- Kategorie:
- >10 osób.67
- >200.48
- >300.13
- >400.1
- 2 Osoby.315
- 2007 Gdynia.5
- 2007 Pielgrzymka do Wilna.13
- 2007 Powiśle Puławskie.3
- 2008 Kraków.1
- 2008 Kraków 360.2
- 2008 Mazowieckie S.3
- 2008 Mazowsze W.2
- 2008 Murzynowo.3
- 2008 Suwalszczyzna.6
- 2008 Świętokrzyskie.6
- 2008 Świętokrzyskie 2.7
- 2008 Toruń.1
- 2009 Bieszczady.6
- 2009 Mazowsze NW.1
- 2009 Mazury.7
- 2009 Murzynowo.5
- 2009 Podlasie.3
- 2009 Skandynawia.40
- 2009 Tallin, Helsinki, Sztokholm.1
- 2009 Trójmiasto.4
- 2010 Pieniny.6
- 2010 Pińczów.23
- 2010 Podlasie.5
- 2010 Siedlecczyzna N.5
- 2010 Środek Polski.2
- 2010 Świętokrzyskie.5
- 2010 Wyżyna Małopolska W.2
- 2011 Kotlina Żywiecka.4
- 2011 Lubelskie W.4
- 2011 Lubuskie E.4
- 2011 Mazowsze SE.2
- 2011 Powiśle Gdańskie.4
- 2011 Wielkopolska E.4
- 2011 Włochy.39
- 2012 Bawaria.13
- 2012 Brevet Mazurski.3
- 2012 Kujawy, Pałuki, Krajna.4
- 2012 Małopolska.9
- 2012 Maraton BB.4
- 2012 Południowopolskie.10
- 2012 Pomorze Nadwiślańskie.5
- 2012 Prusy Górne.3
- 2012 Siedlecczyzna S.3
- 2012 Śląsk.3
- 2013 Gąsocin.2
- 2013 Górny Śląsk.3
- 2013 Mazury.4
- 2013 Pogórze Beskidzkie.9
- 2013 Pomorze.14
- 2013 Samoklęski.9
- 2013 Wielkopolska S.5
- 2014 Dolny Śląsk.7
- 2014 Gdynia.5
- 2014 Mazowsze NE.3
- 2014 Podlasie.5
- 2014 Pojezierze Pomorskie.9
- 2014 Wielkopolska.12
- 2014 Wyżyny Polskie W.7
- 2014 Ziemia Lubelska W.2
- 2015 Beskid Wyspowy.5
- 2015 Lubuskie.4
- 2015 Polesie.9
- 2015 Pomezania.2
- 2015 Roztocze.3
- 2015 Siedlecczyzna N.2
- 2015 Wyżyny Polskie W.6
- 2015 Zamojszczyzna.4
- 2015 Ziemia Dobrzyńska.1
- 2016 Beskidy.7
- 2016 Dolny Śląsk.7
- 2016 Górny Śląsk.11
- 2016 Podkarpacie.4
- 2016 Pomorze Nadwiślańskie.3
- 2016 Roztocze.1
- 2016 Warmia.2
- 2017 Alpy.6
- 2017 Dolny Śląsk.9
- 2017 Łódzkie S.4
- 2017 Łódzkie W.3
- 2017 Mazowieckie S, Kraków.4
- 2017 Świętokrzyskie.2
- 2017 Żuławy.6
- 2018 Radom.2
- 2024 Płaskowyż Kolbuszowski.0
- 3-4 Osoby.66
- 5-10 Osób.35
- Gminy.319
- LSTR.122
- Maratony.17
- Nocne.33
- Podróżerowerowe.info.32
- Pół nocne.220
- Samotnie.810
- Seniūnija.5
- Warszawa.129
- Wyprawki w regionie.157
- Wyprawy po Polsce.374
- Z Kasią.334
- Z Księgowym.95
- Z rodziną.181
- Zwykłe przejażdżki.520
Wpisy archiwalne w kategorii
Gminy
Dystans całkowity: | 45977.93 km (w terenie 2354.60 km; 5.12%) |
Czas w ruchu: | 2845:42 |
Średnia prędkość: | 16.16 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.46 km/h |
Suma kalorii: | 26058 kcal |
Liczba aktywności: | 319 |
Średnio na aktywność: | 144.13 km i 8h 55m |
Więcej statystyk |
4 dni w Pieniny II - Przedgórze Iłżeckie
Czwartek, 12 sierpnia 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, >200, Gminy, 2010 Pieniny
Pobudka po 5 i spakowanie w drogę przed 5:40, witając wstające słońce. Było chłodno, ubrać się więc było trzeba nieco cieplej i rozruszać, bo ciężko mi było jechać. Chłód trochę mi zmroził uszy. Początkowo ciężko psychicznie. Trochę podśpiewywania. Bardziej za Lubochnią (tam miejscowi krzyczeli coś do mnie, bo zsunęła mi koszulka i ciągnęła się po ziemi, będąc o włos od upadku), kiedy to było już cieple. Mijało się lotnisko i bazę wojskową. Okolice pod Tomaszowem Mazowieckim pobieżnie poznane zostały w czasie Bikeorient i wydaje mi się, że warto poznać je lepiej, bo mimo że nie są tak reklamowane jak jura czy góry, to też mają swoje walory. Nie tylko przyrodnicze. Między innymi bunkry, w tym bunkier w Konewce koło Spały, który tym jest ciekawszy, że był przeznaczone do ochrony pociągów. Niestety z powodu wczesnej pory, braku czasu i z większych priorytetów, trzeba było ominąć ten przybytek. Do tego fatalny dojazd od zachodu, bo właśnie zerwali jedną stronę drogi, a druga była wyłożona przedwojenną kostką.
Żelechlinek. Kościół pw. św. Bartłomieja Apostoła. Widok ku SSW
Lubochnia. Po lewej kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku SEE
Lubochnia. Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku NW
Henryków. Widok ku SE
Droga w okolicy lotniska przy wsi Nowy Glinik
Brakowało mi jakiejś muzyki. Przed Inowłodzią dojazd do skrętu, który ongiś zaprowadził mnie do Rawy Mazowieckiej, a dalej do Warszawy i pamiętnej nocnej jazdy z Kovalem i Księgowym oraz burzą w tle. Do osady wjazd ze zbocza, mijało się skrzyżowanie, przejeżdżało most, a potem skręt w DK 48 na Radom. Według planu miało się tak jechać kilka kilometrów i znaleźć drogę w lesie, która wyprowadziłaby mnie na drogę do Opoczna. Tak być miało. Jechało się, a las się skończył, więc przyszło zrezygnować z tego wariantu. Tak przejechało się przez Poświętne, dotarło do Ossy, gdzie nastąpił skręt na wiejska drogę do Drzewicy. Wcześniej minął mnie na kolarce facet, krótkie "hej" rzucił i pogonił dalej.
Inowłódź. DW 726. Widok ku S
Poświętne. W tle kościół pw. śś. Filipa Neri i Jana Chrzciciela. Widok ku SWW
Wiatr nadal trochę przeszkadzał, ale warunki były optymalne. Wjazd w las, przerwa na krótkie śniadanie i dłuższy odpoczynek, gdy osiągnięte zostało najwyższe miejsce na tej drodze. Leżało się tak do 10, a potem ruszyło w dół do Drzewicy. Mijało się zamek i skręcało na wschód. Po kilku minutach skręt do Gielniowa przez Antoniów, a stamtąd wjazd na DK12. Etap jazdy jak na rozgrzanej patelni. Grzało mocno i okropnie mi się jechało. Umęczyła mnie ta podróż po pagórzystym terenie. Dojazd do Przysuchej. Zamiast wjechać główna trasą, pojechało się dalej na wschód i mijało zakłady HORTEXu oraz jakiejś firmy od dachówek, skręt w Warszawską. Drogę biegnącą w dół, na południe do centrum miasta. Tam przerwa w Żabce i zakupienie picia oraz cześci wyżywienia na dalszą drogę. Więcej czasu zajęło odpoczywanie, ale lód dodał mi sił, by dalej jechać.
Zamek w Drzewicy. Widok ku E
Bieliny. Kościół pw. śś. Szymona i Judy Tadeusza. Widok ku NNW
A ja wcale
Zielonka. DK 12. W tle wzniesienia między Inowłodzią i Drzewicą. Widok ku NNW
Przysucha. Plac Kolberga. Widok ku SWW
I tak przejechane zostało ~63km bez zsiadania, od 80,5 km do 143 km trasy bez zsiadania z roweru, aż do Iłży. Początkowo była to długa jazda po krajówce, przez krajobraz bardzo płaski i mało zagospodarowany. Skręt w Mniszku - kilka minut po łatance, ale takiej paskudnej, że hej. Potem się nawierzchnia unormowała, ale w zamian dobijał mnie upał. Przecinało się DK7 w Orońskum następnie jadąc do Wierzbicy przez wieś Dąbrówka Zabłotnia. Tam upał mnie wypalał do kości. Jechało się ku SW, skręt ku SE przez Mirów Nowy, Osiny do Pakosławia między polami. Jakiś obszarnik uprawiał swoje hektary - raczej więcej niż 50ha. Tam też, przed zjazdem do wsi, zagadał do mnie lokalny rowerzysta, który stal na tym wzniesieniu i gdzieś patrzył. Jak się okazało wieś Pakosławska koło Iłży, posiadała swoją grupę rowerową, ludzi nazywających siebie „Turystami z Pakosławia”, wyruszającymi w drobne (ponad 100km) wyprawy w zasięgu jednego dnia, specjalizując się w szybkiej jeździe na kolarkach.
Skrzynno. DK 12. Po lewej kościół pw. św. Szczepana. Widok ku NEE
Mniszek. Remont mostu DK 12 na Szabasówce. Po prawej kościół pw. śś. Jana Chrzciciela i Stanisława Kostki. Widok ku NNE
Mniszek. Remont mostu DK 12 na Szabasówce. Widok ku E
Mniszek. DK 12. Szabasówka. Widok ku SE
Droga z Mniszka do Orońska. Widok ku NE
Las między Osinami i Michałowem w pobliżu granicy województw. Widok ku E
Droga między Michałowem i Pakosławiem. Widok ku NE
Rozmawiając z jednym z nich (chyba S., ale nie pamiętam), udało się dotrzeć do Iłży, gdzie rozstaliśmy się nad rzeczką przy jadłodajni Polecał mi placek po węgiersku stamtąd. Miał być świetny i zaspokajający apetyt na pół dnia. Po prawdzie placek był świetny i choć porządnie uzupełnił pustkę w żołądku, był odrobinę za mały, jak na moje ówczesne potrzeby. Z Iłży kurs doliną Iłżanki, 10km na północ do Kowalowa, które leżało w powiecie Zwoleńskim. Tam skręt na południe, przejazd przez las należący do Iłży i zaraz za nim udało się znaleźć w powiecie Lipskim – tym sposobem osiągając, to czego nie udało mi się zrobić przez długi czas – rowerem odwiedzić ostatni powiat województwa mazowieckiego. Zostały już tylko gminy.
Iłża. DK 9. Widok ku SEE
Iłża. DK 9. Iłżanka. Widok ku SSW
Kurs przez Sienno do Ostrowca Świętokrzyskiego. Wyglądało to tak, że przy zachodzącym słońcu jechało się coraz szybciej i szybciej po dość płaskim terenie, które obniżało się ku południu. Za Siennem pędziło się prawie cały czas, na ile pozwalały mi techniczne problemy roweru (od czasu wywalenia, przy mocniejszym naciśnięciu na pedały łańcuch mi omykał. Problem rozwiązany tyko doraźnie, majstrując regulatorem przerzutki tak, że raz jeden, raz drugi bieg był wystarczająco odporny, żeby omsknąć dopiero po bardzo silnym nacisku). Do Ostrowca docierając o zmroku, ale było wystarczająco jasno, żeby dobrze widzieć. Ten stan jednak szybko się zmieniał. Zaraz po wjeździe do miasta, przerwa na przystanku, by przygotować się do nocnej jazdy. Gdy się ruszało, niedługo potem wyskoczył na mnie pies. Jechało się głównie ścieżką rowerową. Przejazd ku zachodniej część miasta.
