Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wiekublog rowerowy

avatar erdeka
okolice Czerwińska

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12598 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy erdeka.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Gminy

Dystans całkowity:45977.93 km (w terenie 2354.60 km; 5.12%)
Czas w ruchu:2845:42
Średnia prędkość:16.16 km/h
Maksymalna prędkość:75.46 km/h
Suma kalorii:26058 kcal
Liczba aktywności:319
Średnio na aktywność:144.13 km i 8h 55m
Więcej statystyk

Przez Żyrardów na wydział

Środa, 15 czerwca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, >200, 2 Osoby, Gminy, Z Księgowym, Warszawa Uczestnicy

Wyjazd bardzo wcześnie rano, w okolicach poranka. Jechało się trasą nad Wisłą przez Czerwińsk, potem skręt z DK62 w drugą ulicę w Wyszogrodzie. Kościelną wyjazd na DK 50 i przejazd ścieżką przez most. Zjazd na wał, a z niego na dróżkę pod lasem. Dojazd do asfaltu, by udać się nim przez Kamion do DK50 w Kamionie Dużym. Ponowny zjazd z niej do Witkowic przez Stefanów. Dalej najkrótszymi drogami do Żyrardowa, obserwując pierwsze godziny poranka. Styrało mnie to i nieco zapowietrzyło. Dojechało się do miasta na Racławicką, by otrzymać ostatni wpis, nim wpisujący wyjedzie na południe Polski. Udało mi się dotrzeć jeszcze przed czasem i tylko chwilę na niego czekać.


Wisła pod Wyszogrodem


Bzura


Wiskitki


Żyrardów

Wyjazd Dąbrowskiego na wschód, wstępując na DW 719, która od dawna kusiła mnie do jej przejechania, ale nie było ku temu dobrej okazji. Mimo wszystko ciążyło mi zmęczenie, więc jechało się na spokojnie i nie tak lekko jak by się chciało. Sama trasa też nie była nazbyt interesująca, a jedynie Grodzisk Mazowiecki bardziej odbił mi się w pamięci. W Pruszkowie Prusa i Bohaterów Warszawy. Z Bodycha skręt w Sosnkowskiego i Kolorową. Gdy ta się skończyła, kontynuowało się miedzy blokami do Dzieci Warszawy. Ryżową do Połczyńskiej. Z Wolskiej skręt w Sokołowską, Św. Wojciecha, Syreny, potem Działdowską i slalom między blokami pomiędzy Wolską i Górczewską.


Milanówek


Podkowa Leśna


Warszawa (fotografia zniekształcona podczas robienia zdjęcia)


Warszawa

Później była Ogrodowa, Elektoralna, środek Parku Saskiego i mnóstwo biegania po wydziale w celu dopięcia ostatnich spraw. Po kilku godzinach zjazd Karową. Furmańska, Białoskórcza, jazda wzdłuż Wisły, ale drogami po drugiej stronie szosy. Przed Gdańskim przejazd bliżej rzeki. Gwiaździstą do Podleśnej. Podjazd w górę do Marymonckiej, po czym nawrót. Skręt w Lektykarską, Sobocką i Godowską. Przejazd przez Park Harcerskiej Poczty Polowej Powstania Warszawskiego. Wjechałam na ścieżkę ku NE, by wnet wejść po schodach na most Grota.


Warszawa


IMGW

Po drugiej stronie jazda wzdłuż Modlińskiej i skręt w Płochocińską. Nie spieszyło mi się, więc zachciało mi się urozmaicić wyjazd. Skręt w Cieślewskich, dalej między działkami przy Orneckiej. Z Wałuszewskiej przez las koło Forsycji. Skręt w Insurekcji i Ślepą, a następnie Wadowicką. Dojazd do torów, które prowadziły mnie przez ~2,5 km. Odbicie od nich na zachód, a po kolejnym skręcie, tym razem w prawo, wyniosło mnie na skraj Rezerwatu Bukowiec Jabłonowski i wyjechało się na ulicę Wiejską w Legionowie. Skręt w Kwiatową

Wkrótce potem spotkanie z Księgowym, który przy okazji tego dnia ujeździł w sumie ~16km. Ruszyło się Buka, przejściem podziemnym pod torami, skręt w Jagiellońską, krótka przerwa przy Gdańskiej, przejazd do Chotomowa, a potem wyjazd z tych terenów przez Olszewnicę w kierunku Sikor. Tuż za lasem skręt w lewo. Dróżka wnet się skończyła przed zaroślami. Skręt w lewo biegnącą, ledwie widoczną odnogę. Wyniosło mnie przy skrzyżowaniu Łabędziowej i Jeziornej. Tą drugą na zachód, ubranie mając pokryte fragmentami czepliwych roślin. Gdy droga się skończyła skręt w lewo i wyjazd na asfalt.


Łąki na NE od Krubina


Łąki na NE od Krubina


Łąki na NE od Krubina

W Górze chciało mi się zrobić zakupy, ale naszło zniechęcenie dalsza jazda. W NDM mi się udało. Były to małe zakupy na Bohaterów Modlina 57E. Między blokami 22 i 20 przejazd do ścieżki za nimi i dojazd do Focha. Dalej poszło prosto. Przez Modlin, Gałachy, Ostrzykowiznę, Henrysin do Emolinka. Odbicie na Kamienicę-Wygodę, skąd powrót na DK62 i dalej do domu przez Miączyn.

Zaliczone gminy

- Jaktorów
Rower:Zielony Dane wycieczki: 214.00 km (24.00 km teren), czas: 11:00 h, avg:19.45 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Trójmiasta i z powrotem IV - Deszcz grunwaldzki

Piątek, 13 maja 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2011 Powiśle Gdańskie

2011.05.10 - 13 Do Trójmiasta i z powrotem - cała trasa


Pobudka o 4:30. Sen był ciężki, gdyż do namiotu dostała się woda. Zabrakło jednak przygotowania na deszcz, w czym nie pomógł brak stelaża. Śpiwór mi zamókł i zrobiło się bardzo niemiło. Mimo to, z trudem się przeleżało i przedrzemało jak najdłużej, mając nadzieję, że opad się zmniejszy, a mnie przestanie boleć głowa. Nic takiego nie nastąpiło. Na moment tylko przestało padać, co wystarczyło mi, żeby móc się spakować i ruszyć o 7:30.


DW 537 między Frygnowem i Stębarkiem. Widok ku E


Stębark. Widok na Pola Grunwaldu ku SSW


Stębark. Widok na Pola Grunwaldu ku SW

Z wolna przejechało się do Stębarku, gdzie nastąpił skręt na Łodwigowo. Przejazd przez Pola Grunwaldu, co było moją intencją podczas zjazdu z DK 7. Silny, boczny wiatr utrudniał mi przejazd, ale przynajmniej nie wiał w twarz. Deszcz z wolna się uspokajał, ale pochmurna pogoda utrzymywała się przez kolejne pół dnia. Okolica była przyjemna, bardzo zielona. Tereny słabo zaludnione, zabudowa skupiona w niewielkich wioskach, które otaczały rozległe pola. Krajobraz dość urozmaicony - niewielki pagórki, teren bardzo falisty. Raz zwróciło moją uwagę wyrobisko, a raz niezapominajki w zagajniku.


Niezapominajka


Lipówka E. Widok ku SE


Między Gołębiewem i Wilamowem. Dolina Sławki. Widok ku SW


Wilamowo. Widok ku SEE

O 10:40 udało się dowlec do Działdowa. Skręt i przejazd całą ul. Jagieły do Placu Mickiewicza. Po drugiej stronie od wylotu ulicy znajdowała się pizzeria, gdzie dobrze było wstąpić. Zamówiona została wielka pizze, którą z ledwością udało mi się dokończyć. Przeczekało się przy okazji jedną falę deszczu, a podczas opuszczani miejscowość zaatakowała druga. O 11:30 wyjazd na Działdowo ulicą Młyńska. Tuż za Wkrą skręt w lewo. Za granicą województw tak mnie zmachało, że pod górkę trzeba było podchodzi pieszo. W okolicach Lipowca Kościelnego zaczęło się rozjaśniać. Od okolic Rochni, gdzie skręcało się ku SW, słońce wyraźnie wychodziło już zza chmur, choć nadal widoczne były masywne cumulusy z deszczem, które na szczęście omijały moją pozycję.


Działdowo. DW 545. Widok ku SE


Działdowo. Interaktywne Muzeum Państwa Krzyżackiego. Widok ku SEE


Przerwa na obiadokolację


Działdowo. Pozostałości zamku krzyżackiego. Widok ku SWW


Lipowiec Kościelny. DW 563. Kościół pw. św. Mikołaja. Widok ku SEE


Lipowiec Kościelny. Widok ku N


Lipowiec Kościelny. Widok ku E


Droga z Lipowca Kościelnego do Niegocina. Widok ku S


Niegocin. Wiatrak z XIX w. Widok ku SWW


Luszewo. Droga do Radzanowa. Widok ku SW


Luszewo. Droga do Radzanowa. Widok ku SE

Teren opadał dość intensywnie, jak na te okolice, w kierunku Radzanowa. W samym Radzanowie dojazd do kościoła, po czym nawrót do drogi na Raciąż. Zaatakował mnie też wtedy ostatni, nagły i szybki deszcz. Dalej jechało się już w słońcu. Było lepiej, raźniej i przyjemniej. O 17 przejazd przez Raciąż, ulicą Wolności, z i pod kościół. Potem ul. Błonie dojazd do Warszawskiej i kurs do Mystkowa. W Lutomierzynie skręt w prawo, a po kilometrze znów w prawo, już na Mystkowo. O 18:15 skręt w Baboszewie na południe. Przez Nacpolsk przejazd o 19:30. Stamtąd przez Sobanice, Radzikowo, Wilkowuje, Chociszewo. W domu dokładnie o zmroku.


Radzanów. Most na Wkrze. W tle kościół pw. św. Franciszka z Asyżu. Widok ku NWW


Radzanów. W tle kościół pw. św. Franciszka z Asyżu. Widok ku NWW


Radzanów. W tle kościół pw. św. Franciszka z Asyżu. Widok ku NWW


Radzanów. Po prawej synagoga. Widok ku SW


Widok na Radzanów ku N


Gradzanowo Kościelne. Kościół pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej. Widok ku SE


Droga między Gradzanowem Kościelnym i Krzeczanowem. Widok ku S


W Krzeczanowie


Pólka Raciąż. Widok ku W


Raciąż. Błonie 40. Widok ku NE


Raciąż. Warszawska 41. Widok ku NNE


Widok z wiaduktu nad DK 60 na Raciąż ku NNW


Przejazd kolejowy w Kaczorowach. Widok ku SSE


Droga między Cywinami-Dyngunami i Mystkowem. Widok ku E


Mystkowo. Szynobus linii Nasielsk - Sierpc. Widok ku NNE


Widok na Baboszewo ku SEE


Widok na Baboszewo ku NEE


Dzierzążnia. Widok na Płońsk ku SEE


Dzierzążnia. Stacja paliw, na której były robione zakupy w trakcie licealnego ogniska w liceum. Widok ku SWW


Cumino. Obszar, na którym gonił na pies nocą 2010 r. Widok ku SSE


Żukowo. Po lewej kościół pw. św.Zygmunta. Widok ku SEE


Żukowo. Widok ku NWW


Sobanice. Widok ku S


Łązęki. Widok ku SE


Łazęki. Widok ku NWW

Zaliczone gminy

- Dąbrówno
- Działdowo (W+M)
- Szreńsk
- Radzanów
Rower:Zielony Dane wycieczki: 164.00 km (7.00 km teren), czas: 11:00 h, avg:14.91 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Trójmiasta i z powrotem III - S/DK7 przez Pogezanię

Czwartek, 12 maja 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2011 Powiśle Gdańskie

Rano obudziły mnie sarny i ich szczekanie. Okazało się, że spało się za pasem ziemi, przygotowanej do położenia na niej drugiego pasa nawierzchni w stronę pobliskiego lotniska, a część lasu została wykarczowana 2 lata później, aby do 2015 roku położyć tam tory kolejowe. Mój nocleg wypadał na wykarczowanym odcinku pomiędzy szosą i przyszłymi torami. Start tuż przed 5. Ulicą Budowlanych i Nowatorów wyjazd na DK 7 prowadzącą do Kartuz. Było chłodnawo, ale jechało się przyjemnie. Trwało wypatrywanie odpowiedniego skrętu, by nie przegapić go i nie ujechać zbyt daleko. Skręt w Lniskach na podjazd do Przyjaźni. Trasa wiodła przez pagórki. Wymęczyła już i tak obolałe nogi, ale za to widoki były urokliwe i warte kolejnych odwiedzin.


4:47. Gdańsk. Miejsce noclegu przy ul. Słowackiego


4:50. Gdańsk. Słowackiego w trakcie przebudowy. Widok ku SEE


5:29. DK 7 w pobliżu Leźna. W tle Niestępowo. Widok ku SSW


5:32. DK 7 w pobliżu Leźna. Zjazd do Lnisk. Widok ku SWW

Był podjazd, więc czekał też i zjazd, na którym trochę mi się przemarzło. Zjazd do Kolbud przez Łapino, między którymi odbywał się ongiś studenckie zawody drezynowe. Był to jeden z motywów, by poświecić chwilę czasu na przyjazd w te strony. Zakupy w tamtejszym sklepie. Potem jazda na dworzec, docierając na perony. Gdy jechało się dalej, jakiś pies do mnie wyskoczył, ale tylko nieznacznie zahaczył zębami o spodnie. Był na tyle mały, że wnet odpadł. Za wsią był nieznaczny, ale wyraźny podjazd przez las. Przejechało się tak do pobliskiego Pręgowa Dolnego. Przy kościele skręt w lewo do Bielkówka. Przecięło się dawną linię kolejową, gdzie kończył się asfalt, a zaczynał przyjemnie zwarty, lekko kamienisty szuter. Jechało się na wschód, aż do Straszyna. Tam wpierw śniadanie na przystanku i telefon do domu, a następnie skręt na rondzie w Objazdową do Rotmanki. Mijało się nowe i nowo powstające osiedla mieszkaniowe. Widać było podejrzaną chmurę niosącą deszcz, która zbliżała się od zachodu, lecz wędrującą spory kawałek na południe od mojej pozycji.


6:24. Kolbudy. Przy dworcu. Widok ku W


6:27. Kolbudy. Dworcowa. Widok ku N


6:36. Pręgowo. Kościół pw. Bożego Ciała. Widok ku SW


6:38. Droga z Pręgowa do Bielkówka. Widok ku NEE


6:50. Bielkówko E. Na horyzoncie Jodłownieński Las nad Lublewem Gdańskim. Widok ku NNW


6:51. Bielkówko E. Browar Amber. Widok ku SSW
 

7:31. Pruszcz Gdański W. Raciborskiego. W tle Rotmanka. Widok ku SWW

Pruszcz przejazd podobnie szybko, jak poprzedniego dnia. Tym razem jechało się jednak w osi równoleżnikowej. Skręt w Wojska Polskiego, wzdłuż kanału Raduni, by nie dublować trasy po krajówce, a potem skręt w Chopina i dalej na wschód. Za wiaduktem nad Radunią i torami, na rondzie skręt w DW 227. Wjazd na Żuławy. Wkrótce potem przerwa, a nieco dalej, po raz pierwszy w życiu, skontrolowano mnie alkomatem. Do wsi Cedry Wielkie wjazd po ścieżce pieszo-rowerowej, szkoda tylko, że z kostki i zbyt krótkiej, by miało to sens. Tam zakupy uzupełniające i dalej do wsi Leszkowy. Skończyło się to dojazdem do wysokiego wału nad Wisłą. Skręt na północ, by w Kiezmarku jak najszybciej wyjechać na DK 7 i przejechać mostem przez rzekę.


