Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wiekublog rowerowy

avatar erdeka
okolice Czerwińska

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12598 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy erdeka.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2011

Dystans całkowity:1432.90 km (w terenie 16.35 km; 1.14%)
Czas w ruchu:101:42
Średnia prędkość:14.09 km/h
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:89.56 km i 6h 21m
Więcej statystyk

Do Rzymu i przez Alpy XXXII - Liechtenstein

Sobota, 6 sierpnia 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 32

Szwajcaria - Liechtenstein

O 8:45 wyjazd w drogę, po uprzednim uporaniu się ze ślimakami na namiocie. Poranek był ciepły, suchy i słoneczny, zupełnie nie przypominając dnia poprzedniego. Przejechało się przez Maienfeld. Po około kilometrze marszu pod górkę, nastała przerwa na wspaniałym parkingu przy fontannie Heidi. Były tam toalety, ławeczka, dużo przestrzeni i sporo głazów. Spędziło się tam blisko godzinę na doprowadzaniu się do porządku, śniadaniowaniu i odpoczywaniu po przeżyciach dnia poprzedniego. W międzyczasie autokarem przyjechała wycieczka z Japonii, a jedna z turystek postanowiła z nami chwilę porozmawiać.


08:45. Landquart. Zbocza masywów górskich: po lewej Hochwang (2534 m n.p.m.), po prawej zachmurzonego Calanda (2805 m n.p.m.). W centrum masyw Fulhorn (2529 m n.p.m.), u stóp którego leży Chur. Widok ku S


08:47. Po prawej Jenins u stóp góry Vilan (2377 n.p.m.). W centrum Regitzer Spitz (1135 m n.p.m.). W tle po lewej masyw Alvier (2343 m n.p.m.). Widok ku N


09:12. Ratusz w Maienfeld. Widok ku NW


09:45. Fontanna Heidi pod Maienfeld. Widok ku NEE

Z dużo większym optymizmem ruszyło się dalej. Tuż po 11 przekroczyło się St. Luzisteig Pass (713m n.p.m.) i pojechało w dół Wjechało się do Liechtensteinu. O 11:42 przekroczona została granicę Vaduz. Z tego niewielkiego kraju wyjechało się 12:42. Trasa nasza była tam w większości płaska, z niewielkimi podjazdami.


11:03. Granica między Austrią i Liechtensteinem. Twierdza St. Luzisteig z XVIII w. Po prawej Wörznerhorn (1713 m n.p.m.). W tle po lewej łańcuch górski Alviergruppe; w centrum Alpstein. Widok ku NNW


11:10. Po lewej zamek Gutenberg w Balzers. W tle po lewej szczyt Gauschla (2310 m n.p.m.). Po prawej Alvier (2343 m n.p.m.). Widok ku NW


11:53. Vaduz. Zamek książęcy. Widok ku SE


12:14. Schaan. Łańuch górski Alpstein. Widok ku NW

Austria - Niemcy

Przed granicą Austriacką nie było pewności, czy nie czeka nas aby jakaś kontrola graniczna. W końcu Liechtenstein nie należał do UE. Na szczęście obyło się bez tego i wkrótce udało się zrobić pierwsze od Aosty zakupy. Pierwsze od 400 kilometrów, podróżując w górach przez 4 dni. Nie ukrywam, że przez ten czas, nieodnawiane zapasy kurczyły się nieubłaganie. Żywność oszczędnie się racjonowało tak, by starczyła nam do tego momentu. Lekki głód stale nam towarzyszył. To co najbardziej utkwiło w pamięci, to niesłychanie śmierdzący, ale równie niesłychanie smaczny ser, który był tym lepszy, im było cieplej.


13:27. Feldkirch. Po prawej Katzenturm z 1507 r. W tle Altes Steinle (617 m n.p.m.). Widok ku NEE

Cały czas trzymało się się trasy 190. Głównie ścieżkami rowerowymi. Jedynie w Dornbirn chwilowo odbijało się ulicami Doktor-Anton-Schneider i Ludwig-Kofter. Za miastem skręt w trasę nr 200 do Shwarzarch. Dojechało się do Helbernstraße, gdzie udało się zorientować, co do niewłaściwości obranego kierunku. Pytając miejscowych, zawróciło się do Tobelstraße, którą raz jeszcze ruszyło się w góry. Co było do przewidzenia - pieszo. Od Abershwende byla przyjemność zjechać przez 4 kilometry, by rozpocząć kolejne podejście pod Hittisau. Później do wieczora już tylko się zjeżdżało. Na tym etapie widać było, z wolna zachmurzające się za nami niebo i odległe chmury kłębiaste, zwiastujące deszcz, a po jakimś czasie burze na południu.