Sienno. Rynek. Widok ku W
Okrążając centrum, dotarło się do Szewnej. Od tej pory na trasie przeszkadzał mi remont trasy ku zachodowi. Drugim problemem były duże podjazdy, które trzeba było pokonać na najniższych biegach, ale jednak do przodu. Wśród ciemności nocy, gdzie tylko gwiazdy świeciły i latarnie przy drodze, przejechało się przez dolinkę, w której zrobiło się okropnie zimno, a ponadto nie było żadnych domów, lamp i ciemność pogrążała ten kawałek świata. W tym miejscu samochody korzystały z jednego pasa, gdyż drugi był zerwany. Na szczęście pojawiły się dopiero pod koniec, więc obyło się bez sensacji. Tak dotarło się do Waśniowa, osadzie gęściejszej niż okoliczne wsie, gdzie przy podjeździe dostrzec można było jeża na drodze, którego nogą wystarczyło zepchnąć na krawędź drogi (ale niestety był wysoki krawężnik), żeby miał większe szanse i nie tak łatwo wpadł pod koła. Podjazd o pół kilometra pod górkę, następnie rozbiłając namiot na skoszonym polu - i jak mi się wydawało po ciemku - za dużym i gęstym krzewem. Pole było po zewnętrznej stronie zakrętu, więc było tym bardziej niewidocznie.
Jeszcze ostatni raz przyszło mi spojrzeć na światła miejscowości pobliskich i tych dalszych. Potem na gwiazdy z myślą, że już niebawem dotrę do Krosćienka, gdzie ktoś na mnie czekał. Na koniec spać, po przejechanych ponad 210km tego dnia.
Podroż: 16:45
Jazda: 13:55
Przerwy: 2:50
Zaliczone gminy
- Poświętne- Wieniawa
- Kowala
- Wierzbica
- Mirów
- Mirzec
- Kazanów
- Ciepielów
- Rzeczniów
- Sienno
- Waśniów
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
216.00 km (2.00 km teren), czas: 13:55 h, avg:15.52 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
4 dni w Pieniny I - Lipce Sierpniowe
Środa, 11 sierpnia 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2010 Pieniny
Kilka dni wcześniej znalazły się wszystkie sakwy. Ułatwiło mi to wyprawę. Na dwa dni przed wyprawą były już w większej część załadowane. Po przebudzeniu dość wczesnym rankiem, dobrze było zrobić sobie porządne śniadanie. Ugotowane zostało więc pół paczki makaronu z sosem i ledwo wszystko udało się zjeść. Do sakw powędrowało trochę jedzenia na trasę i w drogę. Na początek trasa nad Wisłą. Nim wyjechało się z Czerwińska, trochę trzeba było pogrzebać przy napędzie. Z DK62 zjazd w pierwszą za zakrętem. Dalej Konopnicka, Słowackiego, Grabowskiego, Narutowicza. Okólną i Płocką przejazd trasą koło targowiska, które tego dnia było opuszczone. Droga się kończyła, ale dla pieszych był chodnik. Koło ronda na główną, po czym przejazd przez most. Z krajówki zjazd wydeptaną ścieżynką, prowadzącą na Wyszogrodzką w Młodzieszynie. Skręt w Konwaliową, dojeżdżając do ściany lasy i wracając Leśną. Przemieszczając się wzdłuż drzew, odbijało się od nich w Kruczą. Potem ponownie w pobliże DK50, lecz z odbiciem na wschód. DP przez Helenkę do DW705 za mostem.
Sochaczew. Most DW 705 ma Utracie. Widok ku SSW
W Sochaczewie małe zakupy w niewielkim sklepie po lewej stronie. Jeszcze przed centrum. Z ciekawości zachciało mi się kupić „Tonic” firmy Zbyszko – wyglądało jak woda gazowana, zapach cytryny, a smak goryczy grejpfruta... Pijąc go, aż mi niedobrze się robiło. Po kilku próbach więcej nie dało rady, więc aby się nie zmarnowało, przez resztę podróży służyło mi do mycia. Choć smak wybitnie paskudny to przynajmniej zapach ładny. Miasto opuszczone trasą na Skierniewice, ponownie odwiedzając Bolimów. Ostatni raz wiodło mnie tam przed wyprawa do Wilna z Płońską grupą LIMES. Wtedy nastąpił wjazd na most środkowy, a tym razem południowy i to prosto na zachód. W Nieborowie tym razem już za dnia (a było przyjemnie, letnio gorąco). Poprzednio zaś w 2008, około północy, wracając z Krakowa.
Wieża ciśnień przy dworcu w Sochaczewie. Widok ku SW
Bolimów. W centrum kościół pw. św. Anny. Widok ku S
Przejechało się przez Nieborów, następnie udając się w stronę Lipiec Reymontowskich. Mijało się pole na którym było mnóstwo słomy. Łączna liczba beli słomy wynosiła (z pobieżnych szacunków) około 6000, na dodatek większych niż przeciętne. Później większa przerwa i trochę pomyliła mi się trasa, nadkładając przez to dwa kilometry przez Sielce Lewe. Między Makowem i Płyćwią teren był zauważalnie wyniesiony o kilkadziesiąt metrów. Z wolna zjeżając do Godzianowa, gdy mocniej naciskało się pedał, omsknął mi się łańcuch, za nim poleciała prawa noga tak, że ledwo lewa się trzymała. Obok przejechało auto, a rower stracił równowagę, wjeżdżając na pobocze ostatecznie lądując na glebie. Po tym, nieco się wkurzywszy, trzeba było jechać dalej.
Bełchów. Kościół pw. św. Macieja Apostoła. Widok ku SE
Wola Makowska S. Widok ku NW
UG Maków. Widok ku N
Droga z Płyćwi do Godzianowa. Widok ku SSE
W Lipcach nawet bez zatrzymywania. Wciąż trzymały emocje związane z drobną awarią, przez którą strach było mocniej depnąć. W Słupi niepotrzebny skręt w lewo. DW 705, potem DK 72 i zakupy w Głuchowie, po czym skręt na południe. W terenie było kilka pagórków, towarzyszył mi silny wiatr i gorąc. Doskwierało zmęczenie, a dzień tak ogólnie mi się nie podobał. Koniec jazdy przed zmrokiem w opuszczonym domu niedaleko Tomaszowa. Ciężko mi było zasnąć, a potem i spać. Śniło mi się, że w tym domu trwał mój sen i było przeze mnie wyłączane radio, żeby nikt nie odkrył, że tam jestem. Jakie radio?
Lipce Reymontowskie. Widok ku NWW
Droga z Zagórza do Słupii. Widok ku SSE
Jeżów. Kościół pw. św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny. Widok ku N
Zakupy w Głuchowie
Naropna. Widok ku SSE
Żelechlinek. Kościół pw. św. Bartłomieja Apostoła. Widok ku SSW
Podróż: 10:10
Jazda: 8:34
Przerwy: 1:36
Zaliczone gminy
- Maków- Godzianów
- Lipce Reymontowskie
- Słupia
- Jeżów
- Głuchów
- Żelechlinek
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
133.00 km (7.00 km teren), czas: 08:34 h, avg:15.53 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dwudniowa z Krakowa II - Do Brzezin
Sobota, 31 lipca 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2010 Wyżyna Małopolska W, Z rodziną
2010.07.30 - 31 Dwudniowa z Krakowa - cała trasa
Do centrum jechało się około godziny. W promieniach słońca, widać było to, co ongiś tylko w nocy. Tym razem wyjazd DK 42 w kierunku Końskiego. Przed opuszczeniem miasta leżąca przerwa na przystanku, kilkanaście minut walcząc ze snem. Gdy udało się zebrać siły do dalszej drogi, okazało się, że w samą porę, gdyż oto ktoś zmierzał na przystanek. Dalej spokojnie, w zmęczeniu przez ~20 kilometrów, które mi się dłużyły. W Rzejowicach skręt na północ, ale przed tym jeszcze sobie odpoczynek z podjadaniem porządniejszego śniadania. Tereny w tych rejonach były dość równinne, choć jakieś pagórki się zdarzały. Podjazdy nie takie ciężkie, ale przez zmęczenie ciężko mi było sobie z nimi poradzić.
Radomsko. Po lewej Muzeum Regionalne. Po prawej kościół pw. św. Lamberta. Widok ku N
Przez Wolę Przerębską do Gorzkowic, gdzie stał duży kościół. Nieco wcześniej mijało się dwoje ludzi na rowerach, z czego jeden to jakiś osobnik płci męskiej (brat/tata), a drugim była jakaś mała dziewczynka, która o mało nie nawinęła mi się pod rower. Gdy facet się zatrzymał, ona chyba chciała zrobić nawrót zataczając kółko, podczas ich wyprzedzania. Obyło się bez kolizji. Mijało się Niechcice. We wsi Tłuszczanek odbywały się piłkarskie zawody. Odpoczynek na przystanku, a gdy już się dalej ruszało, z przeciwległego w domu sołtysa dało się zauważyć osobę, która odchyliła firankę i mi się przyglądała. Gdy ów człek wiedział, że ja wiem, wnet szybko czmychnął. Przed wsią Bogdanów, zaczął padać deszcz. Silny. Kurtka. W Mąkolicach znalazło się schronienie w ruinie, gdzie przeminęło mi ponad pół godziny. O 14 czyli 24h od przekroczenia granicy Krakowa, przejeżdżając tuż koło żwirowni naliczonych zostało przez mnie 233 km.
Gorzkowice. Kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. Widok ku NNW
Dwór w Parzniewicach. Widok ku SSW
Gdy się przejaśniło, przez resztę trasy było spokojne i pogodnie. Przecięło się DK74, chwilę jadać po niej na wschód. Po tym czekała na mnie kamienisto-żwirowa droga, ciągnąca się przez 4km. Mijało się jakiegoś typka, który stał na drodze i ewidentnie chciał coś do mnie powiedzieć. Ja nie bardzo, więc zbliżenie nastąpiło w trybie przyspieszającego roweru, szybko go wymijając. Udało się tylko na zadane przez niego dzień dobry odpowiedzieć tym samym, słysząc z daleka, że coś jeszcze mówił. Na przystanku w Kamocinie ostatni popas z resztek jedzenia i zmiana skarpetek na suche. Mimo tego, że poprzedniego dna wyschły, to deszcz w Bogdanowie mi je ponownie załatwił. Dalsza jazda taka, że ledwo pamiętam co tam było. Generalnie płasko.
Bogdanów. Kościół pw. Trójcy Przenajświętszej. Widok ku NNW
Między Zaborowem i Kamocinkiem. Widok ku NNE
Okolice Modlicy. Widok ku N
W końcu dojechało się do Tuszyna - miejscowość tuż przed Łodzią. Skręt na Modlnicę i przed wsią, na słoneczku przyszło mi zdrzemnąć się przez godzinę. Po obudzeniu telefon po transport i kurs najpierw przez Kalinko i Romanów do Andrespola, a potem skręt w kierunku Łodzi. Odbijało się w Gajcego ku NE, przez Jordanów dostając się do Brzezin. Droga była makabryczna, ale w dół. W Brzezinach jeszcze się trochę kręcenia i wyjazd na DW 704, trasą do Łowicza. Spotkanie nastąpiło przy umówionym znaku granicznym, po czym rower powędrował do auta. Nie było już we mnie chęci i sił, by poświęcać kolejną noc na jazdę drogą, którą i tak już była przejeżdżana – zarówno dniem jak i nocą, bo na nowe trasy sił brakło tym bardziej.
