Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wiekublog rowerowy

avatar erdeka
okolice Czerwińska

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12598 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy erdeka.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Do Rzymu i przez Alpy XXI - Riviera di Levante

Wtorek, 26 lipca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 21

Provincia della Spezia

W nocy Kasię dopadła gorączka, która tłumaczyła jej osłabienie od dwóch dni. Temperatura była wysoka, ale pomógł gripex. Do rana się poprawiło i prawie przeszło. O 8:30 wyszło się z namiotu, ale odpoczynek i dochodzenie do porządku trwało prawie do 11:00. Przez 9 pierwszych kilometrów w większości jechało się pod górkę. Minęło się Borghetto di Vara, za którym kilka kilometrów dalej widać było pakującego swój namiot rowerzystę, kilka lat od nas starszego. Co ciekawe, obozował prawie przy samej drodze, tyle tylko, że kilka metrów ponad nią. Widoczny był za to niemal dla każdego.


11:11. Borghetto di Vara. Widok ku SWW


12:03. Granica między Borghetto di Vara i Carrodano. Kaplica w Termine di Roverano. Widok ku N


12:05. Zjazd z Borghetto di Vara do Carrodano. W centrum zabudowania w Bergassana. Na horyzoncie pasmo, grzbietem którego przebiega granica między Ligurią i Toskanią. Widok ku NNE


12:10. Carrodano. Kościół pw. Santa Felicita. Widok ku N


13:35. Ruiny domu w Mattarana. Widok ku SW

Z Termine szybkim zjazdem przejechało się nad schowaną w tunelu trasą E80, lecz od Carrodano, teren był dla nas zbyt stromy. Tak rozpoczął się dziesięciokilometrowy, powolny marsz pod górę, w czasie którego weszło się ze ~170 do ~650 m n.p.m. Było gorąco i co chwila trzeba było uzupełniać płyny. W międzyczasie, za Mattarana, podczas próby podjeżdżania na łagodniejszym odcinku w górnej partii, minął nas ów rowerzysta, którego widziało się wcześniej. Chwilę jechało się wspólnie, wymieniając kilka zdań w czasie podjazdu, w czasie których wynikła, iż jest Węgrem. Nie trwało to dłużej niż 1-2 minuty.


13:59. Comune Deiva Marina. Widok ze stoków Monte San Nicolao (810 m n.p.m). W centrum Apicchi (400 m n.p.m). Po prawej w tle Deiva Marina. Widok ku SSW


14:00. Comune Deiva Marina. Widok ze stoków Monte San Nicolao (810 m n.p.m). W centrum Deiva Marina. Widok ku SW

Im wyżej, tym teren stawał się łagodniejszy, a jazda mniej problemowa. Kilkukrotnie warto było się zatrzymać, by podziwiać krajobrazy. Najłagodniejszy etap, w czasie którego mijało się liczne skały i odsłonięcia geologiczne, odbył się na południowych stokach gór Monte San Nicolao (810 m n.p.m) i Pietra di Vasca (801 m n.p.m). Odkąd zaczął się zjazd, kilkukrotnie można było rzucić okiem na sąsiadującą od północy dolinę rzeki Pietronio. W pobliżu Monte Salto del Cavallo (~615 m n.p.m) zjazd stał się nieco bardziej agresywny. W ten sposób przejechało się w dolinę miasta Moneglia. Droga biegła po lub pod łagodną granią. W Ca'Bianca wraz z nią zjechało się na północne stoki Monte Moneglia (521 m n.p.m.).


14:32. Comune Moneglia. Widok z Bracco ku SW


14:38. Comune Moneglia. Widok z Crova ku SSE


14:53. Po prawej Casarza Ligure. W tle po lewej półwysep Portofino. Widok ku NW

Golfo del Tigullio

O 15:15 zjechało się do Sestri Levante, miasteczka przy ujściu niewielkiej rzeki Pietronio. Ponowne spotkanie z Węgrem, ale tylko sobie machnęliśmy. Przejazd przez prawie całe miasto, w pobliżu czarnej plaży zatrzymując się, by wreszcie coś podjeść i odpocząć.


15:39. Wybrzeże w Sestri Levante. Po lewej Monte Moneglia (521 m n.p.m.), z której prowadziła nasza trasa. W centrum Monte Castello (266 m n.p.m.). Widok ku SSE


16:00. Tunel za Sestri Levante. W tle półwysep Portofino. Widok ku NWW


17:19. Miasta Chiavari (pierwszy port) i Lavagna (drugi port) oraz Sestri Levante w centrum w tle. W tle w centrum Monte Moneglia (521 m n.p.m.); po prawej Monte Castello (266 m n.p.m.). Widok ku SE


17:23. Między Sant'Andrea di Rovereto i Zoagli. W centrum półwysep Portofino. Widok ku W


17:29. Tunel między Sant'Andrea di Rovereto i Zoagli. Widok ku NW

Dalsza jazda łatwa, przez płaskie miasta na wybrzeżu. Dopiero od Chiavari teren ponownie dał nam w kość. Przejeżdżało się przez mnóstwo mniejszych i większych tunelów i galerii położonych od strony morza. Przed nami wciąż widoczne było wybrzeże półwyspu Portofino. Po 18:00 wjazd do Rapallo. Prawie na samym jego początku nastąpiło ponowne spotkanie z Węgrem, z którym tym razem, po prawie całym dniu jazdy, udało się porozmawiać dłużej i dokładniej. Jego podróż z Budapesztu trwać miała do Cannes, skąd z wykorzystaniem pociągu miał wracać rowerem przez Szwajcarię. Trasa z grubsza podobna do naszej, ale wysunięta na zachód. Nie była to jego pierwsza i ostatnia wyprawa w rejon alpejski.


19:23. Santa Margherita Ligure. Po lewej półwysep z Sant'Andrea di Rovereto. Za nim Chiavari i Lavagna. W centrum Sestri Levante. Na horyzoncie Cinque Terre. Wszystkie skupione wokół Golfo del Tigullio. Widok ku SEE


19:24. Santa Margherita Ligure. Po lewej półwysep z Sant'Andrea di Rovereto. Za nim Chiavari i Lavagna. W centrum Sestri Levante. Na horyzoncie Cinque Terre. Wszystkie skupione wokół Golfo del Tigullio. Widok ku SE

Golfo Paradiso

Po 18:30 pojechało się dalej, męcząc na podjeździe za Rapallo w kierunku Genuy. Większość z buta. Całość trwała około 7 kilometrów a skończyła się w Ruta. Ponadto zaczął zapadać zmrok, a liczne chmury dodatkowo przyspieszyły zapadnięcie zmroku. Na pocieszenie, udało się jeszcze za dnia ujrzeć naszą dalszą trasę, zgadując położenie Genuy w postaci największego płaskiego terenu, wypełnionego po brzegi doliny przez zabudowania. Obszar podróży następnego dnia był odległy, ledwo już widoczny, ukryty za warstwami niewidocznej pary wodnej.


19:51. Od Camogli do Genuy. Ponad 25 kilometrów przestrzeni na jednym zdjęciu. Widok ku NW

Od Ruty jechało się lekko pagórkowatą trasą, przy czym droga, którą się jechało często wiodła ponad dnem doliny, wiaduktami powyżej dachów domów. O 21 przejazd przez Sori, gdzie jeszcze dało radę zrobić jako tako naświetlone zdjęcia. Zakupy wpadły nam cztery kilometry dalej w Bogliasco. Do zamknięcia sklepu zostało niewiele. Po raz ostatni minął nas Węgier i tyle go już się widziało.

Było już bardzo ciemno. Przerwa na pobliskim przystanku, w stanie solidnego zmęczenia. Zjadło się kolację. Chciało się szukać noclegu, ale region nie napawał nas pod tym względem optymizmem. Zachciało nam się wypróbować ponownie metodę spania na przystanku z okolic Wenecji i San Marino. Nie dało rady. Przesiedziało się tak do 23:30, próbując nawet drzemać, ale de facto tylko na próbowaniu się skończyło. Co kilka minut przechodzili ludzie, którzy oferowali nam pomoc, wskazując drogę do kempingu, albo po prostu pytając czy jakiejś pomocy (w tym stylu) nie potrzebujemy. Zbrakło cierpliwości. Wsiadło się na rowery i dokładnie siedem minut później przekroczona została granica Genuy.


20:51. Sori. Po prawej półwysep Portofino. Widok ku SEE

Genua


23:35. Z Bogliasco wjazd do Genuy przed północą. Widok ku NW

Granica administracyjna to nie wszystko, gdy przejechać trzeba któreś z większych miast Europy. Dojazd do właściwego centrum, zajął ponad 10 kilometrów przez godzinę czasu jazdy, wśród świateł przydrożnych latarni. Na Piazza Del Americhe skręt na południe, w kierunku morza. Podczas czytania przydrożnej mapy, która miała nam choć trochę pomóc wydostaniu się z miasta, jakaś piesza kobieta zapytała NAS o pomoc w zlokalizowaniu i informację związane z komunikacja miejską.

Poza tym miasto puste. Skręt w Via dei Pescatori. Dojechało się do jej końca, zagrodzonego żelazną bramą. Po prawej, ponad nami, wznosił się wiadukt trasy SS1. W pobliżu kręciło się tam kilka osób, być może pracownicy portu. Nawrót, po czym wjazd w drogę po stronie północnej trasy SS1. Jadąc nią, udało się dostrzec człowieka z rowerem, równie zmęczonego jak my, który leżał na najzwyklejszej płaskiej ławce w małym parku Leonardo Attilio Marguttii.

Starczy powiedzieć, że resztę trasy pokonało się w miarę prosto, ale za to do 3:30. Przejechało się przez praktycznie całe miasto. Prawie 35 kilometrów w trybie zombi. Koniec nastąpił przed galeriami w dzielnicy Voltri. Przeszło się przez krzaki na pobliski parking i tam można było spocząć na ławce, przykrywając się śpiworami.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 116.00 km (0.00 km teren), czas: 10:00 h, avg:11.60 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Rzymu i przez Alpy XX - Versilia

Poniedziałek, 25 lipca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 20

Provincia di Lucca

Wyległo się o 7 rano. Powietrze rześkie. Udało nam się odpocząć po poprzednim, meczącym dniu. W świetle dnia wyszły na jaw różne szczegóły dotyczące lasu, jak porozstawiane tu i ówdzie sprzęty domowe typu krzesło itp.


7:43. Viareggio w pobliżu Lago di Massaciuccoli. W tle Południowe Alpy (Apeniny) Apuańskie. Widok ku N

Droga za dnia była dużo spokojniejsza. Po kilku kilometrach wyjechało się w zabudowanej strefie nadmorskich miasteczek. Co ważne, były one dużo spokojniejsze i ładniejsze niż te, po wschodniej stronie półwyspu Apenińskiego. W Viareggio jazda w kierunku morza i przerwa w parku przy ulicy Marco Polo.


9:21. Śniadanie w Viareggio i gruntowne porządki w sakwach. Widok ku

Rozłożony został sprzęt kuchenny na ławce, uzupełniło się wodę z nieodległego kranu, po czym nastąpiło gruntowne przepakowanie bagażu na oczach z rzadka spacerujący ludzi. Posiłek nas nasycił. Dalsza jazda po 1,5 godziny owej przerwy.


10:42. Ścieżka rowerowa w Lido di Camaiore. Widok ku NNW


10:53. Marina di Pietrasanta. Ujście Fosso Matrone do Morza Śródziemnego. Widok ku SW

Przez blisko 40 kilometrów jechało się w pobliżu morza. Przez większość czasu trwało przemieszczanie się po ścieżkach rowerowych, w nielicznych tylko miejscach zrobionych niezbyt trafnie, ale powiedzmy, że były to elementy pomijalne. Ogólne wrażenie - typowy egzotyczny kurort z filmów czy seriali, ale ten z lepszy nastrojem.


11:37. Montignoso. Fiume Versilia. W tle Alpy Apuańskie. W centrum po lewej Monte Carchio (1082 m n.p.m.); po prawej Monte Folgorito (912 m n.p.m.). Widok ku NE


11:40. Massa w pobliżu granicy z Montignoso. W tle Alpy Apuańskie. W centrum po lewej Monte Carchio (1082 m n.p.m.); po prawej Monte Folgorito (912 m n.p.m.). Po prawej obniżenie doliny Fiume Versilia. Widok ku NEE

Provincia di Massa e Carrara

W odległości zaledwie kilku kilometrów od wybrzeża wznosiły się Alpy Apuańskie, których główne szczyty wznoszą się ponad 1700-1900 m n.p.m. U ich podnóży znajduje się Carrara, znana w świecie od dawna ze swych kamieniołomów marmuru. Białe stoki sprawiały wrażenie ośnieżonych. Nas niosło tylko przez część nadmorską, lecz i stamtąd widok był przepiękny.


12:22. Carrara. Masyw Monte Sagro (1753 m n.p.m.). Widok ku NE

Przez miasto Dogana wjechało się ponownie na Via Aurelia. Droga powoli pięła się w górę. Miasto Sarzana odwiedzone w samym jego centrum, obserwując fortecę wybudowaną na pobliskim wzgórzu.


15:41. Sarzana tuż przed wjazdem na stare miasto. Fortezza di Sarzanello z X w. Widok ku N


15:44. Sarzana. Concattedrale di Santa Maria Assunta z XIII w. Widok ku N


15:44. Sarzana. Concattedrale di Santa Maria Assunta z XIII w. Widok ku NE

60 kilometr przypadł nam na moście nad rzeką Magra. Odtąd podróżowało się wzdłuż rzeki Vara, po jej wschodniej stronie. Na stronę zachodnią przejechało się po 15 kilometrach w Padivarma. Teren był górzystym. Droga po jednej stornie miała strome zbocza, po drugiej rzekę z kamienistym dnem, położoną kilkanaście metrów niżej. Nocleg po 19, na skalistej dróżce prowadzącej do owej rzeki, w pobliżu Boccapignone. By się do niej dostać, trzeba było zjechać z asfaltu w dół i przejechać pod trasą E80.


17:29. Granica między Ligurią i Toskanią w okolicy Podenzana. W centrum kościół pw. Sant Andrea Podenzana. Widok ku NNE


18:48. Rzeka Vara w pobliżu Stagredo. Po prawej zabudowa Rocchetta di Vara. Widok ku NW
Rower:Zielony Dane wycieczki: 82.00 km (0.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:11.71 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Rzymu i przez Alpy XIX - Piza

Niedziela, 24 lipca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria Pół nocne, 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 19

Provincia di Livorno

Obozowanie trochę się przeciągnęło. Start około 9:00, choć wstało się wcześniej. Było chłodno jeśli wziąć pod uwagę dotychczasowe temperatury. Z początku jechało się w standardowym ubraniu, ale w międzyczasie założone zostały jeszcze kurtki. Skłaniały do tego ciężkie chmury niosące przelotne opady deszczu, które towarzyszyły nam z przerwami przez pól dnia.


7:44. Drzewo figowe pod Vignale.


10:18. Wiadukt w okolicy Zona San Filippo. Pasmo Monte Massoncello (286 m n.p.m.) na półwyspie Piombino. Widok ku SSW


10:18. Okolice Zona San Filippo. Masyw Monte Calvi (647 m n.p.m.). Widok ku NE

Trasa wiodła prosto, na dość długim odcinku. Tak samo jak i w poprzednie dni... Choćby nie wiem jak się silić, były ładne krajobrazy "gdzieś na zachód", morze "gdzieś na wschód", a pośrodku my na nudnej trasie. Niech starczy wiedzieć, że nawet robić zdjęć nie było wielkiej chęci. Trochę bardziej odznaczyły się w pamięci miasta:
- Venturina Terme, leżące u podnóży masywu Monte Calvi (647m n.p.m.). Tuż za miasteczkiem znajdował się pierwszy znaczniejszy tego dnia podjazd.
- San Vincenzo - przerwa na przydrożnym parkingu. Przegląd technicznym rowerów i w międzyczasie kościół pw. Cassa Di Risparmio.
- Cecina, gdyż od okolic tego miasta zażegnane zosały deszczowe chmury, które jawiły się już tylko na horyzoncie, więc wkrótce za miastem zdjęło się kurtki.


13:04. San Guido. Oratorio di San Guido. Widok ku NW


13:28. La California w okolicy Cecina. Widok ku NNW

Dopiero za Malandrone droga stała się ciekawą. Częste skręty, mniejsze i większe zjazdy w urozmaiconym, pagórkowatym terenie. Tyle tylko, że już doskwierało nam zmęczenie po zaledwie 50 kilometrach. Temperatura wzrosła. Jechało się bardziej siłą woli, nieco na oślep, a także więcej z uporu niż chęci. Około 18 mijało się Collesalvetti i przejechało nad Canale Scolmatore. Przed nami unosiła się ogromna deszczowa chmura z trwającymi właśnie opadami. Na szczęście udało nam się uniknąć tych, zmierzających w stronę morza.


14:24. San Pietro in Palazzi. Widok ku NEE


15:36. Le Conche w pobliżu Le Badie. Widok ku NE


17:28. Pomiędzy Crocino i Castell'anselmo. W tle Monte Serra (917 m n.p.m.;~25 km) w Monte Pisano. Widok ku NNE

Provincia di Pisa

O 19 dojazd do Pizy. Naszła nas ochota zatrzymać się w pierwszej pizzerii, gdzie zamówione zostały wersje: gorgonzola z boczkiem i 4 pory roku. Znakomicie zapełniły żołądki, które przez większość dnia były raczej puste. W międzyczasie podładowało się również baterie w aparacie. Przerwa trwała blisko godzinę.


19:18. Pizza pod Pizą. 4 pory roku


19:18. Pizza pod Pizą. Gorgonzola

W Pizie przejazd przez Piazza Vittorio Emanuele II, który przechodził remont. Odbicie na północ przez most di Mezzo na rzeką Arno. Via Cardinalle Maffi Pietro dojechało się do Piazza dei Miracoli. Przez kilka minut trwało odpoczywanie, równocześnie oglądając Krzywą Wieżę i katedrę Duomo. Ludzi wciąż było sporo i nawet nie rozważało się opcji zwiedzania. Nie w naszym zmęczonym stanie.


20:11. Via Cardinale Maffi Pietro w Pizie. Widok ku W

Zbierając się do dalszej podróży, przypadkiem nastąpiło spotkanie z pewnym francuzem, jak i my podróżującego rowerem, tyle że w drugą stronę. Trasa jego co prawda się nie pokrywała z naszą, ale od Pizy do Monachium była bardzo zbliżona, jeśli spojrzeć na nią w kontekście odwiedzonych regionów.


