Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wiekublog rowerowy

avatar erdeka
okolice Czerwińska

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12598 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy erdeka.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

2016 Podkarpacie

Dystans całkowity:582.96 km (w terenie 22.50 km; 3.86%)
Czas w ruchu:39:05
Średnia prędkość:14.92 km/h
Maksymalna prędkość:54.01 km/h
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:145.74 km i 9h 46m
Więcej statystyk

Czterodniowa Dwudniówka IV - Hulajnoga trzech miast

Sobota, 3 września 2016 | dodano: 04.09.2016Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, 2016 Podkarpacie, Warszawa, Wyprawy po Polsce, Z rodziną

2016.08.31 - 09.03 Czterodniowa Dwudniówka - cała trasa


Poranek w Zamościu

Budzik ustawiony na około 4 rano. Obudziwszy się, na horyzoncie widoczny był wschód słońca. Wnet znów sen. Tak przegapiony został pierwszy pociąg. Po obudzeniu ok. 6:30, złapał mnie lekki nerw, że oto zaraz przegapię kolejny. Pospieszne pakowanie noclegowni (dobrze, że stelaż nie został rozłożony), a chcąc zrobić zdjęcie, coś się uszkodziło w aparacie. Na szczęście niegroźnie, najwidoczniej nadmiar wilgoci w porannym powietrzu, bo w domu był już sprawny. Szybki spacer do drogi, zawiązanie buta, którego rozwiązały chaszcze. No i hulajnoga na dworzec. Udało się w kwadrans. Zostało jeszcze kilka minut i oto już nadjechał szynobus. Pociągi jak w PR powinny być bardziej wykorzystywane, bo w nich nie ma problemów z napchaniem rowerów. Bilet kupiony o 7:12, z Zamościa do Lublina (przez Rejowiec) - podobnie jak rok wcześniej na tej trasie, acz o innej porze dnia.


06:32. Zamość. Poranek na łąkach dawnego koryta Topornicy w pobliżu torów

Zmęczenie i wspomnienia

Drzemka. Bolała od rana głowa i ogarniało mnie zmęczenie nadmiarem-nadmiarem informacji. Oczy mi się męczyły, gdy natykając się na tekst, od razu go czytały. Skupienie gdzieś prysło. Intensywne zmęczenie oczu podczas dowolnego, zwykłego czytania, od wielu lat pojawiało się w tylko w czasie osłabienia (typu migrena, przeziębienie), a w miarę rozwoju depresji czytanie to coraz większa trudność  (trudność w skupieniu się na tekstach dłuższych niż newsy, albo kilkuminutowe filmiki), natomiast lekkie zjawisko mimowolnego od-razu-czytania, niemal wszystkiego jak leci, przez krótki czas występowało w dzieciństwie. Najbardziej pamiętam, że jak za szybą auta pojawiała się jakaś reklama, czy tabliczka, to od razu była przez mnie czytana, nawet jeśli znana była mi treść. Przez zdecydowaną większość życia coś takiego się nie zdarzało. Ot, zdarzało częste czytanie, głównie motywowane ciekawością, chęcią poznawania świata i zdobywania wiedzy dotyczącym wielu różnych tematów - zdecydowanie bardziej rozlegle, niż wnikliwie. Oczywiście, nie na każdy temat - wiele jest takich spraw, które mnie w sposób oczywisty nudzą jak np. piłka nożna, a wiele jest też takich tematów, których wolę nie tykać ze względów moralnych. Wiele razy spotkałam się z sytuacjami, w których inni przypisywali mi wiedzę czy umiejętności dużo większe niż w rzeczywistości. Czasem wzbudzały we mnie takie sytuację konsternację. Czasem rodzaj wstydu (ot, egzamin z gleboznawstwa wypadł mi na dobrą ocenę, natomiast zakres przeczytanego materiału to może z 10% rodzajów gleb (egzamin ten był jednym z bardziej wymagających na wydziale) - starałam się tego nauczyć, padły pytania akurat z jako tako ogarniętego materiału, ale poczucie otrzymania zbyt wysokiej oceny w stosunku to mojej wiedzy pozostało).

W pociągu z Lublina do Warszawy

W Lublinie przesiadka, ale na szczęście w pół godziny i z bez potrzeby przechodzenia schodami w dół. Zakup w kasie na dworcu kolejnego kolejowego biletu - o 9:30 do Warszawy Centralnej (przez Dęblin), a także zakup dwóch książek z jakiegoś stoiska czy kiermaszu. Do Puław albo Pilawy krótka drzemka, bo nie dało rady wiele przeczytać. Z ciekawostek - jeden z pasażerów w pobliżu najwidoczniej miał głód nikotynowy, bo co chwila gadał, jak to pójdzie i zapali, albo rozmyślał jak to zrobić na dworcu, ile te przerwy itp. Do Warszawy nie dotrzymał. Co z nim dalej to nie wiem. Samego zaś smrodu papierosów nie lubię bardziej niż gorzkiej czekolady (od gorzkiego się źle czuję, ale taką czekoladę można przetworzyć do bardziej jadalnej postaci). Koniec przejażdżki pociągiem na Dworcu Centralnym.

