Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

2009 Skandynawia

Dystans całkowity:5754.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:369:13
Średnia prędkość:15.59 km/h
Liczba aktywności:40
Średnio na aktywność:143.87 km i 9h 13m
Więcej statystyk

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXX - Z Mazur do domu

Sobota, 22 sierpnia 2009 | dodano: 30.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, >200, LSTR, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy

2009.07.14 - 08.22 W 40 dni dookoła Bałtyku - cała trasa


Poranne minuty

Przebudzenie zaczęło się przed 6. Wydawało mi się, że jeszcze za wcześnie i chwilę jeszcze pośpię. Minęło pare minut. Przejechał ciągniki. Momentalne opuszczenie namiotu. Spakowanie go trwało 7 minut, by czym prędzej czmychnąć.


6:07. Poranek między Prażmowem a Szymonką, na NW od DW643.


6:14. Po 7 minutach

Do Szczytna

Niebo delikatnie zachmurzone. Poniosło mnie nad jezioro Łuknajno, choć tylko do punktu widokowego. Potem szybko przez Mikołajki do Ukty. Dalej do Wojnowa, zajeżdżając pod cerkiew staroobrzędowców, a chwilę później i pod tamtejszy klasztor. Wkrótce potem dojechało się do trasy 58 i skąd rozpoczęła się jazda na zachód. Nastała przerwa nad jeziorem Mokre w miejscowości Zgon. Akurat były tam ławeczki, na których można było na spokojnie zjeść śniadanie.


7:24. Żurawie.


07:29. Skrzyżowanie ze zjazdem do miejscowości Mateuszek


8:03. Jezioro Łuknajno. Widok ku S z okolic linii kolejowej na wschód od zabudowań Śniardewna.


8:26. Mikołajki. Widok z DK16 ku NW w kierunku jeziora Tałty. W tle most linii kolejowej i hotel "Gołębiewski".


9:48. Cerkiew w Wojnowie


10:10. Klasztor Staroobrzędowców w Wojnowie

Przez Kiełbonki przejechało się do Babięt, gdzie trwał remont drogi. W Starych Kiejkutach skończył się długi, leśny etap i wkrótce dojechało się do Szczytna. Trwał tam akurat jakiś koncert. Nie przejmowało mnie to zbytnio. Trzeba było zakupić picie, które się skończył. Organizm wołał o ciepły posiłek. Dostał kebab z centrum miasta. Trochę się chmurzyło, było chłodno i lekko popadało.


14:20. Szczytno. Widok z DK58 w pobliżu ul. Toruńskiej na południe.

Od Szczytna

Za miastem znów las. Jazda długa, nużąca, niecharakterystyczna. Jechało mi się dość ciężko i monotonnie. Dopiero po prawie czterech godzinach udało się dotrzeć do Nidzicy. Przejazd przy zachodnich stokach pod zamkiem, pętelka przy południowym wjeździe na rynek. Wnet rozpoczęła się jazda DK7.


17:26. Zimna Woda


17:58. Napiwoda

Zastanawiało mnie, czy może zakończyć dzisiejszy dzień dnia podróży i przeczekać do przybycia LSTR dnia następnego. Im bliżej Mławy mnie niosło, tym mniejszą była we mnie ochota, by oczekiwać na grupę, która mogła przyjechać nawet w godzinach popołudniowych. Aż tak bardzo mi się spać nie chciało, by ewentualnie przeleżeć w namiocie pół dnia. Ponadto jechało mi się bardzo lekko i przyjemnie. Trasa stopniowo opadała. Pokonało się kilka "stopni", gdy teren opadał o kilkanaście metrów więcej. Mniej więcej w połowie trasy między Nidzicą i Mławą przekraczało się granice województw i zapadła noc. Dokładnie wtedy nastała przerwa kolacyjna na przystanku i przystosowanie się do nocnej jazdy, całkowicie porzucając pomysł z nocowaniem. Nie było już we mnie ochoty raz jeszcze rozstawiać namiotu.


18:53 Okolice granicy Mazowsza i Mazur


19:28 Okolice granicy woj. mazowieckiego i warmińsko-mazurskiego.


19:48. Początek nocnego etapu jazdy.

19:48. Początek nocnego etapu jazdy.

Nocny powrót

Już po ciemku przejechało się przez rynek w Mławie. Skręciło się niepotrzebnie w Powstańców Styczniowych, skąd trzeba było zawracać na właściwy kurs. Wyjechało się najbardziej południową trasą. Kolejne kilometry pokonywało się, nie wiedząc która godzina. Było ciemno, nie licząc kolejnych łun, widocznych po obu stronach drogi. Obserwując je, zastanawiało mnie jakie to mogły być miejscowości. Wiadomo było tylko, jak daleko jest jeszcze do domu. Przejazd przez Strzegowo, gdzie chyba trwało jakieś wesele. Przejazd przez rondo w Glinojecku, skąd jechało się przez już znane mi rejony. Po ponad 20 kilometrach osiągnięty został Płońsk. Już prawie w domu.

Na pierwszym wjeździe do miasta postawiono metalowe barierki, więc trzeba było wjechać ulicą Sienkiewicza. Dojechało się do rynku. Potem prosto pod liceum, całą ulicę Janka Krasickiego. Wyjazd trasą na Naruszewo, ze skrótem przed Komsinem. Zdziwiło mnie, gdy okazało się, że w Płońsku udało mi się być na 10 minut przed północą. Odtąd jechało mi się już spokojniej, w przeciwieństwie do intensywnej jazdy od Nidzicy. W domu udało się być już 2 godziny później, a cały ten nocny odcinek przejechało się z lampką, która świeciła tylko przez kilka sekund, a potem potrzebowała przerwy, by znów zabłysnąć.


23:50. Przed północą w Płońsku

Ostatni odcinek z Płońska, przejechany tak jak dwa lata temu - w całkowitej ciemności, podczas pierwszej, ponad 200 km trasy. Warunki były niemalże identyczne. Tyle że tego dnia, było to ponad 250 km, wracając z długiej, zagranicznej wyprawy. Do domu dojechało się tuż przed drugą w nocy. Radość w domu. Słodka herbata (12 łyżeczek, bo "wciąż nie słodka"). Długi prysznic. Przyjemny sen do 9 rano... Znów w domu.


23 sierpnia 9:17. Trzy najpoważniejsze awarie na wyprawie

Zaliczone gminy

- Mikołajki
- Ruciane Nida
- Szczytno (W+M)
- Jedwabno
- Nidzica
- Janowiec Kościelny
- Kozłowo
- Wieczfnia Kościelna
- Szydłowo
- Mława
- Wiśniewo
- Strzegowo
Rower:Zielony Dane wycieczki: 256.00 km (0.00 km teren), czas: 17:00 h, avg:15.06 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXIX - Wzdłuż granicy do Węgorzewa

Piątek, 21 sierpnia 2009 | dodano: 30.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, LSTR, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Pół nocne, Gminy

Nie spieszyło mi się z pobudką. Start o 9 i niewielkie zakupy w Becajłach. Wnet spałaszowany został pierwszy, szybki posiłek tego dnia. Ledwie przekąska. Zaraz po tym rozpoczęła się jazda w drogę powrotną. Zachciało mi się skorzystać z okazji i odwiedzić kilka atrakcji, zaznaczonych w posiadanej przeze mnie mapie. Było sporo zapasu czasu i chciało mi się go wykorzystać na poznanie kolejnych regionów Polski. Nie było też ochoty wracać trasą najkrótszą, najprostszą, niejako dublującą wyprawy z 2008 i 2007 roku.


10:26. Wieża na Rowelskiej Górze. Widok ku S

O 10:30 przerwa przy wieży widokowej na Rowelskiej Górze (298 m n.p.m). Z niej udało się pooglądać okolicę i zjeść śniadanie. Na spokojnie można było się delektować smakiem i widokiem. Przerwa trwała blisko godzinę. W trakcie mojego zwijania się, w to miejsce podziwiać widoki przyjechał facet z córką. Chwilę porozmawialiśmy. Otrzymał krótkie streszczenie wyprawy i wrażeń z niej.


10:44. Widok ku S z wieży na Rowelskiej Górze.


11:30. DW651. Zjazd z Rowelskiej Góry (w pobliżu elektrowni wiatrowych) do Wiżajn. Widok ku NWW

Potem zjazd do Wiżajn, mijając pobliskie elektrownie wiatrowe. Tam skręt na zachód, o 12 odwiedzając trójstyk granic. Tuż przed tym o mało nie poniosło mnie do czyjegoś gospodarstwa, skręcając za wcześnie. Postój trwał prawie pół godziny. Szybko minęło się Żytkiejmy. Przejazd lasem z bagnami wzdłuż drogi. Pod koniec kłopotliwe, malownicze podjazdy. Przerwa dopiero w Błąkałach. Tam zjazd do pozostałości cmentarza ewangelicznego. Chwilę tylko się pospacerowało. Niewiele dalej skręt w lewo. Droga gwałtownie opadała w dół. Minęło się jeziora Tobellus, lądując w Stańczykach. Znajdowały się tam pozostałości dwóch wiaduktów kolejowych. Chwilę trwało wahanie przy wejściu, ale ostatecznie przyszło zakupić bilet, zostawić rower z bagażem i ruszyć na obejrzenie ich dokładniej.


13:18. Stańczyki. Jeziora Tobellus (lub Dobellus) - Duże na pierwszym i małe na drugim planie. Widok ku SW


13:27. Wiadukty kolejowe w Stańczykach. Widok ku N


13:32. Wiadukty kolejowe w Stańczykach.


13:32. Wiadukty kolejowe w Stańczykach.

Potem powrót na główną trasę. Krótka jazda. Krótka przerwa przy cmentarzu ewangelickim w Dubieninkach i trochę dłuższa, spędzona na zakupach w sklepie, w pobliżu bloków. Tak bardzo brakowało mi możliwości swobodnych zakupów, że sakwy zostały obładowane za bardzo. Nie przywiązywałam wtedy uwagi co do nazwy sklepu (a żałuję). Kupione były (za ok. 36zł): dwa serki almette, ser, chleb, ciastka hit, mały pojemniczek z miodem, czekolada, dwa soki, mleko. Część z tych zakupów dojechała do domu, ale nie pamiętam czy i kto to jadł. Część mogła zostać wyrzucona do śmieci.


14:04. Cmentarz ewangelicki w Dubieninkach przy DW651


14:04. Cmentarz ewangelicki w Dubieninkach przy DW651

Po 15 przejazd przez Gołdap. Krótką chwilę trwało zastanawianie się nad dalszą trasą, ostatecznie wybierając kontynuację na południowy - zachód. Przejazd przez Skocze. Po prawej wiła się rzeka Gołdapa. Przejazd mostem, niewiele dalej odbijając na północny-zachód, tak jak i prowadziła asfaltowa trasa. Nie był to najlepszy pomysł. Jadąc w tym kierunku przejeżdżało się przez Widgiry, gdzie w ziemi leżały kocie łby. Uogólniając, gnało się ile w starczało pary. No i tak pędząc po kamieniach, załatwiła się trzecia szprycha. Mimo to nie traciło się humoru. Pogoda ciepła, gorąca, przyjemna. Pędziło i gnało się przed siebie, oby dalej.

Ostatecznie, po 17:30 nastąpił dojazd do Rapy. O mało nie poniosło mnie drogą na Miedniuszki, ale w porę udało się zawrócić. 10 minut minęło mi przy piramidalnym grobowcu, który położony był w lesie trochę na południe do wioski. Udało się zajrzeć do wnętrza przez otwory, niby po oknach. Jedna z trumien była otwarta. Odtąd już nie chciało mi się więcej wyszukiwać ciekawostek przy pomocy mapy i jak najszybciej dotrzeć do domu. W godzinach wieczornych dojechało się do Bań Mazurskich, gdzie wróciło się na DW650. Kurs do Węgorzewa. W międzyczasie porozmawiało się telefonicznie z Adamem, który krótko streścił zamiar wyjazdu LSTR do Mławy, gdzie startował Robercik. Wydało mi się, że byłby to fajny pomysł, by dotrzeć tam tego samego dnia, co jednak nie miało miejsca.


17:46. Grobowiec w Rapie. Widok ku SSE


17:48. Grobowiec w Rapie.


17:50. Grobowiec w Rapie.

W Węgorzewie niemiła historia. Po ponad miesiącu podróży. Kulturze spotykanych ludzi. Miłych spotkaniach i rozmowach. Po okazywanym zainteresowaniu wyprawą... Nastała przerwa przed mapą informacji turystycznej, by lepiej się rozeznać w sytuacji. Zagadał do mnie jakiś człowieczek. Chuderlawy, dużo starszy. Nieco zmieszany po alkoholu pytał: "Du ju spik inglisz". Trzy po trzy gadał jakieś nieistotne głupoty o rowerowych Niemcach, kaskach i po chwili przeszedł do meritum: Czy pożyczyłoby mu się parę groszy? Po krótkiej odpowiedzi zaczął odchodzić Ba! Żeby to było tylko na tym się skończyło...

Po chwili podszedł kolejny typek. Nieco przy tuszy, dosyć krępy. Dość przyzwoicie ubrany, trochę jak turysta. Ten był już trzeźwy. Zaczął mnie wypytywać, udaje zainteresowanie tym gdzie się było, czy naprawdę tak długo, tak daleko, czy jestem w grupie kolarskiej itp. Już wydało mi się, że jest ok i sobie spokojnie odjadę po dalszym przeanalizowaniu mapy. Wtem pada krótkie i rzeczowe - "Czy mam może jakąś dla niego złotówkę?". W duchu wkur... się tak bardzo, jak już dawno mi się nie zdarzało. Pohamowało się. Spokojna odpowiedź, jak dla pierwszego, że właśnie wracam z dalekiej podróży i jedyne co mam to jedzenie, które miało starczyć, by wrócić do domu.

W międzyczasie, gdy przyszedł drugi, a mi wydawało się, że jest rozsądniejszy, ten pierwszy zawracał się do mnie jeszcze dwa razy jak sęp, licząc na to, że skorzysta z resztek kolegi cwaniaczka. Zdruzgotali mój pozytywny nastrój, jaki naładował się po całym dniu ciekawej drogi i całej wyprawie powrotnej do Polski. Z miłą chęcią wyjechało się z miasteczko, pędząc na południe w poszukiwaniu noclegu. Już o zmroku przejechało się przez Pozezdrze. W nocy objazd Giżycka i skręt na trasę wzdłuż jeziora. Jechało się przez las. Było koszmarnie ciemno. Gdzieniegdzie płonęły ogniska wczasowiczów nad jeziorem.


17:56 W rejonie wsi Ściborki


19:42


19:42.

