Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wiekublog rowerowy

avatar erdeka
okolice Czerwińska

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12598 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy erdeka.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Podróżerowerowe.info

Dystans całkowity:3676.14 km (w terenie 403.50 km; 10.98%)
Czas w ruchu:214:56
Średnia prędkość:17.10 km/h
Maksymalna prędkość:65.75 km/h
Suma kalorii:4793 kcal
Liczba aktywności:32
Średnio na aktywność:114.88 km i 6h 43m
Więcej statystyk

Zlot w Szklanej Hucie III - Powrót

Niedziela, 19 maja 2019 | dodano: 26.01.2020Kategoria Podróżerowerowe.info, Samotnie, Wyprawy po Polsce, 2 Osoby, Z rodziną

2019.05.17 - 19 Zlot w Szklanej Hucie - cała trasa


Do Wejherowa

Pobudka bardzo wczesna. Szybko przyszło mi się spakować, więcej czasu minęło na przygotowanie i zjedzenie zupki błyskawicznej. Przede mną ruszyło kilka osób, ale bardzo niewiele. Reszta ruszała zdecydowanie później. Trasa wywiodła mnie szeroką, leśną szutrówką na asfalt w Osiekach Lęborskich. Po drodze kilka nieco bardziej dla mnie stromych podjazdów i przyjemne widoki terenu. W Choczewie kurs pod pobliski UG, a następnie jazda z podjazdami i długim dolinnym zjazdem przez Łętowo, Mierzyno, do ronda w Rybnie (poniżej podjazdów), skąd trasa wiodła prawie tak, jak dwa dni wcześniej. Różnica taka, że z Bolszewa przejazd Sucharskiego, a w pobliżu dworca Spacerową. Pod samym dworcem w Wejherowie przerwa na przystanku i namyślanie się, co dalej. W międzyczasie przyjechała owa dwójka zlotowiczów, z którymi jechało się dwa dni wcześniej.


07:34. Ostatnie chwile w Szklanej Hucie


07:48. Droga ze Szklanej Huty do Osieków Lęborskich. Widok ku S


07:54. Osieki Lęborskie. Kościół pw. św. Najświętszej Maryi Panny Gwiazdy Morza. Widok ku SSE


07:54. Osieki Lęborskie. Widok ku SWW


07:56. Droga z Kierzkówka do Choczewa. Widok ku SSE


07:54.Droga z Kierzkówka do Choczewa. Widok ku S


08:06. Droga z Kierzkówka do Choczewa. Widok ku S


08:07. Wjazd do Choczewa od północy. Widok ku S


08:09 UG Choczewo. Widok ku SWW


08:12. Choczewo. Po lewej ul. Kusocińskiego. Po prawej ul. Pierwszych Osadników (DW213). Widok ku S


08:12. Choczewo. Po lewej ul. Kusocińskiego. Po prawej ul. Pierwszych Osadników (DW213). Widok ku S


08:12. Choczewo. Ul. Kusocińskiego. Widok ku S


08:25. Skrzyżowanie drogi z Choczewa (z prawej, poza kadrem) z drogą między Łętowem (po lewej) a Słajkowem (po prawej). Widok ku SW


08:25. Skrzyżowanie drogi z Choczewa (z prawej, poza kadrem) z drogą między Łętowem (po lewej) a Słajkowem (po prawej). Widok ku SW.


08:28. Łętowo. Teren dawnego PGR. Widok ku SSE


08:28. Wjazd od zachodu do Łętowa. Widok ku SE.


08:45. Mierzyno. Stolemy. Widok ku N


08:53. Tadzino. Droga po N stronie kopalni kruszywa Topaz. Widok ku E


08:54. Tadzino. Kopalnia kruszywa Topaz. Widok ku SSW

Gdynia

W końcu padło na kurs SKM do Gdyni Głównej. Było mi zimno i utrzymywało się zmęczenie. Było mi źle. W Gdyni na dworcu przerwa na Subway - coś ciepłego. Nie chciało mi się ruszać z krzesła. W międzyczasie udało mi się dostrzec kilka osób ze zlotu, ale nie było we mnie siły na nic. W końcu udało się jej wykrzesać tyle, by udać się po bilet - ten był kupiony dopiero na ok. 19. Zakup biletu o 13:28 do Modlina (przez Malbork, Iława Głowna, Działdowo, Nasielsk). Planowy przejazd miedzy 19:23 a 22:41. Potem udało mi się pogadać z jedną dwójką zlotowiczów, potem przybyła jeszcze kolejna dwójka zlotowa. Powoli też zbierali się na pociąg. W międzyczasie się rozpogodziło, a mnie czekało jeszcze jedyne spotkanie z K. Wiadomość o tym, gdzie będę, udało się wysłać tuż przed padnięciem baterii w komórce. Potem wyszłam przed dworzec z rowerem i czekało się tam kilka-kilkanaście minut. Potem pojechało się rowerami na ul. Żeromskiego w rejonie Placu Kościuszki Na rozmowie w kawiarni minęło pozostał kilka godzin do odjazdu pociągu. W tamtejszej toalecie zmiana ciuchów na nierowerowe. W międzyczasie udało się naładować baterię w telefonie i wypić gorącą czekoladę. Potem pieszorowerowy powrót na dworzec w Gdyni.


15:17. Kilku kolejnych zlotowiczów spotkanych na dworcu w Gdyni


17:34. Gdynia. Ozdoba w kawiarni przy Żeromskiego

W pociągu

Trasa przejazdu pociągiem tym samym składem pociągu. Odbyła się na spokojnie, tyle tylko, że więcej było we mnie ochoty na robienie zdjęć z pociągu. Na początkowym odcinku chyba był w pobliżu ktoś palący (nie pamiętam wyraźnie, ale pamiętam swoiste poczucie dyskomfortu związane z obecnością innych ludzi w pobliżu). Gdzieś późnym wieczorem czy tuż po zmroku, już po wschodniej stornie Wisły, do pociągu wsiadła dwójka zlotowiczów. Po dłuższej jeździe w milczeniu, po jakimś czasie udało się przeprowadzić raczej fajną, acz krótką rozmowę. Później, okazało się (wg słów mamy), że tym samym pociągiem wracała też kuzynka, ale w innym wagonie, bez wiedzy o sobie nawzajem. Po powrocie zmęczenie, ale w pozytywnym nastroju.


19:47. Dworzec Główny w Gdańsku. Widok ku NE


19:48. Dworzec Główny w Gdańsku. Widok ku N


20:00. Okolice Skowarcza. Widok ku NW


20:02. Skowarcz. Widok ku NW


20:12.Tory kolejowe w Tczewie


20:18. Most kolejowy w Tczewie. Widok ku W


20:19. Tczew widoczny z linii kolejowej od strony Malborka. Widok ku W
Rower:Czarny Dane wycieczki: 44.41 km (4.00 km teren), czas: 03:02 h, avg:14.64 km/h, prędkość maks: 45.05 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 470 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Zlot w Szklanej Hucie II - Zlot

Sobota, 18 maja 2019 | dodano: 26.01.2020Kategoria 3-4 Osoby, Podróżerowerowe.info, Samotnie, Wyprawy po Polsce

Dzień rozpoczął się ładnie, słonecznie, zachęcał do jazdy. Ludzie mniej lub bardziej powoli szykowali się do swoich planów. Jedna większa grupa wybrała spływ kajakami, a druga jazdę na zachód, w okolice Łeby. Mi się wyjątkowo nie chciało, jazda w ogóle nie była w planach, cały dzień chcąc spędzić na miejscu. Mimo to, wraz z Bit. i Dzi. udaliśmy się nad morze, około 1,5 km ku N. Tam spora mgła. Oni udali się na wschód, a ja ku zachodowi, aby wyjechać innym zejściem na plażę i po raz pierwszy spróbować jazdy rowerem po niej. Faktycznie, po mokrym piasku, w pobliżu morskich fal, można było spokojnie, bez zakopywania się, jak po zwykłej nawierzchni, po prostu sobie jechać i było sporo miejsca na manewry, choć potrzeby nie było, raptem raz pojawiła się przywleczona skądś gałąź.


08:41. Widok ku NWW


09:19. Widok ku N


09:55.Widok ku NNE


09:55.Widok ku NNE


10:01. Ujściowy odcinek Bezimiennej. Widok ku NNE


10:01. Ujściowy odcinek Bezimiennej. Widok ku N


10:03. Ujście Bezimiennej. Widok ku N


10:04. Ujściowy odcinek Bezimiennej. Widok ku S


10:05.Ujście Bezimiennej. Widok ku S


10:11.Ujście Bezimiennej. Widok ku S


10:12.Bałtyk w rejonie ujścia Bezimiennej. Widok ku W


10:19.


10:27. Bałtyk w rejonie ujścia Bezimiennej. Widok ku W

Zjazd z powrotem nastąpił w okolicy rezerwatu torfowiskowego i Wydmy Lubiatowskiej. Droga szutrowa, ubita, doprowadziła mnie na asfalt. Mijało się budynek Fundacji Anny Dymnej "Mimo Wszystko", a potem jeszcze spory kawałek jechało. Minęła mnie tylko jedna para na rowerach, zmierzająca w przeciwną stronę. Na skraju Lubiatowa ukazała się ławeczka, gdzie przyszła pora na przerwę i udało się dostać do internetu (w bazie, nawet zasięg telefoniczny był problemem), dzięki czemu udało mi się dowiedzieć, że koleżance udało się pomyślnie zakończyć ostatni egzamin, nieco spóźnionej matury. W końcu zmarzły mi ręce i przyszła pora wracać. Pogoda zrobiła się bardziej pochmurna, chłodniejsza i już nie miało być tak różowo. Powrót do bazy po ok 4 km szlaku rowerowego, drogą, która kilka razy przedzierała się przez spore piachy.


10:31. Bałtyk w rejonie Wydmy Lubiatowskiej. Widok ku N


10:31. W rejonie Wydmy Lubiatowskiej. Widok ku SSE

10:36.Droga przez Wydmę Lubiatowską. Widok ku S


10:38. Budynek Fundacji Anny Dymnej "Mimo Wszystko". Widok ku S


11:20.Wjazd do Lubiatowa. Widok ku S


11:48 Żółty szlak w pobliżu Lubiatowa. Widok ku SSW


11:49.Żółty szlak w pobliżu Lubiatowa. Widok ku NNE


12:02.Droga do szklanej Hut od strony Lubiatowa. Widok ku NE


12:06.Szklana Huta. Widok ku N

Po powrocie przeszła burza, solidnie się rozpadało. Niektórzy zdążyli wrócić przed, inni w tym czasie akurat gdzieś robili przerwy obiadowe. Po niej się uspokoiło, z okolicy parowała woda, tworząc ciekawą mgłę do wieczora. Cały czas było mi zimno, przed tą temperaturą chroniąc się, dzięki bidonami napełnionymi gorącą wodą, trzymanymi w kieszeniach bluzy, pod kurtką. Gdy było mi już wystarczająco ciepło, bowiem rozgorzało ognisko, te baterie ciepła powędrowały do śpiwora, aby i on się nagrzał przed snem. Niewiele też minęło do niego. Chyba koło 10 mnie znów dopadło zmęczenie i ściągnęło do spania.


12:08. Widok ku NE


14:02.Widok ku N


15:46.Widok ku W


16:30


17:22

18:14. Widok ku SW
Rower:Czarny Dane wycieczki: 12.85 km (8.50 km teren), czas: 01:08 h, avg:11.34 km/h, prędkość maks: 25.27 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 102 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Zlot w Szklanej Hucie I - Dojazd

Piątek, 17 maja 2019 | dodano: 25.01.2020Kategoria 3-4 Osoby, Podróżerowerowe.info, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Z rodziną

Okres tego zlotu, zaprzątał moje myśli na kilku płaszczyznach przez ostatni czas. Dość istotnie. Wpierw zamysłem było, aby dotrzeć rowerem, ale na to ani sił specjalnie nie było, ani pogoda nie nastrajała optymizmem. Byłoby to potwornie umęczone, a że przy okazji było kilka spraw do załatwienia w Trójmieście, to dojazd pociągiem był dla mnie najbardziej optymalnym rozwiązaniem. Rankiem padało, acz przed wejściem do pociągu, było spokojnie. Chmura została dogoniona w trakcie jazdy i trochę jej było można doświadczyć nad morzem. Przejazd, tradycyjnie, minął mi gdzieś na końcu składu, przy rowerze. Po raz pierwszy, tak daleko w nowym ciuchu i bez większych zmartwień, a ze sporą dawką pewności siebie oraz spokojnej radości.

Po przyjechaniu do Gdyni Głównej, trzeba było z trudem przedostać się na poziom ulic, co oznaczało sporo schodów. Następnie kurs ku S, by zrobić sobie około 3 godziną przerwę w galerii handlowej, co upłynęło mi na przejściu i poznaniu tego obiektu, oraz na zrobieniu niezbędnych dla mnie zakupów. W międzyczasie praktycznie skończyła się pogoda deszczowa, została tylko psia. Powolny powrót na dworzec, skąd SKM kurs do Wejherowa. Tam schodów było mniej, ale przejście podziemne pełne kałuż i naniesionego błota. Stamtąd jazda Kwiatową, Zachodnią, Transportową do Sobieskiego. Przerwa na przebranie w przy rondzie Pruszkowskiego. Dalej do i wzdłuż krajówki, skręcając potem w Tartaczną z tragiczną nawierzchnią. Na Szkolnej już asfalt. W centrum Bolszewa udało mi się dostrzec dwie osoby jadące na zlot. Udało mi się ich dogonić i odtąd jechaliśmy razem.


13:57. Wejherowo. Dworzec PKP. Widok ku NEE


13:59. Wejherowo. Budowa tunelu ul. Kwiatowej pod linią kolejową 202 łączącą Gdańsk i Stargard. Widok ku NWW


14:03. Wejherowo. Ul. Jana III Sobieskiego. Jeden z budynków Batalionu Dowodzenia Marynarki Wojennej im. Pułkownika Kazimierza Pruszkowskiego. Widok ku S


14:28. Bolszewo. Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku SSW


14:29. Bolszewo. Ul. Zamostna. Widok ku N


14:32. Bolszewo. Ul. Zamostna. Widok ku NW


14:36. Las między Bolszewem i Paradyżem. Widok ku NW


14:38. Paradyż. Widok ku NW

Na skraju lasu przerwa przystankowa przed Zamostnem. W Rybnie podjazdy. Na ostatni z nich już mi trzeba było pieszo, z dużą zadyszką, wysokim tętnem i potrzebą na chwilę odpoczynku. W Strzebielinku uwagę przykuło więzienie, co spowodowało, że trzeba było gonić resztę, a co udało się dopiero w Gniewinie, podczas przerwy na ichnie zakupy, czego mi już nie trzeba było robić. Z miejscowości tej jechało się fajną trasą do Bychowa, jednak przez około połowę, wiodła gruntem, acz przyjemnym dla oka. Do Lubiewka droga zablokowana i odgrodzona z powodu jakiegoś remontu lub uszkodzenia mostku. Sama trasa bardziej terenowa, na samym początku z kocimi łbami. Trochę się rozpogodziło, ale było chłodno. Drobny nawrót i kurs do Prusewa, skąd Leśną (i fragmentem przez łąkę) do Białogóry. Z niej wyjechaliśmy Lubiatowską, by przejechać do bazy w środku lasu. Na ostatnie 1,5 pojechaliśmy różnymi drogami, ale dojechało się w tym samym czasie. Na miejscu osób nie tak znowu wiele, a wieczorem ognisko, którego początek miał miejsce pod dachem, rozpalając je na przenośnym dnie spod prysznica. Powoli dojeżdżało coraz więcej osób, ale ostatnich nie udało mi się zobaczyć, bo zmęczenie i senność zapędziły mnie do śpiwora.