7:38. Pruszcz Gdański. Chopina. Kanał Raduni. Widok ku NNE


8:12. Pola przy DW 227 między Pruszczem Gdańskim i Trutnowami


8:38. Trutnowy. Zabytkowy dom podcieniowy. Widok ku SE

DK 7 była wykonana porządnie, z nowym asfaltem i szerokim poboczem. Szybko minęła mi jazda do Elbląga, lecz jednocześnie nie można było się skupić na krajobrazie. Wyraźnie odnotowane przez mnie zostały jedynie obwodnica Nowego Dworu Gdańskiego, przejazd nad Nogatem w Jazowej i przejmująca płaskość terenu. Z DK 7 zjazd na ścieżkę rowerową, której krótki odcinek doprowadził mnie do Żuławskiej. Dojechało się do DW 500, którą nastąpił przejazd przez miasto. Krótka przerwa na kebab w pobliżu dworca PKP. Zapamiętana tam została przede wszystkim wielka buła. Oczekując na posiłek, zagadywano mnie o podróż, wiec co nieco się opowiadziało. Samo miasto wydało mi się interesujące i ładne.


9:55. Dworek. DK 7. Widok ku SEE


11:50. Elbląg. W centrum kościół pw. św. Mikołaja. Widok ku NNE


11:59. Elbląg. DW 500. Widok ku NEE

Pasłęcką wjazd na wiadukt, który doprowadził mnie z powrotem na DK 7, już jako S7. Spokojnie, ale z narastającym trudem dojechało się w okolice Pasłęka. Powietrze było strasznie duszne, choć słońce było raczej skryte za chmurami. Wrażenie było jak ze szklarni. Z tej przyczyny szybko zużyta została resztka wody i przyszło mi zmusić się, by poprosić kogoś z gospodarstwa po zachodniej stornie drogi, w okolicy Rzecznej, o jej uzupełnienie. Chwilę przy okazji pogadaliśmy. Klasycznie. O pogodzie...


12:46. Budowa S7. Wiadukt pod Janowem. Widok ku SE


12:47. Budowa S7 pod Janowem. Widok ku SE


13:17. Budowa S7. Wiadukt pod Zielonym Grądem. Widok ku E

Niestety w okolicach tych trasa nie była skończona i dalej trzeba było się bujać wraz z autami, jadąc po dotychczasowej trasie DK 7. Jechało się tak do godziny 16, obserwując zmiany w terenie, wywoływane tą wielką inwestycją. Skończyła się w okolicy Miłomłyna. Przez pole nastąpiło przebicie się na dróżkę koło starego budynku, który wydawał się opuszczony, ale nie sprawdzany, a jeno dojechało się na asfalt przy wiadukcie na Majdany Małe, by wjechać do Miłomłyna. Zbliżała się chmura burzowa i jak najszybciej chciało mi się znaleźć jakiekolwiek schronienie. Trzeba było też uzupełnić zapasy, bo podarowanej wody nie starczyłoby do końca podróży.


13:27. DK 7 pod Pasłękiem. Widok ku SSE


13:47. DK 7. Widok na Pasłęk ku NE


14:12. DK 7 pod Nową Wsią. Widok ku S


15:03. Rybaki. DK 7. Kanał Elbląski. Widok ku SW


15:12. DK 7 pod Gumniskami Wielkimi. Widok ku SEE


15:36. DK 7 między Soplami i Linkami. Dolina dopływu jeziora Rudej Wody. Widok ku E


15:49. DK 7 w Plękitach. Budowa mostu na cieku między jeziorem Wodziany i Kęty. Widok ku S

Bardzo szybkie zakupy w ABC naprzeciwko kościoła, po czym szybkie przemieszczenie na pobliski przystanek. Nieznacznie tylko przyszło mi zmoknąć od pierwszych opadów, po czym przez okolice przeszła silna burza. Skorzystało się z tej okazji i napełniało żołądek. W tym czasie na przystanek zajechał również motocyklista, aby jak i ja przeczekać większy deszcz. Chwile pogadaliśmy i rozjechaliśmy po opadach, które trwały blisko godzinę. Nieznaczny deszcz kropił jeszcze do pobliskiej Ostródy, lecz potem było spokojnie, ale pochmurno i zimno. Na drodze przez las jechało się spokojnie, by nie wzbijać tyle wody z nawierzchni. Po lewej dostrzegło się opustoszałe domki letniskowe w Piławkach. Kusiło mnie, by sobie tam pomiędzy nimi pojeździć, jednak bardziej gnało mnie dalej na południe.


16:44. Miłomłyn. Dzwonnica przy kościele pw. św. Bartłomieja. Widok ku SSW


18:02. Pilawki. DK 7. Widok ku SE

Wjazd do Ostródy Szosą Elbląska, lecz wnet wyjechało się Olsztyńską. Nie ujrzało się zbyt wiele z miasteczka. Wyjazd na DK 7, którą jechało się, aż do Rychnowa, gdzie ostatecznie została opuszczona. Tereny wszakże, bardzo zwróciły moją uwagę swoimi dolinami i spadkami. Już wieczorem przejechało się przez Gierzwałd. We Frygnowie skręt w lewo. 1,5 km dalej udało się przenocować w zaroślach, rozkładając się tam około 21.


18:30. Ostróda. Śluza na kanale łączącym jezioro Pauzeńskie i Drwęckie. Widok ku NEE


19:13. Grabin. DK 7. Dolina Drwęcy. W tle wzniesienia nad jeziorem Ostrowin. Widok ku SEE


19:19. Grabin. DK 7. Widok ku E


20:16. DW 542 między Rychnowem i Gierzwałdem. Widok ku SSE

Zaliczone gminy

- Żukowo
- Kolbudy
- Suchy Dąb
- Cedry Wielkie
- Stegna
- Nowy Dwór Gdański
- Elbląg (W+M)
- Pasłęk
- Małdyty
- Miłomłyn
- Ostróda (W+M)
- Grunwald
Rower:Zielony Dane wycieczki: 199.00 km (2.00 km teren), czas: 14:00 h, avg:14.21 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Trójmiasta i z powrotem II - Na molo w Sopocie

Środa, 11 maja 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria >200, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Pół nocne, Gminy, 2011 Powiśle Gdańskie

Start po 5:30. Słońce wzeszło może godzinę wcześniej. Był przyjemny poranek. Teren po stronie wschodniej był równinny, opadający w kierunku zachodnim. Po zachodniej stronie widoczna był dolina biegnąca równolegle do trasy, choć oddalona o paręset metrów. Niespełna godzinę później zjeżdżało się łagodnym zjazdem do Brodnicy. Skręt dopiero w Mostową, Kopernika, oba rynki, Przedzamcze i zamkową ku DK 15. Po krótkim postoju na światłach, przejechało się na wprost w Wiejską. Skręt we Wczasową, która pięła się w górą, nową asfaltową nawierzchnią, ułatwiając mi podjazd. Koło lasu opadły ze mnie cieplejsze ciuchy i przyszła pora na krótką przerwę.


Nocleg przy DW 560 w pobliżu granicy Obórek i Osieka. Widok ku S


DW 560 w pobliżu granicy Obórek i Osieka. W tle zamglona dolina Rypienicy. Widok ku NWW


W tle zamglona dolina Rypienicy. Widok ku SW


Wjazd do Brodnicy DW 560. Widok ku N


Brodnica. DW 560 przed skrzyżowaniem z DW 544. Widok ku N


Brodnica. Plac Papieża Jana Pawła II


Brodnica. Wieża Mazurska. Widok ku NNW


Brodnica. Duży Rynek. Widok ku N


Brodnica. Duży Rynek. Widok ku SSW


Brodnica. Duży Rynek. Kościół pw. Matki Bożej Królowej Polski. Widok ku SW


Brodnica. Brama Chełmińska. Widok ku N


Brodnica. Ruiny Zamku Krzyżackiego. Widok ku W

Przyjemna droga wiodła przez tereny raczej odludne. Nie mijało mnie zbyt wiele aut. Za Zbicznem wjazd do lasu, gdzie było znów odrobinę chłodniej. Tuż za kanałkiem widać było skrzyżowanie. Na moment zjechało się w prawo, by odpocząć przy jeziorze Zbiczno. Przerwa co prawda na stojąco, ale w malowniczych okolicznościach przyrody. Za lasem wyjazd na rolnicze tereny wsi Ciche i Ładnówko. Były one ze wszech stron otoczone lasem, niczym samotna wyspa morzem. Tereny malownicze i interesujące.


Żmijewo. Kościół pw. św. Jakuba. Widok ku NW


Żmijewko. Widok ku NNW


Most między Zbicznem i Podbrodnicą, nad ciekiem między jeziorem Zbiczno i Tomaszek. Widok ku NNE


Jezioro Zbiczno. Widok ku SSW


Jezioro Zbiczno. Widok ku SEE


Ciche. Droga do Jeziora Ciche. Widok ku W


Ciche. W centrum kościół pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Widok ku NE


Ciche. Widok ku NNE

Skończył się las, skończyło się województwo. Za nim znajdowały się rozległe pola dawnego PGR w Łąkorku. Na Pierwszym skrzyżowaniu w Łąkorzu skręt a NW, aż dojechało się do DW 538. Kraina była tu pagórkowata, sporo stawów, jezior, oczek i zagłębień bezodpływowych. Raz jeszcze zahaczyło się o fragment kujawsko-pomorskiego. W Plesewie przerwa na nowym, metalowym przystanku, gdzie można było trochę odetchnąć po intensywnej jeździe.


Między Łąkorkiem i Łąkorzem. Widok ku NNW


Między Łąkorkiem i Łąkorzem. Widok ku N


Łąkorz. Widok ku NW


Droga z Wardęgowa do Mierzyna. Wiadukt linii kolejowej nr 353/599 z Poznania do Skandawy. Widok ku NW


Droga z Wardęgowa do Mierzyna. W tle jezioro Mierzyn. Widok ku S

Po lekkim posiłku przejazd boczną dróżką do Jankowic. Wjazd na DK16, gdzie dopadła mnie największa fala upałów, jazda po rozgrzanym asfalcie i zmiana kierunku jazdy, a co za tym idzie podróż z wiatrem, przez co momentalnie zrobiło się duszno. Krajówka po jakimś czasie skręcała na wschód. Trwało szukanie drogi na północ. Dwukrotny skręt w ślepe drogi i raz w tak piaszczystą, że zaraz potem nawrót. Czwarte podejście było właściwe i okazało się poszukiwanym ujściem z DK. Błądzenie wywołało poczucie zmarnowanego czasu i sił. Był zły stan psychiczny i fizyczny, dopóki nie wjechało się w cień na właściwej trasie.


Nowe Jankowice. DK 16. Pałac z XIX w. Widok ku SE


Zawda. DK 16. Staw, którego wody zasilają jezioro Szynwałd. Widok ku NE


Zawda. Droga, z której trzeba się było wycofać. Widok ku NWW


Droga z Zawdy do Butowa w pobliży granicy województw. Widok ku N


Droga z Zawdy do Butowa. Widok ku E


Droga z Zawdy do Butowa. Widok ku NNW

Dróżka szutrowa doprowadziła mnie do asfaltu w Butowie. Wyjechało się na DW 523, a w Trumiejach na DW 522. Obserwując jezioro Kucki w Jaromierzu, skręt w prawo. Nawierzchnia była koszmarna, choć krajobraz całkiem niezły. Po 11:30 wjazd do Prabut. Skręt w Łąkową i Grunwaldzką, a z niej w Kwidzyńską. Dojazd do Rynku, cofnięcie w Prusa do Barczewskiego i dalej w Długą. Kraszewskiego wyjazd z miasteczka. Sprawiało na mnie wrażenie przestronnego, lecz jednak bardziej pustego, bez większych inwestycji budowlanych w centrum. Było też sporo zabytkowych budynków, opisanych tabliczkami informacyjnymi.


Trumieje. DW 523. Kościół pw. św. Chrystusa Króla. Widok ku NE


Trumieje. DW 523. Kościół pw. św. Chrystusa Króla. Widok ku E

DW 522 miedzy Pilichowem i Kołodziejami. Widok ku NNE


Porosty przy DW 522 miedzy Pilichowem i Kołodziejami


Kołodzieje N. DW 522. Jezioro Małeczne. Widok ku E


DW 522. Widok na Prabuty ku N


DW 522. Widok na Prabuty ku N


Prabuty. Po lewej UMiG, po prawej Brama Kwidzyńska. Widok ku N


Prabuty. Kościół pw. św. Wojciecha. Widok ku NWW

Trasa na Sztum dużo lepsza, wręcz rozkoszna, gdy przyrównać do poprzedniego odcinka. W okolicy Mikołajek Pomorskich natknięcie na lokalnego podróżnego, pytających o pompkę, ale moja nie była kompatybilna, więc tylko straciliśmy czas. W górkach wyjechało się przy sporych zakładach na DW 517. Przez Sztum tylko przemknęło się bez zwracania uwagi na samo miasto, choć wjazd pomiędzy jeziorami był interesujący. Niewielkie zakupy uzupełniające zapasy, w tym lód do walki z upałem. Było tu trochę ścieżek, wiec to nimi mnie wiodło.


Julianowo. DW 522. Jezioro Dzierzgoń. Widok ku NE


DW 522. W tle kościół pw. św. Antoniego. Widok na Mikołajki Pomorskie ku NNW


DW 522 między Cierpiętą i Kołoząbem. Widok ku NNE


Czernin SE. W centrum zakłady ADM Czernin. Widok ku NW

Ostatnie kilometry do Malborka pokonywane z trudem do 14. Żołądek domagał się ciepłego posiłku, więc w mieście rozpoczęły się próby, aby takowy znaleźć. Skręt na placu Wolności, przez pasy do 17 Marca. Przy Starym Mieście nr 1 do zamku. Zbliżenie do Wisły, wyjazd na Trakt JPII, po czym powrót w okolice nr 1, w pobliżu którego znajdował się niewielki lokal, gdzie zamówiony został makaron. Jak się okazało, porcja była niewielka, a kosztowna i nie wystarczyła by zaspokoić nawet pierwszy głód. Mimo to nie chciało mi się brać kolejnej. Potem przedostanie się na DK22, przejazd mostem nad Nogatem i jazda kiepską trasą na zachód. Było okropnie. Sporo aut, znikome pobocza, nawierzchnie nieciekawa, a w dodatku wypalało mnie z sił słońce, aż mi się głowa gotowała. Nie dało rady słuchać muzyki, choć były takie próby.


Malbork. DK 55. Wieża Ciśnień. Widok ku NNE


Malbork. Zamek Krzyżacki. Widok ku NNW


Malbork. Most DK 22 nad Nogatem. Widok ku NE


DK 22. Widok na Tczew ku NNW


DK 22. Brzeg Wisły w Bałdowie. Widok ku W

Jeszcze przed 16 wjazd do Tczewa od strony Bałdowa. Przejazd Dąbrowskiego i Kościuszki do Gdańskiej. Trwały też jakieś remonty, bo pełno było tabliczek o objazdach, ale mnie to nie dotyczyło. Miasto nawet ok, ale jechało się bez entuzjazmu. Wychodziło zmęczenie, temperatura. Przynajmniej cel - Gdańsk, był już tylko ~20km przede mną. Przemęczyło się je po DK 1. Mimo znacznego natężenia ruchu, jak na krajówkę przy wielkim mieście przystało, jechało mi się w porządku, głownie dzięki szerokiemu poboczu. Czasem jechało się też ścieżką, ale przeważnie tylko przed Pruszczem. Sam Pruszcz olany, przejeżdżając go na wskroś. Droga stała się zła do samego centrum. Przez granicę Gdańska przejazd nastąpił o 17:35. Dalsza jazda do była męcząca i nie widać było po niej postępów. Szybkie zakupy. Do samej starówki tłukło się w sumie przez godzinę. Z głównej trasy zjazd tylko na Dworcową licząc, że może skrócę nią dojazd do centrum, bo wydawało mi się, że może jadę gdzieś naokoło niego.


