Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2008

Dystans całkowity:794.04 km (w terenie 70.00 km; 8.82%)
Czas w ruchu:43:30
Średnia prędkość:18.24 km/h
Maksymalna prędkość:64.64 km/h
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:99.25 km i 6h 12m
Więcej statystyk

WaypointRace w Piastowie

Sobota, 31 maja 2008 | dodano: 02.06.2008Kategoria LSTR, >10 osób, 2 Osoby, Maratony, Gminy

ROZGRZEWKA


Start około 7. Tym razem kurs z Łomianek, bezpośrednio na południe. Przez Wólkę Węglową, Babice, Ożarów do Pruszkowa, a stamtąd, na pytanie gdzie jest stadion, jakiś gość skierował mnie w kierunku Piastowa, skąd z kolei odesłano mnie mnie w poprzednie miejsce. Na miejscu udało się zdzwonić z R.B. i dokonać rejestracji. Przygotowanie roweru, po czym udaliśmy się na ławeczkę, tam oczekując startu.

3...2...1...

Po przemowie ruszyliśmy za samochodem, przez miasto do parku, na miejsce startu ostrego. Tam każdy po przybyciu dostał mapkę. Poprawianie mp3 na uchu i ostatni łyk. Bidon udało się schować na kilka sekund przed startem. Ruszyliśmy szybko. Na pierwszym skrzyżowaniu grupy się podzieliły. Wielu pojechało na pierwszy Waypoint w Pęcicach, ledwie rzut beretem od startu.

Grupa 6-5

6 - Pęcice. Cmentarz, róg południowo-wschodni
5 - Las Sękociński. Skrzyżowanie szlaków.

Przy 6tce, położonej niecałą minutę od asfaltu, drogą o falistej powierzchni, masa bikerów, niezbyt gwałtowne, ale jednak trochę niecierpliwe oczekiwanie na kolej przedziurkowania karty, udzieliło się chyba każdemu. Potem jeszcze tym samym odcinkiem wrócić na główną, co było utrudnione, ze względu na jadących do punktu kolejnych rowerzystów, no i samą nawierzchnię.

W sumie dosyć zgrana grupą jechaliśmy na południe, na Suchy Las, nie przerywając jazdy i dążąc do spotkania z samym lasem. Po kilku metrach chwila wahania. Droga się rozdzielała. Jako, że po lewej było dużo piachu (mały problem), to był to trochę dłuższy odcinek. Tak więc poniosło mnie w prawo, niebieskim szlakiem. Nie zostało przez mnie zauważone, czy ktoś pojechał lewą drogą. Po odcinku podobnym, lecz dłuższym od tego do 6tki, wylądowaliśmy na szutrze, który momentalnie przeszedł w asfalt. Po prawej mijaliśmy hale marketów i zatrzymaliśmy się na światłach. Asfalcik za skrzyżowaniem prosto, po chwili powoli zakręcał w lewo. Po prawej widoczny był jakiś ośrodek i kątem oka zauważona została jakaś ścieżka. Trochę zbyt gwałtowne hamowania, zwłaszcza że jechało się 30km/h (w lesie około 25-27). Wbiliśmy się na szlak czerwony. Trochę kręcenia wśród drzew, raz gałąź uderzyła mnie tak, że prawie zatrzymało mnie w miejscu, a na jednej z leżących omal mnie nie wywróciło. W pewnym momencie był ostry, mało widoczny zakręt, gdzie trochę mnie zarzuciło, a także skręt szlaku w prawo, który omal nie został przez mnie przeoczony. Po prawej ukazała się łąka, a wkrótce potem dojechaliśmy do punktu nr 5. Tu się rozdzieliliśmy. Tamci pojechali do Nadarzyna, kierując się na 7kę.

Inaczej niż reszta...

Na starcie planowaliśmy ruszyć do siódemki, jednakże na skrzyżowaniu szlaków, stwierdziliśmy, że lepiej będzie zaliczyć 3kę, a co za tym idzie i 8kę, a wtedy ruszyć na południe. Tak więc z R.B. wkroczyliśmy na szlak niebieski i ruszyliśmy na północ do głównej, a następnie do Strzeniówki i do Nowej Wsi. Szybciej tędy, niż znów przez las szlakiem czerwonym.

3 - Nowa Wieś. Brzeg stawu.

Tuż za torami skręt w lewo i widoczny zarys stawu, a po chwili również i lampion oraz kilku popasających bikerów zapewne z kategorii Fun. Tu również i my postanowiliśmy na chwilę się zatrzymać. R.B. pobieżnie opłukał się w stawie, a mi, co leżało w moim ówczesnym zwyczaju, przyszło wykończyć tabliczkę czekolady. Chwila myślenia. Jak do ósemki? Zakładaliśmy, że przez Helenówek i Otrębusy z łatwością dotrzemy gdzie trzeba. Biorąc jednak pod uwagę ilość niebieskich kresek i jak już się okazało, dużą dokładność mapy, po wyjechaniu na żółtą DW719 skierowaliśmy się w kierunku Pruszkowa. Wykonaliśmy dziwny manewr na pierwszych napotkanych światłach. Skręciliśmy do Parzniewa, chwila asfaltu i wiejska droga. Po chwili zauważyliśmy na horyzoncie jakąś grupkę, którą udało się dogonić już na miejscu.

Parzniew. Lotnisko modelarskie – tablica informacyjna.

Na miejscu dwie dziewczyny. Jedyny punkt, gdzie był ktoś z obsługi. Po prawej parę samochodów i ludzi. Nad nami właśnie fruął samolot jednego z nich. Chwilę wodziliśmy za nim wzrokiem i wróciliśmy do asfaltu. Kierunek zachód, bo jak znów się okazało, zmieniliśmy plany.

Ech, ta młodzież... :)

Przechodziliśmy przez tory, za nimi betonowe płyty, jakie spotkać można w niektórych miejscowościach nad Wisłą, albo... boczną drogą między mostem Gdańskim i Grota, gdzie kręciło się onegdaj sporo psów... Płyty wkrótce zamieniliśmy na porządną polną drogę, tak jakby wyrobioną przez koła ciągników miedzą. Szybko przemknęliśmy i znów asfalt. 500m dalej dwójka rowerzystów. Zbliżyliśmy się... Jacyś miejscowi... Do ich uszu dotarło: „Dwa samochody... Za nimi wyprzedzamy...” i po oczom tychże ukazała się najpierw jedna czerwona osoba na rowerze, z równie czerwoną sakwą, a zaraz potem druga, odziana w czerń z plecakiem. Wkrótce zniknęli za zakrętem, podziwiając wznoszący się komin opuszczonej fabryki, marząc by tam właśnie się zatrzymać. Jednakże obowiązek zawodów i strażnik na bramie rozwiały te myśli, zmieniając na ewentualne na plany do zrealizowania... kiedyś...

10 - Gołaszew. Murowana kapliczka

Moszna, Domaniewek i Gołaszew, czyli asfalt, asfalt, szuter, asfalt i znów ziemia pod kołami. Na skrzyżowaniu mijaliśmy team rodzinny i kapliczkę. Posililiśmy się, jak na każdym prawie Waypoincie. Po dokonaniu niezbędnych formalności zalały nas dzieci. Pytali, mówili wiele tak, jakby już im ktoś opowiedział o zawodach, no i wynika z tego, że ten punkt jak dotąd odwiedziła niewielka ilość zawodników, czyli jak się można było spodziewać, większość postanowiła zdobyć najpierw leżące tuż obok siebie punkty, a potem 12-10-8. Albo już byli tak szybcy. No cóż, nasz kierunek jazdy był jakiś spaczony. Pomachaliśmy do dzieciaków, które za nami kawałek pojechały. R.B. rzucił żartem: „Odprowadzą nas do Pruszkowa? :D"

12 - Krosna. Samotna topola

Płochocin. Przed torami skręt w lewo. Józefów - znów szuter, aż do 12. Dosłownie zaraz po nas dojechał starszy już facet, któremu zostały tylko 3 punkty, podczas gdy ten był dopiero naszym szóstym... Rzekomo skracaliśmy sobie drogę przez pole we wsi Biskupie, chociaż wydawało mi się, że raczej straciliśmy. Jeszcze 20km/h po „drodze” wyjeżdżonej ciągnikiem i już mocno rozmytej przez deszcze, w pełnym słońcu czuło się tam jak na pustyni. Na szczęście niebawem dotarliśmy do sadku. Przekradając się pod ogrodzeniem, znów znaleźliśmy się na asfalcie.

Rozpoczynamy drugą połowę

1 - Żuków. Mostek na ścieżce.

Potem już poszło szybko. Dotarliśmy do kolejnego punktu, praktycznie nie szukając go. Drogę do niego wygnietli w trawie poprzedni zawodnicy, więc mieliśmy zadanie ułatwione. I potem znowu asfalcik. Po drodze roboty drogowe czyli łatanie jezdni.

4 - Milanówek. Aleja Kasztanowa – tablica informacyjna

Przeszliśmy przez tory i ujrzeliśmy kolejną grupkę rowerowych zdobywców z kategorii Fun. Informowali nas o trudności w znalezieniu 9tki. No cóż. Prawda. Przebiliśmy karty.

Trudy poszukiwań

9 - Kazimierówka. Pozostałości cmentarzyka w kępie drzew.

