- Kategorie:
- >10 osób.67
- >200.48
- >300.13
- >400.1
- 2 Osoby.315
- 2007 Gdynia.5
- 2007 Pielgrzymka do Wilna.13
- 2007 Powiśle Puławskie.3
- 2008 Kraków.1
- 2008 Kraków 360.2
- 2008 Mazowieckie S.3
- 2008 Mazowsze W.2
- 2008 Murzynowo.3
- 2008 Suwalszczyzna.6
- 2008 Świętokrzyskie.6
- 2008 Świętokrzyskie 2.7
- 2008 Toruń.1
- 2009 Bieszczady.6
- 2009 Mazowsze NW.1
- 2009 Mazury.7
- 2009 Murzynowo.5
- 2009 Podlasie.3
- 2009 Skandynawia.40
- 2009 Tallin, Helsinki, Sztokholm.1
- 2009 Trójmiasto.4
- 2010 Pieniny.6
- 2010 Pińczów.23
- 2010 Podlasie.5
- 2010 Siedlecczyzna N.5
- 2010 Środek Polski.2
- 2010 Świętokrzyskie.5
- 2010 Wyżyna Małopolska W.2
- 2011 Kotlina Żywiecka.4
- 2011 Lubelskie W.4
- 2011 Lubuskie E.4
- 2011 Mazowsze SE.2
- 2011 Powiśle Gdańskie.4
- 2011 Wielkopolska E.4
- 2011 Włochy.39
- 2012 Bawaria.13
- 2012 Brevet Mazurski.3
- 2012 Kujawy, Pałuki, Krajna.4
- 2012 Małopolska.9
- 2012 Maraton BB.4
- 2012 Południowopolskie.10
- 2012 Pomorze Nadwiślańskie.5
- 2012 Prusy Górne.3
- 2012 Siedlecczyzna S.3
- 2012 Śląsk.3
- 2013 Gąsocin.2
- 2013 Górny Śląsk.3
- 2013 Mazury.4
- 2013 Pogórze Beskidzkie.9
- 2013 Pomorze.14
- 2013 Samoklęski.9
- 2013 Wielkopolska S.5
- 2014 Dolny Śląsk.7
- 2014 Gdynia.5
- 2014 Mazowsze NE.3
- 2014 Podlasie.5
- 2014 Pojezierze Pomorskie.9
- 2014 Wielkopolska.12
- 2014 Wyżyny Polskie W.7
- 2014 Ziemia Lubelska W.2
- 2015 Beskid Wyspowy.5
- 2015 Lubuskie.4
- 2015 Polesie.9
- 2015 Pomezania.2
- 2015 Roztocze.3
- 2015 Siedlecczyzna N.2
- 2015 Wyżyny Polskie W.6
- 2015 Zamojszczyzna.4
- 2015 Ziemia Dobrzyńska.1
- 2016 Beskidy.7
- 2016 Dolny Śląsk.7
- 2016 Górny Śląsk.11
- 2016 Podkarpacie.4
- 2016 Pomorze Nadwiślańskie.3
- 2016 Roztocze.1
- 2016 Warmia.2
- 2017 Alpy.6
- 2017 Dolny Śląsk.9
- 2017 Łódzkie S.4
- 2017 Łódzkie W.3
- 2017 Mazowieckie S, Kraków.4
- 2017 Świętokrzyskie.2
- 2017 Żuławy.6
- 2018 Radom.2
- 2024 Płaskowyż Kolbuszowski.0
- 3-4 Osoby.66
- 5-10 Osób.35
- Gminy.319
- LSTR.122
- Maratony.17
- Nocne.33
- Podróżerowerowe.info.32
- Pół nocne.220
- Samotnie.810
- Seniūnija.5
- Warszawa.129
- Wyprawki w regionie.157
- Wyprawy po Polsce.374
- Z Kasią.334
- Z Księgowym.95
- Z rodziną.181
- Zwykłe przejażdżki.520
Wpisy archiwalne w kategorii
Gminy
Dystans całkowity: | 45977.93 km (w terenie 2354.60 km; 5.12%) |
Czas w ruchu: | 2845:42 |
Średnia prędkość: | 16.16 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.46 km/h |
Suma kalorii: | 26058 kcal |
Liczba aktywności: | 319 |
Średnio na aktywność: | 144.13 km i 8h 55m |
Więcej statystyk |
Roweralia IV - Za Przemyśl
Niedziela, 10 maja 2009 | dodano: 02.07.2020Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Pół nocne, Gminy, 2009 Bieszczady
Po szóstej udało się wywlec na zewnątrz. Był chłodny, rześki poranek. Pospacerowało się trochę po okolicy. Jedyne chmury znajdowały się w dolinach. Zdjęcia oddają ledwie ułamek wrażenia, jakie na mnie sprawił ten widok. Powrót pod budynek i przygotowanie do zejścia. Na pożegnanie przybył wielki kudłaty kot, który tarzał się w piasku, ocierał o nogi i cały był zabawny. Aż chciało się zostać tam jeszcze chwilę dłużej. Droga w dół zajęła mi godzinę. Z początku było sporo kamieni, później długi schody o stromych stopniach. Rower ponownie trochę zawadzał, więc raczej był sprowadzany wydeptaną ścieżynką obok, zamiast co chwila walić o schodki. Później był już zwykły grunt. Jedna, obowiązkowa przerwa na zdjęcia, gdy po raz pierwszy udało się ujrzeć salamandrę. Krótka, bo brak wody był odczuwalny.
Południowy kraniec Połoniny Wetlińskiej. Morze chmur. Po lewej Jawornik (1049 m n.p.m.). W tle za nim pasmo Otryt. Na horyzoncie Magura Łomniańska (1024 m n.p.m.) po ukraińskiej stronie granicy. Po prawej Magura Stuposiańska (1016 m n.p.m.). Nieco na lewo Kosowiec (955 m n.p.m.). Po prawej w tle Boberka (826 m n.p.m.), a na horyzoncie pasmo Rozłucza po ukraińskiej stronie granicy. Widok z okolic Chatki Puchatka ku NE
Południowy kraniec Połoniny Wetlińskiej. Morze chmur. W tle Otryt. Widok z okolic Chatki Puchatka ku N
Południowy kraniec Połoniny Wetlińskiej. Po lewej Hrnatowe Berdo (1187 m n.p.m.). Po prawej Roh (1255 m n.p.m.). Widok z okolic Chatki Puchatka ku NW
Południowy kraniec Połoniny Wetlińskiej. Widok na Połoninę Caryńską z okolic Chatki Puchatka ku SEE. Po prawej Tarnica (1346 m n.p.m)
Południowy kraniec Połoniny Wetlińskiej. Morze chmur. Po prawej Magura Stuposiańska (1016 m n.p.m.). W centrum Kosowiec (955 m n.p.m.). Po prawej w tle Boberka (826 m n.p.m.), a na horyzoncie pasmo Rozłucza po ukraińskiej stronie granicy. Widok z okolic Chatki Puchatka ku NE
Południowy kraniec Połoniny Wetlińskiej.. Kot przy Chatce Puchatka.
Południowy kraniec Połoniny Wetlińskiej. Kot przy Chatce Puchatka (nie lubię jak tak robią).
Południowy kraniec Połoniny Wetlińskiej. Widok na Chatkę Puchatka w drodze do doliny.
Południowy kraniec Połoniny Wetlińskiej. Widok na Połoninę Caryńską ku SEE. Po prawej Tarnica (1346 m n.p.m)
Południowy kraniec Połoniny Wetlińskiej. Widok na Połoninę Caryńską ku SEE. Po prawej Tarnica (1346 m n.p.m)
Południowy kraniec Połoniny Wetlińskiej.
Południowy kraniec Połoniny Wetlińskiej. Długie schody od południa w stronę Chatki Puchatka. Widok ku N
Południowy kraniec Połoniny Wetlińskiej. Widok na główną drogę w dolinie, ku S
Południowy kraniec Połoniny Wetlińskiej. Po lewej Działy. Po prawej Jawornik (1021 m n.p.m.). W centrum Paprotna (1198 m n.p.m.). Widok ku SWW
Salamandra Plamista na południowym stoku Połoniny Wetlińskiej
Salamandra Plamista na południowym stoku Połoniny Wetlińskiej
W pierwszych planach była nadzieja, by obskoczyć dwie połoniny, ale brak wody i niechęć do ryzyka "gdzie tu z tym rowerem", skierowały mnie od razu na wschód, gdy tylko dosięgło się asfaltu w Brzegach Górnych. W Dwerniku przejazd ponad płyciutkim Sanem, o skalistym dnie. Wkrótce potem ujrzało się kogoś, kto pozyskiwał wodę ze zbocza po lewej. Była tam studzienka, dzięki której napełniło się butelkę i zaspokoiło pragnienie. Smakowała raczej dobrze, ale wolę nie myśleć o ewentualnych zwierzątkach, jakie mogły się tam wykąpać.
Z Brzegów Górnych do Nasiczna
Z Brzegów Górnych do Nasiczna
Z Brzegów Górnych do Nasiczna
Z Brzegów Górnych do Nasiczna. W tle Wysoki Wierch (842 m n.p.m.). Widok ku NE
Nasiczne. Most przez Potok Nasiczański. W tle Caryńska (928 m n.p.m.). Widok ku SSW
Nasiczne. Most przez Potok Nasiczański. Widok ku SE
Nasiczne. Most przez Potok Nasiczański. Widok ku N
Dwernik. Most przez San. W tle pasmo Otrytu między Otrytem Wyżnym (896 m n.p. m.) i Trohańcem (939 m n.p.m.). Widok ku NE
Dwernik. San. Widok ku SEE
Dwernik. San. Widok ku SEE
Dwernik. San. W tle Otryt Wyżny (896 m n.p.m.). Widok ku
Źródełko w pobliżu Dwernika
Wnet wyjechało się na główną trasę. W pierwszych planach była nadzieja dotrzeć jak najdalej ku SE, ale nie było pewności, czy w ogóle da się tam dotrzeć rowerem, no i przygoda z brakiem wody, a przez to drobne wyczerpanie. Z wolna postępowało oddalanie się na północ z radością i nutą smutku, które przepełniały mój nastrój. Za Lutowiskami przerwa, by po raz ostatni popatrzeć na odległe szczyty. W Ustrzykach Dolnych zakupy się w sklepie. Przejazd do Krościenka, skręt w lewo i gdzieś, zaraz za wiaduktem kolejowym, nastała półgodzinna przerwa na obfitsze śniadanie z zakupów.
