Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

Gminy

Dystans całkowity:45977.93 km (w terenie 2354.60 km; 5.12%)
Czas w ruchu:2845:42
Średnia prędkość:16.16 km/h
Maksymalna prędkość:75.46 km/h
Suma kalorii:26058 kcal
Liczba aktywności:319
Średnio na aktywność:144.13 km i 8h 55m
Więcej statystyk

Polska SW III - Z deszczem w Rudawy Janowickie

Środa, 5 lipca 2017 | dodano: 12.08.2017Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2017 Dolny Śląsk

Mimo późnego zaśnięcia, pobudka była szybka. Słońce dość szybko nagrzało ścianę namiotu i nie dało rady w nim dłużej wytrzymać. Tak więc sen był krótki i skończył się o standardowej porze pobudki. Zupełnie jakbym kładł się wieczorem. Wyszedłszy na drogę, dokonawszy kilka poprawek bagażu i butów, z trudem przyszła pora ruszyć drogą do Pątnowa Legnickiego. Tam drobny problem nawigacyjny. Mapy nie ułatwiały. Skręt w pierwszą drogę po lewej, która prowadziła do zakładu utylizującego odpady. Szybki powrót do punktu wyjścia, tym razem jadąc drogą na wprost. Obie były szutrowe. Pozostawała jeszcze asfaltowa kontynuacja, która mogła prowadzić do innego "właściwego" skrzyżowania, lecz obyło się bez tego. Ten podjazd, miejscami z piaskiem, czasem kamieniami, okazał się właściwy. Wprowadził mnie do lasu i z ulgą dając odpocząć nogom, gdy tylko droga stała się bardziej płaska. Minęło mnie raptem jedno auto. Wyjazd w Dobrzejowie. Asfalt.

Odtąd zmaganie z wiatrem. Bardzo dobrze, że w czasie jego osłabienia, udało mi się pokonać większość trasy, będącej z nim na kursie kolizyjnym. W Rzeszotarach przejazd pod budowanym właśnie wiaduktem drogi S3. Tuż za tą wsią płynęła Czarna Woda. Dalej był teren nieużytków, aż do kanału, za którymi stały zabudowania. Po prawej stronie rzucił mi się w oczy niewielki obiekt z cegły, który wyglądał podejrzanie. Przypuszczalnie, w tamtym miejscu biegła droga przed wojną, którą później ulokowano kilka metrów na południe. Po dłuższym czasie udało się dojechać do Miłkowic. Było to centrum gminy, które poprzednim razem (czyli w 2012) zostało ominięte przeze mnie i Kasię, zmierzając jak najszybciej do Legnicy. Ukazał się market po lewej. Tam spore zakupy. Odtąd wyjazd sponsorowały parówki śląskie za ~9zł, słodkie bułki, nadziewane owocami, budyniem, ewentualnie razem i czasem lody. Tu sorbet z mango, którym rozpływał się w ustach kilkanaście minut później, podczas postoju we wsi Siedliska, po oparciu roweru o tamtejszą barierkę przy chodniku.


10:25. Rzeszotary. Widoczna wieża kościoła pw. Podwyższenia Krzyża Świętego z XIX w. Widok ku W


10:33. Rzeszotary. Budowa S3. Widok ku W

Robiło się coraz bardziej pochmurno i po pogodnym dniu niewiele zostało. Droga wyraźnie męczyła. Tuż za Dobroszowem wyjazd na DK 94. Wnet ukazał się Chojnów i pierwsze krople deszczu. Nim tak się stało, zignorowane zostały przystanki, które mogły mi posłużyć za schronienie. W mieście nie było widać innych, a deszcz nabierał mocy. Dotarłszy na rynek i udało mi się schronić przy, od wieków zadaszonym, bocznym wejściu do kościoła pw. Kaplicy Bożywojów. Deszcz po jakiejś godzinie się skończył, a w międzyczasie trochę napełnił się żołądek. Wyjazd DW328. Spory podjazd, a potem dość płaska przestrzeń i droga z wyraźnymi zakrętami. Na dzikim placu postojowym koło A4, dwóch ludzi przenosiło kwietny towar między dwoma dostawczakami. Za A4 skręt w prawo, by dostać się do Zagrodna. W Wojciechowie, podczas zjazdu ukazała się ruina dworku. Nawrót, skręt w boczną drogę, zerknięcie bez zsiadania z roweru i powrót na szlak. Tymczasem nadciągały kolejne, przelotne deszcze. Akurat w szczerym polu. Tuż przed dojazdem na przystanek, opad ustąpił. A potem powtórka. Kilka razy w ciągu dnia. Szlag mnie trafiał i ogarniała niechęć.


13:20. Chojnów. Rynek po deszczu. Widok spod kościoła pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła


14:02. Wojciechów. Zrujnowany pałac z XVIII w.

Od Zagrodna rozpogodziło się i to tak nawet słonecznie. Kilka razy przyszło mi zatrzymać się na przystankach. Trochę zbyt często. W Pielgrzymce skręt na wschód. Raczej łagodny podjazd pośrodku pól i pagórków, a w oddali wzgórza Złotoryi. W Jerzmanicach-Zdroju długi, szybki zjazd w dolinę Kaczawy. W mieście zamknięty przejazd kolejowy, lecz nie dla mnie. Na ul. Kolejowej krótki dylemat nad wyborem ulicy. Padło na bardziej stromą kontynuację. Podjazd trudny, ale nie chciało mi się zatrzymywać. Podjechałam, nie zatrzymywałam się i sumie uzbierało mi się tego podjeżdżania aż do ul. Jerzmanickiej, wcześniej zahaczając o rynek i bezkolizyjnie włączając się na DW 328. Za miastem trochę zjazdów, a droga przeważnie w lesie.


16:18. Złotoryja. Rynek. Widoczna wieża kościoła pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny z XIII w.

Przejazd przez krainę wygasłych wulkanów. Krajobraz mnie nie zachwycał. Taki niższy klon niektórych miejsc z Beskidu Niskiego. Może to kwestia pogody i mojego, nią wywołanego nastroju. W Świerzawie spory deszcz. Drogi mokre od deszczu. Nieprzyjemne kałuże. Podczas jazdy główną trasą, widoczny był lokalny rowerzysta na leciwej maszynie, jadący sobie znanymi skrótami, który w końcu mnie przegonił. Za Wojcieszowem spadł kolejny deszcz. Potem spacer do przydrożnego rezerwatu "Góra Miłek". Tablica informacyjna głosiła, iż w Polsce jest to jedyne stanowisko cyklamenu purpurowego.


17:02. Nowy Kościół. Kościół pw. Matki Bożej Różańcowej z XVIII w.


18:42. DW 328. Przy południowym wejściu do rezerwatu Góra Miłek


18:44. Rezerwat Góra Miłek. Dawny kamieniołom marmuru w pobliżu DW 328


DW 328. Przy rezerwacie. Z lewej góra Stożna (505 m n.p.m.). W centrum niewysoki Kozi Grzbiet (473 m n.p.m.). Z prawej Połom (660 m n.p.m.), zjadany przez kamieniołom wapienia. Widok ku NW


18:47. Kamieniołom na górze Połom (660 m n.p.m.). Widziana z DW 328

18:48. DW 328. Przy rezerwacie. W centrum widać zbocza góry Gaik (560 m n.p.m.). Widok ku S

W Kaczorowie wyjazd na DK 3. Krótka przerwa na głównym skrzyżowaniu z widokiem na kościół, w celu rozeznania, czy to aby już mogę skręcać. Nie. Jeszcze kolejny, solidny podjazd, a potem zjazd do Radomierza. Szybki zjazd. W Janowicach mijało się kościół, przejechało rzekę, tory, a potem skręt w lewo. Tu rozpoczął się najgorszy do tej pory podjazd przez Miedziankę. Miejscowość, którą ongiś wysiedlono, a ostatnio znów się trochę zaludniającą. Podjazd się udał. Jeszcze tylko trochę jazdy po wschodnich zboczach i przed zachodem znalezione miejsce do nocowania.


19:06. Kaczorów. Kościół pw. św. Mikołaja Biskupa z XIV w.


19:20. DK 3 przy Przełęczy Radomierskiej. Z prawej Góry Ołowiane. W tle z lewej Wilcza Góra (655 m n.p.m.; 6km) i z prawej Długotka (670 n.p.m.). Widok ku E


19:25. DK3 przy Przełęczy Radomierskiej. Na horyzoncie Góry Sokole. Widok ku SW


19:28. Radomierz. Kościół pw. Matki Bożej Różańcowej z XVIII w.


19:35. Radomierz. Rudawy Janowickie. Widok ku S


19:41. Janowice Wielkie. Od lewej: plebania, kościół pw. Chrystusa Króla z XIX w i pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny z XV w.


20:09. Droga z Miedzianki do Marciszowa. Z lewej Góry Ołowiane (2 km). Z lewej na horyzoncie  Grzbiet Wschodni Gór Kaczawskich (6 km). Z prawej Pustelnik (652 m n.p.m.; 8 km) i Krąglak (692 m n.p.m.). Widok ku E

Zaliczone gminy

- Chojnów (W+M)
- Zagrodno
- Pielgrzymka
- Złotoryja (W+M)
- Świerzawa
- Wojcieszów
- Bolków
- Janowice Wielkie
- Marciszów
Rower:Czarny Dane wycieczki: 109.03 km (3.00 km teren), czas: 07:24 h, avg:14.73 km/h, prędkość maks: 59.25 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Polska SW II - Ze Ślężą w tle

Wtorek, 4 lipca 2017 | dodano: 03.08.2017Kategoria Nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, >200, Gminy, 2017 Dolny Śląsk

Pobudka około 5 i kilka minut później już rozpoczęła się jazda na wschód, jadąc po porannych ulicach Wrocławia. Trasa przez miasto była bardzo zagmatwana. Wpadły m.in Jemiołowa, Grabskiego, Powstańców Śląskich, Ciepła, Przestrzenna, Świętego Jerzego, Prudnicka, Nyska, Piękna. Przeważnie była to jazda po osiedlach i na zapleczach budynków. Do Krakowskiej prowadziła ścieżka rowerowa na wiadukt ponad torami. Po drugiej stronie schody. Dalej Na Niskich Łąkach. Skręt w Rakowiecką, gdy dotarło do mnie, że źle jadę. Na Grobli i most Grunwaldzki. Przejazd prze tereny Politechniki Wrocławskiej. Wyspiańskiego, most Zwierzyniecki i Hala Stulecia. Potem krótka przejażdżka przez parku ku wschodowi i Kopernika na północ. Wyjazd na ścieżkę przy DW 455, przecięcie kanału i skręt w Wilczycką.


05:32. Wrocław. SkyTower widziany z ul. Powstańców Śląskich


06:57 Wrocław. Hala Stulecia. Widok ku SW

W Wilczycach skręt w Polną i dróżką pod lasem, przedzielona fragmentem asfaltu. Za nim trwały jakieś prace budowlane. Wyjazd na ulicę, przy północnym krańcu cmentarza. Znajdowały się tam zakłady przemysłowe. Dojazd do DK 98. Zapowiadane na ten poranek opady w końcu zstąpiły. Od Mirkowa trochę kropelek, a w Długołęce całkiem sporo deszczu. Zjazd na przystanek i przerwa. Podczas niej posiłe, a po opadach skręt na południe. Rozpogodziło się i było bardzo ciepło. Przez Kamień do Kiełczowa w Dobrzykowicach ktoś chciał mi "pomóc" z trasą, widząc mapę, ale szybko zrozumiał, że nie potrzeba. Potem dość mozolne tłuczenie się do Jelcz-Laskowic, z jedną przerwą na przystanku. Podjazd pod UMiG w zadbanym pałacyku. Później zły skręt, zaczynając zmierzać na południe. dopiero przy tabliczce z końcem miejscowości, udało się zorientować i zawrócić na północ. W Czernicy chęć na zakupy, ale sklep był chyba zlikwidowany. Dopiero w Kamieniu Wrocławskim mi się udało.


