Wpisy archiwalne w kategorii
Samotnie
Dystans całkowity: | 55128.43 km (w terenie 4862.00 km; 8.82%) |
Czas w ruchu: | 3502:10 |
Średnia prędkość: | 15.71 km/h |
Maksymalna prędkość: | 74.20 km/h |
Suma podjazdów: | 800 m |
Suma kalorii: | 76839 kcal |
Liczba aktywności: | 802 |
Średnio na aktywność: | 68.74 km i 4h 22m |
Więcej statystyk |
Pełnianoc
Niedziela, 19 czerwca 2016 | dodano: 06.07.2016Kategoria Nocne, Samotnie, Wyprawki w regionie
Koniec nastąpił wcześniej niż zwykle, bo był to koniec końców (choć nie ostateczny koniec końców). Przerwa na pierwszym przystanku, by trochę poregulować przerzutki (przede wszystkim przeczyścić z piasku w manetkach). Po raz pierwszy nastąpiła jazda po dróżkach koło gospodarstw, położonych na W od fortu w Henrysinie, a że jeden odcinek był oznaczony zakazem wstępu, to trochę mi zeszło z okrążeniem go innymi. Przy DK7 już naprawiono zwisający kabel, a od świateł jazda "mniej więcej", razem z kimś, komu pobrzękiwało szkło w reklamówce, a do którego w Pieczoługach dołączył jego kumpel i obaj oddalili się w swoją stronę. Skręt na północ do lasu przy Strubinach, by poznać dróżkę przy jego skraju, która zapadła mi w pamięć dnia poprzedniego. Po przekroczeniu asfaltu jazda wzdłuż lasu, po lewej mając ogrodzenie z prądem. Skręt w lewo po pół-kilometrze i częściowo zrytą przez dziki dróżką wyjechało się na szuter, który doprowadził mnie na szosę przy Swobodni. Po drugiej stronie szosy wjazd w las (droga tam kusiła mnie od niedawna) raz jeszcze, pokonując odcinek, który bardzo skojarzył mi się z podjazdami świętokrzyskimi, wyjeżdżając na asfaltowe, leśne zakręty trasy Wojszczyce-Wymysły.
17:03. Nieznany mi do tamtej pory przysiółek Trębek Nowych przy granicy z Henrysinem. Widok ku NNE
17:24. Zakroczym. Pieczoługi od strony lasu. Widok ku SE
17:43. Dróżka ze Strubin do Swobodni, po wschodniej stronie lasu. Na wprost las Suchodół w Dolinie Suchodółki (mającej źródła między Stróżewem i Starymi Olszynami) na terenie wsi Swobodnia. Widok ku NE
17:58. Pod górę do Wymysł, przez las Suchodół. Widok ku E
W Wymysłach skręt w lewo i jazda drogą z przyjemnym krajobrazem, prowadzącą do Szczypiorna, gdzie skręt ku NW do lasu, natrafiając na strzałki jakiegoś maratonu i niewiele myśląc, jazda wzdłuż nich, docierając do Śniadówka. Przebiegało mi przez myśl, by jechać przez Cieksyn, lecz w ostatniej chwili skręt na Goławice. Z Zaborza polną drogą do Dębinki, przecięcie DW 571, by następnie poznać, co się kryje za (tajemniczą dla mnie od czasów liceum) szutrową dróżką, niknącą za przejazdem kolejowym. Za Malczynem zjazd na polną (częściowo z kocimi łbami) drogą biegnącą koło stadniny (tu pojawił się asfalt), po czym dojechało się do Świerkowa, by po raz pierwszy przejechać się dłuższym fragmentem DW 632 Nowe Miasto - Nasielsk, która to od dawna kuła mnie w oczy - "jeszcze tam mnie nie było".
18:08. Wymysły - Szypiorno. Lasy graniczne obu wsi. Widok ku S
18:10. Wymysły - Szypiorno. Widok ku N
18:34. Droga z Goławic do Zaborza. Widok ku E
19:19. Malczyn. Skrzyżowanie Cieksyn-Nasielsk. Widok ku N
19:21. Malczyn. Rzeczka Nasielna. Widok ku NE
19:26 Gawłowo. Droga przy stadninie. Widok ku N
Nasielsk
Wreszcie udało mi się dobrnąć do Nasielska, gdzie chyba trwał jakiś koncert, lecz zamiast udać się w tę stronę, skręt na N koło nieukończonej hali, przejeżdżając przez nieużytki na N od ogrodzonego osiedla i pieszo wydostając się na Przemysłową. Miasteczko przejechane wpierw głównymi, potem Staszica, Poniatowskiego, AK i Batorego znikając w polach. Przez łąkę na szutrówkę przez Paulinowo, którą kurs ku E, zerkając na ruiny gospodarstwa, z którego zostały same ściany, wjazd w las i wyjazd koło prywatnego muzeum, na terenie byłej bazy wojskowej, dalej była droga po płytach i Chrcynno. Na przystanku w pobliżu dworku przerwa, aby odpocząć i złapać nowe siły. Odtąd kurs na Serock, lecz w Zabłociu skręt na S i przejazd przez Stanisławów. Robiło się ciemno, a trasa zupełnie nowa.20:22. Nasielsk. Ul. Armiii Krajowej
21:11. DW 622. Zmierzch w Jaskółowie
Dojazd do DW 632. Wreszcie konkretnie znane mi miejsce i możliwość oceny pozostałej do pokonania odległości. Przejazd główną, skręt w ślepą Wiatrową, wypatrzoną ścieżynką przy nr4 na SW, a potem ślepym asfaltem na W, skąd nawrót, by ku S opuścić Ludwinowo Dębskie. Wjazd do Dębe, a asfaltowa droga poniosła mnie do Starego Orzechowa (droga wzdłuż skarpy!), skąd trzeba było zawrócić 0,5 km do skrzyżowania, nie widząc możliwości kontynuacji. Przejazd DK62, dalej przez Wójtostwo do lasu, tam nawrót i przy kapliczce skręt na główną. Rozpoczął się długi przejazd krajówką, lecz aut nie było już zbyt wiele o tej późnej porze. Skręt do Czarnowa, gdzie miał miejsce nieopatrzny zjazd w Dolinę Narwi oraz (chyba) ślepo zakończoną uliczkę koło 100a, po czym powrót na krajówkę, czy raczej chodnik wzdłuż niej.
Pomiechówek
Wjazd do Pomiechówka, skręt w Polną i kręceni po: Wrzosowej, Miłej, Słonecznej, Broniewskiego, Przytorowej, Szkolnej, Świerczewskiego, wzdłuż torów do mostu, Nasielską, Świerczewskiego, Szkolną, Harcerską, Kolejową do głównej i przejazd przez park do mostu. Ponowny wjazd do Pomiechowa, by przejechać po niezjechanych fragmentach dróg: łącznik Kwiatowej i Kościelnej, Plażowa od strony Kościelnej, trochę terenu od cmentarza do Bałtyckiej, Mazowiecką pod kościół, gdzie nie udało mi się go objechać z powodu bram zamkniętych, nawrót do nr1, skręt na wąską ścieżynkę w lewo do Kościelnej i opuszczenie miejscowości poprzez Ogrodową i kierunek na SW.Tym razem bez wjazdu do Bronisławki, lecz jadąc pod wiaduktem, przejechało się w górę do głównej szosy. Trochę jazdy i trochę pospacerowania po ścieżce. Za pierwszym przejazdem kolejowym zejście i zjazd po brukowanej drodze, a przed drugim przejazdem - po schodach do góry. W Modlinie Starym naszło mnie na pokręcenie się po opustoszałych ulicach: Kolejowa, Dobrowolskiej, Kopernika, Żwirowa, JPII, Przeskok, Środkowa, Staszica, Prusa, Źródlana, Krzywa i przy Hotelu Sokołowska wyjazd na Modlin właściwy. Również w Modlinie następujące ulice się tej nocy przewinęły: Prądzyńskiego, między 390 i 391, skręt pod 157, Poniatowskiego nr 125 i 124, ukosem pod 120, Malewicza, 1863 roku, wzdłuż 289 i 281 od W dojazd pod 227 i po trawniku ku W wzdłuż ogrodzenia ZS, a potem w Moniuszki, Szpitalną, miedzy 70 i 69 do Obwodowej.
