Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2010

Dystans całkowity:746.34 km (w terenie 12.00 km; 1.61%)
Czas w ruchu:52:38
Średnia prędkość:14.18 km/h
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:106.62 km i 7h 31m
Więcej statystyk

Warszawa - Powrót w deszczu

Piątek, 27 sierpnia 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, Z Księgowym

Od rana mżawka przechodząca w deszcz, później słonecznie.

Start przed ósmą rano. Skręt w lesie, w drogę asfaltową, która kończyła się małym parkingiem. Kontynuacja drogą gruntową, która skończyła się koło czyjegoś domu, takiego bardziej bogatego. Dalej ścieżką na południe od niego i koniec przy ogrodzeniu. Problem w tym, że wewnątrz niego, nie wiedząc jak i kiedy mnie tak poniosło. Odkryte zostało miejsce bardziej dogodne do przedostania się, przecisnięcia roweru na drogę, a chwilę potem również siebie. Jechało się przez wschodnią część Marek ulicami Zachodnią, Wesołą i Stawową, aż dojechało się do Radzymińskiej. Do kolejnego skrzyżowania jechało się ku północy, na światłach przedostałąc się na drugą stronę, trafiając na ulicę Małachowskiego pomiędzy nowym osiedlem. Skończyło się terenami zielonymi, ale jakimiś ubogimi. Wjazd w obszar zadrzewiony, gdzie trochę mniej na mnie padało.

Wyjazd na ulicę Parkową. Doprowadziła mnie do wzgórza, które już było widać nieraz. Tym razem była okazja obejrzeć je bliżej i było to chyba jakieś gruzowisko. Przejazd przez krzaki, jakąś ledwo widoczną dróżką, wydostając się z jego otoczenia. Dalej ulicami Okólną i Grunwaldzką do kiepskiej jakości ulicy H. Sienkiewicza. Parkową śmignęło się pod lasem. Biegł tam sobie jakiś pies. Gdy tylko mnie wyprzedzał, zatrzymywał się. Po wymijani była chwila spokoju, a potem on znowu mnie... I tak przez jakąś połowę ulicy.

Wyjazd w pobliżu zatoczki dla busów i dalej prosto do Legionowa. Tam do Księgowego. Suszenie przez jakieś dwie, czy trzy godziny, kiedy to sobie gadaliśmy, a potem ruszyliśmy w stronę przejścia podziemnego pod torami. Zajechaliśmy do rowerowego, gdzie coś tam chciał dostać. Potem on wrócił do siebie, a ja ulicami Batorego i Kościuszki do Chotomowa. Na rondzie ku S. Koło cmentarza przejazd terenem do ulicy Tęczowej, która była w złym stanie i znacznie zakałużona, lecz doprowadziła mnie do lasu. Wjazd do niego, by na wstępie zrosiła mnie woda z liści. Dalej cały czas przed siebie. Pod koniec zrobiło się bardziej grząsko, a i droga też gdzieś wsiąkła. Przedzierając się przez krzaki udało mi się dotrzeć na drogę do NDM, jakoś niedaleko od strony Jabłonny.

Skręt w ulicę Malwową w Rajszewie, a potem jazda na zachód. Wyjazd koło kapliczki. W NDM wjazd na Osiedle Młodych. Kręcąc się tam, udało mi się zagęszczać sieć przejechanych tras w tym rejonie. Wyjazd na Morawicza i tam zjazd w polną drogę. Dojazd w pobliże szpitala i skręt w kierunku NW. Dalej kilka domów, między którymi przejazd, wyjeżdżając na nieużytki. Z nich powrót do Morawicza, ale żeby się wydostać, trzeba było podejść pod kilka metrów stromizny drogi. Żeby było trudniej, ziemia była mokra i błotnista. Kolejne uliczki, po wydostaniu się na górę to: Partyzantów (z okrążeniem jednego domu), przejazd miedzy dwoma blokami w kącie Legionów i Modlińskiej, potem Mazowiecka i w długą do Modlina. Tam ul. Płk. Malewicza między blokami i Gen. Bema, przy której okrążenie ostatniego bloku. Na koniec przejazd przez Zakroczym, Henrysin i Trębki, a potem DK 62 i Miączyn.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 75.00 km (0.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:10.71 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Zielonki

Czwartek, 26 sierpnia 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, Z Kasią

Start z Modlina. Jadąc przez NDM skręt w Nałęcza, ale ledwo dojechało się do przejazdu, gdy go zamknęli, więc trzeba było wrócić do Partyzantów i skręcić w Padarewskiego. Za torami zjazd w stronę dworca i jazda wzdłuż torów na wschód ul. Małą do Leśnej. Dojechało się do Os. Młodych na ul Młodzieżową, między blokami do wyjazdu z miasta. Skręt w Wólkę Górską, dojazd do wału. Przejazd u jego podnóża 600m i odbicie nieco na północ. Po kolejnych 400m dojazd do granicy lasu i jazda wzdłuż niej przez kolejne 600m. Aż do wału była to jazda po nieużytkach i zaroślach. Ciężko na najniższych biegach. Wejście na wał, a zaraz potem zjazd, by ruszyć przez las na północ. Mijało się bardzo zarośnięte stawy po lewej i prawej.

Dojazd do ul. Rybackiej w Suchocinie. Wiślaną znów do wału, którym odtąd jechało się do Skierd. Wyjazd na ulicę Nadwiślaną, która była z kostki. Skręt na północ w Lipowa i już jechało się ścieżką wzdłuż głównej. Skręt przed lasem na Rajszew i nawrót kolejną ulicą Leśną. Kończyła się ślepo, bo znajdowały się tam jakieś materiały budowlane, hałdy ziemi i chwasty. Przejście do lasu, ścieżką leśna wyjazd koło przystanku. W Jabłonnie skręt w ulicę Szkolną i jazda wzdłuż obwodnicy. Na węźle w Brzozową (do końca), nawrót i przejazd przez wydmę ulicą Zagajnikową. Skręt w lewo i nawrót, gdy droga wjeżdżała na czyjąś posesję. Cofnięcie się trochę, po czym sytuacja się powtórzyła. Powrót w pobliże Modlińskiej i wjazd raz jeszcze między ostatnie zabudowania, lecz od południa.

Powrót do Skierdowskiej i przejazd na Dębową. Tą do Obrębowej, którą przemieszczało się przez las do torów. Tam chciało mi się przedostać przejściem podziemnym. Z rowerem do windy i coś się nie udało. Po wyjściu nie można było zabrać roweru. Zejście na dół i sprowadzenie windy przyciskiem. Dopiero wtedy można było wejść do środka i wyprowadzić rower. Na drugą stronę z rowerem na rękach. Dalej mieszaniną ulic: Kłosowa, Brzezińska, Zagrodecka, Na Przełaj i Ślepa. Z ostatniej skręt na wschód. Gdy skończył się las, jechało się jego obrzeżem. Udało się przebrnąć przez ten teren do ulicy Leśnej w Michałów-Grabinie. Skręt w Kwiatową, a potem Przyrodniczą. Przecięło się Płochocińską, potem jazda Długowieczną przejazd mostem nad kanałem, wjeżdżając w ul. Kobiałka. Na jej końcu skręt w ul. Olesin, w prawo w Mańkowską, w lewo Ruskowy Bród i ponownie w Zdziarską, a potem na południe pod lasem ulicą Kroczewską.

