Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wiekublog rowerowy

avatar erdeka
okolice Czerwińska

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12598 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy erdeka.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Do Rzymu i przez Alpy IX - Wenecja

Czwartek, 14 lipca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 9

Poranek

Pierwsza noc we Włoszech za nami. Z kolejnymi było różnie. Dużo im brakowało do swobodnych noclegów w Skandynawii, czy nawet po kilku kilometrach szukania w Polsce. Śpiąc na poboczu, udało się wypocząć tak, by móc przetrwać kolejny dzień. Start około pory wschodu słońca. Było chłodniej niż w nocy, ale wciąż ciepło.


4:49. Caposile W. Widok ku NE


6:01. Poranek w Ca' Noghera. Widok ku E

Drogą co jakiś czas, z rzadka mijało nas jakieś auto. Trasa przypominała przejazd lokalnymi wiejskimi asfaltami. Nie było żadnych wsi, ale co jakiś czas, z prawej mijało się domy położone poniżej poziomu drogi. Piętrowe, a mimo to w większości opuszczone i zrujnowane. Wybudowane były w stylu, którego nigdzie indziej nie przyszło mi spotkać. Po kilkunastu minutach przejechało się wiadukt i ruszyło trasą SS14. W pobliżu lotniska zamieszanie. Znak autostrady i wątpliwości jak jechać dalej. Po kilku minutach dezorientacji, udało się przekroczyć niewielki rów i ruszyć dróżką koło terenu lotniska. Wkrótce okazało się, że prowadzi do SS14, na którą z powrotem się wjechało. Jak się teraz i później okazało, oznaczenia znaków drogowych, są miejscami równie właściwe i poprawne, jak i u nas.

Wenecja

Po kolejnych kilometrach, spędzonych w przedmieściach Wenecji, udało się dotrzeć do pokrętnej serii skrzyżowań w okolicy fortu Marghera. Aut było już sporo i nastręczyły nam nieco kłopotu. Ostatecznie jednak wjechało się na most prowadzący do Wenecji. Tam krótki postój i zdjęcia. Jazda mostem dłużyła się nam, aczkolwiek było to interesujące doświadczenie. Udało się dotrzeć do pierwszego włoskiego celu.


6:59. Wenecja o poranku. Widok ku SE


7:30. Kurier w Wenecji. Widok ku S

Tuż przy wjeździe nawiązało się rozmowę z pewną amerykanką, która właśnie opuszczała miasto na rowerze. Po rozmowie i zebraniu kilku informacji - poszukiwania. Pokręcenie po placu, a potem mój spacer na rozeznanie, w stronę dworca kolejowego. W końcu przypięło się rowery bliżej, a bagaże zostawione zostały w przechowalni... Drogiej... Okoliczni ludzie nie wzbudzali naszego zaufania, tak jak przypadek jegomościa, który chciał "pomóc" ponieść bagaż jednego małżeństwa. Z nerwowym uczuciem niepokoju szło się szybko, by obejść jak najwięcej i jak najprędzej. Uliczki, jakimi się wędrowało, były wybierane losowo, sugerując się tylko położeniem kolejnych celów na mapie.


9:15. Skrzyżowanie: w lewo Rio dei Tolentini, prosto Rio del Malcanton, w prawo rio de Ca' Foscari, za plecami Rio di Santa Margherita. Widok ku N

Szło się ku południowym ulicom i przemieszczało się na wschód, aż do Ponte dell' Accademia. Tam poobserwowało się Canal Grande wraz z poruszającymi się po niej łodziami i wodnymi taksówkami wycieczkowymi. Więcej uwagi przykuła Basilica di Santa Maria della Salute, ulokowana przy wschodnim krańcu kanału. Z powodu upału, trzeba było odpocząć kilka minut w cieniu, nim ruszyło się na północ. Ponownie przebyło się na drugą stronę Canal Grande dopiero przez most Rialto.


