Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Do granicy z Miączynem

Wtorek, 9 kwietnia 2024 | dodano: 09.04.2024Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki

Do granicy z Miączynem skąd powrót. Gorąco na słońcu i przyjemny, chłodzący wiatr od południa. Po zakupach druga runda, tym razem pod dworek. Wiatr był tym razem znacznie cieplejszy. Znów bez fot.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 3.70 km (0.00 km teren), czas: 00:20 h, avg:11.10 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Przejażdżka

Poniedziałek, 8 kwietnia 2024 | dodano: 08.04.2024Kategoria Zwykłe przejażdżki

Tylko nad Wisłę i z powrotem. Ciepło przyjemnie. Sennie. Bez fot.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 1.33 km (0.00 km teren), czas: 00:07 h, avg:11.40 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wyborna niedziela

Niedziela, 7 kwietnia 2024 | dodano: 07.04.2024Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, Z rodziną

Temperatura na dworzu ok.20 stopni. Rankiem do kościoła i na wybory. Po powrocie na rower jazda w bluzie (zdjęta jeszcze przed powrotem, bo ciepło) i z sakwą. Wpierw kurs na Miączyn do kapliczki za dworkiem. Dalej było pod górkę, więc powrót. Z powrotem rower toczył się prawie sam, pomimo lekkiego wiatru od południa. Potem dłuższa przerwa w domu, po niej zaś nad Wisłę w klapkach, na lekko. Krótki postój i do domu. 1 etap 3.1 km w 8 minut; 2 etap 1.38 km w 5 minut. Ciało nie przywykło jeszcze do jazdy.


Wychódźc. Kapliczka w pół drogi od krzyżówek do dworku. Widok ku SE


Wychódźc. Kapliczka w pół drogi od krzyżówek do dworku. Widok ku NE


Miączyn. Po SE od dworku. Dawne miniboisko, teraz plac-magazyn budowlany, podczas modernizacji wału. wcześniej były przywiezione głazy w liczbie mnogiej


Wychódźc. DW565. Rzut oka na Wisłę z przyczółka


Wychódźc. DW565. Zaplecze techniczne ds. modernizacji wału. Widok ku N
Rower:Zielony Dane wycieczki: 4.48 km (0.00 km teren), czas: 00:13 h, avg:20.68 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Z powrotem na dwóch kołach

Sobota, 6 kwietnia 2024 | dodano: 06.04.2024Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki

Piękna i raczej ciepła pogoda, choć wieczór raczej chłodny. Rower dostał małe oświetlenie. Ubiór na ciepło w kurtce i szaliku, z powrotem bez szalika z kurtką rozpiętą. Lekko dokuczało ucho i przepocona koszulka - po powrocie szybki prysznic. Sama jazda to kurs na Zdziarkę wschodnią. Podejście tam było strome i wypłukanymi torami jazdy. Tym razem nie dałoby rady jechać. Podeszło się z trudem i małym ujadającym psem. Na Wysoczyźnie przerwa koło kwadransa przy krzyżu. Ktoś na zachód przejechał rowerem z kamizelką na sobie. Po odpoczynku, ku N na Chociszewo. Odcinek trawiasty pieszo. Przez Chociszewo S jazda szybka bo 2 małe psy goniły. Dalej do drogi przez Borek N, a tam znowu pieszo po łące do szutru. Fajny zjazd DW565 w Dolinę o zachodzie słońca. Tylko na tyle było mnie stać po długiej przerwie od roweru.


Wychódźc koło sklepu. Rzut oka na DW565 ku SE


Wilkówiec. Kapliczka przy drodze na Wysoczyznę. Widok ku NEE


Zdziarka E. Kapliczka przy której przerwa wypadła. Widok ku NW


Chociszewo S. Kapliczka. Widok ku NE

Rower:Zielony Dane wycieczki: 9.95 km (6.00 km teren), czas: 01:20 h, avg:7.46 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Ostatni (prawie) wpis na tym blogu

Czwartek, 2 lipca 2020 | dodano: 02.07.2020
Tym wpisem pragnę zamknąć i graficznie podsumować moje dotychczasowe życie, zawarte w tych wszystkich liniach i kreskach. Było tam wiele chwil dobrych, trochę złych, mnóstwo wspomnień i całkiem sporo osób. To był fajny okres, choć spędzony w swego rodzaju zamknięciu, niczym w skorupce na dnie morza.

Jeślibym miała zmienić coś w samej tylko kwestii podróżowania z tamtego okresu, to byłoby to spokojniejsze, wolniejsze, dłużej rozłożone w czasie tempo kolejnych wypraw. Więcej przerw, więcej zachwycania się bieżącą chwilą, przeżywanie wszystkiego pełniej. Bez nadmiernego planowania i układania tras specjalnie pod gminy. Tak było do końca 2010. W 2011 większość czasu pochłonęła wyprawa do Rzymu, a wszystkie wyprawy z tego roku jeszcze zachowały cząstkę poprzedniego rodzaju wypraw i zawierały już cząstkę nowego podejścia do ich odbywania. W 2012 wszystko się zmieniło. Dwie wyprawy jeszcze w "starym stylu" to wyprawa nad morze w 4 dni oraz wyprawa Południowopolska z Konina przez Śląsk pod Lublin, choć ta już się nieco różniła od starszych. Pozostałe wyjazdy to albo maratony, albo trasa układana pod gminy. Od tamtej pory nowe wyprawy jakby straciły swoje serce, a życie zaczynało stawać się jakby cieniem. Zaczęłam być bardziej nieobecna, bo styl "zdobywczyni", "wojowniczki" zupełnie nie jest moim. Weszłam w tryb - "jak najszybciej zdobyć wszystkie gminy" tak jakby śmierć dybała na moje życie i mogła je skrócić, nim by mi się to udało. Jeżdżąc tak udało mi się zamknąć ten cel w roku 2017, ale równocześnie straciłam coś cennego, a o czym nie zdawałam sobie sprawy w trakcie owej pogoni za gminami.

Być może są ludzie, którzy uwielbiają rywalizację, pogoń za tytułami, osiągnięciami itp. Ja taka nie jestem i taka nie byłam. Nie ma we mnie takiej skłonności i nie są to sprawy, które uważam za naprawdę ważne. To co było dla mnie ważne od samego dzieciństwa, to wspólnie spędzany czas, spędzany na różne sposoby. W kwestii roweru - w podstawówce najbardziej podobała mi się wspólna jazda po niewielkim parku przy szkole. Tak jak całe życie spędzałam wtedy w książkach, tak ten rodzaj aktywności socjalnych był jedynym, w który się bardziej angażowałam podczas przerw. Rower był mi środkiem, dzięki któremu do pierwszej gimnazjum zdarzało mi się jakoś bawić z innymi, choć nie tak dużo. Od pierwszej gimnazjum pochłonęło mnie poznawanie okolicy i w sercu tęskniłam, marzyłam za tym, aby móc poznawać ją wspólnie z innymi ludźmi na rowerach, ale nie było nikogo podobnego mi w tym zainteresowaniu. Mimo to jeździłam po swojemu, od rana do wieczora, nieraz wysuszona, wygłodniała i wymęczona wracając do domu. Spokojnie, z przerwami i chłonąc przyrodę. W 2007 wreszcie udało mi się poznać kilka osób i znów jeździć wspólnie, choć ze względu na dzielącą odległość - rzadko. Byłam tą jedną z wolniejszych osób.

W 2009 przekroczyłam 300 km/dobę i ogólnie ciało tak jakby mogło zacząć zmierzać w kierunku "nowego stylu", ale szczęście w nieszczęściu - uszkodziłam sobie kolano, skutkiem czego w 2010 jeździłam znów jak wcześniej, tym razem z Kasią i to było dobre. Dopiero zaczynała jeździć, była w słabszej kondycji. Ktoś z zewnątrz mógłby ocenić, że po co jeździć z kimś wolniejszym itp. itd. Nie patrzyłam pod tym kątem, choć równocześnie nieraz przeoczyłam jej możliwości. Jej słabsza kondycja były dla mnie swego rodzaju hamulcem, ale w korzystnym sensie - powstrzymując przed negatywnym pędzeniem na oślep do celu. Mimo wszystko były to wspólne, spokojne, powolne wyjazdy z licznymi przystankami, czyli tak, jak moje serce najbardziej pragnęło. Po prostu tam byłyśmy w tym wszystkim razem, dopiero poznając swoje możliwości jazdy. W późniejszym okresie "nowego stylu" część mnie była zjadana przez koszmarną potrzebę trzymania się planu jazdy, zaliczania gmin, a coraz słabiej po prostu być tam i wtedy. Każda z kolejnych wypraw miała swoje dobre momenty jak za dawnych lat, ale już nie były takie same jak wtedy.

