroków. Dawna zapora stawu na Biestrzykówce


11:00. Wielgomłyny. Śniadanie z cukierni przy kościele


11:06. Wielgomłyny. Pomnik postawiony w hołdzie powstańcom


11:31: DP 3934W do Krzętowa. Na horyzoncie po lewej Góry Przedborskie. Widoczna Bukowa Góra (335 m n.p.m., 7km), a na prawo nadajnik TV Dobromierz. Widok ku E

Zaliczone gminy

- Wierzchlas
Rower:Czarny Dane wycieczki: 107.00 km (0.00 km teren), czas: 07:30 h, avg:14.27 km/h, prędkość maks: 44.93 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Zlot w Krzętowie I - Do Wielunia

Czwartek, 18 maja 2017 | dodano: 01.07.2017Kategoria >200, Nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2017 Łódzkie S

Pociągiem

Wyjazdy na Zlot forumowy ominęły mnie w poprzednich dwóch latach. Na ten już decyzja o wyjeździe była zdecydowana. Pogoda też zdawała się sprzyjać ku temu. Wyjazd miał się zacząć dzień wcześniej ze startem w Kaliszu, ale ze względu na wizytę u lekarza (której nie dałoby rady sensownie przełożyć) ominął mnie jeden pociąg do Konina, więc przyszło wsiąść w kolejny. Bilet kupiony 2017.05.17 w Sochaczewie o 23:05 (przez Łowicz, Kutno) do Konina. Planowy przejazd między 23:43 a 1:28. Pociąg ruszył przed północą a na miejscu był przed drugą. Czas w pociągu mijał na rozmowie z rolnikiem z Pomorza, który opowiadał, że wracał z Podlasia, gdzie kupił szczeniaka.

Lawirowanie w Koninie

Po opuszczeniu pociągu okazało się, że licznik nie łapie sygnału. Minęło kilka minut na poprawianiu. Miasto przejechane Górniczą. Prawie okrążywszy MOSIR RONDO, przyszło zjechać w dół ścieżką przy Przemysłowej. Pół ścieżką. W dolnej części były to pozostałości chodnika, na który wjeżdżało się ze sporą prędkością. Tuż za Wartą skręt w lewo i przerwa przy ławce. Ostatnie poprawki licznika i posiłek. Po przerwie jazda Wodną, Staszica, Krzywą, 3 Maja, Reformacką. Tuż przy wyjeździe na Świętojańską, udało mi się spostrzec, że nie mam lampki. Został tylko zaczep, a część świecąca odpadła. No to z powrotem, tą samą trasą do ławki nad Wartą. Nic. Pozostała mi jazda w kamizelce. Od ławki jazda do Szarych Szeregów z postojem przy rondzie. Coś mnie tknęło, by zerknąć na mapę. Nie tędy droga. Po raz trzeci już dzisiaj krążenie na Rondzie Ducha Świętego, tym razem ze skrętem na zachód. Od Głównej na moment skręt w Rataja, Witosa i Piłsudskiego. Potem było rondo i brak pewności gdzie jechać, ale udało się trafić dobrze.

DK25

Wjazd na DK25. I tak było do Kalisza. Na moment skręt Grabowską do Rychwała i powrót. W Białej Panieńskiej znów licznik przestał liczyć przez kilka kilometrów. Odtąd tego dnia było z nim już w porządku. W sumie naliczył 211,46 km w 13:18h. Pobliskie lasy wyglądały zachęcająco. Już wstało słońce. Tuż za Zbierskiem przerwa z posiłkiem i pierwsze zdjęcia za dnia.


04:53. DK 25. Zbiersk. Kościół pw. Matki Bożej Różańcowej z 2010 r.

Kalisz

W Kokaninie wjazd na ścieżkę po lewej. Brak mi było sił do szosy i jakoś tak słabo mi się jechało, choć pierwsze kilometry dzisiejszego dnia były całkiem przyjemne. Do centrum Marynarską, Szeroką, Krętą i Zjazd, by nie dublować innych przejechanych tras. Później Zamkową pod Ratusz, Łazienną do Sukienniczej i dalej główną na południe. Samo miasto po raz pierwszy wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Do tej pory zdarzyło mi się być raptem na skraju, więc nie były to zbyt poglądowe wyjazdy. Mnóstwo budynków, które mają swoje lata, całkiem sporo zadbanych terenów, kanały. Trochę ruin też się znalazło i spora strefa przemysłowa, która wysysała ze mnie siły. Miasto z całkiem niezłym potencjałem. Z głównej skręt jeszcze przed torami. Te wnet przecinane ponownie, ale ku wschodowi. Za Prosną skręt ku SE, ale kusiło mnie, by podjechać nad zalew, lecz tak się nie stało. Przed Borkiem przerwa posiłkowa na tak-jakby-przystanku, nieco oddalonym od drogi. Później jeszcze jedna i dłuższa.