Jechało się cały czas na południe, aż do kanałku, potem wzdłuż niego do ul. Adama Mickiewicza i skręt w Sosnową. Dalej na południe wzdłuż Radzymińskiej do Decathlonu. Tam proste zakupy, po czym przez Narutowicza do Szpitalnej, a potem starą, wypróbowaną trasą przez las do ul. Drewnickiej i Wiejskiej. Potem DW 632 do ronda i w Marecką do torów. Już razem poszło się ul Kolejową do Kołłątaja i tam na sushi. Potem szło się Literacką, Sienkiewicza i Łukasińskiego koło gimnazjum. Za torami przejście przez teren kościoła i do domu Kasi. Z powodu dużego deszczu lepiej było zostać do kolejnego dnia.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 58.00 km (0.00 km teren), czas: 04:00 h, avg:14.50 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

4 dni w Pieniny VI - Powrót poprzez burzę

Poniedziałek, 16 sierpnia 2010 | dodano: 14.03.2022Kategoria 2010 Pieniny, 5-10 Osób, Wyprawy po Polsce, Z Kasią, Z rodziną

2010.08.11 - 16 4 dni w Pieniny - cała trasa

Około 12 przyjechała rodzina. Rower do auta. Potem wszyscy razem pojechaliśmy. Najpierw do Szczawnicy, gdzie tata przypominał swoje młodzieńcze lata. Wjechaliśmy wyciągiem na Palenicę do słupków granicznych. Po zejściu, główną drogą autem dalej na wschód, z której musieliśmy się zawrócić, bo ukazał się zakaz wjazdu. Pojechaliśmy w stronę Niedzicy i tamtejszym przejściem granicznym udaliśmy się na Słowację. Tam tylko jedna przerwa z widokiem na Trzy Korony. Do Dąbrowy Tarnowskiej z grubsza trzymaliśmy się tej samej trasy, którą z Kasia poprzednio jechało się rowerami, tyle że teraz w drugą stronę. Przy Niedzicy zaatakowała nasz pierwsza fala burzy, którą widzieliśmy wcześniej, ale dopadła nas dopiero w Nowym Sączu. Tym razem była tak silna, że zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, bo nie było nic widać w czasie jazdy. Gdy się trochę uspokoiło i przeszedł największy deszcz, ruszyliśmy dalej, zatrzymując się jeszcze kilka razy, między innymi na posiłek. Ulewne deszcze przeszły jeszcze przed Tarnowem, ale burza wciąż nam towarzyszyła. Przestało dopiero w okolicy Kielc albo Radomia. W domu byliśmy po 3 w nocy, a tata zrobił autem w ciągu tego dnia ponad 1000km w nieco ponad 24h.


Szczawnica. Szalaya 15. Widok ku NNE


Szczawnica. Palenica (722 m n.p.m). Po prawej Jarmuta (794 m n.p.m). W tle po lewej Radziejowa (1266 m n.p.m.), nieco w prawo Wielki (1182 m n.p.m) i Mały Rogacz.(1266 m n.p.m.). Widok ku E


Szczawnica. Szafranówka (742 m n.p.m.). Po lewej zbocza Czertezika (772 m n.p.m.). W centrum Palenica (722 m n.p.m.) i nieco na lewo Groń (687 m n.p.m.). Za nim Ciżowa (649 m n.p.m.). W tle po lewej Marszałek (848 m n.p.m.). W tle w centrum Bereśnik (843 m n.p.m.), a po prawej główne Pasmo Radziejowej. Widok ku N


Szczawnica. W centrum Bereśnik (843 m n.p.m.). W tle po lewej Przysłop (980 m n.p.m.), po prawej główny grzbiet Pasma Radziejowej. Widok z kolejki linowej ku NNE


Szczawnica. Południowe stoki Pasma Radziejowej. Widok z kolejki linowej ku NEE


Szczawnica. Po lewej kościół pw. św. Wojciecha Biskupa Męczennika. Widok z kolejki linowej na centrum ku NEE


Szczawnica. Dunajec. Po prawej zbocza góry Ciżowej (649 m n.p.m.). Widok ku NWW


Szczawnica. Po prawej Główna 10. Widok ku NNW


Stará Ľubovňa. Trasa 77. Zamek Hrad Ľubovňa, po NE stronie miasta. Widok ku NEE

Podroż: 13:12
Jazda: 10:22
Przerwy: 2:50
Rower: Dane wycieczki: 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

4 dni w Pieniny V - Krościenko nad Dunajcem

Niedziela, 15 sierpnia 2010 | dodano: 14.03.2022Kategoria 2010 Pieniny, Wyprawy po Polsce, Z Kasią
Tego dnia trochę połażenia i pobieżne zapoznanie z kilkoma ludźmi. Przechodziła okropna, ale równocześnie wspaniała burza, z takimi opadami, że lokalny potok ogromnie wzmógł na sile.


Krościenko nad Dunajcem. OSP przy Kościuszki. Po lewej zbocza góry Ciżowej (649 m n.p.m.). W tle w centrum Palenica (722 m n.p.m.) i Szafranówka (742 m n.p.m.), na prawo przełęcz pod Szafranówką (630 m n.p.m.) i Bystrzyk (704 m n.p.m.). Po prawej stoki Sokolicy (747 m n.p.m.) i Czertezika (772 m n.p.m.). Widok ku SE


Krościenko nad Dunajcem. OSP przy Kościuszki. Po lewej zbocza góry Ciżowej (649 m n.p.m.). W tle w centrum Bystrzyk (704 m n.p.m.), nieco na lewo przełęcz pod Szafranówką (630 m n.p.m.), Szafranówka (742 m n.p.m.) i Palenica (722 m n.p.m.). Po prawej stoki Sokolicy (747 m n.p.m.) i Czertezika (772 m n.p.m.). Przy prawej krawędzi Łupisko (659 m n.p.m.). Widok ku SE


Krościenko nad Dunajcem. OSP przy Kościuszki. Wezbrane wody Krośnicy. Widok ku SW
Rower: Dane wycieczki: 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

4 dni w Pieniny IV - Do Krościenka nad Dunajcem

Sobota, 14 sierpnia 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2010 Pieniny

Ponownie start po 7. Pochmurno. Przejazd przez Dunajec, po drugiej stronie przez prawie pustkę, a potem przerwa w Radłowie. Tam szybkie, ale drobne zakupy, większe pragnąc zrobić dopiero w Brzesku. Za Brzeźnicą droga znikła w lesie, ale jaki asfalt tam był! Lewy pas w większości ok, ale mój był tak połatany, że słów brak. Gdy nic nie jechało, zjeżdżało się bliżej środka, albo nawet na lewą stronę. Za lasem widać było oznaki przechodzących tam niedawno opadów. Nie pojawiły się tak od razu, a bliżej Szczepanowa, ale i tak oznaczały, że udało się przenocować w dobrym rejonie.