Łódź. Gajcego. Widok ku NE
Małczew. Widok ku SSE
Brzeziny. Staszica. Widok ku SSW
Wyjazd: 6:50
Radomsko do przerwy: 7:30 - 7:55
Wyjazd z Radomska: 8:21
Przerwa Kodrąb: 9:30-50
Przerwa przy zawodach: 11:25-11:45
Deszcz i krótka przerwa na znalezieni trasy: 12:45
Przerwa Mąkolice: 13-13:50
Przerwa Kamiocin: 14:55-15:20
Drzemka Modlnica: 16:55-17:55
Koniec za Brzezinami: ~20
Jazda: 10:30 h
Przerwy: 3:25h
Zaliczone gminy
- Kodrąb- Masłowice
- Gorzkowice
- Rozprza
- Wola Krzysztoporska
- Grabica
- Tuszyn
- Rzgów
- Brójce
- Andrespol
- Łódź (Andrzejów 10/36)
- Nowosolna
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
139.00 km (4.00 km teren), czas: 10:30 h, avg:13.24 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dwudniowa z Krakowa I - Do Radomska
Piątek, 30 lipca 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria >200, 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2010 Wyżyna Małopolska W, Pół nocne, Warszawa
Do Warszawy i Kraków
Była to pierwsza wyprawa ułożona pod gminy. Trasę sklejona tak, by zapełnić luki między wyprawami z 2008. No nie przespana nocy. W jej trakcie trwało pakowanie i przygotowywanie jedzenia. O 4 rano wyjazd z domu, tuż przed wschodem słońca. Było chłodnawo, lecz dość ciepło jak na ostatnie noce. Jazda trwała prawie bez zatrzymywania. Przejazd przez Zakroczym, obwodnicą Modlina docierając do NDM, gdzie udało się poznać kilka nowych ulic. Po jakimś czasie udało się dotrzeć do Jabłonny. Spieszyło mi się, bo pociąg do Krakowa (na stację Kraków Główny) miał ruszyć o 7:48. Ekspresowy czyli droższy (bilety były chyba zamówione przez tatę Kasi dzień wcześniej).Do Warszawy udało mi się dotrzeć około 6:30. Trochę odpoczynku, ale nie można było się rozleniwiać. Prawie cały czas udało się trafiać na zielone światło. Mijało się wielkie doły, jakie wykopano na ulicach, lecz nie wiem w jakim celu. Zerwany pas jezdni, pod którym odsłaniała się stara, wybrukowana kamieniami droga. O 7:00 przy elektrociepłowni na Żeraniu. 7:20 między mostem Gdańskim i cerkwią. Na Wschodnim 10-15 minut przed odjazdem. Prawie od razu do maszyny. Były problemy z włożeniem roweru przez drzwi, ale jakoś dało radę i po jakimś czasie udało się nam zasnąć.
Krakowskie dworce
Zanim wjechało się do Krakowa, pociąg stał trochę czasu w szczerym polu, ale w końcu się ruszył i udało się go opuścić na Dworcu Głównym. Zjazd windą, mijając miejsce na podłodze, gdzie swego czasu drzemało się po katorżniczym wyjeździe do Krakowa. Pieszo na PKS, a kiedy Kasia kupowała bilet, mi pozostało wypakować jej rzeczy i gruntownie przepakować sakwy. Aby nie obcierać nogi, tak jak na początku lipca - na prawą stronę powędrowała sakwa mniejsza. Trzeba było jeszcze poszukać właściwego przystanku. Okazało się, że dworzec PKS był dwupoziomowy i trzeba było zjechać windą. Tam bus już stał i zbierał bagaże do środka. Jacyś ludzie chcieli przetransportować rower, co im się udało. Kierowca tylko poinformował groźnym głosem, że do bagażnika wkłada się tylnym kołem do środka pojazdu, a więc prostopadle do kierunku jazdy, po to żeby można było włożyć więcej bagażu. Kasia pojechała do Krościenka, a ja na rowerze przez Kraków.Przez Kraków
Najpierw trzeba było przedostać się na drugą stronę torów (tj. na zachód). Pieszo przez galerię handlową, rozważając, czy aby czegoś nie zjeść, ale pomimo dużego głodu udało się powstrzymać. Najpierw trzeba było się wydostać. Udało się znaleźć windę. Omijało się Barbakan i pomnik na placu Matejki. Kręcenie rożnymi uliczkami, gdzie trwały remonty, aż dojechało się do wypatrzonego wcześniej w necie sklepu rowerowego "mbike". Szybko udało się kupić lampkę. Sam sklep jest ciekawie zrobiony, bo wyglądał jak na jakimś straganie w zaułku, z jednym wejściem przez bramę na korytarz-dziedziniec. Kolejny punkt wycieczki to szukanie baterii, bo te które zostały zabrane, wnet mi padły. I tak to trwało, aż zaczęło padać, a gdy się udało kupić akumulatorki, to też się okazały padnięte (mogło chodzić o coś w ustawieniach aparatu, albo po prostu były to padnięte baterie). W końcu mi się udało kupić sprawne. Nim tak się stało, udało mi się posilić bardzo tanio, bo w sumie za 9,80 - dwie porcje naleśników (razem 6 sztuk) ze śmietaną i serem w jakimś barze mlecznym przy ul. Wybickiego. O dziwo, mimo wcześniej odczuwanego głodu, ostatni z nich ledwo udało się wcisnąć. Smakowało i zapełniło żołądek. Ciepłe jedzenie odtąd nie było przez mnie jedzone, aż do samego domu. Ostatni punkt podczas pobytu w Krakowie, to zakupy w Żabce, gdzie zostały zrobione ostatnie zakupy. 6 czekolad i tyleż samo misio-żelek, duża Mirindę, która dopełniła zasobów picia wraz z napojem, 3Cytryny oraz i trzema butelkami wody z domu (2 gazowane). Była też jakaś kartka na którą się zbierały punkty za zakupy (chyba z kilka miesięcy później wymienione na maskotkę, o ile mnie pamięć nie myli).Kraków. Barbakan. Widok ku SWW
Szlak przez miasto: DG - Worcella - Zacisze - plac Matejki - św. Filipa - Słowiańska - Krowoderska - Szlak - Łobzowska (chodnikiem, mbike) - Axentowicza - Kujawska - Mazowiecka - Aleja Kijowska (chodnikiem) - Wrocławska - Wybickiego (Jadłodajnia, chodnikiem) - Łokietka (przy blokach i chodnikiem) - Wyki (baterie i trochę chodnika) - Pachońskiego (Żabka)
Od Krakowa do przeprawy przez las
Na granicy Krakowa ostatnie poprawki przy rowerze, rozgrzewka i w długą. Pierwsze 20km prowadziło do Skały. Może ze 2-3 razy zjechało się krótko w dół, a tak to cały czas raczej łagodny podjazd. Na początku szło mi dobrze, nachylenie takie, że nawet się pędziło. Potem zrobiło się stromiej, gdy tylko stromizna robiła się okropna, zaczynało tworzyć się tyle potu, że trzeba było zdjąć kurtkę. Przewieszona została przez kierownicę, bo nie chciało mi się przerywać jazdy. Gdzieś po drodze mijało się malucha, którego kierowca, starszy jegomość, zbierał złom z pobocza. Po lewej widać było głęboko ukrytą dolina Prądnika. Na asfalcie znajdowały się pozostałości po deszczu, jaki przechodził tutaj w czasie mojego krakowskiego posiłku. Zjeżdżając do Skały, ochlapały mi się nogawki.DW 794. Wyjazd z Krakowa do gminy Zielonki. Widok ku NNW
DW 794. Januszowice S przy granicy gmin. Widok ku NEE
Nawet nie chciało mi się zatrzymywać. Od rynku natychmiast na wschód. Trzy kilometry zjazdu minęły błyskawicznie. W jego trakcie przyszło mi otworzyć lewą sakwę, gdzie znajdowała się mapa - trzeba było szukać drogi, w którą należało skręcić na północ. Pojawił się skręt na Minogę. Jadąc powoli, mapę wędrowała z powrotem, ale zamknąć sakwy już mi się nie udało, bo zaczął się spadek, a asfalt sugerował pełne skupienie na omijaniu dziur i garbów. Do tego na dole ostre zakręty i jeszcze jeden zjazd, na którym już trzeba było hamować – najbardziej stromy i z solidnym zakrętem. Jak się można spodziewać, zaraz potem czekał mnie podjazd. Gdy go się udało pokonać można było już podziwiać okoliczne pagórki i żałować, że jadę samotnie. Warto zjechać z krajówek, zboczyć między wsie i pola, gdzie wszystko wygląda tak malowniczo. Nawet asfalt o tysiącach barw, nawierzchnia niczym tort.
DW 794. N kraniec wsi Cianowice. Widok ku W
Minoga. Kościół pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Widok ku N
Podróż tam polegała na prawie ciągłym trzymaniu mapy i analizie, gdzie to ja mam skręcić. Do tego kilka zjazdów i podjazdów (na jednym z nich, na chwilę trzeba było podeprzeć się nogą przy zmianie biegu, a innym razem, gdy spadł mi łańcuch, udało się założyć go, wrzucając wyższy bieg – dziw ten zaskoczył mnie niezmierne, pierwszy raz bowiem mi się taka akcja zrobiła). Tak dojechało się do Charsznicy. W jej rejonach, gdy podjazd się zdarzał, to był łagodniejszy i krótszy niż poprzednie, a później było raczej płasko. Od jakiegoś czasu widać było, że jest straszne zamglenie w powietrzu i słabo widać miejsca znacznie oddalone. Stan ten utrzymywał się również następnego dnia, aż do wieczora. Kilka kilometrów dalej zaczęło padać i choć trwało to tylko kilka kilometrów, to przyszło mi odziać się w kurtkę.