06:31 Kalisz. Stawiszyńska 5


06:32. Kalisz. Plac JPII. Z lewej bazylika kolegiacka Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny z XV w.


06:35. Kalisz. Ratusz z XX w.


06:36. Kalisz. Budynek Sadu Okręgowego. Przed nim stalowy Most Trybunalski z 1909 r. na Sukienniczej


06:41. Rondo Ptolemeusza. W centrum rzeźba "Kosmogonia" z 2010 r. autorstwa R. Sobocińskiego. W tle kościół pw. św. Gotarda z początku XX w. Widok ku S


06:50. Kalisz. Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego „PZL-Kalisz”, powstała w 1941 r.

Trudna jazda pod wiatr

Tempo było marne. Wiatr na twarz. Niewiele podjazdów, a droga prosta jak strzała na długich odcinkach. W Godzieszach odbicie do centrum, gdzie okazało się, że trwało targowisko. W Aleksandrii przyszło na myśl, że chyba trochę zmodyfikuję trasę, bo inaczej nie dojadę na czas. W Brzezinach postój nad mapą, Za Brzezinami kolejny. Zamiast dotrzeć do Grabowa nad Prosną, od razu skręt do Kraszewic. Tam Słowackiego do kościoła. Dróżka mała, na obrzeżu miejscowości. We wnętrzu przy okazji trochę udało się schłodzić. Potem przerwa i zakupy w sklepie. Dużo słodkiego. Trudno opisywać dalszy przebieg podróży inaczej, niż jak na początku tego akapitu. Może tyle, że było dużo bardziej płasko.


19:17. Godziesze Wielkie. Strażnica straży pożarnej z 1928 r.


09:19. Godziesze Wielkie. Kościół pw. św. Bartłomieja Apostoła z XVIII w.


10:01. DW449. Odcinek Brzeziny - Świerczyna. Widok ku SW


11:46. Kraszewice. Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła z przełomu XIX/XX w. Widok z Ciasnej ku E


11:49. Kraszewice. Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła z przełomu XIX/XX w. Widoczne organy firmy Rieger z 1912 r.


12:00. Kraszewice. O smaku arbuza...


12:18. Kuźnica Grabowska. Pomnik odsłonięty w 1963.08.25, upamiętniający bitwę z 1863.02.26, podczas Powstania Styczniowego, w której oddział partyzancki dowodzony przez Jerzego Oxińskiego, został zdradzony i okrążony, leczu przetrwał. Widok ku SE


12:54.Las we wschodniej części wsi Czajków. Widok ku E

Do Wielunia

Tuż za granicą województw skręt na Brąszewice. Droga przez las się wznosiła. W Błotach spalone ruiny domostwa, tudzież obiektu noclegowego. W Ciołkach kolejny przystanek. Wnet zniknęło większość słodkiego. Tu krajobraz zaczynał być bardziej interesujący. W Rembowie wyjazd na główna, z trudem docierając do Złoczewa. Ławeczka w cieniu parkowych drzew. Droga przez Wandalin - taka jak nazwa wskazuje. Z ulgą skręt do Klonowej, z której jednak czekał mnie spory podjazd. W Lututowie zakupy i natychmiastowa konsumpcja ich na rynku. W Hipolitach jazda przez las na wschód, ale zbyt wczesny skręt i jazda ku NE. Asfalt pojawił się w Dymkach. Przez Chojny do Okalewa wzrosło mi tempo, ale od Nietuszyna znów spadło. Zła ocena drogi, przez co nie udało się dotrzeć do Ostrówka. W Czarnożyłach kurs na zachód. Za Łagiewnikami skończył się asfalt. Przynajmniej do Białej Parceli. Tam do Białej z UG i kurs na wschód. Był wieczór, a noc zapadł na krańcu Wielunia. Miasto przejechane głównymi, skręt w Popiełuszki i 18 stycznia. Tu wjazd na ścieżkę.