09:06. Kiełczów. Wnętrze kościoła pw. Matki Bożej Różańcowej z XVIII w.


10:49. Jelcz-Laskowice. UMiG w pałacu z XIX w.


10:51. Jelcz-Laskowice. Kościół pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika z XVII w.

Teraz czekało mnie odnalezienie i przebycie mostu nad Odrą. Intuicja podpowiadała, by skręcić za znakiem na Łany. Dobra podpowiedź. Tuż za wiaduktem wjazd do wsi i zerk na mapę. Zachciało mi się przejechać po wszystkich uliczkach, skoro było ich tak mało, ale plan trasy naglił. Po prostu skręt w Królewską, wjazd na wał po ścieżynce dla pieszych i powrót w okolice mostu. Tam szeroka trasa pieszych i rowerzystów, z widokiem na rzekę, od ruchu ulicznego odgrodzona ekranami. Komfortowo. Trasa, już pozbawiona ekranów, doprowadziła do Siechnic. Na wiadukcie nad torami naszła refleksja, że nie tą trasą mi trzeba. Skręt w DK 94 i za wiaduktem w prawo. Przez kilka wsi dojazd do DW 395. W Turowie zły skręt. Po kocich łbach wyjazd na Mędłów, ale w połowie nawrót i już bez przeszkód udało się dojechać do Żórawiny.


12:40. Łany. Widok z mostu nad Odrą na Kamieniec Wrocławski ku SE


12:40. Łany. Most im. Generała Augusta Emila Fieldorfa nad Odrą z 2015 r. Widok ku SW


13:43. Turów. Kościół pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny z XVI w.


14:02. Żórawina. Kościół pw. Świętej Trójcy z XIV w.

Krótki odcinek ku NW mozolnie pod wiatr. Podobnie było przed przekroczeniem Odry. Na skrzyżowaniu w Galowicach przegląd mapy. Na szczęście trasa zmieniała kurs nieco na południe. W Pełczycach poleżanka na przystanku. Tuż za Kobierzycami remont drogi. Nie chciało mi się przebijać, więc skręt w pole po lewej, by przez kukurydziany szlak wjechać od południa do Królikowic. Tu trasa pod wiatr, ale bardziej na północ, wiec ciut lżej. Dopiero po przecięciu DK 35, (co też trwało, ze względu na obfity ruch aut) zrobiło się źle. Szczególnie po skręcie w Strzeganowicach na zachód. Z ulgą powitawszy Kąty Wrocławskie, przyszła pora dotrzeć na rynek i zawitać do cukierni, położonej naprzeciw ratusza. Chciało mi się jakieś pieczywo, ale wyprzedano praktycznie wszystko. Zakupione dwa ciasta (jabłecznik z kremem i czekoladowiec z wiśniami) i duży lód włoski, który był najlepszym jaki do tej pory zdarzyło się zjeść. Ciasta zjedzone dopiero na przystanku w Piławie, żeby nie zapychać się tak od razu.


14:35. Turów. Kościół pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny z XVI w.


15:59. Krzyżowice. Pałac z XVIII w. Siedziba Powiatowego Zespołu Szkół nr 1


16:00. Krzyżowice. Pałac z XVIII w. Herb rodziny von Tschirschky-Reichell


16:19. Małuszów. Na podjeździe za wsią. Widok na Ślężę (20 km) ku SW


16:51. Kąty Wrocławskie. Rynek. Widok ku NE

Za Mietkowem podjazd do Borzygniewu, by popatrzyć na zbiornik wodny. Spory podjazd. Kilka zdjęć w kierunku Ślęży. Szybki zjazd. Za torami kolejny zbiornik wodny. Ten powstał w wyrobisku kopalni kruszywa, w ciągu kilku lat znacznie zwiększył swoją powierzchnię. W Kostomłotach wjazd nie w tą ulicę i wyjazd na gruntówkę, biegnącą ku autostradzie. Po łące przez kilkaset metrów, obchodząc krzaczory ku północy i wyjeżdżając na skromny wiadukt. Po drugiej stronie szutrówka. Przy zakładzie BISEK-asfalt, zaczynał się asfalt. Docierając do Gościsławia, wydawało mi się, że może to już Udanin, ale jednak nie. Zmiana kursu na NW. Wiatr był już słabszy i zbliżał się wieczór. Ludzi prawie nie było widać, auta prawie nie jeździły. Może ze 2-3 na wioskę, póki nie dotarło się do Mierczyc. Bardzo pusto tam było, a przez to spokojnie. Gdyby tylko asfalt był lepszy. Szczególnie w Mieczkowie - żeby tam był. W Udaninie ciut większy ruch. Tuż za miejscowością nieczynna stacja kolejowa, za nią stacja paliw, zamknięty, opuszczony dwór rodziny von Richthofen z przełomu XIX i XX w. Po prawej zamknięty na kłódkę plac z mnóstwem gratów, a tuż za załomem ogrodzenia dróżka. Poprowadziła mnie do budynku piekarni, która jednak nie była opuszczona, jak to oznajmił głośno tam żyjący pies.


18:15. Borzygniew. Jezioro Mietkowskie. Widok ku SSE.


18:16. Borzygniew. Ślęża (13 km)


19:02. Kostomłoty. Widok ze wschodniego wiaduktu nad A4 ku NW. Na horyzoncie SkyTower (17 km)


19.16. Kostomłoty. Widok z ul. Polnej przy A2 ku NE


19:18. Kostomłoty. Środkowy z trzech wiaduktów. Z lewej Ślęża.


19:44. Mieczków. Kościół ewangelicki z XIX w.


20:17. Udanin. Kościół pw. św. Urszuli z XIII w.


20:41. Konary. Przy cmentarzu. Z lewej Kopalnia łupka szarogłazowego "Jenków". W centrum maszt (4 km) przy kopalni kruszyw "Bielawy". Linia rzadko rosnących drzewa przez całe zdjęcie, wyznacza DW 363. Zagęszczenie drzew z prawej, to skrzyżowanie z DW 345. Widok ku N


20:42. Konary. Przy cmentarzu. Linia drzew wyznacza DW 345. Z lewej widoczna wieża kościoła w Budziszowie Wielkim (6km). Nieco w prawo, maszt we przy wsi Dębice (13 km) i dalej wzgórze Rogala (162 m n.p.m; 16 km) koło Proszkowa. Za lasem po prawej ukryta wieś Drogomiłowice. Widok ku NE

Tuż za DW 363 podjazd, z którego roztaczał się widok na zachodzące słońce, odległe pole wiatraków i teren, przez który teraz przyszło mi jechać. Niestety, było już zbyt późno, by móc się poprzyglądać. Zjazd do Granowic. Rower momentalnie nabrał prędkości. Ręce trochę przymarzły. Tu już było więcej ludzi. Nawet jeden gonił za drugim, bo mieli małą sprzeczkę. Za dużo testosteronu. W Wądrożach Wielkich przerwa i dwukrotne przygotowanie się do nocnej jazdy (ale nogawki, bluza jedna i druga nie zostały wykorzystane ani razu w tym celu, a spodnie tylko raz). Jedno w środku, drugie tuż za wsią. Zapadła noc. Z mapy udało się odczytać, że tuż za granicą gmin, tuż za rzeką, będzie skręt w prawo. O mało, a by była przeoczona. Przerwa przy właściwym skręcie, zerk na mapę i przypomniało mi się, że już za mną została rzeka i granica. Za Polanką ciekawa, wijąca się trasa ze zjazdami i podjazdami. Jedno auto mnie wyprzedzało, trochę ułatwiając nawigację świetlną. Krótka przerwa w Tyńcu Legnickim. W porę udało mi się zorientować, by odbić ku NE.


21:08. Granowice. Z prawej Mniszka Góra (310 m n.p.m., 44 km) z zamkiem Grodziec. Z lewej Pogórze Złotoryjskie z widocznym Parkiem Krajobrazowym Chełmy (~20 km) i okolicami Złotoryi (w centrum, ~30 km). Widok ku W


21:08. Granowice. Na horyzoncie farma wiatraków w Księginicach (W) i Taczalinie (E). Widok ku NNW


21:13. Granowice. Na horyzoncie huta miedzi "Legnica". Widok ku NW

Wjazd do Rui. I tu zaczęły się szutrowe schody. Po skręcie na wschód, tuż za wsią pojawił się rozjazd. Chwila stania, myślenia, patrzenia w gwiazdy, po czym padł wybór drogi, która wydawała się prowadzić bardziej na wschód. Dobrze? Źle? Po prostu prosto. Droga szutrowa, sporo kamieni, prowadziła w dół. Nie było celu świecić lampką. Księżyc zbliżał się do pełni i widoczność byłą całkiem niezła. Zastanawiało mnie, czy aby nie rozłożyć namiotu, ale trzeba było korzystać z tego, że wiatr ucichł, a tak to bym miał jutro całkiem pokaźny odcinek walki z nim. Potem kolejny rozjazd. lepszą drogą w lewo, albo bardziej zarośniętą prosto. No to prosto. Jakieś kałuże, błoto, czasem gruz. Czy ja zjeżdżam do rzeki? Bez lampki się dało przejechać, bo drzewa zasłoniły cały blask z nieba. Wtem jakieś ogrodzenie po lewej, jakaś lampa. Cywilizacja. Oto wieś Kwietno. Wyjazd na drogę asfaltową, ale dalej naprzód. Znów szuter, podjazd przez las, ale bez kałuż. Proszków. Głośne psy a dalej znów szuter. W końcu Środa Śląska.

Pętla przez Górną z nawrotem Strzelecką. Trochę kręcenia koło marketu i skręt w Malczycką, gdy udało się ogarnąć, jak dalej jechać. Znów pusta droga. Ładny asfalt, który przeszedł w gorszy. Blask bez lampki. Znów mnie naszły myśli o nocowaniu, ale pojawiły się Malczyce. Tam trasa na Kawice, która biegła blisko rzeki. Wyprowadziła mnie na DW 338, ale bez oznaczenia. Wydawało mi się, że to pewnie krajówka, więc skręt w prawo. Pomyłka odkryta w połowie mostu, podczas patrzenia w gwiazdy, aby się odnaleźć. 1,5 km nawrotu, do pierwszego skrętu ku NW. Przerwa na przystanku w Rogowie Legnickim. Tempo do Prochowic mi się poprawiło. Tam do Rynku, Jaworowską na DK94, a potem skręt na wiadukt ku DK 36. Ta trasa prowadziła mnie do Kunic, mijając raczej pędem. Raz tylko zjazd na całą Brzozową w Szczytnikach Małych, a potem w Czarną do Kunic nad jezioro. 3 Maja nawrót do krajówki, chwilę jeszcze pokręciwszy po centrum, następnie udając się Polną na zachód. Nocleg, tuż po świcie, wypadł już w granicach Legnicy.


03:48. Kunice. Świt nad jeziorem. Widok ku E

Zaliczone gminy

- Długołęka
- Czernica
- Siechnice
- Żórawina
- Kąty Wrocławskie
- Mietków
- Kostomłoty
- Udanin
- Wądroże Wielkie
- Ruja
- Malczyce
- Środa Śląska
- Prochowice
Rower:Czarny Dane wycieczki: 267.81 km (27.00 km teren), czas: 17:27 h, avg:15.35 km/h, prędkość maks: 46.21 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Zlot w Krzętowie IV - Włoszczowa i Warszawa

Niedziela, 21 maja 2017 | dodano: 01.07.2017Kategoria 3-4 Osoby, Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, Podróżerowerowe.info, 2017 Łódzkie S, Z rodziną

2017.05.18 - 21 Zlot w Krzętowie - cała trasa


Rozjazdy pozlotowe

No i po zlocie. Pobudka trochę później niż mi się chciało. Pakowanie, rower stał koło budynku, ostatnia zupka. Trochę siedzenia przy resztkach ogniska, aż pojawił się Em. Jeszcze chwila i spacer pod główny budynek, gdzie kolejnymi grupkami odjeżdżały ostatnie pozostałe tutaj osoby. Wraz z Em. i Wa. wyruszaliśmy jako jedni z ostatnich, choć jeszcze było trochę osób, które do tej pory nie opuściło terenu namiotowego. Krzętów opuściliśmy starym drewnianym mostem, postawionym obok resztek poprzedniego. Szybko przejechaliśmy przez Łapczyną Wolę. W Bożej Woli trafiły się niezłe podjazdy. Z Józefowa długi, szybki zjazd. Spokojniej przez Zagacie i przerwa na wiadukcie za Zaostrowem. Tam obaj odbili drogą na północ, a ja do Słupi. Prawie. W Wólce udało się zorientować, że muszę odbić jeszcze trochę ku NE. Dojazd do tabliczki z nazwą miejscowości, przejazd jeszcze za dwa domy po lewej i nawrót.