20:24. Piazza dei Miracoli tuż przed zachodem słońca. Widok ku NE

Opuszczenie miasta trochę nam zajęło. Poniosło nas w ślepą uliczkę, zablokowaną przez tory kolejowe, wzdłuż których później się jechało. Tak długo nie można było znaleźć noclegu, że zapadła noc, a droga okazało się niebezpieczna (fizycznie brakowało pobocza do jazdy). Trasa wyprowadziła nas do lasu. Raz, jeden z pojazdów z naprzeciwka, w trakcie wyprzedzania innego auta, o mało mnie nie zawadził. Auta jechały jeden za drugim jak w Łomiankach rano, gdy ludzie jadą do pracy w Warszawie, tyle że szybciej. Zmasakrowanie psychiczne. Nie zważając na wszechobecne napisy "Proprietà Privata" wiszące na ogrodzeniu, po prostu weszło się tam, gdzie była otwarta otwarta furtka i nie było wymagane, by mieć klucze do lasu. Licząc z rozbiciem namiotu, położyć się udało dopiero o 23 w nocy.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 111.00 km (0.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:15.86 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Rzymu i przez Alpy XVIII - Provincia di Grosseto

Sobota, 23 lipca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 18

Grosseto

Nad ranem trochę padało. Gdy się udało spakować, wciąż widać było wiszące na niebie, cięższe niż zazwyczaj chmury. Początek dnia podobny do dnia poprzedniego, lecz nieznacznie chłodniej. Od Torby było już trochę ciekawiej. Po lewej stronie co jakiś czas widać było niegdysiejszą wyspę Argentario, ze szczytem Il Telegrafo 619 m n.p.m. W naszych czasach połączony z kontynentem dwoma przesmykami i mostem z Orbetello, co utworzyło laguny di Levante idi Ponente. Mimo to, kraina przez którą się jechało, w promieniu kilku kilometrów od szosy była wyjątkowo jednorodna.


11:33. Ansedonia. Półwysep Monte Argentario. Widok ku W


12:18. Rzeka Albegna przy miasteczku Albinia. Widok ku NEE


12:54. Obwodnica Fonteblanda. W tle nadmorskie wzgórza z najwyższym szczytem (po prawej) Poggio Lecci (414 m n.p.m.). Widok ku NW


14:05. Rispescia. W tle Poggio Cavallo (181 m n.p.m.). Widok ku NNE

Po przyjeździe do Grosseto, do którego centrum się nie wstępowało, a zjechało się z Via Aurelia, przejechało przez tory w kierunku zachodnim i dalej kilometr na południe. Znajdowało się tam podmiejskie centrum handlowe. Przerwa nastąpił przy południowym wejściu, spocząwszy na ławeczce. Były zadaszone i ocienione. W sam raz na przerwę. Upał doskwierał równie silnie, jak monotonia drogi. Przyszło mi udać się do środka na zakupy. Ludzi było sporo, jeśli porównać to z nieznaczną ich liczba, widzianą w czasie przejazdu (pomijając auta). Korzystając z okazji przygotowało się też obiad, choć zjadło się go trochę nas siłę z powodu gorąca. Dość powiedzieć, że minęły nam w tym miejscu ponad dwie godziny.


17:46. Okolice Marina di Grosseto. Pinieta del Tombolo. Widok ku SE

Około 16:30 powrót do ulicy Via Andrea del Sarto, która powiodła nas w kierunku wybrzeża. Brak sił złagodziła nam asfaltowa ścieżka rowerowa. Biegła ona wzdłuż szosy przez ~10km i tylko przez 1 km odbiegała ona od niej, z powodu zabudowań wioski La Principina. Jechało się powoli, ślamazarnie i z wysiłkiem. Po wkroczeniu na szosę, na najbliższym skrzyżowaniu nastąpił skręt ku NW. Jechało się przez skraj Pinieta del Tombolo, przymorskiego lasu piniowego, który ciągnął się przez blisko 15 kilometrów wybrzeża, z czego nam przyszło przebyć ich 60%, w odległości 0.25 - 1.5 km od morza. Bez przerwy, swymi dźwiękami, towarzyszyły nam cykady.

Poggio Ballone

Las skończył się w Castiglione della Pescaia. Przez miasto przejechało się szybko, po czym rozpoczął się spacer pod górkę. Wolno. Przerwa nastąpiła na wysokości ~80 m n.p.m., skąd roztaczała się panorama na przebytą do tej pory krainę. Po zebraniu sił, nastąpił zjazd do płaskiej doliny miejscowości Pian di Rocca, która pozwoliła nam rozruszać się przed kolejnym wzniesieniem, tym razem na ~130 m n.p.m. Przejechało się pierwszą część masywu Poggio Ballone 631 m n.p.m., zjazd do doliny wsi Pian D'alma i drugą, dużo niższą cześć masywu. Było chłodno z powodu zbliżającego się wieczoru.


18:10. Castiglione della Pescaia. W tle Isola del Giglio (40 km). Widok ku S


18:12. Castiglione della Pescaia. Po prawej nadmorskie wzgórza z najwyższym szczytem (po prawej) Poggio Lecci (414 m n.p.m.). Widok ku SE


18:12. Castiglione della Pescaia. Po lewej Riserva Naturale Diaccia Botrona. W centrum Pinieta del Tombolo. W tle po prawej Parco naturale della Maremma rozciągające się na nadmorskich wzgórzach z najwyższym szczytem Poggio Lecci (414 m n.p.m.). Przy prawej krawędzi Monte Argentario. Widok ku E


19:07. Okolice Pian di Rocca w masywie Poggio Ballone (631 m n.p.m.). Widok ku NNW

Gdy słońce znikało za horyzontem, akurat przejeżdżało się przez centrum miasta Follonica, zahaczaczając o kilkaset metrów jazdy w pobliżu morza, skrytego za niewielkimi chatami przy Via Spiaggia d'Levante i niedługo później pod torami. Nocleg znalazło się za krzakiem, przy kanałku pod wsią Vignale.


20:37. Follonica. Piazza Sivieri. Widok ku SW
Rower:Zielony Dane wycieczki: 130.00 km (0.00 km teren), czas: 08:00 h, avg:16.25 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Rzymu i przez Alpy XVII - Lazio

Piątek, 22 lipca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 17

Città metropolitana di Roma Capitale

O 9:30 wyjechało się kampingu. Koła potoczyły się po Via Aurelia w kierunku zachodnim. Szeroki pas serwisowy i dobra nawierzchnia z pewnością pomagały nam się przemieszczać. Upalny dzień, suche krajobrazy, puste przestrzenie i gorący asfalt, były najbardziej charakterystycznymi elementami tego dnia.


10:47. SS1 Via Aurelia w pobliżu Aranova. W tle Morze Tyrreńskie. Widok ku SW

Pewną odskocznią psychiczną było Morze Tyrreńskie, które po godzinie jazdy, po raz pierwszy udało się ujrzeć z łagodnego zjazdu. W późniejszej części dnia oddzielało nas od niego tylko kilku kilometrów pól lub miasteczek. Kolejną przyjemną odmianą, były zbocza kompleksu gór wulkanicznych Monti della Tolfa, które towarzyszyły na po prawej stronie trasy.


13:36. Okolice Furbara. Zachodnie zbocza Monti della Tolfa. Widok ku NNW

Z powodu upału, przez kilka pierwszych godzin często trzeba było robić postoje, wypatrując chłodniejszych cieni. Z tego to powodu, pierwsze 40 kilometrów do Santa Severa przejechało się w ciągu 4,5 godziny. Tam skusiło nas na odwiedzenie zamku Castello di Santa Severa, leżącego kilkaset metrów od szosy.


14:20. Castello di Santa Severa. Widok ku SSW

Z tym większą chęcią tam się podjechało, gdyż potrzebna była nam przerwa na posiłek i odpoczynek. Lepsza taka przerwa w zamku nad morzem, niż przy drodze krajowej. Przerwa ta, poświęcona była dodatkowo na spacer po zabytku oraz krótki pobyt nad morzem. Oprócz nas było kilkunastu turystów i kilka młodzieżowych wycieczek. Przy murach stało paru ludzi oferujące kupno dywanów. Dopiero patrząc na północ, w kierunku miasteczka, widoczne były rzesze plażowiczów. Tłoku raczej nie było widać, tak jak to było w okolicach Rawenny, choć i tak lepiej było się tam nie zapędzać.


15:05. Tuż przed Santa Marinella. Widok ku W


15:22. Santa Marinella. Widok ku SEE

O 17:30 opuszczony został rejon miasta Civitavecchia. W leżących tam miejscowościach znajdowało się mnóstwo jasnych domów, przydrożnych palm i egzotycznych roślin. Również i tam wypadło kilka przerw, lecz dopiero w miejscu, gdzie od Via Aurelia rozpoczynała swój bieg autostrada A12, można było rozłożyć się na sporej, swego rodzaju wysepce między rozjazdami, gdzie zjadło się obiad. Kilka lat później teren ten uległ gruntownej przemianie.


17:19. Po prawej autostrada A12 w pobliżu Aurelia. Widok ku NNE

Provincia di Viterbo

Po nasyceniu się, kontynuowało się przemieszczanie przez pustkowia. Objechało się Tarkwinię, a ~20 kilometrów dalej udało się rozbić namiot w polu niedaleko miasteczka Montalto di Castro. Upał skutecznie blokował możliwości poznawcze i niewiele rzeczy rzucało się nam w oczy. Ten dzień minął jak zwykła rzemieślnicza robota.