Minoga N. Podjazd do Barbarki. Widok ku NNE
Gołyszyn S. Podjazd z Barbarki. W tle Dolina Dłubni. Na horyzoncie, po lewej wzgórze na którym leży Koniusza, po prawej lesiste wzgórza po SW stronie Słomnik. Widok ku SE
Podjazd z Gołczy do Cieplic. Widok ku NNW
Zjazd z DW 783 do Witowic. Dolina Szreniawy. Widok ku NNE
Miechów-Charsznica. Kościół pw. Matki Bożej Różańcowej. Widok ku NWW
Przeprawa przez las
Wg planu, we wsi Kępie trzeba było skręcić na Żarnowiec. Miała to być szutrowa droga koło lasu. Rzeczywistość była gorsza. Skręt na tę drogę był jeszcze we wsi, ale mi zachciało się jednak trzymać asfaltu, który bliżej lasu zaczął skręcać na południe. Po prawej pojawił się polny zjazd na prawo, ale nie przypominał mi tego ze zdjęć, no i ukazały się mokradła. Do głowy przyszła mi myśl, że tamta droga może przez nie prowadzić i w rezultacie ugrzęzłoby się w błocie. Tak wiec przyszło mi się dalej trzyać dalej asfaltu, który wnet przeszedł w szuter z obfitością kamieni. Po minięciu ostatnich, samotnych stojących domów, wsiąkało się w las. Droga była taką tylko z nazwy. Zarośnięta trawą, dalej pojawiła się woda. Wydawało mi się, że pochodziła z ostatnich opadów i po prostu sobie zalegała. Nie zaniepokoiło mnie to, ale trudno było przez to przebrnąć. Drogę zagrodziły mi drzewa i trzeba było z roweru zsiąść, by móc się dalej przemieszczać. Gdyby tylko można to było zrobić tak łatwo, jak to powiedzieć. Nade mną krążyło ze 20 końskich much. Tych bestii paskudniejszych od much i komarów, których nie da się po prostu przepłoszyć. Jak się nie zabije, to nie dadzą spokoju. Latały tak, że nie dawało się rady nawet ich walnąć. Wymęczyły mnie przeokropnie. Żeby zrobiło się weselej, nagle pojawiły się szerokie kałuże, które trzeba było omijać. Przejście nad rzeczką, w której leżało różowe wiaderko, brnąc dalej. Miejscami woda przybierała pomarańczową, czy wręcz czerwonawą barwę, będąc przy tym niesamowicie klarowną i przejrzystą.Kałuże w lesie Staszyn. Widok ku W
W końcu przyszło załamanie. Gdy do tej pory rower był pchany poprzez wodę, w zagłębieniach po kołach cięższych pojazdów, idąc po względnie suchym brzegu, nieraz skacząc i biegnąc. Kilka razy rower o mało mi się nie przewrócił, a to z oczywistych względów było jak najmniej pożądane. Buty mi się trochę zamoczyły. "To nic, zaraz przeschną, jak tylko znów wsiądę”. Roje much nie dawały spokoju. Komarów w porównaniu z nimi było ledwie kilka. W pewnym momencie to już nie były kałuże, ale bajorka. Stało się to, czego lepiej było uniknąć i przyszło mi biegnąć poprzez wodę, szukając co bardziej suchych fragmentów oraz kęp roślin. Niewiele to dało, ale przynajmniej kostki były suche. Po głowie przelatywały obawy, czy to była faktycznie woda, a nie bagna. W końcu jakoś udało się wyjść z tego piekielnego lasu. Przedarcie się przez niego zajęło mi około 15 - 20 minut, które się dłużyły okropnie. Wszystko w pośpiechu. Nie było czasu na zastanowienie, ledwo tylko 3 zdjęcia udało się zrobić, raz przystając na łyk wody. Nie była to jednak jeszcze pora na odpoczynek. Woda co prawda za mną, ale i w butach, a na dodatek jeszcze ścigały mnie bestie. Szybko na rower, uciekając prawie kilometr, nim przestało się je widzieć. Wtedy można było zdjąć buty, skarpetki, wszystko wyżąć, poczekać aż trochę to przeschnie, a przy okazji wreszcie odpocząć i podjeść.
Po przeprawie przez las
Była to moja pierwsza przerwa po czterech godzinach podróży i przejechanych od Krakowa 50km. Nim dojechało się do lasu, nie nastąpiła żadna przerwa, a tylko raz przyszło mi się podeprzeć. Po przerwie pora na Żarnowiec, małe miasteczko i mało w nim czasu. Od razu kurs na Koryczany. Było dosyć jasno, bo to co miało padać, to już spadło i się nieco rozpogodziło. Nadal jednak było widoczne zamglenie, które nasiliło się po kolejnych kilkunastu kilometrach, gdy we wsi Krzelów mijało się duże stawy na Mierzawie, prawym dopływie Nidy, który w tych stronach miał swe źródła. Odbywało się tu tak intensywne parowanie, że nawet asfalt zawilgotniał. Przejeżdżało się między nimi ku północy. Wpierw asfaltem, później szutrówką "tysiąca i jednej kałuży".Droga między Jelczą i Żarnowcem. Las Staszyn i przebyta przezeń droga. Widok ku E
Żarnowiec. Kościół pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Widok ku SE
Droga z Karczowica do Mstyczowa, tuż za granicą województw. Widok ku NNW
Droga przez las w okolicy Bugaja
Podjazd z Raszkowa do Wielopola. Po lewej las Borki. Nieco w prawo - las Celiny. Widok ku W
Jazda nocna do noclegu przystankowego w Wygodzie
O zachodzie słońca mijało się Słupię, a o zmroku, tuż przed zapadnięciem ciemności, dojeżdżało do Szczekocin. Przed miastem, nim wyjechało na krajówkę, trwała przerwa na odpoczynek i posiłek przed nocną jazdą oraz przygotowanie roweru do boju. Żwawo udało się przemieścić po raz drugi przez to miasteczko (poprzednio we wrześniu 2008), gdzie nastąpił skręt na Częstochowę. Nocna dłużyła mi się droga. Z mp3 w uszach. Wszędzie mgła, która sprawiała, że co chwila trzeba było przecierać twarz i nogi, na których osadzała się woda. Mgła widzialna była nawet pomimo mroku, który przez nią stawał się jeszcze większy, gęstszy, potężniejszy. Co jakiś czas mijały mnie samochody, obszczekiwały psy, chyba raz nawet goniły. Jeden chyba oberwał z buta. Szybkie przemieszczenie przez Lelów i późnej czekało mnie 6-7 km jazdy wśród lasów. Tam przeszył mnie dziwny, potężny lęk. Lasy razem z mgłą, sprawiały ponure wrażenie, a jedyne światło pochodziło z lampki. Jej światło mnie utrzymywało. Z radością przyszło powitać światła Janowa, w którym nastąpiło przystanięcie na kilka minut, by zjeść czekoladę i przeczytać mapę. Zmiana kierunku na północny. Jeszce raz trzeba było przejechać przez las, mówiąc sobie, że w dzień wyglądałby lepiej. Przejazd przez Przyrów i Dąbrowę Zieloną. Chyba po pierwszej udało się wjechać do łódzkiego województwa ustalając, że szukam już jakiegoś przystanku. Udało się znaleźć – 3 km przed Radomskiem, na granicy z lasem, pod koniec wsi Wygoda. Nazwa zachęcająca, więc sen trwał do 6:30.Janów. DK 46 przy Kościuszki. Widok ku SSW
Odległość: 232,5 24h
- do Dworca Wschodniego: 59,1
- od Krakowa do Radomska: 172,5
Jazda: 14:40
- Warszawa: 3:10
- Kraków: 40 min
- Z Krakowa: 12:50
Przerwy: 70 min od Krakowa
Do Warszawy: 4:xx - 07:30
W Krakowie: 11:30 - 14:00
Do lasu z wodą: 14:00 - 17:40
Wyjście z lasu: 17:55 + przerwa 20min do 18:20
Przerwa Szczekociny: 20:32 - 20:51
Przerwa Janów: 23:00 - 23:07
Przerwa gdzieś po drodze: 1:02 - 1:18
Nocleg przed Radomskiem: 02:07
Zaliczone gminy
- Gołcza- Charsznica
- Kozłów
- Żarnowiec
- Sędziszów
- Słupia
- Janów
- Przyrów
- Dąbrowa Zielona
- Żytno
- Gidle
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
239.00 km (4.00 km teren), czas: 14:40 h, avg:16.30 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wyprawa na praktyki XXII - Ojcowski PN
Niedziela, 18 lipca 2010 | dodano: 01.04.2017Kategoria 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2010 Pińczów
Pobudka zmęczonych ludzi. Po opuszczeniu Krakowa, pognało nas do Balic. Nie mając pojęcia jak i kiedy, wjechało się po prostu za znakami - na ekspresówkę bez alternatyw. 500m przed zjazdem na lotnisko zatrzymała nas policja. Pouczyli nas i odprowadzili kawałek, pilnując czy idziemy, a nie jedziemy po czym powiedzieli, że spieszą się do wypadku. Podjechało się pod terminal, wzbudzając ciekawość i zdziwienie widoczne w oczach ludzi. Po pobieżnym obejrzeniu wnętrza kurs na północ ulicą Kmity. W Zabierzowie przerwa na (zbyt duże) zakupy przy Willowej (uprzednio zjeżdżając pod zamknięty w market przy Topolowej). Po pierwszych promieniach słońca niewiele się ostało. Pogoda ewidentnie zmieniała się na deszczową, póki co tylko nadciągnęły szare chmury i chłód.
Terminal T1 lotniska w Balicach. Widok ku NNE
Balice. Na Lotnisko. Pas startowy. Widok ku NW
Szkolną pod torami, nawrotka koło dworca i dalej głównymi przez Brzezie, Ujazd i Tomaszowice do Modlnicy. Tam przerwa na przystanku naprzeciwko dworu, gdzie przesiedziało się z godzinę. Ominęło się dzięki temu pierwszą ulewę, potem jeszcze dwie fale, ale jak padało tak z lekka to w końcu zachciało nam się ruszyć. DK94. Skręt w Wesołą. Zjazd drogą o mokrej nawierzchni i ogromnym spadku. Hamulce nie dawały rady i naszło zwątpienie, więc trzeba było zejść z rowerów, resztę stromizny schodząc. Na dole skręt w lewo (Swawola), znajdując się na drodze do Ojcowa.
DW 774. Granica między Szczyglicami i Zabierzowem. Dolina Rudawy. Skała Kmity. Widok ku NNE
Prądnik Korzkiewski. Ojcowska w okolicy uliczki Kliny. Dolina Prądnika. Początek Ojcowskiego PN. Widok ku NNW
Trasa ta wiodła wpierw po asfalcie, potem szutrze i przed Ojcowem znów asfalcie. Mijało się mnóstwo skał wapiennych, a w międzyczasie przestało padać. Przed celem, od roweru Kasi odkręcił się pedał. Nie było do niego odpowiedniego klucza, więc po kilku próbach wkręcania (problem z gwintem) z powrotem, trzeba było się poddać i po prostu iść dalej pieszo. Mijało się Kaplicę na Wodzie, która powstała w okresie zaborów, pomimo zakazu budowania świątyń na ziemiach polskich. Z tego powodu powstała "na wodzie", obchodząc prawo, podobnie jak w historii z wozem Drzymały.
Prądnik Korzkiewski. Ojcowska w okolicy uliczki Smolikowskiego. Dolina Prądnika. Ojcowski PN. Skały Sukiennice. Widok ku NNE
Prądnik Korzkiewski. Ojcowska przed skrzyżowaniem z ulicą Skalską. Dolina Prądnika. Ojcowski PN. Bukowa Skała. Widok ku NWW
Prądnik Korzkiewski. Ojcowska przy skrzyżowaniu z ulicą Skalską. Dolina Prądnika. Ojcowski PN. Bukowa Skała. Po lewej zbocza ze skałami Sukiennice. Widok ku SE
Prądnik Korzkiewski. Ojcowska. Ojcowski PN. Dolina Prądnika. Skała Golanka. Widok ku NW
Prądnik Korzkiewski. Ojcowska. Dolina Prądnika. Tabliczka oznajmująca wjazd do Ojcowskiego PN, w którym już się jakiś czas się jechało. Widok ku NWW
Prądnik Korzkiewski. Ojcowska w pobliżu granicy z Prądnikiem Ojcowskim, w pobliżu Skały Wójtowej. Ojcowski PN. Dolina Prądnika, płynącego z prawej. Po prawej DPS im. Brata Alberta. Widok ku N
Granica między Prądnikiem Ojcowskim i Prądnikiem Korzkiewskim. Ojcowska. Ojcowski PN. Dolina Prądnika. DPS im. Brata Alberta. W tle Skała Kopcowa. Widok ku E
Granica między Prądnikiem Ojcowskim i Prądnikiem Korzkiewskim. Ojcowska przy moście do DPS im. Brata Alberta. Ojcowski PN. Dolina Prądnika. Skała Wójtowa. Widok ku SSW
Prądnik Ojcowski. Ojcowska. Ojcowski PN. Dolina Prądnika.Po lewej Sobótka. Widok ku NWW
Prądnik Czajowski. Ojcowska. Ojcowski PN. Dolina Prądnika. Skała Koźniowa. Widok ku NWW
Prądnik Czajowski w pobliżu mostu. Ojcowska. Ojcowski PN. Dolina Prądnika. Skały Okopy. Widok ku E
Prądnik Czajowski. Ojcowska w pobliżu skrzyżowaniu z drogą do Osiedla Murownia. Ojcowski PN. Dolina Prądnika. Rękawica. Widok ku NE
Prądnik Czajowski. Ojcowska przy skrzyżowaniu z drogą do Osiedla Murownia. Ojcowski PN. Dolina Prądnika. Brama Krakowska. Widok ku W
Prądnik Czajowski. Ojcowska przy skrzyżowaniu z drogą do Osiedla Murownia. Ojcowski PN. Dolina Prądnika. Po lewej Rękawica. Widok ku SEE
Ojcowska. Ojcowski PN. Dolina Prądnika. Widok ku NWW
Ojcowska. Ojcowski PN. Dolina Prądnika. Kaplica pw. św. Józefa Robotnika "Na Wodzie"
Przejście jeszcze kilku km, mijając skręt na Skałę i zmierzając dalej na północ. Niebawem udało się znaleźć nocleg za 30zł za osobę. Zaraz po zakwaterowaniu i schowaniu maszyn do garażu, ponownie zaczęło padać. Udało się dostać ostatni, wolny dwuosobowy pokój, więc było to podwójne szczęście - deszcz okazał się ulewą, przez którą Prądnik wylał na pobliskie łąki. Gdyby nie to, być może na nich by przyszło rozłożyć się z namiotem, nie znając lokalnych warunków przyrody i byłoby to co najmniej niewesołe. Telefon do domu, po rodzinę, bo z powodu awarii wyprawa skończyła się przed czasem (być może o 2-3 dni). Bardzo nas ten dzień wymęczył, głównie z powodu ochłodzenia i licznych podjazdów.
