Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Do Rzymu i przez Alpy XIII - Perugia

Poniedziałek, 18 lipca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 13

Appennino umbro-marchigiano

Start przed ósmą. Przybyło się do pobliskiego Mercatello Sul Metauro, gdzie kwadrans minął na zakupach. Przy okazji zgadało się z tamtejszym kasjerem, który popytał o wyprawę i orzekł, że jeździł po Polsce. Na dłuższą rozmowę ani my, ani on, czasu jednak nie mieliśmy.


7:51. Palazzi. W dolinie rzeki Metauro. W tle masyw Monte Spicchio (1656 m n.p.m.). Widok ku SWW


8:01. Mercatello Sul Metauro. W tle kościół pw. La Pieve Collegiata. Widok ku W

Przerwa nastała kilka minut za miasteczkiem, mijając na jedzeniu śniadania. Kolejne 3 godziny spędzone zostały na pokonaniu 15 kilometrów podjazdu. W siodełku udało się utrzymać do Lamoli i jeszcze kilkaset metrów od zabudowy. Od tamtej pory nachylenie drogi było dla nas zbyt duże.


10:25. Zabezpieczenia przeciwosuwiskowe przy drodze do przełęczy Bocca Trabaria (1049 m n.p.m.). Widok ku NNE

Na początku etapu spacerowego, w pobliżu jednego z zakrętów, dał się słyszeć niezbyt donośny, ale wyraźny śpiew. Kilka sekund później wychynęła się zza niego rowerzystka i wkrótce nas dostrzegła. Śpiew momentalnie ucichł. Okolica była pusta, bardzo lesista. Widok ludzi o tej porze, w takim miejscu z pewnością zmieszał jej nastrój. W późniejszym etapie mijało się kilka, jak się wydaje, opuszczonych domostw przed wioseczką Fonte Abeti, które liczyło kilkanaście domów, w dość znacznej odległości między sobą. Tam po raz pierwszy w życiu udało się zobaczyć czarną pszczołę. Miejscami widoczne był gołe skałki, stalowymi siatkami zabezpieczone przed osypywaniem.


11:00. Ostrożeń w dolinie Torrente Meta


11:06. Czarna pszczoła na groszku w dolinie Torrente Meta.

Ostatecznie, kilka minut przed 12 dotarło się do przełęczy Bocca Trabaria (1049 m n.p.m.), pomiędzy szczytami Poggio del Romito (1196 m n.p.m.) i Sant Antonio (1169 m n.p.m.). Znajdowała się tam pamiątkowa tablica upamiętniająca wędrówkę Garibaldiego w 1849 r. z Rzymu ku Wenecji. Chwilę się odpoczęło przed dalszą trasą i można było rozejrzeć się po dolinie Tybru, leżącej przed nami. Cały zjazd trwał około z 1,5 godziny. Wliczając oczywiście liczne krótsze lub dłuższe postoje, wprowadzone po to tylko, by nie mieć żalu straty niezaobserwowanych widoków.


11:53. Przełęczy Bocca Trabaria (1049 m n.p.m.). "Giuseppe Garibaldi la sua fedele anita ciceruacchio ed i figli ugo bassi e tanti tanti generosi italici spiriti di qui transitarono il 27 luglio 1849 recando nel cuore la palpitante certezza di portare a Veneziao il loro decisivo aiuto _ destino no volle ma del loro irrefrenabile anelito queste contra de sentono ancora leco diffordersi di valle in calle il comune di San Giustino nel centena rio della morte 28. 7. 1982". Widok ku SWW


11:59. Zjazd z przełęczy Bocca Trabaria (1049 m n.p.m.) w dolinę Tybru. Widok ku W


12:01. Zjazd z przełęczy Bocca Trabaria. Dolina Tybru. Najwyższy punkt terenu na zdjęciu to Monte Amiata (1738 m n.p.m.; 90 km). Widok ku SSW

Nawierzchnia była świetna, a rower sam z łatwością się rozpędzał. Na pierwsze danie poszło sześć łuków serpentyny, położonych bardzo blisko siebie. Momentalnie zjechało się o 100 metrów wysokości. Odcinek ten był najbardziej widowiskowy i zapewniał szerokie pole widzenia. Kolejny, dłuższy etap pokonywany był z rzadszymi przerwami. Droga była bardziej prosta, choć nadal zaopatrzona w liczne zakręty, gdyż jechało się wzdłuż linii grzbietu, prowadzącej do niewielkiego w tym miejscu szczytu Colle di Raso (836m n.p.m.). Spod niego zaś, teren tu był bardziej płaski(jak na ten etap podróży), aż do Monte Giove (713m n.p.m). Odtąd pozostało zjechać serpentyną, składającą się z dwóch odległych i pięciu bliskich łuków drogi.