Smolnik. DW 896. W centrum Kosowiec (955 m n.p.m.). Widok ku SSE
Smolnik. DW 896. W tle po lewej Żydowskie Berdo (803 m n.p.m.) Widok ku N
Lutowiska. Kościół pw. św. Stanisława Biskupa. Widok ku NW
Lutowiska. "Jeżeli zapomnę o nich Ty Boże na niebie zapomnij o mnie" A.Mickiewicz w hołdzie pomordowanym Polakom na Kresach Wschodnich i w Bieszczadach przez ukraińskich nacjonalistów w latach 1939 - 1947 Lutowiska 2007 r. Rodacy". " Pamięci 650 ofiar faszyzmu rozstrzelanych tu przez gestapowców w 1943 r. społeczeństwo Lutowisk 1969 r."
Widok na Lutowiska z Kaczmarewki ku S. Po lewej kościół pw. św. Stanisława Biskupa. W tle najwyższe góry Bieszczad
Widok na Lutowiska z Kaczmarewki ku S. Po lewej kościół pw. św. Stanisława Biskupa
Widok na Lutowiska z Kaczmarewki ku S. W tle najwyższe góry Bieszczad
Widok na Tarnicę (1346 m n.p.m.) z Kaczmarewki ku S
Podgórze 28
Hoszów. DW 896. Po lewej Kamienna Laworta (751 m n.p.m.). Po prawej pasmo Orlika (618 m n.p.m.). Widok ku NNW
Jałowe. DW 896. W tle Kamienna Laworta (751 m n.p.m.). Widok ku NW
Ustrzyki Dolne. Widok ku NNW
Krościenko
Krościenko. Widok ku NNE
Krościenko. "1830 - 1930 W hołdzie powstańcom listopadowym w setną rocznicę zrywu narodowego rodacy". Widok ku NNW
DK 84. Krościenko. Widok ku NE
DK 84. Krościenko. Ruiny, które przestały istnieć między 2012 a 2014 r. W tle Ostrykowiec (588 m n.p.m.). Widok ku SEE
DK 84. Krościenko
DW 890. Krościenko. W tle Klewa (582 m n.p.m.). Widok ku N
Kolejny etap podróży wiódł wzdłuż niewysokich pagórków. Droga nie była pierwszej jakości, ale za to okolica była bardzo spokojna. W Wojtkowej skręt w prawo. Moim zamiarem było zjechać na jeszcze bardziej odludny szlak. We wsi Grąziowa przejechało się mostem nad rzeką Wiar. Rozmowa z mieszkańcem, który tamtędy przechodził. Trochę udało mi się dowiedzieć o okolicy, pytając o stojący obok starszy most, choć wszystko poza tym uleciało z głowy. Zostało jedynie wspomnienie o jego negatywnym nastawieniu do stanu mostu.
DW 890. Liskowate. W centrum w tle Brańcowa (677 m n.p.m.). Widok ku NWW
Wojtkówka
Wojtkówka
"Poległym w walce z bandami U.P.A. w latach 1944 - 1947 milicjantom (...) ormowcom (...) 1959 społeczeństwo".
Grąziowa. Most przez Wiar. Widok ku SEE
Grąziowa. Wiar. Widok ku NNE
Grąziowa. Poprzedni most przez Wiar. Widok ku SSW
Wkrótce skończyły się zabudowania, została sama rzeka, drzewa i trawy. Do tego asfalt z dziurami i ja z pozytywnym nastawieniem. Nawet wtedy, gdy droga była przecięta przez rów powstały zapewne po opadach. Jakoś przeniosło się rower, choć trochę to było uciążliwe. Ale również ciekawe! Dopiero gdzieś po godzinie jazdy dotarło się do kolejnych zabudowań. Okolica przypominała Shire. Tylko wypatrywać okien i drzwi wystających z pagórków. Trochę udało mi się odpocząć w trakcie pisania przez gg z LSTR. Niestety, w tym rejonie naszła mnie pokusa - przy drodze leżał przewrócony słupek drogowy z metalową tabliczką szlaku rowerowego. Przyszła mi wtedy głupia myśl, że skoro słup został przez kogoś zniszczony, to ową tabliczkę wezmę na pamiątkę. Zabranie tabliczki, która była dobrze przymocowana, zajęło mi trochę czasu. Tabliczka dotarła do domu i przeleżała sporo lat nie wiem dokładnie gdzie. Po latach naszły mnie wyrzuty sumienia, aby tabliczkę ową zwrócić, ale nie udało mi się jej znaleźć, pomimo zaglądania w różne miejsca podczas porządkowania terenu gospodarstwa. Mam nadzieję, że zostanie znaleziona i zwrócona.
Grąziowa. Dolina Wiaru. Widok ku N
Grąziowa. Dolina Wiaru
Grąziowa. Dolina Wiaru
Między Rybotyczami i Makówką. Widok ku NE
Makowa. Po prawej Makowska Góra (374 m n.p.m.). Widok ku E
Granica gmin między Kniażycami i Grochowcami. W tle góry Sanocko-Turczańskie. Widok ku SSE
W Huwnikach czekał mnie podjazd. Udało się przebić na Fredropol. Niebo przesłoniły chmury. Mi już zaczynało brakować sił. Niewiele zapamiętało się z dojazdu do Przemyśla poza tym, że było dość łatwo, z niskimi jak na te okolice podjazdami. Zjazd w okolice mostu, a stamtąd na Rynek i pod Katedrę. Przerwa na kolację, składając się z lodów na krańcu Ratuszowej. Miasto opuszczone zostało najprostszą trasą, jaką można było wybrać. Już zapadł wieczór, a wkrótce noc. Chyba w Orłach nastała przerwa na przystanku. Już się tam leżało, w gotowości, by nawet się przespać, ale póki co trwało tylko odpoczywanie. Przede mną ciągnęły się chmury, z których co chwila pobłyskiwało. Na takie ryzyko nie chciało mi się decydować. Jak się okazało, nie zamierzały się do mnie zbliżać, a raczej szły w bok mojej trasy. W międzyczasie nadszedł nieco starszy facet. Zaoferował możliwość skorzystania z noclegu, ale nie doszło do tego. Już było we mnie przekonanie, co do kontynuowania dalszej jazdy przez noc, ale nie było mi wiadomo jak długo. No i naszło trochę obaw.
Grochowce. Widok ku N
Przemyśl. Słowackiego. Widok ku NW
Przemyśl. Widok ku NW
Raczej niewiele aut mnie mijało. To nie centrum kraju. Chyba koło północy, albo i po niej, dojechało się do Jarosławia jadąc przez Radymno. Od razu skręciło się w DW 870, ale jazda była już bezrefleksyjna. Trochę trzeba było postać nad mapą na rozjeździe w Koniaczowie. Mentalnie już niewiele zostało sił. Jak automat zmierzało się na północ. Przejazd nad Lubaczówką, o której nawet nie było mi wiadomo, a tym bardziej nie było jej widać. Droga przez las. Za lasem pole po lewej. Przystanek. Stary, opuszczony, zapuszczony. Zjazd. Podłoże wymoszczone sakwą i czym było można, po czym wlazło się w śpiwór...
Zaliczone gminy
- Czarna- Ustrzyki Dolne
- Bircza
- Fredropol
- Przemyśl (W+M)
- Żurawica
- Orły
- Radymno (W+M)
- Jarosław (W+M)
- Wiązownica
- Sieniawa
Rower:Unibike
Dane wycieczki:
178.60 km (0.00 km teren), czas: 10:35 h, avg:16.88 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Roweralia III - Przez Połoninę
Sobota, 9 maja 2009 | dodano: 13.05.2009Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2009 Bieszczady
Niezbyty udało mi się wyspać. było trochę chłodno. Start o 6. Zaraz za Jabłonkami zaczęły się serpentyny. Ani nogi, ani kolana nie były do tego chętne, więc trzeba było poczłapać się w górę, obserwując bujnie ukwieconą przyrodę wiosenną. Zjazd co Cisnej, a stamtąd jechało się już łatwo po dnie doliny. Za Dołżycą przerwa, by zerknąć na tory kolejowe po prawej. Tak przypadkiem udało mi się ujrzeć padalca, który był podobnie niemrawy jak i ja. Pół godziny później przerwa pod wiatą przystankową, aby odpocząć, ale długo to nie trwało. Droga tu ponownie wznosiła się w górę, choć nie tak męcząco jak poprzednio.
Nocleg na przystanku w Jabłonkach. Widok ku W
Przy DW 893 między Jabłonkami a Cisną.
Przy DW 893 między Jabłonkami a Cisną.
DW 897. Cisna. Po lewej Daniowa (873 m n.p.m.). W centrum Łopiennik (1069 m n.p.m.). Po prawej Horodek (890 m n.p.m.). Widok ku N
DW 897. Granica między Cisą i Dołżycą. Po lewej Daniowa (873 m n.p.m.). W centrum Łopiennik (1069 m n.p.m.). Widok ku N
DW 897. Przejazd nad Solinką. W centrum Falowa (965 m n.p.m.). Widok ku E
Dołżyca. W tle Horodek (890 m n.p.m.). Widok ku N
Dołżyca. Padalec
W końcu widoczna stała się Połonina Wetlińską. Drogą szła grupka ludzi, którzy sprawdzali coś na mapie. Wjazd do Kalnicy. Trochę żalu, że nie było nigdzie widać sklepu, bo trochę przydałoby się dobrać wody. Oj, jak bardzo tego później się żałowało... Podjazd do budki, gdzie sprzedawano bilety. W tamtej chwili nikogo w niej nie było, za to przy pobliskiej wiatce siedziało kilku ludzi, zajętych rozmową. Po początkowych oporach (bo rowerami nie można jeździć), w końcu udało się zakupić bilet wstępu (bo jeździć nie chciało mi się tam, bo i jak). Można było ruszyć w górę.
