Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wiekublog rowerowy

avatar erdeka
okolice Czerwińska

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12598 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy erdeka.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2012

Dystans całkowity:2027.53 km (w terenie 47.10 km; 2.32%)
Czas w ruchu:123:01
Średnia prędkość:16.48 km/h
Maksymalna prędkość:56.19 km/h
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:144.82 km i 9h 27m
Więcej statystyk

BBTOUR III - Wyżyny i góry

Poniedziałek, 27 sierpnia 2012 | dodano: 26.06.2013Kategoria >300, Maratony, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2012 Maraton BB, Z rodziną

2012.08.24 - 28 BBTOUR - cała trasa


Mimo snu, co jakiś czas niby to otwierałam oczy. Mignęło mi kilkoro pieszych, autobus i grupa rowerzystów, którzy nocowali we Wsole. Ocknęłam się po około godzinie. Początkowo jechałam wolno i z trudem, ale wnet się rozruszało. Chwila drzemki dała mi bardzo wiele. Było pochmurnie i wietrznie (z zachodu), ale z biegiem czasu rozjaśniało się i było coraz cieplej. Wiatr raczej wspierał niż przeszkadzał.

Przejazd przez Radom był utrudniony. Pochrzaniły mi się wiadukty. Zamiast w Słowackiego, skręt w Żeromskiego. Za torami udało mi się skapnąć, ze jest coś nie tak, ale nie chciało się cofnąć. Skręt w Piotrkowską, ale skończyła się dla mnie ślepo. Wyjechało na DK 9, którą dotarłam do właściwego skrzyżowania. Za miastem przymuszanie nóg do ciężkiej pracy. Wmawiało się sobie, że w Iłży zrobię sobie przerwę na posiłek, to odpoczną. Dzięki temu udało mi się dotrzeć na miejsce o 7:35 i nawet dogonić grupę z Yoshkiem. Problemem było to, że Punkt nie znajdował się w Iłży, lecz w Pastwiskach, 5,5km od zamku, wzbudzając we mnie poczucie, że przegapiło się go gdzieś. Na miejscu długo czasu się nie zagrzało, ledwie tylko zabrało się z bagażu co się chciało (koło Bydgoszczy już wziąć nic nie było można).

Do Ostrowca Świętokrzyskiego jechało się szybko, ale była jedna dłuższą przerwę, podczas której minęła mnie grupa pozostawiona po Iłżą. Gdy tylko wjechało się na koniec podjazdu za Ostrowcem Świętokrzyskiego, prędkość mi bardzo wzrosła. Duży w tym udział wiatru i wspaniałych zjazdów. Trudniejszy odcinek był tylko od Lipnika, gdy musiało się nieco z tym wiatrem powalczyć. O 12:34 znalazłam się w Borku Klimontowskim, gdzie doścignęła mnie rodzina, jadąca na metę. 10-15 minut przerwy by pogadać i napić kubek lub dwa herbaty. Potem zatrzymali się raz jeszcze przy stacji tuż za Wisłą i poinformowali o odległości, jaka dzieliła mnie do jadącej przede mną grupy, gdy dotarło tam godzinę później i wręczyli butelkę soku.

Przyspieszyłam i dzięki temu, o 14:10 we wsi Nowa Dęba dopadłam ową grupę, która kończyła posiłek na DK 11, położonej na 800km w restauracji Dębianka. Było miedzy nami kwadrans różnicy czasowej. Posiłek zjadło mi się szybko (w dwóch porcjach), szybko się ogarnęło (choć zeszedł mi pewnie z kwadrans) i ruszyło w podobnym czasie co ostatnia grupa. Zostało już tylko 200km, w tym jazda nocna. Tak naprawdę z górki, choć w góry... Ledwo opuściło się tę miejscowość i trzeba było dopompować koło. Zaczął się podjazd za nią, znów pompowanie. Coś było zdecydowanie nie tak. Zmieniło się dętkę, napompowało, ujechało się kawałek i ponownie spadek ciśnienia. Z połową ciśnienia jakie powinno się tam znajdować, z trudem przejechało się do Kolbuszowej, pragnąc bym nie złapał pełnego kapcia.

Skręciło się w Parkową, spytało przechodnia o sklep rowerowy i o dziwo był tam taki. Przejazd przez Plac Wolności i dotarło się do Piekarskiej, gdzie kupiło nową oponę, dętkę, szybko wymieniło zużyty sprzęt, i dostało pomoc w postaci powietrza ze sprężarki, by nie tracić czasu na pompowanie. Spędziło się tam 10-15 minut, opowiedziało w skrócie o swojej sytuacji i zostawiło graty do wyrzucenia. Problemem okazała się zużyta opona, która już wcześniej ukazywała pomarańczową warstwę. Takie coś było przez mnie widziane w oponie po raz pierwszy i wydawało mi się, że może była to forma samouzupełniania ubytków (nie była). Było po 16, może 16:30, gdy ruszyło się w dalszą drogę.

Nie zwracało się uwagi na trasę, na otoczenie. Pędziło się tak, by nadrobić stracony czas. Gdzie w głowie odnotowało się, że przejeżdżało się przez Głogów Małopolski po nowej obwodnicy, a szosa do Rzeszowa była potem prosta jak strzała. Stolicę Podkarpacia przejechało się w dużej części po ścieżkach. Oczywiście mnie to spowolniło, ale od ronda Pakosława można było bezproblemowo jechać szosą. Nawet światła były tym razem dość przychylne i stało się może ze 2-3 razy. Oczywiście przydało się doświadczenie z kurierki. Wyjechało się za centrum, wypadło na DK 19 i rozglądało się za kolejnym, 12 już PK na 860km.

Był tuż przed końcem Rzeszowa i początkiem Boguchwały. Zirytowało mnie jego położenie w środku zjazdu. Z ostrym hamowaniem skręciło się na podwórko, wpadło by podbić książeczkę z widniejącą od tej pory na niej godziną 18:35 i szybko przekąsiło to, co tam jeszcze zostało. Przesiedziałam tam może 5-10 minut, obserwując zamykanie punktu i czym prędzej pospieszyło na ostatnie 120km podróży. Żwawo dotarło się do Babicy i skręciło w Wyżne. Zachodzące Słońce było świadkiem mojego pełnego trudów wjazdu na 322 m n.p.m. (nieco ponad 100 m w górę od Babicy) za Niebylcem. Nie pamiętam nawet czy końcówkę podjeżdżało się czy szło.

Gdy byłam już na górze i pozostał mi już tylko zjazd, niestety, ale zdążyła zapaść konkretna noc. Chwyciło się lampkę w dłoń, a duszę na ramię i zjechało częściowo hamując na szosie, gdzie rower momentalnie przekraczał 40km/h i nie miał ochoty na prędkości niższe. Prędkość i światło lampki uśpiły moją czujność. Jechało się tak, jakby było się pod wpływem środków odurzających czy leków na uspokojenie (tak mi się wyobrażało ten stan). Dopadała mnie moja senność. Wyjechało się w Lutczy. Postój przy skrzyżowaniu, nie ogarniając, czy droga w którą skręciło, to ta w którą się miało jechać, czy właśnie z niej się przyjechało (Tak trudny był już mój stan po tylu kilometrach i godzinach jazdy). Na spokojnie przejechało się do Domaradza. Skręt w DW 886, która rozpoczynała się mostem nad Stobnicą, skrytą w czerni nocy, choć niewiele brakowało, bym go się ominęło i pojechało dalej. Tu na szczęście umysł w był już w miarę odpoczęty na tyle, by bezpieczniej kontynuować jazdę.

O 22:50 dostałam pieczątkę w DK 13. Była to remiza w pobliżu kościoła w Starej Wsi, części Brzozowa. Nim tam się trafiło, przyszło mi się skontaktować z Księgowym, który dał mi kilka niezbędnych podpowiedzi, tym bardziej że w moim stanie brakowało mi spostrzegawczości. Nawet minęło się to remizę i trzeba było się kawałek cofnąć. Remiza była położona w pewnym oddaleniu od szosy. Dojechało się, podbiło pieczątkę, podjadło, pogadało i nieco przejaśniło mi się na umyśle. Wzięło się dokładkę i niemal siłą się zmusiło, by opuścić tamto przyjemne i gościnne miejsce. Zostało jeszcze około 100km. Wyjechało się koło północy.

