Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Do Rzymu i przez Alpy XXI - Riviera di Levante

Wtorek, 26 lipca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 21

Provincia della Spezia

W nocy Kasię dopadła gorączka, która tłumaczyła jej osłabienie od dwóch dni. Temperatura była wysoka, ale pomógł gripex. Do rana się poprawiło i prawie przeszło. O 8:30 wyszło się z namiotu, ale odpoczynek i dochodzenie do porządku trwało prawie do 11:00. Przez 9 pierwszych kilometrów w większości jechało się pod górkę. Minęło się Borghetto di Vara, za którym kilka kilometrów dalej widać było pakującego swój namiot rowerzystę, kilka lat od nas starszego. Co ciekawe, obozował prawie przy samej drodze, tyle tylko, że kilka metrów ponad nią. Widoczny był za to niemal dla każdego.


11:11. Borghetto di Vara. Widok ku SWW


12:03. Granica między Borghetto di Vara i Carrodano. Kaplica w Termine di Roverano. Widok ku N


12:05. Zjazd z Borghetto di Vara do Carrodano. W centrum zabudowania w Bergassana. Na horyzoncie pasmo, grzbietem którego przebiega granica między Ligurią i Toskanią. Widok ku NNE


12:10. Carrodano. Kościół pw. Santa Felicita. Widok ku N


13:35. Ruiny domu w Mattarana. Widok ku SW

Z Termine szybkim zjazdem przejechało się nad schowaną w tunelu trasą E80, lecz od Carrodano, teren był dla nas zbyt stromy. Tak rozpoczął się dziesięciokilometrowy, powolny marsz pod górę, w czasie którego weszło się ze ~170 do ~650 m n.p.m. Było gorąco i co chwila trzeba było uzupełniać płyny. W międzyczasie, za Mattarana, podczas próby podjeżdżania na łagodniejszym odcinku w górnej partii, minął nas ów rowerzysta, którego widziało się wcześniej. Chwilę jechało się wspólnie, wymieniając kilka zdań w czasie podjazdu, w czasie których wynikła, iż jest Węgrem. Nie trwało to dłużej niż 1-2 minuty.


13:59. Comune Deiva Marina. Widok ze stoków Monte San Nicolao (810 m n.p.m). W centrum Apicchi (400 m n.p.m). Po prawej w tle Deiva Marina. Widok ku SSW


14:00. Comune Deiva Marina. Widok ze stoków Monte San Nicolao (810 m n.p.m). W centrum Deiva Marina. Widok ku SW

Im wyżej, tym teren stawał się łagodniejszy, a jazda mniej problemowa. Kilkukrotnie warto było się zatrzymać, by podziwiać krajobrazy. Najłagodniejszy etap, w czasie którego mijało się liczne skały i odsłonięcia geologiczne, odbył się na południowych stokach gór Monte San Nicolao (810 m n.p.m) i Pietra di Vasca (801 m n.p.m). Odkąd zaczął się zjazd, kilkukrotnie można było rzucić okiem na sąsiadującą od północy dolinę rzeki Pietronio. W pobliżu Monte Salto del Cavallo (~615 m n.p.m) zjazd stał się nieco bardziej agresywny. W ten sposób przejechało się w dolinę miasta Moneglia. Droga biegła po lub pod łagodną granią. W Ca'Bianca wraz z nią zjechało się na północne stoki Monte Moneglia (521 m n.p.m.).


14:32. Comune Moneglia. Widok z Bracco ku SW


14:38. Comune Moneglia. Widok z Crova ku SSE


14:53. Po prawej Casarza Ligure. W tle po lewej półwysep Portofino. Widok ku NW

Golfo del Tigullio

O 15:15 zjechało się do Sestri Levante, miasteczka przy ujściu niewielkiej rzeki Pietronio. Ponowne spotkanie z Węgrem, ale tylko sobie machnęliśmy. Przejazd przez prawie całe miasto, w pobliżu czarnej plaży zatrzymując się, by wreszcie coś podjeść i odpocząć.


15:39. Wybrzeże w Sestri Levante. Po lewej Monte Moneglia (521 m n.p.m.), z której prowadziła nasza trasa. W centrum Monte Castello (266 m n.p.m.). Widok ku SSE


16:00. Tunel za Sestri Levante. W tle półwysep Portofino. Widok ku NWW


17:19. Miasta Chiavari (pierwszy port) i Lavagna (drugi port) oraz Sestri Levante w centrum w tle. W tle w centrum Monte Moneglia (521 m n.p.m.); po prawej Monte Castello (266 m n.p.m.). Widok ku SE


17:23. Między Sant'Andrea di Rovereto i Zoagli. W centrum półwysep Portofino. Widok ku W


17:29. Tunel między Sant'Andrea di Rovereto i Zoagli. Widok ku NW

Dalsza jazda łatwa, przez płaskie miasta na wybrzeżu. Dopiero od Chiavari teren ponownie dał nam w kość. Przejeżdżało się przez mnóstwo mniejszych i większych tunelów i galerii położonych od strony morza. Przed nami wciąż widoczne było wybrzeże półwyspu Portofino. Po 18:00 wjazd do Rapallo. Prawie na samym jego początku nastąpiło ponowne spotkanie z Węgrem, z którym tym razem, po prawie całym dniu jazdy, udało się porozmawiać dłużej i dokładniej. Jego podróż z Budapesztu trwać miała do Cannes, skąd z wykorzystaniem pociągu miał wracać rowerem przez Szwajcarię. Trasa z grubsza podobna do naszej, ale wysunięta na zachód. Nie była to jego pierwsza i ostatnia wyprawa w rejon alpejski.