DW 897. Przysłup. Po lewej Wierch (929 m n.p.m.). Po prawej Smerek (1222 m n.p.m.). Widok ku NEE
DW 897. Przysłup. W tle Wierch (929 m n.p.m.). Widok ku E
Kalnica. Wetlina. Po lewej NW stoki Ferczatej (1102 m n.p.m.). Po prawej NW stoki Dużego Jasła (1153 m n.p.m.). Widok ku SSW
Przy NW wejściu na Połoninę Wetlińską
Przy szlaku stały drzewa młode jak i bardzo stare. Niektóre bardzo charakterystyczne. W podłożu było sporo skał i kamieni. Właściwie prawie same, z niewielką ilością gleby i korzeni. Szło się dużo trudniej niż na Łysicę, pomijając już wysokość czy długość podejścia. W kilku miejscach trzeba było się wspiąć o około metr albo pół. Aby było łatwiej, na plecy zarzuciło się wór, by odciążyć rower. Przewidywany był taki rozwój wypadków, więc celowo nie chciało mi się brać sztywnych sakw. I bardzo dobrze. Po dwóch kilometrach trasa trochę złagodniała, by dać jeszcze trochę wycisku nim udało się wejść na samą polanę.
NW wejście na Połoninę Wetlińską
NW wejście na Połoninę Wetlińską
NW wejście na Połoninę Wetlińską
NW wejście na Połoninę Wetlińską
NW wejście na Połoninę Wetlińską
Połonina Wetlińska. Smerek (1222 m n.p.m.). Widok ku SEE
Udało się wejść na wysokość kilometra ponad poziom morza. Przede mną otwarta przestrzeń i brak skał. Jeszcze tylko nieco ponad sto metrów do szczytu. Choć wydawało się to łatwe, to ze względu na stromiznę, wędrówka z rowerem nie była już tak łatwa. Ten pragnął czasem się odchylać, ciągnął w tę czy tamte. No i przez to trzeba było iść trochę za bardzo po skosie. Trawa również nie ułatwiała. Chyba po kamieniach szło się lepiej. Żeby tego było mało, gdy już doszło się pod krzyż w porze południowej, nad górę nadciągnęły mgliste chmury. Z przeciwka schodziło kilka osób, chroniących się płachtami foliowymi przed wilgocią. Przyszła pora, by zrobić kilkuminutową przerwę na ławeczce, licząc na to, że chmura za chwile zniknie. Aha. Na pewno. Poszło się dalej po pół godzinie.
Połonina Wetlińska. Na Smerku
.
Połonina Wetlińska. Na Smerku
Połonina Wetlińska. Na Smerku
Połonina Wetlińska. Smerek. (1222 m n.p.m.). Widok ku NWW
Połonina Wetlińska. Krzyż na szczycie Smerka
Połonina Wetlińska.
Chmury ciągle wisiały, ale przynajmniej już nie płożyły się tak nisko, choć może to zasługa obniżenia się terenu. Dzięki temu można było trochę rozejrzeć się po okolicy i tym co w dole. Droga w sam raz nadawała się teraz do jazdy i ledwo udawało mi się powstrzymywać. Zawczasu padło moje postanowienie, by nie jechać i twardo udawało się tego trzymać. Niebawem, za skrzyżowaniem z żółtym szlakiem, zrobiło się trochę wąsko, a po prawej trochę stromo. Zaczęły pojawiać się też skały w podłożu, aż teren stał się niemal tylko taki. Koło postawionych z desek barierek spotkanie z dość młodą parą i trochę, choć niewiele, pogadania. Później oddalili się na pół kilometra, czy raczej mi się tak wlokło i przystawało, by robić zdjęcia. Teren zachęcał, by zboczyć na Hnatowe Berło, ale pogoda nadal nie, a mi się już chciało dojść do zaplanowanej przed wyjazdem Chatki Puchatka, zakończyć ten dzień.
Połonina Wetlińska. Widok ku SSE
Połonina Wetlińska. Widok ku SSE
Przez Połoninę Wetlińską. Widok ku SSE
Połonina Wetlińska. Widok ku NWW
Połonina Wetlińska.
Połonina Wetlińska.
Połonina Wetlińska.
Połonina Wetlińska.
Połonina Wetlińska. Widok ku S
Połonina Wetlińska.
Połonina Wetlińska.
Połonina Wetlińska.
Połonina Wetlińska
Jeszcze ostatni, łagodny i łatwy kilometr. Po prawej udało się dostrzec jelonka, który ponoć był stałym bywalcem, niejaką atrakcją w tym miejscu. Wnet, niczym dom Muminków, ukazał się dach schroniska, z wolna wyłaniający się przede mną. Trud skończony. Odpoczęło się na ławce przed budynkiem. Było jeszcze trochę czasu i zastanawiało mnie, czy może jednak zejść. Nie przyszło mi jeszcze spać w schronisku, więc się udało mi się przemóc i opłacić koszt noclegu. Zapobiegawczo, rower został przypięty do drewnianego ogrodzenia, a potem jeszcze zachciało mi się pochodzić po budynku, oglądając zdjęcia, obrazy i flamastrowe wpisy na ścianach. Chmury w końcu się oddaliły, przerzedziły i mogżna było się napawać widokami. Zasnąć udało mi się dość wcześnie, bo i nie było co robić, gdy już przejrzało się mapę. Pobudka koło północy. Za oknem piękna, księżycowa noc. Śliczny widok Połoniny Caryńskiej skąpanej w tym świetle. Zachciało mi się uchwycić to aparatem, ale efekt był gorzej niż mizerny. Kiedy będzie można robić zdjęcia (w przystępnej cenie) o takiej jakości wyłapywania światła jak w ludzkim oku... W trakcie mojej drzemki, do pokoju zameldował się jeszcze ktoś, kto potwornie chrapał. Oprócz tego skończyło mi się picie, które za szybko było przez mnie wykańczane podczas snu, gdyż ciało domagało się nawodnienia. Dalszy sen był męczarnią, ale jakoś udało się dotrwać do rana.
Połonina Wetlińska. Widok ku SW
Połonina Wetlińska.
Połonina Wetlińska.
Połonina Wetlińska. Dach schroniska Chatka Puchatka. Widok ku SE
Połonina Wetlińska. Schronisko Chatka Puchatka. Widok ku N
Połonina Wetlińska. Widok ku NW
Połonina Wetlińska. Po lewej Połonina Caryńska. Widok ku S
Połonina Wetlińska.
Połonina Wetlińska.
Połonina Wetlińska. Widok ku SW
Połonina Wetlińska.
Połonina Wetlińska. Widok ku SE
Zaliczone gminy
- Cisna- Lutowiska
Rower:Unibike
Dane wycieczki:
35.61 km (15.00 km teren), czas: 05:05 h, avg:7.01 km/h,
prędkość maks: 54.51 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Roweralia II - Witajcie Bieszczady
Piątek, 8 maja 2009 | dodano: 13.05.2009Kategoria >200, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Pół nocne, Gminy, 2009 Bieszczady
Pobudka o czwartej. Jeszcze by się pospało, ale ruszać pora. Po śniadaniu ogarnięcie się i wyjazd około piątej rano. Wzdłuż Tanwi, lokalnej rzeki, dotarliśmy do Ulanowa, gdzie po kilku krótkich historiach się nasze drogi się rozdzieliły. O szóstej z rana przejechałam przez Tanew i znikając w odmętach kolejnego dnia podróży. Jako pierwszy minięty został Rudnik nad Sanem, jadąc tylko na jego obrzeżach. W porannej szarówce podążałam do Leżajska. Poranki źle wychodzą i tak było tym razem. Niewątpliwie jednak, lepszym ten był dzień od poprzedniego i z czasem jeszcze bardziej się to zmieniało. Przetoczeni przez Sarzynę, gdzie obozem rozstawiali się ludzie pod kościołem. Do Leżajska wjeżdżało się przez las wzdłuż głównej trasy. Jak się okazało, Browar Leżajski był na położony na uboczu. Zostało tylko przez miasto się przetoczyć, rynek przejechać i ku górom dalej kontynuować podróż. Wtem, na początku miejscowości dało się zobaczyć bazylikę, o której się co nieco już słyszało. Krótka przerwa, by wejść do środka i zerkniecie na organy. W Polsce były największymi prawie, a tylko Oliwskie wielkością swą je przewyższały. Tylko jedno niemiłym było, iż nie zagrały, a dźwięk ich w uszach nie przebrzmiał.
Leżajsk. Bazylika pw. Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie
W drodze do centrum mijałam jakieś liceum. Tam to w strojach odświętnych maturzyści szli. Sam Leżajsk trochę Płońsk przypominał. Za miastem popas i czekolady wykończenie, jednej z wielu w bagaż zabranej. Dalej typowo podkarpacką trasą, resztę regionu zapowiadającą ‑ wpierw długo w dół, potem to mniejszy, to większy podjazd za sobą się zostawiało. Pośród wsi przy drodze ulokowanych, toczyło się już lekko. Widać było pierwszy, potężnych zarys wzgórz, choć Bieszczady jeszcze to nie były. Żwawo udało się znaleźć w Łańcucie. Dotarłam do nieznanego parku, gdzie zachciało mi się zrobić przerwę na posiłek, zerknięcie w mapę i liczenie kilometrów.
