Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Spontaniczna wyprawka do Grójca z przygodami

Środa, 26 marca 2014 | dodano: 28.03.2014Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Nocne, Gminy, Warszawa, Z Kasią, Z rodziną

Start o 12:30. Niebo było zachmurzone płaskimi cumulusami. Z biegiem czasu i zbliżania się do Warszawy, słońce całkiem się schowało za cienką warstwą chmur. Pierwsze kilometry jak zwykle jechało się ciężko, ale po przebyciu krajówki udało się wejść w rytm oraz zaczerpnąć spokoju z braku TIRów, z których to dwa o litewskiej rejestracji, dosłownie o włos minęły mnie z aktywnym klaksonem.


Miączyn. Polny dojazd do centrum wsi. Widok ku NNE


Droga przez las między Henrysinem i Zakroczymiem (Duchowizną). Potwornie często wykorzystywany przez mnie odcinek. Widok ku NE

W okolicy Czosnowa naszła mnie myśl, że być może jest bardzo dobry dzień, by spróbować zrealizować plan ataku na brakujące gminy południowego rejonu mazowieckiego. Jakby natchnęło mnie jakieś przeczucie, przed wyjazdem upchany został śpiwór i 2l wody + bidon. Do jedzenia nic.


Warszawska do Czosnowa. Widok ku SEE


Droga serwisowa S7 na odcinku Cząstkowa Polskiego S. Widok ku SE


Dźwigowa. Ścieżka rowerowa, której brakowało mi w 2008. Widok ku SSW

Do Warszawy wjazd od strony śmieciogórki. Zdziwiło mnie się pozytywnie wjeżdżanie do Włoch. Pod północnymi wiaduktami kolejowymi wydzielono pasy rowerowe. Na Mokotowie biznesy i zaopatrzenie w postaci kilku bułek, czekolady, soku i półciepłej przekąski - zniknęła od razu. Dojazd do Puławskiej myśląc, że skoro jadę na południe, to być może biker1990 będzie miał ochotę się przejechać kawałek. Nr dostaję od Księgowego, jadąc Puławską przez Ursynów. Niestety z przejażdżki nici, więc trzeba się skupić na dalszej trasie.


Nowy wiadukt na Puławskiej. Widok ku S

W Piasecznie telefon z domu - gdzie, co i jak. Na uszy mp3, ale tu problemy techniczne. Do Warszawy nie było problemów, a tu nagle strajk i jedna słuchawka przerywa nadawanie. Radzę sobie z tym prowizorycznie. Raz daje się przesłuchać ok. 80% piosenki, innym razem wcale. Trasą 722. Ciemno. Po SMSie od Bikera1990, dosłownie kilka minut później, przez niebo przetoczyły się chmury niosące bardzo mizerny deszczyk. Dwukrotnie trasa wiodła przez spore lasy. Mijało się kilka wsi, przejechało przez Prażmów, za którym pojawił się wyjątkowo nieciekawy odcinek o dwóch zakrętach i bardzo lichej jakości nawierzchni. Nie ujechawszy od nich zbyt daleko, nastąpił skręt do wsi Gościeńczyce i przez Wolę Żyrowską do DK 50. Skręt do Żyrowa, prawie z niego wyjeżdżając, ale w porę udało się zawrócić i odnaleźć właściwy skręt.


DW 722. Wjazd do gminy Prażmów między wsiami Bogatki i Łoś. Widok ku SSW

Potem już nie było tak różowo. Jechało się długo drogą do Kukał, wypatrując trasy na południe. Tak się złożyło, że udało się dostrzec dopiero tą, która prowadziła do Woli Kukalskiej. Skręt. Nawierzchnia początkowa asfaltowa zmieniła się w twardy szuter. Wjazd na skrzyżowanie z drogą, wyglądającą na mocno zapiaszczoną. Potem kilka domów stojących w otoczeniu leśnym. Przejazd przez zagajnik. Tam droga zrobiła się lekko wilgotna, lekko błotnista. Zejście z roweru, by dojść do skrzyżowania polnych dróg. Było to po ok. 120km jazdy oraz 7h 40 minut. Obawiając się trudnego terenu i nie chcąc wpakować się w jakieś totalne zadupie, wykonane zostało kilka telefonów do Kasi. Próby ustalenia moje pozycji na mapie w googlu, zakończone sukcesem. Trwały około 1,5 godziny. W międzyczasie padł mi pierwszy telefon, będący na skraju wytrzymałości. Drugi wrócił do domu z 3/5 kresek pod koniec podróży. Jak się okazało, dobrze było wyjaśnić sprawę, ponieważ pozostałe alternatywne trasy wyprowadziłyby mnie na manowce. Co do kierunków świata, dość łatwo było je określić dzięki warszawskiej łunie, ale z tegoż samego powodu, nie można było określić dokładnego kąta. Tymczasem temperatura spadła do 3 stopni i stojąc zaczynało się marznąć.