Jakbym żyła ponownie, to wolałabym zaliczyć te gminy spokojnie, choćby do emerytury, choćby i nie odwiedzając wszystkich, ale za to wspólnie z innymi ludźmi, bez tego całego planowania, bez organizowania się "po gminy", bez tej całej gonitwy do celu. Moje życie jest pełne błędów i dotyczy to również wypraw. Jeśli więc miałabym coś przekazać ze swego doświadczenia, to właśnie to, aby iść za swoim sercem, w taki sposób, aby robiąc tą samą rzecz, iść tą drogą, która jest przez to serce prowadzona. Gdzieś po drodze zgubiłam znaczenie powiedzenia, że to droga jest celem (w jaki sposób, z kim się nią wędruje), a nie cel sam w sobie. Z początkowej radości samej wędrówki, zatraciłam się w pogoni. Nawet wiedząc to, mając takie doświadczenia - odczuwam, że to też może nie być łatwe, aby iść przez życie tak jakby się chciało. W pogoni za "przyszłością", zatraciłam wiele z ówczesnych bieżących chwil. W sumie można by to porównać do sytuacji, gdy ktoś ogląda film, czyta książkę, ale zamiast ją faktycznie czytać, angażować się w fabułę - pędzi do końca, oby szybciej, oby szybciej. Nikt nie goni, a jeśli jakiś wewnętrzny, albo cudzy głos podpowiada, aby robić wszystko teraz, już, chybcikiem - wtedy traci się to co ważne i zostaje z pustym "certyfikatem" ukończenia szkoły, filmu, książki, wyprawy itd.


Do końca 2007 (Gimnazjum+Liceum)


Do końca 2007 (Gimnazjum+Liceum)


Do końca 2007 (Gimnazjum+Liceum)


Do końca 2007 (Gimnazjum+Liceum)


Do końca 2007 (Gimnazjum+Liceum) (Kartka z trasami po Warszawie oderwała się z biegiem czasu i gdzieś się zawieruszyła. Oddzielne notatki były prowadzone na wielostronicowych planach Warszawy)


Zbiór śladów wypraw rowerem w 2007. Okres wczesnych jazd w LSTR


Zbiór (bez wielu tras wczesnowiosennych i trasy z Mazovii24h) śladów wypraw rowerem w 2008. Okres wielu jazd w LSTR


Zbiór (bez wielu tras wczesnowiosennych śladów wypraw rowerem w 2009 (Polska). Okres wielu zmierzchu forum LSTR. (na niebiesko trasa autem, prowadzonym przez tatę, po pieszorowerowym spacerze przedwiosennym)


Zbiór śladów wypraw rowerem w 2009 (Wyprawa dookoła Bałtyku)


Zbiór śladów wypraw rowerem w 2010. Okres wypraw po znacznej kontuzji kolana


Zbiór śladów wypraw rowerem w 2011 (Polska). Okres znacznego podniesienia swoich rekordów rowerem.


Zbiór śladów wypraw rowerem w 2011 (Wyprawa do Włoch)


Zbiór śladów wypraw rowerem w 2012. Okres udanych maratonów (zbiorowych i samotnych) i początek optymalizacji tras pod gminy


Zbiór śladów wypraw rowerem w 2013. Okres optymalizacji tras pod gminy w podkarpackim i na Pomorzu


Zbiór śladów wypraw rowerem w 2014. Okres optymalizacji tras pod najdalsze gminy 


Zbiór śladów wypraw rowerem w 2015. Okres zakańczania luk w odwiedzonych gminach i pierwsze całe województwa


Zbiór śladów wypraw rowerem w 2016. Okres zakończenia luk gminnych w województwach karpackich


Zbiór śladów wypraw rowerem w 2017. Okres zakańczania luk gminnych w ostatnich województwach. (na niebiesko wiosenny spływ kajakiem)


Zbiór śladów wypraw rowerem w 2018. Okres intensywnego fotografowania miejsc w okolicy domu


Zbiór śladów wypraw rowerem w 2019 (do lipca). Okres marnej kondycji


Zbiór śladów wypraw rowerem w rejonie Czerwińska nad Wisłą (bez wielu z okresu szkolnego - ale i tak większość odcinków była przejeżdżana w późniejszych latach). Większość wpisów z kategorii "Zwykłe przejażdżki" dotyczy obszaru na tej grafice.


Zbiór śladów wypraw rowerem w rejonie Warszawy (bez wielu z wiosny 2008, wiosny 2009 i drugiej połowy roku 2019 - ale i tak większość odcinków była przejeżdżana podczas innych wypraw). Wszystkie wpisy z kategorii "Warszawa" dotyczą obszaru na tej grafice.


Zbiór śladów wypraw rowerem w rejonie południowego powiatu płońskiego (bez wielu z okresu szkolnego - ale i tak większość odcinków była przejeżdżana w późniejszych latach - najistotniejsze luki dotyczą rejonu Małej Wsi, Bodzanowa i Bulkowa). Praktycznie zdecydowana większość wpisów z kategorii "Zwykłe przejażdżki" dotyczy obszaru na tej grafice.


Zbiór śladów wypraw rowerem w rejonie centralnego Mazowsza (bez wielu z okresu szkolnego, oraz wielu z wiosny 2008 (chyba też Mazovii24h), wiosny 2009 i drugiej połowy roku 2019 po Warszawie - ale i tak większość odcinków była przejeżdżana w późniejszych latach). Wszystkie wpisy z kategorii "Wyprawy w regionie" dotyczą obszaru na tej grafice (przy czym "region" to w obszar o nieostrych granicach mniej więcej od Płocka po Wyszków i od Ciechanowa po Żyrardów, w przybliżeniu o kształcie zaokrąglonego rombu. Kategoria Warszawa jest osobną kategorią).


