Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(36)

Moje rowery

Czarny 12997 km
Zielony 31509 km
Unibike 23955 km
Czerwony 17565 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

.Z rodziną

Dystans całkowity:12282.44 km (w terenie 1173.60 km; 9.56%)
Czas w ruchu:797:37
Średnia prędkość:15.34 km/h
Maksymalna prędkość:65.75 km/h
Suma kalorii:14946 kcal
Liczba aktywności:182
Średnio na aktywność:67.49 km i 4h 41m
Więcej statystyk

Koniec zbiorów VI - Podsumowanie

Sobota, 22 lipca 2017 | dodano: 02.09.2017Kategoria .2 Osoby, .Wyprawy po Polsce, .Z Kasią, 2017 Żuławy, .Z rodziną

2017.07.17 - 22 Koniec zbiorów - cała trasa


Nastąpiła pora opuścić obóz. Rodzina już po nas jechała, ale wpierw chcieli pojechać nad morze. Ani mi się śniło wracać do Krynicy. Lepiej pojechać przynajmniej do Rybiny albo NDG. W ostateczności Elbląga. Po spakowaniu, telefon - już są na miejscu. Znając życie, spędzą tam ze trzy godziny - Elbląg. Pogoda dopisywała. Skutkiem tego udało się dotrzeć do Rybiny, a Tujsku odbić do Elbląga. Droga była monotonna, choć było ze względu na słońce, krajobraz prezentował się lepiej. Ale i tak był nużący. W mieście korek od wiaduktu kolejowego do DK7. U nas spokój. Skręt w Browarną, Wodną, Zagonową. Dalej Malborska, Ślusarska, między kwiatami, biedronka przy AK, przez park do Krótkiej i Kowalskiej, a potem zwiedzanie kościoła wraz z wieżą. Potem oczekiwanie do 13 na placu blisko rzeki, nim po nas podjechali. Już w komplecie przejechaliśmy do Braniewa, Olsztyna, Szczytna i nocą do domu.


09:28. Kanał Panieński w pobliżu ujścia do Lipineckiego; obu razem do Szkarpawy, dalej do Nogatu i jako całość do Zalewu Wiślanego


09:42. Marzęcino. Dom przy skręcie w ul, Kowalską


12:16. Elbląg. Widok z wieży katedry ku E


12:16. Elbląg. Widok z wieży katedry ku E


13:15. Elbląg. Kąpiel w piasku na placu przed Katedrą


19:29. Frombork. Sklepienie bazyliki archikatedralnej WNMP i Andrzeja Apostoła


16:39. Frombork. Wnętrze zespołu katedralnego z bazyliką, biblioteką i fragmentem muru


Tak więc dnia 2017.07.21, gdy pochmurna pogoda dopisała deszczem, udało mi się zebrać ostatnie gminy w Polsce. Przez każdą przemieszczając się rowerem, nawet jeśli był to ledwie skrawek jej terytorium, a rower poważnie uszkodzony i pełnił funkcję np. hulajnogi. Granice administracyjny ważne w latach 2007-17. W dniu zaliczenia było ich oficjalnie 2478.  W międzyczasie wpadły też tereny kilku gmin, nim zmienił się ich status. W to już nie zamierzam się zagłębiać.

Zbiory trwały:
- do 2007 w pełni nieświadomie
- do 2009 poprzez radosne kolorowanie odwiedzonych gmin
- od 2010 świadomie układając trasy "przy okazji" pod zbiory
- od 2012 układając trasy efektywnie (liczba gmin/km wyprawy, ale bez przeliczania, ot na oko)
- od 2014 układając trasy tak, aby odwiedzić gminy wraz z ich centrami

Według BS, od początku 2007 tak przedstawiają się statystyki zbiorów:

Dystans całkowity: 44755.06 km (w terenie 2216.60 km; 4.95%)
Czas w ruchu: 2755:38
Średnia prędkość: 16.24 km/h
Maksymalna prędkość: 75.46 km/h
Liczba aktywności: 313
Średnio na aktywność: 142.99 km i 8h 48m

Do tego dnia zaliczone zostało przeze mnie 1937 gmin wraz z ich centrami, licząc tylko "konkretny" przejazd wśród zabudowań tych miejscowości. Przejazd przez teren centr gminy lub nawet zahaczając o pojedyncze domy nie został wrzucony do tego zbioru. Do ponownych, już spokojnych odwiedzin pozostało mi ich 542.

Spis "nie tak do końca" zaliczonych gmin (mam nadzieję, że bez pomyłki):
1) 26 gmin, odwiedzonych ledwie skrajem terenu
- Tarnówka (DW189 nad rzeką Gwdą)
- Sławoborze (DW162, tuż za pierwszymi zabudowaniami)
- Polanów (Z DW205 do Osowa)
- Przywidz (DW 226 koło wsi Guzy. Ledwie wjazd na kilka metrów do lasu)
- Wilczyn (zjazd na drogę pod lasem koło wsi Ostrowąż)
- Gołuchów (ul. Poligonowa w Kościelnej Wsi)
- Babimost (DW 304 w głąb gminy)
- Rakoniewice (z DK32 za las w kierunku Goździna)
- Kamieniec (zjazd z DW 308 na leśną drogę biegnącą po granicy gmin)
- Popów (DW 491 od północy)
- Wierzchosławice (DK 94)
- Strzyżów (DK 19)
- Białobrzegi (DW 877)
- Nagłowice (DW 742 w lesie na styku granic, skręcając na zachód)
- Samborzec (DK 77)
- Jasieniec (polne drogi na północ od Stefankowa)
- Jastrząb (DK 7)
- Skarżysko Kościelne (DK 42)
- Tczów (DK 12)
- Chrzanów (DW 835)
- Aleksandrów (DW 853 od wschodu, tuż za rzeką)
- Cegłów (wschód)
- Trzebieszów (droga na północ od Zaolszynia)
- Płośnica (zakręt w lesie między Turzą Wielką i Gralewem)
- Skrwilno (DW560 za lasem)
- Rogowo (Rypińskie) (DW 560 przez las)

2) 18 gminy, zaliczonych przecinając ich fragment, z dala od miejscowości
- Stepnica
- Łobżenica
- Będzino (ścieżka rowerowa w okolicy Pleśna)
- Chmielno (DW228 w pobliżu jezior)
- Kaliska (droga przez Bory Tucholskie)
- Żmigród
- Jerzmanowa
- Radwanice
- Dobrzeń Wielki (DW454)
- Toszek (DW 901)
- Krzanowice (do zagajniku między Borucinem i Bolesławem)
- Kornowac (Droga z Lubomi do Raciborza)
- Irządze
- Koprzywnica (DK 9)
- Obrazów (DK 79)
- Stara Kornica (z Nosowa do DW698)
- Kolno (droga między Bisztynkiem i Reszelem)
- Zalewo

3) 256 gminy, których centr nie udało mi się odwiedzić
- Świerzno
- Karnice
- Osina
- Stara Dąbrowa
- Marianowo
- Krzęcin
- Przelewice
- Bielice
- Kozielice
- Warnice
- Dolice
- Ujście
- Kaczory
- Miasteczko Krajeńskie
- Wysoka
- Okonek
- Rąbino
- Rymań
- Gościno
- Dygowo
- Malechowo
- Przechlewo
- Koczała
- Lipnica
- Studzienice
- Czarna Dąbrówka
- Potęgowo
- Damnica
- Smołdzino
- Główczyce
- Nowa Wieś Lęborska
- Łęczyce
- Cewice
- Linia
- Choczewo
- Gniewino
- Szemud
- Żukowo
- Trąbki Wielkie
- Skarszewy
- Miłoradz
- Suchy Dąb
- Zblewo
- Bobowo
- Osieczna (Starogardzka)
- Jeżewo
- Cekcyn
- Sicienko
- Dąbrowa Chełmińska
- Szubin
- Łabiszyn
- Barcin
- Łubianka
- Nowe Ostrowy
- Grabów
- Osiek Mały
- Wierzbinek
- Strzelno
- Janikowo
- Żelazków
- Sośnie
- Przygodzice
- Odolanów
- Milicz
- Cieszków
- Zduny (Krotoszyńskie)
- Rozdrażew
- Pogorzela
- Pępowo
- Jutrosin
- Pakosław
- Wąsosz
- Jemielno
- Rudna
- Siedlisko
- Otyń
- Brzeźnica
- Szczaniec
- Czempiń
- Stęszew
- Dopiewo
- Tarnowo Podgórne
- Rokietnica (Poznańska)
- Legnickie Pole
- Krotoszyce
- Męcinka
- Marcinowice
- Domaniów
- Lubsza
- Olszanka
- Głuchołazy
- Łambinowice
- Skoroszyce
- Dąbrowa
- Turawa
- Lasowice Wielkie
- Miedźno
- Wręczyca Wielka
- Reńska Wieś
- Pietrowice Wielkie
- Gaszowice
- Brzeszcze
- Czernichów
- Porąbka
- Budzów
- Bukowina Tatrzańska
- Łapsze Niżne
- Ochotnica Dolna
- Chełmiec
- Korzenna
- Nowa Wiśnicz
- Jodłownik
- Skrzyszów
- Pleśna
- Zakliczyn
- Moszczenica (Gorlicka)
- Iwierzyce
- Czudec
- Lubenia
- Chmielnik (Rzeszowski)
- Raniżów
- Dzikowiec
- Pysznica
- Radomyśl nad Sanem
- Zaleszany
- Grębów
- Gorzyce
- Tuszów Narodowy
- Wadowice Górne
- Przecław
- Ostrów (Ropczycki)
- Żyraków
- Gręboszów
- Wietrzychowice
- Opatowiec
- Bejsce
- Czarnocin (Kazimierski)
- Iwanowice
- Niegowa
- Włodowice
- Sędziszów
- Kozłów
- Tuczępy
- Rytwiany
- Osiek (Staszowski)
- Wilczyce
- Dwikozy
- Zawichost
- Bałtów
- Wojciechowice
- Tarłów
- Bodzechów
- Nowa Słupia
- Zagnańsk
- Masłowice
- Kluki
- Szczerców
- Kiełczygłów
- Rusiec
- Osjaków
- Ostrówek
- Widawa
- Lutomiersk
- Wodzierady
- Rzgów
- Brójce
- Czarnocin (Piotrkowski)
- Grabica
- Wola Krzysztoporska
- Mniszków
- Nowosolna
- Bielawy
- Szczawin Kościelny
- Kocierzew Południowy
- Puszcza Mariańska
- Nowy Kawęczyn
- Lesznowola
- Błędów
- Jedlnia-Letnisko
- Kowala
- Mirzec
- Kazanów
- Ciepielów
- Policzna
- Przyłęk
- Gościeradów
- Batorz
- Zakrzew
- Sułów
- Rudnik
- Jastków
- Garbów
- Wąwolnica
- Michów
- Nowodwór
- Kłoczew
- Pilawa
- Halinów
- Korytnica
- Parysów
- Borowie
- Wola Mysłowska
- Stanin
- Ulan-Majorat
- Borki
- Drelów
- Kąkolewnica
- Wiśniew
- Wodynie
- Kotuń
- Repki
- Przesmyki
- Platerów
- Olszanka (Łosicka)
- Huszlew
- Mielnik
- Sadowne
- Stary Lubotyń
- Kołaki Kościelne
- Kobylin-Borzymy
- Wieliczki
- Kowale Oleckie
- Świętajno (Oleckie)
- Barciany
- Ryn
- Pisz
- Ruciane-Nida
- Lelis
- Gzy
- Opinogóra Górna
- Siemiątkowo
- Szreńsk
- Kozłowo
- Wieczfnia Kościelna
- Janowiec Kościelny
- Barczewo
- Purda
- Gietrzwałd
- Łukta
- Kisielice
- Łasin
- Gruta
- Świecie nad Osą
- Książki
- Biskupiec (Nowomiejski)
- Dąbrówno
- Grodziczno
- Brzozie
- Lutocin
- Dobrzyń nad Wisłą
- Tłuchowo
- Gozdowo
- Stara Biała
- Zbójno
- Brzuze
- Chrostkowo