Gałachy i Zakroczym
Przejazd przez Gałachy, rozkoszując się spokojem nocy i niewielką liczbą aut, nawet na S7 pode mną. Nadeszła pora, aby zakończyć poznawanie ulic Zakroczymia, których dzięki temu wyjazdowi zostało już niewiele. Po przerwie tam gdzie poprzednio, kurs na rekonesans uliczek (nie zjeżdżając w dół) miasta wg takiej oto kolejności: Rybacka, Gdańska, przelotka koło nr 14, Wyszogrodzka, ślepa do nr10, cała Tylna, chodnik przy głównej, gdzie siedział jakiś dziadek, 29 ku W, 14 ku N, 16 rwz ku S, ukos 14 ku 2, koło garaży do nr7 pdrwz, okrążając go i S rząd garaży, gdzie kręcił się jakiś pies, slalom 2 od W, 14 od E, 16 od W i przejazd przez podwórko koło nr 37 i koniec kombinowania.Zanim pomyślnie udało się zjechać do parowy dróżką, którą chciało mi się poznać, przejazd przez plac koło Biedronki, od przystanku, zatoczenie pętli do DK62, zjazd w ślepą uliczkę po lewej, o mało nie zahaczając o zwisający wzdłuż drogi kabel (chyba zaizolowany). Z Okólnej wydostanie się prawie do asfaltu, lecz wnet w lewo, w wyrównane, nieużytkowe pobliże kapliczki, jednak do niej samej nie docierając. Przejście przez pole po miedzy, unikając wodnego bicza z polewaczki, po czym rozpoczęła się sesją zdjęciową (po kilkugodzinnej przerwie), gdyż dzięki słońcu, niebo było zabarwione wieloma kolorami. Dalej do lasu. Zjazd w parowę odbył się bezproblemowo, jednak w jednym miejscu stworzyła się, już chyba zasypana dziura, przez co powstał niewielki próg. Jazda dłużyła mi się, lecz trudno powiedzieć, czy droga w dół była po prostu długa, ja tak zmęczony, czy to w mojej pamięci tak mocno zatarł się jej przebieg.
03:43. Duchowizna. Świt w Zakroczymiu przy DK 62
03:49. Duchowizna. Świt nad Zakroczymiem
Nad Wisłą
Po dotarciu nad Wisłę, początkowo chciało mi się zostawić rower, by dalej tylko przejść, ale po ocenie, że bardziej prawdopodobną wydała się możliwość oddalenia od wybrzeża suchą stopą, kurs w kierunku skarpy i kamiennych (betonowych?) głazów o gładkich (pomijając efekty upływu czasu) ścianach. Wraz z rowerem spacer na ostrogę, jednak z braku snu lepiej było nie ryzykować zanadto (odczuwalne było lekkie, nieznaczne opóźnienie reakcji) i udało się dotrzeć tylko do połowy, tam gdzie woda się przez nią przelewała, a kamiennych brył ostało się tam ledwie kilka, choć w lepszych butach i będąc wyspanym, nie byłoby kłopotliwe przejście przez nie, więc wnet nastąpił powrót na brzeg. Dalsza możliwość podróży po obsuniętej skarpie byłaby zanadto kłopotliwa z rowerem, jak sięgam pamięcią do mojej poprzedniej, pieszej wizyty. Nie było ochoty wracać się tą samą trasą. Pieszy rekonesans ku górze parowy, tak iż wychodziło się w pobliżu skarpy i domku. Z trudem udało się wspiąć z rowerem, robiąc dwa postoje w miejscach strategicznych, optymalnych dla oszczędzania energii. Przejazd wykoszoną niby-dróżką, jadąc od skarpy koło domków, znajdujących się poza ogródkami działkowymi, lecz nie wiem, czy do nich się zaliczających.04:09. Duchowizna. Skarpa na S od działek letniskowych. Jedno z ostatnich zdjęć Nordcapa.
Szczęśliwie, można było bezproblemowo dostać się na teren działek po raz pierwszy w życiu. Po przekroczeniu furtki, skręt w lewo, do furtki północnej i skręt w prawo, by po zatoczeniu prawie pełnego koła wjechać do części centralnej, z której wyjazd na wschód, by zrobić pętlę po wewnętrznych uliczkach, przemieszczając się tym razem przeciwnie do rwz, a potem raz jeszcze wjazd do centrum, aby na sam koniec odwiedzić dwie ślepe dróżki zachodnie. Objazd przez praktycznie cały teren działek, skupionych wokół w zasadzie już nieistniejącego dzieła D-1. Pora opuścić teren zamknięty.
Początkowo chciało mi się przerzucić rower i bagaż, lecz spowodowałoby to niepotrzebny hałas, więc czynność wykonana została powoli, a baranek (niechcący) zatrzymał go na szczycie siatki, co później mi pomogło. Trwało wahanie czy może jednak spróbować udać się do bramy, lecz ta, odkąd pamiętam, była zamknięta, a godzina zbyt wczesna, by ktokolwiek ją ot tak otworzył, wracać zaś tą samą trasą nie było ochoty. Z trudem udało się przekroczyć ogrodzenie, co chwila nadziewając dłoń na jego kłujące zwieńczenie, balansując ciałem, częściowo opierając się o zsuwający się rower, który wraz siatką uciekał za mnie, przez co wiele razy się trzeba było przygotowywać do ostatecznego skoku, który wykonany został pomyślnie. Niestety, pobliski betonowy słupek uległ uszkodzeniu. Wciąż w pełni drżąc, rower został ściągnięty, po nim sakwy i chybcikiem wyjechało się z lasu. Na pola ruszyli pracownicy sezonowi, po raz któryś z kolei, lecz jeden z ostatnich. Przewrócone drzewo, korzeniami pociągnęło za sobą furtkę, a "SolidSecurity" raczej niewiele pomoże, gdyby ktoś chciał nawiedzić teren, gdzie bramy stoją otworem. Chmury wyglądały podejrzenie, ale było sucho.
Mochty
Znów wjazd do Mocht i raz jeszcze przejazd po wnętrzu czewonoceglastej budowli. Zachciało mi się sprawdzić zarośnięty podjazd/zjazd na zachód od cegielni. Tuż za mostkiem skręt w bok. Wypatrzyło się skręt do zapory na Strudze, również jakąś chyba betonową, starą kładkę, dużo poniżej poziomu dróżki, na której zalegało dużo gałęzi po zwalonym drzewie. Ze zmęczeniem trwał marsz po drodze, na której nie było mnie od 2008. Chciało mi się zjechać dróżką prowadzącą w dół zagłębienia, gdzie ongiś wydobywano glinę, lecz droga była zawalona śmieciami i trochę zbyt zarośnięta, a pogoda nie sprzyjała, by przejazd i eksploracja z szarpaniem w złych warunkach miała sens, tym bardziej, że nadawano burze na dziś dzień. Po ledwie widocznej gruntówce, wymęczony spacer do szutru.05:06. Mochty przy skrzyżowaniu do DK 62. Drzewo porwało ze sobą furtkę. Solid niewiele pomoże
Jaworowo
W Jaworowie wypatrywanie ok. dwóch domów, z zerwanym po nawałnicy dachem, lecz udało się dostrzec tylko jeden (papowany, stary i z raczej niewielkimi uszkodzeniami), w pobliżu słupa energetycznego złamanego w pół. Mniej więcej zapamiętały mi się (prawie okrągłe) wartości przebytego dystansu i czasu jazdy. Udało się dostrzec, że licznik nie zlicza i już mi się nie chciało na niego zwracać uwagi. Na zjeździe w Smoszewie wody było na mnie już tyle, że dawno nie była mi tak obojętna. Poza tym, odtąd spore odcinki były przebyte na stojąco. Z trudem udało się przejechać szuter biegnący równolegle do zabudowań Wólki Przybojewskiej, lecz po drugiej stronie rzeczki.06:09. Wschodnie Jaworowo po nawałnicy. Widok ku SW
Goławin
Krótka przerwa przy skrzyżowaniu w stronę szkoły w Goławinie, by przedostać się na drugą stronę drogi. Krajówka dość pusta, kilku aut nie licząc. Bose w klapkach stopy trochę przemarzają od wilgoci, ale przynajmniej nic nie chlupie, jak to bywało w butach pełnych. Tylko bliskość domu sprawiała, że nie miało dla mnie większego znaczenia - zmęczenie, deszcz - i tak się z wolna jechało. Pogoda nie nastrajała do wysiłku. Pierwszy zakręt z hamulcem, drugi z rozpędem, bez zwalniania. Piach przecięty bez problemu. Na szczęście nie wyskoczył pies jak zwykle. Dom jest blisko. Mnóstwo błota, wody, deszczu. Kurtka smętnie zwisa. Spodnie przylepiają się do nóg. Mokro. Gorący prysznic. Ciepłe kakao. Spać. Nogi ociężałe...Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
130.00 km (45.00 km teren), czas: 10:00 h, avg:13.00 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hDo Pomiechówka
Sobota, 18 czerwca 2016 | dodano: 06.07.2016Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawki w regionie
Tym razem na rowerze właściwym, ze wszystkim co potrzeba. Z Trębek do DK7 w Tomaszówce, gdzie przyszła pora zwiększyć ciśnienie w tylnym kole. Już wczoraj czuć było jego nieco za niską wartość. Przed drogą zwisła kabel, opatrzony ostrzegawczymi tasiemkami. Później policja stałą i pilnowała, by nikt tędy nie przejeżdżał, bo znalazło się kilku takich. Po drugiej stronie przejazd koło Dzieła D-3 i dalej polną drogą, która wiodła przy nieogrodzonym gospodarstwie, skąd wybiegły za mną dwa psy, goniąc mnie przez ~350m krętej i nieco błotnistej drogi.