Wola Kalinowska NE (Młynik). Dolina Prądnika. Burza przed nocowaniem. Widok ku SSW
Zaliczone gminy
- Wielka Wieś- Skała
- Sułoszowa
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
40.50 km (2.00 km teren), czas: 03:00 h, avg:13.50 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wyprawa na praktyki XXI - Kraków
Sobota, 17 lipca 2010 | dodano: 01.04.2017Kategoria 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2010 Pińczów
6 była gdy zaczęła się jazda. Chłodny poranek, ale udało się rozgrzać podjazdem do sklepu. Na ławeczce przy stoliku od razu nastało śniadanie. Dalsza droga ku kulminacji wzniesienia cięższa, ale pomyślna. Wystająca z ziemi skałka posłużyła mi za punkt widokowy do zrobienia zdjęcia. Zjazd do Frydmanu – osady ochranianej wałami, które zabezpieczały ją przed wodami z sztucznego jeziora. Zjazd niesamowity. Przed nami tylko droga w dół, a najbliższe wzniesienia kilka kilometrów dalej. Widok zupełnie niecodzienny. Nic w pobliżu nie zasłaniało horyzontu.
Nidzica-Zamek NW w pobliżu granicy z Falsztynem (w tle). Widok ku NWW
Falsztyn W i pola Frydmanu SE. W tle Gorce i Jezioro Czorsztyńskie. Widok ku NW
Zjazd z Falsztyna. Frydman i Jezioro Czorsztyńskie. Widok na Gorce w okolicy Przełęczy Knurowskiej (846 m n.p.m.) ku NNW
Granica między Frydmanem i Dębnem. Szerokie koryto Białki. Widok ku SW
Wyjazd na DW969 do Nowego Targu. Zmęczyła nas ta trasa i jechało się mało przyjemnie. Po drodze remont mostu. Auta stały – my nie. W mieście obiadośniadanie, w lokalu schowanym na dziedzińcu kamienicy blisko rynku. Dzięki temu udało się zebrać siły i ogarnąć przed dalszą trasą po DK 47, która w skrócie wygląda tak: wielki podjazd, małe wypłaszczenie, mały zjazd, duży zjazd, wielki podjazd i znów wypłaszczenie. Potem długa droga w dół o zmiennym nachyleniu, momentami tak jakby po grzbietach wzgórz. Widoki niesamowite. Kilka przerw na podziwianie, i odpoczynek. Finał to wspaniały, zapierający powietrze w uszach zjazd z serpentynami, prawie do samej Rabki. Do niej trzeba było zjechać w bok. Drogą tą warto było przejechać się na rowerze, choć z dużym trudem. Autem nie bardzo. Co prawda była szeroka, ale przed Nowym Targiem potwornie zakorkowana. Powoli żegnało się cień Tatr na horyzoncie. Trwała ucieczka przed ewentualnymi burzami i opadami, których oznaki się pojawiały.
Nowy Targ. Rynek i zasłonięty drzewami Ratusz z XIX w. Widok ku NE
DK 47. Rdzawka S. Podjazd na Kulakowy Wierch (814 m n.p.m.). W tel ledwo widoczne Pasmo Policy. Widok ku NW
DK 47. Rdzawka W. W centrum jej centrum. W tle ponad nią masyw Lubonia Wielkiego (1022 m n.p.m.). Po prawej NW grzbiet odchodzący z Turbacza (ok. 1310 m n.p.m.). Widok ku N
DK 47. Zjazd z Piątkowej Góry (714 m n.p.m.) do Chabówki. W tle Pasmo Policy (ok. 20 km). Widok ku NWW
DK 47. Zjazd z Piątkowej Góry (714 m n.p.m.) do Chabówki. Po lewej masyw Stołowej Góry (841 m n.p.m.). Po prawej masyw Lubonia Wielkiego (1022 m n.p.m.). Widok ku N
W Rabce kolejny dłuższy postój. Przed kościołem przy Orkana zniknęła część naszych zapasów. Po chwili zjawiła się starsza para podróżników, również wcinając swoje. Na tyle doskwierało nam zmęczenie, że nie chciało się nawiązywać znajomości. Styranie może nie tyle wynikało z trasy, bo był w nas jeszcze spory zapas siły, co raczej pogodą w Rabce. W czasie zjazdu, w pewnym miejscu dało się odczuć, jakbym wpadało się w gęstsze powietrze. Już na dole okazało się to być małym piekarnikiem, o ile nie przebywało się w cieniu. Po posiłku szybki wyjazd z miasta, byle tylko na rowerze chłodzić się wiatrem. Jechało się malowniczą doliną Raby. Przejazd przez Kasinkę Małą, gdzie okrążyło się kościół, w którym właśnie odbywał się ślub. Kilka minut potem zlał nas ciepły letni deszcz. Skończył się przed Lubieniem.
Rabka-Zdrój przy Orkana. Przerwa przy kościele pw. św. Marii Magdaleny. Widok ku SSE
Granica między Rabką-Zdrój i Kasinką Wielką. DK 28. W tle Potaczkowa (746 m n.p.m.). Widok ku E
Kasinka Wielka W (Marduszówka). DK 28. Ozdoba pod nr 9. Widok ku E
Kasinka Mała. DW 968. Kościół pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku NW
Wjazd na DK7. Szeroka droga z pasem serwisowym, lecz niestety było na nim dużo szkła i to przez długie odcinki. Stwierdziło się, że mam to gdzieś – „Jak będzie kapeć, to załatam” i przestało się zwracać na nie uwagę. Na szczęście nic się nie przytrafiło. Jazda nią nasuwała mi skojarzenia z Modlińską, tylko rzadziej zabudowaną i z innym tłem. W pewien sposób monotonnie i nudno. Bywało płasko, zdarzały się podjazdami, czasem droga wiodła blisko rzeki, czasem z dala. Gdzieś przy drodze lądował helikopter. Pod wieczór zachciało się szukać noclegu, tym razem gdzieś pod dachem. Zajechało się pod jeden hotel blisko granicy powiatów, ale cena 70zł skutecznie nas odstraszyła. Lepiej było jednak rozbić namiot.
Myślenice S. Dolina Raby. Widok ku NE
I tak się jechało, i nic bezpiecznego nie było widać. A to domy za blisko, a to teren nie sprzyja. W końcu postój na jakiejś górce, z której już widać było pierwsze osiedla Krakowa. Tam dogonił nas niejaki Sławek z Myślenic, który wybrał się rowerem do Krakowa. Tę odległość pokonał w mniej niż godzinę i kilka minut wcześniej nas wyprzedzał (po czym zrobił przerwę). Chwilę pogadaliśmy, bo zainteresował się naszą wyprawą, a mi przyszło do głowy, że może mógłby znać tani nocleg w mieście. Wskazał nam drogę, a potem śmignął dalej. Nam minęło tam jeszcze kilka chwil, aby napawać się widokiem. Potem długą drogą w dół do Krakowa.
Słonecznik przy DK 7
Przed wjazdem korek, bo remont drogi. W mieście zjazd do Łagiewnik, łudząc się, że tam znajdziemy coś taniego do przenocowania. Aha... Żeby się nie zdziwić... Za dwójkę około 230zł. Dom Pielgrzyma. Na pewno. Szybko dalej, bo już wieczór się kończył. Cofnięcie ze Strumiennej. Potem Fredry przez tory i odtąd chodnikami Tischnera, Konopnickiej. Odbicie łukiem Sandomierskiej blisko Wawelu na drugiej stronie Wisły. Przejazd mostem. Szybko udało się znaleźć schronisko młodzieżowe przy Błoniach. Koszt 35zł, ale nie było wiadomo, co począć z rowerami, więc nic z tego. Była jeszcze jedna opcja do wykorzystania, prawdopodobnie tańsza, ale było już mało czasu. O 22 kończyło się kwaterowanie, czyli zostało ~20 minut. Tak więc ruszyło się, aby poszukać tego drugiego noclegu, lecz nie udawało nam się go znaleźć. Dopiero pomoc sklepikarki była konieczna, by powiedziała nam, że to ledwie 50 m od sklepu.
Kraków. Most Dębiński. Widok na Wawel ku E
Cena 40zł. I tyle było dla nas za dużo. Jeszcze jedna próba, aby znaleźć tańszą opcją, ale napłynęły wątpliwości i rezygnacja. Rozpoczął się etap błądzenia, próbując się wydostać z miasta. Przerwa w KFC. Po przekąszeniu, zasileniu w jakąś nową energię i jako takim ogarnięciu, udało się ruszyć, aby wreszcie gdzieś przenocować. Zmęczenie było duże. Ledwo przebierało się nogami, a w samym KFC siedziało prawie przysypiając. Namiot udało się rozłożyć w lesie, tuż przy granicy miasta. Około 2-3 pobudka, by zabezpieczyć go przed deszczem, bo akurat przechodziła burza, ale na szczęście ominęła nasz namiot. Samo "błądzenie" za noclegiem, to m.in. ulice Słowackiego, Krowodrza z nawrotem przy Biskupiej, Lubelska, Świętokrzyska, Wrocławska, Stachiewicza z nawrotem za połową, Radzikowskiego i krajówka.
Zaliczone gminy
- Nowy Targ (W+M)- Rabka Zdrój
- Mszana Dolna (W+M)
- Lubień
- Pcim
- Myślenice
- Mogilany
- Kraków (Smoszowice, Łagiewniki-Borek Falęcki, Podgórze, Krowodrza, Bronowice 8/18)
- Zabierzów
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
129.00 km (0.00 km teren), czas: 09:00 h, avg:14.33 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wyprawa na praktyki XX - Słowacja
Piątek, 16 lipca 2010 | dodano: 01.04.2017Kategoria 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2010 Pińczów
Pobudka przed wschodem słońca około trzeciej. Przedrzemało się jeszcze do 4. Potem spacerem na szosę, gdzie jeszcze przez chwilę podziwiało się piękny wschód słońca. Pod tym względem trafił nam się nocleg w bardzo korzystnym do tego miejscu. Mimo wszystko noc była chłodna i spało się niewygodnie. Przed nami zjazd, więc lepiej było założyć kurtki. Serpentyna z widokiem na jezioro Rożnowskie.po lewej. Turlanie się trwało dość żwawo w kierunku Nowego Sącza. Nie licząc pierwszego zjazdu, droga było raczej płaska – znów jechało się doliną Popradu. Nasz wzrok przykuł niewielki kamieniołom piaskowca. Pobliskie miasto i ciepły posiłek wzywały. Do Nowego Sącza udało się dotrzeć o 6. Powitał nas przebudową prawego pasa jezdni i długim korkiem, który zręcznie został przez nas ominięty. W centrum oglądanie bazyliki oraz kościoła jezuitów ufundowany przez Jagiełłę. Pod bazyliką podeszła do nas jakaś kobita, która szła na mszę. Zagadała do nas, mimo że nikt nic do niej nie mówił i powiedziała jak trafić do pewnego kościółka, gdzie znajduje ołtarz św Rity - „patronki od spraw trudnych i beznadziejnych”. Czy aż tak źle się wyglądało?