13:28. Błota. Ruiny gospodarstwa agroturystycznego


13:42. Brąszewice. Stodoła w Żychtach


13:45. Brąszewice. Kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa z połowy XX w.


13:47. Brąszewice. Sieradzka 80. Sklep


14:33. Zadębiniec. Przy głównej trasie


15:01. Brzeźnio. Kościół pw. św. Idziego z XVIII w.


15:46. Złoczew. Park przy Klasztorze Kamedułek


15:56. Złoczew. Klasztor Kamedułek z XVII w. (zakon ów został tu założony w 1949.11.01, wcześniej należąc do Ojców Bernardynów)


16:43. Klonowa. Kościół  pw. św. Przemienienia Pańskiego z XX w.


17:37. Lututów. Kościół pw. św. Piotra i Pawła z XX w.


18:20. S8 widziana z wiaduktu w Chojnach ku SW


18:30. Staropole. Po prawej kapliczka w formie drewnianego krzyża. Widok ku E

Drzemka na cmentarzu

Początkowo plan zakładał, by z Wierzchlasu odbić na południe po DK43, ale było już późno, kilometrów sporo, a większa była chęć, aby przybyć wcześniej i odespać na miejscu. Plan się zmienił. Odtąd trasa wiodła prawie bezpośrednio na wschód. Przerwa na krańcu wsi Ruda, gdzie naszło postanowienie, aby przedrzemać do północy. Akurat po prawej znajdował się cmentarz, więc to miejsce miało się okazać w miarę bezpiecznym terenem. Punkt nocowania został wybrany koło drzewa. Do tego roweru posłużył jako osłona od wiatru. Leżało się na ciepłej ziemi. Po jakimś czasie zrobiło mi się zimno, wiec przydała się jeszcze folia termiczna. Drzemka wyszła na dobre, ale nie polecam noclegów w takich miejscach, chyba że sytuacja tego wymaga.

Zaliczone gminy

- Godziesze Wielkie
- Brzeziny
- Kraszewice
- Czajków
- Brąszewice
- Brzeźnio
- Złoczew
- Klonowa
- Lututów
- Ostrówek
- Czarnożyły
- Biała
Rower:Czarny Dane wycieczki: 215.00 km (7.00 km teren), czas: 13:30 h, avg:15.93 km/h, prędkość maks: 37.31 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Test licznika

Niedziela, 14 maja 2017 | dodano: 14.05.2017Kategoria 2 Osoby, Zwykłe przejażdżki, Z Kasią

Po dwóch licznikach, którym urwały się przewody, przyszła pora powiedzieć dość. Przy okazji wizyty w decathlonie, gdzie zakupiony został BC 9.16ATS. W odróżnieniu od poprzednich, ten był bezprzewodowy i bardziej prostokątny. Co prawda nie mierzy temperatury, ale licznik kalorii mógł się przydać (akurat...).

Piękna, ciepła pogoda. Nad Wisłą mnóstwo osób. Woda trochę śmierdziała. Wspólna jazda wałem przez las tak jak poprzednio. Potem na Zdziarkę. Podjazd zachodni, najbardziej stromy. Chyba po raz pierwszy, być może drugi, udało mi się podjechać go w całości. Na górze przerwa. Wolno wyminął nas samochód. Przejechał kilkanaście metrów i nagle zderzył się ze słupkiem bramy. Stop i zerknięcie na to co się stało. Cofnął, otworzył bramę i jakby gdyby nic, wjechał poprawnie. Dalej jazda do DK62, przejazd na szutrówkę przez Zarębin. Za ostatnim domem skręt w lewo. Alejka wierzbowa postradała gałęzie. Polną drogą dalej, aż do Borkowa. Wyjazd na asfalt i w prosty sposób powrót do domu. Obiad smaczny w postaci placka lotaryńskiego i lodów..
Rower:Czarny Dane wycieczki: 18.58 km (12.00 km teren), czas: 01:28 h, avg:12.67 km/h, prędkość maks: 32.35 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Nieudany start

Piątek, 12 maja 2017 | dodano: 12.05.2017Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, Z rodziną

Wyprawa miała się rozpocząć od jazdy pociągiem. Z domu zapomniało mi się kasku. No dobra. Na dworcu - brak wolnych miejsc. Może jeszcze coś się trafi. Na peronie - tłum ludzi. Spacerem przez peron. Mnóstwo. Stop. Licznika kabel zerwany. Drugi. Nie wiem gdzie i kiedy... Dobra. Koniec podróży. Wystarczy mi sama Warszawa.