18:48. Sankt-Annakapelle w Lingenau. Po lewej stoki grzbietu Rotenberg (974 m n.p.m.) W centrum Koppachstein (1537 m n.p.m.). Po prawej Hittisberg (1328 m n.p.m.). Przy prawej krawędzi wzniesienia otaczające Ittensberg. Widok ku E

O 20 przekroczyło się granicę Austriacko - Niemiecką, wstępując do Bawarii. W przygranicznej wiosce Aach trwał festyn i słychać było muzykę w wykonaniu muzyków ze straży pożarnej. Jechało się dalej powoli, poszukując miejsca na nocleg. Ostatecznie, przerwa nastąpiła na drewnianym przystanku. 100 metrów za nami stał jakiś domek. Przynajmniej 500 metrów przed nami stały, prawdopodobnie małe ośrodki wypoczynkowe, pod postacią miejsc noclegowych. Dalej była dolina niczym z okolic Gór Świętokrzyskich. O 21 zaczęło padać. Przekąsiło się niewiele i przysnęło.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 100.00 km (0.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:14.29 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Rzymu i przez Alpy XXXI - Kanton Graubünden

Piątek, 5 sierpnia 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 31

Oberalppass

Obóz opuszczony o 9:05. Nim się ruszyło, podziwiany był poranek w dolinie Urserental, którą spływała rzeka Reuss. Na dobry początek dnia rozgrzewka w postaci marszu, przez ponad 7 kilometrów. Teren ponad poziom doliny był zamglony, czy może raczej zachmurzony. Tereny były puste, obsiane kamieniami i łąkami, na których pasły się zwierzęta hodowlane. Wędrowało się małą doliną strumienia Oberalpreuss, wypływającego z strong>Oberalpsee. Droga nad jeziorem była schowana w prawie kilometrowym tunelu galeriowym.


8:26. Andermatt w dolinie Urserental. Przy lewej krawędzi stoki Gemsstock (2961 m n.p.m). Po lewej Winterhorn (2661 m n.p.m). W centrum Stotzigne Firsten (2747 m n.p.m). Na prawo od niego zjazd z Furkapass (2436 m n.p.m). Po prawej, SE grzbiet masywu Dammastock. Widok ku SE


9:05. Salbitschijen (2981 m n.p.m) i zachmurzony Rorspitzli (3220 m n.p.m) z masywu Fleckistock (3417 m n.p.m). Widok ku NNW

Przed 10:30 dotarło się do Oberalppass (2046 m n.p.m.), gdzie stało kilka mniej lub bardziej turystycznych budynków i kręciło się sporo ludzi. Również na rowerach. Nie traciło się wiele czasu i wnet wsiadło się na rowery, zmierzając na drugą stronę przełęczy.


10:26. Przełęcz Oberalppass (2046 m n.p.m.). W tle Piz Cavradi (2612). Widok ku SSE


10:39. Zjazd z przełęczy Oberalppass (2046 m n.p.m.). W tle Pazolastock (2740 m n.p.m.). Widok ku W

Bezirk Surselva i Imboden

Najbardziej stromy etap zakończył się tuż przed Putnengia (1450 m n.p.m). Trwał niecałe 10 kilometrów i był trochę łagodniejszy niż wczorajszy. Tym razem jechało się razem, nie oddalając zbyt daleko. Przerwa na poboczu, gdzie ugotowało się budyń z żelkami. Nie zmieniło to nic w smaku, ale stanowiło ciekawe zastępstwo makaronu, którego już nie gotowało się do końca tej wyprawy. Ciepły posiłek rozgrzał nas i można było ruszyć dalej.


11:41. Obiad przed Putnengia w Szwajcarii


11:59. Dolina rzeki Vorderrhein. Od lewej miejscowości: Rueras, Tujetsch, Sedrun. Po lewej masyw Oberalpstock (3328 m n.p.m.). Widok ku NE

Początkowo droga wiodła łagodnie przez alpejskie miejscowości w okolicy Tujetsch, co trwało jednak tylko przez około 5 kilometrów. Około 12:40 przejeżdżało się przez Disentis/Mustér z charakterystycznym opactwem Benedyktyńskim (od 720 r.). Swobodna jazda skończyła się tuz za Ilanz (~710 m n.p.m.). Przez 8 kilometrów szło się do Flims (~1130m n.p.m.). Tam przypadkiem udało się znaleźć, leżącą na ziemi monetę ½ franka szwajcarskiego, wędrującą do skromnej kolekcji z wyprawy.


