W 40 dni dookoła Bałtyku XX - Do Arvidsjaur
Niedziela, 2 sierpnia 2009 | dodano: 24.09.2009Kategoria 2009 Skandynawia, .LSTR, .Samotnie
Nocleg wyjątkowo przyjemny. Poranek słoneczny i miły. Skończyła się passa częściowo pochmurnych i przelotnie deszczowych ostatnich trzech dni (a faktycznie nawet sześciu). Kolejne dni to upał i niesamowicie piękna pogoda przez tydzień. Nim udało się ogarnąć, zeszła godzina. Start przed 11. Komarów mniej niż w nocy, lecz i tak dały o sobie znać (około 15% stanu przy rozbijaniu obozu). Już w kilkanaście minut później udało się dostrzec pierwsze renifery hasające między drogą i poboczem, a później na samym asfalcie.

10:45. Po noclegu wśród leśnego poszycia, kilkaset metrów na E od jeziora Stangoträsket

10:45. Las przy noclegu
Po godzinie przerwa na chwilę w Kvarnåsen nad jeziorem Stor-Raggsjön. Znajdowało się tam specjalne miejsce z ławeczkami, tyle tylko, że rower został przy drodze, a przerwa nie trwała dłużej niż 5 minut. Ostatecznie, śniadanie zjadło się jeszcze w namiocie, co było zresztą powszechna praktyką na tej wyprawie. Wpadło zdjęcie pomnikowi z kamienia młyńskiego, który dał nazwę tej miejscowości (kvarn - młyn), choć udało mi się o tym dowiedzieć dopiero po powrocie. Miejscowość przez dość długi odcinek była zabudowana, co było raczej rzadkim przypadkiem wśród mijanych wsi. Większość składała się z kilku domków, znacznie oddalonych od siebie lub ukrytych w lesie tak, że widać było albo jeden z nich, albo tylko tabliczkę. W części wschodniej stało sporo hangarów firmy KVARNASEN TRA AB, zajmującej się drewnem.

12:17. Trasa 365. Kamień młyński w Kvarnåsen
Z wioski ujechało się kilka raptem kilometrów. Z naprzeciwka udało się dostrzec sakwiarza z siwą brodą i okularach. Na pierwszy rzut oka o wyglądzie typowego naukowca z książek. Tyle że na rowerze. Zatrzymaliśmy się i rozmawialiśmy dobre pół godziny. Wedle jego słów był Szwedem, który dopiero zaczął jeździć z sakwami, do tej pory pracując na TIRach (i będąc kilka razy w Polsce). Podróżował z północy na południe. Rozmowa niezmiernie mnie ucieszyła. Od Stöde, gdzie udało się uzupełnić wodę, z nikim nie zdarzyło mi się rozmawiać. Po rozmowie jechało się wzdłuż południowego brzegu jeziora Stor-Kvammarn do Norsjövallen. Ładnie zabudowany kawałek miejscowości nad północnym brzegiem Norsjön. Półtorej godziny później mijało się rodzinę reniferów wędrującą środkiem drogi. Interesujące było obserwować, jakie problemy sprawiały kierującym autem, gdyż zupełnie nie zwracały na nie uwagi. Gdy przejeżdżało się zaś koło nich na rowerze, widocznie stawały się zaniepokojone i wolały usunąć się z trasy.

15:03. Renifery na drodze trasy 365.
O 15:30 przejazd przez most nad Skellefteälven. Był to 50 kilometr tego dnia. Poprzedni odcinek był dosyć płaski, do ~300 m n.p.m. zakończony zjazdem w doliny rzek przy ~220 m n.p.m. Kolejne 30 kilometrów upłynęło mi na pokonywaniu terenu do wysokości na poziomie ~400 m n.p.m. kilka kilometrów na północ od Glommersträsk. Nim to się stało, nastało 10 minut przerwy podjadając oraz odpoczywając po serii zjazdów i podjazdów w upale. Przerwa ta wypadła w miejscu, gdzie spotykały się dotychczasowa trasa 365 oraz kolejna 95. Wzwyż pozostało jeszcze ~50 m.

15:24. Trasa 365. Most nad Skellefteälven. 65° 5'44.60"N 19°28'42.00"E (GE). Widok ku E

18:06 Trasa 95. Renifer napotkany przy drodze
Do 19:20 rower niósł mnie przez typową równinę, z niewielką ilością urozmaiceń terenu wyrazistszych niż na Mazowszu. Przejazd przez miasteczko Arvidsjaur. Największe tego dnia. Było sporo niewysokich bloków. Jechało się spokojnie, chłonąc przestronność miasteczka. Tuż za nim widoczne stały się chmury opadowe, których deszcz gęsty, szary i wzbudzał mój niepokój, ale niekorzystne warunki zdążyły się skończyć, nim tam przyszło mi tam dotrzeć. Pomogło temu 10 minut przerwy na wymuszony, ale potrzebny odpoczynek, podczas gdy chmura zdążyła przejść dalej na wschód.

19:25. Trasa 95. Rzeźbione misie z Arvidsjaur.

19:54. E45. Tuż za Arvidsjaur
Według mapy nocleg miał wypaść w okolicy Akkavare. Tak wypadało według szacowanej dziennej normy, określonej na podstawie przejazdu do Sztokholmu. Cóż... Ciężko było spaść poniżej tego limitu, gdy większość trasy sprzyjał mi wiatr, a dzień jazdy rozciągał się do późnych godzin nocnych, która nie chciała tak łatwo nadejść. Tuż za Akkavare rozciągał się wspaniały widok na pięciokilometrową równinę, zakończoną niewysokimi wzgórzami. Wydawało mi się, że jest dużo rozleglejsza, niż była w rzeczywistości - prawie pół godziny później już trzeba było pokonać najwyższy podjazd tego dnia (ponad 500 m n.p.m.).

20:48. E45. W Akkavare. 65°38'54.30"N 19°13'2.80"E (GE). Widok ku NE

20:49. E45. Za Akkavare. Wzgórza w tle w Rönnberget. Widok ku NNE

20:50. E45. Za Akkavare. Wzgórza w tle w Rönnberget. Widok ku NNE

20:55. E45. Za Akkavare. Linia energetyczna wzdłuż drogi została zlikwidowana w kolejnych latach (między 2011 a 2021). Foto z okolic 65°39'51.00"N 19°13'35.00"E (GE). Widok ku NNW

21:02. E45. Za Akkavare. Foto z okolic 65°39'51.00"N 19°13'35.00"E (GE).
Słońce zaszło po 21. Wciąż widać było pomarańczową, słoneczną łunę gdy dochodziła 23, a mnie niosło przez Moskosel i widząc jezioro Moskoselet ze znacznie rozwiniętą linią brzegową, co wraz z wijącą się drogą zwiększało atrakcyjność tego terenu. Namiot rozkładało się już w czasie szarówki, tuż przed zapadnięciem ciemności. Kilkanaście minut po 23 w "nocy".

22:49. E45. Jezioro Moskoselet godzinę przed północą. Widok ku NE
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
170.00 km (0.00 km teren), czas: 11:00 h, avg:15.45 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hK o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj