Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wiekublog rowerowy

avatar erdeka
okolice Czerwińska

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12598 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy erdeka.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Gminy

Dystans całkowity:45977.93 km (w terenie 2354.60 km; 5.12%)
Czas w ruchu:2845:42
Średnia prędkość:16.16 km/h
Maksymalna prędkość:75.46 km/h
Suma kalorii:26058 kcal
Liczba aktywności:319
Średnio na aktywność:144.13 km i 8h 55m
Więcej statystyk

Pojezierze Pomorskie III - Przez Chojnice

Czwartek, 3 lipca 2014 | dodano: 23.07.2014Kategoria Wyprawy po Polsce, Samotnie, Gminy, 2014 Pojezierze Pomorskie

Pobudka jeszcze przed świtem, ale czuć było, że jeszcze się nie nadaję do jazdy. Szczególnie umordowane były ręce. Przedrzemanie do rana i obozowanie zakończyło się o 9 rano. Już chciało mi się ruszać, gdy linka od tylnej przerzutki odmówiła współpracy. Początkowe namawianie jej do podjęcia obowiązków i regularnej pracy nie przyniosło skutku i miała to gdzieś. Znalazł się w sakwie odpowiedni zastępca, który rozpoczął swój etat na posadzie animatora przerzutki, w pracy pod naciskiem zespołu klamkomanetki. Obsadzanie stanowiska i odpowiednia konfiguracja miejsca pracy, wraz z dyskusją i namowami poprzednika, trwała blisko godzinę, w czasie której przebyty został ledwie kilometr polnej drogi.

Po ruszeniu w przerwaną podróż, w Pruszczu udało się znaleźć umiarkowanie wygodna ławkę, gdzie popełniona została konsumpcja pobieżnego śniadania. Była to miejscowości, jak na siedzibę gminy, jedna z mniejszych do tej pory odwiedzonych. Wyjazd na północ walcząc z oporami wiatru. Częściową ulgę dał mi skręt na Serock (kujawski). Bardziej z powodu jazdy w dół, niż zmiany kierunku wiatru. Tam skręt na północ. Jadąc malowniczą trasą, udało mi się dobrnąć do Świekatowa. Wcześniej, w Małych Łąkach, przerwa spędzona na ziemi, rozciągając się i podjadając.


Granica gmin Dobrcz i Pruszcz na dopływie Kanału Pyszczyńskiego, między wsiami Sienno i Mirowice. Widok ku NNE


Wjazd do Pruszcza od strony Mirowic. Widok ku NNE


Łowiń. Aleja jarzębów szwedzkich. Droga do Serocka (kujawskiego). Widok ku W


Łowinek. Aleja jarzębów szwedzkich. Droga do Serocka (kujawskiego). Widok ku W


Wjazd do Serocka (kujawskiego) od strony Łowinka. Widok ku W


Serock (kujawski) N. Widok ku N


Granica gmin Pruszcz i Świekatowo. Widok ku NNW


UG Świekatowo. Widok ku SSE

Zmiana kierunku jazdy na północno-wschodni. Prędkość pojazdu wnet wzrosła. Do Szewna praktycznie nie spadała poniżej 30 km/h. Potem teren lekko się wznosił, to i tempo trochę spadło. Przez Bukowiec przejazd na szybko i nawrót na zachód, przez Branicę. Tam skręt w polną i wkrótce ukazała się DW 240. Dalsza jazda w muzyce i upale, pokonując kilka kilometrów, za torami skręcając na Lubiewo. Sama trasa była dość ruchliwa.


Wiadukt drogi z Szewna do Bukowca, przechodzący ponad rozebraną linią kolejową nr 240 między stacjami Świecie nad Wisłą i Złotów. Widok ku SSE


Wjazd do Bukowca od strony Szewna. Widok ku E


DW 240. Granica powiatów między gminami Lniano i Cekcyn. Widok ku NWW


 Lubiewo W. W lewo do Klonowa. W prawo do Bysławia. Na wprost do Minikowa przez Skrzyżowanie 6 dróg. Widok ku W


Skrzyżowanie 6 dróg. W lewo na Szyty Most między jeziorami. Na wprost do Minikowa. Po prawej do Bysławka. W prawo Lisi Kąt. Za plecami do Klonowa i leśna dróżka również prowadząca w okolice Lisiego Kąta. Widok ku NW


Skrzyżowanie 6 dróg. Trochę historii z tablicy informacyjnej


Tuż po W stronie lasu ze skrzyżowaniem 6 dróg, w kierunku Minikowa. W centrum drzewa w dolinie Bysławskiej Strugi. Po prawej kościół pw. św. Wawrzyńca w Bysławku. Widok ku N

Większość czasu minęła w trakcie skupienia na walce z wiatrem i upałem. Przez Lubiewo przemknięcie i tylko podjazd oraz konieczność spojrzenia na mapę zatrzymały mnie nieco dłuższą chwilę. Kolejny postój na "skrzyżowaniu 6 dróg. Dalej przejazd przez Minikowo - małą, ale malowniczą, jak cały region, wioskę. Po podjeździe w tejże, przez ponad 10 km jechało się drogą asfaltową przez las. W połowie udało się napotkać jedynie jedną małą, osadę - Piłę, a tuż za nią skręt do kopalni węgla brunatnego skrytej w lesie. Samo w sobie nie było specjalnie zachwycające (może gdyby drzwi do szybu były otwarte, byłoby ciekawiej). Interesujący za to był sam fakt obecności takiego obiektu w tym regionie.


Piła. Kopalnia węgla brunatnego. Widok ku SWW

Przejazd po skraju Gostycyna, by ruszyć DW 237. Droga liczyła sporo podjazdów. Do Tucholi dojazd już nieco w zmęczeniu i głodzie. Na rynku trwał koncert, na którym grały "folklorystyczne zespoły uczestniczące w Bydgoskich Impresjach Muzycznych z Bułgarii i Czech oraz orkiestra dęta z Węgier". Muzyka była przeze mnie słuchana zajadając obiad w przyrynkowej jadłodajni i robiąc zakupy w sąsiednim sklepie. Minęła mi tak tak chyba godzina. Po niej dalej do Kęsowa.


Wjazd do pierwszych zabudowań Gostycyna od strony Piły, między jeziorem Środkowym i Szpitalnym. Widok ku SW


Łyskowo N. DW 237. Widok ku NNE


Tuchola. Plac Wolności. Koncert zagranicznych zespołów folklorystycznych. Widok ku N


Tuchala. Posiłek po S stronie Placu Wolności


Bladowo. Droga do Kęsowa. Widok ku SWW

Dalsza trasa minęła mi dość szybko. W Kęsowie oglądanie tablicy z przydrożna mapą regionu, z której można się było dowiedzieć o lokalnych schronach/bunkrach. Jeden z nich, malutki, widać było w okolicy Obrowa.


Kęsowo. W tle wieża kościoła pw. św. Bernarda. Widok ku SSW


Obrowo SE. Polowy schron bojowy

Dalej pojawiło się trochę większych podjazdów. Przejazd przez Sławęcin, szczycący się najpiękniejszą wsią Pomorza w jednym z kilku ostatnich lat. Tam skręt na północ i choć nadal było sporo podjazdów, jakoś tak radziło mi się z nimi lepiej niż z poprzednimi. Za Lichnowami wjazd na ścieżkę rowerową, aż do wiaduktu nad DK 22. W Chojnicach przejazd przez starówkę, ale bez zatrzymywania się na długo. Ot, tyle tylko by zobaczyć pobieżnie, jak wygląda. Wyjazd na południe. Droga niesamowicie mi się dłużyła, mimo, że jechało się bardzo szybko. Minął mi krótki odcinek DK 25, po nim skręt na Wierzchowo. Od tej pory trwało rozglądanie się za noclegiem, jadąc drogą biegnącą w pobliżu torów kolejowych. Nocleg w okolicy pustkowia wsi Baboszewo, po wcześniejszych trudach, spowodowanych okołozmierzchowym krążeniem lokalnych, głośnych, alkoholowych młodzików.


Chojnice. Rynek. Widok ku NNE


Chojnice. Ratusz przy rynku. Widok ku NNE


Chojnice. Brama Człuchowska. Widok ku NE


DW 212 ponad DK 22. Chojnice SW tuż przed granicą miasta. Widok ku NWW

Zaliczone gminy

- Pruszcz
- Świekatowo
- Bukowiec
- Lubiewo
- Gostycyn
- Tuchola
- Kęsowo
- Chojnice (M)
- Debrzno
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 160.62 km (4.00 km teren), czas: 10:18 h, avg:15.59 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Pojezierze Pomorskie II - Przez Bydgoszcz

Środa, 2 lipca 2014 | dodano: 16.07.2014Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2014 Pojezierze Pomorskie

Pobudka i zwinięcie bardzo wcześnie rano. W ciągu całej wyprawy tylko raz udało mi się zbliżyć do tego czasu. Powietrze było chłodne i przez pierwsze 5-10 minut był problem z jazdą. Dopiero po rozgrzaniu, można było jechać normalnie.