Wyjazd na dróżkę do Strubin, ale ukazała mi się jedna, nigdy przez mnie nie jeżdżona. W tę skręt. Skrzyżowanie na rogu lasu. Dalej na wschód, dróżką oddaloną od skraju lasu o kilka metrów. Do ostatniego gospodarstwa droga była ok, potem zaś była zarośnięta i dwukrotnie musiała omijać zwalone po burzy drzewa. Sam koniec drogi tak jakby nie istniał i na asfalt wróciło się przez małe chaszcze. Tam kierunek północ. Bez przejeżdżania przez strumyk/kanał, lecz skręcając w prawo przed lasem. Droga była piaszczysta i nawet po opadach nie zdołała się w całości utwardzić, choć miejscami trochę spłynęła. Przypomniało mi się, że chyba kiedyś była przez mnie przejeżdżana.
18:35. Trębki Nowe. DP 3002W. Północne zabudowania wsi. Z prawej samotny przysiółek graniczący z Henrysinem. Widok ku NE.
18:50. Strubiny (Tomaszówka). Teren nieukończonego Dzieła D-3
18:58. Rzut oka na południowy kraniec lasu w Strubinach, zwącego się Kowale. Po prawej Mokradle, wysunięty najbardziej ku N przysiółek Zakroczymia. Widok ku E
19:21. Ze Swobodni do wsi Wymysły, drogą położoną na południe od lasu. Na prawo od słupa zagajnik z wyrobiskiem. Widok ku SE
19:36. Kosewo. Fort II. Widok ku NE
Wyjazd w Wymysłach, a z Kosewa wprost do Stanisławowa. Skrót był szutrowy, a w jego końcówce skusiło mnie na odwiedzenie pobliskich ruin. W Pomiechówku skręt w Szkolną, a następnie na teren szkolny. Trwał tam niewielki koncert zespołu Jazgodki, trochę dzieci, trochę ludzi, ale miejsc pustych dużo więcej. Impreza dobiegała końca, a mi się przybyło jedynie na 2-3 piosenki. Na zakończenie Brevetu 1000km nie udało mi się przybyć, spóźniając się tak mniej więcej o 2:30h. Wcześniej niezbyt dałoby radę. Powrót na swoją stronę Wkry i skręt w Kilińskiego. Oczekiwanie na przejazd pociągu, po czym wycieczka przez Pomiechowo.
19:45. Stanisławowo. Ruiny fragmentu eksperymentalnego gospodarstwa wojskowego, które zakończyło działalność w 2000 r.
19:57. Stanisławowo. Cerkiew pw. św. Aleksandry
20:02. Pomiechówek przed mostem. Takie oznaczenia były przez mnie widziane do tej pory tylko w Niemczech w 2009 r. Widok ku NEE
20:10. Pomiechówek. Teren szkoły podstawowej. Kilka godzin po zakończeniu Brevetu 1000km
W miejscowości tej przyszło mi być po raz pierwszy. Kurs Kościelną, dalej Mazowiecka, Plażowa, Rybacka i wyjazd Kwiatową. Dostrzeżone przeze mnie zostało kilka innych, nieobjechany dróżek, ale "odłożone na kiedyś", bo jechało się wolno, a jeszcze trochę mi zostało do przejechania. Skręt w Rolniczą do Aleksandrówki, gdzie stały takie tam ruiny, zwane "Schodami do Nieba". Szutrową dróżka zjechało się w dół, wjazd do Stanisławowa Dolnego, przejazd przez Bronisławkę i dalej do Modlina. Po drodze ukazały się zaparkowane dwa busy Transludu, z których zdarzało mi się korzystać, jeżdżąc przez ostatnie lata do Warszawy. Szczególnie utkwił mi w pamięci ten z rozszczelnioną szybą.
20:47. Pomiechowo. Aleksandrówka. Schody do nieba
20:52. W dolinie Wkry. Między Aleksandrówką i Stanisławowem Dolnym (widoczne zabudowania). Widok ku W
Za mostem skręt nad rzekę, przy moście kolejowym. Mijało się Bramę Ostrołęcką i zagłębiło w ścieżkę, która doprowadziła mnie do stacji elektrycznej. Droga się tam chyba kończyła, bo ul. Chłodnia znajdowała się kilka metrów wyżej. Cofnięci prawie do Kaszewskiego i podejście drugą dróżką, która zaraz obok się oddzielała. Poprowadziła mnie na poziom, z którego można już jechać. Nim wyjechało się na ulicę, pedał zahaczył o jakiś beton. Mocno na tyle, że groziło przewrócenie. Czekam, aż będzie można wymienić w korbie ramiona na 170mm.
21:10. NDM. Po lewej most kolejowy. W centrum cypel ze spichlerzem z XIX w. Narew widziana z Modlina ku SW
Zjazd pod cytadelę. Trasa była przejezdna, choć w części "podmiejskiej" jedno drzewo trochę zablokowało drogę. Podjazd w Gałachach. Stamtąd obie gruntowe drogi wyjeżdżając za Słoneczną. Dłuższa przerwa w Zakroczymiu. Po niej Parowa Klasztorna, Klasztorna, zjazd w Okólną i na jej krańcu do auta. Była 23. W powietrzu cały dzień czuć było atmosferę lata - grill, kiełbasa i muzyka.
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
40.05 km (16.00 km teren), czas: 02:55 h, avg:13.73 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hPo burzy
Piątek, 17 czerwca 2016 | dodano: 22.06.2016Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki
Przeszła nawałnica, której siłę, opad i prędkość wiatru najłatwiej porównać do mojego podkrakowskiego noclegu sprzed roku. Wyglądało to wszystko tak, jakby przechodziła zamieć śnieżna, tak było szaro i nieprzejrzyście. Pioruny trzaskały ze 3 na sekundę. Oczywiście ucierpiało wiele drzew, woda wymyła ziemię z podwórek na drogę, choć było to na tyle krótkotrwałe (miejscowo, bo dla całej Polski trwało cały dzień, przesuwając się skosem ku Litwie) zjawisko, że uszkodzenia gruntów nie był tak duże, jak w czasie standardowych letnich ulew sprzed lat. Komputer wyłączony dosłownie tuż przed nawałnicą, ledwie wrzuciwszy post na forum. Prądu nie było przez ~20h. Zerwało wiele linii, uszkodziło kilka dachów. Kurs przez wieś na wschód, by zerknąć na stan po burzy, lecz nie było to tu tak straszne jak się zapowiadało.
13:04. Woda spływa do przepustu pod drogą
13:16. Zmokły Garfild
13:20. Mnóstwo wody wciąż wisi w powietrzu
13:22. Dróżka koło kapliczki na drzewie
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
1.37 km (0.00 km teren), czas: 00:06 h, avg:13.70 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hWheeler Slow Motion
Czwartek, 16 czerwca 2016 | dodano: 22.06.2016Kategoria Pół nocne, Samotnie, Zwykłe przejażdżki, Z rodziną
Dziś wheeler na kołach nordcapa (bo koła w nie miały powietrza, sprężarka nie działa jak trzeba, a czasu i chęci na pompę nie było). Kierunek Zakroczym, przez Henrysin. Zjazd w Okólną i wyjście kamienistym podjazdem koło kościoła. Skręt w Rady Narodowej, niewielką uliczkę, na której nigdy mnie nie było, kończyła się schodami dochodzącymi do Warszawskiej. Zejście na dół, po czym przez Gałachy na Modlin.
Chciało mi się zjechać nad Wisłę (ale za S7, nie zaś pod nią), lecz ledwo po skręceniu postój i plan się zmienił, po ocenieniu chmur z południa, wyglądających podejrzanie. Póki widać było komin w Ożarowie, odbijający blask zachodzącego słońca, było ok, ale gdy przestał być widoczny, nawet jako zazwyczaj widoczny ciemny patyczek na horyzoncie, lepiej było nie ryzykować (zamiarem wyjazdu było objechanie lotniska). Skręt na polną drogę po lewej i wyjazd kawałek na zachód od parkingu. Końcówka to jazda i spacer przy miedzy. Wyjazd na grunt, którym kurs zachód. Przy wiadukcie pojawił się stary asfalt, którym od dawna chciało mi się ponownie przejechać. Ujechało się nim trochę, aż można było wydostać się na główną.
Przejazd na techniczną wzdłuż DK7 po stronie północnej i skręt do Janowa. Tam na "obwodnicę" fortu i gruntówkami dojazd do Wojszczyc. Ze Smół do fortu w Strubinach (znów nie udało mi się trafić na otwartą bramę). Z Kroczewa jazda przez lotnisko, drogą trochę podobną do tej z poprzedniej wizyty, lecz tym razem tak, jak chciało mi się jechać poprzednim razem - wprost do skrzyżowania w Złotopolicach. Telefon z domu. Objazd polną drogą lasu w Złotopolicach - od zachodu. Dalej przez pola i tereny, które ostatnio chyba w liceum odwiedzane, kończąc ten etap w Karnkowie. Jadąc asfaltem, dojazd do targowiska, gdzie rower powędrował do auta.
