Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wiekublog rowerowy

avatar erdeka
okolice Czerwińska

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12644 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy erdeka.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawki w regionie

Dystans całkowity:16629.40 km (w terenie 2597.50 km; 15.62%)
Czas w ruchu:1031:05
Średnia prędkość:16.13 km/h
Maksymalna prędkość:55.52 km/h
Suma kalorii:32730 kcal
Liczba aktywności:155
Średnio na aktywność:107.29 km i 6h 39m
Więcej statystyk

Warszawa - Przez Puszczę do domu

Piątek, 23 kwietnia 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria Samotnie, Wyprawki w regionie, Z rodziną

Słonecznie, dość silny wiatr z zachodu i północy. Chłodno. Bardzo duże powierzchniowo Cumulusy o znacznej wysokości, jednak nie przechodzące w Cumulonimbusy. Drobne opady deszczu przed południem. Wieczorem zmieniły się w dość duże Altocumulusy.

Pobudka między 8 i 9. Przez ponad godzinę trwała rozmowa z Kasią przez telefon. Poprzedniego dnia myślało mi się, że prawdopodobnie pojadę do domu rowerem. Tak też się stało. Leżąc w łóżku, zastanawiało mnie, co czeka za oknem. Ociągając się, trochę udało mi się posegregować rzeczy – do domu, do zostawiania, do zabrania na majówkę. Wyrzucenie śmieci i posprzątanie na łóżku. Rzeczy do domu powędrowały do sakwy. Zamknąwszy za sobą drzwi, spacer do akademika po drugiej stronie, gdzie w bardzo krótkiej rozmowie udało się dowiedzieć o warunki wypisania z akademika. Powrót, ubranie się i zabranie swoich rzeczy, odpięcie roweru, po czym został obładowany. Powolny start czując, że potrzeba mi było jazdy. Z czasem to uczucie rosło. Jechało się w stronę torów, ulicami w ich pobliżu (okolice Podskarbińskiej). Tak pokręcenie po małej dzielnicy, gdzie były zlokalizowane jakieś zakłady, w tym skup złomu. Ponadto, była tam spora przestrzeń, częściowo otwarta, częściowo zarośnięte roślinami. Były tam śmieci w rodzaju rozwalonego łóżka. Wśród drzew skrywał się domek z mnóstwem gratów. Przypomniał mi to nieco takie dziecinne układanie małych, do niczego nie potrzebnych rzeczy, ale razem tworzące pewną całość i układ. Zastanawiało mnie też, czy nie będzie tam jakiego tubylca, który by mnie przegonił, więc lepiej było szybko opuścić obszar.

Po jakimś czasie jazdy po tych uciążliwych sześciokątnych, betonowych bloczkach, docierając w okolice Stadionu, gdzie zauważony został upływ powietrza w kole. Trochę pompowania, ale ostatecznie wsiadło się z kapciem do autobusu, którym przejechało się Wisłę i wysiadało na Nowym Świecie, skąd już pieszo na wydział, przed nim zmieniając dętkę. Z początku chciało mi się ją załatać – skończył się klej. Gdy została załatana – było niedokładnie sklejone i uciekło powietrze. Gdy przyszło założyć druga dętkę – urwany został wentylek tak, że po złapaniu kapcia nie było już sensu tej dętki łatać. Koło zostało zabrane do środka budynku, bo zaczęło padać trochę. W środku jego pompowania, w trakcie czekania na Kasię (tego dnia jej grupa prowadziła warsztaty na PP, później się źle czuła, a mi się nie chciało iść na zajęcia). Później, po pół albo i całej godzinie przejazd koło kościoła Augsburskiego na Marszałkowską. Potem Grzybowska, prosto ku Mennicy, aż dojechało się do Wolskiej. Następnie jadąc wzdłuż Prymasa do Obozowej, gdzie kupiło się 2 dętki (podrożały paskudztwa) .

Przejazd nowym wiaduktem (Księcia Janusza) nad budowaną drogą – elementem obwodnicy S8 i jadąc osiedlami, lądując ostatecznie w pobliżu lotniska na Bemowie. Później Himalajską i Kaliskiego do Boernerowa i wjazd do lasu. Słychać było ptaki, a po zatrzymaniu się, czuć było smród z wysypiska. Gdy dojechało się do Arkuszowej, nastąpiła jazda w stronę Izabelina, lecz na początku Lasek jechało się do Sierakowa, przejeżdżając blisko zakładu dla ociemniałych. Dalej duktem, na którym było dużo kamieni, aż dojechało się do wspomnianej wioski. Potem wjazd na zielony szlak, ale przy leśniczówce nawrót, bo pojechałoby nie tam gdzie się chciało. "Zielony" doprowadził mnie do Palmir i tam zmieniło się go na "czarny", który z kolei zastąpiony został jakąś drogę z dużą ilością piasku. W pewnym momencie skręt w dół, w lewo i wyjazd na asfalt. W puszczy było sporo wody w bagienkach.

Dalej jechało się szlakiem niebieskim, aż do Czeczotek. Po drodze, blisko puszczy, w jakiejś wsi (Augustówek?) kładli asfalt. Na razie jako ziemia i betonowe bloczki, rozdzielające od niego chodnik i jakieś doły, w których był bazowa, błotna masa o konsystencji niemalże budyniu. Z Czeczotek w lewo w stronę Kazunia. Przecięta została główna na Leszno. Dojazd do kościoła w Kazuniu-Bielany, o którego istnieniu nie było mi wiadomo. Obok niego cmentarz, a na murze krzyże. Trochę dalej przejazd koło jakiegoś starego zakładu rolnego, chyba zajmującego się hodowlą świń. Dalej w stronę jakiejś zabudowy, ale droga była chyba ślepa, więc wnet nawrót i już chwilę potem było się na DW 579. Niewiele mi zostało do NDM. Na wiadukcie nad 7mką był spowolniony ruch, co można było wykorzystać do szybszego przebicia się. Za niebieskim mostem ktoś darł się z samochodu, a przy wyjeździe z drogi od Jabłonnej jechali saperzy na sygnale. Korek ciągnął się, aż do ronda po stronie Modlina. Zjazd w dół, pakując rower do samochodu taty. Pół godziny późnej przyjechała mama i z nią się pojechało najpierw do Czerwińska, a potem do domu, po drodze odwiedzając jeszcze cmentarz.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 60.80 km (0.00 km teren), czas: 05:00 h, avg:12.16 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wielkanoc z Zielonki

Niedziela, 4 kwietnia 2010 | dodano: 02.03.2019Kategoria Samotnie, Wyprawki w regionie, Z Kasią, 2 Osoby, Warszawa

Słonecznie, prawie bezchmurnie. Wysoki stan wód, szczególnie podsiąkających. Dość ciepło. Wiatr z zachodu.

Pobudka koło 10. Nie wiem. Czas mnie nie obchodził. Tak wspaniale było się obudzić tej niedzieli, choć jeszcze lepiej byłoby nie wstawać. Po opuszczeniu noclegu, dało się zauważyć, że coś jest nie tak z rowerem. Gdy wynosiło się go z piwnicy (ledwo, ledwo – przypomniały mi się Bieszczady i moje w nich przygody z rowerem), widać było brak powietrza w tylnym kole. Świeża dętka zakładana była dwa dni wcześniej ehhh...

