Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wiekublog rowerowy

avatar erdeka
okolice Czerwińska

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12598 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy erdeka.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawki w regionie

Dystans całkowity:16629.40 km (w terenie 2597.50 km; 15.62%)
Czas w ruchu:1031:05
Średnia prędkość:16.13 km/h
Maksymalna prędkość:55.52 km/h
Suma kalorii:32730 kcal
Liczba aktywności:155
Średnio na aktywność:107.29 km i 6h 39m
Więcej statystyk

Radzymin - Pierwszy śnieg na kołach

Niedziela, 28 listopada 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria Samotnie, Wyprawki w regionie, Z Kasią, Z rodziną

Kilkucentymetrowa warstwa śniegu. Pochmurno. Słaby wiatr. Stosunkowo ciepło jak na zimę.

Wyjście koło godziny 11. Kurs do salki, skąd wrócił rower i po krótkim pożegnaniu rozpoczęła się jazda. Po drodze wejście do nieodległej Żabki i zakup 10 snickersów oraz jabłkowy sok. Po poukładaniu sobie tego trochę w sakwie, obrany został kurs ośnieżonym chodnikiem w stronę Kobyłki. Po przekroczeniu nieużywanych torów kolejowych okazało się, że jestem w okolicy glinianek, gdzie padło na jazdę drogą biegnącą w ich pobliżu. Była słabej, jeśli nie byle jakiej jakości, choć śnieg maskował dziury. Kilka razy mijało się wielkie kałuże, powoli i ostrożnie wyszukując najlepszej przez nie drogi. Po pewnym czasie nie dało już rady wytrzymać. Skręt w pierwszą lepszą drogę, odchodzącą mniej więcej prostopadle od niej. Stamtąd wjazd w zabudowę jednorodzinną, a potem jazda ulicą równoległą do głównej. Z tej też w końcu przyszło zrezygnować, by wychynąć na główną.

Uważając na jadące auta, powoli zmierzało się w stronę kościoła. Nim do niego się dojechało, spotkała mnie niespodzianka w postaci remontowanej drogi. Dzięki temu był wolny trakt i trochę spokoju. Dojazd do rond, zostawiając z boku kościół. Przejechało się wzdłuż jego murów ku północy i po kilku kilometrach jazdy przez miasto osiągnięta została granica lasu, gdzie droga diametralnie zmieniała swe oblicze. Sunęło się po trochę ubitym śniegu. Mijało się drzewa, w większości iglaste, świeżo pobielone spadłym tej nocy śniegiem. Pierwszy on, a jakże obfity, totalnie odmienił wygląd wszystkich miejsc, przez które się jechało. Było mi żal, że komórka mi padła, a w aparacie nie było baterii.

Przejazd przez las nie sprawił problemu. Gorzej za nim, gdy wjeżdżało się do wsi Czarna. Droga prowadził nieco pod górkę, po drodze bardzo wiejskiej i z mnogością kałuż, które trzeba było zręcznie wymijać. Za ogrodzeniami czaiły się ogromne psiska. Wkrótce dojechało się do części bardziej zabudowanej, i zastanawiając się dokąd dalej jechać. Spoglądając na mapę, dopijane zostały resztki kupionego kilka dni wcześniej tymbarka. Chłodnego, zimnego, ale za to odświeżającego mnie znacznie. Dalej do drogi, którą już kiedyś rower mnie prowadził – w pobliżu domu z wielkim malowidłem na ścianie i ronda prowadzącego do Wołomina. Nie tam wszakże moja podróż wiodła, więc zamiast tego została przecięta rzeka, po czym nastąpił skręt w pierwszą drogę po prawej.

Przez dłuższy czas jechało się potem generalnie w jednym kierunku - ciągle na północ. Droga była stosunkowo prosta. W tym czasie przecinało się wieś, która we wspomnianej wyżej wyprawie przejeżdżana była, lecz w przeciwną stronę (Kraszew). Zaraz za nią były ruiny jakiegoś domu piętrowego, w stanie przypominającym nie ukończą budowę. Dalej mijało się jakieś zakłady z dużymi silosami, zlokalizowane w lesie przy drodze. Zaraz za lasem przecięcie torów kolejowych i wjazd na rozległa równinę. Tak docierało się do Woli Rasztowskiej. Skręt na wschód, na drogę w kierunku Jadowa, powtarzając w ten sposób część trasy z nocnej podróży do Węgrowa. Z początku jechało mi się chodnikiem, aż po sklep, przy którym nastąpił zjazd na jezdnię. We wsi Roszczep skręt na jakąś boczną drogę. Wśród pól przykrytych śniegiem i lodem dojazd w okolice Zaścienia. Tam obrany został kurs na zachód, który był dla mnie wtedy tylko stroną prawą, bo nie do końca udawało mi się zorientować się w swoim położeniu.

Wkrótce ujrzana została Radzymińska. Wpierw jazda na wprost, ale tą drogą pewnie by się ciągnąło wzdłuż głównej trasy, gdy tymczasem chciało mi się poznać coś nowego. Nieco trzeba było wykręcić, póki było można. Jakiś typek przechodzący zagadał, że chyba rower dobry mam (jeśli dobrze dało mi się usłyszeć). W odpowiedzi usłyszał krótkie "nie". Przejazd wiaduktem na drugą stronę ekspresówki. Tam czekało mnie rondo i wybór padł na „prosto”, a więc Dąbrówkę, gdzie znajdowała się siedziba tamtejszej gminy. Stamtąd na południe do Chajęt, gdzie jechało się już odśnieżonymi chodnikami. Potem na zachód do Guzowatki, a tam już znów mnie nieco zdezorientowało, więc skręt w prawo, tak żeby pod żadnym pozorem nie dotrzeć do Radzymina.

Wkrótce okazało się, że jadę na północ, więc nie zbliżam się do domu. Trzeba było na jednym z kolejnych skrzyżowań skręcić w lewo. Nim się to stało, mijało się terene zrzutu czy przechwycenia Cichociemnych wraz z kamieniem upamiętniającym. Wkrótce skręt w Ostrówku w lewo. Jechało się nawet przyjemnie. Przede mną, jakichś dwóch tubylców na rowerach zostało wyminiętych przez mnie, gdy zatrzymali się pod jakimś domem, a chwilę potem skończyła się utwardzona droga i zaczęły szerokie zagłębienia po wielkich kałużach, tudzież zmarznięte błoto albo nie do końca zamarznięta woda. Nieco trzeba było zwolnić, a w krytycznych momentach niemal iść, dwa razy bowiem omal nie przyszło mi się przewrócić. Szczęśliwie, nie jechało się długo tą drogą, choć wprowadzała ona pewne urozmaicenia na trasie i wyjeżdżało się na asfalt, koło gospodarstwa we wsi Józefów.

Kolejny odcinek to droga którą jechała grupa LSTR w czasie Okrążenia Zalewu Zegrzyńskiego, kiedy to pierwszy raz przejeżdżało się w tym gronie. Tylko odwrotnie i z pewnymi modyfikacjami. Trasa przez Kuligów, wsie tuż nad Bugiem, gdzie do rzeki było nawet mniej niż 100 metrów od drogi, a sama osada wyglądała nieco jak ośrodek domków letniskowych. Nawet autobusy miejskie tam jeździły. W Kuligowie w czasie tamtej wyprawy przyszło mi wyjechać z trasy, która wtedy biegła wzdłuż Bugu po zapiaszczonych drogach. Dalej toczyło się przez wydmę w jakimś lesie, przez wieś z jeziorkiem od północy, zapewne starorzeczem. Ostatecznie, gdy zapadał zmrok, dotarło się do Załubic, gdzie nastały przygotowania do jazdy nocnej. Potem czekała mnie droga do Beniaminowa. Po ciemku jechało się przez las z lodem i śniegiem na jezdni oraz poboczu. Od ronda jazda ścieżką rowerową, mimo że była cała ośnieżona. Przejazd przez most nad Kanałem Żerańskim i przecięcie zegrzyńskiego ronda. Za nim zjazd na ścieżkę i telefon do domu.

Były jeszcze jakieś siły, ale nie chciało mi się dalej w zimnie jechać po drodze, która znana już mi była aż za dobrze. Dojazd do Wieliszewa, zjazd na drogę w kierunku Komornicy i skręt w lewo na ostatnim możliwym skrzyżowaniu, tak żeby wyjechać na główną trasę jeszcze w Wieliszewie. Pożegnane zostało osiedle z bloków. Do rond dojazd ścieżką. Jeszcze raz kontakt z domem i zjazd z drogi w połowie odcinka od rond do wiaduktu nad niczym. Odśnieżony został rower i zdrapany lód, który zdążył się miejscami utworzyć. I tak czekało się jeszcze niecałe pół godziny, nim można było wsiąść do auta.


W domu, nazajutrz po powrocie
Rower:Zielony Dane wycieczki: 69.00 km (0.00 km teren), czas: 06:00 h, avg:11.50 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Warszawa - Gdy ręka w kole ląduje

Sobota, 27 listopada 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria Samotnie, Wyprawki w regionie, Z Kasią, Z rodziną

Sucho, zimno, bez śniegu. W nocy pierwsze opady. Wiatr ze wschodu.