Gdy tylko przekroczyliśmy główną, zaczęliśmy się motać i kręcić, pytać ludzi, aż znaleźliśmy w końcu cmentarzyk, a na nim jeszcze kilka dzikich zwierząt, które wnet uciekły. Cofnęliśmy się i przed torami pojechaliśmy skrótem, by nadrobić czas. Niestety i to się nie udało. Rozegraliśmy to tak dziwnie, że mając dwójkę pod nosem, przypadkiem skręciliśmy o jedno skrzyżowanie wcześniej w prawo i znaleźliśmy się na końcu Owczarni, w drodze do Książnic. Tu chwila dyskusji z przygodnym bikerem, chwila konsternacji i cofnięcie do najbliższego skrzyżowania. Na szczęście, choć ominęliśmy dwójkę, to nie było źle.

11 - Kopana. Ambona myśliwska o numerze 2

Pojechaliśmy małym niby-wąwozikiem, z licznymi zakrętami, wyjeżdżając pod lasem. Długo szutrem i w końcu miejsce na mapie, oznaczone trójkątem przy drzewach. Skręt. R.B. pozostał trochę z tyłu, gdyż na dołach omykał i skakał mu łańcuch. Znów jazda w cieniu. Spieczone ręce odpoczywały. Nagle w dół i górka, dół i górka, i wnet oto ukazała się ambona w całej okazałości. Śmieszy mnie sposób, w jaki umieszczono lampion, a jeszcze bardziej to, że ktoś zerwał perforator, by pozostali nie musieli wchodzić jak mi się wydaje. Niestety nie mieliśmy czasu na poszukiwania, zwłaszcza, że nie rzucił nam się w oczy nigdzie w pobliżu. BP i w drogę.

Tak blisko, a tak daleko...

2 - Żółwin. Miejsce przy drodze.

Z 11 skręt na pierwszym w prawo i szybki dojazd do Żółwińskiego Dworku. Zaraz za nim i drzewa. Na szczęście TU perforator już był. Również i wygnieciona przez pozostałych trawa. Była 15.

7 - Dębak. Mur ogradzający teren byłej jednostki wojskowej, róg południowo-wschodni.

Z Żółwina prosto jak strzała przemknęliśmy przez las i o 15:15 znaleźliśmy mur, a jednocześnie ostatni punkt naszej wyprawy. Poza metą oczywiście. Widzieliśmy domki i chcieliśmy tam przejechać, ale była zamknięta brama. Dzieci które tam stały, widocznie się przestraszyły, ale gdy już odjeżdżaliśmy, dało się słyszeć coś w rodzaju „cześć”, po którym nastąpiło moje machnięcie ręką. Przedarliśmy się przez las.

Zakończenia słów kilka

Prędkość końcowa 28-32 km/h, nie licząc miejsc zwalniających. Przez Strzeniówkę, granicę do torów, potem ulicami wśród samochodów i do ulicy Prusa, szybka prosta przez miasto oraz... czerwone światła, gdzie trzeba było stać... Wkrótce widać było już metę i kolejne czerwone. Zjazd na prawo, przecinając chodnik, w dół, omijając w ten sposób przechodniów. Tuż za mną przekroczył bramę R.B. i otrzymaliśmy to co reszta: certyfikat i informator w cyrylicy oraz ankietę. Spoczęliśmy na ławeczce, o dziwo tej samej, na której siedzieliśmy przed startem, i odpoczywaliśmy. Numery 171 i 462 dotarły około 15:42.

Zaliczone gminy

- Milanówek
- Grodzisk Mazowiecki
- Podkowa Leśna
Rower:Unibike Dane wycieczki: 150.00 km (60.00 km teren), czas: 07:45 h, avg:19.35 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

LSTR - SGGW, Legionowo i Masa Krytyczna

Piątek, 30 maja 2008 | dodano: 02.06.2008Kategoria LSTR, >10 osób, 5-10 Osób, Pół nocne

POBUDKA


Jak to wyglądało? Zerwanie się o szóstej (co w moim wykonaniu wyglądało trochę... powolnie), kawa i jajecznica z piątki. Ostatnie poszukiwania sprzętu. Kilka razy na dwór i z powrotem, aż w końcu coraz bardziej przypadkowo, zabrało się wszystko co potrzebne. No i regulacja siodełka, które mi brat opuścił;P

Start około 7mej. Po 1,5 km okazało się, że siodełko jeszcze wymaga regulacji, po czym nastąpił wyjazd na DK 62, mijając swoją mamę, przejeżdżającą w aucie. Po jakichś 8km znów się przerwa, tym razem by zwiększyć ciśnienie w dętkach. Jakiś Ukrainiec pytał mnie, gdzie ma dojechać z ludźmi do jakiejś wioski. Potem kolejno Zakroczym, Modlin, niebieski most i przez Czosnów do Łomianek, gdzie w jednej ze szkół trwała impreza dla dzieciaków. Za Łomiankami wjazd na główną.

WAWA

Kurs przez park Bielański. Na jego końcu tel. do Księgowego. i wnet poleciało się brzegiem Wisły do Łazienek, gdzie nastąpiło spotkanie z dwójką przyszłych geologów. Tam trochę łażenia, kończąc spacer na Gagarina. Po dojściu do Sobieskiego, wsiedliśmy z Księgowym na rowery pognaliśmy na Ursynów. Pokazało się mu kawałek SGGW i trochę dalej, górkę z której widać jeden z budynków SGGW, tor Stegny, a na północ dolinę Służewiecką. Długo się nie namyślając podjechaliśmy po dosyć stromym zboczu i oto już roztaczała się ładna panorama.

Zjazd innym stokiem. Ja trochę łagodniejszym, ale i tak ledwo się wyhamowało na końcu. Czekając na Księgowego zachciało mi się  sprawdzić stan roweru. Trochę mi się poluzowało koło przy szybkozamykaczu. Jazda do Puławskiej, jadąc tam NOWĄ ASFALTOWĄ ŚCIEŻKĄ ROWEROWĄ. Było kilku nierozsądnych pieszych, ale bez kolizji i awantur. Na placu Unii Lubelskiej w Polną. Przy trasie Łazienkowskiej do Marszałkowskiej. Na Zbawicielu w Mokotowską, Chopina, gdzie jacyś dzicy się zatrzymali autem tak, że korek zaczęli robić. Gdy jeden trąbił na nich, my byliśmy tuż obok. Uszy... Potem Ujazdowskie, przez Stare miasto i zjazd po kostce na dół. Do Mostu Gdańskiego. Potem kurs do Grota, wciągając rowery. jakoś się przeciskam z sakwą pomiędzy pierwszym i ostatnim slupem (reszta to nie problem). Następnie prosto do Legionowa.

MASA – Zbieranie

Adam w domu, piszę do Pa.. Mam nieco ponad pół godziny. Jazda do biedronki po zakupy na jutro i kurs do ronda przy obi. Wkrótce dotarli Pa. i S., potem reszta. Na obwodnicy połączyliśmy się z G.-ami. Na Modlińskiej z Konwaliową (chyba) połączyliśmy się z jeszcze większą grupą i w mnogiej liczbie ruszyliśmy przez Most Gdański do Pomnika Kopernika. Ustawiliśmy się pod PKO. Na 3 minuty przed startem dotarł R.

RUSZYLI...

Najpierw powoli. Potem szybciej w kierunku Poniatowskiego i na rondzie Waszyngtona zatrzymaliśmy się. To samo gdy dotarliśmy do Dworca Wileńskiego. Dalej do Gdańskiego i Jana Pawła II. Tam rower złapał gumę. Zmieniło się ją akurat na czas, gdy ciąg masowiczów się skończył. Niestety. Opona była niedokładanie ukształtowana i trzeba mi było raz jeszcze się zatrzymać.

FINITO

Od Jana Pawła II, do Zawiszy, do Żwirki i Wigury trzeba było ścigać masowiczów. Na Racławickiej udało mi się dołączyć do czwórki, która została z tyłu i przez Wołoską, dołączyliśmy do reszty na placu Unii Lubelskiej, choć światła widzieliśmy już wcześniej. Ominęła nas Fala Meksykańska, która do końca nie dotarła. Przy Koperniku znów udało się dołączyć do ekipy i po kilku minutach po ogłoszeniu ilości Masowiczów (zabrakło 50 do majowego rekordu) nastąpił mój Kurs do Łomianek. Tam udało mi się dotrzeć przez park Młociński na godzinę 22 z kawałkiem.
Rower:Unibike Dane wycieczki: 185.00 km (3.00 km teren), czas: 09:42 h, avg:19.07 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

LSTR do Płocka i Gostynina II - Przez Gostynin

Piątek, 23 maja 2008 | dodano: 02.09.2017Kategoria LSTR, 5-10 Osób, Samotnie, Wyprawki w regionie, Pół nocne, Gminy, Z Księgowym, 2008 Mazowsze W

2008.05.22 - 23 LSTR do Płocka i Gostynina - cała trasa


Dzień drugi


Cel grupy: dotrzeć do Kutna na pociąg o 17:20
Czas: 5 godzin
Odległość: 77 km


Po wyjeździe skierowaliśmy się na południe, drogą którą dotarł do nas A.. Minęliśmy „Zacisze Bis”. Potem na rozgrzewkę podjazd i wyjazd na główną. Na dość krótkim odcinku, jaki zdążyliśmy nią przejechać, już pojawiła się nieprzyjemność z Tirem, który wyprzedzał tak, że jadąca osobówka musiała zwolnić, aby uniknąć kolizji. Na szczęście wkrótce zaczęła się ścieżka rowerowa biegnąca wzdłuż tej trasy. Natychmiast (po przejechaniu samochodów) przedostaliśmy się na drugą stronę i mknęliśmy, raz pod górę, a raz w dół, wśród licznych zakrętów. Przed nami Ukazał się Zdwórz i tamtejszy sklep, gdzie się posilaliśmy się na przekrzywionej ławeczce. Wykupiliśmy też wszystkie serki topione...