14:52. Zamostne. Opuszczony cmentarz ewangelicki. Widok ku SSE


14:52. Zamostne. Opuszczony cmentarz ewangelicki. Widok ku SE


14:53. Zamostne. Opuszczony cmentarz ewangelicki. Widok ku SSE


14:54. Zamostne SE w pobliżu opuszczonego cmentarza ewangelickiego. Widok ku NNW


15:11. Kniewo. W tle wzniesienia. za którymi znajduje się Rybno. Widok ku N


18:18. Rybno S. Rondo Stulecia Odzyskania przez Polskę Niepodległości. Widok ku NW


18:18. Rybno S. Rondo Stulecia Odzyskania przez Polskę Niepodległości. Widok ku NW


18:18. Rybno S. Rondo Stulecia Odzyskania przez Polskę Niepodległości. Widok ku NW


18:18. Rybno S. Rondo Stulecia Odzyskania przez Polskę Niepodległości. Widok ku NNW


15:21. Rybno. Specyficzne malowidło naścienne.


15:24. Rondo łączące Sportową (w lewo), Lipową (w prawo) i Długą (za plecami). Widok ku NW


15:25. Rybno NW. Ul. Sportowa. Widok ku W


15:29. Podjazd z Rybna w stronę Strzebielinka. Widok ku NW


15:32. Widok z podjazdu między Rybnem i Strzebielinkiem ku E. W tle wzniesienia porastane przez Puszczę Darżlubską


15:37.Dawny obóz internowania w Strzebielinku. Widok ku W


15:37. Dawny obóz internowania w Strzebielinku. Widok ku W


15:37. Dawny obóz internowania w Strzebielinku. Widok ku W


15:37. Dawny obóz internowania w Strzebielinku. Widok ku W


15:37. Dawny obóz internowania w Strzebielinku. Widok ku W


15:40. Kolkowo S.Tablica informacyjna. Widok ku SWW


15:40. Kolkowo S. "Przechodniu w Kolkowie-Wybudowanie podczas marszu śmierci zginęło około 1300 więźniarek obozu koncentracyjnego Stuthoff Uczcij pamięć ofiar". Widok ku SWW


15:40. Kolkowo. Miejsce pamięci ofiar KL Stutthof. Widok ku SWW


15:43. Kolkowo. Dojazd do ronda im. Kazimierza Górskiego. Po prawej Zbiornik Czymanowo. Widok ku N


15:44. Zjazd do Gniewina. W centrum kadru jeden ze stolemów. Widok ku NWW


15:45. Zjazd do Gniewina. Widok ku W


16:04. Gniewino. Kościół pw. św. Józefa Robotnika z XIX w. Widok ku SWW


16:04 Gniwino. Po lewej cmentarz.Widok ku W.


16:04. Gniewino. Urząd Gminy. Widok ku N


16:04. Gniewino. Skrzyżowanie ul. Pomorskiej i ul. Zwycięstwa, na zachód od UG.Widok ku W


16:05. Gniewino. W centrum remiza strażacka OSP. Widok ku W


16:05. Gniewino. "Poległym za wyzwolenie ziemi gniewińskiej mieszkańcy". Widok ku NE


16:05. Gniewino. Tablica informacyjna.


16:05. Gniewino. Tablica informacyjna. Widok ku NNW


16:13. Droga z Gniewina do Bychowa. Widok ku NW


16:15. Droga z Gniewina do Bychowa. Widok ku NW


16:20. Droga z Gniewina do Bychowa. Widok ku NW


16:23. Bychowo. Po lewej kościół pw. Matki Boskiej Częstochowskiej. Widok ku W


16:25. Bychowo. Droga do Starbienina z uszkodzonym mostem na Bychawskiej Strudze. Widok ku W


16:29. Bychowo. Widok ku SW


16:33. Bychówko. Widok ku NNW


16:38. Droga z Bychowa do Prusewa. Widok ku N


16:40. Prusewo. W tle dwór z XIX w. Widok ku NNW


16:41. Prusewo. Mury dworu z XIX w. Widok ku NNW


16:44. Z Prusewa do Wierzchucina. Widok ku N.


16:46. Wierzchucino. Prusewska 5. Widok ku E


16:47. Wierzchucino. Ul. Świętej Rozalii. Widok ku E


16:53. Wierzchucino. Widok ku NW


16:53. Wierzchucino. W centrum kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa i św. Rozalii z Palermo. Widok z ul.Leśnej ku SE.


Wybudowania Wierzchucińskie. Widok ku SE


Wybudowania Wierzchucińskie. Widok ku NNE


Wybudowania Wierzchucińskie. Widok ku NNE


Białogóra w pobliżu granicy z Wybudowaniem Wierzchucińskim. Widok ku NNW


Białogóra. Mapa miejscowości


Białogóra. Widok ku NNE


Białogóra. Informacja turystyczna. Widok ku NNE


Białogóra. Informacja turystyczna. Widok ku NNE


Białogóra. Informacja turystyczna. Widok ku NNE


Białogóra. Informacja turystyczna. Widok ku NNE


Białogóra. Informacja turystyczna. Widok ku NNE


Białogóra. Informacja turystyczna. Widok ku NNE


17:27. Białogóra. Widok ku NNW


17:36. Między Białogórą i Osieczkami. Widok ku S


18:28. Wnętrze bazy (świetlica). Widok  ku NW


18:28. Szklana Huta. Mapa na ścianie bazy. Widok ku NWW


19:21. Kierunkowskaz. Widok ku NNW


19:21. Nocleg części zlotowiczów pod dachem. Widok ku SW


19:22. Nocleg części zlotowiczów. Widok ku NNE


19:22. W centrum, nieco z lewej, miejsce otoczone kłodami, gdzie później przeniesiono ognisko. Widok ku NW


19:22. Pierwsze miejsce ogniska, po jakimś czasie przeniesione na teren łąki. Widok ku S


20:12. Jeden z rowerów. Widok ku SE


20:25. Główna część bazy noclegowej. Widok ku SE


20:45. Ognisko


20:45. Księżyc. Widok ku SSE


20:19. W drodze na ognisko. Widok ku NWW


22:03.Ognisko. Widok ku SSE


22:03. Ognisko. Widok ku SSE


22:13. Rowery parkujące wewnątrz noclegowni. Widok ku W


22:14. Rowery parkujące wewnątrz noclegowni. Widok ku E
Rower:Czarny Dane wycieczki: 47.31 km (0.00 km teren), czas: 03:03 h, avg:15.51 km/h, prędkość maks: 42.90 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Czołówka RMW1200

Sobota, 7 lipca 2018 | dodano: 24.10.2018Kategoria 2 Osoby, Podróżerowerowe.info, Pół nocne, Samotnie, Zwykłe przejażdżki

Dzień ciepły. 3 kursy nad Wisłę, a trzeci, już w nocy, po wale do rondka z kapliczką.
Rower:Czarny Dane wycieczki: 10.02 km (2.00 km teren), czas: 00:37 h, avg:16.25 km/h, prędkość maks: 35.77 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 123 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wizyta u kolegi [*]

Środa, 4 lipca 2018 | dodano: 30.10.2018Kategoria >200, Nocne, Podróżerowerowe.info, Samotnie, Wyprawki w regionie, Warszawa

Ten wyjazd był inny niż wszystkie. Celem było przede wszystkim odwiedzenie kolegi, którego lokalizację udało mi się ustalić kilka dni wcześniej.  Dzień przyjemnie ciepły, słoneczny, z widocznym na zdjęciach zachmurzeniem. Popołudnie raczej gorące, a noc znośna w kurtce. Dzień kolejny to już upał. Początek wyjazdu przez Smoszewo, korzystając z asfaltowego objazdu DK 62, prowadzącego przez Wólkę Smoszewską. Szkoda tylko, że od sąsiedniej gminy droga już od lat była w fatalnym stanie (beton, szuter). Do Zakroczymia trasa przez Mochty i las koło działek. Zjazd do Parowy Płockiej w pobliżu krańca Okulnika. Podjazd na rynek i zerknięcie w 18 Stycznia, ale bez zjazdu do końca, bo czas naglił.


10:06. Zakroczym. Ul. 18 Stycznia, odchodząca od rynku przy kościele. Widok ku W

Modlin przejechany poniżej twierdzy. W Czosnowie droga wzdłuż DK 7. W Dziekanowie Leśnym przejechanie Szymczaka i Miłej. Łomianki to szutrowa Równoległa i Prosta. Na rogu zachodniej pompowanie kół. Wąska, Długa, Żywiczna, Konwaliowa. Graniczna, Kampinowska. Dalej wzdłuż cmentarza, przecinając Wólczyńską w drogę do Loteryjki. Tą gruntową. Z Wólczyńskiej skręt na wydeptankę przez nieużytek, docierając od W do La Cascade. Bogusławskiego na drugą stronę Conrada. Od Kwitnacej na ukos między 5 i 7 przy Nerudy. Potok Bródnowski kładką w pobliżu dużego marketu. Prosty przejazd przez skwer osiedla przy Renesansowej, wjeżdżając nań chodnikiem od NW. Za Reymonta koło marketu. Za tym w prawo koło 101 pod SP, a potem schodkowo ku SE, "spadając" na bloki. Od rogu Anonima i Kochanowskiego podobnie, ale ku NE i bez wyraźnego podparcia blokami. Przy 83 już wyraźnie prostszy przejazd, dopiero przy 53A nieco zmieniając tor.


11:33. Łomianki. Przydatny punkt serwisowy przy ul. Zachodniej i ul. Sierakowskiej


12:15. Bogusławskiego 19 i budowa przy Wólczyńskiej. Widok ku N


12:17. Ścieżka przy Conrada w pobliżu Bogusławskiego

Za Broniewskiego w Izabelli. Skręt ku N i przejazd. Przy 2 skręt w prawo, przy 4 o mało co zabawna kolizja z wyprowadzanym na spacer psem. Od pomnika przez Fort Buraków po koronie umocnień do parkingu przy Tołwińskiego - już do E krańca. Z Czaki skręt w prawo, ale tuż przed wjazdem na Słowackiego Wzdłuż bloku przez Park Żywiciela, przy drugim odbijając ku NE. Sierpecka, Suzina, Kochowskiego, Brodzińskiego, przy Gołębiowskiego wręcz wjeżdżając w 4. Chodnikiem tuż obok tego budynku wjazd na wiadukt. Zjazd na Asfalt Dzikiej, ale Stawki już chodnik. Od Pokornej przez skwer do E krańca Niskiej, bez wjeżdżania na ową. Prześwitem 31 na chodnik przy Andersa. Za 23 w prawo, od rogu Nalewki ku S, Za Anielewicza ku SE, Od pomnika na skwer Bądarzewskiej, (wpierw okrążając małe koło, potem duże w przeciwnym kierunku, a na końcu wężykiem przez alejki po S stronie). Od Nowolipek między blokami i komendą. Koło kościoła konieczność zboczenia w stronę pasów, potem kontynuując jakby na przedłużeniu poprzedniego kursu przez skraj skweru Trafankowskiej, na tyłach UM. Dalej na Orlą, Zimną, skręt przed 17C. Przejazd po W stornie E budynku Hali Mirowskiej, a potem prawie na wprost do Mariańskiej, robiąc przy okazji pętlę na zapleczu długiego budynku ze sklepami gastronomicznymi.


12:38. Pomnik Kościuszki po W stronie Fortu Buraków.


12:38. W strona Fortu Buraków w pobliżu pomnika Kościuszki. Widok ku N


12:41. Braci Załuskich 17. Budynek (architekci powiązani z budową BUWu) powstał w latach 2010-11 w miejsce innego. Widok ku NE


13:58. Słowackiego 19A. Północne Centrum Sztuki od strony skrzydła z wypożyczalnią. Widok ku NE


14:23. Skwer Więźniów Politycznych Stalinizmu przy Andersa


14:29. Błękitny Wieżowiec przy Placu Bankowym i Alei Solidarności. Widok ku SE


14:33. Skwer Duśki Trafankowskiej i Urząd Miasta Stołecznego Warszawy w tle. Widok ku NE

Przejazd po N stronie Sezamu, Jasna, Bracka, Krucza, Koszykowa, Marszałkowska, Aleja Wyzwolenia, Sempołowskiej, do Litewskiej od strony zaplecza ministerstw. Budynek przylegający do 14 w remoncie. 17/19 Szucha obadany od N i S. Całą zadrzewioną alejkę Zoli, ale bardziej przez parking w drugiej części. Ze ścieżki w Skolimowską, Chocimską, z wypadem w Olszewską. Po E stronie Morskiego Oka. Od pomnika w kraniec Dworkowej i na skarpę między blokami. Za Pałacem Szustra zjazd. Z Ludowej ciut w górę, koło starej kamienicy w wydeptankę koło stawu pod skarpą. Z "godziny 5" wprost pod 3A, lecz nie docierając pod niego, a zmieniając kurs na ku SE i wnet S po asfaltową drogę pod targowiskiem. Z Piaseczyńskiej przez Arkadię, robiąc tam sobie przerwę na posiłek.