Tata podwiózł mnie do Modlina. Wysadził mnie koło ronda, blisko przystanku od północy. Szybkie przygotowanie i dalej przez NDM, kręcąc uliczkami części północnej. Mijało się targowisko (koło parkingu przerzucając rower przez barierkę, bo ktoś tak zaparkował, że przejść nawet się nie dało, a była tam droga na chodnik) i tamtejsze osiedla. Dojazd do torów przy ul. Leśnej. Przed nimi zjazd w lewo na wschód i dalej wzdłuż nich po drodze terenowej – wtedy z zamarzniętymi i zamarzającymi kałużami. Mijało się po lewej domy, a kilka metrów dalej mały lasek. Po lewej widać było jakaś wydmę chyba, na której ów lasku wyrósł. Tam przerwa i przebranie, bo masywna kurtka była mi nieco nazbyt ciepła. Zmieniła się konfiguracja ciuchów i było mi nieco lżej, ale też odrobinę za chłodno jak okazało się w dalszej trasie.


NDM. Linia kolejowa na E od Leśnej, po S stronie Lasu Księża Góra. Widok ku E

Jechało się dalej wzdłuż torów. Lasek miał może 50 metrów przy tej drodze. Po lewej zakłady przemysłowe z wysokim kominem, ogrodzone betonowym murem. Droga prowadziła coraz bardziej w dół, a tory dalej płasko po nasypie. Wokół mnie pojawiła się sucha, brązowa roślinność na terenach nieużytków między poprzednim zakładem i kolejnym, w którego stronę się jechało. Wzdłuż bocznicy kolejowej, ale chyba od dawna nieużytkowanej. Stał tam mały domek, zapewne dla dróżnika czy stróża jakiegoś, ale był opuszczony. Przejście koło niego i dalej na nasyp, by po krótkim z rowerem pojedynku na torach, przejść na drugą stronę. Tam była gruntowa dróżka pod nasypem, którą kontynuowała się ta jazda. Po lewej stronie torów nadal ciągnęły się przemysłowe. Chemię było czuć mocno, stosownie do rodzaju tego zakładu. Z niemałym trudem udało się dotrzeć do asfaltu. Skręt o 90 stopni, w kierunku południowym.


Teren Góry S, w pobliżu granicy z NDM i Bożą Wolą. Dębowa przy przejeździe kolejowym. Po prawej zakłady Reckitt Benckiser. Widok ku NWW

Niebawem pojawiła się Boża Wola, gdzie powstawało sporo nowych domów. Skręt w drugą ulicę po lewej, która była lichej jakości, ale była też pierwszą z tej strony, po której można było się przedostać do równoległego asfaltu. W Janówku Drugim w prawo i tą samą trasą, którą wraz z Kasią na wiosnę z wracało się z Legionowa. Mijało się sklep, w którym się zaopatrywaliśmy w lody, w czasie wyjazdu LSTR po okolicznych fortach. Wyprzedzone zostało dziecko jadące na rowerze, który przy pomocy chyba trzech rurek, miał dospawany drugi rower. Dojazd tam, gdzie kończyła się droga z kostki. Koło domu z charakterystycznym dachem skręt w prawo, po niewielkim podjeździe zatrzymując się, aby znowu przebrać, tym razem cieplej. Przejazd przez dość płaski teren. Na horyzoncie widać było drogę po lewej z kilkoma domami, gdzie też mnie poniosło. Przez Trzciany jechało się krótko, bo niebawem nastąpił wjazd w obszar leśny. Tam czekały mnie wyzwania związane z omijaniem różnorakich kałuż o różnym stopniu zmrożenia. Ostatecznie wyjechało się koło (chyba) leśniczówki. Było to w okolicach Rajszewa i tam też wyjechało się na trasę główną.

Dalej do Jabłonny. Podczas przejeżdżania przez las, nucąc sobie, nawet na głos w pewnym momencie coś pod nosem, w pewnym momencie nagle wyminęła mnie dwójka kolarzy. Lekko mnie to speszył, ale potem nic mnie to już nie obchodziło. Przed światłami wjazd na chodnik i dalej do świateł. Przerwa na przystanku, wypicie herbaty z termosu i dalej do Warszawy boczną ścieżka. Na pierwszym skrzyżowaniu (przy ul. Przyrzecze) przejazd na drugą stronę i tamtędy do fortu Piontek. Nasepnie ul. Prząśniczek do Czeremchowej, a potem do Mehoffera. Jadąc wśród drzew wyjechało się niedaleko dworca kolejowego, po czym przejeżdżało na drugą stronę. Tam w prawo w Polnych Kwiatów. Na skrzyżowaniu z Wałuszewską jakieś roboty drogowe. Możliwe, że kanalizacja. Dalej była Żyrardowska, z której nastąpił skręt w prawo, a kolejna Zegarynki, którą jechało się na wschód. Skręt w Ciupagi, przejazd obok zakładu karnego, za którym skręt w lewo, w gruntową drogę. Chwile tak jechało się, nim na ziemi oczy wypatrzyły porzuconą torbę z kartridżami do jakiegoś pegasusa czy innej maszyny.

Skręt na wschód, w drogę prowadzącą do nowo budowanych domów. Niestety była to ślepa droga. Nie poddając się, spacerem przez suche zarośla traw i innych chwastów, przechodząc od tyłu innego, nieco wcześniej wybudowanego, małego osiedla kilku domków, na którego drogę udało się dostać niebawem. Gdy już się wsiadło na rower, nie minęło pięć minut, gdy nastąpiło przewrócenie się w przód. Trzy ostatnie palce prawej dłoni wylądowały w obracającym się kole, ale też udało się szybko je wyciągnąć. Jakoś się udało pozbierać, ale ręka bolała tak, że ledwo dało radę nią ruszać, a palcami nie chciało mi się ryzykować. Dojazd do Płochocińskiej. Na światłach, stojąc na chodniku, udało się zdjąć rękawiczkę i oglądać swoje poszkodowania. W kilku miejscach była uszkodzona skórę, ale nie było poważniejszych ran. Palce bolały nadal, a choć można było nimi poruszać, to przez ponad miesiąc odczuwalny był jeszcze ten upadek, gdy za mocno ścisnęło się, albo coś nie tak zrobiło z którymś z palców.

Przejazd nad kanałkiem, ale jechało tak dużo aut, że trochę mi się przemarzło, nim udało mi się skręcić w lewo z chodnika. Zaraz potem skręt w Warzelniczą i jakąś drogą z kostki do Ostródzkiej. Mijało się salon kosmetyczny "Kleopatra", a potem skręt w Leona Berensona. Droga ciekawa, wijąca się, a przede wszystkim - w ciągu kilku lat, mniej więcej równolegle z budową obwodnicy Jabłonny, powstało tam osiedle, którego nie było na zabranej na drogę mapie. Gdy udało się dotrzeć do ul. Kątów Grodziskich, przejechało się za jakimś sklepem i dalej parło na wschód. Do Marek wjazd ulicą T. Kościuszki. Dalej Sosnową, przecięcie Radzymińskiej, jazda Szkolną, wjazd w Ząbkowską. Skręt w Mazurską i wyjazd koło cmentarza. Dalej wzdłuż granicy lasu do Zielonki i jeszcze mała runda przez ulicę Warmińską w zachodniej Zielonce. Dojazd do Kasi, zostawiając rower w salce. Potem pociągiem do Wileńskiego i stamtąd 178 na Ursus prawie do końca trasy, by dotrzeć do koleżanki na jej urodziny.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 47.00 km (0.00 km teren), czas: 03:30 h, avg:13.43 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Z Zielonki przez Zaborze

Piątek, 19 listopada 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria 2 Osoby, LSTR, Samotnie, Zwykłe przejażdżki, Pół nocne, Z Kasią, Z Księgowym, Warszawa, Wyprawki w regionie

Na początku słonecznie. Przed wieczorem coraz bardziej pochmurno. W nocy mgła.

Rankiem rowery zostały odpięte w miarę szybko, żeby nikt nas o nic nie pytał. Podeszło się do ryneczku, Kasia pojechała zostawić rower u wujka. Ja w kierunku Ząbek. Przejazd drogą koło kościoła, kanałek i jazda Jagiellońską, a następnie Mazowiecką pod lasem. Przejście na drugą stronę ul. Piłsudskiego i zjazd na leśną drogę. Z niej wjazd w las i jak to bywa w takich sytuacjach – kręcenie się tak, by nie potrafić tego łatwo opisać. Więc szczegóły pominę. Było widoczne, że ten obszar złożony był w przytłaczającej większości z brzóz. Od jednego z głównych traktów krótka dróżka odchodziła do młodnika, od którego jazda prowadziła już na przełaj. Skończyła się na asfalcie w pobliżu torów. Jadąc dalej na zachód, skręt w działki niedaleko leśniczówki, z których trzeba się było wycofać, bo nie chciało mi się jechać w tę stronę, a tworzyła się nadzieja na łatwy przejazd do reszty miasta. Skręt jeszcze w ul. Rychlińskiego, która była remontowana. Stamtąd w ul. Orzeszkowej ku normalnej trasie. Dalej w Batorego i koło szkoły wjazd w uliczko-chodnik, a następnie ulicami Dąbrowskiego i Łąkową jazda koło domów jednorodzinnych, aż do Klamrowej. Skręt w nią z powodu ogrodzenia ogródków działkowych. W tym miejscu widać było jakąś ruinę i ogólnie lekkie zaniedbanie od strony działek. Leninowską dojazd do Działkowej, a trzymając się pobocza udało się dotrzeć do Radzymińskiej.


