Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:1984.46 km (w terenie 103.50 km; 5.22%)
Czas w ruchu:121:48
Średnia prędkość:16.29 km/h
Maksymalna prędkość:64.36 km/h
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:152.65 km i 9h 22m
Więcej statystyk

Po Brevecie 600km

Poniedziałek, 30 lipca 2012 | dodano: 26.06.2013Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Z Kasią, 2012 Brevet Mazurski, Z rodziną

2014.07.27 - 30 Brevet 600km - cała trasa

 
Pobudka się ok. 7. Było chłodno i pochmurnie, z biegiem dnia się rozpogadzało. Krótka rozgrzewka. Dwukrotnie do asfaltu i z powrotem. Potem były już tylko ciężkie nogi i mrowienie w części palców przez miesiąc. W drodze powrotnej, o 10 odwiedziliśmy Lidzbark Warmiński, gdzie przeszliśmy się na zamek, który był jednak tego dnia zamknięty. Od 12, przez 1,5 godziny chodziliśmy po rynku w Olsztynie oraz zjedliśmy obiad. Potem przejechaliśmy do Gietrzwałdu, lecz zmęczenie było tak znaczne, że tylko udało mi się wstąpić do kościoła, by wnet wrócić do samochodu. Około 16 zatrzymaliśmy się na polach Grunwaldu, a prawie godzinę później tankowaliśmy przy DK 7, na stacji przy bunkrze w Witramowie. Około 18 byliśmy w Nidzicy, gdzie rodzice odwiedzili zamek, a my w aucie bez sił. Wróciliśmy w nocy.


Nazajutrz po maratonie


Psina w bazie maratonu


Lidzbark Warmiński. Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła. Widok ku E


Lidzbark Warmiński. Zamek Biskupów Warmińskich. Widok ku NNW


Gietrzwałd. Sanktuarium pw. Matki Bożej Gietrzwałdzkie. Widok ku SSE


Na parkingu w Gietrzwałdzie
Rower:Zielony Dane wycieczki: 2.00 km (1.50 km teren), czas: 00:06 h, avg:20.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Brevet 600km

Sobota, 28 lipca 2012 | dodano: 26.06.2013Kategoria >400, Maratony, >10 osób, 2 Osoby, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2012 Brevet Mazurski

Drobne trudności z zaśnięciem i pobudką - pierwsze za późno, drugie za wcześnie. Pomimo, iż start był przewidziany o 8 rano, na nogach przyszło mi być już przed 6. Pozostałe dwie godziny spędzone praktycznie nic nie robiąc, aby oszczędzić siły. Podjedzone pare kanapek, posprawdzane co trzeba w rowerze, trochę gadania. Dłużył mi się czas. Na 10 minut przed startem, wszyscy wyjechali z bazy na drogę, gdzie miał odbyć się start. Czekał tam już wóz strażacki, który eskortował nas do Lubomina.


W bazie, przed maratonem

START 8:00


Ruszyliśmy. Na pobliskim skrzyżowaniu stało kilku mieszkańców tych okolic. Jechaliśmy w słabo rozproszonej grupie, ale dość szybko odległości zaczęły narastać, dzieląc zawodników na ok. trzy grupy z pojedynczymi łącznikami pomiędzy nimi.


Początek startu honorowego


Początek startu honorowego przez Świękity

Droga prowadziła wśród pagórków w barwach złocistych zbóż i zielonych łąk. We wsi Wapnik skręciliśmy w prawo o 90 stopni. Na tym odcinku grupy się silnie rozproszyły. Wjazd na wojewódzką 507. Skręt w prawo do Lubomina. Za pobliskim kościołem stał strażak i skierował w lewo. Chwilę potem zebraliśmy się pod remizą. Dotarcie wszystkich trochę trwało. Nastąpiło trwające około 10-15 minut oficjalne rozpoczęcie z mikrofonem i w ogólnej miłej atmosferze. Krótka sesja zdjęciowa i można ruszać. Z powodu ograniczeń prawnych przemieszczania się rowerami, zostaliśmy podzieleni na 2 grupy. Ja w pierwszej. Zarówno czas rozpoczęcia, jak i różnica między startem grup została odjęta od całkowitego czasu przejazdu.

Pierwsze kilkanaście minut w grupie. Tempo powyżej 30km/h, na zjazdach nawet ponad 40km/h. Z biegiem czasu, różnica między mną i czołówką się pogłębiała. Skutkiem tego w Wolnicy ok. 100m za ostatnimi ludźmi. Tam dystans się zmniejszył - pojawiła się przeszkoda w postaci drogi z kocimi łbami. Tempo grupy osłabło, moje zaś, dzięki szerszym oponom, zmieniło się niewiele. Dzięki temu znów jechało się z pozostałymi... ale tylko przez kolejne 3 km. Nie udawało mi się trzymać grupy na długich podjazdach. Właśnie takie pojawiło się w pobliskim lesie. Gdy pozostali zniknęli z widoku, spadło moje tempo. Swoje też zrobił intensywny wysiłek. Potrzeba było kilka minut spokojniejszej jazdy, by odetchnąć. Wyprzedziło mnie w tym czasie 4 zawodników z tej samej grupy. W 2/3 drogi do Lidzbarka Warmińskiego dotarło do mnie dwóch zawodników, ale wkrótce odjechali. Przez chwile tylko zamieniliśmy parę słów.


Między Łaniewem i Długołęką. Widok ku NEE

Niedługo po nich wyprzedziła mnie grupa BBtourowców w niebieskich barwach. Wjeżdżając w granice administracyjne miasta, jeszcze było można dostrzec zawodników przede mną, jednak przez Lidzbark trzeba było już przejechać patrząc się w mapę, zamiast na pozostałych.


Zamek w Lidzbarku Warmińskim

Blisko zamku trwał remont drogi z mijanką, ale udało mi się przejechać na zielonym. Z Lidzbarka wyjazd DW 513. Cały ten etap do Bisztynka przez Kiwity, pokonany nie spotkawszy prawie żadnego człowieka, umysł mi częściowo odleciał ze znużenia. Wyjazd w Wozławkach na DK 57. Przejazd do Bisztynka zmęczył mnie psychicznie. Stamtąd właśnie wyjeżdżała grupa BBt. W samej tej miejscowości trochę odbiło mnie od trasy, robiąc kółko ulicami rynku. Ot tak, turystycznie.


Bisztynek. Brama Lidzbarska

Kolejny odcinek przejechany odliczając kilometry do Reszla. Szczęśliwie, przez pół km, droga przecinała wypustkę gminy Kolno (+1 gm). W tych to okolicach dołączył do mnie Le., który chyba też po raz pierwszy pokonywał taki dystans. Razem przebrnęliśmy przez Reszel. Dziwił mnie przebieg trasy, bo wydawało się, jakbym zataczała koło. Rozdzieliliśmy się tuż przed Świętą Lipką. Trzeba mi było zwolnić, by napić się wody z sakwy.


DW 594 w okolicy Troks

12:00



Święta Lipka

Przejeżdżając - fota klasztoru po remoncie. Przejeżdżając tędy w 2009 prawie wszystko było obstawione rusztowaniami. Tak... Właśnie rozpoczął się etap odcinków, które były mi znane z poprzednich podróży. Nie było to złe, ale nie cieszyło mnie ponowne jeżdżenie tą samą trasą, gdy tak wiele dróg w kraju było jeszcze przez mnie nie odwiedzonych...

Tuż, tuż przed Kętrzynem znów wyprzedziła mnie grupa BBt. Zapewne zatrzymali się w Reszlu, by pozwiedzać. Coś mi wypadło i trzeba było zatrzymać się. Po raz pierwszy od Lubomina - ok 85km - bez postoju. W Kętrzynie dojazd do Stacji BP, gdzie znajdował się pierwszy punkt kontrolny. Po podbiciu karty i krótkich zakupach, nastąpiła nieco dłuższa przerwa na uzupełnienie wody i sprawy higieniczne. Przerwa zajęła mi ok. 30 min. Przez Kętrzyn przejazd sprawny. Ponownie można było podziwiać panoramy ze wzniesień za miastem, a kilka kilometrów dalej odbić na nieznany mi odcinek. Póki co, ok. 20km po starych szlakach.


Solanka. W tle jezioro Silec. Widok ku NNE


DW 650. Wzniesienie między Srokowem i Leśniewem. Po lewej jezioro Rydzówka. Widok ku NEE

Nowy dla mnie odcinek do Srokowa mijał szybko i przyjemnie. Również ze Srokowa wyjazd nową trasą, a choć porządnie umęczył mnie podjazd, to zarówno widok jak i prędkość na zjeździe były wspaniałe. Przejeżdżając przez Leśniewo, jakiś człowiek, wyprzedzając mnie, zaczął zadawać pytania, chyba o kierunek albo coś w tym stylu. Od tego momentu rozpoczął się kolejny odcinek "znany". 35km starych kilometrów. Z tej okazji się przyszło mi się wyłączyć.

Przy wyjeździe z Węgorzewa, w którym w 2009 pękła mi rama, dogonił mnie jeden z zawodników, który posilał się niedawno i mnie wołał, ale bezskutecznie. Wspólnie przejechaliśmy odcinek wzdłuż jeziora Święcajty, aż do lasu. Poinformowawszy go, jak biegnie trasa, przyszło mi zatrzymać się na poboczu pierwszego podjazdu, gdzie nastąpiła przerwa na odpoczynek i posiłek - około 15-30 minut. Ponownie wyprzedzili mnie BBt.

Z wolna się na trasę i po rozruszaniu mięśni jechało się dalej. W Pozedrzu skręt z głównej i z każdym kilometrem przypominały mi się kolejne szczegóły trasy. Przejazd przez Kruklanki, do których droga wiodła przez las. Ponad pół godziny później wyjazd na trasę DW 655 w Mazuchówce, niebawem skręcając ku SW w Wydminach. Warunki atmosferyczne były pogodne, ciepło od samego rana, choć na początku jeszcze nieco chłodno. Wiatr prawie cały czas z kierunku południowego dość znaczny, przeszkadzał mi szczególnie w okolicy Bisztynka (co było główną przyczyną wspomnianego zmęczenia). Do Lidzbarka było rześko, później stopniowo coraz goręcej, aż do wieczora, jednak znośnie (jeśli chowało się w cieniu). Noc stosunkowo ciepła.

18:00


Ten odcinek prowadził przez mniej ludne tereny. Dużo lasów. Słońce powoli znikało, lecz temperatura była iście letnio popołudniowa. Przejeżdżało się przez kilka miejscowości, z mniej lub bardziej specyficznymi nazwami, by w Starych Juchach podbić kolejne pole na karcie oraz uzupełnić zapasy płynów. Warunki atmosferyczne były przyjazne, ciepło od samego rana, choć na początku jeszcze nieco chłodno. Wiatr prawie cały czas z kierunku południowego, dość znaczny, przeszkadzał mi szczególnie w okolicy Bisztynka (co było główną przyczyną wspomnianego zmęczenia). Do Lidzbarka było rześko, później stopniowo coraz goręcej, aż do wieczora, jednak znośnie jeśli chowało się w cieniu. Noc stosunkowo ciepła.


W pół drogi między Wydminami i Starymi Juchami

Do Ełku dojazd przed zachodem słońca. Trasa nie wiodła wprost. Trzeba miasto było objechać od wschodu. W połowie drogi do Prostek przerwa na poboczu, zejście w pole. Przyszło mi usiąść na jakichś betonowych rurach, skonsumować część racji żywnościowych oraz przygotować się do nocnej jazdy. Ruszając w trasę widać było, że zmrok już zapadł nad tą krainą.

Szybkie przemknięcie przez Grajewo i nocnych ciemnościach jazda przez las, który zdawał się nie mieć końca (a były to dwie serie ciągu leśnego, po 6km oddzielone przez 2km jazdy wśród pól i zabudowań). W pewnym momencie o mało mnie nie potracono przez rozpędzoną furę, która jechała nie mniej niż 90km/h. W chwili, gdy udało się zorientować w sytuacji, momentalny zjazd na trawiaste pobocze. W powietrzu śmierdziało paloną gumą, a fura znów zniknęła w ciemnościach.

