Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Do Rzymu i przez Alpy XXIII - Riviera di Ponente (Riviera dei Fiori)

Czwartek, 28 lipca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 23

Liguria Imperiese

Pobudka wczesna, ale mimo niespecjalnie dogodnych warunków, wylegiwanie się trwało do 7 rano. W tym czasie minął nas co najmniej jeden biegający o poranku facet, który musiał przeskoczyć przez barierkę, by bezpiecznie nas ominąć. Dzień słoneczny, choć jeszcze chłodno, gdy wiatr omiatał nas po wychynięciu spod śpiwora. Mimo to ruszyło się już bez bluz, choć w cieniu na zjeździe nieco nas wychładzało. W porównaniu z dniem poprzednim było mi dużo lepiej, ale katar towarzyszył nam praktycznie do końca wyprawy.


7:28. Od prawej: Capo Noli (~33km), wyspa Gellinara w pobliżu Albenga, Capo Santa Croce w centrum oraz miasteczka Alassio i Laigueglia. Widok ku N


7:43. Galerie przymorskie. Jeden z noclegów na wyprawie. Widok ku S

Podróż tego dnia, w większym jeszcze stopniu polegała na pokonywaniu kilkudziesięciometrowych wzniesień, oddzielający od siebie kolejna miasta. W gruncie rzeczy odwiedzało się kolejne, liczne, nadbrzeżne doliny. Nie było zbyt istotne jak się nazywają kolejne miejscowości. Każda z nich do siebie podobna, ale w pozytywnym znaczeniu. Z każdego praktycznie zjazdu roztaczał się widok na kolejne, wciąż jeszcze odległe miejscowości, zatoki i przylądki.

Liguria Sanremese i Ventimigliese

W Bussana zjechało się na ścieżką podobną do wczorajszej. Różnica zasadnicza - dwa pasy ruchu dla rowerów i jeden dla pieszych. Trasa zaczynała się wcześniej, ale nieszczęśliwie, zbyt późno udało nam się w tym zorientować. Wygodnie, z dala od aut, wyprzedzali nas szosowcy. Tak dojechało się do San Remo, gdzie na powrót udało się włączyć do ruchu ulicznego. Przed tunelem prowadzącym do miasta uzupełniło się zapasy wody, a korzystając z tej okazji, również zjadło się obiad.


8:16. Cervo. W tle Capo Berta i zabudowa Diano Marina. Widok ku SW


8:18. Cervo. Kościół pw. San Giovanni Battista. Widok ku NWW


11:30. Arma di Taggia. Dolina Torrente Argentina. W tle Gruppo del Monte Saccarello. Widok ku N


11:51. Ścieżka pieszo-rowerowa między Bussana i San Remo (w tle). Po lewej Capo Nero. Widok ku W


13:29. Ścieżka pieszo-rowerowa w San Remo. Widok ku W

W Ventimiglia najładniejsza, spośród do tej pory mijanych dolin - dolina rzeki Roia. Stamtąd tylko ~5km do granicy z Francją, którą przekroczyło się po 15:40.


14:37. Ventimiglia w pobliżu granicy z Vallecrosia. W centrum południowy kraniec pasma, rozdzielającego doliny Torrente Nervia i La Roya. Widok ku NW


15:05. Ventimiglia. Dolina rzeki La Roya. Granica między Alpami Nadmorskimi i Alpami Liguryjskimi. Widok ku NNW

Côte d'Azur

Coś mnie tak naszło i założyło się kurtki. Co prawda wciąż było słonecznie i ciepło, ale nadal w stanie osłabienia po chorobach i odczuwanie temperatury przebiegało inaczej. Jak się okazało pomysł był naprawdę świetny. Praktycznie zaraz po wjeździe do centrum miasta Mentona, dwóch młodzieniaszków na skuterze, jadących z naprzeciwka, postanowiło oblać nas wodą z wiaderka. Jeśli wziąć pod uwagę to, że sumaryczna prędkość w chwili zderzenia z wodą wynosiła około do 60-70km/h (my ma rowerach ok. 20km/h), a w wiadrze niekoniecznie musiała znajdować się woda (choć na szczęście, była to prawdopodobnie tylko ona), to wcale nie było nam do śmiechu z tego powitalnego żartu. Wkurzyło nas to zdarzenie i niemocy zrobienia czegokolwiek, poza kontynuacją podróży. Dość nam było jazdy po Francji, choć ledwie się ją odwiedziło. Próbując się przedostać dalej na zachód, przejechało się przez Roquebrune-Cap-Martin. Pechowo, zamiast na wprost, odbijało się na południe, w kierunku krańca półwyspu Martin. Wracając na główną trasę, trzeba było jeszcze pokonać strome podjazdy. Oczywiście już pieszo.


15:43. Granica między Włochami i Francją na SE stokach La Gardieura (625 m n.p.m.). Widok ku N


15:52. Mentona we Francji. Widok ku SSW

Monaco

Wtem widoczne stało się nieodległe już miasto-państwo, pełne wieżowców, tuż za którym wznosiła się Tête de Chien 550 (m n.p.m.). Do granicy Monako pozostały około cztery kilometry. Dojechało się tam o 17:30, lecz opuszczone zostało po blisko godzinie.