19:32. Dolina Fosso Ronchese, północnego dopływu rzeki Mignone w pobliżu Fontana Matta. Widok ku NW


19:52. Tarquinia. Widok ku SW
Rower:Zielony Dane wycieczki: 106.00 km (1.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:15.14 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Rzymu i przez Alpy XVI - Watykan

Czwartek, 21 lipca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 16

Poranek

Trzeba było wynieść się z chatki, a bagaże zostawione zostały w przechowalni campingu. Start po 9, wracając tą samą drogą, którą tu się dojechało. Droga była zakorkowana, było dość ciasno, ale niewiele się to różniło od sytuacji jakie można spotkać w Polsce. W sumie bezproblemowo udało się przebić w pobliże Watykanu. Rowery przypięte zostały do przydrożnego znaku, ulicę dalej niż mury okalające dzisiejszy cel. Trzeba było stanąć na końcu kolejki, która liczyła sobie przeszło 200 metrów długości, szerokiej na 3-4 osoby.


8:33. Rzym (zachodni). Nocleg w Camping Villagi Roma przy Via Aurelia. Widok ku SE


9:24. Rzym. Wiadukty ponad Via Baldo degli Ubaldi. Widok ku NEE

Żółwim tempem, do wejścia Muzeum Watykańskiego udało się dobrnąć po blisko godzinie. W międzyczasie dało się zaobserwować tablicowych, którzy oferowali możliwość wejścia niemal od razu (grupy zorganizowane maiły pierwszeństwo) za dwukrotnie wyższą kwotę pieniędzy. Jeśli dodać, do tego przysługującą nam wtedy zniżkę studencką, cena urastała do czterokrotnej. Zamiast tego minęło nam na spokojnie trochę czasu na świeżym powietrzu. Nie tylko my zresztą. Do grup włączało się może 10-15% wszystkich stojących.


10:28. Północna granica Rzymu i Watykanu przy Viale Vaticano. Kolejka do Muzeum Watykańskiego. Widok ku SW

Po wejściu trzeba było pozostawić bagaż - jedną małą sakwę z rzeczami najpotrzebniejszymi na krótki wyjazd rowerem. Z początku szło się za tłumem - sale starożytne zawierające mumie, tablice z pismem klinowym, sarkofagi i inne. Chwile później udało się wyodrębnić. Zaczęło się indywidualne łażenie tu i ówdzie. Kolejnym, pobliskim celem były zabytki okresu greckiego i rzymskiego. Później na południe. Najciekawszym doświadczeniem było przejście salą map. Długi korytarz z wymalowanymi na ścianach mapami, w którym spędziło się trochę więcej czasu. Dalej Sala Sobieski, w której zawisł Matejki obraz zwycięstwa pod Wiedniem.


11:36. Watykan. Cortile della Pigna. Widok ku SSW


11:46. Watykan. Galleria delle carte geografiche

Później wypadła nam przerwa na przekąskę (drogą i lichą, a jakże). Ruszyło się po niej na drugą turę, tym razem w kierunku Kaplicy Sykstyńskiej, a potem wschodnią częścią zawierającą m.in zbiory etnograficzne i kilka arkuszy map z okresu wielkich odkryć geograficznych. Na sam koniec zajrzało się do Pinakoteki, po czym padło postanowienie, by się zbierać. Była 14:00. Po wyjściu zjadło się ciepły obiad w jednej z pobliskich restauracji. Przerwa ta pozwoliła trochę odpocząć po trzech kilometrach zwiedzania prawie bez przerwy. Porcja, jak dla nas, mała.

Popołudnie

Odpięło się rowery, którymi na szczęście nikt się nie zaopiekował, choć ciągle siedziała we mnie taka obawa. Przejechało się wzdłuż kolejki, która w międzyczasie wydłużyła się o kolejne ~100 metrów. Kurs na plac Św Piotra, gdzie zgromadziła się kolejka o porównywalnej długości, co ta do muzeum. Zajrzało się tylko na nieoblegana wystawę dotyczącą JPII, ulokowaną w południowym skrzydle budowli. Po stwierdzeniu, że nie ma sensu tracić kolejne cenne minuty, wyjechało się w kierunku Zamku Sant'Angelo. Tam przekroczony został Tybr.


15:49. Zamek Sant'Angelo w Rzymie. Widok ku NEE


15:51. Rzym. Widok z Ponte Sant'Angelo ku W

W Rzymie jest taki ogrom zabytków, iż na jednodniowy wyjazd po mieście wybrane zostało tylko kilka, bardziej charakterystycznych obiektów, wraz z przestrzeniami pomiędzy nimi. Bardzo pomogła nam rysunkowa mapa, przedstawiająca wygląd zabytków, którą otrzymało się przy rejestrowaniu się na kampingu. Przejechało się w pobliżu kościoła pw. San Salvatore in Lauro, później przy Chiesa Nuova (Santa Maria in Vallicella), ulicą Corso Vittorio Emanuele II do Panteonu, który obejrzany został od środka. Dalej na wschód do Fontanny Di Trevi, uprzednio objeżdżając plac, pałac i ogrody Kwirynału.


16:28. Panteon w Rzymie. Widok ku SSE

Kurs na południe. W małym spożywczaku zakup czegoś do przekąszenia. Przejazd w pobliżu forum Trajana, w kierunku Koloseum i dalej, pod Circus Maximus. Powrót na Plac Wenecki, skąd już się wracało. Zajrzało się raz jeszcze na Watykan. Zbliżała się godzina zamykania obiektów do zwiedzania i na placu były praktycznie pustki. Udało się skorzystać. Rowery przypięte, a my raz dwa na pieszo do Bazyliki.


17:35. Rzym. Piazza Venezia. Monumento Nazionale a Vittorio Emanuele II. Widok ku S


17:37. Rzym. Kolumna Trajana. Widok ku SE


18:26. Rzym. Via della Conciliazione. W tle kopuła Bazyliki Świętego Piotra w Watykanie. Widok ku W

Był to ostatni nasz punkt zwiedzania. Była 19:00. Jechało się Via Aurelia na kamping. Skorzystało się z okazji, by zrobić "drobne" zakupy w pobliskim markecie. Za ich przyczyną, pozostałe kilkaset metrów (w tym przejście kładką nad SS1) trzeba było iść, aby nic nie wypadło i nie rozleciało się po ziemi. Na kampingu zabrało się bagaże, rozbiło namiot na placyku okalającym łazienki i gruntownie się udało się umyć z całodniowego wysiłku, spędzonego wśród rzesz turystów i zabytków. Rowery spięte zostały przy namiocie.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 25.00 km (0.00 km teren), czas: 02:00 h, avg:12.50 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Rzymu i przez Alpy XV - Do Rzymu

Środa, 20 lipca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 15

Umbria

Nocleg skończył się tragedią. Przechodząca w nocy burza zalała nam namiot, który w środku nocy trzeba było odwadniać na ile się dało. Nie udało się wygarnąć wszystkiego i przemoczona karimata dała nam w kość. Rankiem, odczuwając zniesmaczenie i zmęczenie, zapakowało się cały mokry barłóg do sakw. Pewnym pocieszeniem było, że nie zbaczając z trasy, był to jedyny sensowny nocleg bez ryzyka wjazdu do miasta i przejeżdżania przez nie w środku nocy i burzy. Pogoda zrobiła się dość przyjemna. Poranek dość rześki. Po kilku kilometrach zjazdu doliną strumienia Torrente Tescino w górach Monti Martani, wjechało się do Terni w kotlinie Conca Ternana.


8:14. Dolina Torrente Tescino. Po burzy


9:08. Terni. Południowe stoki masywu Monti Martani. Widok ku NNW

Miasto przejechane zostało w pobliżu centrum. Rzekę Nera przebyło się na moście przy Via Carrara. Tam udało się dostrzec spore centrum handlowe. W pobliżu przerwa w celu zrobienia zakupów. Potem rozwiesiło się namiot na jakichś barierkach, by wyschło. Przymusową tę przerwę, wykorzystało się na zjedzenie śniadania. Cała przerwa trwała prawie godzinę.


11:11. Terni. Piazzale Girolamo Bianchini Riccardi. Czas na suszenie i zakupy w pobliskim hipermarkecie. Widok ku NW

Za miastem wyjechało się za niezmiernie nudny i płaski odcinek do Narni. Sytuację ratowały krajobrazy pobliskich wzgórz i gór. Tablica w Narni poinformowała nas, że znajdujemy się w geograficznym centrum Włoch. Samo miasto położone na zboczu. Tak więc nogi w ruch i napieramy na kierownicę. Zbyt stromo, by w tamtym czasie można było podjechać. Trzeba było się zatrzymywać kilkukrotnie, a to by przyjrzeć się jakiemuś zabytkowi, a to popatrzeć na Monti Martani. W międzyczasie zagadnął nas starszy jegomość, ale udało nam się jakoś wykręcić. Podejście nas zmęczyło, nie było wystarczająco sił, by wydatkować energię na tłumaczenia.


11:57. Przejazd przez Kotlinę Ternana w kierunku Nerni. Widok ku W


12:40. Narni. Widok ku NNW


12:40. Narni. Widok ku NW


12:41. Narni. Masyw Monti Martani. Widok ku NNE


12:46. Narni. Widok ku NNW


12:46. Narni. Monumento ai Caduti. Widok ku NNE

Ostatecznie, kwadrans przerwy minął na ławeczce, położonej kilka metrów ponad 200 m n.p.m. Kotlina Ternana u stóp Narni, położona była nieco poniżej 100 m n.p.m. Z miejsca postoju rozciągał się piękny widok na dolinę (przełom?) Nery w kierunku SW oraz jej wapienne zbocza. Po przerwie czekało nas wejście do poziomu prawie 350 m n.p.m, choć przez większość dystansu można było dość swobodnie jechać.