14:42. Nowy Sezam. W kilka razy zdarzyło mi się odwiedzić, w tym kupując coś do jedzenia w markecie, jak również raz odbierając tam zamówiony netbook, który tyle mi się przydał, by w trakcie powrotów autobusem, zapisać wspomnienia z wypraw około 2010 roku (co łatwe nie było, zważywszy na narastanie mdłości, gdy pisanie trwało za długo, wtedy przerzucając się słuchanie muzyki)


14:45. Dominium przy Zgodzie i Przeskoku (która to ulica sąsiadowała z parkingiem). W trakcie studiów jedno z miejsc, gdzie zdarzało mi się korzystać ze zniżki studenckiej. Raczej rzadko, może mniej niż 10 wizyt, ale co istotne, w zimą 2008/9 raz się spotkaliśmy z Księgowym, by trochę ogadać temat wyprawy do Szwecji


14:46. Skrzyżowanie Zgody, Szpitalnej i Chmielnej (w centrum). W budynku po lewej znajduje się księgarnia, w której nieraz zdarzało mi się obkupić w wiele różnych książek. Alternatywnym punktem była placówka na Koszykowej, odkryta przez mnie jeszcze przed rozpoczęciem studiowania. Widok ku E


14:46. Budynek SMYK po gruntownej przebudowie (został w zasadzie tylko południowy front) i rozbudowie, co trwało od 2014 do maja tego roku. Rusztowania i zabezpieczenia od strony Alej Jerozolimskich przeszkadzały w poruszaniu się tą strona ulic, gdy zdarzało nam się przyjeżdżać na wydziałowe spotkania z K. (czasem wyskakując na coś do jedzenia w okolicy). Była to jego główna trasa w stronę Dworca Centralnego


15:07. Morskie Oko. Obszar praktycznie przez mnie nie odwiedzany. Najczęściej były to po prostu kursy Spacerową albo Puławską, intensywnie wykorzystywane w 2008. Warto pamiętać o pobliskiej opuszczonej ruinie, raz nocą odwiedzoną przeze mnie wraz z waypointową M. Widok ku SSE


15:12. Staw przy ul. Dolnej, u stóp Skarpy Warszawskiej. Widok ku E


15:17. Północny staw w parku Arkadia pod Królikarnią. Widok ku S

Przed ostatnimi stawami skręt w lewo, wracając na końcówkę Piaseczyńskiej. Poboczem Idzikowskiego do Skrętu w Pory. Na końcu pokusiło mnie o skręt w prawo, gdzie trwały prace budowlane. Dokąd było można rowerem, potem nawrót. Od Fosy jazda wzdłuż Wilanowskiej, skręcając w Pomidorową, z niej w Parkowskiego i Rzodkiewki za mostkiem. Tu charakter zabudowy jakby na dawnej podmiejskiej wsi. Długa, męcząca jazda po betonowych płytach, zakończona przy budowie S2. Dalej przez Ursynów wzdłuż niej, z miejscowym odbiciem na zaplecze Lanciego 19, KENem wracając na N stronę trasy. Skręt w Rolną i Pustułeczki, z okrążeniem Roentgena 45. Przez parking centrum handlowego na wprost i skręt prosty, kończący się za Puławską 427. Przejazd pod Wiaduktem S2 i warkoczyk zapleciony na E podporach zwieńczył ten etap wyjazdu.


15:25. Ul. Idzikowskiego. Teren Fortu Piłsudskiego w trakcie przystosowywania do pełnienia funkcji mieszkaniowej. Widok ku SE


15:25. Ul. Idzikowskiego. Pomnik z 1997, stojący przed wjazdem do Fortu Piłsudskiego.

15:32. Ul. Białej Koniczyny. Budowa osiedla Nowa Królikarnia. W tle osiedle przy ul. Cieszyńskiej. Widok ku W


15:42. Muzeum Kowalstwa przy Fosie i Alei Wilanowskiej. Widok ku SE


15:49. Betonowe płyty ul. Pamiętnej między ul. Aksamitki i zjazdem z ul. Ciszewskiego


15:57. Budowa S2 i osiedla przy Branickiego w tle. Po lewej Kanał Wolicki wypływający spod Ursynowa. Widok ku NEE


16:00. Kopuła Świątyni Opatrzności Bożej. widziana z ursynowskiej części skarpy ku NE


16:04. Budowa S2 na Ursynowie przy Lanciego. Widok ku NE


16:04. Budowa S2 na Ursynowie przy Lanciego. Widok ku SW


16:10. Budowa S2 na Ursynowie. Mural (przedstawiający Stanisława Anioła z Alternatyw 4) na Stryjeńskich 10, widziany z N strony Płaskowickiej


16:19. Droga równoległa do Pustułeczki... Po 10 latach od ostatniej wizyty. Widok ku E

Żołny, Jarząbków, Białozory, Rajskich Ptaków, Kormoranów, dojazd do Puławskiej. Oho. Budowa ścieżki rowerowej ruszyła. Nie ma sensu teraz tedy jechać. Nawrót do lasu. Za jakimś rowerzystą zleciały mi 2/3 tego odcinka, póki ten nie odbił. Droga miała pełno korzeni i była raczej wąska, więc mimo wszystko trzeba było ostrożnie. Za mało było tego pędzenia, więc rower przeciął jeszcze Jagielską, lecz ta była ślepa, czy raczej kończyła się zamkniętym osiedlem lub krzakami do wyboru. Solidna przerwa na ławce przed kocem Jagielskiej. Po tym przejazd kładką, skręt w Drumli, niby ślepą Klarnecistów, jednak możliwy był przejazd prześwitem miedzy ogrodzeniami. Potem przez jakieś pole do Sarabandy, Karczunkowska, E strona Pozytywki, Katarynki.


17:28. Widok z kładki nad Puławską (przy Jagielskiej) ku N


17:35. Ulica i staw Pozytywka. Widok ku S


17:39. Budowa Cerkwi Prawosławnej przy Puławskiej i Agaty, tuż przed granica Warszawy. Widok ku SW

W Piasecznie krótka przerwa na rogu Kwiatowej. Na Krańcu Granicznej przemęczenie się przez tory. Sporo terenu w budowie przy Jaskółki. Po pętli blisko sklepu, skręt w Kielecką. W Nowej Woli udało mi się zahaczyć o skrzyżowanie, odwiedzone dwa tygodnie wcześniej. Po wjechaniu na teren Bobrowca, lekki nawrót i skręt w Przyleśną. Krótka przerwa we Władysławowie. Druga w Kuleszówce. Tu się okazało, że już prawie jestem na miejscu. Długi mur i nie wiem, z której strony jest właściwe wejście. Z mapy było to dość jasne, w rzeczywistości nie do końca. Rowerem nawrót od Granicznej, wejście pierwsze widziane od wschodu. Spacerem przy większej alei skręt w prawo, w lewo i znów w lewo. Przecięcie alei ukośnej, kolejne skrzyżowanie w prawo. To miejsce, ale nie po tej stronie alei co trzeba. Po powrocie do roweru, okazało się, ze przyszedł strażnik informując, że z rowerem na teren nie można. Ok. Jeszcze udało mi się zerknąć na drugą stronę. To tu. Łzy same wezbrały.


18:41. Grób Rafała Barygi. Zimą 2008 dołączył do Forum LSTR (i VBT chyba w podobnym okresie). Odwiedził m.in Pułtusk, mój dom, odbierając zamówione przez forum sakwy, a także dotarł ze mną i Księgowym do Białegostoku w trakcie nocnej jazdy DK 8, wraz ze mną przejechał maraton WAYPOINTRACE 2008, a także kilka pomniejszych wyjazdów forumowych, jak ten do KAD i Masy Krytyczne. Należał do tych osób, które potrafią pokonywać kolejne bariery jakie stawia ciało i psychika, co widać było po jego postępach. W tak młodym wieku, mimo niewielkiego doświadczenia, udało mu się kilkukrotnie przejechać rowerem ponad 200km, a raz prawie osiągnął działające na wyobraźnię 300km. W moich oczach, mógłby pokusić się o start w ultramaratonach. Niestety, w wyścigu w walce o zdrowie został pokonany i zmarł po wielu miesiącach wysiłków. Nawet wtedy starał się wyjść na rower, pomimo przeciwwskazań (jak pisał mi w trakcie leczenia choroby). Informacja o jego śmierci dotarła do mnie przypadkiem, już w jakiś czas po pogrzebie. Nie był mi znany jego adres, a jedyną informacją, jaka do mnie dotarła to ta, że pochowano go na południe od Warszawy. Dopiero w tym, 2018 roku, udało mi się ustalić miejsce jego pochówku w Antoninowie.

Powrót na ulicę od strony zachodniej. Gdzie by tu teraz. Którędy wracać do domu. Nie było większego pomysłu. Ot gdzieś na zachód. I tak nie znam zbyt dobrze tych okolic. Już chcę ruszać, gdy zdarzyło mi się napotkać kogoś z forum. Imć Rumburaka we własnej, osobie, choć więcej czytającego, niż piszącego, a mimo to, od lat tam zaglądającego. Chwilę pogadaliśmy, ale przypomniało mi się, że dzień gorący, wody już trochę zeszło, a dalsza wybór dalszej trasy jest od niej znacznie uzależniony. Podjechaliśmy do jego domu, gdzie można było ją dość szybko uzupełnić i uspokoić myśli odnośnie dalszego przebiegu wyjazdu. Ale znów - nie tak szybko przyszło skończyć rozmowę. Chyba z godzinę trwała, nim przyszła pora ruszyć, wpierw przez las do Kolonii Mrokowskiej, a potem Szkolną do wsi Parole, by zajrzeć na teren parku przy pałacu w Młochowie.


20:27. Kolonia Mrokowska. Kościół pw. św. Stanisława Kostki przy Rejonowej i Kościelnej. Widok ku SE


20:31. Kolonia Mrokowska przy moście Szkolnej na Utracie. Tablica upamiętniająca powstanie jednej z pierwszy w Polsce łaźni parowych, później partyzanckiego magazynu broni w IIWŚ. Widok ku N


20:54. Pałac w Młochowie. Widok ku SW

Jako że Młochów był przez mnie odwiedzony, przyszło trochę zmienić kurs, skręcając w Żelechowską, wcześniej widząc jak jakaś dziewczyna przewróciła się na rolkach, a (po ich wyprzedzeniu) jej koleżanka do niej ze śmiechem rzuciła, że trzeba było mnie zapytać o ocenę. Jak łatwo się domyślić, droga doprowadziła mnie do Żelechowa. Przez las. Nawet dobrze się jechało. Po drugiej stronie asfalt i konsternacja, bo do wyboru tylko lewo i prawo, a mi trzeba na wprost. Tymczasem, drogi odbijające ku W były szutrowe i podejrzane, jakby maiły się kończyć w dolinie rzecznej. Nie chcąc ryzykować, przyszło mi dotrzeć do Budek Żelechowskich, tam robiąc posiłkową przerwę na przystanku. Potem dłuższa jazda przez wieś, zakończona skrętem w Mazowieckie Pola. Trzeba się było jej trzymać, ale wyglądała dla mnie zbyt podejrzanie, więc powrót ku N. No i w zasadzie zapadła noc.

Od Siestrzeni jazda wzdłuż przebudowywanej DK8 do S8. Tak to rozwiązano, że jakby wzorując się nazwą, do Przeszkody trzeba było zejść na pobocze i iść ostrożnie, bowiem asfaltowy pas był tylko w jedną stronę, a aut pędziło co niemiara, choć z dłuższymi lukami między kolejnymi falami. Na szczęście pokazał się wiadukt, więc może tamtędy... Nie. Nie dało rady. Zjazd, trochę spaceru, ale zaraz rozdzielała się droga z autami i ta, poprowadzona do Warszawskiej. Ulga. W Żabiej Woli, Główna, Osiedlowa, Chełmońskiego. Na drugim krańcu Warszawskiej miał być wiadukt. Nie. Tu też przekombinowali i nowy jeszcze nie powstał. Zamiast tego trzeba było skręcić w prawo, ponad pól kilometra się cofnąć wraz z głównym nurtem (na szczęście gdzieś połowa minęła mi spokojnie), a potem przejechać w boczną drogę po drugiej stronie, znów nadrabiając te pół kilometra. Jako że potem trasa wiodła na GM, raz przejechaną drogą, skręt w Szkolną, przejazd przez Osowiec do Wężyka. Tu mi orientacja trochę siadała. W Kuklówce Zarzecznej skusiła mnie opcja jazdy na Radziejowice, które nie bardzo odcisnęły mi się w pamięci.

Aby nieco urozmaicić jazdę DW 579, skręt na Adamów-Wieś. A Po dojechaniu do skrzyżowania - w gruntowe prawo, które stało się liche i leśne, ale wróciło mnie na wojewódzką. Długa droga przez las i w górę. I auta, które jeszcze jeździły nią o tej porze. Nieprzyjemnie bardzo. Przed rondem w lewo podjazd pod kościół, ale tam miejscowość się urywała, było ciemno i cofałaby mnie. Zjazd Ogrodową bliżej krajówki. Znów rondo, potem skręt w Sienkiewicza, wizyta na terenie oświetlonego parku, który już był zamykany. Poza tym był w trakcie kilkudniowego, X festiwalu im. Jerzego Waldorffa, więc zapraszano na imprezę kolejnego dnia.


23:50. Radziejowice. Kościół pw. św. Kazimierza Królewicza z XIX w. Widok ku N


23:58. Radziejowice. Zachodnia aleja w zespole pałacowo-parkowym, odchodząca od Sienkiewicza.


23:58. Radziejowice. Zachodnia aleja w zespole pałacowo parkowym, odchodząca od Sienkiewicza.


23:59. Radziejowice. Pawilon w NW krańcu parku. Widok ku NNE


00:01. Pałac w Radziejowicach. Widok ku SE

Skręt w Przemysłową, pętla Cichą, zjazd na Tartak Brzózki. Najpierw droga w pobliżu jeziora, potem długi łagodny podjazd przez las. Nie licząc jednego auta, było pusto i cicho. Przed wyjazdem przecinało się tory wykopie, a potem szybki zjazd do Korytowa. Zaraz potem Żyrardów. Powolna włóczęga wieloma ulicami. Krasińskiego, Wojska Polskiego, Skierniewicka, Radziejowska, Kanałowa, wydeptanka za blokami, po drugiej stronie mostu chodnikiem ku S, Reymonta, Skargi przez tory, Sikorskiego, Mostowa, Wypoczynkowa na skraju ogródków działkowych, Poziomkowa, Orlika, Szarych Szeregów, Słoneczna, Struga, Chopina, 11 Listopada, osiedlowy chodnik omijający Sowińskiego, tory, Wasilewskiego, św. Jana, Opolska, Rolna, Skargi (i pierwsza ślepa odnoga, gdzie zaczęło szczekać mnóstwo psów), Dolnośląska, Bema i wyjazd. Długo i ciemno przez tamtejszy las. Dopiero później świetlna wyspa węzła DK 50. A po niej znów ciemność. Wyspa wsi i pól, a po niej kolejny las. Ciężko. Przerwa posiłkowa w Puszczy Mariańskiej. W Kamionie wjazd na DK 70. Świt. Trud. Skierniewice.


04:10. Skierniewice. Wjazd z DK 70. Widok ku NWW

Z Mszczonowskiej przejazd z powrotem, przez osiedle za Cichą. Potem przez osiedle przy Jaworskiego do zawadzkiego i Reymonta (nie do końca pamiętam ten etap). Koło 8/16 do Jagiellońskiej. Prymasowska, N strona Konstytucji 3 Maja i dalej prosto do dworca. po chodniku. Wejście z rowerem po schodach. Kolorowe osiedle przy Sucharskiego. Ciekawa koncepcja. Dzięki temu było tak dość żywo. Z chodnika skręt w Hali, Tetmajera w drugą stronę. Na zapleczu garaży, skręcając w Asnyka. Przerwa na przystanku przy Nowobielańskiej za szkołą. Odpoczynek potrzebny i trochę jedzenia zniknęło.


