Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Do Rzymu i przez Alpy III - Ze Słowacji do Węgier, przez Austrię

Piątek, 8 lipca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 3

Wzgórza


5:44. Nocleg między Naháč i Trstín. Widok ku SW

Wyjątkowo wczesna pobudka około 5:30. Spakowało się namiot i zrobiło pierwsze pranie, akurat w spływającym z góry strumyku. Wraz z posiłkiem, całość zajęła nam blisko godzinę. Na rowerach siedziało się już o 6:40. Podziwiało się góry na horyzoncie w promieniach wschodzącego słońca, równie pięknie prezentujące, się co i o zachodzie. Orzeźwiająca pogoda o poranku zachęcała do dalszej podróży. Delikatny chłód współgrał z ciepłem słońca. Lekko się jechało i w górę, i w dół. O 7:00 zjazd do Trstinu, gdzie podjechało się pod stary dworek. Kolejne były Smolenice leżące u stóp tamtejszego zamku, który widać było z daleka. Do wsi wjechało się odrobinę pod górkę. Nawierzchnia była brukowana kilkusetletnią kostką. Z chęcią została pożegnana.


6:38. Część pasma Małych Karpat, czyli północny kraniec Karpat Pezińskich. Widok z noclegu między Naháč i Trstín ku SW


6:46. Pola między Naháč i Trstín. Po prawej północny kraniec Karpat Pezińskich wraz z Záruby (768 m n.p.m). Widok ku SWW


7:02. Dworek(?) w Trstín. Widok ku SW


7:03. Trstín o poranku. W tle kościół pw. apoštolov Petra a Pavla. Widok ku SSE

Kilka kilometrów dalej czekał nas spory podjazd, tylko po to, by z dużą prędkością przemknąć przez leżącą poniżej niego wieś. O 7:50 zatrzymała nas melodia dobiegająca z intrygujących nas od dłuższego czasu głośników, zawieszonych na słupach energetycznych. Zabawnie brzmiącą melodię się nagrało, po czym, już w trakcie jazdy, wysłuchać można było jeszcze słowackich ogłoszeń o cenach w jakimś sklepie.


7:08. Trstín. Na wzgórzu zamek Smolenice. Po lewej kościół pw. Narodenia Panny Márie. Widok ku SW


7:59. Miedzy wsiami Dolné Orešany i Doľany. Równina Naddunajska - S część Doliny Naddunajskiej. Widok ku SWW

O 8:30 przejazd przez niewielką osadę Časta, jednak zadbaną i ładnie się prezentującą. Zaraz za nią trwał remont mostu, więc jechało się prowizorycznym zastępczym. Wjechało się w las. Były dwie okazję zobaczyć z daleka zamek Czerwony Kamień. Na śniadanie przyszło zatrzymać się w Dubová, na przystanku schowanym w cieniu. Niedługo po nim wjechało się do miasteczka Modra i Pezinok. Wyjeżdżając, smażyło nas słońce, powietrze duszne i do tego jeszcze wzmożony ruch aut. Odcinek do Svätý Jur rozmył się w mej pamięci, jako godzinna męczarnia. Samo miasto osiągnięte zostało o 10:20. Wcześniej mijało się muzeum wina, jako że region tutejszy nieco się tym zajmuje.


8:45. Dubová. Trochę "historii XX w. na kołach". Widok ku S


9:11. Dubová. Po lewej kościół pw. Ružencovej Panny Márie. Widok ku NE


9:28. 35 st.C. w Modra. W centrum kościół pw. Štefana kráľa, przy którym nastąpił skręt w prawo. Po lewej kościół ewangelicki. Widok ku SSE

Bratysława

Po 15 minutach, zmagając się z silnym wiatrem z południa, którego wcześniej nie odczuwało się zbyt często, dojechało się do granic Bratysławy. Jako że z Milówki wyruszało się w o tej samej porze, dało nam to 48 godzin podróży od ostatniego posiłku w Polsce do samych obrzeży stolicy Słowacji. Przez całą dalszą podróż porównywało się kolejne postępy, jakie bieżącego dnia się dokonywało do godziny 10-11, oraz jak wiele pozostawało nam kilometrów do pokonania, by osiągnąć dzienne 100 km. Rzecz jasna wpływało to pozytywnie na psychikę, gdy porównywało się ponad 100km pokonane od 10 rano pierwszego dnia podróży i planowe 80-60 do pokonania, od tej samej godziny innego dnia.


11:16. Tatra T6A5. Widok ku SE

Do centrum jechało się długo, przez mało interesujący obszar biegnący wzdłuż torów tramwajowych. Część zabytkową osiągnęło się o 11:45, a o 12 dojazd do parku w pobliżu Dunaju. Co nieco się przekąsiło z sakw i odpoczęło. Kasia wysłała sms-a informacyjnego, który zapoczątkował co-dwudniowy zwyczaj, który zmienił się dopiero w Rzymie na zwyczaj co-trzydniowy.


