Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

Samotnie

Dystans całkowity:55128.43 km (w terenie 4862.00 km; 8.82%)
Czas w ruchu:3502:10
Średnia prędkość:15.71 km/h
Maksymalna prędkość:74.20 km/h
Suma podjazdów:800 m
Suma kalorii:76839 kcal
Liczba aktywności:802
Średnio na aktywność:68.74 km i 4h 22m
Więcej statystyk

Czterodniowa Dwudniówka III - Po Zamościu

Piątek, 2 września 2016 | dodano: 04.09.2016Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Zwykłe przejażdżki, 2016 Podkarpacie

Była 16:40 podczas mojego przybycia na peron. Według rozkładu można by liczyć na pociąg za pół godziny, ale ten nigdy nie nadszedł. Na wszelki wypadek lepiej było sprawdzić, czy tak faktycznie będzie, więc nastała półgodzinna drzemka. Potem przyszła rodzinka i jakiś starszy człowiek, którzy długo rozprawiali o pociągach, o tym się działo itp. aż w końcu poszli. Ja zaś na rynek, by kupić coś do jedzenia i ruszyć na nocną pętlę koło Zamościa, w oczekiwaniu na poranny pociąg. Przejazd zachodnimi podcieniami rynku i gdy już się miało ruszać w stronę ratusza - łańcuch pękł po raz czwarty. Od razu trzeba było przystąpić do naprawy, dwóch facetów najwyraźniej zainteresowało to zdarzenie, zamienili ze mną kilka słów, po czym zniknęli w budynku.

Kręcę skuwaczem i kręcę, i coś nie idzie. Próbuję wte i we wte, a tu nic. Spojrzenie na skuwacz - ten był już nadpęknięty. Jeszcze jedna próba, aby coś zrobić, ale nie było szans, ani na naprawę, ani na wycieczkę. Pora dać spokój, bo i tak udało się zrobić to, co planowane. Spacer na kolację, odpoczywając tam spokojnie, tak posiedziawszy do wieczora, relaksując się samym po prostu pobytem. Potem jeszcze krótka trasa - rowerem jak hulajnogą, by przedostać się na błonia, gdzie można było w spokoju zanurzyć się w śpiworze, przykryć go płachtą i tak dospać dnia następnego.


17:53. Ostatnia praca skuwacza


18:25. Zamość. Pierwszy i ostatni ciepły posiłek na wyprawie. Pizzeria Plaza Pizza przy Solnej
Rower:Czarny Dane wycieczki: 5.38 km (0.50 km teren), czas: 00:45 h, avg:7.17 km/h, prędkość maks: 18.87 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Czterodniowa Dwudniówka II - podkarpackie i lubelskie zakończone

Czwartek, 1 września 2016 | dodano: 04.09.2016Kategoria >300, Nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2016 Podkarpacie

Pobudka przyszła trochę później, niż mi się chciało, ale i tak trzeba odespać. Szutrówką wyjazd w Duńkowicach. Skręt w lewo, za rzeką w prawo. W Laszkach rozpoczęcie roku szkolnego, dzieci właśnie szły na teren szkoły w odświętnych ciuchach. W Miękiszu Starym zerknięcie do ruin cerkwi. Trasa przyjemna, asfalt dość nowy. Raczej przyjemnie dojechało się do Wielkich Oczu, gdzie w sklepie była duża kolejka, przez co wpierw przyszło mi odpoczywać na zewnątrz, póki się nie uluźniło. Były to drugie zakupy (pierwsze w Jarosławiu, gdzie zakupami było picie i lód). Tu również uzupełnić trzeba było zapas wody (przypadkiem - wodę smakową, które od dawna mi nie smakują), kolejny lód, cztery bułki i paczka czipsów (te skończyły się dopiero pod koniec kolejnego dnia). Ogólnie nie było wielkiego apetytu, 6 kanapek zabranych z domu, schodziło powoli, paczka sera, się nie skończyła, a zaczęła znikać dopiero przy okazji tych zakupów, no i jedna czekolada, spożyta ostatniej nocy. Woda schodziła też dość oszczędnie, małymi łykami.


09:19. Rzeka Szkło w Łazach.


09:44. Wietlin Trzeci. Widok na Laszki ku NE


10:05. Wola Laszkowska. Pierwszy budynek od zachodu, leżący po południowej stronie drogi. Jeden z wielu opuszczonych domów w tym rejonie


10:21. Miękisz Stary. Opuszczona cerkiew pw. Opieki Matki Bożej z XIX w.

O ile do Wielkich Oczu jechało się przyjemnie, o tyle na północ już nie tak bardzo. Droga miejscami była połatana, często spękana. Po prostu stara. Na szczęście było to do przełknięcia, bo zdarzały się dużo gorsze odcinki. We wsi Łukawiec stał na środku drogi pojazd techniczny, roboczy. Z naprzeciwka inne auto. Rower był znacznie rozpędzony, nie dałoby rady ominąć go na czas i z piskiem hamowania, prędkość spadła do zera, by od nowa nabrać prędkości. Wnet pojawił się w Lubaczów, gdzie z wolna nastąpiło obejrzenie rynku i kilku uliczek. Pobliskie Oleszyce mijane nawet nie wiem kiedy. Skręt w gminną drogę i redukcja tempa. Przerwa w Starym Dzikowie, gdzie zagadało mnie kilka osób, głownie na tematy rowerowe.


11:19. Wielkie Oczy. Wjazd od zachodu


11:59. Wielkie Oczy. Cerkiew Mikołaja Cudotwórcy z XXw. Kolejna opuszczona, ale w trakcie remontu


12:00. Wielkie Oczy. Północny kraniec Cerkiewnej. Tu nawet faraon musi pracować jako bramkarz przed sklepem


13:16. Lubaczów. Stawy w dawnym korycie Sołotwy i budynek przedwojennego młyna wodnego. Widok ku W


13:20. Lubaczów. Płk Dąbka między Polną i Zbożową. Widok ku W


15:13. Stary Dzików. Cerkiew Dymitra z XX w.

Okolica przypominała mi Mazowsze. Część terenów jak z okolic Płocka, część jak z Siedlec. Z Woli Obszańskiej na północ. Słońce grzało mocno. Rower aż parzył, gdy się go chwyciło po przerwie na przystanku. Fragment nowego asfaltu od Woli Obszańskiej wyglądał nieźle, ale była to ułuda, bo chwilę potem była łatanka na całego. Zjazd do Łukowej. Widok ze zjazdu ku Roztoczu był niezły. Wpierw był zamysł, by udać się do Aleksandrowa, ale na razie mi się odechciało. Skusiło mnie skrócenie trasy, przyspieszenie powrotu i nie ryzykowanie kolejnego zerwania łańcucha. Powrót inną trasą. We wsi skręt w prawo, aż asfalt się urwał, przechodząc w polną drogę. Tak jak do tej pory szło nieźle, od tego momentu zaczęło się moje umęczenia. Nie, żeby przypominało wysiłek z BBT. Po prostu wcześniej tego dnia nie było problemów, nawet na łatance.


16:12. DW 849. Wola Obszańska. Fragment nowego, a dalej już stary asfalt. Widok ku N

Dróżka prowadziła między polami tytoniu. Koło kapliczki skręcała na zachód, tworzyła nadzieję, że wnet odbije ku wsi. W jednym miejscu ukazała się dróżka wygnieciona ciągnikiem, lecz kończyła się kanałkiem. Nawrót. Potem był rozjazd, ale przezornie kurs na wprost, choć można było w lewo. Bywa. Pomyłka wyszła na jaw już na asfalcie, gdy widać było ścieżkę odchodzącą w lewo. Błąd przynajmniej nie był wielki. W Dorbozach do Obszy, gdzie zagadnęła mnie starszą kobitka - o cenę roweru, jakiej marki itp. Planowała zakup nowszego. Co można było powiedzieć, to się dowiedziała - niewiele, bo się na tym nie znam. Była miłośniczką św. Faustyny i kupowania polskich produktów.


16:45. Babice. Platforma do zbierania tytoniu w polu na N od głównej osi wsi

Do Zamchu przejazd przez wsie, zamiast wojewódzką. Stamtąd znów głównymi trasami, tym razem do Cieszanowa. Przy rynku sklep, gdzie była długa kolejka. Przeczekana przez mnie na zewnątrz, obserwując jak młoda matka droczyła się z zasypiającym kilkuletnim synkiem, przez co oberwała od niego z liścia. Zakupy tym razem przybrały formę picia, loda, bagietki (połowę trzeba było zjeść na miejscu, by reszta się zmieściła w sakwie) i cebularza. Przy okazji na grzbiet powędrowały ciuchy się na noc. Stamtąd trasa przez Chotylub. Przy tamtejszym kościele, w świetle latarni widoczne było, jak od rzeki wiatr przysuwał mgłę w moją stronę. Nie było to przyjemne, tym bardziej, gdy wjeżdżało się w chłodniejsze obniżenie na drewnianym moście za wsią.