Biskupice Radłowskie. Po noclegu przy DW 975


 Biskupice Radłowskie. DW 975. Cmentarz z IWŚ po S stronie drogi. Widok ku SSE


Biskupice Radłowskie. DW 975. Cmentarz z IWŚ po N stronie drogi. Widok ku NE


Biskupice Radłowskie. DW 975. Dunajec. W centrum Żabno. Widok ku NNE


Radłów. DW 975. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela. Widok ku SW


Radłów. DW 975. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela. Widok ku NNE

Choć było przeważnie płasko, drążyło mnie jakieś zmęczenie tego ranka. Do Brzeska dojechało się przez Szczepanowice, ale był to wynik pomyłki. Planowane było pojechać przez Sterkowiec, a zamiast tego z roweru podziwiało się duży kościół na wzniesieniu, nieco tylko na północ oddalony trasy. Zgodnie z założeniem porannym, w mieście trwały poszukiwania czegoś ciepłego do jedzenia, ale równocześnie szybkiego do przyrządzenia. Jakieś kebaba, zapiekanki... Nie udało się dostrzec nic takiego, a potrzeba była spora. Poza tym udało się dostrzec pizzerię, jakąś karczmę i sklepy różnego typu, ale zwykłego spożywczaka nie. Dzięki temu udało się obejrzeć trochę miasta i ale zapasów nie odnowić. Zjazd z głównej w Wyzwolenia i Osiedlową, a potem zamiast wjechać na DK 75, wpadało się na drogę pod górkę, która obiegała zakłady piwowarskie OKOCIM. Gdy jadąc pod górkę, docierało się do skrzyżowania, naszła mnie myśl, że skoro już tu jestem, to wjadę wyżej. A co! Był problemy z przerzutką, ale mimo to jakoś się jechało. Gdy naciskało się mocniej, to było źle z rowerem, ale naciskając z tą samą mocą, tyle że nieznacznie się rozpędziwszy, to wtedy się nie buntował. Wjechało się na wzgórze, znajdując się we wsi Okocim. Wspomniane zakłady, zaś znajdowały się jeszcze w Brzesku. Tak to zwykle bywa, że nazwy nie pokrywają się z miejscem produkcji.


Bielcza. Kościół pw. Matki Boskiej Anielskiej. Widok ku S


Bielcza W. Uszwica. Widok ku NNW


Szczepanów. Kościół pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Widok ku NW


Mokrzyska E (Januszów). Widok na Brzesko ku SSW


Brzesko. Skrzyżowanie Głowackiego oraz i Placu Żwirki i Wigury. Widok ku SWW


Brzesko S. Browar "Okocim". Widok ku N

Przerwa na przystanku. W zmęczeniu trwało wcinanie czekolady wraz z resztą słodkich rzeczy, jakie ze mną dotrwały. Nie udało się dokonać zakupów w Brzesku, więc kolejne kilometry pokonywane była prawie bez zapasów. Odpoczywało się dość długo, bo pokonany podjazd był pierwszym takim dużym na trasie: około 100m przez 1,5km. Gdy tylko udało się zebrać dość sił i zrobić zdjęcia, zastanawiało mnie, którędy zjechać, aby wyjechać na krajówkę i nie pomylić drogi, którą by trzeba zawracać pod górkę. Pojechało się prawie idealnie, raz tylko wspinając się nadaremnie fragmentem Pogodnej, bo wydawało mi się, że gdzieś przejadę, ale to ślepa uliczka była. Zjazd był stromy – na jednym odcinku ~11%. Zjazd z wykorzystaniem hamulców. Na dole spalanie przez słońcem. Dojazd do Gnojnika, gdzie po krótkich poszukiwaniach sklepu, zakup zapasów na resztę trasy. Jednego loda udało się zjeść od razu w czasie jazdy, drugiego kilka minut później, gdy pierwszy się skończył. Dało mi to sporo energii. Jechało się dolinką Uszwicy przez Gosprzydową, którą przecinało się już rankiem. Różnica była taka, że wedle informacji, od 2006 odcinek dolny był martwy od Brzeska po ujście do Wisły. Po drodze mijało się zabytkowy, drewniany kościół, ale niewiele na niego i krajobraz było zwracanej przez mnie uwagi. Siły gwałtownie się kurczyły, jednak droga ta znacznie ułatwiała mi dotarcie do Lipnicy Murowanej bez wysiłku większego niż ewentualna jazda wojewódzką.


Okocim Górny. Dolina Uszwicy. Widok ku NW


Okocim Górny. Kazka. W tle Kamionna (801 m n.p.m.). Widok ku SW


Gosprzydowa. Kościół pw. św.Urszuli z Towarzyszkami. Widok ku SEE


Lipnica Dolna przy granicy z Gosprzydową (po lewej stronie zdjęcia, po lewej stronie domów). W tle Pasmo Szpilówki. Widok ku SSE

W Lipnicy przywitanie z Łokietkiem, zostawiając zabytki z boku i zamiast tego kierując się na posiłek. Zamówiony i zjedzony został niby kebab, a oczekując na niego, można było widzieć wyjazd jednego korowodu ślubnego, a równocześnie, w tym samym czasie przyjazdu drugiego. Wszystko bardziej lokalnie, ze skrzypcami, góralem itd. Kebab interesujący, bo z kawałkami kurczaka grillowanymi jak do obiadu, a warzywa w środku surowe. Jakoś nie udało mi się przywyknąć do takiej postaci mięsa. Mimo to - posiłek ok. Głód i zmęczenie nie pozwalały obiektywniej ocenić.


Lipnica Murowana. Kościół pw. św. Szymona z Lipnicy. Widok ku NE


Lipnica Murowana. Rynek. Widok ku SW


Lipnica Murowana. Rynek. W tle kościół pw. św. Szymona z Lipnicy. Widok ku NE

Dalsza podróż po DW 966 prowadziła najpierw w górę, co znów mnie zmęczyło, bo nakładało się na żar z nieba. Na szczęście było łagodniej niż do Okocimia. Zjazd był nieco krótszy i zakończona małym podjazdem do Muchówki, ale za to kolejny zjazd - do Łąkty, oraz widok na góry wiele mi rekompensowały. Aczkolwiek nie na długo. Dalsza trasa przez Żegocinę to 520m/5km w górę z kilkoma postojami, a ostatni kilometr na pieszo. Na górze kilka zdjęć i 170m/5km w dół do Limanowej, liczne zakręty i hamowania.


