Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2016

Dystans całkowity:1214.61 km (w terenie 73.00 km; 6.01%)
Czas w ruchu:75:18
Średnia prędkość:16.13 km/h
Maksymalna prędkość:52.27 km/h
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:110.42 km i 6h 50m
Więcej statystyk

Czterodniowa Dwudniówka I - Doba podkarpacka

Środa, 31 sierpnia 2016 | dodano: 04.09.2016Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, >200, Gminy, 2016 Podkarpacie, Z rodziną

Streszczenie

Przyszła pora na zakończenie odcinka, który kilka razy wymykał mi się z rąk w poprzednich latach, jak również i w tym. Sama wyprawa wyszła dziwnie, jeśli trzymać się sztywnego podziału na dni, godziny itp., stąd taki, a nie inny tytuł. Mianowicie, przygotowania odbywały się 2016.08.30; drzemało się w pociągu nocnym; jechało przez niemal cały 2016.08.31 jako jeden dzień jazdy (wraz z jazdą nocną od pociągu do namiotu); 2016.09.01-02 jako drugi dzień jazdy - od rana jednego dnia, do wieczora dnia kolejnego; powrót zaś odbył się 2016.09.03. W sumie więc wyjazd ten jest opisany pięcioma datami, zawarł się w 4 doby, 3 dni zwykłe były rowerowe, przy czym należy je traktować jako dwa dni jezdne (czyli takie, które mogą trwać dłużej niż doba) rowerowo, oddzielone jednym noclegiem bez istotnych drzemek w międzyczasie, a ostatni dzień, to kilka godzin podróży rowerem w trybie hulajnogi, głównie spędzony w pociągach.

Przygotowania

Od paru dni zbierało się na wyjazd. Tak wołało ciało, które było jakby w ciągłej gotowości i wzmożony apetyt, nad którym ciężko było zapanować. Pogoda zapowiadała się dobra jak na koniec lata - słoneczny ciepły wyż, choć noce chłodne, później okazało się, że i mgliste. Za cel obrany został SE kraniec Polski, który wymagał (by było efektywnie) przedostania się tam pociągiem. Wpierw na Dworzec Wschodni. Tam bilet o 17:47, dnia 30 sierpnia, do stacji Rzeszów Główny (przez Dęblin, Lublin, Turbia, Grębów, Tarnobrzeg, Kolbuszowa). Planowy przejazd między 17:59 a 23:00.  Sam wyjazd obfitował w sporą, jak na tak krótki okres czasu, ilość zdarzeń.

Pociąg nocny

W przedziale jechało prócz mnie, czworo ludzi z rowerami, którzy najwidoczniej wrócili z Trójmiasta, a ściślej ze Szwedzkiego Potopu. Wysiedli parami w okolicach Tarnobrzega, na dwóch kolejnych stacjach. Gdy już nie było nikogo poza mną, przyszła pora przygotować się do nocnej jazdy. Koniec przejazdu za mniej niż godzinę. Trochę jeszcze siedzenia, trochę odpoczywania, póki był na to czas, bo noc i dzień czekały mnie męczące. W Kolbuszowej jeden facet trochę spóźnił się z opuszczeniem pociągu. Gdy dochodził do drzwi (ale jeszcze trochę brakowało), akurat były sygnał do odjazdu i maszyna ruszyła. Trochę spanikował, nie wiedział co począć i wyglądał tak, jakby rozważał, czy nie wyskoczyć, bo prędkość była jeszcze stosunkowo mała. Wskazany przez mnie guzik hamowania, pomógł mu uniknąć przykrych konsekwencji. Pojazd na szczęście nie wyjechał poza peron, więc skończyło się bezproblemowo.

Rzeszów

W Rzeszowie, start pół godziny przed północą. Po pierwsze, kurs na zachód, aby przeciąć trasy BBT i Samoklęsk, do tej pory biegnące równolegle tą samą ulicą, ale bez przecinania się - aż do Brzozowa. Nie było pewności, która ulica jest tą właściwą, więc przyszło liczyć na szczęście. Gdy wydawało mi się, że to już, przyszła pora zawrócić na wschód. Mijało się kebab, w którym się kiedyś przyszło się stołować. Mimo późnej pory, ulicami wciąż kręciło się sporo osób, choć ubogo, jeśli porównać z Wrocławiem czy Warszawą. Wyjazd na DK 4, aby odwiedzić Krasne, którego nie wiem jakim cudem nie udało się odwiedzić, mimo poprzedniej wizyty. Teraz z kolei wyszło za bardzo, bo jechało się i jechał, aż pojawiła się tablica kończącą. No i po co tyle się tłuczenia? Nawrót i przejazd z powrotem przez osiedle na św. Kingi, potem koło krajówki i różnymi innymi uliczkami, aż do wyjazdu w Budziwoju, gdzie narosły krótkie wątpliwości, w którą stronę się udać.


23:25.Rzeszów. Dworzec Główny. Początek jazdy


23:59. Krasne. Samotna plamka na mapie

Do świtu na SE od Rzeszowa

Od Tyczyna DW 878. Zrazu wątpliwości, bo była nadzieja na przejazd przez rynek, ale z drugiej strony nie było ochoty na tamtejszy podjazd. Cóż z tego, gdy na wojewódzkiej czekało mnie ich kilka i do tego dłuższych? Było ciemno, zimno, miejscami mgła. Aut jechało mało, lecz najwięcej w Dylągówce, gdzie trwał remont mostu i ruch puszczano wahadłowo. Nie było tam też już widać nikogo niezmotoryzowanego poza mną, nie tak jak w mieście, gdzie kręciło się takich wciąż sporo. Fragment DW 877, którym już ongiś zdarzyło się jechać. Ładny kawałek trasy, czy w dzień, czy w nocy. Niestety droga przez Jawornik już taka ładna nie była, ale przynajmniej szybko się nią przemknęło.

04:17. DW835. Granica gmin Hyżne i Jawornik Polski

Poranek w okolicach Kańczugi

W Kańczudze nad ranem. Ludzie już przebudzeni, okolica się ożywiła. W świetle dnia bardziej można się było przyjrzeć okolicy oraz ogrzać w słońcu, choć wciąż było jeszcze chłodno. Trochę dało się odczuć zmęczenie podjazdami, choć spać mi się nie chciało. Okolica między wsiami była bezludna, rolnicza. Wjazd do Markowej, a chwilę później Gaci.


05:59. DW 881. Kańczuga na W od miasta. Mgły poranne w dolinie Średniego Potoku. Widok ku NW


06:40. DW881. Granica gmin Kańczuga i Markowa.


06:51. Granica gmin Markowa i Gać. Widok ku E.


Gać. Tablica informacyjna

Okolice Przeworska

W Przeworsku skręt na Zarzecze, choć trochę się mi zajęło szukanie wyjazdu. Było sporo przerw. W samym centrum Zarzecza - trach! Zerwał się łańcuch i zakręcił na zębatce. Spacer na ławkę i rozpoczęcie napraw. Ręce zrobiły się okropnie brudne i trochę minęło czasu, na jako takie ich ogarnięcie.


 07.40. Wjazd do Przeworska z terenu gminy wiejskiej Przeworsk. Widok ku NNE


0742. Przeworsk. Kasztanowa 1E. Ruina. Widok ku SW


07:44. Przeworsk. Most im. majora Jana Gryczmana. Rzeczka pełna... Widok ku S


07:46. Przeworsk. Bazylika kolegiacka pw. Ducha Świętego


07:47. Przeworsk. Bazylika kolegiacka pw. Ducha Świętego


Granica gminy Zarzecze i miejskiej gminy Przeworsk. Widok ku SSE


08:20. Żurawiczki. Na horyzoncie wiatraki, ciągnące się przez wsie Wysoka, Sonina i Kosina, położonych w pobliżu Łańcuta. Widok ku W


08:25. Żurawiczki. Północny kraniec wsi. W tle Przeworsk. Widok ku N


Zarzecze. Widok ku S


Granica gminy Zarzecze i Pawłosiów


Cieszacin Wielki. Widok z przejazdu nad A4. Widok ku SE.
 
Cieszacin Wielki. Widok z przejazdu nad A4. Widok ku SW.


Cieszacin Wielki. Widok z przejazdu nad A4. W centrum kościół pw. Wszystkich Świętych w Siennowie. W tle wzniesienia w okolicy Pantalowic  Widok ku SWW.

Ruina cegielni w Jarosławiu

Przy wiadukcie ponad A4 przerwa na zrzucenie wszystkiego co nocne. Wjeżdżając do Jarosławia widoczny stał się interesujący komin. Gdyby zmęczenie było większe, zostałby zignorowany, ale tym razem udał się skręt w jego stronę. Minąwszy teren budowy cmentarza, przejeżdżało się przez pole koło wypasanych krów, po czym lądowało na dużym nieużytku. Sporo było tam gruzu, jakichś gałęzi, trochę kompostu i gratów. Zjazd w pobliże komina, stojącego blisko dwóch zrujnowanych budynków. Nie było ochoty włazić do środka, więc tylko przejażdżka i dalej w drogę.


10:23. Jarosław. Pozostałości dawnej cegielni w pobliżu torów, położone po S stronie Krakowskiej. Widok ku N


10:23. Jarosław. Pozostałości dawnej cegielni w pobliżu torów, położone po S stronie Krakowskiej. Widok ku N

Przez Jarosław

Zjazd dawną DK 94. Niestety na dołku były światła, zatrzymały się pojazdy, a ja wraz z nimi. Świetnie. Akurat przed męczącym podjazdem koło Klasztoru. Poprzednio Jarosław ledwie został przez mnie zahaczony. Tym razem udało się udać na rynek, który zaskoczył mnie swoimi otwartymi przestrzeniami i masą ludzi, jacy odwiedzali miasto w ten ostatni dzień ich wakacji. Z pewnością będzie mi się chciało wrócić tam jeszcze, aby jeszcze lepiej się rozejrzeć.


10:39. Jarosław. Ul. Krakowska. Po prawej kościół pw. Matki Boskiej Bolesnej z XV w.



10:40. Jarosław. Ul. Krakowska. Kościół pw. Matki Boskiej Bolesnej z XV w.


10:40. Jarosław. Ul. Krakowska. Kościół pw. Matki Boskiej Bolesnej z XV w.


10:47. Jarosław. Mapa starówki.