Trzeba było założyć tę, którą poprzedniego dnia załatał P., a na dopiero co wyjętą wycisnąć resztki kleju. W gotowości do drogi po jakiejś półgodzinie, udało się opuścić powoli Zielonkę. Powoli przejeżdżało się Bandurskiego przez Marki, leniwie mijając Radzymińską. Bolało mnie siedzenie i nogi. Dojazd w okolice cmentarza, lecz zamiast w lewo, dalej prosto, wpakowując się na gruntową drogę do boru. Dość niskie drzewka, może na dwa metry, ale jedno bardzo blisko drugiego. Mimo to, widać było przesmyki, którymi można było się przemieścić na jego drugą stronę do Kroczewskiej. Potem jazda asfaltem Zdziarskiej na Kobiałkę i z grubsza jechało się tą samą trasą, co dzień przed wyprawą do Kazimierza w 2007. Wtedy jednak był to kurs na Józefów przez Michałów, teraz zaś na Rembelszczyznę i Kąty Węgierskie. Po drodze widać było, że kabelek licznika się przetarł i kiszka z pomiaru.

Nie chciało mi się trzymać ściśle asfaltu i tak zostało odwiedzone zaplecze Woli Aleksandra, czyli ulicę Bagienną. Miejscami dużo pisku, miejscami fajnie. Gdzieś tam się przerwa leżąc na ziemi i zjadając resztki jedzenia. Potem podziwianie prawie bezchmurne niebo i znów powrót myślami do Bieszczad. Niebawem kolejny wyjazd na asfalt w środku wsi. Złapała mnie czkawka po jabłku, która przeszła dopiero, gdy zajechało się na Piaski. Była 13:30 podczas siedzenie na murku pod Księgowego blokiem i zastanawianiu się, kiedy postawili ten Kaufland na rogu.

Po odpoczynku przejazd Kolejową do Chotomowa, gdzie nastąpił skręt na Olszewnicę. Było coraz mniej zapału, którego tak ściśle powiedziawszy to i tak nie było wiele. No ale życie jak koła roweru toczy się dalej i czasem, jak w scentrowanym kole, zaskakuje nas czym nieco mniej jednostajnym. Gdy wjeżdżało się w pobliże NDM, przyszło mi na myśl, że skrócę sobie drogę i pojadę jakąś pierwsza lepszą drogą. Tak poznany został zalany wodą Okunin. Same domy nie były zalane, ale woda poprzez silny podsiąk rozlała się tak szeroko, że były nieliche problemy z przemieszczaniem się, a wracać mi się nie chciało. Podjechać udało się w pobliżu jakiegoś domku i już miał nastąpić nawrót, kiedy jakąś kobita z niego mówiła, że tam jest jakaś ścieżka. No to po podziękowaniu pojechało się dalej. Dla mnie, szczęściem czy też nie, ścieżka okazała się zalana na odcinku nieco ponad 100 metrów.

W ten sposób uatrakcyjnił się powrót. Raz trzeba było trzymać się kierownicy, raz drzewek, a raz były z nimi kłopoty, bo blokowały rower, raz betonowych słupków, a raz przytępionego drutu kolczastego. Po mojej prawej była woda na głębokość powyżej kostki, a po lewej prawie wcale nie było ziemi. Nogami albo trzeba było się opierać na rowerze (który próbował odjeżdżać, przewalać się i skręcał kierownicą) albo na kolczastym drucie, albo też na niektórych, przygiętych do poziomu wody drzewka. Trochę było z umordowania, ale w końcu przeszło się, choć do buta i tak się dostało trochę cieczy. Parę metrów dalej udało się dostrzec starszą parę, która tam jechała. W NDM jazda drogami najbliższymi wału. Przez chwile zastanawiało mnie, czy nie pojechać odwiedzić rotundy przy moście, ale po ilości ludzi widząc, już mi się nie chciało. Przemknięcie przez Modlin. Zastanawiało mnie też czy nie pojechać do jednego z fortów, ale tam też szli jacyś ludzie, więc przez pola kurs do Zakroczymia.

A tam przygoda. Chciało mi się pojechać ulicą Kościelną, bo tam jeszcze w życiu mnie nie było. Zjazd z asfaltu w polna drogą, aż rower zakopał się w piachu. Z daleka dostrzec można było grupkę ludzi wędrującą z południa. Nie przejmując się, nastąpiło zejście z roweru i już chciało mi się iść dalej, gdy nagle dało się dostrzec, iż jeden z tamtych idzie w moją stronę coś krzycząc. Jeszcze nie przychodziły mi do głowy myśli o ucieczce, ale coś mi mówiło, że dalej nie ma się co pchać. Piach i w ogóle. No to wracam spokojnie. Potem dosłyszeć się dało wyraźniejsze krzyki typu: "gdzie się pchasz", "gdzie cię tu niesie", wyrażone zdecydowanie mniej przyjaźnie i bardzo staropolsko. Trochę przyspieszenia. Widać, że pojawił się grunt. Po odwróceniu się, widać było, jak jeden przodownik biegnie i pozbywa się koszulki. Szybko na rower i fru... Zaraz pojawił się asfalt. Już mi było wesoło w duchu, że koleś musiał się zdziwić i zmęczyć. Za chwilę już było się na krajówce, zerknięcie w lewo i okazało się, że ten koczkodan biegł przez pole. Jak przypuszczałam w owym czasie, albo był narąbany, albo naćpany. Już po tej niemiłej przygodzie, około 18 było się w domu, wracając z grubsza tą trasą, którą się wyjechało dnia poprzedniego. Po drodze udało się jeszcze spotkać kolegę z gimnazjum, to też pogadaliśmy.

Na koniec tylko parę słów. Ja bym rozumiała, gdyby tamtym ludziom wjeżdżało się na prywatny teren. Sprawdzając na mapie – to normalna droga. Ja rozumiem, że on by może chciał mnie wypatroszyć... Ale czemu nie robił tego z zaskoczenia? Ba! Ja jeszcze mam dużo szczęścia, ale co zrobiłby ktoś z zagranicy, nie znający polskiego i niektórych obyczajów? Mi udało się zorientować dopiero po dłuższej chwili i dopiero dosłyszenie słów wiele mi pomogło w interpretacji zdarzenia - no ale gdyby taki Holender czy Szwed był na moim miejscu, nie wiedziałby o co mówili. Może by się zastanawiał czy nie wołają go o pomoc? A potem niespodzianka i potem rodzina szuka i wysyła informacje – „ostatni raz widziano w X”
Smutne to i wkurzające...

2010.02.01

Zakupy na Hali Banacha, a potem sporządzenie sowitego obiadu - mięso, kukurydza, brokuły, makaron...


Widok z akademika na Pola Mokotowskie ku NEE


Widok z akademika na Pola Mokotowskie ku SE

2010.02.04 Okęcie

Rozpoczęła się seria krótkich, kilkugodzinnych wycieczek pieszych z wykorzystaniem komunikacji miejskiej, w celu poznania różnych zakątków Warszawy. Tego dnia kurs na Okęcie, a w drodze powrotnej oglądanie okolic fortu Zbarż.


Wiązowa. Trwają prace budowlane nowej trasy. Widok ku E


Wiązowa. Trwają prace budowlane nowej trasy. Fort Zbarż. Widok ku W


Wiązowa. Trwają prace budowlane nowej trasy. Fort Zbarż. Widok ku W


Wiązowa. Trwają prace budowlane nowej trasy. Widok ku SSW


Okolice ronda Jana Szala. Widok z kładki przy przystanku Osiedle Wojskowe ku S


Żwirki i Wigury. Widok z kładki przy przystanku Osiedle Wojskowe ku NNW


Żwirki i Wigury. Widok z kładki przy przystanku Osiedle Wojskowe ku NEE

2010.02.05 Kazurka

Nazajutrz wycieczka na Kabaty i wejście na górkę Kazurkę w pobliżu Belgradzkiej i Stryjeńskich. Dnia następnego nastąpił powrót do domu na ferie, połączony z odwiedzinami u rodziny w Łomiankach.


Górka Kazurka. Widok ku N


Widok z Kazurki ku E. Nieco po lewej kościół pw. Ofiarowania Pańskiego. Po prawej Las Kabacki.