4) 49 gmin, przejechanych w pobliżu ich centr
- Międzyzdroje
- Drezdenko
- Wielka Nieszawka
- Kijewo Królewskie
- Papowo Biskupie
- Kramsk
- Krzymów
- Jeziora Wielkie
- Blizanów
- Nowe Skalmierzyce
- Raszków
- Zbąszynek
- Siedlec
- Komorniki
- Paszowice
- Murów
- Zawoja
- Niedźwiedź
- Czorsztyn
- Podegrodzie
- Łapanów
- Raciechowice
- Rzepiennik Strzyżewski
- Szerzyny
- Skołyszyn
- Brzyska
- Brzostek
- Świlcza
- Jasienica Rosielna
- Miejsce Piastowe
- Iwonicz-Zdrój
- Krzeszów
- Olesno (Dąbrowskie)
- Złota
- Dalików
- Dobroń
- Sulejów
- Sławno (Opoczyńskie)
- Baranów (Grodziski)
- Mirów
- Szastarka
- Goraj
- Łopiennik Górny
- Poniatowa
- Sobienie-Jeziory
- Domanice
- Mokobody
- Nurzec-Stacja
- Zawady

5) 61 gmin, których centra przejechane zostały przez mnie w (wtedy) aktualnych granicach administracyjnych, lecz zbyt daleko od zabudowań
- Borzytuchom
- Nowa Wieś Lęborska
- Koronowo
- Białe Błota
- Solec Kujawski
- Raciążek
- Kazimierz Biskupi
- Nowe Miasto nad Wartą
- Grębocice
- Gaworzyce
- Ciepłowody
- Skarbimierz
- Paczków
- Otmuchów
- Pakosławice
- Komprachcice
- Kruszyna
- Rudziniec
- Nędza
- Chybie (las na wschód od miejscowości)
- Tomice (fragment drogi koło wsi Chocznia)
- Zembrzyce
- Mucharz
- Lubień
- Szczawnica
- Stary Sącz
- Niepołomice
- Rzezawa
- Głogów Małopolski
- Trzyciąż
- Sułoszowa
- Bolesław (Olkuski)
- Kroczyce
- Słupia (Jędrzejowska)
- Pawłów
- Dobryszyce
- Burzenin
- Czerniewice
- Kowiesy
- Żabia Wola
- Brody (Starachowickie)
- Sieciechów
- Wilków (Opolski [lubelskie])
- Kraśniczyn
- Księżpol
- Konopnica
- Bełżyce
- Żyrzyn
- Firlej
- Wilga
- Wiązowna
- Górzno (Garwolińskie)
- Suchożebry
- Szumowo
- Czarnia
- Stawiguda
- Olsztynek
- Szczutowo
- Skępe
- Wysokie Mazowieckie (W+M)

6) 132 gmin, których centra udało mi się odwiedzić, nawet blisko zabudowań, ale takim ich skrawkiem, że wolę traktować je jako "do ponownego odwiedzenia"
- Dziwnów
- Banie
- Wieleń
- Chrzypsko Wielkie
- Tuczno
- Kosakowo
- Skórcz (M+W)
- Osiek (Starogardzki)
- Gostycyn
- Żnin
- Lubanie
- Choceń
- Chodów
- Daszyna
- Grzegorzew
- Orchowo
- Nekla
- Rychwał
- Mycielin
- Gizałki
- Krzemieniewo
- Małomice
- Trzebiel
- Wymiarki
- Iłowa
- Gozdnica
- Węgliniec
- Trzciel
- Kargowa
- Nowy Tomyśl
- Wleń
- Piechowice
- Mściwojów
- Miękinia
- Lubrza (Prudnicka)
- Biała (Prudnicka)
- Zębowice
- Rędziny
- Blachownia
- Kochanowice
- Pawonków
- Kolonowskie
- Woźniki
- Kalety
- Bobrowniki (Będzińskie)
- Wielowieś
- Pyskowice
- Zdzieszowice
- Świerklany
- Marklowice
- Mszana
- Mysłowice
- Chełm Śląski
- Mikołów
- Wyry
- Brenna
- Szczyrk
- Ujsoły
- Radziechowy-Wieprz
- Łękawica
- Lanckorona
- Myślenice
- Mogilany
- Świątniki Górne
- Raba Wyżna
- Bystra-Sidzina
- Lipnica Wielka
- Czarny Dunajec
- Kościelisko
- Rytro
- Kamionka Wielka
- Iwkowa
- Laskowa
- Trzciana
- Tymbark
- Borzęcin
- Ciężkowice
- Ropczyce
- Jedlicze
- Tarnowiec
- Chłopice
- Pawłosiów
- Rakszawa
- Krasne
- Trzebownisko
- Rudnik nad Sanem
- Kocmyrzów-Luborzyca
- Jerzmanowice-Przeginia
- Sławków
- Stopnica
- Łoniów
- Klimontów
- Baćkowice
- Sadowie
- Bieliny
- Masłów
- Smyków
- Radoszyce
- Słupia (Konecka)
- Gomunice
- Krzyżanów
- Pacyna
- Nowa Sucha
- Podkowa Leśna
- Jedlińsk
- Rzeczniów
- Janowiec
- Solec nad Wisłą
- Trzydnik
- Rachanie
- Adamów (Zamojski)
- Józefów
- Wólka
- Niemce
- Końskowola
- Trojanów
- Sobolew
- Kołbiel
- Dębe Wielkie
- Dobre
- Wizna
- Knyszyn
- Jasionówka
- Nowinka
- Turośl
- Grabowo
- Płoniawy-Bramura
- Janowo
- Małdyty
- Bobrowo
- Kikół
Rower:Czarny Dane wycieczki: 41.32 km (2.00 km teren), czas: 02:43 h, avg:15.21 km/h, prędkość maks: 29.11 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Polska SW IX - Zakończenie w Kaliszu

Wtorek, 11 lipca 2017 | dodano: 30.08.2017Kategoria .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, .Z Kasią, 2017 Dolny Śląsk, .5-10 Osób, .Z rodziną

2017.07.03 - 11 Polska SW - cała trasa


Podróż prawie się zakończyła. Pogoda pochmurna, ale bez deszczu. Pozostało tylko dotrzeć do Kalisza, gdzie zmierzała też rodzina (w tym też babcia J.. Pospieszna jazda DW 450. Do rozwagi jeszcze odbicie na nowe Skalmierzyce, ale brakło czasu i sił. Mało tego. Brakło prądu w komórce. Na wjeździe do miasta okazało się, że jest jakaś taka przygaszona. Potem zerk na wskaźnik rozładowania... Krótka informacja, że będę przy ratuszu, jeśli nie zadzwonię ponownie. Przejazd Polną do Alei Wojska Polskiego, gdzie ukazała się Biedronka. Zwięzły komunikat z nazwą ulicy, szybki zjazd. Udało mi się zadzwonić jeszcze raz, po czym się rozładowała. Potem autem, w pięć osób przejechaliśmy do Ostrowia Wielkopolskiego, Antonina (przerwa koło dworku), przez Krotoszyn do Jarocina, a stamtąd przez Sompolno do Lichenia. Tam dłuższa przerwa (ja z babcią zostałyśmy odpocząć), a po niej kurs na Łęczycę i spacer koło kościoła w Tumie o zmroku. Do domu wróciliśmy jeszcze przed północą.


07:53. Sławin. Pola między Ołobokiem i Lipówką, wpadającymi w tych stronach do Prosny. Widok ku N


07:56. Sławin. Metaliczny agrokotek


08:06. Sławin. DW 450. Przy granicy gmin. Reszta trasy podobna. Widok ku N


09:27. Ostatnia niespodzianka sakwy kupionej w 2009 roku.


11:42. Antonin. Zmiennik na trasie


15:14. Licheń Stary. Cóż więcej dodawać
Rower:Czarny Dane wycieczki: 17.83 km (1.00 km teren), czas: 01:03 h, avg:16.98 km/h, prędkość maks: 35.19 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Sierpecki Maraton 24H

Sobota, 27 maja 2017 | dodano: 28.05.2017Kategoria .>10 osób, .Maratony, .Samotnie, .Wyprawki w okolicy, .Z Kasią, .Z rodziną

Rano zawiozła mnie do Sierpca mama. Jeszcze tylko zakupy przed samymi zawodami w pobliskim markecie.
Więc na wstępie, w moim wykonaniu nie było to 24h. Zabawa skończyła się po piątym okrążeniu, po którym podawano pomidorową, po czym przyszła pora zakończyć i ruszyć w stronę Drobina przez wsie. W zabawie brało udział około 100 osób. Trasa maratonu przebiegała jak poniżej:
- Start na rogu Piastowskiej i Świętokrzyskiej spod budynku Centrum Kultury i Sztuki
- Wzdłuż parku ze stawem Jeziórka, lekko pod górkę na przejazd kolejowy
- Ostry skręt w Staszica. Po drugim okrążeniu było tam trochę szkła, które chyba ktoś później uprzątnął.
- Wzdłuż torów ulicą Staszica, która w połowie była w nie najlepszej jakości. Po prawej trochę łat, po lewej w miarę równy, ciemniejszy pas asfaltu.
- Przy drugim przejeździe łączyła się z Dworcową. Trzeba było uważać na auta przy wjeździe, ale tylko raz trzeba mi się było pospieszyć.
- Pod koniec ulicy dworek po lewej, ukryty w parku za ogrodzeniem. Niebawem łuk w lewo, na którym automatycznie się przyspieszało min o 10km/h. teren trochę opadał. minusem była droga w prawo, z którego, lub w który coś mogło skręcać. Raz się trochę przyblokowało przez ciągnik, ale pojazdy w miarę szybko opuściły to miejsce
- Prosta, kończąca się łukiem ze spadkiem do mostu na Skrwie w Kwaśnie. Tam kilka razy zdarzało mi się mijać z jadącym z naprzeciwka x.. Podjazd za mostem łagodniejszy, zazwyczaj około 20-25km/h, powrotny poniżej 20km/h. Na mostku z powrotem plamy jakiejś utwardzonej ziemi czy betonu. Po północnej stronie widać wysoki młyn z wybitymi oknami (nie wszystkimi) i zaporę na rzece
- Podjazd ciągnął się w otoczeniu drzew i kończył tam, gdzie pojawiło się pole po prawej. Po lewej jeszcze ciągnęło się trochę drzew do Żochowa
- W Żochowie prosta. Sporo ludzi. Wywieszone pranie. Skręt z zachowaniem ostrożności. Niewielki sklepik i jakieś zaniedbane gospodarstwo przy skrzyżowaniu
- Trochę szybszy odcinek przy łuku w prawo. Trasa zniknęła w lesie
- Prawie dwa kilometry dalej skręt w lewo. Przez trzy okrążenia stali tam strażacy. Tuż przed tym miejscem baner, z ręcznie wymalowanym oznaczeniem skrętu. Czarne wypełnienie wielkiej strzałki. Niewielkie uszkodzenie nawierzchni po północnej stronie drogi.
- Chwilowe uspokojenie po zmianie kierunku jazdy i przyspieszenie w kierunku dopływu Skrwy. Przyjemny światłocień między iglastymi drzewami. Trochę gruzu po lewej stronie obniżenia terenu. Męczący podjazd. Z lewej spory obszar po wycince. Droga asfaltowa pełna wypukłości spowodowanych drążeniem korzeni. Niewielkich i dających się łatwo omijać.
- Wyjazd z lasu w Dobaczewie. Tuż przedtem kapliczka po prawej.  Teren praktycznie odsłonięty, wystawiony na hulanki wiatru. Szybki, choć łagodny zjazd w stronę rzeki. Znaczny łuk w prawo. Lekki podjazd i walka z wiatrem. Ostry skręt w Choczeniu przy kapliczce. Koło lasu sporo garbów.
- Grabówiec z ledwie kilkoma domami. Z jednego wypatrywało sporo dzieci. Skręt do Ligowa
- Okropny, dziurawy, łatany, nierówny odcinek do Punktu Kontrolnego.
- Punkt Kontrolny w Ligowie. Przy pierwszym i drugim okrążeniu korzystając z tamtejszego zaopatrzenia. Potem tylko pieczątka. Na ostatnim skusiła mnie herbatę i potrzebowa przerwy.
- Za Ligowem aromaty, chyba od północy. Długa, szybka, przeważnie prosta z wiatrem. Za Śniechami znów las
- Jedno obniżenie nad rzeczką. Podjazd mniejszy z spośród dotychczasowych. Niedaleko parking leśny po lewej. Wkrótce zamknięcie pętli przy skręcie na Dobaczewo.

Na pierwszym okrążeniu przemykanie do przodu, bo sporo osób jechało z dość niską prędkością. Koło Dobaczewa ktoś mnie wyprzedził, gdy prędkość mi zmalała, więc przyszła pora jechać za nim. Koło garbatego lasku jechało nas trzech, a w Grabówcu zaczął nas wyprzedzać "Włocławski Pociąg". Udało mi się dołączyć do nich do nich, trzymając się tak do Ligowa. Tam pora odpuścić, bo tętno za mocno skoczyło. Z oczu zniknęli mi dopiero na zakrętach w Śniechach. W Lesie chyba znowu się pod kogoś podłączenie. Nie wiem czemu, ale tam akurat często się zdarzało. Pod koniec pierwszego okrążenia jechał pociąg towarowy, szlaban zamknięty, wiec zgodnie z zaleceniem, tak jak kilka osób, przedostanie się przejściem pieszym pod torami.

Na drugim okrążeniu w lesie przed skrętem podłączenie do czterech osób, w tym dwóch we włocławskich koszulkach. Jechali spokojniej, a "Pociąg" robił swoje. Przejazd z nimi do Ligowa. Wcinając płaską bułkę z kruszonką, powrót do jazdy wcześniej niż oni, ale dogonili mnie gdzieś w lesie lub tuż za nim. Tu średnia kształtowała się na poziomie ponad 28km/h

Na trzecim okrążeniu, koło skrętu na Dobaczew jazda w pobliżu dwóch osób z Sierpca, ale za lasem odpadnięcie. Zaczynało mi doskwierać kolano, które najwidoczniej nie zregenerowało się od poprzedniego wyjazdu. Na mecie dłuższa przerwa.

Na czwartym okrążeniu przez krótki czas jazda w pobliżu dwóch osób z Sierpca. Na pustej przestrzeni doścignął mnie "niebieski wojownik z sakwą", trzymając się go do Ligowa. Później jeszcze trochę na odcinku leśnym i tuż za nim, gdy znów mnie doścignął. Na PK przyjechaliśmy praktycznie w ten sam czas. Znów trochę dłuższy odpoczynek, lecz krócej niż po poprzednim okrążeniu.

Na piątym jazda była w większości samotna. Na PK przerwa, trochę gadki. W tym czasie pieczątkę podbijał Piór., który rozpoczął nieco później i było to jego trzecie okrążenie. W lesie doścignął mnie ktoś na 26", więc tuż za nim udało mi się jechać do Żochowa. Podjazd za Skrwą 10km/h. Na tym okrążeniu zapadła decyzja o skończeniu maratonu. Na miejscu posiłek, uzupełnienie wody, medal.

Z miasta wyjazd Kasztanową, Kochanowskiego, Paderewskiego, Białobłocką. Długa i dość wolna jazda do Goleszyna. Po drodze raz mnie o mało ktoś nie uderzył, bo nie mógł wytrzymać zmniejszenia prędkości, gdy z naprzeciwka jechał sznur aut. W Białyszewie tragiczna nawierzchnia. Od Wawrzyna Kmiecego jej brak. Dalej Krajewice Małe, Rekowo, Majki Małe. Mnóstwo szutrów i niewiedza gdzie jestem. Wyjazd w Słupi na asfalt. Skręt w Petrykozy, polną drogą do Kosmaczewa, asfaltem przez Mańkowo, z fragmentem gruntu za ostatnim gospodarstwem. Koniec po zachodzie słońca na przystanku w pobliżu skrętu na Milewko. Tam podjechała po mnie Kasia.
Rower:Czarny Dane wycieczki: 201.58 km (7.00 km teren), czas: 08:32 h, avg:23.62 km/h, prędkość maks: 48.56 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Zlot w Krzętowie IV - Włoszczowa i Warszawa

Niedziela, 21 maja 2017 | dodano: 01.07.2017Kategoria .3-4 Osoby, .Pół nocne, .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, .Podróżerowerowe.info, 2017 Łódzkie S, .Z rodziną

2017.05.18 - 21 Zlot w Krzętowie - cała trasa


Rozjazdy pozlotowe

No i po zlocie. Pobudka trochę później niż mi się chciało. Pakowanie, rower stał koło budynku, ostatnia zupka. Trochę siedzenia przy resztkach ogniska, aż pojawił się Em. Jeszcze chwila i spacer pod główny budynek, gdzie kolejnymi grupkami odjeżdżały ostatnie pozostałe tutaj osoby. Wraz z Em. i Wa. wyruszaliśmy jako jedni z ostatnich, choć jeszcze było trochę osób, które do tej pory nie opuściło terenu namiotowego. Krzętów opuściliśmy starym drewnianym mostem, postawionym obok resztek poprzedniego. Szybko przejechaliśmy przez Łapczyną Wolę. W Bożej Woli trafiły się niezłe podjazdy. Z Józefowa długi, szybki zjazd. Spokojniej przez Zagacie i przerwa na wiadukcie za Zaostrowem. Tam obaj odbili drogą na północ, a ja do Słupi. Prawie. W Wólce udało się zorientować, że muszę odbić jeszcze trochę ku NE. Dojazd do tabliczki z nazwą miejscowości, przejazd jeszcze za dwa domy po lewej i nawrót.


08:59. Zachodnia część noclegu


08:59. Poranek po ognisku


10:13.Grupa Jelonogórska


10:36. Przyrodniczy akcent w łazience


10:42. Krzętów. Przeprawa mostem wyremontowanym w 2012 r.


10:54. Pilica w Krzętowie. W tle Bukowa Góra (335 m n.p.m.). Widok ku NE


11:07. Łapczyna Wola. Ruiny kalwińskiego zboru z XVII w.


11:18. Boża Wola. Na wprost pagór o wysokości 313 m n.p.m. Widok ku NE


11:50. Zaostrów. Ruina przy DP 0398T


12:10. Rytlów. Z prawej podłużna Fajna Rybka (347 m n.p.m.). W centrum podwójna Kozłowa Góra (336m n.p.m.). Z lewej pagórki koło Starej Wsi. Widok ku E (~9km)

Do Włoszczowej

Przez raczej puste tereny jechało się do Oleszna. Przed miejscowością podjazd z ładnym widokiem i podobnie za nią. Wyjazd Włoszczowską licząc czas i kilometry, czy zdążę na pociąg. Droga wiodła przez las, przecinała stawy i niesamowicie się ciągnęła, nie dając oznak końca. Tempo bardzo mi wzrosło. 


12:52 Oleszno. Widok na Wzgórza Przedborskie ku NW (~9km). Z lewej nadajnik TV Dobromierz, w centrum Buczyna (330 m n.p.m.) ponad wsią Boża Wola, zaś najbardziej po prawej Góra Krzemycza (332 m n.p.m.)

Włoszczowa

W mieście skręt w Mleczarską, pytając przy okazji jakąś kobietę o stację, której położenie było mi znane tylko orientacyjnie. Na miejscu od razu na peron, na 3 minuty przed przyjazdem pociągu... A nie. Ten przyjeżdżał z Warszawy. Do stolicy miał się zjawić za pół godziny. Rower czekał na peronie podczas kupowania biletu na dworcu. Była niewielka kolejka. Bilet kupiony o 13:55 ze stacji Włoszczowa Północ do stacji Warszawa Zachodnia (przez Grodzisk Mazowiecki). Planowy czas przejazdu między 14:13 a 15:45. Powrót do roweru i spacer za budkę przeciwdeszczową. Wtem doszło do moich uszu wołanie. Oto zbliżało się trzech zlotowiczów. Razem pojechaliśmy jednym pociągiem do Warszawy, a po drodze dosiadła się jeszcze dwójka rowerzystów. Trochę ludzi stało, ale tłoku nie było.


13:39. Perony stacji Włoszczowa Północ

Warszawa

Z pociągu wyjście na zachodnim, gdzie zwyciężył mnie głód. Nie można było nie skorzystać z odwiedzenia baru, który przez tyle lat studiów był przez mnie odwiedzany. Przejazd przez park, który przechodził modernizacją. Na pewno powstanie więcej chodników, a co jeszcze to się zobaczy. Po obiedzie skręt w Pawińskiego i jeszcze przed Dickensa skręt między osiedlami ku NW. W Parku Szczęśliwickim jakiś koncert więc mnie zachęciło, ale w zasadzie tylko na jeden utwór. Potem wstęp do Fortu Szczęśliwickiego, gdzie dawno mnie nie było.Tym razem jazda po części północnej, gdzie na kupach leżało mnóstwo gruzu. Następnie koło Decathlonu za tory i dalej wzdłuż nich ku wschodowi. Stamtąd do chałupek, gdzie naszły mnie niepewne odczucia, więc czym prędzej spacerem na stronę bardziej cywilizowaną, to jest ku terenowi Serwisu PKS. Pod torami ścieżką, skręt w Parafialną, Szymczaka, Klonowicza, Bema, część osiedla między Płocką i Sienkiewcza. Do Okopowej, przejeżdżając koło ruin Almameru i budowy na Chłodnej.. Dalej znów po osiedlu, na zachód do Działdowskiej.I jeszcze kolejne koło Tyszkiewicza. Chodnikiem wzdłuż Ostroroga. Na Tatarskiej jakiś wariat, który tak wyprzedzał, że aż go inni kierowcy strąbili. Oczywiście super fura i głośny silnik.


15:59. Warszawa. Rozpoczęły się prace nad stworzeniem Parku Zachodniego. Po lewej budynek przy Bitwy Warszawskiej 1920 r. 18


16:37. Warszawa. Park Szczęśliwicki. "Majówka Tradycyjnie Na ludowo Wielokulturowo"

Za torami przez nieużytek do Przasnyskiej. Po osiedlach Żoliborza, gdzie nastąpiła leżąca przerwa na ławce, odpoczywając przez około godzinę; przy i przez Sadowskiej i na Schroegera. Na placu Konfederacji znów muzyka, tańce i zabawa. Ludzie cieszyli się z nadejścia ciepłych dni.  Od Przybyszewskiego kolejne osiedla. Trochę na południe przy Wilkońskiego, a potem na północ. Trochę po Kasprowicza i znów osiedla na Wrzecionie. Dalej było już prosto. Północna część Książąt Mazowieckich była zamknięta bo kończył się remont, więc przejazd Farysa. Dawno mnie nie było w Parku Młocińskim, wiec nastąpił przejazd wschodnią drogą. Na otwartej polanie mnóstwo ognisk, grilla, dymu, nafty. Przed rozjazdem przerwa na ławce. Akurat zapadła noc. Okazja do przetestowania lampki w warunkach miedzydrzewnych do Dziwożony. Dalej 11 Listopada, ślepą Prochowni, miedzy blokami przy Columbia Heights. W pełni. Już wylano asfalt na Raabego i była przejezdna. Dalej na Czosnów z odbiciem w Skrzetuskiego, a jeszcze później Podróżną do DK7 i nawrót Nadwiślańską. Do Czosnowa Rolniczą i koniec.

Zaliczone gminy

- Słupia Konecka
Rower:Czarny Dane wycieczki: 112.47 km (7.00 km teren), czas: 07:14 h, avg:15.55 km/h, prędkość maks: 51.65 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Nieudany start

Piątek, 12 maja 2017 | dodano: 12.05.2017Kategoria .Samotnie, .Zwykłe przejażdżki, .Z rodziną

Wyprawa miała się rozpocząć od jazdy pociągiem. Z domu zapomniało mi się kasku. No dobra. Na dworcu - brak wolnych miejsc. Może jeszcze coś się trafi. Na peronie - tłum ludzi. Spacerem przez peron. Mnóstwo. Stop. Licznika kabel zerwany. Drugi. Nie wiem gdzie i kiedy... Dobra. Koniec podróży. Wystarczy mi sama Warszawa.