Warszawa

Z rowerem wjazd ruchomymi schodami. Pod Złotymi Tarasami trwała jakieś bokserskie zawody na wolnym powietrzu. Dalej w metro, a tam się okazało, że już stało pięć innych rowerów w przedziale. Wysiedli jak i ja na Młocinach, poza jednym, który opuścił pojazd stację wcześniej. Dalsza jazda do Rokokowej, jakimiś nieużytkami do Akcentu, Wólczyńską i dalej na północ do Auchan w Łomiankach, gdzie oczekiwanie na samochód z mamą i bratem. Potem pakowanie roweru, obiad, zakupy i moje ogólne zmęczenie.

Epilog wyprawy

Po wszystkim powrót tylko z lekkim bólem mięśnia dłoni (pewnie coś podobnego, jak miała Kasia z achillesem, ale nie tak dotkliwie, skutek silnego hamowania bardzo startymi klockami w pagórkowatym terenie), trochę przemęczoną prawą łydką, która tego dnia częściej służyła do odbijania od ziemi, no i wspomnianym głowy. Dnia poprzedniego, w czasie ciśnięcia do Zamościa, trochę kolana się upominały, jakby miały wylecieć z zawiasów, ale w zasadzie nic poza tym. I tyle. Tak skończyło się zaliczanie gmin wschodniej flanki.
Rower:Czarny Dane wycieczki: 12.65 km (2.00 km teren), czas: 01:30 h, avg:8.43 km/h, prędkość maks: 31.54 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Czterodniowa Dwudniówka III - Po Zamościu

Piątek, 2 września 2016 | dodano: 04.09.2016Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Zwykłe przejażdżki, 2016 Podkarpacie

Była 16:40 podczas mojego przybycia na peron. Według rozkładu można by liczyć na pociąg za pół godziny, ale ten nigdy nie nadszedł. Na wszelki wypadek lepiej było sprawdzić, czy tak faktycznie będzie, więc nastała półgodzinna drzemka. Potem przyszła rodzinka i jakiś starszy człowiek, którzy długo rozprawiali o pociągach, o tym się działo itp. aż w końcu poszli. Ja zaś na rynek, by kupić coś do jedzenia i ruszyć na nocną pętlę koło Zamościa, w oczekiwaniu na poranny pociąg. Przejazd zachodnimi podcieniami rynku i gdy już się miało ruszać w stronę ratusza - łańcuch pękł po raz czwarty. Od razu trzeba było przystąpić do naprawy, dwóch facetów najwyraźniej zainteresowało to zdarzenie, zamienili ze mną kilka słów, po czym zniknęli w budynku.

Kręcę skuwaczem i kręcę, i coś nie idzie. Próbuję wte i we wte, a tu nic. Spojrzenie na skuwacz - ten był już nadpęknięty. Jeszcze jedna próba, aby coś zrobić, ale nie było szans, ani na naprawę, ani na wycieczkę. Pora dać spokój, bo i tak udało się zrobić to, co planowane. Spacer na kolację, odpoczywając tam spokojnie, tak posiedziawszy do wieczora, relaksując się samym po prostu pobytem. Potem jeszcze krótka trasa - rowerem jak hulajnogą, by przedostać się na błonia, gdzie można było w spokoju zanurzyć się w śpiworze, przykryć go płachtą i tak dospać dnia następnego.


17:53. Ostatnia praca skuwacza


18:25. Zamość. Pierwszy i ostatni ciepły posiłek na wyprawie. Pizzeria Plaza Pizza przy Solnej
Rower:Czarny Dane wycieczki: 5.38 km (0.50 km teren), czas: 00:45 h, avg:7.17 km/h, prędkość maks: 18.87 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Czterodniowa Dwudniówka II - podkarpackie i lubelskie zakończone

Czwartek, 1 września 2016 | dodano: 04.09.2016Kategoria >300, Nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2016 Podkarpacie

Pobudka przyszła trochę później, niż mi się chciało, ale i tak trzeba odespać. Szutrówką wyjazd w Duńkowicach. Skręt w lewo, za rzeką w prawo. W Laszkach rozpoczęcie roku szkolnego, dzieci właśnie szły na teren szkoły w odświętnych ciuchach. W Miękiszu Starym zerknięcie do ruin cerkwi. Trasa przyjemna, asfalt dość nowy. Raczej przyjemnie dojechało się do Wielkich Oczu, gdzie w sklepie była duża kolejka, przez co wpierw przyszło mi odpoczywać na zewnątrz, póki się nie uluźniło. Były to drugie zakupy (pierwsze w Jarosławiu, gdzie zakupami było picie i lód). Tu również uzupełnić trzeba było zapas wody (przypadkiem - wodę smakową, które od dawna mi nie smakują), kolejny lód, cztery bułki i paczka czipsów (te skończyły się dopiero pod koniec kolejnego dnia). Ogólnie nie było wielkiego apetytu, 6 kanapek zabranych z domu, schodziło powoli, paczka sera, się nie skończyła, a zaczęła znikać dopiero przy okazji tych zakupów, no i jedna czekolada, spożyta ostatniej nocy. Woda schodziła też dość oszczędnie, małymi łykami.


09:19. Rzeka Szkło w Łazach.


09:44. Wietlin Trzeci. Widok na Laszki ku NE


10:05. Wola Laszkowska. Pierwszy budynek od zachodu, leżący po południowej stronie drogi. Jeden z wielu opuszczonych domów w tym rejonie


10:21. Miękisz Stary. Opuszczona cerkiew pw. Opieki Matki Bożej z XIX w.