Zbiór śladów wypraw rowerem po Polsce z lata 2007-2019.07.18 (bez niektórych z: wiosny 2008 (chyba też Mazovii24h), wiosny 2009, a z niektórymi z okresu szkolnego). Wszystkie wpisy z kategorii "Wyprawy po Polsce" dotyczą obszaru na tej grafice (w granicach IIIRP).

Wyprawa dookoła Bałtyku - szczegółowe szkice

Poniżej szkice (bo w planach było sporządzenie dokładniejszych map, ale "jak to zwykle bywa") mapy trasy Wyprawy Dookoła Bałtyku, wyświetlany na pokazie w CBR w Warszawie. Legenda: pomarańczowe koła - większe miasta; pomarańczowe kwadraty - stolice; gwiazdki - noclegi; niebieski pięciokąt - dłuższa przerwa, bez snu, mniej więcej w połowie trasy tego dnia, przed Lars Dufwa, na skraju Osby, przed rozpoczęciem nocnej jazdy; czerwona linia - trasa jazdy rowerem; niebieska ciągła linia - indywidualny odcinek Księgowego na prom; niebieska, przerywana linia - prom. Profil wysokościowy trasy opracowany (uproszczony) na podstawie Google Earth. Wrzucone ze względów pamiątkowych, nie ze względów estetycznych.


Przez Niemcy i Danię


Przez południową Szwecję 


Przez środkową Szwecję


Przez Północną Szwecję i Finlandię (nocleg przed Kiruną i po Kirunie w tym samym miejscu - namiot stał tam dwie noce)


Powrót przez południową Finlandię


Odcinek w rejonie Poorvo i w  Helsinkach


Powrót przez Tallin, Rygę, Wilno (odcinek litewski przejechany prawie bez posiłków)


Powrót od Wilna przez Polskę

Wyprawa do Włoch - szczegółowe szkice

Poniżej szkice (bo w planach było sporządzenie dokładniejszych map, ale "jak to zwykle bywa") mapy trasy Wyprawy do Włoch, wyświetlany na pokazie w slajdów w Murzynowie. Legenda: czerwone koła - większe miasta; gwiazdki - noclegi; czerwona linia - trasa jazdy rowerem; niebieska ciągła linia trasa pociągiem (wschodnia) i autem (zachodnia); odwrócone nawiasy ")(" - istotniejsze przełęcze na trasie. Wrzucone ze względów pamiątkowych, nie ze względów estetycznych.

Cała trasa i noclegi


Z Milówki na Węgry (nie wiem skąd Niemcy zamiast Czech - zostawiam na pamiątkę wstydu i sromoty)


Przez Węgry do Włoch


Przez Włochy centralne


Przez Włochy NW i Alpy


Przez Niemcy i Czechy

Zbiory gmin


Gminy (829) odwiedzone z Kasią


Gminy (1952) które odwiedziłam przejeżdżając przez miejscowość centralną danej gminy

Bawaria

Nieco zmodyfikowany podkład, użyty do stworzenia posteru sporządzonego po Autokarowej Wyprawie Bawarskiej (projekt mój, zaś poster (tu nie zamieszczony) obrabiany przez grupę). Legenda: granatowa linia - trasa; czerwone kropki - istotniejsze (nie wszystkie) miejsca tej wyprawy.


Autokarem po Bawarii w 2012

Praca na studiach

Mapa sporządzona na ćwiczenia na studiach. Główna treść to nowe gminy odwiedzone w kolejnych latach. Treść poboczna, to środki transportu jakimi zdarzało mi się przemieszczać w poszczególnych krajach.

Graficzne, zgeneralizowane podsumowanie wypraw w latach 2003-2012
Rower: Dane wycieczki: 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wycieczka do Zgierza

Czwartek, 18 lipca 2019 | dodano: 26.01.2020Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Warszawa, Wyprawki w regionie

Dzień I

Wiele nie ma co pisać. Pierwszego dnia (20019.07.18) trasa przez Iłów, Wszeliwy, Błędów do Łowicza. Trwały zbiory, pachniało zbożem, było ciepło i wiał lekki, pomocny wiatr. W Łowiczu w pociąg do Zgierza. Tam przejazd przez miasto, zakupy w jakimś markecie (zachciało mi się zjeść pakowaną sałatkę chyba kebabową i uzupełnić zapasy na drogę powrotną). Potem długie godziny na siedząc na ławeczce na skraju miasta, mając nadzieję, że uda się spotkać, porozmawiać Z. i wyjaśnić nieporozumienia powstałe poprzez czat, ale ostatecznie do spotkania nie doszło. Czekałam do nocy, zjadałam sałatkę, a potem (obawiając się ewentualnych zaczepek) przemieściłam się w pobliże fundamentów po jakimś słupie energetycznym albo czymś takim, nieco z dala od szosy. Nocleg w śpiworze, pod gołym niebem, przy iglastym drzewie. Próbując spać, ryczałam z płaczu i się modliłam.