Las między Ząbkami i Zielonką, ok. 400 m po W stronie DW 631. Widok ku NWW

Kolejny etap lawirowania uliczkami: Kościerska, Ładna, Gniazdowska, Korzystna, Mleczna, Zarębska, Blokowa, Bohuszewiczówny, Mleczna, Warsa, Guliwera, Sawy, Rolanda, Reichera, Drewnowskiego, Rolanda, Gilarska i w końcu Św. Wincentego. Chwilę czekania, nim Kasia dojechała po tym, jak pomyliła autobusy i po czym nastąpił spacer do C. Po niecałej godzinie dojechał na Bródno Księgowy. Z mojej strony nastąpił wtedy wyjazd na skrzyżowanie z Budowlaną, gdzie miał już być i czekać, lecz się pomylił i czekał przy Smoleńskiej, prawie na początku Cmentarza. Poczekawszy chwilę, następnie się ruszyło już we dwie osoby, gadając po trochu. Ścieżkami i chodnikami Budowlanej oraz Chodeckiej. Wiaduktem pieszo-rowerowym przejazd nad Trasą Toruńską i ulicą Ojca Aniceta niejako uciekając przed koparką, którą ostatecznie puściło się przodem. Droga była zbyt wąska, jak na mijające się później auta. Zmieniło się trasę na Zbyszka z Bogdańca, którą dojeżdżało się do Białołęckiej. Pod koniec ulicy Zbyszka mijało się grupkę dzieci, chyba na wycieczce po okolicy. Dwójka, która szła w pewnym oddaleniu od reszty, zachowywała się nieco zwierzęco.


Gilarska między Rolanda i Świętego Wincentego. Widok ku NW

Początek Białołęckiej przejechany poboczem, potem normalnie. Za kanałem jazda ulicą Cieślewskich. W pobliżu aresztu, przed Księgowym (który się wkurzył) przejechał samochód, który zbyt gwałtownie skręcił i się na nas wpychał. Następne ulice to Zegarynki, Pionierów i Ołówkowa, gdzie się postój. Podczas sprawdzania trasy przeze mnie, Księgowy miał lekką scysje z Agą przez telefon, bo się spieszyliśmy w jej stronę. Miał wziąć z Jabłonny pojemnik na jajka, żeby zabrać od rodziny Agi. Nie udało się z powodu niedostatecznej ilości czasu na ten zabieg.

Pojechaliśmy dalej wzdłuż torów kolejowych na północ i skręciliśmy do lasu. Po jakimś czasie wjechaliśmy na betonowe płyty, którymi zdarzyło się jechać rok wcześniej w deszczu i gdzie sprezentowany został kapeć w kole. Ciężka jazda skróciła nam pozostałą odległość no i obyło się bez awarii. Dotarliśmy do drogi na Augustów i znaleźliśmy się na drugiej stronie dzięki pasom dla pieszych, położonych po naszej prawej stronie. Przejechaliśmy Aleją Sybiraków i wjechaliśmy na tereny koło ogrodzenia po lewej stronie. Wyjechaliśmy na chodnik nieco dalej. Gdy od południa pojawił się wyjazd z ulicy, przejechaliśmy na stronę północną, ominęliśmy robotników, którzy wykopywali ziemie przy rurze, co wyglądało tak jakby jeden wrzucał coś z jednej strony, a drugi, oddalony o 5 metrów dalej wybierał to co doleciało. Nie było tak, ale takie można było odnieść wrażenie.

Tyle z właściwej jazdy przez miasto. Przejechało się przez tory, ale nie tam, gdzie znajdował się przejazd, tylko po stronie prawej od zakrętu. Tak jakby nie jechało się wedle biegu drogi, ale prosto przed siebie. Księgowy wszystko starał się zrobić na rowerze, we mnie więcej ostrożności. Potem jechało się na północ, wzdłuż linii kolejowej, po ścieżce wychodzonej czy też wyjeżdżonej. Księgowy wspominał że jeździł tędy w młodości i że jako dziecko na tej linii wsiadał ze znajomymi, na wolno sunący pociąg towarowy i tak jeździli kilkaset metrów, po czym wyskakiwali. Najpierw wywalali rowery do „strefy zrzutu”, a później sami opuszczali maszyną. Raz się okazało, że pociąg ich wyrolował i pojechali dalej niżby chcieli.

Droga biegła po raczej pustym terenie, z rzadka porośniętym krzakami czy pojedynczymi drzewami. Po lewej były domy, w pewien sposób odgradzające się od torów, bardziej poprzez sposób zabudowania niż budowę ogrodzeń. Gdy za bardzo się zbliżyło do drogi, pojawiło się terenowe skrzyżowanie i skręt w prawo. Mijało się „strefę zrzutu” i wjeżdżało do małego lasu. Jadąc wzdłuż południowej krawędzi wewnątrz lasu, oddalało się od torów. Wyjazd na szuter i znów rozpoczęło się zbliżanie do torów, ale już ich nie było widać. Droga nieco się wzniosła, nim się wyjechało na główną w Łajskach. Skręt w lewo i dojazd do ronda, gdzie kiedyś Kowal, w czasie okrążania go, przytarł pedałem o krawędź albo asfalt, aż iskry poszły.

Kurs na północ, a przed torami skręt w lewo. Jechało się po niemal pustych obszarach w stronę Narwi. Minęło nas tylko kilka aut, mimo że teoretycznie nie powinni się tam poruszać, bo była to droga techniczna dla pojazdów zmechanizowanych. Przecięło się odcinek NDM – Wieliszew, lądując w pobliżu wodociągów. Skręt w lewo, a gdy skończyło się ogrodzenie, nastała dłuższa przerwa. Adam gada i jje. Ja słucham i jem. Po przerwie wjazd w las i tak dojechało się do domków działkowych nad zalewem, a nieco dalej do plaży i wału, którym pojechało się na zachód, przeciwnie do niegdysiejszej trasy Mazovii 24h.

Wyjazd na zaporę w Dębę i prosto na Nasielsk. Za lasem skręt na Nunę. Zaczął się etap wiejski, wprost do celu prowadzący, tak jak poprzednio na wiosnę podczas w Wielkanocy. Dojechało się tam już po zmroku około 16:30. Poczęstowano nas kotletami z ogórkami i ziemniakami. Z godzinę przesiedziało się, jeśli nie więcej. Wyjazd w księżycową już noc i jazda w stronę w Wkry, jak na wiosnę, ale bez zjeżdżania na dół, tylko od razu na południe wzdłuż rzeki. Droga był szutrowa albo kałużowa, z ewentualnymi kamieniami. Była to jazda bez świateł lampek, z powodu względnej jasności nieba. Dojazd do Goławic, gdzie nastąpiło rozstanie. Powiodło mnie na drugi brzegu Wkry, a przejeżdżając nad nią, nieco mnie wyziębiło. Po drugiej stronie skręt ku południu. Jechało się prawie w kompletnych ciemnościach, nie licząc księżyca i miejscami stojących lamp, jeśli była akurat jakaś wioska. Mijało się oświetlony ośrodek turystyczny. Gdy droga zmieniła bieg na wschód, przyszła pora na przerwę przy skrzyżowaniu. Byłą tam mała ruina, ale tylko powierzchowne zerknięcie i nawrót. Skrzyżowanie składało się z asfaltowej drogi od strony rzeki i terenowych od południa i zachodu. Skręt w ten pierwszy. Była to trasa opadająca w dół, ale z taką obfitością kałuż, że spadło moje dość szybkie dotychczas tempo.

Pierwszy etap był bezludny całej okazałości. W oddali, po lewej i po prawej był las, a między nimi i drogą tylko pola. Las po prawej był położony wyżej, a w lewo teren opadał. Płożyła się też obficie mgła. Sprawiało to niesamowite wrażenie w księżycowym blasku. Drugi etap ciągnął się wzdłuż domów, raz drogą szutrową, raz asfaltową. Kolejny był znów względnie pusty – jazda wzdłuż granicy pól wielkiego gospodarstwa. Wyprowadziło mnie do czegoś wyglądającego na kanał, ale nie było mi wiadome, czy coś tam płynęło. Było tam za to dużo śmieci wyrzuconych przy przejeździe. Po drugiej stronie znajdowała się ogromna kałuża, w którą prawie nastąpiło przewrócenie. W powietrzu unosił się fetor. Może dlatego nazywają ten obszar „Odpadki”.