Przejazd przez Brzozów był dla mnie wyzwaniem ze swoimi podjazdami. W Humaniskach o mało nie wjechało do rowu, bo zaczął się okres przysypiania. Odtąd często jechało się z przymkniętym jednym okiem, umysłowo pracując na pół gwizdka, o ile aż tyle. Jechało się trochę jak na autopilocie. Cieszyły mnie, że minęły mnie może ze 2-3 auta, bo wtedy lepiej było przystanąć na poboczu, a przez to nieco odpocząć. W pewnej chwili nastąpił wjazd do Sanoka. Trochę znów mi przeszła senność. Pomagały w tym podjazdy, jakie się właśnie rozpoczęły na dobre. Gdy zjeżdżało się do Zagórza zaczął się etap przemarzania i to pomimo cienkiej, foliowej płachty, jaka była na bluzę narzucona. Długi podjazd do Postołowa mnie rozgrzał, a podjazd przez Lesko był jakiś mroczny, miasteczko opustoszałe, choć tej nocy najdokładniej się je zapamiętało. W Uhercach Mineralnych odliczanie odległość do Ustrzyk Dolnych, aby jakoś zająć uwagę i przetrwać trud. Zaczęły się też serie zjazdów. Z wolna zaczynało się też rozwidniać.

Punkt DK 14 odwiedzony o 5:19. Była ochota napić się czegoś ciepłego, lecz niczego nie było. Osoba na puncie zaproponowała, że mogę zostać i odpocząć (chyba nie wyglądało się najlepiej), no ale zostało mi ledwie 50 km, i to po drogach, które w większości już były przez mnie poznane w 2009r. Problemem było tylko zmęczenie, kolana i brak snu doprowadzający mnie do stanu spania za kierownicą. Dalsza trasa więc wyglądała tak, że kilka razy przyszło mi się zatrzymywać się na poboczu, na stojąco, by nieco przedrzemać, by mieć wystarczająco uwagi do dalszej jazdy. Kilka razy przymykało się oczy na zjazdach na kilka sekund, przez co raz zjechało się nieopatrznie na lewą stronę jezdnia, a kilkaset metrów dalej, w porę dostrzegło się jadące auto. Aż trzeba było przystanąć, a ta sytuacja nieco mnie otrzeźwiła.

Od Lutowisk udało się rozbudzić w sposób wystarczający, aż do końca maratonu. Było już na tyle słonecznie, że aż się w folii było mi za gorąco, jednak nie chciało mi się tracić czasu na jej ściąganie. Nie było czasu na patrzenie na zegarek. Trzeba było pędzić ile sił, których było mało. Meta była tuż, tuż. Przejechało się przez Pszczeliny. Jazda wijącą się drogą, po lewej mając strumień Wołosaty. Raz wyjechało się spośród drzew, lecz była to tylko wieś Bereżki. Las ciągnął się nie mając końca i nie wiadomo mi było, czy to ja jadę tak wolno, czy też to meta jest jeszcze tak daleko. Wtem udało się dojrzeć rowerzystę. Była we mnie pewność, że to jakiś zawodnik. Nie próbowało się nawet go wyprzedzić, ale obecność innego człowieka w pobliżu dodała więcej siły, by choć zmniejszyć odległość do niego. Poskutkowało. Ponadto nawet nie zwracało się już uwagi na kolejne zakręty i odległość. Liczyło się tylko nie stracić drugiego człowieka z oczu, aż do końca maratonu.

Była 8:32 wjechałam z rozpędu na żwirkowatą linię mety. Nie zwalniałam do końca, pamiętając przypadek z Wolbórza, gdy to dotarło się na 1 minutę przed końcem czasu. Tym razem udało się dotrzeć na ok. pół godziny przed limitem czas, a równocześnie przekraczając metę na jakieś 1-2 minuty za wspomnianym zawodnikiem. później się okazało, że czas mojego przejazdu był nieco krótszy niż jego, gdyż ów był z grupy OPEN. Na mecie można było choć trochę odpocząć, usiąść przy stole na zewnątrz budynku i chwilę przysnąć, aby nieco dojść do siebie. Przebranie się w świeższe ciuchy, jakiś posiłek i poszukiwanie swojego bagażu, który gdzieś się zawieruszył w wozie transportowym. Nie było we mnie specjalnie siły na rozmowy, choć odpoczynek pozwolił mi na zachowanie przytomności umysłu i bezproblemowe patrzenie. Od 10 do 11 trwało podsumowanie maratonu, rozdanie medali i mnóstwo zdjęć.


Książeczki na mecie




Zebrane punkty kontrolne i czas ich odwiedzenia


Pamiątkowe medale

Podsumowanie i Epilog

Udało mi się. Przejechałam przez Polskę ze Świnoujścia w Bieszczady w ciągu 71 godzin i 24 minut, choć zakładany było dotarcie w pełne 72 godziny. Niedopatrzenie stanu technicznego przyczyniło się do utraty przynajmniej 1-2 godzin, lecz i tak się powiodło. Rzeczywista przebyta droga wg mojego licznika wyniósł 1049,2 km. Przez jakiś miesiąc czy dwa odczuwalne były jeszcze problemy z nerwami dłoni (odczuwanie mrowienia w niektórych, trwające przez min. miesiąc), związane z tak długą jazdą i trzymaniem ich w niemal jednakowej pozycji. Innych powikłań nie udało się odnotować.

O maratonie tym udało mi się posłyszeć po raz pierwszy w 2007 roku, w czasie mojej pierwszej wielodniowej wyprawy rowerowej i kilka razy rozważane/marzone było, aby spróbowaniem swych sił podczas takiej trasy. Udało się to osiągnąć. Były pomysły by pewnego razu jeszcze powtórzyć taki maraton, lecz po maratonie w 2012 padła decyzja, skupić się na odwiedzeniu wszystkich gmin w Polsce, a tym samym poznać ten kraj w całości, przynajmniej w skali co do jednej gminy.

Z forum, wraz ze mną (lecz dużo wcześniej) dotarli również Y., Ro., Wa., Wi., O._T., Ric. i To. Tr. wycofał się w Toruniu i tym razem maratonu nie ukończył

W drogę powrotną autem zabraliśmy Y. z rowerem. Ledwie wsiedliśmy do auta, gdy zasnęliśmy. Krótkie moje obudzenie się nastąpiło około przed 14:30, by powiedzieć rodzicom, że trzeba odstawić Y. na pociąg z Lublina i wtedy rozpoczęła się kolejna, tym razem samochodowa, walka z czasem. Kolejne moje przebudzenie na granicy województw. Pociąg z Lublina zdążył odjechać, gdy tylko wjeżdżaliśmy do miasta. Skierowaliśmy się na Warszawę bez zjeżdżania w bok. Wieczorem dojechaliśmy do Ryk i zajechaliśmy na tamtejszy dworzec, położony odludnym miejscu, z dala od centrum miejscowości. Błyskawicznie wypakowaliśmy rower i bagaż Y.. Szybkie założenie kół i bieg ze wszystkim na peron, gdzie właśnie dojeżdżał pociąg. Udało się w ostatniej chwili, choć przypadkiem zamieniliśmy kaski, co stało się motywem do kolejnego rychłego wyjazdu rowerem na wschód. Resztę drogi i po powrocie sen trwał długo i bezwzględnie. Po przebudzeniu stan mój przypominał stan wraku, który mimo to dobrnął do portu.

Tu pragnę oficjalnie przeprosić, gdyż maraton nie był przeze mnie przebyty zgodnie z regulaminem - w okolicach Klimontowa i Tarnobrzegu napiłam się herbaty i soku, który przywieźli rodzice (a więc "osoby trzecie"), gdy przypadkiem spotkali mnie na trasie. Fakt ten został przeze mnie zatajony przez lata i czułam pewien niesmak do siebie za zatajenie, może drobnostki, lecz rzucającej cień na uczciwość moją i uczciwość przebytego maratonu. Ponadto w Mszczonowie przejechałam krajówką, zamiast ul. Żyrardowską, jak przebiegała ustalona trasa. Potem próbowałam przejechać kilka kilometrów po Mszczonowie "za karę", lecz i tak nie poinformowałam organizatora maratonu o zmianie trasy mojego przejazdu, co być może powinno poskutkować doliczeniem dodatkowych, karnych minut, a skutkiem tego również i być może dyskwalifikacji z maratonu - szczególnie z powodu faktu zatajenia tych zdarzeń, a więc niehonorowego zachowania. Pozostałe zasady regulaminu były przeze mnie przestrzegane, o ile mnie pamięć nie myli.
Także przepraszam publicznie i imo, powinno się nałożyć dyskwalifikację przejazdu maratonu BBt 2012.