Wyjazd bez licznika, bo rower go nie ma, bez aparatu, bo nie zabrany, bez sił, bo rama za mała i przeciętnie jechało się tak szybko, jak to mi się w okresie licealnym zdarzało. Przejechać 40km na rowerze bardzo niedopasowanym, a 200 na mniej niedopasowanym (komentarz z 2022 - nie wiem, czy choć jeden rower był tak naprawdę dopasowany. Z dużym prawdopodobieństwem, na skutek jazdy w pozycji zbyt wyciągniętej do przodu, zdarzało mi się po jakimś czasie jazdy odczuwać ból kręgosłupa na górnym odcinku lędźwiowym, a po latach już jako dotkliwy, okazjonalny ból przy pochylaniu. Prócz tego co jakiś czas dość długotrwały ból kości krzyżowej - być może kwestia siodełka, a być może jakiegoś przewrócenia się tym rejonem ciała na ziemię.), to podobny poziom trudności.
23:55:42. Przybojewo Nowe. Przy gminnym targowisku
Rower:
Dane wycieczki:
40.00 km (20.00 km teren), czas: 03:30 h, avg:11.43 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hPrzejażdżka
Sobota, 11 czerwca 2016 | dodano: 22.06.2016Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki
W zasadzie przejazd tak jak poprzednio, lecz zamiast jechać tą samą trasą za każdym razem, każdy następny (z w sumie trzech) był poprowadzony na wschód od poprzedniej:
- ku północy - drogą polną oddaloną o kilkanaście metrów
- ku południu - polnym bezdrożem oddalonym o kilkaset centymetrów
Tydzień poprzedni gorący, nie upalny i trochę burzowy, lecz bez nawałnicy jak z poprzedniego wpisu. Tydzień bieżący chłodny, wręcz wrześniowy. Dnia poprzedniego, z zachodu frontem powstawały i przechodziły kolejne burzowe chmury od 10 do 15. Deszcz z nich był krótki, słaby i szybko wyparowujący zaraz po przejściu. Jedynie około 14 dość silnie się rozpadało.
10:22. Chmury nad Doliną Wisły
Rower:
Dane wycieczki:
4.79 km (4.00 km teren), czas: 00:29 h, avg:9.91 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hPrzejażdżka
Poniedziałek, 30 maja 2016 | dodano: 22.06.2016Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, Z Kasią
Najpierw przetaczała się burza. Mocno powiało, widać było mało intensywną (ale rozległą) zamieć/ burzę piaskową. Lunęło raz, potem drugi i się skończyło. Potem, po powrocie, rowerem dwie pętle przez pole (i poszerzoną drogą wzdłuż parowy, ale bez naprawy odcinku piaszczystego), powrót przed zmrokiem. Nazajutrz mocny deszcz około południa i wielka ulewa po 18. Było tak szaro, że ledwo było widać na kilkadziesiąt (a może kilkanaście) metrów.
18:49. Wychódźc. Droga wzdłuż parowy w centrum wsi. Widok ku NW
18:53. Zagajnik na zakręcie (po lewej) i sznur drzew wzdłuż DW 565 w stronę Chociszewa
18:53.Wychódźc. Po prawej zagajnik na zakręcie. Widok ku S
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
3.79 km (3.00 km teren), czas: 00:28 h, avg:8.12 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hNocna przejażdżka
Środa, 18 maja 2016 | dodano: 19.05.2016Kategoria Pół nocne, Samotnie, Zwykłe przejażdżki
Ruszając z Trębek, było około godziny do zachodu słońca. Dzień był chłodny, z wolna się rozpogadzało. Mając chwilę wolnego wieczorem, już poprzedniego dnia nasunęły się myśli, że może warto by zrobić jakąś wieczorową rundkę. Gdy już było można - rowerem kurs na wschód. Rozważane wersje powrotu do domu przez Złotopolice, jakąś dłuższą nocną trasę, może pod Nasielsk, ale wszystkie one przegrały z pomysłem, jaki mnie naszedł po przeczytaniu Księgowego wpisu. Jak widać, właśnie nadszedł na to dobry czas.
Standardowo - przez Henrysin, Duchowiznę, DK62. Rozważanie jazdy wiaduktem, lecz skręt na Gałachy. Za DK7 w prawo, na polną dróżkę w stronę parowy, którą kilka dni temu przyszło mi zjeżdżać na spotkanie z Księgowym. Dojazd do strefy zabudowań działeczkami - powstało tam niewielkie rondo z głazem. Skręt w lewo, lecz wnet się udało się spostrzec, że zaraz wyjadę na asfalt, więc powrót, wybierając drugą opcję. Zjazd na dół, by w udany sposób podjechać stromą ścieżynką na chodnik, raz tylko lekko się odrywając przednim kołem od podłoża.
19:44. Henrysin. W tle las, przez który prowadzi do Zakroczymia gruntowe przedłużenie widocznej drogi
Przez Modlin przejazd na Cytadelę, skręcając do parku. Tam czekała do testowania droga dla rowerów. Docierała do parowy (fosy? parowy, będącej częścią fosy?) prowadziła na północ wyginając się w odwrócone C. Nie udało się dotrzeć do końca, lecz skręcić w pierwszą w prawo - szuter dla pieszych. Przejazd przez plac na zapleczu pomnika, skręt w prawo i rychły nawrót (bo droga zjeżdżała do fosy), by skręcić w kolejną. Gdy ścieżka ostrym łukiem nawracała, odbicie na drogę krótkim odcinkiem łącznikowym. Park został solidnie odświeżony, przeczyszczono go z krzaków i nawet udało się dostrzec ruiny mostu do Cytadeli.
20:18. Modlin. Ścieżka rowerowa przez Park Trzech Kultur. Wjazd od ul. Bema
Spieszyło mi się by przejechać wałem przed zachodem słońca. Z nowego ronda w NDM zjazd na ścieżkę, nią pod nowy McD i dalej do Baszty Michałowskiej. Objazd w połowie po betonowych płytach od wschodu, by następnie wjechać na wąski singiel, nadający się na nieco ekstremalną trasę mtb. Chwilę potem pojawiła się przystań (coś nowego, odkąd zdarzyło mi się ostatni raz tam jechać, po tych dawnych nieużytkach), wyjeżdżając na wał z kostki brukowej. Na szybko przyszło tak mi przemknąć przez obrzeża NDM, mijając kilkunastu ludzi, którzy cieszyli się słoneczna pogodą. Był nawet jeden rowerzysta. Tam gdzie ludzi już nie było, moją uwagę przykuł sztuczny zbiornik wody po prawej, a nieco dalej kępa krzaków i trochę gruzu. Z ciekawości spacer na dół. Nic specjalnego, ale po przejrzeniu map sprawdziło się podejrzenie, iż niegdyś stał tam jakiś dom. Od strony miasta dochodziły głośne krzyki i wrzawa, jakie wywoływały jakieś sportowe zabawy. Fajnie było się od nich oddalić.
20:32. NDM. Ścieżynka nad Narwią, między Basztą Michałowską i Targowiskiem Miejskim. Widok ku E
20:36. NDM. Widok z wału na targowisko i domy w pobliżu Targowej
20:43. NDM. Na wale w pobliżu Nadrzecznej
Kostka się skończyło, gdy przyszło mi widzieć z wału zachodzące słońce nad Narwią oraz porośnięte trawami i pojedynczymi drzewami błonia Okunina po prawej. Jazda była żwawa, a droga singlo/dublo-trakowa, akuratna do mojego nastawienia. Dopiero od ostróg rzecznych przed Górą była trochę bardziej kiepska. A w Górze jak zwykle, atmosfera wsi na krańcu świata, gdzie cywilizacja zanika. Czym prędzej przejazd przez podwórko przed blokiem, gdzie kończył się wał, jeszcze szybciej zaś po betonowych, 6kątnych płytach koło sklepu, gdzie kręciło się baaardzo dużo ludzi. Za dużo jak na takie odludzie. Zniknąwszy za zakrętem, na moment skręt do opuszczonego PGR. Po raz pierwszy, ale nie wyglądał na zbyt ciekawy.
21:00. Góra. Jeden z budynków dawnego PGR
Już na asfalcie kurs na południe. Przejeżdżając przez Janówek w oczy wpadła kolejna ruina. Zerk do środka, ale była równie mało ciekawa, a może to mnie już tak bardzo nie ciekawiło. Po tej wizycie przerwa. Było to w pobliżu miejsca, gdzie kilka dni temu przyszło mi odebrać telefon i zapadła decyzja o skróceniu trasy. Tym razem tylko się przebranie do nocnej jazdy. Tu cofnę się do początku wyjazdu. Gdzieś w Henrysinie, gdy już zapadła decyzja o jeździe na wały, była pewność, że wrócę po ciemku, przypomniało mi się, że baterie nie zostały wymienione na naładowane, więc znów będę jeździć niczym z brźdźliwą pozycyjką. W Janówku lampka nie chciała się zaświecić. Przejazd za tory, tam jeszcze jedna przerwa, gdzie okazało się, że baterii wcale nie ma, a po powrocie okazało się, że jednak były, lecz leżały na dnie sakwy). Dalsza jazda wiec tylko z lampką tylną i kamizelką. Dopiero za Modlinem przyszło mi do głowy, że można wykorzystać lampkę w telefonie, choć nie było pewności, na ile jej wystarczy oraz czy nie lepiej zachować tę jedną kreskę na czarną godzinę.