12:39. Disentis/Mustér. Opactwo Benedyktyńskie założone w 720 r. Widok ku NNE

Dzień ogólnie był dość pochmurny, jednak z biegiem czasu coraz bardziej szary. Od Flims jechało się w deszczu, z początku niewielkim, później większym, aż do formy pośredniej. Od Trin (~900 m n.p.m.) rozpadało się na tyle mocno, że zamiast zjeżdżać, zeszło się z rowerów, sprowadzając je po mokrej nawierzchni. Deszczu nie było sensu przeczekiwać. Nie zapowiadało się na rychły koniec.

Chur

Swobodnie jechało się od okolic Tamins (~650 m n.p.m.). Powoli, walcząc z deszczem, dojechało się do Chur, wjedżając tam do centrum. Jeździło się głównie ścieżkami i chodnikami, a woda była wszechobecna. Dodatkowo, gdy podczas opuszczania miasta wzdłuż trasy nr 13, Kasia się przewróciła, to nasza odporność psychiczna sięgała najniższych wartości na całej wyprawie. Gdy wyjechało się już z miasta, to deszcz trochę osłabł, lecz nadal stanowił nieprzyjemny element podróży. Rozbiło się jeszcze przed zachodem słońca, którego i tak nie było widać. Skryły nas przydrożne drzewa tuż za Landquart. Nasze ciała były mokre. Zziębnięte. Psychika zszargana chyba jak nigdy wcześniej.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 109.00 km (0.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:15.57 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Rzymu i przez Alpy XXX - Furkapass

Czwartek, 4 sierpnia 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 30

Bezirk Östlich Raron i Goms

Start o 8:20. Dolina była już dość wąska. Udało się nam przejechać kilka kilometrów, nim zsiadło się na serpentynach w Deisch. Dalej było nieco łatwiej, już wystarczająco by jechać. Po drodze mijało się kilka drewnianych domów, wybudowanych w starym, alpejskim stylu. Powtórka spacerowa tuż za miasteczkiem Fiesh.


9:56. Grengiols u stóp masywu Bättlihorn (2992 m n.p.m.) w dolinie Rodanu. Widok ku SW


10:20. Tradycyjna zabudowa w Lax. Widok ku NW


11:27. Między Fiesch i Niederwald. Widok ku NE


11:47. Tradycyjna zabudowa w Blitzingen. Widok ku NW


12:28. Między Reckingen i Münster. Widok ku NE

Pierwszą dłuższą przerwę urządziło się w Münster przed godziną 13. Za miasteczkiem stosunkowo krótki, łagodny, ale najdłuższy tego dnia zjazd w kierunku przełęczy.


12:39. Tradycyjna zabudowa w Münster. Widok ku N


12:46. Wnętrze kościoła w Münster


13:31. Z Obergesteln do Oberwald. W tle pasma gór Muttenhörner (3099 m n.p.m.) oraz odleglejsze Dammastock (3630 m n.p.m.). Widok ku NE

Od Oberwald pieszy marsz. Wędrowało się północnym brzegiem Rodanu, poprzez malowniczą dolinę z serpentynami. Trudził nas ten spacer. Ciągle odliczało się, jak jeszcze daleko do przełęczy. Nieco poniżej poziomu drogi biegła linia kolejowa, a jeszcze niżej sam Rodan, jeszcze w postaci strumienia. Przeszło się tak sześć kilometrów. Weszło się z poziomu ~1400 do 1750 m n.p.m. co zajęło nam niespełna 1,5 godziny. Nagrodziło nas to wspaniałym widokiem, podczas wejścia do Gletsch.


15:12. Ostatni odcinek serpentyn do Gletsch. W tle serpentyn na przełęcz Grimselpass (2165 m n.p.m.) na stokach Hohhoren (2771 m n.p.m.). Widok ku N


15:34. Gletsch (osada na wysokości około 1800 m n.p.m.) i źródło Rodanu w masywie Dammastock. Po prawej przełęcz Furkapass (2436 m n.p.m). Widok ku NE

W Gletsch udało dowlec się za skrzyżowanie z trasą nr 6, biegnącą przez Grimselpass (2164 m n.p.m.) w kierunku Brienz. Zeszło się tam w prawo, do niewielkiego parku, gdzie można było posiedzieć blisko godzinę na ławeczce i zbierać siły. Podjadło się przy okazji i uzupełniło wodę. W pobliżu znajdowało się kilku innych rowerzystów, ale nie było sił, by zagadywać. O 16:40 znów w trasie. Znów pieszo. Mijali nas szosowcy. Po godzinie doszło się na wysokość lodowca Rhonegletscher. Tam przerwa na tarasie koło restauracji Belvédère (2270 m n.p.m.), by go obejrzeć z bliższej odległości. W ramach posiłku zjadło się pierwszą w życiu ciecierzycę z puszki. Przerwa trwała około pół godziny.