08:59. Zachodnia część noclegu


08:59. Poranek po ognisku


10:13.Grupa Jelonogórska


10:36. Przyrodniczy akcent w łazience


10:42. Krzętów. Przeprawa mostem wyremontowanym w 2012 r.


10:54. Pilica w Krzętowie. W tle Bukowa Góra (335 m n.p.m.). Widok ku NE


11:07. Łapczyna Wola. Ruiny kalwińskiego zboru z XVII w.


11:18. Boża Wola. Na wprost pagór o wysokości 313 m n.p.m. Widok ku NE


11:50. Zaostrów. Ruina przy DP 0398T


12:10. Rytlów. Z prawej podłużna Fajna Rybka (347 m n.p.m.). W centrum podwójna Kozłowa Góra (336m n.p.m.). Z lewej pagórki koło Starej Wsi. Widok ku E (~9km)

Do Włoszczowej

Przez raczej puste tereny jechało się do Oleszna. Przed miejscowością podjazd z ładnym widokiem i podobnie za nią. Wyjazd Włoszczowską licząc czas i kilometry, czy zdążę na pociąg. Droga wiodła przez las, przecinała stawy i niesamowicie się ciągnęła, nie dając oznak końca. Tempo bardzo mi wzrosło. 


12:52 Oleszno. Widok na Wzgórza Przedborskie ku NW (~9km). Z lewej nadajnik TV Dobromierz, w centrum Buczyna (330 m n.p.m.) ponad wsią Boża Wola, zaś najbardziej po prawej Góra Krzemycza (332 m n.p.m.)

Włoszczowa

W mieście skręt w Mleczarską, pytając przy okazji jakąś kobietę o stację, której położenie było mi znane tylko orientacyjnie. Na miejscu od razu na peron, na 3 minuty przed przyjazdem pociągu... A nie. Ten przyjeżdżał z Warszawy. Do stolicy miał się zjawić za pół godziny. Rower czekał na peronie podczas kupowania biletu na dworcu. Była niewielka kolejka. Bilet kupiony o 13:55 ze stacji Włoszczowa Północ do stacji Warszawa Zachodnia (przez Grodzisk Mazowiecki). Planowy czas przejazdu między 14:13 a 15:45. Powrót do roweru i spacer za budkę przeciwdeszczową. Wtem doszło do moich uszu wołanie. Oto zbliżało się trzech zlotowiczów. Razem pojechaliśmy jednym pociągiem do Warszawy, a po drodze dosiadła się jeszcze dwójka rowerzystów. Trochę ludzi stało, ale tłoku nie było.


13:39. Perony stacji Włoszczowa Północ

Warszawa

Z pociągu wyjście na zachodnim, gdzie zwyciężył mnie głód. Nie można było nie skorzystać z odwiedzenia baru, który przez tyle lat studiów był przez mnie odwiedzany. Przejazd przez park, który przechodził modernizacją. Na pewno powstanie więcej chodników, a co jeszcze to się zobaczy. Po obiedzie skręt w Pawińskiego i jeszcze przed Dickensa skręt między osiedlami ku NW. W Parku Szczęśliwickim jakiś koncert więc mnie zachęciło, ale w zasadzie tylko na jeden utwór. Potem wstęp do Fortu Szczęśliwickiego, gdzie dawno mnie nie było.Tym razem jazda po części północnej, gdzie na kupach leżało mnóstwo gruzu. Następnie koło Decathlonu za tory i dalej wzdłuż nich ku wschodowi. Stamtąd do chałupek, gdzie naszły mnie niepewne odczucia, więc czym prędzej spacerem na stronę bardziej cywilizowaną, to jest ku terenowi Serwisu PKS. Pod torami ścieżką, skręt w Parafialną, Szymczaka, Klonowicza, Bema, część osiedla między Płocką i Sienkiewcza. Do Okopowej, przejeżdżając koło ruin Almameru i budowy na Chłodnej.. Dalej znów po osiedlu, na zachód do Działdowskiej.I jeszcze kolejne koło Tyszkiewicza. Chodnikiem wzdłuż Ostroroga. Na Tatarskiej jakiś wariat, który tak wyprzedzał, że aż go inni kierowcy strąbili. Oczywiście super fura i głośny silnik.


15:59. Warszawa. Rozpoczęły się prace nad stworzeniem Parku Zachodniego. Po lewej budynek przy Bitwy Warszawskiej 1920 r. 18


16:37. Warszawa. Park Szczęśliwicki. "Majówka Tradycyjnie Na ludowo Wielokulturowo"

Za torami przez nieużytek do Przasnyskiej. Po osiedlach Żoliborza, gdzie nastąpiła leżąca przerwa na ławce, odpoczywając przez około godzinę; przy i przez Sadowskiej i na Schroegera. Na placu Konfederacji znów muzyka, tańce i zabawa. Ludzie cieszyli się z nadejścia ciepłych dni.  Od Przybyszewskiego kolejne osiedla. Trochę na południe przy Wilkońskiego, a potem na północ. Trochę po Kasprowicza i znów osiedla na Wrzecionie. Dalej było już prosto. Północna część Książąt Mazowieckich była zamknięta bo kończył się remont, więc przejazd Farysa. Dawno mnie nie było w Parku Młocińskim, wiec nastąpił przejazd wschodnią drogą. Na otwartej polanie mnóstwo ognisk, grilla, dymu, nafty. Przed rozjazdem przerwa na ławce. Akurat zapadła noc. Okazja do przetestowania lampki w warunkach miedzydrzewnych do Dziwożony. Dalej 11 Listopada, ślepą Prochowni, miedzy blokami przy Columbia Heights. W pełni. Już wylano asfalt na Raabego i była przejezdna. Dalej na Czosnów z odbiciem w Skrzetuskiego, a jeszcze później Podróżną do DK7 i nawrót Nadwiślańską. Do Czosnowa Rolniczą i koniec.

Zaliczone gminy

- Słupia Konecka
Rower:Czarny Dane wycieczki: 112.47 km (7.00 km teren), czas: 07:14 h, avg:15.55 km/h, prędkość maks: 51.65 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Zlot w Krzętowie II - DK42

Piątek, 19 maja 2017 | dodano: 01.07.2017Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2017 Łódzkie S

Pobudka  jeszcze przed północą i wyznaczoną przez budzik godziną. Chwile trwało, nim udało się ogarnąć do dalszej jazdy. Licznik trochę psocił. Trochę naliczył i się poddał. To udało mi się zauważyć za Kraszkowicami. Po poprawce chyba liczył dalej już dobrze. Wg niego było to 95,47km i 7h. Za Krzeczowem solidny podjazd do Szczytów. Szybki zjazd do centrum Działoszyna. W Pajęcznie przed świtem. Noc przyjemna, gwieździsta. Drogi prawie puste. Wiatr słabszy, ale znów nabierał mocy. Przerwy na kilku przystankach i na kilku zdarzało mi się przymknąć oczy, nie wiedząc ile czasu minęło. W Nowej Brzeźnicy skromny, ruchomy korek kilku tirów. Dojazd do Centrum Radomska niesamowicie mi się dłużył. Kolano strzelało do bólu, do krzyku, już któryś raz. Wjazd na chodnik przy Piastowskiej. był to podjazd, na którego krańcu leżący odpoczunek na ławce. Przez kolano aż mi się zrobiło niedobrze w brzuchu. Po Zlocie miała się odbyć jazda z Emesem na wschód, ale już mi było wiadome, że nici z tego.

Po dłuższej przerwie wyjazd na Jagiellońską. Przerwa na ścieżce, nie wiedząc gdzie też się udać. Wpierw sto metrów w stronę złą, a potem nawrót. Za miastem skręt na Dziepołć. Trasa przez Kobiele Wielkie już raz przez mnie odwiedzana, więc przyszła pora na coś innego. Było mi nadal ciężko i jechało się ostrożnie. Nawierzchnia niezbyt przyjemna. Brak snu swoje robił. Za Dmeninem krajobraz stał się bardzo malowniczy. Bardzo ładna trasa przez Smotryszów do Biestrzykowa Małego. W Zagórzu trochę źle obrana trasę, dodała dodatkowe kilometry przez Zalesie. Mimo to, i tak było ładnie, choć zmęczenie wołało rychły koniec. W Wielgomłynach wizyta w piekarni, zakup kiełbasek, przerwa w parku na konsumpcję słodkiego. Stamtąd już ostatnie kilometry do Krzętowa. Bez problemu udało się dojechać do miejsca zlotu, choć się przez chwilę, już na miejscu, trwało wahanie gdzie dokładnie się udać. Kilka osób zjawiło się przede mną, raczej nie więcej niż 10. Chwilę siedzenia, słuchania, umycia się, po czym przyszła pora rozłożyć namiot i zasnąć na kilka godzin.


08:07. Amelin. Na wschód od Radomska


08:39. Widok na Smotryszów ku E


08:42. Smotryszów. Jeden z dwóch zachowanych pieców do wypalania wapna z XIX w.


09:25. Smotryszów. Widok ku N


09:25. Smotryszów. Domy przy drodze powiatowej 3924E prowadzącej do Zakrzewa


09:26. Góra Kamieńsk (386 m n.p.m.) widoczna ze Smotryszowa


09:30. Smotryszów. Widok z drogi powiatowej 3935E ku NW


09:47. Wola Malowana. Widok na Babczów ku SE


09:55. Babczów. Naliściak


10:15. Wólka Włościańska. Droga do Zagórza


10:35. Sroków. Dawna zapora stawu na Biestrzykówce


11:00. Wielgomłyny. Śniadanie z cukierni przy kościele


11:06. Wielgomłyny. Pomnik postawiony w hołdzie powstańcom


11:31: DP 3934W do Krzętowa. Na horyzoncie po lewej Góry Przedborskie. Widoczna Bukowa Góra (335 m n.p.m., 7km), a na prawo nadajnik TV Dobromierz. Widok ku E

Zaliczone gminy

- Wierzchlas
Rower:Czarny Dane wycieczki: 107.00 km (0.00 km teren), czas: 07:30 h, avg:14.27 km/h, prędkość maks: 44.93 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Zlot w Krzętowie I - Do Wielunia

Czwartek, 18 maja 2017 | dodano: 01.07.2017Kategoria >200, Nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2017 Łódzkie S

Pociągiem

Wyjazdy na Zlot forumowy ominęły mnie w poprzednich dwóch latach. Na ten już decyzja o wyjeździe była zdecydowana. Pogoda też zdawała się sprzyjać ku temu. Wyjazd miał się zacząć dzień wcześniej ze startem w Kaliszu, ale ze względu na wizytę u lekarza (której nie dałoby rady sensownie przełożyć) ominął mnie jeden pociąg do Konina, więc przyszło wsiąść w kolejny. Bilet kupiony 2017.05.17 w Sochaczewie o 23:05 (przez Łowicz, Kutno) do Konina. Planowy przejazd między 23:43 a 1:28. Pociąg ruszył przed północą a na miejscu był przed drugą. Czas w pociągu mijał na rozmowie z rolnikiem z Pomorza, który opowiadał, że wracał z Podlasia, gdzie kupił szczeniaka.

