Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wiekublog rowerowy

avatar erdeka
okolice Czerwińska

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12598 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy erdeka.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wycieczka do Zgierza

Czwartek, 18 lipca 2019 | dodano: 26.01.2020Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Warszawa, Wyprawki w regionie

Dzień I

Wiele nie ma co pisać. Pierwszego dnia (20019.07.18) trasa przez Iłów, Wszeliwy, Błędów do Łowicza. Trwały zbiory, pachniało zbożem, było ciepło i wiał lekki, pomocny wiatr. W Łowiczu w pociąg do Zgierza. Tam przejazd przez miasto, zakupy w jakimś markecie (zachciało mi się zjeść pakowaną sałatkę chyba kebabową i uzupełnić zapasy na drogę powrotną). Potem długie godziny na siedząc na ławeczce na skraju miasta, mając nadzieję, że uda się spotkać, porozmawiać Z. i wyjaśnić nieporozumienia powstałe poprzez czat, ale ostatecznie do spotkania nie doszło. Czekałam do nocy, zjadałam sałatkę, a potem (obawiając się ewentualnych zaczepek) przemieściłam się w pobliże fundamentów po jakimś słupie energetycznym albo czymś takim, nieco z dala od szosy. Nocleg w śpiworze, pod gołym niebem, przy iglastym drzewie. Próbując spać, ryczałam z płaczu i się modliłam.


10:19. Wychódźc.Widok ku E (ok.100m na E od krzyżówek).


11:36. Zdziarka. Stadnina nad Wisłą. Widok ku N


12:39. Wisła pod Wyszogrodem. Widok ku E


13:53. Lasotka. Widok ku SW


14:45. Stara Wieś. Widok ku SSE


14:48. Osiek. Widok ku SSE


15:44. Łowicz Główny. Widok ku NE


15:44. Łowicz Główny. Widok ku SE

Dzień II

Rankiem 2019.07.19 przejazd między blokami na trawnik osiedlowy. Część czasu spędzona chyba na pobliskiej ławce (pamiętam przechodzących ludzi, którzy należeli do tych, którzy grzebią po śmietnikach komunalnych), a później na trawę pod drzewo, czytając słownik od hiszpańskiego, próbując pożytecznie spędzić czas, mając nadzieję, że może tego dnia uda się porozmawiać. Po jakimś czasie wyszła chyba babcia Z., Po dłuższej chwili, podczas której próbowałam się modlić i zbierałam na odwagę, podeszłam i wybełkotałam coś (lęk znacznie wpływał na jakoś mówienia), aby przekonała rodziców Z., by pomogli Z. w problemie (z rozmów pamiętam, że sytuacja w ich rodzinie nie była zbyt ciekawa). Potem stamtąd wyjechałam (i czułam się, jakbym była postrzegana jako wariatka). Dałam spokój, widząc, że nie jestem w stanie realnie i bezpośrednio pomóc, a kontakt się urwał (rok później dopiero zdarzyło mi się lakonicznie porozmawiać przez SMS i tyle). Powrót na dworzec kolejowy, a stamtąd powrót pociągiem do Łowicza. Dalsza jazda przez Popów. Potem długi odcinek DK 92, skręcając ku N we wsi Dachowa, dalej jadąc przez Władysławów, Bronisławy, a następnie z Młodzieszyna przez las zachodniego Marynina, dalej asfaltem do Kamionu, potem przy wale do mostu, a na koniec DK 62 do Czerwińska. Dzień pochmurny, parny, duszny. Między nimi - gdzieś tam. Jechało się wolno, ciężko, z jakimś tam, narastającym bólem stóp z powodu nowych butów.