DW 966. Lipnica Murowana SW. Po lewej Pasmo Szpilówki. Widok ku SW


Lipnica Górna S (Granice). Po lewej Pasmo Szpilówki. Po prawej Dominiczna Góra (468 m n.p.m.). Przy prawej krawędzi Pasmo Łopusze. Widok ku SE


Muchówka S. DW 965. Po lewej Pasmo Łopusze. W centrum Kamionna (801 m n.p.m.) i Pasierbiecka Góra (764 m n.p.m.). Po prawej samotna Kostrza (720 m n.p.m.; 14 km). Za nią niewyraźne: po lewej Ćwilin (1072 m n.p.m.; 26 km), a po prawej Śnieżnica (1006 m n.p.m.; 24 km). Widok ku SSW


Muchówka S. DW 965. Po lewej samotna Kostrza (720 m n.p.m.; 14 km). Za nią niewyraźne: po lewej Ćwilin (1072 m n.p.m.; 26 km) a po prawej Śnieżnica (1006 m n.p.m.; 24 km). W centrum Ciecień (829 m n.p.m.; 24 km), a na prawo od niego Pasmo Lubomira i Łysiny (29 km). Widok ku SW


Rozdziele S w pobliżu granicy powiatów. DW 965. W tle Pasmo Łopusze. Widok ku NNW


Rozdziele S w pobliżu granicy powiatów. DW 965. W centrum Pasmo Łososińskie. Po prawej Kamionna (801 m n.p.m.). Widok od E po NWW ku SSW


Rozdziele S w pobliżu granicy powiatów. DW 965. W tle Pasmo Łopusze. Widok od NWW po E ku N


Laskowa Górna (Zbójka). DW 965. Dolina Potoku Nagórskiego. W tle po prawej Pasmo Łososińskie. Widok od N po SSE ku E

Na miejscu ostatnie zakupy picia i przejazd koło rynku, na którym rozłożyło się wesołe miasteczko. Szukanie drogi na Kamienicę. Na Marka, chciało mi się zatrzymać na parkingu i zapytać stojącego tam człowieka o drogę. On pierwszy do mnie zagadał i pytał, czy wiem którędy przejechać przez miasto, bo tam zablokowali ulice. W odpowiedzi usłyszał, aby jechać dalej prosto, bo stamtąd mnie przygnało, ale nie dowierzał i chciał się zapytać kogoś innego, choć jakoś mu się to udało wyperswadować i w końcu ruszył. Mi nie udało się dowiedzieć, nic poza jego tłumaczeniem, że jest z Bytowa na Śląsku i nic nie wie o tutejszych drogach. Wydawało mi się, że jadąc dalej będzie dobrze i faktycznie. Droga wciąż pięła się w górę, czasami tylko lekko opadając. Im dalej, tym większe napotykane były stromizny. Tuż przed ostatnimi domami, przy początku ostrego podjazdu, zaczął za mną biegnąć pies. Robione było wtedy zdjęcie i jechało się bardzo powoli. Zrazu nie była przez mnie na niego zwracana większa uwaga, ale gdy wybiegł jeszcze owczarek niemiecki (w kagańcu na szczęście) to mnie ogarnęło zwątpienie... Na szczęście, ten drugi walnął kagańcem pierwszego i go uspokoił, no i można było dalej jechać bezpieczniej.


Stara Wieś (Chude). Po lewej dolina Starowiejskiego. W tle Ostra (925 m n.p.m.) Widok ku SSE

Przy ośrodku wypoczynkowym przerwa, by popatrzyć na tablicę z mapą. Od tamtej pory, ciężka trasa miała fajne zakręty. Podjeżdżało się ze 2km, docierając z poziomu 582 m na wysokość 732 m n.p.m. czyli 150m w górę. I wtedy się stało. Opona nie wytrzymałą, pękła i zostawiła mnie z tym fantem w środku odludzia. Pieszo przez 300m do przystanku. Zakleić dziurę w dętce jakoś się udało i zastanawiało mnie, co z oponą. Przypomniała mi się awaria opony księgowego, którą należało czymś prowizorycznie załatać. Nie było nic pod ręką. Po rozejrzeniu się po okolicy, udało mi się dostrzec jakąś szmatę, którą można było wykorzystać tyle o ile. Była ona na tyle elastyczna, że trzeba było włożyć trochę wysiłku, trąc o metalowe krawędzie przystanku, aby materiał się przetarł. Wyłożone został następnie miejsce zniszczenia. Nie był to wielki otwór, ale dla dętki już za duży. Wlało się trochę kleju, dołożyło drugi kawałek szmatki i upakowało wszystko na miejsce. Lepiej było jednak nie wsiadać na tę konstrukcje, żeby się nie przejechać się na tym pomyśle. Kurs na przełęcz. Ukazały się tam pierwsze zabudowania i piękny widok na południe. Ładnie było, jednak powietrze zeszło z koła. Widać było już, czego się mogę spodziewać. Przerwa na przystanku, by dobrałć się do koła. Jak się okazało, łatka nie do końca się trzymała. Wpuszczone zostało jeszcze trochę kleju, złożone wszystko jeszcze raz, zastanawiając się, czy wytrzyma chociaż na zjeździe, choć powinno już być dobrze.


Serpentyna na górze Ostrej po N stronie szczytu. Za plecami zjazd w dolinę Słomki. Widok ku NWW

Zaczęło się bardzo długa i szybka jazda do Kamienicy i dalej nad Dunajec. Najpierw od Przełęczy Ostra-Cichoń do wsi Zalesie – 150m/3km – szybki odcinek z wiatrem w uszach i dużą zmianą ciśnienia. Próbując skręcać, nie można było ruszać kierownicą, bo czuć było, że straciłoby się stabilność, więc na zakrętach kierunek zmieniany był balansując. Odcinek po zboczach z rozległymi widokami. Zalesie to 1,5 km jazdy w dół, ale dużo spokojniejszej, bo spadek był tam dużo niższy. Od Zalesia do Zbłudzy 80m/2km. Droga w węższej części doliny, nad rzeką i pomiędzy lasami na zboczach. Szybko prawie jak na początku, choć zauważalnie słabiej. Ostatnie 80m/3km, aż do Kamienicy już spokojne, szybkie, na otwartej przestrzeni, ale u podnóży górskich i wśród zabudowy. Przerwa na skrzyżowaniu i poszukiwanie mapy, by ocenić ile jeszcze mi zostało, a tymczasem jakiś typek wyskoczył z pytaniem dokąd jadę i wskazał drogę, ale nie było na to siły, więc niewiele się pogadało, woląc się pospieszyć. Był już późny wieczór. W sumie z 816 do 440 m n.p.m. zjechało się przez 10km w 26 minut, z czego pierwszą połowę w 10 minut.