Tczew. Kościuszki. Widok ku NNW


DK 91. Miłobądz. Kościół pw. św. Macierzyństwa Najświętszej Maryi Panny. Widok ku NEE


DK 91. Łęgowo. Kościół pw. św. Mikołaja. Widok ku NEE


Gdańsk. Budowa Południowej Obwodnicy miasta, w ramach S7. Widok ku NE


Gdańsk Orunia. Kościół pw. św. Jana Bosko. Widok ku NNE


Gdańsk Orunia. DK 91. Widok ku NW


Gdańsk. Stare Przedmieście. Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła. Widok ku NE


Gdańsk. Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła. Widok ku SE


Gdańsk. Most Zielony. Stara Motława. Po lewej kościół pw. św. Jana. Widok ku NNE

Skręt w Toruńską i Żabi Kruk. Dalej do Owsianej i tunelem pod szosą na północ. Wjazd na Długi Targ, skręt na Piwną przez Ławniczą, a potem na północ po Kołodziejskiej. Stare miasto oglądało się już pieszo wiosną 2009, więc tym razem nie została mu poświęcona większa uwaga. Dalszej części Gdańsk można pogratulować dobrej ścieżki rowerowej, wiodącej ku północy wzdłuż jednej z głównych ulic. Ruch rowerowy niemal jak w Kopenhadze.


Gdańsk. DW 468. Widok na stocznię ku N


Gdańsk. DW 468. Uniwersytet Gdański. Widok ku SW

We Wrzeszczu przerwa na kebab na Dmowskiego. Oczekując na niego, można było wyciągnąć mapę i zastanowić się nad dalszą trasą. Po kolacji, która była bardziej sycąca niż obiad, dalej ruszyło się wzdłuż DW 468. Skręt z niej w Kołobrzeską, Chłopską przez Pomorską udając się w kierunku morza. Przemieszczanie trwało przez Park Jelitkowski wzdłuż wybrzeża, aż do Sopotu. Pieszo na molo, przez kwadrans odpoczywając tam na ławce, po niemal 200 km przejechanych tego dnia. Po przerwie jazda najprostszą drogą do ul. 23 marca, której podjazdem dojechało się w pobliże sanatorium "Leśnik", gdzie w 2009 przez chwilę jeździło się na pożyczonym rowerze. Chciało mi się w ten sposób dołączyć ów odcinek do swojej sieci nitek tras.


Sopot. Widok z krańca molo ku W

Gdy tak się stało, nastąpił wjazd do parku. Przez las przejechało się w miarę szybko. Było w nim bardzo przyjemnie, ale zaczynało zmierzchać. Podczas wyjazd było już ciemno. Chciało mi się przejechać wiaduktem nad S6, ale na jego podjeździe nastąpił problem z rowerem. Trzeba było cofnąć się pieszo, aby nie uszkodzić napędu. W sfrustrowaniu i zmęczeniu przyszło mi naprawiać usterkę, ale łańcuch uszkodził kilka szprych, które musiały zostać wymienione po powrocie. Po drugiej stronie wiaduktu przemieszczanie ulicą Wodnika. Jechało się już bardzo wolno. Wzdłuż S6 Galaktyczną, rozglądając się za miejscem do przenocowania. Ogrody działkowe nie wyglądały zachęcająco. Radarową wyjazd na Słowackiego. Nie przejechało się nawet pół kilometra, gdy po prostu weszło się do lasu i zasnęło, zagrzebawszy się w namiocie bez stelaża, z rowerem jako oparciem pod głową, z którego sakw nie było już sensu zdejmować. Była 22:44

Zaliczone gminy

- Brodnica (W+M)
- Zbiczno
- Biskupiec
- Łasin
- Świecie nad Osą
- Kisielice
- Gardeja
- Prabuty
- Mikołajki Pomorskie
- Sztum
- Malbork
- Miłoradz
- Tczew (W+M)
- Pszczółki
- Pruszcz Gdański
- Gdańsk
- Sopot
Rower:Zielony Dane wycieczki: 220.00 km (3.50 km teren), czas: 13:00 h, avg:16.92 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Trójmiasta i z powrotem I - Do Rypina

Wtorek, 10 maja 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2011 Powiśle Gdańskie

Pomysł zrodził się nieco nagle. W sumie prawie 700km, z czego 212 dnia drugiego i 193 trzeciego. Gdańsk osiągnięty został po 28,5 godziny podróży z czego jazdy około 20 h. Pogoda każdego dnia była inna w odczuciu => Ciepła-Gorąca-Parna-Chłodna.

Start we wtorek o 13. Długo trwało zbieranie się przed wyjazdem. Na początek podjazd DK565, ale po dojechaniu do zagajnika trzeba było wrócić. Po przerwie obrany został inny kierunek - nad Wisłą do Czerwińska. Stamtąd przejazd przez Kobylniki, za którymi stała długa kolejka samochodów ciężarowych, zapewne oczekujących w kolejce do wyrobiska. Na rowerze zgrabnie wszystkie się je ominęło, jadąc do Bulkowa. Za nim skręt w prawo, mijając stację benzynową, na której wraz z LSTR zaopatrywaliśmy się w 2008r. Droga przechodziła jakąś modernizację.


Kobylniki. Niespodziewany korek ciężarówek na trasie do Bulkowa. Widok ku NWW


Bulkowo. Stacja przy trasie do Góry. Widok ku NW


Bulkowo. Droga do Góry. Widok ku NW

Zamiast skierować się do Góry i wyjechać na krajówkę, nastąpił skręt w Nadółkach na zachód. Dość szybko udało się dotrzeć do Staroźreb. Nie było mnie tam od 2007, więc chciało mi się trochę lepiej im przyjrzeć, choć nadal przelotnie. Przejechało się większość Szkolnej z odbiciem w Sienkiewicza, Krótką i Kościuszki. Wyjazd w kierunku zachodnim po trasie z 2007, z której nastąpił zjazd w polną drogę przed cmentarzem w Zagrobie. Przejazd przez Bielsk do Sierpca. Jazda tam znużyła mnie, nawet jeśli były to nowe dla mnie tereny. Okolica porażała płaskością i szutrowymi gdzieniegdzie odcinkami. Na moment tylko, uwagę moją przykuły wyrobiska żwiru w Zbójnie.


Słomkowo. Wyrobisko przy drodze między Bulkowem i Górą. Widok ku NE


Staroźreby. Widok ku N


Bielsk. Po prawej kościół pw. św. Jana Chrzciciela. Widok ku W


Bielsk. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela. Widok ku SSW


UG Bielsk. Widok ku SW


Bonisław. DW 560. Widok ku NNW


Zbójno. "Przechodniu, przystań na chwilę w tym miejscu 10.VII.1910 r. organizacja bojowa PPS. FR. REW. pod dowództwem Franciszka Gibalskiego stawiła zacięty opór wojskom carskim Cześć ich pamięci". Widok ku NEE


Zbójno N. DW 560. Wyrobisko przy granicy gmin. Widok ku S


Zbójno N. DW 560. Wyrobisko przy granicy gmin. Widok ku N

Była 18. W Sierpcu skręt w Narutowicz i Konstytucji 3 Maja. Nim zjechało się do końca, przerwa przy schodach do ul. B.Prusa, gdzie widać było "jak bardzo" w dolinie położona jest starówka miasta. Wolny dojazd do DK10 i ponowne przystanięcie, tym razem przed cmentarzem. Tam znów dobry widok na dolinę i jeszcze wyraźniej widoczną sytuację geomorfologiczną. Co prawda, w tym miejscu przyszło mi jechać również w 2010, ale było to w nocy i tylko zaintrygowało mnie wtedy rozmieszczenie świateł w odległych oknach lub na lampach, dając pierwszy sygnał do dalszych obserwacji.


Sierpc. W centrum w tle kościół pw. św. Wita, Modesta i Krescencji. Widok ku E

Skręt w DW 560, jadać nią do końca dnia. Podróż mijała odtąd przyjemniej, bo jechało się w nieznane. Droga była niezbyt uczęszczana, a nawierzchnia bez większych mankamentów. Początkowo było nadal płasko, ale pojawiały się niewielkie zmarszczki terenu, na których wzmagała się moja aktywność, doładowana również dzięki wieczorowej, przyjemnie chłodnej porze. Do poprawy tempa i przyjemności z jazdy przyczyniła się też przerwa za Szczutowem, która mijała na miejscu postojowym postawionym na granicy województw. Raptem 150m od szosy znajdowało się jezioro Urszulewskie. Przerwa o 19, połączona z kolacją, potrwała nieco ponad kwadrans, ale pozwoliła odpocząć i nogom, i psychice.


DW 560 przed mostem na Skrwie w Rachocinie. Widok ku NNW


Zjazd wzdłuż granicy województw z DW 560 nad Jezioro Urszulewskie. Widok ku NE


Jezioro Urszulewskie. Widok ku NNE


DW 560. Granica województw. Widok ku NWW

Do Rypina wjazd o 20. Zbliżał się wieczór. Nie zjeżdżało się z wojewódzkiej, choć za miastem czaił się długi podjazd, który wycisnął ostatnie przeznaczone na ten dzień siły. Była to niejako opłata za przyjemny zjazd z południa do tejże miejscowości. Rozważane było przeze mnie, czy jechać jeszcze do Brodnicy, ale padło na to, że jednak rozstawiam namiot, co też się stało ~10km dalej. Około 21 był już dach nad głową, mając równocześnie niecodziennego gościa w namiocie. Jak się okazało rychło po wypakowaniu bagażu obozowego, nie było ze mną stelaża. Niewiele się zastanawiając, wypróbowany został motyw, o jakim przyszło mi czytać swego czasu w internecie i wpakować do środka własny rower. Rozwiązanie to niewygodne i kłopotliwe, gdyż towarzysz ten zajmował sporo miejsca na środku, przez co do dyspozycji było ledwie 1/3 efektywnej do spania przestrzeni naziemnej. Maszyna była na tyle namolna, by próbować się na mnie przechylić. Koła nie były zdejmowane, wiec trochę brudu też się dostało. Przynajmniej nie trzeba było się obawiać, że ktoś mi zwinie rower.


Marianki. DW 560. Dolina Rypienicy. Widok ku SSW

Zaliczone gminy

- Gozdowo
- Rogowo
- Skrwilno
- Rypin (W+M)
- Osiek
Rower:Zielony Dane wycieczki: 134.00 km (8.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:19.14 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Klęska pod Węgierską Górką II - Kotlina Żywiecka

Sobota, 30 kwietnia 2011 | dodano: 03.12.2016Kategoria 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2011 Kotlina Żywiecka

Przesiadka Katowicka

Bliżej końca podróży do naszych uszu dotarło, że ten wagon mają gdzieś odłączyć, by pojechał dalej do Zakopanego. Była tylko nadzieja, że dopiero w Bielsko - Białej, lecz okazało się, że w pobliskich już Katowicach. W związku z całym tym ambarasem trzeba było wyładować rowery (choć trudno to nazwać jazdą na rowerze, Katowice zostały przez mnie dopisane do zaliczonych gmin. Powtórne odwiedzenie miasta, tym razem podczas normalnego przejazdu rowerem, nastąpiło latem 2012). Na tych samych biletach można było kontynuować podróż z sąsiedniego peronu. Szybka bieganina po schodach, lądując w wagonie starego typu, takim jak na linii KM z Dworca Wileńskiego. Byłoby nawet przyjemnie, gdyby nie kolejna masa ludzi, przez co z rowerami stało się w przejściu. Do tego doszło jeszcze kilku rowerzystów, którzy byli w tej samej sytuacji jak my. Pojawiła się wycieczka szkolna, czyli wagon zapchany...

Bielsko-Biała

Stacja Bielsko-Biała powitana z ulgą. Przybyło się tam po 8 rano. Doskwierał nam głód, więc dobrze było poszukać czegoś do przekąszenia po drodze, w kierunku wyjazdu z miasta. Jechało się wzdłuż głównej. Skręt w lewo, i jeszcze raz w lewo, w Barlickiego. Chwilę potem prawo w 11 Listopada. Przy skwerze Reksia w lewo. Wjazd na Plac Wojska Polskiego. Udało się dostrzec KFC. Śniadanie trwało do 9:15. Po posiłku jazda Ratuszową, Dmowskiego, Kierową, Broniewskiego, PCK do Żywieckiej, wzdłuż której jechało się chodnikiem. Tuż przy Gruszkowej zjazd do sklepu i pierwsze zakupy na dalsza trasę.

"Miasto uważam za ładne… Ładne kamienice, tylko brakowało mi tramwai przeciskających się przez te uliczki, by dopełnić klimatu. W KFC przekąsiło się co nieco + dopchało tym co było. Podczas szamania jakaś kobitka krzyczała przez telefon" Kasia


8:21. Bielsko-Biała. Skrzyżowanie 3 Maja i Sixta. (na zdjęciu widoczny zegar z inną godziną - czas w tekście podany wg daty fotografii (mniej więcej taki jak na ratuszu). Widok ku SSW


9:16. Bielsko-Biała. Ratusz przy Placu Ratuszowym. Widok ku SE


9:47. Bielsko-Biała. Żywiecka 266. W tle masyw Klimczoka (1117 m n.p.m.). Widok ku SW


9:59. Bielsko-Biała S. Granica z Wilkowicami. W tle Łysa Góra (653 m n.p.m.). Po lewej ruiny szpitala "Stalownik". Widok ku NNE

Do Żywca

Wkrótce po zakupach nastąpił przejazd pod budowanym wiaduktem na przyszłej obwodnicy miasta. Zachciało nam się przebrać w cieńsze ubrania, ale utrudniał to spory ruch i niechęć do zatrzymywania się z powodu dobrego tempa (za Wilkowicami zaczynał się dłuższy zjazd). Choć zdarzały się niewielkie korki, nie utrudniały nam one podróży tak jak kierowcom. Przejazd do Żywca zajął nam prawie godzinę.


10:17. DK 69 w pobliżu granicy między Wilkowicami i Rybarzowicami, w pobliżu budowanego w ramach S1, węzła Buczkowice. W tle grupa Magurki i Czupla. Widok ku NNE


10:52. DW 945. Granica miedzy Pietrzykowicami i Żywcem. Ruina w dolinie Żarnówki. Widok ku NNW


10:53. DW 945. Granica miedzy Pietrzykowicami i Żywcem w dolinie Żarnówki. W tle wzgórze Grojec (612 m n.p.m.). Widok ku SSE

Żywiec

Skręt w Wesołą. Przerwa w zakładzie fotograficznym. Było to konieczne, gdyż nie było zdjęć do kart Euro26. Było trochę kłopotu z wyjaśnieniem, o jaki rozmiar zdjęcia chodzi, więc do zobrazowania posłużyła jedna z owych, jeszcze niekompletnych kart. I tak szczęście, że taka okazja nam się trafiła. Po 20 zł za 8 zdjęć na głowę. Odebrać można je było za pół godziny, wiec w międzyczasie kurs do centrum miasta. Tuż za Sołą skręt w lewo. Na końcu Alei Legionów udało się dostrzec Tesco po lewej stronie, od razu tam się kierując. Wpadły solidne zakupy i przy okazji zjadło się trochę na miejscu (m.in jogurt malinowy i ananasowy). Trzeba było, bo i tak zakupiło się za dużo prowiantu. Bluzy i kurtki musiały powędrować na bagażnik, przeplatane z zapięciami sakw.