18:28. Stary Lubliniec. Cerkiew Przemienienia Pańskiego z międzywojnia. Widok ku E

Jechało mi się długo, ale to głównie efekt psychiczny, zwykłej jazdy w nocy. Obserwowanie gwieździstego nieba, pracę lampki, spokój na drodze - minęły mnie może 2-3 auta. Trochę podjazdów i zjazdów w lesie. Przez muzykę zaczęły do mnie docierać inne dźwięki. Wyłączone mp3 - do uszu dotarła swoista kakofonia nakładających się dźwięków, jakby znaleźć się pomiędzy kilkoma koncertami, nie wiedząc którego słuchać. Las się skończył. Wjazd do Horyńca-Zdrój. Nie przyszło mi do głowy spodziewać się tylu ludzi, tylu dźwięków na "krańcu świata". Drugi człon nazwy niczego mi uprzednio nie podpowiedział. Pierwsze było ognisko po prawej, gdzie ludzie śpiewali tak bardziej z siebie dla siebie. Niżej było discopolo, ale też tak jakby odtwórcze, stali na placu, dwa głośniki na słupkach i małe efekty wizualne. Osób na obu było może po kilkadziesiąt. Dalej ośrodek rehabilitacyjny rolników, tory kolejowe, plac pełen świateł. W sumie jeszcze ze 3-4 wesela, z czego muzyka jednego dochodziła aż do ulicy Polnej, gdzie gwiazda która lśni...


21:12. Horyniec-Zdrój. Ul. Sanatoryjna

Znów droga się ciągnęła, długa droga przez las. Teren był zróżnicowany, a zjazdy ciągnęły się hen, hen... Utrzymywała się obawa przed sarnami, bo gdzieś jedna z nich się ukazała tej czy innej nocy wyjazdu. Z ulga powitać można było światła Werchratej. przerwa na przystanku, coś na ząb i zmiana plan jazdy. Miała być jazda na Susiec, ale okazało się, że z powodzeniem można skręcić na Hrebenne, a potem już się nie cofać. Trasa ta przed paroma laty jeszcze nie istniała, więc dobrze było skorzystać. Potem wyjazd na DK 17. Z niej skręt w DW 865 i kolejne ciekawe miejsce, jakim jest Narol. Rynek oświetlony. Tylko boczne dróżki jakieś dziwne. Wnet wycofanie i jazda Partyzantów.


23:11. Hrebenne. Przejście graniczne. Widok ku E


01:55. Narol. Rynek. W centrum UMiG

Z wolna prowadziła w górę, wyprowadziła na główną, a potem był zjazdu przez wieś Paary. Za wsią stary i wysoki las. Drzewa pięły się niczym w katedrze, sklepione gwiazdami. Mimo nocy, było widać ich ogrom. Aż żal, że tak mało takich drzew. Głos sowy niósł się w przestrzeni. Susiec z pętlą przez centrum. W czasie przerwy, dookoła mnie skakał i krążył lis. Miał chętkę dorwać się do zawartości sakwy, choć nie było tam czegoś, co by było dla niego szczególnie kuszące. Kurs do Tomaszowa Lubelskiego. Tu mnie złapał kryzys. Jazda taka, że tyle o ile, nawet nie wiem, jak i kiedy minął ten umęczony odcinek, bo senność nachodziła mnie taka, że raz o mało nie wyrzuciła mnie do rowu, co mnie na chwilę otrzeźwiło. Potem jednak przyszło mi na moment zjechać, nie do rowu jednak, ale w piasek pobocza. Było to tuż przed miastem. Ulga, że to już.


05:36. Tomaszów Lubelski. Przedwojenny budynek Państwowej Szkoły muzycznej i Cerkiew Mikołaja z XIX w.

Uliczkami na oślep, byle do centrum, ale nie wiedząc gdzie i jak, myląc drogę, która wprowadziła mnie do miasta, z główniejszą, prowadzącą z Józefowa, co też namąciło mi w głowie. W każdym razie, od rynku problemu nie było, poza wiadomą sennością. Z wolna jazda do Jarczowa, dalej Wierszczyca i Wola Gródecka... Tak miało być, ale wypadł skręt do Gródka. Miała to być jazda przez wieś, z niej pojechać prosto do góry i skręcić do lasu, na drogę przezeń prowadzącą. Tak być miało...


08:12. Droga z Wierszczycy do Gródka Kolonii. Mnóstwo wiatraków. Widok ku E


08:16. Rzeźba niezwykle urozmaicona. Na horyzoncie las Bukowiec, porastający wzgórza ciągnące się ponad Wolą Gródecką. Widok ku N

Przynajmniej im cieplej i mniej nadmiarowych ubrań na grzbiecie, tym lepiej i senność tak się nie dawała we znaki. Wyjazd na główną, gdzie intuicja mi podpowiadała, że coś jest nie tak. Mimo to, na mapie las dochodził do tej drogi, a i mi się udało spostrzec drogę do niego prowadzącą. Złudzenie, że doprowadzi mnie do drogi planowanej. Trudny podjazd po płytach betonowych z oczkami, ale się udało. Na zakręcie skręt w lewo - taki miało być, ale to nie to rozwidlenie. Wraz z przerwami, bo upał, bo krzaki, bo zastanawianie, bo niepotrzebna przerwa w lesie, przejście ~1,5 km zajęło mi ~2,5h. Powalające tempo. Jeszcze trochę pokrzyw zdecydowało, by mnie pogłaskać, a gałęzie nukać. Witaj przygodo, gdy jedziesz z bagażem, dużymi sakwami, robi się niepotrzebne przerwy, a spieszy się na pociąg. Nie było ze mną mapy innej, niż atlas polski, więc nic mi by nie pomógł w tym przypadku.

08:53. Wola Gródecka. W lesie Bukowiec. Górna zachodnia część lasu

Udało się wyjść na pole. Koło ambony znalazła się dróżkę polna. Potem lepszą gruntówką zjazd ku zachodowi. Prawie wjazd do Typina, ale pojawiła się lepsza szutrówka ku północy. Naszła myśl - pewnie to ta właściwa, bo na co tu liczyć lepszego mogę. Zjazd tragiczną płytobetonówką do domów po drugiej stronie wzniesienia. Przejazd na wschód, licząc na dojazd do planowanej wcześniej trasy, ale naszło zwątpienie i przyszło mi zawrócić. Wzdłuż podmokłego terenu jechało się ku zachodowi. Droga dość głęboko werżnięta w teren, a ona sama jeszcze porżnięta miejscami przez wody opadowe. Czasem fajnie tak popatrzeć na hydrologiczne procesy kształtowania terenu, ale może nie podczas długiego, męczącego wyjazdu, jak owego dnia. Jazda na granicy cierpliwości, z własnej przyczyny (patrząc z poziomu komputera, trasy czasem wydają się prostsze niż w rzeczywistości). Wprost nie można było uwierzyć uwierzyć, gdy wreszcie pojawił się asfalt. Była to wieś Pawłówka, a gorszego odcinka terenowego do tej pory nie chyba nie zdarzyło mi się pokonać.


11:39. Typin. Za lasem Bukowiec (po prawej). W tle las Sojnica. Widok ku N


11:39. Typin. Las Sojnica. Tam wg planu miała wieść moja trasa. Na horyzoncie, po lewej widoczny las Wożuczyński (10 km)


11:41. Typin. Jakieś prace budowlane pod lasem


12:01. Płyty betonowe prowadzące do Paramy w dolinie Siklawy ku NE


12:17. Erozja dróg gruntowych między Paramą i resztą Typina. Widok ku SW

Nie było siły na podjazdach. Zjazd do Józefówki, zahaczając o zachodni fragment Rachania. Z wolna toczenie do Tarnawatki. Jeszcze wolniej na podjeździe, gdzie zamienił ze mną kilka słów ktoś, kto tam złapał kapcia i kończył naprawę. W cieniu trochę wzrosło tempo, a za lasem była już wieś i zjazd. Drobne zakupy w wiosce, a potem długa powolna jazda do Krasnobrodu. Powolna, ale nie tak jak zwykle, bo jednak gnało mnie na pociąg. Gdy wyjechało się na DW 849, tempo wzrosło, tak jak i chęć powrotu. Podjazd do Adamowa trudny, ale potem głównie zjazdy, gdzie osiągnięta została najwyższą prędkość wyjazdu. Na bardziej równinnym odcinku, od Lipska, z kolei była to chyba jazda z najwyższą kadencją w życiu. W Zamościu oszukali mnie ścieżką rowerową, która była nią chyba tylko w planach. Tak nierównej to dawno nie zdarzało mi się widzieć. Potem siebie o mało by mi przyszło się oszukać. Tuż za kanałkiem skręt w lewo, choć o mały włos pognałoby mnie dalej prosto. Na nic trud i wysiłek - zabrakło 20 minut. Lepsze to, niż gdyby zabrakło pięciu. Albo widzieć odjeżdżający skład...