2010.02.12


Zima na Wychódźcu. Z Kasią trochę trochę się pospacerowało po śniegu. Widok ku SE

2010.02.21 Młociny

Kontynuacja wypraw. Tym razem pod nazwą "Operacja Hieroglif", bowiem tak zwała się jedna z unikalnych, poznanych uliczek. Nim się wróciło, wpierw spacerem na kolację do pobliskiego McD przy Papirusów.


Studenckie zabawy zimowe


Pola Mokotowskie. Nieco bardziej ciepły odcinek terenu. Widok ku W


Pola Mokotowskie. Nieco bardziej ciepły odcinek terenu. Widok ku E


Farysa. Pałac Brühla. Widok ku NNE


Tajemniczy "Hieroglif"


Budowa Mostu Północnego. Widok ku NEE


Wisła poniżej Mostu Północnego. Widok ku N


Wisła poniżej Mostu Północnego. Widok ku NNW


Wisła poniżej Mostu Północnego


Ścieżka wzdłuż ogrodzenia Pałacu Brühla. Widok ku SE


Ścieżka wzdłuż ogrodzenia Pałacu Brühla. Widok ku NW

2010.02.27 Kawęczyn

Tydzień później - wyprawa na Kawęczyn (dzień wcześniej Księgowy odwiedził mnie w akademiku, gdzie dostał coś do przekąszenia). Kurs do Ząbek w okolice Elektrociepłowni, wejście na hałdę, a następnie, już po ciemku, przedzieranie się przez las do Zielonki Bankowej, unikając nieprzyjaznego terenu.


Ząbki. Potulickiego przy Łodygowej. Budowa kościoła, trwająca od początku XXI w.


Chełmżyńska. W centrum komin Ciepłowni Kawęczyn. Widok ku SEE


EC Kawęczyn


Kasia na hałdach koło Ciepłowni Kawęczyn

2010.02.28


Czarny śnieg na pętli tramwajowej koło Banacha. Widok ku NNE

2010.03.06

Tym razem wycieczka po Śródmieściu. Wpierw chyba na Wydział, jadąc od Zielonki, a potem pieszo do Jerozolimskich. Skręt w Poznańską, Koszykową, koło Politechniki, Filtrową, Ładysława z Gielniowa, a potem po prostu - przejście dla pieszych na Żwirki i Wigury i akademik.


Most Śląsko-Dąbrowski. Widok na centrum ku SSE


Most Śląsko-Dąbrowski. Graffiti pod Wybrzeżem Gdańskim. Widok ku SSW


Dziedziniec między Nowogrodzką, Kruczą i Jerozolimskimi


Dziedziniec między Nowogrodzką, Kruczą i Jerozolimskimi


Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej. Widok ku SSE


Hala Koszyki w okresie rozbiórki, a przed odbudową. Widok ku S

2010.03.08

Tego dnia niewiele. Autobusem na Gocław i takiż sam powrót. Po powrocie obiad w akademiku.


OSiR Wodnik na Osiedlu Orlik. Widok ku NNW


Osiedle Orlik. Widok ku NE

2010.03.15

W nocy, po północy nastąpił nagły atak zimy. Mnóstwo śniegu. Rankiem po okolicy. 18-tego z Kasią na Mieście. 19-tego spotkało się w busie koleżankę z jej kolegą.


Klub Proxima przy akademikach. Raptem 1 czy 2 mi się zdarzyło tam być na koncercie. Widok ku NW


Campus Ochota. Baraki, w których chyba odbywała się część zajęć z wf. Widok ku W


Akademiki widziane z ŻiW ku NNW

2010.03.21

Tego dnia pieszy spacer z Zielonki do Warszawy wzdłuż torów. Start około 14. Około 15:40 atak silnego deszczu.

Tory w Zielonce w pobliżu Inżynierskiej. Widok ku SSW

2010.03.31

Wspólny spacer na Dynasy

Schody między Bartoszewicza i Dynasy. Widok ku NNE
Rower:Zielony Dane wycieczki: 72.00 km (0.00 km teren), czas: 05:00 h, avg:14.40 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wielkanoc do Zielonki

Sobota, 3 kwietnia 2010 | dodano: 20.03.2019Kategoria 5-10 Osób, LSTR, Samotnie, Wyprawki w regionie, Pół nocne, Z Kasią, Z Księgowym

Poranek pochmurny. Stratus. Koło południa się rozjaśnia i na niebie cumulusy średniej wielkości, dość gęsto rozmieszczone. Po południu nieco większe zachmurzenie. Wieczorem piękny zachód słońca z drobnymi Altocumulusami i Cirrostratusami. Wiatr z zachodu. Chłodnawo, później odrobinę cieplej.

Obudził mnie rankiem komórkowy budzi, po czym nastąpił proces zwlekania się z łóżka, włączony został komputer i rozpoczęło szukanie jedzenia. Zapakowany został na wyjazd sprzęt (naprawczy, ciuchy i jedzenie: szarlotka, 3 jabłka, 3 litry wody, dwie czekolady i 8 kanapek-tostów). Przejrzenie co na forum, ostatnie rozmowy na gadu oraz prognoza pogody. Cel podstawowy: Zielonka

Start lekko po 10. Za oknem szaro i chłodno, ale w porządku. Po kilkunastu minutach jazdy już mnie zgrzało. Początek podróży zaczynał się od podjazdu nieco wilgotnego, ale bez problemów. Po nim krótka rozgrzewka, żeby móc jechać normalnie. Po 3-4 kilometrach wychylam się na DK 62. Przechodziła ostatnio gruntowny remont na tym odcinku - zrobiono zatoczki dla autobusów, w moich okolicach zrównano (zdarto) asfalt, a od Emolinka i Goławina (czyli granicy powiatów) asfalt położono dobry. Po godzinie jazdy, gdy zostało za mną ostatnie obniżenie przed Zakroczymiem, wykonane zostało kilka telefonów. Zjedzona została kanapka, po czym rozpoczął się kurs w stronę lasu, którym skróciło się nieco drogę, zaraz potem przenikając przez Duchowiznę tuż przed Zakroczymiem.

Padła decyzja, że pojadę wiaduktem. Z jego kulminacji tym razem nie było widać Warszawy – za dużo chmur wisiało na niebie. Most na Narwi w Nowym Dworze przejechany z kwadransem opóźnienia. Ro., któremu zrobiło się zimno, stwierdził, że ruszy zanim się spotkamy. Śmignięcie przez miasto, a wylotówka przypomniała mi podróż przez Łotwę i tamtejsze drogi (czy raczej dziury) w miastach. Dalsza trasa nie przyniosła wielu atrakcji. Raz czy dwa postój by coś przekąsić (śniadanie nie zostało zjedzone w domu), z nudów trochę podśpiewywując. Gdzieś minął mnie jakiś typek na kolarce.

Ostatecznie dojechało się do rondek pod Skrzeszewem. Czuć było, że zaraz spotkam resztę kompanii. Tak też się stało: Byli to Ro. (z którym się umawialiśmy w NDM, ale nie wyszło, bo za długo przyszło mi się turlać), Księgowy (który organizował ustawkę), G. (która była niespodzianką), P. (który nie został przez mnie poznany) i nie było Ko. (który się zapowiadał). Ro. kończył trening i wracał do domu. Razem z resztą pojechaliśmy przez wsie do Topoliny, leżącej blisko Narwi, gdzie wskoczyliśmy na wał i skierowaliśmy się do Dębe. Potem przejazd na drugą stronę (chwilę czekaliśmy przez pieszego na wąskiej ścieżce) i w dół, po świeżo zalanych brzegach. Następnie wspięliśmy się rowerami po podjeździe z betonowych, bardzo zniszczonych płyt, w górnej części przechodzących w kamienie. Potem potoczyliśmy się trasą na Nasielsk. W lesie okazało się, że mam kapcia, a po szybkiej reanimacji i pokonaniu niewielkiego wzniesienia, skręciliśmy na Nunę i dalsze Krogule, Studzianki (przerwa na lody i jabłko) oraz Miękoszyn. Tak dotarliśmy do Zaborza i ponad godzinę siedzieliśmy u Ag., jedząc co nieco i popijając herbatę.