19:42


19:55. Węgorzewo. Pomnik na cmentarzu żołnierzy radzieckich


21:27. Pomnik na cmentarzu poległych żołnierzy radzieckich w Giżycku. Widok na zachód z DK59 (ul. Moniuszki) w rejonie Twierdzy Boyen.

Obóz udało się rozłożyć po 23 przy polnej drodze, po upewnieniu się, że na pewno nic nie ma w pobliżu. Nie widać było innych dogodnych możliwości, a to była jedyna okazja, jaką udało się znaleźć pomimo zmęczenia i senności.

Zaliczone gminy

- Rutka-Tartak
- Wiżajny
- Dubienniki
- Gołdap
- Banie Mazurskie
- Budry
- Giżycko (W+M)
- Ryn
Rower:Zielony Dane wycieczki: 177.00 km (0.00 km teren), czas: 11:00 h, avg:16.09 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXVIII - Do Polski

Czwartek, 20 sierpnia 2009 | dodano: 29.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, LSTR, Samotnie, Pół nocne, Seniūnija

Wczesna pobudka o 7:30 oraz szybkie spakowanie się. Nie można tracić czasu, gdy głód zaczyna przypominać o sobie. Po godzinie dojazd do Trok. Przejechało się przez całą tę miejscowość na wskroś korzystając z ulicy Vytauto. Jedyna przerwa po to, by zrobić kilka zdjęć, których zrobić nie można było zrobić przed dwoma laty. Zaraz za mostem skręt w lewo, tym skrótem objeżdżając jezioro Totoriškių.


08.45. Krajobraz po zachodniej stronie zamku w Trokach


08:45. Zamek w Trokach


08:46. Zamek w Trokach


08:49. Zabudowa karaimska w Trokach

Kurs prosto na zachód. Sprzyjała temu trasa, która z grubsza trzymała ten kierunek. Przed 12 przejazd przez Wysoki Dwór nad jeziorem Nava. Do tej pory teren był w miarę równinny, zaopatrzony w mniejsze lub większe podjazdy. 10 kilometrów dalej droga gwałtownie opadała, a przede mną roztaczał się rozległy widok w kierunku doliny Niemna. Rzeka została pokonana mostem w Prenach o 14:30. O 17 przejazd przez Mariampol (wcześniej odwiedzony autem z kolegą na początku lipca 2009), by prostą jak strzała drogą pognać ku granicy. Tuż po 18 ponownie przyszło mi zawitać w Kalwarii, a tuż za nią skręcić pod pomnik ominięty rok temu z powodu pośpiechu. Ogólnie rzecz biorąc, krajobrazy zapraszały do ponownych odwiedzin w przyszłości.


11:25. Okolice Wysokiego Dworu. Wody (o ile trafnie interpretuję) rzeki Verkne, tworzącej jezioro składające się z kilku pomniejszych jezior. Widok ku W


12:27. W dolinę Niemna
 

12:28. W dolinę Niemna


14:30. Niemen w Prenach


14:30. Niemen w Prenach


16:24. Pomnik ku czci poległych podczas II wojny światowej


18:40. Przerwa przy pomniku za Kalwarią


18:41. Przerwa przy pomniku za Kalwarią


18:41. Przerwa przy pomniku za Kalwarią


18:43. Przerwa przy pomniku za Kalwarią

Granica przekroczona została przed zachodem słońca o 19:30. Przerwa na posiłek w tym samym miejscu, co poprzedniego roku i wreszcie udało mi się najeść do syta. Zamówiony został de volai’a i naleśniki. Przesiedziało się tam ponad godzinę i wreszcie udało mi się naładować telefon. Gdy przyszła pora wyjść, na dworzu była już noc. Jazda do noclegu i sam nocleg w lesie, tak samo jak na Wyprawie Suwalskiej, pod Becajły. Rozbiło się obóz prawie w tym samym miejscu. Próbom zaśnięcia towarzyszyło słuchanie odgłosów dzikiego zwierza, jaki chodził koło namiotu. Zapewne dzik, ale nie interesował mnie to na tyle aby sprawdzać.


20:02. Kolacja w przygranicznym barze, już w Polsce

Krótko o jedzeniu. Tego dnia, na posiłku śniadaniowym, odwleczonym o kilka godzin od startu, zjedzony został ostatni jogurt, który chciało mi się zjeść już dnia poprzedniego. Przez cały poprzedni dzień trwały próby oszukania głodu, aby jogurt ów zostawić na ostatni etap. Udało się. Oszczędnie racjonowany był chlebek od gdańszczan. Podobnie z resztkami kotletów sojowych. Ostatnie resztki jakie mi zostały, skończyły się między Prenami i Mariampolem. Na szczęście duży zapas wody z promu wystarczył, by dotrzeć do kraju. Nigdy wcześniej tak nie zdarzyło mi się tak racjonować swoich zapasów. Przerwy raczej oszczędne, krótkie i treściwie. Przeważnie tylko po to, aby potwierdzać swoją pozycję na mapie, a jadąc odliczało się odległość do domu.

Zaliczone seniūnija:

7/8 Trakų rajono savivaldybė
- Aukštadvario
5/10 Prienų rajono savivaldybė
- Stakliškių
- Jiezno
- Prienų
- Balbieriškio
- Naujosios Ūtos
100% Birštono savivaldybė
- Birštonas (W+M)
4/6+3 Marijampolės savivaldybė

- Igliaukos
- Marijampolės (W+M [Narto])
Rower:Zielony Dane wycieczki: 167.00 km (0.00 km teren), czas: 11:00 h, avg:15.18 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXVII - Do Wilna

Środa, 19 sierpnia 2009 | dodano: 29.03.2015Kategoria >200, 2009 Skandynawia, LSTR, Samotnie, Pół nocne, Seniūnija

Start długo po 11. Krajobraz tego dnia znów był bardzo przyjemny. Teren falisty i lekko pagórkowaty. Słonecznie, z morzem pogodnych cumulusów. Około pierwszej nastała przerwa na przystanku w terenie, skąd roztaczał się dość rozległy widok na okolicę. Zjadło się bardzo ubogie śniadanie. Zapasów nie było już zbyt wiele, nawet pomimo wspomagania ze strony różnych napotkanych wcześniej osób. Chwilę potem zjazd i przejazd obwodnicą miasteczka Kupiszki. Jakąś godzinę później dojechało się do Onikszty. Miejscowość ta szczyciła się pierwszym poważnym podjazdem - około 80 metrów wzwyż. Odtąd i krajobraz znacznie się urozmaicił.


13:17. Trasa 121. Pagojės tvenkinys na N od Onikszty


13:32. Onikszta (Anykščiai). Trasa 121. 55°31'25.40"N 25° 5'30.90"E. Widok ku SSE


14:02. Litewskie drogi między Oniksztami i Alanta


15:18. Kościół pw. św. Jakuba w Alanta


15:40. Litewskie drogi między Alanta i Malaty


15:51. Litewskie drogi w Avilčiai, między Alanta i Malaty

Ten i kolejny dzień jechało się oszczędzając zapasy i raz wspomagając się jeszcze niewyrośniętymi, zielonymi jabłkami przy drodze. Raz udało mi się zrobić zakupy na sumę 1,30 lita, gdyż tylko tyle było u mnie w lokalnej walucie. Trzeba było skupić się na jak najszybszym przedarciu do Polski. Po drodze jakiś Litwin próbował ze mną rozmawiać po rosyjsku. Niestety ja ów język znam słabo, a w jego wykonaniu nie udało mi się zrozumieć prawie nic. Facet wiózł jakąś bańkę. W powietrzu dało się poczuć delikatną woń znanego rozpuszczalnika.