12:41. Zjazd do Józefówki (reprezentowanej przez linią drzew w środku zdjęcia). W tle Rachania i ponad nimi Michałów-Kolonia. Na horyzoncie lasy rosnące w pobliżu wsi Soból, a na S od wsi Przewale, a nieco na prawo od centrum widoczna wieża BTS przy DW850 (ok, 0,7 km ku SSW od skrzyżowania DW850 z drogą do wsi Soból). Widok ku NE


15:13. Krasnobród. Okolice rynku


16:30. DW 849. U celu, lecz za późno na pociąg (z mojej winy - gdyby nie długa leśna przerwa, byłoby się może nawet ok. 1 godzinę przed przyjazdem pociągu).

Zaliczone gminy

- Laszki
- Wielkie Oczy
- Lubaczów (W+M)
- Oleszyce
- Stary Dzików
- Obsza
- Łukowa
- Cieszanów
- Horyniec-Zdrój
- Lubycza Królewska
- Bełżec
- Narol
- Susiec
- Tomaszów Lubelski (W+M)
- Jarczów
- Rachanie
- Tarnawatka
- Adamów
Rower:Czarny Dane wycieczki: 341.08 km (15.00 km teren), czas: 22:07 h, avg:15.42 km/h, prędkość maks: 54.01 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Czterodniowa Dwudniówka I - Doba podkarpacka

Środa, 31 sierpnia 2016 | dodano: 04.09.2016Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, >200, Gminy, 2016 Podkarpacie, Z rodziną

Streszczenie

Przyszła pora na zakończenie odcinka, który kilka razy wymykał mi się z rąk w poprzednich latach, jak również i w tym. Sama wyprawa wyszła dziwnie, jeśli trzymać się sztywnego podziału na dni, godziny itp., stąd taki, a nie inny tytuł. Mianowicie, przygotowania odbywały się 2016.08.30; drzemało się w pociągu nocnym; jechało przez niemal cały 2016.08.31 jako jeden dzień jazdy (wraz z jazdą nocną od pociągu do namiotu); 2016.09.01-02 jako drugi dzień jazdy - od rana jednego dnia, do wieczora dnia kolejnego; powrót zaś odbył się 2016.09.03. W sumie więc wyjazd ten jest opisany pięcioma datami, zawarł się w 4 doby, 3 dni zwykłe były rowerowe, przy czym należy je traktować jako dwa dni jezdne (czyli takie, które mogą trwać dłużej niż doba) rowerowo, oddzielone jednym noclegiem bez istotnych drzemek w międzyczasie, a ostatni dzień, to kilka godzin podróży rowerem w trybie hulajnogi, głównie spędzony w pociągach.

Przygotowania

Od paru dni zbierało się na wyjazd. Tak wołało ciało, które było jakby w ciągłej gotowości i wzmożony apetyt, nad którym ciężko było zapanować. Pogoda zapowiadała się dobra jak na koniec lata - słoneczny ciepły wyż, choć noce chłodne, później okazało się, że i mgliste. Za cel obrany został SE kraniec Polski, który wymagał (by było efektywnie) przedostania się tam pociągiem. Wpierw na Dworzec Wschodni. Tam bilet o 17:47, dnia 30 sierpnia, do stacji Rzeszów Główny (przez Dęblin, Lublin, Turbia, Grębów, Tarnobrzeg, Kolbuszowa). Planowy przejazd między 17:59 a 23:00.  Sam wyjazd obfitował w sporą, jak na tak krótki okres czasu, ilość zdarzeń.

Pociąg nocny

W przedziale jechało prócz mnie, czworo ludzi z rowerami, którzy najwidoczniej wrócili z Trójmiasta, a ściślej ze Szwedzkiego Potopu. Wysiedli parami w okolicach Tarnobrzega, na dwóch kolejnych stacjach. Gdy już nie było nikogo poza mną, przyszła pora przygotować się do nocnej jazdy. Koniec przejazdu za mniej niż godzinę. Trochę jeszcze siedzenia, trochę odpoczywania, póki był na to czas, bo noc i dzień czekały mnie męczące. W Kolbuszowej jeden facet trochę spóźnił się z opuszczeniem pociągu. Gdy dochodził do drzwi (ale jeszcze trochę brakowało), akurat były sygnał do odjazdu i maszyna ruszyła. Trochę spanikował, nie wiedział co począć i wyglądał tak, jakby rozważał, czy nie wyskoczyć, bo prędkość była jeszcze stosunkowo mała. Wskazany przez mnie guzik hamowania, pomógł mu uniknąć przykrych konsekwencji. Pojazd na szczęście nie wyjechał poza peron, więc skończyło się bezproblemowo.

Rzeszów

W Rzeszowie, start pół godziny przed północą. Po pierwsze, kurs na zachód, aby przeciąć trasy BBT i Samoklęsk, do tej pory biegnące równolegle tą samą ulicą, ale bez przecinania się - aż do Brzozowa. Nie było pewności, która ulica jest tą właściwą, więc przyszło liczyć na szczęście. Gdy wydawało mi się, że to już, przyszła pora zawrócić na wschód. Mijało się kebab, w którym się kiedyś przyszło się stołować. Mimo późnej pory, ulicami wciąż kręciło się sporo osób, choć ubogo, jeśli porównać z Wrocławiem czy Warszawą. Wyjazd na DK 4, aby odwiedzić Krasne, którego nie wiem jakim cudem nie udało się odwiedzić, mimo poprzedniej wizyty. Teraz z kolei wyszło za bardzo, bo jechało się i jechał, aż pojawiła się tablica kończącą. No i po co tyle się tłuczenia? Nawrót i przejazd z powrotem przez osiedle na św. Kingi, potem koło krajówki i różnymi innymi uliczkami, aż do wyjazdu w Budziwoju, gdzie narosły krótkie wątpliwości, w którą stronę się udać.


23:25.Rzeszów. Dworzec Główny. Początek jazdy


23:59. Krasne. Samotna plamka na mapie

Do świtu na SE od Rzeszowa

Od Tyczyna DW 878. Zrazu wątpliwości, bo była nadzieja na przejazd przez rynek, ale z drugiej strony nie było ochoty na tamtejszy podjazd. Cóż z tego, gdy na wojewódzkiej czekało mnie ich kilka i do tego dłuższych? Było ciemno, zimno, miejscami mgła. Aut jechało mało, lecz najwięcej w Dylągówce, gdzie trwał remont mostu i ruch puszczano wahadłowo. Nie było tam też już widać nikogo niezmotoryzowanego poza mną, nie tak jak w mieście, gdzie kręciło się takich wciąż sporo. Fragment DW 877, którym już ongiś zdarzyło się jechać. Ładny kawałek trasy, czy w dzień, czy w nocy. Niestety droga przez Jawornik już taka ładna nie była, ale przynajmniej szybko się nią przemknęło.

04:17. DW835. Granica gmin Hyżne i Jawornik Polski

Poranek w okolicach Kańczugi

W Kańczudze nad ranem. Ludzie już przebudzeni, okolica się ożywiła. W świetle dnia bardziej można się było przyjrzeć okolicy oraz ogrzać w słońcu, choć wciąż było jeszcze chłodno. Trochę dało się odczuć zmęczenie podjazdami, choć spać mi się nie chciało. Okolica między wsiami była bezludna, rolnicza. Wjazd do Markowej, a chwilę później Gaci.


05:59. DW 881. Kańczuga na W od miasta. Mgły poranne w dolinie Średniego Potoku. Widok ku NW


06:40. DW881. Granica gmin Kańczuga i Markowa.


06:51. Granica gmin Markowa i Gać. Widok ku E.