Zaliczone gminy

- Lipnik
- Klimontów
- Koprzywnica
- Łoniów
- Tarnobrzeg
- Baranów Sandomierski
- Nowa Dęba
- Majdan Królewski
- Cmolas
- Kolbuszowa
- Głogów Małopolski
- Trzebownisko
- Rzeszów
- Boguchwała
- Czudec
- Niebylec
- Strzyżów
- Domaradz
- Jasienica Rosielna
- Olszanica
Rower:Zielony Dane wycieczki: 416.00 km (1.00 km teren), czas: 18:31 h, avg:22.47 km/h, prędkość maks: 56.19 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

BBTOUR II - Etap równinny

Niedziela, 26 sierpnia 2012 | dodano: 26.06.2013Kategoria >300, Maratony, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2012 Maraton BB

Przebudzenie około 2 w nocy. Sama drzemka nie trwałą nawet tyle czasu, bo trochę trwało, nim skończyły się próby naprawy i mocowania lampki. Odtąd w nocy jechało się trzymając ją w ręce opartej na kierownicy. Chwilę się rozgrzewało, jeszcze coś przekąsiło, popiło i wsiadło na rower, powoli przebierając nogami, dopóki nie ogrzało się i wpadło w rytm. Było chłodnawo. Mgła gęstniała i bardziej posuwała się na wschód. Około 2:30 jechało się przez Nakło nad Notecią. Za Strzelewem szczególnie mglisty i zimny zjazd z dwoma znacznymi zakrętami. Prawie godzinę zeszło mi, by dotrzeć do 4 PK w Kruszynie. Był to Motel Złota Karczma "Chata Skrzata" przy krajówce, pod numerem 33. W środku zalegało kilkunastu jeśli nie kilkudziesięciu zawodników. Trochę trwało, nim o 3:23 znalazło się osobę z pieczątką i można było jechać dalej. Swoje już się "odespało".

Przed Bydgoszczą skręt na obwodnicę i pojechało się ścieżkami, gdy tylko się pojawiały. W Białych Błotach wyjazd na DK5, gdzie udało się spostrzec błąd i wrócić się na właściwy kurs. Na skrzyżowaniu z DK 25, choć trzeba było wzdłuż niej jechać, to problemu z nawigacją już nie było, ale 2-3 innym zawodników taka pomyłka zawiodła na Złotniki Kujawski i nadkładali drogi do Torunia. Gdy kończyła się jazda obwodnicą schowaną wśród lasów, powoli zbliżał się poranek. W porannej szarówce przebrnęło się przez Andersa w Toruniu i zatrzymało się dopiero tuż za miastem, w karczmie "Zwierzyniec". Ta mieścił się 5 PK, położony na 381 km trasy BBTour. Podbiło się pieczątkę o 7:50 i spędziło tam prawie godzinę na regenerację sił i posiłek. Niepotrzebnie wzięło się ze sobą trochę za dużo jedzenia na zapas, ale było to podyktowane niepewnością, czy nie powtórzy się sytuacja jak w Pile. Gdyby nie przerwa na burzę i ta w Toruniu, wpadłaby mi kolejna 400tka w ciągu 24h, a tak zabrakło raptem ~15km

Cały dzień był pogodny. Do Włocławka dojazd o 11:04. Był to dojazd problematyczny. 20 km odcinek wzdłuż budowanej autostrady A1 niezmiernie mi się dłużył, a pierwsze kilometry po mieście były po masakrycznej nawierzchni. Na szczęście Pk 6 przy placu Solidarności, był obecny, aktywny, i wrzał humorem. Było tam kilku tych, którzy minęli mnie, gdy odpoczywało się w Toruniu. Zjadło się coś ciepłego i po krótkim postoju pojechało się ulicą Wyszyńskiego i Płocką dalej na wschód. Nie przytoczę, jak wiele było obecnej mojej uwagi w czasie jazdy wzdłuż Wisły. Trasę znało się z podróży autem, ale teraz, po raz pierwszy rowerem, nie było zbyt wielu punktów, gdzie można było uchwycić coś wzrokiem. Dopiero Nowy Duninów zwrócił moją uwagę, a wkrótce skręt w Soczewce na SE. Dość powiedzieć, że wyminął mnie ksiądz na poziomce, podczas przerwy by m.in poprawić swoje kolano, klęcząc na poboczu, a on zatrzymał się, pytając o mój stan itp. Chwilę pogadaliśmy, z moich ust padły moje szacowanie dotyczące czasu przejazdu, średnich i godzin zamknięcia punktów. Nie było ochoty przechodzić drugiej Piły. Gdy pojechał, zrobiło się jeszcze krótki, szybki spacer po lesie, po czym pozostało dalsze męczenie trasą nadwiślańską .

Dzięki skrętowi z Soczewki do Sędenia Małego, można było dociągnąć trasę do miejsca w lesie, gdzie zawróciliśmy w czasie podróży do Gostynina w 2008r. Były to już w moje rejony, więc odczuło się pewną ulgę. Do Łącka przejazd ścieżkami. Podobnie do samego Gąbina. Równolegle do mnie przemieszczała się zwarta grupka, którą minęło się na noclegu przed Bydgoszczą i we Włocławku. Pierwsi dojechali do Gąbina, lecz w PK 7 na stacji odpoczywaliśmy już wspólnie. Było to o 14:50. Ruszyliśmy w podobnym czasie, choć odpoczywanie moje trwało krócej. Nie minęło wiele czasu, gdy za miasteczkiem odskoczyli w przód. Jadąc do Żyrardowa przez Sochaczew, wyłączyła mi się uwaga. Średnia prędkość zjechała do 17km/h, a chwilowa nie była wiele lepsza. PK 8 na stacji, przy wjeździe do miasta, odwiedziło się o 19:08.

W Mszczonowie pojechałam chyba nie tak jak trzeba. Warszawską cofniecie się do centrum, skręt we Wschodnią i kontynuowanie zwyczajnie. Na wyjeździe z miasta przygotowanie się do nocy, bo ta złapała mnie w czasie jazdy przez ową miejscowość. Z trudem przejechało się krajówką do Grójca. Aut było więcej niż do tej pory, ale to już wiedziało się, jak tu jest. W Grójcu jakby odzyskał świadomość. Trochę wróciło sił, ale kolana dawały znać. Zgodnie z mapą przejechało się przez centrum do Kępiny. Nie było pewności, gdzie znajdował się przejazd pod DK 7, ale szczęśliwie trafiło się bez straty czasu, choć sam podjazd w Grójcu mnie wymordował. W jednej z kolejnych wsi pogonił mnie pies wielkości owczarka niemieckiego, jeśli nie on sam. Niezmiernie mnie uradowało, że postanowił mi dopingować w trakcie nieznacznego podjazdu, gdy równocześnie zjechało mi ciśnienie w przednim kole. Ujechało się na bezpieczny dystans, by zabrać się za zmianę dętki. Z powodu mojego zmęczenia i niedawnej akcji trochę to potrwało. Skończyło się około północy.

Znów na kołach, wnet zjazdem dojechało się do Przybyszewa i skręciło w lewo. Łagodny podjazd i kwadrans do Falęcic. Raz jeszcze przejechałam przez Białobrzegi, lecz tym razem przyszło poruszać się drogami równoległymi do DK 7. Skręt do wsi Sucha i krótki postój. Od Kamienia jechało dość żwawo, co chwila zastanawiając się nad kierunkiem jazdy, lecz jadąc wciąż przed siebie, jak nakazywała intuicja. Zawiodła mnie w Jedlińsku, gdy nie dostrzegło się drogi wzdłuż DK7, którą można było kontynuować jazdę. Wpierw musiało się przejechać 400 metrów po krajówce, a potem wjechało na 100 m w głąb ulicy Targowej. Nie było widać, że można bezproblemowo jechać po DK 7, gdyż ne było alternatywy ani zakazu. Spędziło się tam dobre 20-30 minut na komunikacji telefonicznej i gonitwie myśli (po ~45 godzinach od porządnego snu). W końcu z trudem ruszyło jedyną drogą wśród rozlewisk i ujrzało się tabliczkę z nazwą "Wsoła". Odtąd wypatrywanie hotelu z 9 PK, ale jego ani widu, ani słychu. Potem się okazało - był prawie ostatnim budynkiem w tej miejscowości.

Była 3:45. Weszłam do środka. leżało tam całkiem sporo osób, odpoczywających w rożnych miejscach. Ze znanych sobie rozpoznałam jeszcze aktywnego Y.. Podbiłam książeczkę i napiłam się trochę ciepłego picia, jakie było w środku do dyspozycji. Przesiedziałaem z godzinę nim się dogrzało i ruszyło dalej. Powoli zbierało się na świtanie. Ledwie wjechało do Radomia. Ścięło mnie fizycznie i psychicznie. Znalazło się jakiś przystanek, do którego z ledwością dojechałam. Usiadło się i momentalnie zasnąło.