Wyjazd z Arkadii. Inflancka. Niska koło szkoły z muralem powstańczym. Zaplecze zachodnich bloków wzdłuż Andersa. Korzystając z dróżek miedzy osiedlami, bo tych nigdy za wiele. Chyba że sił brak. Od Anielewicza po chodnik stronie parku. Dalej Wierzbowa. Królewska 2 -slalom między filarami, poza tymi krańcowymi. Na UW przygotowania do Juwenaliów, próby z głośników, stoiska wydziałów. Po przerwie zjazd Oboźną i hen na drugą stronę Wisły. Sprzeczną na Dworzec, gdzie udało mi się dowiedzieć jak wygląda sprawa. Pociąg był opóźniony pół godziny, więc jeszcze można podjechać, aby obejrzeć postęp prac na nowo budowanym łączniku z Radzymińską. Przejazd przez pozostałą część parku. Koło spichlerza wjazd na nowy asfalt i powrót na dworzec. Od razu kurs na właściwy peron.

Z poczuciem zawiedzenia, powrót Lubelską, Drewnianą i Zajęczą na UW. Tam nic się nie zmieniło. Dalej Kredytowa, Subway przy Świętokrzyskiej, PKiN od E i S, przerwa przy Plater, koło Synagogi na północ, osiedle między JPII i Orlą, tak bliżej zachodu. Następnie wzniesienie koło Nowolipia, a potem Karmelicką. Od Anielewicza za blokiem do Lewartowskiego, a potem za blokami bliżej JPII. Od Stawki znów Karmelicka i powrót do Arkadii przez główne wejście i windę. Rankiem jeszcze się okazało, że przednia opona była pęknięta po prawej stronie, 2/3 długości od obręczy w kierunku środka.
Rower:Czarny Dane wycieczki: 23.50 km (0.00 km teren), czas: 02:00 h, avg:11.75 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Chłodnik majowy III - Z wiatrem szarpanie

Wtorek, 2 maja 2017 | dodano: 10.05.2017Kategoria .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, 2017 Łódzkie W, .Z rodziną

2017.04.30 - 02.05 Chłodnik majowy - cała trasa


Tym razem zdziwiło mnie, że tak wcześnie udało się wstać. Mimo to, jeszcze trochę leżenia, choć wisiało nade mną widmo deszczu wieczornego. Spokojne spakowanie i w drogę. Zdziwiło mnie, że oto pojawiła się tabliczka "Sieradz". Jeszcze bardziej, że był tak długi, a to w sumie jakieś niewiele znaczące przedmieścia. Do wsi Pstrokonie trwał jeden kurs. Nawierzchnia w sumie byle jaka. Droga licznie wznosząca i opadając. W Beleniu odpoczywanie na poboczu, rozkoszując się widokiem. Minęła mnie para rowerzystów na wycieczce. Od Pstrokoni skręt do Zapolic, a stamtąd na wschód. Przypomnę o silnym wietrze. Z Ptaszkowic do Sędziejowic. Obrana trasa zakończyła się gruntem, przeszła w kawałek asfaltu, potem znów grunt i to polny, a następnie bardziej utwardzony szuter do Grabi. Tam już wrócił asfalt. Płynęła tam mała rzeczka, o tej samej nazwie. Rozlała się na okoliczne łąki, tak jak zapowiadano w ostrzeżeniach IMGW dla tego obszaru (choć chyba akurat nie tej rzeki). Rozlewała się też w Łasku, jak później udało mi się zauważyć.


12:08. Beleń. Dolina Warty


12:08. Beleń. Widoku ku W w czasie śniadania


12:21. Na granicy wsi Beleń i Strońsko. Widok ku S


12:21. Strońsko. Widok ku SW na Dolinę Warty


12:27. Strońsko. Kościół pw. św. Urszuli z XIII w.


12:31. Strońsko. Cmentarz i pomnik z 1928 r. "W X rocznicę odzyskanie niepodległości"


12:52. Zapolice. Wjazd do parku, pozostały po majątku dworskim z XIX w.


13:36. Grabia. Rozlało się rzeczce na pobliskie łąki

Tymczasem niebo zasnuło się chmurami i już się nie poprawiło. W Sędziejowicach niewielkie zakupy. Ledwie picie i lód. Pieczywa brak.  Dojazd do Buczka w stanie psychicznego zmęczenia, skąd od razu kurs do Zelowa. Już jakiś czas temu padła decyzja, że pora wracać. Rozważaną opcją było jeszcze, czy może jechać przez Bełchatów do Radomska lub Piotrkowa Trybunalskiego. Tu już było mi wiadome, że siły mi starczy do Łaska, ewentualnie Zduńskiej Woli. Nie to, żeby bolało. Przedłużanie o kolejne 3-4 dni nie wchodziło w rachubę. Przejazd Żeromskiego, skręt w Kilińskiego, skąd kurs na północ. W połowie urwał mi się kabel licznika (do tego miejsca podliczyło mi 52.65 km w czasie 3:56:06). Wyjazd w Zabłotach na większą trasę, wiodącą wprost do miasta. 


15:45. Zelów. Kościół Ewangelicki z 1934 r.


16:17. Bocianicha. Tu urwał mi się kabel licznika

Łask

Tuż za wiaduktem nad S8 zaczęły spadać pierwsze krople. W centrum już sporo deszczu, choć krople niezbyt wielkie. Przerwa pod sklepem na Widawskiej. Krótkie zastanawianie, czy aby czegoś nie kupić, ale w sumie jeszcze było trochę zapasu na kolację, więc nic z tego nie wyszło. Gdy deszcz trochę ochłonął - w drogę, dalej. Niestety, dopiero po dwóch kilometrach udało się zorientować, że to niewłaściwa droga. W pobliżu stawu po lewej nastąpił nawrót z powrotem. Przez ten czas zastanawiało mnie, czemu droga na "Koło" była opatrzona etykietą - "Widawa" i "Wieluń". Powrót na właściwy kurs i wkrótce ukazał się dworzec. Do osłony tylko przystanek, ale dobre i to. Pociąg o 21. Była 18. Długo. Przyszło mi owinąć się termiczną płachtą i kilka razy się ledwo zdrzemnąć. Czas mijał na słuchaniu muzyki i trochę śpiewaniu (okropnym głosem). I tak prawie nikogo tam nie było, tylko czasem, gdy ktoś wysiadł z pociągu. I tak się zmarzło, bo płachta była ciut za wąska. Pod koniec tamtejszego pobytu trzeba było jeszcze się trochę rozgrzewać. 


18:44. Łask. Dworzec. Kres podróży rowerem na tej wyprawie

Powrót pociągiem

Z ulgą udało mi się wsiąść do pociągu, powiesić rower i rozłożyć się na dwugodzinną podróż powrotną. Bilet do stacji Warszawa Zachodnia (przez Lublinek, Łodź Pabianicka, Łódź Widzew, Skierniewice) kupiony o 21:41 u konduktora, wkrótce po wejściu do pojazdu. Planowany czas przejazdu miedzy 21:39 a 23:34. Pociąg nie był zagracony. Plusy wcześniejszego wracania z majówki. A w Warszawie deszcz, który wcześniej już na mnie padał, a który został dogoniony przez pociąg. Część chmur może nawet została wyprzedzona. Rower i ja do auta, a nazajutrz docierało do mnie mocno, jak bardzo brakłoby siły, aby kontynuować podróży.

Zaliczone gminy

- Sędziejowice
- Buczek
- Zelów
Rower:Czarny Dane wycieczki: 77.00 km (4.00 km teren), czas: 05:30 h, avg:14.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Warmia Grudniowa II - Od Or.(nety) do Ol.(sztyna)

Czwartek, 8 grudnia 2016 | dodano: 08.12.2016Kategoria .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, .Pół nocne, 2016 Warmia, .Z rodziną

2016.12.07 - 08 Warmia Grudniowa - cała trasa


Po noclegu

Decyzja o przenocowaniu była słuszna. Leżąc pod wyjątkowo ciepłą kołdrą, przed snem można było się wsłuchiwać w szaleńczy wicher i strumienie deszczu, które uderzały w dach i ściany budynku. Rzecz jasna, nie było porównania z burzami letnimi. Było znacznie spokojniej niż wtedy, ale jednak gorzej, niż w czasie ostatniej godziny. Pobudka jeszcze przed świtem, o ile tak nazwać można bezbrzeżną szarość za oknem, która trwała dzień cały. Nie spieszyło mi się. W TV jak zwykle nic ciekawego nie było, a poziom kreskówek na jednym z kanałów po prostu żenujący. Ubrania wyschły wystarczająco. Z wolna wdziewane były kolejne elementy stroju bojowego. Pogoda nie zapowiadała się wspaniała, ale największe opady przeszły. Zdawało się, że trwało akurat kilkugodzinne okno 0,1mm mżawki, albo wszystko już się skończyło. Faktem jest, że do końca wyjazdu, deszcz już mi nie przeszkadzał. Tylko opony były wilgotne, a wiatr nadal robił swoje.

Orneta

Wjazd do centrum Ornety. Dopiero na starówce zjazd ze ścieżki rowerowej (asfaltowej, ale przerywanej). Koło ratusza zagadał do mnie pewien kierowca większego samochodu, który wskazał kilka ciekawych miejsc w okolicy (sam zaś rowerem zjeździł województwo). Po pogawędce jazda Kościelną, Litewską i Zamkową. Na podjeździe znów problem z kolanem. Wyjazd DW 528. Droga pusta, bo trasa remoncie - od września stawiano od nowa most nad Pasłęką. Przed wyjazdem zdarzyło mi się czytać o tym i urosła ciekawość, jak to wyglądało. W wyobraźni - ot niski most, niskie brzegi, mała rzeczka, pewnie będzie jakieś przejście dla pieszych obok niego albo tylko zerwany asfalt, itp. W razie czego można by też poszukać innej trasy przez rzekę, choć z niechęcią i oporem. Nie. Rzeczywistość była inna, nie doceniona przez mnie. Przejazd przez las, mijając ściany rozebranego wiaduktu kolejowego. Drogą przejechały może ze trzy auta, jeden rowerzysta i pieszy. Dało mi to złudną nadzieję na bliski koniec remontu. Oczywiście była to pomyłka.


10:34. Orneta. Ścieżka przy 1 Maja koło Zielonej. Widok ku W


10:57. DW 528. Nieczynna od 1945 r. linia kolejowa Orneta - Morąg w pobliżu dawnej stacji Kolonia Orneta (w lewo). Widok ku S

Przez rzekę Pasłękę

Dolina była głęboka. Zasadnicza część konstrukcji już istniała, poza jedna czy dwoma ostatnimi podporami. Przedostać górą można było, tylko po drugiej stronie trzeba by zejść po drabinie. Nie było mi wiadome, jak wysokiej, więc pozostało mi przemieścić się dołem, albo zawrócić. Był jeszcze nieodległy stary most kolejowy, ale lepiej było nie ryzykować aż tak. Po stromych, niby schodkach zejście na dno doliny. W niższej partii sporo błota, więc trzeba było trochę hamować. Przez wartką rzekę były przełożone betonowe płyty. Tylko tego mi było trzeba. Gdyby była zamulona, nieutwardzona, lepiej byłoby się wycofać. Z brzegu rower został wprowadzony, ustawiony jak trzeba i w kilka sekundy później przewiózł mnie na drugą stronę. Buty oczywiście mokre, ale nie raczej powierzchownie. A może to dzięki czterem warstwom skarpetek i jednej z folii? W każdym razie nie były przez mnie odczuwane z tej strony problemy, tak jak to było w Bieszczadach.