Dalsza droga stała się niebezpieczna. Rosnące po prawej stronie drzewa uderzały nasze głowy gałęziami, lecz kaski, a zwłaszcza nowy kask M., ratowały nasze głowy. Dojechało się do ronda w Łącku. Na mapie wyczytało się, iż znajdował się tu jakiś, dworek-pałacyk więc rozpoczęły się poszukiwania. Wpierw dotarliśmy do stajni, z której niebawem się wycofaliśmy i trafiliśmy dokładnie przed bramę dworku. Niestety, stojący za bramą ochroniarz poinformował nas, iż jest to teren prywatny.



Z Łącka do Sendenia. Zaraz za Łąckiem znów pojawiła się drogę dla pieszych i rowerzystów. Minęliśmy dosyć dużą grupę, jakąś wycieczkę może? Również jakiegoś młodzika na skuterze, który zatrzymał się by nas przepuścić. Po górkach na ścieżce dało mi się we znaki kolano, tym razem lewe. Odcinek kończył się przy torach. K. niespodziewanie się zatrzymał. Czyżby życie mu niemiłe. Zaraz potem, wraz z A. rozpędzili się do około 40 km/h, a po kilku chwilach zaczęła się i moja pogoń za nimi. O co chodzi?

Z Sendenia udaliśmy się drogą na północ przez las. Niebawem jednak nasz mapowy zdał sobie sprawę, że nie tak jedziemy. I po przejechaniu jakichś 3-4km musieliśmy wrócić z powrotem do Sendenia. Pojechaliśmy bardziej na południe i po dojechaniu do Dębu przerwa. Skręt na zachód i dostaliśmy się do Gorzewa nad Jeziorem Białym. I co? Wszędzie działki. Nad jezioro udać się nie możemy. Dalsza droga wśród drzew i super ruina, do której nie zachodzimy, a reakcja A. – gdy zobaczył ją w pełni – aż jęknął z zachwytu.

Wjazd do Gostynina. Tam korek samochodowy i zapowiedz obwodnicy. Byliśmy głodni. Zatrzymaliśmy się „U Renaty”. Frytki, pomidorowa, kurczak, papryka faszerowana i schabowy. Oto obraz tego, co mieliśmy na stole. W międzyczasie Pa. z A. poszli do Lidla (?), a mi się zachciało spać. P. opracował nową tymbarkową technikę uciszania ludu. Mój głód został w każdym razie na pewien czas zaspokojony. Wszyscy wiedzieli, że na pociąg o 17 się nie zdąży. Pozostał tylko ten o 20.

Wyjazd z Gostynina zajął nam trochę więcej czasu niż powinien, jednakże nie było co narzekać. Wpierw jechaliśmy główną w kierunku Gąbina, wkrótce zmieniając tor ruchu w stronę prawą, czyli na południe. Była to długa, prosta droga, którą zewsząd otaczał las, jednakże parę kilometrów, dalej pojawiły się ludzkie domy, ludzie i skrzyżowanie, które zaprowadziło nas do Trębek (nie mylić z Trębkami pod Zakroczymiem), gdzie Pa. zmienił baterie w aparacie i wkrótce po raz pierwszy na rowerze opuścił województwo mazowieckie. Zmieniła się również nawierzchnia na taką, jaką spotkać można w niektórych rejonach Warszawy. Aż ogarnęło mnie zmartwienie o moją dętkę, która nie była napompowana zbyt mocno. Tuż przed Oporowem zatrzymaliśmy się na ostatnim zakręcie. Gdzieś zniknęli M. z P.. Pojechałam trochę do przodu, po czym dało się zobaczyć jakiś czerwony, rowerowy punkt, który jechał już w naszą stronę (nie pamiętam, kto to był). Wjeżdżając do Oporowa, dało się słyszeć, jak jedna z tubylczych, mijanych dziewczyn, wyrecytowała onomatopeję: „Wziuuuum!”

Była 17:45. Wjechaliśmy na teren zamku, najpierw kilka fotek, potem z K. okrążyliśmy fosę i dołączyliśmy do reszty pod bramą. Zachciało mi się siąść na ławeczce. Po chwili widać było, jak reszta grupy również okrąża zamek, a strażnik próbował zagadać do mnie i K.. Moje zmęczenie było zbyt duże, by zaangażować się w rozmowę. Po kilku wymienionych zdaniach opuściliśmy starszego już pracownika muzeum, który pochwalił się swoimi 30km na siodełku. Za bramą na skrzyżowaniu, nastąpiło moje rozdzielenie się z grupą LSTR, zmierzającą na pociąg w Kutnie.

Mnie zaś poniosło najprostszą znaną mi drogą:
Z Oporowa do Żychlina, w którym przyszło mi zatrzymać się, aby zobaczyć na mapie dalszą trasę. Aż do Luszyna była przede mną długa, prosta droga, podobna do trasy Kamienica - Złotopolice - Trębki. Za Luszynem trasa pobiegła przez pole, bo za wcześnie skręciło się i do Kiernozi nastała jazda asfaltem. Tam stał sympatyczny kościółek, mnie jednak zajmowało bardziej dobijaniem czekolady. Tak jak w Żychlinie, tak i tu przejechało się miejscowość w prostej linii. Tuż za nią skręt w lewo, by dotrzeć do Iłowa.


Ruiny chyba w Pasiece


Żychlin. Plac 29 Listopada. Widok ku NNW


Okolice Orątek Dolnych


Luszyn. Kościół Stanisława Biskupa. Widok ku N


Luszyn E


Wola Stępowska W. Widok ku SSE


Wola Stępowska W. Widok ku N

Znów w województwie mazowieckim nawierzchnia z asfaltu przeszła w ciemny szuter, dochodzący do kocich łbów. Na szczęści ciągnął się przez może 0,5 km, po czym nastąpił wyjazd na główną. Przejazd na drugą stronę. Wykończyło się ostatnie krople wody, które nawet nie ugasiły pragnienia. Od dłuższego czasu myślało mi się, że niestety jest jeszcze zbyt wcześnie na przydrożne owoce, a w tym rejonie nawet zielone truskawki były zbyt mizerne. W końcu zajrzało się do kieszeni... Było tam jeszcze 2zł. Tempo, które między Luszynem a Kiernozią stopniowo spadało, teraz znów wzrosło.

W Iłowie przywitał mnie zapach chleba, chałki i innego rodzaju pieczywa. Mmmm.... Nie to jednak było celem. Do jedzenia były jeszcze paluszki, a więc z głodu by się nie przymarło. Sklep zamknięty... Ale o! Tam dalej już się coś świeciło. Moje oczy dostrzegły tam „Aleks” pomarańczowy! Taki napój - niby do rozcieńczania w wodzie, jednak bezpośrednio z butelki zdecydowanie lepszy, - kwaśny i słodki zarazem. Nie udawało mi się spotkać go od tak dawna, że prawie wyleciał mi z głowy. Jak już się wypiło trochę na zewnątrz, to zostało go jeszcze raptem połowa buteleczki. Końcówka zaś poszła w Wyszogrodzie, gdzie dotarła do mnie wiadomość od K..

Odcinek Iłów - Wyszogród jechało się w kolejny, oryginalny sposób sposób. Zmrok się zbliża? W żołądku ssie? Paluszki w sakwie i co i rusz dłoń sięgała do niej, by nie tracić czasu na zatrzymywanie się. Do domu dojechało się tak, by unikać Tirów. W końcu DK 62... Trochę mi przeszkadzały auta ,ale większość leciała w drugą stronę. Na szczęście. Z trasy zjazd na Zdziarkę, gdzie kontynuowało się jazdę lokalnymi, dobrze znanymi drogami, gdzie znów prędkość wzrastała w miarę zbliżania się do domu. Koniec wyjazdu o 22:33. Przed północą padło się z dokuczającym mi kolanem. Następnego dnia ledwo się chodziło

Zaliczone gminy

- Gostynin (W+M)
- Nowy Duninów
- Szczawin Kościelny
- Oporów
- Żychlin
- Pacyna
- Kiernozia
Rower:Unibike Dane wycieczki: 140.00 km (2.00 km teren), czas: 07:24 h, avg:18.92 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

LSTR do Płocka i Gostynina I - Przez Płock

Czwartek, 22 maja 2008 | dodano: 24.05.2008Kategoria LSTR, 5-10 Osób, Wyprawki w regionie, Gminy, 2008 Mazowsze W

Godzina 8. Start. Poprzedniego wieczora przygotowane zostało zaopatrzenie w postaci kilku kanapek z opiekacza. Posłużyły mi przez cały następny dzień. Na śniadanie jajecznica. Rower od początku źle się sprawował. Jechało się jakoś dziwnie. W Przybojewie trzeba było zrobić przerwę, spędzoną w blaszanym przystanku po północnej stronie rzeczki. W pewnym stopniu się ogarnęło mnie przerażenie, gdy spojrzało się na napęd. Wózek znowu był uszkodzony i odpadła jedna z tych śmiesznych blaszek. Telefon do P., informując grupę, że moja wycieczka skończona i spróbuję dostarczyć K. jego sakwę oraz odebrać aparat. Po zakończeniu rozmów na wysokim szczeblu, trzeba było zabrać się za restrukturyzację. Jakoś udało się zachować spójność napędu, aby móc dalej jechać. Po paru kilometrach, dotychczas nastrój trochę się poprawił i naszła mnie myśl, że mimo wszystko jakoś da radę dotrzeć na miejsce spotkania. Co prawda tylko na 3 biegach z przodu i 2 z tyłu (niższy i wyższy) oraz jednym ryzykownym, który od razu został skreślony z listy dostępnych.