Zespół powiększony o Ag. udał się nad Wkrę, gdzie P. z G. robili konkurs podjazdów. Kolejny punktem zabawy był "Nie Wpadnij" (na kretowisko), a następnie udaliśmy się do "Spa przy Skarpie", gdzie koła i hamulce odczuły drugą, trzecia i czwartą młodość. Relaks wzdłuż przeoranego pola, a potem Ag. zaproponowała ciekawy podjazd, który niestety miał za dużo błota, by móc go pokonać (jechało mi się nim kiedyś, jeszcze w liceum).

Dalej, na wysoczyźnie, Księgowy. i G. wyzywali się na pojedynek, poprzez rzucanie w siebie rękawiczkami. Wnet znów zjechaliśmy w dół. Księgowy na stanowisku fotoreportera, już gotów do ujęć, świetnych niczym z National Geographic, czego efekty widać w galerii. Gdy wszyscy znaleźli się już na dole, wnet przed nami zajaśniał Goławicki Most, przez który przejechaliśmy z prędkością około 53km/h. Potem dłuuuga jazda trasą tuż obok Wkry. Zatrzymaliśmy się koło sklepik, gdzie przebywali tubylcy z magicznymi napojami dalekiego zasięgu. Zaraz potem zjechaliśmy w dół gdzie:
- stał mostek
- kiedyś tam były praktyki
- Ag. wracała do siebie
- krótko zastanawialiśmy się którędy teraz jechać

Przejechaliśmy na drugi brzeg, podjazd i trasa do Pomiechówka. Tam początkowy zamiar skrętu na NDM, zamienia się w jazdę do Serocka po DK 62 (jako że święta to i ruch mniejszy choć kilka TIRów było). Mimo przewyższeń, do Dębego jechaliśmy dość równo (moja osoba zostawała z tyłu na podjazdach) i średnią powyżej 20 km/h. W Dębem się rozdzieliliśmy. A. z G. na dół, a ja z P. w lewo przez Jachrankę. Na tym odcinku wciąż utrzymywaliśmy dość dobre tempo. Stopniowo opadam z sił i żegnam dzień, kończący się pięknym zachodem, który nie bardzo było można oglądać, mając go za plecami. Dotarliśmy do trasy Augustowskiej i P. pojechał w lewo do Serocka, a mnie po kilkunastu machnięciach korbą poniosło drogą w dół, aż nad Zalew. Tam zniknęła czekolada na raz.

Rondo w Zegrzu. Droga do Nieporętu, gdzie jeszcze było jasno. Gdy dojeżdżało się do pierwszego lasu, powoli zapadał zmrok. Na wysokości Sierakowa było już wystarczająco ciemno, ale ruch wciąż mały. Jechało się coraz wolniej i z radością można było powitać wiadukt nad Radzymińską. Niestety, dalsza droga nie była tak krótka, jak mi się wydawało. Przez kolejny las jechało mi się długo i strasznie ciężko. Jak się rankiem okazało, powodem moich trudów był kolec, który wbił się w Dębe i powoli spuszczał mi powietrze. Do Zielonki, porządnie dało mi się zmęczyć, docierając o 20:22. Wkrótce potem czekała mnie skromna uczta.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 133.30 km (0.00 km teren), czas: 07:30 h, avg:17.77 km/h, prędkość maks: 53.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Praktyki w Truskawiu

Sobota, 10 października 2009 | dodano: 24.06.2016Kategoria Samotnie, Wyprawki w regionie

Nastał dzień terenowych praktyk w Truskawiu. Dojazd tam był żwawy, szybki, aby wyrobić się na czas. Był słoneczny poranek i cały dzień pozostał tak przyjemny. Trasa Prymasa, Górczewska, Skargi, Dobrzańskiego. W Lipkowie zagadnął mnie jakiś typek. Chwilę coś tam pogadał, a umknęło się mu, sugerując, że się spieszę. Nie jechało się Fedorowicza, lecz kontynuowało na wprost. Zrobiło się pętelkę po pętli autobusowej pod koniec Truskawia i dołączyło do już przybyłych i przybywających. Z roweru zeszło się przy barierce przed wejściem do Puszczy. Praktyki potrwały około godzinę, może dłużej. Poszliśmy Truskawską Drogą jakiś kilometr w las. Potem zboczyliśmy w lewo, zakreśliliśmy pół kilometrowe U, z którego wystawało jeszcze 300 metrów nitki na SW. Cały spacer to 3,2km.

Truskaw opuszczony został Borzęcińską. Dobry szuter na południe. Za lasem przejazd w lewo, przez Stanisławów do jego końca. ~150m od ostatniego domu skręt na południe, by wnet wyjechać na Trakt Królewski (przed samym końcem skręt w lewo, więc nie wyjechało się na wprost). Przejazd lasem przez Koczargi Stare, całą ulicę Górki i dalej wzdłuż kanałku na Sportową. W Zielonce przerwa w sklepie, drobne zakupy i dalej w drogę. Z Babic wyjazd Lwowską. Dojazd do budowanej trasy S8. Wjechało się na już położony asfalt, którym przejechało się z 2 km. Można i więcej, bo takie okazje rzadko się zdarzają, ale nie było na to tyle sił. Odzywało się zmęczenie ciała, jakie złapało mnie po ostatnim przekroczeniu 300 km. Nawrotka pod wiaduktem DK 92. Przejechało się 0,5km po czym zjazd na południe do Połczyńskiej.

Ulicą Mory do ulicy Łęgi. Obie były ulicami tylko z nazwy. Przejazd dróżką/ścieżką/szlakiem terenowym wzdłuż torów. Było widać, że ktoś czasem tamtędy przeszedł, lecz nie na każdym odcinku. Epizod skończył się wyjazdem na ul. Rotundy, a potem koło stawu do Dźwigowej. Po drugiej stronie torów skręt w Parowcową. Przejechana została cała, uprzednio wykreślając T ulicami na północ od niej. Między nią i Trzcinową była nieznaczna, skryta dróżka, która przeprowadziła mnie do Gniewkowskiej (z przejściem przez tory i nieużytek pomiędzy nimi). Dalej była ul. Potrzebna. Na jej krańcu rondo i dróżka/ścieżka koło ogródków działkowych oraz jakiegoś lasku, no i torów. Dojazd do Mszczonowskiej i dalej przez tory w pobliże Decathlonu.

Przez krajówkę przejechało się ścieżkami. Po drugiej stronie w Mierzejewskiego. Dalej cała Filipinki i Kurhan (bez Kukiełki). Południowa Opaczewska, skręt w Orzeszkowej, w prawo za pierwszym blokiem, Mątwicką w lewo, potem nawrót, przejazd Dunajecką i dalej do akademika. Dojechało się z trudem - bo kolana. Zdjęcia zrobone komórką, ale w niedługim czasie, nim udało się je skopiować, ta postanowiła się zbuntować i przeprowadzić losowe usuwanie zawartości albumu.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 60.00 km (20.00 km teren), czas: 05:00 h, avg:12.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Północno-zachodnie Mazowsze

Niedziela, 20 września 2009 | dodano: 24.09.2009Kategoria >300, Samotnie, Wyprawki w regionie, Nocne, Gminy, 2009 Mazowsze NW

Od paru dni mnie nosiło, więc przyszła pora zebrać się w sobie i ruszyć, gdy tylko znalazło się czas. Przygotowało się kolacje, która zjedzona została wymieniając ostatnie słowa na gg. Było około godziny 20:30. Głęboka, praktycznie bezksiężycowa noc. Cel – odwiedzić Żuromin i Przasnysz – ostatnie dwa powiaty, których nie udało mi się jeszcze odwiedzić w tej części województwa.