Mimo ciemności, łatwo dało się zauważyć, że przekraczało się rzekę. Po lewej stronie, coś się dostrzegło w oddali, ale nie było nawet pomysłu, o co chodzi. Za Biebrzą i Twierdzą Osowiec, uważna obserwacja nieba. Wychwyciło się lekkie błyski, ale tak dalekie i niewyraźne, że dopiero za Mońkami naszła pewność, że to burza. Głowę zaprzątało odliczaniem kolejnych etapów trasy. W Knyszynie powietrze było przesycone nadciągającą zmianą pogody. Prawie cały odcinek od Grajewa do Białegostoku, spędzony w napięciu, zwiększając tempo i obawy związane z burzą. Organizm był zmęczony tak bardzo, iż ostatnie kilometry przed półmetkiem jechało mi się ciężko do tego stopnia, że odczuwało się coś w rodzaju bólu brzucha przy każdym ruchu nóg w górę, być może z głodu. Prawie bez zatrzymywania.

Dotarłszy do Białegostoku (0:44) wyszło ze mnie całe zmęczenie i jechało się w tempie paralityka. Każdy metr mi się dłużył, ale trzeba było jechać. Ostatnie 8km zajęło mi około pół godziny, spędzonych na jeździe poprzez nijakie uliczki obrzeży miasta, z miejscami potraktowanymi robotami drogowymi. Plus był taki, że było jasno. Ponad 300km trasy pokonane w ciągu 18h. No i nie chciało się spać.


Śródnocny wjazd do Białegostoku

1:15


Dojazd do bazy na półmetku. Od razu się przyszła pora na doprowadzenie się do stanu używalności, zmiana ciuchów na suche i wszamanie mnóstwa różności, głównie z kategorii "słodkie". Większość z obecnych tam osób leżała, albo przysypiała. Od mojego przybycia, kilka minut później jakaś grupa właśnie opuszczała bazę. Przed nimi, ktoś też już wyruszył wcześniej, jeszcze przed moim pojawieniem się.


Przerwa na półmetku

Przerwa na półmetku


Przerwa na półmetku

Ponowny start między 2:30-3:00, co dało mi około 1,5h odpoczynku poświęconego na jedzenie i dochodzenie do siebie. Bez snu. Cały wysiłek poprzedniego dnia został zredukowany o więcej niż połowę. W pomieszczeniu zostało tylko kilka osób. Na zewnątrz ciemno. Momentalnie zrobiło mi się zimno. Pierwsze kilkaset metrów myślało się tylko o potrzebie ciepła, ale wkrótce organizm przywykł do temperatury. Pojawiły się obawy, by nie zgubić trasy. Z Klepaczy (gdzie był półmetek) droga wiodła lasem. Jak za Grajewem - dłużyło się, jednak tu przejechały może ze dwa auta, a odcinek był dużo krótszy. Brakowało tylko rozpędu.

Przejazd przez Niewodnice na DW 678. Pojawiło się już więcej aut, ale jak to o tej porze, bardzo mało. Po 3 km rozjazd, gdzie skręt w lewo na Łapy. Tu znów ruch mniejszy. Przed Łapami zaczynało się rozjaśniać. Przejazd mostem na Narwi, równocześnie obserwując biegnący równolegle most kolejowy. Samo miasto dodatkowo oświetlone było licznymi lampami. Miasteczko zdawało się nieco zastygłe w czasie. Tam tylko przystanięcie na chwilę, by sprawdzić dalszą trasę.

Przejeżdżając przez Płonkę Kościelną, obserwować można było wschodzące słońce. Był to najzimniejszy moment na trasie. Kierunek jazdy był generalnie zachodni. Powrót na DW 678 za Roszkami-Wodźkami i oto pojawiło się przede mną kilka kilometrów drogi prostej prawie jak strzała. Jedynie przed Sokołami było niewielkie wzniesienie i zmiana przebiegu trasy przez tory kolejowe. O 5:23 wjazd do Wysokiego Mazowieckiego. Tamtejszy punkt kontrolny był nieaktywny, o czym udało się dowiedzieć jeszcze na półmetku dzięki tym, którzy wyjechali wcześniej i mieli z tym problemy. Trasa właściwie omijała miasto i odbiła na północ.


Wysokie Mazowieckie o świcie


Wysokie Mazowieckie. Punkt kontrolny

Odcinek spokojny, wręcz sielski, przejeżdżany przy porannym słońcu. Krajobraz w większości tworzyły kukurydza, pola i drzewa, a tylko czasem jakieś wsie. Asfalt świetny, stosunkowo nowy. W Kuleszach Kościelnych śniadanie złożone z kanapek z półmetka. W okolicy Dębnik, przed dojechaniem do DK 8, o 6:39 licznik wskazał pierwsze 400 km poniżej 24h (tylko nadzieję mieć, że dobrze skalibrowany). Po dotarciu do krajówki od razu kurs do kolejnego punktu kontrolnego, położonego na niewielkiej stacji z gazem. Tam udało się dowiedzieć się, że poprzednia grupa była tu przed godziną. Zaraz za Rutkami-Kossakami czekał mnie spory podjazd, ale świadomość bliskiego limitu 24h i jazdy na rekord dodawała mi sił.

Niedaleko od kulminacji, na polu poniżej drogi, rozłożyła się po ziemi grupa BBt. Coś krzyknęli, ale pędząc średnio ok 35km/h już nie dało się słyszeć. Ten odcinek ciągnął się niczym szaleństwo, bez zmęczenia jakie powinno się odczuwać, pędząc zarówno przez podjazdy jak i zjazdy, wyciskając ile można. W pewnym momencie pojawili się BBt, pędzący daleko za mną, ale dojechali do mnie dopiero na ostatnich 3-5km przed DK 63.

8:00


Ostatecznie po 24h podniósł się mój życiowy dystans dobowy sprzed roku z ok. 370 km do:
- 411 km trasy maratonu
- 415 licząc wg śladu w GEarth,
- 429 wg licznika,

14km różnicy to jednak sporo. Ślad przejazdu w GE jest serią prostych odcinków, która nie uwzględnia jazdy zygzakiem, a taka amplituda też sporo zmienia. Szczególnie jeśli podczas nocnego odcinka, ze zmęczenia sięgała czasem około połowy pasa jezdni.
Przynajmniej w miarę zgadza się czas jazdy. 20:57 minut, czyli w ciągu doby tylko 3 godziny przerw.

Do krajówki dojazd wraz BBt, ale tamtejszego podjazdu już nie dało rady i tempo spadło. Jeszcze jak na złość, w obniżeniu przed Łomżą trzeba było wyhamować przez ruch drogowy i największy podjazd trzeba było pokonać praktycznie od zera. Zmęczywszy się, przyszło mi legnąć na trawie koło pierwszego napotkanego ronda. Odpoczynek trwał trochę dłużej, wykonanych kilka telefonów. Umysł trzeźwy, organizm zmęczony, ale zdolny do jazdy, tylko język powoli formułował słowa. Ruszając, mijało się stację, gdzie kątem oka znów widać było BBt, którzy tam zrobili sobie postój. Dogonili mnie przy wyjeździe z miasta i już jadąc w 5 osób, zwiększyło się ponownie tempo, grupy trzymając się, aż do Nowogrodu. Tam przed mostem BBt zjechali gdzieś w bok, na zdjęcie, tudzież jedzenie, a ja po krótkiej przerwie poświęconej na smarowanie łańcucha - dalej.

I zaczął się trud. Najgorszy odcinek na całej trasie. Do wsi Zbójna, przez 5-6km jazdy przez las, jeździło mrowie aut, a droga była taka, że lepszym byłby rower nieobciążony, na amortyzatorze, 26" koła, szeroki bieżnik. Walka toczyła się dosłownie o każdy metr, a pobocze wcale nie było lepsze. W Zbójnie postój na przystanku. Kolejne utrudnienie wzięło się z kosmosu - słońce grzało i paliło niemiłosiernie, a powietrze było duszne i parne. Kolejne 12 km miało nawierzchnię tylko odrobinę lepszą. Nie wyglądało już tak, jakby cała armia przejechała po niej czołgami w II WŚ, tylko jej połowa. Jakby tego było mało, upał mnie zmiażdżył tak bardzo, że tuż przed granicą gminy, we wsi Kuzie za Popiołkami, nastąpiła przerwa w cieniu pod murem kościoła. Zaraz po opuszczeniu tego miejsca okazało się że wkraczam do kolejnej gminy, gdzie leżał NORMALNY ASFALT.

Mimo że dalsza część drogi wiodła przez las, słońce i tak mnie wypalało, a wiatr wysuszał. Przejazd przez Łyse, gdzie chyba trwał jakiś odpust. W każdym razie, ludzie właśnie wychodzili z kościoła. W kolejnym lesie odpoczynek na poboczu, leżąc i wcinając czekoladę. Wtedy to przyszedł lokalny mieszkaniec, który nie widział mojego stanu i zaczął zadawać pytania, co to za wyścig itp. Na pewno po kilku piwach był. Gdy "rozmowa" się skończyła (po zjedzeniu czekolady) przyszła pora zdychać gdzie indziej. Dalsza jazda odbywała się w stylu padnij-powstań, co kilkanaście minut. Zresztą, tak jak w poprzednich gminach.

Ostatecznie udało dowlec się do Myszyńca. Przed samym wjazdem dogoniła mnie przez jakaś grupka, ale już nie było mi wiadomym, kto to był. Pozostało tylko dotrzeć na punkt kontrolny. Stacja benzynowa posiadała włączoną klimatyzację, a temperatura było niższa o dobre 10-15 stopni niż na zewnątrz. Nie chciało się wychodzić. W altance przy stacji siedziało już kilka osób i odpoczywało. Wpadła  porządna dawkę cukrów i płynów, ale odpoczywało mi się nie tak długo, wyjeżdżając niewiele dłużej po tym, jak BBt stamtąd pojechali.

Teraz czekał mnie odcinek do Szczytna, który przebiegał przez niewielkie, wiejskie, asfaltowe drogi. Pogoda nieco złagodniała. Było gorąco ale, jakoś lżej. Przejazd przez Księży Lasek, gdy niebo było bardziej pochmurne. Za rozwidleniem dróg zerk na niebo po stronie zachodniej. Było takie... granatowe? O jak fajnie. Będzie deszcz. Będę mógł zmyć z siebie ten cały pot, bród i zmęczenie. Super. Błysnęło. OK. Jeszcze będzie burza...

Zerwał się wiatr rodem z islandzkich opowieści... Czemu rower jechał pod kątem ok. 30 stopni od pionu??? O! Już widzę wieś. Czemu wiatr ostrzeliwuje mnie żwirem? Deszcz deszczem, burza burzą, ale to wyglądało jak armagedon. Przystanek! Dobra! Nie pada... Zła ekspozycja. Jak się zerwie coś mocniejszego, to i tak na mnie poleci! Przecież był wystawiony frontalnie do burzy. Po drugiej stronie coś stało... coś jak stary GS albo magazyn. Jest nawet jakiś daszek!!! Wąski ale JEST. No i osłonięty od czoła burzy.

Dojazd chwilę potem. Trochę mnie zmoczyło. Przyszła pora wyciągnąć foliową "kurtkę". Osłoniwszy się nią, wciskając w kąt i odgradzając rowerem. Przeczekanie. Ściany wody, przez które nie było widać wyraźnie, dalej niż na 30 metrów, a na 100 m już nic. Pioruny waliły, gdzie popadnie. Jeden po drugim. Wiele walnęło blisko, ale wyglądało na to, że centrum przemieszczało się nieco na zachód od mojej pozycji i podążało ku północy.

15:00-16:00?