13:07. Narni. Widok ku NNW


13:14. Rocca Albornoziana w Narni. Widok ku NNE

Za Testaccio zaczął się ~3-kilometrowy łagodny zjazd. Przy zbiegu dwóch wariantów SS3, rowery zostały oparte o barierki i zaczęło się przygotowywanie obiadu. Przerwa trwała przeszło godzinę, a upał zabierał siły do jazdy. Gdy w końcu się ruszyło dalej, przed nami otworzył się wysoko położony odcinek drogi z widocznością na daleki horyzont. Po lewej ciągnęła się dalsza część pasma, przez które aktualnie się przejeżdżąło, z największym szczytem Monte Cosce (1121 m n.p.m.). Po prawej rozległa dolina Tybru oraz odległe wzgórza i góry w prowincji Viterbo.


15:19. Mallione. Góry Sabińskie. Po lewej Monte San Pancrazio (1027 m n.p.m.). Nieco w prawo Monte Cosce (ok. 1110 m n.p.m.). W centrum pasmo z Monte Pizzuto (1288 m n.p.m.), za którym skrywa się najwyższy szczyt owych gór - (Monte Tancia 1292 m n.p.m.). Po prawej w tle pasmo Monti Lucretili. Widok ku SE


15:22. Dolina Tybru w pobliżu Otricoli. W centrum Monte Soratte (691 m n.p.m.; 21 km). Widok ku S


15:24. W tle po lewej Monte Soratte (691 m n.p.m.; 21 km). W tle po prawej góry otaczające Lago Di Bracciano, z najwyższym szczytem Monte di Rocca Romana (612 m n.p.m.; 25 km). Widok na dolinę Tybru z okolic Otricoli (w centrum) ku SSW

Lazio

Między 16:00 i 16:30 przekraczało się płaski odcinek doliny Tybru. Po drugiej stronie teren stopniowo się wznosił, ale niewiele było odcinków, na których trzeba było podprowadzać w górę rowery. Przeważnie jechało się całkiem przyjemnie. Dodatkową atrakcją był widoki gór na wschodzie oraz plamy miast porozsiewanych tu i ówdzie.


17:21. Między Civita Castellana i Capannacce. Monte Soratte (691 m n.p.m.). Widok ku SEE


19:28. Monti Lucretili widoczne z Castelnuovo di Porto. Widok ku W

O 19:40 wreszcie widoczny stał się Rzym z wyraźnie zarysowującymi się murami i kopułą Watykanu. Czas podróży: 14dni 7 godzin od przekroczenia granicy Polski w Zwardoniu.


19:39. Cappuccini di Riano. Widok na Rzym i Watykan ku SSW


19:39. Cappuccini di Riano. Widok na Rzym i Watykan ku SSW

Od tego momentu pozostało kilkanaście kilometrów zjazdu wieczorową porą. Na drodze do stolicy Włoch jednak nadal czaiły się niedogodności: kilka (zaśmieconych) tuneli na przedmieściach; nieznajomość terenu; długa kładka dla pieszych i rowerzystów w pobliżu autostrady; zbliżająca się noc; konieczność pośpiechu.

Po 14d 8h 22 min. od opuszczenia Polski, o godzinie 21:02 przekroczona został ścisła granica miasta Rzym.

Dalej poszło stosunkowo łatwo. W miarę możliwości cały czas jechało się po ścieżkach rowerowych. Via Flamina doprowadziła nas do Tybru, od którego odbiło się w ulicę Circonvallazione Clodia. Kontynuowało się do wiaduktu kolejowego, pod którym udało się zebrać informacje od miejscowych na przystanku o dalszym kierunku jazdy. Ulicą Via Baldo degli Ubaldi przejechało się ponad 5 kilometrów w kierunku zachodnim. Na wiadukcie przed autostradą nawrót z powrotem w kierunku centrum (dodatkowe 1.5 km). Koło wiaduktu trwała rozmowa kierowcy z pewną stojącą przy drodze kobietą. Podczas nawrotu obojga już nie było.

Było po 23, gdy udało się dotrzeć do "Camping Villagi Roma". Od razu kurs do kas/informacji, gdzie po kilku minutach dało radę wynająć jedyny i jedynie na tą noc, wolny dwuosobowy domek. Gdyby dotrzeć po północy, prawdopodobnie już nie byłoby możliwości zarejestrowania się. Dali nam kilka drobiazgów m.in mapę Rzymu, uiściło się opłatę, po czym spacerem rozpoczęło się poszukiwanie naszego noclegu. Ludzi było dużo, dużo się bawiło, imprezowało do współczesnej muzyki. W końcu udało się załadować do naszej jednonocnej chatynki (~3x4m) z łazienką. Jakim wspaniałym uczuciem było móc wreszcie umyć się w cywilizowany sposób...


23:46. Nocleg w Camping Villagi Roma
Rower:Zielony Dane wycieczki: 128.00 km (0.00 km teren), czas: 08:00 h, avg:16.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Rzymu i przez Alpy XIV - Umbria

Wtorek, 19 lipca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 14

Do Asyżu

Miejsce na sen równie oryginalne, co przed Wenecją. Niestety nie udało się porządnie wyspać, lecz sen, choć krótki, pozwolił przynajmniej trochę odpocząć. Pobudka przed 7 rano, tuż po wschodzie słońca. Dzięki temu można było w miarę bezproblemowo opuścić miejsce noclegu, nie zwracając niczyjej uwagi. Kilka minut jazdy później nastała przerwa w połowie niewielkiego wzniesienia, gdzie można było nieco bardziej ogarnąć nasz bagaż i siebie. 7:30 z powrotem w drodze.


5:44. Pseudo nocleg między Perugią i Collestradą. Widok ku S


5:56. Między Perugią i Collestradą. Widok ku NNE

Podjazd był niewielki, ale droga biegła przez ocieniony teren z zabudową. Niestety zaraz potem był zjazd, a poranne zimne powietrze go nie umilało. Wkrótce potem, na równinie przejeżdżało się pod trasą szybkiego ruchu. Na rondzie, które chwilę potem się ukazało, nastąpił skręt na wschód. Przecięło się małe miasteczko Ospedaletto, które jeszcze nie obudziło się ze snu. Zaraz za nim droga zmierzała prosto ku Asyżowi, który leżał na zboczu góry.


6:02. Podjazd przed Collestradą. Widok na Perugię ku SWW


7:17. Asyż o poranku. Widok ku SEE

O 8:20 przerwa na śniadanie - chleb z serem, sosem i salami. Siedziało się na skraju pola, tuż przy drodze. Odgradzał nas niewielki rów. Po półgodzinnym śniadanie, połączonym z leżeniem, można było ruszyć dalej. W ciągu godziny poniosło nas ponad miasto, kierując się w stronę sanktuarium. O 10:30 przerwa w miejscu, skąd rozpościerał się wspaniały widok na dolinę rzeki Topino. Przerwa trwała około 20 minut.


9:36. Dolina rzeki Topino. Widok ku SSW


9:50. Dolina rzeki Topino. Widok ku SSW

Po pół godziny mijało się spychacz, oczyszczający drogę z gdzieniegdzie leżących na drodze odłamków skalnych. Kwadrans później ukazał się parking, skąd rozpościerała się kolejna panorama. Tam Kasia zagadnęła jedną z turystek przy autach, która poinformowała nas, że to już blisko i że jesteśmy dzielnymi osobami. Ostatecznie o 11:40 osiągnęło się bramę klasztoru. Około 6 minut trwało ogarnianie się przed wejściem, po czym zaczęła się moja rundka z aparatem w gotowości. Tuż za bramą ścieżka wznosiła się w górę. Po lewej witał nas metalowy odlew, na kształt św. Franciszka. Po prawej znajdował się wyryty w drewnie plan terenu.


10:47. Pustelnia Carceri ponad Asyżem. Widok ku NE

Wpierw kurs się ku toaletom położonym nieco wyżej niż ścieżka. Następnie można było zwiedzać teren, wędrując po nieco dzikich szlakach, aż zeszło się w okolice kapliczki, gdzie zdaje się, trwały przygotowania do lokalnej mszy, urządzonej dla małej grupki osób. O 12:12 dojście do trzech figur, przedstawiających trzy sposoby podejścia do wiary. Potem rozpoczęła się eksploracja części murowanej. Cały budynek składał się z bardzo wąskich korytarzy i stromych schodów, co sprawiało wrażenie bardziej jaskini, niż dzieł ludzkiej ręki. W niektórych miejscach ściany pokrywały freski. Jedno pomieszczenie zawierało krzyż S. Bernardino de Siena.
Eksploracja zakończyła się o 12:25, po czym od razu ruszyła Kasia. Wyszła przed 12:50. Nim się stamtąd pojechało, jeszcze podeszło się do stojącego przed bramą straganu, gdzie można było zaopatrzyć się w "mappę" regionu z zabytkami.