Wpierw do Czerwińska wzdłuż Wisły. Raczej nie robiłoby się tego nocą, gdyby nie była mi znana jej jakości i przebieg. Udało mi się wpaść tylko w jedna dziurę i ominąć większość piachów. Z Czerwińska TIRowy odcinek do Wyszogrodu, a potem droga na Płock. Z DK 62 skręt do Bodzanowa przez Brody Wielkie, gdyż chciało mi się jechać do Żuromina krótszą trasą, ale nadal dla mnie nową, zamiast dotychczas używanej przez Ciućkowo. Za Krawieczynem skręt w prawo. Nieznajomość terenu w nocy sprawiła, że ostatecznie wylądowało się w Płocku, docierając tam przez Miszewko i Słupno. Wcześniej, w okresie "zagubienia", na jakiejś polnej drodze zachciało mi się chwile odpocząć. Nadszedł wtedy czas, by się rozłożyć obserwując gwiazdy. Gdy dojeżdżało się do miasta, niebo roziskrzyło się fajerwerkami, co mnie zupełnie zaskoczyło. Chwilę potem trzeba było się cofnąć, bo wjechało się w ślepą drogę (do silosów). Przez Płock tylko się przemknął, nie zjeżdżając z głównej trasy. Tuż przed wyjazdem okrzyki: „Dajesz, dajesz! UuUuU! Finisz, finisz!!”

Za Mańkowem, jadący z naprzeciwka samochód zaczął wyprzedzać inny w pobliżu mnie. Skutkiem tego, że jak zwykle udawało mi się trzymać blisko krawędzi jezdni, udało mi się ujrzeć tego kogoś w dobrym momencie, uderzył mnie tylko lusterkiem w ramię. Dla mnie szczęśliwie, bo nawet nie czuło się bólu, ale trzeba było się zatrzymać, by trochę ochłonąć. Parę minut potem wydało mi się, że widać coś na lewym pasie. Nawrót, bo nic nie jechało. Poświecenie lampką, a tam w jednej chwili ktoś się zerwał na (chyba) równe nogi i rzucił krótkie „Odpoczywam!”. Po tych krótkich słowach ruszył w kierunku Płocka, a ja w swoją stronę, choć wydawało mi się, że typek był co najmniej lekko narąbany.

W Sikorzu przerwa. Trzeba było otworzyć sakwę szukając czegoś, a moim oczom ukazał się straszny widok – jedna z zabranych butelek była niedokręcona i połowa jej zawartości się wylała. Fartem, znajdowała się na dole, a tuż nad nią leżała mała, nieprzemakalna sakiewka. Dzięki temu nie zamokła mi mapa. Chwilę po tej przerwie skręt na północ. Później, gdy chciało mi się zatrzymać gdzieś między wioskami okazało się, że nie było pobocza. Tylko rów. Gdy opuszczało się prawą nogę na ziemię, zaczęło mnie znosić w dół. Znów fartownie - udało się nie przewrócić. W połowie drogi do Sierpca, w Mochowie, jacyś raczej starsi ludzie z samochodu zaczepili mnie po chwili wahania, szukając remizy, ale nie było mi znane jej położenie

Gdy z nieba znikały już gwiazdy, a horyzont zabarwił się brudnoszarymi kolorami dyspersji światła, dojechało się do Sierpca. Małe miasteczko wydało mi się bardzo podobne do Płońska. Ujechało się stamtąd jeszcze kawałek, widząc unoszącą się nad wilgotnymi obszarami mgłę. Wkrótce wyjrzało słońce. Atmosfera tamtych chwil była niemalże magiczna. Nadal przenikał mnie chłód. Całą noc chroniła mnie wydziałówka, nieźle izolująca od zimna, lecz o poranku ten przenikał miejscami i przez nią.


05:02. Sierpc


05:27. Sierpc


05:59. Na SW od Rościszewa.


06:19. Na SW od Rościszewa.


06:23. Na SW od Rościszewa.

Gdy dojeżdżało się do Żuromina, słońce było już dość wysoko, jednak powietrze nadal chłodne. Mimo to zjechało się z drogi, by położyć się na parę minut w polu, wcinając czokokulki. Rozglądając się po okolicy, widać było, że już zbliża się jesień. Okolice te, tak jaki i wcześniejsze, były niezmiernie płaskie. Rzadko widać było teren, który wznosił się na więcej, niż parę metrów. Rzecz jasna, poza większymi dolinami rzek w pobliżu Wisły i mniejszymi w głębi lądu. Zdziwiło mnie więc, gdy zbliżając się do Mławy, natknęło się na krajobraz pagórkowaty i trzeba było się nieźle namęczyć. Dało się radę i wjechało do Mławy. Powitała mnie reklama kauflandu. Gdy się ją zobaczyło, to dało się odczuć, jak duży drąży mnie głód po dotychczas pokonanym dystansie. Szybkie zakupy i momentalnie opróżniony został jogurt przed sklepem. Przechodząca sprzątaczka tylko rzuciła krótkim tekstem, żeby potem do kosza wyrzucić. Czemu tak się zachowała? Kto ją tam wie. Miasto przejechane zostałom Sienkiewicza, Wyspiańskiego, a od rynku już główną.


08:20. Podczas porannej przerwy pod drzewem po E stronie DW 541, chyba we Franciszkowie


09:26. Zielona. Kościół pw. św. Marcina.


09:32. DW 563 na wschód od Zielonej. Widok na północ


09:32. DW 563 na wschód od Zielonej. Widok ku NE


09:36. DW 563 na wschód od Zielonej. Widok ku NE


10:32. DW 563 na wschód od Kuczborka Osady, na zachód od Lipowca Kościelnego. "W tym lesie dnia 8‣IX‣1944 r zginął w nierównej walce z okupantem hitlerowskim Por. Stanisław Maliszewski ps. "Karzeł" ur. 20 IV 1920 r. w Mławie radiotelegrafista komendy B. Ch. na podokręg "Wkra" Swemu żołnierzowi w dniu święta ludowego 5‣VI‣1960 r. chłopi pow. mławskiego"


10:39. DW 563 na zachód od Lipowca Kościelnego. Widok ku E


10:39. DW 563 na zachód od Lipowca Kościelnego. Widok ku E


10:46. DW563. Lipowiec Kościelny. Widok ku E


11:04. DW 563 na wschód od Turzy Małej. W tle las przed Mławą. Widok ku E


11:25. DW 563. Mława. Wjazd od Turzy Małej. Widok ku E


12:12. Mława. Stary Rynek. Po lewej kościół pw. Świętej Trójcy. Po prawej ratusz. Widok ku NE ze Spichrzowej


12:11. Mława. Stary Rynek. Ratusz. Widok ku N


12:13. Mława. Stary Rynek

Etap za Mławą zapamiętany słabo. Umysłowa obecność istniała tam tylko w połowie. Sprawiło to, że podczas jeszcze jednej przerwy, aby tylko poleżeć, ucięło mi się około półgodzinną, lekką drzemkę. Straciło się przez to czas, bo szacowało się, że do Przasnysza dotrę wcześniej niż na godzinę 16, która miał być nieprzekraczalną granicą czasową. Przyjechało się na 3 minuty przed tak postawionym limitem. Zaczęła się mordęga do Ciechanowa. Wiatr południowy. Silny, był najbardziej niekorzystny tego dnia, a słońce mocno przygrzewało. W pewnej chwili, na pustej drodze, wyprzedził mnie samochód. O włos, jakby zrobił to specjalnie. W Ciechanowie spędziło się tylko chwilę, w której to trzeba było szukać właściwej drogi. Chciało mi się pojechać przez wsie, zamiast tłuc się dalej główną. Z DK 60 skręt w wąską dróżkę naprzeciwko ulicy Kolbego. Na rozwidleniu w prawo. Tam wkurzył mnie mały pies, który tak bardzo ujadał, że już chciało mi się z nim walczyć. Dróżka dotarła do gospodarstw, więc na rozwidleniu nawrót, wyjeżdżając na Tysiąclecia, a potem w Niechodzką.