10:50. Jarosław. Ratusz z XVII w.


10:51. Jarosław. Cerkiew Przemienienia Pańskiego z XVIII w.


Ruina przy centrum Piekarskiej. Rozebrana w ciągu 2016-2018. Następnie w m.in. jej miejsce postała rozległa galeria handlowa. Widok ku NE

Miasto opuszczane w kierunku Widnej Góry, a potem skręt na Chłopice (bez wjazdu do centrum miejscowości), potem odbijając pod A4 ku Jankowicom. Drogą polną skrót do Rudołowic, choć były to trudne, szutrowe podjazdy, zjazd po płytach i dłuższa przerwa na polu, za krzakami, m.in. na ochłonięcie w cieniu. Temperatura powietrza była dość znaczna.


11:28. Widna Góra. Pogoda wyjątkowo dobra, jak na ostatni czas. Widok ku SW


Długa jazda do Przemyśla

Roźwienicę mijało się szybko, ale przerwy się zagęściły. Było wyraźnie trudno. W Bystrowicach szybki zjazd. Za Tyniowicami podjazd polną drogą w pobliże ruin wieży zamkowej w Węgierce. Potem do Pruchnika z ładnym, stromym rynkiem. Przejazd na drugą stronę rzeki, skąd wracało się na DW 881. Ta trasa miała wyjątkowo ładne krajobrazy, dużą część prowadziła jakby grzbietem wzgórz. Tylko co z tego, jeśli nie było sił ich podziwiać... Styrały mnie podjazdy, w Żurawicy stromy zjazd ze schodami jak do Jeleniej Góry. Niebezpiecznie. Dalej miała być jazda na Bolestraszyce, ale w to miejsce wpadł skręt na Buszkowice. Na głównej trwał remont i pękł mi łańcuch. Wpadły różne uliczki, tu i tam, przejazd koło Dworca Głównego w Przemyślu, a z miasto wyjazd ścieżkami wzdłuż DK 28. W końcu się skończyły, a mi pozostało zjechać na asfalt.


13:58. Roźwienica. Widok na Cząstkowice ku W. Na horyzoncie las Gaj, wzdłuż którego biegnie granica powiatów. W oddali po lewej, widoczne wzniesienia Pogórza Dynowskiego w okolicy Manasterza


14:24. Widok na lewą stronę zdjęcia

14:24. Widok na prawą stronę zdjęcia 


14:25. Roźwienica. Na horyzoncie Pogórze Dynowskie, w centrum zdjęcia reprezentowane przez Górę Iwa (406 m n.p.m., 7 km) wznoszącą się nad Pruchnikiem. Widok ku SW


14:42. Węgierka. Basteja z XV w.


14:54. DW881. UM Pruchnik. Widok ku SW


14:56. Pruchnik. Budynek na NE od ratusza


14:56. Pruchnik. Rynek. Widok z DW881 ku SSW


15:00. Pruchnik. Rynek. Widok ku N


15:29. Granica gminy Roźwienica z gminą Rokietnica 


15:31. Granica gminy Roźwienica z gminą Rokietnica


16:01. Rokietnica (z przystanku w rejonie Żarkówki). Z lewej południowe zabudowania (Parcelacja; 4 km) i las w Boratyniu (5 km). Na horyzoncie po lewej trochę ukryty las (8km) przy północnej granicy Chłopowic. W centrum widoczna kapliczka (5 km) na cmentarzu komunalnym przy wsi Dobkowice (schowane po prawej) wraz z wieżą telekomunikacyjną PLAYa (na tej samej działce). Nieco na prawo las Garby (7 km). Bardziej w oddali ledwo dostrzegalne kominy Huty Szkła Jarosław z 1974r., od lat '90 w posiadaniu koncernu Owens-Illinois. Po prawej Las Okrągły (7 km). Widok ku NE


16:54. Żurawica. Niebezpiecznie schodkowana droga. z której łatwo wypaść. W tle Płaskowyż Chyrowski


17:26. Buszkowice. Cmentarz wraz z kościołem pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej.


18:06. 22 Stycznia. Widok na południowy brzeg Przemyśla, widoczny z północnego brzegu Sanu. Widok ku SE


18:22. Przemyśl. DK 28. Wiadukt z 1897r. położony nad torami. Po lewej przedwojenny kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Nieustającej Pomocy

Problemy z łańcuchem za Przemyślem

Początkowa jazda z przeciętną prędkością. Na trasie znajdowało się jeszcze dwóch rowerzystów, z czego jeden pędził koło 30km/h. Przybyło mi sił i udało się wyprzedzić pierwszego, by potem utrzymywać ~200m do szybszego, ale bliżej nie było ochoty się zbliżać. W Medyce skręt na północ. Mijało się Leszno, potem Nakło. Ponownie zerwał się łańcuch. Nie było we mnie pomysłu, co o tym myśleć, tym bardziej, że na poprzedniej wyprawie zastanawiało mnie, czemu dawno żaden łańcuch mi nie pękł. A tu nie dość, że pękł, to i kilka razy. Tym razem okazało się, że przed Przemyślem tak jakby wyrobił się gwint ośki jednego z oczek. Teraz było już ciemno i przez przypadek zostało go mniej o cztery ogniwa. Mało tego - wydawało mi się, że został przeplecony przez przerzutkę przednią, a nic takiego nie miało miejsca. Nie chciało już mi się tego poprawiać, bo a nuż będzie za krótki łańcuch, albo znów coś pójdzie nie tak. W końcu, nie udało mi się zaznać snu już od ponad 36h, z czego prawie doba minęła w podróży rowerem.


18:38. DK 28. Wschodni kraniec Przemyśla. Z lewej widoczny ten wolniejszy ze wspomnianych rowerzystów

Nocleg


19:13. Leszo. Kościół pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku W


19:54. Stubno. Wjazd od południa.

Start po awarii zaczął się na najmniejszej z zębatek. Przerzutka trochę o nią ocierała, ale wystarczyło ją naciągnąć maksymalnie, by był spokój. Z tyłu wszystko działało, wiec nie było większych problemów z dalszą jazdą. Przejazd ponad A4 i skręt do Nienowic. Teoretycznie niepotrzebnie i niezgodnie z zamysłem, ale ostatecznie było w porządku. Raz tylko wjechało się w ślepą uliczkę, prowadzącą ku łąkom nad rzekę, a potem z powodzeniem można było rozłożyć się z namiotem.

Zaliczone gminy

- Krasne
- Jawornik Polski
- Kańczuga
- Markowa
- Gać
- Przeworsk (W+M)
- Zarzecze
- Pawłosiów
- Chłopice
- Roźwienica
- Pruchnik
- Rokietnica
- Medyka
- Stubno
Rower:Czarny Dane wycieczki: 223.85 km (5.00 km teren), czas: 14:43 h, avg:15.21 km/h, prędkość maks: 52.27 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wschodni Wał Trzebnicki VII - Powrót przezwarszawski

Środa, 24 sierpnia 2016 | dodano: 09.09.2016Kategoria 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Z Kasią, 2016 Dolny Śląsk, Z rodziną

2016.08.18 - 24 Wschodni Wał Trzebnicki - cała trasa


Do stolicy udało się przybyć koło południa. Napadł nas głód, więc pomiędzy osiedlami trzeba się było przedostać do znanego nam baru na posiłek. W drugą stronę również tak się jechało, ale nieco bardziej na północ położoną trasą. Do Kasprzaka ścieżką, a potem osiedle, Park Sowińskiego, osiedla do Górczewskiej, osiedle do Powstańców Śląskich, kolejne obok tej ulicy przed lotniskiem i za nim ku Młocinom. Dalej Encyklopedyczna, Woycickiego, las i Łomianki. Kasia pojechała Rolniczą do Zakroczymia. Ja w ulice nieznane ale tragiczne. Pierwsza była Chopina, potem Cienista, pętla okrążająca Klonowy Park.


12:16. Ochota. Wydział fizyki (z lewej) i matematyki (z prawej) UW przy ul.Pasteura. Widok ku S


12:59. Ochota. Zaplecze Grójeckiej 53/57. Widok ku NNE


13:51. Bemowo. Pasaż przy Lencewicza. Widok ku NE


14:14. Młociny. Nowe osiedle przy Sokratesa i Rokokowej. Widok ku NE

W Łomnie skręt na poszukiwanie dworku. Był łatwo dostępny, ale zagracony. Trochę chodzenia, trochę zerkania, ale bez badania wnętrza. Potem raz jeszcze wizyta na terenie dawnego PGR, dostając się innym wjazdem niż poprzednio. Przed kościołem skręt w Baczyńskiego, ale zbyt wielka była obawa, że tylko mnie wyprowadzi na wał, na co nie było już sił, więc nawrót. Czosnów przejechany Rolniczą. Za miejscowością jazda wzdłuż S7, po czym skręt w Grunwaldzką. Była co prawda gruntowa i mnie męczyła bardzo, ale od dawna kusiło mnie sprawdzić, dokąd prowadzi. No i doprowadziła do Dębiny. Na rondzie w tejże wsi, o mało nie stratował mnie motor, który postanowił skrócić trasę pod prąd. Potem kurs się ku Warszawie i na światłach nawrót do centrum Czosnowa. Objazd parku i zakup czegoś do jedzenia. Potem tylko oczekiwanie na auto i wyczerpanie przez kilka dni.
Rower:Czarny Dane wycieczki: 52.68 km (10.00 km teren), czas: 03:56 h, avg:13.39 km/h, prędkość maks: 28.52 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wschodni Wał Trzebnicki VI - Do Wrocławia

Wtorek, 23 sierpnia 2016 | dodano: 09.09.2016Kategoria 2 Osoby, Pół nocne, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Dolny Śląsk

Budząc się rano i zwijając namiot, za ogrodzeniem koło nas przejechało auto. Dwukrotnie. Mimo to pakowanie odbyło się bez pośpiechu. W Ozorkowicach przejazd koło dworku, ale choć miał zachowane ściany, to był słabo widoczny poprzez rośliny. Nie poświęcając mu czasu więcej, niż zdjęcia z drogi. W Pegowie przerwa na śniadanie. Przedtem też kilka postojów, m. in., by zerknąć na tamtejszy dworek, też opuszczony, ale nadal w dobrym stanie. Do kolejnego miasta przejazd szybki i wnet udało się zakupić, tak pożądany smar. Do tego krótkie zakupy, podczas których w spokoju ów smar moglem nanieść przed sklepem.



09:04. Ozorkowice. Ruiny pałacu z XVIII w.


09:25. Fragment Zajączkowa


09:35. Pęgów. Pałac z początku XX w.

Od razu lżej i lepiej się jechało. Z Obornik Śląskich spory podjazd, a potem teren zróżnicowany, głównie w dół. Od wsi Wilkowa zjazd był bardziej intensywny, a jazda przez lasy na tych odcinkach przyjemna. Za Golą, po prawej widoczna była kopalnia kruszywa. Zapewne na potrzeby S5, która wkrótce została przez nas przecięta po tymczasowej drodze wzdłuż przyszłego wiaduktu. Wjazd do Prusic. Zerknięcie do kościoła w remoncie, przejazd przez rynek, a do kolejnego kościoła już wejść się nie dało. Przyszło nam przebyć całą alejkę Lipową z kamieniem św. Jadwigi i zrobić przerwę przy wyjeździe z miasta. Było mi jakoś gorąco, słabo i pojawiła się potrzeba zatrzymywania na każdym przystanku jaki się pojawiał (na szczęście nie robiąc tego). Trudno stwierdzić jednoznacznie, o co chodziło, gdyż gorączki chyba nie było (o ile termometr działał właściwie), a choroba po powrocie się nie pojawiła. Może to kwestia zmęczenia po wyjeździe do Oleśnicy i jazdy na suchym łańcuchu? W każdym razie nie było we mnie siłach do dalszej jazdy, co widać było przez cały dzień.


11:21. Krościna Mała. Budowa S5 między Prusicami i Golą. Widok ku SE


11:31. Prusice. Rynek. Widok ku NE


11:39.Prusice. Kamień św. Jadwigi (ten w środku) w alei Lipowej

Po długiej jeździe "gdzieś" udało się osiągnąć wieś Skokową, gdzie trwał remont nawierzchni. W Strupinie przerwa w pobliskim parku. Może coś od bólu by mi pomogło, choć bólu jako takiego nie było. Odpoczynek trwał, aż udało mi się jakoś dojść do siebie, choć najchętniej byłoby zasnąć. Dalej był plany, aby jechać przez Sławocice, ale ostatecznie skończyło się na trzymaniu DW 339. Przed Warzęgowie stojący posiłek z rozległym widokiem ku NW. Chwilę potem zjazd. Kolejna przerwa w Straszowicach i ostateczne podjecie decyzji o zakończeniu wyprawy, przebiegu trasy itp. Pierwotnie miało to być objechanie reszty gmin na Dolnym Śląsku. Wczoraj plan się zachwiał, ze względu na wieści z Mazowsza, więc trzeba było to skrócić do Kłodzka. Tego dnia miała pozostać jazda do Wałbrzycha, skąd ewentualnie trzeba by złapać pociąg najpóźniej w ciągu 24 godzin. Jazda do Wołowa ukazała, że byłaby to trudna sztuka.


14:17. DW 339. Warzęgowo. Po prawej odległe Chwałkowice przy DW 338 i Wzgórza Wińskie. Widok ku W


14:17. DW 339. Warzęgowo. Kościół w Wińsku (11 km). Widok ku NW


14.18. DW 339. Warzęgowo. Po lewej Wińsko (11 km). Na horyzoncie po lewej linia pojedynczych drzew, rosnących wzdłuż drogi przez Kleszczowice. Widok ku NW

Tuż za lasem zjazd na teren opuszczonego gospodarstwa (folwark? PGR?), gdzie trochę nam zeszło na spacer. Kasia ruszyła w dół pierwsza, a ja kilka minut później. Trochę mi się poprawiło, ale tempo nadal było bez zmian. W Wołowie zerknięcie tylko na rynek (kręcił się tam też jakiś sakwiarz). Dalej jazda na Brzeg Dolny (prawie cały czas jadąć po ścieżce lub chodniku). Chwila szukania mostu na mapie i wnet wjazd na niego po szerokiej, asfaltowej ścieżce rowerowej. Doprowadziła nas spokojnie i wygodnie do Klęki, gdzie przyszło nam znów odpocząć. W Miękini skręt na Mrozów, dalej Krępice i długa jazda DK 94. Na szczęście za Leśnicą pojawiła się ścieżka, którą udało się dostać do centrum. Czasem zmieniały się strony jazdy, dwa razy przejazdy pod ulicami i raz pokropił drobny deszcz, ale udało się dotrzeć na główny rynek już wieczorem. Krótkie rowerowe kręcenie po nim, zakupie dwóch książek na drogę (jedną udało mi się skończyć pociągu, a drugą doczytać do połowy), znów pokręcenie rowerami (koło katedry), zakupy na drogę, a potem kolacja.


15:30. Wołów (Gródek) na E od Wołowskiej Góry (142 m n.p.m.). Ruiny dawnego PGR. Widok ku NE


16:16. Wołów. Zamek. Widok ku SE


17:46.Droga rowerowa z Brzegu Dolnego do Klęki. Skrzyżowanie ze zjazdem do tej wsi 1 km dalej. Widok ku S


17:47. Droga rowerowa z Brzegu Dolnego do Klęki. Na horyzoncie Ślęża

Ponowna jazda, wpierw Świdnicką, potem Oławską, Kołłątaja, Kościuszki, Piłsudskiego i na dworzec. Podróż była praktycznie skończona. Co do biletów - teoretycznie moglibyśmy spróbować pojechać za niecałe dwie godziny, ale na nie ani biletów z rowerami nie można było dostać, ani oświadczenia, że nie możemy ich kupić. Kolejny, koło 4 rano był z tych drogich, a nasz, ruszający przed 7, na szczęście miejsca na rower posiadał. Noc była trudna, bo trzeba było pilnować rowerów podczas czytania książki, a i tak kilka razy zdarzyło mi się przysnąć. Koło 3 "poproszono nas" o zabranie rowerów, bo ponoć jakiś zakaz (nie gwałtownie, ani jakoś szczególnie uparcie). Niby, że są na nie gdzieś stojaki, ale co mi po nich, gdy od lat nie wożę zapięcia i było na nich mnóstwo bagażu, którego się nie przypina do stojaka. Ktoś się odezwał i skomentował zaistniałą sytuację, porównując do wózków inwalidzkich, które mają takie same koła, tylko inaczej ułożone, a mogą się poruszać na terenie dworca. Jakiś czas później, do poczekalni przybyło dwóch głośnych, młodych i naprutych, poszukujących towarzystwa do rozmowy, lecz nie w nas, a że wszyscy zaspani, to szybko poszli. Było, nie było (kolejny przykład, gdy ustalający zasady nie mają styczności z życiem, a poszkodowani są wykonawcy i owych zasad ofiary) resztę nocy  tak przyszło nam spędzić w tym samym miejscu. Na peron spacerem dopiero na ~20 minut przed przyjazdem pociągu. Wjazd windą, która z powodzeniem pomieścił osakwiony rower bez kombinowania. Na dworzu było zimno i całe szczęście, że długo nie trzeba było czekać.


19:25. Wrocław. Warciańska przy A8. Niespodziewane zgromadzenie rowerzystów. Z lewej Stadion Miejski, wybudowany rok przed EURO'12. Widok ku NE


20:43. Wrocław. Nocą na rynku


21:14 Wrocław. Kolacja z Dominium na drogę.


22:08. Wrocław. Główny


22:14. Wrocław. Kasy biletowe na dworcu PKP


22:13. Wrocław. Hala dworca PKP. Widok ku SEE

Zaliczone gminy

- Oborniki Śląskie
- Prusice
- Wołów
- Brzeg Dolny
- Miękinia
- Wrocław
Rower:Czarny Dane wycieczki: 102.42 km (1.00 km teren), czas: 06:54 h, avg:14.84 km/h, prędkość maks: 41.71 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wschodni Wał Trzebnicki V - Wzgórza Trzebnickie

Poniedziałek, 22 sierpnia 2016 | dodano: 09.09.2016Kategoria 2 Osoby, Pół nocne, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Dolny Śląsk

Trochę się wyjeżdżać nie chciało, bo jeszcze było pochmurno, a z drugiej strony chciało, bo takie nic-nie-robienie męczyło. Książki niestety musiały wrócić autem, bo bez sensu wozić je ze sobą przez kilka dni na rowerze. Kurs do Sycowa. Zaraz za wiaduktem skręt w lewo, wjeżdżając do parku, co można było zrobić dwa dni temu. Dojazd prawie do zabudowań, cofnięcie, ominięcie stawu od południa. Z Leśnej ku północy i dalej skręt w Daszyńskiego, a następnie Kossaka. Kurs do Twardogóry.


09:14. Z pokoju widok ku E


10:00. Altanka raz jeszcze


10:09. Syców. Przedłużenie Granicznej. Droga do parku

Pierwszy był długi podjazd przez Święty Marek z kościołem na szczycie. Potem zjazd przez las i przerwa w Biskupicach. Stąd miała być jazda na wprost, lecz wyszedł nam skręt na Dziesławice, aby przeciąć gminę Międzybór. We wsi Węgrowa, przerwa na przystanku, w czasie której można było trochę naciągnąć szprychy. Przejazd do Bukowiny Sycowskiej i zaraz skręt w lewo. Droga poprowadził nas w las i tak miało być. Na jednym zjeździe Kasia trochę zakopała się w piasek i  przewróciła. Chwilę potem wcinała pobliskie jeżyny (mi nie smakują). Koło leśniczówki skręt w lewo. Kawałek normalnej szutrówki, a potem prowadzenie w górę po jeszcze mokrym piasku, jaki spłynął po ostatnich deszczach. Niepotrzebnie minęło nam tam mnóstwo czasu, ale wreszcie udało się ujrzeć świeży asfalt w Goli Wielkiej. Jeszcze chwila i powrót na szlak, zaplanowany jeszcze w domu.


10:34. Święty mocny. Widok ku NWW


11:18. Dziesławice. Kościół z XVII w.