10:19. Wychódźc.Widok ku E (ok.100m na E od krzyżówek).


11:36. Zdziarka. Stadnina nad Wisłą. Widok ku N


12:39. Wisła pod Wyszogrodem. Widok ku E


13:53. Lasotka. Widok ku SW


14:45. Stara Wieś. Widok ku SSE


14:48. Osiek. Widok ku SSE


15:44. Łowicz Główny. Widok ku NE


15:44. Łowicz Główny. Widok ku SE

Dzień II

Rankiem 2019.07.19 przejazd między blokami na trawnik osiedlowy. Część czasu spędzona chyba na pobliskiej ławce (pamiętam przechodzących ludzi, którzy należeli do tych, którzy grzebią po śmietnikach komunalnych), a później na trawę pod drzewo, czytając słownik od hiszpańskiego, próbując pożytecznie spędzić czas, mając nadzieję, że może tego dnia uda się porozmawiać. Po jakimś czasie wyszła chyba babcia Z., Po dłuższej chwili, podczas której próbowałam się modlić i zbierałam na odwagę, podeszłam i wybełkotałam coś (lęk znacznie wpływał na jakoś mówienia), aby przekonała rodziców Z., by pomogli Z. w problemie (z rozmów pamiętam, że sytuacja w ich rodzinie nie była zbyt ciekawa). Potem stamtąd wyjechałam (i czułam się, jakbym była postrzegana jako wariatka). Dałam spokój, widząc, że nie jestem w stanie realnie i bezpośrednio pomóc, a kontakt się urwał (rok później dopiero zdarzyło mi się lakonicznie porozmawiać przez SMS i tyle). Powrót na dworzec kolejowy, a stamtąd powrót pociągiem do Łowicza. Dalsza jazda przez Popów. Potem długi odcinek DK 92, skręcając ku N we wsi Dachowa, dalej jadąc przez Władysławów, Bronisławy, a następnie z Młodzieszyna przez las zachodniego Marynina, dalej asfaltem do Kamionu, potem przy wale do mostu, a na koniec DK 62 do Czerwińska. Dzień pochmurny, parny, duszny. Między nimi - gdzieś tam. Jechało się wolno, ciężko, z jakimś tam, narastającym bólem stóp z powodu nowych butów.