14:52. Grudusk. Kościół pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła przy południowym skrzyżowaniu dróg wojewódzkich. Widok ku SSE


15:27. Lokomotywa (typ Heeresfeldbahn) w Czernicach-Borowych


15:58. Przasmysz.

Dalsza droga na Młock, podczas której stopniowo zachodziło słońce, a w lampce gasła siła światła. Trzeba było znów przyodziać wydziałówkę i rękawiczki. Za Młockiem kolejne wsie i nocny mrok, a ja bez światła. Tylko tylna sobie mrugała. Z Woli Młockiej przez Malużyn na Smardzewo, jednak zanim mi się to udało, trzeba było dotrzeć do wsi Kępa. Jako że było ciemno i teren nieznany, skręciło się w drogę wcześniej. Doprowadziła mnie do jakiejś niby wioski (Konradowo). Tam mgła, ujadanie wielkiego psa i droga prawie polna. Trochę wyeksplorowało się teren, gnając ciekawością, po czym się zawróciło. Dalej jazda przez spory kawałek czasu lasem, nim nagle dosłyszało się dziwny dźwięk. Momentalne zatrzymanie się, bo wydawało mi się, że wpadnę na kogoś lub na coś. Jak mi się wydaję było to pies, ale nie było go widać, a odgłos przypominał nieco klekot starego wozu. W Cieciórkach wyjazd na DK 7, której fragmentem jechało się ostrożnie i szybko (bo brak światła).

No i przywitało się Płońsk. On się jednak nie chciał witać ze mną. Gdy wracając ze Szwecji, chciało mi się wjechać do Płońska drogą północną, okazało się, że zablokowali ją szlabanem i siłą rozpędu przejechało się dalej krajówką. Tym razem udało się zatrzymać przed nim i obejść blokadę z prawej, w korycie płaskiego kanałku. Tuż za nim wsiadło się ponownie na rower. Turlało się siłą bezwładności, bo droga opadała. Wtem czuć było, że wjeżdżam na przeszkodę. W jednej chwili przyszło mi na myśl, że pewnie jakaś wysepka i zaraz się przewalę do przodu. Ale nie... Podjechało się do góry i lekko się sturlało do tyłu, jakby cofało się na wstecznym. Po zdarzeniu trzeba było się podeprzeć stopami na... piachu. Okazało się, że nie dość, że mi drogę wjazdową zagrodzili, to wysypali sporą górkę piasku.


21:29. Góra piachu na wjeździe z DK 7 do Płońska od północy

Ominęło się drugą przeszkodę i po raz kolejny, prawie po miesiącu, podziwiało się Płońsk nocą. Przejazd Poprzeczną, Wojska Polskiego, Kościuszki, po czym kurs na Krysk, znaną mi od dawna trasą o małym natężeniu ruchu. Do domu dojechało się dokładnie o północy wg mojego zegara. Po drodze były nieistotne przygody w sumie z czterema psami:
- Pierwszy mały, który poszedł na tyle blisko, że udało mi się go lekko odsunąć.
- Drugi, coś w rodzaju kundla owczarka niemieckiego. Wyszedł do mnie, nawet nie wydając odgłosu i szedł chwilę, zbliżył się do koła i zawarczał. Przestał, a po chwili zrobił to ponownie. Przeszedł jeszcze kawałek i został w miejscu. Zdarzyło się to podczas bardzo wolnej jazdy po kocich łbach w Przybojewie.
- Niebawem pojawił się kolejny pies, który gonił mnie długo, był spory, a rower miał przyspieszenie na zjeździe.
- Ostatni pojawił się niedaleko domu, ale to była taka mała idiota.

Cały wyjazd obfitowała w niecodzienne zdarzenia, jak na moje poprzednie wyprawy. Od okolic Bodzanowa bolały mnie kolana. Przed Sierpcem, w rozpaczy zastanawiało mnie, czy nie wsiąść w szynobus, ale ból zelżał na tyle, że można było kontynuować podróż. Ponadto rower stał praktycznie nietknięty od czasu powrotu. Tylko w nim łańcuch się naoliwiło. Koło bez trzech szprych dało radę przejechać kolejny raz. Tym razem było mi niezmiernie ciężko nim kierować. Nieprzyjemny był wiatr. Na początku go nie było czuć, a potem tylko utrudniał jazdę. Gdy zgasła lampka, jechało mi się bardzo fajnie i ciekawie. Tylko gdy przejeżdżał samochód trzeba było zatrzymać się na poboczu, ale na szczęście nie było ich wtedy tak dużo.

Czas jazdy 21:32 h
Czas podróży 27:30 h
Prawie dwie pełne noce jazdy

Tym oto wyjazdem skończył się etap szalonych podróży i tymczasowo odłożony został rower na bok.

Zaliczone gminy

- Mochowo
- Sierpc (W+M)
- Lutocin
- Bieżuń
- Żuromin
- Kluczbork-Osada
- Lipowiec Kościelny
- Grudusk
- Czernice Borowe
- Przasnysz (W+M)
- Opinogóra Górna
Rower:Zielony Dane wycieczki: 328.92 km (15.00 km teren), czas: 21:32 h, avg:15.27 km/h, prędkość maks: 47.88 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku I - Przygotowania do wyprawy

Wtorek, 14 lipca 2009 | dodano: 03.04.2015Kategoria 2 Osoby, 2009 Skandynawia, LSTR, Pół nocne, Samotnie, Wyprawki w regionie, Z Księgowym, Warszawa, Z rodziną

Przygotowania przed wyprawą trwały kilka dni, przy czym dopiero ostatniego z wykorzystaniem roweru.

3-5 Lipca
Piątek- Niedziela


Zakończyły się praktyki w Olecku i nastąpił powrót do domu. Przez te trzy dni nie pamiętam niczego konkretnego oprócz odpoczywania. Przez internet trwały konsultacje z P. co do wybory ramy. Mój wybór padł na ramę Accent Shannon w kolorze czarno-zielonym. Został zamówiony, a następnego dnia rano rodzice podwieźli mnie na drugą część praktyk – w Murzynowie.

11 i 12 Lipca
Sobota, Niedziela


Nie powiem żeby te dni przyniosły coś przebojowego. Rozpoczęły się „ostatnie przygotowania”, których i tak główna część została wykonana nazajutrz. Zapakowane zostały:

Przed wyprawą ~1350 zł
W Podróży ~1350 zł
Tak więc całość wyniosła ok. 2700 zł, przy czym realny koszt samego wyjazdu to nieco ponad 1500zł

13 lipca
Poniedziałek


Obudzono mnie wcześnie rano. Zjedzone zostało śniadanie (chyba jajecznica) i zabrane do auta ostatnie rzeczy. Tata odwiózł mnie do Nowego Dworu, pod serwis rowerowy w dużym budynku przy targu. W tamtym miejscu, po krótkiej rozmowie z serwisantami, założyli mi nowy suport, a dodatkowo zakupione zostały stery. Stare nie nadawały się już do nowego roweru. Co do samej rozmowy, nie byli zbyt przyjaźnie nastawieni nagłym zdarzeniem. W końcu sezon i mieli dużo roboty, ale mimo to się zgodzili. Nieco lepszy mieli humor, gdy okazało się, że to nowa rama i nie muszą się urabiać po łokcie z moją maszyną.