17:35. Początek Doliny Rodanu. Z lewej droga prowadząca z Gletsch ku Furkapass (2436 m n.p.m). Z prawej ku Grimselpass (2165 m n.p.m.). Widok z Belvédère (2270 m n.p.m.). Widok ku SW


17:53. Rhonegletscher. Widok ku NNW

Prawie godzinę później zawędrowało się już na Furkapass (2436 m n.p.m), drugą co do wysokości przełęcz na tej wyprawie. Dochodziła godzina 19. Trzeba było ubrać się w kurtki. Duża wysokość i obecność lodowca znacznie obniżały temperaturę.


18:51. Przez Furkapass (2436 m n.p.m) do doliny Urserental. Po lewej dolina prowadząca do Oberalppass (2046 m n.p.m.). Widok ku NEE


18:54. Zjazd z Furkapass (2436 m n.p.m) w dolinę Urserental. Z lewej Galenstock (3586 m n.p.m.) oraz Gross i Chli Bielenhorn (3210 i 2940 m n.p.m.). Widok ku NE

Kanton Uri

Najwspanialszy na całej wyprawie zjazd o długości ~10 km do poziomu poniżej 1600 m n.p.m. trwał prawie godzinę. Kasia jechała ostrożnie, a mnie poniosła trasa. Co jakiś czas, raczej ostrożnie używało się hamulców, co kilka minut zatrzymując się, by i one, i obręcze mogły się nieco schłodzić. W tych przerwach z wolna docierała Kasia, a po chwili znów niosło mnie dalej. Najdłuższa 1-3 km odległość miedzy nami pojawiła się na serpentynach w rejonie Hostetten.

Słońce powoli chowające się za górami, oświetlało wschodnie zbocza doliny rzeki Reuss, a obszar nasłonecznienia dość szybko się przemieszczał i z wolna przyciemniał. Gdy razem udało się zjechać, na dole wciąż było jeszcze jasno, choć oświetlane były już tylko najwyższe partie gór. Kilkanaście minut później, zjeżdżając łagodnie pochyloną drogą, dojechało się do Andermatt na ~1450 m n.p.m. Przejeżdżało się przez centrum, gdy z wolna narastała wieczorna szarówka.


20:09. Dolina Urserental. W centrum Rienzenstock (2962 m n.p.m.). W tle za nim masyw Piz Giuv (3096). Po prawej dolina prowadząca do Oberalppass (2046 m n.p.m.). Widok ku NE

Kurs do trasy nr 19, rozpoczynając kolejny marsz, tym razem w poszukiwaniu noclegu, którego nie udało nam się znaleźć przez ostatnią godzinę. Po dwóch kilometrach przeszło się przez tunel, a za nim trochę się cofnęło udeptaną ścieżką, która biegła po jego zewnętrznej stronie. Kilkanaście metrów dalej udało się rozłożyć z namiotem na wysokości 1620 m n.p.m. Było po 21.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 78.00 km (0.00 km teren), czas: 08:00 h, avg:9.75 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Rzymu i przez Alpy XXIX - Kanton Valais

Środa, 3 sierpnia 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 29

Bas-Valais

Przebiedowało się do 8:15 rano. Na szczęście nikt nam nie przeszkadzał, pomimo obecności kilku pobliskich domów. Jedynie sporadyczne auta nieco przeszkadzał, gdyż przystanek znajdował się po wewnętrznej stronie zakrętu głównej trasy.


8:20. Serpentyny przed Fontaine Dessous. Najniższy punkt - w Orsières w tle, na wysokości o ~300 m niższej. W tle Le Catogne (2598 m n.p.m.). Widok ku NW

Było chłodno. Opatuliwszy się trzeba było zjechać 20 kilometrów. W Orsières po raz pierwszy zagroziły nam deszczowe chmury, z których trochę pokropiło. Gdy przyszły opad był dla nas pewny, tym bardziej pospieszyło nas na dół, im bardziej nie chciało się używać hamulców na ostrych zjazdach po opadach. Na szczęście udało się dotrzeć do Sembrancher, a chmura została za nami i skierowała się w inną stronę.


8:27. Orsières. Masyw Le Catogne (2598 m n.p.m.). Widok ku NW

Teren tu był dość płaski, co było nieco mylące, lecz tuż za miasteczkiem zjeżdżało się ponownie. Ta nazbyt swobodna jazda skończyła tuż za Martigny w Dolinie Rodanu. Odtąd jechało się w terenie bardzo płaskim i nieznacznie, prawie niezauważalnie wznoszącym się, z niewielką tylko ilością podjazdów, rosnącą wraz z postępem podróży. Dość częste i charakterystyczne były ronda z rzeźbami lub instalacjami powiedzmy że artystycznymi. Były to tak przedstawienia humanoidalne, jak i najzwyklejsze, wielkie winogrona.