DW 877. Przydrożna piwnica
DW 877. Żołynia. W tle kaplica cmentarna. Widok ku SSW
DW 877 między Rakszawą i Dąbrówkami. Widok ku S
Znów pakowanie bagażu. Pierwszy raz jechałam tylko z workiem do przechowywania bagażu. Z początku problemów była masa, lecz wraz z kilometrami i doświadczenia przybywało. Wnet udało mi się zacząć łapać, o co z tą konstrukcją chodzi. Dopiero w Sanoku, po kaufflandzkich zakupach, wypróbowałam dwa sposoby jego przewozu.
Zamek w Łańcucie. Widok ku NNW
Zamek w Łańcucie. Widok ku N
Po posiłku, jechałam na lekko, powoli tocząc się po parku. Zerkałam na pałacyk. Wnet przybliżył się jakiś samochód. O włos dosłownie się zatrzymał. W myślach: "Po parku autem? Z taką prędkością?". Ten opuścił szybę i rzucił, że nie wolno z rowerem w tym parku. Historia łagodnie się potoczył, strażnik pojechał dalej. Po kilku zdjęcia wyjechałam z miasta. Dalej na południe, przez Albigową, wieś długą i kończącą się podjazdem sporym. Ze szczytu widziało się krajobrazy okolic, leżących na północ od postoju. Po zrobieniu panoramy rozpoczął się szalony, szybki przejazd poprzez wsie, wzgórza i doliny. Podziałały ożywczo. Tylko wiatr na zjazdach przeszkadzał, choć spokojny tego dnia, na twarz tylko zawiewał. Prędkości znów od 40 do 60 się wahały. A podjazdy? Te łatwo jakoś się pokonywało. Szybciej i przyjemniej, mimo wyższego ich trudności stopnia. Nogi same pracowały.
DW 877. Albigowa SW. Widok ku N
DW 877. Albigowa SW. Widok ku NNE
DW 877. Albigowa SW. Widok ku NE
DW 877. Zjazd z Wólki Hyżneńskiej do Dylągówki. Widok ku SE
DW 877. Zjazd z Wólki Hyżneńskiej do Dylągówki. Widok ku SE
DW 877. Dylągówka S. Widok ku N
DW 877. Dylągówka S. Widok ku N
W jednym miejscy serpentyna. Co pewien czas kolejne postoje, by zrobić zdjęcia. W kolanach pełno było mocy. Chwilę potem czekał zjazd. Z drugiej strony, również serpentyna. Tam wyprzedził mnie wóz ciężarowy i nie widziałam nic. Ocenić drogi nie było można. Co przede mną, gdy z daleka się go trzymało, lecz ten i tak drogę zasłaniał? Raz na zakręcie ostrym, niemalże przyszło się zatrzymać. Zastanawiało mnie, czy spróbować się schować w cieniu aerodynamicznym auta, ale lepiej było nie ryzykować.
DW 877. Odcinek między Dylagówką i Szklarami. Widok ku SE
DW 835. Dynów S. Dolina Sanu. Widok ku SSE
DW 835. San między Warą i Niewistką. Widok ku SSW
DW 835. Krzemienna S. Widok ku SSE
DW 835. Granica między Krzemienną i Dydnią. Widok ku SSE
Dydnia. DW 835. Kościół pw. św. Michała Archanioła i św. Anny. Widok ku SWW
Dydnia. DW 835. Mała Kalwaria Różańcowa w części wsi Za Kulówką. Widok ku N
Dydnia. DW 835. W tle Szerokie (448 m n.p.m.). Widok ku E
Jabłonka.DW 835. Kościół pw. Matki Boskiej Częstochowskiej. Widok ku S
DW 835. między Niebockiem i Grabownicą Starzeńską. Szyb naftowy. Widok ku E
DW 886 między Grabownicą Starzeńską i Pakoszówką. W centrum Głęboka (526m n.p.m.), na prawo Kopacz (541m n.p.m.), a po prawej Wroczeń (498 m n.p.m.). Widok ku E
DW 886 między Grabownicą Starzeńską i Pakoszówką. W centrum Głęboka (526m n.p.m.), na prawo Kopacz (541m n.p.m.), a po prawej Wroczeń (498 m n.p.m.). Widok ku E
Pakoszówka. DW 886. Widok ku SE
DW 886. Pakoszówka SE. Po lewej Niuchowa (465 m n.p.m). W tle Słonne Góry. Widok ku SEE
Działo się to w Szklarach przed Dynowem. Stamtąd już jechałam doliną Sanu. Spokojne tereny, bez większych różnic terenu. Nogi to odczuły. Wiedziały już swoje. Tak niebawem udało się dotrzeć do Starzeńskiej Grabownicy, gdzie lokalna droga wpadała na DW 886 o natężeniu większym i mniej przyjemnym. Z niej już tylko godzina niecała do Sanoka została. Tak o 15 godzinie zawitałam do miasta. Z Warszawy. Udało się szybko wzmocnić w sklepie przydrożnym. Poprawiłam bagaż, który spadł w momencie pewnym, a pół godziny później ‑ udało się! W centrum udało się spotkać ze znajomą, widzianą w Warszawie raptem dwa dni wcześniej. Pogadało się trochę, coś zjadło, a potem każde w swoją drogę. O 16:30 znów samotnie, tym razem w Sanoku, rozpoczęło się telepanie na południe. Wpierw do kaufflandu, po zakupach przepakowując bagaż. Miasto opuściłam bardzo późno, gdy słońce powoli znikało w kierunku horyzontu.
Sanok. Bikepacking, zanim to było modne
Witamy na Bieszczad Mapie
Przede mną stał Zagórz i cel tam położony.Karmelitów Klasztor na wzgórzu wzniesiony.
Nieszczęściem, był on dość zniszczony.
Fresk na ścianie stał uwidoczniony.
Lecz cóż, prócz celu? Ważna również droga. By niezbyt była prosta, los z niewielkim udziałem woli, tam trasę narzucił. Otóż, o jedno skrzyżowanie zbyt wcześnie skręciłam w prawo, wyjeżdżając na osiedle domków. Podjazd na wzgórze. Nie chciało mi się zjeżdżać z powrotem. Na mapie była oznaczona gruntowa droga, w którą zachciało mi się pojechać. Ta, wpierw szutrowa, ubita i z kamieniami licznymi ‑ wnet zmianie uległa. W polną, trawą porośniętą, nieco grząską i much w powietrzu pełną. Wkrótce w jazdę po polu się to przerodziło. Na wzgórza zboczu w dół zmierzając. Ażeby nie zawracać, zjazd ułatwiłam w koleinie, dawnym śladzie po ciągniku. Wkoło trawa, lasy, drzewa i rośliny… Rower na hamulcach staczał się po polu. Szybko, niebezpiecznie, lecz wciąż pod kontrolą. Na jednym wyboju omal z roweru się nie zleciało. Chwilę mi się zatrzymać. W dole ukazał się jeleń. Zachciało mi się zrobić mu zdjęcie, lecz ów czmychnął w las z wielką prędkością.
Zagórz. Krucza. W tle Słonne Góry. Widok ku NE
Zagórz. Krucza na wzgórzu. Widok ku S
Na dole widać było dom. Gospodarstwo czyjeś. Szybka ocena, krótka decyzja i znów na dół. Tuż przed wjazdem dla ciągnika, przerwa i obserwacja sytuacji. Przede mną stał duży pies, wielce niepożądany. Na szczęście droga nie biegła przez gospodarstwo, lecz tylko tuż przy płocie. Nieszczęściem zaś, pies na łańcuchu bardzo swobodnym, jak tramwaj do linii podwieszonym, mógł w dużym zasięgu przebiegać i manewrować. Krótka piłka. Gwałtowne naciśnięcie na pedały, by jak najszybciej opuścić obszar. Pies na szczęście w ogóle się nie ruszył, a może nawet się odsunął. Ot, niepotrzebne wątpliwości. Zaraz wkrótce droga była już normalna. Trzeba użyć mapy i klasztor zlokalizować. Odtąd podróż przebiegała sprawnie. Choć był tam podjazd, który pieszo trzeba było przejść. Z góry widziałam osobnika, który mydlane bańki puszczał. Banie wielkie, a nie bańki. Chciało mi się im zdjęcia porobić, ale te zbyt wcześnie się rozpryskiwały. W końcu, gdy złapałam go na zdjęciach kilku, można było dalej zmierzać ku klasztorowi. Facet też w tym momencie się do domu zawrócił.
Zagórz. Linia kolejowa nr 107/488 między stacjami Nowy Zagórz – Łupków (– Medzilaborce). Widok ku N
Zagórz. Linia kolejowa nr 107/488 między stacjami Nowy Zagórz – Łupków (– Medzilaborce). Widok ku NE
Zagórz. Ruiny klasztoru. Widok ku SEE
Zagórz. Droga do ruin klasztoru. W tle Słonne Góry. Widok ku NE
Zagórz. Ruiny klasztoru
Zagórz. Ruiny klasztoru. Widok ku NNE
Zagórze. Ruiny klasztoru
Zagórz. Ruiny klasztoru. Widok ku SSW
Zagórz. Ruiny klasztoru
Zagórz. Ruiny klasztoru
Zagórz. Ruiny klasztoru
Zagórz. Ruiny klasztoru
Zagórz. Ruiny klasztoru
W klasztorze, gdzie migiem udało się dotrzeć, już łaziła pewna parka, lecz szybko zniknęła, gdzieś się rozpłynęła. W trakcie mojego pakowania, widać było, jak czwórka dziewcząt, lecz nie z Albatrosa, w jego miejsce tam przybyła. Jest więc ruina bardzo popularna ‑ przed sezonem, a odwiedzin masa. Po Zagórzu, który ciekawe zrobił wrażenie, kurs do Tarnawy (tam chwila w świątyni opuszczonej, gdzie już nic nie było, nic się nie ostało) i skręt na wchód, na między wsiami drogę. Ta przez wzgórze przechodziła, 12% podjazdu miała, a przez 2‑3km się ciągnęła serpentynami. I dałoby radę podjechać, lecz na ostatnim, ostrym zakręcie, z którego do końca z dwieście metrów zostało, cztery razy od kolana nadeszło ostrzeżenie. Lepiej było się zatrzymać, a przy okazji zrobić zdjęcia i dać odpocząć kolanu. Potem kontynuowałam podróż w górę, a z niej już kilka kilometrów, w raptem 5 minut się przeskoczyło. Pędziłam trasą po zmroku. Z jedynie lampką ‑ 50, 60, 70 kilometrów nawet na liczniku widniało, aż od wiatru do oczu łzy napływać zaczęły. Tak to zjechałam do Huzeli pod Leskiem położonej.