Łagiewniki. Wczesna pobudka. Na horyzoncie las, przecinany przez DK 91 w pobliżu Warząchewki Królewskiej. Widok ku NE


Dębina. Wiadukt nad A1 przed Kruszyną. Widok ku E

Przejazd przez wiadukt nad autostradą. Tuż za nim był Kruszyn. Niewielka wieś z kościołem, przez którą to wraz z Księgowym w 2010 przejeżdżaliśmy w czasie dwudniówki przez Włocławek. Po kilkunastu minutach dojazd do Brześcia Kujawskiego, promującego postać Władysława Łokietka. Zdawało się, że warto by zrobić jakieś zakupy, ale nie było nic widać przy drodze, więc trzeba było wyjechać z miasta. Przejazd nad Zgłowiączką, a po podjeździe skręt w prawo.


Brześć Kujawski. Krakowska. Kościół pw. św. Stanisława Biskupa. Widok ku NWW


Brześć Kujawski. Skrzyżowanie Żeromskiego (w lewo), Przesmyk (z lewej), Narutowicza (w centrum) i Kolejowej (w prawo). Z prawej kościół pw. św. Michała Archanioła. Widok ku SW

Dalsza trasa wiodła przez terenu obsiane zbożem i gdzieniegdzie lesiste. Horyzont, jak na tereny równinne, ale nie płaskie, był dość daleko oddalony. Przejeżdżając przez wsie (a nawet i częściowo miasta) po tej stronie Wisły widać było bardzo mało ludzi. Tereny w tym czasie wyglądały na całkiem wyludnione. Nawet auta mijały mnie z rzadka, o ile tylko nie jechało się drogami wojewódzkimi lub krajowymi.

Przejazd przez Bądkowo do Konecka i tam pierwsze zakupy na trasie. Ze wsi tej kurs na wschód. Wiaduktem przecinało się ponownie autostradę. Korzystając z okazji, chciało mi się odwiedzić Waganiec - siedzibę gminy zaliczonej w czasie BBT, jednak z powodu kiepskiego oznaczenia przejechało się trasą bezpośrednio biegnącą do Nieszawy. Skręt w lewo, w ostatnią możliwą drogę, dzięki czemu nastąpił wyjazd na skrzyżowaniu, tuż obok urzędu gminy, po czym kontynuowało się dalszą jazdę na północ. Nadłożone zostało w ten sposobem nieco drogi i czasu.


Bądkowo. DW 252. Gminny Ośrodek Kultury. Widok ku NE


N koniec Konecka. Widok ku NE


UG Waganiec. Widok ku NNE

W Nieszawie do centrum prowadził zjazd w linii prostej, w kierunku Wisły. Rower momentalnie rozpędzał się do prędkości rzędu 40-50 km/h. Na rynku tylko kilka aut i paru ludzi. Taki trochę zaściankowy spokój. Przejazd przez rynek i skręt nad Wisłę. Roztaczał się tam widok na drugi, płaski i niezabudowany brzeg, w tle którego widoczne były lasy porastające zbocza wysoczyzny. Z prawej widoczne były kominy Włocławka.


Nieszawa SW. Rzut oka na drugi brzeg Wisły. Las w północnej części gminy Bobrowniki. Widok ku SEE


Nieszawa. Długa prosta Mickiewicza do Wisły. Na horyzoncie, po lewej wzniesienia w Rozstrzałach (10km). Widok ku SEE.


Nieszawa. Plac Kazimierza Jagiellończyka. W centrum Urząd Miasta. Widok ku SSE.


Wisła w Nieszawie. Widok ku S


Wisła w Nieszawie. Na horyzoncie wieże Włocławka. Widok ku SSE

Długo czasu tu mi nie minęło, wnet kierując się do Ciechocinka, do którego wjazd nastąpił około pół godziny później. W oddali, na niebie pojawiły się zapowiedzi chmur niosących deszcz, ale niezbyt obfity i z dużym prawdopodobieństwem ominięcia mojego szlaku jazdy. W mieście czuć było jakby faktycznie powietrze pachniało nieco inaczej, a sama miejscowość z lekka nasuwała mi na myśl wyprawę do Włoch. Przejazd przez park z zakazem jazdy dla aut, a potem kurs pod termy. Po ich ujrzeniu wyjazd z tętniącej życiem miejscowości.


Wjazd do Ciechocinka od strony Nieszawy. Pora wyleczyć schorzenia w rowerze. Widok ku NW


Ciechocinek. Partery Hellwiga. Łazienki nr 3. Widok ku SSW


Tężnie w Ciechocinku. Widok ku NW


Tężnie w Ciechocinku. Widok ku N

Kolejnym celem był Aleksandrów Kujawski. Przed zamkniętym przejazdem kolejowym, siedząca przerwa poświęcona na analizę mapy. Miasteczko również było ludne, ale na pierwszy rzut oka, nie charakteryzowało się niczym szczególnym. Wyjazd na lokalną drogą koło cmentarza. Gdy droga skręciła w lewo, mnie poniosło szutrem na wprost. Było tam trochę kamieni a i trochę piachu. W połowie drogi minął mnie samochód, którego kierowca pytał mnie, czy dojedzie do szosy. Moja odpowiedź była krótka - 'mam taką nadzieję'.


DW266. Wjazd do Aleksandrowa Kujawskiego od strony Ciechocinka. Widok ku NWW


Aleksandrów Kujawski. Słowackiego. UM i Starostwo Powiatowe. Widok ku NEE

Przejazd drogą biegnącą przez las. Auto raz mi znikało, to znów pojawiało na horyzoncie. W końcu zatrzymali się na rozstaju. Po krótkiej pogawędce, udało mi się skorzystać z wbudowanego GPS i skierować ich w lewo, do szosy oddalonej o dosłownie kilkadziesiąt metrów, lecz z tamtej perspektywy niewidocznej. Po tym jechać za nimi i...? Niespodzianka. Szlaban na DW 250 i stojący przy aucie żołnierz, z którym w pogawędkę wdali się ludzi z samochodu. Okazało się że z powodu istniejącego tam poligony, przejechać nie będzie nam dane. Gdy tylko udało mi się go dostrzec, od razu było mi wiadome co jest grane, więc pora była zabrać się za wyszukanie alternatywnej trasy.


Rożno-Parcele. Droga w SE części Poligonu Toruńskiego, prowadząca mnie do DW 250. Widok ku NNW

Parę kilometrów dalej przerwa posiłkowa na przystanku, a w Służewie napadły na mnie przelotne opady dość sporego deszczu, które można było spędzić za drzewem. Skręt w Przybranowie i po ponad godzinie spędzonej, w narastającym z dnia na dzień upale, udało się dotrzeć do Gniewkowa. Kilometry się dłużyły. W Gniewkowie zachciało mi się zatrzymać się pod jakimś sklepem, ale w ostateczności stało się to dopiero w Rojewie. Dużą cześć zakupów tam zrobionych pochłonięta została na miejscu, korzystając z możliwości wyrzucania zbędnych śmieci na bieżąco.


Przybranowo W. Przydrożne oczko. Widok ku NNE


Gniewkowo. Pomnik księcia Władysława Białego na rynku. Widok ku SSW


Wjazd do Rojewa. DW 246. Widok ku W

Nie zauważywszy, przepadł skręt na Złotniki Kujawskie. Nie udało się go zauważyć, bo nigdzie nie było widać znaku, do nich kierującego. Skręt więc w pierwszą drogę w lewo, która prowadziła przez las. Było na początku trochę piachu, ale dalej fajne, terenowe, leśne ścieżki. Zdaje się, że prowadzono tam jakiś wyścig, bo porozwieszane były wstęgi wyznaczające zamknięte obszary. Wyjechało się nie nadłożywszy wiele kilometrów, ale sporo czasu. W Złotnikach nie było wtedy widać nic godnego uwagi. Dalej krajówką w kierunku Bydgoszczy. W okolicy Tarkowa trwał remont drogi z ruchem wahadłowym. Gdy się je minęło, czekała mnie tylko nużąca droga na północ. Ciekawie się zrobiło przy obwodnicy. Pamiętam że w 2012 na BBT były z nią niezłe problemy. Teraz też. Trasa prosto na północ, do Bydgoszczy oznaczona była znakiem zakazu wjazdu rowerom. Super... Kurs na obwodnicę, celem wjechania od zachodu, bo tam, o ile dobrze było przez mnie zapamiętane, nie było z tym problemu.