11:13. DW 528. Przebudowa mostu nad rzeką Pasłęką. Widok ku SW


11:14. DW 528. Przebudowa mostu nad rzeką Pasłęką. Widok ku SW


11:18. DW 528. Przebudowa mostu nad rzeką Pasłęką. Po południowej stronie mostu


11:19:DW 528. Przebudowa mostu nad rzeką Pasłęką. Po południowej stronie mostu


11:20. Pozostałości nieczynnej linii kolejowej po północnej stronie mostu. Widok ku NW


11:20. DW 528. Przebudowa mostu nad rzeką Pasłęką. Po południowej stronie mostu. Widok ku NE

Błotniste wyjście z doliny rzeki Pasłęki

Pozostało jeszcze podejść co nie było takie łatwe. Betonowe płyty z jednej strony dawały oparcie i nie pozwalały nurzać się w błocie, ale z drugiej strony był pod takim kątem, że niewiele mnie dzieliło od poślizgu. Udało mi się przemierzać je na dwa takty. Wpierw wysuwając rower przed siebie, zaciskając hamulce (dawało to niewiele, ale zawsze coś) i wysuwając prawą stopę mniej więcej do połowy płyty, po czym przenosząc na nią część ciężaru, jak najszybciej sięgając lewą do stabilnego, bo nierównego styku dwóch płyt. Gdy stromizna się skończyła, trzeba było odpocząć, bo serce waliło niespokojnie. Na koniec głębokie, błotniste, ale dość płaskie podejście do szosy. Tam na siodełko i z trudem rozpoczęła się dalsza jazda przed siebie. Z lewej widoczni byli trzej ludzie na polu, którzy zajmowali się młodą sarenką.


11:23. Tymczasowy bród z betonowych płyt po południowej stronie mostu

Bez sił do Jonkowa

Kolejny etap trasy niemiłosiernie się dłużył. Odliczanie kilometrów do celu szło powoli. Przed Głodówką, po prawej stronie ukazał się stary, zaniedbany cmentarz. Wpadły zdjęcia tych nielicznych, kamiennych elementów. Przejazd nad Miłakówką. Za nią spory podjazd o 50m i już zjazd do Miłakówka. Zjazd na parking przy rondzie. krótkie czytanie słabej mapy, przez co poprowadziło mnie na drogę do cmentarza, zamiast na Olsztyn. Teren był tu intensywnie pagórkowaty z widokami na mniejsze lub większe jeziora. Dojazd do DW 530. Najbardziej stromą część za Dąbrówką trzeba było iść. Zabrakło mi już sił i atakował głód. Gryz i 2 kroki. Gryz i 3 kroki. Tak to szło, ale dalej już obyło się bez takich sytuacji. W Świątkach skręt na południe. Za Łomną dwustopniowy podjazd, z przejazdem przez ładny las (widać tam było więcej śniegu niż gdziekolwiek na trasie). Przyjemny zjazd do Jonkowa, krótka przerwa.


11:47. Głodówko. Zapomniany cmentarz po zachodniej stronie drogi


12:12. Miłakowo. Kościół pw. św. Elżbiety i Wojciecha z XIV w. Widok ku NE


12:15. Miłakowo. Kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego z XIX w. Widok ku W


12:24. Droga z Miłakowa do wsi Bieniasze ku SE


12:45. Bieniasze. Bieniaskie Jezioro. Widok ku S


12:47. Bieniasze. Trochę uszkodzony budynek gospodarczy pod koniec wsi


13:20. Dąbrówka. Most na Pasłęce. Widok ku SE


15:17. Olsztyn Gutkowo. Kościół pw. św. Wawrzyńca z XIV w.

Dojazd do stacji Olsztyn Zachodni

Z Jonkowa jeszcze 5 km do znanej trasy. Aby nie była identyczna, skręt w Słowiczą (przejazd pomiędzy autobusami i słaba końcówka). Przy jeziorze jazda po ścieżce kostkowej. Trasa z podjazdami o najgroźniejszym skrzyżowaniu przy Bałtyckiej 64. Od torów pojawił się asfalt na ścieżce. Za skwerem zmieniła bieg na północną stronę drogi. Pod torami wjazd na teren dworca Olsztyn Zachodni. Ten był remontowany i peron drugi od strony zachodniej był wyłączony z użytkowania. podobnie sam budynek dworca - kasa mieściła się w niewielkim baraku. Zakup biletu o 14:44 na pociąg ze stacji Olsztyn Zachodni do stacji Modlin (przez Nidzicę, Działdowo, Nasielsk). Planowy przejazd między 17:45 a 19:38. Dobrze, że był jeszcze spory zapas czasu, w razie niespodziewany przygód, ale pozostało jeszcze jego zagospodarowanie. Zbliżał się zmierzch, a warto było jeszcze trochę poznać okolicę.


15:19. Olsztyn. Ścieżka przy Bałtyckiej nad jeziorem Ukiel.

Wieczorem po Olszynie

Chodnikami przejazd na Stare Miasto. Obawiając się płaskich kamieni ulicy Prostej. Przy tamtejszym spadku i gołoledzi już by był problem z jakąkolwiek jazdą. Wyjazd za Wysoką Bramę. Prosto? Lepiej nie. W prawo, przez skwer do Lelewela, koło kościoła, zachodnia i południowa część rynku. Przerwa w hinduskim barze na Prostej. W zamówieniu jakiś rodzaj zupy curry z krewetkami, której aromat odczuwany był przez mnie jeszcze po powrocie do domu. Po przerwie przejazd zapleczami domów przy Prostej do Św. Barbary. Miasto zdążyło włączyć oświetlenie zabytków. Kurs w stronę Zamku, zjazd kocimi łbami Okopowej na aleję Gelsenkirchen. Podświetlanym mostkiem przejazd przez Łynę do Górnej.


15:58. Olsztyn. Wjazd na Zamek Kapituły Warmińskiej.


16:30. Olsztyn. Ul. Staromiejska i Wysoka Brama


16:34. Olsztyn. Mostek na Łynie przy Chrobrego

Nocą po Olszynie

Wyjazd na skrzyżowaniu przy Mochnackiego, przedostanie się na przeciwległy kąt, następnie ruszając ku E. Skręt w Kacprzaka, ścieżka przy DK 16, mostek pieszy na Łynie, grunt do Gotowca. Jazda przez osiedle bloków przy Korczaka do Profesorskiej miedzy 15 i 13. Skrzyżowanie DK16 i DK 51. Nieopatrzny skręt na południe, dostając się pod UWM. Na parkingu udało mi się zorientować, że zanadto się oddalam, a czasu może nie wystarczyć na przemierzanie praktycznie nieznanego miasta w zimową noc. Przy Saperskiej przez pasy, dostając się do Bażyńskiego. Tu osiedla jednorodzinne. Przez Zawiszy Czarnego i Szarych Szeregów powrót w kierunku dworca. Skręt w Grunwaldzką. Z Kromera prawie wjazd na zamknięte osiedle. Brama była otwarta, ale właśnie się zamykała, a jak się potem wydostać? Lepiej się cofnąć, okrążyć je od południa. Za szkołą wyjazd na drogę i powrót do DZ. Oczekiwanie trwało jeszcze godzinę, ale sił już na jeżdżenie nie było. I tak udało mi się skorzystać z okazji, aby poznać sporą część Olsztyna.

Powrót pociągiem

W pociągu zanurzenie w muzykę. Z ciekawostek - jakiś typek robił selfie na fb. Narcystyczne i pozowane bardzo. Przyjazd do Modlina o ~19:40 do Modlina. Z ogromnym trudem udało mi się przejechać do ronda przy moście i rozłożyć rower przy przystanku. Przyszło jeszcze poczekać kilkanaście minut na rodzinne auto. Potem jeszcze zakupy w Zakroczymiu i dwutygodniowe problemy ze wstawaniem z krzesła jako bezpośrednie przypomnienie wyprawy.
Rower:Czarny Dane wycieczki: 71.68 km (4.00 km teren), czas: 05:52 h, avg:12.22 km/h, prędkość maks: 45.15 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Pół-maraton Północ-Południe I - Podczas maratonu

Niedziela, 18 września 2016 | dodano: 19.09.2016Kategoria .>10 osób, >300, .3-4 Osoby, .Maratony, .Podróżerowerowe.info, .Pół nocne, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, .Z Kasią, .Z Księgowym, 2016 Pomorze Nadwiślańskie, .Z rodziną

Pisząc świeżo po powrocie z maratonu, z którego nastąpiło moje wycofanie, przypominam sobie ostatni wyjazd na Roztocze, gdzie nachodziły mnie wątpliwości, czy aby jednak się nie wycofać zawczasu. Wtedy, w odczuciu moim, dominowało wrażenie, że w zasadzie to większość sił na tegoroczne długie dystanse, zniknęła podczas maratonu w Kórniku. Nic to. Pojadę. Spotkam się z ludźmi, odwiedzę nowe trasy, ponownie doświadczę szybkiej jazdy w grupie. Na drogę wycinki mapy (raz tylko użyte), przepatrzenie prognozy, szacowanie sił na zamiary, oglądanie kluczowych skrzyżowań, tak by mieć ich obraz przed oczami, gdy ujrzę je w rzeczywistości.

Założeniem było, że przez pół godziny będę jak zwykle jechać z grupą, potem opadnę z sił na podjazdach i zacznę samotny etap. Była jakaś nadzieja pokonać przynajmniej 400km/24h i spróbować pobić swój wynik z Brevetu. Ewentualnie powalczyć o 500 km, choć była to dość płonna myśl. Przespać się podczas deszczu koło Skierniewic lub Rawy, by drugiego dnia jechać na spokojnie z Księgowym. A potem mozolić się na podjazdach Jury i dalszych. Część odcinków znanych, część łatwo sobie wyobrazić, porównując sąsiednie, już odwiedzone obszary. Prawie wszystko potoczyło się inaczej.

Przybyliśmy z rodzinnie, autem koło 5 rano. Część trasy przespana, część przedrzemana już na miejscu. Nie był to może super wypoczynek, ale jeśli porównać go z niektórymi na przystankach, czy tym przed Radlinem - różnica kolosalna. Po obudzeniu spacer na camping, przywitanie z częścią osób, dopełnienie formalności i jeszcze trochę przekąsek przed startem. Zebraliśmy się pod latarnią. Krótkie przemówienie i w drogę.

Kolumna wypadła na ulicę, eskortowana przez policję na motocyklach. Ktoś zgubił bidon, co mogło się skończyć karambolem na samym początku. Gdy opuszczaliśmy zabudowania Helu, zaczęła się moja jazda do przodu, aż do grupy kilku rowerzystów na czele, większość czasu trzymając się koło Hipków. Tempo wynosiło 31km/h, okresowo wzrastając. Próby wrzucenia dużego blatu z przodu, nie powiodły się, coś było nie tak i poprzestało mi mielić na środkowym. Nie było źle, ale nie jest to mój ulubiony rytm. Za Jastarnią policja nas puściła, rozpoczął się start ostry, a pierwsza grupa wysunęła się z prędkością przeciętną 36-37km/h. Trzymając się z nimi do Kuźnicy, wciąż były przeze mnie podejmowane próby wrzucenia wyższego biegu, ale nie wiedząc czemu, nie dało rady, choć jeszcze nie tak dawno nie było z tym problemów. Od mielenia skoczyło mi tętno, tak że aż bolało mnie pod prawym obojczykiem. Pora odpuścić, zatrzymując się na poboczu, by sprawdzić śrubkę, podejrzewaną o sprawstwo tego problemu. Naciąganie linki uskuteczniane było przeze mnie jeszcze w trakcie jazdy - bez efektu. Koniec prób, gdy akurat dojechała druga grupa, w której utrzymywana była średnia z odcinka honorowego. W końcu udało mi się wrzucić wyższy blat, ręcznie podciągając linkę, ale dobywał się wtedy dźwięk szorowania łańcucha o przerzutkę. Na końcu półwyspu zrzut z powrotem na środkowy blat, bo zaczynały się podjazdy


09:59. Hel. Tuż przed startem spod latarni morskiej


10:30. Jastarnia. DW 216. Po lewej port. Za statkami widoczny dach ratusza

W Wejherowie widzieliśmy policję po raz ostatni, stojącą w dwóch punktach i powstrzymującą ruch aut, abyśmy nie mieli problemu z przejazdem. Tuż przed końcem miasta, Hipkom trafił się kapeć i wypadli z pierwszej grupy. Do Łebcza spore zjazdy i pierwsze sikustopy. Na drogę dla rowerów wjazd wraz z Turystą, Wąskim, Wikim i (chyba) Pirzu. Stopniowo dołączali się ludzie, którzy pozostali z tyłu. Przez nieuwagę zdarzyło mi się zahaczyć o słupek (raz były, dwa, po bokach, czasem trzy, z jednym w środku drogi). Klamka lekko zbliżyła się do środka roweru (choć nie przyniosło to żadnych powikłań), a przez kolejne pół godziny, bolały mnie i piekły dwa palce. Od Krokowej kilka podjazdów, dzięki którym można było rzucić oko na resztę grupy, która zdążyła się na powrót skonsolidować i mnie wyprzedzić. W Sobieńczycach udało mi się jeszcze rzutem na taśmę (i zbyt wysokim tętnem, tak jak przy pierwszej grupie) wrócić do środka i jechać za kimś, kto nie zdążył zdjąć kurtki, a było już ciepło i od słońca, i od wysiłku.