9:31. Sklep z lokalnymi pamiątkami w dzielnicy Dorsudoro


9:38. Canal Grande. W centrum Basilica di Santa Maria della Salute. Widok ku SEE


9:38. Canal Grande. W centrum Basilica di Santa Maria della Salute. Widok ku SEE


9:38. Canal Grande. Widok ku NW


9:56. Canal Grande. Most Rialto. Widok ku N


10:11. Calle del Tentor. Błądząc po Wenecji. Widok ku NW

Po kilku minutach udało się znaleźć mały market, gdzie wpadły niewielkie zakupy spożywcze. Po zjedzeniu lodów, zastanawiało nas, czy aby nie wejść do San Giacomo dell'Orio, ale koszt biletu skutecznie nas odstraszył. Tak samo jak reakcja kasjerki, która z góry nam "podziękowała" za nie odwiedzenie wnętrza. Wędrówka zakończyła się przy dworcu kolejowym. Stąd pędem, jak najprędzej ku rowerom, które na szczęście wciąż stały przypięte. Jeszcze trochę odpoczynku w cieniu, w zmęczeniu miastem i z motywacją, by jak najprędzej je opuścić. Pomyśleć, że wcześniej chciało mi się tu spędzić z pół dnia. Hahaha... Po dwóch godzinach było go powyżej uszu.


10:45. Kościół pw. Santa Maria di Nazareth. Widok ku NWW

A jakie wrażenia? W tym wypadku reklamy są tak przereklamowane, że szkoda gadać. Niewątpliwie miasto ma ciekawą historię i układ architektoniczny. Również zabytki wewnątrz są zapewne interesujące, mimo że się do nich wchodziło - nasz cel leżał gdzie indziej, a Wenecja miała być jeno ciekawostką, o jaką warto zahaczyć przy okazji. Z mniej przyjemnych rzeczy - śmieci, brud, tłok, straganiarstwo i podejrzani ludzi. No cóż. Miasto samo podjęło decyzję by wabić turystów i jako takie ponosi tego konsekwencje. Szkoda że nie można tam było jechać rowerem. Uwinęłoby się 2-3 razy szybciej...

Popołudnie

Z radością przejechało się z powrotem mostem w drugą stronę. Z nieba lał się żar, a wyjazd ze strefy miejskiej stanowił niemały kłopot bez dokładnych map. Margherę opuściło się jadąc w dużej mierze przez dzielnicę portową i przemysłową. Dojazd do E55. Jazda, która wcale a wcale nas nie zachwycała. Ruch aut obfity wzmożony i znacznie ciężarówkowo-TIRowy. W pewnym momencie droga skręciła prosto na południe. Z naszej lewej ukazał się las, a po kilku kilometrach - ścieżka z prawej strony. Bez wahania opuściło się groźną krajówkę, odtąd widząc ją po drugiej stronie wąskiego kanałku


11:52. Podróż przez Margherę. Widok ku NW


12:10. Marghera. Ścieżka rowerowa przy rondzie łączącym Via delle Macchine i Via Elettricità. Widok ku NE


16:40. Ścieżka wzdłuż E55 w okolicy Lova. Widok ku S

W Polato na zachód. Dalszą trasę pokonywało się, jadąc pomiędzy najróżniejszymi wioskami. W Rosara uzupełniło się zapasy wody u tamtejszych mieszkańców, choć dogadać się było niezmiernie ciężko. W Codevigo udało się znaleźć sklep, pod którym urządziło się popołudniową przerwę na odpoczynek i zajadanie lodami. Słońce nie było już prażące. Powietrze wciąż gorące, ale w przyjemny letni sposób. Okoliczne miejscowości składały się z dość zadbanych domostw, ale poza Wenecją, widać było bardzo mało ludzi na ulicach.


17:35. Rosarad. Droga do Codevigo wzdłuż rzeki Brenta. Widok ku SEE


17:47. Codevigo. Kościół pw. San Zaccaria. Widok ku SE


18:57. Kościółek w Castelcaro. Widok ku SW

Dzień zakończył się na długo przed zachodem słońca, po południowej stronie Canale dei Cuori. Schronić udało się na skraju pola kukurydzy, ale były problemy z dogodnym rozstawieniem namiotu. W połowie nocy jeden z członów stelaża pękł, czyniąc dalszą podróż, czy raczej noclegi, nieco mniej przyjemnymi.

Chciało się ratować stelaż jak i czym tylko można, jednak próżny był to trud i ostatecznie trzeba było się pozbyć zawadzającego elementu, a namiot rozpostarty został na skróconym stelażu, z rurkami składanymi ręcznie. Nie pamiętam już, czy stało się to wszystko od razu, w ciągu kilku dni czy całej wyprawy. Faktem jest, że po kilku dniach wynikła z tego duża nieprzyjemność.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 95.50 km (1.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:13.64 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa musia
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]