Przysłop. Zjazd z przełęczy Pod Ostrą (812 m n.p.m.). Po lewej Modyń (1027 m n.p.m.). W tle Gorc (1228 m n.p.m.). Poniżej niego Zbludzkie Wierchy. Widok ku SSW

Dalsze 6km do Zabrzeża, choć nadal w dół, jechało mi się dużo ciężej. Gdy tylko udało się dotrzeć w dolinę Dunajca, z koła zeszło powietrze. Świetnie. Przejechało się jeszcze 3-4km, co kilometr dopompowując powietrze, ale potem dając z tym sobie spokój. Po co, skoro to już końcówka, a lepiej przyjechać wcześniej, póki coś widać i nie jest zimno, zamiast tracić czas na próżno. Na kapciu w przednim kole dojechało się po zmroku do Krościenka nad Dunajcem. Przez dłuższy czas trwało szukanie remizy, łażąc w te i we wte, nim w końcu ze zmęczeniem, po czterech dniach udało się osiągnąć cel.


Zbludza (Poręby). W tle Gorce NW. Widok ku SSW


Granica między Zbludzą i Kamienicą. Dolina Zbludzkiej Rzeki. Po lewej grzbiet Jasiennika (777 m n.p.m.). Po prawej masyw góry Modyń (1027 m n.p.m.). Widok ku NNE


Kamienica. DW 968. Kościół pw. Przemienienia Pańskiego i Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. W centrum Żdżar (858 m n.p.m.). Za słupem Gorc (1228 m n.p.m.). Po prawej Skrzyńczyska (752 m n.p.m.). Widok ku W


Zabrzeż (Gronik). DW 968. Dolina Kamienicy. W tle NW granica Pasma Radziejowej, po E stronie Doliny Dunajca. Widok ku SE

Zaliczone gminy

- Borzęcin
- Brzesko
- Gnojnik
- Lipnica Murowana
- Nowa Wiśnicz
- Żegocina
- Laskowa
- Limanowa (W+M)
- Łukowica
- Kamienica
- Łącko
- Ochotnica Dolna
- Krościenko nad Dunajcem
Rower:Zielony Dane wycieczki: 129.00 km (0.00 km teren), czas: 10:22 h, avg:12.44 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

4 dni w Pieniny III - Za Wisłę

Piątek, 13 sierpnia 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2010 Pieniny

Start o 7:30. Mijało się robotników tworzących drogę i pobocze. Przede mną piętrzyły się Świętokrzyskie Góry. Kurs w kierunku Nowej Słupi. Po kilku zjazdach udało się dotrzeć w jej pobliże, a po przekroczeniu granicy gminy, tuż przed zjazdem w dolinę skręt w lewo. Na początku było fajnie, potem okazało się, że jednak koniec asfaltu. Przyszła mi do głowy myśl o zawróceniu, ale zamiast tego jechało się, aż do łąki na zboczu. Wypatrzona została droga, którą prawdopodobnie mógł jeździć ciągnik, po niby mostku, stworzonego z kręgu położonego na płasko, przejechało się przez strumyk i znalazło w użytkowanym jako droga, mało wygodnie wyglądającym wąwozie. Lepsze by tam był górski rower, ale dzięki niemu dojechało się do asfaltu, którym było w planie jechać.


DW 751 między Waśniowem i Czajęcicami. W tle Pasmo Jeleniowskie. Widok ku S


Czajęcice. DW 751. Widok ku SW


Dobruchna. DW 751. W tle Pasmo Jeleniowskie. Widok ku S


DW 751 między granica powiatu i Starą Słupią. Po lewej Pasmo Jeleniowskie. Po prawej Łysa Góra (594 m n.p.m.). Widok ku S


DW 751 między granica powiatu i Starą Słupią. Po lewej Łysa Góra (594 m n.p.m.). Po prawej Góra Chełmowa (351m n.p.m.). Widok ku NWW


DW 751 między granica powiatu i Starą Słupią. W centrum Łysa Góra (594 m n.p.m.). Widok ku SWW

Potem ciągła jazda pod górkę. Chyba jakiś wyścig przebiegał, wnioskując ze znaków na drodze. Zastanawiało mnie tylko, jak przejechali (jeśli to były rowery) przez Pasmo Jeleniowskie, skoro trasa biegła pod górę, trochę błotniście, a w pozostałej części z brukiem, składającym się z kamieniami ustawionymi tak, że ledwo się można było przemieszczać. Jechać to jeszcze sobie można było wyobrażać, bo część została już pokonana, ale żeby się ścigać? Próba uzmysłowienia sobie ich trudów nie zajmowała więcej mojego umysłu, gdyż sprawność roweru nie zachęcała do takich wyzwań. Większość pieszo. Dodatkową motywacją była niechęć do wyminięcia postaci przed mną. Trochę przeszkadzały komary. W późniejszym etapie również końskie muchy. Z radością las ten został przez mnie opuszczony. Zjazd po kamienistej drodze, zaopatrzonej w wypłukane wąwoziki. Wyjazd i podziwianie panoramy z drugiej strony gór. Brakował mi kogoś, kto jeszcze by mógł to oglądać.


Granica między Starą Słupią i Jeleniowem w dolinie Słupianki. Widok ku SWW


Jeleniowski PK. Droga z Jeleniowa do Piórkowa. Widok ku SE


Piórków Kolonia. Po lewej kościół pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Po prawej kapliczka św. Jana Nepomucena. Widok ku NNW

Kamienisty szuter, potem z radość z asfaltu. Można było mknąć w dół. Dojazd do DK74. Wkrótce potem, po przejechaniu w miarę płaskiego terenu, zjechało się przez Łagów ku południu. Na wstępie, za miasteczkiem powitały mnie podjazdy, z którymi jednak można się było uporać. Z naprzeciwka zaraz miał mnie minąć traktor, ale tuż za nim jechała policja. Wyprzedzili go, zatrzymali i kontrola – w kabinie wiózł jakiegoś ludka i jakiś trzeci się gdzieś uczepił. No i pewno mandat. Ja dalej, nie poznając finału sprawy, zatrzymując się dopiero na skrzyżowaniu na wzniesieniu, by zrobić zdjęcia. Ujechało się potem trochę dalej i pojawiły się problemy z dętką. Zapewne przez jazdę po kamieniach. Przy okazji można było przejrzeć przerzutkę i wózek, oczyścić, pokręcić, ale w rezultacie niewiele to dało – łańcuch omykał jak omykał. Udało mi się jedynie naprawić koło, które dotąd lekko latało na boki, jakby miało luzy, a tylko śrubka się nieco odkręciła na piaście.