Droga prowadziła trochę w górę, trochę w dół. Urokliwie wiodła nas przez buczynę. Łańcuch nieprzyjemnie rzęził, domagając się swojej porcji smaru, który przez nieuwagę pozostał w aucie. Miał tak się dopominać przez dzień cały. W miasteczku okrążenie zamkniętego kościoła, przejazd większość Ogrodowej, zjeżdżając z niej, by dostać się w okolice ratusza, a potem małego kościółka na zboczu. Podjazd do pałacu, a potem, z wolna, główną trasą na północ. Zaczynało się rozpogadzać. Zaraz za Twardogórą przerwa na posiłek. Przystanek bez kosza, ale przynajmniej ławki były. W Goszczu kręcenie po terenie pałacu, którego 1/4 była w ruinie (akurat część główna i najładniejsza), odgrodzona betonowymi płytami od przypadkowych turystów. Reszta służyła jako mieszkania i była w przyzwoitym stanie.


11:57. Z Bukowiny Sycowskiej do Goli Wielkiej. Widok ku NE


13:11. Twardogóra. Ratusz z początku XX w.


13:20. Twardogóra. Pałac z XVIII w.


13:56. Goszcz. Brama wjazdowa do pałacu.


13:58. Goszcz. Najgorzej zachowana, główna część pałacu


14:01. Goszcz. Herb Reichenbachów (hrabiowski) w zrujnowanej oficynie pałacu

Jazda po DW 448 ciągnęła się niemiłosiernie. Za Brzostowem ciekawe stawy i lasy. W Krośnicach przerwa w sklepie. W Wierzchowicach zerknięcie do kościoła, choć już miał zostać pominięty, ale warto było się zatrzymać. Za wsią dłuższa przerwa na trawie, by konsumować posiłek po podjeździe. Stamtąd gruntówką (początkowo po betonowych płytach) zjazd do drogi, w którą wypadało nam skręcić koło kościoła lub nieco wcześniej. Dalej był Świebodów, fragment DK 15 i skręt na Łazy Wielkie. W Krzyszkowie skręt w prawo po kostkobrukowej drodze, która ciągnęła się przez cały las. Tam przepatrzenie mapy i uświadomienie, jak blisko mamy do Trzebnicy, gdzie może tam dałoby radę znaleźć serwis. Z tego powodu od Czeszowa do Zawoni pędząc na ile pozwalało zmęczenie i suchy łańcuch. Trzeba było się dostać się w zasięg internetu, aby odnaleźć adres serwisu. Było na wszystko niestety za późno. Z Zawoni zostało jeszcze przynajmniej pół godziny po pagórkach. Ładny był z nich widok. Jazda dość pospieszna, ale już nie tak, jak wcześniej. Skrzypienie brzmiało koszmarnie. Kurs na rynek, gdzie w pobliskim lokalu przyszła pora na obiadokolację, jednocześnie szukając informacji i położenia innych serwisów, które mogły się znaleźć wzdłuż zaplanowanej na następny dzień trasy. Począwszy od Obornik Śląskich, już tam udało się znaleźć jeden. Mając świadomość rychłego zakończenia problemu z napędem, z radością znikał nasz głód, zaspokajany przez jedną z najlepszych pizz jakie udało nam się do tej pory spróbować.


16:08. Wierzchowice. Kościół pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny z XVIII w. Niepozorny z zewnątrz, ale...


16:08. Wierzchowice. ...kościół z całkiem efektownym wnętrzem.


19:17. DK 430. Między Zawonią i Trzebnicą. Z lewej widoczny kościół w Masłowie. Za wsią (tylko), na skraju widoczności, odległe Wzniesienia Sułowskie (na lewo od wieży kościoła; ~24 km), koło Miłosławic, oraz Wzgórza Cieszkowskie (na prawo od wieży kościoła; 30 km) rozpoczynające się ponad Miliczem. Zabudowania Masłowa kończą się odrębnym przysiółkiem w centrum zdjęcia, ulokowanym na wschodnim brzegu rzeki Mleczna. Dokładnie ponad nimi dostrzec można odległe Wzgórze Joanny (230 m n.p.m.; 20 km). Po prawej Kałowice. Ponad nimi, wyraźnie zarysowane szczyty (z lewej) Łaźniki (235 m n.p.m) i (z prawej) Gęślica (241 m n.p.m; 19 km), która jest najwyższym szczyt Wzgórz Krośnickich, zamykających 2/3 widocznego od prawej horyzontu. Nieco na prawo od szczytów widoczna "polana", zajmowana przez pola wsi Łazy Wielkie. Na prawo od owej wsi rosną Lasy Kubryckie. Poniżej, aż do Masłowa, Lasy Złotowskie. Na lewo od "polany", aż do granicy zdjęcia i dalej rosą Lasy Milickie. Za wzgórzami rozpościera się Kotlina Milicka. Widok ku NE


20:11.Trzebnica. Pizza On The Way

Z miasta wyjazd Chrobrego. Długi podjazd i długi zjazd do DK 5. Było już ciemno, ale widać było budowany równolegle odcinek S5. Tegoroczne plany o odwiedzeniu budowanych tras szybkiego ruchu zawiodły. Wpierw zjazd dość łagodny, lecz wnet stromizna i długość zjazdu rozdzieliła nas. Prędkość spadła dopiero przed Wisznią Małą. Gdzie nie wiem, bo ciemność i liczne światła aut jadących z naprzeciwka, skutecznie uniemożliwiały rozglądanie się gdzie indziej, niż na nawierzchnię, tudzież w kierunku przyszłej S5.

Pierwszy skręt był właściwy, choć trzeba było się jeszcze upewnić na mapie. Zmęczenie wychodziło. Jeszcze Strzeszów. Jeszcze kilka obrotów korbą i oto pojawiła się kępa drzew, którą w Trzebnicy udało się wypatrzyć przez internet. Koło drzew się nie dało, bo był tam wał ziemny, ale za nim już z powodzeniem się udało. Trzeba było tylko przedrzeć się przez prawie dwumetrowe chwasty, wydeptać miejsce na obóz i uważać by nie wpaść na ogrodzenie, które było obok. W czasie rozkładania namiotu, na sąsiednie pole przyjechał ciągnik, tak więc ostrożnie, by nie hałasować zbytnio.

Zaliczone gminy

- Twardogóra
- Krośnice
- Zawonia
- Trzebnica
- Wisznia Mała
Rower:Czarny Dane wycieczki: 105.79 km (9.00 km teren), czas: 06:56 h, avg:15.26 km/h, prędkość maks: 48.82 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wschodni Wał Trzebnicki IV - Syców

Niedziela, 21 sierpnia 2016 | dodano: 09.09.2016Kategoria 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Z Kasią, 2016 Dolny Śląsk, Z rodziną

Po południu reszta odjechała. Zostało trochę zapasów, ale i tak trzeba się było ruszyć po zakupy. Potwornie nie było we mnie ochoty się ruszać z łóżka. Rankiem trochę czytania, a przez resztę dnia z komórki zerkanie na postępy BBT1008. Pogoda była parszywa, choć to za mało powiedziane. SW Polska pierwsza obrywała deszczem, ale to środkowy pas kraju obrywał najgorszymi opadami i burzami. Chmura zjadała odcinek na Kujawach, by następnie wciągnąć w swą gardziel ostatnich ludzi na Mazowszu. Chmura była długa na całą Polskę, szeroka na połowę, a z południa wędrowały kolejne jej części, jakby jednym sznurem ku północy i nieznacznie tylko sunąc ku wschodowi. Nieznaczność ta wystarczyła jednak, aby spuścić zasłonę milczenia na kolejnych zawodników, którzy dzielnie stawiali jej opór, z rzadka tylko odpoczywając na postojach. Dopiero wieczorny etap deszczów trzymał ich wspólnie w kilku miejscach, tworząc lokalne, tymczasowe plemiona, sennie obozujące do czasu ustąpienia, lub zmniejszenia nacisku ze strony wody. Z czasem pas robił się coraz węższy, coraz chudszy, lecz długość jego nie topniała. Nazajutrz jeszcze się pofragmentował. Ci którzy osiągnęli półmetek przed opadami, w większości dojechali bez walki z deszczem.

Tymczasem u nas, deszcz praktycznie ustąpił dopiero koło 16. Jazda w pobliską, polną drogą, zmierzając do ruin kościoła w Pierzchowicach. Prowadziła ona w górę, wiodła po błotnistej szutrówce, w drugiej części bardziej trawiastej, widać, że rzadziej użytkowanej. W pobliżu S8 wyjazd na asfalt, lecz nie było nam wiele lepiej z powodu zalegającej wody, braku błotników i dwóch szybkich zjazdów. Wysiłek pod górkę wytworzył pot, a zjazd skutecznie oziębiał, aczkolwiek bywało gorzej. Przypomniało mi to o BBT'12, gdzie o tej samej porze roku też nie było różowo.


16:32. Polna droga z Kozy Wielkiej do Słupi pod Bralinem. Widoczny komin przy torach w Gęsiej Górce. Widok ku SW


17:05. Ślepa polna droga w SW Pisarzowicach. Widok ku NW

Do kościoła już bez wchodzenia, tylko pilnowanie rowerów. Potem, zamiast od razu jechać na Syców, skręt w polną boczną. Byłoby w miarę w porządku, gdyby nie psy pilnujące nieodległego gospodarstwa, przebywając na samej drodze. Prowizoryczny skręt w drogę polną, zarośniętą tak niemożebnie, że tylko iść nam pozostało. Buty, nogi trochę zawilgotniały, ale tak było bezpieczniej. Na końcu drogi przecinającej pole kukurydzy, znajdowało się kolejne gospodarstwo, ale z psem na łańcuchu. Już zaczynało się  kombinowanie, po której stornie ogrodzenia się przeciskać, gdy udało się dostrzec staruszkę tam mieszkającą. Szybkie zapytanie o pozwolenie na przejście przez podwórze i już pojawił się asfalt po drugiej stronie.