Nie wiem ile czasu to trwało. 20? 30 minut? Godzinę? Gdy stało się znośnie, przyszło ruszyć w kurtce. Możliwe, że nawet mi się przysnęło, bo jakoś mi to szybko zleciało. Droga mokra, wszędzie pełno liści, gałęzi. Ludzie wyszli na podwórza, na ulice, gadają, patrzą... W Wawrochach, pomylony skręt i trzy kilometry ujechane na próżno. W Szczytnie zdziwiło mnie, bowiem można było dostrzec ścieżkę rowerową wraz z zakaz jazdy rowerem po ulicy. Ścieżka miała miała długość 5-7 metrów, potem było niewielkie skrzyżowanie i chodnik z dwoma pasami kostki w różnych kolorach, sugerujących, że jest tam dalej ścieżka. Żadnej farby między ścieżką i tym chodnikiem udającym ścieżkę. Brak informacji przedłużających zakaz na więcej niż wspomniane 5-7m. Kilometr dalej sytuacja się powtarzała dla jadących z przeciwka.

Od Szczytna było sucho, poza sporadycznymi kałużami. Słońce wyszło zza chmur, świecąc radośnie, tak jakby burza nigdy się nie zjawiła. Całą drogę do Olsztyna cisnęło się ile można, ale średnio wychodziło około 19km/h z niewielkimi odchyłkami. 5km przed granicą Olsztyna odcięło mi siłę w nogach i od tamtej pory już ledwo nimi się przebierało. Jazda trwała bardziej siłą woli, niż fizyczną. Pojawiła się tablica "Olsztyn", ale samego Olsztyna nie było widać. Jakieś jezioro, jakieś domy, ale wszystko takie wiejskie. Ah... Te trzy kilometry, które zdawały się wiecznością, to też miasto...

Nie mając siły w nogach, trzeba mi było jechać chodnikiem. Na szczęście był bardzo szeroki. Dojazd do stacji benzynowej, podbicie karty i szybki powrót na rower. Przejazd przez miasto. Wyjazd ku północy tragiczny. Kolejne 20km do Dobrego Miasta przejechane niemiłosiernie długo, ale nie wiadomym była mi już ilości kilometrów. I tak było lepiej z siłami w nogach, niż przed Olsztynem. Co prawda nieznacznie, ale pozwalało zachować mizerne tempo, przedzielone częstymi postojami. Tuż za miastem dotarł ponownie Le.. Według rozmowy, do Białegostoku dotarł około godzinę przede mną, a w czasie burzy brakowało mu do mnie 3-6 km. Ostatnie km pokonaliśmy wspólnie i dotarliśmy o zachodzie słońca, na ponad 2h przed końcem limitu czasowego. Na mecie czekał posiłek w postaci pieczonego prosiaka. Sen naszedł około 1 w nocy.

Zaliczone gminy

- Dobre Miasto
- Lidzbark Warmiński (W+M)
- Kiwity
- Bisztynek
- Kolno
- Stare Juchy
- Goniądz
- Mońki
- Knyszyn
- Dobrzyniewo Duże
- Turośń Kościelna
- Łapy (W+M)
- Sokoły
- Wysokie Mazowieckie (W+M)
- Kulesze Kościelne
- Nowogród
- Łyse
- Pasym
- Purda
- Olsztyn
- Dywity
Rower:Zielony Dane wycieczki: 638.09 km (3.00 km teren), czas: 31:53 h, avg:20.01 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Przed Brevetem

Piątek, 27 lipca 2012 | dodano: 26.06.2013Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2012 Brevet Mazurski, Z rodziną

Minęło 10 dni od powrotu z wyprawy w Tatry. Następnego dnia rozpoczynał się maraton. Po zrobieniu zakupów na trasę, wraz z rodzicami pojechaliśmy autem do Świękit. Na miejsce dotarliśmy około 17-18. Przywitanie z już przybyłymi zawodnikami, po czym przyszła pora rozstawić namiot. Po tym krótkim wstępie warto było jeszcze sprawdzić rower przed maratonem i zebrać kilka gmin. Nie zabierając ze sobą niczego, poza ekwipunkiem naprawczym, mapą 1:300 000 i butelką wody. Wyjazd miał być BARDZO krótki, a skończyło się jak zwykle.

Wpierw na zachód, w stronę Małdyt. W Pitynach skręt na południe w lokalną, lecz asfaltową drogę, która nieznacznie prowadziła w górę. Po 3 km zjazd w dół do Rościszewa, gdzie zapędziło mnie w krótką uliczkę, kończącą się kilkoma domami i polną drogą niknącą w dolinie Pasłęki, zmierzając ku polom i łakom. Dalsza droga prowadziła przez las. Nawierzchnia zmieniła się w brukowaną. Pojawiło się trochę owadów, uprzykrzających podróż. Nieco zmęczyło mnie tempo. W tym stanie dojazd do zabudowań wsi (?!) Wojciechy. Był tam pałacyk, stadnina koni, kilka domów... i tyle. Koniec miejscowości. No może z pominięciem przyległych pól. Najprawdopodobniej żyły tam 1-2 rodziny.

Zdziwiło mnie to nieco i zakłopotało. Jeszcze ujechało się kolejne dwa kilometry, po czym ukazał się kolejny taki ewenement o nazwie Kłodzin. Tu zamiast pałacyku był kilka zrujnowanych budynków, ale najprawdopodobniej prywatnych i jakoś użytkowanych, o czym świadczyło ogrodzenie przy drodze. Po chwili wpatrywania się w okolice dostrzec można było, że za zabudowaniami był mostek, który był przez mnie poszukiwany. Tym bardziej mnie to zakłopotało. Po ruszeniu dalej, wnet stop. Kręcąc się w te i nazad, nie było we mnie pewności co zrobić. O terenach tych było ledwie tylko ogólne rozeznanie, na podstawie tego co widać było w internecie oraz na mapie, z której niewiele się dało o nim wnioskować. Z tego miejscu chciało mi się wracać do Bazy, lecz nie było mi wiadome, gdzie będzie kolejna okazja, aby przekroczyć rzekę. Powrót tą samą trasą nie wchodził w grę. Sił też nie wypadało trwonić nadaremnie. Z kłopotu wybawił mnie jadący od południa samochód, który niewiele myśląc skręcił ku rzece i zniknął w lesie po drugiej stronie.

Start za nim i starając się nie wzbudzać niepotrzebnego zainteresowania ze strony właścicieli. Udało się przebrnąć przez okolicę. Droga była niesamowicie kamienista, z kilkoma dziurami, dosyć stroma. Omijała zniszczone budynki, które służyły najwidoczniej jako magazyn rupieci. Czym prędzej zjazd ku rzece. Most tam się znajdujący był zamykany na kłódkę. Posiadał własną bramę. Szczęśliwie była otwarta, lecz oto chwilę potem, ukazał się mi człowiek idący z drugiego brzegu. Czy to gość? Właściciel? Czy będzie zadawał niewygodne pytania, tudzież rzuci się z wyzwiskami za brak poszanowania prywatnego terenu? Szedł swoim tempem, a ja dalej na moście, czytając mapę. Gdy doszedł, zapytał mnie jak się nazywa ta miejscowość. Dobrze. Jest kimś obcym, tak jak ja. Odpowiedź, że dopiero tu nie znam terenu i dopiero tędy przejeżdżam nie była pocieszająca. Ostatnie nazwy z zapamiętanych tablic przydrożnych i pokazanie przybliżonego położenie na mapie może trochę pomogły. Mężczyzna okazał się kajakarzem, który wraz z kolegą wybrał się na wyprawę po rzece i szukali jakiegoś sklepu w pobliżu.

Po rozmowie czym prędzej na rower, chcąc nadrobić stracony czas. Kilkanaście metrów dalej był las, a droga rozdzielała się. Prawa odnoga została przez mnie skreślona, gdyż prowadziła na wschód. Las skrywał starych, brzęczących towarzyszy oraz nowych - błoto, kałuże albo głęboki, nieco lepki piach. Po przebyciu przez te niespodziewane trudności, znów przyszło mi znaleźć się na otwartej przestrzeni. Rosło tam dużo wierzb. Z prawej widać było nieco oddalone jezioro, a przede mną drogę... Znowu kałuże i błoto... Tym razem na całą szerokość drogi... Szczęśliwie nie było piachu. Mijało się skrzyżowanie, lecz jazda na wprost. Nieco dalej widoczne zabudowania. Droga zdawała się prowadzić wprost do nich. Nie lubię gdy brakuje im ogrodzenia, bo nie sposób ustalić czy prowadząca doń droga ślepa, czy tylko takie sprawia wrażenie. Tym razem było tam skrzyżowanie i nie było potrzeby przejeżdżać przez czyjeś podwórko. Skręt w lewo, na północ.


Miedzy Kłodzinem i Klonami

Była to wieś Klony. We wsi tej przerwa pod tablicą informacyjną, sprawdzanie mapę i kurs ku NE. Tablica informowała, że jestem na szlaku napoleońskim, a na nieco na północ rozegrała się mała bitwa, w trakcie której zginął gen. Etienne Guyot - pochowany w niewiadomym miejscu w Raciszewie, gdzie mnie niosło niecałą godzinę wcześniej. Dalsza droga okazała się polną. Trwały właśnie zbiory zboża. Mijało się zniszczoną kapliczkę (na panoramio można zobaczyć jak wyglądała jeszcze nie tak dawno temu). Odwiedziny w opuszczonym gospodarstwie, ale wnet zostało za sobą. Pomimo zrujnowania, ktoś z niego korzysta jako magazyn na bele słomy, więc lepiej było go opuścić. Chwilę potem kolejna kapliczka, będącą w podobnym stanie jak poprzednią, ale nieco innym stylu zbudowaną.


Wjazd do wsi Klony


Zrujnowana kapliczka między wsią Klony i Ełdyty Małe

Wjeżdżając do Ełdyt Małych o mało nie stała mi się przykrość, bowiem między zabudowaniami znajdowała się brukowana kamieniami droga. Koło najechało na jeden z nich, który leżał luzem. Omsknęło się, a ciało straciło przyczepność do roweru niektórymi kończynami. Szybko udało się opanować maszynę rower i przejechać koło kręcących się w pobliżu psów, które jednak nie reagowały na moją obecność. Niebawem wyjazd na drogę wojewódzką. Była okazję sprawdzić, jak wyglądać miał końcowy odcinek maratonu. Udało się szybko przemknąć szybko i o 21 z powrotem w bazie, gdzie przybyło jeszcze kilka osób. Zaliczone 3 gminy i 23 km. Rower był sprawy, a ja w formie. Jedyne zmartwienie - dystans jaki przejechany i czas jaki minął mi na przejażdżce, wydawały się dłuższe, niż były w rzeczywistości.


W bazie

Zaliczone gminy

- Lubomino
- Miłakowo
- Świątki
Rower:Zielony Dane wycieczki: 23.74 km (13.00 km teren), czas: 01:32 h, avg:15.48 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W Tatry IX - Pcim

Wtorek, 17 lipca 2012 | dodano: 26.06.2013Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Z Kasią, 2012 Małopolska, 5-10 Osób, Z rodziną

2011.07.09 - 17 W Tatry - cała trasa



Sen był słaby, przerywany, jak to na przystanku w pozycji siedzącej. Przynajmniej w miarę ciepło, bo wykorzystując śpiwór. Cała odległość pokonana dnia poprzedniego wynikała z chęci i potrzeby odwiedzenia wszystkich poprzednich gmin i dotarcie do DK7. W razie bardzo trudnych problemów, wolnego tempa i totalnym braku możliwości podróży, tylko do Suchej Beskidzkiej. Tego dnia miała podjechać po mnie i Kasię praktycznie cała rodzina, a przy okazji zafundować sobie wycieczkę w rejon górski. Gdyby nie ból kolan i nogi, które odmawiały dalszego zmuszania do jazdy, próbowałoby się dotrzeć w rejon Jodłownika, albo przynajmniej Niedźwiedzia, gdzie pozostało mi kilka gmin do odwiedzenia. Zabrakło na to i sił, i czasu.