Zagórz. Widok spod ruin klasztoru ku W
Zagórz. Widok spod ruin klasztoru ku N
Tarnawa Górna. Cerkiew pw. Zaśniecia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku NEE
Między Tarnawą Górną i Leskiem. Widok ku SWW
Baligród. Widok ku W
Już spokojniej się toczyło nocą przez Bieszczady, księżyca oświetlone blaskiem. Jeszcze wizyta w Baligrodzie, pod czołgiem oświetlonym, a przed nią parę kilometrów na poboczu spędzonym. Długi odpoczynek. Czekolady wiele pochłoniętej. O Bieszczadach zebrane informacje. Ze światem kontakt nawiązany. Weryfikacja planów, które naprawdę nie istniały, bo wszystko samo się toczyło, z niewielką tylko osobistą pomocą. Noc spędziłam we wsi Jabłonki. Od północy do szóstej rano na przystanku, dobrze osłoniętym, ale z bardzo wąską ławką. W spaniu porządnym wybitnie mi przeszkadzała. Tak skończył się dzień drugi.
Zaliczone gminy
- Rudnik nad Sanem- Nowa Sarzyna
- Leżajsk (M+W)
- Żołynia
- Rakszawa
- Czarna
- Białobrzegi
- Łańcut (M+W)
- Chmielnik
- Hyżne
- Dynów (W+M)
- Nozdrzec
- Dydnia
- Brzozów
- Sanok (W+M)
- Zagórz
- Lesko
- Baligród
Rower:Unibike
Dane wycieczki:
207.37 km (11.30 km teren), czas: 11:03 h, avg:18.77 km/h,
prędkość maks: 74.20 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Roweralia I - Przez Puławy
Czwartek, 7 maja 2009 | dodano: 07.05.2009Kategoria >200, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Pół nocne, Gminy, 2009 Bieszczady
Dzień wyjazdu od rano dłużył się niesłychanie. Ćwiczenia i pobieżne na mapę spoglądanie. Gdzie konkretnie? Tu czy tam? Co najlepiej jest zobaczyć. Pytało się innych, co w tych stronach kiedyś byli, chodzili i spali. Tak naszkicował się wyprawy plan jeszcze przed południem. Po obiedzie krótka drzemka. Może z godzinę, wielce jednak pomocna. Czas na wydział ruszyć po raz ostatni, posiedzieć dwie godziny i do bazy wrócić raz jeszcze. Lekkiej nadszedł czas kolacji. Pakowanie i kanapek szykowanie. W pokoju lekkie rozmowy i obawy.
Widok z akademika przed wyjazdem ku E
Etapu pierwszego, etap pierwszy
Start przez Warszawę, pędząc od 22 nocnej godziny. Na Ursynów wpierw skierować pierwsze kroki trzeba. Tam spotkanie z G., oddając jej dysk, pożyczony kilka dni temu. Pogadało się i pożegnało, w noc ruszając jasną. Prawie-pełnią oświetlona witała droga, przed kołami rozpościerając się bez przerwy. Przez Wilanów, potem Konstancin i Górę Kalwarię. Rozmyślania w pierwszych ruchach korby. Jadąc tak, toczyła mnie wściekłość na ruch miejski. W Górze Kalwarii o 1 w nocy. Tam przerwa na zjedzenie kanapki. Już metrów paręset odjechało się metrów, gdy udało mi się uświadomić, że nie mam rękawiczek - powrót do miejsca przerwy.
SGGW. Zasadniczy początek wyprawy, po oddaniu pożyczonego dysku przenośnego
DW 724. Konstancin-Jeziorna N. Budynek Polskich Sieci Elektroenergetycznych. Widok ku S
DK 79. O 2:12 chyba Pilica
Minęło się rondo Kalwaryjskie. Potem stację i do Czerska zjazd. Minęło się miejsce, gdzie ongiś, przed ośmiu miesiącami, w nocy na podbój Warki się jechało. Teraz w lewo - do Kozienic, zwalniając tempa. I tak jechało się, gnało i pędziło. Szara lampka na niebie, wiatr na plecach i radość na twarzy. Kryjąc się w nocy. Dziwowało mnie niezmiernie, gdy z lekkością kręciły się koła. Bez problemu. Bez zmęczenia. Co czas jakiś tylko popijało się wodą bez zsiadania.
DK 79. Elektrownia Kozienice. Widok ku E
Rankiem udało się dotrzeć do Kozienic. Na granicy nocy i dnia się tam przybyło i tempo zmniejszyło. Jakby wraz z księżycem, wraz ze świtaniem odebrano mi siłę. Coraz wolniej udało się dostać Puław. Tam przez most, który przed dwóch laty w budowie był przez mnie widziany. Wraz z trojgiem wędrowców w owym czasie, dwie jesienie wcześniej, gdy też i most zaczynał swe przygody. Teraz kryzys zastał mnie niespodziewanie. W Puławach. Przy drodze do Kazimierza Dolnego...
DW 691. Stawy w Bąkowcu. Widok ku SEE
Wysokie Koło. DW 738. Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Różańca Świętego. Widok ku E
Wysokie Koło. DW 738. Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Różańca Świętego. Widok ku E
Wysokie Koło. DW 738. Cmentarz Wojenny z IWŚ. Widok ku E
Wysokie Koło. DW 738. Cmentarz Wojenny z IWŚ.
Etap drugi, Lubelszczyzną zwany potocznie
Po przekroczeniu mostu, po wjeździe na tereny lubelskiego województwa, opadły moje siły. Przez Puławy ledwo udało mi się przedostać trasą taką, jaką udało mi się poprzednio zapamiętać. Przy wyjeździe widać było część drogi na etapie modernizacji. Prędkość bardzo tam zmalała. Dotoczywszy się do Bochotnicy, przed miejscowością tą, nastąpił skręt na wał w kierunku promu. Usiadło się na drodze w bramie i rozpoczęło swoje pierwsze śniadanie.
Bronowice. Most Jana Pawła II w ramach przyszłej S12. Widok ku E
Puławy. Most Jana Pawła II w ramach przyszłej S12. Widok ku NEE
Puławy S. Kazimierska w remoncie. Widok ku N
Nie wjeżdżało się do Kazimierza. Uprzednio skręt w lewo, zaczynając pierwszy podjazd, który stępił moje siły. Przejechało się kilka kolejnych i trzeba było się zatrzymać. Na poboczu, w lasku, w okolicach Mieczysławki, w końcu w sadzie zachciało mi się legnąć na ziemi, na wznak położyć i tak się medytowało przez kwadrans, sił mentalnych i fizycznych szukając. Odbudowało się w końcu te niezbędne do dalszej jazdy, jednak godzina poranna nadal mnie ciemiężyła.
Bochotnica. Przerwa przed wsią. Na drugim brzegu widoczna wieś Nasiłów. Widok ku NWW
Mimo wszytko, powoli dalej się ruszały koła. Tak... Poranek był złą dla mnie porą. Niewiele pozostało w pamięci z tego odcinka, ale już niedaleko zostało do Opola Lubelskiego. Tuż przy wjeździe, we wsi Wola Rudzka, ukazał się stary i zabytkowy młyn z cegły. Dookoła stawy niemalże wchodzące na wysokość drogi. Za nimi już czekało samo Opole. Przed miasteczkiem tereny jak pieprz suche, niczym pustynia, z ziemią spękaną od wód braku. Tylko się tamtędy przemknęło. Później, zamiast na Chodel, zachciało mi się zerknąć na uroki tamtejszych wsi. Wiatr zaś wciąż wiał w plecy.
Wola Rudzka. Młyn wodny na rzece Chodelce. Widok ku W
Wola Rudzka. Młyn wodny na rzece Chodelce
Jechało się przez wioski bliżej mi nieznane. W Ludwikowie/Wandalinie skręt na wschód do Białowody, w niej zaś znów na południe do wsi Boby, a stamtąd na Moniaki. Raz pod górę na niskich obrotach, potem już przez równinę. Wnet się zaczął zjazd. Pierwszy, szybki, szalony. Między kamieniami, małymi wąwozikami, po tak dzikiej, gruntowej drodze, prędkość między 40 a 50 kilometrów licznik wskazywał, a nigdzie, oprócz samego końca, nie spadła poniżej tej wartości. Prędkość i manewry. Przeżycie to ciekawe.
Boby-Kolonia. W centrum kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. Widok ku W
Pola wsi Moniaki (sama wieś po lewej). Po prawej w tle wieś Wierzbica (wraz z lasem na horyzoncie w centrum). Widok ku NNE
Pola wsi Moniaki. Widok ku E
Droga ze wsi Moniaki do Bęczyny. Widok ku S
Wyjazd w Bęczynie, wiosce niewielkiej, wyłoniwszy się z lasu po piaszczystej drodze. Wkrótce, tuż za progiem wsi, dojazd do Urzędowa, a stamtąd do Kraśnika. Tam mnie wymęczyło. Się jechało, jechało, jechało, jechało, jechało, jechało, jechało... a miasto nie kończyło się wcale. Już wkurzać mnie zaczęło. Chciałby się przysiąść gdzieś w parku, gdzieś na ławce. Nie... Droga, droga, droga... Droga prosta niczym strzała... Nagle przebudzenie. Jest rozjazd! Jest "centrum". Ulga niesłychana. Skręt w prawo. Kierunek ku SW obrany.