O ile do Wielkich Oczu jechało się przyjemnie, o tyle na północ już nie tak bardzo. Droga miejscami była połatana, często spękana. Po prostu stara. Na szczęście było to do przełknięcia, bo zdarzały się dużo gorsze odcinki. We wsi Łukawiec stał na środku drogi pojazd techniczny, roboczy. Z naprzeciwka inne auto. Rower był znacznie rozpędzony, nie dałoby rady ominąć go na czas i z piskiem hamowania, prędkość spadła do zera, by od nowa nabrać prędkości. Wnet pojawił się w Lubaczów, gdzie z wolna nastąpiło obejrzenie rynku i kilku uliczek. Pobliskie Oleszyce mijane nawet nie wiem kiedy. Skręt w gminną drogę i redukcja tempa. Przerwa w Starym Dzikowie, gdzie zagadało mnie kilka osób, głownie na tematy rowerowe.


11:19. Wielkie Oczy. Wjazd od zachodu


11:59. Wielkie Oczy. Cerkiew Mikołaja Cudotwórcy z XXw. Kolejna opuszczona, ale w trakcie remontu


12:00. Wielkie Oczy. Północny kraniec Cerkiewnej. Tu nawet faraon musi pracować jako bramkarz przed sklepem


13:16. Lubaczów. Stawy w dawnym korycie Sołotwy i budynek przedwojennego młyna wodnego. Widok ku W


13:20. Lubaczów. Płk Dąbka między Polną i Zbożową. Widok ku W


15:13. Stary Dzików. Cerkiew Dymitra z XX w.

Okolica przypominała mi Mazowsze. Część terenów jak z okolic Płocka, część jak z Siedlec. Z Woli Obszańskiej na północ. Słońce grzało mocno. Rower aż parzył, gdy się go chwyciło po przerwie na przystanku. Fragment nowego asfaltu od Woli Obszańskiej wyglądał nieźle, ale była to ułuda, bo chwilę potem była łatanka na całego. Zjazd do Łukowej. Widok ze zjazdu ku Roztoczu był niezły. Wpierw był zamysł, by udać się do Aleksandrowa, ale na razie mi się odechciało. Skusiło mnie skrócenie trasy, przyspieszenie powrotu i nie ryzykowanie kolejnego zerwania łańcucha. Powrót inną trasą. We wsi skręt w prawo, aż asfalt się urwał, przechodząc w polną drogę. Tak jak do tej pory szło nieźle, od tego momentu zaczęło się moje umęczenia. Nie, żeby przypominało wysiłek z BBT. Po prostu wcześniej tego dnia nie było problemów, nawet na łatance.


16:12. DW 849. Wola Obszańska. Fragment nowego, a dalej już stary asfalt. Widok ku N

Dróżka prowadziła między polami tytoniu. Koło kapliczki skręcała na zachód, tworzyła nadzieję, że wnet odbije ku wsi. W jednym miejscu ukazała się dróżka wygnieciona ciągnikiem, lecz kończyła się kanałkiem. Nawrót. Potem był rozjazd, ale przezornie kurs na wprost, choć można było w lewo. Bywa. Pomyłka wyszła na jaw już na asfalcie, gdy widać było ścieżkę odchodzącą w lewo. Błąd przynajmniej nie był wielki. W Dorbozach do Obszy, gdzie zagadnęła mnie starszą kobitka - o cenę roweru, jakiej marki itp. Planowała zakup nowszego. Co można było powiedzieć, to się dowiedziała - niewiele, bo się na tym nie znam. Była miłośniczką św. Faustyny i kupowania polskich produktów.


16:45. Babice. Platforma do zbierania tytoniu w polu na N od głównej osi wsi

Do Zamchu przejazd przez wsie, zamiast wojewódzką. Stamtąd znów głównymi trasami, tym razem do Cieszanowa. Przy rynku sklep, gdzie była długa kolejka. Przeczekana przez mnie na zewnątrz, obserwując jak młoda matka droczyła się z zasypiającym kilkuletnim synkiem, przez co oberwała od niego z liścia. Zakupy tym razem przybrały formę picia, loda, bagietki (połowę trzeba było zjeść na miejscu, by reszta się zmieściła w sakwie) i cebularza. Przy okazji na grzbiet powędrowały ciuchy się na noc. Stamtąd trasa przez Chotylub. Przy tamtejszym kościele, w świetle latarni widoczne było, jak od rzeki wiatr przysuwał mgłę w moją stronę. Nie było to przyjemne, tym bardziej, gdy wjeżdżało się w chłodniejsze obniżenie na drewnianym moście za wsią.


18:28. Stary Lubliniec. Cerkiew Przemienienia Pańskiego z międzywojnia. Widok ku E

Jechało mi się długo, ale to głównie efekt psychiczny, zwykłej jazdy w nocy. Obserwowanie gwieździstego nieba, pracę lampki, spokój na drodze - minęły mnie może 2-3 auta. Trochę podjazdów i zjazdów w lesie. Przez muzykę zaczęły do mnie docierać inne dźwięki. Wyłączone mp3 - do uszu dotarła swoista kakofonia nakładających się dźwięków, jakby znaleźć się pomiędzy kilkoma koncertami, nie wiedząc którego słuchać. Las się skończył. Wjazd do Horyńca-Zdrój. Nie przyszło mi do głowy spodziewać się tylu ludzi, tylu dźwięków na "krańcu świata". Drugi człon nazwy niczego mi uprzednio nie podpowiedział. Pierwsze było ognisko po prawej, gdzie ludzie śpiewali tak bardziej z siebie dla siebie. Niżej było discopolo, ale też tak jakby odtwórcze, stali na placu, dwa głośniki na słupkach i małe efekty wizualne. Osób na obu było może po kilkadziesiąt. Dalej ośrodek rehabilitacyjny rolników, tory kolejowe, plac pełen świateł. W sumie jeszcze ze 3-4 wesela, z czego muzyka jednego dochodziła aż do ulicy Polnej, gdzie gwiazda która lśni...