18:46. Ranny lub oszołomiony ptak przed Wilnem

Nieco później, już w okolicach Wilna, na poboczu zdarzyło mi się znaleźć siedzącego na poboczu ptaka. Prawdopodobnie został ranny, uderzony lub tylko ogłuszony. Nie ruszał się ze swojego miejsca, ale widząc człowieka stroszył pióra, unosił skrzydła i rozwierał dziób, przyjmując postawę defensywną. Żal mi się go zrobiło, ale trzeba było ruszyć w drogę, nie mając możliwości, by coś tu poradzić. Kawałek dalej krótka przerwa przy pomniku litewskiego geometrycznego środka Europy.

Wilno nocą

Noc miała mnie zastać przed Wilnem, ale tak się złożyło, że do stolicy tej udało się dotrzeć jeszcze o zachodzie słońca około 20. Po chwili wahania naszła mnie myśl, że z powodu nadmiarowego czasu obejrzę sobie je raz jeszcze już teraz. Dzięki temu udało się nieco zwiedzić Wilno nocą. Oświetlone miasto tętniło swoim życiem. Być może nie tak samo jak w dzień, ale porównywalnie intensywnością do Warszawy czy Krakowa, a może nawet bardziej. Przejechało się koło Ambasady Polski, przez Plac Katedralny, koło Pałacu Prezydenckiego, pętelka na Placu Ratuszowym, Ostra Brama. Dalej ulicami Pylimo gatvė i Savanorių prospektas do krajówek A1, a potem A16.


20:47. Bazylika archikatedralna pw. św. Stanisława Biskupa i św. Władysława w Wilnie


20:59. Ulica Pilies w Wilnie


21:00. Cerkiew Piatnicka w Wilnie


21:07. Ostra Brama w Wilnie

Po zachwycaniu się atmosferą stolicy przyszło mi z trudem ruszyć w kierunku Trok. Wyjazd ciężki, pod górkę, z zakrętami, gdzie tylko się szło. Po wydostaniu się na znośny odcinek drogi, jechało się w totalnych ciemnościach. Na niebie było widoczne mnóstwo gwiazd. Na horyzoncie światła odległych miejscowości. Nie spieszyło mi się, chłonąc to wszystko. Nocleg udało się znaleźć w lesie na pograniczu województw.

Zaliczone seniūnija

3/6 Kupiškio rajono savivaldybė
- Kupiškio
- Noriūnų
- Šimonių
4/10 Anykščių rajono savivaldybė
- Viešintų
- Andrioniškio
- Anykščių
- Skiemonių
4/11 Molėtų rajono savivaldybė
- Alantos
- Luokesos
- Giedraičių
- Dubingių
3/23 Vilniaus rajono savivaldybė
- Riešės
- Nemenčinės (W)
- Paberžės
12/21 Vilniaus miesto savivaldybė
- Verkių
- Fabijoniškių (na skraju)
- Šeškinės (na skraju)
- Šnipiškių (na skraju)
- Žvėryno (na skraju)
Rower:Zielony Dane wycieczki: 208.00 km (0.00 km teren), czas: 11:00 h, avg:18.91 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXVI - Łotwa

Wtorek, 18 sierpnia 2009 | dodano: 29.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, LSTR, Samotnie, Seniūnija

Wjazd do Rygi

Pobudka o ósmej. Dzień kiepski. Pochmurno i padał deszcz. Trzeba było zwijać się szybko O 10 już w Rydze. Wjazd do stolicy był okropny. Droga główna pokryta dobrym asfaltem, ale tuż obok ciągnęła się droga lokalna, z której przyszło mi korzystać, by uniknąć ruchu samochodowego. Pełno na niej łat i dziur wszelakich, co było ciężkie, gdy jechało się z wciąż obładowanym rowerem, nie posiadającym dwóch szprych.


10:23.Niby wspaniałe połatane drogi


10:49. Pałac Kultury VEF w Rydze


10:53. Budynek Valsts elektrotehniskā fabrika (VEF)


10:55. Wspaniałe domy


10:59. Ulica Krišjāņa Barona. W tle Sobór Trójcy Świętej w Rydze


11:07. Ulica Brīvības

W centrum Rygi

Początkowa zabudowa przepełniała smutkiem. Stan zabudowy można lekką ręką ocenić jako gorszy niż na Pradze. Widoczne ślady poprzedniej epoki, która odcisnęła swoje piętno. Atmosfera podobna do widocznej w Polsce, w niektórych miastach przed paru laty. Specyficznego klimatu dopełniał deszcz. Wszystko to mnie przybijało.


11:27. Sobór pw. Narodzenia Pańskiego w Rydze

Po pewnym czasie dojechało się do części obfitującej w zabytki. Każda ulica miała bardzo wysokie kamieniczki. Stopniowo, w miarę zbliżania się do centrum, wygląd zabudowy polepszał, choć wciąż gdzieniegdzie widać było jakiś stary albo rozwalający się dom. Prawdę powiedziawszy, najlepiej wyglądały cerkwie. Czym prędzej dojechało się do starówki, a potem przyszło skierować się na wschód, by wyjechać z miasta.


11:31. Uniwersytet Łotewski w Rydze


11:32. Pomnik Wolności w Rydze


11:40. Dom Bractwa Czarnogłowych (Dwór Artusa) w Rydze


11:57. Wieżowiec Akademii Nauk Łotwy w Rydze

Wyjazd z Rygi

Droga między miejscowościami była znośna, lecz gdy w deszczu przejeżdżało się przez pewne miasto, oddalone 10km od Rygi, wydawało mi się że mnie szlag jasny trafi. Dziura/łata/dziura/dziura/... Wszystko na głównej przelotowej trasie A7. Dziury zalane wodą, w połączeniu ze wzmożonym ruchem samochodowym, w jednej chwili wykończyły mnie psychicznie. Kilka razy trzeba było przystawać, a gdy w jedną się wpadło, zdawało mi się, że może urwała się jeszcze jedna szprycha albo rama pękła.

Burza 

Gdy wyjechało się na tereny ewidentnie wiejskie, deszcz nieco zelżał, aż w końcu przestał padać. Wreszcie można było się rozpakować z kurtki i trochę odetchnąć. Od Kekava prawie wcale nie widać już było samochodów. Skręt na zwykłą, prostą drogę ku granicy, prowadzącą przez Vecumnieki. Jeszcze na pożegnanie kraju, przede mną przetaczała się burzowa chmura. Zachciało mi się przyspieszyć, by spróbować przejechać przed nią, ale na szczęście była szybsza. Wypadała się i powędrowała dalej na wschód, zostawiając mi tylko nieco mokry asfalt.


17:08. Burza na pograniczu Litwy i Łotwy

Na Litwę

Wkrótce nastało spotkanie z dwójką Niemców, którzy jak i ja kończyli swoją wyprawę. Następnego dnia mieli wsiąść na prom z Rygi. Niestety, choć tylko nieco starsi ode mnie, operowali angielskim dobrze, ale z akcentem tak przypominającym brytyjską manierę, że ciężko szło ich zrozumieć. Rozmowa była krótka. W kilkanaście minut później przejazd przez granicę w Skaistkalne.