Gać. Tablica informacyjna

Okolice Przeworska

W Przeworsku skręt na Zarzecze, choć trochę się mi zajęło szukanie wyjazdu. Było sporo przerw. W samym centrum Zarzecza - trach! Zerwał się łańcuch i zakręcił na zębatce. Spacer na ławkę i rozpoczęcie napraw. Ręce zrobiły się okropnie brudne i trochę minęło czasu, na jako takie ich ogarnięcie.


 07.40. Wjazd do Przeworska z terenu gminy wiejskiej Przeworsk. Widok ku NNE


0742. Przeworsk. Kasztanowa 1E. Ruina. Widok ku SW


07:44. Przeworsk. Most im. majora Jana Gryczmana. Rzeczka pełna... Widok ku S


07:46. Przeworsk. Bazylika kolegiacka pw. Ducha Świętego


07:47. Przeworsk. Bazylika kolegiacka pw. Ducha Świętego


Granica gminy Zarzecze i miejskiej gminy Przeworsk. Widok ku SSE


08:20. Żurawiczki. Na horyzoncie wiatraki, ciągnące się przez wsie Wysoka, Sonina i Kosina, położonych w pobliżu Łańcuta. Widok ku W


08:25. Żurawiczki. Północny kraniec wsi. W tle Przeworsk. Widok ku N


Zarzecze. Widok ku S


Granica gminy Zarzecze i Pawłosiów


Cieszacin Wielki. Widok z przejazdu nad A4. Widok ku SE.
 
Cieszacin Wielki. Widok z przejazdu nad A4. Widok ku SW.


Cieszacin Wielki. Widok z przejazdu nad A4. W centrum kościół pw. Wszystkich Świętych w Siennowie. W tle wzniesienia w okolicy Pantalowic  Widok ku SWW.

Ruina cegielni w Jarosławiu

Przy wiadukcie ponad A4 przerwa na zrzucenie wszystkiego co nocne. Wjeżdżając do Jarosławia widoczny stał się interesujący komin. Gdyby zmęczenie było większe, zostałby zignorowany, ale tym razem udał się skręt w jego stronę. Minąwszy teren budowy cmentarza, przejeżdżało się przez pole koło wypasanych krów, po czym lądowało na dużym nieużytku. Sporo było tam gruzu, jakichś gałęzi, trochę kompostu i gratów. Zjazd w pobliże komina, stojącego blisko dwóch zrujnowanych budynków. Nie było ochoty włazić do środka, więc tylko przejażdżka i dalej w drogę.


10:23. Jarosław. Pozostałości dawnej cegielni w pobliżu torów, położone po S stronie Krakowskiej. Widok ku N


10:23. Jarosław. Pozostałości dawnej cegielni w pobliżu torów, położone po S stronie Krakowskiej. Widok ku N

Przez Jarosław

Zjazd dawną DK 94. Niestety na dołku były światła, zatrzymały się pojazdy, a ja wraz z nimi. Świetnie. Akurat przed męczącym podjazdem koło Klasztoru. Poprzednio Jarosław ledwie został przez mnie zahaczony. Tym razem udało się udać na rynek, który zaskoczył mnie swoimi otwartymi przestrzeniami i masą ludzi, jacy odwiedzali miasto w ten ostatni dzień ich wakacji. Z pewnością będzie mi się chciało wrócić tam jeszcze, aby jeszcze lepiej się rozejrzeć.


10:39. Jarosław. Ul. Krakowska. Po prawej kościół pw. Matki Boskiej Bolesnej z XV w.



10:40. Jarosław. Ul. Krakowska. Kościół pw. Matki Boskiej Bolesnej z XV w.


10:40. Jarosław. Ul. Krakowska. Kościół pw. Matki Boskiej Bolesnej z XV w.


10:47. Jarosław. Mapa starówki.


10:50. Jarosław. Ratusz z XVII w.


10:51. Jarosław. Cerkiew Przemienienia Pańskiego z XVIII w.


Ruina przy centrum Piekarskiej. Rozebrana w ciągu 2016-2018. Następnie w m.in. jej miejsce postała rozległa galeria handlowa. Widok ku NE

Miasto opuszczane w kierunku Widnej Góry, a potem skręt na Chłopice (bez wjazdu do centrum miejscowości), potem odbijając pod A4 ku Jankowicom. Drogą polną skrót do Rudołowic, choć były to trudne, szutrowe podjazdy, zjazd po płytach i dłuższa przerwa na polu, za krzakami, m.in. na ochłonięcie w cieniu. Temperatura powietrza była dość znaczna.


11:28. Widna Góra. Pogoda wyjątkowo dobra, jak na ostatni czas. Widok ku SW


Długa jazda do Przemyśla

Roźwienicę mijało się szybko, ale przerwy się zagęściły. Było wyraźnie trudno. W Bystrowicach szybki zjazd. Za Tyniowicami podjazd polną drogą w pobliże ruin wieży zamkowej w Węgierce. Potem do Pruchnika z ładnym, stromym rynkiem. Przejazd na drugą stronę rzeki, skąd wracało się na DW 881. Ta trasa miała wyjątkowo ładne krajobrazy, dużą część prowadziła jakby grzbietem wzgórz. Tylko co z tego, jeśli nie było sił ich podziwiać... Styrały mnie podjazdy, w Żurawicy stromy zjazd ze schodami jak do Jeleniej Góry. Niebezpiecznie. Dalej miała być jazda na Bolestraszyce, ale w to miejsce wpadł skręt na Buszkowice. Na głównej trwał remont i pękł mi łańcuch. Wpadły różne uliczki, tu i tam, przejazd koło Dworca Głównego w Przemyślu, a z miasto wyjazd ścieżkami wzdłuż DK 28. W końcu się skończyły, a mi pozostało zjechać na asfalt.


13:58. Roźwienica. Widok na Cząstkowice ku W. Na horyzoncie las Gaj, wzdłuż którego biegnie granica powiatów. W oddali po lewej, widoczne wzniesienia Pogórza Dynowskiego w okolicy Manasterza


14:24. Widok na lewą stronę zdjęcia

14:24. Widok na prawą stronę zdjęcia 


14:25. Roźwienica. Na horyzoncie Pogórze Dynowskie, w centrum zdjęcia reprezentowane przez Górę Iwa (406 m n.p.m., 7 km) wznoszącą się nad Pruchnikiem. Widok ku SW


14:42. Węgierka. Basteja z XV w.


14:54. DW881. UM Pruchnik. Widok ku SW


14:56. Pruchnik. Budynek na NE od ratusza


14:56. Pruchnik. Rynek. Widok z DW881 ku SSW


15:00. Pruchnik. Rynek. Widok ku N


15:29. Granica gminy Roźwienica z gminą Rokietnica 


15:31. Granica gminy Roźwienica z gminą Rokietnica


16:01. Rokietnica (z przystanku w rejonie Żarkówki). Z lewej południowe zabudowania (Parcelacja; 4 km) i las w Boratyniu (5 km). Na horyzoncie po lewej trochę ukryty las (8km) przy północnej granicy Chłopowic. W centrum widoczna kapliczka (5 km) na cmentarzu komunalnym przy wsi Dobkowice (schowane po prawej) wraz z wieżą telekomunikacyjną PLAYa (na tej samej działce). Nieco na prawo las Garby (7 km). Bardziej w oddali ledwo dostrzegalne kominy Huty Szkła Jarosław z 1974r., od lat '90 w posiadaniu koncernu Owens-Illinois. Po prawej Las Okrągły (7 km). Widok ku NE


16:54. Żurawica. Niebezpiecznie schodkowana droga. z której łatwo wypaść. W tle Płaskowyż Chyrowski


17:26. Buszkowice. Cmentarz wraz z kościołem pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej.


18:06. 22 Stycznia. Widok na południowy brzeg Przemyśla, widoczny z północnego brzegu Sanu. Widok ku SE


18:22. Przemyśl. DK 28. Wiadukt z 1897r. położony nad torami. Po lewej przedwojenny kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Nieustającej Pomocy

Problemy z łańcuchem za Przemyślem

Początkowa jazda z przeciętną prędkością. Na trasie znajdowało się jeszcze dwóch rowerzystów, z czego jeden pędził koło 30km/h. Przybyło mi sił i udało się wyprzedzić pierwszego, by potem utrzymywać ~200m do szybszego, ale bliżej nie było ochoty się zbliżać. W Medyce skręt na północ. Mijało się Leszno, potem Nakło. Ponownie zerwał się łańcuch. Nie było we mnie pomysłu, co o tym myśleć, tym bardziej, że na poprzedniej wyprawie zastanawiało mnie, czemu dawno żaden łańcuch mi nie pękł. A tu nie dość, że pękł, to i kilka razy. Tym razem okazało się, że przed Przemyślem tak jakby wyrobił się gwint ośki jednego z oczek. Teraz było już ciemno i przez przypadek zostało go mniej o cztery ogniwa. Mało tego - wydawało mi się, że został przeplecony przez przerzutkę przednią, a nic takiego nie miało miejsca. Nie chciało już mi się tego poprawiać, bo a nuż będzie za krótki łańcuch, albo znów coś pójdzie nie tak. W końcu, nie udało mi się zaznać snu już od ponad 36h, z czego prawie doba minęła w podróży rowerem.