04:10. Skierniewice. Plan zabytków przy Prymasowskiej i Głębockiego


04:34. Skierniewice przy Sienkiewicza. Pałacowa Brama Wjazdowa z XVIII w. Widok ku NNE


04:36. Skierniewice. Dworzec kolejowy z XIX w. Widok ku NE


04:38. Skierniewice. Świt nad miastem, widziany z wiaduktu koło dworca. Po lewej komin ciepłowni (2 km) przy Przemysłowej. Widok ku E


04:42. Skierniewice. Osiedle przy Sucharskiego. Widok ku NWW


04:45. Skierniewice. Chodnikościeżka przy AK przed Hali. Widok ku NE

Po przerwie pora w drogę, nie bardzo mając pomysł jak wracać. Więc padło na kontynuację. Droga znikła w lesie. 3 km od Leśniczówki skręt w lewo, bowiem na wprost nie było opcji. Do tego miejsca, w drugiej połowie było sporo piachu. Łysa polana wyrębie, jej W skrajem do kolejnej, normalnej gruntowej drogi, którą już po prostu ku W. Sam teren był lekko pofalowany. Po łuku ku S, wnet dołączyła do znaczniejszej leśnej trasy. W Piaskach wiadukt. Przez Nieborów wyasfaltowaną Wschodnią. Szkolna to już stary asfalt, który poprowadził do Sypienia. Przez Bednary-Kolonię na wprost, aż do gruntowej drogi. Dłuższa przerwa na otwartym terenie pod lasem. Tu było jeszcze dobrze, choć spać się chciało.


5:50. Puszcza Bolimowska


05:57. Puszcza Bolimowska. Droga w pobliży granicy powiatów. Widok ku NW


6:16. Puszcza Bolimowska. Polana Siwica


06:16. Puszcza Bolimowska. Polana Siwica


06:23. Piaski widziane z wiaduktu nad A2 ku N


06:37. Nieborów (Wschodni) i nowy asfalt. Widok ku N


06:38. Nieborów (Wschodni). Kościół pw. św. Matki Bożej Bolesnej przy Alei Legionów Polskich (1 km). Widok ku W


06:52. Bednary Kolonia. Widok z przejazdu ku NE


07:47. Bednary Kolonia. Widok z leśnej drogi do Sierzchowa w pobliżu granicy obu wsi. Ponadto las w tle znajduje się na terenie wsi Patoki, a na lewo od niego (poza zdjęciem) kolejny las we wsi Kompina. Widok ku N

Wzdłuż Kanałku do mostu na Bzurze. W Patokach w prawo. Asfalt się skończył, znów polna droga, ale krajobrazowo nawet ciekawie. Wkrótce po wyjechaniu na DK 92 skręt w lewo, do Gągolina. Uwidziało mi się, że trasa wciąż biegnie ku NE, a w ten sposób pojadę jakąś bocznicą, ale zmysły otępiały - trasa wiodła ku W. Już mnie zaczęły nachodzić myśli, aby się rozłożyć i zasnąć pod jakimś drzewem. Wyjazd na trasę do Jeziorka. W Lenartowie dłuższa przerwa na poboczu. Siły ze mnie ulatywały błyskawicznie i było mi po prostu źle. W Rybnie koniec, oczekiwanie na transport i dochodzenie do siebie przez kolejne dni.


07:53. Patoki. Stalowo-drewniany most na Bzurze. Widok ku N


07:53. Patoki. Bzura ku NE


07:54. Patoki. Bzura ku SW


07:55. Patoki. Kociołbisty zjazd do mostu.


8:00. Polna droga nad Bzurą, między Patokami (za plecami) i Nowym Kozłowem Pierwszym. Widok ku NE


08:02. Polna droga nad Bzurą, między Patokami i Nowym Kozłowem Pierwszym (w pobliżu wyjazdu na DK 92). Widok ku NE


08:20. Z DK 92 do Gągolina Południowego. Polna droga wiodąca do miejsca pamięci, gdzie pochowano 134 żołnierzy 26 Dywizji Piechoty Armii "Pomorze". Widok ku N


08:33. Z DK 92 do Gągolina Południowego. Granica województw (między zakrętami, bliższa temu z prawej). Widok ku W


08:44. Gągolin Południowy przy skrzyżowaniu na Ostrowiec. Kapliczka z 1918 r.


09:26. Jasieniec istniejący przynajmniej od I połowy XIX w., gdy wieś była gęsto zaludniona w jego pobliżu. Widok ku SE


09:38. Rybno po S stronie kościoła. Pomnik z 1931 r. upamiętniający poległych w latach 1918-20
Rower:Czarny Dane wycieczki: 257.06 km (36.00 km teren), czas: 16:58 h, avg:15.15 km/h, prędkość maks: 55.35 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2723 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Zlot w Krzętowie IV - Włoszczowa i Warszawa

Niedziela, 21 maja 2017 | dodano: 01.07.2017Kategoria 3-4 Osoby, Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, Podróżerowerowe.info, 2017 Łódzkie S, Z rodziną

2017.05.18 - 21 Zlot w Krzętowie - cała trasa


Rozjazdy pozlotowe

No i po zlocie. Pobudka trochę później niż mi się chciało. Pakowanie, rower stał koło budynku, ostatnia zupka. Trochę siedzenia przy resztkach ogniska, aż pojawił się Em. Jeszcze chwila i spacer pod główny budynek, gdzie kolejnymi grupkami odjeżdżały ostatnie pozostałe tutaj osoby. Wraz z Em. i Wa. wyruszaliśmy jako jedni z ostatnich, choć jeszcze było trochę osób, które do tej pory nie opuściło terenu namiotowego. Krzętów opuściliśmy starym drewnianym mostem, postawionym obok resztek poprzedniego. Szybko przejechaliśmy przez Łapczyną Wolę. W Bożej Woli trafiły się niezłe podjazdy. Z Józefowa długi, szybki zjazd. Spokojniej przez Zagacie i przerwa na wiadukcie za Zaostrowem. Tam obaj odbili drogą na północ, a ja do Słupi. Prawie. W Wólce udało się zorientować, że muszę odbić jeszcze trochę ku NE. Dojazd do tabliczki z nazwą miejscowości, przejazd jeszcze za dwa domy po lewej i nawrót.


08:59. Zachodnia część noclegu


08:59. Poranek po ognisku


10:13.Grupa Jelonogórska


10:36. Przyrodniczy akcent w łazience


10:42. Krzętów. Przeprawa mostem wyremontowanym w 2012 r.


10:54. Pilica w Krzętowie. W tle Bukowa Góra (335 m n.p.m.). Widok ku NE


11:07. Łapczyna Wola. Ruiny kalwińskiego zboru z XVII w.


11:18. Boża Wola. Na wprost pagór o wysokości 313 m n.p.m. Widok ku NE


11:50. Zaostrów. Ruina przy DP 0398T


12:10. Rytlów. Z prawej podłużna Fajna Rybka (347 m n.p.m.). W centrum podwójna Kozłowa Góra (336m n.p.m.). Z lewej pagórki koło Starej Wsi. Widok ku E (~9km)

Do Włoszczowej

Przez raczej puste tereny jechało się do Oleszna. Przed miejscowością podjazd z ładnym widokiem i podobnie za nią. Wyjazd Włoszczowską licząc czas i kilometry, czy zdążę na pociąg. Droga wiodła przez las, przecinała stawy i niesamowicie się ciągnęła, nie dając oznak końca. Tempo bardzo mi wzrosło. 


12:52 Oleszno. Widok na Wzgórza Przedborskie ku NW (~9km). Z lewej nadajnik TV Dobromierz, w centrum Buczyna (330 m n.p.m.) ponad wsią Boża Wola, zaś najbardziej po prawej Góra Krzemycza (332 m n.p.m.)

Włoszczowa

W mieście skręt w Mleczarską, pytając przy okazji jakąś kobietę o stację, której położenie było mi znane tylko orientacyjnie. Na miejscu od razu na peron, na 3 minuty przed przyjazdem pociągu... A nie. Ten przyjeżdżał z Warszawy. Do stolicy miał się zjawić za pół godziny. Rower czekał na peronie podczas kupowania biletu na dworcu. Była niewielka kolejka. Bilet kupiony o 13:55 ze stacji Włoszczowa Północ do stacji Warszawa Zachodnia (przez Grodzisk Mazowiecki). Planowy czas przejazdu między 14:13 a 15:45. Powrót do roweru i spacer za budkę przeciwdeszczową. Wtem doszło do moich uszu wołanie. Oto zbliżało się trzech zlotowiczów. Razem pojechaliśmy jednym pociągiem do Warszawy, a po drodze dosiadła się jeszcze dwójka rowerzystów. Trochę ludzi stało, ale tłoku nie było.


13:39. Perony stacji Włoszczowa Północ

Warszawa

Z pociągu wyjście na zachodnim, gdzie zwyciężył mnie głód. Nie można było nie skorzystać z odwiedzenia baru, który przez tyle lat studiów był przez mnie odwiedzany. Przejazd przez park, który przechodził modernizacją. Na pewno powstanie więcej chodników, a co jeszcze to się zobaczy. Po obiedzie skręt w Pawińskiego i jeszcze przed Dickensa skręt między osiedlami ku NW. W Parku Szczęśliwickim jakiś koncert więc mnie zachęciło, ale w zasadzie tylko na jeden utwór. Potem wstęp do Fortu Szczęśliwickiego, gdzie dawno mnie nie było.Tym razem jazda po części północnej, gdzie na kupach leżało mnóstwo gruzu. Następnie koło Decathlonu za tory i dalej wzdłuż nich ku wschodowi. Stamtąd do chałupek, gdzie naszły mnie niepewne odczucia, więc czym prędzej spacerem na stronę bardziej cywilizowaną, to jest ku terenowi Serwisu PKS. Pod torami ścieżką, skręt w Parafialną, Szymczaka, Klonowicza, Bema, część osiedla między Płocką i Sienkiewcza. Do Okopowej, przejeżdżając koło ruin Almameru i budowy na Chłodnej.. Dalej znów po osiedlu, na zachód do Działdowskiej.I jeszcze kolejne koło Tyszkiewicza. Chodnikiem wzdłuż Ostroroga. Na Tatarskiej jakiś wariat, który tak wyprzedzał, że aż go inni kierowcy strąbili. Oczywiście super fura i głośny silnik.


15:59. Warszawa. Rozpoczęły się prace nad stworzeniem Parku Zachodniego. Po lewej budynek przy Bitwy Warszawskiej 1920 r. 18


16:37. Warszawa. Park Szczęśliwicki. "Majówka Tradycyjnie Na ludowo Wielokulturowo"

Za torami przez nieużytek do Przasnyskiej. Po osiedlach Żoliborza, gdzie nastąpiła leżąca przerwa na ławce, odpoczywając przez około godzinę; przy i przez Sadowskiej i na Schroegera. Na placu Konfederacji znów muzyka, tańce i zabawa. Ludzie cieszyli się z nadejścia ciepłych dni.  Od Przybyszewskiego kolejne osiedla. Trochę na południe przy Wilkońskiego, a potem na północ. Trochę po Kasprowicza i znów osiedla na Wrzecionie. Dalej było już prosto. Północna część Książąt Mazowieckich była zamknięta bo kończył się remont, więc przejazd Farysa. Dawno mnie nie było w Parku Młocińskim, wiec nastąpił przejazd wschodnią drogą. Na otwartej polanie mnóstwo ognisk, grilla, dymu, nafty. Przed rozjazdem przerwa na ławce. Akurat zapadła noc. Okazja do przetestowania lampki w warunkach miedzydrzewnych do Dziwożony. Dalej 11 Listopada, ślepą Prochowni, miedzy blokami przy Columbia Heights. W pełni. Już wylano asfalt na Raabego i była przejezdna. Dalej na Czosnów z odbiciem w Skrzetuskiego, a jeszcze później Podróżną do DK7 i nawrót Nadwiślańską. Do Czosnowa Rolniczą i koniec.

Zaliczone gminy

- Słupia Konecka
Rower:Czarny Dane wycieczki: 112.47 km (7.00 km teren), czas: 07:14 h, avg:15.55 km/h, prędkość maks: 51.65 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1325 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Zlot w Krzętowie III - Spływ Pilicą

Sobota, 20 maja 2017 | dodano: 01.07.2017Kategoria Podróżerowerowe.info, Samotnie, Wyprawy po Polsce, 2017 Łódzkie S, >10 osób

Pobudka wcale nie taka późna. Wcześniej nawet, niż wyznaczona budzikiem. W namiocie było bardzo ciepło, trochę duszno. W końcu pogoda dopisywała. Pora wygrzebać się ze śpiwora. Oj, dawno nie było w nim takiego leżenia w środku dnia. Przybyła już większość uczestników zlotu. Niektórzy jeszcze jechali, niektórzy byli tylko dziś. Nie wszystkim się poszczęściło, by przybyć na rowerze. Zdarzyło się kilka mniej lub bardziej ciężkich kontuzji. Chyba na żadnym wcześniejszym zlocie nie było tylu poszkodowanych. Wieczorem wyczekiwane przeze mnie ognisko. Kilka osób straciło część prowiantu w ogniu. Z północnej flanki dobiegały dźwięki piosenek.  Zagrzebanie się w sen dopiero chyba około drugiej.

Kolejna wczesna pobudka. Przed budzikiem. Widać, wczorajszy sen popołudniowy też zrobił swoje. Spacerem po obozowisku, trochę ogrzania na słońcu. W końcu, razem z większością, ruszyło się ku głównemu budynkowi. Tam nastąpił podział na grupki jadące rowerami i grupę kajakową. Nie było we mnie ochoty, by jechać, ale za to pojawiła się na pływanie. Do tej pory tylko raz zdarzyła mi się taka okazja, jednak w owym czasie nie wykorzystana. Tym razem się udało i wielce mnie to uradowało. Kolano też zdążyło przy okazji odpocząć. Samo przygotowanie wyglądało tak, że miało nas płynąć około 8-10 osób, a nagle okazało się, że ponad 20. Ciągle rosła grupa kajakowa. Nie było jednego pojazdu do przewozu, wiec przewieziono nas chyba w czterech grupach. Ma miejscu jeszcze trzeba było poczekać kilka minut na samochód z kajakami. W tym czasie trochę się spaceru pobliską dróżką, a tuż przede mną leniwie pełzł zaskroniec, który momentalnie przyspieszył, gdy moje stopy znalazły się kilka metrów od niego.