21:12. Horyniec-Zdrój. Ul. Sanatoryjna

Znów droga się ciągnęła, długa droga przez las. Teren był zróżnicowany, a zjazdy ciągnęły się hen, hen... Utrzymywała się obawa przed sarnami, bo gdzieś jedna z nich się ukazała tej czy innej nocy wyjazdu. Z ulga powitać można było światła Werchratej. przerwa na przystanku, coś na ząb i zmiana plan jazdy. Miała być jazda na Susiec, ale okazało się, że z powodzeniem można skręcić na Hrebenne, a potem już się nie cofać. Trasa ta przed paroma laty jeszcze nie istniała, więc dobrze było skorzystać. Potem wyjazd na DK 17. Z niej skręt w DW 865 i kolejne ciekawe miejsce, jakim jest Narol. Rynek oświetlony. Tylko boczne dróżki jakieś dziwne. Wnet wycofanie i jazda Partyzantów.


23:11. Hrebenne. Przejście graniczne. Widok ku E


01:55. Narol. Rynek. W centrum UMiG

Z wolna prowadziła w górę, wyprowadziła na główną, a potem był zjazdu przez wieś Paary. Za wsią stary i wysoki las. Drzewa pięły się niczym w katedrze, sklepione gwiazdami. Mimo nocy, było widać ich ogrom. Aż żal, że tak mało takich drzew. Głos sowy niósł się w przestrzeni. Susiec z pętlą przez centrum. W czasie przerwy, dookoła mnie skakał i krążył lis. Miał chętkę dorwać się do zawartości sakwy, choć nie było tam czegoś, co by było dla niego szczególnie kuszące. Kurs do Tomaszowa Lubelskiego. Tu mnie złapał kryzys. Jazda taka, że tyle o ile, nawet nie wiem, jak i kiedy minął ten umęczony odcinek, bo senność nachodziła mnie taka, że raz o mało nie wyrzuciła mnie do rowu, co mnie na chwilę otrzeźwiło. Potem jednak przyszło mi na moment zjechać, nie do rowu jednak, ale w piasek pobocza. Było to tuż przed miastem. Ulga, że to już.


05:36. Tomaszów Lubelski. Przedwojenny budynek Państwowej Szkoły muzycznej i Cerkiew Mikołaja z XIX w.

Uliczkami na oślep, byle do centrum, ale nie wiedząc gdzie i jak, myląc drogę, która wprowadziła mnie do miasta, z główniejszą, prowadzącą z Józefowa, co też namąciło mi w głowie. W każdym razie, od rynku problemu nie było, poza wiadomą sennością. Z wolna jazda do Jarczowa, dalej Wierszczyca i Wola Gródecka... Tak miało być, ale wypadł skręt do Gródka. Miała to być jazda przez wieś, z niej pojechać prosto do góry i skręcić do lasu, na drogę przezeń prowadzącą. Tak być miało...


08:12. Droga z Wierszczycy do Gródka Kolonii. Mnóstwo wiatraków. Widok ku E


08:16. Rzeźba niezwykle urozmaicona. Na horyzoncie las Bukowiec, porastający wzgórza ciągnące się ponad Wolą Gródecką. Widok ku N

Przynajmniej im cieplej i mniej nadmiarowych ubrań na grzbiecie, tym lepiej i senność tak się nie dawała we znaki. Wyjazd na główną, gdzie intuicja mi podpowiadała, że coś jest nie tak. Mimo to, na mapie las dochodził do tej drogi, a i mi się udało spostrzec drogę do niego prowadzącą. Złudzenie, że doprowadzi mnie do drogi planowanej. Trudny podjazd po płytach betonowych z oczkami, ale się udało. Na zakręcie skręt w lewo - taki miało być, ale to nie to rozwidlenie. Wraz z przerwami, bo upał, bo krzaki, bo zastanawianie, bo niepotrzebna przerwa w lesie, przejście ~1,5 km zajęło mi ~2,5h. Powalające tempo. Jeszcze trochę pokrzyw zdecydowało, by mnie pogłaskać, a gałęzie nukać. Witaj przygodo, gdy jedziesz z bagażem, dużymi sakwami, robi się niepotrzebne przerwy, a spieszy się na pociąg. Nie było ze mną mapy innej, niż atlas polski, więc nic mi by nie pomógł w tym przypadku.

