Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wiekublog rowerowy

avatar erdeka
okolice Czerwińska

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12644 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy erdeka.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Z rodziną

Dystans całkowity:12093.90 km (w terenie 1145.80 km; 9.47%)
Czas w ruchu:780:02
Średnia prędkość:15.47 km/h
Maksymalna prędkość:65.75 km/h
Suma kalorii:14946 kcal
Liczba aktywności:167
Średnio na aktywność:72.42 km i 4h 48m
Więcej statystyk

Przejażdżka - Porażka

Czwartek, 25 listopada 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, Z Kasią, Z rodziną

Pochmurno i zimno. Pobutka rano, ale mimo to zbyt późno. Zamiarem moim było dotrzeć na ćwiczenia czwartkowe, chcąc tam dotrzeć rowerem. Zamiar się nie powiódł. Pół godziny upłynęło jadąc pod wiatr, aby dotrzeć do miączyńskiego podjazdu i wtedy przypomniało mi się, że nie została zabrana jakaś ważna rzecz. Wkurzyło mnie to. Powrót do domu nieco szybciej, z wiatrem i upływającym czasem. Z szcunków - minimalna szansa, by dotrzeć rowerem na czas, ale też chyba tylko wtedy, jakby była ładna pogoda, a rower sprawny w pełni. Wyprawa nie wypaliła. Z tatą do Zakroczymia, w pościg za autobusem. Poranne wydarzenia odcisnęły piętno na nastroju tego dnia, a na zajęcia i tak się nieco spóźniło. Wieczorem kręgle ze znajomymi Kasi.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 3.45 km (0.00 km teren), czas: 00:20 h, avg:10.35 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Zielonki przez Warszawę

Czwartek, 18 listopada 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, Pół nocne, Z Kasią, Z rodziną

Pochmurno, mżawka, zimno. Wieczorem sucho. Opad ponownie przed północą.

Pobudka dość późno, za oknem szara pogoda. Przygotowało się kanapki na śniadanie, trochę herbaty i skromne zapasy powędrowały do sakw. Ze wszystkim do forda, by przed 12 wysiąść pod koniec Modlina. Chwilę trwało nim się udało załadować wszystko na rowery. Przejazd przez oba mosty. Nad rzeką unosiła się mgła, albo to opad był tak drobny, że zdawał się być chmurą. W taką pogodę dojechało się do Czosnowa, gdzie wjechało się w ślepą dróżkę po prawej, która rozbiegała się na kilka odnóg. Dopóki tam nie powstała S7, dróżkami tymi można się byłoby wydostać, ale współcześnie trzeba było zawrócić.

Dojazd do DK7 i przejazd na drugą stronę. Jechało się drogą biegnącą wzdłuż tej trasy. W okolicach za Intercars'em, gdzie droga była dawniej poszarpana dziurami, teraz pokryta była grubą warstwą, jakby mocno ubitej ziemi z żużlem albo innym paskudztwem. Tam gdzie koła aut wyjeździły teren było płasko, a tam gdzie nie, to pozostała taka tarka, jaka zostaje na szutrze po przejeździe równiarka do dróg. Potem było na szczęście lepiej. W Łomiankach jechało się dalej, równoległą do krajówki, aż do skrzyżowania z Wydmową, z której po kilkunastu metrach wjechało się w Dolną. Na skrzyżowaniu za nami trwały jakieś roboty drogowe, więc żadne auta nam nie przeszkadzały. Potem wjazd w wątpliwej jakości ulicę Stary Tor, gdzie dziury i kałuże skutecznie nas spowolniły. Ulicą Pancerz powrót do DK7. Jadąc poboczem wjechało się do Warszawy. Potem skręt w prawo, w Heroldów i trasą koło Huty do metra.