11:07. Żywiec. Most ulicy Dworcowej. Dolina Soły. W tle grupa Magurki i Czupla. Widok ku NW

Na niebie tworzyły się ciemne i złowrogie chmury. Skręt w Aleję Wolności, by przeczekać burzę na przystanku, ale tam zaczepił nas jakiś pokręcony koleś, który niby Kasię pomylił z kuzynką jakiejś jego znajomej. W miarę szybki odwrót, skręciwszy w Batorego. Trzeba było znaleźć inny punkt na przeczekanie opadów, a były tuż tuż. Pierwsze krople spadły, gdy mijało się zamek i katedrę. Były to też ostatnie krople, gdyż udało schronić się w jakiejś bramie, a chmury postanowiły nas oszczędzić od dłuższych opadów.


12:11. Żywiec. Rynek. Widok ku NNE

Przejazd Jagiellońską, Zieloną, 3 Maja i z grubsza tą samą trasą wracając do zakładu fotograficznego. Odebrało się co nasze. Z ciemnych chmur nadal złowrogo pogrzmiewało, choć zrobiło się trochę bardziej słonecznie. Wyjeżdżając z miasta niepotrzebnie wjechało się w ulicę Wyzwolenia, ale dojechało się do końca, po czym zjazd Lelewela. O 13:15 mijało się Browary Żywiec, a droga była przytłaczająco płaska. Dopiero Przed Juraszkami zaczynała się piąć w górę.


13:15. Żywiec SW. DK 69. Browar Żywiec. Widok ku SWW

Węgierska Górka - wypadek 

Wypadek miał miejsce o 13:55 na zjeździe do Węgierskiej Górki. Dalsza podróż nie miała sensu i była ryzykowna, więc podjęta została decyzja o powrocie nazajutrz do domu. Będąc w szoku, wciąż w oszołomieniu pierwszym takim zdarzeniem w życiu, nie przyszło do głowy, ani wezwanie pogotowia, ani wejście w pociąg w tej samej miejscowości. Kasia zjeżdżała (prędkość na oko w przedziale 30-40km/h), ja za nią w pewnej odległości (z kilkanaście metrów może więcej). W pewnym momencie przejechało jakieś auto, ale nie było zderzenia, ani zahaczenia. Może jakiś podmuch powietrza, może lekka nierówność na drodze, a z pewnością nadmiar (wg późniejszej mojej oceny) bagażu na sakwach (ja pakowałam), połączony z małym doświadczeniem jazdy z dużym bagażem, przyczyniły się do takiej sytuacji. Kasia przewróciła się, a rower ją przykrył częściowo.

Ominęłam, by na nią nie wpaść i hamowałam tak, by również nie spotkał mnie jakiś wypadek (bagażu też sporo, chyba miałam aparat w ręku, którego nie zdążyłam schować (a na pewno nie robiłam zdjęcia w takiej sytuacji), a auta jechały drogą), przez co moje zatrzymanie nastąpiło kilka-naście metrów dalej niżej. Rower prędko o barierkę, by nie przeszkadzał na drodze. Szybko z powrotem na miejsce wypadku. Była żywa, przytomna, ale w kiepskim stanie (pierwsza taka sytuacja w życiu). Miała zdartą skórę w okolicy łokcia z istotnych obrażeń zewnętrznych. Zabrałam ją stamtąd na rękach, znosząc na kraniec drogi, w okolice krańca barierki. Potem znów szybko w górę, tym razem po rower Kasi, by ktoś na niego nie wjechał. Nie pamiętam dalszych czynności, czy podałam wodę, czy nie itp., ale wkrótce zjawiła się jakaś kobieta mieszkająca w pobliżu. Po krótkiej rozmowie, poszło się za nią wraz z Kasią.

Potem nastąpiła dłuższa przerwa, bandaż, dochodzenie Kasi do siebie, itp. Nie było wiadome co dalej robić. Nie pamiętam, czy informacja o stacji w Węgierskiej Górce nie była nam powiedziana, czy nie dotarła, czy co innego. Odtąd, zamiast jazdy na Węgry, jako cel trasy, w głowie widniała tylko Milówka, aby tam odpocząć i nazajutrz wsiąść w pociąg (nie wiem czemu, może przez szok, nie przyszło do głowy, by zakończyć podróż niemal natychmiast, zamiast pchać się z rowerami kolejne kilometry). Uprzednio Milówka miała być dla nas wyraźnym punktem, przez który miało nas powieść do Zwardonia i dalej, lecz o ironio, na Węgry, a skończyło się Węgierską Górką z kłopotami. W dalszą trasę ruszyło się o 15:37.


13:38. Radziechowy SE przy granicy z Przybędzą. DK 69. W centrum wzniesiony na Sole wiadukt linii kolejowej nr 139/489 między stacjami Katowice i Zwardoń oraz Skalité Serafínov na Słowacji. Ponad nim zabudowania Bystrej (po lewej) i Brzuśnika (po prawej). W tle dolina Bystrzanki między grzbietami (w centrum Przyboru (898 m n.p.m.), po prawej Magury (891 m n.p.m.) z Kiczorą (837 m n.p.m.)) odchodzącymi od Skały (946 m n.p.m.) w Grupie Lipowskiego Wierchu i Romanki. Po lewej Babia Góra (1723 m n.p.m.). Poniżej niej Łysa Góra (484 m n.p.m.) po N stronie doliny Juszczynki. Widok ku SEE


13:51. DK 69. Przybędza S. W centrum góra Zabawa (823 m n.p.m.). Po lewej NW grzbiet góry Prusów (1010 m n.p.m.) ze szczytem Palenica (687 m n.p.m.). Zdjęcie dosłownie na kilka minut przed wypadkiem Kasi. Widok ku SSE


15:37. Granica Przybędzy i Węgierskiej Górki. DK 69. Nieszczęśliwy zjazd. Zdjęcie już po przerwie i założeniu bandaża. Widok ze skrzyżowania z ul. Zielona Górna ku NE

Trudny spacer i jazda do Milówki

Okolica była wyjątkowo ładna. Chmury burzowe rozmyły się gdzieś. Co jakiś czas mijało się grupki turystów. Przemieszczanie odbywało się Traktem Cesarskim, biegnącym po zachodniej stornie Soły. Była to spokojna okolica, z dala od ruchu samochodowego. Poprowadzona na skraju lasu i zboczy górskich, miejscami była zapadnięta. Trochę rekompensowało to stres, jaki dopiero z nas schodził. W zachodniej części Ciśca jechało się już razem, choć nadal spokojnie. Droga za wsią się wznosiła, aż do zakrętu na DK 69, prowadzącego na wiadukt do Zwardonia. Nie podjeżdżało się, lecz rowery były prowadzone do DK 69, a także w dół, do skrętu na Kamesznicę. Była 18. Chwilę przemieszczania w kierunku tej wsi, lecz wnet dotarło do nas, iż musimy zawrócić. Popytawszy paru turystów o tanie noclegi, wreszcie udało się nam znaleźć nocleg w agroturystyce przy ulicy Limbowej. Powitała nas pani w starszym wieku. Znalazł się dla nas wolny pokój w dogodnej cenie, położony na piętrze. Zmiana opatrunku, szybka kolacja i prysznic. Zasnęło się niemal od razu.


16:02. Węgierska Górka. Trakt Cesarski. Po lewej Soła. Widok ku SWW


16:02. Węgierska Górka. Trakt Cesarski. Widok ku NEE


16:08. Węgierska Górka. Trakt Cesarski. Osuwisko. Widok ku W


16:11. Węgierska Górka. Trakt Cesarski. Widok ku NNW


16:31. Węgierska Górka. Trakt Cesarski. W tle Grupa Lipowskiego Wierchu i Romanki. Po lewej grzbiet Magury (891 m n.p.m.) z Kiczorą (837 m n.p.m.) odchodzącymi od Skały (946 m n.p.m.), położonej w centrum w głębi. Po prawej grzbiet Abrahamów (857 m n.p.m.). Za nią Romanka (1366 m n.p.m.). Widok ku SEE


16:38. Węgierska Górka. Trakt Cesarski na skrzyżowaniu z Czarkowskiego i Turystyczną (na zdjęciu). Inskrypcja: "Tablica pamiątkowa ulica ta poświęcona jest pamięci Majora Kazimierza Czarkowskiego bohaterskiego dowódcy batalionu KOP Berezwecz, który w dniach 1-3 września 1939r, w rejonie Węgierskiej Górki stawił opór agresorowi hitlerowskiemu Węgierska Górka 1 Września 2004r.". Widok ku W


16:38. Węgierska Górka. Trakt Cesarski na skrzyżowaniu z Czarkowskiego (na zdjęciu) i Turystyczną. Most na Sole. W tle Romanka (1366 m n.p.m.). Widok ku SE


17:23. Milówka NE. Trakt Cesarski. W centrum góra Prusów (1010 m n.p.m.). Po prawej Sucha Góra (1040 m n.p.m.). Między nimi grzbiet Lipowskiego Wierchu (ok. 1325 m n.p.m.). Widok ku E


17:23. Milówka NE. Trakt Cesarski. Po lewej góra Prusów (1010 m n.p.m.). W centrum grzbiet Lipowskiego Wierchu (ok. 1325 m n.p.m.). Po prawej Sucha Góra (1040 m n.p.m.). Widok ku SE


17:27. Milówka NE. Trakt Cesarski. Początek S69. Po prawej dolina Szarzanki i Wzniesienia Szarzańskie. Po lewej wzniesienia, za którymi znajduje się dolina Nieledwianki. Widok ku SW


17:34. Milówka NE. Początek S69. W tle po lewej Sucha Góra (1040 m n.p.m.) Widok ku SEE

Zaliczone gminy

- Katowice (w ramach przesiadki między pociągami)
- Bielsko-Biała
- Wilkowice
- Buczkowice
- Łodygowice
- Żywiec
- Radziechowy-Wieprz
- Węgierska Górka
- Milówka
Rower:Zielony Dane wycieczki: 46.00 km (2.00 km teren), czas: 04:00 h, avg:11.50 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Środek Polski II - Przez Włocławek

Piątek, 24 września 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria 2 Osoby, LSTR, Wyprawy po Polsce, >200, Gminy, Z Księgowym, 2010 Środek Polski

2010.09.23 - 24 Środek Polski - cała trasa


Nocleg

Bezchmurnie. Wiatr z południa i nieco od wschodu, wieczorem słabszy. Ciepło. Noc była zimna, jednak ubrania i śpiwory zapewniły dostateczne, choć nie najlepsze warunki snu. Długo nie zasypialiśmy gadając, przy czym moje wypowiedzi co chwila były podkreślane kolejnymi smarknięciami. Kilka razy zdawało nam się, że słyszeliśmy psy i jakieś maszyny. Do głowy przychodziły mi pomysły, że może za drzewami zaraz był jakiś dom, a my śpimy prawie pod ogrodzeniem, którego nie zauważyliśmy rozbijają się tam o zmierzchu. Szczęśliwie, domy były wystarczająco daleko i w końcu zapadliśmy w sen, w tę świetliście księżycową noc. Mój był przerywany rozwijającą się chorobą oraz szukaniem jak najlepszej i najcieplejszej kompozycji mojego ciała z ubraniami i śpiworem. Pogoda tego dnia była podobna do czwartkowej. Noc powrotna z początku cieplejsza, zimno zrobiło się pod koniec podróży.


Nocleg w Orszewicach. Widok ku NW

Góra Świętej Małgorzaty

Zebraliśmy się stosunkowo sprawnie, jednak rekordów prędkości tu nie biliśmy. W oddali, w pobliżu wczorajszej trasy, znajdowało się gospodarstwo, na zapleczu którego ludzie ładowali coś na tira. Byłoby jak dla mnie wszystko w porządku, gdyby odległość była trochę większa. W mojej opinii mogliśmy być łatwo zauważeni, co motywowało mnie do jak szybszego zwijania się stamtąd. Ruszyliśmy polną drogą, co z rana nie było takie proste. Droga dochodziła do innego gospodarstwa, więc kilkanaście metrów przed nim, czmychnęliśmy w pole i tak doszliśmy do asfaltu. Stamtąd powoli wtoczyliśmy się do Góry Św. Małgorzaty, jak zwała się miejscowość. Przybyliśmy dokładnie w chwili, kiedy dzwonił pierwszy dzwonek na lekcje. Nie nasze. Zatrzymaliśmy się w tamtejszym barze, gdzie Księgowy zamówił sobie herbatę i hamburgera. Po chwili zastanowienia również i mnie poniosło do środka, ale po herbatę i zapiekankę. Jedliśmy na dworzu. To znaczy Księgowy jadł. Gdy zapiekanka była gotowa, to w ciągu minuty, może pół, bardzo szybko w każdym razie zniknęła. Herbata znikała wolniej. Cieszył mnie ten zakup, zdrowie moje bowiem pogarszało się i dało się odczuć to wyraźnie.

Wzgórze kościelne w Górze Świętej Małgorzaty

Po posiłku spacer na wzgórze czy raczej pagórek, utworzony wieki temu, na którym wznosił się kościół. Podeszliśmy z rowerami po stromym zboczu. Księgowy próbował podjechać, lecz pokonały go krawędzie, jakby po schodach i dołączył do mnie w powolnym, pieszym szturmie. Na górze wiało szczególnie silnie i gdyby nie drzewa, które otaczały teren kościoła, to zupełnie by nas przewiało. Minusem było to, że jedyne miejsce z którego rozciągał się wspaniały widok na rozległe połacie równin, oczywiście był zasłonięty. Może gdyby wejść na wieżę, to by był lepszy. W celu zrobienia panoramy, poszukaliśmy innego miejsca i weszliśmy na „zaplecze” terenu kościelnego, od południowej strony, zaraz za pomieszczeniami księdza. Zajrzeliśmy jeszcze do wnętrza kościoła - tylko przedsionek był otwarty. Po tych atrakcjach zjechaliśmy utwardzonym podjazdem o dużej stromiźnie.


Góra Świętej Małgorzaty. Widok ku NW


Góra Świętej Małgorzaty. Widok ku SW


Góra Świętej Małgorzaty. Widok ku SSE

Kolegiata w Tumie

Płaską, prostą drogą mijaliśmy kolejne domu z czerwonej cegły. Dojechaliśmy do tak znanej z polskiej historii (czy raczej podręczników) wsi Tum. Rozpoznaliśmy ją przede wszystkim po zagęszczeniu domostw wspomnianych wyżej. Sprawiała wrażenie bardzo niewielkiej. Naszym celem oczywiście była kolegiata, więc podjechaliśmy pod nią niemal na sam koniec wsi. Wyjazd na przód. Objechało si tyle, ile się dało cały zabytek. Czasem trzeba było iść, bo od zachodu było wąskie przejście między murem i ogrodzeniem domu, a od południa pola. Od strony drogi teren pokrywała łąka z licznymi kopcami kretów. Budowla została obficie obfotografowana, jednak przybyliśmy za wcześnie, gdyż dla zwiedzających była otwierana od 11. Przyjechała tam również wycieczka autobusem, ale im też się nie udało. W odległości kilku metrów stał mniejszy i nowszy od tamtego kościół. Wyjazd na krajówkę był krótki, może około kilometra od kolegiaty. Przed naszymi oczami widoczne były zabudowania Łęczycy. Widać ją było również z terenu koło kolegiaty i tam było to milsze dla oka niż z głównej drogi do miasta. Tam zamiast drogi i drzew w jezdni, przed miastem widać było pola i lasy.