Podziękowawszy, na blacie metalowego „stołu” na targowisku zostały rozłożone moje podręczne narzędzia i nowe stery. Rozkręcone zostało to, co było trzeba, a więc: poodkręcane zostały koła, przerzutka, wyjęty został widelec, a także, omijając zaplątujące się linki, wyjęte w końcu zostały stare i założone nowe stery. Były przy tym pewne problemy z dopasowywaniem ich elementów w odpowiedniej kolejności. Przykręciło się to, co było można z powrotem i rower wreszcie nadawał się do jazdy. Lecz nie do podróży... Nie było możliwości wyregulowywania całego osprzętu. Poza tym łańcuch spięty został nadwyrężoną już spinką, której jakość była fatalna. Wiadomym już było, że niewiele ujadę nim mi pęknie.

W czasie mojej pracy z nieba lał się żar, a po placu opustoszałego targowiska, jeden z serwisantów jeździł skuterem. Czy to o testował, czy też się bawił nie obchodziło mnie. Przeszkadzało się skupić na składaniu roweru. Po kilku godzinach spędzonych w tamtym miejscu, wreszcie można było ruszyć na prawie-ostatecznie-gotowej maszynie. Powróciło się do Modlina, skąd zabrane zostały z samochodu, do tej pory zbędne, sakwy wypełnione bagażem. Następnie ruszyło się do mostu i przejechało na drugą stronę. Ostrożnie jechało się przez miasto, a nieco spokojniej już za nim, na trasie do Wieliszewa. Dało się znać Księgowemu o tym, że się zbliżam.


14:59. Remont mostu kolejowego w Nowym Dworze Mazowieckim. Widok ku SSW

Mój nie-do-końca sprawny rower z dużym oporem toczył się do Legionowa. Skręt na Olszewnicę, wjeżdżając od ulicy Kolejowej. Tam rozmowa z Księgowym przez telefon i wkrótce potem spotkaliśmy się pod jego blokiem. Zanieśliśmy bagaże do mieszkania i pojechaliśmy do pobliskiego sklepu rowerowego po linki oraz inne drobiazgi. Po powrocie zjedliśmy mięsny obiad i udaliśmy się do piwnicy, gdzie Księgowy zajął się szczegółami remontu roweru tzn. regulacją przerzutki, hamulców, wymiana linek i naoliwienie tego, co naoliwienia wymagało. W każdym razie zajęło to wszystko dużo czasu.

Zaraz po skończeniu niezbędnych poprawek, poszliśmy na górę by podzielić bagaże, które znajdowały się u Księgowego. Do mojej sakwy na bagażnik dodatkowo trafił śpiwór Księgowego i stelaż jego namiotu. Reszta owinięta w karimatę trafiła później na drugi bagażnik. Wszystko załadowaliśmy do samochodu ojca Księgowego. Chwilę potem wraz z rowerami zapakowaliśmy się do autobusu i korzystając z dwóch biletów 20 minutowych na głowę, dotarliśmy w okolice Placu Zamkowego z jedną przesiadką na Konwaliowej. Przesiadłszy się na rowery, skierowaliśmy się do metra Świętokrzyska. Tam krótkie (chyba pierwsze) spotkanie z kuzynką Kasusa, którym wtedy pożyczone zostały dwie sakwy (zwrócone jakoś niebawem w kolejnym semestrze). Obie (w tym samym czasie co i my) również udawały się do Szwecji, ale podróżowały inną trasą i krócej (z ich opowieści pamiętam, że trafił im się przynajmniej jeden nocleg pod dachem).

Z dostarczeniem było trochę problemów, gdyż z powodu napraw roweru "trochę" przyszło się spóźnić, tym samym niecierpliwiąc ową kuzynkę. Po opuszczeniu podziemi metra ruszyliśmy przez most Świętokrzyski na Dworzec Wschodni, gdzie po krótkich poszukiwaniach zakupiony został bilet do stacji Szczecin Główny (przez Kutno, Poznań, Krzyż Wielkopolski) o 22:23. Sprawdziliśmy jeszcze godzinę odjazdu i pojechaliśmy przez most Poniatowskiego, Alejami Jerozolimskimi do Dworca Centralnego. W Złotych Tarasach zaopatrzyliśmy się w tymbarka. Przyszło mi pójść po niego na dół, by stać w długiej kolejce, ale niewątpliwie przydał się – nie wiem czy butelka po nim nie wróciła wraz ze mną.

Przed Złotymi, na placu w dole, trwał mały koncercik. Trochę posłuchaliśmy skracając czas potrzebny do odjazdu. Dotarliśmy do Świętokrzyskiej i Krakowskim ruszyliśmy na Plac Zamkowy. Kilka minut później, którąś trasą do Świętokrzyskiego mostu i znów wjechaliśmy na Dworzec Wschodni, gdzie czekał już tata Księgowego. Z nieba zaczął padać drobny deszcz. Doczepiliśmy sakwy na rowery i wraz z ojcem Księgowego, weszliśmy do wnętrza Dworca Wschodniego. Po uzyskaniu dalszych informacji o pociągach, wspięliśmy się na peron. Oczywiście PKP nas nie zawiodło. Nawet jeślibyśmy się spóźnili, to i tak nie pozwoliliby na to, aby dwójka rowerzystów do niego nie wsiadła - pociąg spóźnił się tradycyjnie.

Chwilę trwało nim wnieśliśmy sakwy i rowery do wnętrza. Ustawiliśmy rowery w ostatnim wagonie przy drzwiach, Księgowy związał je zipami. Ojciec Księgowego pożegnał nas uściskiem dłoni i ruszyliśmy. W czasie przejazdu przez Warszawę ustawialiśmy sakwy w przedziale, który na szczęście był pusty przed naszym przybyciem. Na Zachodnim do wagonu wtoczyła się jeszcze jakaś rowerowa para, tak więc rowery przestawiliśmy do naszego przedziału, uprzednio rozwalając zipy. Później dołączano dodatkowe wagony.

Tamta dwójka usiadła w wagonie obok. My tymczasem rozpanoszyliśmy się w naszym przedziale. Sakwy na górę, rowery między nas. Na chwile zachciało mi się rozłożyć, opierając nogi o siedzenie naprzeciwko. Chwile potem usłyszeliśmy urocze „dobry wieczór” i dwóch facetów w zielonych kamizelkach. Rozpoczęła się krótka pogawędka. Nie wiadomo mi było o co chodzi, ani do kogo mowa, dopóki nie powiedział, iż nie wolno trzymać nóg w butach na siedzeniu. Długo trwało szukanie dowodu osobistego po wszystkich sakwach, bo nie było zamiaru używać go w podróży. Wypisali mi mandat na 20zł i ostrzegli, że mogli wystawić nawet na 40zł, więc łagodnie mnie potraktowali. Dodali także, że jakby trzymało się nogi bez butów, to nie byłoby wykroczenia. Cóż było zrobić - mandat przyjęty. Nie zmartwiło, a raczej rozbawiło mnie to zajście. Gdy się uspokoiło, sakwy powędrowały z powrotem na górę. Trochę się poczytało, po czym mi się przysnęło. Początkowo mieliśmy spać na zmiany, żeby nas ktoś nie okradł, ale posnęliśmy naraz. Z drugiej strony, rowery blokowały przejście, a bez powodowania hałasu raczej nikt by ich nie ruszył.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 46.00 km (0.00 km teren), czas: 03:00 h, avg:15.33 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Praktyki w Murzynowie III -Pochmurnie

Środa, 8 lipca 2009 | dodano: 14.03.2022Kategoria >10 osób, 2009 Murzynowo, Wyprawki w regionie
Ten dzień dość lekki pod względem ilości zajęć. Ot spacer i pomiary meteo. Potem nastał czas przeznaczony na wykonanie i ukończenie mapy.


10:42. Murzynowo (zachodnie).