Nie ujechało się wiele. ZUS czy bank - nieważne - stał, a przed nim wysoki murek o odpowiedniej ku słońcu ekspozycji. Trzeba było nieco rozpakować worek, by wyjąć jedzenie. Tymbark, resztki "sałatki kanapkowej", która w worze podróżnym powstała. Czekolada wnet zniknęła również. Na koniec chciało mi się to wszystko popić, wykorzystując resztę tymbarka, gdzie już niewiele płynu zostało. Po pomacaniu przestrzeni za mną i obróceniu się tam, okazało się, że jednak jej brak. Gdzie jest picie? Sama trawa... Nawet nie udało się spostrzec... A było tak: Tuż przed paroma minutami, jeszcze w czasie rozpakowywania, butelka powędrowała za murek. W czasie posiłku, tuż przy murku przechodziło młode małżeństwo. Dzieciak ich, jakiś drobny, zręczny, po murku kroczył. Jako że jakaś część tej przestrzeni była przez mnie zajmowana, musiał mnie obejść po trawie, po czym pomaszerował dalej. Czyżby taki był los, tragicznego zniknięcia butelki? Nikt już nigdy nie miał się tego dowiedzieć.
Kraśnik. Lubelska. Urząd Stanu Cywilnego. Widok ku NW
Kraśnik. Lubelska. Przerwa "obiadowa", w trakcie której zniknęła butelka z tymbarkiem...
Z powodu zamiany kierunku, wiatr trochę zaczął przeszkadzać. Siły znów porządnie udało się wzmocnić. Senność gdzieś odpadła. Znów w pędzie i na wyższych biegach się jechało. Teren też niejako sprzyjał. W niektórych miejsca jechało mi się bardzo szybko. Tak zostawiło się za sobą Modliborzyce do Janowa Lubelskiego docierając. Chciało mi się zatrzymać w jakimś sklepie zatrzymać i tam uzupełnić zapasy, lecz nim się wjechało do centrum, już trzeba było wyjeżdżać z miasta. Tak trasa prowadziła. Bez wahania poniosło mnie w kierunku Niska, wyczerpując powoli zapasy cieczy chłodzących. W miejscowości Kąty skręt na Jarocin, lecz źle to było. Za późno. Poniosło mnie przez las. Za lasem łąka i pola, a na drodze piach, nim twardą nawierzchnię w końcu się udało spotkać. Wkrótce jednak wychynęło się na spokojną trasę asfaltem pokrytą. Tak po kilometrach paru i w sklepie wizycie, udało się dotrzeć do Dąbrówki. Tam wizyta u Do.. Trochę się porozmawiało, podjadło, przenocowało i odpoczęło. Dotarło się tam w okolicy godziny 16. Sen trwał od 17-18 do 22. Przerwa na kolacje i od północy, czy też pierwszej, znów w sen, aż do czwartej z rana.
DK 19. W tle dolina Wyżnicy. Widok ku NEE
DK 19. Dolina Wyżnicy. Po lewej widoczny kościół pw. Matki Boskiej Częstochowskiej w Stróży-Kolonii. Widok ku NEE
DK19 między Kraśnikiem i Polichną. Widok ku SE
DK19. Pola Polichna (miejscowość za plecami). Widok ku S
DK19. Modliborzyce. W dolinie rzeki Sanna. Widok ku S
Zaliczone gminy
- Magnuszew- Kozienice
- Sieciechów
- Garbatka-Letnisko
- Gniewoszów
- Karczmiska
- Opole Lubelskie
- Urzędów
- Kraśnik (M+W)
- Szastarka
- Modliborzyce
- Janów Lubelski
- Jarocin
- Ulanów
Rower:Unibike
Dane wycieczki:
265.25 km (10.00 km teren), czas: 12:50 h, avg:20.67 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do Sochaczewa - Ruiny Chemitexu
Piątek, 1 maja 2009 | dodano: 03.05.2009Kategoria 3-4 Osoby, Wyprawki w regionie, Pół nocne, Gminy
Na studiach planowana była przez kilka osób wycieczka do parku w Nieborowie i nieodległej od niego Arkadii. Moim zajęciem miała być trasa itp. Cóż - wyszło jak wyszło, czyli nie poszło do końca według planu. Zamiast studenckiej grupy, wyjazd nastąpił w 3 osoby, a trasa powiodła z dala od Nieborowa. Mój samotny start, to ścieżki i chodniki od akademika. Wpierw wzdłuż Bitwy Warszawskiej 1920 r., potem Aleje Jerozolimskie. Tuż za torami zjazd w dół, przejazd pod wiaduktem na drugą stronę. Dalej ścieżką, aż ta się skończyła za Makro przy Popularnej. Tam wjazd na ulicę, później skręt w Bodycha i Rumuńską.
Zgrupowanie nastąpiło w Michałowicach o 9:40, w domu K.B. Tzn. ja, K.B. i KasiB. koleżanka - Mar. W trzy osoby, głównymi ulicami (albo chodnikami) przebrnęło się przez Piastów i Pruszków. Przerwa przy kościele w północnej części miasta, blisko wyjazdu. Ustawiło się WP i pojechało DW 710 na Domaniewice, potem przez Płochocin i Wolicę. Tam Lipową wjazd na "step szeroki". Była to normalna polna droga, która doprowadziła do nasypu kolejowego i urwała się nad Utratą przy moście. Przeszło się na drugą stronę rzeki owy mostem i idąc następnie wzdłuż niej, wpierw przez pole, potem przez szuwary. Na nasze szczęście wysuszone. Trochę krzaczków i pokrzyw przyjętych na nogi.
Powrót do cywilizacji w przysiółku Kopytów-Majątek, skąd wyjechało się na DK 2 w pobliżu tamtejszego dwumostu. Kurs na zachód. Po drodze widać było ciekawy komin, który chciało się zobaczyć z bliska, ale lokalni nas przegonili, argumentując terenem prywatnym. Przemknęło się przez Błonie Targową i Poznańską, po czym poniosło nas na Bieniewice. Dalej była Boża Wola (Parkową do Torów, przy przejeździe odbijając ku S), Żaby, Regów, Kaski (skręt w Armii Krajowe) do Teresina. Tam od przejazdu kolejowego jechało się wzdłuż torów, potem przez bocznicę, a za XX-lecia na wprost, drogą między lasem i polem. Tam przerwa na posiłek i odpoczynek. Po przerwie krótko przez las do Nowej Piasecznicy. Stamtąd przez Czyste już dość szybko dojechało się do Sochaczewa. Przez Głowackiego, 1 Maja i Gawłowską, dojechało się do Karwowskiej. Tam znajdowała się opuszczona hala Zakładów Transformatorów Radiowych UNITRA-ZATRA do której się zerknęło.
Po przejechaniu przez Gawłów i tamtejszy most, o 15 dojechało się do Chemitexu. Chwile szukało się wjazdu, potem miejsca do skrycia rowerów. Wpierw weszło się do zachodniej ruiny, która zawierała resztki maszyn, do których zapewne taśmociągiem, od góry dostarczano surowiec. Taśmociągu już nie było, odwrotnie piramidalne "pojemniki" wciąż wisiały nad nami. W najwyższym pomieszczeniu, do którego się weszło, w podłodze była dziura, dająca nam pojęcie, jak wysoko już jesteśmy i jak niefajnie byłoby, gdy się pod nami zarwało. Chodu. Potem były niskie budynki od południa. Niezbyt charakterystyczne. Następnie weszło się do budynku z biurami, przypominającego blok. Gdzieniegdzie walały się jakieś stare dokumenty. Istotniejszym był widok, jaki rozciągał się z najwyższych jego partii.
Po eksploracji zaczęło się jechać DW 705. Koleżanki odprowadzone na dworzec (było około 15 minut do odjazdu, gdy opuszczało się sklep). Potem długa, samotna jazda DK 92, która była remontowana praktycznie do Ożarowa. Tam zleciał mi licznik, ale wnet się odnalazł. W międzyczasie nastała noc. W Warszawie wjazd Połczyńską, skręt w Prymasa Tysiąclecia i prosto do akademika, gdzie nastąpił koniec wyjazdu około 1.
Zaliczone gminy
- TeresinRower:Unibike
Dane wycieczki:
145.00 km (0.00 km teren), czas: 09:00 h, avg:16.11 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Drezyny II - Gdańsk i Sopot
Sobota, 25 kwietnia 2009 | dodano: 03.05.2009Kategoria Zwykłe przejażdżki, Gminy, >10 osób, 2009 Trójmiasto, 3-4 Osoby, Wyprawy po Polsce
Dzień słoneczny. Pobudka wczesna. Po opuszczeniu noclegu, nastąpiła jazda autem na wschodnie rejony Gdańska. Chronologicznie:
- 7:55-8:00. Krótki spacer na S nabrzeże Martwej Wisły przy Wieży Bartosa, przy E krańcu Litewskiej;
- 8:05. Przejazd mostem Jana Pawła II na Wyspę Portową;
- 8:15. Krótki spacer po E stronie nastawni GPB Portu Północnego. Miejsce to znajduje się między Sucharskiego i Siennicką, po E stronie torów kolejowych. Budynek (jego współrzędne wg układu 1992 (EPSG 2180): 54° 21' 45" lub 46" N, 18° 41' 16" lub 17" E).przypominający talerz na słupie, podobnie bardzo do nastawni po N stronie Dworca Zachodniego w Warszawie, widoczny jest jeszcze na zdjęciach StreetView z 2014.06, lecz brak na tych z 2017.09.
- 8:30. Krótki spacer po E stronie Twierdzy Wisłoujście, w pobliżu głazu z tablicą poświęcony załodze jachtu Poświst (tragiczne zdarzenie z 1948 roku);
- Ok. 8:40 początek spaceru po Westerplatte (po rozmowie z przypadkowo napotkanym przewodnikiem, który tam przebywał (rozmawiały Ag. i K.B., a ja trzymałam się nieco a uboczu)). Ok. 8:55 przerwa przy pomniku Obrońców Wybrzeża. Ok. 9:10 przejście przy placówce "Fort". Ok. 9:18 już w pobliżu morza w pobliżu kamieni wzmacniających brzeg. Przynajmniej do 9:30 łażenie po pobliskiej plaży, oczekując powrotu kierowcy (ów miał coś do załatwienia podczas zwiedzania Westerplatte przez naszą grupkę).