Wjazd do Złotnik Kujawskich. DW 398. Widok ku W


DK25. Granica gminy Złotniki Kujawskie i Nowa Wieś Wielka. Widok ku NNW

Skręt w pierwszy przejazd pod obwodnicą i pomiędzy zabudowaniami skrytymi w lesie. Dojechało się tak do torów i po podjeździe można już było urządzić przerwę, rozmyślając nad bezsensownością osób, odpowiedzialnych za ten stan rzeczy. Zastanawiało mnie też też, jak wjechać do miasta, tym bardziej, że powoli zbliżał się wieczór. Gdy już przyszło ruszać, minęło mnie dwóch rowerzystów. Przejechali przez tory i udało się dostrzec szansę. Oni jadą, to jest nadzieja, że nie utknę w środku lasu opierając się o ogrodzenie lotniska. Droga się rozdwoiła. Padło na kierunek bardziej prawdopodobny i po jakimś czasie wyjechało się na skrzyżowanie z szutrem w lewo i prawo. Tu w lewo, a chwilę potem minął mnie kolejny rower. To upewniło mnie, że wyjadę raczej szybciej, niż mi się wydawało. Szuter został zastąpiony przez tragiczne sześciokątne płyty. Szczęśliwie, miejscami wzdłuż nich, biegł wyjeżdżony pasek szutru. Droga wielokrotnie skręcała, aż ostatecznie wyjeżdżało się u wjazdu na lotnisko. Tam zagadka została rozwiązana.


Kostka przez las Bydgoski. Widok ku N


Szuter przez las Bydgoski. Widok ku E


Genialna śmieszka przez las Bydgoski

Ktoś przemyślny postanowił puścić rowerzystów lasem, "szlakiem" biegnącym z dala od krajówki. No pomysł byłby fajny, gdyby ten szlak miałby być ścieżką rowerową w pobliżu krajówki, po linii prostej, tak by odsunąć z niej rowerzystów, którzy mieliby świetną alternatywę przy dojazdach z i do pracy. Zamiast tego postawiono "wspaniałą" tablicę z fragmentem mapy, która ma wskazywać jak w lesie jechać, by przez niego przejechać. W zasadzie, ścieżka ta byłaby dobra jako szlak turystyczny, dla jeżdżących przez las. No więc przejechało się przez większą jego część, a turystycznie i krajobrazowo było dobrze. Jednak jeśli ktoś ma zamiar jeździć szosówką do pracy to wybierze krajówkę. Jeśli ma zamiar jeździć innym rowerem, ale raczej o niego dba, również tak zrobi. Jedynym chyba sensem i prawdziwą przyczyną powstanie tej "ścieżki" jest oszczędność pieniędzy. Ostatecznie, nawet w porównaniu z kosztem wyłożenia kostką kilku kilometrów wzdłuż krajówki, koszt postawienia jednej tablicy (bo jakichkolwiek innych znaków nie było widać) z informacjami, jest znikomy. A rowerzysta niech się męczy, gna po lesie w słońcu, śniegu i ulewie.


Brda w Bydgoszczy. Widok z Bernardyńskiej ku SE

Przejazd przez Bydgoszcz też trochę mi zajął. Szczególnie nieciekawie było na rondzie z Jagiellońską, gdzie o mało nie wjechało na mnie auto. W skrócie duże "rondo" przeznaczone do zapieprzania. Przydałyby się światła, jak pod Arkadią. Z radością przyszło mi opuścić miasto, jadąc na północ, poruszając się tylko po ścieżkach rowerowych, które na początku jeszcze fajne, ale od torów, biegły przez wzdłuż lasu, a nawierzchnia ich była bardzo nierównym asfaltem.


Bydgoszcz. Bazylika pw. św. Wincentego à Paulo. Widok ku SE


Bydgoszcz. Uniwersytet Kazimierza Wielkiego. Widok ku SSE


Dziwny kot

Gdy udało się dostać na krajówkę, można było spokojnie skupić się na jeździe o zmierzchu, dzięki pasowi serwisowemu, który tylko miejscami kończył się słupkiem i wysepką, przez co trzeba było wyjeżdżać na pas ruchu, ryzykując ewentualną kolizję z pędzącymi autami. Z krajówki zjazd w Borównie, udając się do Dobrcza. Przejazd przez miejscowość, a nocowanie kilka kilometrów na północ od niej.


DW 244. Granica Bydgoszczy i gminy Osielsko. Widok ku NEE


UG Dobrcz. Widok ku N

Zaliczone gminy

- Brześć Kujawski
- Bądkowo
- Koneck
- Nieszawa
- Ciechocinek
- Aleksandrów Kujawski (M)
- Gniewkowo
- Rojewo
- Złotniki Kujawskie
- Osielsko
- Dobrcz
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 193.91 km (12.00 km teren), czas: 12:39 h, avg:15.33 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Pojezierze Pomorskie I - Za Gostynin

Wtorek, 1 lipca 2014 | dodano: 16.07.2014Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2014 Pojezierze Pomorskie

Wyjazd po około 14. Jak zwykle zebranie się przed wyjazdem trochę trwało. Początek nad Wisła, a później 62 do Wyszogrodu. Tam o mało nie staranował mnie jeden z Tirów, jadących w ciągu. Pierwszy co prawda wyprzedził normalnie, ale drugi wdepnął hamulec, aż smród uniósł się w powietrzu. Wydobył z auta bardzo zadowolony odgłos klaksonu w stylu osobnika niezmiernie uradowanego ze swego niecnego czynu. Udało mi się tylko zauważyć, że jechał na wołomińskich blachach.

Za Wisłą skręt na Iłów i Słubice. Tuż po chwili przeszedł pierwszy deszcz. Dość intensywny, więc krótki postój pod przydrożnym drzewem. Kolejny deszcz spędzony na przystanku, a trzeci, lekki opad w czasie dojazdu do Iłowa. Przez Słubice przejazd w pełnym deszczu, licząc na schronienie na przystanku, ale udało się go znaleźć dopiero w Studzieńcu, już po zakończeniu opadów.


DW 575. Pierwszy deszcz na trasie. W tle zabudowania Januszewa. Widok ku SWW


Droga między wsiami Wymyśle Polskie i Czermno. Na horyzoncie lasy (8 km) za Wisłą, porastające obszar między Wykowem i Budami Borowickimi. Widok ku NE

Zaraz po tym rozpogodziło się na kilka dni. Praktycznie całą pozostałą wyprawę towarzyszyło mi słońce i ciepłe/upalne dni. Dalej przez Gąbin. Przejazd mniejszą, nieznaną mi do tej pory drogą. Kurs na zachód. Jazda ścieżką, z początku asfaltową pod lasem i nieco z dala od drogi. Za rondem zmieniła się w kostkę, nieco zaniedbaną, przykrytą liśćmi. Za podjazdem skręt w las po lewej. Droga po kilku metrach się rozdwoiła bez żadnej informacji (przy skręcie z głównej stała informacyjna tablica, lecz dalej to nie łaska). Padło na lewą. przeczuwając że powinna być to właśnie ta.


DW 577 w kierunku Łącka. Ścieżka rowerowa za Gąbinem. Widok ku NW


Na skróty przez las do Korzenia. Widok ku NWW

Jak na drogę leśną, była w dość dobrym stanie, tylko miejscami trochę lokalnych utrudnień. Ogólnie rzecz biorąc, warto brać pod uwagę ów las, planując przejazdy w tych stronach. Za lasem wyjazd w pobliżu cmentarza. Przejazd przez rejon wsi Korzeń. Jazda była nieznacznie lepsza, niż do czasu wjazdu do lasu. Może to kwestia zmiany terenu, może nieco chłodniejszej pogody, a może wystarczająco już się mi się udało rozjeździć.


Korzeń Królewski. Interesująca mapa i trochę informacji

Przez Gostynin przejazd dość szybki i wyjeżdżając na DW 265. Większość czasu po prostu jechało się, bez specjalnego rozglądania, z dwiema przerwami i bez zapamiętanie tego miejsca. Ostatecznie udało się dotrzeć do Kowala. Tam podjazd pod pomnik Kazimierza Wielkiego, położony w parku w pobliżu kościoła. Z miasta na zachód, przejeżdżając przez światła na obwodnicy. Zbliżał się wieczór i pora rozejrzeć się za miejscem do spania, które odnalazło się za Nakanowem.