Wyjazd z Arkadii. Inflancka. Niska koło szkoły z muralem powstańczym. Zaplecze zachodnich bloków wzdłuż Andersa. Korzystając z dróżek miedzy osiedlami, bo tych nigdy za wiele. Chyba że sił brak. Od Anielewicza po chodnik stronie parku. Dalej Wierzbowa. Królewska 2 -slalom między filarami, poza tymi krańcowymi. Na UW przygotowania do Juwenaliów, próby z głośników, stoiska wydziałów. Po przerwie zjazd Oboźną i hen na drugą stronę Wisły. Sprzeczną na Dworzec, gdzie udało mi się dowiedzieć jak wygląda sprawa. Pociąg był opóźniony pół godziny, więc jeszcze można podjechać, aby obejrzeć postęp prac na nowo budowanym łączniku z Radzymińską. Przejazd przez pozostałą część parku. Koło spichlerza wjazd na nowy asfalt i powrót na dworzec. Od razu kurs na właściwy peron.

Z poczuciem zawiedzenia, powrót Lubelską, Drewnianą i Zajęczą na UW. Tam nic się nie zmieniło. Dalej Kredytowa, Subway przy Świętokrzyskiej, PKiN od E i S, przerwa przy Plater, koło Synagogi na północ, osiedle między JPII i Orlą, tak bliżej zachodu. Następnie wzniesienie koło Nowolipia, a potem Karmelicką. Od Anielewicza za blokiem do Lewartowskiego, a potem za blokami bliżej JPII. Od Stawki znów Karmelicka i powrót do Arkadii przez główne wejście i windę. Rankiem jeszcze się okazało, że przednia opona była pęknięta po prawej stronie, 2/3 długości od obręczy w kierunku środka.
Rower:Czarny Dane wycieczki: 23.50 km (0.00 km teren), czas: 02:00 h, avg:11.75 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Chłodnik majowy III - Z wiatrem szarpanie

Wtorek, 2 maja 2017 | dodano: 10.05.2017Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2017 Łódzkie W, Z rodziną

2017.04.30 - 02.05 Chłodnik majowy - cała trasa


Tym razem zdziwiło mnie, że tak wcześnie udało się wstać. Mimo to, jeszcze trochę leżenia, choć wisiało nade mną widmo deszczu wieczornego. Spokojne spakowanie i w drogę. Zdziwiło mnie, że oto pojawiła się tabliczka "Sieradz". Jeszcze bardziej, że był tak długi, a to w sumie jakieś niewiele znaczące przedmieścia. Do wsi Pstrokonie trwał jeden kurs. Nawierzchnia w sumie byle jaka. Droga licznie wznosząca i opadając. W Beleniu odpoczywanie na poboczu, rozkoszując się widokiem. Minęła mnie para rowerzystów na wycieczce. Od Pstrokoni skręt do Zapolic, a stamtąd na wschód. Przypomnę o silnym wietrze. Z Ptaszkowic do Sędziejowic. Obrana trasa zakończyła się gruntem, przeszła w kawałek asfaltu, potem znów grunt i to polny, a następnie bardziej utwardzony szuter do Grabi. Tam już wrócił asfalt. Płynęła tam mała rzeczka, o tej samej nazwie. Rozlała się na okoliczne łąki, tak jak zapowiadano w ostrzeżeniach IMGW dla tego obszaru (choć chyba akurat nie tej rzeki). Rozlewała się też w Łasku, jak później udało mi się zauważyć.


12:08. Beleń. Dolina Warty


12:08. Beleń. Widoku ku W w czasie śniadania


12:21. Na granicy wsi Beleń i Strońsko. Widok ku S


12:21. Strońsko. Widok ku SW na Dolinę Warty


12:27. Strońsko. Kościół pw. św. Urszuli z XIII w.