11:12. Pustelnia Carceri ponad Asyżem. Widok ku NEE


11:13. Pustelnia Carceri ponad Asyżem. Widok ku NWW

Sprawnie udało się ogarnąć. O 12:53 znów na parkingu, a o 13 już w miejscu poprzedniego odpoczynku. Kolejne 10-15 minut trwał zjazd do górnej granicy miasta, przed którą zachciało się nam zrobić obiad. Składał się na niego jak zwykle makaron oraz proszkowany sos carbonara, obficie zaprawiony resztką sosu pomidorowego z dużej szklanej butli. Dzięki temu drugiemu, danie smakowało niesamowicie wspaniale, przez co po posiłku wciąż chciało się go więcej. Przerwa obiadowa trwała ponad godzinę.

O 14:10 znów na rowerach. Przejazd przez miasto w dół. W ruchu podziwiało się dawną zabudowę miejską oraz zamek na wzgórzu, do którego już nie było sił i czasu podjeżdżać. Będąc niżej, udało się dostrzec kran, gdzie można było zaopatrzyć się w brakującą wodę. Napełniane pustych butelek zajęło około 10-15 minut.


13:11. Zamek Rocca Maggiore w Asyżu. Widok ku NW

Ku Spoleto

O 14:35 jechało się już po drodze za miastem, skąd rozpoczęła się drugą część podróży tego dnia, która polegała na omijaniu lub przejeżdżaniu przez charakterystyczne dla tego obszaru, niewielkie miasteczka. Te omijane, w większości znajdowały się na niewielkich wzgórzach. W Foligno przerwa pod marketem, gdzie wpadły zakupy oraz można było się skryć przed słonecznym żarem.


14:38. Spello. W tle Monte Pietrolungo (914 m n.p.m.). Po lewej La Sermolla (1191 m n.p.m.). Widok ku NNE


15:44. Foligno. Basilica Cattedrale di San Feliciano z XIX w. Widok ku NNW


16:25. Trevi. Jedno z wielu miast na wzgórzach. Widok ku SE


16:38. Trevi. Jedno z wielu miast na wzgórzach. Widok ku NNE


17:04. Pissignano. Tempietto del Clitunno. Widok ku NNW

Po 18 zjazd z dotychczasowej trasy, urywała się ona bowiem wpadając w SS3, gdzie panował zakaz jazdy rowerem. Zabrakło ledwie 1,5 kilometra, a już byłoby się w Spoleto. Pokonanie tej odległości zajęło na ponad pół godziny. Udało się znaleźć dróżkę (szlak św. Franciszka) poprowadzoną nieco na wschód od ekspresówki, upstrzoną licznymi podjazdami i zjazdami o sporych stromiznach. Trzeba było pchać rowery, a Kasi pomógł wędrujący tą samą trasą piechur. W Spoleto praktycznie same podjazdy, ale sporo dawało radę przejeżdżać. Zabudowa gęsta. Za miastem przerwa przed wjazdem na SS3. Przy drodze porozwieszano różne flagi świata, w tym polską. Po lewej widoczna była forteca Rocca Albornoziana i prowadzący do niej akwedukt.


19:20. Forteca Rocca Albornoziana w Spoleto. Widok ku NE

O 19:20 z pewnym wahaniem wkroczyło się na SS3, nie mając pewności, czy faktycznie od tego momentu można nią jechać rowerem, ale innej alternatywy nie było. Powoli zbliżał się wieczór. Rozpoczęła się jazda trasą, która przez 8 kilometrów pięła się wyżej i wyżej, choć dość łagodnie. W najwyższym punkcie udało się osiągnąć ponad 670 m n.p.m. O ponad 300 m więcej niż wysokość Spoleto. Po drodze przejeżdżało się przez kilka tuneli. Trasa znajdowała się wysoko ponad poziomem dolin rzecznych, przez które prowadziła.

Powoli zapadał zmrok, któremu towarzyszył napływ chmur z zachodu. Z niecierpliwością trwało wypatrywanie jakiegokolwiek noclegu, ale po prostu nie było to możliwe. Dopiero gdy ujechało się 15 kilometrów od Spoleto, udało się znaleźć byle co, gdzieś pomiędzy drogą i strumieniem. Teren niesamowicie nierówny, pełno nieprzyjemnych chwastów. Przynajmniej jakoś tam skrywały nas krzaki, ale i tak trzeba było się kryć się przed autami, dopóki nie udało się narzucić barw maskujących. Do namiotu udało się wejść tuż przed burzą, która swe oznaki dawała nam jeszcze w czasie jazdy.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 88.00 km (0.00 km teren), czas: 06:00 h, avg:14.67 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Rzymu i przez Alpy XIII - Perugia

Poniedziałek, 18 lipca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 13

Appennino umbro-marchigiano

Start przed ósmą. Przybyło się do pobliskiego Mercatello Sul Metauro, gdzie kwadrans minął na zakupach. Przy okazji zgadało się z tamtejszym kasjerem, który popytał o wyprawę i orzekł, że jeździł po Polsce. Na dłuższą rozmowę ani my, ani on, czasu jednak nie mieliśmy.


7:51. Palazzi. W dolinie rzeki Metauro. W tle masyw Monte Spicchio (1656 m n.p.m.). Widok ku SWW


8:01. Mercatello Sul Metauro. W tle kościół pw. La Pieve Collegiata. Widok ku W

Przerwa nastała kilka minut za miasteczkiem, mijając na jedzeniu śniadania. Kolejne 3 godziny spędzone zostały na pokonaniu 15 kilometrów podjazdu. W siodełku udało się utrzymać do Lamoli i jeszcze kilkaset metrów od zabudowy. Od tamtej pory nachylenie drogi było dla nas zbyt duże.


10:25. Zabezpieczenia przeciwosuwiskowe przy drodze do przełęczy Bocca Trabaria (1049 m n.p.m.). Widok ku NNE

Na początku etapu spacerowego, w pobliżu jednego z zakrętów, dał się słyszeć niezbyt donośny, ale wyraźny śpiew. Kilka sekund później wychynęła się zza niego rowerzystka i wkrótce nas dostrzegła. Śpiew momentalnie ucichł. Okolica była pusta, bardzo lesista. Widok ludzi o tej porze, w takim miejscu z pewnością zmieszał jej nastrój. W późniejszym etapie mijało się kilka, jak się wydaje, opuszczonych domostw przed wioseczką Fonte Abeti, które liczyło kilkanaście domów, w dość znacznej odległości między sobą. Tam po raz pierwszy w życiu udało się zobaczyć czarną pszczołę. Miejscami widoczne był gołe skałki, stalowymi siatkami zabezpieczone przed osypywaniem.


11:00. Ostrożeń w dolinie Torrente Meta


11:06. Czarna pszczoła na groszku w dolinie Torrente Meta.

Ostatecznie, kilka minut przed 12 dotarło się do przełęczy Bocca Trabaria (1049 m n.p.m.), pomiędzy szczytami Poggio del Romito (1196 m n.p.m.) i Sant Antonio (1169 m n.p.m.). Znajdowała się tam pamiątkowa tablica upamiętniająca wędrówkę Garibaldiego w 1849 r. z Rzymu ku Wenecji. Chwilę się odpoczęło przed dalszą trasą i można było rozejrzeć się po dolinie Tybru, leżącej przed nami. Cały zjazd trwał około z 1,5 godziny. Wliczając oczywiście liczne krótsze lub dłuższe postoje, wprowadzone po to tylko, by nie mieć żalu straty niezaobserwowanych widoków.


11:53. Przełęczy Bocca Trabaria (1049 m n.p.m.). "Giuseppe Garibaldi la sua fedele anita ciceruacchio ed i figli ugo bassi e tanti tanti generosi italici spiriti di qui transitarono il 27 luglio 1849 recando nel cuore la palpitante certezza di portare a Veneziao il loro decisivo aiuto _ destino no volle ma del loro irrefrenabile anelito queste contra de sentono ancora leco diffordersi di valle in calle il comune di San Giustino nel centena rio della morte 28. 7. 1982". Widok ku SWW


11:59. Zjazd z przełęczy Bocca Trabaria (1049 m n.p.m.) w dolinę Tybru. Widok ku W


12:01. Zjazd z przełęczy Bocca Trabaria. Dolina Tybru. Najwyższy punkt terenu na zdjęciu to Monte Amiata (1738 m n.p.m.; 90 km). Widok ku SSW

Nawierzchnia była świetna, a rower sam z łatwością się rozpędzał. Na pierwsze danie poszło sześć łuków serpentyny, położonych bardzo blisko siebie. Momentalnie zjechało się o 100 metrów wysokości. Odcinek ten był najbardziej widowiskowy i zapewniał szerokie pole widzenia. Kolejny, dłuższy etap pokonywany był z rzadszymi przerwami. Droga była bardziej prosta, choć nadal zaopatrzona w liczne zakręty, gdyż jechało się wzdłuż linii grzbietu, prowadzącej do niewielkiego w tym miejscu szczytu Colle di Raso (836m n.p.m.). Spod niego zaś, teren tu był bardziej płaski(jak na ten etap podróży), aż do Monte Giove (713m n.p.m). Odtąd pozostało zjechać serpentyną, składającą się z dwóch odległych i pięciu bliskich łuków drogi.


12:51. Zjazd z przełęczy Bocca Trabaria. Dolina Tybru. San Giustino. Widok ku SWW

Dolina Tybru

Przerwa pod znakiem, witającym nas w mieście San Giustino. Blisko kwadrans minął, nim udało się pozbierać po solidnym wycisku, jakim było żmudne podejście do przełęczy, oraz długim zjeździe, wymagającym zaangażowania w kontrolę pojazdu. Niosło nas w upalne popołudnie. Jazda doliną była długa i żmudna, choć pozwalała nam odpocząć i jeździć, zamiast spacerować jak rankiem i poprzedniego dnia.