9:27. Plantacje winorośli w okolicy Martigny. Widok ku NNW

Początkowo jechało się dość szybko, w czym pomagał nam wiejący na wschód wiatr. Dodatkowym czynnikiem była kolejna chmura opadowa, wędrująca ślad w ślad za nami. Przerwa w Saxon pod wiaduktem, ale miejsce mało wygodne, a deszcz jeszcze nie nadchodził. Raz jeszcze się ruszyło, walcząc z czasem, zatrzymując się 1,5 km dalej, tuż za miasteczkiem. Tam nas dopadła ulewa i nie było sensu jechać dalej. Udało się schronić pod wiaduktem ulicy prostopadłej do kierunku jazdy. Ledwie na chwilę, nim przeszła największa ulewa. Przerwę wykorzystało się na ugotowanie makaronu. Niestety - skończyła się sól i z trudem przełykało się obrzydliwie smakujący posiłek. Nawet nie dokańczało się resztek, jak to bywało do tej pory. Przerwa trwała do 12 i pozwoliła zebrać siły, których nie można było uzupełnić na "noclegu". Droga była mokra, a na stokach gór formowały się chmury, powstające ze świeżych opadów. Będąc prawie pół kilometra nad poziomem morza, podstawy chmur zdawały się bardzo nisko zawieszone.


12:19. Wjazd na most nad Rodanem w pobliżu Riddes. Po lewej L'Ardève (1501m n.p.m.). Po prawej masyw Haut de Cry (2969 m n.p.m.). Widok ku N


12:40. W pobliżu granicy między Leytron i Saint-Pierre-de-Clages. La Routia (1314 m n.p.m.) w masywie Haut de Cry (2969 m n.p.m.). Widok ku N

Wraz z upływem czasu nawierzchnia schła, powietrze stawało się coraz cieplejsze, a pogoda ładniejsza i przyjemniejsza, aż do dość gorącej. Kurtki zdjęło się przed Ardon. W oczy rzucały się uprawy winorośli, rosnących w systemie tarasowym tak na stokach gór, jak i w sąsiedztwie płaskiej drogi. Od Sion trasa trzymała się blisko rzeki, która po ostatnich opadach była wezbrana i niosła dużą ilość zawieszonego w niej materiału.


12:40. Przed Ardon. Z lewej stoki masywu Mont Gond (2710 m n.p.m.). W tle po prawej, odległe o ~5km wzgórze Crêtes des Maladaires (569 m n.p.m.) w Pont-de-la-Morge. Widok ku NE


13:18. Sion. Château de Tourbillon (658 m n.p.m.) i Basilique Notre-Dame deValère (611 m n.p.m.) z XIII w. Widok ku NEE


13:30. Sion. Basilique Notre-Dame deValère (611 m n.p.m.) z XIII w. Widok ku NNW


13:31. Sion. Château de Tourbillon (658 m n.p.m.) z XIII w. Widok ku NW

Haut-Valais

Przy niewielkim dworcu w Les Crêtes przerwa w jego cieniu. Kilometr dalej wjechało się na drogę równoległą do trasy nr 9. Podążało się nią 1,5 km, a sama trasa zapewniła nam podjazd o 20 metrów jazdy ponad pobliskim tunelem.


14:55. Noës przed Sierre. Od lewej masywy Wildstrubel (3243 m n.p.m.), Balmhorn (3698 m n.p.m.) i odległy o ~20km Bietschhorn (3934 m n.p.m.) w pobliżu Raron. Z prawej masyw Illhorn (2717 m n.p.m.). Widok ku NEE

W Noës przejazd na południową stronę torów kolejowych. Dzięki temu ominęło się centrum Sierre, jadąc przez tereny przemysłowe. Wróciwszy na trasę 9, przejechało się w pobliżu amfiteatru i Lac de Géronde, po prawej stronie mając strome ściany niewielkiego wzgórza, a w międzyczasie zabawiając nas niewysokim podjazdem. Kilka kilometrów za miastem, naszła nas by spróbować przejechania tunelem, ale z tego pomysłu lepiej było wycofać się przed samym wjazdem. Problemem był zakaz wjazdu dla rowerów. Nie znające długości podziemnej drogi, wybrało się bezpieczniejszą, dłuższą trasę, prowadzącą przez położone ~40 m wyżej Salgesch. Na właściwą trasę wróciło się po skręceniu z Varenstrasse w Tschütrigstrasse. 15 metrów wyżej, niż było nam trzeba, gdy udało się zorientować, że droga dalej prowadzi tylko w górę.