Przejazd przez Gostynin. Ulica Jana Pawła II przed skrzyżowaniem w Aleje Mikołajczyka i Popiełuszki. Widok ku N


DW 265. Zawada-Piaski. W tle las w Nowej Zawadzie. Widok ku SSW


DW265. Wjazd do Baruchowa. Widok ku NNW


Kowal. Park Miejski przy Dobrzyńskiej. Koniec dnia z Kazimierzem. Widok ku NEE

Zaliczone gminy

- Baruchowo
- Kowal (W+M)
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 113.20 km (11.00 km teren), czas: 06:36 h, avg:17.15 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Maraton Podróżnika

Sobota, 7 czerwca 2014 | dodano: 08.06.2014Kategoria >300, >10 osób, Maratony, Podróżerowerowe.info, Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, Z Księgowym, 2014 Ziemia Lubelska W Uczestnicy

Jedno słowo, jakim można opisać poranek to "kolejki". Z bazy wyjechaliśmy ok. 7:30. Po przegrupowaniu pod kościołem, gdzie wyłoniły się tymczasowe grupy, wyruszyliśmy tuż przed 8. Start z pierwszą grupą. Była to dla mnie jedyna szansa, by nie odpaść już na początku. Stało się to dosyć rychło. Tak samo jak na Brevecie w 2012, z grupą udawało się utrzymać przez 10km. Potem ta odjechała mi na podjazdach za Sawicami, które choć niezbyt wielkie, to wystarczające, by zostawić mnie z tyłu. Udało utrzymywać się za nimi w odległości do 300 - 500m. Po kolejnych 5 kilometrach, w Paprotni, udało dołączyć się do ekipy Waxowej. Przejazd taki do Kukawek, gdzie na dziurawym i lichym asfalcie, udało się przebić do pierwszej grupy, do której akurat się zbliżyliśmy. Parę kilometrów przed Mordami na przód, zatrzymując dopiero na skrzyżowaniu. Potem, aż do Łukowa, równo z grupą.


"Skrzeszew E". Mglisty początek. Widok ku SW


Skrzeszew. Miejsce startu. Po lewej kościół pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Widok ku E


Sawice-Dwór N. Widok ku W


Paprotnia. Po 16 km. Widok ku SW


W Łęczyckach. Widok ku SEE


Granica gmin Mordy i Zbuczyn. W centrum Czuryły. Widok ku SW


Kościół pw. św. Stanisława i Aniołów Stróżów. Widok ku NWW

W Łukowie postój. Trochę podjedzenia, popicia i dalej przed siebie. Nie chciało mi się długo i bezczynnie siedzieć. Za świdrami dogonił mnie mieszkaniec Świdnika, jadący na terenowych oponach. W lesie się zatrzymał, a ja dalej. Mój postój z kolei wypadł dopiero za Wojcieszkowem, w pobliżu lasu. Zniknęła tabliczka czekolady. Trochę rozciągania. W tym czasie przegoniło mnie czwórka rowerzystów, a w oddali, na horyzoncie dało się dojrzeć resztę, w postaci sunącej chmary maszyn. Dogonili mnie za Horodzieżą. Na czele jechała grupa Waxa, z którą udało się przejechać przez Serokomlę z prędkością ponad 40km/h. Na wyjeździe czekał jednak podjazd i stopniowo ściągało mnie do tyłu. 4 kilometry dalej prześcignął mnie ostatni, samotnie jadący człowiek z tej grupy. W Annopolu już ich nie było widać.


Postój w Łukowie, na placu u zbiegu DW 806 i DK 63. Widok ku NWW


Postój w Łukowie, na placu u zbiegu DW 806 i DK 63. Widok ku E

W Kocku zatrzymał się Robert i ktoś jeszcze. Po ominięciu ich, za Kockiem znów się zrównaliśmy. Później, w 4 osoby, wyjechaliśmy na DK 19 w Bykowszczyźnie. Wtedy znów samotnie. Skręt za Firlejem w kierunku Kozłówki. Asfalt nieco kiepski. Prędkość spadła do 22-25 (z grupą 26-28 z porywami do ponad 30km/h). W Lesie tuż przed Kamionką dało się zobaczyć kolejną grupę, jadącą za mną. W Kamionce dojazd do jadących na przedzie i wspólnie zjechaliśmy na punkt postojowy, na stacji benzynowej kilkaset metrów od pałacu w Kozłówce. Tam uzupełnienie wody i trochę jedzenia.

Stamtąd start znów wcześniej, lecz nie wśród pierwszych. Grupa (znów Waxa) dogoniła mnie na początku lasu. Wspólnie przejechaliśmy przez tamtejszą dziurawą drogę oraz Dąbrówkę, zaopatrzoną w liczne zakręty. Na podjeździe do Kawki znów z tyłu. Wyjazd na DW 809, uprzednio wyprzedzony przez kolejną grupę. Na podjeździe za Wolą Krasienieńską, wyprzedził mnie chyba Olo. Przed Smugami wyminięcie Pająka, który złapał kapcia. W międzyczasie, mnie wyprzedziło kilku pojedynczych zawodników. Nieco mnie wymęczył dojazd do Lublina. Przejazd przez niego dość wolno, w dodatku trzeba się było zatrzymywać na każdych światłach, oprócz jednego, które spojrzało swym łaskawym zielonym okiem. Znów przyspieszenie na pasie serwisowym za miastem. W Strzeszkowicach dogoniło mnie dwóch i od tamtej pory moja pozycja była ostatnia.

Postój w Niedrzwicy, gdzie odpoczynek trwał prawie godzinę. Nieco tylko bardziej udało się wypocząć, lekko najeść oraz przygotować, choć nie dokładnie, do jazdy nocnej. Dalej jazda była powolna na podjazdach i jeszcze w miarę żwawa na zjazdach. Przed Zaraszowem widać było grupę kilku rowerzystów, jadących z naprzeciwka. Pierwszy, który wyprzedzał ich o 5 minut drogi, zainteresował się rowerzystami, jakich spotkał na swej trasie, oraz zapytał, czy ów maraton to kwalifikacja do BBT. W Wysokim życzenia udanej trasy od dzieci, które bawiły się w pobliżu kościoła.


DW 834. Do Bychawy (w centrum). Widok ku E

Wyjazd na trasę DW 835. Trwał tam remont nawierzchni i dość długie odcinki jednego pasa były zerwane. Ruch wahadłowy mi nie przeszkodził, gdyż i tak prawie nikt tamtędy nie jechał. Skręt na Turobin, a po dość długim czasie skręt na Radecznicę. Potem pagórkowatym terenem przejazd przez Latyczyn i Chłopków do Komodzianki. Wymęczył mnie długi podjazd do Teodorówki, a potem w pocie, zjazd z dużą prędkością do Smorynia. Jadąc do Gorajca trzeba było włożyć sporo dodatkowej energii, tak by zdążyć przed zmrokiem, który z wolna zapadał nad okolicą. Podjazd pokonany w większości pieszo. Z prędkością 6km/h udawało się podjeżdżać rowerem, gdy teren był łagodniejszy.


Dragany E. Remont DW 835. W tle wzniesienia ponad Tarnawą Dużą. Widok ku S


Tarnawa Mała. DW 848 po zjechaniu z DW 835.


Wjazd do Radecznicy z Zaporza. Widok ku SSE


Chłopków. Podjazd do Komodzianki. Roztocze Gorajskie. Widok ku NWW


DK 74. Tuż za granicą powiatów między wsiami Smoryń i Gorajec-Zastawie. W tle Roztocze Szczebrzeszyńskie. Widok ku SEE

Do Szczebrzeszyna wjazd już po ciemku, ale większość zjazdów udało mi się pokonać na pełnym gazie, wykorzystując ostatnie promienie słońca. Szczebrzeszyn tonął w ciemności, rozświetlany światłem latarni. Im bliżej Zamościa tym ciemniej. W końcu udało mi się dotrzeć pod zajazd, ale że nikogo tam nie było i czasu szkoda, skończyło się na uzupełnieniu wody z butelki do bidonu i przekąsce z sakwy. Skręt na Nielisz. Przed lasem narastało odczucie opadania z sił. W Nieliszu wyjazd na totalnie pustą trasę 837. Jechało mi się już strasznie wolno i słabo. Miejscami widoczne był mgły. Siły opadały gwałtownie. Jedyna chęć, to dotrzeć jeszcze do Żółkiewki, nim całkiem ulecą. Pojawienie się wreszcie niebieskiej tabliczkę dotarło do mnie z ulgą. Wkrótce przyszła pora się zatrzymać przy przystanku we wsi Gany. Nie było ławki tylko jakieś worki z piaskiem, tworzących swoisty mur. Była 23:51. 1,5 godziny później, podjechała Kasia, po moją, wymarzniętą, zmęczoną i obolałą gminozbieraczową osobę. Rankiem było czuć wysiłek, jakim obciążone były kolana, choć nie można tego porównać do BBT. Suma Przerw ~1,5h w tym jedna trwająca ~1h


DK 74. Zjazd do Szczebrzeszyna. Widok ku SE


DW 837. Wjazd do gminy Żółkiewka między wsiami Równianki i Gany. Widok ku W

Zaliczone gminy

- Paprotnia
- Radecznica
- Szczebrzeszyn
- Sułów
- Nielisz
- Rudnik
- Żółkiewka
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 309.56 km (0.50 km teren), czas: 14:30 h, avg:21.35 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Przed Maratonem

Piątek, 6 czerwca 2014 | dodano: 08.06.2014Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, Z Księgowym, 2014 Ziemia Lubelska W

Autem do Skrzeszewa

Pogoda pochmurna i dość chłodna. Start w ciągu dnia. Jechało się z Kasią autem. Jakoś po południu zakupy przed wyprawą w markecie w Markach (część NE miasta). Trasa do Skrzeszewa (w rejonie Siedlec), przemieszczając się głównymi drogami przez Jadów, Węgrów i Sokołów Podlaski. Dojazd ok. 17:30, a na miejscu czekało już kilka osób. Dom, gdzie miała być baza był jeszcze zamknięty, ale po kilku minutach przybył właściciel i weszło się do środka. Tam budynek cierpiał na problemy techniczne natury wodno-kanalizacyjnej. Z wolna zaczął padać deszcz, który ścigał nas jeszcze w czasie dojazdu. W deszczu tym też zdarzyła mi się krótka (4 km), przejażdżka na zakupy do Skrzeszewa i z powrotem.