12:31. Strońsko. Cmentarz i pomnik z 1928 r. "W X rocznicę odzyskanie niepodległości"


12:52. Zapolice. Wjazd do parku, pozostały po majątku dworskim z XIX w.


13:36. Grabia. Rozlało się rzeczce na pobliskie łąki

Tymczasem niebo zasnuło się chmurami i już się nie poprawiło. W Sędziejowicach niewielkie zakupy. Ledwie picie i lód. Pieczywa brak.  Dojazd do Buczka w stanie psychicznego zmęczenia, skąd od razu kurs do Zelowa. Już jakiś czas temu padła decyzja, że pora wracać. Rozważaną opcją było jeszcze, czy może jechać przez Bełchatów do Radomska lub Piotrkowa Trybunalskiego. Tu już było mi wiadome, że siły mi starczy do Łaska, ewentualnie Zduńskiej Woli. Nie to, żeby bolało. Przedłużanie o kolejne 3-4 dni nie wchodziło w rachubę. Przejazd Żeromskiego, skręt w Kilińskiego, skąd kurs na północ. W połowie urwał mi się kabel licznika (do tego miejsca podliczyło mi 52.65 km w czasie 3:56:06). Wyjazd w Zabłotach na większą trasę, wiodącą wprost do miasta. 


15:45. Zelów. Kościół Ewangelicki z 1934 r.


16:17. Bocianicha. Tu urwał mi się kabel licznika

Łask

Tuż za wiaduktem nad S8 zaczęły spadać pierwsze krople. W centrum już sporo deszczu, choć krople niezbyt wielkie. Przerwa pod sklepem na Widawskiej. Krótkie zastanawianie, czy aby czegoś nie kupić, ale w sumie jeszcze było trochę zapasu na kolację, więc nic z tego nie wyszło. Gdy deszcz trochę ochłonął - w drogę, dalej. Niestety, dopiero po dwóch kilometrach udało się zorientować, że to niewłaściwa droga. W pobliżu stawu po lewej nastąpił nawrót z powrotem. Przez ten czas zastanawiało mnie, czemu droga na "Koło" była opatrzona etykietą - "Widawa" i "Wieluń". Powrót na właściwy kurs i wkrótce ukazał się dworzec. Do osłony tylko przystanek, ale dobre i to. Pociąg o 21. Była 18. Długo. Przyszło mi owinąć się termiczną płachtą i kilka razy się ledwo zdrzemnąć. Czas mijał na słuchaniu muzyki i trochę śpiewaniu (okropnym głosem). I tak prawie nikogo tam nie było, tylko czasem, gdy ktoś wysiadł z pociągu. I tak się zmarzło, bo płachta była ciut za wąska. Pod koniec tamtejszego pobytu trzeba było jeszcze się trochę rozgrzewać. 


18:44. Łask. Dworzec. Kres podróży rowerem na tej wyprawie

Powrót pociągiem

Z ulgą udało mi się wsiąść do pociągu, powiesić rower i rozłożyć się na dwugodzinną podróż powrotną. Bilet do stacji Warszawa Zachodnia (przez Lublinek, Łodź Pabianicka, Łódź Widzew, Skierniewice) kupiony o 21:41 u konduktora, wkrótce po wejściu do pojazdu. Planowany czas przejazdu miedzy 21:39 a 23:34. Pociąg nie był zagracony. Plusy wcześniejszego wracania z majówki. A w Warszawie deszcz, który wcześniej już na mnie padał, a który został dogoniony przez pociąg. Część chmur może nawet została wyprzedzona. Rower i ja do auta, a nazajutrz docierało do mnie mocno, jak bardzo brakłoby siły, aby kontynuować podróży.

Zaliczone gminy

- Sędziejowice
- Buczek
- Zelów
Rower:Czarny Dane wycieczki: 77.00 km (4.00 km teren), czas: 05:30 h, avg:14.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Chłodnik majowy II - Bezchlebie

Poniedziałek, 1 maja 2017 | dodano: 10.05.2017Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2017 Łódzkie W