Wyjście na stacji Ratusz Arsenał i chodnikiem przy Solidarności, dojechało się do muzeum Niepodległości. Tam przejazd na drugą stronę i dalej Bielańską, przez Plac Piłsudskiego, po czym wjazd boczną bramą na wydział. Tam ćwiczenia, na które nastąpiło spóźnienie o kilka minut, a trwały od 15 do 18. Po skończonych zajęciach w stronę Placu Zamkowego. Skręt w Miodową i zaraz potem w stronę teatru. Niebawem w prawo i zjazd na Trasę W-Z. Przejazd pod Zamkowym Placem, wjazd na chodnik za przystankami i dalej Radzymińską, którą było nieco ciężko jechać, trudno się zgrać z drogą. Za wiaduktem kolejowym skręt w prawo i po kilku kolejnych, trudnych manewrach, przejechało się ulicą Księcia Ziemowita, przechodzącą w Swojską, na końcu której się odbyła przerwa. Chwilę potem jechało się Janowiecką w prawie kompletnych ciemnościach, mijając kolejne działki o wątłej renomie.

Ostatecznie dojechało się do Ząbek na ulicy Warszawskiej. Zjazd w Chełmżyńską, a potem były kolejno: Szwolażerów, Kołłątaja, Sikorskiego. W związku z przebudowami dróg pod lasem: w Sosnową, Okrzei, Zieleniecka, znów Szwoleżerów i prosto do końca Ząbek. Trwała potem jazda ciemnym poboczem ul. Piłsudskiego do najbliższego zjazdu w prawo. Wśród latarni o pomarańczowym blasku przecinało się tereny zakładowe i dojeżdżało do torów kolejowych, do tego samego miejsca, gdzie zimą wyszło się na światło po nocnej wędrówce w lesie. Wyniosło nas do Zielonki Bankowej. Dalej Waryńskiego i Chopina na północ, potem Kopernika i Skargi. Rowery zostały przypięte do ogrodzenia plebanii, jako że tam byłyby chyba najbezpieczniejsze. Nim to się stało, przyjechał jeden z księży i trwało zwlekanie, aż nie zniknął z horyzontu.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 48.00 km (0.00 km teren), czas: 04:00 h, avg:12.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Pole

Niedziela, 24 października 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, Z rodziną

Rowerem wieczorem na drugie pole, gdzie standardowa o tej porze roku praca. Powrót po zmroku. Powrót przez asfalt przy parowie. Dziś było nas ciut więcej.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 1.00 km (0.00 km teren), czas: 00:05 h, avg:12.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Pole

Sobota, 23 października 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, Z rodziną

Rowerem wieczorem na drugie pole, gdzie standardowa o tej porze roku praca. Powrót po zmroku. Powrót przez asfalt przy parowie.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 1.00 km (0.00 km teren), czas: 00:05 h, avg:12.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Warszawa - Przez Palmiry

Środa, 20 października 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, Pół nocne, Z rodziną

Chłodnawo i pochmurnie. W nocy piękny księżyc, przeświecający przez chmury. Pod koniec podróży niewielki opad.

Po zajęciach rowerem do metra. Wyjście na Marymoncie, a dalej do Nocznickiego. Skręt w Rokokową, aż do przejazdu kolejowego. W tym miejscu ulica skręcała, ale można było pojechać dalej prosto, co mnie nęciło, ile razy nią się jechało. Teraz nadeszła na to pora, więc się po prostu ruszyło. Jakościowo słaba i mało używana. Ciągnęła się wzdłuż chaszczy. Domy były po lewej stronie, w odległości około ćwierć kilometra. Ciekawie było spojrzeć na ul. Radiową z tej perspektywy. Droga dotarła do budynku, w którym ktoś chyba pilnował porządku na torach. W każdym razie ktoś tam był i auto stało. Droga w tym miejscu skręciła do tego budynku, a dalej straciła resztki utwardzenia.