Kolejne dni

Wkrótce po powrocie do domu spostrzegłam się, że gdzieś po drodze z Łowicza z sakwy wypadły mi spódniczkospodenki kupione w decathlonie w dziale tenisowym. Sakwy były zamknięte w sposób byle jaki, to i mogło się tak stać. Wyruszyłam na poszukiwania i rozglądając się po poboczach uprzednio przejechanej trasy. Dojechałam do Młodzieszyna, skąd telefonowanie do mamy, by przyjechała autem. Potem dojechałam do Władysławowa. Tam oczekiwanie na auto. Rower do bagażnika, a potem już autem kurs prawie do Łowicza, gdzie dałam sobie spokój z tymi poszukiwaniami. W drodze powrotnej jeszcze trochę się rozglądałam, ale już bez nadziei na odzyskanie ciucha. Jakiś czas później kupiłam nowe.
Dzień słoneczny. Wpierw jazda do Warszawy na Marymont. Potem kurs po odbiór medykamentów z apteki w rejonie Gazowni. Potem zakupy w decathlonie. Następnie popołudniowe spotkanie z S. na Polach Mokotowskich. Tam krótki spacer i rozmowa na ławce blisko Biblioteki Narodowej. Potem rozdzielenie dróg w pobliżu stacji metra. Dalej udałam się na północ, ale dokładnej trasy nie pamiętam (znaczny odcinek wiódł przy głównej trasie przez Białołękę). Jechało się dość szybko do Legionowa, aby spotkać się z Księgowym. U niego nocleg, aby od rana móc pomóc przy maratonie jaki organizował następnego dnia.
Przejazd autem z Księgowym do Nieporętu. Tam był punkt startu maratonu. Wystartowało raptem kilka osób na rowerach.Tego dnia były moje krótkie piesze wycieczki w pobliżu bazy. Wpierw przed samymi zawodami po drobne zakupy spożywcze w pobliżu kościoła. Po powrocie do bazy zaczął się okres pojawiania się tam zawodników. W ciągu dnia później niewiele się działo. Wieczorem ponowny spacer na zakupy. Tuż po nich krótki spacer na pobliskie łąki, obchodząc budynki w pobliżu bazy od strony zachodniej i południowej. Pierwsi zawodnicy wrócili z trasy albo w tym czasie, albo tuż po moim powrocie. Maraton zakończył się około zmierzchu (w ramach poczęstunku głównie dla zawodników, były zamówione dwie pizza do podziału. Powstrzymywałam apetyt i zjadałam tylko jeden kawałek, choć byłam głodna i miałam ochotę na więcej...). Powrót autem do mieszkania Księgowych już po nocy.
Nazajutrz po maratonie, w godzinach przedpołudniowych, pomogło się Księgowemu wywalić jakiś gruz. Potem wspólna jazda rowerami do NDM. Wpierw dojechało się do Husarskiej, a potem do Mieszka I. W pobliżu skrzyżowania obu ulic jakieś auto jechało tak, że było niebezpiecznie dla Księgowego. Dalej ul. Wieniawskiego, a potem chyba gruntowo-szutrowa ul. Jagiellońska (świeże budownictwo). Kolejny był przejazd Wałową i Mazowiecką Jaśminowej, którą wyjechało się na DW630. Nieco dalej na zachód ukazała się niekompletna ścieżka rowerowa po N stornie drogi, ale chyba się na nią nie wjeżdżało. Na pewno nastąpił wjazd na ścieżkę rowerową od Rajszewa do NDM. Istotniejszym zdarzeniem było napotkanie chmary rowerzystów jadących na wschód, pośród których udało mi się dostrzec znajomego z Pielgrzymki do Wilna, tj. pana Benqa. Jego obecność mignęła mi tylko na kilka sekund, po czym zniknęła gdzieś w tym tłumie. Działo się to na Osiedlu Młodych w pobliżu DW630 i nie tak daleko od kościoła. Księgowy chciał już wracać, ale zachciałam pokazać mu jeszcze jak dojechać do zrujnowanego domu położonego na południe od ul. Nałęcza. Przejechało się od południa do ul. Nałęcza, a tam już nastąpiło rozdzielenie. Dalej nie pamiętam, czy jechałam bezpośrednio do domu czy wsiadłam w auto. Istotną kwestią jako udało mi się dostrzec było to, że gdy Księgowy jechał nieco szybciej i się oddalał, ja nie byłam w stanie zwiększyć prędkości jazdy i mimowolnie jechało mi się ze stabilną dość powolną prędkością (chyba ok. 3-4 km/h wolniej niż Księgowy).