18:38. DK 28. Wschodni kraniec Przemyśla. Z lewej widoczny ten wolniejszy ze wspomnianych rowerzystów

Nocleg


19:13. Leszo. Kościół pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku W


19:54. Stubno. Wjazd od południa.

Start po awarii zaczął się na najmniejszej z zębatek. Przerzutka trochę o nią ocierała, ale wystarczyło ją naciągnąć maksymalnie, by był spokój. Z tyłu wszystko działało, wiec nie było większych problemów z dalszą jazdą. Przejazd ponad A4 i skręt do Nienowic. Teoretycznie niepotrzebnie i niezgodnie z zamysłem, ale ostatecznie było w porządku. Raz tylko wjechało się w ślepą uliczkę, prowadzącą ku łąkom nad rzekę, a potem z powodzeniem można było rozłożyć się z namiotem.

Zaliczone gminy

- Krasne
- Jawornik Polski
- Kańczuga
- Markowa
- Gać
- Przeworsk (W+M)
- Zarzecze
- Pawłosiów
- Chłopice
- Roźwienica
- Pruchnik
- Rokietnica
- Medyka
- Stubno
Rower:Czarny Dane wycieczki: 223.85 km (5.00 km teren), czas: 14:43 h, avg:15.21 km/h, prędkość maks: 52.27 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wschodni Wał Trzebnicki II - Wzgórza Ostrzeszowskie

Piątek, 19 sierpnia 2016 | dodano: 09.09.2016Kategoria 5-10 Osób, Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Dolny Śląsk, Z rodziną

Po dniu wczorajszym ból i zakwasy się szerzyły. Mimo to, trzeba było zrobić zakupy, a że Syców raptem kilka minut drogi, więc z ociąganiem, wyruszyliśmy po 14. Po drodze przejechaliśmy dwa podjazdy, z czego jeden będący wiaduktem nad S8 (będą się przewijać jeszcze kilka razy, bo nie było innej, w miarę prostej alternatywy). W miasteczku zakupy w licho zaopatrzonym sklepie przy głównej. Dalej okrążenie kościoła, po czym rozpoczęliśmy poszukiwania zamku. Przejechaliśmy za starówkę, skręt w lewo. Zaraz wjechaliśmy do parku, drewnianą ścieżka okrążyliśmy pagórek i wróciliśmy się wzdłuż stawu.


15:18. Syców. W parku

Krótka przerwa przy mostku, potem wjazd na asfaltową ścieżkę i powrót do centrum. Przejechaliśmy koło kolumienek, wyjechaliśmy przy dawnym ewangelickim kościele. Rynek, JPII, Okrężna, kończąca się zabudowaniami, jednak dla rowerów był przejazd. Zgodnie z zaleceniami z kiosku na rogu ruszyliśmy Ogrodową. Przejechaliśmy przez dawne tereny zabudowań stajennych, które do tej pory najbardziej przypominał coś, co można uznać za zamek. To nie było to i szukaliśmy dalej. Przez park ruszyliśmy na południe, zerknęliśmy na mauzoleum i liczyliśmy, iż może coś trafi się jeszcze dalej na południe. Wyjechaliśmy koło stawu i zaczęliśmy wracać. Sprawdziliśmy co piszą w internecie - z zamku pozostały jedynie kolumienki, przy których już jechaliśmy. Trud poszukiwań na marne, ale wynagrodziła to lepsza znajomość tejże miejscowości od tej pory.


15:25. Syców. W parku


15:37. Syców. Tu ongiś stał zamek


15:38. Syców. W parku


16:06. Syców. Mauzoleum Bironów z XIXw. leżąca w południowej części parku


16:12. Syców. Staw za parkiem

W drodze powrotnej zrobiliśmy zakupy w markecie. Mi przypadło pilnować rowerów, a potem się rozdzieliśmy. Moja trasa przewidywała zbieranie gmin. Wpierw szybko do Pisarzowic, gdzie przerwa na obejrzenie ruiny kościoła. Następnie jazda do Ligoty, aby zerknąć na ruiny grobowca Königa, którego pałacyk znajdował się w pobliżu, lecz tam już mi się nie chciało zjeżdżać. Powrót na DW 449. Zaczął się bardziej stromy podjazd, a zaraz potem szybki zjazd do Kobylej Góry. Tylko po to, by kolejny się rozpoczął tuż za nią. Zdecydowanie dobrze, że grupowy przejazd odbył się tylko w Sycowie.


17:27. Pisarzowice. Ruiny kościoła z początku XX w.


17:28. Pisarzowice. Ruiny kościoła z początku XX w.


17:30. Pisarzowice. Ruiny kościoła z początku XX w.


17:31. Pisarzowice. Ruiny kościoła z początku XX w.


18:01. Ligota. Pozostałości Grobowca Königa


18:09. Ligota. Na pamiątkę dwóch kompanii Powstańców Wielkopolskich


18:14. Kobyla Góra. Centrum

Pędząc na zjazdach koło stawów, auto jadące z naprzeciwka wyprzedzało inne, ale na szczęście szybko dokończyło manewr, nim postanowiło mnie zmieść. Ostrzeszów powitany dość szybko, tak jak i szybko przejechane przez rynek ku północy. Planowane jeszcze Doruchów i Grabów, lecz byłby to zbyt późny powrót. Za miastem jazda ścieżką. Może nie jakąś ekscytującą, ale była długa i nie zmieniała stron, prócz końcówki, lecz tam już znów jechało się po asfalcie. Do Mikstatu dojazd (boczną szutrówką) z dobrym czasem i tam krótka przerwa. Telefon mój zapragnął sam nawiązywać rozmowy, lecz skutecznie udało mi się wybić mu te zachcianki. Sama miejscowość leżała w obniżeniu, lecz nie chciało mi się zjeżdżać, by nie musieć z powrotem się wspinać. Zjazd od razu w stronę Antonina.


18:43. Ostrzeszów. Ratusz


19:26. Mikstat. Widok spod cmentarza na centrum


19:30. Mikstat-Pustkowie. Zjazd do Antonina. Widok ku W

DW 447 długo prowadziła przez las, tak że zbyteczne było rozróżniani czy to jeszcze dzień, czy zaraz zapadnie noc. W istocie, było jeszcze trochę czasu na jazdę w świetle naturalnym. Objazd pałacu myśliwskiego Radziwiłłów, który zrobił na mnie wrażenie więcej niż pozytywne. Niestety ruch na krajówce sprawiał zgoła odmienne. Koło stacji rzucił mi się w oczy kamping. Opuszczony. Wnet zjazd, by się przespacerować. Było już na tyle późno, że nie robiło to różnicy. Na terenie stała recepcja, budynek do higieny i kilka domków w różnych kolorach. Teren pod namioty porastały kilkunastoletnie drzewa. Dużo czasu tam nie było sensu spędzać, bo i nie było po co.


19:50. Antonin. Pałac myśliwski Radziwiłłów z XIXw.


19:54. Antonin. Tu ostrożnie


19:56. Antonin. Plan campingu


19:56. Antonin. Recepcja


20:00. Antonin. I seria domków


20:05. Antonin


20:06.Antonin. Opuszczony camping 

Kurs DK 26, oczywiście już z oświetleniem gotowym do boju. Teren leśny przed Chojnikiem zdawał się ciągnąć w nieskończoność, a auta nie ułatwiały. Na polach i łąkach zdawała się zawisać mgła w księżycową noc. Z ulgą pojawił się Międzybórz, gdyż odtąd pojawiał się skręt na planowane, lokalne drogi. Tempo trochę spadło, dając trochę sposobności na odpoczynek po dotychczasowej jeździe. Za miasteczkiem podjazd do Kraszowa. W powietrzu smród dymu, ale za to widać było odległe światła Ostrowia Wielkopolskiego (lecz nie z centrum, gdzie zasłaniały gospodarstwa). Tuż za wsią wreszcie wylądowała kurtka na grzbiecie. Było zimno. Spodni długich nie było. Długa trasa przez las, ale spory zjazd. Łapał mnie jakiś kryzys, co było skutkiem jazdy na opuszczonym siodełku (sztyca opadła o ~4cm). To udało się dostrzec nazajutrz. Syców przejechany głównymi, odbijając jeno w Waryńskiego i Garncarską. Po powrocie głód zmusił mnie do ataku na jedzenie, bo od rozdzielenie chyba nic mi się nie trafiło zjeść i trochę mnie ten wyjazd zmordował.