Końcowy odcinek linii nr 938 Warszawa Jelonki – Radiowo. Widok ku N


Końcowy odcinek linii nr 938 Warszawa Jelonki – Radiowo. Widok ku SEE

Dalsza jazda przyniosła niespodziankę. Po drugiej stronie torów stał opuszczony budynek, więc warto było wybrać się na rekonesans. Trwało to tak krótko, jak mały był budynek. Piętrowy, bez szyb, z piwnicą. Albo warsztat, albo też coś z kolejami, bo bezpośrednio przy torach stało. Z góry rozciągał się lepszy widok na okolicę. Dalej na zachód. Droga polna, miejscami gruz. Mijało się coś na kształt skrzyżowania, ale jechało się dalej. Tak droga się skończyła. Nie zawracało mi to jednak uwagi. Przez pole-łąkę była kontynuacja do Radiowej, więc tam kurs. Efekt był taki, że wyjechało się koło czyjegoś warsztatu samochodowego. Przejazd przez otwartą bramę, ale za którą nic nie stało. Można pomyśleć, że właściciel terenu nikogo nie spodziewał od strony torów. I tu był błąd.

Na światłach przerwa, by zmienić nieco ubiór. Z grubej kurtki na nieco lżejszy odpowiednik. Umęczyło mnie to, bo suwak nie działał jak należy. Po drugiej stronie, w Mościskach, zjazd na połowę Chabrowej, równoległą do 3 mają. Wierzbową powrót na główną i niebawem dojechało się do Lasek. Nieco mnie tam pogubiło. Skręt na północ zaraz za rondem koło kościoła. Małymi uliczkami jechało się wzdłuż lasu po lewej stronie. Dojazd do zakładu dla ociemniałych i wjazd na trakt partyzancki. Była już wieczorna szarówka i minimalna widoczność. Tak rozpoczęła się nocna jazda przez Kampinoską Puszczę.

Traktem przejazd do Sierakowa. Tam już drogę oświetlały latarnie. Przejazd asfaltem do końca wsi, aby dalej przeć na zachód. Wyjazd z zabudowy i po jakimś czasie mijało się kilka luźno położonych domów. Mijało się je. Spieszno było jechać dalej. Jazda o tej porze przez las dawała niesamowite doświadczenia. Zdarzyło się, że niemal dokładnie tą sama trasą już mi się zdarzyło jechać wcześniej, ale odbyło się to w dzień. Mimo tego nie udało mi się jednoznacznie stwierdzić, ani gdzie dokładnie jestem, ani jak daleko mi zostało do jakiejś cywilizacji. Rosło pragnienie, by jak najprędzej się przebić do drogi znanej sobie drogi. Chciało mi się dotrzeć do domu jak najrychlej. Udało się wydostać i jechać po kocich łbach, czy raczej ich poboczem, o ile się dało. Nie było już zbyt dobrego światła, a zdarzał się na tej trasie jadące samochody. Gdy pojawiły się plansze z mapą, zatrzymały mnie nieco dłużej, by móc określić, którędy dalej jechać. Ponadto był czas na skomunikowanie się z mamą przez telefon. Telefon już wysiadał. Ustalone miejsce spotkania zostało na Czosnów przed wjazdem od NDM.

Z ulgą powitane zostały Palmiry, mijając je z radością. Od tamtej pory rozpoczął się asfalt. Droga miejscami miała jakieś nierówności, a poza tym była w sam raz do jazdy. Kompletna ciemność, sporadycznie jadące auta i wijąca się droga. Księżyc w pełni oraz pojedyncze chmury, które wyglądały jak cienie, gdy przemieszczał się przed jego tarczą. Od dawna brakowało mi takich, ale doświadczenie było zbyt krótkie. Ostatecznie dojechało się do wsi pod lasem, przejeżdżając przez nią. Pojawiła się DK7, która została przecięta. Stamtąd jeszcze drogą bez zabudowy dojazd naprzeciw kościoła w Łomnie. Pozostał mi tylko ostatni odcinek do Czosnowa (gdzie rower wylądował w samochodzie, którym przyjechała mama), którą przejechało się dość szybko. Cały ten etap przejechany na wyższych biegach. Całości towarzyszyła muzyka z MP3.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 30.00 km (9.00 km teren), czas: 02:00 h, avg:15.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Warszawa - Do Sulejówka

Sobota, 16 października 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, Z Kasią, Z rodziną

Pogodnie, ale zimno i wietrznie.