Wyjazd na drogę do Zakroczymia, na której co chwila się trzeba było stawać. Zjazd z niej na trasę wzdłuż DK 7, tę przekraczając wiaduktem bardziej północnym. Dalej wzdłuż 7, kierując się w stronę Kroczewa, ale skręt w pierwszą w lewo i prawie polna drogą wyprowadzając mnie bliżej Trębek. Tam nastąpiło pewne zwątpienie w siły - nie wiedząc czy dojadę do domu, czy może tata gdzieś przejedzie (jak się okazało nieco wcześniej faktycznie przejeżdżał), ale ostatecznie udało się dojechać po nieszczęsnej DK 62. Koniec jak zwykle przez Miączyn.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 98.50 km (22.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:14.07 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Z Jabłonny - Poparapetowo

Niedziela, 14 listopada 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria LSTR, Samotnie, Wyprawki w regionie, Z Kasią, Z Księgowym

Piękny słoneczny dzień. Stosunkowo ciepło, jednak w cieniu wyraźnie zimniej. W nocy ewidentnie zimno.

Wstaliśmy nieco późnym, bo już jesiennym rankiem. Poprzedniego wieczora przybyliśmy we czworo do Księgowych (w sumie było nas 6 osób) na parapetówkę i do 3 nad ranem jeszcze co poniektórzy nie spali, nocne prowadząc rozmowy. Docierając na miejsce, zabrany został ze mną rower – rodzice mnie podwieźli do Jabłonny, bo padał duży deszcz. Wszyscy pieszo odprowadziliśmy się na przystanek w stronę Żerania, a potem jeszcze mój powrót do Księgowych. Trochę pogadaliśmy, tak mniej więcej do 13-14. W tymże czasie trzeba było wyjeżdżać, żeby zdążyć przed zapadającym około 16 zmrokiem.

Po starcie okazało się, że jest mały problem, bo coś mi się w napędzie zaczęło klinować. Musilem jeszcze się zatrzymać na moment, żeby obejrzeć problem i go naprawić. Łańcuch mi się nie wrzucił na odpowiednią tarczę, a jak był wtedy tak zużyty, że środkowe nie działały. Jadąc powoli jakoś udało się dojść z tym do ładu. Kurs w stronę lasku na północ od osiedla. Cały czas jechało się utwardzoną nawierzchnią. Gdy dojechało się do zalesienia, okazało się że znajdują się tam odgrodzone domy i przejazdu nie ma. Jechało się więc wzdłuż ich południowej granicy po ścieżce terenowej, na której leżało wiele liści.

Dojazd do uliczki, którą raz przyszło mi jechać z Pawłem, a raz samotnie w nocy, przez nieużytki w stronę Księgowego osiedla. Kurs  ku głównej trasie, ale skręt w prawo, w uliczkę Spokojną, ostatnią przed wjazdem. Gdy się skończyła - znowu w prawo i tak obwodnicą, niejako dla rowerów, przejeżdżało się przez tory, omijając wiadukt. Przy tym wszystkim widać było suchą szosę, z tylko miejscowymi śladami nie wyschniętego, nocnego opadu. Za torami skręt we Wrzosową, dróżkę prowadzącą do ruin kasyna (waypointa) i innych ruin, wcześniej położonych, które odwiedziliśmy jeszcze w 2008. Teraz były zrównane z ziemią. Po błotnistej drodze, zaraz potem skręt na północ. Wkrótce jechało się po kostce, aż do wyjazdu koło ruin koszar.

Przejazd DW 632 i dalej do centrum miasta. Mijało się kościółek, dalej wąską uliczką, wijącą się nieco wyżej niż reszta miasta. Ostatecznie wyjechało się Tatrzańską i przejeżdżając na drugą stronę krajówki. W pewnej odległości mijało się dawny dom Księgowego, skąd w stronę torów. Przejazd na drugą stronę, jedno skrzyżowanie, a na kolejnym skręt ku północy, by mniejszymi uliczkami (Okrzei, ruina na skrzyżowaniu, Projektowana) wyjechać w pobliżu ciepłowni. Potem przejazd do zachodniej wylotówki na Łajski, która w gruncie rzeczy nie była mi znana. Nie została przejechana i tym razem, lecz została przecięta, wjeżdżając w niewielkie, starsze osiedle. Droga skończyła się ogrodzeniem długiego budynku. Chodnikiem pod najbliższym blokiem, by potem nieco zawrócić się. Skręt na północ, przy ruinie jakiegoś lokalu (chyba gastronomiczny).


Orląt Lwowskich w pobliżu kościoła pw. Matki Boskiej Fatimskiej. W centrum zakręt w Tatrzańską. Widok ku NNE


Legionowo. Olszankowa. Ciepłownia "PEC". Widok ku NNW

Można jednoznacznie określić kolejny etap, jako droga bez asfaltu. Jadąc jeszcze wśród domów, docierało się do lasu, który graniczy z Legionowem od północy. Droga była przystosowana dla aut, bo szeroka. Wo wznosiła się, to opadał, choć cień drzew nieco mnie wychłodził. Ciepło było jedynie wtedy, kiedy na mnie przyświecało, choć ogólnie dzień był przyjemny. Za lasem dość rozproszona zabudowa Skrzeszewa. Wyjazd w pobliżu rond i dalej na północ. Ulica Kościelna – poprzednim razem jechało się nią wraz z Księgowym i P. w okresie wielkanocnym. Tym razem, po skręcie w prawo na kostkę, jeszcze raz w prawo i dalej gładkim asfaltem, mając za sobą pięknie przyświecające słońce. Było wybitnie pusto i jedynie na horyzoncie widoczna była ściana lasu. Stało ledwie kilka domów gdzieś w oddali. Wkrótce nieco się to zmieniło. Pojawiły się domy po lewej stronie i kilka odchodzących dróżek, na które kusiło mnie, aby tam wjechać.


Kałuszyn E w pobliżu Legionowa. Leśna droga prowadząca do Skrzeszewa, odchodząca od Alei Róż, przechodząc przez Perzowy Kieszek. Widok ku NNW

Wyjazd na główną do Dębego, w pół drogi między rondami i skrętem na Komornicę, tak więc nadłożyło się nieco drogi. Przejazd przez zaporę szosą. Po wjechaniu na wysoczyznę rozglądanie za drogą w lewo. Gdy do takiej się udało dotrzeć, trzeba było szukać momentu, by na nią zjechać, bo jeździło sporo aut. Na poboczu stał jeden, którego chyba dopadła awaria. Nowy odcinek wiódł mnie przez wsie nadnarwiańskie. Dosłownie "nad", gdyż wszystkie były ulokowane na wysokim brzegu. Od dawna zastanawiało mnie, co jest w tym rejonie, gdy jeździło się w stronę Serocka i z powrotem. Na całym odcinku było mokro, z rzadka trochę nawierzchni było suchej. Niewiele było też asfaltów. Pierwsza wieś należała do tych bardziej wysuszonych i utwardzonych. Była też nieco monotonna. Wpierw kilka domów, potem zdecydowanie bardziej otwarte przestrzenie i wysuszone niskie rośliny. Miejscami widywało się sady. Z naprzeciwka jechały jakieś dzieciaki.


Droga do DK 62, na odcinku w pobliżu granicy między wsiami Wójtostwo SE i Stare Orzechowo E, w pobliżu granicy z Dębe W. Widok ku NW

Na pewnym skrzyżowaniu, gdzie jedna droga prowadziła na pola w prawo, a druga nie wiadomo gdzie, choć raczej w dół, wybierając wariant pierwszy, bo nie chciało mi się ryzykować zjazdu nad rzekę. W ten sposób poniosło mnie na miejscami błotnistą drogę. Mijało się bardzo dużą kałuże w pobliżu gospodarstwa, lecz stopniowo obszar się wznosił, był mniej nasiąknięty, a teren bardziej trawiasty. Tak wyjechało się na krajówkę. Przejazd przez wieś, która znajdowała się w rozległym obniżeniu na tej trasie i skręt w lewo. Dojazd do wsi bardziej zalanej od innych. Od rzeki stały domy, a po drugiej stronie pola i sady podtopione. Również kapliczka tam stojąca była zalana. Wkrótce asfalt się skończył, a zaczęła męczarnia przez drogę, którą spływała woda i to w ilościach, może nie przytłaczających, ale sporych. Maksimum opadów było chyba nocy, sądząc po jej wyglądzie. Trzeba było iść, bo rowerem się nie dało przejechać. Chcąc zrobić zdjęcie, w tym celu wychodząc w pole, to grunt niemal się pode mną zapadał.