Lawirowanie w Koninie

Po opuszczeniu pociągu okazało się, że licznik nie łapie sygnału. Minęło kilka minut na poprawianiu. Miasto przejechane Górniczą. Prawie okrążywszy MOSIR RONDO, przyszło zjechać w dół ścieżką przy Przemysłowej. Pół ścieżką. W dolnej części były to pozostałości chodnika, na który wjeżdżało się ze sporą prędkością. Tuż za Wartą skręt w lewo i przerwa przy ławce. Ostatnie poprawki licznika i posiłek. Po przerwie jazda Wodną, Staszica, Krzywą, 3 Maja, Reformacką. Tuż przy wyjeździe na Świętojańską, udało mi się spostrzec, że nie mam lampki. Został tylko zaczep, a część świecąca odpadła. No to z powrotem, tą samą trasą do ławki nad Wartą. Nic. Pozostała mi jazda w kamizelce. Od ławki jazda do Szarych Szeregów z postojem przy rondzie. Coś mnie tknęło, by zerknąć na mapę. Nie tędy droga. Po raz trzeci już dzisiaj krążenie na Rondzie Ducha Świętego, tym razem ze skrętem na zachód. Od Głównej na moment skręt w Rataja, Witosa i Piłsudskiego. Potem było rondo i brak pewności gdzie jechać, ale udało się trafić dobrze.

DK25

Wjazd na DK25. I tak było do Kalisza. Na moment skręt Grabowską do Rychwała i powrót. W Białej Panieńskiej znów licznik przestał liczyć przez kilka kilometrów. Odtąd tego dnia było z nim już w porządku. W sumie naliczył 211,46 km w 13:18h. Pobliskie lasy wyglądały zachęcająco. Już wstało słońce. Tuż za Zbierskiem przerwa z posiłkiem i pierwsze zdjęcia za dnia.


04:53. DK 25. Zbiersk. Kościół pw. Matki Bożej Różańcowej z 2010 r.

Kalisz

W Kokaninie wjazd na ścieżkę po lewej. Brak mi było sił do szosy i jakoś tak słabo mi się jechało, choć pierwsze kilometry dzisiejszego dnia były całkiem przyjemne. Do centrum Marynarską, Szeroką, Krętą i Zjazd, by nie dublować innych przejechanych tras. Później Zamkową pod Ratusz, Łazienną do Sukienniczej i dalej główną na południe. Samo miasto po raz pierwszy wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Do tej pory zdarzyło mi się być raptem na skraju, więc nie były to zbyt poglądowe wyjazdy. Mnóstwo budynków, które mają swoje lata, całkiem sporo zadbanych terenów, kanały. Trochę ruin też się znalazło i spora strefa przemysłowa, która wysysała ze mnie siły. Miasto z całkiem niezłym potencjałem. Z głównej skręt jeszcze przed torami. Te wnet przecinane ponownie, ale ku wschodowi. Za Prosną skręt ku SE, ale kusiło mnie, by podjechać nad zalew, lecz tak się nie stało. Przed Borkiem przerwa posiłkowa na tak-jakby-przystanku, nieco oddalonym od drogi. Później jeszcze jedna i dłuższa.


06:31 Kalisz. Stawiszyńska 5


06:32. Kalisz. Plac JPII. Z lewej bazylika kolegiacka Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny z XV w.


06:35. Kalisz. Ratusz z XX w.


06:36. Kalisz. Budynek Sadu Okręgowego. Przed nim stalowy Most Trybunalski z 1909 r. na Sukienniczej


06:41. Rondo Ptolemeusza. W centrum rzeźba "Kosmogonia" z 2010 r. autorstwa R. Sobocińskiego. W tle kościół pw. św. Gotarda z początku XX w. Widok ku S


06:50. Kalisz. Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego „PZL-Kalisz”, powstała w 1941 r.

Trudna jazda pod wiatr

Tempo było marne. Wiatr na twarz. Niewiele podjazdów, a droga prosta jak strzała na długich odcinkach. W Godzieszach odbicie do centrum, gdzie okazało się, że trwało targowisko. W Aleksandrii przyszło na myśl, że chyba trochę zmodyfikuję trasę, bo inaczej nie dojadę na czas. W Brzezinach postój nad mapą, Za Brzezinami kolejny. Zamiast dotrzeć do Grabowa nad Prosną, od razu skręt do Kraszewic. Tam Słowackiego do kościoła. Dróżka mała, na obrzeżu miejscowości. We wnętrzu przy okazji trochę udało się schłodzić. Potem przerwa i zakupy w sklepie. Dużo słodkiego. Trudno opisywać dalszy przebieg podróży inaczej, niż jak na początku tego akapitu. Może tyle, że było dużo bardziej płasko.


19:17. Godziesze Wielkie. Strażnica straży pożarnej z 1928 r.


09:19. Godziesze Wielkie. Kościół pw. św. Bartłomieja Apostoła z XVIII w.


10:01. DW449. Odcinek Brzeziny - Świerczyna. Widok ku SW


11:46. Kraszewice. Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła z przełomu XIX/XX w. Widok z Ciasnej ku E


11:49. Kraszewice. Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła z przełomu XIX/XX w. Widoczne organy firmy Rieger z 1912 r.


12:00. Kraszewice. O smaku arbuza...


12:18. Kuźnica Grabowska. Pomnik odsłonięty w 1963.08.25, upamiętniający bitwę z 1863.02.26, podczas Powstania Styczniowego, w której oddział partyzancki dowodzony przez Jerzego Oxińskiego, został zdradzony i okrążony, leczu przetrwał. Widok ku SE


12:54.Las we wschodniej części wsi Czajków. Widok ku E

Do Wielunia

Tuż za granicą województw skręt na Brąszewice. Droga przez las się wznosiła. W Błotach spalone ruiny domostwa, tudzież obiektu noclegowego. W Ciołkach kolejny przystanek. Wnet zniknęło większość słodkiego. Tu krajobraz zaczynał być bardziej interesujący. W Rembowie wyjazd na główna, z trudem docierając do Złoczewa. Ławeczka w cieniu parkowych drzew. Droga przez Wandalin - taka jak nazwa wskazuje. Z ulgą skręt do Klonowej, z której jednak czekał mnie spory podjazd. W Lututowie zakupy i natychmiastowa konsumpcja ich na rynku. W Hipolitach jazda przez las na wschód, ale zbyt wczesny skręt i jazda ku NE. Asfalt pojawił się w Dymkach. Przez Chojny do Okalewa wzrosło mi tempo, ale od Nietuszyna znów spadło. Zła ocena drogi, przez co nie udało się dotrzeć do Ostrówka. W Czarnożyłach kurs na zachód. Za Łagiewnikami skończył się asfalt. Przynajmniej do Białej Parceli. Tam do Białej z UG i kurs na wschód. Był wieczór, a noc zapadł na krańcu Wielunia. Miasto przejechane głównymi, skręt w Popiełuszki i 18 stycznia. Tu wjazd na ścieżkę.


13:28. Błota. Ruiny gospodarstwa agroturystycznego


13:42. Brąszewice. Stodoła w Żychtach


13:45. Brąszewice. Kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa z połowy XX w.


13:47. Brąszewice. Sieradzka 80. Sklep


14:33. Zadębiniec. Przy głównej trasie


15:01. Brzeźnio. Kościół pw. św. Idziego z XVIII w.


15:46. Złoczew. Park przy Klasztorze Kamedułek


15:56. Złoczew. Klasztor Kamedułek z XVII w. (zakon ów został tu założony w 1949.11.01, wcześniej należąc do Ojców Bernardynów)


16:43. Klonowa. Kościół  pw. św. Przemienienia Pańskiego z XX w.


17:37. Lututów. Kościół pw. św. Piotra i Pawła z XX w.


18:20. S8 widziana z wiaduktu w Chojnach ku SW


18:30. Staropole. Po prawej kapliczka w formie drewnianego krzyża. Widok ku E

Drzemka na cmentarzu

Początkowo plan zakładał, by z Wierzchlasu odbić na południe po DK43, ale było już późno, kilometrów sporo, a większa była chęć, aby przybyć wcześniej i odespać na miejscu. Plan się zmienił. Odtąd trasa wiodła prawie bezpośrednio na wschód. Przerwa na krańcu wsi Ruda, gdzie naszło postanowienie, aby przedrzemać do północy. Akurat po prawej znajdował się cmentarz, więc to miejsce miało się okazać w miarę bezpiecznym terenem. Punkt nocowania został wybrany koło drzewa. Do tego roweru posłużył jako osłona od wiatru. Leżało się na ciepłej ziemi. Po jakimś czasie zrobiło mi się zimno, wiec przydała się jeszcze folia termiczna. Drzemka wyszła na dobre, ale nie polecam noclegów w takich miejscach, chyba że sytuacja tego wymaga.

Zaliczone gminy

- Godziesze Wielkie
- Brzeziny
- Kraszewice
- Czajków
- Brąszewice
- Brzeźnio
- Złoczew
- Klonowa
- Lututów
- Ostrówek
- Czarnożyły
- Biała
Rower:Czarny Dane wycieczki: 215.00 km (7.00 km teren), czas: 13:30 h, avg:15.93 km/h, prędkość maks: 37.31 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Chłodnik majowy III - Z wiatrem szarpanie

Wtorek, 2 maja 2017 | dodano: 10.05.2017Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2017 Łódzkie W, Z rodziną

2017.04.30 - 02.05 Chłodnik majowy - cała trasa


Tym razem zdziwiło mnie, że tak wcześnie udało się wstać. Mimo to, jeszcze trochę leżenia, choć wisiało nade mną widmo deszczu wieczornego. Spokojne spakowanie i w drogę. Zdziwiło mnie, że oto pojawiła się tabliczka "Sieradz". Jeszcze bardziej, że był tak długi, a to w sumie jakieś niewiele znaczące przedmieścia. Do wsi Pstrokonie trwał jeden kurs. Nawierzchnia w sumie byle jaka. Droga licznie wznosząca i opadając. W Beleniu odpoczywanie na poboczu, rozkoszując się widokiem. Minęła mnie para rowerzystów na wycieczce. Od Pstrokoni skręt do Zapolic, a stamtąd na wschód. Przypomnę o silnym wietrze. Z Ptaszkowic do Sędziejowic. Obrana trasa zakończyła się gruntem, przeszła w kawałek asfaltu, potem znów grunt i to polny, a następnie bardziej utwardzony szuter do Grabi. Tam już wrócił asfalt. Płynęła tam mała rzeczka, o tej samej nazwie. Rozlała się na okoliczne łąki, tak jak zapowiadano w ostrzeżeniach IMGW dla tego obszaru (choć chyba akurat nie tej rzeki). Rozlewała się też w Łasku, jak później udało mi się zauważyć.


12:08. Beleń. Dolina Warty


12:08. Beleń. Widoku ku W w czasie śniadania


12:21. Na granicy wsi Beleń i Strońsko. Widok ku S


12:21. Strońsko. Widok ku SW na Dolinę Warty


12:27. Strońsko. Kościół pw. św. Urszuli z XIII w.


12:31. Strońsko. Cmentarz i pomnik z 1928 r. "W X rocznicę odzyskanie niepodległości"


12:52. Zapolice. Wjazd do parku, pozostały po majątku dworskim z XIX w.


13:36. Grabia. Rozlało się rzeczce na pobliskie łąki

Tymczasem niebo zasnuło się chmurami i już się nie poprawiło. W Sędziejowicach niewielkie zakupy. Ledwie picie i lód. Pieczywa brak.  Dojazd do Buczka w stanie psychicznego zmęczenia, skąd od razu kurs do Zelowa. Już jakiś czas temu padła decyzja, że pora wracać. Rozważaną opcją było jeszcze, czy może jechać przez Bełchatów do Radomska lub Piotrkowa Trybunalskiego. Tu już było mi wiadome, że siły mi starczy do Łaska, ewentualnie Zduńskiej Woli. Nie to, żeby bolało. Przedłużanie o kolejne 3-4 dni nie wchodziło w rachubę. Przejazd Żeromskiego, skręt w Kilińskiego, skąd kurs na północ. W połowie urwał mi się kabel licznika (do tego miejsca podliczyło mi 52.65 km w czasie 3:56:06). Wyjazd w Zabłotach na większą trasę, wiodącą wprost do miasta. 