Drohiczyn. Kościół pw. św. Wszystkich Świętych. Widok z krańca ul. Bohaterów Września ku SSE

Wieczorem do Drohiczyna i z powrotem

Przed wieczorem, gdy już się uspokoiło, przyszła pora udać się do Drohiczyna. Kawałek drogi w kierunku mostu, w towarzystwie jednego z zawodników, który pozostał na W brzegu. Droga mi się nieco dłużyła. W Drohiczynie skręt między zabudowania Łozińskiego do końca Bohaterów Września na obrzeżach miasteczka. Krótki nawrót, by następnie wyjechać polną Zachodnią, biegnącą w dół. Była bardzo nierówna i nieco błotnista. Docierała ona do polnego szutru, który wyprowadził mnie na DK62 w pobliżu niewielkiego kanałku. Powrót o zmroku, wcześniej zatrzymując się na dłużej na moście, w celu wykonania kilku zdjęć. Tymczasem wzdłuż rzeki i na polach pojawiła się już mgła. W bazie siedzenie prawie do północy, po czym sen (część w budynku, część chyba w namiotach, my w aucie).


Tonkiele. Zachód nad Bugiem. Widok ku NWW


Część z maszyn zawodników

Zaliczone gminy

- Repki
- Drohiczyn
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 26.10 km (4.00 km teren), czas: 01:25 h, avg:18.42 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Na zlot śląski VI - Zlot w Pokrzywnej

Sobota, 17 maja 2014 | dodano: 03.06.2014Kategoria 2 Osoby, Podróżerowerowe.info, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2014 Wyżyny Polskie W

Po obudzeniu, kurs do Prudnika autem, by kupić dętki. Po powrocie do Pokrzywnej, wejście do budynku. Lekko padało. Śniadanie, rozmowa, zastanawianie się, gdy tymczasem na trasy ruszyło kilka grup, a kilka osób nawet wróciło z przejazdu. Wciąż jednak sporo osób nie byłą przekonanych, by wyjechać tego dnia na drogi. Po ciężkim wahaniu przyszło złożyć rowery i ruszyć do Prudnika, drogą wzdłuż granicy kraju. Inne grupy pojechały na Biskupią Kopę lub Pradziada w Czechach. Ledwo się zaczęła jazda, a już przestał działać licznik. Co było tego przyczyną, nie wiem. Działać zaczął dopiero w drodze powrotnej. Początkowo droga pięła się w górę w otoczeniu drzew. Lekko padało, ale deszcz z biegiem czasu nabierał mocy.


S koniec Pokrzywnej. Początek wyjazdu i ulewy


Wieszczyna. Urocze, deszczowe krajobrazy. Moszczanka. Po lewej Zamkowa Góra (570 m n.p.m.). W centrum Trupina (331 m n.p.m.). Za nią Olszak (453 m n.p.m.). Widok ku NWW


Mokry zjazd z Dębowca do Chocima. Po lewej droga do kopalni szarogłazu Dębowiec. Widok ku SSW

Wkrótce po przekroczeniu torów droga zaczęła opadać. Spora cześć jezdni była w remoncie, z ruchem wahadłowym i całkowicie zdartym pasem. Mokra nawierzchni i liczne dziury na pozostawiony wciąż pasie nie ułatwiały jazdy, ale nie przeszkadzało mi to w oszczędnym używaniu hamulców. Będąc już w mieście zmniejszenie prędkości, czekając na Kasię. Ponowna jazda razem od skrzyżowania ze ścieżkami rowerowymi. W Prudniku omijało się stare miasto od północy i wyjechało w kierunku Lubrzy. Jadąc wpadła myśl, by odwiedzić jeszcze Białą, gdyż była dość blisko.


DK 40. Rzeka Prudnik w Prudniku. Widok ku NW

W Lubrzy, na przystanku krótki postój. Deszcz padał coraz większy. Mimo to jechało się dalej przed siebie. Wiatr wiał praktycznie w twarz, co chwila oblewając nas kolejnymi falami z nieba. Nie sprawiało, że było po prostu mokro. Woda niemal wylewała się z butów. Do Białej dojazd i od razu z powrotem najkrótszą drogą powrotną. Ponowny przejazd przez Prudnik i powrót krajówką do Pokrzywnej. Tam od razu się można się było umyć. Trzeba było założyć ubranie, wciąż nie do końca wyschnięte od wczoraj, a cała reszta tego dnia użytych ubrań, poszła do schnięcia. Kasia, mimo kurtki i dwóch bluz, była zmarznięta i przemoczona, gdyż nawet dolna warstwa ubrań zawilgotniała. Później okazało się, że w czasie naszego przejazdu, przez okolicę przetaczał się szczyt opadów.


Udało nam się dotrzeć do skąpanej w szarości Białej, skąd zaczął się powrót. Wjazd od strony DW 414. Widok ku N


Moszczanka. Po lewej Trupina (331 m n.p.m.). W centrum graniczna Srebrna Kopa (

Moszczanka. Mokry powrót. Widok ku NW


Złoty Potok w Pokrzywnej. Powyżej wiadukt kolejowy linii 333/484 między stacjami Głuchołazy i Jindřichov ve Slezku. Widok ku NEE


Złoty Potok w Pokrzywnej. Widok ku NEE

Do późnych godzin rozmowy. Sporo czasu czekanie, aż mi przeschnie bluza i późno w nocy dopiero pójście na ognisko. Trwało prawie do rana i udało się upiec ostatnie, ogniskowe, zlotowe kiełbaski na śniadanie.

Zaliczone gminy

- Głuchołazy
- Prudnik
- Lubrza
- Biała
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 41.60 km (0.00 km teren), czas: 02:30 h, avg:16.64 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Na zlot śląski V - Półpieszy Śląsk

Piątek, 16 maja 2014 | dodano: 03.06.2014Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2014 Wyżyny Polskie W

Wiele się nie działo. Po nocnych opadach, gdy już świat rozjaśnił się dzięki wciąż skrytemu za chmurami słońcu, przyszła pora ruszyć. Wyboru wielkiego nie było, ale czekać też nie było po co. Zbyt nudne to zajęcie, gdy człowiek nie może spać. Pieszo. Za Kamieńcem , napotkali mnie dwaj, mocno starsi zlotowicze. Po wymianie zdań ruszyliśmy dalej. Oni na, a ja z rowerem. W swoim tempie. Wnet mi zniknęli z oczu. Pojawiły się też z mojej strony próby jazdy, ale skończyło się to wyjechaniem opony z obręczy. Bez sensu...


Kamieniec. Tarnogórska. Po lewej główne skrzyżowanie. Widok ku SWW


Kamieniec. Pałac przy głównym skrzyżowaniu. Widok ku NWW

Trasa omijała Pyskowice, część trasy pokonując tak, jak po zakończeniu maratonu w Radlinie 2013. Kilka kilometrów dalej, za torami kolejowymi, przyszła pora na dłuższy postój, celem wyżęcia przemoczonych skarpetek. Po kolejnych kilometrach marszu we wciąż przemoczonych butach, zostały za mną Niewiesze. Tam przerwa ze zdjęciem bagażu i koła, zatrzymując się w pewnym oddaleniu od lasu. Pozostało poczekać jeszcze trochę, na już nadciągającą Kasię, która sama przejechała przez pół kraju. Co niepotrzebne na rowerze powędrowało do bagażnika, w zamian wyjmując koło od drugiego roweru. Tym sprytnym manewrem można było popędzić nieobciążonym rowerem do Kędzierzyna-Koźla. Koniec tej jazdy nastąpił po przejechaniu przez dłużącą, się wschodnią część miasta, zatrzymując się kilka kilometrów za kanałem Gliwickim, pod jednym z marketów, gdzie rower ostatecznie powędrował do auta.