Stare Orzechowo. DK 62. Przebieg dawnej linii kolejowej z Legionowa do Nasielska. Widok ku SE


Stare Orzechowo. Droga z DK 62 do nadrzecznej części wsi. Widok ku S


Stare Orzechowo SW w pobliżu z Nowym Orzechowem SE. Po prawej Rurociąg Przyjaźń na pozostałościach kolejowej linii z Legionowa do Nasielska. Widok ku SEE

Kolejny wyjazd na krajówkę i zaraz potem znów lewo. Droga terenowa skończyła się w gospodarstwie, więc te trzeba było obejść z boku przez grząskie pole, aż do drogi przez wieś. Tam widziało się, że po lewej stronie, w miejscu głębokiego wąwozu, nasypywano dużo ziemi, a i tak deszcze w nich wyryły spore rowy. Wkrótce znów trzeba było wrócić na krajówkę i zaraz potem ponownie skręcić w lewo. Odcinek był krótki – kilkaset metrów na zachód, rozjazd, gdzie spływała woda, mnie poniosło w lewo, ale nawrót, gdy droga okazała się gwałtownie opadać. Główna. Z niej w lewo i od tamtej pory widać ją było dopiero w Pomiechówku. W międzyczasie jechało się po zakałużonym asfalcie, który zamieniło się na biegnący po dużym łuku szuter, gdzie mijało się idącą spacerem rodzinkę. I znów wjazd na asfalt. Droga w dół. Nieco szybciej jechało się przez Czarnowo, mającą trochę bardziej zróżnicowany charakter przestrzenny, aż do rozjazdu, gdzie droga w lewo prowadziła na tereny zalewowe, a wąska uliczka w prawo, pomiędzy domami pod górkę i trochę w błocie.


Nowe Orzechowo. Droga do centralnej, nadrzecznej cześć wsi. Widok ku S


Nowe Orzechowo. W centralnej, nadrzecznej części wsi. Widok ku S


Kikoły E. Widok ku SWW


Droga między Kikołami i Czarnowem. Widok ku SWW


Czarnowo S. Widok ku SWW

Wyjazd koło bramy ogrodów działkowych. Dalej jazda ścieżko-chodnikiem przez Pomiechówek. Za Wkrą skręt lewo, przed torami w prawo i zakupy w sklepie. Popas największy na trasie. Zmiana ciuchów na jazdę nocną i w drogę. Dalej wzdłuż krajówki na tyle daleko, na ile było można, ale po tej samej trasie. Skręt w prawo, kilka kilometrów przed Modlinem. Przejazd jakąś zapuszczoną okolicą, którą jechało się raz i to bardzo dawno temu, jeszcze za dnia. Dojazd do nieco większej drogi, skręt w prawo, chwilę potem w lewo. Skończył się asfalt. Skończyły domy. Jazda po ciemku wśród pól. Z początku dobrze. W pobliżu murów lotniska błoto. O mało nie przyszło mi się wywalić. Przejazd koło cmentarza i wyjazd na trasę z Pomiechówka, którą się poprzednio jechało. Przed wjazdem na obwodnicę Modlina przerwa, żeby się posilić na poboczu. Kolejny etap – tzw. wykończeniówka – obwodnica, wiadukt i DK 62 ze zjazdem na Trębki.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 66.50 km (0.00 km teren), czas: 05:00 h, avg:13.30 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Płońska przez Kobylniki

Poniedziałek, 13 września 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria 2 Osoby, Wyprawki w regionie, Z Kasią, Z rodziną

Pochmurnie, ale jasno, nieco chłodno.

Zaczęło się dość późno, bo koło 13. Kurs do Chociszewa. Przez Wilkowuje przejazd do DW 570 koło wyrobisk piasku i prosto do Garwolewa. Zdziwiło mnie, gdyż większa część trasy wyłożona była nowym asfaltem. Dalej z Garwolewa do Raszewa, a tam na skrzyżowaniu w lewo. Na końcu wsi udało się wybrać drogę, która prowadziła przez błota. Zupełnie tak, jakby nie było tam drogi, a równocześnie była. Duże kałuże przebyte zostały z trudem, a na lewo widać było staw. Dalej droga wyglądała, jakby prowadziła do gospodarstwa. Znam ja sytuacje, gdzie tak jest faktycznie, jednak tym razem było szczęście i bez kolizji udało się ominąć je z boku. Ten rejon sprawiał wrażenie, jakby jechało się w okolicy prawie bez cywilizacji.


Droga z Chociszewa do Kolonii Wilkowuje., tuż za granicą wsi. Widok ku NW


Purchawki na morenie komsińskiej

Wyjazd na DK 50. Było to jakiś kilometr przed Kobylnikami. Kurs w ich stronę i przerwa pod kościołem, wcześniej omijając roboty drogowe. Skręt na zachód, w drogę koło cmentarza. Koło lasu pokusiło nas, aby skręcić w prawo, drogą prowadzącą w pola. Zejście z maszyn, by ciągnąć je pod górkę. Niebawem udało się dotrzeć do skraju lasu i rozpocząć polowanie na maślaki, których udało się znaleźć całkiem sporo. Ponadto zachciało mi się wejść na ambonę (choć była w kiepskim stanie) i podziwiać okolicę. Potem jeszcze przerwa na chwilę, gdy udało się dostrzec jeżyny. No i potem zniknąć w lesie.


Las moreny kobylnickiej miedzy Kobylnikami NW i Słominem. Widok ku E


Las moreny kobylnickiej miedzy Kobylnikami NW i Słominem. Widok ku SE


Las moreny kobylnickiej miedzy Kobylnikami NW i Słominem. Czubajka kania


Las moreny kobylnickiej miedzy Kobylnikami NW i Słominem. Lakówka ametystowa

Po jego północnej stronie, oblepieni pajęczynami i z elementami lasu gustownie wkomponowanymi w nasze uczesanie, ucieszył nas widok pól. Jechało się więc tam dostępnymi drogami, aż udało nam się osiągnąć asfalt, a chwilę potem i sklep, w którym sprzedawczyni coś do nas zagadywała - skąd jedziemy i tego typu rzeczy. Zakupy udało się zrobić, wnet zatrzymując na najbliższym przystanku, by skonsumować posiłek. Na pierwszy rzut poszły chipsy i coś słodkiego (m.in. "jeżynki”). W międzyczasie łaził tam sobie drogą jakiś facet, kilka razy w obie strony i tak spoglądał na nas co chwila. W końcu ruszył dalej, a i my zaraz potem w drogę. Skręt w prawo, a ów również tam stał swoim autem i znów łaził.

Droga przecinała kanałek, będący dopływem Mołtawy, tu płynący jakby między dwoma pagórkami. Było na niej sporo dziur. Dojechało się do Osieka - wioski z kilkoma blokami, gdzie przejeżdżało się m.in. przy okazji podróży LSTR do Płocka, a i w okresie licealnym się zdarzało. Teraz skręt na północ, do centrum wsi nie zajeżdżając. Przed kolejną (Krubice Stare), już mi nieznaną, czuć było, jakby w okolicy znajdowało się wysypisko. Dalej prawie same pola - mijało się zbiory (chyba) buraków, usypanych w pokaźne stosy. Droga doprowadziła nas do szosy w Worowicach, leżących niedaleko Kucic, oddzielone granicą powiatów. Kucice zostały z boku i zamiast zjechać na dół ku północy, pojechało się na wschód do Starego Gumina. Nie był to dla mnie znany odcinek i nie było mi wiadomo jak tam jechać oraz dokąd się dojedzie.

Na drodze w kierunki Przemkowa trzeba było zawrócić przez psy i była to ślepa droga. Skręt w pole, niebawem przechodząc przez mostek nad kanałem. Szło się polami do drogi, a na niej już prosto do Skrzynek. Niebawem dojechało się do Płońska. Gdy była możliwość, to zjechało się na chodnik. Dalej w pobliże dworca PKS, zaglądając do pamiętnego mi kebabu, gdzie jednym posiłkiem udało się najeść wspólnie, na całą dalszą część podróży. Minęło tam może z pół godziny. Na ławkach przed budynkiem siedziała lokalna paczka, w środku jeszcze z dwóch mężczyzn. Przycupnęło się zaraz za schodami na dworzu. Kebab z oliwkami i fetą jako dodatkami, zasmakował Kasi.

Na trasę powrotną kurs na Krysk. Były małe kłopoty z wydostaniem się z miasta. Była już ciemna noc, a przejazd przez DK 10 do łatwych nie należał. W rezultacie czekało się kilka minut, nim nadarzyła się okazja. Dalej jechało się przeważnie w totalnych ciemnościach, przerywanych przez sporadycznie ukazujące się lampy lub światła domów. Przerwa pod kościołem w Krysku, oświetlała nas tam stojąca lampa, podczas oczekiwania na na przyjazd samochodu. Tam też skończył się wyjazd. Tylko Kasia miała lampkę. Baterie w aparacie były słabe. Nazajutrz w końcu udało się odkopać wielki głaz z pola, z pomocą ciągnika go wyciągając.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 68.00 km (23.00 km teren), czas: 05:00 h, avg:13.60 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Warszawa - Rower wraca do domu

Środa, 23 czerwca 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria Samotnie, Wyprawki w regionie, Z Kasią, Z rodziną

Nieco pochmurno 5-6/8. Wieczorem płaskie, szerokie chmury.