Tum. Po lewej kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej i św. Aleksego. Widok ku W


Tum. Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej i św. Aleksego. Widok ku SWW


Tum. Kościół pw. św. Mikołaja. Widok ku NNW


Tum. Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej i św. Aleksego. Widok ku NW

Dziwny ktoś w Łęczycy

Zatrzymaliśmy się pod zamkiem, który leżał niedaleko od pierwszych zabudowań. Akurat wychodziła stamtąd wycieczka z podstawówki. Przeczekaliśmy i podjechaliśmy do wjazdu, gdzie uwieczniliśmy nasz pobyt w tym miejscu. Ruszyliśmy w poszukiwaniu bankomatu dla Księgowego, apteki dla mnie i sklepu z jedzeniem dla nas. Bankomat znalazł się przy rynku, ale innego banku, niż on potrzebował, więc gdy znaleźliśmy sklep, w pobliżu którego stał ten właściwy bankomat, Księgowy nieco się zirytował. Zrobiliśmy małe zapasy, głównie picia, zjedliśmy po jakimś wypieku, pączku, drożdżówce czy innym jakimś (mi się trafiło chyba coś z białym serem). Wcześniej udało się kupić w aptece gripex, a podczas pakowania podeszła do mnie jakaś starsza kobieta i się pytała czy pale papierosy. Totalnie nie było mi wiadome o co jej chodziło. W życiu zdarzyło mi się spróbować zapalić 2-3 razy i to na długo przed tą wyprawą. Smród wydostający się z papierosów mnie odrzuca, wywołuje rodzaj nerwowego duszenia. Miejsca nasycone dymem papierosowym wywołują chęć natychmiastowego opuszczenia takiego miejsca, a ewentualny pobyt na siłę w takich miejscach, najczęściej wymaga zakrywania się ciuchem czy czymś, by choć w ten sposób odfiltrować część tego okropieństwa. Niestety, nie z własnej woli zdarzało mi się przebywać w pomieszczeniach, nasyconych dymem papierosowym, i nie byłam w stanie nic z tym zrobić. Na moją przeczącą odpowiedź zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, pozostawiając mnie w zmieszaniu (dziwny ktoś, kto zadaje dziwne i głupie pytania ni tąd ni z owąd...), podczas zbliżania się w stronę sklepu.


Zamek w Łęczycy. Widok ku NEE


Łęczyca. Ratusz. Widok ku NWW


Łęczyca. Rynek. Widok ku NW


Łęczyca. Kościół pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku NW

Od Łęczycy ku NW

Wyjechaliśmy z miasteczka, choć z trudem, ze względu na sporą liczbę aut jadących główną. Gdy nam się to udało, ruszyliśmy drogą, która była położona dość wysoko ponad powierzchnię otaczających ją pól. Odcinek ten, do następnego skrzyżowania wydawał się podróżą przez pustkowia na rubieżach cywilizacji. W Topoli wmanewrowaliśmy się na pas do skrętu w lewo i po pojawieniu się zielonego światła ruszyliśmy tamże. Zaraz potem skręciliśmy w prawo na Kłodawę. Zrobiło się nieco ciężej. Odczuliśmy siłę wiatru z południa. Niedługo po skręcie w prawo, zatrzymała się jakaś kobita pytająca nas o drogę do D... Udzieliliśmy wskazówek utwierdzając ją, że dobrze myślała, którą trasa jechać. Przejechaliśmy przez Siedlec, gdzie wpierw pojawiły się drzewa po lewej, sugerujące mi myśl, że za nimi stać musiał dworek, którego nie ujrzeliśmy. Dalej stał budynek, kiedyś będący chyba młynem, a jeszcze dalej kościół po prawej. Niedaleko czekał nas podjazd, którym ostatecznie opuściliśmy płaską równinę. Co prawda wyjechaliśmy nieco wyżej, ale krajobraz nadal nie był nazbyt wyraźnie zarysowany. W zasadzie było widać tylko było brak totalnej płaskości obszaru. Później gdzieniegdzie także pagórki i doliny.


Między Dąbiem i Siedlecem. Widok ku NNW


Między Jackowem i Jaworowem. Widok ku NW


Granica województw między Radzyniem i Rycerzewem. Widok ku NW

Okolice Kłodawy

Przejechaliśmy jeszcze kilka wiosek, jeden większy las, gdzie człowiek z naprzeciwka idący poboczem, zapytał mnie czy idzie w stronę parkingu. Szczęśliwie 50-100 metrów wcześniej udało mi się kątem oka zarejestrować obecność takiego, więc uzyskał potwierdzenie. Za lasem ukazała się wreszcie wyraźniejsza rzeźba terenu, dużo pól, dużo zbóż i czasem domy. Przecięliśmy tory. Po lewej stronie drogi zobaczyliśmy w oddali napis. Nie byliśmy w stanie go odczytać, ale jak się słusznie domyślaliśmy, okazał się on należeć do budowli zakładu wydobyci soli w Kłodawie. Wkrótce po tym dogoniliśmy ciągnik, a że jakoś tak się nabrało rozpędu, to i przyszło go wyprzedzić. Przerwa na rozjeździe, czekając na Księgowego, który został za maszyną. Ciągnik wyprzedził moje stanowisko oczekiwania, a Księgowy nieco później.


Kłodawa. Kopalnia Soli. Widok ku SWW

Razem przejechaliśmy na drugą stronę DK 92, skąd z łatwością dotarliśmy na rynek. Odpoczęliśmy na ławce, posilając się po raz pierwszy od Łęczycy. Stamtąd skierowaliśmy się do wyjazdu ku NE. Jechaliśmy urokliwymi wioskami z niezłą drogą i ładnymi widokami. Raz mieliśmy incydent, że robotników samochody stały na całej szerokości drogi, z czego jeden zatrzymał się "na moment" i przed chwilą musiał nas wyprzedzić. Musieliśmy jakoś sobie poradzić i ominąć przeszkodę. Później droga nas prowadziła kolo piaskowni, gdzie stały wielkie kopce wydobytego surowca, wyglądające niemal jak piramidy, a wrażenie to potęgowały jasne barwy, silnie odbijające promienie słońca. Przejechaliśmy przez szutry w lesie i po kilku kilometrach dojechaliśmy do Przedeczy, miejscowości ze starym, zalatującym gotykiem kościołem i jeziorem o ~2km długości. W tym czasie trwały jakieś roboty drogowe w mieście, a przed kościołem ustawiał się konwój pogrzebowy. Na rynku skręciliśmy ku północy, przy czym ja trochę później, by jeszcze zrobić zdjęcia. Księgowego udało się dogonić na lekkim podjeździe u wylotu z miejscowości. Potem jechaliśmy długo i monotonnie, ledwo rejestrując otoczenie.


Zbójno. Widok ku W


Przedecz. Kościół pw. Świętej Rodziny. Widok ku W

Na północ do Włocławka

Zatrzymaliśmy się przy sklepie Cettach i zrobiliśmy krótki-dłuższy odpoczynek na zjedzenie kilku słodkich przekąsek. Zmęczenie się z nas wydostawało. Dalej zauważaliśmy bardziej czerwone płaty ziemi na niewielkich pagórkach, wszystkie mniej więcej na tej samej wysokości, niżej których była jaśniejsza ziemia. Nasze umysły pobudził zjazd w dolinę jeziora Kromszewickiego i uciążliwy podjazd do Chodeczy. Gdy tylko wydostaliśmy się na płaskie, od razu pojechaliśmy dalej nie oglądając się za siebie. Przez 20km jechaliśmy praktycznie bez zatrzymywania, skupiając się na samej jeździe po bardzo równinnym, ale wysoko położonym obszarze. Zatrzymaliśmy się dopiero w Kruszynie i odpoczywaliśmy na przystanku. Z wioski czekał nas zjazd do przedmieść Włocławka i postanowiliśmy jechać główną drogą.


DW 269. Granica województw między Chrustowem i Cettami. Widok ku NEE

Przerwa we Włocławku

Do miasta wjechaliśmy główną trasą. Skręciliśmy w prawo i dalej jechaliśmy ścieżką, która nagle zamieniła się w chodnik i to taki niezbyt fajny. Skończyło się to przejazdem na lewą stronę, gdy dokładnie na ukos wypatrzyliśmy pizzerię DaGrasso. Oczywistą rzeczą – zmęczeni po tak długiej podróży posililiśmy się tam, pół na pół, dużą hawajską z frutti di mare. Wykorzystaliśmy tamtejsze WC i nieco wypoczęliśmy , a w każdym razie najedliśmy. Po przerwie przemieszczaliśmy się ulicami: Zbiegniewskiej, Robotnicza, Kapitulna (która pod koniec była potwornie rozkopana), skręciliśmy w Kilińskiego przejeżdżając nad małą rzeczką i wjeżdżając w Toruńską, którą jechaliśmy rzecz jasna w stronę Torunia. Po kilometrze upewniliśmy się, że to nie tędy droga. Dowiedzieliśmy się tego u tubylca, po czym wróciliśmy do miejsca, gdzie mogliśmy odbić, by wciąż widząc Wisłę, dobrnąć do mostu Rydza-Śmigłego. Jakoś tak wyszło, że jazda tymi drogami omijała całe stare miasto, które samo w sobie pozostało mi nieznane. Zasugerowało mi to powrót, gdy będę w okolicy. Przejechaliśmy most. Księgowy podsumował, że lepiej to wygląda niż z zapory, po której już kiedyś jechał. Faktycznie, widok był ładny, zwłaszcza w stronę, gdzie Wisła zmierzała.


Włocławek. Przebudowa Kapitulnej. Widok ku NE


Włocławek. Wyszyńskiego. Ujście Zgłowiączki do Wisły. Widok ku N


Włocławek. Most Marszałka Rydza-Śmigłego. Widok ku SE

DK67 do Lipna

Po drugiej stronie czekał nas podjazd rodem z gór. Najniższe biegi i do przodu. Udało się jechać cały czas, aż zrobiło się na tyle płasko, by nie musieć się znów męczyć. Księgowy został nieco z tyłu. Jechaliśmy dalej w stronę Lipna, a po słońcu już było widać, że zbliża się zmrok. Obszar był nieco pagórkowaty, ale poza jednym jeziorem Ostrowite, nie udało mi się zarejestrować ich więcej. Pod względem psychicznym, jechało się nam niemal tak, jak do samego Włocławka, kiedy to znużeni jechaliśmy i jechaliśmy.


Bogucin. DK 67. Widok ku N


Fabianki. DK 67. Widok ku NNE


Krzyżówki. DK 67. W centrum Jezioro Ostrowite. Widok ku SSE

Okolice Lipna

Lipno osiągnęliśmy przed zmrokiem. Miasteczko w sporej i rozległej dolinie  Do centrum same zjazdy, tylko rynek i obrzeża na wzniesieniach. Zajechaliśmy na jeden z placyków, gdzie było dużo ludzi, ale gdy Księgowy zwęszył naciągacza, wnet ruszyliśmy. Przejechaliśmy rzeczką Mień i zatrzymaliśmy się pod sklepem, gdzie chciało mi się po prostu usiąść na chodniku i zacząć odpoczywać, wpatrując się w mapę. Trwało to kilka minut. Ruszyliśmy w górę, z mi zachciało się nieco rozruszać nogi i dostać się na pieszo. Górą biegła krajówka, której trzymaliśmy się przez kilka kolejnych godzin nocnych. Przed wyjazdem z miasta zajechaliśmy na stację, gdzie Księgowy zaopatrzył się w Tigera – jego ulubiony wtedy napój na nocną jazdę. Po zakupie Tigera ruszyliśmy na jazdę przez ponad pół nocy.

Różne pomysły na tę wyprawę

Teraz kilka słów odnośnie planów wyprawy. Przedwczoraj, w czasie rozmowy wpierw ustalaliśmy, że pojedziemy byle gdzie. Potem trwało precyzowanie, że od nas możemy pojechać, albo na SWW, albo NW, a potem się zobaczy, jak będziemy jechać i którędy wracać, ważne żeby dotrzeć jak najdalej w oznaczonym czasie. Gdy tak się dalej dyskutowało, przyszło mi na myśl, że można by oba warianty połączyć i tak wyszedł szkic pętli przez Włocławek. Na Google Earth i innych serwisach można było przejrzeć sposoby dojazdu do miasta i z grubsza udało się to zrealizować. Modyfikacje nastąpiły od lasu za Wyszogrodem do Piątku, ale mniej więcej się pokrywały. We Włocławku zupełnie schrzaniliśmy, ale dzięki temu poznaliśmy inne obszary, których być może byśmy nigdy nie zobaczyli. Do Lipna szkic zakładał jazdę bardziej przez wioski, a z Kłodawy powinniśmy skręcić w inną drogę tak, żeby nie trafiać na główną. Mimo tych incydentów, wciąż było dobrze. Z Lipna chciało mi się jechać dalej na północ, nawet do Działdowa, tak, żeby po raz pierwszy jednego dnia odwiedzić cztery województwa, ale skończyło się na trzech, z czego po raz pierwszy poniosło mnie rowerem do wielkopolskiego i na Kujawy. Pierwszy nocleg wypadł pomyślnie, mniej więcej tak jak w szacunkach. Jeśli chodzi o noc drugiego dnia, to sprawa wyglądała tak: Księgowy chciał nazajutrz być już u A.. Oznaczało to, że rozważał powrót szynobusem z Sierpca. Gdybyśmy przenocowali po drodze, wsiadłby na tory, a mi pozostało wracać samotnie. Pasowało mi to, ale też było stratne, bo mogliśmy zamiast tego udać się jeszcze trochę w kierunku północnym i tam przenocować. Księgowy przejechałby do Sierpca ze 30km następnego dnia, a przeze mnie zostałyby odwiedzone jeszcze rejony Działdowa, dopiero wtedy wracając. Ten plan był wykonalny, jednak padło na wariant alternatywny. Zamiast nocować, moglibyśmy od razu ruszyć nocą. W ostateczności i tak gdzieś byśmy rozbili obóz. W ten sposób osiągnęliśmy swoje cele o własnych siłach, z czego mnie przywiało do domu w stanie osłabienia, chorując w następne dni.

DK10 od Lipna do Góry

Szczęśliwie przyświecał nam księżyc, ale dopiero po północy bardziej to zauważyliśmy. Z Lipna wyjechaliśmy o zmroku i przez kilkanaście kilometrów było nawet dobrze. Na jakimś przystanku krzyczały jakieś dziewczyny, którym Księgowy coś odkrzyknął. Gdy w lesie zobaczyliśmy po prawej coś w rodzaju postoju z ławeczką i daszkiem, zjechaliśmy tam i przygotowaliśmy się do dalszej drogi, zakładając odblaski, lampki i rozruszaliśmy się przed nocą. Z początku jechaliśmy przed siebie tak jak do Lipna i Włocławka, ale w miarę zbliżania do domu, postępu nocy i zmęczenia, coraz bardziej rozwiązywały się nam języki. Przynajmniej ustępowało znużenie. W międzyczasie zatrzymaliśmy się na przystanku, żeby odpocząć. Dość szybko dotarliśmy do Sierpca, gdzie staliśmy koło cmentarza. Gdy zobaczyliśmy zbliżających się ludzi, mimo wszystko postanowiliśmy ruszyć i ewentualnie zatrzymać w innym miejscu. W ten sposób Sierpc pożegnaliśmy i ku Drobinowi zdążaliśmy. Ten etap odbył się w pobliżu już przejechanej przeze mnie trasy, leżącej nieco na północ. Sam Drobin ominęliśmy bardzo szybko.