Bycina. DK 40. Widok ku NNW


Niewiesze E. Oczekiwanie na drugie koło. W tle niewysokie wzniesienia Góry Widowskie. Widok ku W


Ujazd. DK 40. Sprintem do Kędzierzyna-Koźla. Widok ku SWW

Rozpoczęło się szukanie jakiegoś otwartego sklepu z częściami do rowerów, gdyż po wyjeździe zabrakło zapasowej dętki, a nie było też łatek. Było niestety już za późno. Trzeba było ruszyć do Pokrzywnej. W międzyczasie się rozpadało. Na miejscu prawie od razu kurs do łazienki, w celu umycia się i przeprania brudnych, mokrych ciuchów, które do tej pory były na mnie. Potem obiad (makaron, sos pomidorowy, kukurydza i gorgonzola) oraz różnorakie rozmowy zlotowe. Jeden ze zlotowiczów przyjechał późno, potwornie przemarznięty.


Kędzierzyn-Koźle. DK 40 w pobliżu Mieszka I. Rowery na pace

Zaliczone gminy

- Rudziniec
- Ujazd
- Kędzierzyn-Koźle
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 41.68 km (0.00 km teren), czas: 04:54 h, avg:8.51 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Na zlot śląski IV - Jura i Śląsk

Czwartek, 15 maja 2014 | dodano: 03.06.2014Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2014 Wyżyny Polskie W

Rankiem okazało się, że teren do nocowania, co prawda nie najlepszy w deszczowe dni, ale o włos mogło być dużo gorzej. Oto mniej niż 0,5 metra dalej widoczna była kałuża wody, powstała tej nocy. Zwinięcie też w samą porę, bo ledwie postawiło się nogi i koła na asfalcie, a w dróżkę z której się przybyło, skręcił starszawy jegomość. Powolny dosyć i leciwy, ale nocleg im bardziej incognito, tym lepiej.


DW 794. Zjazd do centrum Dłużca. W tle wzgórza Doliny Wodącej z najwyższym szczytem Grodzisko Pańskie (462 m n.p.m.). Widok ku NWW

Przejazd przez Dłużec, a w czasie zjazdu okazało się, że licznik nie odbierał sygnału. Na dole regulacja i pora w dalszą drogę. kilka kilometrów nieustannej jazdy pod górę, do granicy województw. Na górze przede mną stał zamek Smoleń. Ot prosta, biała wieża i trochę murów widoczne z daleka. Co jakiś czas był przeze mnie wypatrywany, zjeżdżając w dół, ku Pilicy. Przy rynku zjedzone zostały prawie wszystkie pozostałe zapasy zabrane z domu. A potem znów w górę.


DW 794. Zamek Smoleń. Widok ku W


Smolonek N. DW 794. Na trasie. Widok ku SE


DW 794. Zjazd do Pilicy za skrętem do wsi Cisowa. Widok ku NWW


Rynek w Pilicy. Widok ku SSW


Podzamcze. DW 790. Sanktuarium pw. Matki Boskiej Skałkowej. Widok ku SSE

Parę kilometrów dalej stał zamek Ogrodzieniec. Gminę przypadkiem zaliczona jeszcze w 2008, lecz dopiero teraz odwiedzona na poważnie, zarówno podziwiając z daleka lokalną atrakcję, jak i samą miejscowość gminną. Za nią skręt do Łaz. O ile DW 790 była wyśmienita, o tyle reszta tragiczna. Jakoś to się zniosło. Przekroczenie torów w owej miejscowości i wnet skręt na północ. O ile droga biegła przy torach, o tyle cały czas jechało się blisko nich. Po pewnym czasie asfalt odbił w lewo, ale dalej jechało się na wprost, leśną ścieżką. Ta zaś skończyła się w okolicy przepustu pod torami. Od tej pory, spacer raz nurzając rower w piachu, a raz grzęznąc w kamieniach podkładu kolejowego.


Podzamcze. DW 790. Zamek Ogrodzieniec. Widok ku SE


Rokitno Szlacheckie. W tle z lewej Ogrodzieniec. Z prawej okolice rezerwatu przyrody "Góra Chełm" (440 m n.p.m). Widok na przebyty podjazd ku E.

Napełniła mnie radość, gdy jeden tor skręcił po łuku w lewo i w tym momencie ukazała się wzdłuż niego leśna ścieżka. Tą przejazd, aż do Zawiercia. W międzyczasie znów zaczął padać deszcz. Wyjazd na DK 78. Na przystanku zniknęły domowe zasoby. Trochę odpoczynku, a gdy deszcz zelżał, znów w drogę - do Siewierza przez Porębę. Trasa wiodła przez centrum, a za miastem o mało nie wyprowadziła mnie na manowce. Po nużącej jeździe udało mi się dotrzeć do Mierzęcic. Przy UG skręt na północ i zakupy w następnym napotkanym sklepie. Przekąszając co nieco, zaintrygowało mnie, czemu pobliski budynek, tamtejszej remizy, nie został ukończony. Tymczasem, deszcz momentami przybierał, to opadał na sile. I tak miało być do końca dnia. Kurs na zachód. Po prawej Lotnisko Katowice-Pyrzowice. Stamtąd skręt do Ożarowic, a dalej, najkrótszą trasą do Psar. W Psarach okazało się, że wywiozło mnie za daleko - za tory. Udało mi się to stwierdzić na pobliskim przystanku, gdzie wypadła "kolacja" przed dalszą drogą. Powrót i skrę we właściwe miejsce.


Wzdłuż torów Łazy-Zawiercie, po ich W stronie, na N od skrętu do Kuźnicy Masłowskiej. Widok ku NNE


DK 78. Wjazd do Poręby. Widok ku SWW


DK 78. Wjazd do Siewierza. Widok ku SWW


UG Mierzęcice. DK78. Widok ku SSE


UG i OSP Ożarowice. Widok ku SWW


Sączów N w pobliżu skrzyżowania DK 78. Stara tablica oznajmująca wjazd do gminy Bobrowniki, 0,5km ku S od właściwej granicy. Widok ku SSW


DW 913. Granica gmin między Siemionią i Strzyżowicami. Widok ku SSE

Kilka strug deszczu później, za mną zostały Wojkowice. Ul. Piaski doprowadziła mnie do Dobieszowic. Przebywając Polną okazało się, że rower złapał kapcia. Marsz na pętlę autobusową. Po ponownym tego dnia wyżęciu skarpetek, przyszła pora na naprawę awarii. W międzyczasie zapadła noc i włączono pomarańczowe latarnie. Przez pętlę przetoczyło się kilka autobusów, ale nie z każdego wysiadali pasażerowie. Lało...


Wojkowice. Kościół pw. św. Antoniego z Padwy. Widok ku SSW


Wojkowice. Zatoka autobusowa na rogu Mickiewicza i Gminnej. Widok ku SW


Świerklaniec. Brama do parku pałacowego. Widok ku SE

Dalsza droga przedstawiała się tak - o ile tylko można było, jechało się po o wiele bardziej suchym chodniku lub ścieżce. Zahaczyło się o fragment Piekar Ślaskich, a orientując się przy pomocy rozkładów jazdy, udało dotrzeć do Świerklańca. Gdzieś tam przestał działać licznik, więc w połączeniu z poranną "awarią", można było sobie darować dalszy pomiar. W nocy i deszczu nawet nie udało się spostrzec, kiedy to się stało. Omijało się Tarnowskie Góry po krajówce i skręcało na Zbrosławice. W stanie przemoczenia, była we mnie ochota, aby nie zatrzymując się, przejechać całą noc i nawet dotrzeć wcześniej na Zlot. Namiotu nie było sensu rozkładać i tak, a gdyby nawet, nie było mi wiadome, czy po śnie starczyłoby mi czasu,  aby dotrzeć do Pokrzywnej za dnia. Ostatecznie na poprzednie dwa Zloty zdarzyło mi się spóźnić.


Nakło Śląskie. DK 78. Brama do parku otaczającego pałaca Donnersmarcków. Widok ku SSW


Stare Tarnowice. Przystanek Szpital przy Śniadeckiego. Widok ku NE


Wjazd do Zbrosławic. Widok ku SWW

Przeleciało się przez prawie całe Zbrosławice, nagle czując, że z kołem jest coś nie tak. Ukazał się przystanek. Zjazd do niego i w tej samej chwili nie został gram powietrza w tylnym kole. Przejrzawszy dokładnie cały ekwipunek, nie udało się dostrzec niczego, co mogło mi pomóc. Pozostało czekać.

Było zimno, deszczowo i wietrznie. Zniknęła większość pozostałych zapasów, by mieć energię do rozgrzewania się w nocy. Człowiek głodny jest też słabszy. Przystanek był murowany, o ekspozycji zapewniającej przetrwanie, ale nie komfort. Trzeba było wyciągnąć śpiwór, karimatę. Nawet namiot. Rower do góry kołami stanowił barierę, na którą powędrowała płachta, a wnętrze namiotu posłużyło jako podłoga. Drewniana, dwuszczeblowa ławka była tak wąska, że ledwo dało radę na niej siedzieć, o leżeniu nie wspominając. Mimo to pól leżąc, pół siedząc, jakoś udało się zawinąć w śpiwór i dotrwać do świtu. Jedno było pewne. W taką psią pogodę nikt mi nie będzie przeszkadzać.