15:45. Zelów. Kościół Ewangelicki z 1934 r.


16:17. Bocianicha. Tu urwał mi się kabel licznika

Łask

Tuż za wiaduktem nad S8 zaczęły spadać pierwsze krople. W centrum już sporo deszczu, choć krople niezbyt wielkie. Przerwa pod sklepem na Widawskiej. Krótkie zastanawianie, czy aby czegoś nie kupić, ale w sumie jeszcze było trochę zapasu na kolację, więc nic z tego nie wyszło. Gdy deszcz trochę ochłonął - w drogę, dalej. Niestety, dopiero po dwóch kilometrach udało się zorientować, że to niewłaściwa droga. W pobliżu stawu po lewej nastąpił nawrót z powrotem. Przez ten czas zastanawiało mnie, czemu droga na "Koło" była opatrzona etykietą - "Widawa" i "Wieluń". Powrót na właściwy kurs i wkrótce ukazał się dworzec. Do osłony tylko przystanek, ale dobre i to. Pociąg o 21. Była 18. Długo. Przyszło mi owinąć się termiczną płachtą i kilka razy się ledwo zdrzemnąć. Czas mijał na słuchaniu muzyki i trochę śpiewaniu (okropnym głosem). I tak prawie nikogo tam nie było, tylko czasem, gdy ktoś wysiadł z pociągu. I tak się zmarzło, bo płachta była ciut za wąska. Pod koniec tamtejszego pobytu trzeba było jeszcze się trochę rozgrzewać. 


18:44. Łask. Dworzec. Kres podróży rowerem na tej wyprawie

Powrót pociągiem

Z ulgą udało mi się wsiąść do pociągu, powiesić rower i rozłożyć się na dwugodzinną podróż powrotną. Bilet do stacji Warszawa Zachodnia (przez Lublinek, Łodź Pabianicka, Łódź Widzew, Skierniewice) kupiony o 21:41 u konduktora, wkrótce po wejściu do pojazdu. Planowany czas przejazdu miedzy 21:39 a 23:34. Pociąg nie był zagracony. Plusy wcześniejszego wracania z majówki. A w Warszawie deszcz, który wcześniej już na mnie padał, a który został dogoniony przez pociąg. Część chmur może nawet została wyprzedzona. Rower i ja do auta, a nazajutrz docierało do mnie mocno, jak bardzo brakłoby siły, aby kontynuować podróży.

Zaliczone gminy

- Sędziejowice
- Buczek
- Zelów
Rower:Czarny Dane wycieczki: 77.00 km (4.00 km teren), czas: 05:30 h, avg:14.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Chłodnik majowy II - Bezchlebie

Poniedziałek, 1 maja 2017 | dodano: 10.05.2017Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2017 Łódzkie W

Kilkukrotne budzenie w nocy. Za zimno. Za chłodno. Aczkolwiek w śpiworze było całkiem, całkiem. Ostatecznie wylegiwanie trwało do około 12. Wydawało się, że jest ciepło, ale jednak nie aż tak. Co prawda było mi w tych warstwach już za gorąco, ale bez nich było za zimno. Bardzo silny wiatr ze wschodu początkowo dał mi popalić. Nic to, że słońce dogrzewało. Po godzinie ukazał się Brudzew. Myśli zaprzątane były chęcią na jakieś pieczywo, bo moje zapasy już się prawie wyczerpały. Były jeszcze cukierki, ale one nie syciły. W sklepie oczywiście pieczywa brak. W to miejsce zakupione dwa lody i ciastko z bitą śmietaną, która zniknęła na miejscu. W dalszą drogę kilka parówek. Potem pętla koło liceum z wielką halą sportową. Następnie jazda pod kościół, gdzie trwała kolejna przerwa, a po niej jeszcze jedna wizyta w kolejnym sklepie. Pieczywa nie było - czipsy miały służyć jako ekwiwalent.


11:06. Władysławów. Rzut oka z mojego nocleg ku SW


12:22. Brudzew. Kościół pw. św. Mikołaja z XV w. Organy wykonany przez warszawską firmę "Adolf Homan" w 1900 r.

Kurs wprost na południe. Niby można udać się było od razu na wojewódzką, ale zachciało mi się odwiedzić pobliską kopalnię węgla, albo chociaż przejechać przez tereny, które wkrótce mogłaby pochłonąć. Tuż za ostatnimi zabudowaniami wsi Bogdałów-Kolonia asfalt się skończył. Droga gruntowa miała szerokie dziury, gdzieniegdzie z wodą. Przejazd po bardziej płaskich i suchych terenach - wężykiem. Przy kanałku, stworzonym z wody wypompowywanej z kopalni, droga odbijała w prawo. Tam skręt, gdy już zrobiło się dostateczną liczbę zdjęć odkrywki i napatrzyło na ów krajobraz. Potem przejazd przez las do asfaltu, wyjeżdżając przy głównych budynkach kopalni, skąd przez głośniki na cały plac nadawano audycję jakiejś stacji radiowej. Tam też zniknęły ostatnie kanapki.


13:11. Droga za Bogdałowem, w kierunku kopalni węgla brunatnego. Widok ku S


13:20. Panorama KWB Adamów. Widok kilometr ku S od ostatniego domu w Bogdałowie. Widok ku SE


13:20. KWB Adamów.
 
13:20. KWB Adamów.


13:20. KWB Adamów.


13:21. KWB Adamów.


13:21. KWB Adamów. Hałdy piasku w południowej części odkrywki


13:21. KWB Adamów. 


13:26. Z odkrywki do Bogdałowa-Kolonii ku N


13:26. Wschodni kanał odwadniający do jeziora Bogdałów

13:30. Południowy kanał odwadniający do jeziora Bogdałów


13:48. Warenka. Budynki przy kopalni węgla brunatnego "Adamów"


13:54. Warenka. 50-lecie minęło w 2009 roku

Z wiatrem przemknięcie przez Turek. Tym razem Korytkowską, Jałowcową, Nową, przez park ze stawem, Kruszyńskiego, a z Gorzelnianej na chodnik przy głównej. Od zachodniego ronda przejazd Konopnickiej, Słowackiego, Zieloną i Południową. Za miastem teren się wznosił. Kilka przerw na tej trasie trzeba było zrobić. DW 470 nie znużyła, choć widoki były miejscami niezłe. Przez Malanów zjazd, na którym wpadła prędkość maksymalną tego dnia. Za Szadkiem ostatni przystanek na tej trasie. W Morawinie małe zakupy - lód i sucharki. Pieczywa brak. Skręt na wschód i zaczęła się walka z wiatrem. W Emilinowie skręt na Koźminek, w drogę na samym początku wsi. Przejazd Ciasną i Szkolną na rynek. Już bez szukania sklepów. Przerwa tuż za miasteczkiem.


14:13. Turek. Kominy Elektrowni Adamów


14:25. Turek. Ul. Polskiej Organizacji Wojskowej 7


15:34. DW 470. Grąbków. Jasna plama po prawej to okolice kościoła w Obrzębinie (7 km). Widok ku N


15:35. DW 470. Grąbków. Turek (9 km). Widok ku NNE


15:35. DW 470. Grąbków. Kościół w Turku


15:36. DW 470. Grąbków. Widok ku NE


15:43. Malanów. DW 470 ku SW


15:54. DW 470 na granicy powiatów


17:07. Młynisko. Mosty na Żabiance. Po lewej nowy most, z 2012, powstały w miejsce od lat nieistniejącego młyna


17:38. Koźminek. Opuszczony kościół ewangelicki z początku XX w.


17:38. Koźminek. Zachodnie resztki zabytkowego domu z XIX w. przy ulicy Ciasnej. Pożar zaczął trawić go 29.11.2015


17:41. Koźminek. Plac Wolności. Widok ku NE


17:42. Koźminek. Kościół pw. śś Jana Chrzciciela i Jana Ewangelisty z XV w.

Z wolna do Liskowa. Tam przejazd północną uliczkę, równoległą do głównej, która skręcała koło samotnego komina. Potem jeszcze odbicie w kierunku remizy. Droga za miejscowością świeżo po asfaltowaniu, ale jeszcze z jakimiś pracami wykończeniowymi. Zaczynało się chmurzyć. Jazda do Goszczanowa tak trochę na ślepo. Tam krótka przerwa. Powoli zbliżała się noc. Znów trochę na ślepo zmierzając do Warty. Kamizelka na plecy, uzupełnianie bidonów i przy okazji ocena - już niewiele zostało tej wody. Warta nie wywarła zbyt pozytywnego wrażenia. Może wiele w tej kwestii miały do powiedzenia kamienie ulic w centrum. Przejazd Kaszyńskiego, Świętojańską, Klasztorną, Górną, Parkową, Ogrodową. Jeszcze w międzyczasie zaczęła się niepotrzebna jazda na Sieradz, ale z niej nawrót, niedługo po wjechaniu do Dusznik. Wyjazd ulicą Tarnowskiego, która była w trakcie prac. Nie wiem czy asfaltowych, czy kamiennych. Jeszcze wiele było rozgrzebane. Przynajmniej oszczędziło mi to jazdy główną.


18:08. DW 471. Tuż przed Liskowem. Widok ku NE


18:15. Lisków. Komin na zachodnim krańcu Ul. Rzemieślniczej


18:19. Lisków. Kościół pw. Wszystkich Świętych z XIX w.


20:27. Warta. Kościół św. Mikołaja Biskupa z XIV w.

Fragment DW 710 nie był zbyt oblegany. Ot kilka aut zdążyło przejechać. Tu też jakieś prace. Obok mostu był postawiony drugi, ale nie udało mi się dostrzec, czy tymczasowy, czy już na stałe. Na północ skręt w Dzierżązni. W Brzegu leżenie na poboczu i obserwowanie światła księżyca, odbijające się w wodzie Jeziorska. Ponowna jazda rozpoczęła się, bo zaczynał się do mnie dobierać zimno, choć wiatr ucichł. Tuż przed Pęczniewem podobna sceneria, lecz wiele czasu tam nie minęła. Droga wiodła po grobli między dużymi stawami. W samej miejscowości długie kręcenie się po bocznych uliczkach. Do Zadzimia droga mi się dłużyła. Również księżyc obniżył swe położenie na tyle, że zrobiło się zbyt ciemno. Do tego wyraźna wilgoć w powietrzu. Na rynku wykończenie ostatnich słodyczami, a następnie kurs na południe po DW 479. Dłużyło mi się to, więc zaczęło się rozglądanie za noclegiem, ale nic ciekawego nie było widać. Zniechęcały mnie też obszary, gdzie wyraźnie ciągnęło chłodem od ziemi. W Rożdżałach naszła nawet myśl, czy aby nie przenocować w pobliskiej ruinie, kiedyś będącą chyba szkołą. Ostatecznie skończyło się na nocowaniu tuż za Czartkami.


22:52. Brzeg. Nocny widok na Jeziorsko i światła wsi Tomisławice


23:29. Pęczniew. Widok z grobli na staw


23:30. Pęczniew. Widok z grobli na staw


01:25. Rossoszyca. Staw na rzeczce Jadwichnie

Zaliczone gminy

- Brudzew
- Malanów
- Ceków-Kolonia
- Koźminek
- Lisków
- Goszczanów
- Warta
- Pęczniew
- Zadzim
Rower:Czarny Dane wycieczki: 147.78 km (7.00 km teren), czas: 09:43 h, avg:15.21 km/h, prędkość maks: 51.75 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Chłodnik majowy I - Czy czyste trzysta?