Start około 5:30. W pół godziny zjechało się do Pcimia, z trudem ruszając nogami. Udało się postarać jeszcze, by przejechać na drugą stronę DK 7, wjechać na nią i tym samym przeciąć trasę, która została przejechana w 2010. Po tym podjazd jeszcze pod kościół, który został okrążony, a następnie niewielkie zakupy. Ostatnim wysiłkiem podjechało się na ławeczkę przy węźle z DK 7, gdzie znajdowało się trochę wolnego miejsca na samochód.


Pcim. Dolny odcinek Krzczonówki. W tle Kiczora (725 m n.p.m.). Widok ku SEE


Pcim. S7. Po lewej Kiczora (725 m n.p.m.). Po prawej Szczebel (977 m n.p.m.). Widok ku SE


Pcim. Kładka przez Rabę. W centrum Bania (540 m n.p.m.). Widok ku NEE

Epilog


Na miejsce dotarli chwilę przed 7. Załadunek i wspólna przerwa potrwały kwadrans. Przez Mszanę Dolną dotarliśmy do Starej Wsi, gdzie wsiadła Kasia. Krótka przerwa, a kolejna w Łukowicy. Przez Nowy Targ dojechaliśmy do Zakopanego na 12:30. Parking przy skoczniach narciarskich i taxibusem do wyciągu na Kasprowy. Dojechaliśmy tam o 13:40, by stać w długiej kolejce do godziny 15. Było chłodno, wietrzenie i trochę padało od czasu do czasu. O 15:30 byliśmy już na zamglonej stacji końcowej. Pochodziliśmy ~20 minut, ale warunki były niekorzystne, więc wróciliśmy do budynku. Półgodzinna przerwa na (niewielki, drogi) ciepły posiłek i rozgrzanie się. Mgła, czyli de facto chmura, zdążyła się nieco wznieść i oddalić. Znacznie wzrosła widoczność, więc warto było czekać. Pochodziliśmy do 17, po czym wróciliśmy (głodni) na dół. Spod skoczni wyruszyliśmy o 18:40, gdy i babcia, która została na dole, zdążyła się najeść w pobliskim lokalu.


Kasprowy Wierch. Widok ku NE


Kasprowy Wierch. W centrum Zielony Staw Gąsienicowy. Widok ku E


Kasprowy Wierch. Widok ku S

Rozpogodziło się. Pojechaliśmy przez Jabłonkę (przerwa na panoramę Tatr), Zawoję do Suchej Beskidzkiej, gdzie zrobiliśmy przerwę 20 minut przerw, w czasie której zerknęło się na pobliską karczmę, inspirowaną ludowym bajdurzeniem (a która mi się wielce nie podobała). Późnym wieczorem przejechaliśmy koło Mucharza i przez Wadowice. Pogoda była trudna i zbierało się na silne burze, przed którymi udało nam się uciec. Do Oświęcimia dostaliśmy się drogą Żaki (niepotrzebnie nadkładając trasy.). Jak najkrócej jechaliśmy do S1 i dalej na północ. Po drodze kilka przerw (brat miał trochę problemów), a w domu byliśmy nad ranem.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 12.36 km (0.00 km teren), czas: 00:47 h, avg:15.78 km/h, prędkość maks: 30.24 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W Tatry VIII - Beskid Makowski

Poniedziałek, 16 lipca 2012 | dodano: 26.06.2013Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2012 Małopolska

Niewielka odległość i duża przerwa dnia poprzedniego bardzo pomogły mi się zregenerować tej nocy. W nocy trochę padało. Obóz zwinięty po 10, lecz na mokrą szosę wyszło się o 10:30. Niebo było spowite chmurami i było chłodno. Na południu przetaczała się wielka chmura deszczowa, a u mnie przeświecało słońce. O 11 wjazd na Słowację. Przez ponad kilometr droga biegła wzdłuż granicy. W oczu rzuciła mi się ruina opuszczonego domu. Tam krótka przerwa, lecz z powodu pokrzyw lepiej było nie zgłębiać jego tajemnic. Tuż za lasem widać było ciekawie położoną kapliczkę w środku pola. Przebiegło mi przez myśl, że warto by zrobić jej zdjęcie, choć sama w sobie nie była zbyt okazała. Nim tak się stało, trzeba było schronić się pod daszkiem niewielkiego domku na skraju lasu. Budynek był zamknięty na kłódkę, ale sam daszek wystarczył, by przeczekać półgodzinny, zimny deszcz z zachodu. Po nim z wolna się rozpogadzało.


Lipnica Wielka. DW 962. W tle Pasmo Budína. Widok ku SW


Ruina na Zgrzebniowskiej Polanie przy DW 962 w pobliżu granicy państw. Widok ku NW


Droga do Bobrov. Widok ku SW


Przygraniczna chatka, pod którą udało się schronić przed deszczem. Widok ku N


Przygraniczna kapliczka w pobliżu chatki. Widok ku SWW


Wjazd do Bobrov. W tle Pasmo Budína. Widok ku SW


Oravská Polhora. Farský kostol Božského Srdca Pána Ježiša. Widok ku NNW


Dojazd do granicy państw. Widok ku SWW

Do Polski powracało się przez Rabcze. Na granicy o 13:30, dojeżdżając do niej pod górkę, choć niezbyt wysoką z perspektywy dzisiejszego noclegu. Raptem ~200m różnicy wysokości. Szybki zjazd do do Jeleśni, gdzie zakupy i skręt na wschód. Zaczął się podjazd przez Koszarawę. Przerwa dopiero przy pseudo-rondzie w Kuflówce. Tam odbicie na północ. Przy granicy województw skręt w dróżkę po lewej. Była to szutrówka, nieco kamienista, którą w dość twardy sposób zjechało się do Huciska. Był to chyba najbardziej emocjonujący odcinek w ciągu ostatnich dni. Wytrzęsło mnie niesamowicie i doskwierała obawa o sprawność hamulców.


Krzyżowa. DW 945. Kościół pw. Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny. Widok ku W


Droga z Koszarawy do Huciska


Hucisko. Kościół pw. Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny. Widok ku NWW


Hucisko. Na horyzoncie po lewej piramidalna Romanka (1366 m n.p.m.). Widok ku SSW

Po 16 dojazd do Żywca po swobodnym zjeździe główną trasą. Niebo ponownie sposępniało. Pod koniec czuć było trochę zmęczenia całą wyprawą. W mieście skręt w Słowackiego. Zakręcenie przez Zamkową i przejazd rynku ul. Sienkiewicza. Zastanawiało mnie, czy zrobić przerwę z posiłkiem, ale jednak nie. Wyjazd DW946, z której zjazd wprost na Gilowice, dopiero wtedy coś przekąszając. W samych Gilowicach zakupy. Trasa była łatwa, ale za Ślemieniem trzeba było podjechać z powrotem do wojewódzkiej.


Jeleśnia. Most przez Koszarawę. Widok ku SWW


Żywiec. Zamkowa prowadząca na rynek. Po lewej Dzwonnica. Widok ku NNW


Łękawica. Stary most przez Łękawkę. Widok ku SW


Gilowice. Kościół pw. św. Andrzeja Apostoła. Widok ku SSE


Gilowice. Plac Niepodległości. Pomnik Bohaterom za Wolność i Ojczyznę poległym w IWŚ. Widok ku NW


Ślemień. Rynek. Widok ku S

W Kukowie rozważanie dalszego kierunku jazdy, lecz padło na trzymanie się kursu po głównych. Po 18:30 dojazd do Suchej Beskidzkiej. W centrum przerwa na obiad. W czasie posiłku przeszedł niewielki opad deszczu i jak się okazało, był ostatnim na tej wyprawie. Przy Karczmie Rzym skręt na północ. Przejazd koło zamku. Przecinało się tory, gdzie koło skręciło mi się w lewo, a mnie przerzuciło przez kierownicę. W stanie wkurzenia jechało się jeszcze dalej, do tabliczko oznajmiającej wjazd do gminy Zembrzyce, jednak przy sprawdzeniu map, okazało się to jedną z większych pomyłek w tym temacie. Granica była nieco dalej...


Obiadokolacja w Suchej Beskidzkiej


Sucha Beskidzka. Zamek Suski. Widok ku NW

Wyjazd na DK 28. Za miasteczkiem trwałą przebudowa mostu, a ruch był puszczony po drewnianym, prowizorycznym zamienniku. O 20 przejazd przez Maków Podhalański. Za nim był budowany kolejny most, powstający według nowego projektu, a tuż obok stary, po którym się przejeżdżało. Po drugiej stronie skręt w DW 957. Przez Białkę dojazd do początku Skawicy, skąd nawrót w miejscu, gdzie rzeka zaczynała gwałtownie tworzyć łuk wygięty w kierunku południowym. Powrót nie całkiem tą samą trasą, skręcając do Juszczyna przez Limów.


Sucha Beskidzka. Remont mostu DK 24 przez Skawę. Widok ku SEE


Maków Podhalański. Budowa nowego mostu DK 28 przez Skawę i stary, oczekujący na rozbiórkę. Widok ku SWW


Białka. DW 957. W centrum Jawor (857 m n.p.m.). Widok ku S

Zapadała noc. Potworne zmęczenie na podjeździe. Do krajówki zjechałam szybko, lecz ostrożnie. W Osielcu za mostem skręt do Bystrej Podhalańskiej, gdzie trzeba było chwilę odsapnąć przy skrzyżowaniu. Znów wjazd na krajówkę i przerwa na rynku w Jordanowie. Na krótko, by określić dalszą trasę. Z piekarni dobiegał pyszny zapach pieczywa. Wolno i męcząc się, z ledwością udało mi się przebić do Spytkowic. Zjeżdżając z Wysokiej, podziwiać można było liczne światła położone w oddali.

Przed północą mijało się granicę gmin Spytkowice i Raba Wyżna. Wkrótce potem wjazd na DK7. Kwadrans przed 1 wjazd do powiatu myślenickiego. Za Skomielną Białą trzeba było przystanąć w najwyższym punkcie trasy. Zmęczenie było potworne. Z trudem dojeżdżało się do zjazdu w wieś Naprawa. Nic to nie zmieniło w kwestii kolan. O 1:50 postój w Łętowni. Na szczęście trasa opadała praktycznie cały czas, więc nie trzeba było zbyt często ruszać nogami. Tuż po 2 w nocy wjazd do Tokarni, odwiedzając ostatnią gminę na wyprawie. Zatrzymałam się na przystanku po lewej stronie drogi, tam drzemiąc do świtu.


Osielec. Kościół pw. św. Apostołów Filipa i Jakuba. Widok ku E


Kurs po gminę Bystra-Sidzina


Kurs po gminę Spytkowice


Łętownia. Kościół pw. św. Apostołów Szymona i Judy Tadeusza. Widok ku N

Zaliczone gminy

- Lipnica Wielka
- Jeleśnia
- Koszarawa
- Stryszawa
- Świnna
- Łękawica
- Gilowice
- Ślemień
- Sucha Beskidzka
- Maków Podhalański
- Zawoja
- Jordanów (W;M)
- Bystra-Sidzina
- Spytkowice
- Raba Wyżna
- Tokarnia
Rower:Zielony Dane wycieczki: 190.34 km (4.00 km teren), czas: 12:28 h, avg:15.27 km/h, prędkość maks: 59.34 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W Tatry VII - Podhale

Niedziela, 15 lipca 2012 | dodano: 26.06.2013Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2012 Małopolska

Start po 8. Niebo było pochmurne, ale bardzo szybko się rozpogodziło. Początek ciężki po nieprzespanej nocy i z podjazdem na dzień dobry. Niby kilka kilometrów, a zeszło prawie godzinę. Otworzyła się dla mnie panorama Jeziora Czorsztyńskiego, pasma Tatr przyozdobionych w chmury, a nawet odległa Babia Góra, od której dzieliło mnie 15km z noclegu, jaki udało się znaleźć tego wieczora.


Krośnica. DW 969. W centrum Wdżar (767 m n.p.m.). Widok ku NW


DW 969. Przełęcz Snozka (653 m n.p.m.). Widok na Tatry ku SW


DW 969. Przełęcz Snozka (653 m n.p.m.). Widok na Tatry ku SW


DW 969. Przełęcz Snozka (653 m n.p.m.). Widok na Tatry ku SW

W Kluszkowcach trwał remont mostu DW 969 nad Kluszkowianką. Obwodnica wiodła ulicą Cegielnianą. O 10 przejazd nad Dunajcem. Niebawem z głównej skręt do Dębna, dróżką koło kościoła, gdzie nastała pora, by odpocząć przez kwadrans. Przerwę te zakłócił mi jakiś jegomość, próbujący na coś naciągnąć. Na tablicy informacyjnej można było wyczytać trochę o ciekawostkach w regionie, co pomogło mi ustalić trasę i ruszyć szlakiem. Wieś opuszczona ulicą Szkolną. Skręt w lewo, a przed mostem zjazd w prawo. Szutrami, gruntami leśnymi, polnymi drogami, dość wolno jechało się wzdłuż Białki. Rzeka była płytka, lecz bardzo kamienista. Szlak trochę ginął mi z oczu.


Kluszkowce. DW 969. W tle Magura Orawska. Widok ku E


Kluszkowce. Remont mostu DW 969 przez Kluszkowiankę. Widok ku W


Kluszkowce. Zamek Czorsztyn. Po lewej Flaki (810 m n.p.m.). Po prawej Ula (713 m n.p.m.). Widok ku SE


Kluszkowce. Jezioro Czorsztyńskie. Widok ku SSE


Kluszkowce. Pieniny Czorsztyńskie. Widok ku SE


Kluszkowce. Po lewej Pieniny Spiskie. Po prawej Gorce. Na horyzoncie po prawej Babia Góra. Widok ku SWW


Maniowy (Hubka). DW 969. Po lewej Frydman. W tle Tatry. Widok ku SW


Białka między Dębnem i Nową Białą. Widok ku SWW


Białka między Dębnem i Nową Białą. Widok ku SW

O 11:30 przejazd przez Nową Białą, gdzie zachciało mi się zrobić zakupy, ale niedziela, więc lipa. Przejazd ulicą Św. Katarzyny. Za ostatnim domem miejscowości skręt w dróżkę po lewej. Doprowadziła mnie do "Przełomu Białki", gdzie udało się odpocząć przez ponad pół godziny. Było tam całkiem sporo turystów, również rowerowych. Zastanawiałam się czy nie zagadać, lecz zamiast tego lepiej było się skupić na posiłku i obserwacji otoczenia. Znów zaczynało się chmurzyć. Dojazd do krajówki, a z niej skręt w Kobylarzówkę. Zjazd do Leśnicy, gdzie znów trzeba było chwilę odpocząć. Z ulicy Stasiki zjechało kilku szosowców i ruszyli trasą, która już została za mną. Ja dalej trasą, którą przybyli oni. Zjazd do Szaflar. Przejazd przez Szkolna i przerwa na zakupy, w sklepie w pobliżu remizy. Była już 14. Ulicą Na Potoczku dojechało się do Suskiego i dalej na południe.


Przełom Białki. Skała Kramnica. Widok ku E


Przełom Białki. Skała Kramnica. Widok ku NEE


Przełom Białki. Skała Kramnica. Widok ku NNE


Przełom Białki. Obłazowa Skała. Po prawej Skała Kramnica. Widok ku NNE


Droga z Leśnicy do Szaflar. Widok ku NNW

Przemieszczając się doliną Białego Dunajca dojeżdżało się do centrum miejscowości tej samej nazwy. Na ulicach było bardzo dużo ludzi. Wyjazd do DK 47, skąd nawrót do ulicy Za Torem. Uzyskane zostały informację, iż dziś jedzie Tour de Pologne, więc zachciało mi się zatrzymać i zerknąć. O 15:03 pojawili się ostatni zawodnicy, a za nimi sznur wozów technicznych. Zjazd w JPII, raz jeszcze dojeżdżając do krajówki, w miejscu skąd poprzednio przyszło mi zawrócić. Kolejna przerwa w Poronine, gdyż zawodnicy TdP jechali po pętli przez Gliczarów, Bukowinę Tatrzańską i Sierockie. Cóż. Dzięki temu można było choć trochę odpocząć, mimo trudów nocy. Wszyscy przejechali przed 16, a ja dalej, już do samego Zakopanego.


DK 47. Biały Dunajec. Kolarze na trasie TdP. Widok ku NWW

Nie tylko ja. Wyścig wymusił korki, które kontrolowali policjanci. Droga do Zakopanego latem + wyścig... Sznur ciągnął się mniej więcej od Bachledówki, a to dopiero wtedy udało się dostrzec, jak wszystko ruszyło a mnie dopiero tam przywiało. Droga prowadziła wciąż pod górkę, ale na tyle łagodnie, że można było z powodzeniem jechać i robić zdjęcia, o ile nie przejeżdżał koło mnie samochód. Z prędkością około 10 km/h, bez zsiadania z roweru dojeżdżało się do ronda Dmowskiego na 820 m n.p.m. Tam trzeba było się zastanowić nad dalszą trasą. Około 17 wjazd do Kościeliska po DW 958. Na wysokości 968 m n.p.m. przerwa, aby chwilę odetchnąć i rozejrzeć się po okolicy. Temperatura wynosiła 16°C.


Zakopane. Rondo Dmowskiego. Widok na Giewont ku S


Zakopane. Powstańców Śląskich. Most przez Potok Młyniska. Widok ku S


Zakopane. Krzeptówki. Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej. Widok ku NNW

Nucąc pod nosem, bez większego wysiłku zjeżdżało się do Czarnego Dunajca, skąd zmiana kurs ku W. O 19:30 dojazd do Jabłonki. W pobliżu głównego skrzyżowania udało się dostrzec lodziarnię i skusiła mnie ta dawka cukrów. Nie było pośpiechu, gdyż wkrótce zbliżała się noc, a nie było ochoty nocować poza granicami kraju. Udało się rozłożyć o 20, w zagajniku za Otrębową. Było jeszcze jasno, w lesie dało się słyszeć wyraźne odgłosy przemieszczania i przez pewien czas nie dawały mi zasnąć. Przez jakiś czas trwało czujne nasłuchiwanie, czy ktoś lub coś nie zbliża się do namiotu, rozłożonego na takim odludziu...


Podczerwone. DW 958. Widok ku S


Jabłonka E. DW 957. Widok na Tatry ku SSE


Jabłonka E. DW 957. Widok na Tatry ku S

Zaliczone gminy

- Czorsztyn
- Bukowina Tatrzańska
- Szaflary
- Biały Dunajec
- Poronin
- Zakopane
- Kościelisko
- Czarny Dunajec
- Jabłonka
Rower:Zielony Dane wycieczki: 103.67 km (8.00 km teren), czas: 07:53 h, avg:13.15 km/h, prędkość maks: 57.73 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W Tatry VI - Beskid Wyspowy

Sobota, 14 lipca 2012 | dodano: 26.06.2013Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2012 Małopolska

Pobudka jeszcze o świcie, ale ostatecznie start o 9:45. Po wysiłku w czwartek i dość lekkim dniu wczorajszym, oraz długim wypoczynku, wreszcie odbudował mi się zapas sił. Dzień był słoneczny i bardzo pogodny. Jak poprzednie, również upalny.

Zamiast się wrócić na drogę, kontynuacja jazdy polnymi drogami, aż wyjechało się w Cichawie. Najkrótszą drogą do wąskiego mostu na Rabie pod Marszowicami. Po drugiej stronie, w Klęczarnach, pierwszy stromy podjazd. Pierwszy tego dnia. Na górze krótka przerwa i lekkie śniadanie. Zjazd do DW 966 pod Łapanowem i pogadanie ze starszym, sympatyczny policjantem. Sama wojewódzka jakoś mnie wynudziła. Zjazd, dwukrotnie przejeżdżając nad Trzciańskim Potokiem. Podjazd drogą do domu z prawej strony, lecz droga była ślepa. Trochę cofnięcia i padło na lewą odnogę. Przejazd przez Żyznówkę z krótką przerwą przed zjazdem. Potem czekał mnie podjazd do Ujazdu i łagodniejsza kontynuacja do Zbydniowa. Krótki, szybki, krajobrazowy zjazd do Tarnawy, męczarnia do wsi Stare Rybie i dalsza, w marę jednorodna jazda po terenach między górami Kamionna i Kostrza.


Pola między Grodkowicami i Cichawą. Widok ku W


Raba między Marszowicami i Klęczaną. Widok ku SW


Podjazd Klęczanie (Zaryw) do Kobylca. Dolina Raby. Widok ku NNW


Kobylec. W centrum Kamionna (801 m n.p.m.). Widok ku SE


Trzciana. Most przez Trzciński Potok. Widok ku SW


Trzciana (Żyznówka). Dolina Trzcińskiego Potoku. Widok ku NNE


Pogranicze Trzciany i Zbydniowa. Widok ku SSW


Pogranicze Trzciany i Zbydniowa. Po lewej Łopusze Zachodnie (661 m n.p.m.). Po prawej Kamionna (801 m n.p.m.). Widok ku SE


Zbydniów. Po lewej Kostrza (720 m n.p.m.). Widok ku SSW


Zbydniów. Po lewej Kostrza (720 m n.p.m.). W centrum, nieco z lewej Ćwilin (1072 m n.p.m.) i Śnieżnica (1006 m n.p.m.). Widok ku SW

Jak zaczął się zjazd, to trwał praktycznie do Limanowej, gdzie udało się dojechać o 13:45. Przed wjazdem na DW 965, jeszcze bardzo krótki postój przy cmentarzu. Przejazd dokładnie jak w 2010, z tym że przy rynku w ulicę Krótką, gdzie przerwa na pizzę. Ta była dla mnie niestety niezbyt smaczną wersją i ledwo udało mi się ją skończyć. Nim wszakże jeść ją przyszło zacząć, zapakowana w pudełko na wynos, leżała na kierownicy, podczas jazdy w kierunku Kamienicy. Już w pobliżu Dzielca, przyszło mi się spostrzec, że padło na złą trasę. Cofnięcie się z pół kilometra i skręt na wschód. Przejazd przez Skorupówkę i Jabłoniec do Woli. Mimo wypluwania płuc na podjeździe, udało mi się na nim nie zatrzymać, ani nie wypuścić pudełka z pizzą z rąk.


Stare Rybie przy granicy gmin. W centrum wzgórze wsi Zbydniów. Widok ku N


Stare Rybie. Po prawej Kostrza (720 m n.p.m.). Widok ku S


Stare Rybie. Po lewej Śnieżnica (1006 m n.p.m.). W centrum Lubogoszcz (968 m n.p.m.) i wychylający się z prawej Szczebel (977 m  n.p.m.). Po prawej Wierzbanowska Góra (770 m n.p.m.) o dwóch szczytach. Przy prawej krawędzi pasmo Cietnia. Widok ku SW


Stare Rybie (Stary Folwark). Po lewej Kamionna (801 m n.p.m.). Po prawej Jaszczurówka (538 m n.p.m.). Widok ku SE


Nowe Rybie (Krzyżowa). W centrum Zęzów (750 m n.p.m.). Widok ku SSW


Wjazd do Limanowej z Koszar. W centrum Łysa Góra (781 m n.p.m.). Po lewej główny grzbiet Pasma Łososińskiego. Widok ku SE

Na szosie można było choć trochę odetchnąć. Powolny przejazd jeszcze z kilometr i przerwa na przystanku, gdzie przybyła Kasia. Pogadanie i jedzenie. Pizza była zbyt duża jak na smak, jaki oferowała. Przerwa potrwała do 16. Z Pizzą przejechało mi się ~6km w pół godziny, wjeżdżając o 200 metrów sumy podjazdów, z maksymalnym nachyleniem drogi 9%. Po przerwie zostało do pokonania jeszcze 3/4 tego, do osiągnięcia kulminacji trasy, przy czym obie ręce były już wolne. Niebo zaczynało chmurzyć się jak poprzednimi dniami.