08:53. Wola Gródecka. W lesie Bukowiec. Górna zachodnia część lasu

Udało się wyjść na pole. Koło ambony znalazła się dróżkę polna. Potem lepszą gruntówką zjazd ku zachodowi. Prawie wjazd do Typina, ale pojawiła się lepsza szutrówka ku północy. Naszła myśl - pewnie to ta właściwa, bo na co tu liczyć lepszego mogę. Zjazd tragiczną płytobetonówką do domów po drugiej stronie wzniesienia. Przejazd na wschód, licząc na dojazd do planowanej wcześniej trasy, ale naszło zwątpienie i przyszło mi zawrócić. Wzdłuż podmokłego terenu jechało się ku zachodowi. Droga dość głęboko werżnięta w teren, a ona sama jeszcze porżnięta miejscami przez wody opadowe. Czasem fajnie tak popatrzeć na hydrologiczne procesy kształtowania terenu, ale może nie podczas długiego, męczącego wyjazdu, jak owego dnia. Jazda na granicy cierpliwości, z własnej przyczyny (patrząc z poziomu komputera, trasy czasem wydają się prostsze niż w rzeczywistości). Wprost nie można było uwierzyć uwierzyć, gdy wreszcie pojawił się asfalt. Była to wieś Pawłówka, a gorszego odcinka terenowego do tej pory nie chyba nie zdarzyło mi się pokonać.


11:39. Typin. Za lasem Bukowiec (po prawej). W tle las Sojnica. Widok ku N


11:39. Typin. Las Sojnica. Tam wg planu miała wieść moja trasa. Na horyzoncie, po lewej widoczny las Wożuczyński (10 km)


11:41. Typin. Jakieś prace budowlane pod lasem


12:01. Płyty betonowe prowadzące do Paramy w dolinie Siklawy ku NE


12:17. Erozja dróg gruntowych między Paramą i resztą Typina. Widok ku SW

Nie było siły na podjazdach. Zjazd do Józefówki, zahaczając o zachodni fragment Rachania. Z wolna toczenie do Tarnawatki. Jeszcze wolniej na podjeździe, gdzie zamienił ze mną kilka słów ktoś, kto tam złapał kapcia i kończył naprawę. W cieniu trochę wzrosło tempo, a za lasem była już wieś i zjazd. Drobne zakupy w wiosce, a potem długa powolna jazda do Krasnobrodu. Powolna, ale nie tak jak zwykle, bo jednak gnało mnie na pociąg. Gdy wyjechało się na DW 849, tempo wzrosło, tak jak i chęć powrotu. Podjazd do Adamowa trudny, ale potem głównie zjazdy, gdzie osiągnięta została najwyższą prędkość wyjazdu. Na bardziej równinnym odcinku, od Lipska, z kolei była to chyba jazda z najwyższą kadencją w życiu. W Zamościu oszukali mnie ścieżką rowerową, która była nią chyba tylko w planach. Tak nierównej to dawno nie zdarzało mi się widzieć. Potem siebie o mało by mi przyszło się oszukać. Tuż za kanałkiem skręt w lewo, choć o mały włos pognałoby mnie dalej prosto. Na nic trud i wysiłek - zabrakło 20 minut. Lepsze to, niż gdyby zabrakło pięciu. Albo widzieć odjeżdżający skład...


12:41. Zjazd do Józefówki (reprezentowanej przez linią drzew w środku zdjęcia). W tle Rachania i ponad nimi Michałów-Kolonia. Na horyzoncie lasy rosnące w pobliżu wsi Soból, a na S od wsi Przewale, a nieco na prawo od centrum widoczna wieża BTS przy DW850 (ok, 0,7 km ku SSW od skrzyżowania DW850 z drogą do wsi Soból). Widok ku NE


15:13. Krasnobród. Okolice rynku


16:30. DW 849. U celu, lecz za późno na pociąg (z mojej winy - gdyby nie długa leśna przerwa, byłoby się może nawet ok. 1 godzinę przed przyjazdem pociągu).

Zaliczone gminy

- Laszki
- Wielkie Oczy
- Lubaczów (W+M)
- Oleszyce
- Stary Dzików
- Obsza
- Łukowa
- Cieszanów
- Horyniec-Zdrój
- Lubycza Królewska
- Bełżec
- Narol
- Susiec
- Tomaszów Lubelski (W+M)
- Jarczów
- Rachanie
- Tarnawatka
- Adamów
Rower:Czarny Dane wycieczki: 341.08 km (15.00 km teren), czas: 22:07 h, avg:15.42 km/h, prędkość maks: 54.01 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Czterodniowa Dwudniówka I - Doba podkarpacka

Środa, 31 sierpnia 2016 | dodano: 04.09.2016Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, >200, Gminy, 2016 Podkarpacie, Z rodziną

Streszczenie

Przyszła pora na zakończenie odcinka, który kilka razy wymykał mi się z rąk w poprzednich latach, jak również i w tym. Sama wyprawa wyszła dziwnie, jeśli trzymać się sztywnego podziału na dni, godziny itp., stąd taki, a nie inny tytuł. Mianowicie, przygotowania odbywały się 2016.08.30; drzemało się w pociągu nocnym; jechało przez niemal cały 2016.08.31 jako jeden dzień jazdy (wraz z jazdą nocną od pociągu do namiotu); 2016.09.01-02 jako drugi dzień jazdy - od rana jednego dnia, do wieczora dnia kolejnego; powrót zaś odbył się 2016.09.03. W sumie więc wyjazd ten jest opisany pięcioma datami, zawarł się w 4 doby, 3 dni zwykłe były rowerowe, przy czym należy je traktować jako dwa dni jezdne (czyli takie, które mogą trwać dłużej niż doba) rowerowo, oddzielone jednym noclegiem bez istotnych drzemek w międzyczasie, a ostatni dzień, to kilka godzin podróży rowerem w trybie hulajnogi, głównie spędzony w pociągach.