Przez kolejne miesiące zdarzyło mi się jeszcze kilka nocnych, samotnych wyjazdów rowerowych (czasem jadąc pociągiem) do centrum Warszawy (w tym raz z nocowaniem na ławce w zimną noc). Prócz tego kilka samotnych, spacerów (o szybkim tempie) po Warszawie, z czego jeden bulwarem wzdłuż Wisły (po zachodniej stronie rzeki), zakończony obtarciami i chyba także pęcherzami na stopach; jeden wzdłuż Sobieskiego (wejście na wysoczyznę w rejonie Dolnej); jeden z Kabat do Piaseczne (skończony w szpitalu). Spacery bezpośrednio związane z pracą pomijam, bo w sumie to mało istotne. Ze spotkań na żywo - rodzinne, z czego najistotniejsze to chrzciny bratanicy i chrzciny syna kuzynki; kolejne ze spotkań z Kasią i K.L. (tym razem tuż po otrzymaniu przez mnie pracy); kolejne z Księgowym (rozmowa na dworcu PKP); z P. i M. na Starym Mieście (by opowiedzieć im o moim problemie, czego nie udało się pół roku wcześniej); z S. na Polach Mokotowskich (trzecie i praktycznie ostatnie, potem relacja się szybko zepsuła); jedno z L., I. i chyba J. (przypadkowe spotkanie u lekarza na Gocławiu, a potem busem do Dworca Centralnego, potem już były tylko rozmowy przez net); jedno z kimś z forum samochodzikowego (rozmowa w rejonie trasy Łazienkowskiej, kolejna z tych, w których opowiadałam o swoim problemie); z P.H (jedna wycieczka pieszo i ZTM do ruin szpitala na Wawrze i po tamtejszej okolicy). Oprócz tego kilka rozmów o pracę (ale nic z nich nie wyszło, dopiero później do mnie zadzwoniono z jakiegoś pośrednictwa i przepracowało się kilka miesięcy w biurze, ale to i tak było zbyt wiele na moje nerwy i umiejętności. Po otrzymaniu pracy w biurze już nie zajrzałam do pośredniaka (gdzieś się przeprowadzili, a po jakimś czasie napisałam, aby usunięto stamtąd mój profil/konto, czy jak to się tam fachowo zwie - grunt, że chodziło o zakończenie mojej bytności w ichnim systemie, zbiorze czy jak to zwać). Po zakończeniu pracy w biurze już pracy zarobkowej nie podjęłam. Uogólniając - wiosną i latem 2020 przecierpiałam potężny kryzys związany z dostrzeżeniem, w jak bardzo tragicznej sytuacji jestem od lat, i jak bardzo gorszej się znalazłam (kwestie religijne), a jesienią się nawróciłam. Bezpośrednio po nawróceniu przez większą część zimy jeździłam rowerem do kościoła (do domu zabierana autem, z rowerem pakowanym do bagażnika). Zdarzało mi się krótko rozmawiać z napotkanymi po drodze ludźmi, a także raz odprowadzać na Zdziarkę kogoś pijanego i większego ode mnie. Kolejne lato (tj. 2021) bez fizycznego opuszczania terenu gospodarstwa, spędzone na gruntownym, choć mizernym, porządkowaniu terenu. Jesień, zima praktycznie nie opuszczając budynku, poza rzadkimi sytuacjami typu wyjrzeć przez okno lub za drzwi.
Na początku jesieni 2021 dopadła mnie jakaś choroba, przez którą doświadczam stanów zapalnych, objawiających się podobnie jak w przeziębieniu lub alergii, czasem z umiarkowanym, uciążliwym bólem głowy, czasem z poceniem, z lekkim kaszlem, przemęczeniem, czasem bólem w klatce piersiowej (wrażenie jakby coś ją wgniatało, jakby się zapadała czy jakoś tak - trudno mi precyzyjnie określić), czasem bóle kolan, czasem krótkotrwałe, strzeliste, kłujące bóle głównie w rejonie potylicy. Prócz tego ułamał mi się ząb (po wypadnięciu plomby) po prawej stronie ciał , a miejsce tamtejsze zasklepiło się skórą dziąsła. Prócz tego co jakiś czas bolą węzły chłonne w górnej części ciała (ostatnio jeden po lewej stronie w rejonie pod językiem, a wcześniej pamiętam także pod pachami). Prócz tego depresja jak zwykle - ciężka i swoista. Waga raczej stabilna w przedziale 100-110kg, głównie ok. 105kg. Prócz tego lekkie problemy z nerkami (raz zwijałam się z bólu przez kilka godzin, nie wiedząc co ze sobą zrobić, a po prawie 1,5 roku później ból był mniej więcej o intensywności 50-75% poprzedniego - po wypiciu mieszanki herbaty rumiankowej i ze skrzypu, po kilkunastu minutach bólu ustąpił. W tym okresie czasu zdarzył się jeden jedyny w życiu jawny krwiomocz - może to kwestia nerek, a może skrzypu). Podczas stanów zapalnych temperatura na oko (w oparciu o wieloletnie obserwacje fizycznych odczuć ciała podczas gorączek) mieści się w zakresie stanu podgorączkowego. Prócz tego zdarza się przeszywający ból kręgosłupa w górnym odcinku lędźwiowym przy pochylaniu. Prócz tego nieco częstszy niż dawniej ból w okolicach serca - nie jestem w stanie określić powodu. Badanie usg kilka lat temu wykazało lekki przerost serca (nie pamiętam szczegółów, ani fachowego określenia) charakterystyczny dla ludzi uprawiających sport, ale możliwe że depresja też na to wpływa. Nie wiem czy to z tym powiązane, ale czasem, podczas pospiesznego wstawania od ziemi do pozycji stojącej zdarzało mi się dostawać lekkich zawrotów głowy (nie było to nigdy powodem przewrócenia się, ale zdarzało się, że niewiele mnie od tego dzieliło). Większość czasu mija mi na łóżku przed komputerem.
Rower:Czarny Dane wycieczki: 131.00 km (11.00 km teren), czas: 09:00 h, avg:14.56 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Pochmurny

Sobota, 6 lipca 2019 | dodano: 07.07.2019Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki

Koło południa po nowe okulary. Słonecznie. Przed wieczorem pochmurnie, sporadyczne kropelki deszczu, odczuwalne mocniej na zjeździe. W nocy solidny deszcz. Wyjazd do Goławina, okrążenie szkoły z powrotem na krajówkę, po od bardzo dawna, chyba z okresu pierwszych wycieczek po okolicy, nie przejeżdżanym odcinku szutrówki.


Rower:Czarny Dane wycieczki: 12.00 km (2.00 km teren), czas: 01:00 h, avg:12.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Pieszo po Łodzi do Bit.