17:02. Roquebrune-Cap-Martin we Francji. Rzut oka na Księstwo Monako. Widok ku SWW

Początkowo jechało się przez dzielnicę o stosunkowo wąskiej ulicy w otoczeniu wieżowców, lub może ich bliskość optycznie ją zwężała. Trzeba było zrobić przerwę nawigacyjną, a ta wypadła w pobliżu pomnika rajdu Monte Carlo. Następnie zjechało się w pobliże portu Hercule. Przejechało się przez rejon niższej zabudowy, tak docierając pod Skałę, na której położona była część najstarsza, wraz z pałacem książęcym. Dalej do granicy droga prowadziła nas przez nieciekawe, puste tereny, gdzie trwały budowy lub przebudowy terenu i znajdował się szeroki pas drogowy. Przez całe państwo przejechało się główną trasą, z jednym tylko odbiciem przez Avenue Saint-Laurent w okolicach Kasyna.


17:47. Monako. Kasyno w Monte Carlo. Widok ku SE


17:56. Pałac książęcy w Monako. Widok ku SW


17:56. Dzielnica Jardin Exotique. W tle Tête de Chien (550 m n.p.m.). Widok ku SWW

Po 10 kilometrach jazdy nastąpił przejazd przez Villefranche-sur-Mer, miasto, które malowniczo ulokowało się pomiędzy wschodnim przylądkiem Ferrat i zachodnim de Nice. Przejeżdżając, obserwowało się wypływający w morze luksusowy prom oraz mnóstwo jachtów i żaglówek zakotwiczonych na redzie Villefranche.


19:33. Reda w Villefranche-sur-Mer. Widok ku S

Nicea

Za miastem ostatni podjazd na Lazurowym wybrzeżu, zakupy Carrefourze (w czasie pakowania bagażu zagadywał jakiś francuz, ostrzegając przed problematycznością szukania noclegu w głębi lądu, ale równocześnie stwierdzając, że sobie poradzimy) i oto roztaczał się widok na Niceę o zachodzie słońca. Była 20.33


20:34. Nicea wieczorową porą. Widok ku NWW

W praktyce tylko widok. Zjazd na dół i skręt w Via Emmanuel Philibert. Początkowo jechało się wśród czteropiętrowych kamienic, które kilometr dalej ustąpiły miejsca dużym osiedlom. Minęło się kilka stacji rowerowych, które w Warszawie miały dopiero się pojawić. Później, po lewej mijało się długi i duży obszar kolejowy. Przy jego krańcu przejechało się wiaduktem na stronę zachodnią i dotarło do lokalnej drogi.Tylko na początku, z niewielką liczbą domów w stylu ulicówki, trwały starania, by na kolejnych rozwidleniach i rondach nie wjechać na autostradę. Zapadał już zmrok. Przejechało się przez następujące dzielnice Nicei: Mont Boron, Le Porte, Riquier, Saint-Roch, Roquebillière, Ariane.

Jechało się w bliskiej odległości rzeki Le Paillon. Początkowo odgradzała nas od niej bardziej przelotowa trasa prowadząca na północ, później głównie zabudowania. Z rzadka jechało się blisko niej, lecz tak jak prowadziła nas droga. W La Trinité skręt w Boulevard François-Suarez, bo wyglądał zachęcająco. Szeroka, jasno oświetlona, dwujezdniowa ulica. Za budynkiem (chyba) szkoły, dojechało się do ronda i usiadło na przystanku. Przerwa. Odpoczynek. Analiza mapy. Droga wyglądała zachęcająco, ale... Wróciłoby się do Monako. Po odpoczynku pieszo na ulicę po lewej. Z ciężkim sercem, powiekami i nogami. Naszym jedynym marzeniem w tamtym czasie, było znalezienie noclegu. Miejsca pod namiot, z dala od potencjalnych oczu, gdzie można by się rozłożyć i wyspać. Zapadła trzecia noc, podczas której z trudem takiego miejsca się wypatrywało.

Męcząc się, z coraz większym wysiłkiem odczuwanym przez prawie całe ciało, jakoś jechało się przed siebie, lekko wznoszącą się drogą. Były nawet momenty, gdy wydawało się, że uda nam się jechać długo jak przez Genuę. Od przerwy udało się nam przebyć ~4,5 km, które zdawały się ciągnąć kilkukrotnie dłużej. Szczęśliwie, tuż za Cantaron pojawiła się przestrzeń bardziej odludna. Należy przez to rozumieć - 200 metrów wolnej przestrzeni między budynkami. Przez pewien czas się stało, zastanawiając się czy ryzykować, lecz zmęczenie wzięło górę. Dosłownie wlazło się za krzaki i tam rozłożyło namiot tuż nad suchym, górskim kanałem odpływowym. Mimo braku widoczności ze wszech stron, najbliższy dom znajdował się 15 metrów od nas...
Rower:Zielony Dane wycieczki: 115.00 km (0.00 km teren), czas: 08:00 h, avg:14.38 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa lisze
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]