16:51. Agarn. Stoki masywu Balmhorn (3698 m n.p.m.) widoczne z Agarn. Widok ku NNW


17:06. W pobliżu granicy między Turtmann i Steg-Hohtenn. Po lewej szczyt Chistehorn (2785 m n.p.m.) w masywie Bietschhorn (3934 m n.p.m.). Widok ku NE


18:01. Rzeka Vispa w Visp. Końcowy odcinek dolin Saastal i Mattertal. W tle Balfrin (3796 m n.p.m.) w masywie Dom (4545 m n.p.m.). Widok ku S

Dolina była bardzo szeroka lecz powoli, powoli zwężała się aż do Brig. Tam przy braku odpowiedniej nawigacji, zakończonej ślepą drogą, trzeba było cofać się z terenu kolejowego. Nim się zawróciło, dojechało się najdalej jak tylko można bez zsiadania z rowerów. Później udało się znaleźć przejazd pod torami, a kolejny nad rzeką. Trzymając się głównej trasy, dojechało się do ostatniego ronda przed Bish, około godziny 20 spoczywają na ławeczce.

Nie udało się odpocząć. Co kilkanaście minut powtarzał się model troskliwego przechodnia z okolic Genuy. Po przejeździe równie troskliwej policji, lepiej było dać sobie spokój i ruszyć dalej, by ukojenie znaleźć prawie 3 kilometry dalej, przy starej, opuszczonej kapliczce. Była już pewnie 21-21:30, gdy w nocnych ciemnościach wprowadzało się rowery przez dziurę w kamiennym murku i rozkładało namiot. Noc spędziło się prawdopodobnie na starym cmentarzu, bowiem cały czas niesamowicie przeszkadzało nam zarośnięte, trochę kamieniste podłoże. Był to najłagodniejszy z alpejskich dni.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 120.00 km (0.00 km teren), czas: 08:00 h, avg:15.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Rzymu i przez Alpy XXVIII - Przełęcz Św. Bernarda

Wtorek, 2 sierpnia 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 28

Włochy

W skrócie - wyruszyło się wcześnie, skończyło późno. Podróż do przełęczy zajęła cały dzień, a reszta wieczór i część nocy. Noc na przystanku był chłodna. Podobnie jak przy San Marino, nie udało się dobrze wypocząć, a od rana tylko pod górę. Start o 7. Po godzinie przerw przy markecie przed Aostą. Tam ostatnie duże zakupy przed udaniem się do Szwajcarii (nie było franków, by robić tam zakupy). Przerwa ta, wraz ze śniadaniem, potrwała prawie 1,5 godziny.


06:55. Nocleg na przystanku w Champagne. Widok ku NWW

W Aoście skręt na północ tak, by podążać trasą SS27. Praktycznie od razu zeszło się z rowerów. Stromizna podjazdu była ponad nasze siły w nogach. Przez resztę drogi do przełęczy tylko się szło, z krótkimi może momentami, gdy droga chwilowo była bardziej płaska lub akurat pozwalała bez wysiłku zjechać kilkaset metrów. Przed Gignod ścięło się trasę, idąc ulicą wśród zabudowań, zamiast wić się serpentyną. Około 11:30 uzupełniło się zapasy wody odpoczywając przy fontannie.


11:18. Kościół pw. Sant' Ilario w Gignod. W tle masyw Grand Combin (4314 m n.p.m.). Widok ku N


12:11. Gignod. Dolina Valpelline. Po lewej Masyw Mont Rion (3487 m n.p.m.). Widok ku NNE


14:08. Etroubles. Grań Grand Créton (3071 m n.p.m.). Widok ku W


15:26. Serpentyny w pobliżu Saint-Léonard. W centrum Mont Mort (2867 m n.p.m.). Widok ku NNW

Między 16 i 17 przerwa na obiad i ponowne uzupełnienie zapasu wody. Tym razem w Saint Rhemy, do którego trochę się zboczyło z trasy. Gdy się opuszczało, właśnie zawitała tam jakaś grupa wycieczkowa. Za 40 kilometrem trasy był ruch wahadłowy na serpentynie. Ustawiło się kilkanaście aut, które pieszo się ominęło. Ciekawym incydentem był przyjazd kogoś w super luksusowym sportowym samochodzie, który wepchnął się na sam początek, został strąbiony przez wszystkich, a przy zielonym świetle ruszył i tyle go widziano, pozostawiając za sobą zniesmaczonych i mocno wkurzonych kierowców.