Wszelkie pomysły na trasę powrotną wzięły w łeb, choć nie były nazbyt epickie. Ot, różne modyfikacje przez NDM. W to miejsce wlała się trasa unikowa, a więc przedostać się do domu tak, by uniknąć ulic głównych i ruchu aut. Skręt w Brzozową w Bożej Woli, a potem kontynuacja północną ścieżką (szczęście, że już nią kiedyś przyszło mi jechać i o jej istnieniu wiedzieć) przez las "Ostoja Nowodworska". Był to najciemniejszy odcinek tego dnia. Końcówka zakończona omijalnym szlabanem z piaskami i betonowymi płytami przerzuconymi nad rurami. Coś tak wyszło ze zjazdem po nich, że niezbyt udało się przyhamować, jakaś taka powolność mnie w tym chwyciła i sztywność, tak więc zawadził pedał o ostatnią płytą. Na szczęście nic się nie wydarzyło ponadto, więc można było kontynuować jazdę po niezbyt przyjemnym szutrze.
Tuż przed wiaduktem zaczął się asfalt. Na Małej przejeżdżało jedno auto, ale droga nie predysponowała do szybkiej jazdy. Przytorową do płaskiego przejazdu, skręt w Piaskową na serwis. Objazd od zachodu nr 8 a od wschodu nr 10. Przy ścianie nr 15 wyjazd na ścieżkę. Którą bezproblemowo dojechało się do mostu. W Modlinie skręt na nieuczęszczaną Obwodową. Przy skręcie w Dąbrowskiego oczywiście musiało się pojawić auto z naprzeciwka. Na Prądzyńskiego były już dwa, ale na szczęście zza pleców. Koło garaży w lewo wyjeżdżając koło Kasyna. Znów wjazd do parku, tym razem oświetlonego białym światłem lamp. Przejazd całą Aleję Polska - Jaworową, a potem ul. 29 Listopada z krótkim epizodem chodnikowym. Podobnie na ostatnim odcinku Obwodowej.
Tu pojawił się dylemat - Gałachy vs DK7. By później omijać DK 62 w wariancie pierwszym, do pokonania spory odcinek z autami, a potem ewentualne szlaczkowanie np. przez Smoszewo, na co ochoty nie było. Przy drugim sporo opcji do wyboru, tylko trzeba było pokonać fragment przy lotnisku. Lepiej tą opcją, gdyż z tyłu było mnie widać, a ruch tam był poprowadzony na kilku pasach. Żwawo się go pokonało i zjechało na pas równoległy do DK 7. Zdziwiło mnie, że spory odcinek, bo aż za Statoil, był oświetlony dzięki blaskowi lamp znad DK. Na Ostrzykowiznie zmiana stron przez wiadukt i dość szybko dotarło się do Kroczewa. Do tej pory wydawało się, że pojadę na Gosotlin, ale w centrum wsi nagły skręt na południe. Potem przejazd przez lotnisko, co skończyło się wyjazdem na asfalt Złotopolic, docierając do niego ze ślepej uliczki przy gospodarstwie. Usłyszawszy ujadanie psów, od razu czmych przez pole, przedzierając się przez zajeżyniony, stromy rów, pospiesznie wsiadając na rower. Jakby tego było mało, ostatni łyczek wody wylał się do sakwy, bo butelka okazała się niedokręcona. Tylko trzeba było zerknąć, czy aparat nie zamókł, ale raczej było w porządku.
W Złotopolicach skręt do lasu. Droga pełna dziur, choć nadal przyzwoita. Mimo braku lampki, nie było problemów (no może jeden, podczas zamyślenia) z ich omijaniem. W części zalegała woda. Przejazd przez las i w ogóle całą nocną jazdę uprzyjemniał mi księżyc, którego kilka dób dzieliło od pełni. Było tak nocnobłęktnie i dużo przyjemniej niż w czasie poprzedniej jazdy. Wtedy czując styranie po całym dniu jazdy, a teraz jazda była niemal w całości wieczorno/nocna. Wprost nie można było się napatrzeć na grę świateł i cieni. Sam rodzaj chłodnego powietrze nasuwał mi skojarzenia z jazdą po górach, co dodatkowo zwiększało atrakcyjność jazdy.
Co do lasu, od połowy, zgodnie z moimi wcześniejszymi podejrzeniami, został wycięty na szerokość ~100m. Cóż - ułatwiło mi to przynajmniej omijanie dziur w drodze, powstałymi w skutek jazdy sprzętu cięższego. Zastanawiało mnie, czy nie zrobić reszty trasy po DK 62, ale kilka poruszających się po niej świateł skutecznie mnie do tego pomysłu zniechęciło. W rezultacie przejazd przez Kamienicę Wygodę, północny Goławin do kapliczki przy rozjeździe pod lasem, skąd skręt na południe do "centrum" Goławina. Jak na upartego, akurat tą lichą drogą przejechały jeszcze dwa auta. Koniec trasy to podjazd na DK 62 (pokonany sprężyście), skręt na Miączyn i szybka jazda bez stresujących sytuacji. Dojazd pół godziny po północy. Wyjazd rozwiał chmury, jakie gromadziły się wraz z nieprzyjemnym początkiem sezonu.
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
65.96 km (25.00 km teren), czas: 04:04 h, avg:16.22 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTerenowe jazdy Sochaczew - Legionowo
Piątek, 13 maja 2016 | dodano: 14.05.2016Kategoria 2 Osoby, Pół nocne, Samotnie, Wyprawki w regionie, Z Kasią, Z rodziną
Uczestnicy
Tekst rozpoczęty po czterech godzinach mocnego snu (i jednej na rozbudzenie wraz z posiłkiem), po którym jeszcze trochę dośpię. Zacząć może by należało od pewnego skrótu. W piątek wypadał dzień wolny, odetchnięcie przed całym, corocznym zamieszaniem, jakie wkrótce nastąpi. Na dzień ten mieliśmy spotkać się w Warszawie na rpg w godzinach popołudniowych. Dzień wcześniej popołudniowy wysiłek nierowerowy (i męczący, bo po ~4 godzinach snu) i przed powrotem do domu przypadkowe natknięcie się na dwa ptasie gniazda tuż przed zasiedleniem lub po opuszczeniu, które i tak by nie przetrwały. W nocy sporo czytania, pewna potrzeba snu, ale gdy w końcu przyszło położyć się około 3-4, nadal nie można było zmrużyć oka.
Wstępne przepatrzenie trasy przejazdu (rozważając trasę przez Czosnów lub Leszno, gdyby za bardzo mi się przysnęło i trzeba by się spieszyć). Do tego rozważanie, czy nie uderzyć na Wyszków albo po prostu przez okolice Radzymina, lecz stanęło na wariancie Sochaczewskim. Na mapie tras już przejechanych udało się dostrzec, że tereny położone pomiędzy DW580 i DK92 zjeżdżone zostały krótkimi odcinkami NS i ledwie krótkimi fragmentami WE. Padło na spontaniczne eksplorowanie tamtejszych dróżek w stronę Warszawy. Powrót już dzień wcześniej określony został mniej więcej przez Legionowo, z możliwością rozszerzenia o Nasielsk (gdyby warunki i kondycja pozwalały, by spróbować dociągnąć do 200km).
Po przeleżeniu kilka minut, przyszła pora zabrać się zrobienie kanapek na trasę, spakować rzeczy do sakwy (map nie biorąc, bo i po co). Może zasnę później, to po przebudzeniu przynajmniej tylko chwycę sakwę i w drogę. W trakcie przygotowań czas mijał, a mi przyszło się pogodzić, że znów czeka mnie podróż w niewyspaniu. Od pierwszych wypraw zdarzało mi się tak zarwać noc. Choć nie było to jakoś specjalnie odczuwalne, to ciało najwyraźniej samo szykowało się do drogi, nieraz nie dając mi porządnie odpocząć.
Po jajecznicy, ubraniu w cieplejsze ciuchy oraz włączeniu mp3 z nowymi utworami, start tuż przed 5. Świtało i z wolna się rozjaśniało. W powietrzu czuć było wilgoć po opadach dnia poprzedniego. Dzięki nim, gruntowe odcinki miały lepszą gęstość, a rower jechał około 25 km/h, bardzo rzadko jadąc poniżej 20 km/h. Przemieszczając się wzdłuż Wisły, można było obserwować poranne światło, padające na brzeg wysp po drugiej stronie rzeki. Na asfalcie Polnej przerwa, by raz jeszcze zawiązać uparte sznurówki, a nieco dalej, by podnieść siodełko o ~1cm. Wysoka prędkość utrzymała się do Wyszogrodu z tylko jednym incydentem na DK62, gdy jadący z naprzeciwka postanowił wyprzedzić trzy auta, manewr rozpoczynając kilkadziesiąt metrów przede mną. Nie czekał nawet, aż mniej więcej zrówna się ze mną, tylko walił na czołowe (jak by się to skończyło, gdybym zamiast roweru używał np. motocykla).