Przerwa w Górze i w Dzierzążni

Kolejnym punktem była stacja paliw przed lasem, o tej porze zamknięta, położona jakiś kilometr od Góry. Nieco się rozprostowywaliśmy i wkrótce znów pędziliśmy. Podjechaliśmy pod Górę i znaleźliśmy się na odcinku do Płońska, który już był mi znany, choć jeszcze nie o tej porze. Wpierw było pusto i bezludnie, lecz wnet zaczęło się pojawiać więcej domów, aż powstał niemal pełen ich ciąg wzdłuż szosy. Tak powitaliśmy Dzierzążnię, gdzie mieszkała znajoma, u której kiedyś przyszło mi być na dwóch ogniskach w liceum. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, która podczas licealnych ognisk była punktem zaopatrzenia. Księgowy chciał  kupić coś do picia. Nie podobało mu się otoczenie i przebywający tam o tej porze ludzie, którzy niemile kojarzyli mu się z miastami.

Kurs na Nacpolsk

Wnet ruszyliśmy dalej, skręcając na Nacpolsk. Nie włączaliśmy świateł, poza krótkimi momentami. Było naprawdę jasno. Ten odcinek toczył się stosunkowo szybko, ale bardziej z powodu naszego zaangażowania w gadanie i wspominanie rożnych historii z życia, niż w skutek tempa jazdy. Przez to niemal nie zauważyliśmy kilku dużych i szybkich psów. Wpierw były to odległe odgłosy z prawej strony, tak psa, jak i łańcucha. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie lokalizacja, jaką przypisywaliśmy tym odgłosom. Najbliżej położone nam gospodarstwo leżało jakieś sto metrów przed nami, tuż koło drogi, kolejne widoczne było z pół kilometra w głębi pól. Odgłosy pochodziły właśnie od strony pól i mieliśmy pewność, że ani nie z pierwszego podwórka, ani nie z tych odległych, bo na to był zbyt donośne.

Nocny atak psów

Z początku zbagatelizowany został ten problem, mając swoje doświadczenia z psami i rowerem. Księgowy miał swoje, więc traktował to zdarzenie odmiennie. Wyszło na jego, gdy okazało się, że dźwięk kieruje się w naszą stronę, pobrzękując ciągnącym się łańcuchem niczym pies Baskervillów. Urwane bydle goniło nas. Wnet ukazało swą masywną budowę, która jawiła się naszym oczom w półmroku lekko zadrzewionej drogi. Księgowy zaczął się oddalać gwałtownie. Ja bardziej powoli, zależnie od tempa pościgu. Bestia goniła wytrwale i zajadle dotrzymywało mi kroku. W pewnym momencie, nieco mnie już wkurzyło. Wydarł się ze mnie zachrypnięty ryk, który miał nieco zmieszać paskudę, a zarazem udało mi się w ten sposób poznać kiepski stan mojego zdrowia. Wkrótce potem udało mi się dogonić Księgowego. Byliśmy porządnie zmęczeni ucieczką, choć mi udało się zachować nieco więcej sił, nie zrywając się tak nagle. Mimo wszystko, dało się odczuć tę przygodę na późniejszym etapie. Przebrnęliśmy do Nacpolska, a tempo wyraźnie spadło.

Nocny powrót

Minęliśmy Żukowo i skręciliśmy na Srebrną. Jazda w tę stronę, pod względem zmęczenia kojarzyła mi się z powrotem z Jury, tuż przed Księgowego praktykami we wrześniu 2008, gdy jechaliśmy ledwo, ledwo. Można by rzec, że teraz było podobnie. Zatrzymaliśmy się na poboczu niedaleko wsi i odpoczywaliśmy, ostatni raz wspólnie w tej podróży. Usiedliśmy i zbieraliśmy siły do ostatniego etapu. Przez Srebrną przemknęliśmy szybko, bo pamiętany był przez mnie jeden z dawniejszy pościg psów z tej okolicy, a mieliśmy już dosyć ich na tę noc. Wjechaliśmy w las i powoli doczłapaliśmy się do skrzyżowania, gdzie po kolejnych kilku chwilach się pożegnaliśmy i udaliśmy w swoje strony. Księgowy turlał się do Naruszewa, a stamtąd przez Przyborowice i Goławice do A., gdzie dojechał okrutnie wymęczony. Ja na południe, obserwując mgłę płożąca się w lesie i gdzieniegdzie na polach. Warstwa jej cienka, wprowadzać mogła w nastrój tajemniczości. Rozważane było, którą drogę obrać, tak żeby się już bardziej nie męczyć, aby skrócić resztę trasy. Skończyło się tak jak wtedy, gdy pierwszy raz przekroczyło się 200km jednego dnia. Za Radzikowem, przed wyrobiskami piasku, skręt w pola w stronę lasku, a za nim pagórkiem z piachem od południowej strony. Przeturlanie przez polne drogi do Chociszewa i przejazd przez wieś, by ominąć DK 62. Ostatnie chwile spędzone zjeżdżając w dolinę Wisły, docierając pod bramy domu. Następne kilka dni trwało chorowanie.

Zaliczone gminy

- Łęczyca (M+W)
- Daszyna
- Grabów
- Kłodawa
- Przedecz
- Chodecz
- Choceń
- Włocławek (W+M)
- Fabianki
- Lipno (W+M)
- Skępe
- Szczutowo
Rower:Zielony Dane wycieczki: 255.00 km (0.00 km teren), czas: 14:00 h, avg:18.21 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Środek Polski I - Do Piątku

Czwartek, 23 września 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria 2 Osoby, LSTR, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Księgowym, 2010 Środek Polski

Preludium wyprawy

Dzień był chłodny, jednak cieplejszy niż poprzednie. Zachmurzenie 1/8. Dzięki słonecznemu ciepłu, nawet pomimo wiatru, przyjemnie jechało się na krótki rękaw. Sam wiatr był mocny, ale niewiele zwalnialiśmy, nawet gdy wiał w twarz. Poprzedniego dnia zaczęła się choroba. Udało mi się o tym dowiedzieć dopiero na trasie, ale dopiero po powrocie dopadło mnie skutecznie.

Księgowy napisał po południu dzień wcześniej, że potrzebuje kogoś, aby zrobić wypad rowerowy na 2-3 dni, nie wiadomo gdzie. Tylko się spakować i wsiąść na rower. Tego dnia trzeba było pomóc przy robieniu fundamentów do ogrodzenia, więc rozmowa toczyła się z dłuższymi przerwami. Chciało mi się coś jeszcze porobić przy tej robocie nazajutrz, ale okazało się, że nic z tego. Tak więc można było poświęcić czwartek na rozpoczęcie podróży, choć lepiej jednak, aby wyruszyć w piątek. Ten termin odpadał z powodu niedzielnego maratonu, na którym Księgowi mieli wydać 100zł bon, jaki dostali jakiś czas temu na objeździe trasy. Ustaliliśmy więc, że jedziemy tak jak ruszyliśmy.

DK62 do Wyszogrodu

Księgowy ruszał z Zaborza, dużo wcześniej niż ja. Ja po śniadaniu i po przygotowaniu kanapek na drogę. Była 9:30, a tuż po 10 udało się dotrzeć na miejsce spotkania, docierając tam trasą wzdłuż Wisły. Do Czerwińska dotarliśmy w podobnym czasie. Podjechaliśmy pod sklep blisko przychodni, gdzie zachciało mi się kupić picie, z czego dwa to soki jabłkowe. O ile na początku jeszcze jakoś dało rade je pić, o tyle w dalszej podróży powalał mnie zapach i smak chemii. Jakoś udało się to wypić, ale z trudem i niechęcią. Gdy staliśmy i zajadaliśmy się świeżo kupionymi wafelkami, ktoś rzucił do mnie zawołał. Po odwróceniu się, okazało się, że był to znajomy z czasów gimnazjum oraz liceum. Zamieniło się kilka słów i poszedł w swoją stronę. Kilka minut później jazda DK 62 na zachód. Mimo zwykle dużego ruchu na tym odcinku, w związku z remontem w okolicach Zakroczymia, tym razem było odrobinę spokojniej.


DK 62. Zjazd ku granicy gmin Czerwińsk i Wyszogród. Widok ku SWW

Przez Wisłę w Wyszogrodzie

Dość sprawnie przemknęliśmy przez Wyszogród, jadąc mniejszymi uliczkami, by zjechać na most po wydeptanej ścieżce. Jazda niezbyt bezpieczna, jeśli nie zna się tego zjazdu albo po prostu nie uważa, zwłaszcza gdyby tam było okropne błoto. Na moście wyminęliśmy jakąś osobę na rowerze, choć ciężko jest tam zmieścić dwóch rowerzystów obok siebie. Po drugiej stronie, skręciliśmy w prawo na pierwszym skrzyżowaniu i szukaliśmy jakiejkolwiek drogi w las. Wkrótce ją dostrzegliśmy i rozpoczęła się podróż przez leśne ostępy.

Leśne piachy

Początkowo trasa nie przyniosła żadnych trudności. Po lewej zarośnięta drzewami wydma, środkiem nieco zabłocona droga, a po prawej zalane i zabagnione obszary, z nieco zazielenioną wodą. Gdy nadarzyła się okazja w postaci ścieżki przez wydmę, skorzystaliśmy z niej i przespacerowaliśmy się przez nią z rowerami. Na drugim zboczu chwilę odpoczęliśmy. Wszędobylski piach przeszkadzał nam w dalszej jeździe, więc trochę jadąc, trochę maszerując, spacerowaliśmy, obserwując grzyby różnego rodzaju. Trochę dalej zauważyliśmy ludzi, którzy na owe grzyby się wybrali. Pospiesznie trwało przemieszczanie się się po leśnym poszyciu, by jak najszybciej ich wyminąć. Księgowy oddalony o jakieś 100 metrów, został w tym czasie zagadany przez jedną z grzybiarek, która zapytała go, co mamy w sakwach. Na odpowiedź iż, jest to sprzęt podróżniczy,  odrzekła "to dobrze, że nie grzyby". Powiało grozą...

Spędziliśmy tam 1,5 km nim wydostaliśmy się na skraj lasu i ujrzeliśmy łąki wraz z zaroślami o jasnobrązowych barwach. Skręciliśmy ku zachodowi, tak jak prowadziła droga. Przejechaliśmy skrawek lasu z komarami i znów znaleźliśmy się na otwartej przestrzeni. Droga prowadziła koło dwóch gospodarstw, więc zastanawialiśmy się czy, nie okaże się to ślepa. Mimo to postanowiliśmy i tak tam ruszyć. Szczęśliwie nie trzeba się było wysilać i dalsza droga rzeczywiście istniała. Zaraz doprowadziła nas do lasu i ponownie się w nim skryliśmy, pomykając na zachód. W miejscu, gdzie widoczna była zmianę w struktury lasu, pojawiło się rozjazd. Tam udaliśmy się ku południu i tak dotarliśmy do Nowej Wsi – osady bardzo skromnej, która liczyła nie więcej niż 30 osób. Znajdowały się tam stawy z hałdami ziemi odsypanymi dookoła.

W bezliku wsi

Jeszcze chwilę nam zeszło nim wyjechaliśmy na asfaltową drogę w Łaziskach. Rozpoznawana była przez mnie trasa, jedna z poprzednich, tak rzadkich w tym rejonie podróży. Odpoczęliśmy na przystanku, przypominając sobie pewne zdarzenia i osoby z przeszłości, które gdzieś znikły zmieniając się nie do poznania. Wszamaliśmy małe co nieco (ja trochę większe) i powoli ruszyliśmy asfaltem na zachód. Za wsią zjechaliśmy w pola, docierając do lasu, w którym się pokręciliśmy, nim  z niego znaleźliśmy wyjście. Przez pola dotarliśmy do Lubatki, zjeżdżając w dół po uformowanej ścieżce. Dotarliśmy do rozjazdu i po krótkim namyśle wybraliśmy prawo. W ten sposób dojechaliśmy do większej drogi – asfalt z Iłowa na Sochaczew. Nie ujechaliśmy wiele. Prawie natychmiast przejechaliśmy na drugą stronę.


Ruinka w Łaziskach. Widok ku SW

Kolejny odcinek był ze świeżo położonego asfaltu. Było go akurat tyle by starczyło do ostatniego domu, a że chat niewiele, to i zaraz się skończył. Tam znów ruszyliśmy na ścieżkę polną. Powoli dotarliśmy do wsi Piskorzec, gdzie na asfalt wróciliśmy koło sadu. Nim tak się stało, mieliśmy opcję, aby pojechać wśród owocowych drzew, ale droga wydała się podejrzana – tak, jakby urywała się niedługo potem. Wybraliśmy więc bezpieczniejszy wariant i po kilku metrach znów pojawił się upragniony asfalt. Dojechaliśmy do skrzyżowania kolejnej trasy - z Iłowa  na południe. W Brzozowa Starego przejechaliśmy za DW 577 i udaliśmy się do Brzozówka. W tym czasie jechało nam się ciężej. Powoli odczuwaliśmy trudy podróży z silnym wiatrem wiejącym z południa i południowego wschodu. Ciągła jazda w takich warunkach sprawiła, że mimo pozornie dobrej jazdy, upływ sił był znaczniejszy i nie od razu widoczny. Co i rusz zmienialiśmy kierunek, podziwiając przy tym czerwieniejące się jabłka w sadach, a także prowadząc rozmowy dotyczące poprzedniego roku, wydarzeń od wyprawy bałtyckiej.


Między Brzozowem i Brzozowem Starym. Widok ku S


Maurzyce. DK 92. Międzywojenny, zabytkowy most. Widok ku NNW

W pewnym momencie wydawało mi się, że dotarliśmy do już znanego mi miejsca. Nie było we mnie jednak pewności, aż do momentu, gdy udało się zerknąć w mapę. Faktycznie – przyszło mi być tam dwa lata wcześniej, wracając z odwiedzin dworku w Studzieńcu (aktualnie odnawianego). Jadąc przez Osiek i wsie okoliczne wsie, walczyliśmy z wiatrem dmącym centralnie na twarz. Naprawdę mocno dmuchało. Zatrzymaliśmy się pod wiejskim sklepem, gdzie Księgowy zrobił drobne zakupy, a niedługo potem wypadła 13stka. Oczekując, zachciało mi się poleżeć na ziemi i odpoczywać. Wnet skręciliśmy w prawo do Chąśna Drugiego. Z początku droga wyglądała tak, jakby się kończyła na czyimś podwórku, lecz po krótkim rekonesansie okazało się, że można nią dalej jechać. Była to wąska asfaltowa dróżka koło domów, która wyglądała jak asfaltowy chodnik w mieście. Dalej przejechaliśmy do Niedźwiady, w której przecinaliśmy linię kolejową i wyjechaliśmy na DK 2. Łowicz postanowiliśmy zostawić z boku.