Wola Łagowska. W tle Pasmo Jeleniowskie. Widok ku NNE


DW 756. Dolina Czarnej koło Rakowa. Widok ku NNW

Działo się to koło Woli Łagowskiej. Zaraz za nią zjeżdżało się przez kilka kilometrów w dół, raz szybko, a raz z hamowaniem, ale generalnie był to przyjemny etap. I tak do południa, aż dojechało się do Rakowa. Za miasteczkiem szeroka dolina rzeki Łagownica, która pod tą osadą łączyła się z rzeką Czarną płynącą z zachodu i dalej na południe tworzące razem jezioro Chańcza. Potem czekał mnie ciężki podjazd, a następnie łagodny zjazd do Staszowa. I tak jak kiedyś spotkała nas tam burza, tak i teraz trochę na mnie popadało. W Staszowie uzupełnienie zapasów przy rynku. Do tej pory było pochmurnie (nie licząc słońca przed Łagowem) ale ciepło. Za Staszowem cały czas już słonecznie


Między Sielcem i Koniemłotami. W tle Staszów. Widok ku NE

We wsi Sielec skręt z DW 757 na Koniemłoty – wieś na uboczu, ale ładnie wyglądająca, gdy ustało się na wzgórzu przed nią. Szybki powrót na główną, zostawione za mną zostały rozległe łąki nad rzeką Wschodnią. We wsi Strzelce zastanawiało mnie, jak dojechać do Oleśnicy, bo niby było się we wsi, a skrzyżowania sprawiły trochę kłopotów. Oleśnica i Pacanów minęły szybko. Podobnie przejazd przez Wisłę i ponowne zawitanie do Szczucina. Pod tamtejszą apteką dłuższy popas i wykańczanie moich zapasów. Z jedzenia nie zostało wiele, ale wystarczająco, by jeszcze nic nie kupować. Gdyby znalazł jakiś sklep po drodze, to bym pewnie i kupił, ale nie chciało mi się szukać. Już wtedy była pewność, że nawet jadąc nocą, do Krościenka nie dotarłoby się w czasie trzeciego dnia. Smutny ten fakt potwierdził się nazajutrz. Padła decyzja więc, że wydłużę trasę jeszcze trochę na zachód, jednocześnie „łapiąc” kilka gmin. Fakt ten się udał - co trzeba, to się stało.


Koniemłoty. W centrum kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku S


Pacanów. Centrum Bajki. Widok ku NE


Przerwa w okolicy Szczucina

Trasa dalsza powiodła do Bolesławia, przez Ćwików do Żelichowa, gdzie odwiedziło się ciekawy kościółek drewniany. Stamtąd przez Goruszów na południe do Żabna, za którym znajdował most na drugą stronę Dunajca. W miasteczku przyszła pora by w Ateńskiej zamówić pizze na wynos w ramach kolacji. W 5 minut jazdy na rowerze zniknęła i to bez zsiadania z roweru ani na moment. Zaraz potem pojawił się przystanek z koszem, gdzie można było się pozbyć pustego opakowania. Odjazd w stronę mostu, odwiedzenie mogiły żołnierzy z I wojny światowej. Tuż nad rzeką i kilkadziesiąt metrów dalej, za krzakami przyszło mi wreszcie rozłożyć namiot. Od razu zleciały się do mnie komary. Długo poprawiana była przez mnie sama konstrukcje (kijek mi się rozszczepił i niemiło się zachowywał). Namiot został przesunięty jak najbliżej krzaka, żeby go z drogi nie było widać. W trawie było dużo pająków.


Goruszów. DW 973. Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła. Widok ku S


Żabno. DW 973. Widok ku SEE


Żabno. Przerwa po kolację. Widok ku E


Skrzyżowanie DW 973 i DW 975. Widok ku NWW

Po godzinie leżenia, nawet rozpoczęło się drzemanie. Nagle nadjechał samochód z jakąś młodzieżówką. Stali gadali, może pili, a we mnie trwała czujność, dopóki nie odjechali. Może z kwadrans tak minął, nim można było się odprężyć. Nie skończyło się na tym. W nocy, może koło drugiej w okolicy, przechodziła burza, więc prowizorycznie można lepiej było zabezpieczyć się przed deszczem. Szczęściem, przebiegała ona bardziej na zachodzie. Mimo wszystko sen bardzo niespokojny.


DW 975. Nocleg w pobliżu Dunajca. Widok ku NNW

Podroż: 12:30
Jazda: 8:45
Przerwy: 3:45

Zaliczone gminy

- Nowa Słupia
- Baćkowice
- Łagów
- Raków
- Tuczępy
- Oleśnica
- Mędrzechów
- Bolesław
- Olesno
- Gręboszów
- Żabno
- Radłów
Rower:Zielony Dane wycieczki: 135.00 km (3.00 km teren), czas: 08:45 h, avg:15.43 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

4 dni w Pieniny II - Przedgórze Iłżeckie

Czwartek, 12 sierpnia 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, >200, Gminy, 2010 Pieniny

Pobudka po 5 i spakowanie w drogę przed 5:40, witając wstające słońce. Było chłodno, ubrać się więc było trzeba nieco cieplej i rozruszać, bo ciężko mi było jechać. Chłód trochę mi zmroził uszy. Początkowo ciężko psychicznie. Trochę podśpiewywania. Bardziej za Lubochnią (tam miejscowi krzyczeli coś do mnie, bo zsunęła mi koszulka i ciągnęła się po ziemi, będąc o włos od upadku), kiedy to było już cieple. Mijało się lotnisko i bazę wojskową. Okolice pod Tomaszowem Mazowieckim pobieżnie poznane zostały w czasie Bikeorient i wydaje mi się, że warto poznać je lepiej, bo mimo że nie są tak reklamowane jak jura czy góry, to też mają swoje walory. Nie tylko przyrodnicze. Między innymi bunkry, w tym bunkier w Konewce koło Spały, który tym jest ciekawszy, że był przeznaczone do ochrony pociągów. Niestety z powodu wczesnej pory, braku czasu i z większych priorytetów, trzeba było ominąć ten przybytek. Do tego fatalny dojazd od zachodu, bo właśnie zerwali jedną stronę drogi, a druga była wyłożona przedwojenną kostką.