Wyszogród przejechany tylko po głównych przez centrum. Na moście silny, niemal morski wiatr, co nie zapowiadało lekkiej jazdy do stolicy. Podczas robienia zdjęć, przy okazji mógł ominąć mnie rowerzysta z naprzeciwka. Za rzekami skręt w lewo przy wale. Potem w prawo na drogę pod lasem, którą raz tylko przyszło mi jechać. Tym razem wzdłuż ściany lasu, a nawet częściowo w nim, przemierzając się po szyszkach i igliwiu, by ominąć najbardziej piaszczysty odcinek drogi. Poprzednim razem po prostu wyjazd na asfalt, lecz tym razem skusiła mnie ścieżynka koło słupów elektrycznych. Wąziutka, wijąca, dość zwarty grunt. Szutrem wiejskim, na który mnie wywiodło, przebyło się jeszcze ~300 m, nim ukazał się asfalt w towarzystwie zachęcającego mnie do szybkiej jazdy psa.
06:01. DK 50. Z lewej brzeg Wyszogrodu. Widok na Wisłę ku E
Asfaltami przez Kamion Mały wjazd na kurs wzdłuż Bzury. Standardowa, lekka trasa na Sochaczew, wg planu z domu. W Witkowicach Małych skusiła mnie dróżka asfaltowa, biegnąca po lewej stronie. Skończyła się trawiastym wałem, gdzie naszło mnie, że raczej cały dzień będę często jechać w terenie. Po prawej, wiejskiej stronie, widać było lokalne zabagnienie, a po lewej rozległe łąki w dolinie Bzury. Gdyby po nich jechać, to bez fatbike'a raczej ciężko by było. Dojechawszy do zwartej ściany lasu pojawiło się skrzyżowanie z ruiną domostwa w zaawansowanym stanie rozkładu. Opcje kontynuacji były trzy:
- na wprost przez głęboki piach pod górkę
- prawo w las między drzewami, po słabo widocznej dróżce, ale najkrócej prowadzącą do asfaltu.
- lewo w dół niby na łąki, ale z widocznymi śladami jazdy cięższego pojazdu, może quada.
06:28. Witkowice (w tle po lewej). Południowy koniec wału, ciągnącego się wzdłuż zachodniego brzegu Bzury. Widok ku S
06:30. Witkowice. Ruina przy wale
06:31. Witkowice. Kontynuacja drogi po wale, lecz już bez niego.
06:32. Witkowice. Wydma przy krańcu wału. Widok ku N
Padło na opcję ostatnią, która wąską dróżką wiodła koło dłuższego oczka i przecinała krótki, piaszczysty, pchany odcinek. Wydostałam się w Witkowicach Dużych. Rozważanie, czy skręcić w lewo, od lat kuszącym mnie asfaltem, który nie wiem gdzie prowadził, ale lepiej było nie ryzykować powrotu na łąki po tej stronie Bzury. Dojazd do żelaznego mostu. Za Wyszogrodem, wpadła myśl, by wreszcie przejechać nim do Brochowa, a równocześnie ominąć Sochaczew. Kontynuacja wkrótce... // Po niespełna 20 godzinach od poprzedniego tekstu, gdzie 4 minęły na deszczu, a kilka w łóżku:
06:58.Brochów. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela i Rocha z XVI w. Widok ku NW
06:58. Brochów. Dwór Lasockich z XIX w.
W Brochowie krótka przerwa na ostateczną poprawę sznurówek. Bezowocna próba zjedzenia czegoś, ale jakoś nie było na to ochoty. Do Konar przejazd przez zachodnią część Malanowa. Wyjazd na DW 705, którą jechało się szybko, ale już z pewnym trudem. Zjazd w Plecewicach w Korczaka. Asfalt się wnet skończył, ustępując szerokiej gruntówce o bliżej nieokreślonych granicach i przebiegu. Z lewej mijało się spory budynek zakładów ceramiku budowlanej, od roku w upadłości likwidacyjnej. Po prawej znajdowało się bardzo głębokie obniżenie terenu, które wywołało we mnie swoiste zdumienie, że do tej pory nie udało się odkryć takiej ciekawostki. Dawniej miejsce pozyskiwania gliny, aktualnie stawy łowiskowe dla wędkarzy. W stromym, wysokim zboczu, swe gniazda założyła spora populacja jaskółek brzegówek. Po moim przejeździe trochę się ich spłoszyło i wyleciało, zataczając kilka pętli ponad stawami.
07:17. Sochaczew. Ul. Janusza Korczaka. Łowisko wędkarskie w wyrobisku iłów ceramicznych. Widok od strony Plecewic ku SE
07:18. Sochaczew. Ul. Janusza Korczaka. Łowisko wędkarskie w wyrobisku iłów ceramicznych. Widok od strony Plecewic ku S
07:20. Sochaczew. Ul. Janusza Korczaka. Łowisko wędkarskie w wyrobisku iłów ceramicznych. Widok od strony Plecewic ku SW
Towiany przejechane asfaltem, ale już za wsią polną drogą na wprost. Niebawem się skończyła - po trawie do pobliskich zabudowań, gdzie wydostałam się na drogę. Z północnej do południowej części Dzięglewa jechało się dróżką trawiastą, która wnet się urwała, przechodząc w charakterystycznie, ubogi w rośliny obszar, zapewne bardzo zakwaszonej, choć zwartej gleby. Nieużytek ten kończył się gospodarstwem, więc odpowiednio wcześniej trzeba było dotrzeć do miedzy, po której można było wyjść na asfalt. Wkrótce potem krótki odcinek po szutrze i wyjazd na DW 580.
07:23. Towiany. Dziwna smuga nad Warszawą
07:38. Dzięglewo. Widok na Chodakówek i kominy Chemitexu w Chodakowie
Pierwszy etap zaliczony, nadeszła pora na odcinek równoleżnikowy, o którego poznanie chodziło w tym wyjeździe. Boleśnie odczuwalna w kolanach była dotychczasowa jazda, więc odrobinę trzeba było zniżyć siodełko. W czasie planowania na komputerze zamysłem było, aby DW przejechać koło dworku w Żelazowej Woli, ale się nie udało, lądując przy granicy wsi. Nie widząc sensu, by się wracać, od razu kurs do Strzyżewa. Skręt w prawo i przejazd przez głęboką (jak na ten region) dolinę Utraty. Zjeżdżając, moją uwagę zwróciła dróżka odchodząca w lewo. Bardzo korciła, ale intuicja mówiła, że zepsuje mi to poznawanie innych okolicznych tras.
W pobliskim Szczytnie zjazd pod dworek, z którego jeden budynek okazał się się bardzo zaniedbany, z zawalonym dachem, a drugi tak przebudowany, że praktycznie niczym nie różnił się od zwykłego "kostkowego" domu mieszkalnego. Wnet powrót na asfalt. Z lewej krajobraz urozmaicała linia drzew wzdłuż powykręcanej linii brzegowej doliny Utraty, jak również zróżnicowana powierzchnia terenu ku niej opadająca. Wnet dopadła mnie czkawka, a że nie chciała przejść, postój na poboczu przy poziomkowych krzaczkach. Czkawkę pozbyć udało się tam całkiem, całkiem zdjąć wierzchnią, poranną warstwę ubrań, odpoczywając prawie na pięćdziesiątym kilometrze, przez prawe pół godziny.
07:53. Szczytno. Jeden z budynku dworu z XIX w.
Po zdjęciu kurtki i było mi chłodno, ale słońce wysuszyło koszulkę, co niewątpliwie poprawiło komfort jazdy. Zjedzone trzy kanapki i trochę rozciągania. Ogólnie dały się odczuwać nieznaczne i rzadkie problemy żołądkowe, które w niczym nie przeszkadzały, ale pod koniec podróży były jednak wyraźniejsze i dokuczliwsze. Po przerwie zaczął się zjazd do wsi Zawady, ale przed mostem intuicja mówiła, że nie jest to właściwy kierunek, więc skręt w drugą odnogę trasy. Jak się okazało po zerknięciu w mapy po powrocie - w Zawadach wjechałoby się na spory odcinek już przejeżdżanej trasy.