Przez dłuższy czas nie można było znaleźć klucza do zapięcia, a przez to i zabrać roweru. Będąc w Warszawie, jeszcze raz została przebyta trasa, na której mógł zostać zostawiony. Ostatecznie, któregoś dnia odnalazł się w kieszeni, od dawna nie ruszanej, przez to przeoczonej myśląc, że już była sprawdzana. Ostatecznie udało się oswobodzić rower i można nim było wrócić do domu.po zajęciach. Czas naglił, bo zbliżały się praktyki.

Kurs w stronę zamku i skręt na dół w Bednarską. Wjazd na most Śląsko-Dąbrowski i dojazd do Dworca Wileńskiego. Kasia pojechała pociągiem, a ja Radzymińska. Blisko granic miasta zjazd w małe uliczki Kokoszków i Pszczyńską. Na końcu przejazd wzdłuż granicy działek na wschód, po czymś w rodzaju szerokiego rowu, nawrót do głównej, decydując się jednak na jazdę poboczem za rowem. Skręt w Bystrą. Już w Ząbkach wjazd w Batorego i Hallera, a następnie 11 Listopada. Słabą nawierzchnią mijało się kościół i dojeżdżało do ronda, gdzie trzeba było poczekać, aż będzie można ruszyć. Wzdłuż muru na północ w Szpitalną.

Ząbkowską i Fabryczną do Zielonki. Na wprost Drewnickiej przejazd mostkiem przez kanał, wzdłuż niego do głównej, a potem do Kasi. Razem wzdłuż granicy lasu zaraz za domami, równolegle do Długiej. W pewnym momencie przyszło zagłębić się w nim się nieco bardziej, ale wnet wyszło się z powrotem. Doszło się do parku, gdzie nastała przerwa na ławce, po niej kontynuując na wschód wzdłuż kanału. Skręt w Obrońców Westerplatte, Powstańców, Kościuszki i na Długą. Potem Kasia wróciła, a ja dalej przez las koło cmentarza, tak jakby kontynuacją Długiej.

Dojazd do gruntowych uliczek Czereśniowej i Letniskowej. Ulicą Wesołą do Stawowej. Dalej do Radzymińskiej. Skręt jeszcze w ulice: Wspólna, Brzozowa i Duża, a potem znowu główna. Ul. Legionową dojazd do dróg osiedlowych, prowadzących do Księgowego. Przejazd przez tory i skręt w Narutowicza. Potem uliczki: Targowa, Złota, Aleja Legionów i Wiśniowa, zacieniona drzewami – wszystkie położone w zachodnim Legionowie, nieco na północ od linii kolejowej do NDM. Kolejową do Wspólnej, która prowadziła do Dąbrowy Chotomowskiej. Mijało się jakiś niewielki zakład. Pod koniec Wspólnej skręt w drogę z kostki, biegnącą pomiędzy nowymi domami małego osiedla i przez las wyjechało się na ul. Kordeckiego. W Olszewnicy Starej skręt w prostą, a potem Wiejską. Przejazd przez kawałek, po chwili zaglądając do ruiny po wschodniej stronie drogi. Nieco później telefon do domu. Kontynuacja jazdy tylko główną trasą, aby jak najkrócej. Przerwa w Modlinie, na przystanku przy chłodni, gdzie trwało ładowanie baterii w telefonie swoim ciepłem. Nabiło mi tyle, że można było dać znać gdzie się znajduję, dzięki czemu można było wrócić autem wieczorem do domu.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 66.00 km (0.00 km teren), czas: 04:00 h, avg:16.50 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Warszawa - Egzamin z Geoeko

Wtorek, 8 czerwca 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria Samotnie, Wyprawki w regionie, Z Kasią, Z rodziną

Słonecznie i ciepło.
Dojazd do NDM obwodnicą. Tam kombinacja ulic: Mazowiecka, Modlińska, Słowackiego, Bohaterów Modlina, bloki przy Sempołowskiej, targowisko od północy, znów do BM i za targowiskiem znów bloki do Inżynierskiej i Kusocińskiego. Przejazd koło szkoły, nawrót do Curie i Górską do Nowołęcznej. Dalej główną na Zegrze, ale w Olszewnicy Nowej zjazd w Wiejską a potem Prostą. Wypatrzona została przy okazji ruina, ale zbyt mnie gnało na egzamin.

Przez Legionowo Kolejową i Targową na Piaski. Tam chwilę pogadaliśmy z Księgowym. Następnie kurs przez obwodnicę. W Warszawie zjazd w kolejną kombinacje ulic: Ciechanowska, Gąsiorowskiej, Jędrzejowskiego, Sportowa (gdzie nawrót, bo droga zawracała na północ). Dojazd do końca Łącznej, przechodząc przez prowizoryczny most na kanałkiem i równie prowizoryczna ścieżką, dalej ku Aluzyjnej. Kontynuacja przez: Mikołaja Trąby, Odkrytą, Nowodworską, Płudowską, Świderską, Myśliborska i konwaliową do Modlińskiej. Przejazd przez most Grota ulicą (jakaś babka na podjeździe się retorycznie pytała "gdzie ja tam z rowerem się pcham") i dalej drogą wzdłuż wybrzeża. Zjazd ostatecznie na ścieżkę za mostem Gdańskim. Ulicami Boleść i Bugaj dojazd do podjazdu w rodzaju serpentyny z kamienia, prowadzącej na Stare Miasto. Podjazd na najniższych biegach, ale po chodniku. Ulicami Brzozowa, Celna, Jezuicka i Kanonia dojazd na Plac Zamkowy. Potem szybko na wydział, przybywając na 15 minut przed egzaminem.

Po egzaminie kurs Świętokrzyską, zbaczając tylko na placyk za budynkiem, który zaczynał się nieco wcześniej niż wschodnia ściana PKiN. Dalej Aleją Jana Pawła II, tylko jeden blok okrążając od tyłu tuż przed Aleją Solidarności, a potem biurowiec przy Dzikiej koło Arkadii. W Arkadii jeszcze raz spotkanie z Kasią, która łaziła tam z dziewczynami. Przy okazji była okazja, aby zjeść krążki cebulowe i opiekaną kanapkę z rybą. Potem jeszcze trochę siedzenia na dworze, po drugiej stronie Al. JP2.

Ruszając, jechało się ścieżką po lewej stronie drogi, ale na Broniewskiego przejazd na właściwą. Trzymało mnie tak do Reymonta, a potem Wólczyńskiej. Zjazd na ulicę Wolumen, Horacego, znów Wólczyńska, ale jej odcinek przed Arkuszową jechało się już poboczem po wydeptanej ścieżce. Potem kontynuacja do skrętu na Ul. Opłotek, dalej Palisadowa i Wóycickiego, przy której zastanawiało mnie, gdzie dalej jechać. Ostatecznie ominęło się Cmentarz Północny, dojeżdżając do Estrady. Przejazd Trenów, pokrytą płytami betonowymi, lecz z asfaltem doprowadzonym od południa, do sklepów wybudowanych w połowie między jednymi i drugimi zabudowaniami. Na całej długości zrobił się korek, który objechać trzeba było dosyć piaszczystym poboczem.

Przez Łomianki przejazd ulicami: Partyzantów, Kwiatowa, Pionierów, Konwaliowa, Grzybowa, Długa, Wiślana, Zachodnia i Nowa. Potem wzdłuż trasy 7, wpierw po stornie zachodniej, a po opuszczeniu miasta - wschodniej. Po dłuższym czasie skręt w prawo do Pieńkowa i jazda trasą na Czosnów, z tym zastrzeżeniem, że w Cząstkowie Mazowieckim skręt na kościół, jadąc od jego strony wschodniej i skręcając na niewielką uliczkę gruntową, którą w efekcie nastąpiło cofnięcie. Powrót pod kościół, tym razem skręcając na zachód, ulicą Rolniczą do Strażackiej. Potem wyjazd na trasę do NDM. Dojeżdżając do mostów widać było wodę stojącą za wałami. Przez umysł przetoczyło się wyobrażenie, jak to by było, gdyby zmiotło mnie i samochody, w razie przerwania się wału. Podróż zakończona w Modlinie, czekając na auto.