Przygotowania

Od paru dni zbierało się na wyjazd. Tak wołało ciało, które było jakby w ciągłej gotowości i wzmożony apetyt, nad którym ciężko było zapanować. Pogoda zapowiadała się dobra jak na koniec lata - słoneczny ciepły wyż, choć noce chłodne, później okazało się, że i mgliste. Za cel obrany został SE kraniec Polski, który wymagał (by było efektywnie) przedostania się tam pociągiem. Wpierw na Dworzec Wschodni. Tam bilet o 17:47, dnia 30 sierpnia, do stacji Rzeszów Główny (przez Dęblin, Lublin, Turbia, Grębów, Tarnobrzeg, Kolbuszowa). Planowy przejazd między 17:59 a 23:00.  Sam wyjazd obfitował w sporą, jak na tak krótki okres czasu, ilość zdarzeń.

Pociąg nocny

W przedziale jechało prócz mnie, czworo ludzi z rowerami, którzy najwidoczniej wrócili z Trójmiasta, a ściślej ze Szwedzkiego Potopu. Wysiedli parami w okolicach Tarnobrzega, na dwóch kolejnych stacjach. Gdy już nie było nikogo poza mną, przyszła pora przygotować się do nocnej jazdy. Koniec przejazdu za mniej niż godzinę. Trochę jeszcze siedzenia, trochę odpoczywania, póki był na to czas, bo noc i dzień czekały mnie męczące. W Kolbuszowej jeden facet trochę spóźnił się z opuszczeniem pociągu. Gdy dochodził do drzwi (ale jeszcze trochę brakowało), akurat były sygnał do odjazdu i maszyna ruszyła. Trochę spanikował, nie wiedział co począć i wyglądał tak, jakby rozważał, czy nie wyskoczyć, bo prędkość była jeszcze stosunkowo mała. Wskazany przez mnie guzik hamowania, pomógł mu uniknąć przykrych konsekwencji. Pojazd na szczęście nie wyjechał poza peron, więc skończyło się bezproblemowo.

Rzeszów

W Rzeszowie, start pół godziny przed północą. Po pierwsze, kurs na zachód, aby przeciąć trasy BBT i Samoklęsk, do tej pory biegnące równolegle tą samą ulicą, ale bez przecinania się - aż do Brzozowa. Nie było pewności, która ulica jest tą właściwą, więc przyszło liczyć na szczęście. Gdy wydawało mi się, że to już, przyszła pora zawrócić na wschód. Mijało się kebab, w którym się kiedyś przyszło się stołować. Mimo późnej pory, ulicami wciąż kręciło się sporo osób, choć ubogo, jeśli porównać z Wrocławiem czy Warszawą. Wyjazd na DK 4, aby odwiedzić Krasne, którego nie wiem jakim cudem nie udało się odwiedzić, mimo poprzedniej wizyty. Teraz z kolei wyszło za bardzo, bo jechało się i jechał, aż pojawiła się tablica kończącą. No i po co tyle się tłuczenia? Nawrót i przejazd z powrotem przez osiedle na św. Kingi, potem koło krajówki i różnymi innymi uliczkami, aż do wyjazdu w Budziwoju, gdzie narosły krótkie wątpliwości, w którą stronę się udać.


23:25.Rzeszów. Dworzec Główny. Początek jazdy


23:59. Krasne. Samotna plamka na mapie

Do świtu na SE od Rzeszowa

Od Tyczyna DW 878. Zrazu wątpliwości, bo była nadzieja na przejazd przez rynek, ale z drugiej strony nie było ochoty na tamtejszy podjazd. Cóż z tego, gdy na wojewódzkiej czekało mnie ich kilka i do tego dłuższych? Było ciemno, zimno, miejscami mgła. Aut jechało mało, lecz najwięcej w Dylągówce, gdzie trwał remont mostu i ruch puszczano wahadłowo. Nie było tam też już widać nikogo niezmotoryzowanego poza mną, nie tak jak w mieście, gdzie kręciło się takich wciąż sporo. Fragment DW 877, którym już ongiś zdarzyło się jechać. Ładny kawałek trasy, czy w dzień, czy w nocy. Niestety droga przez Jawornik już taka ładna nie była, ale przynajmniej szybko się nią przemknęło.

04:17. DW835. Granica gmin Hyżne i Jawornik Polski

Poranek w okolicach Kańczugi

W Kańczudze nad ranem. Ludzie już przebudzeni, okolica się ożywiła. W świetle dnia bardziej można się było przyjrzeć okolicy oraz ogrzać w słońcu, choć wciąż było jeszcze chłodno. Trochę dało się odczuć zmęczenie podjazdami, choć spać mi się nie chciało. Okolica między wsiami była bezludna, rolnicza. Wjazd do Markowej, a chwilę później Gaci.


05:59. DW 881. Kańczuga na W od miasta. Mgły poranne w dolinie Średniego Potoku. Widok ku NW


06:40. DW881. Granica gmin Kańczuga i Markowa.


06:51. Granica gmin Markowa i Gać. Widok ku E.