Kilkukrotne budzenie w nocy. Za zimno. Za chłodno. Aczkolwiek w śpiworze było całkiem, całkiem. Ostatecznie wylegiwanie trwało do około 12. Wydawało się, że jest ciepło, ale jednak nie aż tak. Co prawda było mi w tych warstwach już za gorąco, ale bez nich było za zimno. Bardzo silny wiatr ze wschodu początkowo dał mi popalić. Nic to, że słońce dogrzewało. Po godzinie ukazał się Brudzew. Myśli zaprzątane były chęcią na jakieś pieczywo, bo moje zapasy już się prawie wyczerpały. Były jeszcze cukierki, ale one nie syciły. W sklepie oczywiście pieczywa brak. W to miejsce zakupione dwa lody i ciastko z bitą śmietaną, która zniknęła na miejscu. W dalszą drogę kilka parówek. Potem pętla koło liceum z wielką halą sportową. Następnie jazda pod kościół, gdzie trwała kolejna przerwa, a po niej jeszcze jedna wizyta w kolejnym sklepie. Pieczywa nie było - czipsy miały służyć jako ekwiwalent.


11:06. Władysławów. Rzut oka z mojego nocleg ku SW


12:22. Brudzew. Kościół pw. św. Mikołaja z XV w. Organy wykonany przez warszawską firmę "Adolf Homan" w 1900 r.

Kurs wprost na południe. Niby można udać się było od razu na wojewódzką, ale zachciało mi się odwiedzić pobliską kopalnię węgla, albo chociaż przejechać przez tereny, które wkrótce mogłaby pochłonąć. Tuż za ostatnimi zabudowaniami wsi Bogdałów-Kolonia asfalt się skończył. Droga gruntowa miała szerokie dziury, gdzieniegdzie z wodą. Przejazd po bardziej płaskich i suchych terenach - wężykiem. Przy kanałku, stworzonym z wody wypompowywanej z kopalni, droga odbijała w prawo. Tam skręt, gdy już zrobiło się dostateczną liczbę zdjęć odkrywki i napatrzyło na ów krajobraz. Potem przejazd przez las do asfaltu, wyjeżdżając przy głównych budynkach kopalni, skąd przez głośniki na cały plac nadawano audycję jakiejś stacji radiowej. Tam też zniknęły ostatnie kanapki.


13:11. Droga za Bogdałowem, w kierunku kopalni węgla brunatnego. Widok ku S


13:20. Panorama KWB Adamów. Widok kilometr ku S od ostatniego domu w Bogdałowie. Widok ku SE


13:20. KWB Adamów.
 
13:20. KWB Adamów.


13:20. KWB Adamów.


13:21. KWB Adamów.


13:21. KWB Adamów. Hałdy piasku w południowej części odkrywki


13:21. KWB Adamów. 


13:26. Z odkrywki do Bogdałowa-Kolonii ku N


13:26. Wschodni kanał odwadniający do jeziora Bogdałów

13:30. Południowy kanał odwadniający do jeziora Bogdałów


13:48. Warenka. Budynki przy kopalni węgla brunatnego "Adamów"


13:54. Warenka. 50-lecie minęło w 2009 roku

Z wiatrem przemknięcie przez Turek. Tym razem Korytkowską, Jałowcową, Nową, przez park ze stawem, Kruszyńskiego, a z Gorzelnianej na chodnik przy głównej. Od zachodniego ronda przejazd Konopnickiej, Słowackiego, Zieloną i Południową. Za miastem teren się wznosił. Kilka przerw na tej trasie trzeba było zrobić. DW 470 nie znużyła, choć widoki były miejscami niezłe. Przez Malanów zjazd, na którym wpadła prędkość maksymalną tego dnia. Za Szadkiem ostatni przystanek na tej trasie. W Morawinie małe zakupy - lód i sucharki. Pieczywa brak. Skręt na wschód i zaczęła się walka z wiatrem. W Emilinowie skręt na Koźminek, w drogę na samym początku wsi. Przejazd Ciasną i Szkolną na rynek. Już bez szukania sklepów. Przerwa tuż za miasteczkiem.


14:13. Turek. Kominy Elektrowni Adamów


14:25. Turek. Ul. Polskiej Organizacji Wojskowej 7


15:34. DW 470. Grąbków. Jasna plama po prawej to okolice kościoła w Obrzębinie (7 km). Widok ku N


15:35. DW 470. Grąbków. Turek (9 km). Widok ku NNE


15:35. DW 470. Grąbków. Kościół w Turku


15:36. DW 470. Grąbków. Widok ku NE


15:43. Malanów. DW 470 ku SW


15:54. DW 470 na granicy powiatów


17:07. Młynisko. Mosty na Żabiance. Po lewej nowy most, z 2012, powstały w miejsce od lat nieistniejącego młyna


17:38. Koźminek. Opuszczony kościół ewangelicki z początku XX w.