12:51. Zjazd z przełęczy Bocca Trabaria. Dolina Tybru. San Giustino. Widok ku SWW

Dolina Tybru

Przerwa pod znakiem, witającym nas w mieście San Giustino. Blisko kwadrans minął, nim udało się pozbierać po solidnym wycisku, jakim było żmudne podejście do przełęczy, oraz długim zjeździe, wymagającym zaangażowania w kontrolę pojazdu. Niosło nas w upalne popołudnie. Jazda doliną była długa i żmudna, choć pozwalała nam odpocząć i jeździć, zamiast spacerować jak rankiem i poprzedniego dnia.

Droga była niesamowicie prostolinijna. Nawierzchnia raczej w porządku, a ruch umiarkowany. Zabudowania pojawiały się raczej często, lecz w dużej mierze były do rożnego rodzaju miejsca pracy, zajmującymi sporą przestrzeń. Wpadły drobne zakupy w Riosecco. Po godzinie płaskiej podróży, wjechało się do Città di Castello. Miasto to, podobnie jak Ravenna, trąciło wiekami, choć nie było tam, aż tak istotnych obiektów zabytkowych. Ulicami Via XI Settembre i Via Plinio il Giovanne wyjechało się do Corso Cavour. Tam (przypadkiem jak to zazwyczaj) natrafiło się na jedną z ważniejszych zabytkowych budowli, zwaną Il Palazzo dei Priori, pełniącą funkcję ratusza. Nie wiedząc co robić, wlazło się do wtedy całkiem opustoszałego budynku, zawędrowało do, zdaje się, sali obrad, porobiło kilka zdjęć i znacznie obniżyło temperaturę ciała, dzięki panującemu miłemu chłodowi.


14:24. Città di Castello. Palazzo dei Priori przy Piazza Venanzio Gabriotti. Widok ku S

Ruszyło się do pobliskiego Piazza Matteotti, a następnie skręciło się w Corso Vittorio Emanuele, pełniącą funkcje deptaka, po to tylko, by najkrótszą drogą wydostać się w dalszą trasę. Było po godzinie 15, a przebyło się nawet nie połowę średniego, dziennego dystansu.


14:40. Città di Castello. Cassa Di Risparmio przy Piazza Gildoni. Widok ku NNE

Przejeżdżało się przez jedno miasteczko za drugim. Kilkaset metrów po naszej prawej, biegła trasa ekspresowa, odciążająca naszą drogę. Z biegiem czasu zauważalne stało się, że dolina staje się węższa, a my jechało się prawie przy krawędzi zboczy doliny. Tuż za Promano, przejechało się na drugą stronę ekspresówki, dalej trzymając się SR3. W Montecastelli przejazd nad Tybrem, ponownie robiąc to w Umbertide, mieście, które ledwo odnotowało się w pamięci. W Ponte Pattoli dokonało się kolejne przekroczenie rzeki.


16:56. Promano. Kościół pw. Santa Maria. Widok ku NEE


17:19. Cioccolanti. Po lewej Monte Corona (ok. 710 m n.p.m.). Po prawej Monte Acuto (926 m n.p.m.). Widok ku SSE

Tymczasem wypadało uzupełnić zapas wody. Trwało rozglądanie się za potencjalnym punktem wodopoju, lecz nic w oczy się nie rzucało, a ludzi nie było w pobliżu. W Villa Pitignano udało się kogoś zagadnąć, a po krótkiej rozmowie poinformowano nas, o nieodległym kraniku przy drodze. Wnet ją się odnalazło i zapełniło butelki w sakwach.