Zaczęło się od tego, że trzeba było zebrać co nieco w Trębkach. Padła decyzja, że jadę tam tylko rowerem i tak się stało. Trasa przez Miączyn i DK62. Za Goławinem, w połowie obszaru prawie niezabudowanego, zjazd na polną drogę w prawo. Polami poturlanie trochę w dół. Była tam niewielka dolinka, a w każdym razem obniżenie, którym spływała woda. Gdy tylko miała taką okazję. Przejazd lawirując w stronę czyjegoś domu, gdzie wybrana trasa mnie poprowadziła. Urwała się i zakończyła w zaoranym polu. Wejście na nie, ruszając w stronę DK 62. Gdy udało się dotrzeć do miedzy, nastąpił spacer wzdłuż niej, aż do dróżki prowadzącej m.in. do wspomnianego domu. Wyjazd na asfalt i zjazd z niego już za skrętem na Kamienice, zaraz za kolejnym domem. Biegła tam droga polna w stronę lasu Złotopolickiego. Trzeba było wyminąć ciągnik, który stał na drodze, a właściciel z kimś gadał. Droga zakończyła się pod lasem i krótki fragment trzeba było jechać skrajem pola. Jechało się tak do drogi, którą jakiś czas temu ktoś zablokował przed wjazdem i sobie nieco urolnił. Szkoda, bo przez to nie można już swobodnie jechać z tej strony do lasu. Zwinnie przejechało się przez barierkę, kilka minut później będąc na polu, gdzie przez godzinę czy dwie trwała pomoc w czynie rolnym.

Dalej w stronę Kroczewa, ale nie docierając tam. Skręt w prawo, odtąd jadąc mniej więcej po granicy powiatów. Droga się skończyła i jechało tym, co zostało wyjeżdżone przez samochody, albo polem, albo miedzą. Wyjazd koło DK 7. Tam jazda wzdłuż niej, w stronę Zakroczymia. Tam przejazd. Wiaduktem, koło cmentarza i przez Modlin (Bema i wzdłuż boiska). Omijało się centrum NDM, główną jadąc dość żwawo do Jabłonny. Po drodze wyprzedali mnie Księgowy z Agnieszką, ale z auta i nie było ich widać. Potem pisali na forum, że mnie widzieli i dzwonili, ale komórka nie została odebrana – w końcu była wyłączona.

Skręt w stronę legionowskiego rynku, szukając sklepu, gdzie można by kupić bilet, ale w żabce nie było, a reszta już pozamykana. Małe zakupy i dalej na perony. Sprawdzenie rozkładu na peronie i powrót na normalny obszar. Okazało się, że postawili biletomat przy wyjściu z podziemia. Tylko tak sprytnie, że idący ulicą można go nie rozpoznać, jak to ze mną było. Zakupione co trzeba i lądując znów na peronie. Minęło kilkanaście minut i podjechała SKM. Dla mnie chyba efektywniej jest jechać cały czas rowerem, bo i chyba szybciej, niż liczyć na pojawienie się kursującego co półgodziny składu. Przejazd w ostatnim przedziale. Tylko jedna osoba z rowerem, oprócz mnie, tam jechała. Wyjście na Gdańskim i dalej przez Stare Miasto na wydział, gdzie przypięty został rower. Dalej tramwajem na Wileński, potem na Wschodni, by wraz z Kasią i jej dwójką znajomych udać się wprost do Sulejówka, gdzie był film, karaoke itp. w dużej grupie ludzi.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 54.00 km (0.00 km teren), czas: 04:00 h, avg:13.50 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Płońska przez Kobylniki

Poniedziałek, 13 września 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria 2 Osoby, Wyprawki w regionie, Z Kasią, Z rodziną

Pochmurnie, ale jasno, nieco chłodno.