DK 85 między Czosnowem i Kazuniem Nowym. Powodziowy poziom wody. Widok ku NW


DK 85 między Czosnowem i Kazuniem Nowym. Powodziowy poziom wody. Widok ku SE


DK 85. Powodziowy poziom wody. Widok z Niebieskiego Mostu na Wisłę ku SE


DK 85. Powodziowy poziom wody. Widok z Niebieskiego Mostu na Wisłę ku SE


DK 85. Powodziowy poziom wody. Widok z Niebieskiego Mostu na wał i Wisłę w NDM ku SE
Rower:Zielony Dane wycieczki: 118.00 km (0.00 km teren), czas: 08:00 h, avg:14.75 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Legionowa i z powrotem

Niedziela, 6 czerwca 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria Nocne, Wyprawki w regionie, 2 Osoby, LSTR, Pół nocne, Z rodziną
 
Z tatą do NDM, wysiadając pod Bramą. Przez NDM ulicami: Zakroczymska, pomiędzy domami obok Magistrackiej, do Lotników. Pod koniec slalomy między blokami do DW 631. Dalej do Krubina. Tam skręt w Łabędziową i zaraz potem wjazd w uliczkę, która mnie wyprowadziła na leśną ścieżka. Jechało się po tej małej dziczy, gdzie było dużo piasku. Później las się przerzedził i dojeżdżało się do polnej drogi. Po krótkiej jeździe, potem przerwie, skręt na południe do początku Olszewnicy Nowej, przejazd drogę na wskroś i dojazd do kolejnego, większego lasu.

Dalej ku wschodowi i to krótko, by zaraz potem wyjechać na polna drogę, która przechodziła w ulicę Długą w Olszewnicy Starej. Dojazd do Warszawskiej i skręt w pierwszą w lewo, gruntową ulicę Wojska Polskiego, prowadzącą do lasu. Przejazd w pobliżu wjazdu na teren bazy wojskowej, a potem wzdłuż ogrodzenia. Dalej prosto, przecinając asfaltową drogę na Skrzeszew i dalej przed siebie. Przy pierwszej okazji skręt na południe, a potem ponownie na wschód. Jechało się wzdłuż, tak jakby wysokiego wału z ziemi, porośniętego lasem. Na jego końcu skręt na południe, tak jak prowadziła ścieżka. Nie przeszło mi przez myśl, że jadę w odległości kilku metrów od porządnej drogi gruntowej przez las. Przebyte zostało kilka obniżeń i wywyższeń, kilka odsłoniętych miejsc i kilka zadrzewionych, aż dojechało się na ulicę Świerkową. Potem przez Orzechową i Cynkową do Alei Legionów.

Przy cmentarzu zmiana trasy na Bandurskiego, znów Aleja Legionów, w trakcie omijania zadrzewienia między nimi, a potem to już Kolejowa, przejazd przez jedne tory i jazda po osiedlu położonym w międzytorzu, gdzie domy były nieco ubogie. Dojazd do kolejnych torów. Próby przejścia na drugą stronę nie powiodły się - wejście na jeden nasyp, by ostatecznie z niego zejść. Przejazd do przejścia podziemnego na drugą stronę. Potem ulicami Kościuszki i Słowackiego dojazd do bloków, między którymi wyjechało się przed wiaduktem, przejeżdżając na drugą stronę. Tam dołączyła Kasia. Jej trasa do tego miejsca to: Fabryczna, Rejtana, Okólna, Pomnikowa, Radzymińska, Strużańska, w Legionowie spotkanie ze mną.

Zakupy w Biedronce po N stronie wiaduktu i dalej na drugą stronę. Podjazd do McD, gdzie udało się załatwić co trzeba. Dalej jeszcze raz w stronę wiaduktu, po jego E stronie, ale zawracając i jadąc dalej ulicami: Jagiellońska, Kościuszki, Piusa XI do Chotomowa. Tam za rondem w ulicę Piękną do torów kolejowych. Jechało się pomiędzy nimi i lasem, ale z powodu dużej ilości kałuż, szerokości niemalże samej drogi, skręt pomiędzy drzewa, a na kolejnym skrzyżowaniu kurs na zachód. Wyjazd w Janówku Drugim, drogą udając się do Góry. W NDM przejazd ulicami: Spacerowa (koło marketu), Sukienna (koło Wału), Daszyńskiego (koło starej piekarni, gdzie jako dzieci często się bywało przy okazji wizyty w NDM), Zakroczymska, a potem to już przez Modlin. Tam okrążenie pałacyku i wjazd w ulicę Poniatowskiego. Odwiedziny w forcie naprzeciw cmentarza, wchodząc przy okazji do środka. Polną drogą w stronę Zakroczymia. Tuz przed wąwozem, skręt w prawo między osiedlami i docierając do Klasztornej. A potem już w prostej linii do domu, z odchyłką na Goworowo.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 82.00 km (0.00 km teren), czas: 06:00 h, avg:13.67 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Warszawa - Nad Zalew

Sobota, 29 maja 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria Samotnie, Wyprawki w regionie, 2 Osoby, Z Kasią, Z rodziną

Rozpoczęło się standardowo przez Miączyn, jednak przy Ostrzykowiznie nie przejeżdżając przez las na skróty, lecz gdy się skończył - zjazd z głównej, między nim i polami. Ostatecznie i tak przejechało się przez Duchowiznę, a w Zakroczymiu ulicą Klasztorną - po raz pierwszy całą. W Modlinie przejazd ulicą Obwodową. W NDM zaraz za ulicą Targową skręt między budynki i na zapleczu jednego z nich, jechało się na wschód pomiędzy kolejne domy. Tak dojazd do ul. Jana Sobieskiego, potem przez park, Marszałka Ferdynanda Focha i Spacerową. W Krubinie ul. Wincentego Witosa i Łabędziową, a w Kałuszynie skręt, chyba po raz pierwszy w lewo, zamiast kierować się do wiaduktu. Pojechało się ulicami Dolną, Dojazdową oraz Kościelna w kierunku rond. Potem przejazd przez nie i ulicą Nowodworską do Michałowa-Reginowa, następnie przez Wole Aleksandra do Kąt Węgierskich, a dalej do Rembelszczyzny. Na drugim rondzie udało mi się dowiedzieć ostatecznie gdzie Kasia jest. Czekała w pobliskim Józefowie pod kościołem.

Kurs na południe i skręt w Jana Kazimierza i następną gruntową drogę zaraz za Polną. Niestety okazała się to droga ślepa. Prowadziła wzdłuż pól i dojeżdżało się nią jedynie do kanałku. Nad nim pełno pokrzyw, woda mętna, brudna z zielenią na wierzchu. Na początku próby i przypasowywanie się do przejścia lub przeskoczenia na drugą stronę, ale coś mnie powstrzymało, zwłaszcza jak patrzyło się na tę zieleń. Ostatecznie trzeba było mi przejść się wzdłuż kanałku na północ, poszukując miejsca, gdzie byłby węższy albo pojawiłby się jakiś mostek. Szło się tak ponad pół kilometra. Przez pokrzywy w krótkich spodenkach. Wyskoczyło mi tyle bąbli na nogach, co nigdy w życiu. Udało się znaleźć prowizoryczne przejście, przejść przez trawiastą ścieżkę, trochę tak jakby koło podwórek, ale chyba wolnodostępnych i wyjść na Szkolną.

Niebawem nastąpiło spotkanie i wspólna jazda. Ulicą Sienkiewicza dojazd do końca i skręt na NW ulicą Leśną. Mijało się jakiś tor gdzie albo testowano samochody albo ćwiczono jakieś czasówki. W każdym razie auta jeżdżące szybko w konkretnym celu. DW 632, do której się dojeżdżało, udało się dobrnąć do miasta. Tam trasa na Serock ku północy do ul. Tatrzańskiej, po czym nawrót do miejsca, skąd się wjechało, by zatrzymać się w barze/pizzerii. Została przez nas zamówiona pizza. Były z tym problemy, bo nie mieli wielu składników, ale ogólnie było smacznie i pożywnie, więc można było potem ruszyć. Kurs za budynek, pod którym ongiś odpoczywaliśmy z Adamem i Kovalem, po nocnej burzy, z ucieczką przed silniejszymi jej efektami.

Przejazd Aleją Sybiraków do Piaskowej i trasy na Serock. Za Michałowem skręt w las, tam gdzie ten dosięgał drogi. Jechało się w pobliżu jakichś domów, które był pobudowane w środku lasu albo dopiero były rozpoczynane. Skręt na północ, wejście na wydmę i skręt w lewo. Piaszczystą ścieżką dojazd do "powiedzmy że dróżki". Przejazd kawałek na północ i skręt na wschód. Stał tam dom i pies, który nas nie polubił. Rzucił się w naszą stronę. Został na szczęście zatrzymany, nim przejechało się tak, aby było bezpieczniej. Zaraz potem udało się zobaczyć bramę wjazdową na strzelnicę. Przejazd dalej, ku północy wzdłuż ogrodzenia w odległości 150m od niego. Teren już był mi znany z poprzednich lat, z gry w Waypointy. Ostatecznie dojechało się do zapiaszczonej drogi, którą potem się przecinało. Ujechało się w ciężkim terenie zalesionej dróżki jakieś kilkadziesiąt metrów, po czym trzeba było się zatrzymać i odpocząć. W tym czasie minął nas jakiś człowiek, powierzchownie oceniając - biorący udział w marszu na orientację. Skręt po odpoczynku na wschód, idąc na przełaj doszło się z powrotem do piaszczystej drogi. Maszerując dalej dochodziło się do wyrobiska, od którego już na rowerach udało się odbić na północ. Chwilę potem dojazd do torów. Skręt na zachód, ale zaraz potem nawrót i jazda na wschód. Droga była już utwardzona. Potem las się skończył, a nas przywiodło do Nieporętu.