Środa, 3 lipca 2019 | dodano: 23.03.2022Kategoria 3-4 Osoby, Samotnie, Wyprawy po Polsce

Dojazd autem

Dzień był słoneczny. Autem jechało się z rodzicami do Łodzi. Rano tata wpierw zajechał do lekarza po receptę, potem jechało się przez Iłów (gdyby nie przerwa taty, jechałoby się przez Płock). Potem była jazda przez Brzozów Stary na DW 577. Dalej przez Sanniki i Pacynę do Żychlina, gdzie skręt na zachód. Przerwa w Oporowie przy zamku. Chciałam by rodzice mogli zobaczyć tamtejszy zamek (byłam tam już w 2008 z grupą LSTR), ale sama nie miałam siły i ochoty tam wędrować, wiec siedziało się w aucie póki nie przyszli. Potem przejazd przez Kuto, gdzie trwały przygotowania do maratonu kolarskiego i panowało lekkie zamieszanie na drogach w centrum. Dalej trasa przelotowa przez Łęczycę, Ozorków i Zgierz. Wjazd do Łodzi chyba Łagiewnicką, a dalej do centrum Łodzi.

Spacer na Bałutach

W Łodzi wpierw do lekarza, a potem autem do Manufaktury. Rodzice od razu poszli do centrum handlowego, a ja wpierw udałam się pieszo na spotkanie z Bit. którzy przebywali w pobliżu. W trakcie wędrówki, jakaś obca osoba idąca po drugiej stronie ulicy coś do mnie powiedziała. Nie wiedziałam co, więc się zatrzymałam i zaczęłam iść na tamtą stronę drogi, by dopytać o co chodzi, bo może chodziło o jakieś wskazanie kierunku czy inny bezpośredni rodzaj drobnej pomocy. Okazało się, to nie była "osoba w potrzebie", tylko próbująca opchnąć jakiś wisiorek, czyli w mojej ocenie podobne naciągactwo, jak to podczas jazdy do Wolbórza w 2008, gdy to ktoś stał przy drodze krajowej próbując opchnąć coś, co określał jako "złoto", co ja olałam i jechałam dalej bez zatrzymania się przy nim. W tym przypadku zawróciłam się w pół drogi (po tym, jak zrozumiałam powtórzone słowa) i również to olałam (gdyby wisiorek był kradziony, to tym bardziej nie chciałam mieć z tym nic wspólnego), po czym szłam dalej. Doszłam do niewielkiego sklepu, gdzie po drugiej (przy pierwszej po prostu przeszłam przez sklep rozglądając się po tym co było na półkach, ale mnie nie przekonywało) wizycie jednak kupiłam coś lekkiego do jedzenia, po czym udałam się już wprost do Bit. Tam trochę pogadało się, a po zakończeniu spotkania poszłam na obiad do pobliskiego baru orientalnego i czekałam, aż rodzice przyjadą tam autem, bo moje stopy były okropnie zmęczone (chyba do poziomu powstania pęcherzy) od łażenia w nowych butach. Gdyby trzeba było iść pieszo do Manufaktury, byłaby to okropna i bardzo powolna mordęga.
Rower: Dane wycieczki: 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Nad Wisłą

Wtorek, 2 lipca 2019 | dodano: 02.07.2019Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki

Zwykły przejazd z wałem, lecz zjeżdżając nie na jego krańcu, a przy granicy wsi. Niebo dość pochmurne, jakby chciało się rozpadać, lecz nic z tego nie wyszło. Wcześniej wizyta w Warszawie, a tam akurat już przechodziła szybka ulewa.


12:03. Drugi skręt pod górkę na DW565. Widok ku W
Rower:Czarny Dane wycieczki: 2.60 km (1.00 km teren), czas: 00:15 h, avg:10.40 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Pierwszy letni

Sobota, 29 czerwca 2019 | dodano: 26.01.2020Kategoria Zwykłe przejażdżki, Samotnie

Krótka wycieczka przez Miączyn do Goławina. Po wyjechaniu na DK 62, rychły skręt na szutrówkę w prawo. Potem przejazd przez kamienisty zjazd do brodu między wsiami, tym razem przejeżdżając po mostku, choć rzeka była wyschnięta. Dalej koło Szkoły i nawrót krajówką, potem tą samą trasą przez Miączyn.


10:42. Wychódźc ok. 0,5km ku E od krzyżówek. Widok ku E


10:50. Ostatni odcinek drogi przez Miączyn, czekający na wyasfaltowanie. Widok ku NNE


10:52. Ostatni odcinek drogi przez Miączyn, czekający na wyasfaltowanie. Widok ku NNE


10:52. Ostatni odcinek drogi przez Miączyn, czekający na wyasfaltowanie. Widok ku SSW


11:08. Wólka Przybójewska. Dolina Szczurówki (tak zwanej przez mieszkańców). Widok ku NNE


11:09. Most nad Szczurówką, rozgraniczającą Goławin i Wólkę Przybójewską. Widok ku N


11:09. Szczurówka w rejonie szkoły, podczas suszy. Widok ku W.


11:33. Ostatni odcinek drogi przez Miączyn, czekający na wyasfaltowanie. Widok ku SW
Rower:Czarny Dane wycieczki: 12.00 km (2.00 km teren), czas: 01:00 h, avg:12.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)