Kłopotliwe skrzyżowanie między Wolą Kukalską S i Sikutami E

Było już grubo po pierwszej, gdy w końcu padła decyzja, by zmierzać na zachód. Droga polna, zrazu wąska, szutrowa, po 1/4 odległości zamieniła się w drogę obficie trawiastą, wilgotną, przechodząc w lekko błotnisty teren. Przejazd przez jakiś wąski dołek, w którym stała płytko woda. Nie było go widać, ale czuć było, że obszar jest niebywale wilgotny. Trudny ten etap skomplikowały jeszcze gałęzie drzew i krzewów. Lampka spisywała się dzielnie. Ostatnią 1/3 trasy stanowiła polna droga, z dziurami wyżłobionymi ciągnikiem. Były zalane wodą, a droga błotnista. W sumie po 1km udało się dotrzeć do asfaltu i kontynuować podróż już na spokojnie do Grójca.


Grójec o 2:30. Wjazd od Krobowa. Widok ku W

Plan, który miał być wprowadzony tej nocy, nie zakładał odwiedzania Grójca, lecz Jasieniec. Mapy nie było ze mną żadnej, nie szykując się na taką trasę. W Grójcu dojazd do starostwa powiatowego. Na tamtejszej mapie udało się określić całą sytuację terenową. Wracać się nie chciało, a na nadkładanie drogi też nie bardzo była ochota. Tak się więc jechało ku centrum miasteczka, gdy nagle padła mi bateria w mp3. Ponadto - wszystkie pieniądze, baterie i dokumenty zostały w torbie Kasi, podczas spotkania w Warszawie. Można sobie wyobrazić, jak to za kwadrans trzecia w nocy wzdycham i kieruję się do domu.


Rynek w Grójcu. Widok ku NNW

Dalej kurs odcinkiem BBT do Przęsławic, a tam po chwili namysłu skręt w lokalną dróżkę na północ. Nie było najmniejszej ochoty wracać głównymi drogami, a ponadto można było poznać nieznane mi odcinki w odległych ziemiach. Zupełnie przypadkowo okazało się, że poniosło mnie na czerwony szlak rowerowy. Szuter był w większości twardo ubity i aż miło było jechać. Mijało się stawy, a w lesie skręcało w lewo. Tam już większość drogi na pieszo (trasa poza szlakiem), uważając na walające się sosnowe gałęzie po wyrębie, oraz rozmiękłą, błotnistą nawierzchnię. Wyjazd w niewielkiej wsi i wkrótce potem na asfalt. Skręt na południe, ale w porę się udało ogarnąć, gdzie by mnie poprowadziła, więc nawrót na północ.

Przejazd przez Michrów, aż prawie pod koniec Świętochowa. Tam udało się odkryć z przestrachem i zdumieniem, że odpadł mi licznik. Nawrót, przeczesując latarką przestrzeń, nadkładając sobie w ten sposób dodatkowe 5 km do rachunku trasy. No i został stracony licznik, którego szukanie o tej porze, to... Za Świętochowem przejazd przez las. Potem przez tory kolejowe i aż mnie przestraszyło, bo oto z naprzeciwka szedł jakiś starszawy człowiek, a spostrzec się go udało dopiero 5 metrów przed wyminięciem go. Potem kilkanaście metrów zjazdu w dół, co skończyłoby się zimną kąpielą, gdyby nie masy spowalniającego piachu. Drogę przecinał sobie strumyczek, a na lewo, za zaroślami leżało jeziorko.