Zaliczone gminy

- Sicienko
- Nowa Wieś Wielka
- Solec Kujawski
- Wielka Nieszawka
- Aleksandrów Kujawski (W)
- Raciążek
- Waganiec
- Lubanie
Rower:Zielony Dane wycieczki: 342.00 km (0.00 km teren), czas: 16:00 h, avg:21.38 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

BBTOUR I - Przez Pomorze Zachodnie

Sobota, 25 sierpnia 2012 | dodano: 26.06.2013Kategoria >200, Maratony, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2012 Maraton BB

Pobudka po 6 rano. W nocy przechodziły opady. powietrze chłodne, rześkie. Pochmurno, ale jasno. Na zewnątrz wyszliśmy o 7:10. W kilka minut dojechaliśmy do przeprawy promowej, gdzie miał nastąpić "Start Honorowy", czyli przemowa i symboliczny wystrzał armatni wraz z przejazdem wszystkich na miejsce startu zasadniczego. Na listę obecności udało mi się wpisać tuż po Y. Schowałam bluzę do sakwy i wraz ze wszystkimi oczekiwanie na ów start. Trzeba było jeszcze zamontować nadajnik GPS, schowany w trójkątnej sakwie pod ramą.


Nocleg w Zespole Szkół Morskich im. Eugeniusza Kwiatkowskiego. Widok ku SWW


Przeprawa promowa. Widok ku SW

Ruszyliśmy o 8:00. Chmarą przetoczyliśmy się Fińską, skręciliśmy w Duńską i zatrzymaliśmy na rozległym terenie w pobliżu terminalu promowego. Do tego miejsca przejechało się nieco ponad 3 kilometry. Pierwsze ruszały grupy kategorii OPEN. Jadąc w kategorii SOLO było jeszcze trochę czasu, wiec to się pogadało, to poprawiało coś przy rowerze, to porobiło zdjęcia. O 8:50 ruszyli pierwsi przedstawiciele mojej kategorii Każdego z nas puszczano co minutę. Grupy w Open, liczące 5 osobników, co 5 minut. Moja kolej nadeszła o 9:05. Za mną zostały 2-3 osoby, w tym koleś z SOLO, który w ostatniej chwili musiał zmieniać dętkę, ale po prostu przesunięto go na koniec startujących.



Ruszyłam po DK 3 dość żwawo, lecz wnet tempo spadło do standardowego. Koło Łunowa wyprzedzili mnie ostatni zawodnicy i w zasadzie tyle ich widziało. Droga przez las niesamowici mnie demotywowała. Pół godziny później przejazd wiaduktem nad Lubiewem i zjazdem do Międzyzdrojów. Był to łagodny i przyjemny dla oczu podjazd, choć mnie spowolnił. Po 20 kolejnych minutach dojechało do Dargobądza i z przyjemnością zostawiło za sobą tamtejsze lasy.


DK 3 za węzłem Międzyzdroje. Widok ku SE

O 10:10 przejazd mostem w Wolinie nad Dziwną. Już i to dobrze, że średnia była ~25k/h. W Troszynie strata cennego czasu, gdyż nie ogarnąło, którędy należało jechać. Wjazd do wsi, cofnięcie do wiaduktu nad krajówką i zjazd w szutrową, równoległą do DK 3. Jadąc wzdłuż niej dotarło się do ronda, nieco na północ od węzłów zjazdowych. Na rondzie skręt w DW 108 i co pocieszające, nie było się tam samotnie, choć nie wiedziało się, czy kogoś się wyprzedziło, czy ów się pogubił. Faktem, że znów wyprzedzono mnie.


Dziwna w Wolinie. W centrum skansen. Widok ku SSE


Resko. DW 152. Widok ku E

O 10:55, w ostatniej chwili zatrzymał mnie szlaban na przejeździe kolejowym we wsi Wysoka Kamieńska. I tak było szczęście, że nie jechał żaden towarowy. Wykorzystało się ten czas, by coś przekąsić i chwilę się rozprostować. Dalsza droga co chwila zmieniała kierunek O 11:18 rzuciło się okiem na mijany pałac w Gadomiu. 10 minut później  wjazd do lasu za Golczewem. Wkrótce zaliczyło się gminę Gryfice, jadać po jej krawędzi, jaką stanowił ten odcinek szosy. Odnotowało się, by w przyszłości mimo wszystko wjechać do samego centrum owej gminy.


Wysoka Kamieńska. DW 108. Widok ku E

Pałac w Gadomiu. DW 108. Widok ku NEE

11:58 Truskolas. Okolica były tam rozległym i pustymi obszarem rolniczym, które wręcz prosiło się o jakiś nocleg w namiocie. Przejazd niewielkim wiaduktem nad torami. Niemal przed chwilą udało się dostrzec dwójkę rowerzystów skręcających w ulice Kolejową, kilkaset metrów nim sam się tam znalazło. Wjazd do pierwszej miejscowości z punktem kontrolnym, jaką były Płoty, odwiedzone o 12:31. Dostało się pieczątkę, wpis i posiłek, który naprędce wszamało się. Gdy tam się przebywało może przez minutę, dostrzegło się w sumie z pięciu uczestników, przy czym tylko z dwójką wystartowało w podobnym czasie. Jedną z tych osób wyprzedziło się kilka minut później (jak się okazało, pozostawała za mną w odległości 10-30km do czasu, gdy miała pierwszy nocleg w Pile. Dojechała długo po zamknięciu mety). Drugi osobnik znajdował się przez pewien czas nawet w zasięgu wzroku, ale też dość szybko się oddalił.

12:42 przejeżdżałam przez Jarzysław. Droga doń prowadziła pod górkę, na które nastąpiły wspomniane wyżej przetasowania. 13:04 przejeżdżało się przez centrum Reska, a o 13:39 przyszedł SMS od Księgowego, który przyłapał mnie na kilkuminutowej przerwie przy lesie za wsią Starogard. O 14 dotarcie do granicy z sąsiednią gminą Łobez, a o 14:38 dotarcie do tejże miejscowości. Przy torach pojechało się ulicę za daleko, kontynuując Krasickiego i Sawickiej na powrót do DW 148. Tuż za miastem ujrzało się rowerzystów, również jadących w jakimś maratonie, lecz raczej lokalnym. Jechali w przeciwną stronę, przez co zaczęło się zastawianie, czy aby ja dobrze się przemieszczam. Odpozdrawiałam i jechało się dalej.

O 15:04 na kolejnej granicy gmin, tuż za wsią Zajezierze. W tym rejonie podjazdy były znacznie wyraźniejsze i bardziej dawały mi w kość. Na szczęście do samego Drawska Pomorskiego prowadził stromy zjazd. Dojazd do krajówki, skręt pod zamknięty market i o 15:26 pieczątka wraz z drożdżówką i przekazaznie informację samotnie stojącej kobiecinie o 1-2 zawodnikach, jacy mogli zostać za mną. Wyjazd na krajówkę i wnet skręt w DW 175. Teren lesisty i mocno pofałdowany. Sporo drobnych zakrętów. Psychika wyłączyła się na rzecz muzyki i podśpiewywania.


Drawsko Pomorskie. DW 148. Widok ku SE


Drawsko Pomorskie. DW 148. W tle kościół pw. Zmartwychwstania Pańskiego. Widok ku SE

Z lasu wyjazd o 16:34 w Poźrzadle Wielkim. O 17 przemknęło się przez Kalisz Pomorski. Po pół godzinnej jeździe DK 10 wjechało się do powiatu Wałeckiego. Za Mirosławcem przyszedł SMS z informacją o zjeździe z trasy za Wałczem, gdzie pomyliły się masy zawodników. O 19:00 przerwa w sklepie w Lubnie. Oszacowałam, że mogę nie zdążyć do Piły na cokolwiek i będę musiał jechać o suchym pysku. Zakupiło się 3-5l picia i coś na ząb, na czas nocnej jazdy. Przez Wałcz przejazd w porze wieczornej. Poniekąd dzięki SMSowi wzrosła czujność w momencie skrętu, lecz trzeba mi było dodatkowo się upewnić telefonicznie (nadal jadąc), by pojechać właściwie.


DK 10 pod Kaliszem Pomorskim. Widok ku NEE


Granica powiatów między Krężnem i Łowiczem Wałeckim. Widok ku NE


Granica gmin między Jabłonowem i Lubnem. Widok ku SE

O 20:06 przejeżdżam przez granicę województw miedzy wsią Dobino i Pluty. Na wojewódzkiej w Szydłowie, po zjeździe, przysposobienie się do jazdy nocnej, gdyż była już najwyższa na to pora. Łapał lekki chłodek. Pół godziny później było się już w Pile, po ~230km, lecz bezskutecznie szukało się miejsca, gdzie mógłby się znajdować punkt kontrolny. Zjeżdżało się prawie dwa kilometry w pobliżu ronda Solidarności, nim przyszło mi zadzwonić do organizatorów, by otrzymać od nich zwrotną informacją, aby podstemplować książeczkę w jakimś sklepie. Jedynym otwartym był monopolowy. Pospieszne wyjaśnienie w czym rzecz. Pośpiech, z uwagi na zmarnowany czas, co mogło wyglądać dość podejrzanie, jednak uzyskało się stempel i ruszyło w dalszą drogą, zdwajając wysiłki, które do tej pory nieco się zmniejszyły. Straciło się pól godziny, a może całą...