Żelechlinek. Kościół pw. św. Bartłomieja Apostoła. Widok ku SSW


Lubochnia. Po lewej kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku SEE


Lubochnia. Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku NW


Henryków. Widok ku SE


Droga w okolicy lotniska przy wsi Nowy Glinik

Brakowało mi jakiejś muzyki. Przed Inowłodzią dojazd do skrętu, który ongiś zaprowadził mnie do Rawy Mazowieckiej, a dalej do Warszawy i pamiętnej nocnej jazdy z Kovalem i Księgowym oraz burzą w tle. Do osady wjazd ze zbocza, mijało się skrzyżowanie, przejeżdżało most, a potem skręt w DK 48 na Radom. Według planu miało się tak jechać kilka kilometrów i znaleźć drogę w lesie, która wyprowadziłaby mnie na drogę do Opoczna. Tak być miało. Jechało się, a las się skończył, więc przyszło zrezygnować z tego wariantu. Tak przejechało się przez Poświętne, dotarło do Ossy, gdzie nastąpił skręt na wiejska drogę do Drzewicy. Wcześniej minął mnie na kolarce facet, krótkie "hej" rzucił i pogonił dalej.


Inowłódź. DW 726. Widok ku S


Poświętne. W tle kościół pw. śś. Filipa Neri i Jana Chrzciciela. Widok ku SWW

Wiatr nadal trochę przeszkadzał, ale warunki były optymalne. Wjazd w las, przerwa na krótkie śniadanie i dłuższy odpoczynek, gdy osiągnięte zostało najwyższe miejsce na tej drodze. Leżało się tak do 10, a potem ruszyło w dół do Drzewicy. Mijało się zamek i skręcało na wschód. Po kilku minutach skręt do Gielniowa przez Antoniów, a stamtąd wjazd na DK12. Etap jazdy jak na rozgrzanej patelni. Grzało mocno i okropnie mi się jechało. Umęczyła mnie ta podróż po pagórzystym terenie. Dojazd do Przysuchej. Zamiast wjechać główna trasą, pojechało się dalej na wschód i mijało zakłady HORTEXu oraz jakiejś firmy od dachówek, skręt w Warszawską. Drogę biegnącą w dół, na południe do centrum miasta. Tam przerwa w Żabce i zakupienie picia oraz cześci wyżywienia na dalszą drogę. Więcej czasu zajęło odpoczywanie, ale lód dodał mi sił, by dalej jechać.


Zamek w Drzewicy. Widok ku E


Bieliny. Kościół pw. śś. Szymona i Judy Tadeusza. Widok ku NNW


A ja wcale


Zielonka. DK 12. W tle wzniesienia między Inowłodzią i Drzewicą. Widok ku NNW


Przysucha. Plac Kolberga. Widok ku SWW

I tak przejechane zostało ~63km bez zsiadania, od 80,5 km do 143 km trasy bez zsiadania z roweru, aż do Iłży. Początkowo była to długa jazda po krajówce, przez krajobraz bardzo płaski i mało zagospodarowany. Skręt w Mniszku - kilka minut po łatance, ale takiej paskudnej, że hej. Potem się nawierzchnia unormowała, ale w zamian dobijał mnie upał. Przecinało się DK7 w Orońskum następnie jadąc do Wierzbicy przez wieś Dąbrówka Zabłotnia. Tam upał mnie wypalał do kości. Jechało się ku SW, skręt ku SE przez Mirów Nowy, Osiny do Pakosławia między polami. Jakiś obszarnik uprawiał swoje hektary - raczej więcej niż 50ha. Tam też, przed zjazdem do wsi, zagadał do mnie lokalny rowerzysta, który stal na tym wzniesieniu i gdzieś patrzył. Jak się okazało wieś Pakosławska koło Iłży, posiadała swoją grupę rowerową, ludzi nazywających siebie „Turystami z Pakosławia”, wyruszającymi w drobne (ponad 100km) wyprawy w zasięgu jednego dnia, specjalizując się w szybkiej jeździe na kolarkach.


Skrzynno. DK 12. Po lewej kościół pw. św. Szczepana. Widok ku NEE


Mniszek. Remont mostu DK 12 na Szabasówce. Po prawej kościół pw. śś. Jana Chrzciciela i Stanisława Kostki. Widok ku NNE


Mniszek. Remont mostu DK 12 na Szabasówce. Widok ku E


Mniszek. DK 12. Szabasówka. Widok ku SE


Droga z Mniszka do Orońska. Widok ku NE


Las między Osinami i Michałowem w pobliżu granicy województw. Widok ku E


Droga między Michałowem i Pakosławiem. Widok ku NE

Rozmawiając z jednym z nich (chyba S., ale nie pamiętam), udało się dotrzeć do Iłży, gdzie rozstaliśmy się nad rzeczką przy jadłodajni Polecał mi placek po węgiersku stamtąd. Miał być świetny i zaspokajający apetyt na pół dnia. Po prawdzie placek był świetny i choć porządnie uzupełnił pustkę w żołądku, był odrobinę za mały, jak na moje ówczesne potrzeby. Z Iłży kurs doliną Iłżanki, 10km na północ do Kowalowa, które leżało w powiecie Zwoleńskim. Tam skręt na południe, przejazd przez las należący do Iłży i zaraz za nim udało się znaleźć w powiecie Lipskim – tym sposobem osiągając, to czego nie udało mi się zrobić przez długi czas – rowerem odwiedzić ostatni powiat województwa mazowieckiego. Zostały już tylko gminy.


Iłża. DK 9. Widok ku SEE


Iłża. DK 9. Iłżanka. Widok ku SSW

Kurs przez Sienno do Ostrowca Świętokrzyskiego. Wyglądało to tak, że przy zachodzącym słońcu jechało się coraz szybciej i szybciej po dość płaskim terenie, które obniżało się ku południu. Za Siennem pędziło się prawie cały czas, na ile pozwalały mi techniczne problemy roweru (od czasu wywalenia, przy mocniejszym naciśnięciu na pedały łańcuch mi omykał. Problem rozwiązany tyko doraźnie, majstrując regulatorem przerzutki tak, że raz jeden, raz drugi bieg był wystarczająco odporny, żeby omsknąć dopiero po bardzo silnym nacisku). Do Ostrowca docierając o zmroku, ale było wystarczająco jasno, żeby dobrze widzieć. Ten stan jednak szybko się zmieniał. Zaraz po wjeździe do miasta, przerwa na przystanku, by przygotować się do nocnej jazdy. Gdy się ruszało, niedługo potem wyskoczył na mnie pies. Jechało się głównie ścieżką rowerową. Przejazd ku zachodniej część miasta.


Sienno. Rynek. Widok ku W

Okrążając centrum, dotarło się do Szewnej. Od tej pory na trasie przeszkadzał mi remont trasy ku zachodowi. Drugim problemem były duże podjazdy, które trzeba było pokonać na najniższych biegach, ale jednak do przodu. Wśród ciemności nocy, gdzie tylko gwiazdy świeciły i latarnie przy drodze, przejechało się przez dolinkę, w której zrobiło się okropnie zimno, a ponadto nie było żadnych domów, lamp i ciemność pogrążała ten kawałek świata. W tym miejscu samochody korzystały z jednego pasa, gdyż drugi był zerwany. Na szczęście pojawiły się dopiero pod koniec, więc obyło się bez sensacji. Tak dotarło się do Waśniowa, osadzie gęściejszej niż okoliczne wsie, gdzie przy podjeździe dostrzec można było jeża na drodze, którego nogą wystarczyło zepchnąć na krawędź drogi (ale niestety był wysoki krawężnik), żeby miał większe szanse i nie tak łatwo wpadł pod koła. Podjazd o pół kilometra pod górkę, następnie rozbiłając namiot na skoszonym polu - i jak mi się wydawało po ciemku - za dużym i gęstym krzewem. Pole było po zewnętrznej stronie zakrętu, więc było tym bardziej niewidocznie.