Zaliczone gminy

- Syców
- Kobyla Góra
- Ostrzeszów
- Mikstat
- Przygodzice
- Sośnie
- Międzybórz
Rower:Czarny Dane wycieczki: 94.90 km (4.00 km teren), czas: 05:14 h, avg:18.13 km/h, prędkość maks: 50.33 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Przejażdżka przed maratonem

Piątek, 5 sierpnia 2016 | dodano: 05.08.2016Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki

Czyli krótkie sprawdzenie stanu roweru po zmianie kasety na właściwą. Dzień słoneczny, parny, duszny.
Rower:Czarny Dane wycieczki: 1.41 km (0.00 km teren), czas: 00:05 h, avg:16.92 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Nocny Wołomiński

Wtorek, 2 sierpnia 2016 | dodano: 03.08.2016Kategoria Nocne, Samotnie, Wyprawki w regionie

Tak się złożyło, że o 9 wieczorem zachciało mi się wsiąść na rower w Zielonce, by go trochę przetestować przed maratonem. Szkoda że nie zachciało mi się przetestować go na krótszym dystansie, bo cięższe biegi z tyłu omykały. Czyżbym nie ta kaseta? To do sprawdzenia wkrótce. W każdym razie, cały wyjazd przerodził się w jazdę na wysokiej kadencji i skończył lekkim, przejściowym (choć w prawej utrzymało się przez sen) bólem w łydkach, odczuwalnym po powrocie, w czasie chodzenia. Noc była dość komfortowa, a dzień słoneczny z chłodnym wiatrem. W sam raz na wyjazd. Skończył się w ponad dobę od obudzenia, a dzień poprzedzający minął z bólem głowy, którego śladowe odczucie czasem dawało znać podczas jazdy. Planów było kilka w zanadrzu, ale wyciągnięty jeden i trochę go upraszczając (z wyżej wymienionych powodów). Mimo to, dobór dróg, często odbywał się tylko z kilku-nasto minutowym wyprzedzeniem.

Na pierwszy ogień poszła brukowana droga odbijająca od DW 631 i prowadząca do ul. Podleśnej. Od dawna mnie korciła. Zdziwiło mnie trochę, gdy bruk dość szybko przeszedł w asfalt. Dalsza Podleśna z płytami. Przy zabudowaniach oliwienie łańcucha, lecz nie pomogło. Początek Kobyłki zachciało mi się przejechać jedną z dróżek między stawem i główną trasą, ale ciut źle poszło i sporo jechało się właśnie przy głównej. Przejazd jedynie częścią Czereśniowej i Wesołej (obie po płytach, a druga przechodząca w leśną, ale już nie dla aut). Od kościoła ku Cmentarzowi, koło MOK, Piaskowa, 11Listopada, AAK, Waryńskiego i dalej do Zagościńca. Gdy wjechało się w las, nocny mrok momentalnie spowił ulicę i odtąd lampkę używało się częściej. We wsi przejazd Wrzosową i Szkolną, zmierzając na północ. Po odcinku leśnym, ulica skręciła w lewo i wnet się przeszła w grunt. Zerk na mapę. Nawrót. z pobliskiego zakładu wyszedł pies, lecz był spokojny. Przy łuku droga odbijała gruntem we właściwą stronę. Minęło mnie tam jedno auto, które wnet kończyło trasę.

Ponoć cześć tego odcinka pokonywana była przeze mnie w 2007, lecz w nocy i po tak długiej nieobecności w tych stronach, trudno mi cokolwiek sobie przypomnieć. Było we mnie też wtedy trochę zmęczenia. W Dobczynie przerwa na przystanku koło szkoły, ale obecność pobliskiej młodzieży nie dawała wytchnienia. Już mnie zaczynało znosić na Pasek, ale ostatecznie udało się trzymać trasy na Klembów. Przed miejscowością trzy mostki. Już tam kiedyś zdarzyło mi się być. Tym razem przejazd ścieżką, która powstała w ostatnich latach, objazd kościoła i już wyremontowanym mostem przejazd przez Cienką. W Ostrówku gruntowa Leśna i Kochanowskiego. Ze wsi wyjazd w Tule, skąd nawrót. Za lipką trwał remont mostu na Rządzy. Jeszcze minie sporo czasu nim go skończą. Póki co przejazd po prowizorycznym przejściu dla niezmotoryzowanych.

Za Duczkami wjazd na ścieżkę, trzymając się jej i chodników przez spory czas. Zrobiła się pętla przez Szeroką i Poprzeczną. Centrum Wołomina jechało asfaltem, choć ten był zmasakrowany na Sportowej, a Orwika to 6kątna kostka. Ze Starowiejskiej można było wjechać na teren OSiRu, z powodu braku ogrodzenia, lecz w to miejsce trafił się przejazd na zapleczu bloku, wzdłuż owego ogrodzenia (gdyż dalej już było). W Kobyłce Leśna i Ręczajska, potem Konopnickiej i Narutowicza. Ta skończyła się lasem, więc z pomocą mapy można było przedostać się na Orląt Lwowskich i dalej do Rataja. Mimo, że w mieście, to drogi na rower był ciężkie, a co dopiero dla aut. Ossowskiej część już znana, więc umysł był przygotowany na jej koszmarne płyty. W centrum Zielonki trwała przebudowa dworca i jego okolic. Rozkopane bardzo. Krótka runda po torów stronie południowej i przejazd (tymczasowy?) na zapleczu targowiska. Rundka koło parku, przejazd na Długą i ponownie DW 631. Starą trasą przejazd do Marek, gdzie znów wpadało się w pułapkę osiedla przy Małachowskiego, ale udało się wybrnąć przy starych domkach na chodnik, nieco na południe od tamtejszych bloków.

Grunwaldzką przejazd do Napoleona, gdzie stały dość luksusowe zabudowania. Zdziwiły mnie nieco. Dalej była Sobieskiego, Ślepa Żurawinowa i Modrzewiowa, która wyprowadziła mnie na wojewódzką. Za lasem skręt na Izabelin. Do kanału była uciążliwa, błotnista i zakałużona, choć wszędzie indziej woda już dawno wsiąkła lub wyparowała. Najbliższym mostem do Nieporętu, lecz po drodze jeszcze przejazd przez osiedle Głogi ze ślepą Sienkiewicza. W tamtych rejonach jechało mi już się co najmniej uciążliwie. Za kościołem skręt w Myśliwską, a nad jeziorem po kostkowym chodniku blisko plaży. Za rondem odwiedziny ruiny, która interesowała mnie jakiś czas (pamiętam czas, gdy byłą sprawnym budynkiem i w mojej perspektywie szybko popadła w ruinę). Dach gdzieś zniknął, a w środku mnóstwo gruzu, choć na piętro można wejść bezpiecznie. Poza widokiem na łąki, nie ma żadnego waloru, choć zdarzały się gorsze kupki gruzu. Tu przynajmniej jeszcze zachowana jest ogólna konstrukcja.

W Wieliszewie przejazd przez wschodni fragment Solidarności, który też mnie wabił od dawna. Z niej szlakiem na północ, koło fermy drobiu i po części (tej koło lasu i wału) dawnej trasy Mazovii 24h z 2008 r. Aby nie ciągnąć się po znanej trasie, skręt w Olszanową, która przeszłą w Willową (o słusznej nazwie). Dalej była Komornica, Poddębie, Skrzeszew, Topolina, Kałuszyn. To co już znam. Za Krubinem zjazd na dawno nie odwiedzany chodnik wzdłuż szosy, z Janówka do Góry, a potem Okunin Strażacką i pieszą ścieżynką na zapleczu domostw, którą w wyjątkowo mokre i wylewne lata lepiej nie jeździć. Nadrzeczną wjazd na koronę Wału kończąc przy Hicie. Za mostem Dworcowa, Lipowa i obwodnica Modlina. Koniec na parkingu koło cmentarza, uprzednio zajrzawszy do elementu twierdzy, który niesamowicie kusił mnie od lat, lecz sam w sobie nie był zbyt ekscytujący.