18:08. Droga do przełęczy Św. Bernarda. Po lewej Mont Fourchon (2902 m n.p.m.). W centrum po lewej Pain de Sucre (2919 m n.p.m.). Po prawej Pointe de Drône (2949 m n.p.m.). Przy prawej krawędzi stoki Mont Mort (2867 m n.p.m.). Widok ku NNW


18:36. Droga do przełęczy Św. Bernarda. W centrum Mont Mort (2867 m n.p.m.). Widok ku NEE


18:55. Droga do przełęczy Św. Bernarda. Pain de Sucre (2919 m n.p.m.). Widok ku NNW


19:00. Dolina Świętego Bernarda. Po lewej Mont Mort (2867 m n.p.m.). W tle odległy o prawie 30 km Monte Emilius (3559 m n.p.m.). Widok ku SEE


19:20. Droga do przełęczy Św. Bernarda. La Cantine u podnóży Petit Mont Mort (2809 m n.p.m.) i Wielkiej Przełęczy Św. Bernarda. Od lewej: Tête de Fonteinte (2775 m n.p.m.), Pointe de Drône (2949m n.p.m.) oraz Grande Chenalette (2900 m n.p.m.) i Petit (2664 m n.p.m.) z galerią na drodze. Widok ku NNE


19:54. Droga do przełęczy Św. Bernarda. Po lewej Mont Mort (dalszy) (2867 m n.p.m.) i Petit Mont Mort (2809 m n.p.m.). W tle Tête Crévacol (2610 m n.p.m.). Widok ku SSE

Szwajcaria

Po 20:20 przekroczyło się 50 kilometr. Osiągnięta została przełęcz Św. Bernarda i weszło się na 2473 m n.p.m. czyli najwyżej w naszym życiu. Z rowerami. Na przełęczy spędziło się około pół godziny. Tam można już było doprowadzić się do ładu i przygotować do zjazdu.


20:20. Lago di Gran San Bernardo i schronisko na Wielkiej Przełęczy Św. Bernarda. W tle nieco z lewej Mont Velàn (2727 m n.p.m.); z prawej Bec Noir (2797 m n.p.m.). Widok ku NEE

Powoli zbliżała się noc. W miarę możliwości utrzymywało się bezpieczna prędkość. Zjazd był bardzo stromy, a droga często kręta. Okolica pusta, trawiasta, skalista. Bardzo łatwo można było wypaść z zakrętu, także przy deszczowej pogodzie trudno byłoby nam nawet schodzić z całym bagażem.


20:28. Początek zjazdu przy schronisku na Wielkiej Przełęczy Św. Bernarda. Z lewej Mont Velàn (2727 m n.p.m.). Z prawej Bec Noir (2797 m n.p.m.). Widok ku E


20:43. Zjazd w dolinę Dranse d'Entremont. Po prawej masyw Mont Velàn (3727 m n.p.m.). W tle po lewej masywy Grand Combin (4314 m n.p.m.). Widok ku NEE


20:47. Zjazd w dolinę Dranse d'Entremont. Po prawej masyw Mont Vélan (3727 m n.p.m.). W centrum masyw Grand Combin (4314 m n.p.m.). Po lewej masyw Grande Aiguille (3682 m n.p.m.) w grani Les Maisons Blanches. Widok ku NE

Po 7 km nasza trasa połączyła się z głównym szlakiem samochodowym. Przez ponad 5km jechało się w tunelu z galeriami, przez które widać było dolinę i zaporę wodną. Widać było coraz gorzej, przy coraz większych ciemnościach. Na zewnątrz była już noc i chwilę trzeba było odpocząć na pierwszym skrzyżowaniu. Po kolejnych 8 kilometrach powolnej jazdy na hamulcach, zatrzymując się, gdy przejeżdżało jakieś auto, udało się wypatrzyć skromne schronienie w Liddes. Był to bardzo mały i wąski przystanek. Nocleg był niezmiernie ciężki, ale w tych warunkach nie liczyło się na więcej.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 73.00 km (0.00 km teren), czas: 08:00 h, avg:9.12 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Rzymu i przez Alpy XXVII - Dolina Aosty

Poniedziałek, 1 sierpnia 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2011 Włochy, 2 Osoby, Z Kasią

Dzień 27

Canavese

Na drogę wyszło się przed 10, ale sporo trwało, nim się udało zebrać. Co nas zaskoczyło, to ślimaki. Dziesiątki ślimaków, które postanowiły poprzyczepiać się do naszego namiotu w czasie nocy. Zniesmaczyło nas to, tym bardziej, że nie był to ostatni raz na tej wyprawie.

Po kilku kilometrach na drodze pojawiła ścieżka rowerowa odgrodzona słupkami, kończąca się dopiero w pobliżu centrum Brandizzo. Minęło się dwie rzeczki wpadające do Padu i dojechało do Chiavaso. Tam odbicie od głównej trasy i jazda Via Orti, Lungi Piazza D'Armi, brukowaną Via Caduti per la Libertà (z której zjechało się na drugiej przecznicy) do szerokiej, dwupasmowej Viale Giacomo Matteotti z brukowanym chodnikiem i dwoma rzędami drzew pośrodku. Skręt na północ w Viale Camillo Benso Cavour, od tej pory trzymając się głównej trasy. Przejechało się wiaduktem ponad torami, nieco później nad trasą E64 i tak się wyjechało z miasta. Cała ta zabawa ze skrętami spowodowana była przez poszukiwanie sklepu, by uzupełnić część zapasów i zjeść tam śniadanie.