Naszły mnie myśli, że dzięki masie uda mi się dogonić reszta na zjeździe, ale na jednym z zakrętów zniosło mnie na lewy pas i dalsze próby były bez sensu. Wypadliśmy do Kartoszyna. Czołówka zdążyła już trochę odjechać, ale po zjeździe tętno wróciło do normy, udało się odzyskać spokój i nabrać sił by bez problemów wyprzedzić większość na niewielkim podjeździe przed skrętem koło jeziora. Nawierzchnia była tam co najmniej słaba. Do Czymanowa jazda za Wikim i kimś jeszcze, lecz oto zaczął się mozolny podjazd do górnego zbiornika Elektrowni Żarnowiec. Oczywiście ja najwolniej i wnet cała grupa druga zniknęła mi z oczu. Poza Turystą, który jechał w sporej odległości przede mną, ale wyraźnie wolniej niż reszta, oraz Wąskim, który miał za nisko siodełko. Udało mi się zrównać z nim na końcowym etapie jazdy przez las, a z Turystą (na moment) przy rondzie. Tam rozpoczęła się samotna walka z wiatrem.


11:37. Kłanino. Ścieżka rowerowa Swarzewo-Krokowa w biegu dawnej linii kolejowej. Widok ku NW


12:25. Gniewino. Pierwszy punkt kontrolny. Z lewej zbiornik "Oko Kaszubskie"

Za Rybnem udało się zrównać z Wąskim i Turystą oraz raz jeszcze wrzucić ręcznie trzeci bieg. Za skrętem we wsi Zamostne ponownie zrzut, bo droga była kiepska, a poza tym pojawiło się dziwne drapanie na udzie. Przed lasem na granicy gmin, zatrzymaliśmy się na postój, gdzie szybko nastąpiło uzupełnienie wody w bidonach i zerkniecie na pancerz przedniej przerzutki przy siodełku. Popękał i nic dziwnego, że nie można było normalnie zmieniać biegów. Westchnąwszy w duchu i szybko udało się znaleźć odpowiedni kamień, który odtąd przejechał ze mną resztę trasy. Można było już tylko jechać na środkowym blacie (albo innych, ale wymagałoby to albo wiele wysiłku na nieodpowiednim dla nich terenie, albo częstego zmieniania kamieni - bez sensu). Podczas pisania sms do relacji online, Turysta, Wąski oraz kolejny, który dogonił nas podczas przerwy, zdążyli odjechać na kilkaset metrów. Dogonić ich udało się dopiero w Kębłowie. Jeden został tam pod sklepem, a pozostała dwójka odchodziła mi na kolejnych podjazdach, aż zniknęli mi z oczu za Luzinem (chyba zdążyliśmy wyrobić się tuż po przejeździe pociągu).

Na podjeździe w środku lasu przed Wyszecinem wyprzedzili mnie Hipki. Jechało mi się dość ciężko, ale sama ich obecność trochę dodała mi sił. Nie na długo. Potem ktoś jeszcze mnie wyprzedził. Skręt na SW. Jazda tam trochę mnie wyczerpywała. Przerwa na przystanku przy zjeździe na Lewinko. Uzupełnienie wody, przegląd mapy i dosłownie z pół minuty leżenia na ławce. Niby krótko, a nogi bardzo wypoczęły i znów dało radę jechać powyżej 25km/h (ponad 30 już raczej nie dawało rady). Akurat pojawiło się dwóch rowerzystów (w sporej odległości miedzy sobą). Ja zaraz za pierwszym. Odjechał mi przed Strzepczem, ale źle pojechał na łuku (przez mostek) i wnet musiał się cofać. Za daleko był, by móc go ostrzec, a swoim manewrem zasiał wątpliwość, czy faktycznie to ten skręt. Drugi rowerzysta rozwiał moje obawy.

Krajobrazy były malownicze, ale podjazdy wysysały siły jak szalone. Wyprzedziło mnie kilka osób. W lesie za Mirachowem dogonił mnie Piórkowski (zrazu nie udało mi się rozpoznać w nim maratończyka, z powodu zmęczenia podjazdem, ale szybko udało mi się dojść do właściwych wniosków). Chwile pogadaliśmy (on też z mazowieckiej (choć zachodniej) krainy równin i dolinek rzecznych). Przejechaliśmy około 8km, dopóki nie trafiło mi się odpaść na jednym z kolejnych podjazdów. Potem widać go przy sklepie w Borzestowie, wraz z innym zawodnikiem, a potem na skrętach Borucinie (tam również podjazd zostawił mnie z tyłu). Tempo odrobinę mi spadło podczas jazdy ku Stężycy. Tam znów wzrosło, mając nadzieję na znalezienie czynnego jeszcze sklepu rowerowego w Kościerzynie (chociaż dochodziła już 16 i nie było sensu).

W lesie dogonili mnie Wilk z Kotem. Przejechaliśmy wspólnie do miasta, choć w Skórzewie Wilk zjechał na stację po wodę, ale dogonił nas koło kościoła, gdzie to z kolei o sklep rowerowy zagadnięta została przez mnie tamtejsza tubylka , a Kot była zainteresowana jakimś lokalem gastronomicznym, bo przymierała głodem. Tubylka niewiele mogła pomóc. Tu nastąpiło moje odłączenie się w celu poszukiwania sklepu rowerowego, bo każda chwila zdawała się być cenna. No, właściwie byłaby, gdyby zdarzyło się to trzy godziny wcześniej, bo jedyny rowerowy jaki udało się znaleźć, był w sobotę otwarty do 13. Nastąpiło pogodzenie się z sytuacją, mając świadomość dalszej jazdę na jednym blacie przez cały następny dzień, mając nadzieję na ewentualną naprawę w poniedziałek. Zjazd na rynek, bo choć nie było we mnie odczuwalnie wielkiego i wyraźnego głodu, to na pewno lepiej było zjeść ciepły posiłek przed jazdą w nocy. Potem mogło być różnie. Ponadto Księgowy również zamierzał się tu stołować, więc lepiej było na niego zaczekać i odpocząć przy okazji, niż samotnie gnać etapem wieczorno-nocnym.


15:56. DK 214. Z Wilkiem i Kotem przez Skorzewo

Lokal był odwiedzany przez sporą liczbę klientów, a wśród nich również ~5 naszych. Przybyli pół godziny wcześniej i właśnie kończyli obiadować. Zamówienie: kotlet z kurczaka zapiekany z boczkiem, serem i ziołami (pycha), na dużej liczbie frytek (raczej słabe, ale przynajmniej dużo) z surówką (niby grecka). Czas oczekiwania ~30 minut. Przy okazji spacer do sklepu po 3 butelki wody, z czego jedna prawie w całości znalazła się w bidonach. Do tego jeszcze wycentrowanie koła (kupione tuż przed maratonem, wiec nie zdążyło się przystosować i poluzowały się trzy szprychy. Udało się z nimi rozprawić i dociągnąć wszystkie). Grupka ruszyła, ja na miejscy jeszcze przez kilkanaście minut, nim zjawił się Księgowy. Był szybciej, niż mi się wydawało. Chciał zajrzeć do poleconego mu wcześniej baru, ale ten był już zamknięty od 16. Zjadł tam gdzie reszta. W tym czasie zdarzyło mi się zamienić kilka słów z przypadkiem spotkanym, kimś rowerowym, trochę gadając o tym maratonie, trochę o innych.


17:09. Kościerzyna. Start z Księgowym

Kościerzynę opuściliśmy przed 18. Tuż za nią trwała budowa obwodnicy, ale pokonaliśmy ją bez problemów. Potem sporo postojów, głownie w celu dobierania ubrań, wymianę baterii. Dały się odczuwać pierwsze problemy w łydce, a modyfikując siłę nacisku, by cierpiała mniej, pojawiły się jeszcze uszkodzenia na lewym achillesie. Od Agnieszki wiedzieliśmy, że za nami jedzie jeszcze jedna osoba (Norbert z RowerowyLublin, który też się wycofał jeszcze przed PK4). Mieliśmy nadzieję że nas dogoni, ale w sumie jechał sam i to pogłębiało różnicę czasu.

Przed 19 przejechaliśmy przez Wdzydze. Za Olpuchem była już noc. W Wielu zmiana kierunku jazdy. Odtąd dręczył nas wiatr. Aby było raźniej znosić tę trudność, w Karsinie dogoniliśmy Darkab. Do Czerska było nieco ponad 10km, ale wydawało się, że zrobiliśmy więcej. Tam zatrzymaliśmy się przy stacji i dokonaliśmy szybkich zakupów, na kilka minut przed zamknięciem sklepu o 19. Z ulgą przyszło mi siedzenie, leżenie, dając odpocząć nogom. Miasto opuściliśmy, żegnani rozentuzjazmowanymi okrzykami trójki ludzi, których żarty ledwie osiągały poziom arbuza.

60 km do Świecia było już sporym wysiłkiem. Na szczęście jechało bardzo mało aut, a księżyc był tak jasny, że wyłączaliśmy lampki (ja szczególnie często). Część nawierzchni była okropna, część wspaniała. Oczywiście, większość krajobrazu stanowiły lasy, a gdzieniegdzie poruszaliśmy się przez wsie, dość głośno rozmawiając na najróżniejsze tematy. Szczególnie utkwił mi temat, dotyczący przypadkowych spotkań, które potem okazują się spotkaniami ze znajomym znajomego, ale z tego samego regionu itp. Na podjeździe za Tleniem każdy jechał swoim tempem i znacznie się rozdzieliliśmy, choć nie na długo. W Wałkowiskach przerwa na przystanku przed północą. Księgowy chciał zjeść kiełbasę nieco wcześniej, nim to miejsce znaleźliśmy i został z tyłu przez kilka minut naszego odpoczynku. Prawa noga prawie się powłóczyła, podczas wychodzenia na drogę, wypatrując jego światła.

Przed Laskowicami przejazd koło śmierdzącego zakładu. Przed pierwszą zjazd-przejazd przez Świecie. Na dole zatrzymaliśmy się na zamkniętej stacji. W rozchełstanej koszuli na krótki rękaw był tam też działkowicz, który krótką, acz zabawną rozmowę przeprowadził z nami. Urazy dawały znać już wyraźnie i odpoczynek niewiele, jeśli w ogóle, pomagał. Do tego odezwały się kolana, ale nie na tyle mocno, jak to dawniej bywało. Ruszając, było mi już sporo zimno, ale szybko udało się wrócić do w miarę komfortowej temperatury. Jeszcze przejazd przez Wisłę, stromy podjazd w Chełmnie, zostając na nim mocno z tyłu, a wnet dostrzegliśmy stację otwartą po stronie lewej, gdzie mogliśmy się ogrzać.