Gać. Tablica informacyjna

Okolice Przeworska

W Przeworsku skręt na Zarzecze, choć trochę się mi zajęło szukanie wyjazdu. Było sporo przerw. W samym centrum Zarzecza - trach! Zerwał się łańcuch i zakręcił na zębatce. Spacer na ławkę i rozpoczęcie napraw. Ręce zrobiły się okropnie brudne i trochę minęło czasu, na jako takie ich ogarnięcie.


 07.40. Wjazd do Przeworska z terenu gminy wiejskiej Przeworsk. Widok ku NNE


0742. Przeworsk. Kasztanowa 1E. Ruina. Widok ku SW


07:44. Przeworsk. Most im. majora Jana Gryczmana. Rzeczka pełna... Widok ku S


07:46. Przeworsk. Bazylika kolegiacka pw. Ducha Świętego


07:47. Przeworsk. Bazylika kolegiacka pw. Ducha Świętego


Granica gminy Zarzecze i miejskiej gminy Przeworsk. Widok ku SSE


08:20. Żurawiczki. Na horyzoncie wiatraki, ciągnące się przez wsie Wysoka, Sonina i Kosina, położonych w pobliżu Łańcuta. Widok ku W


08:25. Żurawiczki. Północny kraniec wsi. W tle Przeworsk. Widok ku N


Zarzecze. Widok ku S


Granica gminy Zarzecze i Pawłosiów


Cieszacin Wielki. Widok z przejazdu nad A4. Widok ku SE.
 
Cieszacin Wielki. Widok z przejazdu nad A4. Widok ku SW.


Cieszacin Wielki. Widok z przejazdu nad A4. W centrum kościół pw. Wszystkich Świętych w Siennowie. W tle wzniesienia w okolicy Pantalowic  Widok ku SWW.

Ruina cegielni w Jarosławiu

Przy wiadukcie ponad A4 przerwa na zrzucenie wszystkiego co nocne. Wjeżdżając do Jarosławia widoczny stał się interesujący komin. Gdyby zmęczenie było większe, zostałby zignorowany, ale tym razem udał się skręt w jego stronę. Minąwszy teren budowy cmentarza, przejeżdżało się przez pole koło wypasanych krów, po czym lądowało na dużym nieużytku. Sporo było tam gruzu, jakichś gałęzi, trochę kompostu i gratów. Zjazd w pobliże komina, stojącego blisko dwóch zrujnowanych budynków. Nie było ochoty włazić do środka, więc tylko przejażdżka i dalej w drogę.


10:23. Jarosław. Pozostałości dawnej cegielni w pobliżu torów, położone po S stronie Krakowskiej. Widok ku N


10:23. Jarosław. Pozostałości dawnej cegielni w pobliżu torów, położone po S stronie Krakowskiej. Widok ku N

Przez Jarosław

Zjazd dawną DK 94. Niestety na dołku były światła, zatrzymały się pojazdy, a ja wraz z nimi. Świetnie. Akurat przed męczącym podjazdem koło Klasztoru. Poprzednio Jarosław ledwie został przez mnie zahaczony. Tym razem udało się udać na rynek, który zaskoczył mnie swoimi otwartymi przestrzeniami i masą ludzi, jacy odwiedzali miasto w ten ostatni dzień ich wakacji. Z pewnością będzie mi się chciało wrócić tam jeszcze, aby jeszcze lepiej się rozejrzeć.


10:39. Jarosław. Ul. Krakowska. Po prawej kościół pw. Matki Boskiej Bolesnej z XV w.



10:40. Jarosław. Ul. Krakowska. Kościół pw. Matki Boskiej Bolesnej z XV w.


10:40. Jarosław. Ul. Krakowska. Kościół pw. Matki Boskiej Bolesnej z XV w.


10:47. Jarosław. Mapa starówki.


10:50. Jarosław. Ratusz z XVII w.


10:51. Jarosław. Cerkiew Przemienienia Pańskiego z XVIII w.


Ruina przy centrum Piekarskiej. Rozebrana w ciągu 2016-2018. Następnie w m.in. jej miejsce postała rozległa galeria handlowa. Widok ku NE

Miasto opuszczane w kierunku Widnej Góry, a potem skręt na Chłopice (bez wjazdu do centrum miejscowości), potem odbijając pod A4 ku Jankowicom. Drogą polną skrót do Rudołowic, choć były to trudne, szutrowe podjazdy, zjazd po płytach i dłuższa przerwa na polu, za krzakami, m.in. na ochłonięcie w cieniu. Temperatura powietrza była dość znaczna.


11:28. Widna Góra. Pogoda wyjątkowo dobra, jak na ostatni czas. Widok ku SW


Długa jazda do Przemyśla

Roźwienicę mijało się szybko, ale przerwy się zagęściły. Było wyraźnie trudno. W Bystrowicach szybki zjazd. Za Tyniowicami podjazd polną drogą w pobliże ruin wieży zamkowej w Węgierce. Potem do Pruchnika z ładnym, stromym rynkiem. Przejazd na drugą stronę rzeki, skąd wracało się na DW 881. Ta trasa miała wyjątkowo ładne krajobrazy, dużą część prowadziła jakby grzbietem wzgórz. Tylko co z tego, jeśli nie było sił ich podziwiać... Styrały mnie podjazdy, w Żurawicy stromy zjazd ze schodami jak do Jeleniej Góry. Niebezpiecznie. Dalej miała być jazda na Bolestraszyce, ale w to miejsce wpadł skręt na Buszkowice. Na głównej trwał remont i pękł mi łańcuch. Wpadły różne uliczki, tu i tam, przejazd koło Dworca Głównego w Przemyślu, a z miasto wyjazd ścieżkami wzdłuż DK 28. W końcu się skończyły, a mi pozostało zjechać na asfalt.