Nocleg na Litwie

Krajobraz z wolna nabierał nieco bardziej wyrazistego charakteru, choć wciąż dominował równinność i rozległe przestrzenie. Często bezdrzewne. W godzinach wieczornych przejechało się przez zachodnią część miasteczka Birże. Jechało mi się leciutko. Wieczór był już bardzo przyjemny, łatwo kojarzący się z letnią, sielską pogodą. Tak różny był od poranka... Nocleg udało się znaleźć za polem kukurydzy pod miejscowością Wobolniki.

Zaliczone seniūnija:

4/8Anykščių rajono savivaldybė
-Nemunėlio Radviliškio
-Biržų
-Širvėnos
-Vabalninko

Rower:Zielony Dane wycieczki: 166.00 km (0.00 km teren), czas: 12:00 h, avg:13.83 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXV - Z Estoni do Łotwy

Poniedziałek, 17 sierpnia 2009 | dodano: 29.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, LSTR, Samotnie


09:04. Niebezpieczny nocleg

Tego dnia pogoda świetna. Udało mi się przeżyć noc. Start około 9 rano. Było 50 km do granicy, z czego większość można było pokonać trasą, która biegł w pewnej odległości od głównej i bardzo blisko morza. Na główną wjechało się tylko po to, by przejechać przez nieczynny punkt kontroli granicznej. Nim tak się stało, w Kabli nastąpił zjazd na wybrzeże Bałtyku i wejście na wieże widokową. Przy okazji odpoczynek i trochę posilania. Przez pierwsze kilometry na Łotwie jechało się krajówką. W zasadzie prawie cały dzień w tym kraju. Przed miastem Salacgriva raz jeszcze przyszło mi spotkać rodzinkę z Gdyni. Tym razem było ze mną wszystko co potrzebne, ale i tak wmusili we mnie smaczny, suszony chlebek z ziołami i czosnkiem. Z mniej przyjemnych spraw, tego dnia przyszło się natknąć na najgorszy szalet w czasie wyprawy. Krajobraz tego dnia może nie powalał, ale bliskość morza, spokój i większa ilość miejscowości, stanowiły zauważalny atut. Pod koniec dnia skręt do Saulkrasti, nocując w lesie tuż za miastem.


12:45. Widok na Bałtyk z wieży w Kabli


12:49. Bałtyk w Kabli


12:53. Wieża widokowa w Kabli


12:59. Trasa 331. Przystanek w Kabli (Kabli kool)


14:29. Kolejny kraj
Rower:Zielony Dane wycieczki: 140.00 km (0.00 km teren), czas: 10:00 h, avg:14.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXIV - Estonia

Niedziela, 16 sierpnia 2009 | dodano: 29.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, LSTR, Samotnie, Pół nocne

Po obudzeniu się, okazało się, iż jest to dzień pochmurny i deszczowy. Była blisko 10. Z powodu deszczu nie było we mnie najmniejszej ochoty, by wyjść na zewnątrz, więc przeleżało się tak jeszcze z godzinę. Na dodatek po mojej nodze wędrował po mnie kleszcz. Na szczęście, z powodu chłodu spało się w ubraniu, więc nie miał wielkiego pola do popisu. Po wychynięciu z namiotu okazało się, że ów został zaatakowany przez ślimaki. Obsiadły tak namiot, jak i rower.


11:05. Trasa E67. Nieprzyjemny poranek


16:07. Trasa E67. Jeszcze długa droga do domu


17:05. Trasa E67. Most nad rzeką Vigala, leżący w pobliżu Märjamaa.


18:19. Między Märjamaa a Pärnu

Cały dzień walczyło się z wiatrem i deszczem, który wyładowywał się tego dnia kilka razy. Było okropnie i trudno. Główna trasa w zasadzie nie przedstawiała wielkich walorów krajoznawczych. Głównym obiektem, który utkwił mi w pamięci, był most nad rzeką Vigala, leżący w pobliżu Märjamaa. Teren co prawda nie był płaski jak stół. Było kilka lekkich, krótkich podjazdów pokonywanych nawet bez zwalniania. Po prawdzie niezauważalnych, jeśli jechało się po pagórkowatych lub wyżynnych terenach jeszcze kilka dni wcześniej. Jednym słowem wielka równina. No i pustka w głowie. Przy samej trasie raz widać było pola, raz lasy. Czasem jakaś wioska w okolicy. Gdyby pogoda była sprzyjająca, zapewne tego samego dnia wyjechało by się już z tego kraju.


20:59. Pärnu

Wieczorem dojechało się do Pärnu. Było to jedyne miasto i większa miejscowość odwiedzona tego dnia. Było też najciekawszym miejscem, przez które wtedy się przejeżdżało. Nocleg wypadł kilka kilometrów dalej, skrywając się w lesie. W nocy mogło być interesująco. Silny wiatr kołysał koronami wysokich drzew. Były dużo za wysokie w stosunku do swoich grubości. Zaniepokoiło mnie to, więc lepiej było sprawdzić ich wytrzymałość. No a jak!!! Pierwsze z brzegu drzew, i to te, o które opierał się rower, po ledwie lekkim tylko pchnięciu przewróciło się i połamało w kilku miejscach. W ziemi została tylko dolna część, na której opierała się moja maszyna. Wtedy zaniepokoiło mnie to nie na żarty. Rozpoczęło się chodzenie w ciemnościach w pobliżu namiotu, po omacku popychając kolejne drzewa. Po chwili szukania, w rejonie zagrażającym namiotowi, udało się znaleźć kolejne drzewo, które z pewnym hukiem również się przewróciło. Posprawdzało się jeszcze kilka, wciąż z lekkim niepokojem znikając potem w namiocie. Nie było pewności, czy sprawdziło się wszystkie, ale na pewno większość. Ta noc była najbardziej niebezpieczna spośród dotychczasowych. Wręcz trwała obawa o swe życie, zastanawiając, jak to głupio byłoby zginąć na kilka dni przed końcem podróży, nie mogąc się z nikim podzielić wrażeniami z jej przebycia...
Rower:Zielony Dane wycieczki: 124.00 km (0.00 km teren), czas: 09:00 h, avg:13.78 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXIII - Porvoo i Helsinki

Sobota, 15 sierpnia 2009 | dodano: 28.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, LSTR, Samotnie, Pół nocne

Poranek

Pobudka około 4-5. Nie dało rady spać dłużej, ruszyło się więc. Wnet dojechało się do pierwszego, od opuszczenia Sztokholmu miejsca, które już było mi znane. Pokręciło się nad rzeką i ruszyło podjazdem z kamieni pod kościół. Tam widać było małą, prywatną wycieczkę, z daleka słysząc dźwięki przypominające francuski pełne "ą" i "ę". Podjechało się bliżej, aby zrobić zdjęcie kościoła, a do moich uszu zaczęły nabiegać znajome słowa... po Polsku.


05:48. Ostatni nocleg w Skandynawii


07:23. Porvoo. Droga do kościoła


07:26. Starówka w Porvoo. Widok ze starego mostu nad Porvoonjoki


07:31. Kościół w Porvoo

Po odwróceniu się w ich stronę trwała chwila, patrząc na nich, po czym padło moje pytanie: „Polska?”. Tak, to byli rodacy na wyciecze. Poprzedniego dnia przypłynęli z Gdyni. Dopiero zamierzali trochę pojeździć po Finlandii, a potem wrócić przez 3 stolice (tak jak ja), tylko przemieszczając się głównymi drogami. Miło chwilę pogadaliśmy, po czym ruszyliśmy w swoje strony. Zanim to się jednak stało, zapytali mnie, czy czegoś mi nie brak, w odpowiedzi słysząc, że właśnie skończyła mi się woda. Pomimo wzbraniania się, wraz z nią dali mi również trochę jedzenia z Polski. Jak się później okazało, bardzo dobrze że tak się stało.