Sadowo (Ostrowce). Widok ku NNW

Podróże w czasie
Przed nami, jakby na wzgórzu, w oddali zamajaczył kościół i zabudowania. Wiadomym było, że Łowicz zostawiliśmy z boku, ale nie było mi wiadomo co to może być za miejscowość. Ostatecznie, nie było dla mnie wiadome, czy to my jakimś dziwnym cudem jedziemy do Łowicza, czy gdzieś indziej. Wiele nie ujechaliśmy krajówką, gdyż niebawem odpoczęliśmy na skrzyżowaniu, z którego chwilę potem zjechaliśmy w kierunku Maurzyc, a potem przemieszczaliśmy się wzdłuż doliny Bzury, co było nużące.

W końcu dotarliśmy do Soboty, a Księgowy zaczął się bawić w kamerzystę. W wiosce jakieś dzieci pod sklepem nam dzieńdobrzyły, a my pojechaliśmy przez rynek, a potem rzeczkę, jadąc w stronę Walewic. Nie wjeżdżaliśmy tam jednak i przekroczyliśmy kolejną, małą rzeczkę z równie małym mostkiem. Zaraz potem ukazała się mała dróżkę poprowadzona przez Marywil. Za wioską, tuż pod lasem skręciliśmy w lewo. Urokliwa trasa, która przypominała nieco niemieckie ścieżki rowerowe, wiodła przez Helin. Po prawej zagajniek, nieco dalej, po lewej las. Droga była mokra, co mnie zdziwiło, bo nie padało. Na kolejnym skrzyżowaniu zdecydowaliśmy się pojechać w lewo i ominęliśmy skręt o gorszej nawierzchni, w prawo pośród domów. Padło na nią podejrzenie, że może się kończyć w gospodarstwie lub inny ślepy sposób. W prawo skręciliśmy na kolejnym skrzyżowaniu i po krótkiej jeździe okazało się, że drogą o gorszej nawierzchni też byśmy tu dotarli, tylko przez inne wsie. Było to w okolicach Emilianowa. Kolejna droga pod lasem, którą jechaliśmy, również miała mokre ślady.


Sobota. Kościół pw. św. apostołów Piotra i Pawła. Widok ku NNE

Ostatni etap błądzenia to przejazd przez las w miarę porządną drogą, wyjazd wśród pól i spokojne zwieńczenie manewrów na DW 703. Tą ruszyliśmy na zachód, nim jedna to nastąpiło, zjechaliśmy do sklepu, jaki się po drodze trafił. Nie było mi wiadome, jak daleko jeszcze do Piątku, ale wiadomo było, że już niedaleko. Zmęczeni, odsapnęliśmy na ławeczkach i wszamaliśmy małą kolacyjkę. Mi zachciało się kupić wielki bochenek okrągłego chleba, który i tak wrócił ze mną do domu. Po posiłku wstaliśmy do dalszej jazdy i zrobiło nam się zdecydowanie chłodno. Wnet rozgrzała nas jazda, a monotonia kolejnych kilometrów zaskoczyła nagłym pojawieniem się tablicy „PIĄTEK”. Chwila wahania, w która teraz stronę mamy się udać.  W mig rozwiał ją atlas i intuicja. Wnet zajechaliśmy na ryneczek i przyszła pora na zdjęcia przy pomniku geometrycznego środka Polski. Pora była już późna, bo wieczorna, więc nie mitrężyliśmy czasu resztek dnia i od razu ruszyliśmy w dalszą drogę ku Łęczycy.


Sobota. Bzura. Widok ku W


Piątek. Geometryczny Środek Polski. Widok ku N

Na talerzu

Z początku czuć było się właśnie tak. Zrobiło się widocznie, totalnie płasko. Tylko w oddali gospodarstwa i pustki pól. Chwilę potem wjechaliśmy w szpaler drzew, a dalsza jazda ukazała niezmierną płaskość, równinność, monotonię przestrzeni. Pól zbożowych nie było, a przynajmniej nie rzucały się w oczy. Przytłaczały za to areały upraw warzywnych. Nie pamiętam, by po drodze pojawiły się jakiekolwiek podjazdy.

Ujechaliśmy dobre 10 kilometrów i zastanawialiśmy się nad noclegiem, ale wymienione wyżej właściwości regionu, kryły też jedną zasadniczą komplikację – drzewa były nieliczne i nie było żadnego lasu w zasięgu wzroku. Powoli, po lewej, na horyzoncie ukazała się dziwna wypukłość w rzeźbie. Coś, co wyglądało jak spore wzgórze, w naszych oczach urosło niemalże do ogromnego szczytu pośród morza, zdumiewało swoją obecnością w tak dennym obszarze. Przede wszystkim rodziło pytanie - skąd się tu wzięło? Tymczasem koła sunęły dalej i naszym bystrym oczom ukazała się spora kępa drzew po lewej. Na pierwszym skrzyżowaniu ruszyliśmy w ich stronę i zatrzymaliśmy się na poboczu. Tam podziwiając zachód słońca, w czasie Księgowego rozmowy przez telefon, wyczekiwaliśmy na moment, w którym moglibyśmy spokojnie przejść przez pole ku drzewom.


DW 703 na W od Piątku. Widok ku W

Gdy tak się stało i przyglądał się im, wydały mi się podejrzane. Czemu zachowano taką sporą kępę drzew, w obszarze tak rolniczym? Wygląd drzew nasunął mi tylko jedną myśl – tam musi być bardzo mokro. Podeszliśmy bliżej i okazało się, że szerokość drzewostanu jest stosunkowo cienka i zaraz nim znajdował się obrośnięty krzewami staw. Drzewa i krzewy wewnątrz tej masy pozostały niezbadane. Zaraz za stawem znaleźliśmy płaską przestrzeń, osłoniętą w 70% przed dostępem z zewnątrz, a tym bardziej przed oczami innych. Tam też rozbiliśmy namiot.


Orszewice przed noclegiem. Widok ku W

Zaliczone gminy

- Chąśno
- Zduny
- Bielawy
- Piątek
- Góra Świętej Małgorzaty
Rower:Zielony Dane wycieczki: 118.00 km (0.00 km teren), czas: 08:00 h, avg:14.75 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

4 dni w Pieniny IV - Do Krościenka nad Dunajcem

Sobota, 14 sierpnia 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2010 Pieniny

Ponownie start po 7. Pochmurno. Przejazd przez Dunajec, po drugiej stronie przez prawie pustkę, a potem przerwa w Radłowie. Tam szybkie, ale drobne zakupy, większe pragnąc zrobić dopiero w Brzesku. Za Brzeźnicą droga znikła w lesie, ale jaki asfalt tam był! Lewy pas w większości ok, ale mój był tak połatany, że słów brak. Gdy nic nie jechało, zjeżdżało się bliżej środka, albo nawet na lewą stronę. Za lasem widać było oznaki przechodzących tam niedawno opadów. Nie pojawiły się tak od razu, a bliżej Szczepanowa, ale i tak oznaczały, że udało się przenocować w dobrym rejonie.


Biskupice Radłowskie. Po noclegu przy DW 975


 Biskupice Radłowskie. DW 975. Cmentarz z IWŚ po S stronie drogi. Widok ku SSE


Biskupice Radłowskie. DW 975. Cmentarz z IWŚ po N stronie drogi. Widok ku NE


Biskupice Radłowskie. DW 975. Dunajec. W centrum Żabno. Widok ku NNE


Radłów. DW 975. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela. Widok ku SW


Radłów. DW 975. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela. Widok ku NNE

Choć było przeważnie płasko, drążyło mnie jakieś zmęczenie tego ranka. Do Brzeska dojechało się przez Szczepanowice, ale był to wynik pomyłki. Planowane było pojechać przez Sterkowiec, a zamiast tego z roweru podziwiało się duży kościół na wzniesieniu, nieco tylko na północ oddalony trasy. Zgodnie z założeniem porannym, w mieście trwały poszukiwania czegoś ciepłego do jedzenia, ale równocześnie szybkiego do przyrządzenia. Jakieś kebaba, zapiekanki... Nie udało się dostrzec nic takiego, a potrzeba była spora. Poza tym udało się dostrzec pizzerię, jakąś karczmę i sklepy różnego typu, ale zwykłego spożywczaka nie. Dzięki temu udało się obejrzeć trochę miasta i ale zapasów nie odnowić. Zjazd z głównej w Wyzwolenia i Osiedlową, a potem zamiast wjechać na DK 75, wpadało się na drogę pod górkę, która obiegała zakłady piwowarskie OKOCIM. Gdy jadąc pod górkę, docierało się do skrzyżowania, naszła mnie myśl, że skoro już tu jestem, to wjadę wyżej. A co! Był problemy z przerzutką, ale mimo to jakoś się jechało. Gdy naciskało się mocniej, to było źle z rowerem, ale naciskając z tą samą mocą, tyle że nieznacznie się rozpędziwszy, to wtedy się nie buntował. Wjechało się na wzgórze, znajdując się we wsi Okocim. Wspomniane zakłady, zaś znajdowały się jeszcze w Brzesku. Tak to zwykle bywa, że nazwy nie pokrywają się z miejscem produkcji.


Bielcza. Kościół pw. Matki Boskiej Anielskiej. Widok ku S


Bielcza W. Uszwica. Widok ku NNW


Szczepanów. Kościół pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Widok ku NW


Mokrzyska E (Januszów). Widok na Brzesko ku SSW


Brzesko. Skrzyżowanie Głowackiego oraz i Placu Żwirki i Wigury. Widok ku SWW


Brzesko S. Browar "Okocim". Widok ku N

Przerwa na przystanku. W zmęczeniu trwało wcinanie czekolady wraz z resztą słodkich rzeczy, jakie ze mną dotrwały. Nie udało się dokonać zakupów w Brzesku, więc kolejne kilometry pokonywane była prawie bez zapasów. Odpoczywało się dość długo, bo pokonany podjazd był pierwszym takim dużym na trasie: około 100m przez 1,5km. Gdy tylko udało się zebrać dość sił i zrobić zdjęcia, zastanawiało mnie, którędy zjechać, aby wyjechać na krajówkę i nie pomylić drogi, którą by trzeba zawracać pod górkę. Pojechało się prawie idealnie, raz tylko wspinając się nadaremnie fragmentem Pogodnej, bo wydawało mi się, że gdzieś przejadę, ale to ślepa uliczka była. Zjazd był stromy – na jednym odcinku ~11%. Zjazd z wykorzystaniem hamulców. Na dole spalanie przez słońcem. Dojazd do Gnojnika, gdzie po krótkich poszukiwaniach sklepu, zakup zapasów na resztę trasy. Jednego loda udało się zjeść od razu w czasie jazdy, drugiego kilka minut później, gdy pierwszy się skończył. Dało mi to sporo energii. Jechało się dolinką Uszwicy przez Gosprzydową, którą przecinało się już rankiem. Różnica była taka, że wedle informacji, od 2006 odcinek dolny był martwy od Brzeska po ujście do Wisły. Po drodze mijało się zabytkowy, drewniany kościół, ale niewiele na niego i krajobraz było zwracanej przez mnie uwagi. Siły gwałtownie się kurczyły, jednak droga ta znacznie ułatwiała mi dotarcie do Lipnicy Murowanej bez wysiłku większego niż ewentualna jazda wojewódzką.


Okocim Górny. Dolina Uszwicy. Widok ku NW


Okocim Górny. Kazka. W tle Kamionna (801 m n.p.m.). Widok ku SW


Gosprzydowa. Kościół pw. św.Urszuli z Towarzyszkami. Widok ku SEE


Lipnica Dolna przy granicy z Gosprzydową (po lewej stronie zdjęcia, po lewej stronie domów). W tle Pasmo Szpilówki. Widok ku SSE

W Lipnicy przywitanie z Łokietkiem, zostawiając zabytki z boku i zamiast tego kierując się na posiłek. Zamówiony i zjedzony został niby kebab, a oczekując na niego, można było widzieć wyjazd jednego korowodu ślubnego, a równocześnie, w tym samym czasie przyjazdu drugiego. Wszystko bardziej lokalnie, ze skrzypcami, góralem itd. Kebab interesujący, bo z kawałkami kurczaka grillowanymi jak do obiadu, a warzywa w środku surowe. Jakoś nie udało mi się przywyknąć do takiej postaci mięsa. Mimo to - posiłek ok. Głód i zmęczenie nie pozwalały obiektywniej ocenić.


Lipnica Murowana. Kościół pw. św. Szymona z Lipnicy. Widok ku NE


Lipnica Murowana. Rynek. Widok ku SW


Lipnica Murowana. Rynek. W tle kościół pw. św. Szymona z Lipnicy. Widok ku NE

Dalsza podróż po DW 966 prowadziła najpierw w górę, co znów mnie zmęczyło, bo nakładało się na żar z nieba. Na szczęście było łagodniej niż do Okocimia. Zjazd był nieco krótszy i zakończona małym podjazdem do Muchówki, ale za to kolejny zjazd - do Łąkty, oraz widok na góry wiele mi rekompensowały. Aczkolwiek nie na długo. Dalsza trasa przez Żegocinę to 520m/5km w górę z kilkoma postojami, a ostatni kilometr na pieszo. Na górze kilka zdjęć i 170m/5km w dół do Limanowej, liczne zakręty i hamowania.


DW 966. Lipnica Murowana SW. Po lewej Pasmo Szpilówki. Widok ku SW


Lipnica Górna S (Granice). Po lewej Pasmo Szpilówki. Po prawej Dominiczna Góra (468 m n.p.m.). Przy prawej krawędzi Pasmo Łopusze. Widok ku SE


Muchówka S. DW 965. Po lewej Pasmo Łopusze. W centrum Kamionna (801 m n.p.m.) i Pasierbiecka Góra (764 m n.p.m.). Po prawej samotna Kostrza (720 m n.p.m.; 14 km). Za nią niewyraźne: po lewej Ćwilin (1072 m n.p.m.; 26 km), a po prawej Śnieżnica (1006 m n.p.m.; 24 km). Widok ku SSW


Muchówka S. DW 965. Po lewej samotna Kostrza (720 m n.p.m.; 14 km). Za nią niewyraźne: po lewej Ćwilin (1072 m n.p.m.; 26 km) a po prawej Śnieżnica (1006 m n.p.m.; 24 km). W centrum Ciecień (829 m n.p.m.; 24 km), a na prawo od niego Pasmo Lubomira i Łysiny (29 km). Widok ku SW


Rozdziele S w pobliżu granicy powiatów. DW 965. W tle Pasmo Łopusze. Widok ku NNW


Rozdziele S w pobliżu granicy powiatów. DW 965. W centrum Pasmo Łososińskie. Po prawej Kamionna (801 m n.p.m.). Widok od E po NWW ku SSW


Rozdziele S w pobliżu granicy powiatów. DW 965. W tle Pasmo Łopusze. Widok od NWW po E ku N


Laskowa Górna (Zbójka). DW 965. Dolina Potoku Nagórskiego. W tle po prawej Pasmo Łososińskie. Widok od N po SSE ku E

Na miejscu ostatnie zakupy picia i przejazd koło rynku, na którym rozłożyło się wesołe miasteczko. Szukanie drogi na Kamienicę. Na Marka, chciało mi się zatrzymać na parkingu i zapytać stojącego tam człowieka o drogę. On pierwszy do mnie zagadał i pytał, czy wiem którędy przejechać przez miasto, bo tam zablokowali ulice. W odpowiedzi usłyszał, aby jechać dalej prosto, bo stamtąd mnie przygnało, ale nie dowierzał i chciał się zapytać kogoś innego, choć jakoś mu się to udało wyperswadować i w końcu ruszył. Mi nie udało się dowiedzieć, nic poza jego tłumaczeniem, że jest z Bytowa na Śląsku i nic nie wie o tutejszych drogach. Wydawało mi się, że jadąc dalej będzie dobrze i faktycznie. Droga wciąż pięła się w górę, czasami tylko lekko opadając. Im dalej, tym większe napotykane były stromizny. Tuż przed ostatnimi domami, przy początku ostrego podjazdu, zaczął za mną biegnąć pies. Robione było wtedy zdjęcie i jechało się bardzo powoli. Zrazu nie była przez mnie na niego zwracana większa uwaga, ale gdy wybiegł jeszcze owczarek niemiecki (w kagańcu na szczęście) to mnie ogarnęło zwątpienie... Na szczęście, ten drugi walnął kagańcem pierwszego i go uspokoił, no i można było dalej jechać bezpieczniej.