Dojechało się do DW571 w Słotwinie. Tam przerwa na posiłek, rozciągniecie mięśni i złapanie oddechu. Wnet znów na rowerze i w kilka minut udało mi się znaleźć pod wzgórzem w Przyborowicach. Tam kolejny telefon od Piotra, ustalający moje położenie. Reszta była blisko. Wkrótce spotkaliśmy się przy skrzyżowaniu z DK7. Po kilku słowach powitania przejechaliśmy na właściwą stronę drogi. Kolejnej naprawy w moim napędzie dokonał P.. Po tym zabiegu rower odzyskał pozostałe biegi i możliwość sprawnej jazdy. Do tego miejsca cała ekipa jechała tak, że Pa. udał się do Serocka, aby wspólnie z resztą podążyć do Nasielska. Miasteczko to odwiedzili wtedy, gdy mi udało się spostrzec awarię. Dalej jechali wojewódzką, aż natknęli się na mnie.

Chociaż droga szeroka, asfalt ładny, to samochody jechały sporadycznie. Przejechaliśmy przez Krysk, a potem las, za którym było Naruszewo, które zostawiliśmy z boku. Chwilę trwały rozważanie, gdzie znajduje się najbliższa stacja, w której można byłoby uzupełnić zapasy HektoColi. Szybko zostały rozwiane, gdyż jedna była zupełnie nie po drodze, druga jeszcze przed Czerwińskiem, a kolejna dopiero za Nacpolskiem, w kierunku Płocka. Skręciliśmy na południe, a potem do wsi Srebrna, przejeżdżając przez alejkę jodłową. We wsi oczywiście kocie łby. Na szczęści można było jechać jako takim skrawkiem pobocza. Kolejny Żukówek. Po prawej stronie, za drzewami dawna niby fabryka, nie wiem czy jeszcze działająca oraz stare, przydrożne piwnice. Przed Nacpolskiem zwracała uwagę młodzież oraz ludzie wyglądający z terenu kościoła. W Nacpolsku przecięliśmy krajówkę i zatrzymaliśmy się na posiłek. Skręciliśmy na gruntową drogę, która prowadziła w las. Trasa ta była zaopatrzona w liczne doły i kałuże.

W Osieku, miejscowości wśród pól z zabudową zwaną potocznie "blokowiskiem" powitała nas dwójka dzieci bawiących na drodze i wśród ruin PGR-u. Następnie alejka wśród drzew i zakwitłych na żółto pól. Tu już z powrotem czekał na nas asfalt. Wkrótce też wyprowadził nas do Nowych Krubic, na prostą drogę do Bulkowa. Za Bulkowem zatrzymaliśmy się na Stacji, gdzie troje zaopatrzyło się w Hektocole, jedno w Pepsi-klasyczne, oraz z własnych zapasów, tani sok. Skorzystało się również z WC, których były niby-trzy, a dokładniej jeden, gdyż pierwszy był łazienką, a drugi służył za schowek na miotłę i środki "czystości". Godnymi zapamiętania są również popisy miejscowych (palenie gumy, SuPEr hYtY z radia samochodów, a także kierowca który wysadził kobitę z auta w bramie, by poszła do sklepu na stacji, a następnie sam podjechał zatankować). Za Bulkowem zatrzymaliśmy się już tylko przy zjeździe do Pragi oraz przy znaku PŁOCK, gdzie M. przez komórkę dopadła jej mama.

W Płocku przejechaliśmy koło Teatru, już po renowacji. Potem przez również odświeżoną ulicę Tumską do jej końca, gdzie postanawiamy... ZJEŚĆ. Najpierw jazda nad skarpę, po czym stamtąd trochę się cofnęliśmy i ruszyliśmy na Pizze. Dwie Capri, dwie Pepperoni i jedna Vesuvio mniamniam. Szamaliśmy i rozmawialiśmy... oraz dyskretnie nabijaliśmy się z dzieciaka przy stole obok, który przeszkadzał trochę rodzicom. Najedzeni ruszyliśmy na rynek, pstryk, pstryk kilka fotek i dalej ulicą gdzie kręcili reklamę „Pogody dla bogaczy” Toto-lotka (ale nic nie spadło). Dalej do Katedry, gdzie trwał ślub. Były pomysły, by zrobić szlaban z rowerów, ale ostatecznie pojechaliśmy swoja drogą. Znów kilka chwil nad skarpą i dalej do Żabki, po zaopatrzeniu nastąpił przejazd obok pomnika Władysława Broniewskiego, a potem koło ZOO, po czym przejechało się przez most (mimo rzekomego zakazu). Na drugim brzegu Paweł złapał kapcia. Zmiana dętki na przystanku pod kościołem

Wyjazd z Płocka. Przejechaliśmy koło ronda na most i chwilę potem zjechaliśmy w bok. Klucząc nieco, znów wróciliśmy na główną do Dobrzykowa. Z Dobrzykowa jechaliśmy zaś... do Płocka... Przypomniała mi się historia z zakładem Coca-Coli pod Radzyminem. W Ciechomicach przed owym Płockiem, jakiś facet skierował nas jak mamy jechać, tyle że trochę mu się odległości pomyliły, "tak na łubudu". Po pewnym czasie mijaliśmy jezior Ciechomickie po prawej i piaskowy podjazd, na którym Paweł złapał coś sporego w tylnym kole. Czy to ośka, czy coś innego, jeszcze się miało okazać. Na szczęście rower mógł jechać. Wyjazd w Zaździerzy, gdzie daliśmy w lewo na Matyldów. Rozpoczynały się poszukiwania ośrodka. Trochę to trwało, jednakże przed 20 czy 21 byliśmy na miejscu, gdzie się rozbiliśmy z obozem.

Przybyliśmy nad Jezioro Zdworskie. Pole namiotowe i nie tylko: Zacisze. Pierwsze co utkwiło mi w pamięci – rozhahana młodzież na huśtawce, a raczej kilku młodych amantów i dziewczyn (wszystko na oko z gimnazjum) oraz zjeżdżalnia a la „Blue Prius”. Z Pa. zostaliśmy na dworzu przy rowerach. P., M. i K. weszli do „Baru”, gdzie przeniesiono punkt rejestracyjny i gdzie zostały załatwione wszelkie formalności związane z pobytem tamże. Namioty zostały rozstawione dosyć szybko. Było jeszcze jasno, kiedy kończyliśmy. Rowery spięte ze sobą pod drzewem. Niestety zapięcie było zbyt krótkie, by do samej roślinki je przypiąć.

Potem sobie popasaliśmy przed namiotami. Przyjechał jakiś koleś po „dowód”. K. już wyjmuje swoją legitymację. „Nie ten... Dowód wpłaty... Pięć osób... Dwa namioty... W porządku” miał co prawda parę wątków, że my nie w tym miejscu, ale że nas tu pokierowała babka z baru, a i było dosyć późno, to dał spokój. Aczkolwiek, żeby nie zmęczyć nóg, podjechał dziesięć- dwadzieścia metrów od drogi do naszego obozu i tak brutalnie świecił reflektorami po oczach, że aż się ktoś z nas nieco oburzył.

Po wizytacji ja i Pa. zaszyliśmy się w namiocie, pozostali poszli pod prysznic. Mi się nie chciało. Wszyscy razem potem siedzieliśmy w K. namiocie i nie spaliśmy do północy, po czym powoli pozasypialiśmy. Wcześniej dotarło do mnie parę SMSów od Księgowego, w związku z jego nocnopodróżą. Pierwszy był tuż przed tym jak przyjechał stróż. Drugi już w namiocie.

Około czwartej rano pobudka. Widać było jakieś światło przebijające u spodu namiotu i naszła myśl, że słoneczku już wysoko. Przyszło mi się wygrzebać z namiotu, starając się nie obudzić chłopaków. Lipa. Chmury były wszędzie. Zachciało mi się zrobić krótki spacer przez część ośrodka. Okazało się, że trochę dalej było miejsce, gdzie mogliśmy schować rowery. Nogi poniosły na molo. Rzut oka na jezioro. Dalej brzegiem i powrót do namiotu. Kurtkę została na dworzu, żeby przeschła. Już wchodzę do śpiwora...
Kap...
Kap...
„To nic tylko chwilkę popada i nie zaszkodzi...”
Kiedy popadało dłużej:
„Dobra, teraz i tak już zmókł...”
Nastała próba zaśnięcia z myślą o „suszącej się” kurtce, po czym wysłało się wiadomość do Księgowego, by dowiedzieć się, jak mu idzie. Naszła mnie drzemka. Księgowy odpowiedział po godzinie, gdy dojechał do Gąbina. Został przez mnie nakierowany, aż dojechał do „Zacisza Bis”, po którym krążył, a o którym nie wiedzieliśmy. Trzeba było wyjść z namiotu, ale zapomniało mi się „zamknąć drzwi”. Po jakichś 10-15 minutach Księgowy przejechał przez otwartą furtkę i wpakowaliśmy się do namiotu. Pobudka koło 9-10. Do 11:30 nie chciało mi się opuścić namiotu czekając, aż reszta się naje, a tymczasem czas mijał oglądając jakiś film na MP4 Pa. Ostatecznie koło 12 wyjechaliśmy w dalszą drogę.