W Sycowie skręt w Szarych Szeregów i Obrońców Westerplatte, po to by poznać nowe ulice. Raz jeszcze wizyta w pobliskim markecie, gdzie przyszła pora na zakupy. Następnie boczną uliczką, między garażami, jazda do Alei Nad Wałem. Potem wnętrze kościoła, już otwartego, Środkowa, Okrężna, Kasztanowa, zaplecza osiedli przy skrzyżowaniu Kaliskiej i Kępińskiej i prosta droga do bazy. Potem ciepły posiłek i TV, aż do zaśnięcia.
Rower:Czarny Dane wycieczki: 16.57 km (3.00 km teren), czas: 01:13 h, avg:13.62 km/h, prędkość maks: 37.81 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wschodni Wał Trzebnicki III - Równina Oleśnicka

Sobota, 20 sierpnia 2016 | dodano: 09.09.2016Kategoria 2 Osoby, 5-10 Osób, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Dolny Śląsk, Z rodziną

Start koło 11 wraz z Kasią. Celem głównym była Oleśnica, gdzie 3 rowery miały być dowiezione autem, a nasze dwa - pod nami, z nowo odwiedzonymi gminami. Polną drogą przejazd do Ślizowa. Stamtąd przez Dziadową Kłodę, jedyną dłuższą przerwę robiąc w Dalborowicach, aby zerknąć na w głębi ukryty pałacyk. Podjazdy raz pokonywane powyżej 15, raz 20 km/h. Dzięki temu, dość szybko udało się dojechać do Namysłowa. Była chęć, aby tam przeciąć linię trasy z 2012, z powrotu ze zlotu, ale bez skupienia na przypomnieniu sobie, gdzie ona wiodła, skutkiem czego poniosło nas na starówkę (pełną kamieni, bruku, tylko asfaltu mało), w osi NS mury przekraczając nie wykorzystując ulic, lecz schodki. Przejazd koło dworca do Piłsudskiego, wydostając się na Bohaterów Warszawy. Tam przerwa na lody. Potem powrót na starówkę, aby zerknąć do kościoła, a potem już jazda we właściwym kierunku.


11:02. Altanka w obozie


11:09. Koza Wielka. Polny przejazd przez tory. Linia kolejowa Herby Nowe – Oleśnica (181). Widok ku NW


11:27. Ślizów. Po prawej kościół pw. Michała Archanioła. 'Widok ku N


11:59. Dalborowice. Pałac z XIX w.


11:59. Dalborowice. Pałac z XIX w.


12:00. Dalborowice. Pałac z XIX w.


12:00. Dalborowice. Pałac z XIX w.


12:00. Dalborowice. Pałac z XIX w.


12:13. Granica województwa Opolskiego i Dolnośląskiego.


12:52. Namysłów. Ul. Piastowska. Po lewej Młynówka. 


12:54. Namysłów. Rynek. Widok ku SE


13:13. Namysłów. Brama Krakowska z XIV w. widziana z ul. Bohaterów Warszawy ku W.


13:16. Namysłów. Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła. 


13:16. Namysłów. Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła.


13:17. Namysłów. Rzeźba przy kościele pw. św. Apostołów Piotra i Pawła.
Prędkość nie była osiągana tak łatwo jak w pierwszym etapie, ale wciąż było to około 20km/h i więcej. Średnia wynosiła ponad 19km/h, obniżona przez początkowy odcinek szutrowy, a potem starówkę w mieście. W Bierutowie postój na światłach. Trochę odsapnięcia, a światła się nie zmieniały, wiec wjazd na chodnik, który przeszedł w ścieżkę rowerową. Długą. Prawie tak długą, jak remont nawierzchni, dzięki czemu udało się go ominąć. Już za miejscowością przystankowa przerwa. Dalej tempo ciut spokojniejsze. Za Solnikami wielkimi skręt na Wyszogród (bis). Przez Bogusławice i pierwsze ulice Oleśnicy jazda była mozolną udręką.


13:31. Wilków. Ul. Długa. Kościół pw. Św. Mikołaja. Widok ku NNW


13:53. DW 451 przed przejazdem kolejowym. Bierutów. Ruiny przedwojennej cukrowni. Widok ku SE


13:55.Bierutów


13:55. Bierutów


13:59. Bierutów. Kapliczka.


13:59. Bierutów koło Rzemieślniczej. Remont ul. 1 Maja. Widok ku NWW


Bierutów. Ruina

14:01. Bierutów. Ruiny kościoła pw. Świętej Trójcy z XVII w. Widok ku SSE


14:29.


Oleśnica


Oleśnica

Po telefonicznej wymianie informacji, okazało się, że zaraz będą pakować rowery. Zostało więc jeszcze czasu, aby odwiedzić kolejną gminę. Do Dobroszyc jazda trochę jak w amoku i rozdzielnie, ale szybko. Przejazd przez kamienisty rynek. Trasa powrotna wyglądała podobnie, lecz przez Jenkowice. Tam dotarła do nas wieść, o przybyciu reszty do miasta, więc nie było na co czekać. Trudna była to jazda, a niebo wyglądało tak, jakby zechciało przynieść deszcz.


Dąbrowa Oleśnicka.



Dobryszyce






16:05. Oleśnica. Katedra i zamek widoczne z wiaduktu nad S8 od strony Jenkowic ku SE

Skręt w Matejki, prosto na Rynek i telefon - byliśmy 50 metrów od siebie, nie widząc się nawzajem. Zrobiło się zakupy w pobliskim markecie, który nijak nie komponował się z otaczającą zabudową inaczej niż jak pięść do nosa. Szybkie wchłoniecie kalorii i oto możemy zwiedzać. A raczej nie możemy. Zjechaliśmy do Bramy Wrocławskiej, od której odbiliśmy na Zamek, który był priorytetem. Zamknięte ze względu na wesele. Kościół również odpadł, ze względu na odbywające się tam wtedy dwa śluby jeden po drugim (by się o tym przekonać, zrobiliśmy dość długą pętlę). Zerknęliśmy na wnętrze tylko z przedsionka, aby nie zakłócać ceremoniału. Udało się za to znaleźć bankomat i obejrzeć sporą ilość budowli, jak np ten sądowy. Po zrobieniu pętli do kościoła, zjechaliśmy pod mury, przejechaliśmy przez BW i w ich obrębie przecięliśmy ul. Matejki. Przerwa posiłkowa przy fontannie na Placu Zwycięstwa.















16:44. Oleśnica. Urokliwe kwiaty między ratuszem i kościołem













17:07. Oleśnica. Budynek Sądu Rejonowego na rogu ul. 3 Maja i ul. Sienkiewicza 





17:23. Oleśnica. Zamek z XIII w.





17:32. Oleśnica. Powietrzna jednostka desantowa na Placu Zwycięstwa

Przejechaliśmy na główną i ruszyliśmy do parku. Przejechaliśmy po nim ponad dwa kilometry. Pierwszy etap okrążał stawy, a drugi prowadził szutrowa alejką wzdłuż kanału (który spowity był taśmami, wyznaczającymi trasę czegoś na kształt maratonu spacerujących w wodzie). Wyjechaliśmy w Spalicach. Przyszła pora na poszukiwanie ruin. Natknęliśmy się na nieodległe należące do młyna wodnego, lecz nie były to te, o które mi chodziło. Bez potrzeby przejechaliśmy kiepską dróżką do stawów hodowlanych, z której trzeba było zawrócić. Powrót na asfalt i nim jeszcze kilometr drogi ku N. Tam dostaliśmy się w pobliże ruin zamku, o stylu przypominającym ten w Kórniku, ale odeń mniejszym. Był ogrodzony, a wejścia zamurowane, więc tylko popatrzyliśmy, nim znów jechaliśmy.


17:59. Boguszyce. Nowa Apteka. Przy młynie. Widok ku E


18:13. Boguszyce. Pałac z XIX w. Widok ku N


18:15. Boguszyce. Pałac z XIX w. Widok ku N

Wraz z Kasią skręt w Orzechową, by wrócić do Sycowa na kołach rowerów, a pozostali do auta, pozostawionego w okolicy cmentarza. Do lasu po chodniku, a dalej asfaltem. Tempo wzmożone, krótki postój w Cieślach, znów wysokie tempo, zakupy w Ligocie Polskiej i ponownie tempo. Syców przez park i Pawłówek. Prędkość wysysała z nas siły, ale dzięki temu udało się wrócić przed zmrokiem. Nocą grill.


18:43.

18:46. Pędem do bazy


19:45. Nad S8.


19:45. Nad S8.


19:45. Nad S8. Jeszcze tylko przejazd przez Syców. W oddali widać w stoki wzgórza (247 m n.p.m.) na E od Pisarzowic. Widok ku NE


Grill w bazie

Zaliczone gminy

- Dziadowa Kłoda
- Wilków
- Bierutów
- Oleśnica (W+M)
- Dobroszyce
Rower:Czarny Dane wycieczki: 121.78 km (7.00 km teren), czas: 06:34 h, avg:18.55 km/h, prędkość maks: 46.71 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wschodni Wał Trzebnicki II - Wzgórza Ostrzeszowskie

Piątek, 19 sierpnia 2016 | dodano: 09.09.2016Kategoria 5-10 Osób, Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Dolny Śląsk, Z rodziną

Po dniu wczorajszym ból i zakwasy się szerzyły. Mimo to, trzeba było zrobić zakupy, a że Syców raptem kilka minut drogi, więc z ociąganiem, wyruszyliśmy po 14. Po drodze przejechaliśmy dwa podjazdy, z czego jeden będący wiaduktem nad S8 (będą się przewijać jeszcze kilka razy, bo nie było innej, w miarę prostej alternatywy). W miasteczku zakupy w licho zaopatrzonym sklepie przy głównej. Dalej okrążenie kościoła, po czym rozpoczęliśmy poszukiwania zamku. Przejechaliśmy za starówkę, skręt w lewo. Zaraz wjechaliśmy do parku, drewnianą ścieżka okrążyliśmy pagórek i wróciliśmy się wzdłuż stawu.


15:18. Syców. W parku

Krótka przerwa przy mostku, potem wjazd na asfaltową ścieżkę i powrót do centrum. Przejechaliśmy koło kolumienek, wyjechaliśmy przy dawnym ewangelickim kościele. Rynek, JPII, Okrężna, kończąca się zabudowaniami, jednak dla rowerów był przejazd. Zgodnie z zaleceniami z kiosku na rogu ruszyliśmy Ogrodową. Przejechaliśmy przez dawne tereny zabudowań stajennych, które do tej pory najbardziej przypominał coś, co można uznać za zamek. To nie było to i szukaliśmy dalej. Przez park ruszyliśmy na południe, zerknęliśmy na mauzoleum i liczyliśmy, iż może coś trafi się jeszcze dalej na południe. Wyjechaliśmy koło stawu i zaczęliśmy wracać. Sprawdziliśmy co piszą w internecie - z zamku pozostały jedynie kolumienki, przy których już jechaliśmy. Trud poszukiwań na marne, ale wynagrodziła to lepsza znajomość tejże miejscowości od tej pory.