Stara Wieś (Wola). W tle Pasmo Łososińskie. Widok ku NNE


Stara Wieś (Majerz). Po lewej Mogielica (1170 m n.p.m.). W centrum Łopień (961 m n.p.m.). Po prawej Zęzów (750 m n.p.m.). Widok ku W


Stara Wieś (Majerz). W centrum Zęzów (750 m n.p.m.). Widok ku NW


Siekierczyna. Po lewej Mogielica (1170 m n.p.m.). W centrum Ćwilin (1072 m n.p.m.). Po prawej Łopień (961 m n.p.m.). Widok ku W


Siekierczyna. Kościół pw. Matki Bożej Łaskawej. Widok ku SSE

Przez 16 kilometrów zjazd praktycznie nie pedałując. Przejazd przez Łukowicę, by dostać się na DW 969. Na dole krótka przerwa w pobliżu ronda o 18, po której kurs na zachód. Od Zabrzeża trasa była mi już znana, lecz tym razem nie było problemu z rowerem. Dzięki temu dojazd do Krościenka nad Dunajcem o 20:20 i za dnia udało mi się jeszcze wjechać do Szczawnicy na skrzyżowanie Pienińskiej i Głównej. Stamtąd nawrót. Do mostu dojazd z końcówką przez park, a po drugiej stronie skręt w pobliże kościoła, gdzie trwał rockowy koncert. Przyszło mi na myśl, że skoro i tak wkrótce rozłożę namiot, to nie ma pośpiechu. Postoję, czy posiedzę i posłucham.


DW 969. Dolina Dunajca w pobliżu ujścia Gorzkowskiego Potoku, płynącego po prawej stronie drogi. Widok ku NNW


W Krościenku nad Dunajcem

Zleciały mi tam może ze dwie godziny. Pod koniec zaczął padać deszcz i już było czuć, że będzie "fajnie". Opad wszakże nie przegnał mnie z koncertu i udało się doczekać do jego końca. Miasteczko opuszczane powoli. Asfalt pełen wody. Grunt zapewne niewiele lepszy. Póki co najlepiej było po prostu jechać i się rozglądać. Niestety, w górach nie tak łatwo znaleźć dogodne miejsce do spania, położone blisko głównych tras. Przerwa na przystanku przy skręcie na Tylkę. Trochę siedzenia i odpoczynku mając nadzieję na przenocowanie w ten sposób (deszcz wciąż padał) lecz niedługo potem dało się słyszeć niepokojące, ludzkie odgłosy, więc lepiej było kontynuować nocną, mokrą mordęgę. Ostatecznie koniec wypadł w jakiejś opuszczonej stodole, bardziej przesiedziany, niż przespany. Budynek był stary, lichy. Brakowało z połowy dachu. W obawie przed zawaleniem praktycznie nie dało rady zmrużyć oka, ale przynajmniej się nie mokło. Snu może z godzinę, a może wcale.

Zaliczone gminy

- Łapanów
- Trzciana
- Jodłownik
- Tymbark
- Podegrodzie
- Szczawnica
Rower:Zielony Dane wycieczki: 118.60 km (2.00 km teren), czas: 08:26 h, avg:14.06 km/h, prędkość maks: 64.36 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W Tatry V - Kotlina Sandomierska

Piątek, 13 lipca 2012 | dodano: 26.06.2013Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2012 Małopolska

Do jazdy poniosło mnie po 8. Do krajówki powrót przez Wygnanów, aby nie jechać tą samą trasą. Za nowym Brzeskiem zaczął się niewysoki, ale stromy podjazd z serpentynami do Hebdowa. Kolejny taki trafił mi się za wsią Jaksice. Trasa była bardzo malownicza. Po lewej mozaika pól oraz zagajników na łagodnych, wypukłych stokach, a po prawej Pogórze i Beskid widoczne dzięki rozległej dolinie Wisły i równinnym terenom za nią położonym. Nawet Tatry dało się dostrzec.


Stręgoborzyce (Tomaszów). Dolina Kitowca. Widok ku N


Stręgoborzyce (Tomaszów). Dolina Kitowca. Widok ku NNE

Do Koszyc wspaniały zjazd. Za nimi czekały na mnie dwie gminy. Ostatnie w tej części województwa świętokrzyskiego. Za miasteczkiem długi i męczący podjazd, okraszony kolejnymi widokami w partii szczytowej za lasem, gdzie nastała krótka przerwa. Po przekroczeniu granicy województw skręt w lewo, przez niewielką wieś Ławy. W Morawiankach kolejny skręt, na południe do Rachwałowic. Stamtąd świeżym asfaltem w kierunku SW. Droga była urozmaicona w krótkie, ale wyraźne podjazdy. Raz jeszcze przejeżdżało się przez Koszyce. O 12:20 przejazd na południowy brzeg Wisły.


Hebdów. DK 79. Na horyzoncie Beskid Wyspowy. Widok ku S


DK 79 między Jaksicami i Koszycami. Dolina Szreniawy. Widok ku N


DK 79 przy lesie Kierków. Widok ku S

Główną trasą na wschód. Na moment odbicie na południe w Kwikowie. Poszarzało. Niebo przysłoniły chmury. Za kościołem w Zaborowie ku NE przez spory las do Jadowników Mokrych. Trzymając się wąskiej asfaltówki, na jego skraju docierało się do Podborza. Na moment odbicie na łąkę między Starym Folwarkiem i Łososiną. Dojazd do kanałku/ rowu melioracyjnego. Krótka przerwa, rzut oka na łąki i powrót. Tuż przed wsią Wał-Ruda przerwa, by poczytać o akcji "Most III", dotyczącej lądowania samolotu "Dakota" po odbiór części i planów zdobycznych rakiet V2 z czasów IIWŚ. Działo się to na łąkach, niecały kilometr od szosy.


Piotrowice. DK 79. W tle granica województw na Nidzicy. Widok ku NEE


Ławy. Dolina Nidzicy. Widok ku NW


Granica województw przy zjeździe do DW 768. Widok ku SWW


Górka. Kościół pw. św. Stanisława. Widok ku E

Skręt na zachód w DW 964. W centrum Szczurowej jazda po placu i zakupy. Zmiana kursu w Strzelcach Małych. Tam na SW do Wrzępi. Lokalną i wąską drogą przejazd przez Bratucice do Okulic, a za tamtejszym kościołem skręt na zachód. W Bogucicach dojazd do wałów i zjazd na brzeg Raby. Po krótkiej przerwie powrót do ostatniego skrzyżowania i dalej szutrówką na północ. Ta skończyła się, wprowadzając mnie na wał. Kilkadziesiąt metrów dalej pojawił się skręt, którym wróciło się na szosę. Kurs: południe. Przecinało się skrzyżowanie, którym przyjeżdżało się nad rzekę. 100 metrów dalej wjazd na wał, który znajdował się kilka metrów od szosy. Po rozejrzeniu, zjazd i skręt w kolejną dróżkę. Doprowadziła mnie ona do wąskiego mostu do Mikluszowic, który według moich zamiarów, miał umożliwić mi odwiedzenie gminy Drwinia. Los ponownie ze mnie zadrwił, gdyż według kartki na bramie, most został zamknięty na prawie trzy miesiące. Zamknięty 10 lipca. Uogólniając - od czasu rozpoczęcia wyprawy.


Zakupy we Wrzępi


Okulice. Kościół pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Widok ku SWW


Nad Rabą w Bogucicach


Kładka przez Rabę z Majkowic do Mikluszowic. Widok ku N


Kładka przez Rabę z Majkowic do Mikluszowic. Widok ku NNW

W zrezygnowaniu, z poczuciem zawiedzenia, nastąpił powrót tą samą drogą. Za Majkowicami raz jeszcze skręt nad rzekę licząc, że może będzie jakaś inna okazja, inny most, lecz potem już mi się odechciało. Pogoda się pogarszała. Zaczęło siąpić. W Słomce skręt ku Krzyżanowicom. Tuż za niewysokim wzgórzem, które okazało się dawnym wysypiskiem, zjazd po płytach betonowych. Do wsi nie wjeżdżało się. Droga łukiem zakręciła na wschód. Polną dróżką wjazd na budowany pas wzdłuż A4. Przejazd jego fragmentem, po czym wjazd na wyasfaltowany kawałek przyszłej autostrady. Tak można było się przedostać na drugą stronę przy wiadukcie. O 18:10 wjazd do Bochni.


Krzyżanowice. Budowa mostu A4 przez Rabę. Widok ku SSE


Bochnia. Budowa A4. Widok ku E

Po przekroczeniu torów jechało się ulicami biegnącymi blisko nich, ale nie wracając na tereny po stronie północnej. Stało się to dopiero nad rzeką, gdy można było skręcić tylko w kierunku N lub S. Mijało się tereny wypoczynkowe. Droga cofała mnie na wschód, lecz wnet widać było most (kładkę) wantowy dla pieszych i rowerzystów, prowadzący do Damienic. Oczywiście - cały mokry od deszczu, lecz z zabezpieczeniami po bokach. Po drugiej stronie trzymała mnie trasa najbliższa torom, ale prowadzącą do drugiego z przejazdów od strony rzeki. Mimo to nie nastąpił jeszcze przejazd na południe, lecz dalej polną drogą na zachód. Dojazd do szutrówki i dopiero nią przez tory (był to trzeci z przejazdów). W Stanisławicach przejazd pod wiaduktem autostrady. W pobliskim lesie czuć było zmęczenie mokrą pogodą. Dojazd do Kłaju, który opuszczony został ul. Wiejską. Przejazd nad autostradą raz jeszcze. Z wolna przestawało padać. Za Targowiskiem krótka przerwa. Nocleg udało się znaleźć za Grodkowicami o 21. Zmęczenie. Mokro. Z radością przyszło mi się zakopać w śpiwór.


Kładka przez Rabę z Bochni do Cikowic. Widok ku NNW


Kładka przez Rabę z Bochni do Cikowic. Widok ku NW


Kładka przez Rabę z Bochni do Cikowic. Widok ku NE


Targowisko. Budowa A4. Widok ku NWW

Zaliczone gminy

- Nowe Brzesko
- Koszyce
- Opatowiec
- Bejsce
- Szczurowa
- Wietrzychowice
- Rzezawa
- Bochnia (W+M)
- Kłaj
- Gdów
Rower:Zielony Dane wycieczki: 145.17 km (11.00 km teren), czas: 09:43 h, avg:14.94 km/h, prędkość maks: 49.61 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W Tatry IV - Pogórze Wielickie

Czwartek, 12 lipca 2012 | dodano: 26.06.2013Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Pół nocne, Gminy, 2012 Małopolska

W nocy przechodziła burza, na szczęście gdzieś z boku. Jej oznaki widoczne było jeszcze przed snem. Pobudka przed 8, lecz start 1,5 godziny później. Zapowiadał się kolejny gorący i słoneczny dzień. Po 20 minutach jazdy na wschód dojeżdżało się do Wadowic. Z powodu remontu ul. Mickiewicza przy rynku, na plac wjeżdżało się przez Trybunalską. Chwila przerwy za kościołem. Miasto opuszczone ulicą Puka i Zegadłowicza. W lesie za Wadowicami zjazd w nieznaczna dróżkę i nieco dłuższa przerwa.