Stara Wieś (Chude). Po lewej dolina Starowiejskiego. W tle Ostra (925 m n.p.m.) Widok ku SSE

Przy ośrodku wypoczynkowym przerwa, by popatrzyć na tablicę z mapą. Od tamtej pory, ciężka trasa miała fajne zakręty. Podjeżdżało się ze 2km, docierając z poziomu 582 m na wysokość 732 m n.p.m. czyli 150m w górę. I wtedy się stało. Opona nie wytrzymałą, pękła i zostawiła mnie z tym fantem w środku odludzia. Pieszo przez 300m do przystanku. Zakleić dziurę w dętce jakoś się udało i zastanawiało mnie, co z oponą. Przypomniała mi się awaria opony księgowego, którą należało czymś prowizorycznie załatać. Nie było nic pod ręką. Po rozejrzeniu się po okolicy, udało mi się dostrzec jakąś szmatę, którą można było wykorzystać tyle o ile. Była ona na tyle elastyczna, że trzeba było włożyć trochę wysiłku, trąc o metalowe krawędzie przystanku, aby materiał się przetarł. Wyłożone został następnie miejsce zniszczenia. Nie był to wielki otwór, ale dla dętki już za duży. Wlało się trochę kleju, dołożyło drugi kawałek szmatki i upakowało wszystko na miejsce. Lepiej było jednak nie wsiadać na tę konstrukcje, żeby się nie przejechać się na tym pomyśle. Kurs na przełęcz. Ukazały się tam pierwsze zabudowania i piękny widok na południe. Ładnie było, jednak powietrze zeszło z koła. Widać było już, czego się mogę spodziewać. Przerwa na przystanku, by dobrałć się do koła. Jak się okazało, łatka nie do końca się trzymała. Wpuszczone zostało jeszcze trochę kleju, złożone wszystko jeszcze raz, zastanawiając się, czy wytrzyma chociaż na zjeździe, choć powinno już być dobrze.


Serpentyna na górze Ostrej po N stronie szczytu. Za plecami zjazd w dolinę Słomki. Widok ku NWW

Zaczęło się bardzo długa i szybka jazda do Kamienicy i dalej nad Dunajec. Najpierw od Przełęczy Ostra-Cichoń do wsi Zalesie – 150m/3km – szybki odcinek z wiatrem w uszach i dużą zmianą ciśnienia. Próbując skręcać, nie można było ruszać kierownicą, bo czuć było, że straciłoby się stabilność, więc na zakrętach kierunek zmieniany był balansując. Odcinek po zboczach z rozległymi widokami. Zalesie to 1,5 km jazdy w dół, ale dużo spokojniejszej, bo spadek był tam dużo niższy. Od Zalesia do Zbłudzy 80m/2km. Droga w węższej części doliny, nad rzeką i pomiędzy lasami na zboczach. Szybko prawie jak na początku, choć zauważalnie słabiej. Ostatnie 80m/3km, aż do Kamienicy już spokojne, szybkie, na otwartej przestrzeni, ale u podnóży górskich i wśród zabudowy. Przerwa na skrzyżowaniu i poszukiwanie mapy, by ocenić ile jeszcze mi zostało, a tymczasem jakiś typek wyskoczył z pytaniem dokąd jadę i wskazał drogę, ale nie było na to siły, więc niewiele się pogadało, woląc się pospieszyć. Był już późny wieczór. W sumie z 816 do 440 m n.p.m. zjechało się przez 10km w 26 minut, z czego pierwszą połowę w 10 minut.


Przysłop. Zjazd z przełęczy Pod Ostrą (812 m n.p.m.). Po lewej Modyń (1027 m n.p.m.). W tle Gorc (1228 m n.p.m.). Poniżej niego Zbludzkie Wierchy. Widok ku SSW

Dalsze 6km do Zabrzeża, choć nadal w dół, jechało mi się dużo ciężej. Gdy tylko udało się dotrzeć w dolinę Dunajca, z koła zeszło powietrze. Świetnie. Przejechało się jeszcze 3-4km, co kilometr dopompowując powietrze, ale potem dając z tym sobie spokój. Po co, skoro to już końcówka, a lepiej przyjechać wcześniej, póki coś widać i nie jest zimno, zamiast tracić czas na próżno. Na kapciu w przednim kole dojechało się po zmroku do Krościenka nad Dunajcem. Przez dłuższy czas trwało szukanie remizy, łażąc w te i we wte, nim w końcu ze zmęczeniem, po czterech dniach udało się osiągnąć cel.


Zbludza (Poręby). W tle Gorce NW. Widok ku SSW


Granica między Zbludzą i Kamienicą. Dolina Zbludzkiej Rzeki. Po lewej grzbiet Jasiennika (777 m n.p.m.). Po prawej masyw góry Modyń (1027 m n.p.m.). Widok ku NNE


Kamienica. DW 968. Kościół pw. Przemienienia Pańskiego i Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. W centrum Żdżar (858 m n.p.m.). Za słupem Gorc (1228 m n.p.m.). Po prawej Skrzyńczyska (752 m n.p.m.). Widok ku W


Zabrzeż (Gronik). DW 968. Dolina Kamienicy. W tle NW granica Pasma Radziejowej, po E stronie Doliny Dunajca. Widok ku SE

Zaliczone gminy

- Borzęcin
- Brzesko
- Gnojnik
- Lipnica Murowana
- Nowa Wiśnicz
- Żegocina
- Laskowa
- Limanowa (W+M)
- Łukowica
- Kamienica
- Łącko
- Ochotnica Dolna
- Krościenko nad Dunajcem
Rower:Zielony Dane wycieczki: 129.00 km (0.00 km teren), czas: 10:22 h, avg:12.44 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

4 dni w Pieniny III - Za Wisłę

Piątek, 13 sierpnia 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2010 Pieniny

Start o 7:30. Mijało się robotników tworzących drogę i pobocze. Przede mną piętrzyły się Świętokrzyskie Góry. Kurs w kierunku Nowej Słupi. Po kilku zjazdach udało się dotrzeć w jej pobliże, a po przekroczeniu granicy gminy, tuż przed zjazdem w dolinę skręt w lewo. Na początku było fajnie, potem okazało się, że jednak koniec asfaltu. Przyszła mi do głowy myśl o zawróceniu, ale zamiast tego jechało się, aż do łąki na zboczu. Wypatrzona została droga, którą prawdopodobnie mógł jeździć ciągnik, po niby mostku, stworzonego z kręgu położonego na płasko, przejechało się przez strumyk i znalazło w użytkowanym jako droga, mało wygodnie wyglądającym wąwozie. Lepsze by tam był górski rower, ale dzięki niemu dojechało się do asfaltu, którym było w planie jechać.


DW 751 między Waśniowem i Czajęcicami. W tle Pasmo Jeleniowskie. Widok ku S


Czajęcice. DW 751. Widok ku SW


Dobruchna. DW 751. W tle Pasmo Jeleniowskie. Widok ku S


DW 751 między granica powiatu i Starą Słupią. Po lewej Pasmo Jeleniowskie. Po prawej Łysa Góra (594 m n.p.m.). Widok ku S


DW 751 między granica powiatu i Starą Słupią. Po lewej Łysa Góra (594 m n.p.m.). Po prawej Góra Chełmowa (351m n.p.m.). Widok ku NWW


DW 751 między granica powiatu i Starą Słupią. W centrum Łysa Góra (594 m n.p.m.). Widok ku SWW

Potem ciągła jazda pod górkę. Chyba jakiś wyścig przebiegał, wnioskując ze znaków na drodze. Zastanawiało mnie tylko, jak przejechali (jeśli to były rowery) przez Pasmo Jeleniowskie, skoro trasa biegła pod górę, trochę błotniście, a w pozostałej części z brukiem, składającym się z kamieniami ustawionymi tak, że ledwo się można było przemieszczać. Jechać to jeszcze sobie można było wyobrażać, bo część została już pokonana, ale żeby się ścigać? Próba uzmysłowienia sobie ich trudów nie zajmowała więcej mojego umysłu, gdyż sprawność roweru nie zachęcała do takich wyzwań. Większość pieszo. Dodatkową motywacją była niechęć do wyminięcia postaci przed mną. Trochę przeszkadzały komary. W późniejszym etapie również końskie muchy. Z radością las ten został przez mnie opuszczony. Zjazd po kamienistej drodze, zaopatrzonej w wypłukane wąwoziki. Wyjazd i podziwianie panoramy z drugiej strony gór. Brakował mi kogoś, kto jeszcze by mógł to oglądać.


Granica między Starą Słupią i Jeleniowem w dolinie Słupianki. Widok ku SWW


Jeleniowski PK. Droga z Jeleniowa do Piórkowa. Widok ku SE


Piórków Kolonia. Po lewej kościół pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Po prawej kapliczka św. Jana Nepomucena. Widok ku NNW

Kamienisty szuter, potem z radość z asfaltu. Można było mknąć w dół. Dojazd do DK74. Wkrótce potem, po przejechaniu w miarę płaskiego terenu, zjechało się przez Łagów ku południu. Na wstępie, za miasteczkiem powitały mnie podjazdy, z którymi jednak można się było uporać. Z naprzeciwka zaraz miał mnie minąć traktor, ale tuż za nim jechała policja. Wyprzedzili go, zatrzymali i kontrola – w kabinie wiózł jakiegoś ludka i jakiś trzeci się gdzieś uczepił. No i pewno mandat. Ja dalej, nie poznając finału sprawy, zatrzymując się dopiero na skrzyżowaniu na wzniesieniu, by zrobić zdjęcia. Ujechało się potem trochę dalej i pojawiły się problemy z dętką. Zapewne przez jazdę po kamieniach. Przy okazji można było przejrzeć przerzutkę i wózek, oczyścić, pokręcić, ale w rezultacie niewiele to dało – łańcuch omykał jak omykał. Udało mi się jedynie naprawić koło, które dotąd lekko latało na boki, jakby miało luzy, a tylko śrubka się nieco odkręciła na piaście.


Wola Łagowska. W tle Pasmo Jeleniowskie. Widok ku NNE


DW 756. Dolina Czarnej koło Rakowa. Widok ku NNW

Działo się to koło Woli Łagowskiej. Zaraz za nią zjeżdżało się przez kilka kilometrów w dół, raz szybko, a raz z hamowaniem, ale generalnie był to przyjemny etap. I tak do południa, aż dojechało się do Rakowa. Za miasteczkiem szeroka dolina rzeki Łagownica, która pod tą osadą łączyła się z rzeką Czarną płynącą z zachodu i dalej na południe tworzące razem jezioro Chańcza. Potem czekał mnie ciężki podjazd, a następnie łagodny zjazd do Staszowa. I tak jak kiedyś spotkała nas tam burza, tak i teraz trochę na mnie popadało. W Staszowie uzupełnienie zapasów przy rynku. Do tej pory było pochmurnie (nie licząc słońca przed Łagowem) ale ciepło. Za Staszowem cały czas już słonecznie


Między Sielcem i Koniemłotami. W tle Staszów. Widok ku NE

We wsi Sielec skręt z DW 757 na Koniemłoty – wieś na uboczu, ale ładnie wyglądająca, gdy ustało się na wzgórzu przed nią. Szybki powrót na główną, zostawione za mną zostały rozległe łąki nad rzeką Wschodnią. We wsi Strzelce zastanawiało mnie, jak dojechać do Oleśnicy, bo niby było się we wsi, a skrzyżowania sprawiły trochę kłopotów. Oleśnica i Pacanów minęły szybko. Podobnie przejazd przez Wisłę i ponowne zawitanie do Szczucina. Pod tamtejszą apteką dłuższy popas i wykańczanie moich zapasów. Z jedzenia nie zostało wiele, ale wystarczająco, by jeszcze nic nie kupować. Gdyby znalazł jakiś sklep po drodze, to bym pewnie i kupił, ale nie chciało mi się szukać. Już wtedy była pewność, że nawet jadąc nocą, do Krościenka nie dotarłoby się w czasie trzeciego dnia. Smutny ten fakt potwierdził się nazajutrz. Padła decyzja więc, że wydłużę trasę jeszcze trochę na zachód, jednocześnie „łapiąc” kilka gmin. Fakt ten się udał - co trzeba, to się stało.


Koniemłoty. W centrum kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku S


Pacanów. Centrum Bajki. Widok ku NE


Przerwa w okolicy Szczucina

Trasa dalsza powiodła do Bolesławia, przez Ćwików do Żelichowa, gdzie odwiedziło się ciekawy kościółek drewniany. Stamtąd przez Goruszów na południe do Żabna, za którym znajdował most na drugą stronę Dunajca. W miasteczku przyszła pora by w Ateńskiej zamówić pizze na wynos w ramach kolacji. W 5 minut jazdy na rowerze zniknęła i to bez zsiadania z roweru ani na moment. Zaraz potem pojawił się przystanek z koszem, gdzie można było się pozbyć pustego opakowania. Odjazd w stronę mostu, odwiedzenie mogiły żołnierzy z I wojny światowej. Tuż nad rzeką i kilkadziesiąt metrów dalej, za krzakami przyszło mi wreszcie rozłożyć namiot. Od razu zleciały się do mnie komary. Długo poprawiana była przez mnie sama konstrukcje (kijek mi się rozszczepił i niemiło się zachowywał). Namiot został przesunięty jak najbliżej krzaka, żeby go z drogi nie było widać. W trawie było dużo pająków.


Goruszów. DW 973. Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła. Widok ku S


Żabno. DW 973. Widok ku SEE


Żabno. Przerwa po kolację. Widok ku E


Skrzyżowanie DW 973 i DW 975. Widok ku NWW

Po godzinie leżenia, nawet rozpoczęło się drzemanie. Nagle nadjechał samochód z jakąś młodzieżówką. Stali gadali, może pili, a we mnie trwała czujność, dopóki nie odjechali. Może z kwadrans tak minął, nim można było się odprężyć. Nie skończyło się na tym. W nocy, może koło drugiej w okolicy, przechodziła burza, więc prowizorycznie można lepiej było zabezpieczyć się przed deszczem. Szczęściem, przebiegała ona bardziej na zachodzie. Mimo wszystko sen bardzo niespokojny.


DW 975. Nocleg w pobliżu Dunajca. Widok ku NNW

Podroż: 12:30
Jazda: 8:45
Przerwy: 3:45

Zaliczone gminy

- Nowa Słupia
- Baćkowice
- Łagów
- Raków
- Tuczępy
- Oleśnica
- Mędrzechów
- Bolesław
- Olesno
- Gręboszów
- Żabno
- Radłów
Rower:Zielony Dane wycieczki: 135.00 km (3.00 km teren), czas: 08:45 h, avg:15.43 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)