08:42. Izibska. Droga Kampinos-Teresin. Widok ku S
Kolejne wsi zmieniały się bardzo powoli. W Pawłowicach uwagę przykuły mi kolejny dworek, dość znacznie oddalony od drogi. Przejazd nad Utratą, ominięcie cmentarza, koło którego zaczęła się tragiczna dróżka. Po krótkim odcinku asfaltowym, kontynuowało się gruntówkami północnej części Cholewek. Częściowo droga było pokryta wysypanymi kamyczkami, częściowo zwykłą gruntówka, a częściowo (odcinek wschodni) z piaskiem, który można było dość łatwo pokonać środkiem drogi. Przecinając kolejny asfalt, wjechało się na jeszcze jedną gruntówkę, odkąd właściwie zaczął się etap "wielkopowierzchniowych obszarów uprawnych przy znikomej liczbie drzew".
08:50. Pawłowice. Kościół pw. św. Walentego z XIX w. Widok ku SW
Wjazd do Nowego i Starego Łuszczewka, przy których granicy był ogrodzony, zadbany dworek. Za zabudowaniami dotkliwie odczuwalny stał się wiatr ze wschodu, więc spore odcinki przyszło jechać w dolnym chwycie. Po pewnym czasie przecięło się DW579. Był to pierwszy pewny punkt, który dobrze był mi znany. Dało się dostrzec, że za bardzo zniosło mnie do Błonia, co było konsekwencją zmiany kursy w Zawadach (pierwotny szkic zakładał przejazd blisko Leszna). Do miasta mnie nie ciągneło. Łańcuch zaczął skrzypieć. Przed wyjazdem zastanawiało mnie, czy aby nie pora go nasmarować, no i wyszły konsekwencje nie dokonania tego. Po powrocie błyszczał srebrzyście, jakby dopiero go wyprodukowano.
09:15.Stary Łuszczewek. Przedwojenny dworek
09:22. Rochaliki. Ruina w zachodnim krańcu wsi
Przed mostem na Utracie odbicie w lewo - kolejna szutrówka. Za zabudowaniami pojawi się znak, iż jest to droga wewnętrzna Instytutu Hodowlanego. Zawracać nie chciało się, bo droga była co najmniej średnia. Rozglądanie za możliwością odbicia na północ (bo na południu można było co najwyżej dotrzeć do rzeki) i na szczęście wkrótce się taka ukazała. Przy drogach tych trwała jakaś modernizacja, czy to elektryki, kanalizacji czy czegoś innego.
09:38.Radzików. Kapliczka w południowym krańcu, NW części wsi
Dróżka była bardzo polna i ten jeden raz tego dnia był problem z kontrolą nad rowerem, ale bez przewrócenia i tego typu podobnych komplikacji (które na szczęście nie zdarzają mi się zbyt często). Na asfalt wyjechało się we wsi Radzików koło kapliczki i ujadającego psa. Na Witki przemieszanie mazowiecką "drogą 100 zakrętów" (choć było ich mniej). Dalej Łaźniewek, gdzie najbardziej dał mi się we znaki wiatr i ból w kolanie (tak bardziej pod nim, z zewnętrznej strony). Jadąc w tych stronach naszło mnie wrażenie, że okolica zmieniła się bardzo wyraźnie, odkąd zaczęły się moje wyjazdy w okolicach Warszawy, choć w tych stronach bywało się bardzo rzadko.
Na przystanku w Pilaszkowie przerwa trwająca 20 minut. Poleżało się na ławce, porozciągało się. Słychać wyraźnie było, jak wszystko chrupie i trzaska. Po rozciągnięciu (tylko w pozycji leżącej) dało się odczuć rodzaj odświeżenia i wróciło (czasem) mi tempo powyżej 20km/h nawet pod wiatr. Przede wszystkim odpoczęło trochę kolano i nie było "lekkich obaw ciała przed mocniejszym naciskiem na pedały", które wygląda tak, jakby całe ciało wędrowało za stopą (po bolącej stronie nogi), która wędruje w dół. Lekkie, bo niezbyt wyraźne, niezbyt częste i nadal niezbyt kłopotliwe, tak jak to było na ostatnich kilometrach kwietniowej 300ki (gdzie ciało głęboko wędrowało za stopą, albo naciskało się na udo/kolano ręką, by zmuszać je do opadania w dół).
W Umiastkowie wyjechało się na fragment DW 718. Przerwa na Żyznej, w którą wjechało się, ale zawróciło, bo jednak zachciało mi się poznać resztę trasy "na wprost". Dobrze się złożyło, bo akurat nadjeżdżał ciągnik, w którego cieniu wnet się udało schować. Co prawda nie trwało to nawet kilometr, ale i to dobrze. Zjechało się na ścieżkę po lewej stronie (wnet powróciła na prawą), którą dojechało się do ronda w Strzykułach (jedna pętla wokół niego). Wzdłuż trasy (a raczej w pewnym oddaleniu od niej) widać było sporo nowego budownictwa. W Macierzyszy skręt w Sochaczewską, przejazd nad ekspresówką (ponad odcinkiem, który ongiś pokonało się, gdy ta była jeszcze w budowie). Odcinek w większości szutrowy.
11:20. Sochaczewska na granicy miejscowości Macierzysz i Szeligi. Widok ku E
Wyjechało się na chodnik wzdłuż Połczyńskiej. Dalej na zachód, by na kolejnych pasach przedostać na drugą stronę. Skręt w Dostawczą koło Selgrosu, ale potem nawrót. Przejechało się przez światła i ruszyło podjazdem nowej ścieżki rowerowej na nowym wiadukcie ulicy Nowolazurowej. Po drugiej stornie skręt w Kraszewskiego z małym epizodem Promienistej po lewej stornie. Wjechało się na drogi między torami, aby poznać Odolany.
11:38. Wiadukt Alei 4 Czerwca 1989r. Widok ku NE
11:40. Wiadukt Alei 4 Czerwca 1989r. Kościół pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Widok ku SE
Obszar ten od dawna mnie interesował, gdyż na mapie dróg, którymi jeździło się po Warszawie, obszar ten stanowił jedną, wielką, pustą plamę. Raz raptem zdarzyło mi się przejechać i poznać ich południowy fragment z ulicy Poprzecznej. Krótkich fragmentów we wschodniej części (przy decathlonie) i pieszych nie wliczam. Jazdę wzdłuż torów skończyło się na ścieżce przy Prymasa (z chodnika schodząc na nią, by skrócić drogę) raz na utwardzoną nawierzchnię wyjechawszy w Mszczonowską przy Gniewkowskiej i wreszcie odnalazło się pomnik, który był waypointem o nazwie "Szubienica". O okolicy się nie będę bardziej rozpisywać, zostawiając to zdjęciom.
11:49. Stacja towarowa Warszawa - Odolany. Po lewej budynek WOA 2. Widok ku NE
11:52.Stacja towarowa Warszawa - Odolany. Droga południowa. Widok ku NE
11:54. Stacja towarowa Warszawa - Odolany. Schronisko manewrowych wschód
12:00. Ul. Dźwigowa widziana z poziomu torów ku SE
12:12. Odolany. Przy starym torze między Grodziską i Boguszewską
12:18. Odolany. Ruiny domostwa przy Gniewskowskiej, ~80m na W od Mszczonowskiej
12:21. Odolany. Tablica upamiętniająca powieszenie przez Niemców (o świcie 1942.10.16) 10 z 50 więźniów Pawiaka (pozostałe miejsca to Pelcowizna, Szczęśliwice, Rembertów i Marki), w odwecie za Akcję Wieniec
Przejazd przez dworzec PKS, dalej nową asfaltową ścieżką rowerową, która powstałą pod moją nieobecność. Gdy kiedyś trzeba było z Dworca czasem korzystać (idąc tam pieszo), ścieżka była tylko z kostki (mniej więcej do Białobrzeskiej, a dalej były problemy związane z trwającymi tam budowami - błoto i spółka). Powstało też sporo nowych biurowców (ten przy samym dworcu już był przeze mnie widziany, gdy korzystało się z pociągu). Od Placu Zawiszy łamańcem przy hotelu do Wroniej, tam na zapleczach Muzeum Woli, chodnik przy Srebrnej, Zaplecze nr4 przy Miedzianej oraz 86 przy Siennej. Wyjechało się na północną ścieżkę przy Prostej, po czym przerwa na obiad w orientalnym w pobliżu Platter.
12:39. Dworzec Zachodni. Budynek West Station I, pół roku przed końcem budowy
13:05. Przy rondzie ONZ, kilka lat po wybudowaniu drugiej linii metra. Po prawej Warszawskie Centrum Finansowe. Po lewej Spektrum Tower. Widok ku NE
13:05.Rondo ONZ. Po lewej Rondo 1 (192 m n.p.m.). Po prawej Ilmet (103 m n.p.m.). W centrum widoczne Centrum LIM/Mariott (170 m n.p.m.) i Oxford Tower 150 m n.p.m. Widok ku SE
13:18. Świętokrzyska 34. Gold Kim. A oto i obiad
13:36. UW. Remont Pawilonu Audytoryjnego z XIX w. przez większość czasu mieszczący Wydział Medyczny. Widok ku SE spod Zakładu Graficznego UW
Po kilkunastominutowej przerwie, gdzie uzupełniało się zapasy energii, trasa wiodła dalej wzdłuż Świętokrzyskiej. Tuż za Marszałkowską, z pobliskiego liceum właśnie wychodzili maturzyści, łatwi do odróżnienia od innych osób na chodniku. Na Krakowskim Przedmieściu kilkugodzinna przerwa na RPG (dotrzeć udało się przed pierwszym deszczem, ale po przypięciu roweru i ewakuacji pod dach niezauważalnie zresetował się licznik. Zdążyło mi się tylko zapamiętać ~106km, i ~7 h jazdy. Kolejna część wyjazdu wyniosła 62,17 km w czasie 3:59:51), skończona po opadach deszczu po 18 (drogi zlało konkretnie). Gdy obserwowało się ludzi przez okno, przypomniała mi się Kopenhaga: tłumy na ulicach, nadchodzi ulewa, tłumy ukryte w budynkach/pod zadaszeniami. Po przerwie zjazd Tamką i Zajęczą na drugą stronę Wisły.