Zadowoliła mnie ta możliwość porozmawiania w ojczystym języku. Rozpoczęła się jazda do Helsinek. Oczywiście tak tylko mi się wydawało. Nie przyszło mi wziąć poprawki na dość wczesną godzinę i wydawało mi się, że cień wskazuje mniej więcej północ. W rzeczywistości był bliżej zachodu. Nie zwracało się więc dłużej na niego uwagi. Wiedziało się, że nie jadę prostą, bezpośrednią drogą do stolicy, trwała jednak nadzieja, że wnet będzie możliwość na nią odbić. Mapa Finlandii jaką się posiadało, miała oznaczone jedynie główne drogi krajowe i nieliczne o mniejszej randze, nie mogła mi więc pomóc.


08:21. Na S od Porvoo

Wyspy

W ten oto sposób poniosło mnie dalej na południe, dodatkowo zaliczając dwie wyspy w okolicach Porvoo. Gdy już było mi wiadomym jaka jest sytuacja, warto było nie zmarnować okazji i trochę pozwiedzać te okolice. Dzięki temu lepiej się je zrozumiało i zapamiętało. Wpierw dojazd do krańca asfaltu na wyspie Vessölandet, docierając do pętelki ulicy Majviksvägen we wschodniej części wyspy. Powrót tą samą trasą. Wypadła mi przerwa na przystanku w Sondby. Zauważyć tam można było pakunek przypominający czekoladę, z podziękowaniami dla listonosza. Chciałoby się taką zjeść, ale nie można było jej zabrać, ze względu m.in. na ewentualne komplikacje, jakie niósłby ten czyn w tamtejszej okolicy.


10:13. Na S od Porvoo

Za Hummelbro skręt w Kråkövägen, którą dojechało się do wyspy Kråkö. Wpadła tam po niej pętla przeciwna do ruchu wskazówek zegara, z przyjemnością podziwiając krajobraz i liczne łodzie. Nadłożywszy w ten sposób ponad 50 km, o 11:30 powróciło się do Porvoo. Czekała mnie jeszcze druga taka sama odległość – do Helsinek. Wyjechało się na ścieżkę rowerową przy trasie 170, biegnącej równolegle do trasy 7.


11:30. Porvoonjoki z mostu dla pieszych i rowerzystów w Porvoo

Porvoo

W Poorvo przejazd ulicami:
Pierwsza wizyta tego dnia: Przyjazd główną. Przejazd przez Mauno Eerikinpojankatu i nawrót na główną. Przez rzekę ze skrętem do starego miasta, w ulicę Mellangatan.  Na stary most i powrót tą samą ulicą do Placu Ratuszowego. Tym razem skręt w Flensborgsbrinken. Najbardziej stroma i kamienista droga, jaką pokonało się w czasie całej podróży. Wrzuciło się najniższe biegi, ale z uporem udało się podjechać. Od kościoła do Rauhankatu w kierunku wysp.

Druga wizyta tego dnia: Powrót tą samą trasa z odbiciem przez całą Wallgreninkatu. Przejazd na wskroś przez park przy Laivurinkatu. Ulicą Piispankatu dojazd do Raatihuoneenkatu, którą dojechało się nad rzekę. Przejazd promenadą i mostem na drugą stronę. Jadąc wzdłuż brzegu, wróciło się kawałek na południe i dojechało do Aleksanterinkaari. Przejazd na zachód, skręt w prawo i objazd budynku przy Näsintie. Powrót na trasę 55 i skręt w 170 we właściwym kierunku..


14:03. Między Porvooa Helsinkami.

Po drodze jakiś facet na kolarce powiedział mi, aby powiedzieć jego żonie, która została za nim parę minut w tyle, miejsce gdzie będzie na nią czekać. Zaskoczyła mnie ta prośba, jak również sposób jego podejścia do żony i zaufanie jakie pokładał w przypadkowo napotkanej nieznajomej osobie. "Ciekawe", jak by się ta historia potoczyła, gdyby nie udało mi się przekazać wiadomości.

Do Helsinek

W trakcie dalszej podróży nastąpiła jeszcze próba uzupełnienia brakującego zapasu wody. Nie powiodła się, gdy zapytany o nią został nieco starszy jegomości, który najwidoczniej nic nie rozumiał albo nie chciał. Machnął tylko ręką i sobie odszedł. Na szczęście chwilę później przyszło zatrzymać się w sklepie w Söderkulla. Zakupiło się litr mleka, który niemal od razu posłużył jako posiłek i napój chłodzący w ten upalny dzień. Zbyt nagłe i zachłanne picie zimnego płynu skończyło się niemiłym uczuciem w głowie.

Helsinki

Do Helsinek dojeżdżało się bocznymi drogami i ścieżkami rowerowymi wzdłuż trasy 170. Oczywiście jeśli tylko było można. Raz, przy wielkiej mapie zapytano mnie o kierunek drogi. Byli to jacyś obcokrajowcy w samochodzie. Cóż można było pomóc? Potem nieco mnie zamotało na ścieżkach przy skrzyżowaniu tras 170 i 103. Gdy udało się odkryć właściwy wyjazd, odtąd niosła mnie ścieżka do ulicy Linnanväenpolku. Ta, wraz z kontynuacjami, prowadziła mnie do skrętu w lewo w Filarvägen. Raz odbijając na moment w Transformatorgatan, w końcu dojechało się do Borgbyggarvägen. Przejazd na północna stronę trasy 170, a na południową powrót, jadąc przez wyspę Kulosaari.


14:15. Wjazd do Helsinek.


16:15. SE część Helsinek. W tle, w centrum, Uspenskin katedraali

Centrum Helsinek

O 16 dojechało się do właściwej części Helsinek. Najkrótszą trasą wzdłuż wybrzeża dojechało do przystani promowej. Było to pierwsze, co trzeba było zrobić. Wchodząc do budynku nieco ogarnęła mnie niepewność. Zakup biletu do Tallina, wykorzystując prawie całe zapasy euro. Zostały mi jakieś nędzne resztki. Poza tym okazało się, że do wypłynięcia zostały prawie 3 godziny. Można było więc jeszcze odwiedzić kilka znanych miejsc, poznać nowe oraz móc „połączyć je z roweru”.


17:08. Katedra w SE części  Helsinek

Na pierwszy ogień kurs pod Katedrę w Helsinkach, gdzie udało mi się zrobić zdjęcie na rowerze z samowyzwalacza. Dalej przejazd koło Narinkkatori, ulicą Mannerheimintie na północ, rundka na parkingu przy stadionie. Najkrótszą asfaltową trasą do Viborgsgatan z krótkim odbiciem w Tredje linjen. Na południe trasą Nordenskiöldinkatu, trzymając się głównej blisko wybrzeża.

Do stolicy udało się dotrzeć w dobrym czasie. Nastąpiło co prawda opóźnienie na poranny pokaz lotniczy, którego ostatnie samoloty jeszcze udało mi się z daleka ujrzeć, ale udało się zdążyć na maraton. Tysiące biegaczy, również z innych krajów. Impreza na całego. Można było także korzystać z kilku zablokowanych dla samochodów dróg. Pełna swoboda. Minęło się jakieś koncert, gdzie ludzie docierali w większości na rowerach.