Ze względu na problem z kasetą, podróż z tych meczących, z wieloma przerwami. Nie było nawet ochoty robić zdjęć, choć aparat zabrany. Nawet nie chciało mi się wyciągać muzyki, choć taki był zamiar. W sumie, ze zdjęć dobre by były te o poranku, gdy pojawiły się mgły na pół wysokości drzew. Reszta albo nocna, albo przeważnie znana.
Rower:Czarny Dane wycieczki: 122.36 km (22.00 km teren), czas: 08:27 h, avg:14.48 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wheelerem trud

Czwartek, 28 lipca 2016 | dodano: 30.07.2016Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, Z Kasią, Z rodziną

Ocena sprawności wheelera, bo ponoć coś nie tak z przerzutkami. Faktycznie. Wymagają poprawki, ale raczej nie zmian w napędzie. Przejazd pod górkę, potem przez kopalnię, dwa zagajniki koło sadu (okazało się, że został odnowiony zamiast skasowania, a przy okazji ogrodzony siatką) i wyjazd na DW koło kapliczki. Co do dni poprzednich...

W niedzielę wyjazd pod Węgrów z powrotem dnia następnego i wieczorem odwiedziny u Księgowych. Nazajutrz wyruszyliśmy rodzinnie, choć nie w komplecie, w trasę autem (całość ~1000km). Miało być z rowerami i odstawieniem mnie i Kasi na północ, ale wówczas odłożyło się to na później. Nie nadaję się do robienia zdjęć z auta w trakcie jazdy, tak jak robię to na rowerze....

Przebieg trasy: Płońsk, Sierpc, Górzno (przez Skrwilno), Brodnica, Iława, Szymbark (zamek), Jerzwałd, Krynica Morska (glony nad morzem), Mikoszewo (prom i dalej korek), Trójmiasto (Westerplatte, nocleg, z rana rejs na Hel i z powrotem), Wejherowo, Kartuzy, Szwajcaria Kaszubska, Szymbark (kapeć), Kościerzyna (ratowanie kół), Starogard Gdański (mnóstwo hal handlowych i komisów aut, niewielki objazd i remont DW222), Gniew (zamek), Kwidzyn, Prabuty (okropny objazd po lesie), Ostróda (slalomy po DK7 w remoncie, ktoś miał wypadek bo się nie spodziewał). Powrót tuż przed 2 w nocy.

Rower: Dane wycieczki: 9.50 km (7.00 km teren), czas: 01:00 h, avg:9.50 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Test Shannona

Poniedziałek, 4 lipca 2016 | dodano: 09.07.2016Kategoria Nocne, Samotnie, Zwykłe przejażdżki

Przyszłą pora na test standardowy. Oprócz roweru - również nowych ciuchów. Nie przedłużając, test wypadł pomyślnie, choć nie bez zastrzeżeń. Ubrania świetnie dadzą radę na noc minimum ciepłą. Jedynie bluza okazała się nieco przyciasna, szczególnie na rękach. Nocą, taką jak ta, bez kurtki byłoby mi ciężko. Na chłodniejsze będzie konieczna jeszcze bluza. Zimno na nogach odczuwalne tylko na łydkach, osłoniętych jedynie nogawkami, które posiadamy od czasu powstania Nordcapa. Uda jak najbardziej nie ucierpiały, zabezpieczone przez dwie warstwy ubrania, jednak na typowo jesienne wyjazdy spodnie będą koniecznością.

Co do roweru, sztyca nie sprawiała problemu, jednak i tak czeka ją wymiana, ze względu na zbyt zjechany gwint, powodujący opadanie siodełka w tył pod moim ciężarem. Ponadto pękła górna obejma utrzymująca to siodełko, więc lepiej nie ryzykować jazdy w kraj i powtórki jak z poprzednim siodełkiem. Samo siodełko trzeba będzie jeszcze trochę cofnąć. Kierownica również chyba winna być nieco przesunięta w lewo - prawą ręką odczuwało się dyskomfort przez pierwsze kilometry. Przerzutki działały dość dobrze, na ile je można było sprawdzić, tyle tylko, że w trakcie jazdy, z korby znów łańcuch przestał spadać na najmniejszą zębatkę (gdzieś w połowie trasy). Dopompować koła, a przede wszystkim kupić zapasowe tylne, to kolejny etap zmian, jakie jeszcze zajdą w rowerze. Krótsze ramiona w korbie to zdecydowanie dobry pomysł.

Co do wyjazdu. Start był rozważany w ciągu ostatnich kilku dni. W planach było wyruszenie do Dziektarzewa (w gazecie lokalnej zamieszczono informację, iż tamtejszy dworek drewniany ulegnie rozebraniu tego lata. Trzeba więc się spieszyć) oraz Łodzi (autostrada A1 - plan porzucony, bo już została ukończona). No i kółko przez Wyszogród i NDM. To stało się dziś dnia (nocy). Było dość chłodno, po ostatnich ulewach. Asfalty były miejscami wilgotne, a gruntówki wciąż zaopatrzone w arsenał min kałużnych i błotnych. Przed wyjazdem była ochota jechać wałem, ale odrzucona po ocenie panujących warunków w ciągu pierwszych kilku kilometrów.

Start przypadł na godzinę około 22. Podczas moich przygotowań (niewielkich) zdążyła zapaść noc. W porze popołudniowej bolała mnie głowa, a lek po jakimś czasie spowodował niewielką senność, z którą jednak nie było problemów już w trakcie jazdy. Niewiele się namyślając, skręt w DW565, by od razy skierować się na obwodnicę DK62 przez Garwolewo. Do wsi tej dojechało się przez Chociszewo (część polnej drogi została zmodernizowana o gruz, po którym ledwo się jechało - prędko na ten odcinek nie wrócę) i Nowy Boguszyn (tam trochę lepiej można było testować lżejsze biegi). Nim wjechało się na DK62 w Chmielewie, minęły mnie ze 3 auta. Odcinek krajówki zapobiegliwie przebyty poboczem, gdy przejeżdżały TIRy, lecz na szczęście nie było ich wiele.

W Wyszogrodzie o północy. Wjazd od strony cmentarza, przejazd przez rynek i przed terenowym zjazdem, po raz pierwszy od wyruszenia w trasę - przerwa. Mimo ulew, ścieżynka była przejezdna, lecz widać było odcinki osadzania się piasku, który po wysuszeniu może być trochę kłopotliwy. Krótka przerwa w połowie mostu, gdzie zachciało mi się podziwiać gwieździste niebo i Wisłę nocą, lecz (czy to przez auta, czy przez obranie innego celu przewodniego tej wyprawy) nie trwało to zbyt długo i nie stanowiło uczty dla zmysłów. Zaraz za mostem zjazd w lewo do mostu w Kamionie. Krótka przerwa w pobliżu wysokiego budynku, gdzie definitywnie nastąpiła rezygnacja z trasy po wale.

Obrany kurs wojewódzką do NDM. W Secyminie krótka przerwa w pobliżu kościoła. Tam prawie rok wcześniej odbył się ślubie dalszej rodziny. Droga dość szybko zaczęła mi się dłużyć (jak zwykle na tych terenach) więc skręt w Wilkowie Polskim na południe. Było pusto, ciemno i chłodno. Po drugiej stronie bezludnego obszaru, nastąpił wjazd na kolejną z tras przelotowych, poprowadzonych przez ten region. Zaprowadziłaby mnie ona do Leoncina, lecz podkusiło mnie, by skręcić na Teofilów, a stamtąd do (jeszcze) wsi Rybitew. Oba odcinki wydawały mi się przydługie, jak na moje wspomnienia, ale zapewne wpływała na to noc i nieznacznie, ale zbyt nisko i zbyt w przód umocowane siodełko. Rybitew odwiedzana kilka razy, lecz tylko raz wyjeżdżając z niej na wschód. W pamięci nie odnotowały mi się wtedy jakieś zabudowanie w tej części, lecz tym razem zwróciły moją uwagę. Wieś chyba nieprędko wymrze tak do końca. Tuż za nią zdawało się że dostrzegam lokalizację fortu (jego samego nie widząc), a przynajmniej leśny teren z lewej, sprawiał wrażenia na zmodyfikowanego przez ludzi.