Po półtorej godziny osiągnęłam Wyrzysk. Przez miasteczko przejazd dość wolny. Zjazd był chłodny, a podjazd powolny. Będąc za miastem dostrzegło się niepokojące objawy na nocnym niebie. zaczynało się trochę ciężko jechać. Przejazd przez Sadki i przerwa na przystanku w Śmielinie. Niefortunnie oparło się rowerem, tak że się przewrócił, a mocowanie lampki pękło. Pełno negatywnych myśli, się przysiadło, podjadło i przymknęło oczy. Padał deszcz, a na drugim brzegu Noteci błyskały pioruny, które spostrzegło się wcześniej. Postanowienie, by przeczekać deszcz i odpocząć, ale lekko i powierzchownie się zdrzemnęło. Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że ocknięcie nastąpiło około drugiej w nocy i zdziwiło mnie, jak szybko minął mi czas?


Noc w okolicy Nakła nad Notecią

Zaliczone gminy

- Międzyzdroje
- Wolin
- Golczewo
- Gryfice
- Płoty
- Resko
- Łobez
- Drawsko Pomorskie
- Kalisz Pomorski
- Mirosławiec
- Wałcz (W+M)
- Szydłowo
- Piła
- Kaczory
- Miasteczko Krajeńskie
- Białośliwie
Rower:Zielony Dane wycieczki: 293.50 km (0.00 km teren), czas: 14:00 h, avg:20.96 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Przed BBTOUR - Świnoujście

Piątek, 24 sierpnia 2012 | dodano: 26.06.2013Kategoria >10 osób, 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2012 Maraton BB, Z rodziną

Rodzina podwiozła mnie do Sochaczewa. Bilet kupiony o 8:24 do stacji Świnoujście (przez Łowicz, Kutno, Poznań, Krzyż Wielkopolski Szczecin, Wysoka Kamieńska). Wsiadło się w pociąg około godziny 9. Tak się złożyło, że kilku zawodników jadący tym pociągiem zajmowało 2 przedział. Ze znanych mi osób byli Wilk i Transatlantyk. O 16 dojechaliśmy do Świnoujścia. Z dworca raz dwa wsiedliśmy na prom. Zwartą kolumną przejechaliśmy przez Plac Wolności, Grunwaldzką do Grodzkiej i Gdyńskiej, gdzie w budynku 28 znajdowała się baza maratonu. Po zgłoszeniu obecności otrzymywaliśmy numer startowy (mój na plecy "20" i na rowerze "16" - z niewiadomych powodów dostałam różne i w kolorze sugerującym, że jadę po raz kolejny (a było to pierwszy mój udział w tym maratonie), lecz nie przyniosło to żadnych komplikacji), książeczkę z mapę (w której brakowało kilku stron), miejscem na pieczątki i kuponami żywnościowymi do wykorzystania pod Iłżą (nie zostały przez mnie wykorzystane), zipy, torebki na rzeczy transportowane samochodem technicznym.





Dworzec Świnoujście. Widok ku NEE


Świnoujście. Widok ku NWW

Od 18 do 20 trwała odprawa techniczna na sali gimnastycznej w w szkole podstawowej nr 4 im. Mamerta Stankiewicza, w trakcie której przedstawiono nam przebieg trasy z ustnymi adnotacjami, a także przebieg rozpoczęcia maratonu. Po wszystkim ludzie się porozjeżdżali. Wraz z jednym rowerzystą na Cannondale'u zrobiliśmy zakupy w pobliskim sklepie i zdaliśmy sprzęt dodatkowy do samochodu. Potem ulicami Poznańska, Kołłątaja, Grunwaldzka, Marynarzy i wzdłuż wybrzeża na prom. Barlickiego w Ludzi Morza i zatrzymaliśmy się przy Jana Sołtana. Znajdował się tam Zespół Szkół Morskich im. Eugeniusza Kwiatkowskiego. W internacie tejże szkoły znaleźliśmy nocleg, co zaproponował, ów rowerzysta jeszcze na zachodnim brzegu. Przystało się na to z ochotą, choć również z pewnymi wątpliwościami. Wstępnie planowało się przespać gdzieś w terenie, gdyby nie udało mi się znaleźć miejsca przy ulicy Gdyńskiej, gdzie spała większość zawodników.

Do internatu dojechaliśmy o 21, lecz sporo czasu zeszło ze znalezieniem osoby odpowiedzialnej za przydzieleni pokoju i pobieranie opłat. O tej porze nie spodziewał się nowych gości. Trochę kłopotów sprawiła też wspinaczka z rowerami po schodach. Wpierw weszliśmy na ostatnie piętro północnej klatki schodowej, a gdy ta okazała się zamknięta, przeszliśmy do klatki południowej. Przeszliśmy całe ostatnie piętro, zeszliśmy, wróciliśmy się do pierwszej klatki i weszliśmy na właściwe, wysokie piętro i zaraz weszliśmy z rowerami do pokoju o 21:40. Trochę jeszcze pogadaliśmy i zasnęliśmy.


Nocleg przy ul. Ludzi Morza

Zaliczone gminy

- Świnoujście
Rower:Zielony Dane wycieczki: 9.00 km (0.00 km teren), czas: 00:45 h, avg:12.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Południowopolskie X - Powrót

Piątek, 17 sierpnia 2012 | dodano: 26.06.2013Kategoria Wyprawy po Polsce, Z Kasią, 2012 Południowopolskie, Z rodziną

2012.08.08 - 18 Południowopolskie - cała trasa

17 Piątek

Do północy rozgrywki w planszówkę, a za dnia próbowanie ile waży stalowy rower.

18 Sobota

Po 10 wysiedliśmy w Lublinie. Spacerem na starówkę gdzie o 11 spotkanie w kilka osób. Krótka sesja w klimatach upalnego Jarmarku Jagiellońskiego. Od 14 do 15:30 przerwa na obiad. Do 18 oczekiwanie na zakończenie warsztatów z malowania na szkle i o 19 powrót pociągiem. Wieczorem film.


Lublin. Dworzec Główny. Widok ku W


Lublin. Jarmark Jagielloński.


Lublin. Zamkowa w remoncie. Widok ku NEE


Lublin. Jarmark Jagielloński.


Lublin. Jarmark Jagielloński.


Lublin. Jarmark Jagielloński.


Lublin. Jarmark Jagielloński. Krakowskie Przedmieście. Po prawej Kościół Świętego Ducha. Widok ku NWW

19 Niedziela

O 10:30 przybyła rodzina. Zapakowaliśmy bagaże i o 12 wyjechaliśmy. Ponowna wizyta w Lublinie od 13 do 15. Przejazd przez Nałęczów do Kazimierza nad Wisłą, gdzie byliśmy do 18.


Świętoduska. Kościół Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny. Widok ku E


Plac Po Farze. Widok na Zamek Królewski ku NE


Plac Po Farze. Widok ku NW


Kazimierz Dolny. Widok na Wzgórze Trzech Krzyży ku NNE


Kazimierz Dolny. Widok na zamek ku NEE
Rower:Zielony Dane wycieczki: 0.10 km (0.10 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Południowopolskie IX - Koniec trasy

Czwartek, 16 sierpnia 2012 | dodano: 26.06.2013Kategoria 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2012 Południowopolskie

Dzień wstał chłodny i pochmurny, lecz na szczęście nie padało. Start przed ósmą. Po godzinie prawie ciągłego zjazdu dotarło się Opatowa. Naszła myśl, że warto (raz jeszcze) przejechać po rynku. Trochę kombinując, został opuszczony ul. Lubelską. Z miasta wyjechało się Graniczną, z braku sił prowadząc rowery w górę. Potem odpoczywanie, po którym można było ruszać dalej. Teren był bardzo pofalowany. Niewielkimi, lokalnymi drogami jechało się nam szybko. Przed 11 wjazd do Ćmielowa od strony Jastkowa. Tam na DW 755 i kurs na wschód. Po pół godzinie przejazd przez Ożarów, a w Zawadzie ponownie wjazd na DK 74. W celu odwiedzenia dodatkowej gminy, skręt przez Maruszów do wsi Linów. Tam na DW 777 i powrót do krajówki.


DK 74. Po lewej Nieskurzów Stary. W tle Pasmo Jeleniowskie. Widok ku NEE


Opatów. Na rynku. Widok ku NNE


UMiG Opatów. Widok ku E


Buszkowice. Widok ku NW


Buszkowice. Widok ku NNE


Buszkowice E. Ku pamięci zamordowanym członkom Batalionów Chłopskich w IIWŚ. Widok ku SSE


Droga między Buszkowicami i Jastkowem. Widok ku NNE


Wjazd do Ćmielowa. Widok ku NNE


Drygulec. DW 755. Pamięci poległych IIWŚ w 25 rocznicę PRL. Widok ku NEE


DW 755 między Drygulcem i Ożarowem. Widok ku S


Ożarów. Kościół pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Widok ku NEE


Maruszów 16. Widok ku SE


Maruszów 16. Widok ku W

O 13 udało się osiągnąć most w Annopolu. Bardzo przypominało mi o okolice Wyszogrodu, choć sam most był starszy i węższy. Na całej jego długości stał korek z powodu niewielkiego remontu, lecz nam spokojnie udało się go ominąć po chodniku. Po drugiej stornie czekał nas solidny podjazd, tak iż trzeba było trochę odpocząć. Za miasteczkiem zjazd z krajówki w przyjemną i sielską trasę przez Rachnów. Mijało się się z kilkoma rowerzystami jadącymi z naprzeciwka. O 14 oczy nasze przykuło Sanktuarium Matki Bożej Księżomierskiej. Co prawda nic okazałego, ale wypadła nam tam półgodzinna przerwa. Leżąc na ziemi, czując jak rozciągają się i odpoczywają wszystkie mięśnie na plecach. Potem zjazd do samego Księżomierza, gdzie nastała przerwa na niewielkie zakupy.


Most DK 74 na Wiśle. W tle Annopol. W centrum kościół pw. śś. Joachima i Anny. Widok ku E


Most DK 74 na Wiśle. Widok ku NNW


Most DK 74 na Wiśle. Widok ku W


Most DK 74 na Wiśle. W centrum Opoczka Mała. Widok ku SE


Sucha Wólka. Widok ku NEE


Dzierzkowice. Widok ku SE

Przed 16 przejazd przez Dzierzkowice, położone w dolinie Wyżnianki, z dwóch stron otoczony lasami. Za drugiem, większym zbiorowiskiem leśnym, po lewej stronie widać było dróżkę z mnóstwem rzeźb i niewielkim budyneczkiem na jej końcu. Skojarzyło nam się to ze światem Tolkiena i mistycznymi miejscami z książek fantasy. Zjechało się tam i poświęcając chwilę czasu na obejście tego miejsca. Było to zaś nic innego, jak Sanktuarium pw. św. Otylii, patronki następnej miejscowości, jaką był Urzędów (druga tam moja wizyta, lecz w innym kierunku jazdy). O 16:30 przejazd przez Urzędów. Kolejną godzinę zajęło nam dotarcie do Wilkołazu. Na tym odcinku słońce wyszło zza chmur, a niebo się wyklarowało. Nastała pora dni gorących i skwierczących. Podróż zakończyła się o 18:30, przejeżdżając przez Marianówkę koło szkoły.


Urzędów SW. Sanktuarium pw. św. Otylii. Widok ku E


Urzędów SW. Aleja Świętych. Widok ku NNW


Urzędów. W centrum kościół pw. św. Mikołaja. Widok ku SE


Urzędów przy Rynku


Wilkołaz Pierwszy. Wiadukt kolejowy linii nr 68 Lublin – Przeworsk ponad DK 19. Widok ku SSW


DK 19. Wilkołaz Pierwszy. Widok ku NNE


Po lewej Obroki, po prawej Wilkołaz Pierwszy. Przejazd przez linię kolejową nr 68 Lublin – Przeworsk. Widok ku SEE


Obroki. Widok ku NWW


Obroki. Widok ku NNE

Zaliczone gminy

- Ćmielów
- Wojciechowice
- Ożarów
- Zawichost
- Annopol
- Gościeradów
- Dzierzkowice
Rower:Zielony Dane wycieczki: 112.13 km (1.00 km teren), czas: 07:50 h, avg:14.31 km/h, prędkość maks: 52.42 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Południowopolskie VIII - Świętokrzyskie

Środa, 15 sierpnia 2012 | dodano: 26.06.2013Kategoria 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2012 Południowopolskie

Start o 9:30. Namiot opuszczony z trudem i wielką niechęcią. Padało. Wyczekiwało się na odpowiedni moment, lecz niewiele to dało. Mokło się tak do godziny 15-16, gdy to udało się dotrzeć do Kielc. Nim tak się stało, przejechało się remontowaną trasą od Włoszczowej do Łopuszna, z jedną tylko przerwą na przystanku za Krasocinem. Przerwa o 13 na pizzę, by choć trochę przeschnąć i się ogrzać. Przerwa ta trwała prawie godzinę, a w dłoniach pobudzało się krążenie.


Deszczowy poranek między Dankowem Małym i Dużym. W tle linia drzew wzdłuż DW 785.  Widok ku NE


Danków Mały. Widok ku N


Między Krasocinem i Jakubowem. DW 786 w remoncie. W tle las na granicy powiatów. Widok ku NE


Łopuszno. Kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Widok ku NE

Z Łopuszna na wschód. W Strawczynie mijało się miejsce, gdzie dawniej stał dom rodzinny Stefana Żeromskiego. Teraz stała tam drewniana ściana z tablicami informacyjnymi. W Miedzianej Górze wyjazd na DK 74. Spokojnie zjechało się do Kielc. Przez miasto przejazd ścieżkami i chodnikami trzymając się krajówki. W Cedzynie wyjazd na nią samą, gdyż skończył się odcinek wzdłuż trasy szybkiego ruchu.


Snochowice. DW 786. Widok ku NEE


Strawczyn. DW 748. Miejsce, gdzie stał dom rodzinny Żeromskiego. Widok ku SE


DK 74. Skrzyżowanie z Hubalczyków. W tle dzielnica Szydłówek. Widok ku SEE


Przy S74. Domaszowice. Po prawej Telegraf (408 m n.p.m.). Widok ku SSW


Przy S74 między Domaszowicami i Cedzyną. Widok ku NNW

Dalsza podróż była przyjemna w dwójnasób. Przestało padać oraz jechało się w urokliwym rejonie Gór Świętokrzyskich. Wspominane były przez mnie miejsca, w których przecinane był stare szlaki. Pogoda zmieniała się nie do poznania. Jasno, słonecznie. Choć nadal były jeszcze chmury na niebie, to żadna nie była deszczowa. O 19 szybki zjazd do Łagowa, lecz wyjazd z niego po podjeździe zajął kwadrans. Nocleg udało się znaleźć godzinę później, w polach za Piórkowem.


Radlin. DK 74. Widok ku E


DK 74 między Górnem i Wolą Jachową. Pasmo Łysogór. Widok ku NE


DK 74 między Wolą Jachową i Skorzeczycami. W tle Łysica (614 m n.p.m.). Widok ku NNE


DK 74 między Lechowem i Lechówkiem. W centrum Pasmo Bielińskie. Po prawej Łysa Góra (594 m n.p.m.). Widok ku N


DK 74 między Złotą Wodą i Łagowem. Widok ku SSE


DK 74 między Złotą Wodą i Łagowem. Widok ku E


DK 74 między Złotą Wodą i Łagowem. Widok ku E


Wyjazd z Łagowa. DK 74. Widok ku SWW


DK 74 między Łagowem i Piotrowem Zagościńcem. W tle Łysa Góra (594 m n.p.m.). Widok ku NW


DK 74 między Łagowem i Piotrowem Zagościńcem. Widok ku NE

Zaliczone gminy

- Strawczyn
- Miedziana Góra
Rower:Zielony Dane wycieczki: 108.96 km (1.00 km teren), czas: 07:47 h, avg:14.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:54.5 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Południowopolskie VII - Cztery województwa

Wtorek, 14 sierpnia 2012 | dodano: 26.06.2013Kategoria 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2012 Południowopolskie

Na asfalt dopiero tuż przed 9. Chłodno i pochmurno. Niebo takie, jakby miało padać. Przerwa w Starokrzepicach. O 11 w Krzepicach rzut oka na ruiny synagogi. Niedługo potem wyjazd na DK 43. Po ponad pół godzinnej jeździe skręt na północ w Opatowie. Na kolejnym skrzyżowaniu pod górkę polną dróżką. Po ominięciu elektrowni wiatrowej, ulicą Nadrzeczną do asfaltu w Wilkowiecku. Dalej wieś Mokra, miejsce jednej z pierwszych bitew IIWŚ i skręt na południe.