Zaliczone gminy

- Łąck
Rower:Unibike Dane wycieczki: 124.00 km (0.00 km teren), czas: 06:30 h, avg:19.08 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wyprawa Świętokrzyska VI - Perypetie PKP czyli Finito

Niedziela, 4 maja 2008 | dodano: 02.03.2019Kategoria Z Księgowym, 2008 Świętokrzyskie, 2 Osoby, Wyprawy po Polsce

2008.04.29-05.04 Wyprawa Świętokrzyska - cała trasa

Rano Księgowy odnalazł mapę. Chociaż laminowana, była nieco mokra i rozkleiła się w jednym miejscu. O 8:15 ja i uszkodzony rower do minibusu. 20 - 30 minut później wysiadka w Kielcach i oczekiwanie na Adama, który kończył porządki w pokoju i ciągnął extrawheela w deszczu. Dotarliśmy na 10 z czymś i do 12 czekaliśmy na pociąg. Tymczasem zebrała się ekipa rowerzystów, którzy przyjechali na jakieś zgromadzenie. Stamtąd jechali do Lublina. Dokładnie gdy dotarł Księgowy, jeden facet wykłócał się w informacji, że pociąg którym on i wielu innych musieli wrócić, przyjechał „z powodów technicznych” na sąsiedni peron, o czym zostali zawiadomieni w ostatniej chwili i musieli biegać z jednego na drugi. Jak mi się wydaje, była to część rowerzystów ze zgromadzenia. Grupa, z którą czekaliśmy na pociąg, doprosiła się wagonu z przedziałem rowerowym, który podstawili.


Kielce. Dworzec PKP. Widok ku NW


Kielce. Dworzec PKP


Kielce. Dworzec PKP

Jadący do Warszawy czekaliśmy na wagon z rowerami, na przedzie. Po czym konduktor powiedział, że ten jest na końcu pociągu. W kilkanaście rowerów wepchnęliśmy się do wagonu, a tamten jeszcze „żebyśmy nie zastawiali przejścia”. Potem okazało się, że były dwa rowerowe, tylko między nimi przerwa jednego zwykłego i nie zostaliśmy o nim poinformowani. Tylko mi tak mignęło, że coś tam było, ale już się wepchaliśmy więc...


Kielce. Dworzec PKP.


Masa rowerów w pociągu.

W wagonach ludzie na korytarzu, ale to już standard. Czego oczekiwać od PKP. W Warszawie o godzinie 15:30 i trochę problemów z wyciągnięciem rowerów, ale w końcu dało radę. Spośród rowerowych, opuściliśmy pociąg jako ostatni dopiero na Wschodnim, gdzie już czekała na nas rodzina z autem. Wcześniej martwiło mnie, że podczas telefonowania wspominali, że mogą być korki i ciężko by było zabrać Adama do Legio, ale na szczęście się zapakowaliśmy i śmignęliśmy prawie się nie zatrzymując. Przy okazji zabrało się moje rzeczy z Łomianek.
Rower:Unibike Dane wycieczki: 0.50 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wyprawa Świętokrzyska V - Danse Macabre

Sobota, 3 maja 2008 | dodano: 04.05.2008Kategoria LSTR, 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Pół nocne, Z Księgowym, 2008 Świętokrzyskie

Kurs na Chęciny, jednak omijając je od południa, tym sposobem docierając do Starochęcin. Przedzieraliśmy się przez pola, w dodatku pod górkę. Wjazd na górę Radkowską po wcześniejszym rozdzieleniu się z Księgowym oraz zaliczenie trochę większego offroad'u. W końcu spotkaliśmy się w Radkowicach i ruszyliśmy na wschód i północ. Po dłuższym czasie i krótkich poszukiwaniach odnaleźliśmy zalany kamieniołom. Fakt kręcenia się w pobliżu ludzi nie pozwalał nam dokładnie go obejść.


Baza w Bocheńcu. Widok ku E


Baza w Bocheńcu. Widok ku S


Baza w Bocheńcu. Widok ku SSW


DW 762. W tle początek Grzyw Korzeczkowskich. Widok ku E


Okolice Starochęcin


Starochęciny. Kościół Stanisława BiM. Widok ku NEE


Przymiarki N (zabudowa na drugim planie) w pobliżu zabudowy Starochęcin (po prawej poza kadrem). Przejazd przez W odcinek Czubatej Góry (232 m n.p.m.). Na horyzoncie zabudowa Wolicy i Siedlec z widocznymi budynkami przemysłowymi na pograniczy tych miejscowości (w centrum w tle). Widok ku S


Przymiarki N (zabudowa na pierwszym planie) w pobliżu zabudowy Starochęcin (po prawej poza kadrem). Przejazd przez W odcinek Czubatej Góry (232 m n.p.m.). Na horyzoncie zabudowa Wolicy i Siedlec z widocznymi budynkami przemysłowymi na pograniczy tych miejscowości (po lewej w tle). Widok ku S


Przymiarki N (zabudowa na pierwszym planie) w pobliżu zabudowy Starochęcin (po prawej poza kadrem). Przejazd przez W odcinek Czubatej Góry (232 m n.p.m.). Na horyzoncie zabudowa Wolicy i Siedlec. Widok ku SSW


Wola Murowana. Kamieniołom Nowiny I. Widok ku SE


Wola Murowana. Kamieniołom Nowiny I. Owad.


Wola Murowana. Kamieniołom Nowiny I. Posiiłek.


Bolechowice. Kamieniołom Nowiny I


Bolechowice. Kamieniołom Nowiny I. Widok ku W


Bolechowice. Kamieniołom Nowiny I. Widok ku NEE


Bolechowice. Kamieniołom Nowiny I. Widok ku SEE

Stamtąd dotarliśmy do głównej i przejechaliśmy na drugą stronę. Jeszcze trochę i mieliśmy się dostać do jaskini Raj. Szukaliśmy miejsca, gdzie moglibyśmy przypiąć rowery, jednakże było ciężko i ostatecznie schowaliśmy je w jakimś trudno dostępnym miejscu, spięte ulockiem. Udaliśmy się do jaskini, a tam co? Trzeba mieć rezerwację. Lekka irytacja. Wzięliśmy po hot-dogu za 3,50. Taka mikro porcja, że mi się już śmiać chciało. No i ułamała się jeszcze rowerowa stopka, gdy wyjeżdżaliśmy.


Skały w okolicy jaskini Raj


Tablica z kalendarium przy jaskini Raj.


Skromny posiłek przy jaskini Raj

Ruszyliśmy dalej na północ i zachód szlakiem rowerowym. Jazda bezsilna dodam. W końcu dojechaliśmy do Piekoszowa. Jak głosiła tablica informacyjna przed kościołem – było określone jako „Miejsce Mocy”. Mimo to, stan nasz się nie polepszył. Znaleźliśmy sklep i urządziliśmy pod nim posiłek, siedzieliśmy na plecakach. Posileni ruszyliśmy zwiedzać ruinę pałacyku. Zaskoczyło mnie, że była taka niezła.


Szewce. Przejazd pod wiaduktem DK7. Widok ku W


Szewce (Zawada). Widok ku N


Łaziska. W tle widoczna zabudowa Piekoszowa z wieżami kościoła pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w centrum. Na horyzoncie Pasmo Oblęborskie: po lewej Góra Siniewska (449 m n.p.m.), po prawej Barania Góra (426 m n.p.m.). Widok ku N


Łaziska. W tle widoczna zabudowa Piekoszowa z wieżami kościoła pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w centrum. Na horyzoncie Pasmo Oblęborskie: po lewej, przy krawędzi zdjęcia Góra Siniewska (449 m n.p.m.), w centrum Barania Góra (426 m n.p.m.). Widok ku N


Piekoszów. W centrum w tle kościół pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku N


Piekoszów. W tle kościół pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku NE


Piekoszów. Kościół pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku E


Piekoszów

Dworek całkiem nieźle zachowany, tylko okropnym były śmieci w piwnicach. Zsyp sobie urządzili... Na dziedzińcu kosz do gry i tylko jedne schody prowadzące donikąd. Po obejrzeniu parteru, nastąpiła próba wejścia po pozostałościach schodów - bez efektu. Nie byłoby zejścia. Nie mam takiego rozstawu nóg. Znaleźliśmy ściankę i po przymiarkach w końcu weszliśmy. Chodziliśmy ostrożnie, żeby strop się pod nami nie zawalił. Zobaczyliśmy, że jest jeszcze jedna część, do której nie da się dostać, bo zabrakło podłogi. Zeszliśmy na dół i zaczęliśmy się przyglądać jedynemu wejściu. Dyskutowaliśmy, że ciężko by było, że bez asekuracji to się nie da itp. itd. Tymczasem przyjechały 4-5 Toyoty z pasażerami, by obejrzeć ruinę. Adam stwierdził, że do kępki trawy na jakiejś tam wysokości można dojść, po czym spróbował wejść na ściankę. Potem ja, ale tak mi żal było, że jestem tak blisko, a nie uda mi się wejść wyżej do odciętego miejsca. Już w rezygnacji i zawiedzeniu chciało się schodzić, ale po chwili myślenia i rozpatrzeniu się w sytuacji i naszła mnie moc, by spróbować. Okazało się, że wejść było łatwiej niż na poprzednią, tylko tak niepozornie wyglądało. Z dołu głosy: „nie wejdzie”, „ciekawe czy wejdzie”, a jak się weszło: „ jak zejdzie?”. Ostatecznie ruina zobaczona w całości. Praktycznie po sam szczyt. Niestety zajęła zbyt wiele czasu i nie zrealizowaliśmy planu, aby pojechać jeszcze do Tumlina.