Zaczęło się dość późno, bo koło 13. Kurs do Chociszewa. Przez Wilkowuje przejazd do DW 570 koło wyrobisk piasku i prosto do Garwolewa. Zdziwiło mnie, gdyż większa część trasy wyłożona była nowym asfaltem. Dalej z Garwolewa do Raszewa, a tam na skrzyżowaniu w lewo. Na końcu wsi udało się wybrać drogę, która prowadziła przez błota. Zupełnie tak, jakby nie było tam drogi, a równocześnie była. Duże kałuże przebyte zostały z trudem, a na lewo widać było staw. Dalej droga wyglądała, jakby prowadziła do gospodarstwa. Znam ja sytuacje, gdzie tak jest faktycznie, jednak tym razem było szczęście i bez kolizji udało się ominąć je z boku. Ten rejon sprawiał wrażenie, jakby jechało się w okolicy prawie bez cywilizacji.


Droga z Chociszewa do Kolonii Wilkowuje., tuż za granicą wsi. Widok ku NW


Purchawki na morenie komsińskiej

Wyjazd na DK 50. Było to jakiś kilometr przed Kobylnikami. Kurs w ich stronę i przerwa pod kościołem, wcześniej omijając roboty drogowe. Skręt na zachód, w drogę koło cmentarza. Koło lasu pokusiło nas, aby skręcić w prawo, drogą prowadzącą w pola. Zejście z maszyn, by ciągnąć je pod górkę. Niebawem udało się dotrzeć do skraju lasu i rozpocząć polowanie na maślaki, których udało się znaleźć całkiem sporo. Ponadto zachciało mi się wejść na ambonę (choć była w kiepskim stanie) i podziwiać okolicę. Potem jeszcze przerwa na chwilę, gdy udało się dostrzec jeżyny. No i potem zniknąć w lesie.


Las moreny kobylnickiej miedzy Kobylnikami NW i Słominem. Widok ku E


Las moreny kobylnickiej miedzy Kobylnikami NW i Słominem. Widok ku SE


Las moreny kobylnickiej miedzy Kobylnikami NW i Słominem. Czubajka kania


Las moreny kobylnickiej miedzy Kobylnikami NW i Słominem. Lakówka ametystowa

Po jego północnej stronie, oblepieni pajęczynami i z elementami lasu gustownie wkomponowanymi w nasze uczesanie, ucieszył nas widok pól. Jechało się więc tam dostępnymi drogami, aż udało nam się osiągnąć asfalt, a chwilę potem i sklep, w którym sprzedawczyni coś do nas zagadywała - skąd jedziemy i tego typu rzeczy. Zakupy udało się zrobić, wnet zatrzymując na najbliższym przystanku, by skonsumować posiłek. Na pierwszy rzut poszły chipsy i coś słodkiego (m.in. "jeżynki”). W międzyczasie łaził tam sobie drogą jakiś facet, kilka razy w obie strony i tak spoglądał na nas co chwila. W końcu ruszył dalej, a i my zaraz potem w drogę. Skręt w prawo, a ów również tam stał swoim autem i znów łaził.

Droga przecinała kanałek, będący dopływem Mołtawy, tu płynący jakby między dwoma pagórkami. Było na niej sporo dziur. Dojechało się do Osieka - wioski z kilkoma blokami, gdzie przejeżdżało się m.in. przy okazji podróży LSTR do Płocka, a i w okresie licealnym się zdarzało. Teraz skręt na północ, do centrum wsi nie zajeżdżając. Przed kolejną (Krubice Stare), już mi nieznaną, czuć było, jakby w okolicy znajdowało się wysypisko. Dalej prawie same pola - mijało się zbiory (chyba) buraków, usypanych w pokaźne stosy. Droga doprowadziła nas do szosy w Worowicach, leżących niedaleko Kucic, oddzielone granicą powiatów. Kucice zostały z boku i zamiast zjechać na dół ku północy, pojechało się na wschód do Starego Gumina. Nie był to dla mnie znany odcinek i nie było mi wiadomo jak tam jechać oraz dokąd się dojedzie.