Kolonia Biskupska. Widok ku NEE


Pola między Radłowem i Wichrowem. Widok ku S


Wichrów E. Widok ku NE


Starokrzepice. W centrum kościół pw. Przemienienia Pańskiego. Widok ku NEE


Krzepice. Bożnica. Widok ku SSE


Krzepice. Bożnica. Widok ku SSE


Krzepice. Widok ku NE


Iwanowice. DK 43. Widok ku N


DK 43. W tle Opatów. Widok ku SE


DK 43. W tle Opatów. Widok ku E


Wiatraki między Opatowem i Wilkowieckiem. Widok ku NNE


Opatów. Widok ku NWW

O 13 przejazd przez Kłobuck. Zapowiadało się na delikatne rozjaśnienie, choć słońce udało się dostrzec dopiero przed wieczorem. Ulicą Szkolną do Kamyka, by przez Mykanów ominąć Częstochowę. Przez Borowno o 16 do Kłomnic, za którymi udało się dostrzec nisko lecący helikopter, tak jakby zbierał się do lądowania w pobliżu. Kolejny odcinek z kilkoma przerwami i jazdą rozdzielną. We wsi Gidle krótka przerwa po 17. Z naprzeciwka jechała ~7osobowa grupa rowerzystów w kamizelkach odblaskowych.


Kłobuck


Kłobuck. Kościół pw. św. Marcina i Małgorzaty. Widok ku N


Kłobuck. Szkolna 199. Widok ku N


Kamyk. Kościół pw. Matki Bożej Wspomożenia Wiernych. Widok ku NEE


Kłomnice. Widok ku SE


Między Kłomnicami i Zawadą


Gidle. W tle kościół pw. Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Widok ku SEE


Gidle. DW 784. Widok ku NNW


Dwór w Ciężkowicach. DW 784. Widok ku SW

Od Silnicy widać było własne cienie. Wreszcie pojawiło się słońce, choć tylko na pół godziny. Przed 21 namiot znalazł się w polach za Kurzelowem. Przejazd tego dnia był w gruncie rzeczy tranzytowy. Mało na czym było oko zawiesić, mało różnorodności i mało do zapamiętania. Smętna pogoda nie ułatwiała koncentracji.


Żytno. DW 785. Kościół pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku N


Polichno. DW 785. Widok ku E


Silniczka. Kaplica ariańska z XVII w. DW 785. Widok ku NE


Maluszyn. Most DW 785 przez Pilicę. Widok ku SSE

Zaliczone gminy

- Radłów
- Opatów
- Miedźno
- Kłobuck
- Kłomnice
Rower:Zielony Dane wycieczki: 129.96 km (3.00 km teren), czas: 08:55 h, avg:14.57 km/h, prędkość maks: 40.02 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Południowopolskie VI - Opolskie

Poniedziałek, 13 sierpnia 2012 | dodano: 26.06.2013Kategoria Pół nocne, 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2012 Południowopolskie

Porządnie udało się wyspać. Start po 8. Świetna pogoda, bez ani jednej chmurki. Dobrą jazdę nieznacznie popsuł bruk w Bąkowie. Tuż przed A4 poranna przerwa i m.in zrzucenie ciepłych ubrań. Słońce doskonale radziło sobie z ogrzewaniem. Był to chyba najcieplejszy dzień na wyprawie. Przyjemną trasą przez Pępice do Brzegu. Przemieszczanie po ścieżkach rowerowych, co o mało nie skończyło się wypadkiem. Gdy przejeżdżało się nią przez ulicę JPII, jakiś kierowca zjeżdżający z ronda, zahamował z piskiem i oburzeniem w głosie. W nerwach dojechało się do kościoła, gdzie chwilę można było odsapnąć, spuszczając trochę ciśnienie z emocji, chcąc jak najszybciej opuścić to miasto, po zrażeniu zaistniałą sytuacją.


DW 401 na węźle z A4 przy granicy województw. Widok ku E


Brzeg. Chocimska 26 i 24. Widok ku NW


Brzeg. Plac Kościelny. Widok ku SWW


Brzeg. Rynek. Widok ku NNE


Brzeg. DK 39. Most na Odrze. Widok ku N

Skręt w Pisarzowicach na wschód. We wsi Kościerzyce zakupy, które skonsumowało się dalej, na przystanku we wsi Nowe Kolonie. Jedząc, obserwowało się parę jadącą na rowerach. Widziało się ich raz jeszcze, gdy po 13 dotarło się do Popielowa. Oni skierowali się zapewne na zwiedzanie, a nas poniosło na uzupełnienie zapasów picia w markecie przy Dworcowej. Za miasteczkiem skręt na przerwę do lasu, w dróżkę naprzeciw zjazdu do wsi Lubienia. Ogółem Popielów zajął nam 1,5 godziny. Mniej więcej od tamtej pory trwało przemieszczanie się w górę, choć nie było to zbyt wyraźne i zdarzały się niewielkie spadki terenu.


Kościerzyce 26A. DW 457. Widok ku NE


Kościerzyce. W centrum kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku NNW


Kościerzyce 58. Widok ku NNE


Popielów (Kabachy). DW 457. Widok ku E

O 15 dojazd do Ładzina, gdzie nastąpił wjazd na DW 454. Kusiła nas dróżka na wprost przez las (skrót), ale odbijało się na południe. Przekroczyło się granicę powiatów, by następnie skręcić w lewo, po zaledwie dwóch kilometrach jazdy wojewódzką. Długo jechało się przez las, dosłowne na chwilę opuszczając go w Grabczoku. Roślinność w dużej mierze stanowiły sosny, a poszycie wskazywało na obecność dość luźnych piasków.


DW 454 w pobliżu granicy powiatów. Widok ku S


Droga z DW 454 na Murów. Widok ku NE


Grabczok. Widok ku SSE


Grabczok. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela. Widok ku NE


Grabczok przy kościele. Widok ku SEE


Grabczok. Kaplica z 1895 r. Widok ku NE

O 16:30 wjazd do Brynicy, gdzie nastała półgodzinna przerwa przy kościele. Pomimo tego, dalsza jazda była dość nużąca, dopóki nie zjechało się z krajówki do wsi Szumirad, gdzie przez kwadrans, do 19 trwał odpoczynek przy zaporze i tamtejszym stawie. Chudobę przejechało się jej boczną dróżką przez wieś, zamiast jechać całość główną szosą. Znów zachciało się rozglądać za sklepem, lecz tam były już zamknięte. Na DW 494 wyjazd przy składzie budowlanym.


Brynica. Kościół pw. św. Szczepana. Widok ku SE


DW 461. W tle Łubniany oraz kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła i NNMP. Widok ku SE


Skrzyżowanie DK 45 i DW 494. Widok ku NEE


Szumirad. Rezerwat Smolnik. Spiętrzenie Bystrzyny. Widok ku E


Szumirad. Rezerwat Smolnik. Spiętrzenie Bystrzyny. Widok ku SSE


Chudoba. Kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. Widok ku N


Chudoba. Widok ku E


DW 949. Pałac w Wędryni. Widok ku SSE


DW 949. Granica powiatów między Wędrynią i Łowoszowem. Widok ku E

O 20 wjazd do Olesna. Prawie pół godziny minęło przed Netto, zajmując się drobnymi, uzupełniającymi zakupami i lekkim posiłkiem. Odzianie do nocnej jazdy. Wyjazd był męczący, pod górkę. Za torami na północ i skręt na Radłów. Towarzyszyło już duże zmęczenie i senność. Trudne rozłożenie z namiotem odbyło się na skraju wyrębiska, w połowie drogi do Kolonii Biskupskiej, w sporym oddaleniu od szosy. Nocleg był niezbyt wygodny.


Olesno. DW 487. Kościół pw. Bożego Ciała. Widok ku NE

Zaliczone gminy

- Grodków
- Olszanka
- Skarbimierz
- Brzeg
- Lubsza
- Popielów
- Pokój
- Dobrzeń Wielki
- Murów
- Łubniany
- Turawa
- Lasowice Wielkie
- Olesno
Rower:Zielony Dane wycieczki: 117.91 km (2.00 km teren), czas: 09:13 h, avg:12.79 km/h, prędkość maks: 28.60 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Południowopolskie V - Ślęża

Niedziela, 12 sierpnia 2012 | dodano: 26.06.2013Kategoria 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2012 Południowopolskie

Wyjście z namiotu przed 8. Pół godziny trwało zbieranie się. Powrót na szosę był utrudniony z powodu błota, jakie przyczepiało się do kół utrudniając prowadzenie maszyn. Choć było pogodnie, to po niebie przetaczały się duże, nisko zawieszone chmury. O ile wychodząc z namiotu, oświetlało nas słońce, o tyle wkrótce całe niebo się zachmurzyło. Było chłodno, aż wyziębiało to uszy. Powoli trwało rozgrzewanie się podjazdem do Kiełczyna. Tuż za tą wsią zastanawiało nas chwile, w którą stronę jechać i padło, by jednak ruszyć na Ślężę.