Kolejne dni

Wkrótce po powrocie do domu spostrzegłam się, że gdzieś po drodze z Łowicza z sakwy wypadły mi spódniczkospodenki kupione w decathlonie w dziale tenisowym. Sakwy były zamknięte w sposób byle jaki, to i mogło się tak stać. Wyruszyłam na poszukiwania i rozglądając się po poboczach uprzednio przejechanej trasy. Dojechałam do Młodzieszyna, skąd telefonowanie do mamy, by przyjechała autem. Potem dojechałam do Władysławowa. Tam oczekiwanie na auto. Rower do bagażnika, a potem już autem kurs prawie do Łowicza, gdzie dałam sobie spokój z tymi poszukiwaniami. W drodze powrotnej jeszcze trochę się rozglądałam, ale już bez nadziei na odzyskanie ciucha. Jakiś czas później kupiłam nowe.
Dzień słoneczny. Wpierw jazda do Warszawy na Marymont. Potem kurs po odbiór medykamentów z apteki w rejonie Gazowni. Potem zakupy w decathlonie. Następnie popołudniowe spotkanie z S. na Polach Mokotowskich. Tam krótki spacer i rozmowa na ławce blisko Biblioteki Narodowej. Potem rozdzielenie dróg w pobliżu stacji metra. Dalej udałam się na północ, ale dokładnej trasy nie pamiętam (znaczny odcinek wiódł przy głównej trasie przez Białołękę). Jechało się dość szybko do Legionowa, aby spotkać się z Księgowym. U niego nocleg, aby od rana móc pomóc przy maratonie jaki organizował następnego dnia.
Przejazd autem z Księgowym do Nieporętu. Tam był punkt startu maratonu. Wystartowało raptem kilka osób na rowerach.Tego dnia były moje krótkie piesze wycieczki w pobliżu bazy. Wpierw przed samymi zawodami po drobne zakupy spożywcze w pobliżu kościoła. Po powrocie do bazy zaczął się okres pojawiania się tam zawodników. W ciągu dnia później niewiele się działo. Wieczorem ponowny spacer na zakupy. Tuż po nich krótki spacer na pobliskie łąki, obchodząc budynki w pobliżu bazy od strony zachodniej i południowej. Pierwsi zawodnicy wrócili z trasy albo w tym czasie, albo tuż po moim powrocie. Maraton zakończył się około zmierzchu (w ramach poczęstunku głównie dla zawodników, były zamówione dwie pizza do podziału. Powstrzymywałam apetyt i zjadałam tylko jeden kawałek, choć byłam głodna i miałam ochotę na więcej...). Powrót autem do mieszkania Księgowych już po nocy.
Nazajutrz po maratonie, w godzinach przedpołudniowych, pomogło się Księgowemu wywalić jakiś gruz. Potem wspólna jazda rowerami do NDM. Wpierw dojechało się do Husarskiej, a potem do Mieszka I. W pobliżu skrzyżowania obu ulic jakieś auto jechało tak, że było niebezpiecznie dla Księgowego. Dalej ul. Wieniawskiego, a potem chyba gruntowo-szutrowa ul. Jagiellońska (świeże budownictwo). Kolejny był przejazd Wałową i Mazowiecką Jaśminowej, którą wyjechało się na DW630. Nieco dalej na zachód ukazała się niekompletna ścieżka rowerowa po N stornie drogi, ale chyba się na nią nie wjeżdżało. Na pewno nastąpił wjazd na ścieżkę rowerową od Rajszewa do NDM. Istotniejszym zdarzeniem było napotkanie chmary rowerzystów jadących na wschód, pośród których udało mi się dostrzec znajomego z Pielgrzymki do Wilna, tj. pana Benqa. Jego obecność mignęła mi tylko na kilka sekund, po czym zniknęła gdzieś w tym tłumie. Działo się to na Osiedlu Młodych w pobliżu DW630 i nie tak daleko od kościoła. Księgowy chciał już wracać, ale zachciałam pokazać mu jeszcze jak dojechać do zrujnowanego domu położonego na południe od ul. Nałęcza. Przejechało się od południa do ul. Nałęcza, a tam już nastąpiło rozdzielenie. Dalej nie pamiętam, czy jechałam bezpośrednio do domu czy wsiadłam w auto. Istotną kwestią jako udało mi się dostrzec było to, że gdy Księgowy jechał nieco szybciej i się oddalał, ja nie byłam w stanie zwiększyć prędkości jazdy i mimowolnie jechało mi się ze stabilną dość powolną prędkością (chyba ok. 3-4 km/h wolniej niż Księgowy).