Na drodze w kierunki Przemkowa trzeba było zawrócić przez psy i była to ślepa droga. Skręt w pole, niebawem przechodząc przez mostek nad kanałem. Szło się polami do drogi, a na niej już prosto do Skrzynek. Niebawem dojechało się do Płońska. Gdy była możliwość, to zjechało się na chodnik. Dalej w pobliże dworca PKS, zaglądając do pamiętnego mi kebabu, gdzie jednym posiłkiem udało się najeść wspólnie, na całą dalszą część podróży. Minęło tam może z pół godziny. Na ławkach przed budynkiem siedziała lokalna paczka, w środku jeszcze z dwóch mężczyzn. Przycupnęło się zaraz za schodami na dworzu. Kebab z oliwkami i fetą jako dodatkami, zasmakował Kasi.

Na trasę powrotną kurs na Krysk. Były małe kłopoty z wydostaniem się z miasta. Była już ciemna noc, a przejazd przez DK 10 do łatwych nie należał. W rezultacie czekało się kilka minut, nim nadarzyła się okazja. Dalej jechało się przeważnie w totalnych ciemnościach, przerywanych przez sporadycznie ukazujące się lampy lub światła domów. Przerwa pod kościołem w Krysku, oświetlała nas tam stojąca lampa, podczas oczekiwania na na przyjazd samochodu. Tam też skończył się wyjazd. Tylko Kasia miała lampkę. Baterie w aparacie były słabe. Nazajutrz w końcu udało się odkopać wielki głaz z pola, z pomocą ciągnika go wyciągając.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 68.00 km (23.00 km teren), czas: 05:00 h, avg:13.60 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

4 dni w Pieniny VI - Powrót poprzez burzę

Poniedziałek, 16 sierpnia 2010 | dodano: 14.03.2022Kategoria 2010 Pieniny, 5-10 Osób, Wyprawy po Polsce, Z Kasią, Z rodziną

2010.08.11 - 16 4 dni w Pieniny - cała trasa

Około 12 przyjechała rodzina. Rower do auta. Potem wszyscy razem pojechaliśmy. Najpierw do Szczawnicy, gdzie tata przypominał swoje młodzieńcze lata. Wjechaliśmy wyciągiem na Palenicę do słupków granicznych. Po zejściu, główną drogą autem dalej na wschód, z której musieliśmy się zawrócić, bo ukazał się zakaz wjazdu. Pojechaliśmy w stronę Niedzicy i tamtejszym przejściem granicznym udaliśmy się na Słowację. Tam tylko jedna przerwa z widokiem na Trzy Korony. Do Dąbrowy Tarnowskiej z grubsza trzymaliśmy się tej samej trasy, którą z Kasia poprzednio jechało się rowerami, tyle że teraz w drugą stronę. Przy Niedzicy zaatakowała nasz pierwsza fala burzy, którą widzieliśmy wcześniej, ale dopadła nas dopiero w Nowym Sączu. Tym razem była tak silna, że zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, bo nie było nic widać w czasie jazdy. Gdy się trochę uspokoiło i przeszedł największy deszcz, ruszyliśmy dalej, zatrzymując się jeszcze kilka razy, między innymi na posiłek. Ulewne deszcze przeszły jeszcze przed Tarnowem, ale burza wciąż nam towarzyszyła. Przestało dopiero w okolicy Kielc albo Radomia. W domu byliśmy po 3 w nocy, a tata zrobił autem w ciągu tego dnia ponad 1000km w nieco ponad 24h.