Siedzieliśmy tam gdzieś do drugiej. Długie zastanawianie, zwlekanie aż udało mi się podjąć decyzję o rezygnacji. Myśli nachodziły wcześniej, ale były odwlekane, aby przesunąć ją na Płock, skąd byłby już rzut kamieniem do domu. W Świeciu myśl o dojeździe choćby tam, została porzucona. Nie było ze mną jeszcze tak źle. Zmuszając się do poważniejszej kontuzji można by dojechać do Łowicza, może nawet pod Świętokrzyskie. No, ale mam już trochę doświadczeń w tej materii, więc woląc uniknąć tego, co się stało w 2009 r. Gdyby jeszcze to było tylko ostanie 200-300 km przed metą, to pewnie warto by było zaryzykować. Zapadła decyzja - jechać na Toruń i przy okazji zaliczyć dwie gminy, ewentualnie skorzystać z pociągu, gdyby kontuzja jakoś poważnie się rozwinęła. Chłopaki ruszyli wcześniej. Mi pozostało założyć słuchawki i jechać już samotnie, tej nocy docierając w okolice Chełmży. Tam oczom mym ukazała się słoma, wiec wzorem pierwszego wspólnego "maratonu" do Krakowa, przyszło mi się nieco w niej zagrzebać i w skulonej pozycji przespać do ósmej.

Zaliczone gminy

- Papowo Biskupie
Rower:Czarny Dane wycieczki: 307.34 km (0.00 km teren), czas: 13:29 h, avg:22.79 km/h, prędkość maks: 65.75 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Czterodniowa Dwudniówka IV - Hulajnoga trzech miast

Sobota, 3 września 2016 | dodano: 04.09.2016Kategoria .Samotnie, .Zwykłe przejażdżki, 2016 Podkarpacie, .Warszawa, .Wyprawy po Polsce, .Z rodziną

2016.08.31 - 09.03 Czterodniowa Dwudniówka - cała trasa


Poranek w Zamościu

Budzik ustawiony na około 4 rano. Obudziwszy się, na horyzoncie widoczny był wschód słońca. Wnet znów sen. Tak przegapiony został pierwszy pociąg. Po obudzeniu ok. 6:30, złapał mnie lekki nerw, że oto zaraz przegapię kolejny. Pospieszne pakowanie noclegowni (dobrze, że stelaż nie został rozłożony), a chcąc zrobić zdjęcie, coś się uszkodziło w aparacie. Na szczęście niegroźnie, najwidoczniej nadmiar wilgoci w porannym powietrzu, bo w domu był już sprawny. Szybki spacer do drogi, zawiązanie buta, którego rozwiązały chaszcze. No i hulajnoga na dworzec. Udało się w kwadrans. Zostało jeszcze kilka minut i oto już nadjechał szynobus. Pociągi jak w PR powinny być bardziej wykorzystywane, bo w nich nie ma problemów z napchaniem rowerów. Bilet kupiony o 7:12, z Zamościa do Lublina (przez Rejowiec) - podobnie jak rok wcześniej na tej trasie, acz o innej porze dnia.


06:32. Zamość. Poranek na łąkach dawnego koryta Topornicy w pobliżu torów

Zmęczenie i wspomnienia

Drzemka. Bolała od rana głowa i ogarniało mnie zmęczenie nadmiarem-nadmiarem informacji. Oczy mi się męczyły, gdy natykając się na tekst, od razu go czytały. Skupienie gdzieś prysło. Intensywne zmęczenie oczu podczas dowolnego, zwykłego czytania, od wielu lat pojawiało się w tylko w czasie osłabienia (typu migrena, przeziębienie), a w miarę rozwoju depresji czytanie to coraz większa trudność  (trudność w skupieniu się na tekstach dłuższych niż newsy, albo kilkuminutowe filmiki), natomiast lekkie zjawisko mimowolnego od-razu-czytania, niemal wszystkiego jak leci, przez krótki czas występowało w dzieciństwie. Najbardziej pamiętam, że jak za szybą auta pojawiała się jakaś reklama, czy tabliczka, to od razu była przez mnie czytana, nawet jeśli znana była mi treść. Przez zdecydowaną większość życia coś takiego się nie zdarzało. Ot, zdarzało częste czytanie, głównie motywowane ciekawością, chęcią poznawania świata i zdobywania wiedzy dotyczącym wielu różnych tematów - zdecydowanie bardziej rozlegle, niż wnikliwie. Oczywiście, nie na każdy temat - wiele jest takich spraw, które mnie w sposób oczywisty nudzą jak np. piłka nożna, a wiele jest też takich tematów, których wolę nie tykać ze względów moralnych. Wiele razy spotkałam się z sytuacjami, w których inni przypisywali mi wiedzę czy umiejętności dużo większe niż w rzeczywistości. Czasem wzbudzały we mnie takie sytuację konsternację. Czasem rodzaj wstydu (ot, egzamin z gleboznawstwa wypadł mi na dobrą ocenę, natomiast zakres przeczytanego materiału to może z 10% rodzajów gleb (egzamin ten był jednym z bardziej wymagających na wydziale) - starałam się tego nauczyć, padły pytania akurat z jako tako ogarniętego materiału, ale poczucie otrzymania zbyt wysokiej oceny w stosunku to mojej wiedzy pozostało).

W pociągu z Lublina do Warszawy

W Lublinie przesiadka, ale na szczęście w pół godziny i z bez potrzeby przechodzenia schodami w dół. Zakup w kasie na dworcu kolejnego kolejowego biletu - o 9:30 do Warszawy Centralnej (przez Dęblin), a także zakup dwóch książek z jakiegoś stoiska czy kiermaszu. Do Puław albo Pilawy krótka drzemka, bo nie dało rady wiele przeczytać. Z ciekawostek - jeden z pasażerów w pobliżu najwidoczniej miał głód nikotynowy, bo co chwila gadał, jak to pójdzie i zapali, albo rozmyślał jak to zrobić na dworcu, ile te przerwy itp. Do Warszawy nie dotrzymał. Co z nim dalej to nie wiem. Samego zaś smrodu papierosów nie lubię bardziej niż gorzkiej czekolady (od gorzkiego się źle czuję, ale taką czekoladę można przetworzyć do bardziej jadalnej postaci). Koniec przejażdżki pociągiem na Dworcu Centralnym.

Warszawa

Z rowerem wjazd ruchomymi schodami. Pod Złotymi Tarasami trwała jakieś bokserskie zawody na wolnym powietrzu. Dalej w metro, a tam się okazało, że już stało pięć innych rowerów w przedziale. Wysiedli jak i ja na Młocinach, poza jednym, który opuścił pojazd stację wcześniej. Dalsza jazda do Rokokowej, jakimiś nieużytkami do Akcentu, Wólczyńską i dalej na północ do Auchan w Łomiankach, gdzie oczekiwanie na samochód z mamą i bratem. Potem pakowanie roweru, obiad, zakupy i moje ogólne zmęczenie.

Epilog wyprawy

Po wszystkim powrót tylko z lekkim bólem mięśnia dłoni (pewnie coś podobnego, jak miała Kasia z achillesem, ale nie tak dotkliwie, skutek silnego hamowania bardzo startymi klockami w pagórkowatym terenie), trochę przemęczoną prawą łydką, która tego dnia częściej służyła do odbijania od ziemi, no i wspomnianym głowy. Dnia poprzedniego, w czasie ciśnięcia do Zamościa, trochę kolana się upominały, jakby miały wylecieć z zawiasów, ale w zasadzie nic poza tym. I tyle. Tak skończyło się zaliczanie gmin wschodniej flanki.
Rower:Czarny Dane wycieczki: 12.65 km (2.00 km teren), czas: 01:30 h, avg:8.43 km/h, prędkość maks: 31.54 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Czterodniowa Dwudniówka I - Doba podkarpacka

Środa, 31 sierpnia 2016 | dodano: 04.09.2016Kategoria .Pół nocne, .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, >200, ..Gminy Polska, 2016 Podkarpacie, .Z rodziną

Streszczenie

Przyszła pora na zakończenie odcinka, który kilka razy wymykał mi się z rąk w poprzednich latach, jak również i w tym. Sama wyprawa wyszła dziwnie, jeśli trzymać się sztywnego podziału na dni, godziny itp., stąd taki, a nie inny tytuł. Mianowicie, przygotowania odbywały się 2016.08.30; drzemało się w pociągu nocnym; jechało przez niemal cały 2016.08.31 jako jeden dzień jazdy (wraz z jazdą nocną od pociągu do namiotu); 2016.09.01-02 jako drugi dzień jazdy - od rana jednego dnia, do wieczora dnia kolejnego; powrót zaś odbył się 2016.09.03. W sumie więc wyjazd ten jest opisany pięcioma datami, zawarł się w 4 doby, 3 dni zwykłe były rowerowe, przy czym należy je traktować jako dwa dni jezdne (czyli takie, które mogą trwać dłużej niż doba) rowerowo, oddzielone jednym noclegiem bez istotnych drzemek w międzyczasie, a ostatni dzień, to kilka godzin podróży rowerem w trybie hulajnogi, głównie spędzony w pociągach.

Przygotowania

Od paru dni zbierało się na wyjazd. Tak wołało ciało, które było jakby w ciągłej gotowości i wzmożony apetyt, nad którym ciężko było zapanować. Pogoda zapowiadała się dobra jak na koniec lata - słoneczny ciepły wyż, choć noce chłodne, później okazało się, że i mgliste. Za cel obrany został SE kraniec Polski, który wymagał (by było efektywnie) przedostania się tam pociągiem. Wpierw na Dworzec Wschodni. Tam bilet o 17:47, dnia 30 sierpnia, do stacji Rzeszów Główny (przez Dęblin, Lublin, Turbia, Grębów, Tarnobrzeg, Kolbuszowa). Planowy przejazd między 17:59 a 23:00.  Sam wyjazd obfitował w sporą, jak na tak krótki okres czasu, ilość zdarzeń.

Pociąg nocny

W przedziale jechało prócz mnie, czworo ludzi z rowerami, którzy najwidoczniej wrócili z Trójmiasta, a ściślej ze Szwedzkiego Potopu. Wysiedli parami w okolicach Tarnobrzega, na dwóch kolejnych stacjach. Gdy już nie było nikogo poza mną, przyszła pora przygotować się do nocnej jazdy. Koniec przejazdu za mniej niż godzinę. Trochę jeszcze siedzenia, trochę odpoczywania, póki był na to czas, bo noc i dzień czekały mnie męczące. W Kolbuszowej jeden facet trochę spóźnił się z opuszczeniem pociągu. Gdy dochodził do drzwi (ale jeszcze trochę brakowało), akurat były sygnał do odjazdu i maszyna ruszyła. Trochę spanikował, nie wiedział co począć i wyglądał tak, jakby rozważał, czy nie wyskoczyć, bo prędkość była jeszcze stosunkowo mała. Wskazany przez mnie guzik hamowania, pomógł mu uniknąć przykrych konsekwencji. Pojazd na szczęście nie wyjechał poza peron, więc skończyło się bezproblemowo.

Rzeszów

W Rzeszowie, start pół godziny przed północą. Po pierwsze, kurs na zachód, aby przeciąć trasy BBT i Samoklęsk, do tej pory biegnące równolegle tą samą ulicą, ale bez przecinania się - aż do Brzozowa. Nie było pewności, która ulica jest tą właściwą, więc przyszło liczyć na szczęście. Gdy wydawało mi się, że to już, przyszła pora zawrócić na wschód. Mijało się kebab, w którym się kiedyś przyszło się stołować. Mimo późnej pory, ulicami wciąż kręciło się sporo osób, choć ubogo, jeśli porównać z Wrocławiem czy Warszawą. Wyjazd na DK 4, aby odwiedzić Krasne, którego nie wiem jakim cudem nie udało się odwiedzić, mimo poprzedniej wizyty. Teraz z kolei wyszło za bardzo, bo jechało się i jechał, aż pojawiła się tablica kończącą. No i po co tyle się tłuczenia? Nawrót i przejazd z powrotem przez osiedle na św. Kingi, potem koło krajówki i różnymi innymi uliczkami, aż do wyjazdu w Budziwoju, gdzie narosły krótkie wątpliwości, w którą stronę się udać.