19:23. Santa Margherita Ligure. Po lewej półwysep z Sant'Andrea di Rovereto. Za nim Chiavari i Lavagna. W centrum Sestri Levante. Na horyzoncie Cinque Terre. Wszystkie skupione wokół Golfo del Tigullio. Widok ku SEE


19:24. Santa Margherita Ligure. Po lewej półwysep z Sant'Andrea di Rovereto. Za nim Chiavari i Lavagna. W centrum Sestri Levante. Na horyzoncie Cinque Terre. Wszystkie skupione wokół Golfo del Tigullio. Widok ku SE

Golfo Paradiso

Po 18:30 pojechało się dalej, męcząc na podjeździe za Rapallo w kierunku Genuy. Większość z buta. Całość trwała około 7 kilometrów a skończyła się w Ruta. Ponadto zaczął zapadać zmrok, a liczne chmury dodatkowo przyspieszyły zapadnięcie zmroku. Na pocieszenie, udało się jeszcze za dnia ujrzeć naszą dalszą trasę, zgadując położenie Genuy w postaci największego płaskiego terenu, wypełnionego po brzegi doliny przez zabudowania. Obszar podróży następnego dnia był odległy, ledwo już widoczny, ukryty za warstwami niewidocznej pary wodnej.


19:51. Od Camogli do Genuy. Ponad 25 kilometrów przestrzeni na jednym zdjęciu. Widok ku NW

Od Ruty jechało się lekko pagórkowatą trasą, przy czym droga, którą się jechało często wiodła ponad dnem doliny, wiaduktami powyżej dachów domów. O 21 przejazd przez Sori, gdzie jeszcze dało radę zrobić jako tako naświetlone zdjęcia. Zakupy wpadły nam cztery kilometry dalej w Bogliasco. Do zamknięcia sklepu zostało niewiele. Po raz ostatni minął nas Węgier i tyle go już się widziało.

Było już bardzo ciemno. Przerwa na pobliskim przystanku, w stanie solidnego zmęczenia. Zjadło się kolację. Chciało się szukać noclegu, ale region nie napawał nas pod tym względem optymizmem. Zachciało nam się wypróbować ponownie metodę spania na przystanku z okolic Wenecji i San Marino. Nie dało rady. Przesiedziało się tak do 23:30, próbując nawet drzemać, ale de facto tylko na próbowaniu się skończyło. Co kilka minut przechodzili ludzie, którzy oferowali nam pomoc, wskazując drogę do kempingu, albo po prostu pytając czy jakiejś pomocy (w tym stylu) nie potrzebujemy. Zbrakło cierpliwości. Wsiadło się na rowery i dokładnie siedem minut później przekroczona została granica Genuy.


20:51. Sori. Po prawej półwysep Portofino. Widok ku SEE

Genua


23:35. Z Bogliasco wjazd do Genuy przed północą. Widok ku NW

Granica administracyjna to nie wszystko, gdy przejechać trzeba któreś z większych miast Europy. Dojazd do właściwego centrum, zajął ponad 10 kilometrów przez godzinę czasu jazdy, wśród świateł przydrożnych latarni. Na Piazza Del Americhe skręt na południe, w kierunku morza. Podczas czytania przydrożnej mapy, która miała nam choć trochę pomóc wydostaniu się z miasta, jakaś piesza kobieta zapytała NAS o pomoc w zlokalizowaniu i informację związane z komunikacja miejską.

Poza tym miasto puste. Skręt w Via dei Pescatori. Dojechało się do jej końca, zagrodzonego żelazną bramą. Po prawej, ponad nami, wznosił się wiadukt trasy SS1. W pobliżu kręciło się tam kilka osób, być może pracownicy portu. Nawrót, po czym wjazd w drogę po stronie północnej trasy SS1. Jadąc nią, udało się dostrzec człowieka z rowerem, równie zmęczonego jak my, który leżał na najzwyklejszej płaskiej ławce w małym parku Leonardo Attilio Marguttii.

Starczy powiedzieć, że resztę trasy pokonało się w miarę prosto, ale za to do 3:30. Przejechało się przez praktycznie całe miasto. Prawie 35 kilometrów w trybie zombi. Koniec nastąpił przed galeriami w dzielnicy Voltri. Przeszło się przez krzaki na pobliski parking i tam można było spocząć na ławce, przykrywając się śpiworami.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 116.00 km (0.00 km teren), czas: 10:00 h, avg:11.60 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa losie
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]