Jeszcze ostatni raz przyszło mi spojrzeć na światła miejscowości pobliskich i tych dalszych. Potem na gwiazdy z myślą, że już niebawem dotrę do Krosćienka, gdzie ktoś na mnie czekał. Na koniec spać, po przejechanych ponad 210km tego dnia.

Podroż: 16:45
Jazda: 13:55
Przerwy: 2:50

Zaliczone gminy

- Poświętne
- Wieniawa
- Kowala
- Wierzbica
- Mirów
- Mirzec
- Kazanów
- Ciepielów
- Rzeczniów
- Sienno
- Waśniów
Rower:Zielony Dane wycieczki: 216.00 km (2.00 km teren), czas: 13:55 h, avg:15.52 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

4 dni w Pieniny I - Lipce Sierpniowe

Środa, 11 sierpnia 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2010 Pieniny

Kilka dni wcześniej znalazły się wszystkie sakwy. Ułatwiło mi to wyprawę. Na dwa dni przed wyprawą były już w większej część załadowane. Po przebudzeniu dość wczesnym rankiem, dobrze było zrobić sobie porządne śniadanie. Ugotowane zostało więc pół paczki makaronu z sosem i ledwo wszystko udało się zjeść. Do sakw powędrowało trochę jedzenia na trasę i w drogę. Na początek trasa nad Wisłą. Nim wyjechało się z Czerwińska, trochę trzeba było pogrzebać przy napędzie. Z DK62 zjazd w pierwszą za zakrętem. Dalej Konopnicka, Słowackiego, Grabowskiego, Narutowicza. Okólną i Płocką przejazd trasą koło targowiska, które tego dnia było opuszczone. Droga się kończyła, ale dla pieszych był chodnik. Koło ronda na główną, po czym przejazd przez most. Z krajówki zjazd wydeptaną ścieżynką, prowadzącą na Wyszogrodzką w Młodzieszynie. Skręt w Konwaliową, dojeżdżając do ściany lasy i wracając Leśną. Przemieszczając się wzdłuż drzew, odbijało się od nich w Kruczą. Potem ponownie w pobliże DK50, lecz z odbiciem na wschód. DP przez Helenkę do DW705 za mostem.


Sochaczew. Most DW 705 ma Utracie. Widok ku SSW

W Sochaczewie małe zakupy w niewielkim sklepie po lewej stronie. Jeszcze przed centrum. Z ciekawości zachciało mi się kupić „Tonic” firmy Zbyszko – wyglądało jak woda gazowana, zapach cytryny, a smak goryczy grejpfruta... Pijąc go, aż mi niedobrze się robiło. Po kilku próbach więcej nie dało rady, więc aby się nie zmarnowało, przez resztę podróży służyło mi do mycia. Choć smak wybitnie paskudny to przynajmniej zapach ładny. Miasto opuszczone trasą na Skierniewice, ponownie odwiedzając Bolimów. Ostatni raz wiodło mnie tam przed wyprawa do Wilna z Płońską grupą LIMES. Wtedy nastąpił wjazd na most środkowy, a tym razem południowy i to prosto na zachód. W Nieborowie tym razem już za dnia (a było przyjemnie, letnio gorąco). Poprzednio zaś w 2008, około północy, wracając z Krakowa.


Wieża ciśnień przy dworcu w Sochaczewie. Widok ku SW


Bolimów. W centrum kościół pw. św. Anny. Widok ku S

Przejechało się przez Nieborów, następnie udając się w stronę Lipiec Reymontowskich. Mijało się pole na którym było mnóstwo słomy. Łączna liczba beli słomy wynosiła (z pobieżnych szacunków) około 6000, na dodatek większych niż przeciętne. Później większa przerwa i trochę pomyliła mi się trasa, nadkładając przez to dwa kilometry przez Sielce Lewe. Między Makowem i Płyćwią teren był zauważalnie wyniesiony o kilkadziesiąt metrów. Z wolna zjeżając do Godzianowa, gdy mocniej naciskało się pedał, omsknął mi się łańcuch, za nim poleciała prawa noga tak, że ledwo lewa się trzymała. Obok przejechało auto, a rower stracił równowagę, wjeżdżając na pobocze ostatecznie lądując na glebie. Po tym, nieco się wkurzywszy, trzeba było jechać dalej.


Bełchów. Kościół pw. św. Macieja Apostoła. Widok ku SE




Wola Makowska S. Widok ku NW


UG Maków. Widok ku N


Droga z Płyćwi do Godzianowa. Widok ku SSE

W Lipcach nawet bez zatrzymywania. Wciąż trzymały emocje związane z drobną awarią, przez którą strach było mocniej depnąć. W Słupi niepotrzebny skręt w lewo. DW 705, potem DK 72 i zakupy w Głuchowie, po czym skręt na południe. W terenie było kilka pagórków, towarzyszył mi silny wiatr i gorąc. Doskwierało zmęczenie, a dzień tak ogólnie mi się nie podobał. Koniec jazdy przed zmrokiem w opuszczonym domu niedaleko Tomaszowa. Ciężko mi było zasnąć, a potem i spać. Śniło mi się, że w tym domu trwał mój sen i było przeze mnie wyłączane radio, żeby nikt nie odkrył, że tam jestem. Jakie radio?


Lipce Reymontowskie. Widok ku NWW


Droga z Zagórza do Słupii. Widok ku SSE


Jeżów. Kościół pw. św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny. Widok ku N


Zakupy w Głuchowie


Naropna. Widok ku SSE


Żelechlinek. Kościół pw. św. Bartłomieja Apostoła. Widok ku SSW

Podróż: 10:10
Jazda: 8:34
Przerwy: 1:36

Zaliczone gminy

- Maków
- Godzianów
- Lipce Reymontowskie
- Słupia
- Jeżów
- Głuchów
- Żelechlinek
Rower:Zielony Dane wycieczki: 133.00 km (7.00 km teren), czas: 08:34 h, avg:15.53 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Pole

Wtorek, 3 sierpnia 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, Z rodziną

Na pole rowerem Kasi, ale brat mi go zabrał i trzeba było wracać w inny sposób.
Rower: Dane wycieczki: 0.34 km (0.00 km teren), czas: 00:02 h, avg:10.20 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)