Niedziela, 30 kwietnia 2017 | dodano: 10.05.2017Kategoria >300, Nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2017 Łódzkie W

Trochę się wahania czy w ogóle ruszać. Już spakowane 9,5l wody w sakwach + dwa bidony zapasu, z osiem kanapek i sporo cukierków, których nadmiar zalegał w spiżarni. Ubrań to tylko drugi zestaw na zmianę/duże zimno. Start z namiotem, aby być gotowości na ewentualny dłuższy wyjazd. Rzeczywistość trochę ten zamysł wyklarowała. Wieczorem jeszcze bolała mnie łydka, tak jakbym ją nieco naciągnął za bardzo, ale w sumie to przeszło i może z raz były co do niej wątpliwości w czasie wyjazdu.

Start mniej niż półtorej godziny przed północą. Tylko oczekiwanie, aż przejdzie wieczorny deszcz. Przez niego było trochę mokro i błotniście. Już za lasem się z tego powodu przytrafiło przewrócenie, które spowodowało zgubienie tylnej lampki. Chyba tam, ale inna do tego okazja mi nie przychodzi do głowy. Przejazd przez Czerwińsk, wjazd do Wyszogrodu. Zjazd na most błotnistą ścieżką, gdzie znów niewiele mnie dzieliło od wywalenia. Po drugiej stronie rzeki udałe się do Iłowa. Droga mi się tam dłużyła. Jak zwykle. Nie przepadam za tą trasą, ale jest dość spokojna. W lesie przed Iłowem krótka przerwa. Potem na moment jazda pod cmentarz licząc, że będzie tam jakaś alternatywna droga do centrum tej miejscowości, ale za bardzo oddalała mnie od trasy, a innej ulicy jeszcze widać nie było. Nawrót i bez wydziwiania kurs do Sannik. Tam przejazd Wiejską i Parkową z kawałkiem placu przy sklepach. Coś mi się pomyliło i zaczęła się jazda na Gąbin. Po cofnięciu, wjazd na poprawny kurs DW 583.

Od Lwówka trasa była dla mnie nowa. Ciemno, chłodno, ale śpiewnie. Zaczynało się rozjaśniać, rozśpiewywały się też ptaki. Niby przejazd przez Pacynę, ale tak jakby z boku. Tuż za nią Model, gdzie oczy przykuły pozostałości murów zespołu dworskiego. Droga dziwnie skręcała, przez co odnosiło się wrażanie, że jadę w zupełnie złą stronę. O pochmurnym poranku ukazał się Żychlin. Tu zaczęło się większe niż do tej pory, kręcenie po miejscowości. Była to kolejna wizyta w miasteczku, praktycznie wcale nie poznanym. Krótka pętelka przez Jaśminową, 3 Maja na południe, między blokami na osiedlu Traugutta. Na Narutowicza powrót dróżką między dwoma starymi domami. Później miał być skręt na Bedlno, ale droga wywiodła mnie przez Pniewo. Wyjazd na DK92 i nią udało się dotrzeć do celu. Tam trochę kręcenia przy parku, przejeżdżając drewnianym mostem przerzuconym na wskroś stawu. Za wsią krótka przerwa.

Teraz trudniejszy etap, bo strony nieznane, nowe gminy, drogi słabo oznaczone na mapie i wiele skrętów. Początkowo jeszcze łatwo. Dojazd do Krzyżanowa po przekroczeniu wiaduktu nad A1. Był to pierwszy tak wysoki punkt w tej monotonnej okolicy. Tam powstało pierwsze zdjęcie i już trzeba było zmienić baterie, choć niby naładowały się przed wyjazdem. Stamtąd już trzeba było kombinować i zaglądać w mapę. Przejazd ponad rzeczką Ochnią, nad którą hasała para bażantów. Zaczęło się rozpogadzać, ale wiatr silnie dął ze wschodu. Odtąd teren był bardziej różnorodny. Przejazd fragment DW702, skręt na Malewo, a potem wjazd w o jeden skręt za daleko. W rezultacie kilometr gruntowej dróżki przez pola i kanałek. Przez Strzegocin do Witoni, gdzie chwila zastanowienia - wpierw w lewo, potem w prawo. Jazda do Osędowic była poniekąd trudna, głównie ze względu na spore odcinki starego asfaltu.


6:00. Wiosna w Rustowie


06:23. DW 702. Wały B. Widok ku NW


06:59. Strzegocin. Dom Formacyjny Diecezji Łódzkiej w budynku dworskim z XIX


07:01. Strzegocin. Droga do Witoni. W tle widoczny dom w Anusinie


07:16. Witonia. Przed firmą ZOLA


07:16. Oj prawda...


07:30. Witonia. Tuż za torami. Ostatni dom tej miejscowości.


07:35. Gozdków. Kapliczka przydrożna


07:47. Osędowice. Ciekawa piwnica.

W pobliżu była Daszyna, więc skręt na południe, tylko po to by przejechać się koło kilku bloków i wrócić na kurs ku północy. Poza tym jeszcze krótka przerwa przy niewielkiej odkrywce, gdzie było mnóstwo błota. W Jarochowie leżąca przerwa na przystankowej ławce. Tego mi było trzeba. Gdy słońce znikało za chmurami, momentalnie robiło mi się zimno. Po przerwie dalsza jazda DK 91, na której było bardzo mało aut. Wkrótce wjazd do Krośniewic. Tam Kwiatowa, Plac Wolności, Kolejowa i długa droga do Dąbrowicy. Nie bardzo mi przychodziło do głowy, jak stamtąd wyjechać, więc wpierw jazda do Zbawiciela, po czym powrót przez park na południe. Udało się trafić na właściwe skrzyżowanie i odbić na zachód. W którejś Kaleni uciekał przede mną szczeniak. Długo pędził przed siebie, nawet gdy odległość wynosiła kilkaset metrów. Dopiero jak opadł z sił i odległość się zmniejszyła, wreszcie uciekł w lewo. Czemu tego nie zrobił wcześniej?


08:01. Walew. Kopalnia kruszywa.

Znów zrobiło się pochmurnie. Kłodawa przejechana szybko, ale za miastem już się tempo spadło. Uszły ze mnie siły i przeszkadzał mi wiatr. Z DW263 skręt na Olszówkę. Mała pętla z przerwą na przystanku, tuż przed powrotem na wojewódzką. W Dąbiu również małą pętla, z powrotem przez 3 Maja. Kolejna przerwa w Kupininie. Tam skręt w prawo, następnie wypatrując kolejnego, który miał mnie przeprowadzić przez Ner. W ogóle, to źle mi się pojechało, bo rzeka miała zostać przecięta w Dąbiu, a potem trzeba było skręcić na wschód za autostradą. W Świnicach Warckich krótkie rozpogodzenie. Naszła ochota na jakieś zakupy, ale wszystko zamknięte. W poszukiwaniu sklepu, kurs na zachód, nawrót, a potem w Świętej Faustyny. Nic nie było. Za Głogowcem kurs na wschód, po pasie technicznym wzdłuż A2. Przed Sakowem był to już tylko grunt. W Dzierżawach niemiła przygoda, bo trafiła mi się jakaś ścieżka wzdłuż stawu, prowadząca koło czyjegoś, nieogrodzonego domu, którego starszy lokator nie był zadowolony.


09:19. Krośniewice. Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny z XIX w.


09:23. Krośniewice. Montownia Krośniewickiej Kolei Dojazdowej


09:23. Krośniewice. Montownia Krośniewickiej Kolei Dojazdowej


09:58. Dąbrowice. Ratusz z 1967r.


10:00. Dąbrowice. Kościół pw. śś. Wojciecha i Stanisława z XIX w.


10:01. Dąbrowice. Stary Rynek 6


11:27. Głębokie. Spichlerz w zespole dworskim z XIX w.


12:43. DW 263. Dąbie nad Nerem (N skraj miejscowości). Cmentarz ewangelicki z XIX w.


12:50. Dąbie. Gminny Ośrodek Kultury w budynku remizy strażackiej z początku XX w.


13:47. Zbylczyce. Nadmiar wody na łąkach nad Nerem. Widok ku NEE


14:24. Głogowiec. Dom narodzin św. Faustyny Kowalskiej

W Starym Gostkowie raz jeszcze trzeba było mi przysiąść na ławce. Rozpogodziło się już dziś na dobre, ale sił do jazdy wiele nie było, choć mentalnie jak najbardziej w porządku. Ścieżką rowerową do Poddębic (z udziwnień - tylko przejazd przez Przyszłości i wcześniejsze osiedle). Odtąd jechało mi się lepiej, bo i wiatr zaczął sprzyjać. Zmęczenia jednak to nie rozwiało. Wpierw długa jazda przez las. Za Dominikowicami dłuższa przerwa koło ruin chyba dworku. Stamtąd jeszcze moment i oto ukazał się Uniejów. Miasteczko zrobiło wrażenie chyba najbardziej pozytywne ze wszystkich na tej wyprawie. Przejazd przez rynek za kościół, przecinając mały park koło kościoła, większy park koło rynku, zjeżdżając Kościelnicką do mostu dla niezmotoryzowanych. Na drugim brzegu zamek, basen, termy, boisko, skansen, gastronomia. Nęciło mnie, by zjeść, ale nie było zatrzymywania. Od razu poniosło mnie na DK 72.


15:53. Tur. DW703. Ścieżka rowerowa Stary Gostków - Poddębice. Widok ku SEE


16:22. Poddębice. Plac Tadeusza Kościuszki. Kościół pw. św. Katarzyny z XVII w.


16:32. Rodrysin. Budynki Nadleśnictwa Poddębice


17:08. Balin. Ruiny domu? Szkoły?


17:54. Uniejów. Widok na most DK72 z kładki nad Wartą ku SE


17:54. Uniejów. Fontanna


17:55. Uniejów. Widok na centrum z kładki nad Wartą ku N

Znów las, ale krócej. Za nim ścieżka rowerowa, już na tyle leciwa, że słabo się nią jechało. A to tylko kostka właśnie. Skończyła się w Przykonie. Przerwa, a po niej jazda na południe. Do Dobrej wjazd tuż po zachodzie słońca. W Kawęczynie była już noc. Kurs do DK 83 i przerwa na przystanku niedaleko ronda. Zastanawiała mnie kwestia znalezienia noclegu. Co prawda jeszcze nie męczyła mnie zbyt silna senność, jak to już się zdarzało, ale potrzeba ta dawała o sobie znać. Przejazd do Turka odbył się z trudem. Za każdym zakrętem rosła płonna nadzieja, że oto ukaże się miasto. W Turkowicach nawet na moment udało się zjechać w bok licząc, że trafi się jakaś boczna trasa dojazdowa. Dobrską wjazd do centrum. Plac został ominięty od zachodu, drugi od wschodu. Od 3 Maja, pod koniec ulicy, przejazd na drogę, przecinającą osiedle do Browarnej. Dalej Piłsudskiego na północ i pętla przez Torową. Niewiadomą dla mnie było, jak wyjechać z miasta w kierunku, który został przez mnie obrany na mapie. Na szczęście skręt był już blisko. Od Chopina skręt kilkukrotny, w dróżki po lewej stronie. Stała tam masa jednorodzinnych domów, całkiem świeżych. Na główną powrót po przejechaniu całej Lutosławskiego.


19:37. Dobra. Kościół pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny z początku XX w.


21:14. Turek. pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa z początku XX w.


21:36. Turek. Przy cmentarzu na Chopina

Teraz las. Las i podjazd w ciemnościach. Największy i najbardziej stromy jak do tej pory. Długi. Na przystanku w Międzylesiu obowiązkowa przerwa. Jeszcze odrobinę i udało mi się dotrzeć do Władysławowa. Tam wjazd przez osiedle przy Orlej i Łokietka. Pętlę przy Górniczej. Za remizą trzeba już było odczytać mapę, bo trudno mi szło z nawigacją. Wyjazd na główną ku wschodowi. Asfalt zerwany, ale chodnik już gotowy. Koło cmentarza strasznie wiele na nim ziemi z budowy. Za torami skręt w prawo, gdzie zapadło postanowienie, że już pora skończyć na dzisiaj. Pojawił się bowiem zagajnik, a droga wyglądała na mało uczęszczaną.