Startowaliśmy z Maluszyna. Zdarzyło mi się tam być kilka lat temu, most taki charakterystyczny, a tego dnia po prostu mi to wyleciało z głowy. Dopiero po powrocie do domu, udało mi się zorientować co i jak. Spływ odbył się w kajaku z Wiew., która w trakcie spływu objaśniała mi, co i jak należy robić na wodzie. Nie były to zbyt skomplikowane rzeczy, ale pozostała jeszcze kwestia przekucia ich w praktykę. Z tym już było trochę więcej problemów, ale zdarzały się takie momenty, gdy wiosłowało się synchronicznie. Dobrze mi szło na prostych odcinkach, ale gdy nagle trzeba było np. dwukrotnie wiosłować z tej samej strony, zamiast naprzemiennie, gdzieś gubił mi się rytm. W drugiej połowie z tego powodu dość często znosiło nas na zakrętach. Najlepiej mi minął odcinek spokojny, edukacyjny i tak bardziej wśród wszystkich, który trwał do dwóch postojów w Sudzinku (7,5 i 8 km), w czasie których grupą wyszliśmy na brzeg. Wcześniej mieliśmy jeden postój na skraju lasu (5,5km), blisko drogi do wsi Dąbrowa. Tam tylko kilka osób zeszło na ląd. No i no tego jeden postój na wodzie w pobliżu wsi Kąty (3,5km), gdy pojawiła się bardzo malownicza skarpa, przy której odbyła się jedna z sesji fotograficznych.

Drugi odcinek wspominam dobrze, jako ten, gdzie po przerwach udało mi się "poczuć" wiosło i chyba tam najczęściej udawało mi się złapać rytm. Trwało to mniej więcej do połączenia z rzeką Czarną (12km) lub może krócej. Niestety grupka trochę się porozpadała, a pogoda zaczynała wyglądać, jakby za kilka godzin lub w każdej chwili, mogło przyjść zapowiadane załamanie pogody, jednak na szczęście, wcale nie było u nas prognozowanych burz. No i trzeci odcinek do końca. Rzeka była szeroka. Wolniejsza, trzeba było bardziej machać wiosłem. Do tego wiatr nieźle dmuchał. Ból w mięśniach nie był przez mnie odczuwany, czy innych problemów, ale wpierw odpadło mi trochę sił psychicznych, opadała koncentracja, często zaburzał mi się rytm i dostosowanie się do niego wyczerpywało sił, a potem trzeba było robić sobie przerwy dla rąk, choć zbyt późno udało mi się zorientować. Gdzieś w Bobrownikach dopiero mi to przeszło przez myśl, ale było już tak blisko końca (choć jeszcze nie wiadomo jak długo), a pogoda trochę mnie martwiła, więc bardziej mnie to motywowało do płynięcia, niż do myślenia o ewentualnej dłuższej przerwie (kilka razy następowały krótkie przerwy przy brzegu).

Wylądowało się kajakiem na plaży, gdzie opalało się kilkoro forumowiczów. Jeszcze tylko umyć zabłocony kajak i zanieść na teren ośrodka. Potem na rower, by podjechać do sklepu, zjeść dwa lody jeden po drugim, a także kupić zupkę błyskawiczną, na ten i kolejny dzień. No i czipsy z serkiem wiejskim (pomysł na taką kombinację jedzenia pokazała Kasia chyba w 2010), jako uzupełnieni soli, której niedobór dawał się we znaki od wczoraj. Przy okazji udało mi się poznać asfaltową część Stodolnej, okrążyć kościół (co zdziwiło mnie, plebania była jednym budynkiem, połączonym z kościołem), dojechać Leśną do ostatnich zabudowań, a gdy już zamieniała się w polną, wjechać w pobliską ślepą uliczkę i zjechać do obozowiska od zachodu (gdy kończyły się zabudowania, ku wschodowi prowadziła gruntowa droga na skraju zdziczałego parku dworskiego, którą to wyjeżdżaliśmy uprzednio autem na kajaki). Chociaż nie czuć było jakiegoś wielkiego styrania, to kajaki były dla mnie na tyle sporym wysiłkiem, że potrzeba było trochę czasu, aby dojść do siebie. Dalej panorama zlotowa, ognisko, obserwowanie (bo ich nie piłam) jak wędrowały wina domowej roboty, waxognisko. Do namiotu wędrówka chyba gdzieś wpół do czwartej .

Zlot ten był pierwszym po dwuletniej przerwie. Po długim czasie udało się zobaczyć wreszcie tyle znajomych twarzy. Sporo się można było nasłuchać, trochę nagadać. Spośród tych ponad 100 osób, prawie wszystkie były przez mnie kojarzone lub przynajmniej znane z innych wyjazdów i zlotów. Po raz pierwszy za to, może to zasługa wcześniejszego przybycia, czując się tak trochę swojsko. Na mój pierwszy zlot udało mi się dotrzeć dopiero na ostatnie ognisko. Na drugi zlot bardzo późno, choć na ognisko pierwsze. Podczas trzeciego można było spokojnie wymarznąć podczas psiej pogody. Kolejne dwa przepadły z braku czasu. Może na kolejny wreszcie dojadę z jakąś grupką? Grunt, że ten dał mi wiele dobrego samopoczucia i lekko podbudował mój nastrój. No i ręce mi się potwornie spiekły, acz to raczej neutralne zdarzenie.


11:42. Krzętów. Chata u Brata. Budynek w północnej części terenu ośrodka


12:08. Krzętów. Pole biwakowe w południowej części terenu ośrodka


12:09. Krzętów. Plaża nad Pilicą


07:50. Krzętów. Miejsce na ognisko


07:51. Krzętów. Tradycyjny baner forum 


07:57. Krzętów. Sala rekreacyjna/stołówka w części biwakowej. Za ścianą po prawej znajduje się kuchnia


07:59. Krzętów. Droga łącząca pole biwakowe z głównym budynkiem noclegowym


23:15. Krzętów. Jeszcze trochę ognia przed snem 


00:51. Krzętów. Proces reformowania butelki szklanej w wyniku termicznej kijoplastyki


01:25. Krzętów. Jeszcze trochę ognia przed snem


01:31. Krzętów. Jeszcze trochę ognia przed snem


01.31. Krzętów. Jeszcze trochę ognia przed snem
Rower:Czarny Dane wycieczki: 5.12 km (3.00 km teren), czas: 00:21 h, avg:14.63 km/h, prędkość maks: 29.30 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 50 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Pół-maraton Północ-Południe I - Podczas maratonu

Niedziela, 18 września 2016 | dodano: 19.09.2016Kategoria >10 osób, >300, 3-4 Osoby, Maratony, Podróżerowerowe.info, Pół nocne, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, Z Księgowym, 2016 Pomorze Nadwiślańskie, Z rodziną

Pisząc świeżo po powrocie z maratonu, z którego nastąpiło moje wycofanie, przypominam sobie ostatni wyjazd na Roztocze, gdzie nachodziły mnie wątpliwości, czy aby jednak się nie wycofać zawczasu. Wtedy, w odczuciu moim, dominowało wrażenie, że w zasadzie to większość sił na tegoroczne długie dystanse, zniknęła podczas maratonu w Kórniku. Nic to. Pojadę. Spotkam się z ludźmi, odwiedzę nowe trasy, ponownie doświadczę szybkiej jazdy w grupie. Na drogę wycinki mapy (raz tylko użyte), przepatrzenie prognozy, szacowanie sił na zamiary, oglądanie kluczowych skrzyżowań, tak by mieć ich obraz przed oczami, gdy ujrzę je w rzeczywistości.

Założeniem było, że przez pół godziny będę jak zwykle jechać z grupą, potem opadnę z sił na podjazdach i zacznę samotny etap. Była jakaś nadzieja pokonać przynajmniej 400km/24h i spróbować pobić swój wynik z Brevetu. Ewentualnie powalczyć o 500 km, choć była to dość płonna myśl. Przespać się podczas deszczu koło Skierniewic lub Rawy, by drugiego dnia jechać na spokojnie z Księgowym. A potem mozolić się na podjazdach Jury i dalszych. Część odcinków znanych, część łatwo sobie wyobrazić, porównując sąsiednie, już odwiedzone obszary. Prawie wszystko potoczyło się inaczej.

Przybyliśmy z rodzinnie, autem koło 5 rano. Część trasy przespana, część przedrzemana już na miejscu. Nie był to może super wypoczynek, ale jeśli porównać go z niektórymi na przystankach, czy tym przed Radlinem - różnica kolosalna. Po obudzeniu spacer na camping, przywitanie z częścią osób, dopełnienie formalności i jeszcze trochę przekąsek przed startem. Zebraliśmy się pod latarnią. Krótkie przemówienie i w drogę.

Kolumna wypadła na ulicę, eskortowana przez policję na motocyklach. Ktoś zgubił bidon, co mogło się skończyć karambolem na samym początku. Gdy opuszczaliśmy zabudowania Helu, zaczęła się moja jazda do przodu, aż do grupy kilku rowerzystów na czele, większość czasu trzymając się koło Hipków. Tempo wynosiło 31km/h, okresowo wzrastając. Próby wrzucenia dużego blatu z przodu, nie powiodły się, coś było nie tak i poprzestało mi mielić na środkowym. Nie było źle, ale nie jest to mój ulubiony rytm. Za Jastarnią policja nas puściła, rozpoczął się start ostry, a pierwsza grupa wysunęła się z prędkością przeciętną 36-37km/h. Trzymając się z nimi do Kuźnicy, wciąż były przeze mnie podejmowane próby wrzucenia wyższego biegu, ale nie wiedząc czemu, nie dało rady, choć jeszcze nie tak dawno nie było z tym problemów. Od mielenia skoczyło mi tętno, tak że aż bolało mnie pod prawym obojczykiem. Pora odpuścić, zatrzymując się na poboczu, by sprawdzić śrubkę, podejrzewaną o sprawstwo tego problemu. Naciąganie linki uskuteczniane było przeze mnie jeszcze w trakcie jazdy - bez efektu. Koniec prób, gdy akurat dojechała druga grupa, w której utrzymywana była średnia z odcinka honorowego. W końcu udało mi się wrzucić wyższy blat, ręcznie podciągając linkę, ale dobywał się wtedy dźwięk szorowania łańcucha o przerzutkę. Na końcu półwyspu zrzut z powrotem na środkowy blat, bo zaczynały się podjazdy


09:59. Hel. Tuż przed startem spod latarni morskiej


10:30. Jastarnia. DW 216. Po lewej port. Za statkami widoczny dach ratusza

W Wejherowie widzieliśmy policję po raz ostatni, stojącą w dwóch punktach i powstrzymującą ruch aut, abyśmy nie mieli problemu z przejazdem. Tuż przed końcem miasta, Hipkom trafił się kapeć i wypadli z pierwszej grupy. Do Łebcza spore zjazdy i pierwsze sikustopy. Na drogę dla rowerów wjazd wraz z Turystą, Wąskim, Wikim i (chyba) Pirzu. Stopniowo dołączali się ludzie, którzy pozostali z tyłu. Przez nieuwagę zdarzyło mi się zahaczyć o słupek (raz były, dwa, po bokach, czasem trzy, z jednym w środku drogi). Klamka lekko zbliżyła się do środka roweru (choć nie przyniosło to żadnych powikłań), a przez kolejne pół godziny, bolały mnie i piekły dwa palce. Od Krokowej kilka podjazdów, dzięki którym można było rzucić oko na resztę grupy, która zdążyła się na powrót skonsolidować i mnie wyprzedzić. W Sobieńczycach udało mi się jeszcze rzutem na taśmę (i zbyt wysokim tętnem, tak jak przy pierwszej grupie) wrócić do środka i jechać za kimś, kto nie zdążył zdjąć kurtki, a było już ciepło i od słońca, i od wysiłku.

Naszły mnie myśli, że dzięki masie uda mi się dogonić reszta na zjeździe, ale na jednym z zakrętów zniosło mnie na lewy pas i dalsze próby były bez sensu. Wypadliśmy do Kartoszyna. Czołówka zdążyła już trochę odjechać, ale po zjeździe tętno wróciło do normy, udało się odzyskać spokój i nabrać sił by bez problemów wyprzedzić większość na niewielkim podjeździe przed skrętem koło jeziora. Nawierzchnia była tam co najmniej słaba. Do Czymanowa jazda za Wikim i kimś jeszcze, lecz oto zaczął się mozolny podjazd do górnego zbiornika Elektrowni Żarnowiec. Oczywiście ja najwolniej i wnet cała grupa druga zniknęła mi z oczu. Poza Turystą, który jechał w sporej odległości przede mną, ale wyraźnie wolniej niż reszta, oraz Wąskim, który miał za nisko siodełko. Udało mi się zrównać z nim na końcowym etapie jazdy przez las, a z Turystą (na moment) przy rondzie. Tam rozpoczęła się samotna walka z wiatrem.


11:37. Kłanino. Ścieżka rowerowa Swarzewo-Krokowa w biegu dawnej linii kolejowej. Widok ku NW


12:25. Gniewino. Pierwszy punkt kontrolny. Z lewej zbiornik "Oko Kaszubskie"

Za Rybnem udało się zrównać z Wąskim i Turystą oraz raz jeszcze wrzucić ręcznie trzeci bieg. Za skrętem we wsi Zamostne ponownie zrzut, bo droga była kiepska, a poza tym pojawiło się dziwne drapanie na udzie. Przed lasem na granicy gmin, zatrzymaliśmy się na postój, gdzie szybko nastąpiło uzupełnienie wody w bidonach i zerkniecie na pancerz przedniej przerzutki przy siodełku. Popękał i nic dziwnego, że nie można było normalnie zmieniać biegów. Westchnąwszy w duchu i szybko udało się znaleźć odpowiedni kamień, który odtąd przejechał ze mną resztę trasy. Można było już tylko jechać na środkowym blacie (albo innych, ale wymagałoby to albo wiele wysiłku na nieodpowiednim dla nich terenie, albo częstego zmieniania kamieni - bez sensu). Podczas pisania sms do relacji online, Turysta, Wąski oraz kolejny, który dogonił nas podczas przerwy, zdążyli odjechać na kilkaset metrów. Dogonić ich udało się dopiero w Kębłowie. Jeden został tam pod sklepem, a pozostała dwójka odchodziła mi na kolejnych podjazdach, aż zniknęli mi z oczu za Luzinem (chyba zdążyliśmy wyrobić się tuż po przejeździe pociągu).

Na podjeździe w środku lasu przed Wyszecinem wyprzedzili mnie Hipki. Jechało mi się dość ciężko, ale sama ich obecność trochę dodała mi sił. Nie na długo. Potem ktoś jeszcze mnie wyprzedził. Skręt na SW. Jazda tam trochę mnie wyczerpywała. Przerwa na przystanku przy zjeździe na Lewinko. Uzupełnienie wody, przegląd mapy i dosłownie z pół minuty leżenia na ławce. Niby krótko, a nogi bardzo wypoczęły i znów dało radę jechać powyżej 25km/h (ponad 30 już raczej nie dawało rady). Akurat pojawiło się dwóch rowerzystów (w sporej odległości miedzy sobą). Ja zaraz za pierwszym. Odjechał mi przed Strzepczem, ale źle pojechał na łuku (przez mostek) i wnet musiał się cofać. Za daleko był, by móc go ostrzec, a swoim manewrem zasiał wątpliwość, czy faktycznie to ten skręt. Drugi rowerzysta rozwiał moje obawy.