- 11:15. Sopot przy kościele pw. św. Jerzego przy ul. Bohaterów Monte Cassino. Z tamtych okolic przemieszczenie się na parking u krańca ul. 23 Marca - do przystanku Osiedle Przylesie przy szpitalu, gdzie bus zawracał, a nam pozostał ok. 1 km spaceru w górkę.
Mniej więcej od 12 do 13:30 trwał właściwie ostatni etap zawodów studenckich, tj. spacer na orientację po lesie w rejonie ul. 23 Marca. Start z parkingu przy sanatorium "Leśnik". Zadaniem było chodzenie po lesie z mapą (kserówki), na której oznaczono miejsca, w których rozmieszczono butelki (z piwem). Wg zasad, pierwsza grupa na miejscu zabierała kapsel, kolejna grupa butelkę, a ostatnia zabierała foliową wstęgę (miała w widoczny sposób wskazywać dokładne położenie punktu). Nasza grupka się rozdzieliła (chyba przy pierwszym odnalezionym punkcie), aby zbieranie było efektywniejsze - ja powędrowałam trasą (w sumie ok. 5 km, może więcej) na SE (pożyczając aparat od K.B., robiąc zdjęcia mniej więcej do końca pobytu na tamtym parkingu), docierając na skraj Łysej Polany, a potem z oddali i wysokości (było tam wyraźnie wysoko) widząc Operę Leśną. Mój powrót był pospieszny (bo prawie na ostatnią chwilę) i była to wpierw trasa do asfaltu w rejonie szpitala, a następnie ulicą ku górze na zachód, z powrotem na miejsce startu. Mniej więcej do 13:30-15:00 trwało odpoczywanie na terenie parkingu, czekając na powrót wszystkich grup i zabranie (przez organizujących) z lasu pozostałych przedmiotów, które nie zostały zabrane lub odnalezione przez uczestników. Podczas tego odpoczywania, poprosiłam o możliwość przejechania się rowerem po tamtejszym parkingu (stąd w danych wpisu zapis o ok. 0,5 km jazdy rowerem), używając do tego roweru jednego z tamtejszych studentów (ów student ponoć wracał tym rowerem do Gdyni).
Potem był przejazd na miejsce (w jakimś budynku na parterze), gdzie zebrali się uczestnicy i nastąpiło podsumowanie zawodów. Nasza grupka była kiepska w konkurencji testu wiedzy, ale przodowała w konkurencji spaceru na orientację (z tego powodu pamiętam, że podczas ogłaszania wyników nieco mi "szumiało" od piwa, ale nie było tragedii). Tego dnia była jeszcze wieczorną jazdę autem, (ja siedziałam po stronie pasażera z przodu auta), podczas której kierowca po coś wyszedł na kilka chwil z auta, ale zapomniał zaciągnąć ręczny hamulec. Z powodu alkoholu już przysypiałam i nie wiem co to było dokładnie za miejsce, ale hamulec zdołałam zaciągnąć tuż po tym, jak kierowca wyszedł z auta. Już w nocy przyjechaliśmy do domu rodziny owego studenta, tam krótka rozmowa i pożegnanie z podziękowaniem za gościnę. Potem jazda na dworzec PKP Gdańsk Wrzeszcz. Bilet kupiony o 23:38 do Warszawy Centralnej (przez Działdowo).
Zaliczone gminy
- SopotRower:
Dane wycieczki:
0.50 km (0.00 km teren), czas: 00:05 h, avg:6.00 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Nocą do Węgrowa
Wtorek, 14 kwietnia 2009 | dodano: 15.04.2009Kategoria >200, Samotnie, Wyprawki w regionie, Nocne, Gminy, 3-4 Osoby, LSTR, Warszawa, Z Księgowym
Około 12 tata podwiózł do NDM. Stamtąd przez Czosnów, Łomianki. Przemknięcie przez Warszawę (chyba przez Prymasa) do akademika. Zjeść co nieco, wypakować się (15kg bagażu) i zapakować na trasę. Dopiero wtedy zasadniczy start. Wpierw wprost do Marek (przez Raszyńską, Towarową, Solidarności, Radzymińską). W M1 około 15:30 udało mi się spotkać się z G. i Księgowym. Chodziliśmy po sklepach, posililiśmy w Ikei. Trwały poszukiwania licznika dla Księgowego. Po 18 odbili w swoją stronę.
Mnie trasa powiodła na Radzymin, ale objeżdżając miasto obwodnicą. Potem skręt w kierunku Jadowa, w DW 636, a w trakcie jechania nią, nastąpił skręt na południe w DW634 (w Konarach, tuż za podwójnym łukiem drogi nastąpił niepotrzebny skręt w las ku E, ale udało mi się zorientować, że nie tędy droga i w porę zawrócić). Tej nocy było zimno, chłodno. Nie było w ogóle siły w nogach.
Do Tłuszcza jeszcze jakoś się jechało. W mieście przejazd ulicami: DW634 - Nowa - Wspólna - Kolejowa - DW634 (przez przejazd kolejowy) - Wiejska - Polna - Głowackiego - Przemysłowa (znów przejazd kolejowy, z powrotem na N stronę torów). Potem przejazd przez Postoliska (ul. Stylowa, skręt w plac 3 Maja, przejazd koło kościoła) do wsi Chrzęsne (bo dziadek opowiadał, że z tych rejonów pochodzi rodzina (a przynajmniej część)). Po kolejnym przejechaniu przez tory, za główną częścią wsi nastąpił postój przy tablicy z mapą, przy pałacu, przy skrzyżowaniu (chyba po stronie NW) ulic Karskiej, Sulejowskiej i Kasztelańskiej (w tą ostatnią skręciłam chwilę później na północ). Nawet nie ogarniam kiedy przejechało się przez tę wioskę. Dopiero zatrzymując się przy tablicy - patrzę… "O! To już!". Ruszając w dalszą trasę, myślałam, aby przejechać przez wioski do Węgrowa. Na tym postoju jednak pomyślała - "Łochów blisko… to warto wstąpić".
22:06. Chrzęsne.
Po kolejnym przejechaniu przez tory (podczas tego wyjazdu, tory kolejowe były przekraczane w sumie 14 razy, z czego aż 5 razy właśnie w rejonie Tłuszcza), wyjechało się w Mokrej Wsi ponownie na DW636. Podążając dalej na wschód kolejny raz, przejechało się przez tory kolejowe. Tym razem przejazd był pod lasem, a w tym miejscu droga wykręcała w sposób, który (w mojej amatorskiej ocenie), mógł powodować ryzykowne sytuacje dla przemieszczających się tą trasą, szczególnie nocą. Jadów przejechany został tak, że praktycznie nie utkwił mi w pamięci. Potem wjazd na DW50 (nie podobał mi się odcinek jazdy tą trasą, choć to nic, w porównaniu z jazdą po DK62 w moich okolicach). W Łochowie koło północy. Tam dojazd w okolice torów i... już nie było kolejnego przejeżdżania przez tory. Zamiast tego przerwa (chyba na Alei Pokoju przed UMiG), posiłek, odpoczynek i pisanie z Księgowym przez GG (na ówczesnym telefonie była zainstalowana przez mnie aplikacja (taka prymitywna, z epoki przedsmartfonowej). Inna aplikacja pozwalała wykorzystać światło aparatu jako minilatarkę. Komórka z już wbudowaną latarką była późniejsza).
Dwie minuty po północy znów w drogę. Jazda jakimiś wioskami przez Karczewiznę. W Twarogach wjazd na DK62 do Węgrowie, gdzie udało się dotrzeć około 2. Tam wjazd na Gdańską, dojazd też Rynek Miejski, gdzie nastąpił krótki popas na ławce po NW jego stornie. (podczas przerwy jakiś pies mnie obszczekiwał, ale został przez mnie ignorowany, a w pobliżu zdaje się, że ktoś się włóczył jeszcze o tej porze na pieszo, a takie sytuacje zwykle skracały moją obecność i przerwy). Kolejna decyzja – dokąd teraz? Nie było we mnie sił, by zmierzać na Siedlce. Postanowienie padło więc, by wracać na zachód. Było chłodno i dalej jechało się kiepsko. Ul. Piłsudskiego wyjazd na DW 637. Przejazd mostem przez rzekę Liw do miejscowości Liw. Tam dostrzegłam nieco oświetlony zameczek, nieco na wschód od zabudowań. Zjechałam w jego kierunku, a potem powrót na DW637.
Liw o 3:13 rano
Po prostu rower się toczył. Im bliżej Warszawy, tym większe zmęczenie. Parę razy następowało wyłączenie się, po chwili ogarniając, że zbliżam się do środka jezdni. Co jakiś czas następowały przerwy na poboczu i tak stojąc, drzemało się przez parę minut, a potem ruszało dalej. Pod Dobrą (około świtu) dostrzegłam w oddali (do kilkuset metrów) mały lasek i wydawało mi się, że widzę w nim jakiś cmentarzyk. Pomyślało się, że może kiedyś tam ustawię WP, i że może warto chociaż teraz się zatrzymać, zobaczyć co tam ciekawego. Podjeżdżam przez pole… Nic nie ma prócz roślin… Hę? O co chodzi? Zwidy?