Zaliczone gminy

- Pilica
- Łazy
- Poręba
- Siewierz
- Mierzęcice
- Ożarowice
- Bobrowniki
- Psary
- Wojkowice
- Świerklaniec
- Zbrosławice
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 101.20 km (3.00 km teren), czas: 09:52 h, avg:10.26 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Na zlot śląski III - Niecka Nidziańska

Środa, 14 maja 2014 | dodano: 03.06.2014Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2014 Wyżyny Polskie W

W nocy chyba padało. Po obudzeniu się było widać, że niebo jest zachmurzone, a wiał silny wiatr z północy i trochę zachodu. Zwinąć trzeba było namiot bez ociągania i ruszać na południe.


Morawica S. S stok Orlej Góry (287 m n.p.m.). Kolejny poranek. Widok ku E


Morawica S. DW 766. Tereny kopalni kruszywa "Morawica". W tle góra Moskozala (307 m n.p.m) z zamkiem Chęcińskim. Widok ku W


DW 766. Rzut oka na zabudowę Morawicy. W tle Telegraf (408 m n.p.m). Widok ku N


Morawica S. DW 766. Po lewej tereny kopalni kruszywa "Morawica". W tle po lewej góra Moskozala (307 m n.p.m) z zamkiem Chęcińskim. W centrum wzgórza pokryte murawami kserotermicznymi w okolicy wsi Nida. Po prawej okolice wsi Brzeziny Widok ku NW

Początkowo teren był gęsto poprzecinany wzniesieniami i dolinami. Bliżej Kijów już łagodniej. W Kijach skręt koło kościoła i dalej w stronę Nidy. Po przejechaniu na drugą jej stronę zjazd do Imielna, postanawiając odwiedzić Pińczów. Tymczasem niebo odrobinę się rozpogodziło, ukazując choć trochę słońca. Z daleka rozpoznany został pamiętny Garb Pińczowski, na którym parę lat temu odbywały się praktyki terenowe. Podziwianie i wspominanie starych już dziejów.


Dębska Wola S. DW 766. Opuszczone domostwo z 1931 r. Widok ku S.


Obice (Dłużyca). DW 766. Po lewej kościół Dobrego Pasterza. Widok ku S


Kije. DW 766. Kościół pw. śś. Apostołów Piotra i Pawła. Widok ku NWW


UG Imielno. Widok ku SW


Garb Pińczowski od strony Sobowic. Widok ku E


Garb Pińczowski od strony Sobowic. Widok ku E


Garb Pińczowski. W centrum Skowronno Dolne. Po prawej Pińczów. Widok ku SEE

W mieście przejazd przez rynek i ponowne przecięcie Nidy. Za rzeką zakup opakowania skondensowanego mleka, spożywając je, co chwila zakąszając musli. Wypita została do tego puszkę napoju. Po posiłku kurs do Działoszyc. Jako że trasa ta już została przez mnie poznana, zachciało mi się odbić na Przecławkę, Wolicę i Jakubowice, by lepiej poznać tę okolicę. Droga jaką się jechała polegała na mozolnych podjazdach i gwałtownych zjazdach. W czasie jednego, trzeba było uważać na goniące mnie psy. Zabawne, gdy próbowały dogonić pędzący ponad 40km/h, ponad 100kg pocisk, z wciąż rosnącą prędkością.


Pińczów. Most DW 766 na Nidzie. Widok ku E

Droga w Jakubowicach była dość płaska i w bardzo kiepskim stanie. Doprowadziła mnie jednak do Działoszyc. Tam drobny problem nawigacyjny. W efekcie przejechało się wydeptaną ścieżką nad strumykiem, przy okazji zapoznając się z niewielkim kładko-mostem. Wyjazd na drogę do Słaboszowa. Na granicy z ową gminą naziemna przerwa, połączona z dopompowywaniem koła. A potem się jechało i jechało w górę doliny, aż tu nagle pojawił się długi zjazd do Miechowa. Przejazd przez miasto, robiąc kilka zdjęć w centrum i podążając dalej na zachód. Droga niesamowicie mi się dłużyła. No, może poza tymi momentami, gdy czekał na mnie długi zjazd, jak przykładowo ten, oddalony tylko o kilka kilometrów od Miechowa.


Jakubowice. Widok na Działoszyce i kościół pw. Trójcy Świętej ku SW


Działoszyce od strony Jakubowic. W tle wieża kościoła pw. Trójcy Świętej. Widok ku SW


Granica województw między Chmielowem i Buszkowem. Po przerwie na naprawę. Widok ku W


DW 783. Bukowska Wola. Zjazd do Miechowa. Widok ku SWW


Miechów. Kościół pw. św. Grobu Bożego. Widok ku NW

Skręt na Trzebienice. Uprzednio udało się zaopatrzyć w strój nocny. W jednej miejscowości, pomimo zmroku, zaciekawiły mnie ruiny jakiegoś dworku, z zapadniętym w wielu miejscach dachem. Poprzez zarośniętą łąkę, nastąpił obejście budynku, a gdy dochodziło się na powrót do roweru, w tym czasie dobiegł tam średniej wielkości pies, który z dala ujadał na mój zapach, już gdy było się w połowie obchodu. Nic sobie nie robiąc, nastąpiło zwykłe dojście do roweru, wyprowadzenie go na asfalt i ruszenie. W międzyczasie, pojawił się właściciel psa, lecz nic nie wyrzekł, poza karcącymi psa słowami.


DW 783. Granica gmin Miechów i Charsznica między wsiami Falnice i Witowice S. Widok ku W


DW 783. Granica gmin Charsznica i Gołcza między wsiami Witowice S i Maków. Widok ku NWW

Kolejny podjazd pokonany w połowie pieszo. Teren był już na tyle wysoko, by ukazywać odległe światła dróg i wsi. Noc była ciemna, a księżyc niewidoczny. Wpatrując się w światło lampki, pokonało się kilka zjazdów i podjazdów. W międzyczasie rozpadał się deszcz. I padał aż do rana, z mniejszym, lub większym natężeniem. Dojazd do DW 794 w Trzyciążu, w zasadzie omijając ścisłe centrum miasta. Skręt na północ. Z wolna udało się przybliży do Wolbromia, przejechać przez centrum i wyjechać w kierunku Pilicy. Przejazd za las, a tuż za nim, wędrując po nieco śliskim błocie, zachciało mi się przenocować.


DW 794. Trzyciąż N. Widok ku S


Wolbrom nocą. Skrzyżowanie dróg wojewódzkich przecinających tory LHS. Widok ku N

Zaliczone gminy

- Kije
- Imielno
- Słaboszów
- Trzyciąż
- Wolbrom
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 127.06 km (0.50 km teren), czas: 09:15 h, avg:13.74 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Na zlot śląski II - Sprzed Warki za Morawice

Wtorek, 13 maja 2014 | dodano: 03.06.2014Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, >200, Gminy, 2014 Wyżyny Polskie W

Pobudka wcześnie rano. Na zewnątrz świeciło intensywne słońce, ale było chłodno. Po kilku kilometrach, chcąc, nie chcąc, dojechało się do Warki. Wydawało mi się, że i tak się może stać, ale była we mnie nadzieja, że jednak udało mi się wyjechać w bardziej wiejskich terenach gminy Jasieniec. Gdy mijało się tory, było mi wiadome, że z pewnością do Jasieńca mam hen, hen, daleko. Do końca wyjazdu nie było pewności czy cokolwiek z tego wyszło i wydawało mi się, że nastąpiło kompletne rozminięcie się z tą gminą. Dzięki analizie mapy w domu okazało się, iż śmiało mogę dopisać ją do listy zdobyczy.


Poranek za Michalczewem. Widok ku SE


Warka. Rondo im. Jana Pawła II. Pomnik Lotników. Widok ku SW

Zimne powietrze dawało mi przesłanki, że wkrótce uszy mogą mi przemarznąć do bólu, więc w mieście kominiarka powędrowała na głowę. W tamtym czasie było mi obojętne, czy w końcu udało mi się przejechać przez gminę Jasieniec, więc DW 731 od razu poprowadziła mnie do Białobrzegów. Droga ta, częściowo przypominała mi DK 62 od Wyszogrodu do Wyszkowa. Często wznosiła się w górę i opadała w dół, przy okazji ukazując widok na południową, niżej położoną stronę rzeki. Niebo było pogodne z licznymi cumulusami. Niemniej, ~20 km do Białobrzeg mocno mi się dłużyło. Niejako z radością zostało dostrzeżone rondo w Falęcicach, tak często przeze mnie w tych stronach odwiedzane.