Krajobrazy były malownicze, ale podjazdy wysysały siły jak szalone. Wyprzedziło mnie kilka osób. W lesie za Mirachowem dogonił mnie Piórkowski (zrazu nie udało mi się rozpoznać w nim maratończyka, z powodu zmęczenia podjazdem, ale szybko udało mi się dojść do właściwych wniosków). Chwile pogadaliśmy (on też z mazowieckiej (choć zachodniej) krainy równin i dolinek rzecznych). Przejechaliśmy około 8km, dopóki nie trafiło mi się odpaść na jednym z kolejnych podjazdów. Potem widać go przy sklepie w Borzestowie, wraz z innym zawodnikiem, a potem na skrętach Borucinie (tam również podjazd zostawił mnie z tyłu). Tempo odrobinę mi spadło podczas jazdy ku Stężycy. Tam znów wzrosło, mając nadzieję na znalezienie czynnego jeszcze sklepu rowerowego w Kościerzynie (chociaż dochodziła już 16 i nie było sensu).

W lesie dogonili mnie Wilk z Kotem. Przejechaliśmy wspólnie do miasta, choć w Skórzewie Wilk zjechał na stację po wodę, ale dogonił nas koło kościoła, gdzie to z kolei o sklep rowerowy zagadnięta została przez mnie tamtejsza tubylka , a Kot była zainteresowana jakimś lokalem gastronomicznym, bo przymierała głodem. Tubylka niewiele mogła pomóc. Tu nastąpiło moje odłączenie się w celu poszukiwania sklepu rowerowego, bo każda chwila zdawała się być cenna. No, właściwie byłaby, gdyby zdarzyło się to trzy godziny wcześniej, bo jedyny rowerowy jaki udało się znaleźć, był w sobotę otwarty do 13. Nastąpiło pogodzenie się z sytuacją, mając świadomość dalszej jazdę na jednym blacie przez cały następny dzień, mając nadzieję na ewentualną naprawę w poniedziałek. Zjazd na rynek, bo choć nie było we mnie odczuwalnie wielkiego i wyraźnego głodu, to na pewno lepiej było zjeść ciepły posiłek przed jazdą w nocy. Potem mogło być różnie. Ponadto Księgowy również zamierzał się tu stołować, więc lepiej było na niego zaczekać i odpocząć przy okazji, niż samotnie gnać etapem wieczorno-nocnym.


15:56. DK 214. Z Wilkiem i Kotem przez Skorzewo

Lokal był odwiedzany przez sporą liczbę klientów, a wśród nich również ~5 naszych. Przybyli pół godziny wcześniej i właśnie kończyli obiadować. Zamówienie: kotlet z kurczaka zapiekany z boczkiem, serem i ziołami (pycha), na dużej liczbie frytek (raczej słabe, ale przynajmniej dużo) z surówką (niby grecka). Czas oczekiwania ~30 minut. Przy okazji spacer do sklepu po 3 butelki wody, z czego jedna prawie w całości znalazła się w bidonach. Do tego jeszcze wycentrowanie koła (kupione tuż przed maratonem, wiec nie zdążyło się przystosować i poluzowały się trzy szprychy. Udało się z nimi rozprawić i dociągnąć wszystkie). Grupka ruszyła, ja na miejscy jeszcze przez kilkanaście minut, nim zjawił się Księgowy. Był szybciej, niż mi się wydawało. Chciał zajrzeć do poleconego mu wcześniej baru, ale ten był już zamknięty od 16. Zjadł tam gdzie reszta. W tym czasie zdarzyło mi się zamienić kilka słów z przypadkiem spotkanym, kimś rowerowym, trochę gadając o tym maratonie, trochę o innych.


17:09. Kościerzyna. Start z Księgowym

Kościerzynę opuściliśmy przed 18. Tuż za nią trwała budowa obwodnicy, ale pokonaliśmy ją bez problemów. Potem sporo postojów, głownie w celu dobierania ubrań, wymianę baterii. Dały się odczuwać pierwsze problemy w łydce, a modyfikując siłę nacisku, by cierpiała mniej, pojawiły się jeszcze uszkodzenia na lewym achillesie. Od Agnieszki wiedzieliśmy, że za nami jedzie jeszcze jedna osoba (Norbert z RowerowyLublin, który też się wycofał jeszcze przed PK4). Mieliśmy nadzieję że nas dogoni, ale w sumie jechał sam i to pogłębiało różnicę czasu.

Przed 19 przejechaliśmy przez Wdzydze. Za Olpuchem była już noc. W Wielu zmiana kierunku jazdy. Odtąd dręczył nas wiatr. Aby było raźniej znosić tę trudność, w Karsinie dogoniliśmy Darkab. Do Czerska było nieco ponad 10km, ale wydawało się, że zrobiliśmy więcej. Tam zatrzymaliśmy się przy stacji i dokonaliśmy szybkich zakupów, na kilka minut przed zamknięciem sklepu o 19. Z ulgą przyszło mi siedzenie, leżenie, dając odpocząć nogom. Miasto opuściliśmy, żegnani rozentuzjazmowanymi okrzykami trójki ludzi, których żarty ledwie osiągały poziom arbuza.

60 km do Świecia było już sporym wysiłkiem. Na szczęście jechało bardzo mało aut, a księżyc był tak jasny, że wyłączaliśmy lampki (ja szczególnie często). Część nawierzchni była okropna, część wspaniała. Oczywiście, większość krajobrazu stanowiły lasy, a gdzieniegdzie poruszaliśmy się przez wsie, dość głośno rozmawiając na najróżniejsze tematy. Szczególnie utkwił mi temat, dotyczący przypadkowych spotkań, które potem okazują się spotkaniami ze znajomym znajomego, ale z tego samego regionu itp. Na podjeździe za Tleniem każdy jechał swoim tempem i znacznie się rozdzieliliśmy, choć nie na długo. W Wałkowiskach przerwa na przystanku przed północą. Księgowy chciał zjeść kiełbasę nieco wcześniej, nim to miejsce znaleźliśmy i został z tyłu przez kilka minut naszego odpoczynku. Prawa noga prawie się powłóczyła, podczas wychodzenia na drogę, wypatrując jego światła.

Przed Laskowicami przejazd koło śmierdzącego zakładu. Przed pierwszą zjazd-przejazd przez Świecie. Na dole zatrzymaliśmy się na zamkniętej stacji. W rozchełstanej koszuli na krótki rękaw był tam też działkowicz, który krótką, acz zabawną rozmowę przeprowadził z nami. Urazy dawały znać już wyraźnie i odpoczynek niewiele, jeśli w ogóle, pomagał. Do tego odezwały się kolana, ale nie na tyle mocno, jak to dawniej bywało. Ruszając, było mi już sporo zimno, ale szybko udało się wrócić do w miarę komfortowej temperatury. Jeszcze przejazd przez Wisłę, stromy podjazd w Chełmnie, zostając na nim mocno z tyłu, a wnet dostrzegliśmy stację otwartą po stronie lewej, gdzie mogliśmy się ogrzać.

Siedzieliśmy tam gdzieś do drugiej. Długie zastanawianie, zwlekanie aż udało mi się podjąć decyzję o rezygnacji. Myśli nachodziły wcześniej, ale były odwlekane, aby przesunąć ją na Płock, skąd byłby już rzut kamieniem do domu. W Świeciu myśl o dojeździe choćby tam, została porzucona. Nie było ze mną jeszcze tak źle. Zmuszając się do poważniejszej kontuzji można by dojechać do Łowicza, może nawet pod Świętokrzyskie. No, ale mam już trochę doświadczeń w tej materii, więc woląc uniknąć tego, co się stało w 2009 r. Gdyby jeszcze to było tylko ostanie 200-300 km przed metą, to pewnie warto by było zaryzykować. Zapadła decyzja - jechać na Toruń i przy okazji zaliczyć dwie gminy, ewentualnie skorzystać z pociągu, gdyby kontuzja jakoś poważnie się rozwinęła. Chłopaki ruszyli wcześniej. Mi pozostało założyć słuchawki i jechać już samotnie, tej nocy docierając w okolice Chełmży. Tam oczom mym ukazała się słoma, wiec wzorem pierwszego wspólnego "maratonu" do Krakowa, przyszło mi się nieco w niej zagrzebać i w skulonej pozycji przespać do ósmej.

Zaliczone gminy

- Papowo Biskupie
Rower:Czarny Dane wycieczki: 307.34 km (0.00 km teren), czas: 13:29 h, avg:22.79 km/h, prędkość maks: 65.75 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

II Kórnicki Maraton Turystyczny

Sobota, 6 sierpnia 2016 | dodano: 09.08.2016Kategoria 3-4 Osoby, Maratony, Nocne, Podróżerowerowe.info, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, Z rodziną

Udział w maratonie był przez nas zaplanowany już od kilku miesięcy. Z tego powodu inne możliwe plany nie zostały zrealizowane. Pod względem gminnym też nie wpadło wiele, ale nie było potrzeby. Dużo nowych tras, choć ~55km już kiedyś przez mnie przejeżdżanych. Nowa bluza z długi rękawem, rękawiczki i kominiarka zostały w domu. O ile bez dwóch ostatnich można się było bez większych problemów obyć, o tyle brak jeszcze jednej warstwy dawał mi się w nocy we znaki. Prognozy był stosunkowo zgodne z rzeczywistością - pogoda wyśmienicie nadawała się na maraton, z niewielkimi tylko uchybieniami. Początkowo były plany, aby dotrzeć w piątek i tam przenocować, lecz tamtego dnia tylko rower powędrował do auta, podczas bardzo wietrznej nocy, po czym naszła pora zdrzemnięcia się w godzinach 21 - 02. Kasi nie udało się przespać tak dobrze jak mi, za to nadrobiła wszystko w czasie podróży autem. Mnie z kolei często nachodziły przebudzenia w samochodzie, ale i tak już swoje zdarzyło mi się odsapnąć.

Od okolic Sochaczewa do Kutna przejeżdżaliśmy przez strefę opadową, a dalej było już sucho. Zastanawiało mnie, czy Księgowy da radę, bo warunki były niesprzyjające jego zamysłowi. Przez chwilę przemknęła mi myśl, że lepiej by było, aby podjechał pociągiem, a potem wracał na wschód z korzystnym wiatrem. Do Kórnika wjechaliśmy od Środy Wielkopolskiej, z jedną przerwą na króliczej stacji. Na miejsce dotarliśmy ok 6:45. Wjechaliśmy wąską dróżką w alei drzew, prowadzącą do bazy maratonu, leżącego na terenie OSiR. Ludzie już byli rozbudzeni, sporo dopiero przyjechało, teraz składając swoje rowery (tak jak i my). Trzeba było jeszcze poprawić trochę przerzutki i hamulce, po czym obie maszyny były gotowe. Jeszcze tylko pójść, aby podpisać oświadczenie, odebrać numerki i batony. Jeden z zawodników oddał swoje Kasi, twierdząc, że i tak ich nie zje.

Po kilkunastu minutach grupy ruszyły. Wpierw 500, a potem 300. Tempo było umiarkowane, i tak wszyscy kumulowali się na rynku koło ratusza. Grup stworzyło się 7, z czego trzy na 500. Wyczytywani kolejno zajmowali miejsce na improwizowanej linii startu  Jak zwykle, kilka osób się nie pojawiło. W grupie przed nami trafił się pierwszy kapeć, zmieniany ledwo po rozpoczęciu jazdy. Nasz start odbył się w ostatniej paczce, jadąc trasą niemal jak rok temu. Grupka rozpadła się już koło Śródki (w Dziećmierowie widać było trójkę wracających po coś, a ponownie nas minęli na wiadukcie nad autostradą). Do Kleszczewa jazda we dwójkę. Za wiaduktem dogonienie Ag., z którą odtąd udało się przebyć większą część trasy. We Wróblewie jeszcze jedna osoba, która przystanęła i oznajmiła nam o punkcie odpoczynkowym w Czerniejewie. Była jakaś nadzieja, że ich tam dogonimy.

W Kostrzynie pierwsza drobna pomyłka. Na szczęście nie było ich wiele. Przy rynku, drogę zasugerowała mi tabliczką oznajmującą skręt na Pobiedziska. Widać za szybko chciało mi się tam dotrzeć. Przejazd pod krajówką. Prawie do Słowackiego, gdzie szybko coś udało się przekąsić i zaraz zawrócić. Od Iwna zaczął się odcinek bardziej malowniczy, choć o kiepskiej nawierzchni. Kurtka powędrowała do sakwy. Za Kociałkową Górką pierwsze podjazdy i zjazdy wyższe od wiaduktów. Pośrodku lasu, przez który prowadziła droga, znajdowały się piękne bagna, które chyba wszyscy odnotowali. W Pobiedziskach bardzo krótki postój, a wnet rozpoczął się kolejny znany mi już odcinek trasy.


09:56. Park Krajobrazowy Promno koło Kociałkowej Góry. Gonimy grupę. Widok ku E


09:56. Park Krajobrazowy Promno koło Kociałkowej Góry. Widok ku NE

Jazda "oby do Czerniejewa", gdzie miała być przerwa itp. Wjazd, przejazd, a tam głucho wszędzie (poza tubylcami). Odpoczynek na ławce w pobliżu kościoła, bo choć przyszło nam jechać wolniej, niż grupa przed nami, to nadal trochę za szybko na nasze możliwości. Oznakowanie na Wrześnię było tam trochę za bardzo mylące i ktoś z urzędu powinien się zainteresować i to poprawić. Za miasteczkiem odjazd trochę w przód i pogrążenie w myślach, szacunkach itp. Z prawej udało się dostrzec rowerzystę w lesie, przy wiacie z ławką. Później zaczął jechać z nami. Jak się okazało, był to Przemek, z którym wspólnie przejechaliśmy resztę maratonu. W poprzedniej miejscowości oddzielił się od grupy, a wspomniane oznakowanie wprowadziło go w błąd, kierując na Neklę.


10:20. Borówko. Koło skrętu do piaskowni firmy Kruszego Wielkopolskie Kopalnie sp. z o.o. Z trudem gonimy resztę. Widok ku SW


11:08. Czerniejewo. Centrum miejscowości. Niestety nie zastało się nikogo z innych zawodników, więc po przerwie jechało się już bez ścigania ich

Przez Wrześnię przejechaliśmy we czworo, z jednym postojem nawigacyjnym na rondzie przy Warszawskiej. Reszta przejazdu była bezproblemowa (pomijając stan nawierzchni) i nieco zbyt pospieszna. Za miastem Kasia zaczęła trochę zostawać w tyle. Na postoju w Gozdowie regulacja hamulca, który zaczął przycierać. Podróż wzdłuż Wrześnicy przebiegała malowniczo. Dolina rzeki głęboko wrzynała się w równinny teren, przez co znajdowaliśmy się jakby na pagórku z dobrym widokiem na tereny po drugiej stronie cieku. Przypominało mi to jazdę przez Wólkę Przybojewską w moich stronach.