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich. Widok ku E


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich. Widok ku NNE


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich. Widok ku SEE


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.

Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.


Podzamcze. Ruiny pałacu Tarłowskich.

Wróciliśmy znów przez Miedziankę, po drodze mijając dwa wesela i Bolmin. Tam pojechaliśmy drogą, najpierw polną, potem leśną, w końcu leśną pod górę, aż na końcu pchaliśmy rowery przez grzbiet. Tam zgubił się mój licznik. Długo szukaliśmy, ale zrobiło się ciemno i trzeba było go porzucić. Potem chwilę jechaliśmy jakąś w miarę przyzwoitą leśną drogą, aż zobaczyliśmy światła na dole. Myślimy - "no to w dół". Przedzieraliśmy się przez chaszcze, krzaki itp. wszystko w ciemnościach. Gdy stok się zrobił bardziej stromy, przykucnęło się przy rowerze. Trzymając go za ramę i kierownicę zaczął się zjazd na tyłku. Na dole okazało się, że w czasie schodzenia urwał się hak od przerzutki w moim rowerze i dalszą część przygód została pokonana pieszo. Tuż przed ośrodkiem przyszło się zorientować, że i mapa gdzieś wypadła...


Okolice Bławatkowa


Droga z Zajączkowa do Bolmina. Widok ku N


Bolmin, Kościół NNMP. Widok ku SE


Bolmin. Droga do przysiółka Kresy. Po prawej Pasmo Czubatki. Widok ku SSW


Bolmin. Tablica informacyjna


Bolmin. Główne skrzyżowanie we wsi. W centrum OSP, Widok ku NWW
Rower:Unibike Dane wycieczki: 71.00 km (5.00 km teren), czas: 04:00 h, avg:17.75 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wyprawa Świętokrzyska IV - JEST CHLEB

Piątek, 2 maja 2008 | dodano: 04.05.2008Kategoria LSTR, 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Księgowym, 2008 Świętokrzyskie

Tego dnia pierwsze kroki skierowaliśmy do Małogoszczy, kilka kilometrów na zachód. Szło nam dosyć opornie. Tam najpierw znaleźliśmy pocztę, potem sklep. Zakupy były wystarczające poza jednym – chlebem. Był tylko w jednym sklepie, do którego wkrótce udał się Księgowy. Wyniósł jeden, podczas gdy inni brali 3-5 bochenków. Po namyśle powędrowało mi się po drugi. W sklepie zostały tylko 3 bochenki. Sama Małogoszcz przypominała mi nieco mały Płońsk. Poza całą masą Tirów, które pruły przez miasto i rynek. Na szczęście była w budowie obwodnica.




DW 762. Budowa obwodnicy Małogoszczy. Widok ku SSW


DW 762. Budowa obwodnicy Małogoszczy. Po lewej Góra Krzyżowa (289 m n.p.m.). Widok ku SSW


UMiG Małogoszcz. Widok ku SW

Posileni ruszyliśmy dalej. Znaleźliśmy czarny szlak rowerowy po betonowych płytach, ale wkrótce zmieniliśmy go na szuter i wylądowaliśmy nad brzegiem małego zalewu. Tam odpoczywaliśmy i zgubiliśmy Księgowego telefon. Zorientowaliśmy się po drugiej stronie zalewu, po przejechaniu fragmentu leśnej drogi. Nic to - wróciliśmy się go poszukać. Mnie zastanawiało, co o nas sobie myślała para, która siedziała przy mostku, przez który na ich oczach przejeżdżaliśmy dwa razy. W każdym razie telefon się znalazł i kontynuowaliśmy wyprawę. Znowu las. Kilka razy przy już zaoranym terenie wyrębu i kolejny strumyk, przez który trzeba było przejechać, aby się ochłodzić. No i Księgowy przekroczył 2000 km w tym roku.


Małogoszcz N. Dojazd do DW 728. W centrum Mielechowska Góra (335 m n.p.m.). Po prawej Grząby Bolmińskie. Widok ku NEE


Małogoszcz N. Dojazd do DW 728. Po prawej Brogowice (294 m n.p.m.). W centrum Grząby Bolmińskie. Widok ku E


Małogoszcz N. Dojazd do DW 728. Widok ku N


Małogoszcz N. Droga od DW 728 do Zalewu Zakrucze. Widok ku SEE


Zalew Zakrucze. W tle pasmo Czubatki. Widok ku SE


Zalew Zakrucze. W tle pasmo Czubatki. Widok ku SE


Nad Zalewem Zakrucze


Zalew Zakrucze. W tle pasmo Czubatki. Widok ku SE


Zalew Zakrucze. Widok ku E


Zalew Zakrucze


Zalew Zakrucze. Widok ku S


Wierna Rzeka. Po lewej zapora zalewu Zakrucze. Widok ku N


Okolice Rezerwatu Milechowy.


Okolice Rezerwatu Milechowy. Widok ku N


Okolice Rezerwatu Milechowy


Okolice Rezerwatu Milechowy


Okolice Rezerwatu Milechowy


Okolice Rezerwatu Milechowy


Okolice Rezerwatu Milechowy

Potem wspinaczka na górę, przerywana podjazdami na rowerze. Dotarliśmy do słupa wysokiego napięcia, dzięki któremu zorientowaliśmy się w położeniu „mniej niż więcej”. Mimo to wkrótce osiągnęliśmy zbocze tamtejszej jaskini, którą obejrzeliśmy chociaż była dosyć mała. Niestety, w środku walało się mnóstwo puszek po piwie. Wkrótce trochę się zaroiło. Najpierw jakaś parka, potem głosy na sąsiednim zboczu. Wygarnęliśmy puszki z jaskini i pojechaliśmy znów na północ. Znowu wioski. W czasie krótkiej przerwy zachciało mi się dopompować koła. Tylne już w porządku, no to może jeszcze przednie... "Heh, gotowe". No to pora wyjąć pompkę... Wyszła razem z wentylem, który tym samym się urwał i trzeba było migiem zmieniać dętkę. W drogę. Pojechaliśmy do rezerwatu w Miedziance, zostawiliśmy rowery w krzakach i wspięliśmy się na szczyt. Tam spotkaliśmy parę. Jak się okazało, byli to ci sami, których spotkaliśmy w jaskini i trochę wcześniej na mostku przy zalewie. No i co? Byli wcześniej niż my.


Okolice Rezerwatu Milechowy. W centrum Brogowice (294 m n.p.m.). Widok ku SSW


Okolice Rezerwatu Milechowy. W centrum Góra Wesołowska (307 m n.p.m.). Na horyzoncie Pasmo Oblęborskie: po prawej Góra Siniewska (449 m n.p.m.), po lewej Góra Perzowa (395 m n.p.m.), przy lewej krawędzi zdjęcia Kuźnicka Góra (345 m n.p.m.). Widok ku NNE


Okolice Rezerwatu Milechowy. W centrum wieś Wesoła. Na horyzoncie Pasmo Oblęborskie: po prawej Góra Perzowa (395 m n.p.m.), po lewej Kuźnicka Góra (345 m n.p.m.). Widok ku N


Okolice Rezerwatu Milechowy


Rezerwat Milechowy w okolicy jaskini Milechowy


Rezerwat Milechowy w okolicy jaskini Milechowy


Rezerwat Milechowy w okolicy jaskini Milechowy


Rezerwat Milechowy. Jaskinia Milechowy


Rezerwat Milechowy. Jaskinia Milechowy


Rezerwat Milechowy. Jaskinia Milechowy


Rezerwat Milechowy. Wnętrze jaskini.


Rezerwat Milechowy. Wnętrze jaskini.


Rezerwat Milechowy. Wnętrze jaskini.


Rezerwat Milechowy. Wnętrze jaskini.