Pola między Wieprzem i Frydrychowicami. Widok ku NNE


Wieprz (Kuckoń). Po lewej Beskid Mały. Widok ku SSW


Frydrychowice. Widok ku E


Wadowice. Mickiewicza. W centrum Bazylika mniejsza Ofiarowania NMP z XVIII w. Widok ku E


Wadowice. Plac Jana Pawła II. Bazylika mniejsza Ofiarowania NMP z XVIII w. Widok ku NEE


Wadowice. Plac Jana Pawła II. Widok ku W


Wadowice. Muzeum Dom Rodzinny Ojca Świętego JPII. Widok ku SW


Gorzeń Górny. DK 28. Na horyzoncie po lewej Pasmo Policy. Widok ku S

O 10 przy przyszłym zbiorniku wodnym w Świnnej Porębie pod Mucharzem. Przejazd wzdłuż tego terenu krajówką, skręcając na sam Mucharz. Coś mnie podkusiło i niemal zaraz potem zjechało się w kierunku samotnie stojącego gospodarstwa w Resztówce. Mijało się je, by kontynuować ledwie widoczną łąkową dróżką. Raptem 100 metrów dalej ukazała się krawędź. Niżej znajdowało się miejsce intensywnego wydobycie żwiru, zapewne w celu pogłębiania zbiornika, póki te nie było jeszcze uruchomione. Ostrożnie po stromym zboczu na płaskie dno wyrobiska. Potem udało się przedostać do asfaltu położonego na północy. Po nim łuk i kontynuacja szutrówką po lewej stronie szosy. Na pobliskim skrzyżowaniu skręt w lewo. Przejazd po niewielkim mostku nad kanałkiem, w pobliżu dawnego terenu przemysłowego. Asfalt był dziurawy. Droga biegła łukiem wzdłuż rzeczki. Gdy obie wyprostowały swój bieg przed laskiem, zjazd w dróżkę w lewo. Za kolejnym mostkiem skręt w prawo. Podjazd o 20 metrów do góry, po czym skręt w ledwo widoczną dróżkę między krzakami po lewej. Jazda była ciężka. Dojazd do podpór wiaduktu w Jamnikach. Przejście pieszo do drugiej z nich, położonej po stronie Tatr, po czym się wycofanie. Trzeba było zrobić przerwę. Dotarcie tam zajęło mi 10 minut, ale upał i krzaki skutecznie zabrały sporo siły.


Zbiornik Świnna Poręba. DK 28. Po lewej Mucharz. W centrum Mioduszyna (633 m n.p.m.). Widok ku SW


Zbiornik Świnna Poręba. DK 28 nad dolinką Bystrza. Widok ku E


Zbiornik Świnna Poręba. DK 28. Dolinka Bystrza. W centrum Żar (680 m n.p.m.). Widok ku W


Jaszczurowa (Resztówka). Zbiornik Świnna Poręba. Po prawej Jaroszewicka Góra (545 m n.p.m.). Widok ku NNW


Jaszczurowa (Resztówka). Zbiornik Świnna Poręba. Po prawej Jaroszewicka Góra (545 m n.p.m.). Widok ku NNW


Mucharz (Lachówka). Zbiornik Świnna Poręba. Widok ku SW


Zbiornik Świnna Poręba. Most na ujściu Jaszczurówki do Skawy. Widok ku NNE


Zbiornik Świnna Poręba. Pod DK 28 między przysiółkami Jamnik i Tatry. Widok ku NW


Zbiornik Świnna Poręba. Pod DK 28 między przysiółkami Jamnik i Tatry. Widok ku N


Zbiornik Świnna Poręba. Pod DK 28 w dolinie Bystrza. Widok ku NNW

Na szosę wyjście przy zachodnim przyczółku od południa. Wierzchem na drugą stronę. Przejście przez krzaki, wyjeżdżając tam, gdzie zaczęła się wycieczka pod wiadukt. Przy wiadukcie północnym z licznymi podporami, wyczerpanie było na tyle spore, że nie chciało mi się próbować nawet podjeżdżać. Wyjście na górę normalną dróżką, po czym powrót na krajówkę. Mało tego wszystkiego, tuż za Jamnikiem skręt w lewo, wyjeżdżając koło gospodarstwa, przy którym zaczęła się wycieczkę po terenie zbiornika. Wyjazd na asfalt i ponownie w stronę Mucharza. Krótka przerwa na niewielkim parkingu, a tuż za nim wejście z rowerem po niewysokim zboczu, przy ruinie karczmy Zielonej, opuszczonej przed zaledwie dwoma laty, a zniszczonej rok później.


Dwór w Jaszczurowej (Resztówka). Widok ku S


Mucharz (Zielona). Zamknięta restauracja "Zielona", oczekująca na wyburzenie. Widok ku SWW


Mucharz (Zielona). Zamknięta restauracja "Zielona"

No i nie udało mi się wjechać do samego Mucharza, a tylko przejechać jego skrajem. Od Karczmy zjazd asfaltem - raz jeszcze na dno zbiornika. Przecięty został punkt, gdzie poprzednio wyjeżdżało się z wyrobiska. Skręt w prawo, do nieistniejącej Lachówki, tak jak biegła główna trasa. Przejazd pokrytym deskami mostem kratownicowym nad Skawą. Służył dawniej kolei, teraz zaś był fragmentem drogi do Zagórza. Wkrótce zaś czekał na rozebranie, gdy owo Zagórze uzyska inną drogę dojazdową do Mucharza. Teraz wszakże można było jechać wciąż istniejącą drogą, starą, jeszcze kompletną i nie zalaną. Trochę się wiła i prowadziła do góry. Za nieistniejącą już Brańkówką jazda skrajem lasu. Było stromiej. Z ~280 m n.p.m z trudem wjeżdżało się na ~325 m n.p.m. Od Zagórza delikatny zjazd poniżej 300 m n.p.m. Prawie w najniższym miejscu była droga, skręcająca w prawo na roboczy szuter po dnie lub krawędzi przyszłego zbiornika. Zjazd w kierunku zachodnim. Tam spacer po dzikich krzakach, przejście przez niewielki strumyczek zwany Łękawką, docierając do jednego z jeszcze nie rozebranych domów. Jako, że ktoś się tam kręcił, to albo był nieprzesiedlony jeszcze właściciel, ostatni mieszkaniec wschodniej części Zagórza, albo stanowiło jakiś rodzaj przyczółka dla odpoczywających robotników. Niezależnie od stanu faktycznego, przyszło mi wrócić się do roweru pozostawionego na skraju szutrówki, by następnie powrócić na asfalt o 12. Koniec wycieczki po dnie zbiornika.


Mucharz (Lachówka). Zbiornik Świnna Poręba. Widok ku NW


Mucharz (Lachówka). Zbiornik Świnna Poręba. Most przez Skawę do Brańkówki. Widok ku NEE


Mucharz (Lachówka). Zbiornik Świnna Poręba. Most przez Skawę do Brańkówki. Widok ku NW


Brańkówka. Zbiornik Świnna Poręba. Widok ku W


Brańkówka. Droga do Łękawicy. Widok ku N


Ruina w Karpowiczówce


Ruina w Karpowiczówce. Widok ku E


Ruina w Karpowiczówce. Widok ku S

Droga wywiodła mnie w górę, do Łękawicy. Stamtąd stromy podjazd do ~400 m n.p.m. Od pewnego czasu niebo się chmurzyło, więc przynajmniej do 14 mnie nie smażyło słońce. Zjazd do Stryszowa, bezwiednie przedostając się do Zakrzowa. Wcześniej zużyło się zbyt dużo sił i trzeba było zebrać kolejne. Skręt na północ. Stromy podjazd, którym udało mi się pokonać (w zasadzie przejechana została ich większość na wyprawie, poza ledwie kilkoma). Na końcu podjazdu gadka ze starszym kierowcą z Krakowa, który mnie wyprzedził, a potem się zatrzymał przy kapliczce. Od niego udało się dowiedzieć się o tym, jak dawno rozpoczęto budowę zbiornika.


Droga z Łękawicy do Stryszowa. Po lewej Chełm (603 m n.p.m.). Po prawej Marcówka (534 m n.p.m.). Widok ku SE


Droga z Łękawicy do Stryszowa. W tle Babia Góra (1725 m n.p.m.). Widok ku S


Droga z Zakrzowa do Kalwarii Zebrzydowskiej. Po lewej Chełm (603 m n.p.m.). W centrum Gołuszkowa Góra (715 m n.p.m.). Po prawej masyw Laskowca  Widok ku SW

Zjazd do Bugaja, pokonując kolejny podjazd. Szybko mijało się Klasztor Bernardynów, by wyjechać na rynku w Kalwarii Zebrzydowskiej, położnym ~100 m niżej. Przerwa na przystanku przed rzeką Cedron, zjadając tam zasłużony posiłek ze swoich zapasów. Potem skręt w Brodach na południe. Droga wznosiła się delikatnie, ale wciąż było mało sił i jechało mi się opornie. Dojazd do ~475 m n.p.m., by stamtąd zjechać do Palczy. Tuż za granicą gmin skręt w szutrową drogę na północ, robiąc kwadransową przerwę, w pobliżu miejsca upamiętniającego Konfederatów Barskich.


Kalwaria Zebrzydowska. Po lewej Bazylika MB Anielskiej. Widok ku N


Kalwaria Zebrzydowska. Na horyzoncie zespół klasztorny Bernardynów. Widok z Rynku ku SSW


DW 956 w pobliżu granicy powiatów. Przełęcz Sanguszki. Pomnik upamiętniający jej powstanie w latach 90' XIX w. Widok ku N


DW 956 w pobliżu granicy powiatów. Przełęcz Sanguszki. Po lewej Pasmo Barnasiówki. Po prawej Pasmo Babicy. Widok ku NEE

Trasą DW 956 zjazd praktycznie przez całą gminę Sułkowice. Krótka przerwa na zakupy. O 16:40 dojazd do DK 7. Powoli czuć było jak wracają mi siły. Przejazd do ulicy Łobzowskiej, a wcześniej zjazd na asfalt równoległy do krajówki, który zakończył się polem i moim powrotem na szosę. Dobrze mi się jechało, dopóki nie pojawił się podjazd. Potem ulicą Bruchnalskiego przejazd przez Konary. Była to droga biegnąca praktycznie grzbietem, wiec można było ujrzeć spory kawałek Małopolski. Ledwo wjechało się do Świątnik Górnych, ledwo przekroczona została granica gmin, ledwo minęło się ogrodzenie pierwszego domu po lewej stornie drogi, a wnet nastąpił powrót do skrzyżowania, po czym obrany został kurs na południe, do kolejnej gminy.


Sułkowice. "Ofiarom pacyfikacji dokonanej przez hitlerowców w dniu 24 VII 1943 r społeczeństwo Sułkowic." Widok ku NNW


Krzywaczka. DK 52. Widok ku NEE


Włosań (Dół). Widok ku NEE


Włosań. W tle Beskid Makowski. Widok ku SSE


Włosań. Widok na Kraków ku N


Konary. Widok na Kraków ku NNE

W miarę spokojnie, tym bardziej, że zmęczenie było już wyraźne. O 18:30 dojazd do Czechówki ulicą Łąkowa. Wcześniej niepotrzebnie wsiąkł mi czas i siły w Sieprawiu, zmitrężone na ulicę Na Grobli, między Wsią Pierwszą i Drugą. Stromą Słoneczną dojazd do Bieńkowic, a podjazd zakończony został dopiero w Gorzkowicach. Drugi taki podjazd do Sierczy. Przerwa na pierwszym łuku serpentyn, by obejrzeć panoramę Wieliczki, nim ostatecznie zjechało się do centrum. Mijało się wejście od kopalni, przejeżdżało Aleją JPII, a potem Zamkową na północ. O 19:30 przerwa na placu Skulimowskiego, rozsiadając się na ławce i jedząc kolację. Porządnie udało mi się odpocząć, przez co zebrało się jeszcze trochę sił na wieczór. Po kilu minutach zjawił się jakiś nieznany mi rowerzysta, z którym gadało się przez kilkanaście minut. Dyskusję tę przerwał nieproszony gość, przez co w moment wsiadło się na rowery i ruszyło w rożne strony.