DW 731 między wsiami Michałów Główny i Branków. Widok ku SWW

W czasie Jazdy naszła mnie myśl, by korzystając z okazji, przejechać przez Wyśmierzyce i kilka pobliskich gmin, na zachód od Radomia. Tak też się stało. Droga do najmniej zaludnionego miasta w Polsce, w większości prowadziła lasem po średniej jakości asfalcie. Było płasko i dość bezludnie. Zaraz po wjeździe postój na posiłek, zasiadłszy na przystanku. Za kościołem skręt na południe. Droga pięła się w górę, a mi przyszło mozolnie obracać korbą. W pobliżu kulminacji zaczął padać drobny deszcz, stopniowo przechodząc w nieco większy. Nie było ochoty zakładać kurtki, wyszło się więc z tego z czystymi i opłukanymi ramionami.


Promna. DW 731. Kościół pw. św. Marii Magdaleny. Widok ku SW


DW 731. Most na Pilicy, za którą leżą Białobrzegi. Widok ku SSW


Białobrzegi. UMiG i Starostwo Powiatowe. Widok ku SW


Wyśmierzyce. Wjazd od strony Białobrzegów. Widok ku W


Wyśmierzyce. DK 48 Między Konopnickiej i Kopernika. Widok ku W

W Paprotnie skręt w lewo. Nawierzchnia była mokra i błyszcząca, po niedawnych opadach. chmura, która mnie olała, wędrowała dalej na wschód. Z pewnym niepokojem obserwowane było niebo na południu i zachodzie, wypatrując kolejnych deszczowych krów. I były, choć na szczęście udało się spotkać tylko z jedną. Za Romanowem droga wiodła na wprost, przez las. Kilkaset metrów omijało się kocie łby z drobnych kamieni, później zaś pojawił się nieco dziurawy, ale przyzwoity szuter. W Zacharzowie ponownie na asfalt, a po paru minutach skręt na południe.


Las między wsiami Brodek i Zacharzów. Widok ku SE

Przejechawszy przez Radzanów i Rogolin, popędziło się do Przytyku. Spieszyło mi się jechać w dość równinnym terenie, mając nadzieję na ominięcie spotkania z chmurą. Niestety, na granicy z gminą Zakrzew, chmura mnie dopadła, rozrzucając wszędzie swą zawartość. Dobrze, że deszcz ów nie był zbyt wielki, a mi w tym czasie wypadła przerwa pod lasem. Udało się założyć kurtkę, ale znów się ruszyło, już nie była mi potrzebna. Może jedynie jako ochrona przed chłodem. Z Zakrzewa jednak jechało się na południe, drogą w górę, więc tylko niepotrzebnie mnie zgrzało. Sama droga była do połowy wybrana aż do gruntu, w oczekiwaniu na nową, lepszą zapewne nawierzchnię. Na kulminacji kurtka powędrowała do bagażu, nie używana, aż do wieczora.


Radzanów. W centrum kościół pw. św. Marcina. Widok ku S


Przytyk. DW 732. W tle kościół pw. św. Podwyższenia Krzyża Świętego. Widok ku SSW


Zakrzew. DW 740. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela. Widok ku SEE


Zakrzew-Kolonia. Remont DW 733. Widok ku SW


DW 733. Golędzinów N. Kolejne opady deszczu. Widok ku NNW


DW 733. Golędzinów N. Kolejne opady deszczu. Widok ku NW

Trzymając się DW 733 przecinało się Wolanów i po dłuższej chwili wyjechało w Orońsku, gdzie poczynionych zostało kilka zakupów. Następnie DK 7 ponownie do Szydłowa. Była to trzecia moja tam wizyta na rowerze. Przy ratuszu trwało zamieszanie związane z rewitalizacją terenu, a więc mnóstwo ziemi kostki i maszyn budowlanych, a także chaos dla jadących. Z miasta wyjazd trasą na Bliżyn. Początkowo teren zapowiadał się płasko. W lesie nachylenie się nieco podniosło, lecz było na tyle nieznaczne, że praktycznie nieodczuwalne w czasie podjeżdżania. Nawierzchnia byłą przy tym dobra, a ruch znikomy. Jadąc tak przez las podjazd stawał się coraz bardziej stromy, swą maksymalną wartość osiągając w Majdowie. Ta wioska położona na zboczu, utwierdziła mnie w przekonaniu, że chcąc codziennie jeździć rowerem, z pewnością dobrze, aby nie przyszło mi mieszkać w rejonie górskim. Jazda z bagażem na najniższych biegach, lecz bez przerwy i zatrzymywania się. Zastanawiało mnie, czy aby zatrzymać się i zrobić zdjęcie za siebie, lecz już mi się nie chciało. Od Majdowa czekał mnie praktycznie sam zjazd, pokonywany z prędkościami przekraczającymi 40km/h. Rower sam się do nich rozpędzał.


UG Wolanów. DK12. Widok ku E


Szydłowiec. Staw na Korzeniówce. Zamek w tle. Widok ku NNW


Droga między Majdowem i Ubyszowem. Widok ku SSW

W Bliżynie przerwa pod pierwszym napotkanym sklepem, zjadając jogurt z musli. Był to pierwszy na trasie posiłek nie pochodzący z moich skromnych racji żywnościowych, na które składał się bochenek chleba, 0,5 kg sera i trochę czekolady, które z wolna konsumowane były przez 3,5 dni podróży. Utrzymując dość żwawe tempo, krajówką udało się dotrzeć do Stąporkowa, a stamtąd do Smykowa. Za miastem znów czekał mnie znaczny podjazd i gwałtowny zjazd po drugiej stronie wzniesień. Udało się zahaczyć o część Smykowa i przygotować do nocnej jazdy. Była to już bowiem pora zmierzchania. Dalej DK 74 do Kielc.


DK 42. Wjazd do Stąporkowa. Widok ku SWW

Noc była jasna dzięki księżycowi. Pozwalało mi to podziwiać zarysy gór i wzgórz, przewijające się na horyzoncie, nierzadko dalsza droga okazywała się prowadzić mnie właśnie po nich, gdzie zredukowawszy biegi można było się piąć przed siebie. Ile razy się podjeżdżało, tyle też zjechać było trzeba. Ciemno na ziemi, jasne nocne niebo i auta dla towarzystwa. Droga nie zawsze zapewniała mi pas serwisowy, który można by wykorzystać, a który był używany, gdy tylko się pojawiał. Światła. Dziesiątki, jeśli nie setki świateł w dolinach oznaczało odległe miejscowości, niczym gwiazdy tworząc cudne konstelacje. Myślami powrót do 2011 roku, gdy schodziło się po zboczach Perugii, zatrzymując się na chwilę, by podziwiać tamtejsze świetlne twory, oddalone od nas o kilka kilometrów. Tym razem świateł było dużo mniej, oglądanych ponadto z mniejszej wysokości.


Błotnica. Główne skrzyżowanie we wsi. Widok ku NWW


DK 74. Granica między gminą Smyków i Mniów. Kolejne zaliczone gminy. Widok ku NW

W jednej z miejscowości, po zatrzymaniu się, aby wykończyć zapas czekolady, widać było rozciągnięty łańcuch ludzi, zmierzających ze świecami z jednej ulicy w drugą. Gdy przeszli, a mój posiłek się skończył, przyszło ruszać dalej. Innym razem, podjazd w większości pokonany został jadąc ni to chodnikiem, ni to ścieżką. Ostatecznie, po kilku godzinach ukazały się Kielce. Tak jak w 2012, trzymając się DK74, lecz pod centrum handlowym skręcając już w DK73. Dużą część trasy jechało się ścieżką. Ledwie na początku i pod koniec wykorzystany został asfalt. W mieście panowała względna cisza. Auta mijały mnie z rzadka. Czasem widziało się pojedynczych ludzi. Życie rozkręcało się pod koniec mojej jazdy przez miasto, gdy mijało się jeden z lokalów całodobowych, skąd dobiegała głośna muzyka. Chodnikiem spacerowały grupki ludzi, co chwila zanosząc się pijackim śmiechem, to krzykiem. A ja przed siebie i sunąc przez rozświetlany lampami mrok nocy.


DK 74. Wjazd do Mniowa. Widok ku SE


DK 74. Ćmińsk. Po lewej stacja paliw przy skrzyżowaniu z DW 750. Po prawej kościół pw. Trójcy Świętej. Widok ku SEE


Kielce. Przejazd DK 74 pod S7. Widok ku SE

Parę kilometrów za miastem jazda kolejną remontowaną drogą. Dość długi był to odcinek. Później przeszła niewielka, ale w nocy już niewidoczna chmura z opadami. Niewielkimi, ale jednak. Dojrzewała we mnie myśl o rozbiciu noclegu. Udało się to za podjazdem z Morawicy. Skręt w polną dróżkę, prowadzącą przez otwarty teren nieużytków i rozbijając namiot, zabezpieczając się na wypadek kolejnych opadów.

Zaliczone gminy

- Wyśmierzyce
- Radzanów
- Zakrzew
- Bliżyn
- Stąporków
- Smyków
- Mniów
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 206.71 km (1.50 km teren), czas: 14:13 h, avg:14.54 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)