20:25. Asyż u stóp Monte Subasio (1290 m n.p.m.). Widok ku SEE

Było po 20. Powoli nadchodziła noc. Wyniosło nas poziom około 200 m n.p.m. Z jakiegoś powodu, zachciało się nam odwiedzić Perugię. No i zaczął się "spacer". Szło się Strada Eugubina do zmroku. W oddali widać był Asyż u stóp Monte Subasio. W zmęczeniu przyszło zatrzymać się na ~350 m n.p.m., na przystanku autobusowym z małym parkingiem. Tam przerwa na przekąszenie kolacji. Po posiłku dalej w górę. Była już ciemna noc. Od tej pory wędrowało się w dużej mierze po chodniku.


21:31. Asyż (z lewej) i miejscowości wzdłuż SS75 widoczne z Perugii. Widok ku SE

Przeszło się całą ulicę, kończąc przy kościele pw. Santa Maria di Monteluce. Znów nas wyniosło, tym razem ponad poziomicę 450 m.n.p.m. Po co??? Skręt w Via del Giochetto. Od teraz wracało się na dół. Można było wsiąść na rowery i zjeżdżać. Skręt w Via Enrico dal Pozzo, którą również przejechało się w całości. Rozumie się, że droga prowadząca w dół, w nocy, nie jest taka sama jak w dzień, toteż ciągle zwalniało się do rozsądnych prędkości, nie zawsze polegając na przydrożnych lampach i oczach. W dziurę jakąś, nagle i niespodziewanie wpaść nam nie zależało.


22:04. Kościół pw. Santa Maria di Monteluce w Peruigii. Widok ku SSE

Przejechało się wzdłuż murów nekropoli. Na rozwidleniu dróg ostatecznie zsiadło się z maszyn. Brak światła i nie najlepsza nawierzchnia, a także co kilka-naście minut przejeżdżający samochód, nie pozwalały na podjecie ryzyka. Ruszyło się, już na pieszo, w prawo. Choć nie wiem, jak bardzo się chciało znaleźć nocleg pod namiotem, nic znaleźć się nie dało. Co chwila dom. Z pewną radością powitana została tabliczka, oznajmiającą, że miasto to się opuściło.

W pewnym momencie, po prawej, z otaczającego nas mroku, który zatracał w nas poczucie wysokości, wynurzyło się morze świateł. U naszych stóp rozciągało się miasto Ponte San Giovanni i otwarto ku południu dolina Tybru. Gdzieś tam daleko uciekała jasno oświetlona nitka trasy E45. Nieco węższe nitki mniejszych dróg tworzyły świetlną siatkę. Gdzieś z lewej plama Asyżu. Mnóstwo świateł, których nie można było zidentyfikować. Tylko tak się stało i podziwiało wszytko przez dłuższy czas. I wszystko byłoby wspaniałe, gdyby można było tam rozbić namiot.

Niejako walcząc ze zbliżającą się sennością, ale wciąż wystarczająco odległą, trzeba było wlec się dalej, walcząc z grawitacją, nadmiernie ciągnącą rowery. Kolejnym zbędnym pomysłem, było skręcenie w prawo w Via Pitagora, a potem w Via Antonio Stoppani. Jadąc prosto, raz dwa by się wyjechało z miasta, a tymczasem poniosło nas do jego centrum. Ścieżką wzdłuż Via San Girolomo przejechało się pod torami kolejowymi, ale po drugiej stronie zbytnio nas zapędziło i już by się ruszało na południe, lecz w porę udało się zmienić kurs na wschodni. Dalej Via Alessandro Manzoni, którą to opuszczone zostało miasto. Po nadłożeniu dodatkowych 2 kilometrów...

Wyjechało się na drogę biegnącą wzdłuż E45. Była to strefa wielkopowierzchniowych zakładów pracy. Ujechało się ~2 kilometry i po krótkiej walce z obawami, wlazło się za trochę ulistniony krzak, obok rozdzielnicy elektrycznej, których szerokość wystarczała nam za osłonę. Poległo się na położonym bez stelaża namiocie, ze śpiworami, częściowo na położonych rowerach. Przykryło się zieloną, maskującą płacht namiotu i wnet nadszedł sen. Udało się zdążyć przed północą.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 112.00 km (0.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:16.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa esiem
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]