17:44. Zawody sportowe po mieście.

Wracając, przyszło mi spotkać przy zachodnim porcie jeszcze Francuza, który dopiero rozpoczynał podróż po Finlandii. Udało mi się dzięki temu dowiedzieć, że po francusku nic nie rozumiem. Na szczęście rozmawialiśmy w angielskim. Było nam równie spieszno, więc wnet się rozstaliśmy. Było jeszcze pół godziny do przybycia promu, a port był po drugiej stronie centrum.


18:37. Port południowy w Helsinkach

Port

Jakoś tak się stało, że choć już właściwy port był blisko, poniosło mnie na południe ulicami: Erottajankatu, Yrjönkatu, Tarkk'ampujankatu i Laivurinkatu. Głównymi trasami wzdłuż wybrzeża wróciło się do odpowiedniego portu. Na miejsce dotarło się dokładnie w chwili, gdy prom już wpływał. Na spokojnie można było zająć miejsce na czele kolejki. Poza mną, byli tam jeszcze czterej inni rowerzyści, a wśród nich trzech wesołych Włochów. Po kilku minutach oczekiwania na załadunek, wjechaliśmy na górny pokład ładowni. Do tej pory z Adamem pakowaliśmy się na dolny. Wyższy był „nieco” niższy.


19:27. Port południowy w Helsinkach

Na promie

Przypięło się rower, zabrało ze sobą niezbędne rzeczy, oraz wszystkie puste butelki i kartony. Udało się odnaleźć łazienkę. Uzupełniło się wodę w zapasach, po czym powrót do roweru. Drzwi do ładowni zamknięte. Niespodzianka. Co robić. Wędrując z ciężkimi butelkami będzie nie dość, że niewygodnie, to jeszcze podejrzanie. W gonitwie myśli wpadła jedna, by ukryć je za schodami, licząc na to, że nikt ich nie odnajdzie i nie potraktuje jak coś niebezpiecznego. Na szczęście nikt się tym nie zaopiekował.


20:13. Widok z promu w Helsinkach

Powrót na górę. Obejrzało się pokład statku, zachodzące słońce, mijane skalne wysepki, twierdzę, którą odwiedziło się zimą. Ostatnie pożegnanie z Helsinkami, reprezentującymi Finlandię i cały etap podróży przez Skandynawię. Przede mną jeszcze jedna długa prosta prosto do Polski
.

20:14. Widok z promu w Helsinkach


20:35. Widok z płynącego promu w Helsinkach

Promem podróż

Przez ponad dwie kolejne godziny trwało moje odpoczywanie na promie. Ten czas minął mi na siedzeniu w pobliżu okna. Z pewnością w oczach innych osób mój wygląd mógł sprawiać menelowate wrażenie - bez roweru i kasku, wizualnie odstając od tej grupy społecznej. W międzyczasie pobieżnie przyszło mi analizować zabrane mapy, słuchać muzyki, jaka brzmiała na pokładzie i rzucać okiem na współpasażerów. Oczy nieco mi się kleiły i z łatwością by się tam zasnęło, gdyby podróż była dłuższa. Gdy dobiliśmy do Estonii, było już ciemna noc. Udało się zapakować ze wszystkim i zjechać na ląd. Fińskie zakupy i woda z promu sprawiły, że masa, która opuściła pokład promu, ważyła blisko 150 kg.


22:19. Wnętrze promu z Helsinek do Tallina.

Poszukiwanie noclegu w Estonii

Była północ podczas przejazdu przez Tallin. Po drodze zagadał do mnie lokalny biker. Zamieniliśmy tylko parę zdań. Poniosło mnie w stronę Parnuu, nocując zaraz za stolicą. Na nocleg wypadło liche miejsce, gdzie już nie było widać zabudowy, a pojawiły się jakieś krzaczki. Było bardzo ciemno. Około 1:30 w końcu udało mi się zasnąć. Bardzo szybko.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 167.00 km (0.00 km teren), czas: 12:00 h, avg:13.92 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXII - Lahti

Piątek, 14 sierpnia 2009 | dodano: 28.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, LSTR, Samotnie

Zwinięcie nastąpiło tylko trochę wcześniej niż dnia poprzedniego. Po pięciu kilometrów zjazd na trasę biegnącą w pobliżu tej głównej. Wkrótce po tym przyszło mi się natknąć na niecodzienne zachowanie. Będąc jakieś 500 metrów od skrzyżowania, można było zobaczyć jak z lewej dojechał samochód. Kierowca czekał do momentu aż przejadę, a dopiero potem ruszył. Trasa była zaciszna i po raz pierwszy od dawna, solidnie zaopatrzona w tereny rolne. Tuż za Lusi pierwszy poważniejszy podjazd i równocześnie przejazd nad główną trasą. Gdy była okazja, rower trzymał się świetnych ścieżek rowerowych. Również z powodu wysokiej temperatury, po ostatnich chłodnych dniach, ponownie jechało się w krótkich, rozlatujących się spodenkach. Przejazd przez Heinola wraz z przedmieściami, a w pobliskim Vierumäki skręt na zachód. Był to błąd nawigacyjny, wskutek którego przejechało mi się w pobliżu tartaku do trasy 313, nią kilometr na zachód, po czym skręt w lewo w las. Nie chciało mi się, ot tak po prostu się cofnąć. Po dość ostrej jeździe złamała się kolejna szprycha. Dojechało się na powrót pod tartak i wróciło do właściwej trasy na południowy zachód. Półtorej godziny później ukazało się Lahti. Po pierwsze - do skoczni. Kilka zdjęć i wyjazd do centrum. Tam postawiono wielkiego, sztucznego mamuta, na którym falowało futro, a dzieciarnia podchodziła i go dotykała. Po chwili podszedł do mnie, mówiący po angielsku jegomość, który jak wielu innych na trasie, zainteresował się moją podróżą. Chwilę pogadaliśmy. Do swojego synka zwrócił się mówiąc - ”Do you know where is Poland? And what is a capitol?”


10:13. Po spakowaniu. Widok ku N


10:44. Trasa 140. Tuusjärvi. 61°18'59.2"N 26° 7'38.70"E. Widok ku SWW


11:48. Heinola. 61°11'49.80"N 26° 1'38.30"E. Widok ku SEE


12:48. Tartak w Vierumäki przy Urajärventie


14:18. Wjazd do Lahti trasą 140


15:02. Skocznia w Lahti. 60°58'58.90"N 25°38'10.90"E. Widok ku W


15:03. Lahti. Pomnik koło skoczni

Gdy mieliśmy się rozstać, poinformował mnie, że wkrótce będzie wraz z rodziną wybierał się na coś do jedzenia. Jako że i mnie zaczynał trawić głód i mi się o tym przypomniał, to jeszcze z mojej strony padło pytanie, czy skoro jakiś czas już tu mieszka, to może zna jakieś miejsce z tanim, a pożywnym jedzeniem. Przez chwilę również zaczął narzekać na dość wysokie ceny jedzenia w tym kraju (podobnie jak napotkany wcześniej szwajcar). Wspomniał, że ma znajomego, który pracował w jakiejś pizzerii i zaproponował mi, że jeśli ten będzie dziś pracował, to mam szansę na darmową pizzę. Głód przystał na tę propozycję i udało mi się napełnić żołądek, zawierając nowe, tymczasowe, jednorazowe znajomości. Pizza z cebulą, tuńczykiem, serem i oliwkami (o ile dobrze pamiętam). Ten ciepły posiłek, wesoła atmosfera i możliwość komunikacji z kimkolwiek, znacznie podniosły mnie na duchu. Dodały też sił, by efektywniej pokonać kolejne kilometry trasy.