Szczawnica. Szalaya 15. Widok ku NNE


Szczawnica. Palenica (722 m n.p.m). Po prawej Jarmuta (794 m n.p.m). W tle po lewej Radziejowa (1266 m n.p.m.), nieco w prawo Wielki (1182 m n.p.m) i Mały Rogacz.(1266 m n.p.m.). Widok ku E


Szczawnica. Szafranówka (742 m n.p.m.). Po lewej zbocza Czertezika (772 m n.p.m.). W centrum Palenica (722 m n.p.m.) i nieco na lewo Groń (687 m n.p.m.). Za nim Ciżowa (649 m n.p.m.). W tle po lewej Marszałek (848 m n.p.m.). W tle w centrum Bereśnik (843 m n.p.m.), a po prawej główne Pasmo Radziejowej. Widok ku N


Szczawnica. W centrum Bereśnik (843 m n.p.m.). W tle po lewej Przysłop (980 m n.p.m.), po prawej główny grzbiet Pasma Radziejowej. Widok z kolejki linowej ku NNE


Szczawnica. Południowe stoki Pasma Radziejowej. Widok z kolejki linowej ku NEE


Szczawnica. Po lewej kościół pw. św. Wojciecha Biskupa Męczennika. Widok z kolejki linowej na centrum ku NEE


Szczawnica. Dunajec. Po prawej zbocza góry Ciżowej (649 m n.p.m.). Widok ku NWW


Szczawnica. Po prawej Główna 10. Widok ku NNW


Stará Ľubovňa. Trasa 77. Zamek Hrad Ľubovňa, po NE stronie miasta. Widok ku NEE

Podroż: 13:12
Jazda: 10:22
Przerwy: 2:50
Rower: Dane wycieczki: 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: min/km, prędkość maks: min/km
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Pole

Wtorek, 3 sierpnia 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, Z rodziną

Na pole rowerem Kasi, ale brat mi go zabrał i trzeba było wracać w inny sposób.
Rower: Dane wycieczki: 0.34 km (0.00 km teren), czas: 00:02 h, avg:10.20 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Dwudniowa z Krakowa II - Do Brzezin

Sobota, 31 lipca 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2010 Wyżyna Małopolska W, Z rodziną

2010.07.30 - 31 Dwudniowa z Krakowa - cała trasa


Do centrum jechało się około godziny. W promieniach słońca, widać było to, co ongiś tylko w nocy. Tym razem wyjazd DK 42 w kierunku Końskiego. Przed opuszczeniem miasta leżąca przerwa na przystanku, kilkanaście minut walcząc ze snem. Gdy udało się zebrać siły do dalszej drogi, okazało się, że w samą porę, gdyż oto ktoś zmierzał na przystanek. Dalej spokojnie, w zmęczeniu przez ~20 kilometrów, które mi się dłużyły. W Rzejowicach skręt na północ, ale przed tym jeszcze sobie odpoczynek z podjadaniem porządniejszego śniadania. Tereny w tych rejonach były dość równinne, choć jakieś pagórki się zdarzały. Podjazdy nie takie ciężkie, ale przez zmęczenie ciężko mi było sobie z nimi poradzić.


Radomsko. Po lewej Muzeum Regionalne. Po prawej kościół pw. św. Lamberta. Widok ku N