10:52. Owad w Murzynowie


17:58.
Rower: Dane wycieczki: 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: min/km, prędkość maks: min/km
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Opuszam Wawę II - Do domu

Sobota, 20 czerwca 2009 | dodano: 26.06.2009Kategoria Samotnie, Wyprawki w regionie

Traugutta na Polną. Od Serocka błąkanie się wśród wiejskich pól. Przez Pobyłkowo Małe i Jaskółowo do Lorcina. Kilka ostrych skrętów i wyjazd w Nunie. Jechało mi się trochę na ślepo, bo tereny nie były mi zbyt dobrze znane. Z Nuny na Zapiecki do Wójtostwa. Fragment DK 62, po chwili znów znikając w głuszy, skręcając w dróżkę koło kościół. Droga wiodła wzdłuż dawnej linii kolejowej. Odbiło się do Wólki Kikolskiej. Przez las powrót do DK62, wydostając się przy zagajniku między Czarnowem i Kikołem. Z DK62 w Modlinie zjazd na Kopernika i dalej do BO. Tam zostawiony został nadmiarowy bagaż w samochodzie. Przez centrum Modlina, gruntowy skrót koło działek, na Gałachy, krajówką do Henrysina. Na Trębkach podjazd pod las lecz potem nawrót. Bardzo późno dojechało się do domu, wykorzystując resztę krajówki i Miączyn. Dzień bardzo przyjemny, choć męczący mnie silnym wiatrem.
Rower:Unibike Dane wycieczki: 76.00 km (40.00 km teren), czas: 04:11 h, avg:18.17 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Opuszczam Wawę I - Do Serocka

Piątek, 19 czerwca 2009 | dodano: 26.06.2009Kategoria 2 Osoby, LSTR, Samotnie, Wyprawki w regionie

Z rana na wydział przez PM, Hożą i NŚ-KP. Powrót Mokotowską, Piękną, Nowowiejską, Mianowskiego i do Akademika. Zabrało się swoje rzeczy, tę resztę jaka mi została. Po obładowaniu roweru i siebie sakwami (wyprowadzka z akademika, bo koniec semestru (de facto) się zbliżał) przyszło wyruszyć ścieżkami wzdłuż Prymasa i AK. Na drugim brzegu zjazd w Modlińską. Na obwodnicy w Legionowie zsunęła mi się sakwa z pleców, przez co zaliczyło się asfalt, poprzez przewrót do przodu. Bez większych uszkodzeń, tylko trochę zadraśnięć i obicia. Po tym jak się udało pozbierać, przejechało się główną trasą do Serocka. W Zegrzu złapał mnie deszcz, który padał aż do końca.

Skręt w w Zaokopową i wnet nastąpiło spotkanie z Mary koło 17. Po przerwie, około 20 ruszyło się razem polną drogą do Słonecznej Polany i dalej do Polnej. Przed Pobyłkowską skręt w prawo. Przejechało się wzdłuż granicy lasu ku północy. Zanim wyjechało się na asfalt, nastąpił skręt w las, na zachód (od lewej rysując krzywe M), aż dojechało się do Dłużewskich. Stamtąd przejazd przez piaskowe doły w Dębinkach. Za nimi dróżką do wsi Kępiaste, gdzie skręt w las raz jeszcze, na leśny skraj Woli Smolanej, kierując się na północ do skrzyżowania za DW 622. Przed Błędostwem skręt w prawo. Polną dróżka ku Ciepielinowi, ale gdy wyjechało się na drogę tam prowadzącą, nastąpił nawrót do Powielina. Asfaltem wróciło się do Serocka, wstępując jeszcze na zakupy przy Zaokopowej. Gdzieś na trasie raz jeszcze złapał nas deszcz.

~12km w dzień. W czasie jazdy do Serocka i wycieczki 78.78km.


Ciekawostka w kalendarzu


Serock


Serock. Droga (łącząca okolice ul. Pabla Picassa z ul. Słoneczna Polana) równoległa do Nasielskiej (biegnąca ok. 140 m ku N). Kilka lat później ten obszar został przecięty przez zachodnią obwodnicę Serocka. Widok ku NWW


Serock. Okolice skrzyżowania Leśnej i Dłużewskich. W tle okolice Gór Pobyłkowskich. Widok ku SE


Serock. Okolice skrzyżowania Leśnej i Dłużewskich.


Marynino. Nasielska (ok. 600m ku SEE od skrzyżowania z DW622). Widok ku NW


Zalesie Borowego. Widok na zachodnią część tej wsi (z punktu w rejonie lasu i ok. 300 m ku S od głównego skrzyżowania w tej wsi) ku NWW. W tle dolina Klusówki.
Rower:Unibike Dane wycieczki: 91.00 km (16.00 km teren), czas: 05:15 h, avg:17.33 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Puszczy po burzę

Wtorek, 9 czerwca 2009 | dodano: 26.06.2009Kategoria 2 Osoby, LSTR, Wyprawki w regionie

Po zajęciach spotkanie z P.. Rower został naprawiony dzień wcześniej. Przyszła pora na test. Trasa: PM, Marszałkowska, Żurawia, Królewska, Siedmiogrodzka, Obozowa, Księcia Janusza. Za miastem polecieliśmy przez Latchorzew do Truskawia, a potem południowym szlakiem żółtym wyjeżdżając w Zaborowie. Dużo piasku na trasie. Zerknęliśmy na cmentarz w Wiktorowie.


Zaborów Leśny. Widok ku S


"Cmentarz wojenny w Wiktorowie na cmentarzu tym spoczywają prochy 12 żołnierzy Wojska Polskiego z 9 pułku Ułanów Małopolskich Podolskiej Brygady Kawalerii poległych 17 i 18 września 1939 r, w Puszczy Kampinoskiej oraz 124 ofiar terroru hitlerowskiego osób cywilnych żołnierzy Armii Krajowej zamordowanych przez Gestapo w areszcie śledczym w Zaborowie w latach 1942-1944 cmentarz założono w 1945 r. zakończono budowę w 1965 r."


Cmentarz w Wiktorowie


Cmentarz w Wiktorowie

W Lesznie dotarliśmy do krajówki, wyjeżdżając z Polnej, po czym znów zagłębiliśmy się w lesie. Przebyliśmy przez Grabinę, z której pozostały piwnice. Na moment wychynęliśmy w Łubcu, skąd odbiliśmy na północ. Z Nowych Bud na Nową Dąbrowę w prawo. Zaatakowała nas burza. Na szczęście przy Kanale Łasica znajdowały się dwie wiaty, wiec schroniliśmy się pod nimi. Było mokro. Po przerwie ruszyliśmy przez Nową Dąbrowę, skręciliśmy na Górki i przejechaliśmy super szutrówką do Leoncina. Krótka przerwa w sklepie. Odtąd jechaliśmy na wschód głównymi trasami. W Kazuniu moje odbicie na Warszawę (przejazd techniczną), a Piotrek na NDM. Przed Łomiankami lało na mnie niemało. Gdyby nie to, wróciłoby się na kołach, zamiast wsiadać do metra na Młocinach.


Piwnica w okolicy Szymanówka i Grabiny


Kanał Łasica w pobliżu Nowej Dąbrowy. Widok ku W


Kanał Łasica w pobliżu Nowej Dąbrowy. Widok ku S


Kanał Łasica w pobliżu Nowej Dąbrowy. Widok ku SE


Przy Kanale Łasica w pobliżu Nowej Dąbrowy. Widok ku NW


Kanał Łasica w pobliżu Nowej Dąbrowy


Kanał Łasica w pobliżu Nowej Dąbrowy. Widok ku S


Przy Kanale Łasica w pobliżu Nowej Dąbrowy. Widok ku NW
Rower:Unibike Dane wycieczki: 110.00 km (25.00 km teren), czas: 06:00 h, avg:18.33 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)