15:25. Syców. W parku


15:37. Syców. Tu ongiś stał zamek


15:38. Syców. W parku


16:06. Syców. Mauzoleum Bironów z XIXw. leżąca w południowej części parku


16:12. Syców. Staw za parkiem

W drodze powrotnej zrobiliśmy zakupy w markecie. Mi przypadło pilnować rowerów, a potem się rozdzieliśmy. Moja trasa przewidywała zbieranie gmin. Wpierw szybko do Pisarzowic, gdzie przerwa na obejrzenie ruiny kościoła. Następnie jazda do Ligoty, aby zerknąć na ruiny grobowca Königa, którego pałacyk znajdował się w pobliżu, lecz tam już mi się nie chciało zjeżdżać. Powrót na DW 449. Zaczął się bardziej stromy podjazd, a zaraz potem szybki zjazd do Kobylej Góry. Tylko po to, by kolejny się rozpoczął tuż za nią. Zdecydowanie dobrze, że grupowy przejazd odbył się tylko w Sycowie.


17:27. Pisarzowice. Ruiny kościoła z początku XX w.


17:28. Pisarzowice. Ruiny kościoła z początku XX w.


17:30. Pisarzowice. Ruiny kościoła z początku XX w.


17:31. Pisarzowice. Ruiny kościoła z początku XX w.


18:01. Ligota. Pozostałości Grobowca Königa


18:09. Ligota. Na pamiątkę dwóch kompanii Powstańców Wielkopolskich


18:14. Kobyla Góra. Centrum

Pędząc na zjazdach koło stawów, auto jadące z naprzeciwka wyprzedzało inne, ale na szczęście szybko dokończyło manewr, nim postanowiło mnie zmieść. Ostrzeszów powitany dość szybko, tak jak i szybko przejechane przez rynek ku północy. Planowane jeszcze Doruchów i Grabów, lecz byłby to zbyt późny powrót. Za miastem jazda ścieżką. Może nie jakąś ekscytującą, ale była długa i nie zmieniała stron, prócz końcówki, lecz tam już znów jechało się po asfalcie. Do Mikstatu dojazd (boczną szutrówką) z dobrym czasem i tam krótka przerwa. Telefon mój zapragnął sam nawiązywać rozmowy, lecz skutecznie udało mi się wybić mu te zachcianki. Sama miejscowość leżała w obniżeniu, lecz nie chciało mi się zjeżdżać, by nie musieć z powrotem się wspinać. Zjazd od razu w stronę Antonina.


18:43. Ostrzeszów. Ratusz


19:26. Mikstat. Widok spod cmentarza na centrum


19:30. Mikstat-Pustkowie. Zjazd do Antonina. Widok ku W

DW 447 długo prowadziła przez las, tak że zbyteczne było rozróżniani czy to jeszcze dzień, czy zaraz zapadnie noc. W istocie, było jeszcze trochę czasu na jazdę w świetle naturalnym. Objazd pałacu myśliwskiego Radziwiłłów, który zrobił na mnie wrażenie więcej niż pozytywne. Niestety ruch na krajówce sprawiał zgoła odmienne. Koło stacji rzucił mi się w oczy kamping. Opuszczony. Wnet zjazd, by się przespacerować. Było już na tyle późno, że nie robiło to różnicy. Na terenie stała recepcja, budynek do higieny i kilka domków w różnych kolorach. Teren pod namioty porastały kilkunastoletnie drzewa. Dużo czasu tam nie było sensu spędzać, bo i nie było po co.


19:50. Antonin. Pałac myśliwski Radziwiłłów z XIXw.


19:54. Antonin. Tu ostrożnie


19:56. Antonin. Plan campingu


19:56. Antonin. Recepcja


20:00. Antonin. I seria domków


20:05. Antonin


20:06.Antonin. Opuszczony camping 

Kurs DK 26, oczywiście już z oświetleniem gotowym do boju. Teren leśny przed Chojnikiem zdawał się ciągnąć w nieskończoność, a auta nie ułatwiały. Na polach i łąkach zdawała się zawisać mgła w księżycową noc. Z ulgą pojawił się Międzybórz, gdyż odtąd pojawiał się skręt na planowane, lokalne drogi. Tempo trochę spadło, dając trochę sposobności na odpoczynek po dotychczasowej jeździe. Za miasteczkiem podjazd do Kraszowa. W powietrzu smród dymu, ale za to widać było odległe światła Ostrowia Wielkopolskiego (lecz nie z centrum, gdzie zasłaniały gospodarstwa). Tuż za wsią wreszcie wylądowała kurtka na grzbiecie. Było zimno. Spodni długich nie było. Długa trasa przez las, ale spory zjazd. Łapał mnie jakiś kryzys, co było skutkiem jazdy na opuszczonym siodełku (sztyca opadła o ~4cm). To udało się dostrzec nazajutrz. Syców przejechany głównymi, odbijając jeno w Waryńskiego i Garncarską. Po powrocie głód zmusił mnie do ataku na jedzenie, bo od rozdzielenie chyba nic mi się nie trafiło zjeść i trochę mnie ten wyjazd zmordował.

Zaliczone gminy

- Syców
- Kobyla Góra
- Ostrzeszów
- Mikstat
- Przygodzice
- Sośnie
- Międzybórz
Rower:Czarny Dane wycieczki: 94.90 km (4.00 km teren), czas: 05:14 h, avg:18.13 km/h, prędkość maks: 50.33 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wschodni Wał Trzebnicki I - Wysoczyzna Wieruszowska

Czwartek, 18 sierpnia 2016 | dodano: 09.09.2016Kategoria 5-10 Osób, Wyprawy po Polsce, Pół nocne, Gminy, Z Kasią, 2016 Dolny Śląsk, Z rodziną

Tak wiec wybraliśmy się pięcioosobową gromadką na dni kilka z rowerami. W pierwszej wersji mieliśmy ruszyć dzień wcześniej, lecz ruszyliśmy tego słonecznego ranka. Autem przemierzyliśmy nowo otwartą obwodnicę Łodzi - fragment A1. Potem długa jazda po S8, z odbiciem do Złotowa po paliwo, drobne zakupy i powrót na ekspresówkę w Lututowie. Krótki odcinek z dala od niej, ukazał tragizm nawierzchni, lecz również skąpy ruch aut, który przerzucił się na nowszy szlak.

Obiekt agroturystyczny wypatrzony z pół roku wcześniej, wtedy rozważając właśnie z niego dokonać kilku wypadów w tym rejonie, pozostającym białą plamą na mapie odwiedzanych terenów. Po przybyciu do Kozy Wielkiej, wnet zabraliśmy bagaże do pokoi. Rowery złożone stały pod ścianą w oczekiwaniu. Skorzystaliśmy z miejscowego kompresora, by 4 opony doprowadzić do właściwego ciśnienia. Potem ruszyliśmy na "rozgrzewkę".


14:28. Koza Wielka. Ruszamy po dość płaskich terenach. Widok ku SE

~1,5 km za wsią pierwszy postój, na którym wprowadzaliśmy poprawki. Nieco później przerwa kolejna, przy sklepie w Miechowie. W Domasłowie mieliśmy skręcić na wschód, lecz nim ktokolwiek się spostrzegł, już byliśmy w pół drogi do Trębaczowa. W pobliżu kościoła zerk na mapę, a zaraz potem jechaliśmy dróżką w lewo. Teren był dość płaski z nieznacznymi tylko nierównościami. Drogi puste, rzadko nas coś mijało. Zdarzały się aromaty prac polnych. W Zbyczynie asfalt odbijał w lewo, a my skręciliśmy w szutrówkę. Męczący to było odcinek. W Drożkach kolejna przerwa pod sklepem, konieczna, bo kolejny nie wiadomo kiedy miał się trafić. Tam przypadkowa znajomość "ze znajomym Ani".


15:49. Trębaczów (w tle ku NW). Kolejność na asfalcie...


15:57. ...i kolejność na szutrze. Droga ze Zbyczyny do Drożek ku E


16:12. Drożki. Stary komin. Widok ku NW

Skręciliśmy na Remiszówkę. Koło ruin majątku Gierczyce, później PGRu, stał kierowca z TIRem na poboczu. Chyba źle skręcił, bo w kolejnej wsi wykręcał z powrotem, lecz nim to zrobił, naobżerał się przydrożnych śliwek. Droga ze wsi była polna i trochę już wyrobiona. Na szczęście w lesie jej stan był sporo lepszy, choć zdarzały się miejscami obszary z kałużami i błotem. No i kilka zabłąkanych komarów. Zmęczeni dotarliśmy w pobliże DK 39. Stała tam wiatka z ławką, gdzie odpoczywaliśmy około godzinę, jeśli nie dłużej.


16:31. Ruiny w Gierczycach na E od centrum Drożek


16:48. Przez Las Rychtalski. Od Remiszówki do DK39 przy Różyczce. Widok ku E

Krajówka prowadziła głównie w dół, więc w lesie był to szybki odcinek. Zalesiony obszar się skończył, pojawiły pola, jakieś zakłady tapicerskie i większe jak na ten dzień podjazdy. wymusiły one przerwę na przystanku, oświetlanym promieniami późnego popołudniowego słońca. Na rondzie skręciliśmy do centrum Baranowa, objechaliśmy kościół, a potem brukowaną dróżką wróciliśmy do głównej. Tam poprowadzona była ścieżka rowerowa, wpierw kostkowa, a od Obrońców Pokoju - farbą wydzielona z drogi.


17:57. DK39. Mroczeń. Coraz bliżej Kępna. Widok ku N


18:03. DW39. Mroczeń. Coraz bliżej Kępna. Widok ku N

W Kępnie wizyta Kl. przy bankomacie, wspólny przejazd koło sali gimnastycznej i skromne zakupy na zachodnim krańcu miasta. Ostatnie tego dnia. Zbliżał się wieczór, gdy jechaliśmy dawną DK8. No może nie tyle nią, co chodnikiem przy niej położonym. Niekoniecznie był najlepszej jakości, ale aut i tak było na tyle dużo, by było bardziej komfortowe psychicznie. Za Bralinem zjechaliśmy do Taboru Wielkiego (koło kościoła). Przez tory szutrówka i podobnie do wsi Turkowy. W ruch poszły lampki. Od Perzowa jazda swobodna - przejechało raptem jedno auto. Potem skrzyżowanie koło pierwszego postoju i wnet wróciliśmy do kwatery.


18:42. Kępno. Ul.Obrońców Pokoju. Ścieżka rowerowa. Widok ku NNW


18:54. Rynek w Kępnie. Widok ku S


20:30. Zachodni kraniec Perzowa. Mamy rowery, laser i kamizelki

Zaliczone gminy

- Perzów
- Baranów
- Kępno
- Bralin
Rower:Czarny Dane wycieczki: 56.27 km (7.00 km teren), czas: 03:32 h, avg:15.93 km/h, prędkość maks: 46.53 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

II Kórnicki Maraton Turystyczny

Sobota, 6 sierpnia 2016 | dodano: 09.08.2016Kategoria 3-4 Osoby, Maratony, Nocne, Podróżerowerowe.info, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, Z rodziną

Udział w maratonie był przez nas zaplanowany już od kilku miesięcy. Z tego powodu inne możliwe plany nie zostały zrealizowane. Pod względem gminnym też nie wpadło wiele, ale nie było potrzeby. Dużo nowych tras, choć ~55km już kiedyś przez mnie przejeżdżanych. Nowa bluza z długi rękawem, rękawiczki i kominiarka zostały w domu. O ile bez dwóch ostatnich można się było bez większych problemów obyć, o tyle brak jeszcze jednej warstwy dawał mi się w nocy we znaki. Prognozy był stosunkowo zgodne z rzeczywistością - pogoda wyśmienicie nadawała się na maraton, z niewielkimi tylko uchybieniami. Początkowo były plany, aby dotrzeć w piątek i tam przenocować, lecz tamtego dnia tylko rower powędrował do auta, podczas bardzo wietrznej nocy, po czym naszła pora zdrzemnięcia się w godzinach 21 - 02. Kasi nie udało się przespać tak dobrze jak mi, za to nadrobiła wszystko w czasie podróży autem. Mnie z kolei często nachodziły przebudzenia w samochodzie, ale i tak już swoje zdarzyło mi się odsapnąć.

Od okolic Sochaczewa do Kutna przejeżdżaliśmy przez strefę opadową, a dalej było już sucho. Zastanawiało mnie, czy Księgowy da radę, bo warunki były niesprzyjające jego zamysłowi. Przez chwilę przemknęła mi myśl, że lepiej by było, aby podjechał pociągiem, a potem wracał na wschód z korzystnym wiatrem. Do Kórnika wjechaliśmy od Środy Wielkopolskiej, z jedną przerwą na króliczej stacji. Na miejsce dotarliśmy ok 6:45. Wjechaliśmy wąską dróżką w alei drzew, prowadzącą do bazy maratonu, leżącego na terenie OSiR. Ludzie już byli rozbudzeni, sporo dopiero przyjechało, teraz składając swoje rowery (tak jak i my). Trzeba było jeszcze poprawić trochę przerzutki i hamulce, po czym obie maszyny były gotowe. Jeszcze tylko pójść, aby podpisać oświadczenie, odebrać numerki i batony. Jeden z zawodników oddał swoje Kasi, twierdząc, że i tak ich nie zje.

Po kilkunastu minutach grupy ruszyły. Wpierw 500, a potem 300. Tempo było umiarkowane, i tak wszyscy kumulowali się na rynku koło ratusza. Grup stworzyło się 7, z czego trzy na 500. Wyczytywani kolejno zajmowali miejsce na improwizowanej linii startu  Jak zwykle, kilka osób się nie pojawiło. W grupie przed nami trafił się pierwszy kapeć, zmieniany ledwo po rozpoczęciu jazdy. Nasz start odbył się w ostatniej paczce, jadąc trasą niemal jak rok temu. Grupka rozpadła się już koło Śródki (w Dziećmierowie widać było trójkę wracających po coś, a ponownie nas minęli na wiadukcie nad autostradą). Do Kleszczewa jazda we dwójkę. Za wiaduktem dogonienie Ag., z którą odtąd udało się przebyć większą część trasy. We Wróblewie jeszcze jedna osoba, która przystanęła i oznajmiła nam o punkcie odpoczynkowym w Czerniejewie. Była jakaś nadzieja, że ich tam dogonimy.

W Kostrzynie pierwsza drobna pomyłka. Na szczęście nie było ich wiele. Przy rynku, drogę zasugerowała mi tabliczką oznajmującą skręt na Pobiedziska. Widać za szybko chciało mi się tam dotrzeć. Przejazd pod krajówką. Prawie do Słowackiego, gdzie szybko coś udało się przekąsić i zaraz zawrócić. Od Iwna zaczął się odcinek bardziej malowniczy, choć o kiepskiej nawierzchni. Kurtka powędrowała do sakwy. Za Kociałkową Górką pierwsze podjazdy i zjazdy wyższe od wiaduktów. Pośrodku lasu, przez który prowadziła droga, znajdowały się piękne bagna, które chyba wszyscy odnotowali. W Pobiedziskach bardzo krótki postój, a wnet rozpoczął się kolejny znany mi już odcinek trasy.


09:56. Park Krajobrazowy Promno koło Kociałkowej Góry. Gonimy grupę. Widok ku E


09:56. Park Krajobrazowy Promno koło Kociałkowej Góry. Widok ku NE

Jazda "oby do Czerniejewa", gdzie miała być przerwa itp. Wjazd, przejazd, a tam głucho wszędzie (poza tubylcami). Odpoczynek na ławce w pobliżu kościoła, bo choć przyszło nam jechać wolniej, niż grupa przed nami, to nadal trochę za szybko na nasze możliwości. Oznakowanie na Wrześnię było tam trochę za bardzo mylące i ktoś z urzędu powinien się zainteresować i to poprawić. Za miasteczkiem odjazd trochę w przód i pogrążenie w myślach, szacunkach itp. Z prawej udało się dostrzec rowerzystę w lesie, przy wiacie z ławką. Później zaczął jechać z nami. Jak się okazało, był to Przemek, z którym wspólnie przejechaliśmy resztę maratonu. W poprzedniej miejscowości oddzielił się od grupy, a wspomniane oznakowanie wprowadziło go w błąd, kierując na Neklę.


10:20. Borówko. Koło skrętu do piaskowni firmy Kruszego Wielkopolskie Kopalnie sp. z o.o. Z trudem gonimy resztę. Widok ku SW


11:08. Czerniejewo. Centrum miejscowości. Niestety nie zastało się nikogo z innych zawodników, więc po przerwie jechało się już bez ścigania ich

Przez Wrześnię przejechaliśmy we czworo, z jednym postojem nawigacyjnym na rondzie przy Warszawskiej. Reszta przejazdu była bezproblemowa (pomijając stan nawierzchni) i nieco zbyt pospieszna. Za miastem Kasia zaczęła trochę zostawać w tyle. Na postoju w Gozdowie regulacja hamulca, który zaczął przycierać. Podróż wzdłuż Wrześnicy przebiegała malowniczo. Dolina rzeki głęboko wrzynała się w równinny teren, przez co znajdowaliśmy się jakby na pagórku z dobrym widokiem na tereny po drugiej stronie cieku. Przypominało mi to jazdę przez Wólkę Przybojewską w moich stronach.

Przez Ksawerów wyjechaliśmy w Pietrzykowie (aż do powrotu kilka razy zastanawiało mnie, czy pojechaliśmy zgodnie z mapą, czy trzeba było ruszyć przez Samarzewo). Tuż za rzeką przerwa na przystanku, tak jak rok temu, na wyprawie z pierwszego linka. W Ciążeniu wreszcie udało się ujrzeć pałac w pełnej krasie. Tym razem trasa minęła szybko, bo i w grupie, i z wiatrem, i za dnia. W Lądzie skręciliśmy na most za Wartę. Tam tereny bagniste, wybitnie niesprzyjające rozbijaniu namiotów. Mi i Kasi udało się dostać na tym odcinku przyspieszenia, choć mi większego, gdyż wnet miało się osiągnąć 100km, 1/3 trasy, oraz opuścić tereny zagrożone opadami wg prognoz sprzed dwóch dni.


13:27. Pałac w Ciążeniu

W Zagórowie przerwa na rynku i niewielkie zakupy. Tempo trochę spadło, częściej zaczęliśmy robić przerwy, choć w mojej opinii, trochę za mało. W Rzgowie mieliśmy skręcać na południe. Nim tak się stało, postanowiliśmy zrobić przerwę obiadową, tym bardziej że trafiła się okazja, a później raczej by nie było, aż do Pleszewa, gdzie już by się jej nie opłacało robić. Lokal był przygotowywany do wesela, ale znalazło się coś dla nas, więc uzupełniliśmy zużyte kalorie i mikroelementy. Były pyszne.


14:33. Zachodnie tereny wsi Skokum (widoczna po lewej). Pogoda do jazdy wyśmienita. Widok ku E


15:03. Rzgów. "Nadwarciańska" przy Targowej. Błogosławiony niech będzie posiłek temu maratonowi

Kolejna setka to walka z wiatrem do Grodźca - był boczny, a potem uciążliwy. Wyłączając się mentalnie, dopóki nie zjechaliśmy we Wronach. Była tylko jedna przerwa na przystanku w Białobłotach, a mój rower częściej jechał z tyłu, raz tylko wychodząc na czoło. W czasie przerwy, aż trzeba mi się było położyć, aby rozprostować trochę naprężenie w plecach. Odcinek ten został przez mnie przejechany w 2011 r. i też był męczący. Za Wronowem przejazd koło jakby rozkopanych wydm, a wnet wyjazd na DW 442. Jazda tam trochę się poprawiła, lecz nieznacznie i niedługo. W Choczy przejazd mostem, omijając centrum tejże miejscowości. Przerwa na skrzyżowaniu w Broniszewicach. Zmęczenie było wyraźne we wszystkich. Ścieżka rowerową, o lepszej jakości niż asfalt, przejechaliśmy do Czermina. Oczywiście ścieżka nie mogła w całości połączy obu wsi, ale tak to już jest...


