Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Do Rzymu i przez Alpy XXXIII - Przez Allgäu

Niedziela, 7 sierpnia 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 33

Landkreis

Budziło się kilkukrotnie, ale ostatecznie około siódmej lub ósmej. Zmieszanie wzbudzał fakt, że ciągle padał deszcz, a zmieniała się co najwyżej jego intensywność. Przesiedziało się na ławce chowając pod śpiworami, bo powietrze było chłodne, a nam nie chciało się ruszać. Tym bardziej, że nie zapowiadało się na rozpogodzenie. Niebo było szare. Kolejne fale chmur przetaczały się nad doliną, zostawiając po sobie mokry ślad. Noc, jaką się spędziło, nie należała do najprzyjemniejszych i dziwne, że nie odczuwało się po niej większego zmęczenia. Gdy do 10 nie przestało padać, trzeba było się w końcu ruszyć. Ociągając się, zabezpieczone zostały buty torebkami foliowymi, wszytko zostało spakowane, zjedzone to, co było pod ręką i o 10:20 ruszyło się w drogę. Wyczekało się momentu, gdy przestało lać i wtedy pożegnane zostało suche schronienie.


10:19. Dolina rzeki Weißach. Przed wyruszeniem w drogę. Widok ku NW

Zrazu jechało się po płaskim, ale wnet trzeba było zjechać nieco w dół do Oberstaufen, która nosiła znamiona wypoczynkowej, lub nieco bogatszej niż okoliczne. Niestety, deszcz lał regularnie i ani myślał się rozpierzchnąć. Wydostanie się stamtąd wymagało długiej i powolnej jazdy w górę, podczas gdy woda pokrywała całą drogę, kilkukrotnie wypływając z rowów na drugą stronę silniejszym strumieniem i osadzając na jezdni piach.

Była to okropna mordęga, każdy centymetr okupiony dużym kosztem psychicznym i nieco mniejszym fizycznym. W gruncie rzeczy nie można było się nawet zatrzymać, żeby buty nie zmokły bardziej niż musiały. Po dość długiej wędrówce, która wydawała się wiecznością, dojechało się do trasy 308, biegnącej po wzgórzu, dużo wyżej niż miasto. Przerwa nastąpił na poboczu przed wkroczeniem na nią. Po pięciu minutach stania i analizowania mapy w deszczu, ruszyło się z jej biegiem. Droga okrążała górę Staufner Berg (1032 m n.p.m.) od południa i kontynuowała bieg ku wschodowi. Tuż za nim rozpościerała się szeroka płaska dolina, zamknięta dość niskimi pasmami wzgórz, na których zatrzymywały się chmury.

Jechało się przed siebie, bez zaangażowania myślowego. Buty powoli przemakały. Niebawem widoczne stało się, po lewej stronie drogi, jezioro Großer Alpsee, a nieco dalej pierwsze zabudowania Immenstadt, miasteczka, w którym była nadzieja znaleźć jakiś sklep. Kurs do centrum, ale było totalnie wyludnione. Przejechało się koło kościoła i wyjechało z powrotem ku trasie przelotowej. Wpierw czekał nas zjazd, a wkrótce potem ostry podjazd. Dojechało się do ronda. Sugerując się jakąś reklamą, rozpoczęły się poszukiwania jakiegokolwiek marketu z jedzeniem. Kurs na wprost, lecz raczej kończyła się tam strefa zabudowana. Nawrót do ronda, przejeżdżając koło marketu, ale budowlanego. W załamani, zadecydowało się, by opuścić miasto.

Przejechało się nad rzeką Iller. Wszelkie widoczne wzgórza były skryte za warstwami kropel deszczu. Tam gdzie było płasko, horyzont ginął w szarości. Zjechało się z trasy, uprzednio trzymając się ścieżki po lewej stronie jezdni i przejeżdżając przez niewielki obszar domków w Rauhenzell. Trzeba było trochę podjechać w górę. Ostatecznie dojechało się do szerokiej krajówki, na którą nie można było wstąpić bezpośrednio z naszej ścieżki.

Przejechało się nad nią, a po drugiej stronie skręt w prawo, wnet chroniąc się w tunelu dla małych pojazdów pod drogą. Rozpoczęła się pierwsza przerwę, w czasie której nieco się udało przesuszyć i pozbyć nadmiaru wody z butów. Oczywiście, uzupełniło się też nieco paliwa w żołądkach. Nieco wcześniej mijało się innego rowerzystę. Zadało się mu pytanie, czy trasa prowadzi do kolejnej dla nas miejscowości, mówiąc tylko " Kempten". Zapewne zrozumiał to jako niemieckie "walczyć" i przytaknął z uśmiechem, nie wskazując drogi do miasteczka, gdzie chciało się udać. Żaden z nas się nie zatrzymał.


12:40. Przerwa za Immenstadt, tuż przy trasie 19. Widok ku N

Postój trwał może 15, może 30 minut. Zarówno czas, jak i zorientowanie przestrzenne w tamtych warunkach były słabe do określenia. W gruncie rzeczy, jechało się prawie na oślep, bez bieżącego sprawdzania mapy. Intuicja przydawała się bardziej niż kiedykolwiek. W zniechęceniu, w końcu się ruszyło. Trzymało się ścieżki, prowadzonej po prawej stronie jezdni. Teren poza drogą był płaski, nieco zalesiony i zdawało się obficie nasiąknięty wodą lub po prostu bagienny. Po kilkunastu minutach, widoczność znacznie wzrosła. Nawet się nie udało połapać kiedy.