Od stacji metra Stadion Narodowy odbicie na zachód wzdłuż Jagielońskiej, lub raczej między ogrodzeniami i szpalerem drzew, a potem częściowo wałem. Dalej Wrzesińska, Jagiellońska, od parku po ścieżce. Za Starzyńskim wyjazd na Modlińską. Z początku jechałeo się asfaltem, ale wnet wjechało na ścieżkę oraz chodniki, boczne asfalty itp. ciągnąc się tak aż za Kanał Żerański. Tam znów Kowalczyka i jazda wzdłuż kanału, ale poznając dwie nowe dróżki między drzewami, w tym jedną ślepą z powodu budowy. Zadzwoniło się do Księgowego.
19:04. Kanał Żerański w pobliżu mostu kolejowego. Widok na rozbudowę osiedla przy Łopianowej ku SW
Jazda na Płochocińskiej, to jeden wolno sunący korek od mostu na Białołęcką do samej Rembelszczyzny (za podwójnymi rondami było spokojniej). Prędkość roweru utrzymywała się powyżej 20km/h, a to wyprzedzając, to mnie wyprzedzano. Raz przejeżdżała karetka. Od Stanisławowa deszcz i szybko udało się dotrzeć do pracy Księgowego, gdzie poinformowano mnie, że tuż przed chwila wyjechał. Telefon - rozmowa - pęd po chodniku. Skręt koło kościoła i spotkanie przy cmentarzu. Gadając przejechaliśmy przez lasy zmierzając do torów i żwirowni. Na DK 61 wyjechaliśmy w połowie odległości między torami i zabudowaniami.
19:44. Nieporęt. Serwis rowerowy
19:56. Las Nieporęcki. "Pan Kamyk"
Około 25km/h jazda na południe po krajówce, kolejna karetka, wiadukt, paczkomat przy kerfurze na Słomińskiego, Piłsudskiego, Sobieskiego, boczna przy DK i do końca Jabłonny. Tam pogadaliśmy jeszcze z 0,5-1h po czym ruszyliśmy w swoje strony. Spostrzegło się, że zabrane zostały nieco rozładowane baterie, a lampka była bardziej pozycyjna, niż oświetlająca. Powoli przejechało się przez wydmy i zjechało na chodnik wzdłuż DW 630. Przeturlało się nim na Skierdy, ale jadąc czuć było jak zasypiam na rowerze i ten odcinek to jedna wielka plama z jednym okiem otwartym, albo obom zamykanymi na trochę dłużej niż tylko mgnienie oka. Aby się nieco ogarnąć, skręciło się na Trzciany. Zburzyło to monotonię i zwiększyło poziom koncentracji. Droga oświetlona lampami ukazała mi grubą warstwę podnoszącej się mgły. Tuż za lasem można było zerkać też na księżyc, którego blask wraz z mgłą tworzyły niemal baśniowy efekt niebieskiej (lub granatowej) nocy, bardzo zbliżony do tego, jaki widać w filmach, na obrazach lub w kreskówkach.
20:21. Legionowo. DK 61 przy Osiedlu Piaski
20:33Pojazd maratoński
W Janówku przejazd pod torami, po raz pierwszy odkąd zakończono przebudowę skrzyżowania z drogą, którą teraz puszczono dołem. Nim wyjechało się na asfalt, z Dworcowej przejechało się przy peronach na drugą stronę drogi. Po drugiej stronie krótka przerwa. Zadzwoniono z domu. Z mojej strony padło, by podjechać do NDM, bo nadal senność, bo żołądkowe (które utrzymały się i na drugi dzień do końca pisania tego tekstu), bo kolano, bo zmęczenie, bo to druga doba jazdy bez dobrego snu, poprzedzona zbyt krótkim snem przed pierwszą dobą. Przytelepanie przez Górę i całe miasto, kończąc na uliczce w pobliżu jeszcze budowanego centrum handlowego. Ponownie się udało rozpisać, jak rzadko ostatnimi czasy...
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
168.00 km (44.00 km teren), czas: 11:00 h, avg:15.27 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hPrzejażdżka
Poniedziałek, 9 maja 2016 | dodano: 09.05.2016Kategoria 2 Osoby, Zwykłe przejażdżki, Z Kasią, Samotnie
Wieczorem na luzie. W duecie do Chociszewa (do DK62), samotnie nad Wisłę.
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
7.61 km (0.00 km teren), czas: 00:29 h, avg:15.74 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hŚląskie oczyszczenie XI - Epilog Warszawski
Piątek, 8 kwietnia 2016 | dodano: 13.04.2016Kategoria Samotnie, Warszawa, Z Kasią, 2016 Górny Śląsk, Wyprawy po Polsce
2016.03.29 - 04.08 Śląskie oczyszczenie - cała trasa
Pociąg był około 9:25. Peron po drugiej stronie torów. Przejście z poziomu kas było łatwe (były na 1 piętrze, ale rower już było trzeba ściągać na dół). Przybyła pesa. Rower powędrował na hak (trochę zbyt głęboki, bo były problemy z wyjęciem roweru). Była jakaś nadzieję obserwować trasę, przejeżdżaną po raz pierwszy, ale okna były jakoś nisko osadzone, mniejsze, a mnie doskwierała senność, budząc się co jakiś czas, głównie w okolicach przystanków, gdzie pociąg się zatrzymywał. Około 12:10 Wschodnim (przez Warszawę jechało się około pół godziny).
Kijowską i przez parking na Jagiellońską. Stamtąd wałem do Wrzesińskiego, Okrzei do wybrzeża Helskiego. Dalej chodnikiem przy Zoo. Od Mostu Gdańskiego jazda ścieżką wzdłuż wybrzeża. Na poziom ponadzalewowy wyjazd przed mostem Grota. Jadąc ścieżką udało się dostrzec szutrową ścieżynkę w lewo. Co prawda było tam sporo śmieci, ale sama w sobie była przejezdna i wyprowadziła mnie przy południowym ogrodzeniu EC Żerań. Zaciekawiła. Kurs ku rzece, a tam okazało się, że można pojechać wałem po płytach betonowych.
13:06. Droga na wale za EC Żerań, prowadząca do kładki
13:08. Ujście Kanału Żerańskiego do Wisły (po lewej). Widok ku NW
13:09. Kładka w pobliżu ujścia Kanału Żerańskiego do Wisły. Kilka lat później przystosowana do ruchu pieszo-rowerowego.
Droga urywała się przy ujściu Kanału Żerańskiego do Wisły. Była tam również sławetna kładka, ongiś punkt do zdobycia w waypointgame, przy którym nie tak dawno przejeżdżał Księgowy. Niestety, dla postronnych, kładka jest chyba jedyną możliwością przedostania się na drugą stronę nie wpław i dobrze by powstał tam pomost dla pieszych i rowerów. Teraz wszakże brak było jakiejkolwiek możliwości przejazdu przez niego. Powrót do Modlińskiej. Po drugiej stornie kanału, gdzie skręt w Kowalczyka i dojazd na ścieżki wzdłuż niego. Przejazd do Płochocińskiej, gdzie rower został rozłożony i kilkanaście minut trwało czekanie na Kasię.
13:41. Nad Kanałem Żerańskim
13:45. Kanał Żerański. Chodnik prowadzący do Płochocińskiej
Jechało mi się z trudem, choć nie tak źle, jak już się zdarzało. Usiąść na siodełku już nie można było, a kolana zaczęły odzywać się wyraźnie dopiero w Warszawie (wcześniej dawały niezbyt silne oznaki), lecz w porównaniu do problemów w poprzednich latach, były one zbyt słabe, by nieść bardziej przykre konsekwencje. W rowerze poszła dętka i dwie szprychy (jedna pochodząca z wymiany w Lublinie w 2013). Dzięki tej wyprawie, pozostało mi mniej niż 10% gmin do odwiedzenia. Przesunęła się również, o ponad miesiąc, najwcześniejsza datę wyjazdu wielodniowej wyprawy, z noclegami pod namiotem.
13:51. Kanał Żerański przy Płochocińskiej. Koniec wyjazdu
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
12.56 km (10.00 km teren), czas: 01:10 h, avg:10.77 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/h