Przez Wolę Przerębską do Gorzkowic, gdzie stał duży kościół. Nieco wcześniej mijało się dwoje ludzi na rowerach, z czego jeden to jakiś osobnik płci męskiej (brat/tata), a drugim była jakaś mała dziewczynka, która o mało nie nawinęła mi się pod rower. Gdy facet się zatrzymał, ona chyba chciała zrobić nawrót zataczając kółko, podczas ich wyprzedzania. Obyło się bez kolizji. Mijało się Niechcice. We wsi Tłuszczanek odbywały się piłkarskie zawody. Odpoczynek na przystanku, a gdy już się dalej ruszało, z przeciwległego w domu sołtysa dało się zauważyć osobę, która odchyliła firankę i mi się przyglądała. Gdy ów człek wiedział, że ja wiem, wnet szybko czmychnął. Przed wsią Bogdanów, zaczął padać deszcz. Silny. Kurtka. W Mąkolicach znalazło się schronienie w ruinie, gdzie przeminęło mi ponad pół godziny. O 14 czyli 24h od przekroczenia granicy Krakowa, przejeżdżając tuż koło żwirowni naliczonych zostało przez mnie 233 km.


Gorzkowice. Kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. Widok ku NNW


Dwór w Parzniewicach. Widok ku SSW

Gdy się przejaśniło, przez resztę trasy było spokojne i pogodnie. Przecięło się DK74, chwilę jadać po niej na wschód. Po tym czekała na mnie kamienisto-żwirowa droga, ciągnąca się przez 4km. Mijało się jakiegoś typka, który stał na drodze i ewidentnie chciał coś do mnie powiedzieć. Ja nie bardzo, więc zbliżenie nastąpiło w trybie przyspieszającego roweru, szybko go wymijając. Udało się tylko na zadane przez niego dzień dobry odpowiedzieć tym samym, słysząc z daleka, że coś jeszcze mówił. Na przystanku w Kamocinie ostatni popas z resztek jedzenia i zmiana skarpetek na suche. Mimo tego, że poprzedniego dna wyschły, to deszcz w Bogdanowie mi je ponownie załatwił. Dalsza jazda taka, że ledwo pamiętam co tam było. Generalnie płasko.


Bogdanów. Kościół pw. Trójcy Przenajświętszej. Widok ku NNW


Między Zaborowem i Kamocinkiem. Widok ku NNE


Okolice Modlicy. Widok ku N

W końcu dojechało się do Tuszyna - miejscowość tuż przed Łodzią. Skręt na Modlnicę i przed wsią, na słoneczku przyszło mi zdrzemnąć się przez godzinę. Po obudzeniu telefon po transport i kurs najpierw przez Kalinko i Romanów do Andrespola, a potem skręt w kierunku Łodzi. Odbijało się w Gajcego ku NE, przez Jordanów dostając się do Brzezin. Droga była makabryczna, ale w dół. W Brzezinach jeszcze się trochę kręcenia i wyjazd na DW 704, trasą do Łowicza. Spotkanie nastąpiło przy umówionym znaku granicznym, po czym rower powędrował do auta. Nie było już we mnie chęci i sił, by poświęcać kolejną noc na jazdę drogą, którą i tak już była przejeżdżana – zarówno dniem jak i nocą, bo na nowe trasy sił brakło tym bardziej.


Łódź. Gajcego. Widok ku NE


Małczew. Widok ku SSE


Brzeziny. Staszica. Widok ku SSW

Wyjazd: 6:50
Radomsko do przerwy: 7:30 - 7:55
Wyjazd z Radomska: 8:21
Przerwa Kodrąb: 9:30-50
Przerwa przy zawodach: 11:25-11:45
Deszcz i krótka przerwa na znalezieni trasy: 12:45
Przerwa Mąkolice: 13-13:50
Przerwa Kamiocin: 14:55-15:20
Drzemka Modlnica: 16:55-17:55
Koniec za Brzezinami: ~20

Jazda: 10:30 h
Przerwy: 3:25h

Zaliczone gminy

- Kodrąb
- Masłowice
- Gorzkowice
- Rozprza
- Wola Krzysztoporska
- Grabica
- Tuszyn
- Rzgów
- Brójce
- Andrespol
- Łódź (Andrzejów 10/36)
- Nowosolna
Rower:Zielony Dane wycieczki: 139.00 km (4.00 km teren), czas: 10:30 h, avg:13.24 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)