DK 75 pod Przełęczą Świętego Justa. W centrum Ostra Góra (484 m n.p.m.). Widok ku NE
DK 75 pod Przełęczą Świętego Justa. W centrum Ostra Góra (484 m n.p.m.). Widok ku NE
DK 75 pod Przełęczą Świętego Justa. W centrum dolina Białki. Po prawej góra Czyżewiec (418 m n.p.m.). Widok ku NNW
DK 75. Przełęczą Świętego Justa. Po lewej Dąbrowska Góra (518 m n.p.m.). W centrum Jezioro Rożnowskie. Po prawej Białowodzka Góra (614 m n.p.m.). Widok ku SSE
DK 75. Most na Dunajcu. Po lewej Kumorze (362 m n.p.m.). Po prawej Paścia Góra. Widok ku S
DK 75. Most na Dunajcu. W centrum Białowodzka Góra (614 m n.p.m.). Widok ku SW
Dąbrowa W. DK 75. Kamieniołom pożerający Kurowską Górę (403 m n.p.m.). Widok ku N
Wjazd do Nowego Sącza. DK 75 w remoncie i korkach. Widok ku S
Kurs na rynek, zjazd Wałową do Matejki, skręt w Młyńską, wzdłuż DK28 do McD przy kościele. Nic innego nie było otwartego, a głód i potrzeba czegoś ciepłego była wielka. Nie wiem, po co nam był zestaw z darmową szklanką, którą skutkiem tego trzeba było wieźć do końca wyprawy. Jeszcze trochę się potem jechało przy głównej, po czym nastąpił skręt w Browarną. Wyjazd na Wiśniowieckiego. Tam drobne zakupy w sklepie na Jadwigi przy Szymanowskiego. Gdy Kasia była w sklepie, podszedł do mnie facet w stylu menello, ale widząc moje zaangażowanie w czytanie książki i milczącą postawę, tylko zerknął co czytam po czym wrócił do swojego kumpla. Po przerwie kurs na zachód. Wyjazd na DK 87, która nie dość, że wyprowadziła nas z Nowego Sącza, to jeszcze z Polski. Wiodła po raczej płaskiej, pnącej się w górę drodze.
Nowy Sącz. Po lewej Zegar Kwiatowy W centrum ruiny Zamku Królewskiego. Widok ku SWW
Nowy Sącz. Bazylika kolegiacka pw. św. Małgorzaty
Nowy Sącz. Rynek. Ratusz. Widok ku NW
Nowy Sącz. Kościół pw. św. Kazimierza. Widok ku SSW
Nowy Sącz. DK 87. Po lewej kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. Po prawej Szkoła Podstawowa im. Jagiełły. Widok ku SWW
DK 87. Poprad. W tle wzniesienie ze wsią Chochorowice. Widok ku NNW
Góry przypominały bieszczadzkie, lecz były one niższe, doliny zaś szersze. Czasem trafiały nam się szybsze odcinki, jednak przeważnie tempo było spokojne. Trwało to do południa, kiedy to dojechało się do Piwnicznej-Zdroju. Podjazd był tam ostry. Przy rynku uzupełnienie zapasów. Było to przede wszystkim podwojenie zasobów picia. Jedząc loda przed sklepem, zaczepił nas jakiś facet. Nie udało się zrozumieć o co mu chodziło. Po chwili wyjaśnił, że widział nas poprzedniego dnia w Jurkowie i wyraził opinię, że szybko nam idzie. Od nas dowiedział się o naszych zapatrywaniach na dalszą trasę, po czym ostrzegł, że czeka nas kilka kilometrów jazdy w górę. Ostatnie kilometry przed wyjazdem za granicę przebiegały malowniczą dróżką. Problem osuwania się ziemi załatwiono w ten sposób, że zmniejszono powierzchnię jezdni, tam gdzie taka sytuacja zaistniała. Granica została przekroczona o 13.
Barcice Górne N. DK 87. Dolina Popradu. W tle Makowica (948 m n.p.m.). Widok ku SEE
Barcice Górne. DK 87. Dolina Popradu. W tle Makowica (948 m n.p.m.). Widok ku E
Rytro. Dolina Popradu. Remont DK 87 przy skręcie do Suchej Strugi. Po prawej linia kolejowa nr 96/487 miedzy stacjami Tarnów i Leluchów, a dalej Čirč. Widok ku S
Piwniczna-Zdrój. DK 87. Widok ku SSW
DK 87. Piwniczna-Zdrój S. Liczne zwężenia dzięki osuwiskom. Widok ku SW
DK 87. Piwniczna-Zdrój S. Widok ku SW
Przejazd przez dwie wsie słowackie, a droga cały czas pięła się w górę, tak jak mówił facet w PZ. Było potwornie gorąco. Jazda po Słowacji to było po prostu gotowanie się. Obok wsi Kremna podjazd stał się dużo bardziej stromy. Około 12%. Ciała potwornie zdyszane i spocone. W końcu trzeba było zacząć iść. Na przełęczy (od Kremny ~150m w górę) była kapliczka. Przed nią drewniane ławeczki, na których można było się rozłożyćsię po tej morderczej wspinaczce trwającej pół godziny. Widok na pasma górskie był wspaniały. Temperatura ciała spadła, oddech się wyrównał, słowem - odpoczynek. Migiem w dół. Liczników nie było, ale prędkość maksymalną szacować można na 50-60km/h. Dojazd do początku Starej Lubowli, skąd poniosło nas na Czerwony Klasztor. W tym celu w Hniezdne skręt na północ. We wsi Kamienna popas i odpoczynek koło kościoła. Czekało na nas jeszcze kilka km pod górę, a potem już tylko dół. Prawie do samej granicy piękne widoki - graniczne góry widziane od południa.
Hraničné. Droga 68. Góry Lubowelskie. Cerkiew pw. Nepoškvrneného Počatia Presvätej Bohorodičky svätou Annou. Widok ku SE
Kremná. Droga 68. Góry Lubowelskie. W centrum cerkiew pw. Svätéj Márie. Widok ku SE
Droga 68. Zjazd do miasta Stará Ľubovňa. Dolina Popradu. Po lewej Dolina Jakubjanki z miastem Stará Ľubovňa. Na horyzoncie Góry Lewockie. Widok ku SSW
Droga 68. Zjazd do miasta Stará Ľubovňa. Na horyzoncie po lewej powinien być ledwo widoczny cień Tatr. W centrum Magura Spiska. Po prawej Małe Pieniny. Między nimi dolina Riecki, przechodząca w dolinę Lipnika, którą następnie się jechało. Poniżej zabudowania wsi Jarebina. Widok ku W
Trasa 543 między miejscowościami Gnézda i Kamienka. Po lewej Magura Spiska. Po prawej Małe Pieniny. Między nimi dolina Riecki, przechodząca w dolinę Lipnika, do której nas poniosło. Przy prawej krawędzi Góry Lubowelskie i ledwo wychylająca się Radziejowa (1266 m n.p.m.). Widok ku NW
Trasa 543 między miejscowościami Gnézda i Kamienka. Góry Lubowelskie. Po lewej Eliaszówka (1023 m n.p.m.) na granicy państw. Po prawej tereny wsi Jarebina wraz z kamieniołomem. Przy prawej krawędzi wzniesienie z drogą 68, tam gdzie nastąpiła przerwę i poprzednie zdjęcia. Przy lewej krawędzi fragment ledwo wychylającej się Radziejowej (1266 m n.p.m.). Widok ku NNE
Kamienka. Cerkiew pw. Svätého Petra
Trasa 543 po NW stronie wsi Kamienka. Na horyzoncie Góry Lewockie. Widok ku SSE
Trasa 543 po NW stronie wsi Kamienka. Małe Pieniny. Po lewej Kýčera (ok. 930 m n.p.m.). Widok ku NW
Trasa 543 między miejscowościami Kamienka i Stráňany. Dolina Riecki. Na horyzoncie Góry Lewockie. Widok ku SE
Granica między doliną Riecki i Lipnika. Po lewej Magura Spiska. W centrum po lewej w tle Grupa Golicy. W centrum w tle Trzy Korony (982 m n.p.m.). Po prawej Kýčera (ok. 930 m n.p.m.). Widok ku NWW
Stráňany. Trasa 543. W tle Magura Spiska. Widok ku SSW
Trasa 543 między miejscowościami Stráňany i Veľký Lipník. Dolina Lipnika. Po lewej stoki góry Pašková (770 m n.p.m.). Po prawej Grupa Golicy. Widok ku W
Veľký Lipník. Trasa 543. Dolina Lipnika. Po lewej rozciągnięty E grzbiet Aksamitki. Po prawej przy krawędzi, Tokárne (748 m n.p.m.). Między nimi Lesnické sedlo, przełęcz rozdzielająca Grupę Golicy i Małe Pieniny. Widok ku NNE
Haligovce E. Trasa 543. Dolina Lipnika. Grupa Golicy. Po lewej Plašná (889 m n.p.m.). Po prawej Aksamitka (841 m n.p.m.). Widok ku N
Haligovce. Trasa 543. Dolina Lipnika. Grupa Golicy. Plašná (889 m n.p.m.). Widok ku NNE
Haligovce W. Trasa 543. Dolina Lipnika. Grupa Golicy. Plašná (889 m n.p.m.). Widok ku NNE
Červený Kláštor S. Trasa 543. Dolina Lipnika. Trzy Korony (982 m n.p.m). Widok ku N
Przejazd przez kilka kilometrów wzdłuż Dunajca i znów w Polsce. Przed nami rozciągało się jezioro Czorsztyńskie. Już niosło nas na drugą stronę zapory, ale jednak nastąpił skręt na Niedzicę. Kończyła się nam woda, a nie było widać sklepów. Wydawało się, że uzupełnimy ją w Niedzicy, ale droga na zamek równocześnie oddalała nas od niej. Trzeba było włożyć dużo sił bez wspomagania, by dostać się na niego. Tam doładowały nas lody, oscypki i widoki z wysoko położonego dziedzińca. Bez wchodzenia do samego zamku. Przerwa tam trwała mniej więcej kwadrans. Szczęśliwie dla nas, jakiś 200m dalej był mały sklepik, którego zasoby nam w całości wystarczyły do regeneracji zapasów. Zbliżał się już wieczór, no i nie pozostało nam wiele sił. Pierwszy słowacki podjazd wyssał ich zbyt wiele, jak na nasze ówczesne możliwości. Na noc udało się rozłożyć w lesie jakieś 2km od zamku. Był problem z zaśnięciem z powodu krzyku ludzi bawiących się nad jeziorem i ich pijackich zabaw. Ciężka to była noc.