Zbliżał się świt. Wyjazd w Cybulicach Małych. Skręt na południe, potem łuk ul. Kwiatową i powrót ku północy po głównej. Wyjeżdżając ze wsi zjazd na chodnik po lewej. Za skrętem na Leoncin, skręt w kolejną drogę po lewej. Mijało się indywidualne domki, chyba letniskowe, przejeżdżało przez niewielki zagajnik i wyjeżdżało na drogę wśród pól. Coś mnie podkusiło, by zbadać lewą jej lewą odnogę. Doprowadziła mnie na teren szkolny. Brama była otwarta, więc kontynuowała się jazda asfaltem, lecz przed budynkiem było nieprzekraczalne ogrodzenie (pomijając metodę sprzed kilkunastu dni). Dokończony objazd boiska po jego wschodniej krawędzi i powrót na normalny kurs. Skręt w lewo, ponowny przejazd pod szkołą, lecz od strony wjazdu głównego i wyjazd na Długą. Tu przez chwilę nie dało rady się zdecydować, w którą stronę jechać. Nadal znam te strony zbyt słabo. Po zrobieniu niewielkiego kółka ostatecznie padło na to, aby się udać w prawo.

Drogą przemieszczały się koty lub lisy. Niby już jasno, lecz niedostatecznie, by zweryfikować gatunek ze sporej odległości i z wadą wzroku. Na pewno czmychały przede mną. Skręt w lewo, kilkanaście dość nowych domów, skręt w lewo, kolejne domy i wnet wyjazd na techniczną przy S7. Doprowadziła mnie do Nowego Kazunia, gdzie skręt w pierwszą dróżkę po lewej, zaraz za jednostką wojskową. Stało tam kilka świeżych domów, a droga prowadziła przez fragment zagajnika do park przy osiedlu, na którym przyszło mi być do tej pory raz i to raczej pospiesznie. Przejazd gruntową ścieżką ku północy, wyjazd w pobliże jednostki, po czym objazd osiedle od wschodu. Dojazd do garaży, przy których wpadły dwie pętle ślepymi uliczkami, lecz trzecia nie powstała. Pieszo przez fragment wydeptanej dróżki, która zapowiadała się być przejezdną. Pokonana z rowerem - pieszo. Po lewej była spora parowa, po prawej tereny zlikwidowanych ogródków działkowych, z których uchowały się ledwie trzy drewniaki. Pod koniec bezproblemowo mijało się zwalone drzewo. Mieszkańcy, udający się skrótem na pobliski przystanek, skutecznie wydeptali objazd. Na koniec krótkie, strome podejście i już była to prostej do NDM.

Nie poniosło mnie tam. Wnet ukazała się droga w dół prowadząca i skusiła mnie, by podjechać nad Wisłę. Łagodny szutrowy zjazd i nieco bardziej stromy za wałem. Tam dużo kałuż, błota. Dojazd do mostu i dalej w pobliże rzeki. Rozglądanie, lecz bez zjeżdżania poniżej ostatniego filaru na stałym lądzie. Woda była wciąż niska, a łachy jak i ostrogi czekały na odwiedziny. Nie dziś. Jeszcze na nie zerknę, ale tylko w im poświęconym wyjeździe. Ja zwykle, nie było ochoty wracać tą samą trasą. Dostrzegalne wąskie, niezbyt uczęszczane przejście w kierunku ruiny domu, który widać z powyższej trasy. Przyszło przebyć chaszcze, które przypominały dżunglę. Głowa nisko, kask jako taran i do przodu. Potem schody o kącie ~60°. Znów na drodze.


03:17. Kazuń Nowy. Pod Mostem Niebieskim

Po drugiej stronie Wisły ponowna decyzja, by zjechać drogą po lewej, docierając do torów. Na rozjeździe skręt w prawo, by wzdłuż nich wjechać do miasta. Na pierwszym przejeździe na drugą stronę. Koło bloków 5,4,2 wjazd na chodnik przy Mazowieckiej. W prawo za Biedronką, Zakroczymska, Przejazd, parking, Magistracka, dróżki na zapleczu UM, Targowa Zachodnią do głównej, dalej po chodniku, zaplecze JYSK i na most.

Z Modlinie skręt na czerwony szlak. Przejazd wzdłuż północnej ściany cytadeli, a potem już prosto. Za miastem gruntowym "skrótem" koło "ronda" na Gałachy. Za S7 skręt na dróżkę ponad nią i wyjazd koło stacji paliw. Potem skręt na dróżkę koło fortu, skręt w prawo i znów jazda wzdłuż DK7. Oddalenie od niej przy krańcu dróżki na Ostrzykowiznie. Przejazd wzdłuż wschodniej ściany lasu i skręt na fort w Henrysinie. W lesie oraz alejce do fortu prowadzącej znajdowało się sporo powalonych drzew, a te w skraju drogi zabrały ze sobą jej część, tworząc wykroty. Z Henrysina ku DK62 po drodze gruntowej, raz odwiedzonej. Nim tam się wyjechało, dostrzegalna było dróżka w prawo, z którego śmiało zachciało mi się skorzystać.

Kawałek dalej niewielki skrzyżowanie. Z lewej zarośnięta polna dróżka do DK62, z prawej szutrówka powrotna. Kilkanaście metrów dalej, od prawej odchodziła jeszcze niewielka dróżka po lewej. Kurs w te stronę, lecz okazała się ona (chyba) kończyć przy domu, który miał odcięte zasilanie, a i tak był zamieszkały, co sugerowały psy. Teren tam był bardzo zróżnicowany, pełen dołów i dołków - w końcu stąd też wydobywano glinę. Szybki nawrót i wnet nawrót do wsi. Skręt na Trębki Stare. Wjazd do Jaworowa, zejście do boiska, wydostając się z niego dróżką, poprzednio nie przebytą. Potem przejazd przez rządek czarnych porzeczek (już zebranych) i wyjazd na drogę w miejscu, gdzie zaczynała się płytka parowa.

Nadmiar ciuchów powędrował do sakwy, bo słońce już zapewniało mi dostateczne ciepło. Kurtka pozostał, bo wiatr z zachodu wciąż chłodem swym zniechęcał. Jechało mi się niemal tak trudno jak poprzednim kursem przez tę wieś, lecz na szczęście nie padało. To pozwalało mi czasem osiągać ~20km/h. Mimo to nadal nie jestem w formie, którą może pomoże mi zyskać kolejna, nieodległa w czasie wyprawa. Ze Smoszewa przez Wygodę i Miączyn do końca wyjazdu bez przygód i kombinacji (poza jedną przy zjeździe z DK62).
Rower:Czarny Dane wycieczki: 109.54 km (27.00 km teren), czas: 07:31 h, avg:14.57 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Regulacja roweru

Piątek, 24 czerwca 2016 | dodano: 25.06.2016Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki

Regulowanie przerzutek nowego roweru KamilaR. Runda nad Wisłę i z powrotem. Dziwne szprychy, dziwny zaplot.
Rower: Dane wycieczki: 1.46 km (0.00 km teren), czas: 00:06 h, avg:14.60 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Nieudany przewóz księgi

Środa, 22 czerwca 2016 | dodano: 22.06.2016Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, Z rodziną

Późnym popołudniem wyjazd, by przewieźć forumową księgę Księgowemu (taki był plan). Zapakowane ~5 l wody, bo w drodze powrotnej była chęć, aby zahaczyć o okolice Leoncina. Od początku jechało mi się dość dziwnie. Jakoś tak niestabilnie, jakby rower robił bokami. Wydawało się, że to nadmiar wody, jej chlupotanie i takie tam. Przed opuszczeniem Miączyna, drobne poprawy butelek, po czym jechało się odrobinę lepiej, ale wciąż to nie to. Skręt w pola, krótki odcinek przy miedzy i dalej polną drogą do Wygody Smoszewskiej. Przez Smoszewo na Trębki, gdzie przyszła pora lepiej się przyjrzeć rowerowi. Okazało się, że powstało pęknięcie ramy blisko widelca...


17:17. Miączyn. W tle, za drzewem, widoczny las w pobliżu zakrętu na DK62

To tłumaczyło trud jazdy i niską sterowność. Kiedy zaczęło pękać? Kto wie... Przez Henrysin do Zakroczymia, wyjazd na DK62, nawrót na Trębki i do auta. Z pęknięciem na 3/4 obwodu rury lepiej było nie pchać się dalej.


17:56. Delikatna sugestia, że to definitywna pora na zmianę ramy


18:16. Duchowizna. Widok ku DK62


18.17. Zakroczym. Karczma pod Jaworem
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 24.66 km (7.00 km teren), czas: 01:27 h, avg:17.01 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)