Zjazd z Sierczy do Wieliczki. Widok ku NNW


Zjazd z Sierczy do Wieliczki. Widok ku NE


Zjazd z Sierczy do Wieliczki. Widok ku NNW


Wieliczka. Kościół pw. św. Klemensa. Widok ku NE


Wieliczka. Pałac Konopków. Widok ku SEE


Sułków. DK 94. Widok ku W

Slalomem przejazd Sienkiewicza, Długosza do Piłsudskiego. Niepołomską wyjazd na DK 94. Skręt w prawo i 1,5 km na wschód. Wjazd na wiadukt, kierując się na północ przez Sułków. Powrót na DW 964. Szybko i przed wieczorem przejechany został skraj Niepołomic w kierunku mostu. Na drugim brzegu zaraz zjechało się w prawo. Po lichej kładce przejście przez Potok Kościelnicki, który płynął dość głęboko, jak na ilość wody jaką niósł. Po drugiej stronie wpierw wjazd w ślepą uliczkę, a potem we właściwą - na wschód. Niosło mnie przez Morgi w Pobiedniku Małym. Droga zakręciła na zachód i znów ślepa. Cofnięcie o kilka metrów i skręt na północ. Nie udało mi się zorientować co do kierunków, gdyż jechało się szybko, a pogoda w żaden sposób tego nie ułatwiała. Cała ta nadwiślańska trasa była pokonywana o zmierzchu, bez mapy, na ślepo.


E granica Krakowa na Potoku Kościelnickim w pobliżu ujścia do Wisły. Widok ku NE

Jadąc na północ, znów trafiła się ślepa droga, kończąca się w gospodarstwie. Znów powrót do skrzyżowania i ponowny skręt w prawą odnogę. Mijało się kilka domów, a za ostatnim zaczął gonić mnie spory pies. Droga się skończyła i doprowadziła do niewielkiego, ale głębokiego kanałku. Przejście dokonało się w najdogodniejszym miejscu, położonym kilkanaście metrów na południe. Z trudem udało się nie zamoczyć. Po miedzy do szutrówki nad wałem, do której można by było się normalnie dostać, gdyby cofnąć się wcześniej o jeszcze jedno skrzyżowanie. Odtąd było już szybko i bez problemów. Przejazd przez Koźlice, gdzie mniej więcej wjeżdżało się na asfalt. W Igołomi wyjazd na DK 79, lecz nie wprost znad Wisły, a ze skrętem w uliczkę koło kościoła i sklepów. W głębokich ciemnościach dojazd do Wawrzeńczyc, gdzie nastąpił skręt na północ. Z trudem ujechało się jeszcze kilometr łagodnym podjazdem, po czym nastąpiło byle jakie rozłożenie się blisko drogi. Styranie było tak znaczne, że wszystko było mi było jedno, a na dodatek zaczął padać mały deszcz. Była 22:30. Jak później się okazało, szacunki były błędne i gmina Biskupice została ominięta o włos. Zmęczenie jednak było zbyt duże, by to zauważyć w czasie jazdy. Miała ona na mnie poczekać ponad trzy lata.

Zaliczone gminy

- Wadowice
- Tomice
- Mucharz
- Stryszów
- Kalwaria Zebrzydowska
- Lanckorona
- Budzów
- Sułkowice
- Świątniki Górne
- Siepraw
- Dobczyce
- Wieliczka
- Niepołomice
- Igołomia-Wawrzeńczyce
Rower:Zielony Dane wycieczki: 140.77 km (9.00 km teren), czas: 10:23 h, avg:13.56 km/h, prędkość maks: 57.73 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W Tatry III - Konurbacja górnośląska

Środa, 11 lipca 2012 | dodano: 26.06.2013Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2012 Małopolska

Obudziło i zebrało mi się do jazdy przed 7. Zjazd do Radzionkowa. Ulicami okrążenie kościoła, udając się główną trasą do Bytomia. Ledwo jednak wjechało się na DW 911, prowadziła mnie, aż do Chorzowa. Tam ulicą 3 maja przejazd do Świętochłowic. Skręt w Bytomską, potem niefortunny skręt do torów na Katowickiej, bo przypomniało mi się o Rudzie Śląskiej. Powrót na właściwy kurs skrócony ulicą Wojska Polskiego. Na łuku styku Oświęcimskiej i Radoszowskiej (którą później jechało się na wschód) nastała krótka przerwa na zakupy.


W tle kościół pw. św. Wojciecha. Widok na Radzionków ku SE


Bytom. DW 911. W tle kościół pw. św. Jacka. Widok ku SWW


Chorzów. Katowicka 171. Widok ku W


Chorzów. 3 Maja. Widok ku W


Świętochłowice. Katowicka 7. Widok ku SW

Znów w Chorzowie, z Batorego pętla Podmiejską, Staszica, Obrońców Chorzowa, na północ przez środek Placu Osiedlowego. Fragment Niemcewicza, całość Orzeszkowej i powrót do tego samego miejsca. Za torami skręt na wschód. Wjazd we fragment Katowic, po czym jazda pod Stadion Śląski, gdzie dojechało się o 10:10. Chorzów ostatecznie opuszczony ulicą Siemianowicką. W Bytkowie okrążenie fontanny przed pałacem Rheinbabenów, po czym skręt w Orzeszkowej. Michałkowicką na południe do końca budynków, po czym udało się zorientować, że nie tędy droga. Kurs przez całą Stawową i fragment Dreyzy. Potem Hadamika i Wyzwolenia.


Chorzów. Szpitalna. Widok ku N


Granica między Chorzowem i Katowicami. Gałeczki. Widok na DW 902 ku E


Chorzów. Stadion Śląski. Widok ku S


Chorzów. Kościuszki. Szyb Prezydent. Widok ku NW


Chorzów. Siemianowicka. Widok ku SEE


Siemianowice Śląskie. Wróblewskiego 72  Widok ku W

W przejazd DK 94 na wschód włożyło się tyle wysiłku, że pod koniec Będzina trzeba było oprzeć rower o barierkę i zacząć jeść, siedząc w cieniu na trawie przy chodniku. Do tego doszedł upał i głód, jaki towarzyszył mi od dłuższego czasu. Przejazd do Sosnowca skrócony, jadąc ulicą Jaworową. Z Długosza wyjazd na Mieroszewskich na południe, aż do DK 79. Na kilka minut odbicie na zachód. W Mysłowicach wykręcenie pętli pod mostem, by wjechać na drogę powrotną. Z krajówki zjazd w ul. Śliwki. Przerwa pod tablicą, tej poczytanie, zgodnie z nią ruszając wałem na południe. Dojechało się do "Trójkąta Trzech Cesarzy". Rower zostawiony został na wale, który był bardzo wysoki, a nie było sił, by taszczyć swój pojazd. Do pomnika na pieszo, a po kilku zdjęciach powrót na górę. Do szosy jazda dróżką równoległą do wału.


Czeladź. DK 94. Kościół pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Widok ku NEE


Będzin. DK 94. Widok na elektrownię Łągisza ku NNE


DW 910. Zamek Będzin. Widok ku NE


DW 910. Wjazd do Dąbrowy Górniczej. Widok ku NEE


Most DK 79 przez Czarną Przemszę. Mysłowice. Widok ku SWW


Miejsce łączenia się wód Czarnej i Białej Przemszy, dawna trójstyk granic z czasu rozbiorów. "Obelisk pamięci o dawnym podziale Europy i jej zjednoczeniu Sosnowiec 2007". W tle most kolejowej linii Północnej Magistrali Piaskowej. Widok ku SSE

O 14 dojazd do granic Jaworzna. Widać było, że niebo przysłania większa ilość chmur i najpewniej nadciąga kolejny opad deszczu. Póki co słońce już tak nie grzało, choć i tak spociło mnie ciśniecie po szosie. Do centrum wjazd ulicą Orląt Lwowskich. Skręt w Piłsudskiego, a potem Piaskową. Jedyną drogą dojazd do Imielina, choć niedługo po przekroczeniu Przemszy zaczęło padać, wiec przyszło schronić się na pierwszym napotkanym przystanku. Opady okazały się silną burzą, a całą przerwa zawarła się miedzy 15:20 i 17:20. Przez przystanek przewinęło się wtedy kilka osób, a tylko mi przyszło przez cały jej okres zbierać siły do dalszej drogi.  Zrobiło się bardzo chłodno.


Droga z Jaworzna do Imielina. Widok ku SSE


Przerwa w Imielinie. Widok ku W

Po wszystkim kurs do Chełma Śląskiego, gdzie skręt w ulicę Gamrot. Tuż za Imielinką skręt w lewo, ku Przemszy. Zjazd nad nią, ale jazda wzdłuż brzegów wyglądała na zbyt męczącą, więc nawrót do najbliższej dróżki i nią do do mostku. Most widoczny na mapie, był zapewne tym szerokim, po którym mogły jechać auta. No cóż. Gdy tam się dojechało, pozostał z niego tylko podjazd i mnóstwo szkła po butelkach piwnych. Na szczęście, na poziomie gruntu stał most-kładka dla pieszych, po którym udało się dostać na skróty do Chełmka. Na nieszczęście, po podjeździe uliczką Kazimierza Wielkiego widać było nagły upływ powietrza, więc czekała mnie zmiana dętki. Po wszystkim zjazd w dół i skręt na południe


Wyjazd z ulicy Nowozachęty na DW 934. Widok ku E


Chełm Śląski. W centrum kościół pw. Trójcy Przenajświętszej. Widok ku SSE


Chełm Mały. Pozostałości zlikwidowanego mostu przez Przemszę do Chełmka. Widok ku E


Chełm Mały. Pozostałości zlikwidowanego mostu przez Przemszę do Chełmka. Po prawej współczesna kładka. Widok ku NE


Kładka z Chełma Małego do Chełmka przez Przemszę. Widok ku E

O 19:20 wjazd do Oświęcimia. Jechało się DW 933, z której zjazd dopiero w Rajsku w Przemysłową i Różany Potok. Obie był dla mnie ślepe, wiec lepiej było cofnąć się do Ukośnej, a potem Edukacyjnej. Wieś opuszczona została główną trasą, biegnącą równolegle do Soły. O 20:35 dojazd do Wilamowic, gdzie skręt w Pułaskiego, która okazałą się polną asfaltówką o malowniczym przebiegu, z górami w tle. Godzinę później, już grubo po zachodzie słońca, udało się dotrzeć do Kęt. Potwornie zaczął doskwierać głód i skusił mnie kebab przy rynku. Nie odpoczęło mi się zbytnio przy tej okazji, bo nie chciało mi się przegrzewać w lokalu.


Oświęcim. Obóz Koncentracyjny z IIWŚ. Widok ku N


Rajsko. Kościół pw. Trójcy Przenajświętszej. Widok ku SEE


Wilamowice. Droga do Hecznarowic. W tle po lewej pasmo Bukowca; po prawej grupa Chrobaczej Łąki. Widok ku SSE


Droga z Wilamowic do Hecznarowic. W tle po lewej pasmo Bukowca; w centrum grupa Chrobaczej Łąki, po prawej masyw Klimczoka. Widok ku SSE

O 22:20 dojechałam do Andrychowa. Od razu skręt w DW 781. Z niej wypatrywanie skrętu w lewo. Spokojny przejazd przez Wieprz, gdzie skręt w Wadowicką z mostem nad Wieprzówką. Niemal zaraz po tym zejście z roweru, by przespacerować 30 metrów różnicy wysokości. W partii szczytowej skręt w pola i zjazd o 10 m. Rozbiło się namiot z dala od szosy, choć miejsce było dość widoczne, a przed ludzkimi oczami chroniła mnie tylko noc i gęste drzewa przy szosie. Jak później się okazało, pomyliły mi się szacunki i ominięta została gmina Biskupice. O włos, jednak zbyt duże było zmęczenie, by to zauważyć w czasie jazdy. Miała ona na mnie poczekać ponad trzy lata.


Kęty. Przerwa na kolację. Widok ku SSW

Zaliczone gminy

- Piekary Śląskie
- Bytom
- Chorzów
- Świętochłowice
- Ruda Śląska
- Siemianowice Śląskie
- Czeladź
- Będzin
- Dąbrowa Górnicza
- Sosnowiec
- Mysłowice
- Jaworzno
- Imielin
- Chełm Śląski
- Chełmek
- Oświecim (W+M)
- Brzeszcze
- Wilamowice
- Kęty
- Andrychów
- Wieprz
Rower:Zielony Dane wycieczki: 159.10 km (3.00 km teren), czas: 10:58 h, avg:14.51 km/h, prędkość maks: 42.14 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)