Červený Kláštor. Trasa 543. Dunajec. Na drugim brzegu Sromowce Niżne. Po lewej Nowa Góra (902 m n.p.m). W centrum Podskalnia Góra (743 m n.p.m.). Po prawej Trzy Korony (982 m n.p.m). Widok ku N
Červený Kláštor W. Trasa 543. Dolina Dunajca. Za wzgórzami Spišská Stará Ves. W tle Tatry. Widok ku SW
Majere. Trasa 543. Dolina Dunajca. Pieniny Środkowe. Po lewej Flaki (810 m n.p.m.). W centrum Macelowa Góra (800 m n.p.m.). Za nią, po lewej Macelak (856 m n.p.m.). Na prawo Nowa Góra (902 m n.p.m) i Trzy Korony (982 m n.p.m). Widok ku N
Niedzica-Zamek. Zbiornik Sromowce. W tle Magura Spiska. Widok ku SSE
Niedzica-Zamek. Krotka przerwa na podziwianie. Widok ku N
Ostrzeżenie na zamku w Niedzicy
Niedzica-Zamek. Po lewej jezioro Czorsztyńskie z zatoką i doliną Harczy Grunt. Po prawej zamek, który niedawno został przez nas opuszczony. W centrum Łysa Góra (693 m n.p.m.) i Ula (713 m n.p.m.). Po prawej Flaki (810 m n.p.m.). Widok ku E
Zaliczone gminy
- Chełmiec- Nowy Sącz
- Stary Sącz
- Rytro
- Piwniczna-Zdrój
- Łapsze Niżna
Zaliczone obec
Prešovský krajOkres Stará Ľubovňa
- Hraničné
- Jarabina
- Stará Ľubovňa
- Hniezdne
- Kamienka
- Veľký Lipník
- Haligovce
Okres Kežmarok
- Červený Kláštor
- Spišská Stará Ves
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
105.00 km (0.00 km teren), czas: 09:00 h, avg:11.67 km/h,
prędkość maks: 55.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wyprawa na praktyki XIX - Tarnów
Czwartek, 15 lipca 2010 | dodano: 01.04.2017Kategoria 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2010 Pińczów
Plany na ten dzień - dotarcie do Tarnowa, pojechać na południe, by ominąć krajówkę i zbliżyć się do Krakowa. W zamyśle nocować miało się w okolicy Puszczy Niepołomickiej, by nazajutrz dotrzeć na Jurę. Zamiary rychło się zmieniły. Start o 9. Wcześniej przez godzinę odpoczywanie na leżąco. Rankiem komarów było mniej niż wieczorem. Pierwsza wioska – Radgoszcz. Śniadanie wypadło na przystanku. W międzyczasie przyszło 4 Niemców czekających na autobus. Gawędzili między sobą o tym, że autobus się spóźnia itd. zapytali jakiegoś miejscowego, o co chodzi w tym wszystkim, a ten wskazał, że nie do tego przystanku się ustawili. Podreptali tam gdzie trzeba, a nam pozostało spokojnie dokończyć posiłek obserwując te perypetie.
Radgoszcz. Kościół pw. św. Kazimierza
Nieczajna Górna. Kościół pw. św. Siedmiu Boleści Najświętszej Maryi Panny. Widok ku SW
DK 73. Żelazówka. Gość w trakcie przystankowego posiłku. Widok ku NNE
Droga wiodła pod górkę. Było nieprzyjemnie i gorąco, ale krajobraz nawet fajny. Rozciągnięte pagórki. Po kilkunastu km zjazd do Dąbrowy Tarnowskiej. Tyle z niej pamiętam, że przejechało się główną bez zatrzymywania i zaraz potem wyjechało na południe. Trwało smażenie się na DK 73. Od Lisiej Góry trochę płaskiego terenu i spory zjazd do Tarnowa. Przed wjazdem widać było fragment budowy autostrady A4, która omijała miasto od północy. Prawie od razu po wjechaniu do miasta była ścieżka rowerowa. Wykonana z asfaltu albo dobrze ulanego betonu. Inne ścieżki, którymi się jechało, były przeważnie z kostki o łagodnymi przejściach w pobliżu wyjazdów z domów, przez co rower nie skakał co chwila jak głupi. Dopiero w pobliżu centrum zjazd na szosę.
DK 73. Tarnów N. Budowa A4. Widok ku NWW
Tarnów. Nowodąbrowska. W centrum bazylika katedralna NNMP. Widok ku SSW
Starówka Tarnowska była ładna i godna ponownych odwiedzin. Przerwa w Gospodzie Rycerskiej przy Wekslarskiej. Ceny były znośne, ale potrawy smaczne. Kasia zamówiła pierogi z kapusta, a ja sałatkę grecką, bo było tak gorąco, że na nic cięższego nie było ochoty. Po ponad półgodzinnej przerwie i odsapnięciu, poniosło nas, aby objechać i obejrzeć pobliską bazylikę. Krakowska wyjazd na DK 94. Miasto przypominało mi Płock. Na jednym ze świateł, wraz z nami czekała jakaś dziewczyna. Nie była tak obładowana przez co jechała szybciej. Gdy dojeżdżała na drugą stronę, o mało nie uderzył w nią samochód, który chciał wyjechać na główną korzystając z zielonej strzałki. Na szczęście w porę się zatrzymał z piskiem opon.
Tarnów. Kapitulna. Bazylika katedralna Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku W
Tarnów. Rynek. Ratusz. Widok ku SW
Tarnów. Rynek. Po lewej bazylika katedralna Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku NW
Tarnów. Bazylika katedralna Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku SEE
Tarnów. Bazylika katedralna Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku E
Tarnów. Kapitulna 1. Widok ku SEE
Tarnów. Krakowska E. Widok ku SWW
Tarnów. Skrzyżowanie Krakowskiej. Sikorskiego i Narutowicza. Kościół pw. Świętej Rodziny. Widok ku SWW
Tuż za miastem podjazd, a zaraz za nim zjazd do mostu nad Dunajcem. Znów się smażenie w upale na krajówce. Droga była zbyt nasycona autami. Wkrótce (~2km) po przekroczeniu rzeki zjechało się na mniej ruchliwą drogę do Wojnicza. Pół godziny przerwy koło kościoła bardzo pomogły. Dalej już było nam raczej lekko, a droga prowadziła w górę, ale nie było to zbyt zauważalne. Z powodu bliskości rzeki, trasa ta się trochę wiła. Mijało się chyba dwa zamki, ale zostały olane. Wieczorem dojazd do Jurkowa, gdzie trwało zastanawianie się nad dalszą trasą. W uniesieniu, kierując się delikatnie szaloną myślą, poniosło nas dalej na południe - do Nowego Sącza. Za Czchowem droga trzymała się bliżej zboczy i jeszcze bardziej się wiła. Widoczne były efekty obrywania ziemi i głazów. Tylko na moment potrwała przerwa na zaporze jeziora Czchowskiego. Ukazał się tam piękny widok gór porośniętych drzewami, u stóp których połyskiwała tafla wody.
Tarnów. Krakowska. Rzeka Biała. Widok ku NNW
DK 94. Granica gmin. Dunajec. Widok ku NNW
Wojnicz. Kościół pw. św. Leonarda. Widok ku N
Wojnicz. Kościół pw. św. Wawrzyńca Męczennika. Widok ku SEE
Wojnicz. Kościół pw. św. Wawrzyńca Męczennika. Widok ku NE
Olszyny. DW 975. W tle dolina Lubinki, wpadająca do Dunajca. Widok ku NEE
Czchów. DK 75. Wieża zamkowa. Widok ku SWW
Czchów. DK 75. Osuwisko pod wzgórzem zamkowym. Widok ku S
Czchów (Rola). DK 75. Po lewej Czubica (453 m n.p.m.). Po prawej Pęcherska Góra (363 m n.p.m.). Pomiędzy nimi znajduje się, niewidoczne na zdjęciu, jezioro Czchowskie. Widok ku S
Czchów S. Zapora wodna piętrząca Dunajec, tworząc Jezioro Czchowskie. Po lewej Czubica (453 m n.p.m.). Widok ku SE
Czchów S. Jezioro Czchowskie. Widok ku SW
Wytrzyszczka E. DK 75. Widok ku NE
Wytrzyszczka E. DK 75. Jezioro Czchowskie. Po prawej Czubica (453 m n.p.m.). Widok ku NE
Wytrzyszczka SE. DK 75. Zamek Tropsztyn. Widok ku S
Droga na Łososinę Dolną odbiła w dolinę o takiej samej nazwie. Ponad nami latały samoloty i szybowce tamtejszego aeroklubu. W Biedronce, gdzie uzupełniane były zapasy, jakiś młodzik „zapomniał” dowodu i wyszedł z pustymi rękami. Nadeszła pora rozejrzeć się za noclegiem. Przejazd przez Łososinę (rzekę), a trasa ukazała nam ostatni, masakryczny podjazd na kolację. Akurat, gdy ciała były już zmęczone, a rowery dopakowanie po zakupach. Udało się przejść ledwie dwa kilometry, wspinając się o 100 metrów wyżej, po czym w oczy rzucił się prowizoryczny nocleg wśród krzaczków (chyba) porzeczek. Poletko było oddzielone od drogi zboczem o wysokości większej niż 5m. Obawiać się można było tylko potencjalnego auta, które mogłoby wypaść z łuku wprost na nas. Mimo wszystko spało się smacznie i najbezpieczniej ze wszystkich namiotowych nocy tej wyprawy.
Wytrzyszczka SE przy granicy powiatów. DK 75. Dolina Granicznika. Po prawej Ostra Góra (335 m n.p.m.). Widok ku NW
DK 75. Po lewej Jodłowiec Wielki (483 m n.p.n.). Po prawej Chełm Łososiński (793 m n.p.m.). Widok ku SW
Zaliczone gminy
- Dąbrowa Tarnowska- Lisia Góra
- Tarnów (M+W)
- Wojnicz
- Wierzchosławice
- Zakliczyn
- Czchów
- Łososina Dolna
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
87.00 km (0.00 km teren), czas: 06:00 h, avg:14.50 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wyprawa na praktyki XVIII - Szczucin
Środa, 14 lipca 2010 | dodano: 01.04.2017Kategoria 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2010 Pińczów
Rankiem odbyło się oficjalne zakończenie praktyk - podsumowanie, mowy końcowe, lista płac itd. Zdarzyła się zabawna historia. Jeden ze studentów zabrał głos. Sala w oczekiwaniu na jakąś mniej lub bardziej podniosłą mowę powiązaną z tematem. Treść zaś w skrócie podsumować można jako - zginął nóż i jakby ktoś znalazł... Przez salę przetoczył się głośny wybuch śmiechu. Po kilkunastu minutach również zabrał głos, informując, że ów nóż się znalazł. Później opuściliśmy internat. Z budynkiem szkoły w tle zrobiliśmy kilka pamiątkowych, grupowych zdjęć. Odtąd nastąpił faktyczny koniec praktyk.
Bagaże powędrowały na rower, ponownie przewiązując je sznurkami. Ostanie pożegnania ze znajomymi. Stróż który nas powitał dnia pierwszego dnia, również nas pożegnał po krótkiej pogawędce. Nasze przygotowania do wyjazdu rowerami trochę trwały, więc nasza dwójka była jedną spośród przedostatnich ludzi, którzy stamtąd wyjeżdżali. Kurs na rynek, aby zjeść ostatnią tamtejszą pizzę na dalszą drogę. Wyjazd Grodziskową, Nową, Średnią, Siedem Źródeł do Bogucic. Tam skręt na Leszcze do Skotnik Dolnych, skąd już jazda nową trasą. W Latanicach wjazd w ślepą ulicę, po czym kurs na południe. Jakaś kobitka coś do nas mówiła z podwórka, a my udawało się, że nie słychać. Gdy trzeba było zawracać, tylko szybko się przemknęło koło jej domu. Z DW 776 skręt na Brzezie. Za ostatnim domem skręt w lewo, praktycznie przez pole. Przez Chotel Czerwony do Budzynia, gdzie wyjazd na DW973.