Przez Ksawerów wyjechaliśmy w Pietrzykowie (aż do powrotu kilka razy zastanawiało mnie, czy pojechaliśmy zgodnie z mapą, czy trzeba było ruszyć przez Samarzewo). Tuż za rzeką przerwa na przystanku, tak jak rok temu, na wyprawie z pierwszego linka. W Ciążeniu wreszcie udało się ujrzeć pałac w pełnej krasie. Tym razem trasa minęła szybko, bo i w grupie, i z wiatrem, i za dnia. W Lądzie skręciliśmy na most za Wartę. Tam tereny bagniste, wybitnie niesprzyjające rozbijaniu namiotów. Mi i Kasi udało się dostać na tym odcinku przyspieszenia, choć mi większego, gdyż wnet miało się osiągnąć 100km, 1/3 trasy, oraz opuścić tereny zagrożone opadami wg prognoz sprzed dwóch dni.


13:27. Pałac w Ciążeniu

W Zagórowie przerwa na rynku i niewielkie zakupy. Tempo trochę spadło, częściej zaczęliśmy robić przerwy, choć w mojej opinii, trochę za mało. W Rzgowie mieliśmy skręcać na południe. Nim tak się stało, postanowiliśmy zrobić przerwę obiadową, tym bardziej że trafiła się okazja, a później raczej by nie było, aż do Pleszewa, gdzie już by się jej nie opłacało robić. Lokal był przygotowywany do wesela, ale znalazło się coś dla nas, więc uzupełniliśmy zużyte kalorie i mikroelementy. Były pyszne.


14:33. Zachodnie tereny wsi Skokum (widoczna po lewej). Pogoda do jazdy wyśmienita. Widok ku E


15:03. Rzgów. "Nadwarciańska" przy Targowej. Błogosławiony niech będzie posiłek temu maratonowi

Kolejna setka to walka z wiatrem do Grodźca - był boczny, a potem uciążliwy. Wyłączając się mentalnie, dopóki nie zjechaliśmy we Wronach. Była tylko jedna przerwa na przystanku w Białobłotach, a mój rower częściej jechał z tyłu, raz tylko wychodząc na czoło. W czasie przerwy, aż trzeba mi się było położyć, aby rozprostować trochę naprężenie w plecach. Odcinek ten został przez mnie przejechany w 2011 r. i też był męczący. Za Wronowem przejazd koło jakby rozkopanych wydm, a wnet wyjazd na DW 442. Jazda tam trochę się poprawiła, lecz nieznacznie i niedługo. W Choczy przejazd mostem, omijając centrum tejże miejscowości. Przerwa na skrzyżowaniu w Broniszewicach. Zmęczenie było wyraźne we wszystkich. Ścieżka rowerową, o lepszej jakości niż asfalt, przejechaliśmy do Czermina. Oczywiście ścieżka nie mogła w całości połączy obu wsi, ale tak to już jest...


17:32. Białobłoty. W połowie walki pod wiatr. Widok ku E


19:04. Broniszewice. Chocz no w prawo


19:04. Broniszewice. We troje choczcie. Widok ku SE

Przed wieczorem wjechaliśmy do Pleszewa i przygotowaliśmy do jady nocnej przy skrzyżowaniu z DK 12. Ag. odbiła pod Netto, potrzebując odpoczynku i rozważając, czy kontynuować dalszą jazdę MTB o bardzo grubych oponach. Był to ~175km. Już we trójkę wpadliśmy w prawie bezprzerwową jazdę na podjazdach do Dobrzycy. Tam krótki postój nawigacyjny. Koło Pleszewa widzieliśmy pasmo chmur kierujące się ku NEE, jednak im dalej na zachód byliśmy, tym bardziej było jasne, że zbliża się ku nam. Widać było padający z nich deszcz i choć były one interesujące, to również niepokojące. Zostało raptem 10 km do Koźmina Wielkopolskiego. Długa ciemna droga. Koło Mogiłki zaczynało kropić i zerwał się wiatr silny, jakby szkwałowy. Wiedząc, że to już blisko, ale w tych warunkach nadal było to dramatycznie daleko. Deszcz nie był na szczęście zbyt intensywny. Koło Orli pojawiła się tablica, oznajmująca przybycie do celu, jednak gałąź zasłoniła dalszą cześć tablicy, z liczbą kilometrów nas od niego dzielących. W samym Koźminie wjechaliśmy na ścieżkę, która nie była długa, ale stromo zakończona...


20:02Pleszew. Marszewska (z lewej) i DK 12. Pożegnanie Ag.. Widok ku E

W kilka chwil dostaliśmy się do Gościńca U Maćka, gdzie czekał na nas kotlet i herbata. Rowery zostały przed wejściem nawet nie pilnowane. Kto by chciał w taką pogodę się tam znaleźć. Pycha obiadokolacja, która pozwoliła otrząsnąć się ze zmęczenia, głodu i chłodu. Gdzieś odtąd Kasia zaczęła mieć problemy ze ścięgnami achillesa, co skończyło się kilkudniowym obrzękiem. Mnie na czas przerwy rozbolała głowa, ale jakoś udało mi się z tym poradzić. Przemek zjadł tylko sałatkę. Ubraliśmy się na ciepło i ruszyliśmy w gwieździstą noc po zawierusze. Wiatr nie przeszkadzał, czy raczej nie rzucał się w oczy. Od zajazdu odjechaliśmy chodnikiem do kociołbistej Podmiejskiej. Z Zamkowej udaliśmy się na zachód, lecz zanim przyszło mi sprawdzić koło torów, że trzeba skręcić na północ, już reszta wyjechała zanadto naprzód i udało mi się ich doścignąć w Staniewie. Stamtąd odbiliśmy dróżką na północ, wjechaliśmy na DW 438 i z ulgą zjechaliśmy  z niej w Borzęciczkach.

W Rusku chcieliśmy zatrzymać się na przystanku, ale pierwszy był przez kogoś okupowany. Nie wiedząc któż acz, pojechaliśmy dalej i wkrótce zatrzymaliśmy się na kolejnym, położonym za serią zakrętów, których w tej wsi było sporo. Ów osobnik z poprzedniego przystanku okazał się forumowym Bit.. Dobrze było ujrzeć kogoś jeszcze, na nocnym odcinku, bo odkąd zostało nas tylko troje, od rozdzielenia z Ag. jechało się jakoś mniej przyjemnie. W grupie siła itp. Dodatkowa osoba, dodatkowa motywacja i raźniejsza jazda nocą. Było mi zbyt zimno, więc kamizelkę z pleców powędrowała na przód, jako dodatkową warstwę ocieplenia pod kurtką. Pocieszający był też fakt, że zbliżaliśmy się do końca pierwszej ćwiartki ostatniego etapu, która wkrótce wypadła w Jaraczewie. By określić dalszy kierunek jazdy i zrobić krótką przerwę, zatrzymaliśmy się na właściwej ulicy. Z pobliskiego budynku dobywały się dźwięki wesela, ale śpiewak fałszował niesamowicie. Żal mi się zrobiło weselników i ludzi w sąsiednich kamienicach.

Przez Golę na Niedźwiady, gdzie zaczynała się dziwnie pokręcona trasa. Wpierw w totalnej ciemnicy przejechaliśmy do wsi Mchy, gdzie po krótkiej przerwie ruszyliśmy twardą szutrówką przez las. Krócej by było przez Ługi i chyba nie byłoby większej różnicy pod względem nawierzchni, ale narzekania i tak by pozostały, jakiej drogi by nie wybrał. Było tylko mniejsze zło. Było ciężko psychicznie. Las się ciągnął, a droga wciąż szła w górę, co się zdawało, że koniec, to okazywało się suchą plamą ziemi. W końcu był zjazd do Włościejewic i tam przed sklepem (już zamkniętym, ale z ławkami) zrobiliśmy przerwę. Nie wiem, czy mi się nie zdrzemnęło przy okazji. Dalej z Błażejewa do Kadzynia. Dolsk, połowa tego etapu, był już blisko. Po prawej można było ujrzeć tabliczkę "Nowieczek 2". Postój, sprawdzenie mapy, nawrót. Kasia była najbliżej właściwego zjazdu, więc nie musiała wiele się cofać.

Podjazdy i zakręty Ostrowieczna w nocy był cokolwiek ciężkie. Chyba tylko mi się udało podjechać je w całości, ale z trudem. Nie wiem. Trochę to trwało, a każdy kilometr do Dolska, ciążył coraz bardziej. W końcu wyjechaliśmy na DW 434 i swobodnie zjechaliśmy do centrum. Podjechaliśmy na stację kawałek dalej, lecz była zamknięta. Nici z czegoś ciepłego. Wróciliśmy na rynek i kontynuowaliśmy jazdę wg zaplanowanej trasy. Na podjeździe do Lubiatówka się rozdzieliliśmy. Przemek poczekał w centrum wsi, ja na łuku, a Bit. przedzwonił, czy jechać wprost, czy na Jaskółkę. Do Mełpina droga była pełna zakrętów, ale bez kombinowania. Jechaliśmy przez las. Nie chciało mi się już używać lampki, bo zaczynał zbliżać się świt. Tu jechaliśmy trochę rozbici, bo było sporo zjazdów i podjazdów.

W Kadzewie przerwa na przystanku. Już świtało, a mój umysł zaczynał odpływać. Jechało mi się jakby raz z wyłączoną lewą, a raz prawą półkulą. Takie odczucie. Przemek dotarł do DW 432 i słusznie nas stopował, bo była ścieżka po prawej. Nie udało mi się jej dostrzec. Trochę się nimi przejechaliśmy przez Śrem, ale nie za dużo - na początku, na moście i pod koniec. Reszta trasy albo ich nie miała, albo nie z tej strony, albo była to kwestia zmęczenia umysłu. No i z tego powodu ominęliśmy stację, która mogła być otwarta. Krótki postój, wpierw na początku ostatniej ścieżki, potem w lesie przed Lucinami, gdzie widać było parowanie znad "gorących" stawów i zaraz potem przerwa na przystanku za lasem. Tam trochę posiedzieliśmy, przekąsiliśmy, a Bit. musiał pozostać ze względu na problemy ze zdrowiem. Potem jechał już sam krótszą trasą. Przemek ruszył przodem, my niewiele później.


05:49. DW 432. Luciny. Pożegnanie z Bit.

Było zimno. Kierownica zachodziła rosą. Jeszcze tylko jeden las i już był Zaniemyśl. Na rozjeździe skręt do Przemka, który z kimś rozmawiał przy parku. Trzeba było zrobić jeszcze jedną, męczącą pętelkę. ~4km od na NE od ostatnich zabudowań Zaniemyśla skręt w lewo. Śnieciska z murem po prawej, stawy, drzewa, dworek i gorzelnia, na które nie ma sił i czasu by patrzeć. Skręt na Bożydar, potem Winna i Jeziorskie Huty. Wyjazd w Łęknie. Kasi ścięgna już dostały solidny wycisk i jeszcze musiały trochę popracować. Odliczane kilometry do Kórnika. Przemek pojechał przodem. Prędkość wynosiła ~10km/h, Na rynek udało się dotrzeć na kilka minut przed pełną dobą, od rozpoczęcia naszej pętli. Pełne 24h od tamtego momentu wypadało w pobliżu komisariatu (samo 24h od wyjazdu spod OSiRu wypadło gdzieś między Zaniemyślem i Bninem). Na światłach trzeba było odczekać jakiś czas, bo nie udało się zdążyć na zielonym. Potem już tylko ostatni fragment. W alejce czekał Przemek i we trójkę przejechaliśmy przez ogrodzenie bazy.


08:13 Rekordowa pętla przez Kórnik. Widok ku NW

Rowery zostały przed budynkiem. Wręczono nam, do tego doszedł "uścisk prezesa", a co najważniejsze - posiłek. Kasi głód już dawno dawał się we znaki, a z zapasów zostały ze dwie rozwalone kanapki na dnie sakwy. Kasia wpierw usiadła, potem położyła się na ławce na słońcu, a po przyniesieniu frytek, przeniosła się na hamak, gdzie spała, aż do przyjazdu rodziny. Nim przyszła pora wyruszyć do domu, przyszła pora na pożegnanie się z tymi, którzy tam jeszcze pozostali i zdarzyło mi się jeszcze ujrzeć przybycie Yoszka z uszkodzoną (niegroźnie) nogą. Potem zakupy w pobliskim markecie i w drogę. Kasia w samochodzie spała przez większość trasy, a mnie atakowało kilkukrotne przebudzenie. Znaczne rozbudzenie nastąpiło w zasadzie dopiero od Torunia (trasa powrotna przez Biskupin, Nieszawę, Włocławek). W domu około 22.

Tym wyjazdem Kasia ustaliła swoje rekordy:
315 km na raz
312 km w 24h podróży


Pamiątkowy kawałek metalu. Dobrze, że nie trzeba było w nim pokonywać całej trasy

Zaliczone gminy

- Zagórów
- Rzgów
Rower:Czarny Dane wycieczki: 316.58 km (5.00 km teren), czas: 17:44 h, avg:17.85 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Podjazdowo przez Kampinoską po AKD

Sobota, 21 maja 2016 | dodano: 21.05.2016Kategoria 2 Osoby, Podróżerowerowe.info, Wyprawki w regionie

Na kilka dni przed ową sobotą, Po. rozważał kilka możliwości wyjazdu i padło na Puszczę Kampinoską. Po raz drugi od około miesiąca, kiedy to przejeżdżał przez nią w ramach Krwawej Pętli. Szybko udało się ocenić, że w jeden z dwóch dni, jakie przeznaczy na wyjazd, prawdopodobnie będzie można przejechać wraz z nim.

Wyjazd o 6:30, po uprzednim zjedzeniu śniadania, zabraniu kilku kanapek i 3l wody. Trasa poranna była identyczna jak tydzień wcześniej. Jechało się wolniej, a w powietrzu nie było czuć wilgotności jak wtedy. Na Pradze widać było młodą sarnę, która wpierw skryła się w krzakach po lewej, potem chciała przedostać przez ogrodzenia po prawej, ostatecznie jednak biegła wzdłuż nich po drodze, aż zniknęła za zakrętem. Gdy i mój rower tam dotarł, zwierz ów zniknął gdzieś w dolinie Boguszynki (strumyk o długości ~9km, płynący przez Czerwińsk nie ma nazwy, ale najdalsze źródła znajdują się w Boguszynie Starym). Już na asfalcie przerwa, tam gdzie poprzednio, tym razem by dopompować powietrze, bo wydawało się, że opona jest nieznacznie miększa. Nie trwało to nawet 10 minut.

W Wyszogrodzie wysłany SMS by dać znać, gdzie już jestem. W Kamionie przejazd wzdłuż wału do mostu na Bzurze, gdzie stało paru facetów z wędkami. Tuż za nim skręt na wał po prawej. Jechało się między nieczynną linią kolejową i rzeką, podziwiając jej malownicze meandry, rozległe łąki i nasłuchując wyjątkowo aktywnych odgłosów przyrody. Wydaje mi się, że raczej zawsze zwracam na nie jakąś uwagę, ale naszło mnie odczucie, że zwierzęta były wyjątkowo ożywione w maju tego roku. Z drzewa odleciał ptak. Zapamiętane barwy czarna, żółta i jeszcze jedną. Wał wkrótce odbił od zarośniętego usypiska kolejowego, ominął Przęsławice, w końcu się urwał. Dość stromym zakończeniem zjechało się na łąkę i wydeptanym w trawie szlakiem przejechało do sosnowego młodnika, a za nim, kilkanaście metrów od asfaltu, trzeba było zejść pod koniec jazdy po piachu.