11:50. Kościół Trynitarzy w Bratysławie. Widok ku W


11:52. Kościół pw. św. Stefana w Bratysławie. Widok ku SWW


11:53. Zamek Bratysławski. Widok ku SW


11:57. Brama Michalska. Widok ku SW


12:24. Pomnik Pavola Országh Hviezdoslava. Widok ku S

W moim odczuciu Bratysława sprawiła pozytywne wrażenie. Może nie powalała na kolana, ale było dość sympatycznie. Z początku ciężko była nam się odnaleźć, tak jak i w innych większych miastach. Dość dużo czasu zajęło nam opuszczenie miasta, bo bez mapy dokładnej, takie czyny do łatwych nie należą. Nieoczekiwanie przekroczyło się granicę i wjechało do Austrii. Co prawda granica została oznaczona słupami, ale nie było żadnej informującej tablicy. W końcu przejazd ten, nie należał do znaczniejszych, sugerując się szerokością i jakością drogi, więc prawdopodobnie mało kto tam przejeżdżał.


12:36. Dunaj w Bratysławie. Po lewej Zamek Bratysławski. Po lewej Hundsheimer Berg (480 m n.p.m.). Widok ku NWW


13:08. Pogranicze Austrii i Słowacji. Karlova Ves - zachodnia dzielnica Bratysławy. W tle Devínske Karpaty Widok ku NNW


13:20. W pobliżu autostrady A6 pod Kittsee. W centrum Kamzik TV Tower, na wzgórzu Kamzik (439 m n.p.m.). Widok na Bratysławę ku N

Austria

Tak więc o 13 udało się wjechać do pierwszego, z nowo poznanych krajów tej wyprawy. Wyjechało się z przygranicznej osady Kitsee i dosłownie zaraz za nią, rozpoczęło gotowanie. Czynność była niezwykle ciężka z powodu silnego wiatru. Trzeba było przenieść się z pierwszej lokalizacji o 100 metrów dalej, do przejazdu pod niewielkim wiaduktem, gdzie można było najłatwiej osłonić ogień. Ponadto chronił nas cień.

Około 14:30 w dalszą drogę. Kasia odjechała pierwsza, gdy przez mnie były jeszcze pakowane ostatnie rzeczy. Przy okazji, na skrzyżowaniu udało się dostrzec znak szlaku rowerowego, którego powinno się trzymać. Niestety było za późno i przez 500 m trzeba było ją, by zawrócić na właściwy szlak. Niewiele się straciło. W powietrzu unosiło się rozgrzane powietrze. Słońce przypiekało jeszcze nie do końca uodpornioną skórę. Horyzont ukazywał liczne wiatraki. Dziesiątki wiatraków i żadnych domów.


14:46. Austriackie mrowie wiatraków po S stronie autostrady A6 pod Kittsee. Od lewej do centrum Wzgórza Hainburskie. Przy prawej krawędzi wzgórze Kamzik (439 m n.p.m.) z Kamzik TV Tower na szczycie. Widok ku NNW


15:58. Austriackie większe mrowie wiatraków. Na horyzoncie Prealpy Styryjskie (ok. 100 km). Widok ku SW

Jechało się wzdłuż torów kolejowych. Droga była praktycznie pusta. W końcu pojawiła się niewielka osada o niskich domach. Uparcie wiodło nas szlakiem. Jakiś czas jechało się koło rzeczki lub wąskiego jeziora. Przejazd przez mostek i wjazd do kolejnej wioski, gdzie uzupełniło się wodę u Austriaków. Przejechało się ponownie na otwarte przestrzenie. Było płasko, upalnie i sucho. Zdaje się, że przejechany został jeden z najwyższych (haha) punktów w tym rejonie. Od tego momentu stopniowo obniżało się nasze położenie względem morza. Z rzadka ukazywały się pojedyncze domy, przebyło się autostradę, drogą biegnącą pod nią. Przejechało się drogą tuż obok wiatraków i za nimi było ich już mniej.

Wjazd do miasteczka Gols, leżącego przy głównej trasie, z wydzieloną w niej ścieżką dla rowerów. Zdaje się, że za osadą uciekła ona na oddzielną jezdnię, ale że po lewej stronie, to do następnej wioski jechało sie wśród aut, które chyba wyłapały, że droga jest rzekomo nie dla rowerów. Tak poniosło nas do Mönchhof. Od razu skręt w prawo, w mniejszą drogę, a potem przez tamtejsze ulice, poznając staroaustriacki układ zabudowy wiejskiej. Wyjazd wyprowadził nas pomiędzy pola, gdzie rosła praktycznie tylko winorośl. Po spróbowaniu jednego z niedojrzałych owoców, momentalnie wykrzywiło mi twarz, z powodu kwasu tam zawartego. Po kilkunastu minutach wjechało się od zachodu do Frauenkirchen. Pokręciło się tam tak, jak w poprzedniej wsi, a wyjeżdżając trzymała nas nadzieja, że uda się dotrzeć bezpośrednio do granicy.