Wjeżdżało się na intensywnie pagórkowaty obszar. Wszędzie było zielono, deszcz bardzo osłabł, aż w końcu zostały na niebie tylko przypominające o nim chmury. Do kolejnej, widocznej osady trzeba było wejść pod górę o około 50-100 metrów. Gdy nadarzyła się okazja, znów usiadło się na przystanku, gdzie dokonana została kolejna rewizja mokrych butów i skarpetek. Chciało mi się też uzupełnić wodę z pobliskiego kraniku, takiego jak w Alpach, ale napisane było, iż tamtejsza się do tego się nie nadaje.

Przez większość Rettenberg przeszło się, przy okazji rozgrzewając mokre spodnie. Pod koniec mijało się jakiś niewielki, zdaje się browar, a zaraz za nim czekało nas spore podejście. Potem przez dłuższy czas jechało się po bardzo szerokiej, zielonej dolinie. Niebo zdążyło się rozpogodzić, lecz wciąż było chłodno. Później czekało nas kolejne podejście, lecz tym razem dłuższe i nie wiadomo było, kiedy miało się skończyć. Minęło się niewielką osadę, która ledwo odcisnęła się w pamięci, w przeciwieństwie do widoków, jakie roztaczały się od północy.


14:40. Między Kranzegg i Wertach. W tle po lewej masyw Edelsberg (1630 m n.p.m.); po prawej masyw Starzlach Berg (1585 m n.p.m.), a w centrum, nieco po lewej, Kühberg z tegoż masywu. Widok ku SEE

Od grzbietu swobodnie zjeżdżało się na południową stronę, jadąc w kierunku wschodnim. Spadek nie był stromy, ale pozwalał utrzymać znaczną prędkość bez potrzeby wysilania się. Zrazu otwarta przestrzeń ustąpiła drzewom, wpierw z prawej, a w końcu po obu stronach. Zrobił się płasko, lecz nadal jechało się nieznacznie w dół. Przerwa nastąpiła dopiero przed rondem, gdyż udało się dostrzec tam mapę, która pozwoliła lepiej zrozumieć sytuację w jakiej się było. Rondo zostało objechane, skręcając w lewo, przejechało się przez Wertach, złożone z dość nowych domów. Pod koniec miejscowości ujrzało się market, ale niestety - zamknięty z powodu niedzieli.

Przecięło się trasę B310 i jechało na północny-wschód jedną z podrzędniejszych, a mimo to dobrych tras. Objeżdżało się jezioro Grüntensee, po jego południowej stronie, którego nie widziało się z powodu drzew i domków letniskowych. Droga to wznosiła się, to opadała, przy czym były to wysokości rzędu 10 metrów.

Landkreis Ostallgäu

Bez większych problemów dojechało się do Nesselwang, położonego w dolinie rzeki Mühlbach. Tam wjechało się na trasę 309, pomimo wskazówek tubylca informującego, że była też droga lokalna prowadząca od razu do miasta. Zamiast tego zjechało się serpentyną, przy okazji robiąc ładne zdjęcie. W miasteczku pękła mi do reszty ochronka na prawą manetkę. Dosyć szybko opuściło się miasteczko, zatrzymując się na przystanku, po pokonaniu około 50 metrowego zbocza doliny. Siedząc, nakładło się papieru do butów, aby odsączały wodę i ogólnie było w nich bardziej komfortowo.


15:35. Nesselwang. W tle pasmo Ammergauer Alpen nad jeziorem Weißensee i kryjące zamek Neuschwanstein. Widok ku SEE

Kolejny odcinek można określić jako rozległy, trochę pofałdowany teren, z obfitością łąka, często lasów, rzadko zwykłych pól. Na horyzoncie południowym, dość dobrze widoczne były Alpy. Uogólniając - krajobraz ładny, bez szczególnych, charakterystycznych miejsc. Wsie mijało się prędko.


16:55. Wimberg. W tle góry w NE Allgäuer Voralpen östlich der Iller. Widok ku SSW

Przed 18 dojazd do większego miasteczka Marktoberdorf. Znalazł się bar wietnamski i zamówiło się po porcji kurczaka w sosie (w plastrach). Skonsumowany został z radością. W tle słychać było dźwięki z anime, oglądanego przez jakieś dziecko (może pracowniczki, może właścicielki - nie wiem, a pytań o to nie było z naszej strony). Po posiłku szybko się udało zebrać i miasto opuścić, gdy zaczynało kropić.


17:51. Posiłek w Marktoberdorf

Znowu marsz pod górkę, ale już za nim poszło gładko. Trasa 472 przypominała tą sprzed miasta. Na niebie tylko chmury wciąż pokrywały całe niebo. Skończyła się jazd po kolejnych dwóch godzinach. Była 20:20, gdy rozstawiało się namiot w pobliżu kukurydzy, ukrywając przed ewentualnym wzrokiem z drogi (na dodatek lokalnej i rowerowej). Chmury miały specyficzny, niebieski niczym woda, kolor.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 95.00 km (0.00 km teren), czas: 09:00 h, avg:10.56 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa stawy
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]