23:25.Rzeszów. Dworzec Główny. Początek jazdy


23:59. Krasne. Samotna plamka na mapie

Do świtu na SE od Rzeszowa

Od Tyczyna DW 878. Zrazu wątpliwości, bo była nadzieja na przejazd przez rynek, ale z drugiej strony nie było ochoty na tamtejszy podjazd. Cóż z tego, gdy na wojewódzkiej czekało mnie ich kilka i do tego dłuższych? Było ciemno, zimno, miejscami mgła. Aut jechało mało, lecz najwięcej w Dylągówce, gdzie trwał remont mostu i ruch puszczano wahadłowo. Nie było tam też już widać nikogo niezmotoryzowanego poza mną, nie tak jak w mieście, gdzie kręciło się takich wciąż sporo. Fragment DW 877, którym już ongiś zdarzyło się jechać. Ładny kawałek trasy, czy w dzień, czy w nocy. Niestety droga przez Jawornik już taka ładna nie była, ale przynajmniej szybko się nią przemknęło.

04:17. DW835. Granica gmin Hyżne i Jawornik Polski

Poranek w okolicach Kańczugi

W Kańczudze nad ranem. Ludzie już przebudzeni, okolica się ożywiła. W świetle dnia bardziej można się było przyjrzeć okolicy oraz ogrzać w słońcu, choć wciąż było jeszcze chłodno. Trochę dało się odczuć zmęczenie podjazdami, choć spać mi się nie chciało. Okolica między wsiami była bezludna, rolnicza. Wjazd do Markowej, a chwilę później Gaci.


05:59. DW 881. Kańczuga na W od miasta. Mgły poranne w dolinie Średniego Potoku. Widok ku NW


06:40. DW881. Granica gmin Kańczuga i Markowa.


06:51. Granica gmin Markowa i Gać. Widok ku E.


Gać. Tablica informacyjna

Okolice Przeworska

W Przeworsku skręt na Zarzecze, choć trochę się mi zajęło szukanie wyjazdu. Było sporo przerw. W samym centrum Zarzecza - trach! Zerwał się łańcuch i zakręcił na zębatce. Spacer na ławkę i rozpoczęcie napraw. Ręce zrobiły się okropnie brudne i trochę minęło czasu, na jako takie ich ogarnięcie.


 07.40. Wjazd do Przeworska z terenu gminy wiejskiej Przeworsk. Widok ku NNE


0742. Przeworsk. Kasztanowa 1E. Ruina. Widok ku SW


07:44. Przeworsk. Most im. majora Jana Gryczmana. Rzeczka pełna... Widok ku S


07:46. Przeworsk. Bazylika kolegiacka pw. Ducha Świętego


07:47. Przeworsk. Bazylika kolegiacka pw. Ducha Świętego


Granica gminy Zarzecze i miejskiej gminy Przeworsk. Widok ku SSE


08:20. Żurawiczki. Na horyzoncie wiatraki, ciągnące się przez wsie Wysoka, Sonina i Kosina, położonych w pobliżu Łańcuta. Widok ku W


08:25. Żurawiczki. Północny kraniec wsi. W tle Przeworsk. Widok ku N


Zarzecze. Widok ku S


Granica gminy Zarzecze i Pawłosiów


Cieszacin Wielki. Widok z przejazdu nad A4. Widok ku SE.
 
Cieszacin Wielki. Widok z przejazdu nad A4. Widok ku SW.


Cieszacin Wielki. Widok z przejazdu nad A4. W centrum kościół pw. Wszystkich Świętych w Siennowie. W tle wzniesienia w okolicy Pantalowic  Widok ku SWW.

Ruina cegielni w Jarosławiu

Przy wiadukcie ponad A4 przerwa na zrzucenie wszystkiego co nocne. Wjeżdżając do Jarosławia widoczny stał się interesujący komin. Gdyby zmęczenie było większe, zostałby zignorowany, ale tym razem udał się skręt w jego stronę. Minąwszy teren budowy cmentarza, przejeżdżało się przez pole koło wypasanych krów, po czym lądowało na dużym nieużytku. Sporo było tam gruzu, jakichś gałęzi, trochę kompostu i gratów. Zjazd w pobliże komina, stojącego blisko dwóch zrujnowanych budynków. Nie było ochoty włazić do środka, więc tylko przejażdżka i dalej w drogę.


10:23. Jarosław. Pozostałości dawnej cegielni w pobliżu torów, położone po S stronie Krakowskiej. Widok ku N


10:23. Jarosław. Pozostałości dawnej cegielni w pobliżu torów, położone po S stronie Krakowskiej. Widok ku N

Przez Jarosław

Zjazd dawną DK 94. Niestety na dołku były światła, zatrzymały się pojazdy, a ja wraz z nimi. Świetnie. Akurat przed męczącym podjazdem koło Klasztoru. Poprzednio Jarosław ledwie został przez mnie zahaczony. Tym razem udało się udać na rynek, który zaskoczył mnie swoimi otwartymi przestrzeniami i masą ludzi, jacy odwiedzali miasto w ten ostatni dzień ich wakacji. Z pewnością będzie mi się chciało wrócić tam jeszcze, aby jeszcze lepiej się rozejrzeć.


10:39. Jarosław. Ul. Krakowska. Po prawej kościół pw. Matki Boskiej Bolesnej z XV w.



10:40. Jarosław. Ul. Krakowska. Kościół pw. Matki Boskiej Bolesnej z XV w.


10:40. Jarosław. Ul. Krakowska. Kościół pw. Matki Boskiej Bolesnej z XV w.


10:47. Jarosław. Mapa starówki.


10:50. Jarosław. Ratusz z XVII w.


10:51. Jarosław. Cerkiew Przemienienia Pańskiego z XVIII w.


Ruina przy centrum Piekarskiej. Rozebrana w ciągu 2016-2018. Następnie w m.in. jej miejsce postała rozległa galeria handlowa. Widok ku NE

Miasto opuszczane w kierunku Widnej Góry, a potem skręt na Chłopice (bez wjazdu do centrum miejscowości), potem odbijając pod A4 ku Jankowicom. Drogą polną skrót do Rudołowic, choć były to trudne, szutrowe podjazdy, zjazd po płytach i dłuższa przerwa na polu, za krzakami, m.in. na ochłonięcie w cieniu. Temperatura powietrza była dość znaczna.


11:28. Widna Góra. Pogoda wyjątkowo dobra, jak na ostatni czas. Widok ku SW


Długa jazda do Przemyśla

Roźwienicę mijało się szybko, ale przerwy się zagęściły. Było wyraźnie trudno. W Bystrowicach szybki zjazd. Za Tyniowicami podjazd polną drogą w pobliże ruin wieży zamkowej w Węgierce. Potem do Pruchnika z ładnym, stromym rynkiem. Przejazd na drugą stronę rzeki, skąd wracało się na DW 881. Ta trasa miała wyjątkowo ładne krajobrazy, dużą część prowadziła jakby grzbietem wzgórz. Tylko co z tego, jeśli nie było sił ich podziwiać... Styrały mnie podjazdy, w Żurawicy stromy zjazd ze schodami jak do Jeleniej Góry. Niebezpiecznie. Dalej miała być jazda na Bolestraszyce, ale w to miejsce wpadł skręt na Buszkowice. Na głównej trwał remont i pękł mi łańcuch. Wpadły różne uliczki, tu i tam, przejazd koło Dworca Głównego w Przemyślu, a z miasto wyjazd ścieżkami wzdłuż DK 28. W końcu się skończyły, a mi pozostało zjechać na asfalt.


13:58. Roźwienica. Widok na Cząstkowice ku W. Na horyzoncie las Gaj, wzdłuż którego biegnie granica powiatów. W oddali po lewej, widoczne wzniesienia Pogórza Dynowskiego w okolicy Manasterza


14:24. Widok na lewą stronę zdjęcia

14:24. Widok na prawą stronę zdjęcia 


14:25. Roźwienica. Na horyzoncie Pogórze Dynowskie, w centrum zdjęcia reprezentowane przez Górę Iwa (406 m n.p.m., 7 km) wznoszącą się nad Pruchnikiem. Widok ku SW


14:42. Węgierka. Basteja z XV w.


14:54. DW881. UM Pruchnik. Widok ku SW


14:56. Pruchnik. Budynek na NE od ratusza


14:56. Pruchnik. Rynek. Widok z DW881 ku SSW


15:00. Pruchnik. Rynek. Widok ku N


15:29. Granica gminy Roźwienica z gminą Rokietnica 


15:31. Granica gminy Roźwienica z gminą Rokietnica


16:01. Rokietnica (z przystanku w rejonie Żarkówki). Z lewej południowe zabudowania (Parcelacja; 4 km) i las w Boratyniu (5 km). Na horyzoncie po lewej trochę ukryty las (8km) przy północnej granicy Chłopowic. W centrum widoczna kapliczka (5 km) na cmentarzu komunalnym przy wsi Dobkowice (schowane po prawej) wraz z wieżą telekomunikacyjną PLAYa (na tej samej działce). Nieco na prawo las Garby (7 km). Bardziej w oddali ledwo dostrzegalne kominy Huty Szkła Jarosław z 1974r., od lat '90 w posiadaniu koncernu Owens-Illinois. Po prawej Las Okrągły (7 km). Widok ku NE


16:54. Żurawica. Niebezpiecznie schodkowana droga. z której łatwo wypaść. W tle Płaskowyż Chyrowski


17:26. Buszkowice. Cmentarz wraz z kościołem pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej.


18:06. 22 Stycznia. Widok na południowy brzeg Przemyśla, widoczny z północnego brzegu Sanu. Widok ku SE


18:22. Przemyśl. DK 28. Wiadukt z 1897r. położony nad torami. Po lewej przedwojenny kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Nieustającej Pomocy

Problemy z łańcuchem za Przemyślem

Początkowa jazda z przeciętną prędkością. Na trasie znajdowało się jeszcze dwóch rowerzystów, z czego jeden pędził koło 30km/h. Przybyło mi sił i udało się wyprzedzić pierwszego, by potem utrzymywać ~200m do szybszego, ale bliżej nie było ochoty się zbliżać. W Medyce skręt na północ. Mijało się Leszno, potem Nakło. Ponownie zerwał się łańcuch. Nie było we mnie pomysłu, co o tym myśleć, tym bardziej, że na poprzedniej wyprawie zastanawiało mnie, czemu dawno żaden łańcuch mi nie pękł. A tu nie dość, że pękł, to i kilka razy. Tym razem okazało się, że przed Przemyślem tak jakby wyrobił się gwint ośki jednego z oczek. Teraz było już ciemno i przez przypadek zostało go mniej o cztery ogniwa. Mało tego - wydawało mi się, że został przeplecony przez przerzutkę przednią, a nic takiego nie miało miejsca. Nie chciało już mi się tego poprawiać, bo a nuż będzie za krótki łańcuch, albo znów coś pójdzie nie tak. W końcu, nie udało mi się zaznać snu już od ponad 36h, z czego prawie doba minęła w podróży rowerem.


18:38. DK 28. Wschodni kraniec Przemyśla. Z lewej widoczny ten wolniejszy ze wspomnianych rowerzystów

Nocleg


19:13. Leszo. Kościół pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku W


19:54. Stubno. Wjazd od południa.

Start po awarii zaczął się na najmniejszej z zębatek. Przerzutka trochę o nią ocierała, ale wystarczyło ją naciągnąć maksymalnie, by był spokój. Z tyłu wszystko działało, wiec nie było większych problemów z dalszą jazdą. Przejazd ponad A4 i skręt do Nienowic. Teoretycznie niepotrzebnie i niezgodnie z zamysłem, ale ostatecznie było w porządku. Raz tylko wjechało się w ślepą uliczkę, prowadzącą ku łąkom nad rzekę, a potem z powodzeniem można było rozłożyć się z namiotem.

Zaliczone gminy

- Krasne
- Jawornik Polski
- Kańczuga
- Markowa
- Gać
- Przeworsk (W+M)
- Zarzecze
- Pawłosiów
- Chłopice
- Roźwienica
- Pruchnik
- Rokietnica
- Medyka
- Stubno
Rower:Czarny Dane wycieczki: 223.85 km (5.00 km teren), czas: 14:43 h, avg:15.21 km/h, prędkość maks: 52.27 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)