Zjazd do wsi Wiry, gdzie przerwa na śniadanie. Było nam zimno, lecz podjazd wkrótce to zmienił. Do przełęczy Tąpadła udało mi się dotrzeć w pół godziny, choć z trudem. Kasi zajęło to 5-10 minut więcej z krótką przerwą. Oczekiwanie trwało na przystanku po lewej stronie drogi. Nie dostrzegając mnie, o mało nie zaczęła zjeżdżać asfaltem w dół. Chwilę się odpoczęło i ochłonęło przed dalszą drogą. Droga na czerwonym szlaku była przejezdna. W pewnym momencie zaczęło się bardzo stromo, ale wraz z sakwami dawało radę podjeżdżać na najniższym biegu. Potem zaczęły mi przeszkadzać spore kamienie, jakich było mnóstwo na dróżce. I to bym dał radę podjechać, ale przede mną pojawiała się spora grupa pieszych, których nie dało rady wyminąć i wnet trzeba było zsiąść z roweru na wysokości około 530-550 m n.p.m. po ~20 minutach jazdy.


Kiełczyn. Obniżenie Podsudeckie. Widok ku SSW


Kiełczyn. Wzgórza Kiełczyńskie. Po prawej Szczytna (466 m n.p.m.). Widok ku NEE


Kiełczyn. Po lewej kościół pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Widok ku NE


Jędrzejowice. W tle zachmurzona Ślęża. Widok ku NE


Jędzejowice. W tle Szczytna (466 m n.p.m.). Widok ku NWW


Jędzejowice. Szczytna (466 m n.p.m.). Widok ku W


Między Wirami i Tąpadłą. W tle Wzgórza Kiełczyńskie. Widok ku SW


Między Wirami i Tąpadłą. W tle Ślęża. Widok ku NEE


Tąpadła. Po lewej Ślęża. Po prawej Grupa Raduni. Pomiędzy nimi przełęcz Tąpadła. Widok ku NEE


Tąpadła. Ślęża. Widok ku N


Wjazd na Ślężę od strony przełęczy. Widok ku SSE

Od pewnej wysokości wędrowało się we mgle, która w istocie była jedną z nisko wędrujących chmur. Tworzyło to niesamowity klimat rodem z filmów. Mijało nas kilku rowerzystów na MTB. O 11:23 dojazd na polanę, odpoczywając przy Domie Turysty. Kasia przybyła pół godziny później. Było zimno i wilgotno. Pijąc coś ciepłego, choć rosła też ochota na jakiś gorący posiłek. Niechęć do wyższych cen, rosnących wraz z wysokością również była spora, wiec ostatecznie dało się z tym spokój. Na eksplorację terenu start dopiero o 12:20. Wraz z rowerami podeszło się do miejsca przy krzyżu, z widokiem w kierunku NW. Chmura nadal trochę przeszkadzała i utrudniała widoczność, jednak w rzeczywistości wyglądało to dużo lepiej niż na zdjęciach. Wejście na schody kościoła, który akurat na nieszczęście był zamknięty. Ponadto urządziło się długą pogawędkę ze starszym rowerzystą z okolic Wrocławia.


W drodze na szczyt Ślęży


W drodze na szczyt Ślęży


Na Ślęży. Po lewej kościół pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny . Widok ku W


Na Ślęży. Dom Turysty. Widok ku NEE


Na Ślęży. Kościół pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny . Widok ku E


Na Ślęży. Radiowo-Telewizyjne Centrum Nadawcze. Widok ku SE





Na Ślęży. Radiowo-Telewizyjne Centrum Nadawcze. Widok ku SEE


Na Ślęży. Widok ku NNE


Na Ślęży. Widok ku N


Na Ślęży. Po prawej Chwałków. W centrum Strzelce. W tle Jezioro Mietkowskie. Widok ku NW


Na Ślęży. W centrum Górka i Strzeblów. Widok ku N

O 13:10 zaczęło się zejście szlakiem w kierunku Sobótki. Miejscami były drobne problemy ze sprowadzaniem roweru po kamienistej i stromej drodze. Ciężko było opanować te wszystkie kilogramy bagażu prowadzone na rowerze obok siebie. Kilka razy trzeba było przystawać (z jedną dłuższą przerwą na posiłek), by dać odpocząć dłoniom, cały czas zaciskającym hamulce. Na sam dół udało się dotrzeć dopiero o 15. Zjazd do rynku, potem trochę cofnięcia za kościół, by następnie skupić się na wyjechaniu z miasteczku ku SE.


Sobótka. Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Matki Nowej Ewangelizacji. Widok ku NW


Sobótka. Opuszczony hotel "Pod Misiem". Widok ku S


Między Sobótką i Przezdrowicami. Po lewej Ślęża (717 m n.p.m.). Po prawej Stolna (368 m n.p.m.) i Wieżyca (414 m n.p.m.). Widok ku SW


Pokrzyk Wilcza Jagoda

Początkowo pojawiło się kilka niewielkich różnic wysokości, lecz w zasadzie przemieszczało się po równinie, nieznacznie opadającej w dół ku wschodowi. Dodatkowo wspomagał nas wiatr, więc praktycznie bez oporów można było szybko pokonywać przestrzeń. Pomogło to zwiększyć odległość przejechaną tego dnia, gdyż większość czasu zjadło nam 16 km do i z Ślęży. Jako że krajobrazowo nie zmieniało się zbyt wiele, nie rejestrowało się też zbyt dokładnie trasy, niezbyt się na niej skupiając. Więcej uwagi włożyło się w to, by odwiedzić zaplanowane gminy i oddalić się od góry jak najdalej.

Z bardziej wartych uwagi miejsc:
- Świątniki. Minęło się kościół, podjeżdżając do ogrodzenia pałacu, pełniącego funkcję szkoły podstawowej. Bez wjeżdżania na teren.
- Rochowice - Piotrków Borkowski. Odcinek ten trochę skrócił nam trasę, choć tabliczki wskazywały, że droga kończy się ślepo, a objazd prowadzi przez Mańczyce.
- Borów. Przerwa na drobne zakupy, krótki posiłek i zajrzenie do wnętrza kościoła. Półgodzinna przerwa do 18.
- Przystanek tuż za skrzyżowaniem z DW 396 (którą wracało się ze zlotu 3 miesiące wcześniej). Wieczorna, półgodzinna przerwa na posiłek i przygotowanie do nocy.
- Wiązów. Godzina 20. Przypadkiem zaczęła się jazda ku północy. Po połowie kilometra nawrót i przejazd przez rynek
- Janowo. Niewielka wieś jakby na krańcu świata. Droga za nią była dość licha. Zastanawiało mnie, czy nie rozłożyć się w pobliżu z namiotem, ale odczuwany był zbyt duży niepokój
- Kucharzowice. Przejazd przez nie tuż po zmroku. W oczy rzucał się kościół. Nocleg na skraju pola w pobliżu.


Świątniki. Pałac z XVIII w. Widok ku NNE


Świątniki. Kościół pw. Matki Bożej Bolesnej. Widok ku SSW


Miedzy Świątnikami i Jordanowem Śląskim. Widok ku E


Miedzy Świątnikami i Jordanowem Śląskim. Widok na Ślężę ku W


Miedzy Świątnikami i Jordanowem Śląskim. Widok na Ślężę ku W


Jordanów Śląski. Widok ku E


Borów. Po lewej kościół pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny i Wolfganga. Widok ku NE


Borów. Wrocławska 13. Widok ku N


Granica powiatów między Kojęcinem i Grodziszowicami. W tle Wzgórza Strzelińskie. Widok ku S


Granica powiatów między Kojęcinem i Grodziszowicami. W tle Góry Sowie. Widok ku SWW


Wawrzęcice. Ruiny dawnego folwarku dworskiego. Widok ku SSE


DW 396 między Wawrzęcicami i Gułowem. W tle Wzgórza Strzelińskie. Widok ku SSE


DW 396 między Wawrzęcicami i Gułowem. W tle Ślęża. Widok ku NWW


UMiG Wiązów. Widok ku SE

Zaliczone gminy

- Marcinowice
- Sobótka
- Jordanów Śląski
- Kobierzyce
- Borów
Rower:Zielony Dane wycieczki: 70.12 km (9.00 km teren), czas: 06:40 h, avg:10.52 km/h, prędkość maks: 41.77 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)