Pierwotny plan zakładał, że kolejnym punktem trasy będzie Poorvo. Było to małym miasteczko z przystanią rybacką, kościołem i zabytkowym starym miastem wykonanym z drewna, które przyszło mi odwiedzić pół roku wcześniej. Wyjeżdżając z Lahti czuć było, że lepiej będzie nie jechać planowaną drogą. Po chwili wahania nastąpił skręt na Helsinki. Ujechało się spory kawałek. W Kaukalampi ukazało się skrzyżowanie, na którym dość odruchowo poniosło mnie w lewo. Z początku trasa biegła na wschód, z wolna skręcając na południe. Jechało się po uroczym terenie pełnym pagórków, wzniesień i załamań terenu. Pola przemieszane były z lasami i porozsiewanymi gdzieniegdzie zabudowaniami. Od Savijoki niosło mnie doliną rzeki Porvoonjoki. Jeśli pamięć mnie nie myli, mijało się jakąś ruinę chatki położoną blisko drogi.


17:14. Trasa 140. Piękne chmury na zachód ode mnie


18:43. Rämsä. 60°40'17.70"N 25°33'1.10". Widok ku SE


19:03. Trasa 1635. 60°37'53.6"N 25°34'59.50"E. Widok ku SE


19:22. Trasa 1635. Piękne wieczorne niebo

Przed zmrokiem udało mi się natknąć na kotły erozyjne. Ciekawe zjawisko geologiczne, w postaci ogromnych i głębokich skalnych dołów, wydrążonych w czasie obecności lodowca. Najgłębsza miała ok. 10 metrów, a kompleks ten był drugim co do wielkości, z trzech do tej pory poznanych na świecie - przynajmniej jak głosiły informacje na tablicy. Po obejrzeniu, sfotografowaniu, zachciało mi się trochę pobiegać wśród skał jak za dawnych czasów. Teren bardzo sprzyjał takiej formie aktywności, o ile nie było to w pobliżu dziury. Trzeba było w końcu wrócić do roweru, który pozostawiony przed lasem, zaprzątał mi jakąś część umysłu. Naszło mnie zmęczenie. Ujechało się jeszcze ~15 km, nocując 10 km przed Poorvo. Miejscem był las na niewielkim zboczu, który trochę utrudniał przyzwoity sen.


19:37. Ciekawa "rzeźba" z okolicznych głazów


19:42. Kotły erozyjne


19:44. Kocioł erozyjny


20:25. Kolejna jasna noc
Rower:Zielony Dane wycieczki: 144.00 km (0.00 km teren), czas: 10:00 h, avg:14.40 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXI - Mikkeli

Czwartek, 13 sierpnia 2009 | dodano: 24.09.2009Kategoria 2009 Skandynawia, LSTR, Samotnie

Z powodu długiej jazdy nocnej, ten dzień zaczął się później. Ruszyło się grubo po 10. Początkowo długo niosło mnie na południe. Było słonecznie, ciepło i przyjemnie. Nie został nawet ślad po deszczu. Nim jeszcze na dobre się wdrożyło w jazdę, nastała kilkuminutowa przerwa po godzinie jazdy. Juva została ominięta bokiem. Gdyby tam skręcić, przybliżyłoby się ku granicy z Rosją i oddaliło od promu. Od tego miejsca kierunek podróży został ustalony na południowy-zachód. Przed 15 nastała półgodzinna przerwę na miejscu postojowym przy jeziorze Suuri-Särkämäinen. Zjadło się śniadanie, rozprostowało i oglądało lokalną faunę.


14:42. Podczas przerwy. Rudzik

O 16 wjazd do Mikkeli. Odbiło się tym samym od głównej trasy, na którą nie wróciło się zbyt prędko. Przez miasto przejechało się ulicami Tenholankatu, Maaherrankatu, Hallituskatu do podnóży kościoła i wzdłuż niego do Otavankatu i dalej jej przedłużeniem. W tym mieście, po raz pierwszy od długiego czasu, czuć było, jakby już było się w terenach bardziej odpowiadając naszej szerokości geograficznej, choć może bardziej na zachodzie. Miasto opuszczone trzymając się ścieżki rowerowej, która biegła sobie w różnej odległości od szosy. Po ponad 5 kilometrach zjazd na drogę, skręt w kierunku trasy 5, ale gdy wjechało się na wiadukt ponad nią, ogarnęło mnie zwątpienie. Nawrót do ścieżki rowerowej. Ona sama skończyła się dopiero w Tokero, po przejechaniu nią prawie 10 przyjemnych kilometrów. Niebawem minęło się z boku Otavę, przejechało nad trasą 5 i dwa kilometry dalej wróciło na nią.


16:31. Mikkeli. Kościół


19:48. Most Vihantasalmi nad Lahnavesi

Przed 20 przejazd ciekawym mostem przerzuconym nad zwężeniem jeziora Lahnavesi. Dosłownie kilka kilometrów dalej trwała przebudowa drogi w okolicy Mäntyharju. Na szczęście obyło się bez zrywania nawierzchni. Najzwyczajniej w świecie, przygotowywano się do położenia drugiego pasa. Ciekawym było obserwować odkrywki glebowe, których głębokość sięgała ledwie kilkudziesięciu centymetrów. Niżej położona była pofalowana powierzchnia skały macierzystej, którą w innym miejscu budowy było widać już wydobytą, a w innym stanowiła podkład. Krótko mówiąc oglądało się ostatnie chwile trasy 5 w jej ówczesnym kształcie.


20:09. Trasa 5. Prace nad budową drogi, przecinając południowy fragment jeziora Korkiasaarenselka. 61°26'4.40"N 26°35'18.40"E (GE). Widok ku E


20:22.Trasa 5. Prace nad budową drogi w okolicy jeziora Korkiasaarenselka.


20:24.Trasa 5. Prace nad budową drogi w okolicy jeziora Korkiasaarenselka.

Kilka kilometrów dalej, przy pierwszej sposobności zjechało się do Kuortti. Skręt w pierwszą w lewo. Chciało mi się zrobić drobne zakupy, uzupełnić wodę, ogólnie odpocząć trochę. Objechało się jeden z marketów przy ulicy Hennalantie. Chwila odpoczynku. Nawrót i kontynuacja przejazdu przez miejscowość. Z wolna zapadła noc, lecz na niebie widoczny był jasny księżyc. Spokojna drogą wyjechało się z Kuortti. Było cicho. Wręcz relaksująco. Odprężenie. Krótki postój gdzieś w okolicy jeziora Koskio. Było chłodno. Nie minęło wiele czasu, gdy wróciło się na główną trasę. Ujechało jeszcze z pięć kilometrów, po czym weszło się do lasu, po przekroczeniu drewnianej, łatwo zamykanej bramki. Noc była zimna i nie było ochoty ponownie jechać po nocy do późna. Rzecz jasna, szukało się odpowiedniego miejsca już w okolicy Kuortti, lecz nie udało się natrafić na nic interesującego. Dawno nie było tak spokojnego i relaksującego miejsca obozowego.


21:31. Noc
Rower:Zielony Dane wycieczki: 144.00 km (0.00 km teren), czas: 10:00 h, avg:14.40 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)