Wesoła. Przejazd przez linię kolejową nr 61 łączącą stacje Kielce i Fosowskie (w gminie Kolonowskie). Widok ku N


Zajączków. Linia kolejowa nr 61 między stacjami Kielce i Fosowskie (w gminie Kolonowskie). W tle po lewej Góra Dobrzeszowska (367 m n.p.m.) w okolicy Łopuszna. Po prawej Kuźnicka Góra (345 m n.p.m.). Przy prawej krawędzi zdjęcia Góra Perzowa (395 m n.p.m.). Widok ku N


Zajączków. Góra i Rezerwat Miedzianka (354 m n.p.m.). Widok ku SE


Widok z okolic góry i Rezerwatu Miedzianka


Góra i Rezerwat Miedzianka


Góra i Rezerwat Miedzianka. Widok na Grzęby Bolmińskie ku S


Góra i Rezerwat Miedzianka. Po prawej na horyzoncie Góra Dobrzeszowska (367 m n.p.m.). Widok ku NW


Góra i Rezerwat Miedzianka. Na horyzoncie Góra Dobrzeszowska (367 m n.p.m.). Widok ku NNW


Góra i Rezerwat Miedzianka.


Góra i Rezerwat Miedzianka.


Góra i Rezerwat Miedzianka.


Góra i Rezerwat Miedzianka.


Góra i Rezerwat Miedzianka.


Góra i Rezerwat Miedzianka.


Góra i Rezerwat Miedzianka.


Góra i Rezerwat Miedzianka. W centrum na horyzoncie Chęciny. Widok ku SE


Góra i Rezerwat Miedzianka. W centrum na horyzoncie Chęciny. Widok ku SE


Góra i Rezerwat Miedzianka. W centrum Zajączków. Na horyzoncie Góra Dobrzeszowska (367 m n.p.m.). Widok ku NNW


Góra i Rezerwat Miedzianka. Pola Zajączkowa. Po lewej Góra Milechowska (335 m n.p.m.). Widok ku SW


Góra i Rezerwat Miedzianka. Widok na Zajączków ku NW. Na horyzoncie po lewej Góry Przedborskie


Góra i Rezerwat Miedzianka. Na pierwszym planie po prawej Góra Wesołowska (307 m n.p.m.) oddzielająca Zajączków od Wesołej (skrytej za wzniesieniem). Na horyzoncie Góry Przedborskie. Widok ku NW


Góra i Rezerwat Miedzianka. Na pierwszym planie Zajączków (po lewej) i Bławatków (po prawej). Na horyzoncie Pasmo Oblęborskie: po lewej Kuźnicka Góra (345 m n.p.m.) i Góra Perzowa (395 m n.p.m.). Po prawej Góra Siniewska (449 m n.p.m.) i Barania Góra (426 m n.p.m.). Widok ku N


Góra i Rezerwat Miedzianka. Punkt Wysokościowy na Miedziance. W tle pobliska kopalnia. Widok ku NEE


Góra i Rezerwat Miedzianka. U stóp góry wieś Miedzianka. Na horyzoncie: po lewej Grzywy Korzeckowskie, po prawej Grząby Bolmińskie. Widok ku SSE


Góra i Rezerwat Miedzianka. Kopalnia Miedzianka. Na horyzoncie w centrum Pasmo Dymińskie. Widok ku E


Góra i Rezerwat Miedzianka. Kopalnia Miedzianka. Na horyzoncie w centrum Pasmo Dymińskie. Widok ku E


Góra i Rezerwat Miedzianka. Po lewej Grzęby Bolmińskie. W centrum na horyzoncie Czubatka (326 m n.p.m.). Widok ku SSW


Góra i Rezerwat Miedzianka. Pola Zajączkowa. W centrum Góra Milechowska (335 m n.p.m.). Widok ku SW


Góra i Rezerwat Miedzianka. Na horyzoncie po lewej kopalnia Miedzianka i Pasmo Zelejowskie; po prawej Pasmo Chęcińskie i same Chęciny z zamkiem. Przy prawej krawędzi Polichno i Podpolichno. Widok ku SE


Góra i Rezerwat Miedzianka. U stóp góry wieś Miedzianka. Na horyzoncie: po lewej Grzywy Korzeckowskie, po prawej Grząby Bolmińskie. Widok ku SSE


Góra i Rezerwat Miedzianka. Na horyzoncie po lewej Góry Przedborskie. Widok ku NWW


Góra i Rezerwat Miedzianka. Azuryt.


Góra i Rezerwat Miedzianka. Malachit.


Góra i Rezerwat Miedzianka.


Góra i Rezerwat Miedzianka.

Po górze pora na pobliską, już zamkniętą kopalnię. Była mała, to i mało czasu zabrała. Zostały tylko dwa baraki i koparka (niestety zamknięta). Zjazd z powrotem do wioski. Księgowy udał się z powrotem do sklepu, a mi przyszło słuchać miejscowego, gdzie to mamy pojechać, żeby dokądś trafić... Chociaż mieliśmy własny pomysł jak to załatwić. Wrócił Księgowy i również przeszedł instruktaż. Dookoła nas roiły się dzieci i co chwila spoglądały, to na licznik, to na coś innego. Staliśmy się mobilną atrakcją turystyczną. Z Miedzianki jechaliśmy do dawnej góry Ostrówka, która aktualnie była czynną kopalnią. Drogą jechali strażnicy, ale pozwolili zrobić zdjęcie. Potem znów trochę lasu i kolejna jaskinia: Piekło pod Skibami, zdecydowanie zabawniejsza i większa niż poprzednia. Nie starczyło czasu na Raj, więc wróciliśmy znów w szybkim tempie i z wiatrem w plecy.


Zajączków. Widok ku E


Zajączków. Widok ku NW


Zajączków


Zajączków. Widok ku SE


Zajączków


Wjazd do Miedzianki od strony Zajączkowa. Widok ku S


Podpolichno. Hutka zasilana wodami z kopalni. Widok ku SSE


Kopalnia Miedzianka. Widok ku E


Kopalnia Miedzianka. Widok ku NNE



Gałęzice (Nowiny). Widok ku E


Gałęzice (Nowiny). Widok ku NEE


Gałęzice (Nowiny). Widok ku NWW


Skiby N. Jaskinia P.


Skiby N. Przy jaskini P.


Skiby N. Jaskinia P.


Skiby N. Jaskinia P.


Skiby N. Jaskinia P.


Skiby N. Jaskinia P.


Skiby N. Jaskinia P.


Między Skibami i Gościńcem. Po lewej Hutka (286 m n.p.m.); po prawej góra Miedzianka (354 m n.p.m.). Widok ku NWW


Gościniec w pobliżu granicy z Polichnem. Widok ku N


Suszenie w bazie

Godzinowo:
10:40 Wyjazd
11:00-11:50 Małogoszcz
12:30 Nad zalewem
12:50 Telefon
13:16 Strumyczek
13:33 2000km
14:00-14:40 Jaskina
15:30 Dętka
16:00 Miedzianka + popas
16:30 Szczyt
17:00 Odnalezienie azurytu i malachitu
17:35 -18:00 Kopalnia
18:35 Ostrówka
19:15-19:55 Jaskinia 2
20:50 Bocheniec

Zaliczone gminy

- Piekoszów
Rower:Unibike Dane wycieczki: 56.23 km (0.00 km teren), czas: 03:44 h, avg:15.06 km/h, prędkość maks: 64.64 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wyprawa Świętokrzyska III - Próby i Wyzwania

Czwartek, 1 maja 2008 | dodano: 04.05.2008Kategoria LSTR, 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Pół nocne, Gminy, Z Księgowym, 2008 Świętokrzyskie

O 10 wyjazd. Postanowiliśmy pojechać przerwanym dnia poprzedniego szlakiem. Tak więc po ponownym zdobyciu Górki-Gdzie-Padł-Aparat, udaliśmy się bezpośrednio na południe i pod wiatr.  Najpierw dotarliśmy do miejscowości, gdzie w każdym oknie była naklejona Matka Boska. W KAŻDYM... Dodatkowo były tam dwa specyficzne domy: jeden niebieski, a drugi różowy oraz droga z pierwszeństwem, omijająca kościół tak, że z głównej wpadliśmy na zwyczajną, nie wiedząc o tym. Potem się cofnęliśmy parę metrów i po paru kilometrach widzieliśmy dwójkę bikerów, którzy skuwali łańcuch metodą znaną z Czerska. Niestety, nie mieliśmy narzędzi by im pomóc.


Bałagan w bazie


Bocheniec. Skały przy parkingu nad Wierną Rzeką przy DW 762. Widok ku NE


Granica między wsią Bocheniec i Karsznice. Pola Gorgolewskie. Widok ku SSW


Granica między wsią Bocheniec i Karsznice (pod lasem). Pola Gorgolewskie. W tle Pasmo Czubatki (najwyższa po lewej 326 m n.p.m.). Widok ku N


Granica między wsią Bocheniec i Karsznice (pod lasem). Pola Gorgolewskie. W tle Pasmo Czubatki (najwyższa po lewej 326 m n.p.m.). W tle po prawej widoczne Grząby Bochenieckie. Widok ku N


Granica między wsią Bocheniec i Karsznice (pod lasem). Pola Gorgolewskie. W tle Pasmo Czubatki (najwyższa po lewej 326 m n.p.m.). Widok ku N


Karsznice. Widok ku SSW


Karsznice. Widok ku SSW


Karsznice. Droga z Bocheńca. Widok ku NNE


Rembieszyce. Kościół Apostołów Piotra i Pawła. Widok ku S


DW 728 między Rembieszycami i Lipnicą. Widok ku S

Udaliśmy się dalej. Na mapie biały gruby pasek, czyli jakaś lepsza droga. W rzeczywistości jechaliśmy przez las drogą, której dziur nie brakowało. Po wyjechaniu do wioski, poszukiwania sklepu. Sklepy były: pasze, materiały budowlane, motoryzacyjne, pasze i pasze... A coś do jedzenia? Żadnego spożywczaka nie spotkaliśmy, odkąd wyjechaliśmy z Bocheńca. Przynajmniej krajobrazy były super jak zwykle.