Przejazd przez Stanisławów (w godzinach porannych, słońce było już wyraźnie widoczne). W porze gdy już ludzie jeździli do pracy po DW 637, przed Okuniewem nastąpił mój skręt w boczną leśną dróżkę ku N. Tam, w lasku przerwa trwająca może z godzinę. W tym czasie rower powędrował pod głowę, a nibyprzedrzemanie na ziemi przez 10-20 minut pomogło nie zasypiać dalej. Dalej rower wnet potoczył się dalej, po praktyczne prostej trasie już do akademika. Końcówka już konkretnie za dnia przez: Rembertów (DW637 z przejazdem przez tory), Gocławek (wiadukt DW637 nad torami), Pragę (Grochowska, most Świętokrzyski), Tamka, Nowy Świat, plac 3Krzyży,Piękna, pl. Konstytucji, al. Niepodległości, nad Armii Ludowej i Pola Mokotowskie. Koniec o 11:30. Umyć się i pobudka o 19. Masakra.
Zaliczone gminy
- Tłuszcz- Jadów
- Łochów
- Korytnica
- Liw
- Węgrów
- Dobre
Rower:Unibike
Dane wycieczki:
243.50 km (15.00 km teren), czas: 14:27 h, avg:16.85 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Nocą do Mińska Mazowieckiego
Wtorek, 7 kwietnia 2009 | dodano: 09.04.2009Kategoria Samotnie, Wyprawki w regionie, Nocne, Gminy, Warszawa
Dzień przyjemnie słoneczny. O ósmej na wydział i z powrotem. Ok. 14 ponownie. Krótka drzemka na wykładzie. Powrót na kolację i o 21 start właściwy. Trasy za dnia nie pamiętam. W śladzie oznaczam jako poranny przejazd standardowy przez Jerozolimskie i Krakowskie Przedmieście, a popołudniowy jako przejazd przez Pola Mokotowskie, Marszałkowską, Nowy Świat, a powrót Alejami Jerozolimskimi, Grójecką, Banacha. Wciąż brakuje ok. 8 km, więc rzeczywisty przejazd wyraźnie się różni. Dalsza trasa oznaczona poprawnie.
Wpierw do Racławickiej, na Puławską (po wschodniej stronie). Przy Alei Wilanowskiej przejazd przez W skraj parkingu, trochę chodnikiem, a następnie w Wernyhory i Niedźwiedzią. Ślepy odcinek Kurpińskiego, Wróbla, Wałbrzyska. Potem długa jazda wzdłuż Doliny Służewieckiej, po stronie E, zmieniając ją przy stawach koło Antoniewskiej. Na drugim brzegu przejazd z powrotem na stronę E, by wjechać na trasę Siekierkowską, a z niej w Płowiecką. W tamtym czasie trwała budowa/modernizacja węzła, a połączenie obu ulic było zwykłym skrzyżowaniem. Potem wyjazd z miasta na E po DK 2. Przez kwadrans udało mi się utrzymać za człowiekiem na kolarce, jadącym około 28 km/h. Chyba krótki postój na wiadukcie w Dębe Wielki. Do Mińska Mazowieckiego udało mi się dotrzeć około północy.
23:48. Wjazd do Mińska Mazowieckiego od zachodu przed północą
Dojazd do centrum, skręt w 11 Listopada. I tak do wsi Królewiec. Potem przez Arynów na DK 50. Mimo kilku wsi, ogólnie była to długa jazda przez mrok. I czasem niezbyt przyjemne auta. Skończyło się w Stanisławowie, przynajmniej jeśli o ruch uliczny chodzi, bo wnet długo jechało się przez ciemny las przy DW 637.
1:02. Stanisławów
O drugiej pojawił się Okuniew. Zjazd w Kościelną, skręt w Okunia, przy rynku z powrotem pod kościół. Dalej Pułtuska, Leśna, Polna i dokończenie Kościelnej. Kolejne odbicie od DW 637 dopiero w Wesołej. Tam ulica 1 Praskiego Pułku, Niemcewicza, Brata Alberta z przedłużeniem w las i zaraz nawracając, Podleśną, Jagielońską. Tam wjazd na Korkową, Rekrucką, Marsa, Grochowską, Aleje Jerozolimskie, Raszyńska i już koniec około 4. O 4:30 myję się, po tym śpię 1,5 h i ok. 7 wstaję, aby pojechać na wykład.
2:05. Uliczka odchodząca ku S od kościoła w Okuniewie o drugiej w nocy
Zaliczone gminy
- Warszawa (Wesoła 100%)- Sulejówek
- Wiązowna
- Halinów
- Dębe Wielkie
- Mińsk Mazowiecki (W+M)
- Stanisławów
Rower:Unibike
Dane wycieczki:
143.00 km (0.00 km teren), czas: 07:50 h, avg:18.26 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na slajdowisko I - Do Murzynowa
Sobota, 8 listopada 2008 | dodano: 10.11.2008Kategoria 2 Osoby, Wyprawki w regionie, Pół nocne, Gminy, 2008 Murzynowo
Początkowo wraz z Kacz. ustaliliśmy godzinę wyjazdu na 6 rano. Około północy, w dniu przed wyjazdem, przesunęliśmy ją na 8.
Niosło mnie chodnikiem wzdłuż ŻiW i trzeba było trochę na Uniwersyteckiej. Wyjechaliśmy pół godziny później niż planowaliśmy. Wpierw ruszyliśmy Barską. Od Dworca Zachodniego skierowaliśmy się ku N, jadąc Aleją Prymasa 1000lecia do 7 .Zjechaliśmy z niej dopiero w Zakroczymiu. Dopiero tam zatrzymaliśmy się w przy sklepie. Z DK 62 skręt na Miączyn, po czym zrobiliśmy przerwę u mnie. 1,5 godziny odpoczynku od chłodu i głodu.
Etap kolejny to przedzieranie się do Wyszogrodu przez Czerwińsk (tu wjazd na DK 62), a zaraz potem jazda spokojniejszym odcinkiem do Płocka. Przez tamtejszy las przejechaliśmy dość sprawnie. W Płocku chcieliśmy kupić szejka w McD na Podolszycach, ale nie było. Udaliśmy się więc do pobliskiego Lidla i dobrze, bo można było zrobić porządniejsze zakupy na kolejne dni. Trochę mi się zmarzło. Noc zapadł już dawno. Gdy dotarliśmy do zjazdu w dolinie Brzeźnicy, który odgradzał centrum od szpitala, Kacz. rozerwała się część sakwy (była już nieco zniszczona w miejscu pęknięcia). Problem został zażegnany poprzez użycie paska, który znajdował się przy przedniej sakiewce. Ostatnie 15 km odbyło się we mgle, a droga przez większość czasu prowadziła w dół. Na miejscu, w Murzynowie, musieliśmy przedrzeć się jeszcze przez 200-400 metrów kwadratowych samochodów. Potem wmieszaliśmy się w otoczenie. Całą trasę jechało mi się na 3x3 albo 2x3 ze względu na awarię tylnej przerzutki.
Most S7 na Wiśle. Widok ku NW
Twierdza Modlin widziana z mostu S7 ku NEE
DK 62 między Płockiem i Wyszogrodem. Widok ku NW
Awaria sakwy na Podolszycach
Zaliczone gminy
- Brudzeń DużyRower:Unibike
Dane wycieczki:
137.00 km (7.00 km teren), czas: 05:57 h, avg:23.03 km/h,
prędkość maks: 46.72 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Do Bocheńca I - S/DK7 omijając Radom
Piątek, 24 października 2008 | dodano: 26.10.2008Kategoria >200, Wyprawy po Polsce, 2008 Mazowieckie S, Pół nocne, Samotnie, Gminy
Start o 9-8:30. Dojazd do Bocheńca o 21. Wyjazd z Warszawy w piękną, słoneczną pogodę. Nie ma tu wiele do opowiadania. Spora część trasy to DK 7, która przechodziła remont. Początkowo przez Raszyn do Tarczyna. Tam przerwa na rynku i śniadanie. Komornicką wyjazd na DK 7 i ponowny zjazd, tym razem do centrum Grójca, a powrót tuż za miastem. Kolejne od niej odbicie do Białobrzegów. Ostateczne zaś na DW 732 do Przytyku. Dalej przez Chronów do Orońska. Znów DK 7 i zjazd do Szydłowca. Na granicy województw już w porze wieczornej, a że niebo przysłaniały chmury, to wnet było bardzo ciemno. Jazda do Kielc trudna. Wjazd przez Wiśniówkę. Radomską do Czarnowskiej i dalej już wprost do Bocheńca.
Tarczyn. Kościół pw. św. Mikołaja Biskupa i Męczennika . Widok ku N
Przebudowa SK7 do S7 w okolicy Grójca. Widok ku SSE
Przebudowa SK7 do S7 w okolicy Grójca. Widok ku NE
Broniszew. Widok ku NE
Most przez Pilicę im. Marszałka Józefa Piłsudskiego, między Falęcicami i Białobrzegami. Widok ku S
Pilica. Widok ku NW
Falęcice i Białobrzegi. S7 Białobrzegi. Widok ku SEE
Pilica. Widok ku SE
Pilica. Widok ku SE
Pilica. Widok ku NW
Most przez Pilicę im. Marszałka Józefa Piłsudskiego, między Falęcicami i Białobrzegami. Widok ku NE
Białobrzegi. Widok ku NW
Białobrzegi. Widok ku SW
Białobrzegi. Kościół pw. Świętej Trójcy. Widok ku NNE
S7 między Białobrzegami i Kamieniem. Widok ku SE
Kiełbów Nowy. DW 732. Widok ku SE
DW 732. W centrum kościół pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Widok na Starą Błotnicę ku NNE
DW 732. Po prawej kościół pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Widok na Starą Błotnicę ku NNE
Przytyk. Kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Widok ku NNW
Między Występą i Barczą. Widok ku SSW
Zaliczone gminy
- Tarczyn- Grójec
- Belsk Duży
- Goszczyn
- Promna
- Białobrzegi
- Stara Błotnica
- Przytyk
- Wolanów
- Orońsko
- Jastrząb (skraj)
- Szydłowiec
- Skarżysko-Kamienna
- Suchedniów
- Łączna
- Zagnańsk
Rower:Unibike
Dane wycieczki:
210.60 km (5.00 km teren), czas: 10:43 h, avg:19.65 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)