Mostu, kładki czy choćby przerzuconej kłody nie było. Po ocenie sytuacji znów na rower i lewą nogą odpychając się od ziemi, wystającej kilkanaście cm ponad poziom wody, udało się dotrzeć tak daleko, jak było można. Przednie koło utknęło w piaskowej głębi. Trochę się przyszło natrudzić, manewrując tylko jedną nogą i podrywając kierownicę, by wydostać je na twardszą cześć dna. Następnie mocniejsze naciśniecie na pedały i nim udało się wytracić prędkość w miękkim podłożu, jeszcze przyszło odbić się dwa razy lewą stopą, nieznacznie tylko mocząc buta, po czym już się było po drugiej stronie.

Potem spacer, aż wyszło się z lasu do Suchodołu. Mimo nazwy, na drogach były kałuże pełne wody. Przecięcie DW 876 i dwa kilometry dalej zagłębienie się w kolejnym lesie. Początkowo teren był lekko błotnisty, trochę kałużasty. Po prawej ciągnęło się dziwne, betonowe ogrodzenie. Mijało się leśne skrzyżowanie i wjeżdżało w dróżkę, poprowadzoną między dwoma nasypami. Nasunęło mi się na myśl, skojarzenie z koleją wąskotorową, ale czy możliwym, by tam kiedyś ona była? Po ~1 kilometrze odcinek się skończył (raz przecinając drogę asfaltową) i wyjazd w terenie przecinanym przez leśny strumyk, ale na tyle mizerny, że w kontakcie z drogą wyglądał jak rozmiękła, szeroka kałuża, z niewielką ilością wody na dnie. Niewiele dalej wyjazd z lasu i pierwszą możliwą drogą dojazd do główniejszej trasy.

Tu już się było w Krakowianach. Nie mając mapy i tak mi to nic nie mówiło, więc dalej na północ. Niebo pochmurne, ale od jakiegoś czasu było już jasno. Wystarczająco na tyle, by nie używać lampki. Mijało się leśniczówkę i mapę okolicy. Trochę licha, ale pomogła ustalić plan działania. Przejazd przez Młochów i Rozalin do Siestrzeni.


W Siestrzeń o 7:19. Wjazd z DK 8, 0,3 km od granicy z Rozalinem. Widok ku NW

Po drugiej stronie DK 8, trzeba było usiąść na ławce i poszukać informacji na temat forumowego Renifera. Skoro tak mnie poniosło, to a nuż uda się odzyskać Xsięgę. Udało się odnaleźć adres i podjechać tam, lecz z lichym skutkiem. Tak lichym jak drogi i oznaczenia w Siestrzeńskich obszarach działkowych. Ostatecznie myśl została porzucona i polnymi szutrami wyjechało się we wsi Książenice, skąd już łatwo było dotrzeć do Grodziska Mazowieckiego.


Książenice SE. Aleja Świerkowa, będąca przedłużeniem Mokrej w Siestrzeni. Widok ku NWW


Grodzisk Mazowiecki o poranku. Wjazd Mazowiecką ze wsi Kady. Widok ku NWW

Przejazd wiaduktem, ćwierć-pętla na zachód i dalej wzdłuż torów w sołectwie Kozery. Wyjazd na ul. Krajobrazową, pokrytą pięknym asfaltem. Później pieszo wiaduktem przerzuconym nad autostradą. Z siłami było u mnie krucho, tak jak kruche od chłodu stały się bułki, które zalegały w sakwie. Tempo ogólnie mizerne, ale mniej więcej od poranka do końca utrzymywało się na jednostajnym poziomie. Nie dotyczy to sił psychicznych. Te były tak gotowe do podróżowania, jakbym dopiero co zrobiło się 10km - a zbliżało się już do przekroczenie 200. Ogólnie sprawy - ile kilometrów już przejechanych, ile mi zostało itp. wcale, a wcale nie zaprzątały moich myśli. Czuło się trochę jak automat, ale z zachowaniem pełnej świadomości i bez oznak znużenia, jakie w takich przypadkach powinno się załączyć. Tyle tylko, że często zaczeły wpadać kolejne postoje ze względu na naciągnięty lub naderwany mięsień goleniowy. Do niskiego tempa jazdy przyczynił się też skromny zapas jedzenia, który oszczędnie były zużywane na trasie.