Droga była niesamowicie prostolinijna. Nawierzchnia raczej w porządku, a ruch umiarkowany. Zabudowania pojawiały się raczej często, lecz w dużej mierze były do rożnego rodzaju miejsca pracy, zajmującymi sporą przestrzeń. Wpadły drobne zakupy w Riosecco. Po godzinie płaskiej podróży, wjechało się do Città di Castello. Miasto to, podobnie jak Ravenna, trąciło wiekami, choć nie było tam, aż tak istotnych obiektów zabytkowych. Ulicami Via XI Settembre i Via Plinio il Giovanne wyjechało się do Corso Cavour. Tam (przypadkiem jak to zazwyczaj) natrafiło się na jedną z ważniejszych zabytkowych budowli, zwaną Il Palazzo dei Priori, pełniącą funkcję ratusza. Nie wiedząc co robić, wlazło się do wtedy całkiem opustoszałego budynku, zawędrowało do, zdaje się, sali obrad, porobiło kilka zdjęć i znacznie obniżyło temperaturę ciała, dzięki panującemu miłemu chłodowi.


14:24. Città di Castello. Palazzo dei Priori przy Piazza Venanzio Gabriotti. Widok ku S

Ruszyło się do pobliskiego Piazza Matteotti, a następnie skręciło się w Corso Vittorio Emanuele, pełniącą funkcje deptaka, po to tylko, by najkrótszą drogą wydostać się w dalszą trasę. Było po godzinie 15, a przebyło się nawet nie połowę średniego, dziennego dystansu.


14:40. Città di Castello. Cassa Di Risparmio przy Piazza Gildoni. Widok ku NNE

Przejeżdżało się przez jedno miasteczko za drugim. Kilkaset metrów po naszej prawej, biegła trasa ekspresowa, odciążająca naszą drogę. Z biegiem czasu zauważalne stało się, że dolina staje się węższa, a my jechało się prawie przy krawędzi zboczy doliny. Tuż za Promano, przejechało się na drugą stronę ekspresówki, dalej trzymając się SR3. W Montecastelli przejazd nad Tybrem, ponownie robiąc to w Umbertide, mieście, które ledwo odnotowało się w pamięci. W Ponte Pattoli dokonało się kolejne przekroczenie rzeki.


16:56. Promano. Kościół pw. Santa Maria. Widok ku NEE


17:19. Cioccolanti. Po lewej Monte Corona (ok. 710 m n.p.m.). Po prawej Monte Acuto (926 m n.p.m.). Widok ku SSE

Tymczasem wypadało uzupełnić zapas wody. Trwało rozglądanie się za potencjalnym punktem wodopoju, lecz nic w oczy się nie rzucało, a ludzi nie było w pobliżu. W Villa Pitignano udało się kogoś zagadnąć, a po krótkiej rozmowie poinformowano nas, o nieodległym kraniku przy drodze. Wnet ją się odnalazło i zapełniło butelki w sakwach.


20:25. Asyż u stóp Monte Subasio (1290 m n.p.m.). Widok ku SEE

Było po 20. Powoli nadchodziła noc. Wyniosło nas poziom około 200 m n.p.m. Z jakiegoś powodu, zachciało się nam odwiedzić Perugię. No i zaczął się "spacer". Szło się Strada Eugubina do zmroku. W oddali widać był Asyż u stóp Monte Subasio. W zmęczeniu przyszło zatrzymać się na ~350 m n.p.m., na przystanku autobusowym z małym parkingiem. Tam przerwa na przekąszenie kolacji. Po posiłku dalej w górę. Była już ciemna noc. Od tej pory wędrowało się w dużej mierze po chodniku.


21:31. Asyż (z lewej) i miejscowości wzdłuż SS75 widoczne z Perugii. Widok ku SE

Przeszło się całą ulicę, kończąc przy kościele pw. Santa Maria di Monteluce. Znów nas wyniosło, tym razem ponad poziomicę 450 m.n.p.m. Po co??? Skręt w Via del Giochetto. Od teraz wracało się na dół. Można było wsiąść na rowery i zjeżdżać. Skręt w Via Enrico dal Pozzo, którą również przejechało się w całości. Rozumie się, że droga prowadząca w dół, w nocy, nie jest taka sama jak w dzień, toteż ciągle zwalniało się do rozsądnych prędkości, nie zawsze polegając na przydrożnych lampach i oczach. W dziurę jakąś, nagle i niespodziewanie wpaść nam nie zależało.


22:04. Kościół pw. Santa Maria di Monteluce w Peruigii. Widok ku SSE

Przejechało się wzdłuż murów nekropoli. Na rozwidleniu dróg ostatecznie zsiadło się z maszyn. Brak światła i nie najlepsza nawierzchnia, a także co kilka-naście minut przejeżdżający samochód, nie pozwalały na podjecie ryzyka. Ruszyło się, już na pieszo, w prawo. Choć nie wiem, jak bardzo się chciało znaleźć nocleg pod namiotem, nic znaleźć się nie dało. Co chwila dom. Z pewną radością powitana została tabliczka, oznajmiającą, że miasto to się opuściło.

W pewnym momencie, po prawej, z otaczającego nas mroku, który zatracał w nas poczucie wysokości, wynurzyło się morze świateł. U naszych stóp rozciągało się miasto Ponte San Giovanni i otwarto ku południu dolina Tybru. Gdzieś tam daleko uciekała jasno oświetlona nitka trasy E45. Nieco węższe nitki mniejszych dróg tworzyły świetlną siatkę. Gdzieś z lewej plama Asyżu. Mnóstwo świateł, których nie można było zidentyfikować. Tylko tak się stało i podziwiało wszytko przez dłuższy czas. I wszystko byłoby wspaniałe, gdyby można było tam rozbić namiot.

Niejako walcząc ze zbliżającą się sennością, ale wciąż wystarczająco odległą, trzeba było wlec się dalej, walcząc z grawitacją, nadmiernie ciągnącą rowery. Kolejnym zbędnym pomysłem, było skręcenie w prawo w Via Pitagora, a potem w Via Antonio Stoppani. Jadąc prosto, raz dwa by się wyjechało z miasta, a tymczasem poniosło nas do jego centrum. Ścieżką wzdłuż Via San Girolomo przejechało się pod torami kolejowymi, ale po drugiej stronie zbytnio nas zapędziło i już by się ruszało na południe, lecz w porę udało się zmienić kurs na wschodni. Dalej Via Alessandro Manzoni, którą to opuszczone zostało miasto. Po nadłożeniu dodatkowych 2 kilometrów...

Wyjechało się na drogę biegnącą wzdłuż E45. Była to strefa wielkopowierzchniowych zakładów pracy. Ujechało się ~2 kilometry i po krótkiej walce z obawami, wlazło się za trochę ulistniony krzak, obok rozdzielnicy elektrycznej, których szerokość wystarczała nam za osłonę. Poległo się na położonym bez stelaża namiocie, ze śpiworami, częściowo na położonych rowerach. Przykryło się zieloną, maskującą płacht namiotu i wnet nadszedł sen. Udało się zdążyć przed północą.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 112.00 km (0.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:16.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Rzymu i przez Alpy XII - San Marino

Niedziela, 17 lipca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 12

Monte Titano

Pobudkę trudno w rzeczywistości tak nazwać. Sen bardzo przerywany i niespokojny, co chwila poprawiając siedzące "legowisko" na ławeczce. Trudno nazwać tę przerwę odpoczynkiem. Niemniej udało się zregenerować spory zapas sił na kolejny dzień. Koniec odpoczywania przed 7, wcześniej obserwując kilka grup szosowych jadących na trening. Początek dnia zaczął się dość łatwym podjazdem do granicy San Marino w Acquaviva. Ujechało się w sumie kilka kilometrów, po czym trzeba było zsiąść. Uogólniając, tam gdzie droga wynosił 5-6% podjazdu, po prostu się szło. Kilka razy zachciało mi się spróbować jechać, lecz po nieprzespanej w pełni nocy i wciąż jeszcze ciężkim bagażu, nie było to dla nas łatwą sprawą.


6:57. Dogana di Verucchio I. Dolina rzeki Marecchia. Widok ku NNW


6:57. Dogana di Verucchio I. Zamek Montebello na wysokości 437 m n.p.m. Widok ku W


6:57. Dogana di Verucchio I. Torriana (452 m n.p.m.). Widok ku NW


6:57. Dogana di Verucchio I. Monte di Pietracuta. Widok ku SWW


7:07. Wjazd do San Marino w Gualdicciolo. Widok ku SSE

Pierwsza przerwa na przystanku położonym powyżej 370 m n.p.m., po zaledwie 2 godzinach podróży i prawie 5 km odległości. Zjadło się krótkie i skromne kanapkowe śniadanie. Siedząc na ławce, można było podziwiać przebytą do tej pory odległość i co jakiś czas oglądać kolejne przejeżdżające grupy kolarzy. Odsapnąwszy, można było ruszyć dalej, tym razem przemieszczając się przez ścisłą 1-3 piętrową zabudowę Borgo Maggiore. Skręt w Via 28 Luglio i Via Piana.