07:51. Wał ~600 m od mostu w Kamionie. Z prawej kościół Świętej Trójcy z XVIII w. Z lewej MB Anielskiej z XV w. Widok na centrum Wyszogrodu (2km) ku NW.


07:52. Wał ~600 m od mostu w Kamionie. Widok na zabudowę przy rynku w Wyszogrodzie (2km) ku NW


07:55. Zakole Bzury. ~1km od mostu w Kamionie przy zmianie kierunku wału z SEE ku SSE. Po prawej widoczny maszt elektryczny w Witkowicach (Łaźni). Widok ku S


07:56. Zakole Bzury. ~1km od mostu w Kamionie (widoczny po prawej), za załomem wału z SEE ku SSE. Widok ku W

08:02. Starorzecze Bzury pod koniec wału w Przęsławicach. Na wprost dom w Łaźni, północnym przyczółku Witowic. Widok ku NW

Powrót w pobliże torów, zatrzymując się tuż za mostem do Łasic. Krótkie zdzwonienie - Po. znajdował się (jak i ja) nad Kanałem Kromnowskim. Z powodu zakrętów nie dało się rady zobaczyć. Po pięciu minutach już się witaliśmy i nie tracąc wiele czasu ruszyliśmy wspólnie po wale wzdłuż wspomnianego kanału do Górek (ich części północnej zwanej Piaseczno). Zdarzył się tam krótki, szybki odcinek asfaltowy, a chwilę potem szuter, mostek i wał ponownie. Odtąd jazda była trudniejsza, bo zielonym Kampinoskim Szlakiem Rowerowym (KRS) raczej mało kto jeździł w tej części KPN. Było na nim dużo trawy, ale wciąż był przejezdny. Cyrk zaczął się za DW 705. Szlak zjeżdżał z wału przy obniżeniu w Śladowie Górnym. Po prawej znajdowało się niewielkie gospodarstwo, a po lewej prosta, drewniana "bramka". Chwilę potem jazda wałem była praktycznie niemożliwa dla nas i zeszliśmy na jego północną stronę. Trochę po łące, trochę przez krzaki, po kilkuset metrach dotarliśmy do drewnianego mostku, jaki się tu gdzieś znajdował, ale nie nadawał się do wykorzystania. Był to jeden pień opatrzony lichą barierką, wyglądającą, jakby miała za moment trzasnąć. Drugi pień został ściągnięty, gdy nie nadawał się do eksploatacji i leżał obok. Bez rowerów - może i by się przeszło. Z rowerami - za duże ryzyko.


08:14. Most na Kanale Kromnowskim miedzy Przęsławicami (drugi brzeg leży na terenie Nowej Wsi Śladów) i wsią Łasice (za plecami). Widok ku N

Przedzieraliśmy się dalej wzdłuż wału. W pewnym miejscu się rozdzieliliśmy. Lepiej mi było wejść na górę, bo wydeptany przez wielu pieszych w trawie ślad, niż przedzierać przez krzaki na dole. Nie było tego długo i wnet zejście na dół. Pojawiła się niby-dróżka, którą pojechaliśmy na północ w kierunku wsi. Gdy zostawiliśmy za sobą ostatni zagajnik, skręciliśmy w prawo, by nawrócić do wału. Wracać było trzeba albo ciąć przez pole, czego lepiej było uniknąć. Przecięliśmy je w miejscu, gdzie ślady kół rozdzielały zboże od łanu dzikich rumianków. Wnet znalazł się kolejny mostek, tym razem z desek. Po południowej stornie kanału Po. zmieniał dętkę, gdyż w poprzednią wbił się kolec, a łatka nie chciała się trzymać.


09:01. Śladów Górny. Wzdłuż Kanału Kromnowskiego. ~300 m na W od skrętu wału ku NE. Widok ku E


09:05. Kromnów. W pobliżu skrętu wału ku NE. Uszkodzony mostek na Kanale Kromnowskim. Widok ku S


09:13. Kromnów. Pola w pobliżu skrętu wału ku E.

Po przymusowej przerwie ruszyliśmy na południe. Chwilę zatrzymaliśmy się przy piwnicy, jaka pozostała po gospodarstwie, które zniknęło jeszcze przed rozpoczęciem moich wypraw. Wróciliśmy na KSR jadąc na zachód. Skręciliśmy na szlak pieszy zielony, by wnet dać się pochłonąć przez podjazdy i zjazdy między Górą Czerwińską, Białymi Górami i Wilczą Górą, koło Wilczych Tułowskich wjeżdżając na szlak czerwony i odtąd zmierzając na wschód. Owe "góry" to w istocie wydmy o dobrym, nierozjeżdżonym stanie podłoża. Widoki, szczególnie wczesną wiosną, są po prostu świetne.

W pobliżu Góry Kapturowej okazało się, że mam przekręcony licznik - skutek intensywnej, dynamicznej jazdy, połączonej z omijaniem korzeni i niewielkich kałuż piachu. Nie wiem jak długo taka jazda trwała, jednak szacuję, że około kilometra, trochę może mniej, może więcej. Ów brakujący odcinek do sumy dodany. Od Famułek Królewskich przemieszczaliśmy się żółtym łącznikowym (przy krzyżu skręcającym w prawo) wprost do Gorzewnicy, gdzie zrobiliśmy drobne zakupy. Zagadało do nas dwóch rowerzystów, którzy oczekiwali na dwójkę towarzyszy, z którymi mieli się spotkać, ale jeszcze na nich się nie natknęli.


10:55. Gorzewnica. Droga na wale przy KK, odbijająca od drogi ku S. Szlak rozjechany przez konie, z którego zrezygnowaliśmy. Widok ku SE

Z asfaltu zjechaliśmy kawałek dalej, wjeżdżając do Piasków Poduchownych. Ominęliśmy tym samym ~1,5km KSR - piaszczystego i skopanego przez konie. Ich ślady widać było często i gęsto. Tak tutaj, tak wcześniej, tak i później. Niebieskim szlakiem dojechaliśmy do znaku na skrzyżowaniu szlaków w Posadzie Cisowe. Stąd zrobiliśmy pętlę. Żółtym szlakiem (z mostkiem drewnianym nad Kanałem Łasicą) do Zamościa. Przejechaliśmy przez wieś trochę się rozdzielając. Robiąc sporo zdjęć trzeba mi potem nadganiać, by nie być z tyłu. Krótka przerwa na drugim, porządnym moście z przepustem nad KŁ. Zaskroniec płynący w kanale. Dalej szlakiem czerwonym do zakończenia pętli. Spod znaku udaliśmy się w ostatnią drogę, zmierzając ku północy wzdłuż Poleskiej Góry. Przerwę zrobiliśmy na ławce w pobliżu uroczyska Denny Las.


11:49. Posada Cisowe. Start i koniec pętli do Zamościa. Widok ku S


12:04. Kanał Łasica. Mostek z zakazem jazdy rowerem. ~1km ku NE od zabudowań Zamościa. Widok ku SSW


12:05. Kanał Łasica. Widok ku E


12:05. Kanał Łasica. Widok ku W


12:25. Zamościańska Droga. Śluza na Kanale Łasica. Widok ku E

Po odpoczynku, pierwszym na którym zaczął być odczuwalny przebyty dystans i głód, wciąż mając jednak spory zasób energii do jazdy, skierowaliśmy się na OOŚ Rybitew. Krótki odcinek jechaliśmy po Wilkowskiej Drodze. Chyba najlepszej szutrówce w Polsce, bo podobne kojarzyły mi się ze Szwecją. Na szlaku za OOSR natknęliśmy się na grupki ludzi w czerwonych ubraniach, wędrujący z psami. Jakieś zawody? Szkolenie w terenie? Przebiliśmy się na południe przez Rezerwat Wilków i prawie wyjechaliśmy na asfalt. Nim tak się stało, po prawej i po lewej widoczne były dwie dróżki na wydmy. Po. zaczął zmierzać na ten zachodni, ale gdzieś w połowie stwierdził, że to nie ten. Zjechaliśmy bliżej asfaltu i okazało się, że właśnie tam znajdował się podjazd na szlaku niebieskim (ten wcześniejszy był dodatkowo nieźle rozjechany i piaszczysty).

Udaliśmy się w górę. Szlak pokonaliśmy w całości na tym odcinku, kończąc go koło Wilkowskiej Góry. Kilka razy rower trzeba było pchać, a raz czy dwa robił to też i Po. Przemieszczanie się tam było jednym z lepszych pomysłów. Widok z wysokości ~30 metrów ponad poziomem pobliskiej wsi, dobra jazda terenowa i dodatkowo nowy odcinek do oznaczenia na mapie (po równolegle biegnącym asfalcie już kiedyś przyszło mi się przemieszczać). Po zjechaniu na utwardzoną nawierzchnię udaliśmy się na wschód. Dłuższa przerwa na posiłek przy sklepie w Starej Dąbrowie, oferującym swojską kiełbasę, darmowy grill i piwo z beczki. W międzyczasie przybyło dwóch innych rowerzystów, którzy odpoczywali na podwórku, gdzie wcześniej podążyła para pieszych turystów. My pozostaliśmy na ławkach przy drodze.


14:35. Górki. Szlak na wydmach ze Starej Dąbrowy (za plecami). Widok ku W

15:38/. 15:38. Niebieski szlak. Kościelna Droga (wschodnia) do Pamiątkowej Góry. Widok ku NNW

Po przerwie skręciliśmy w las koło pobliskiego ośrodka ZHP. Szlakiem niebieskim dotarliśmy do KSR. Trzymając się nadal niebieskiego przejechaliśmy asfaltami Cybulic Dużych, szutru do Małocic i  kolejnego asfaltu przez Adamówek, gdzie odbiliśmy od szlaku na pierwszym skrzyżowaniu. Pod lasem wróciliśmy na KSR, którym dotarliśmy do Palmir. Jazda wzdłuż północnej granicy OOŚ Kaliszki była trudna, bo cały środek był piaszczysty, a nam pozostały krawędzie (przez większość czasu lepsza była chyba ta północna). Krótki odcinek po asfalcie i zjazd na szlak czarny do cmentarza w Palmirach. Przerwa przy tam postawionej wielkiej i znanej mi już mapie KPN.

17:07. Bagna kilkaset metrów ku E od cmentarza w Palmirach. Widok ku S


17:16. Przerwa pod mapą przy cmentarzu w Palmirach

Ostatni odcinek to jazda czerwonym szlakiem (bagna przy grobli były wyjątkowo suche), przerwa na ławce przy skrzyżowaniu ze szlakiem zielonym, w który skręciliśmy chwile potem. Żółtym szlakiem wjechaliśmy na krótki fragment czarnego, wyjechaliśmy na ulicy Łuże. Skręciliśmy w dróżkę, która według mojej pamięci, miała zaprowadzić nas wprost na dojazdówkę do AKD i tak się stało. Zatrzymaliśmy się przy niskim budynku, po czym Po. zszedł na dół i zaczął eksplorować podziemia Atomowej Kwatery Dowodzenia. Dawno tam nie mnie nie było, ale nie było we mnie potrzeby, by tam zejść. W pobliżu kręciło się sporo mniej lub bardziej turystów.

Trochę grzebania przy lampce (znów problem z przewodzeniem prądu na styku z bateriami) i wpadły mi do ręki małe cukierki, jakie zalegały w sakwie od wyprawy na Polesie. Były lekko zdeformowane, ale nadal jadalne. Przydały się, bo już od poprzedniej przerwy zaczęło ze mnie wypływać zmęczenie, które w AKD nie miało specjalnie dużych barier. Na etapie planowanie wydawało się, że dojadę do tego miejsca, skąd wycofam się do domu (rozważane też Cybulice i okolice Leoncina, gdyby jazda po puszczy szła mi słabo tego dnia). Rozmowy tego dnia układały się gładko, choć odcinki przejechane z różnym tempem, głównie na zjazdach, oczywiście je przerywały. Podobnie gdy wzrastało zmęczenie - znany towarzysz, który lubi się dołączyć do jazdy tym chętniej, im bliżej jej końca.


18:27. AKD i koniec podróży po Puszczy

Rozdzieliśmy się na pobliskim skrzyżowaniu dróg. Pożegnanie krótkie, szybkie. Po. spieszył się do Izabelina, by natrafić na otwarty sklep, by zrobić zakupy. W "cywilizacji" wjazd na ścieżkę przy Wiślanej. Krótki fragment między Modrzewiową i Długą przebyty miedzy ogrodzeniem i drzewami (jakby mało mi było jazdy terenowej). Zachodnia>Sierakowska>wzdłuż DK7>Wiklinowa> Rolnicza. W sklepie ABC przy skrzyżowaniu z ulicą Przy Jeziorze niewielkie, ale słodko-pieczywne zakupy. Odczuwane było przez mnie, że jeśli tego nie zjem, to jazda będzie albo męczarnią, albo zakończy się kilka kilometrów dalej. Dzięki przyjemnemu, choć skromnemu posiłkowi, żołądek przestał nukać i jęczeć. Dzięki temu naszła nawet ochota, by po raz pierwszy zjechać na tereny dawnego PGRu przy dawnej pętli autobusu trasy Ł w Łomnie Las, rozwalonego dopiero przed paru laty.

W Czosnowie zjazd na ścieżkę. Tę zablokował mi jakichś facet, najprawdopodobniej pijany, bo stał pośrodku z tępym, niewiedzącym o co chodzi, wyrazem wzroku. Nieco dalej zjazd na moment do parku przy UG. Za miejscowością przyszła mi myśl, że dawno nie przyszło mi jechać "Tunelem PrzedCzosnowskim" (Tudzież ZaCzosnowskim, ale że moje postrzeganie jest Czerwińskocentryczne bardziej niż Warszawskocentryczne, więc przy takiej a nie innej nomenklaturze pozostanę). W trakcie redagowania starych opisów sprzed miesiąca wpadł mi m.in. ten, w którym przyszło mi przejeżdżać pod nim w okresie przed powstaniem ścieżki przez Czosnów.

W Kazuniu przejazd ulicą Ordona. W sam czas, by trafić na końcowy etap budowy nowego budynku, położonego w połowie tej ulicy. W Modlinie ulicą Prądzyńskiego do Obwodowej, na niej telefon. Naprzeciwko parkingu przy cmentarzu skręt w drogę przez działki, dokańczając objazd "ronda przy kamieniu", dalej Gałachy, koło słupa przejazd na DK 62 i koniec wyjazdy przy Biedronce. Pakowanie roweru do auta i zakupy. Nie było już chęci, by trwonić kolejne siły na ostatni, tak standardowy odcinek, gdy jutro tych sił trzeba by do innych, nierowerowych zajęć.
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 158.00 km (95.00 km teren), czas: 10:45 h, avg:14.70 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)