Objazdowa wzdłuż torów w Kozerach. Po prawej, poza kadrem, niewielki staw. Widok ku SWW


Objazdowa wzdłuż torów w Kozerach. Samotny staw. Widok ku NW


Izdebno Nowe. Shannon nad A2. Widok ku SWW

Z Izdebna Kościelnego wyjazd ul. Bursztynową, a przy jej końcu na północ. Były to dwie nowe ulice tej miejscowości, którą obrzeżami udało się odwiedzić w 2011. Za Cegłowem skręt na zachód i znów na północ w Kaskach. Później przejazd DK 92. Wtedy to rozpoczął się etap jeżdżenia od wioski do wioski, na zasadzie dość przypadkowego doboru skrętów, z zachowaniem ogólnego kierunku podróży.


Izdebno Kościelne. Kościół pw. Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie. Widok ku NE


Izdebno Kościelne. Staw w centrum miejscowości. Widok ku NNE


W kasku przez Kaski. Po prawej nowy chodnik. Wjazd od strony wsi Regów. Widok ku W


Skarbikowo S między wsią Nowe Paski i Pilowice. Widok ku NNW


Dzikim terenem ze Szczytna do Feliksowa

W pewnym momencie udało się dostrzec kominy Chemitexu i już było wiadomo, jak daleko mi zostało do domu. Mimo to jeden, jedyny raz czuć było już totalne zdezorientowanie (nie mylić z przypadkiem o północy, gdy liczyło się bezpieczeństwo, a nie kierunek). Mianowicie, jadąc po sześciokątnym bruku dojechało się do Chodakowa. Tam wyjazd na asfaltową ulicę i zjazd w dół do połowy wysokości, gdy udało się spostrzec most, a za nim w pewnej, niewielkiej odległości kominy. Przypomniała mi się, znana topografia Sochaczewa. Był tam główny most, koło kościoła oraz drugi, koło Chemitexu. No ale cały teren zupełnie nie przypomina otoczenia drugiego mostu, a pierwszym z pewnością nie był. Czy to mnie tak dawno tam nie było, a tu nastały takie zmiany? Czy przypadkiem nie przejechało się Bzury i zaczęło jechać z powrotem do Chodakowa na wschodni brzeg? Ale nie mijało się żadnej szerokiej rzeki, a przecież widać, te znane od dawna kominy. Może to jakaś odnoga, starorzecze? Bzdura. Zaraz! Była jeszcze Utrata. Ta rzeczka jest zbyt wąska, by być Bzurą, wiec musi być Utratą.


Sochaczew (Chodaków). Chodakowska między Chopina i Pocztową. Chemitex. Widok ku NNE


Las w pobliżu Mistrzewic

Postój trwał tak z kilka minut, nim udało się zdecydować, by jechać dalej. Zakłady Chemitexu mijane z bliska, potem przejazd właściwym mostem. Teraz już z górki. By nie było zbyt łatwo i szybko, no i wykorzystując nastrój, na poznawanie nowych tras, za Żukowem wjazd w las, lekko piaszczystą drogą, ale w większości przejezdną. Na asfalt powrót przed Mistrzewicami, a tuż za nimi wjechało się do kolejnego lasu. Tam droga nie była już tak łatwa, więc po 800 metrach "nawrót" z wykorzystaniem polnych i leśny, dróg i bezdroży. Dalej trasą nadbzurzańską wyjechało się w Kamionie (część południowa). Pozostało przekroczyć most i zdrzemnąć się w aucie, już w Wyszogrodzie.


Wyszogród. Widok z mostu ku NNE

Jako że licznik przepadł czas przejazdu orientacyjny:
Po 12h podróży było ujechane 7:40
Po 24h podróży lekko ponad 200km
Całość skończona po dokładnie 30h podróży
Pominięte wszystkie akcje z psami, bo za dużo ich było, by wyliczać.

Zaliczone gminy

- Prażmów
- Chynów
Rower:Zielony Dane wycieczki: 260.00 km (36.00 km teren), czas: 19:00 h, avg:13.68 km/h, prędkość maks: 34.21 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa yluzl
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]