Las Nieporęcki w pobliżu terenu wojskowego. Widok ku SWW


Las Nieporęcki w pobliżu terenu wojskowego. Widok ku S


Las Nieporęcki w pobliżu torów. Widok ku SSE


Las Nieporęcki w pobliżu torów. Widok ku SW

Dalej na Białobrzegi i do Zalewu. Przejazd wzdłuż brzegu i jakichś ośrodków wczasowych. W końcu murowane wybrzeże jednak się skończyło. Dalej było ogrodzenie, a obok taras, ludzie i parasole. Trochę trzeba było się cofnąć i wyjechać na wyższy poziom. Miejsce to zostało opuszczone przez otwartą bramę. Dalej do Starych Załubic. Po drodze Kasia uczyła się jazdy bez trzymanki, co jakoś tam opanowała. Za wsią skręt na południe w stronę Radzymina. Za nami została wieś Ruda, część lasu, którego podmokłość rzucała się w oczy, omijało się z boku pamiętne zakłady Coca-coli. Przez miasto przejazd jak najprostszą trasą do ul. Wołomińskiej, jadąc chodnikiem, z odpoczynkiem przy rynku. Przejazd wiaduktem, wjeżdżając do wsi Ciemne i skręcając na zachód. Znów było się w Radzyminie. Zaraz potem skręt na południe i jazda wzdłuż Radzymińskiej do Marek. Tam przejazd wiaduktem i dalej do Zielonki. Wejście w pociąg, wysiadając na Wileńskim i przejeżdżając przez Wisłę, dojechało się potem metrem do Młocin. Tam udało się odnaleźć auto rodzinne i wrócić do domu.


Nieporęt. DW631. Zalew Zegrzyński i samo Zegrze na drugim brzegu. Widok ku N


Białobrzegi. Ścieżka rowerowa przy Wojska Polskiego koło ronda. Widok ku NW


Białobrzegi. Zalew Zegrzyński widziany z Kąpielowej ku NNW


Most Śląsko-Dąbrowski. Powodziowy poziom wody w Wiśle. Widok ku NWW
Rower:Zielony Dane wycieczki: 117.00 km (0.00 km teren), czas: 08:00 h, avg:14.62 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Ossowa

Niedziela, 25 kwietnia 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria 2 Osoby, Wyprawki w regionie, Samotnie, Z Kasią

Tata zawiózł mnie do Modlina. Przejazd przez miasto i Osiedle Młodych, kurs w stronę wałów, ale nawrót i na główną wyjechało się przy granicy miasta. Jazda ścieżką do Rajszewa, gdzie zjechało się na tamtejszą drogę z kostki. Kontynuacja drogą równoległą do głównej, trochę się wijącą pod lasem. Generalnie była przyjemna. Gdy zbliżyło się w pobliże rzeki i wałów, udało się odbić w leśną ścieżką do szosy i kontynuować asfaltem. Mając trochę czasu, skręciło się w Jabłonnie na prawo, w pobliżu szkoły, w ulicę Wygonową, przejazd ul. Buchnik Las, a jak się skończyła zabudowaniami - nawrót i Parkową dojazd do skrzyżowania z Piaskową, przecinając Wygonową i przejeżdżając pomiędzy starszymi domami, by dotrzeć znowu do Modlińskiej.

Do Warszawy wjazd leśną ścieżką, okalając główny wjazd od południa. Chlubną przejazd do dworca Choszczówka i dalej wzdłuż torów. Przecięło się je na Mehoffera i zjechało przez Polnych Kwiatów do Starego Dębu. Droga prowadziła koło stosunkowo nowych domów, wjechało się nawet w jedną zatoczkę, taki wewnętrzny plac kilku z nich. Potem zjazd na leśną ścieżkę, przecinając las i wyjeżdżając na Wałuszewską. Skręt w Ornecką. Przy Wilkowieckiej, zanim w nią się wjechało, nastąpiło zatoczenie kółeczka na klepisku przy drodze. Potem zboczenie w uliczkę Sarenki i powrót chwilę potem. Ogólnie trasa była nieco rozkopana i prowadziła w rejonie zabudowy lekko rozproszonej, ale gęstej i nadal o charakterze trochę wiejskim, choć bardziej już podmiejskim, bo mało kto uprawiał tu pola.

Zjazd na uliczkę Cudne Manowce, która skończyła się pod czyjąś rozległą bramą. Po lewej udało się dostrzec, na wschód prowadzącą ścieżkę, przejść z rowerem nad prowizorycznym mostku nad kanałkiem, dojść do Płochocińskiej. Dalej ku północy, przedostając się najbliższym mostem na drugą stronę. Przejechana została cała ul. Kobiałka (odprowadzano nas tędy w 2009 do Białegostoku). Zjazd w drogę Olesin, która wraz z Kobiałką wyglądały tam jak prowizoryczne rondo. Kurs na południe. Mijało się cmentarz olenderski, a po podjeździe skręt w pierwszą w lewo. Wojdyńska doprowadziła mnie do lasu, ale domy przy niej stojącej, były jeszcze bardziej wiejskie.

Przejazd przez las, docierając do Marek w pobliżu wysypiska, czy co to tam stało. Ulica Okólna doprowadziła mnie do ul. Ks. Bandurskiego. Następnie przecięcie Radzymińskie, z ul. Lisa Kuli wjeżdżając w gruntową, dziurawą ul. Sokoła. Wjazd w las, skręt na południe koło pomnika wojennego i na wschód, na piaskach w stronę cmentarza, tą sama drogą, którą szło się z Kasią.

Długą i Lipową dojazd do centrum Zielonki. Dalej do torów i spotkanie z Kasią. Dalej wzdłuż peronów, potem przez park, chwila siedzenia i powrót do przejazdu kolejowego. Kolejnymi ulicami - Słowackiego, Łukasińskiego, Sienkiewicza i Poniatowskiego, dojechało się do głównej drogi. Przejechało się jej poboczem w stronę Wołomina i na drogę po prawej stornie. Gruntowa droga, biegnąca wpierw wzdłuż pól działkowych, a potem wzdłuż poligonu, prowadziła nas przez dłuższy czas. Odpoczynek nastał przy niewielkim zniszczonym budyneczku, a kilkanaście metrów przed zakończeniem drogi – większym budynku, na który zachciało mi się wejść i bawić w przemieszczanie do trudno dostępnych miejsc odgrodzonych wodą.


Ossów Droga pożarowa 42 biegnąca skrajem poligonu. Kasi rower gotowy do jazdy. Widok ku W


Ossów. Droga pożarowa 42 biegnąca skrajem poligonu. Bunkier w pobliżu skrętu do centrum miejscowości. Widok ku NW

Gdy się skręciło ku północy, po drodze mijali nas jacyś skuterzyści czy quadowcy. Po prawej były stawy, a chwile potem dojeżdzało się do kapliczki, w miejscu upamiętniającym bitwę pod Ossowem. Objazd terenu po kostkach betonowych, kierując się ku Kobyłce przez Turów. Wjazd ulicą Dąbrowskiego, po drodze widząc kozę. Skręt na północ w Poniatowskiego, przedłużenie ulicy z Zielonki. Za torami ulica zmieniła nazwę na Napoleona i doprowadziła nas pod kościół. Na rondzie tam położonym, skręt w lewo, w ul. Zagnańczyka, prostą drogą docierając do Zielonki, mijając stawy po Gliniankach, a potem tory kolejowe. Na miejscu przebyta została ul. Nauczycielska, docierając do szkoły. Przejechało się przez jej teren, przez mostek do Mareckiej i znów przez mostek, ale na Kościuszki. Brzegiem do Żabiej, a potem do Kasi domu. Było pod wieczór, ale została jeszcze jakaś godzina czy dwie do zapadnięcia zmroku. Zaczął się powrót wzdłuż głównej, jadąc przez las. Za torami wjazd do jego drugiej części, po ścieżce, którą szło się z Kasią przed świętami.

Za lasem, uliczkami 17 Września i Słoneczną, dojazd do ul. Ks. Skorupki, skręt w Kwiatową, Szwoleżerów, Kołłątaja, Rommla do Piłsudskiego po czym nastąpił przejazd przez Ząbki. Z boku widać było elektrociepłownię. Droga ta, nieco dziurawa, została zostawiona, skręcając za torami w Chłopickiego, która pod koniec zamieniła się w kostkę. Przejazd przez tereny zagospodarowane liniami kolejowymi. Już zbliżał się wieczór, gdy udało się dojechać do Makowskiej, skręcając potem w Nasielską, Boremlowską, Wspólna Drogę i Szaserów do Wiatracznej. Potem pierwsza w prawo, w ulicę Nizinną, która była ślepa. Przejazd prześwitem między budynkami do Paca, a potem finalnie na Kickiego, do akademika - kończąc tym samym podróż.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 85.00 km (0.00 km teren), czas: 06:00 h, avg:14.17 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)