16:48. Kontrapas w Gols. Widok ku SEE

Dziwnym trafem, mimo iż droga wyglądała na wystarczająco znaczną, była oddalona od właściwej o kilkaset metrów i odbijała od niej o 20-30° ku zachodowi. Zaraz za miastem podjechał do nas zaciekawiony facet na kolarzówce, z którym porozmawiało się nieco o naszych planach. Po jakichś 5 minutach odłączył się jadąc w swoją stronę. Tymczasem nazwy wsi, jakie widniały na mapie, nie pojawiały się, toteż rosło wrażenie, że być może już doskwiera nam takie zmęczenie, iż zwolniło się na tyle, że między nimi zwiększyła się odległość czasowa. Podejrzenie o złym wybraniu trasy również kiełkowało, ale po pewnym czasie nie miało to już znaczenia. Jechało się przed siebie i nie miało znaczenia, którą trasą pojedziemy. Tą zaplanowaną przed chwilą, czy przed kilku godzinami.



17:51. Gęś gęgawa nad jeziorem Fuchslocklacke. Widok ku ~W


18:04. Jezioro Darscho Warmsee. W tle wzgórza w okolicy Kőszeg. Widok ku SSW

Około 18 przejazd przez fragment parku lub rezerwatu. Po prawej spore jeziorko z mnóstwem ptactwa. Teren po lewej był równinny z niewyraźnymi niskimi wybrzuszeniami. Wydawało mi się, że widać ruch jakiegoś gryzonia w trawie. O 18:15 odpoczynek nad stawem w parku w Apetlon. Po kilku minutach doszedł jakiś staruszek, z którym ciężko było się porozumieć. Życzliwy w każdym razie i informował że w parku są śliwki, więc możemy je przegryźć (a przynajmniej tak nam się wydawało).


18:14. Przerwa w Apetlon. Widok ku SWW

Za wsią jechało się ścieżką, biegnącą wzdłuż drogi. O 19 w Pamhagen przez które przemknęło się ku granicy, która przekroczona została o 19:20. Zdjęcia na przejściu z samowyzwalacza. Jakiś samochód podjechał i kierowca wysiadł, pytając czy nie pomóc nam zdjęcia zrobić, ale nie było doń zaufania, by oddawać aparat komuś przejeżdżającemu autem. Nawet jeśli miał dobrą wolę.

Węgry


W Austrii minęło nieco ponad 6 godzin. Zbliżał się wieczór, a od strony alp, widoczne były od pewnego czasu, zbliżające się chmury burzowe. Pierwsze kilometry po Węgrzech spędzone non stop jadąc wpierw drogą, później wjeżdżając na ścieżkę. Jechało się szybko, zatrzymując się dopiero w Fertőd. Tam podjazd pod pałac (wyglądający nieco, jak ten w Wilanowie, ale o wyższych ścianach). Zdjęcie przez bramę i ruszamy.


19:48. Fertőd. Zamek Esterháza. Widok ku SSE


19:53. Fertőd. Węgierska droga rowerowa. Widok ku SWW

Z osady udajemy się na południe. Zdziwienie budzi ścieżka rowerowa, a raczej jej szerokość i obecność. Od Fertőd do Fertoszentmiklós, przez którą się przejeżdżało. Dalsza trasa już taka wesoła nie była, tzn. zwykła taka jak i w Polsce: nie za szeroka, nieco szorstka, nieco powykręcana. Teren był lekko pagórkowaty. Szybko zostawiona została za nami wieś Röjtökmuzsaj, gdzie droga była wyjątkowo wijąca się. Chmura burzowa była już bardzo blisko i obserwowało się jej postęp od czasu przekroczenia granicy.


20:17. Droga między Fertőszentmiklós i Röjtökmuzsaj. Burza znad Alp. Widok ku SWW

2-3 kilometry za wsią ukazała się ściana lasu. Droga niknęła pomiędzy drzewa, a nam przyszło zatrzymać się tuż przed nimi. Skręt w prawo, na polną dróżkę i wypatrywało się miejsca na namiot, a że drzewa były dość młode i niskie, sam zaś teren nieco podejrzany, to się przeszło na drugą stronę asfaltówki. Idąc skrajem lasu odeszło się na mniej niż pół kilometra i wygniotło dla nas miejsce wśród wysokich chwastów (m.in. pokrzyw) tak, by nie było nas widać od strony drogi.

Po kilku godzinach czy kwadransach, dało się słyszeć parkujące auta i głosy dosyć młodzieżowe, które ulokowały się na kilka-naście minut przy wspomnianej wyżej dróżce i młodniku, z którego usług tej nocy przyszło nam zrezygnować. Całe szczęście...
Dzień zakończony około 21. Burza nas nie dosięgła. Kilka godzin po rozbiciu obozu jeszcze było słychać odgłosy przy drodze, jakby młodzieżowe i jeśli gdzieś chodzące, to po stronie, która mi nie pasowała na obóz. Przy okazji jeszcze trochę pogrzmiewało na północy, ale szczęśliwie, tej nocy nic nas nie dosięgło.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 160.00 km (0.50 km teren), czas: 10:00 h, avg:16.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ojego
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]