17:32. Białobłoty. W połowie walki pod wiatr. Widok ku E


19:04. Broniszewice. Chocz no w prawo


19:04. Broniszewice. We troje choczcie. Widok ku SE

Przed wieczorem wjechaliśmy do Pleszewa i przygotowaliśmy do jady nocnej przy skrzyżowaniu z DK 12. Ag. odbiła pod Netto, potrzebując odpoczynku i rozważając, czy kontynuować dalszą jazdę MTB o bardzo grubych oponach. Był to ~175km. Już we trójkę wpadliśmy w prawie bezprzerwową jazdę na podjazdach do Dobrzycy. Tam krótki postój nawigacyjny. Koło Pleszewa widzieliśmy pasmo chmur kierujące się ku NEE, jednak im dalej na zachód byliśmy, tym bardziej było jasne, że zbliża się ku nam. Widać było padający z nich deszcz i choć były one interesujące, to również niepokojące. Zostało raptem 10 km do Koźmina Wielkopolskiego. Długa ciemna droga. Koło Mogiłki zaczynało kropić i zerwał się wiatr silny, jakby szkwałowy. Wiedząc, że to już blisko, ale w tych warunkach nadal było to dramatycznie daleko. Deszcz nie był na szczęście zbyt intensywny. Koło Orli pojawiła się tablica, oznajmująca przybycie do celu, jednak gałąź zasłoniła dalszą cześć tablicy, z liczbą kilometrów nas od niego dzielących. W samym Koźminie wjechaliśmy na ścieżkę, która nie była długa, ale stromo zakończona...


20:02Pleszew. Marszewska (z lewej) i DK 12. Pożegnanie Ag.. Widok ku E

W kilka chwil dostaliśmy się do Gościńca U Maćka, gdzie czekał na nas kotlet i herbata. Rowery zostały przed wejściem nawet nie pilnowane. Kto by chciał w taką pogodę się tam znaleźć. Pycha obiadokolacja, która pozwoliła otrząsnąć się ze zmęczenia, głodu i chłodu. Gdzieś odtąd Kasia zaczęła mieć problemy ze ścięgnami achillesa, co skończyło się kilkudniowym obrzękiem. Mnie na czas przerwy rozbolała głowa, ale jakoś udało mi się z tym poradzić. Przemek zjadł tylko sałatkę. Ubraliśmy się na ciepło i ruszyliśmy w gwieździstą noc po zawierusze. Wiatr nie przeszkadzał, czy raczej nie rzucał się w oczy. Od zajazdu odjechaliśmy chodnikiem do kociołbistej Podmiejskiej. Z Zamkowej udaliśmy się na zachód, lecz zanim przyszło mi sprawdzić koło torów, że trzeba skręcić na północ, już reszta wyjechała zanadto naprzód i udało mi się ich doścignąć w Staniewie. Stamtąd odbiliśmy dróżką na północ, wjechaliśmy na DW 438 i z ulgą zjechaliśmy  z niej w Borzęciczkach.

W Rusku chcieliśmy zatrzymać się na przystanku, ale pierwszy był przez kogoś okupowany. Nie wiedząc któż acz, pojechaliśmy dalej i wkrótce zatrzymaliśmy się na kolejnym, położonym za serią zakrętów, których w tej wsi było sporo. Ów osobnik z poprzedniego przystanku okazał się forumowym Bit.. Dobrze było ujrzeć kogoś jeszcze, na nocnym odcinku, bo odkąd zostało nas tylko troje, od rozdzielenia z Ag. jechało się jakoś mniej przyjemnie. W grupie siła itp. Dodatkowa osoba, dodatkowa motywacja i raźniejsza jazda nocą. Było mi zbyt zimno, więc kamizelkę z pleców powędrowała na przód, jako dodatkową warstwę ocieplenia pod kurtką. Pocieszający był też fakt, że zbliżaliśmy się do końca pierwszej ćwiartki ostatniego etapu, która wkrótce wypadła w Jaraczewie. By określić dalszy kierunek jazdy i zrobić krótką przerwę, zatrzymaliśmy się na właściwej ulicy. Z pobliskiego budynku dobywały się dźwięki wesela, ale śpiewak fałszował niesamowicie. Żal mi się zrobiło weselników i ludzi w sąsiednich kamienicach.

Przez Golę na Niedźwiady, gdzie zaczynała się dziwnie pokręcona trasa. Wpierw w totalnej ciemnicy przejechaliśmy do wsi Mchy, gdzie po krótkiej przerwie ruszyliśmy twardą szutrówką przez las. Krócej by było przez Ługi i chyba nie byłoby większej różnicy pod względem nawierzchni, ale narzekania i tak by pozostały, jakiej drogi by nie wybrał. Było tylko mniejsze zło. Było ciężko psychicznie. Las się ciągnął, a droga wciąż szła w górę, co się zdawało, że koniec, to okazywało się suchą plamą ziemi. W końcu był zjazd do Włościejewic i tam przed sklepem (już zamkniętym, ale z ławkami) zrobiliśmy przerwę. Nie wiem, czy mi się nie zdrzemnęło przy okazji. Dalej z Błażejewa do Kadzynia. Dolsk, połowa tego etapu, był już blisko. Po prawej można było ujrzeć tabliczkę "Nowieczek 2". Postój, sprawdzenie mapy, nawrót. Kasia była najbliżej właściwego zjazdu, więc nie musiała wiele się cofać.

Podjazdy i zakręty Ostrowieczna w nocy był cokolwiek ciężkie. Chyba tylko mi się udało podjechać je w całości, ale z trudem. Nie wiem. Trochę to trwało, a każdy kilometr do Dolska, ciążył coraz bardziej. W końcu wyjechaliśmy na DW 434 i swobodnie zjechaliśmy do centrum. Podjechaliśmy na stację kawałek dalej, lecz była zamknięta. Nici z czegoś ciepłego. Wróciliśmy na rynek i kontynuowaliśmy jazdę wg zaplanowanej trasy. Na podjeździe do Lubiatówka się rozdzieliliśmy. Przemek poczekał w centrum wsi, ja na łuku, a Bit. przedzwonił, czy jechać wprost, czy na Jaskółkę. Do Mełpina droga była pełna zakrętów, ale bez kombinowania. Jechaliśmy przez las. Nie chciało mi się już używać lampki, bo zaczynał zbliżać się świt. Tu jechaliśmy trochę rozbici, bo było sporo zjazdów i podjazdów.

W Kadzewie przerwa na przystanku. Już świtało, a mój umysł zaczynał odpływać. Jechało mi się jakby raz z wyłączoną lewą, a raz prawą półkulą. Takie odczucie. Przemek dotarł do DW 432 i słusznie nas stopował, bo była ścieżka po prawej. Nie udało mi się jej dostrzec. Trochę się nimi przejechaliśmy przez Śrem, ale nie za dużo - na początku, na moście i pod koniec. Reszta trasy albo ich nie miała, albo nie z tej strony, albo była to kwestia zmęczenia umysłu. No i z tego powodu ominęliśmy stację, która mogła być otwarta. Krótki postój, wpierw na początku ostatniej ścieżki, potem w lesie przed Lucinami, gdzie widać było parowanie znad "gorących" stawów i zaraz potem przerwa na przystanku za lasem. Tam trochę posiedzieliśmy, przekąsiliśmy, a Bit. musiał pozostać ze względu na problemy ze zdrowiem. Potem jechał już sam krótszą trasą. Przemek ruszył przodem, my niewiele później.


05:49. DW 432. Luciny. Pożegnanie z Bit.

Było zimno. Kierownica zachodziła rosą. Jeszcze tylko jeden las i już był Zaniemyśl. Na rozjeździe skręt do Przemka, który z kimś rozmawiał przy parku. Trzeba było zrobić jeszcze jedną, męczącą pętelkę. ~4km od na NE od ostatnich zabudowań Zaniemyśla skręt w lewo. Śnieciska z murem po prawej, stawy, drzewa, dworek i gorzelnia, na które nie ma sił i czasu by patrzeć. Skręt na Bożydar, potem Winna i Jeziorskie Huty. Wyjazd w Łęknie. Kasi ścięgna już dostały solidny wycisk i jeszcze musiały trochę popracować. Odliczane kilometry do Kórnika. Przemek pojechał przodem. Prędkość wynosiła ~10km/h, Na rynek udało się dotrzeć na kilka minut przed pełną dobą, od rozpoczęcia naszej pętli. Pełne 24h od tamtego momentu wypadało w pobliżu komisariatu (samo 24h od wyjazdu spod OSiRu wypadło gdzieś między Zaniemyślem i Bninem). Na światłach trzeba było odczekać jakiś czas, bo nie udało się zdążyć na zielonym. Potem już tylko ostatni fragment. W alejce czekał Przemek i we trójkę przejechaliśmy przez ogrodzenie bazy.


08:13 Rekordowa pętla przez Kórnik. Widok ku NW

Rowery zostały przed budynkiem. Wręczono nam, do tego doszedł "uścisk prezesa", a co najważniejsze - posiłek. Kasi głód już dawno dawał się we znaki, a z zapasów zostały ze dwie rozwalone kanapki na dnie sakwy. Kasia wpierw usiadła, potem położyła się na ławce na słońcu, a po przyniesieniu frytek, przeniosła się na hamak, gdzie spała, aż do przyjazdu rodziny. Nim przyszła pora wyruszyć do domu, przyszła pora na pożegnanie się z tymi, którzy tam jeszcze pozostali i zdarzyło mi się jeszcze ujrzeć przybycie Yoszka z uszkodzoną (niegroźnie) nogą. Potem zakupy w pobliskim markecie i w drogę. Kasia w samochodzie spała przez większość trasy, a mnie atakowało kilkukrotne przebudzenie. Znaczne rozbudzenie nastąpiło w zasadzie dopiero od Torunia (trasa powrotna przez Biskupin, Nieszawę, Włocławek). W domu około 22.

Tym wyjazdem Kasia ustaliła swoje rekordy:
315 km na raz
312 km w 24h podróży


Pamiątkowy kawałek metalu. Dobrze, że nie trzeba było w nim pokonywać całej trasy

Zaliczone gminy

- Zagórów
- Rzgów
Rower:Czarny Dane wycieczki: 316.58 km (5.00 km teren), czas: 17:44 h, avg:17.85 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Przejażdżka przed maratonem

Piątek, 5 sierpnia 2016 | dodano: 05.08.2016Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki

Czyli krótkie sprawdzenie stanu roweru po zmianie kasety na właściwą. Dzień słoneczny, parny, duszny.
Rower:Czarny Dane wycieczki: 1.41 km (0.00 km teren), czas: 00:05 h, avg:16.92 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)