Zaliczone gminy

- Witonia
- Dąbrowica
- Olszówka
- Dąbie
- Świnice Warckie
- Wartkowice
- Poddębice
- Uniejów
- Przykona
- Dobra
- Kawęczyn
- Turek (W+M)
- Władysławów
Rower:Czarny Dane wycieczki: 304.58 km (24.00 km teren), czas: 19:36 h, avg:15.54 km/h, prędkość maks: 42.63 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Warmia Grudniowa I - Z północy do północy

Środa, 7 grudnia 2016 | dodano: 08.12.2016Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Warmia

Przygotowania

Już dłuższy czas ciągnęło mnie do odwiedzin północy Polski. Mimo planów odwiedzenia tych stron, na ten rok już konkretnych, zostały one odłożone z powodu serii wypraw na południu. Rozważany był jeszcze jeden, jesienny wyjazd, plany pokrzyżowała seria chorób. Ostatecznie odbył się tego grudniowego dnia, czując zimną determinację i potrzebę jazdy. Przygotowania odbyły się poprzedniego dnia, zapakowując sporo ciuchów do sakwy.

Zaopatrzenie wyglądało w ten sposób: 4 pary skarpetek, w połowie przedzielone torebką foliową (mimo to palce trochę marzły); 2 jeansy, z okresu największego mojego obwodu; spodenki BBT i zwykłe, z nieco grubszego materiału (założone po kilku kilometrach); nogawki (które i tak się ściągały, ale rzadziej niż poprzednimi razami); kurtka gruba i lekka; rowerowe koszulki - zwykła, forumowa, zwykła, z długim rękawem (zepsuty suwak); bluza (suwak zaczynał się psuć); 3 kominiarki; 2 pary rękawiczek. Ten zestaw pozwalał mi jechać i praktycznie nie odczuwać skutków niskiej temperatury. Wieczorem doszedł jeszcze szalik, a późno w nocy, również luzem wrzuconą koszulkę, jako dodatkową obronę przed wiatrem. W sakwie były jeszcze 3 nadmiarowe ciuchy, które okazały się zbędne, ale mogły się przydać, gdyby wyjazd potrwał dłużej. Do tego mp3, aparat (który się zepsuł), kilka baterii, telefon, 10 tostów (+2 tuż przed wyjazdem), kilka wafli, ~5l wody (wróciło ~1,5, z powodu uzupełnienia zapasu o kranówkę) i standardowe zaopatrzenie rowerowe.

Podróż pociągami

Wyjazd autem z Kasią z rana. Wypakowanie w Modlinie, na początku Orzeszkowej. Zjazd do Dworca w Modlinie, przy Źródlanej zapinając hamulce, o których dopiero mi się przypomniało. Bilet do Korsz, z przesiadką w Olsztynie (całość przez Nasielsk, Nidzicę, Czerwonkę). Planowy przejazd między 8:30 a 11:55. Z powodu problemów w systemie, wydruk trochę potrwał, niecierpliwiąc dwóch klientów czekających za mną (przyszli w połowie procesu zakupu biletów). Ostatni z tych biletów został wydrukowany o 8:25. Na pociąg czekało się mniej niż 10 minut od wydruku. Miejsce od okna i obserwując mijające krajobrazy. Nie było to łatwe. Było mgliście, więc od Nasielska mi się nie chciał, odtąd zerkając tylko co jakiś czas. Tak jak na początku śniegu nie było widać, lub tylko cienką warstwę, tak w okolicach Olsztynka było go już całkiem sporo. Również na drogach. W co mi się zachciało wciągać. Tam może być jeszcze grubsza warstwa śniegu, drogi rzadziej używane, więc może też nie rozjeżdżonego. Na szczęście koło Olsztyna śnieg zaczął zanikać praktycznie do zera. Wysiadłszy, spacer na sąsiedni peron. Uprzednio pasażerkę zapytała mnie o odczytanie, z którego miał odjechać jej transport. Nie było wiele osób. Do Korsz jechało się jeszcze godzinę, a zza chmur wyłoniło się słońce.


09:09. Modlin. Ul. Elizy Orzeszkowej. Widok ku SE

Z Korsz do Sępopola

Dodatkowa odzież zaczęła być zakładana na 30-20km przed stacją. Podczas zjazdu z peronu, nikogo innego już tam nie było. Tory przedzielały szosę bardzo szeroko jak na tak niewielką miejscowość. Spowodowało to umieszczenie większej liczby szlabanów niż zazwyczaj się widuje. Dość szybki zjazd na asfaltową ścieżkę rowerową - fragment Green Velo. Przejazd nią do pobliskich Glitajn, skąd skręt w lewo. Trasa do Sępopola również była oznaczona jako GV, ale poza znakami nic przy niej z tego tytułu nie powstało. Zamiast tego ogólnodostępna droga z okropną, połataną nawierzchnią. W Bykowie przerwa na pierwszą przekąskę i założenie spodenek. W Sątocznie zwrócił moją uwagę stary kościół, a w Prośnie most i ruiny dworku widoczne z szosy. We wsi trwały jakieś roboty przy drodze. Tuż za wsią niewielki zagajnik osłaniał drogę przed słońcem, dzięki czemu był to najniebezpieczniejszy i najbardziej zimowy odcinek tej wyprawy - nawierzchnia, która wyglądała na oblodzoną, ale przejechana bez problemów, choć ostrożnie.


12:59. Start z peronu w Korszach


13:02. Korsze. DW 590. Parowóz Ol49-27, który zajmuje to miejsce od 2006r.


13:06. Korsze. Ścieżka rowerowa GV przy DW 590, biegnąca ku NE nad Korszynianką. W tle Glitajny z widocznymi budynkami PGR-u


13:32. Sątoczno. Tędy wytyczono fragment GV. Po prawej kościół pw. św. Chrystusa Króla z XIX w. Widok ku NW


13:32. Dawna zabudowa w Sątocznie


13:35. Most na rzece Guber. Dalej zabudowa Prosny. Widok ku W

Od Sępopola do Bartoszyc

Dojazd do Sępopola z trudem i był to pierwszy znak, że wyprawa będzie krótsza niż to było w planach. Miejscowość jakby idealnie wpasowana między rzeki, które w tym miejscu się łączyły. Przez moment zastanawiało mnie, czy od południa nie ma jakiegoś kanału, który tworzyłby z miasteczka wyspę. Długi rynek zakończony kościołem z pozostałościami murów miejskich. Drugi most i skręt koło cmentarza. Do Bartoszyc jazda trasą wzdłuż głęboko wciętej Łyny. Przeważnie nieznacznie pięła się w górę. Było ledwie kilka, ale zauważalnych obniżeń, m.in. na granicy gmin. Przerwa już w mieście, jeszcze przed kościołem i torami. Trochę podjadania i zerknięcie w mapę. W okolicy krajówki zjazd z asfaltu, wracając na niego na zjeździe za szkołą. Odtąd jazda DW 512.


13:57. Sępopol. Guber wpadający do Łyny. W tle kościół pw. św. Michała Archanioła z XVI w.


14:01. Sępopol. Wschodni przyczółek mostu, zniszczonego podczas IIWŚ


14:01. Sępopol. Kościół pw. św. Michała Archanioła z XVI w. i mury miejskie z XVI w.


14:21. Rusajny. Widok ku W


14:26. Obniżenie terenu na granicy gmin, pomiędzy wsiami Rusajny i Szylina Wielka


14:56. Bartoszyce. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela z XV w.

Od Bartoszyc do Górowa Iławieckiego

Na podjeździe za miastem zaczęło dokuczać kolano. Prędkość zmalała, a odległości miedzy wsiami wydawały się rosnąć w nieskończoność. Przerwa przed dworkiem w Tolku. Wieś z zakrętami i podjazdem. Znów jedzenie. Trwała nadzieja, że to już połowa DW do Górowa Iławeckiego. Koło lasu raz jeszcze przerwa. Przy wsi Piasek był las, rosnący tylko do brzegu niewielkiego, wijącego się dopływu Elmy. Przyjemny widok na koniec dnia. Zbliżał się zmierzch, więc już za wsią, po pokonaniu długiego podjazdu i walcząc z bardzo silnym wiatrem na twarz, nastąpiła przerwa pod lasem. Na szyję powędrował szalik, do tego mp3, przerwa na posiłek i odpoczynek. Przerwa trwała kilkanaście minut. Wciąż trzymała mnie nadzieja na rychłe dotarcie do Górowa Iławeckiego, a tu jeszcze 1/3 wojewódzkiej.


15:26. DW 512. Droga prowadząca na SW od wsi Spytajny


15:35. DW 512. Pół kilometra na NE od wsi Tolko. Droga do wsi Borki, nieco w lewo od lasu w centrum. Widok ku N


15:42. Tolko. Pałac rodu von Tettau z XVII w.


15:43. Tolko. Mural, na trzech budynkach po północnej stronie drogi, razem tworzący napis "PGR"


15:51. DW 512. Schron linii Trójkąta Lidzbarskiego, położony na NW od zabudowań wsi Tolko

Od Górowa Iławieckiego do Lelkowa nocą

Wjazd już w nocy. Na skrzyżowaniu konsternacja, bo wojewódzkie objeżdżały miejscowość. W centrum też nie lepiej więc zjazd na chodnik okalający staw. Pod jego koniec przyglądanie się mapie i wyjazd na Sikorskiego. Tam znak drogowy jasno wskazał kurs na Lelkowo. Długa ciemna trasa. Wsie najczęściej znajdowały się gdzieś obok, ale przynajmniej był jeszcze mniejszy ruch. W Kandytach skręt pod górkę i nawrót koło kościoła. W Stedze Małej krótka przerwa na posiłek. Z ulgą wjechało się do Lelkowa. Pół godziny straty przy telefonie, bo wyjazd odbył się bez doładowania i można było tylko odbierać rozmowy oraz nadawać pośredni sygnał z potrzebą o skomunikowanie. Nadeszła informacja, że od Bałtyku w istocie sunęło sporo chmur z opadami, jak było zapowiedziane. Tylko przyszły wcześniej. ICM wskazywał opady na godziny przedświtu, jednak przygnało je kilka godzin wcześniej.


17:32. Górowo Iławeckie. Ul. Nadbrzeżna. Widok ku NW


17:39. Górowo Iławeckie. Kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa z XIX w.


19:10. Lelkowo od E. Jak zwykle, pora zwolnić

Pieniężno nocą

Przez prawie bezludne obszary dojazd do Pieniężna. Mimo trudu ciała i wietrznych komplikacji, droga przynajmniej nieznacznie prowadziła w dół. Przed miastem znów wojewódzka zamierzała wywieść mnie z dala od zabudowy. Spodziewając się deszczu, rozważany był przez mnie jakiś posiłek, tak by przeczekać pierwsze silniejsze uderzenie. Rozważane też poszukanie noclegu. Te myśli były rozwiewane, mając nadzieję na szybsze ukończenie trasy, mając w perspektywie kolejny dzień w pełni deszczowy (wg prognoz). Po bruku podjazd na rynek, który był niesamowicie pusty. Trochę jak wiejskie, samodzielnie powstające na klepiskach boiska. Po wydeptanej ścieżce zjazd do Szkolnej, ruszając w Lidzbarską. Widać, że mój umysł już zamroczyło, bo nie skojarzył, że planowana trasa w ogóle na Lidzbark się nie kieruje. Licha mapa miejska też nie była zbyt pomocna. Jak to się stało, że zrodziła się myśl "przeciąć DW i dalej prosto", nie mam pojęcia. A DW właśnie na powrót miał być trzymany.