17:38. Koźminek. Zachodnie resztki zabytkowego domu z XIX w. przy ulicy Ciasnej. Pożar zaczął trawić go 29.11.2015


17:41. Koźminek. Plac Wolności. Widok ku NE


17:42. Koźminek. Kościół pw. śś Jana Chrzciciela i Jana Ewangelisty z XV w.

Z wolna do Liskowa. Tam przejazd północną uliczkę, równoległą do głównej, która skręcała koło samotnego komina. Potem jeszcze odbicie w kierunku remizy. Droga za miejscowością świeżo po asfaltowaniu, ale jeszcze z jakimiś pracami wykończeniowymi. Zaczynało się chmurzyć. Jazda do Goszczanowa tak trochę na ślepo. Tam krótka przerwa. Powoli zbliżała się noc. Znów trochę na ślepo zmierzając do Warty. Kamizelka na plecy, uzupełnianie bidonów i przy okazji ocena - już niewiele zostało tej wody. Warta nie wywarła zbyt pozytywnego wrażenia. Może wiele w tej kwestii miały do powiedzenia kamienie ulic w centrum. Przejazd Kaszyńskiego, Świętojańską, Klasztorną, Górną, Parkową, Ogrodową. Jeszcze w międzyczasie zaczęła się niepotrzebna jazda na Sieradz, ale z niej nawrót, niedługo po wjechaniu do Dusznik. Wyjazd ulicą Tarnowskiego, która była w trakcie prac. Nie wiem czy asfaltowych, czy kamiennych. Jeszcze wiele było rozgrzebane. Przynajmniej oszczędziło mi to jazdy główną.


18:08. DW 471. Tuż przed Liskowem. Widok ku NE


18:15. Lisków. Komin na zachodnim krańcu Ul. Rzemieślniczej


18:19. Lisków. Kościół pw. Wszystkich Świętych z XIX w.


20:27. Warta. Kościół św. Mikołaja Biskupa z XIV w.

Fragment DW 710 nie był zbyt oblegany. Ot kilka aut zdążyło przejechać. Tu też jakieś prace. Obok mostu był postawiony drugi, ale nie udało mi się dostrzec, czy tymczasowy, czy już na stałe. Na północ skręt w Dzierżązni. W Brzegu leżenie na poboczu i obserwowanie światła księżyca, odbijające się w wodzie Jeziorska. Ponowna jazda rozpoczęła się, bo zaczynał się do mnie dobierać zimno, choć wiatr ucichł. Tuż przed Pęczniewem podobna sceneria, lecz wiele czasu tam nie minęła. Droga wiodła po grobli między dużymi stawami. W samej miejscowości długie kręcenie się po bocznych uliczkach. Do Zadzimia droga mi się dłużyła. Również księżyc obniżył swe położenie na tyle, że zrobiło się zbyt ciemno. Do tego wyraźna wilgoć w powietrzu. Na rynku wykończenie ostatnich słodyczami, a następnie kurs na południe po DW 479. Dłużyło mi się to, więc zaczęło się rozglądanie za noclegiem, ale nic ciekawego nie było widać. Zniechęcały mnie też obszary, gdzie wyraźnie ciągnęło chłodem od ziemi. W Rożdżałach naszła nawet myśl, czy aby nie przenocować w pobliskiej ruinie, kiedyś będącą chyba szkołą. Ostatecznie skończyło się na nocowaniu tuż za Czartkami.


22:52. Brzeg. Nocny widok na Jeziorsko i światła wsi Tomisławice


23:29. Pęczniew. Widok z grobli na staw


23:30. Pęczniew. Widok z grobli na staw


01:25. Rossoszyca. Staw na rzeczce Jadwichnie

Zaliczone gminy

- Brudzew
- Malanów
- Ceków-Kolonia
- Koźminek
- Lisków
- Goszczanów
- Warta
- Pęczniew
- Zadzim
Rower:Czarny Dane wycieczki: 147.78 km (7.00 km teren), czas: 09:43 h, avg:15.21 km/h, prędkość maks: 51.75 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)