Lipnica. Rzeczka Lipnica, dopływ Białej Nidy. Widok ku W


Mnichów (Rudki). Stawy hodowlane. Widok ku S


Mnichów (Rudki). Tory linii kolejowej nr 8 z Krakowa do Warszawy. Widok ku S


Mnichów (Antolka). Widok ku SW


Droga z Mnichowa do Wólki Kawęckiej. Widok ku NE


Droga z Mnichowa do Wólki Kawęckiej. W tle po lewej widoczne wieże zamku w Chęcinach. Widok na Osową ku N


Droga z Mnichowa do Wólki Kawęckiej. W centrum w tle wieże zamku w Chęcinach. Widok na Osową ku NNE


Osowa (Smyków). Widok ku E


Osowa (Smyków). Widok ku S


Osowa (Smyków). Po prawej Wólka Kawęcka. Widok ku E


Mokrsko Górne. Widok ku SSE


Mokrsko Górne. Widok na Sobków ku NEE


Mokrsko Górne. Widok ku SW


Mokrsko Górne. Widok ku SEE


Mokrsko Górne

W końcu o 12:30 dotarliśmy do miejscowości Mokrsko, gdzie ostały się jeno mury zamku. I bocianie gniazdo. Godzinę później udaliśmy się do brodu przez Nidę. Most był parę kilometrów dalej, ale nie chciało się nam tam jechać. Rowery zanurzyły się prawie po całe koła, sakwy wytrzymały napór wody, a po przedostaniu się na drugi brzeg, wkrótce wyschły na słońcu, które już nieźle wtedy grzało.


Ruiny zamku w Mokrsku Górnym. Widok ku N


Ruiny zamku w Mokrsku Górnym.


Ruiny zamku w Mokrsku Górnym.


Ruiny zamku w Mokrsku Górnym.


Ruiny zamku w Mokrsku Górnym.


Ruiny zamku w Mokrsku Górnym.


Ruiny zamku w Mokrsku Górnym.


Ruiny zamku w Mokrsku Górnym.


Ruiny zamku w Mokrsku Górnym.


Ruiny zamku w Mokrsku Górnym.


Ruiny zamku w Mokrsku Górnym.


Ruiny zamku w Mokrsku Górnym.


Ruiny zamku w Mokrsku Górnym.


Ruiny zamku w Mokrsku Górnym.


Bród przez Nidę między Mokrskiem Górnym i Sobkowem. Widok ku NEE


Bród przez Nidę między Mokrskiem Górnym i Sobkowem.

O 14:15 byliśmy już Sobkowie. Poczta, policja, pasze i w końcu SKLEP!!! Tak dotarliśmy i mogliśmy urządzić popas. Właściciel użyczył noża, co znacznie pomogło bawić się z bułkami. Potem jazda na północ. Naprawdę niedaleko kolejny zameczek. Ściślej - dworek otoczony murem zwany „fortalicją” na który nie mieliśmy czasu i żal było za bilet zapłacić. Chwilę potem dotarliśmy do kamieniołomu, który opuściliśmy około 16.


Sobków. Przerwa na posiłek. Widok ku NE


Sobków. Przerwa na posiłek.


Fortalicja Sobków


Fortalicja Sobków. Widok ku W


Wyrobisko "Sobków". Wzniesienie po W stronie szosy. Widok ku NNW


Wyrobisko "Sobków". Widok ku N

Sam kamieniołom super. Trochę wspinaczki, trochę chodzenia, kilka skamieniałości i pozostałości torów. Parę jaszczurek i zając oraz głos jakiegoś psa z oddali. Na szczęście nie chodził po terenie. Rowery były nawet dobrze ukryte, z dala od oczu ludzi jadących drogą. Gdy skończyliśmy i chcieliśmy znów się wspiąć - Adamowi spadł kask;P zleciał na samo dno, podczas gdy my byliśmy już prawie na powierzchni. No cóż. Zszedł. Gdy już zostawiliśmy skały pod sobą, zaczęło się wypalanie oczu w słonecznym upale. Niestety, zaczęło się robić trochę chłodniej. Przez kolejne wioski ruszyliśmy w kierunku Chęcin, nad którymi lało.


Wyrobisko "Sobków". Widok ku SEE


Wyrobisko "Sobków". Widok ku SE


Wyrobisko "Sobków". Widok ku W


Wyrobisko "Sobków". Widok ku E


Wyrobisko "Sobków". Widok ku SE


Wyrobisko "Sobków".


Wyrobisko "Sobków". Widok ku NE


Wyrobisko "Sobków". Widok ku SEE


Wyrobisko "Sobków".


Wyrobisko "Sobków".


Wyrobisko "Sobków".


Wyrobisko "Sobków".


Wyrobisko "Sobków". Widok ku SWW


Wyrobisko "Sobków". Widok ku SSE


Wyrobisko "Sobków". Widok ku NW


Wyrobisko "Sobków".


Wyrobisko "Sobków". Widok ku S


Wyrobisko "Sobków". Widok ku SSE


Wyrobisko "Sobków". Widok ku NE


Sokołów Górny. Widok ku SEE


Sokołów Górny. Na horyzoncie po prawej las między brzegami i Bizorędą. Widok ku NWW


Sokołów Górny. Widok ku SSW


Sokołów Górny. Widok ku NNE

Siedlce SW. Widok ku SW


Siedlce SW. Widok ku NWW


Siedlce SW. Widok ku N


Siedlce SW. Widok ku NNE


Siedlce SW. Na horyzoncie po prawej zamek w Chęcinach. Widok ku NW


Siedlce SW. Na horyzoncie po prawej zamek w Chęcinach. Widok ku NNW


Siedlce SW. Widok ku N


Siedlce SW


Siedlce SW


Siedlce SW. Widok ku NNE


Siedlce W. Widok na ruiny w Wolicy ku N


Siedlce W. Widok ku NNE


Siedlce W.


Siedlce W. Widok ku NNE


Wolica SE. Linia kolejowa nr 8 łącząca stacje Warszawy i Krakowa. Widok ku W


Wolica SE. Po lewej linia kolejowa nr 8 łącząca stacje Warszawy i Krakowa. Widok ku NEE

Po drodze jeszcze raz przeprawialiśmy się przez strumień, ale tym razem już po mostku Jedna z belek była przegryzioną przez bobry. Potem Starochęciny i podjazd, wpierw asfaltem od południa, na parking pod zamkiem, a potem później po ziemnym wjeździe. Dotarliśmy prawie do końca. Przeszkodziły tylko skały wystające z ziemi. Adam zdobył donżon, a mi przyszło pilnować rowerów. Już jedna wycieczka na wieżę wypadła mi w okresie gimnazjum, więc nie było większego sensu jeszcze raz tam wchodzić, mimo że bileter zachęca, iż wiele się zmieniło.


Bobrza na granicy gmin. Mostek między wsią Nida i Lipowica. Widok ku NNE


Bobrza. Po lewej łąki Lipowicy, po prawej Nidy. Widok ku NE


Bobrza na granicy gmin. Mostek między wsią Nida i Lipowica. Widok ku N


Bobrza. Po lewej łąki Nidy, po prawej Lipowicy. Widok ku W


Ruina w Lipowicy


Starochęciny. W centrum kościół Stanisława BiM. Widok ku NNW


Starochęciny. W centrum w tle Rzepka (357 m n.p.m). Widok ku NW


Wieża ciśnień przy granicy Starochęcin i Podzamcza. Widok ku W


Podzamcze. Widok na zamek w Chęcinach ku NNW


Podzamcze. Widok ku NNW


Podjazd z Podzamcza do Chęcin. Widok ku SSE


Podjazd z Podzamcza do Chęcin. Inskrypcja: "W tym miejscu 22∙VII∙1959 r. zginęli śmiercią tragiczną uczestnicy Międzynarodowego Rajdu Adriatyckiego -J∙P- Michał Nachorski Jan Lancer Członkowie Automobilklubu Śląskiego Cześć ich pamięci". Widok ku W


Podjazd z Podzamcza do Chęcin. Widok ku N


Zamek w Chęcinach. Widok ku NW


Zamek w Chęcinach. Widok ku W


Widok spod zamku na Chęciny ku N


Zamek w Chęcinach. Widok ku N


Zamek w Chęcinach.


Zamek w Chęcinach.


Widok spod zamku na Chęciny ku N

Zbliżała się burza. Zjechaliśmy do miasteczka i przekąsiliśmy małe co nieco. Ja gorącą zapiekankę, która trochę mnie sparzyła, a Księgowy frytki. Po wyjściu obserwowaliśmy niecodzienne zjawisko, gdy z jednego z kominów wydobywały się na ulicę potworne masy dymu. Była 19:16. Na godzinę 20:10 dotarliśmy do Bocheńca, gdzie zostaliśmy mile zaskoczeni. Mieliśmy CIEPŁĄ wodę. Wreszcie zawitała higiena.


Chęciny. Rynek. Widok ku SWW

Zaliczone gminy

- Jędrzejów
Rower:Unibike Dane wycieczki: 67.31 km (0.00 km teren), czas: 04:25 h, avg:15.24 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)