Nocna konsternacja

Wiatr trochę złagodniał ze względu na zmianę kierunku jazdy, ale tak miało być, bo trasa (właściwa) tak się wyginała. A może zaczął zmieniać kierunek? Miała być minięta jakaś wieś - och, tak. Właśnie mijało się kilka domów. Niebawem również druga - w połowie trasy. Była, ale nie o tej nazwie, jaka widniała na mapie. Wydawało się, że to może dwie wsie obok siebie, jedna za drugą, jak się zdarza. Podejrzliwy przejazd przez wieś, widząc asfaltowy skręt w prawo, pod górkę koło kościoła. Już za wsią, główna trasa skręcała łukiem do kąta prostego w lewo. Do tej pory wydawało mi się, że w tej wsi następuje rozjazd w kierunku przez mnie pożądanym oraz na Lidzbark. Według mapy, trasa miała wieść generalnie na południe, a nie ostro na wschód. W pobliżu, po prawej widoczne były światła odchodzące od Radziejewa. Kolejna wieś? Szosa przed Ornetą? Stop. Czytanie mapy nie pomogło, bo nie każda miejscowość na niej widnieje. Telefon. Powrót pod kościół. Telefon. Nie można było dojść do ładu, ale droga, która niby była oświetlona, wyglądała na brukowaną lub szutrową, więc uciekła spod rozważań, powrót na asfalt i dalej kontynuacja jazdy, uznając szosę za właściwy do tego kierunek.

Rozważanie dalszej trasy

Uspokoiło się. Wiatr pchał, choć we mnie siły nie było. Sporadycznie zawiewał nieco z boku. Przejeżdżając przez Lechowo, siedziała we mnie nadzieja, że jeszcze ta wieś i oto zaraz będzie Orneta. Jeszcze trochę kilometrów. Rondo. Znaki drogowe. Obawa, która narastała w związku z podejrzaną słabością wiatru wyszła z opozycji i przejęła ster myśli. Przerwa na przystanku. Przez moment rozważany sen, ale był to miejsce było za słabo odizolowane od zimna. Przepatrzywszy mapę, udało mi się zrozumieć błąd i ogarnęło mnie zwątpienie. Do tego miejsca, jeszcze rozważany był przeze mnie wariant jazdy z Ornety, jak np. skierowanie się do Pasłęka i łapanie pociągu z tamtych okolic. Zbłądzenie, pogoda, kondycja oraz niechęć do licznych przesiadek przeważyły decyzję na korzyść Olsztyna. Pozostawało jeszcze wybrać trasę - Orneta czy Lidzbark. Odległość porównywalna. Ostatnie ~20km nieznacznie bardziej z wiatrem przez Ornetę, ale za to ~15km TERAZ, albo Z wiatrem do Lidzbarka, albo przeciwnie. Do tego już był przeze mnie poznany odcinek Olsztyn - Dobre Miasto. Poznanie większej część nowego terenu było ważniejsze, niż dłuższy komfort jazdy z wiatrem.

W nocnym, grudniowym deszczu do Ornety 

No i się zaczął ostatni etap przygód tego dnia. Powoli zaczynało padać. Trochę deszcz, a trochę jakby śnieg w stosunku 8:1. W Miłakowie skręt na osiedle, przejazd za zabudową i o mało się nie zdarzyło mi się przewrócić przez to. Tamtejszy przystanek kusił. Znów mrok, znów pustki i niemrawy deszcz. Oto jakaś wieś, jak się okazało Mingajny. Przystanek i ostatnie dłuższa przerwa. Zawinięcie się folią NRC ile można, podczas przeczekania większego deszczu, jaki właśnie przechodził. Start ponowny, gdy się uspokoiło (ICM wieszczył ~1-2mm opady/h nad ranem, ~0,1mm przez kilka godzin i powtórka większych opadów wieczorem) mając nadzieję, że teraz będzie spokojniej. Oczywiście nie było. Ledwie udało się dotrzeć do lasu, gdy znów zaczęło mnie kąsać. Ten odcinek był wyjątkowo trudny, ze sporą dawką podjazdów, szybkich zjazdów, zakrętów i chyba śniegu na poboczu. Ewentualna gołoledź wzbudzała moje obawy. Las w końcu został za mną i pojawiła się tabliczka "Orneta". Na tym deszczu nawet nie było chęci wyjmować aparatu, który i tak zaczął odmawiać posłuszeństwa tuż po zmroku (problemy z wysuwaniem obiektyw i nie zamykanie się osłony obiektywu, w czym pomagało tylko mniej lub bardziej delikatne uderzanie całością - po wielu latach ostatecznie został spisany na straty). Ledwie pojawiły się domy, a tu nagle pojawił się szyld - noclegi. Namyślanie trwało może z minutę. Skręt, zapłata, umycie, wysuszenie i sen bez deszczu padającego na mnie.


00:23. Tak najlepiej spędzać deszczowe noce

Zaliczone gminy

- Korsze
- Sępopol
- Bartoszyce (W+M)
- Górowo Iławeckie (W+M)
- Lelkowo
- Pieniężno
- Orneta
Rower:Czarny Dane wycieczki: 127.00 km (1.00 km teren), czas: 09:08 h, avg:13.91 km/h, prędkość maks: 35.21 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Pół-maraton Północ-Południe II - Po rezygnacji z maratonu

Poniedziałek, 19 września 2016 | dodano: 19.09.2016Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Pomorze Nadwiślańskie

2016.09.18 - 19 Pół-maraton Północ-Południe - cała trasa


Sen był dość trudny, ze względu na zimny wiatr (który przeszkadzał przez dzień cały, nawet w lesie), który trochę się do mnie przedzierał. Źle to podziałało na gardło. Ból łydki trochę zelżał, a ciągu dnia prawie zniknął (zapewne ze względu na samoistnie opadającą sztycę), ale zamiast tego bolał achilles lewy, gdy stopa szła w górę, a prawy (lżej) gdy druga szła w dół. Po powrocie do domu boli jeszcze lewy. No i z lewej strony szyi, przez co głową przez pewien czas poruszając się tak, jakby zmieniało się biegi w aucie, aby uniknąć bólu. Reszta w zasadzie bezproblemowo. Uda klasycznie zmęczone, odczuwane przy napinaniu, ale chodzę praktycznie bez problemów.


08:25. DK 91. Kończewice. "Hostel Bałda Słomy". Widoku NE

Do Torunia dojazd przed 10. Przeturlanie się przez Mokre, koło terenu wojskowego do Winnicy, tym razem omijając centrum. Ulica Winnica w kamieniach, płytach i gruncie wyrzeźbiona. Przyszła pora zdjąć nadmiar ubrań. Wjazd na DW654, lecz zniknęła mi z oczu i rower wpadł na ul. Ligii Polskiej, po przejechaniu przez pobliskie osiedle. Potem powrót na wojewódzką, która doprowadziła mnie do Osieka nad Wisłą. Tam dłuższa przerwa na posiłek, podczas której zniknęły prawie wszystkie kanapki. Nieco wcześniej nadeszła informacja od Księgowego, że również skończył i wraca z Włocławka.


10:03. Toruń. Ul. Winnica. W tle most Gen. Zawadzkiej. Widok u E


10:06. Toruń. Ul. Winnica w okolicy Targowej. Widok ku NE


10:45. Złotoria. Drwęca. Widok ku NW


10:47. Złotoria. Most ul. Warszawskiej na Drwęcy. Widok ku NE


11:10. Silno. Pozostałości kurzej fermy funkcjonującej w latach 1960-90. Widok ku NE

Stamtąd kurs Leśną. Mapy nie było. Przy krzyżu stała tablica ogłoszeń z jakaś drukowana mapą, z której pojawiał się wniosek, ze muszę przedostać się przez las ku wsi Łęk-Osiek. Las w większości pokonany z buta, bo piach. We wsi płyty betonowe. potem gruntówka. Tereny puste, domów raptem kilka, daleko oddalone od siebie. Jadąc tam i później, zastanawiało mnie, jak oni sobie radzą z pracą, szkołą itp. i czemu właściwie tam mieszkają, bo drogi okropne. Raz piach, raz szuter, raz kamienie. Jakby usunąć 3/4 bruku przedwojennego, a resztę porozbijać na spore kawałki. Bez grubych opon nie zalecam. Za czerwonym szlakiem skręt w prawo i dojazd do Nowogródka. Tam konsternacja, bo czerwony zawijał na "rondzie". Telefon do Kasi i długa próba ustalenia, jak stamtąd wyjechać, tak by się nie namordować. Wystarczyło nie skręcać na czerwony szlak. Wracając, ukazał się kolejny znak Nadwiślańskiego Szlaku Rowerowego (jeden z wielu, ale na tym skrzyżowaniu nie widać go było z zachodu na wschód).


12:59. Włęcz. Opuszczone gospodarstwo ~400 metrów ku SE od południowego krańca wału


13:07. Włęcz. Droga do Zabłocia przed skrzyżowaniem z drogą na Pokrzywno. Widok ku SE


14:08. Nowogródek. Widok na centrum ku N

Parę kilometrów dalej ukazała się rowerowa tabliczka rozjazdu dróg "Bobrowniki 10km". Lepiej było za nią nie jechać. Skręt w prawo. Fajny zjazd do Mienia, a tam dom. Nagle wyskakuje pies, droga skręca w prawo i prowadzi... W sumie to do Nowogródka. Na szczęście tak daleko mnie nie cofnęło. Jechał ktoś na skuterze, po zagadnięciu poinformował co i jak, po czym nawrót. Po raz kolejny koło domu. Pies po raz kolejny. Jest droga koło zrujnowanego młyna, ale nieoznaczona. Za młynem mostek, ale taki że pożal się boże. Wiele nie trwało wahanie, bo nie było ochoty nadrabiać kolejnych kilometrów. Większość pewnie by zrezygnowała. Po drugiej stornie mnóstwo pokrzyw i kolejny dom, i kolejne psy. Jeden warczał, a drugi radośnie merdał ogonem i mnie obwąchał. Było mi wszystko jedno. Zaraz był asfalt i z wolna przejazd jedną z ostatnich gmin tego województwa.


15:20. Mień. Ruina ~200 m na E od leśniczówki Nowogródek w pobliżu rowu melioracyjnego


15:30. Mień. Most przy dawnym młynie. Fragment szlaku rowerowego. Widok ku S


16:04. Bobrowniki. UG

Z Nowego Bógpomóża skręt na Polichnowo. W zasadzie bez uważnego zapamiętania trasy, dojazd do Włocławka, uprzednio dzwoniąc po Kasię i odbierając telefon z METY. W mieście skręt w Plażową, ale bez schodzenia do samej rzeki. Potem podjazd i kierunek ku Tamie. Jakoś wcześniej wydawało mi się, że zapora jest dużo wyższa. Rowerem był to mój pierwszy przejazd. Wyjazd na DK62 i wnet przerwa na Orlenie. Oczekiwanie z pół godziny, po czym można było wstawić maszynę do auta. W Płocku mijało się jakiś wypadek z udziałem motocyklisty/skutera przed mostem. Przyjazd do domu koło 10. Najpierw było mi zimno po umyciu się, a potem nie można było zasnąć, więc rozpoczęło się pisanie, aż mnie sen w końcu nie zmorzył.


17:42. Włocławek. Widok na centrum z okolic Plażowej ku S


18:18. Włocławek. DK 67 na tamie. Widok ku S


18:18. Włocławek. DK 67 na tamie. Widok ku S


18:20. Włocławek. Wisła poniżej tamy. Widok ku W

Bardzo podobała mi się możliwość pędzenia w sporej grupie, co zdarza mi się niezmiernie rzadko. Niestety nie udało się wyciągnąć z niej tyle, ile by można, przez brak dużego blatu. W te dwa dni pokonane zostało ~414km, więc w zasadzie tak jakby połowa trasy. Jedyne co udało mi się polepszyć w jeździe, to średnią z całego pierwszego dnia (chyba pierwsza prawie 23 km/h, poprzednia, podobna była na Brevecie).

Zaliczone gminy

- Bobrowniki
Rower:Czarny Dane wycieczki: 106.59 km (27.00 km teren), czas: 07:54 h, avg:13.49 km/h, prędkość maks: 51.61 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)