Droga miedzy wsiami Skorocice i Łatanice. W tle Busko-Zdrój. Widok ku NE
Droga była nużąca i płaska tylko sporadycznie trafiały się jakieś drobne atrakcje krajobrazowe. W Piasku Wielkim przerwa na odpoczynek od błąkania się i posilenie się po lodzie solo. W międzyczasie przyszło dwóch tubylców z radyjkiem w kształcie piwa. Na początku stali nie wiedząc co robić, bo ich ławeczka była przez nas zajęta. Potem jeden z nich usiadł, coś zaczęli gadać do siebie, majstrując przy radiu i w końcu poszli. W Chinkowie trochę jechało się nie tak, jak było najprościej. Przejazd wzdłuż granicy lasu, zamiast przez niego. Przez Strażnik wjazd do Solca Zdroju – kolejna z miejscowości uzdrowiskowych, jakich wiele w tym rejonie. Przyczyną tego, wody zasobne w różne minerały, co zawdzięczają gipsom i skałom wapiennym. Przez miejscowość tą tylko się przemknęło ku SE.
Chotel Czerwony. Kościół pw. św. Bartłomieja Apostoła. Widok ku NW
W Zielonce przecięcie DK79. W Błotnowoli kurs na wschód, główną szosą wzdłuż Wisły. Za Oblekoniem kapeć - przerwa przy stawie. Poza tym nic się nie działo. Tylko upał i niewielka liczba drzew, które mogłyby nas chłodzić. Wkrótce potem przejazd za Wisłę i wjazd do Szczucina. Zakupy w biedronce, a potem kontynuacja płaskich terenów. Przez Małec jechało się rozglądając za noclegiem. Ten nastał na łące z wysokimi trawami, położonymi za kępą brzóz w pobliżu rzeczki Dęba. Było około 21, gdy naszedł nas sen. Dzień minął leniwie, bo też i wiele czasu zeszło w samym Pińczowie.
DK 73. Wisła pod Szczucinem. Widok ku SE
DK 73. Wisła pod Szczucinem. Widok ku SEE
DK 73. Wisła pod Szczucinem. Widok ku S
DK 73. Wisła pod Szczucinem. Widok ku SW
Szczucin. DW 982. Kościół pw. św. Marii Magdaleny. Widok ku SEE
Szczucin. Kościół pw. św. Marii Magdaleny
Zaliczone gminy
- Szczucin- Radgoszcz
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
86.00 km (0.00 km teren), czas: 06:00 h, avg:14.33 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wyprawa na praktyki XV - Kazimierza Wielka
Niedziela, 11 lipca 2010 | dodano: 17.03.2017Kategoria 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2010 Pińczów
Wolny dzień od zajęć. Wspólna wycieczka do Kazimierzy Wielkiej na rowerach. Tym razem wyjazd o 10:30, wybierając trasę na zachód. Z Pińczowa wyjazd za klasztorem, w lewo do AK i przez Nidę. Nie działo się wiele. W Michałowie objazd kościoła, zaglądając do wnętrza. Droga pięła się w górę, to lżej, to stromiej. Słońce przypiekało i dusiło skwarnym powietrzem jak z piekarnika. Dopóki nie przyszło nam się znaleźć na wierzchowinie Garbu Wodzisławskiego, nie można było poczuć wiatru, który jeden jedyny nas orzeźwiał. Około południa dojazd do kulminacji, skąd zaczął się świetny i długi zjazd, z nielicznymi przerwami na mniejsze podjazdy. Dzięki wysokiej prędkości nawet samochód nas nie wyprzedzał. Tereny po drugiej stronie garbu przypominały mi Suwalszczyznę. Droga trochę się wiła. Po lewej i prawej pagórki, teren artystycznie pofalowany.
DW 766. Michałów NE przy polnym skrzyżowanie do przysiółków Kwietniówka (w lewo) i Brejczyn (w prawo). Na horyzoncie w centrum, wzniesienie we wsi Szosa Chyłka, gdzie następnie prowadziła nas trasa. Widok ku SW
Michałów. DW 766. Kościół pw. św. Wawrzyńca Diakona i Męczennika. Widok ku SWW
Szosa Chyłka N. DW 766. W centrum Michałów. W tle Garb Pińczowski. Widok ku NE
Szosa Chyłka SW. DW 766. Po lewej Dolina Mierzawy i oświetlone pola między Wrocieryżem i Pawłowicami. Za cienką linią drzew na horyzoncie pola w gminie Imielno. Po prawej Michałów. W tle po prawej Garb Pińczowski. Widok ku NNE
Tomaszów. W centrum w tle Lubcza. Widok ku NWW
Lipówka. DW 768. Widok ku E
Ślaz przy ruiniw Lipówka 44. DW 768.
Ruina Lipówka 44. DW 768. Widok ku SE
W okolicy Sancygniowa droga biegła wzdłuż doliny cieku o nazwie od owej wsi pochodzącej. Dzięki temu, dalsza jazda była łatwa, bo raczej płasko i w dół. Do samego Sancygniowa zjeżdżało się nieco z głównej trasy, gdyż skusił nas widok kościoła na małym wzniesieniu za stawem. Widać było również pałacyk, który był w remoncie. Jedyną przeszkodą było stado. Zza kościoła najpierw wyszła krowa, potem jej właścicielka, a potem reszta krowiej gromadki wraz z pilnującymi tyłów dwoma facetami. Dopiero wtedy przyszło mi się ruszyć. Nie chciało nam się wracać jeszcze na wojewódzką, aby trochę nacieszyć się bocznymi wsiami i małym ruchem. W Iżykowicach się skończyło - droga wymuszała, by skręcić w lewo, albo pchać się w górę po prawej. Mijało się tam mały młyn wodny i wracało na DW768.
Sancygniów. Staw przy zespole pałacowym. Po prawej kościół pw. św. apostołów Piotra i Pawła. Widok ku NNW
Sancygniów. Pałac Deskurów. Widok ku NWW
Iżykowice. Młyn na Sancygniówce. Widok ku NNW
DW 768. Niewiatrowice. Widok ku SE
Wkrótce wjechało się do Działoszyc. Był tam kościół ze wspaniałym dachem na wieży, który majestatycznie wznosił się nad miejscowością. W tym czasie zawitały tam tłumy pielgrzymów. Teren kościoła był pełen tak w środku jak i na zewnątrz, więc pomimo próby podjechania pod niego, trzeba było zjechać w dół miejscowości. Zerknęło się jeszcze do ruin synagogi (dobrze zachowane ściany, lecz brak dachu). Wkrótce przyszło opuścić to miejsce, by dotrzeć do skrzyżowania w Dziekanowicach. Kurs na zachód, do wsi Pierocice. Nie żeby coś tam było szczególnie interesującego. Po prostu, o rzut kamieniem była granica z małopolskim województwem. Ta mała pokusa została ukarana. Najpierw droga zamieniła się w szuter z kamieniami, potem poszła wysoko w górę i w połowie podjazdu po raz pierwszy w życiu zaatakowały nas końskie muchy. Bardziej rzuciły się na mnie i frustrowały niemiłosiernie. Upał, kiepski podjazd, mała prędkość, zmęczenie - tragedia. Gdy już wieś się skończyła i widać było tereny sąsiedniego województwa, to już dół do niej nie chciało nam się jechać po polnych drogach, bo i tak musimy skierować się na wschód. Powrót po wspomnianych kamieniach nie był miły. Następnie nastąpił skręt w dróżkę na południe, która również prowadziła do góry.
Działoszyce. DW 768. Zakościelna, w którą nastąpił skręt. W centrum kościół pw. Trójcy Świętej. Widok ku E
Działoszyce. Ruiny synagogi z XIX w. Widok ku SW
Żeby było miło, w wąwozie przez który przechodziła, również żyły sobie wspomniane wyżej paskudne owady. Tu już zejście z roweru, a że nie było innego sposobu przetrwania, jak tylko ucieczka przed bestiami, to trzeba było biec, szybko wyczerpując siły. Wszystkie podążyły za mną. Na szczęście nie chciały za bardzo opuszczać wąwozu i wyżej był już spokój. Na pocieszenie roztaczały się wspaniałe widoki z kulminacji. Pomimo zmęczenia, przyjemnie było je chłonąć. Dalej było już w dół do asfaltu, a tam po nim szybko na wschód, w stronę Skalbmierza. W miasteczku tym zachciało nam się zajrzeć do jadłodajni, ale już zamykali, więc przyszło obejść się smakiem. Potem jeszcze do tamtejszego kościoła, który był duży i chłodny. Dziesięć minut później znów na rowerach. Czym prędzej, bo już nie było jedzenia, a wciąż była przed nami długa trasa do pokonania. W centrum Topoli wejście do sklepu, dzięki czemu można było zaspokoić głód. Po tej przerwie zostało jeszcze trochę do do Kazimierzy. Tabliczka na wjeździe została powitana z ulgą. Z jeszcze większą - otwartą biedronkę, gdzie zrobiło się zapasy na resztę trasy.
Pierocice W (Łopaty). Po lewej stronie drogi woj. małopolskie. Po prawej woj. świętokrzyskie. Widok ku NWW
Pola między Pierocicami i Kościejowem w pobliżu DW 783 (za plecami). Widok ku NE
Pola między Pierocicami i Kościejowem w pobliżu DW 783 (za plecami). Widok ku NNE
Pola między Pierocicami i Kościejowem w pobliżu DW 783 (za plecami). Widok ku N
Skalbmierz. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela. Widok ku SE
Skalbmierz. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela
W miasteczku działy się dziwne rzeczy – dużo ludzi, muzyka, zapach kiełbasy i baloniki. Oto impreza Dni Kazimierzy Wielkiej. Ominęły nas atrakcje, bo już było za późno. Kasię złapał kryzys i trzeba było się zatrzymać za zabudowaniami. Jako że jechało się teraz po Płaskowyżu Proszowickim, trzeba było z niego znów wrócić na Wodzisławski Garb, więc droga ponownie pięła się w górę. Szczęśliwie, odbywało się to stopniami, dość łagodnie i niżej niż poprzednimi razami, za to przez 10 km. Wkrótce ponownie widać było piękne widoki z góry. Dało się dostrzec nawet zabudowę Buska-Zdroju, oddaloną od nas o ponad 15km. Jeszcze tylko zjazd w dół i ponowna wizyta w Wiślicy. Tym razem omijając ją łukiem obwodnicy. Przed lasem skręt w lewo. Godzina była przedwieczorna. Powietrze pachniało zbliżającą się letnią nocą i odchodzącym dniem. Samochodów mało, za to ludzi trochę więcej. Trasa wiodła najprostszym wariantem przez wsie nad Nidą. Z Leszczy do Krzyżanowic Dolnych do Kowali już po zmroku. W Pasturce pogniły nas psy, przez co wjeżdżało się na łąkową dróżkę, co w dolinie Nidy oznacza "nieco wilgotną". Przejście po ciemku, przez pole do szosy, jeszcze parę kilometrów i oto po 22, czując zmęczenie, znów udało się dotrzeć do bazy.
Kazimierza Wielka. 1 Maja. Łubna. Widok ku SEE
Kazimierza Wielka. 1 Maja. Basta przy skrzyżowaniu DW 768 i 776. Widok ku SEE
Kazimierza Wielka. Okrężna. V międzynarodowe dni Kazimierzy Wielkiej 10-11.07.2010. Widok ku SWW
Wiślica. DW 776. Kościół pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Widok ku NE
Między Kobylnikami i Skotnikami Dolnymi. Po lewej Łysa Góra. Granica wsi po lewej stronie linii drzew, za którą znajduje się Parszywe Błonie W. Widok ku NNW
Między Kobylnikami i Skotnikami Dolnymi. Pagórek Sceklina. Widok ku NW
Skotniki Dolne. Po prawej Torgówka. Widok ku N
Zaliczone gminy
- Działoszyce- Racławice
- Skalbmierz
- Kazimierza Wielka
- Czarnocin
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
110.00 km (0.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:15.71 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)