Przez kolejne miesiące zdarzyło mi się jeszcze kilka nocnych, samotnych wyjazdów rowerowych (czasem jadąc pociągiem) do centrum Warszawy (w tym raz z nocowaniem na ławce w zimną noc). Prócz tego kilka samotnych, spacerów (o szybkim tempie) po Warszawie, z czego jeden bulwarem wzdłuż Wisły (po zachodniej stronie rzeki), zakończony obtarciami i chyba także pęcherzami na stopach; jeden wzdłuż Sobieskiego (wejście na wysoczyznę w rejonie Dolnej); jeden z Kabat do Piaseczne (skończony w szpitalu). Spacery bezpośrednio związane z pracą pomijam, bo w sumie to mało istotne. Ze spotkań na żywo - rodzinne, z czego najistotniejsze to chrzciny bratanicy i chrzciny syna kuzynki; kolejne ze spotkań z Kasią i K.L. (tym razem tuż po otrzymaniu przez mnie pracy); kolejne z Księgowym (rozmowa na dworcu PKP); z P. i M. na Starym Mieście (by opowiedzieć im o moim problemie, czego nie udało się pół roku wcześniej); z S. na Polach Mokotowskich (trzecie i praktycznie ostatnie, potem relacja się szybko zepsuła); jedno z L., I. i chyba J. (przypadkowe spotkanie u lekarza na Gocławiu, a potem busem do Dworca Centralnego, potem już były tylko rozmowy przez net); jedno z kimś z forum samochodzikowego (rozmowa w rejonie trasy Łazienkowskiej, kolejna z tych, w których opowiadałam o swoim problemie); z P.H (jedna wycieczka pieszo i ZTM do ruin szpitala na Wawrze i po tamtejszej okolicy). Oprócz tego kilka rozmów o pracę (ale nic z nich nie wyszło, dopiero później do mnie zadzwoniono z jakiegoś pośrednictwa i przepracowało się kilka miesięcy w biurze, ale to i tak było zbyt wiele na moje nerwy i umiejętności. Po otrzymaniu pracy w biurze już nie zajrzałam do pośredniaka (gdzieś się przeprowadzili, a po jakimś czasie napisałam, aby usunięto stamtąd mój profil/konto, czy jak to się tam fachowo zwie - grunt, że chodziło o zakończenie mojej bytności w ichnim systemie, zbiorze czy jak to zwać). Po zakończeniu pracy w biurze już pracy zarobkowej nie podjęłam. Uogólniając - wiosną i latem 2020 przecierpiałam potężny kryzys związany z dostrzeżeniem, w jak bardzo tragicznej sytuacji jestem od lat, i jak bardzo gorszej się znalazłam (kwestie religijne), a jesienią się nawróciłam. Bezpośrednio po nawróceniu przez większą część zimy jeździłam rowerem do kościoła (do domu zabierana autem, z rowerem pakowanym do bagażnika). Zdarzało mi się krótko rozmawiać z napotkanymi po drodze ludźmi, a także raz odprowadzać na Zdziarkę kogoś pijanego i większego ode mnie. Kolejne lato (tj. 2021) bez fizycznego opuszczania terenu gospodarstwa, spędzone na gruntownym, choć mizernym, porządkowaniu terenu. Jesień, zima praktycznie nie opuszczając budynku, poza rzadkimi sytuacjami typu wyjrzeć przez okno lub za drzwi.
Na początku jesieni 2021 dopadła mnie jakaś choroba, przez którą doświadczam stanów zapalnych, objawiających się podobnie jak w przeziębieniu lub alergii, czasem z umiarkowanym, uciążliwym bólem głowy, czasem z poceniem, z lekkim kaszlem, przemęczeniem, czasem bólem w klatce piersiowej (wrażenie jakby coś ją wgniatało, jakby się zapadała czy jakoś tak - trudno mi precyzyjnie określić), czasem bóle kolan, czasem krótkotrwałe, strzeliste, kłujące bóle głównie w rejonie potylicy. Prócz tego ułamał mi się ząb (po wypadnięciu plomby) po prawej stronie ciał , a miejsce tamtejsze zasklepiło się skórą dziąsła. Prócz tego co jakiś czas bolą węzły chłonne w górnej części ciała (ostatnio jeden po lewej stronie w rejonie pod językiem, a wcześniej pamiętam także pod pachami). Prócz tego depresja jak zwykle - ciężka i swoista. Waga raczej stabilna w przedziale 100-110kg, głównie ok. 105kg. Prócz tego lekkie problemy z nerkami (raz zwijałam się z bólu przez kilka godzin, nie wiedząc co ze sobą zrobić, a po prawie 1,5 roku później ból był mniej więcej o intensywności 50-75% poprzedniego - po wypiciu mieszanki herbaty rumiankowej i ze skrzypu, po kilkunastu minutach bólu ustąpił. W tym okresie czasu zdarzył się jeden jedyny w życiu jawny krwiomocz - może to kwestia nerek, a może skrzypu). Podczas stanów zapalnych temperatura na oko (w oparciu o wieloletnie obserwacje fizycznych odczuć ciała podczas gorączek) mieści się w zakresie stanu podgorączkowego. Prócz tego zdarza się przeszywający ból kręgosłupa w górnym odcinku lędźwiowym przy pochylaniu. Prócz tego nieco częstszy niż dawniej ból w okolicach serca - nie jestem w stanie określić powodu. Badanie usg kilka lat temu wykazało lekki przerost serca (nie pamiętam szczegółów, ani fachowego określenia) charakterystyczny dla ludzi uprawiających sport, ale możliwe że depresja też na to wpływa. Nie wiem czy to z tym powiązane, ale czasem, podczas pospiesznego wstawania od ziemi do pozycji stojącej zdarzało mi się dostawać lekkich zawrotów głowy (nie było to nigdy powodem przewrócenia się, ale zdarzało się, że niewiele mnie od tego dzieliło). Większość czasu mija mi na łóżku przed komputerem.
Rower:Czarny Dane wycieczki: 131.00 km (11.00 km teren), czas: 09:00 h, avg:14.56 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa cebyl
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]