9:49. W San Marino. Borgo Maggiore. Wzniesienia w tle już we Włoszech. Widok ku SE


9:56. W San Marino. Borgo Maggiore. Widok ku S


9:59. W San Marino. Borgo Maggiore. Po lewej kolejka linowa. Widok ku N

Przy 8.5 km trasie, po kolejnej godzinie spędzonej na marszu w górę, nastąpiła przerwa na skrzyżowaniu z Via Montalbo. Utworzono tam bardzo przyjemny punkt widokowy, od drogi odgrodzony niewielkim murkiem (remont przeprowadzono około rok przed naszym przybyciem). Roztaczał się stamtąd wspaniały widok w kierunku zachodnim i pólnocno-zachodnim.


10:14. Città di San Marino. Skrzyżowanie przy wjeździe do centrum i drodze do Murata. Przy prawej krawędzi Torriana (452 m n.p.m.). Widok ku NWW

Dłuższa przerwa nastąpiła na Piazzale Marino Calcigini przy drobnej restauracyjce. Po chwili namysłu zamówiło się pierwszy ciepły posiłek, jakim była pizza. W trakcie oczekiwania, warto było udać się na pobieżne zwiedzanie miasteczka. Wpierw ja na warcie, pilnując bagażu. Po kilkunastu minutach zmiana ról i to mi teraz przyszło ruszyć na zwiad. Przeszło się kilka metrów na wschód, by skorzystać z windy, przemieszczając się dzięki niej do góry o 3-4 piętra. Następnie odbyło się spacer wznoszącymi serpentynami Via Paolo III do prostej i dość płaskiej Via Donna Felicissima, która doprowadziła mnie do Piazza della Libertà, gdzie znajdował się ratusz. Przerwa przy barierce, by po kilku zdjęciach ruszyć najkrótszą drogą ku górze.


10:54. Città di San Marino. Piazza della Libertà. W centrum Palazzo Pubblico z końca XIX w. Widok ku NNW

Wkrótce poniosło mnie pod La Rocca o Guaita. Z braku czasu/funduszy nie wchodziło się do zamku, lecz od razu na taras przed nim. W otwartej przestrzeni dało się słyszeć głosy kilku polskich wycieczek lub pielgrzymek. przemieszane z innymi językami. Nie chciało mi się wnikać, ani szukać znajomości. Wystarczyło pozachwycać się panoramą, jaka roztaczała się z wysokości ponad 700 m n.p.m. Morze Adriatyckie również było widoczne.


10:59. Città di San Marino. W tle Adriatyk. Widok w kierunku NE z poziomu tarasu widokowego przy Twierdzy Guaita

Wracając na dół przechodziło się koło Basilica di St Marino i niewielką uliczką zmierzając w kierunku kolejki górskiej. Nieco poniżej mijało się strzelnicę kuszniczą Cava dei Balestrieri.


11:03. Città di San Marino. Basilica di San Marino. Widok ku N


11:07. Città di San Marino. Po prawej kolejka linowa do Borgo Maggiore poniżej. Widok ku N

Trochę dalej minęło się muzeum tortur i doszło na poziom windy. Po około pół godziny szybkiego marszu przez stolicę San Marino, można było wrócić, lecz okazało się, że pizza jeszcze nie została podana. Na szczęście, nie udało mi się nawet wyjąć mapy w celu obmyślenia dalszej trasy, gdy oto podali to co trzeba. Ku naszemu niezadowoleniu, był to posiłek mały, niezbyt obfity w składniki i dość twardy. Trochę nas zawiódł, ale dobre i to. 20 minut po 12 znów na rowerach w dalszej drodze.


12:12. Città di San Marino. Widok z parking w pobliżu lokalu, w którym przyszła pora na obiad ku NW


12:32. Città di San Marino. Skrzyżowanie przy wjeździe do centrum i drodze do Murata. W centrum Torriana (452 m n.p.m.). Widok ku NW

Zjeżdżając dość ostrożnie, wróciło się do Via Montalbo. Opuszczenie miasta nastąpiło lesistą Via Gamella z podjazdem przed samą dzielnicą Murata. Wyjechało się z niej takim samym zjazdem do Fiorentino, ale by je opuścić, ponownie trzeba było się wysilić. Było strasznie gorąco przy słabym wietrze.


13:12. San Marino. Fiorentino. Po prawej Monte Titiano (739 m n.p.m.). Widok ku NNW

Z doliny rzeki Conca do Metauro

Od granicy do Mercatino Conca przez blisko 5 km praktycznie się nie wysilając. Droga obdarzona licznymi zakrętami opadała z 560 do 300 m n.p.m. Była miłą odmianą po męczącym poranku, nawet jeśli krótkim. Krajobrazy w czasie zjazdu ku dolinie rzeki Conca z grubsza przypominały te w Beskidach.

Druga połowa dnia upłynęła na kolejnym podążaniu w górę, do punktu położonego o ~100m wyżej niż ten w czasie przerwy w San Marino. Tyle tylko że na odcinku prawie dwukrotnie dłuższym. Dzięki temu poszło nam to znacznie szybciej. Duże odcinki pokonywane były jadąc, co prawda powoli, ale wytrwale. Wraz z przebytymi kilometrami, krajobraz wzgórz i zboczy stawał się bardziej suchy oraz słabiej zalesiony. Liczba wzniesień była tak duża, że przypominały mi archipelag mniejszych lub większych szczytów.

Z głównej trasy zboczyło się do Monte Cerignone, licząc na przerwę pod jakimś sklepikiem. Niespecjalnie się go jednak szukało, i też nie udało się znaleźć. W to miejsce można było obejrzeć starówkę z perspektywy pieszego z rowerem. Ulice były tam dość strome i nie było sensu dodatkowo obciążać siebie i roweru. Przyszło nam się schronić na kilka minut w chłodzie cieni, ale nasz "spacer" przypominał bardziej ich pochód. W tamtych chwilach upał najbardziej dawał się nam we znaki.


15:44. Monte Cerignone. W centrum Monte della Valle (835 m n.p.m.) i Monte San Paolo (860 m n.p.m.). Widok ku NNE


15:48. Monte Cerignone. Po prawej Monte Faggiola (818 m n.p.m). Widok ku SE


16:04. Monte Cerignone. Widok ze stoku Monte Faggiola ku NW

W wyniku zmęczenia, zjechało się na powrót do głównej drogi, kontynuując pieszo (z przestojami) przez około 2-3 km. Potem teren nadal się wznosił, ale łagodniej. Na tyle, by ślamazarnie przeć do przodu. Dłuższe odcinki jazdy, z rzadka przerywane, by pewne momenty przejść pieszo. Pomimo przebytego dystansu, jechało się lżej.


16:42. Alpe della Luna. W pół drogi między Monte Cerignone i Serra Nanni. Dolina Torrente Apsa i Foglia, do której wpada w Lago di Mercatale. Widok ku SSE


16:45. Alpe della Luna. W pół drogi między Monte Cerignone i Serra Nanni. Dolina Torrente Apsa i Foglia, do której wpada w Lago di Mercatale. Widok ku SE


17:02. W pobliżu Serra Nanni. W centrum strome zbocza Monte Carpegna (1415 m n.p.m.). Widok ku SWW

Kolejny dłuższy spacer (poprzedzony zjazdem) w Ponte Cappuccini, położonym obniżeniu, pomiędzy dwoma najwyższymi punktami na przebywanej tego dnia trasie. Krajobraz, w tych najwyższych partiach, przedstawiał się bardziej niż do tej pory opustoszały, z widocznymi masywniejszymi formami terenu. Był też najciekawszy dzięki rozległości widocznego obszaru.


17:46. Ponte Cappuccini. Po lewej Castello di Pietra Rubbia (757 m n.p.m.). Po prawej skała Pietrafagnana (798 m n.p.m.). Widok ku SEE


17:50. Między Ponte Cappuccini i Carpegna. Dolina Torrente Mutino, wpadającego do Foglia w Cupa. W tle masyw Monte Nerone (1525 m n.p.m.; 30km). Widok ku SSE

Od okolic Carpegny jechało się praktycznie ciągle w dół. Najciekawsze były dość ostre slalomy w Torrito. Dalej dość nudny, zjazd do Lunano, wśród mało ciekawego krajobrazu. Miasteczko omijało się z boku, przejeżdżając tunelem o ponad 2,5 km długości. Pierwszy na trasie taki etap powodował nerwową atmosferę, za każdym razem, gdy zbliżał się jakiś pojazd. Dzięki temu, przejazd pod wzgórzami odbył się w podwyższonym tempie jazdy.

Druga strona była niezmiernie płaską, choć dość wąską doliną. Słońce powoli znikało za wierzchołkami, więc rozpoczęło się poszukiwanie miejsca, które nadawałoby się na porządny nocleg. Po ponad 5 km udało się zatrzymać we wsi Palazzi, gdzie przyszło nam poprosić o możliwość zatrzymania się na terenie podwórka jakiejś miejscowej rodziny, u której akurat chyba trwał zjazd rodzinny z bliżej nam nieznanego powodu. Po naradzeniu w swoim gronie udzielili nam pozwolenia i można było rozbić się na nieogrodzonym podwórku. Dali nam po plastrze arbuza, trochę się udało obmyć z potu i soli, z trudnościami wymienić parę zdań i ostatecznie legnąć w namiocie przed 21.


19:28. Zjazd w dolinę rzeki Metauro, po wyjechaniu z tunelu od strony Lunano. Widok ku SSW


20:05. Sant'Angelo in Vado. Widok ku SSE


20:10. Sant'Angelo in Vado. Widok ku NNW


20:17. Palazzi. Dolinę Metauro. Widok ku SWW
Rower:Zielony Dane wycieczki: 68.00 km (0.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:9.71 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)