13:58. Roźwienica. Widok na Cząstkowice ku W. Na horyzoncie las Gaj, wzdłuż którego biegnie granica powiatów. W oddali po lewej, widoczne wzniesienia Pogórza Dynowskiego w okolicy Manasterza


14:24. Widok na lewą stronę zdjęcia

14:24. Widok na prawą stronę zdjęcia 


14:25. Roźwienica. Na horyzoncie Pogórze Dynowskie, w centrum zdjęcia reprezentowane przez Górę Iwa (406 m n.p.m., 7 km) wznoszącą się nad Pruchnikiem. Widok ku SW


14:42. Węgierka. Basteja z XV w.


14:54. DW881. UM Pruchnik. Widok ku SW


14:56. Pruchnik. Budynek na NE od ratusza


14:56. Pruchnik. Rynek. Widok z DW881 ku SSW


15:00. Pruchnik. Rynek. Widok ku N


15:29. Granica gminy Roźwienica z gminą Rokietnica 


15:31. Granica gminy Roźwienica z gminą Rokietnica


16:01. Rokietnica (z przystanku w rejonie Żarkówki). Z lewej południowe zabudowania (Parcelacja; 4 km) i las w Boratyniu (5 km). Na horyzoncie po lewej trochę ukryty las (8km) przy północnej granicy Chłopowic. W centrum widoczna kapliczka (5 km) na cmentarzu komunalnym przy wsi Dobkowice (schowane po prawej) wraz z wieżą telekomunikacyjną PLAYa (na tej samej działce). Nieco na prawo las Garby (7 km). Bardziej w oddali ledwo dostrzegalne kominy Huty Szkła Jarosław z 1974r., od lat '90 w posiadaniu koncernu Owens-Illinois. Po prawej Las Okrągły (7 km). Widok ku NE


16:54. Żurawica. Niebezpiecznie schodkowana droga. z której łatwo wypaść. W tle Płaskowyż Chyrowski


17:26. Buszkowice. Cmentarz wraz z kościołem pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej.


18:06. 22 Stycznia. Widok na południowy brzeg Przemyśla, widoczny z północnego brzegu Sanu. Widok ku SE


18:22. Przemyśl. DK 28. Wiadukt z 1897r. położony nad torami. Po lewej przedwojenny kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Nieustającej Pomocy

Problemy z łańcuchem za Przemyślem

Początkowa jazda z przeciętną prędkością. Na trasie znajdowało się jeszcze dwóch rowerzystów, z czego jeden pędził koło 30km/h. Przybyło mi sił i udało się wyprzedzić pierwszego, by potem utrzymywać ~200m do szybszego, ale bliżej nie było ochoty się zbliżać. W Medyce skręt na północ. Mijało się Leszno, potem Nakło. Ponownie zerwał się łańcuch. Nie było we mnie pomysłu, co o tym myśleć, tym bardziej, że na poprzedniej wyprawie zastanawiało mnie, czemu dawno żaden łańcuch mi nie pękł. A tu nie dość, że pękł, to i kilka razy. Tym razem okazało się, że przed Przemyślem tak jakby wyrobił się gwint ośki jednego z oczek. Teraz było już ciemno i przez przypadek zostało go mniej o cztery ogniwa. Mało tego - wydawało mi się, że został przeplecony przez przerzutkę przednią, a nic takiego nie miało miejsca. Nie chciało już mi się tego poprawiać, bo a nuż będzie za krótki łańcuch, albo znów coś pójdzie nie tak. W końcu, nie udało mi się zaznać snu już od ponad 36h, z czego prawie doba minęła w podróży rowerem.


18:38. DK 28. Wschodni kraniec Przemyśla. Z lewej widoczny ten wolniejszy ze wspomnianych rowerzystów

Nocleg


19:13. Leszo. Kościół pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku W


19:54. Stubno. Wjazd od południa.

Start po awarii zaczął się na najmniejszej z zębatek. Przerzutka trochę o nią ocierała, ale wystarczyło ją naciągnąć maksymalnie, by był spokój. Z tyłu wszystko działało, wiec nie było większych problemów z dalszą jazdą. Przejazd ponad A4 i skręt do Nienowic. Teoretycznie niepotrzebnie i niezgodnie z zamysłem, ale ostatecznie było w porządku. Raz tylko wjechało się w ślepą uliczkę, prowadzącą ku łąkom nad rzekę, a potem z powodzeniem można było rozłożyć się z namiotem.

Zaliczone gminy

- Krasne
- Jawornik Polski
- Kańczuga
- Markowa
- Gać
- Przeworsk (W+M)
- Zarzecze
- Pawłosiów
- Chłopice
- Roźwienica
- Pruchnik
- Rokietnica
- Medyka
- Stubno
Rower:Czarny Dane wycieczki: 223.85 km (5.00 km teren), czas: 14:43 h, avg:15.21 km/h, prędkość maks: 52.27 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)