10:27. Most na Torrente Malone w pobliżu granicy Brandizzo i Chivasso. W tle wzgórza masywu Bric del Vaj (583 m n.p.m.). Widok ku SE

Przez około 15 kilometrów jechało się trasą jednostajnie wznoszącą, lecz poza zwiększonym wysiłkiem, jaki trzeba było włożyć w dalszą jazdę, nie było to nazbyt widoczne. Teren był równinny, a droga przez 10 kilometrów prosta jak rysowana od linijki. Dodatkowo prawie nie było zabudowań, miejscowości i drzew, a słońce prażyło niesamowicie. Z wielką radością zrobiło się przerwę na ocienionej ławeczce przy kościele di San Michele w Arè. Przy okazji zjadło się śniadanie i ruszyło po prawie godzinie.


11:39. Arè. Kościół pw. San Michele. Wśród drzew po lewej przystanek z godzinną przerwą. Widok ku NE

Od Caudano teren powoli zaczął się różnicować i pojawiały się pierwsze nieśmiałe pagórki. Główną trasą, objeżdżając centrum Candia Cavanese, wjechało się na około 340 m n.p.m., skąd roztaczał się widok na wąski pasek, schowanego za drzewami i miastem jeziora Lago di Candia oraz pagórki po drugiej stronie rzeki Dora Baltea. Przed nami intensywny zjazd do Mercenasco, gdzie mijało się sporą grupę rowerzystów na wycieczce (być może jakaś pielgrzymka), wzajemnie się pozdrawiając. Nico później łagodny zjazd do Strombino. Pod koniec miasta pyszne, schładzające zakupy w Lidlu i krótka przerwa.


13:01. Zamek Castelfiorito w Candia Canavese. Widok ku SE

Przed nami coraz wyraźniejsze, choć nadal odległe szczyty alpejskie. W pewnym miejscu ktoś postawił znak zakazu jazdy rowerom, ale nie widziało się dla nas innej alternatywy. Na szczęście droga była szeroka i mało kto nią jechał. Na kilka kilometrów przed Ivrea, za mostem, minął nas jadący z naprzeciwka samochód Google, robiący zdjęcia trasie.


13:56. Wjazd do Ivrea mostem nad Dora Baltea. W tle masyw Colma di Mombarone (2371 m n.p.m.). Po lewej Dolina Aosty z widocznym masywem Croix Courma (1966 m n.p.m.). Widok ku N


14:48. Wjazd do Ivrea mostem nad Dora Baltea. Widok ku SEE

W mieście przejazd obrzeżami w kierunku północnym. Przejechało się koło Lago San Michele, a później południowym skrajem Lago Sirio. Odcinek obfitował w podjazdy w otoczeniu zadbanych, majętnych posesji i urokliwych krajobrazów. Mocno nas zmordowało, nim wyjechało się na trasę SS26. Około 16 nastąpiła przerwa pod koniec Motalto Dora, gdzie zakupiło się lody.


15:15. Lago Sirio. W tle Castello di Montalto na zboczach Monte di Maggio (~400 m n.p.m.). Widok ku NNW

Valle d'Aosta

Po przerwie przejechało się jeszcze pięć kilometrów. Dotarło się do dość szerokiej Dolinie Aosty, gdzie niejedna masywna góra przekraczała 2000 m n.p.m. na obrzeżach Pont-Saint-Martin, mój rower złapał kapcia. Naprawa trwała długo. Walczyć trzeba było z dętkami, z których schodziło powietrze oraz słońcem, które paliło skórę, gdy tylko wystawało się z wąskiego cienia, na wąskim chodniku. Zaznaczyć trzeba, że jechało się przez wiele kilometrów, wciąż równomiernie wznoszącą się drogą, której poziom trudności gwałtownie wzrósł tuż za Montjovet, czasem przymuszając nas, by zejść z roweru. Od Saint-Vincent pojawiło się nawet kilka dłuższych zjazdów.


16:33. Settimo Vittone. Z lewej stoki Bec Renon (2266 m n.p.m.). Z prawej stoki Bec di Nona (2085 m n.p.m.). W tle Croix Courma (1966 m n.p.m.). Widok ku NNW


17:00. Pont-Saint-Martin. Masyw Croix Courma (1966 m n.p.m.). Widok ku NNW


17:28. Pont-Saint-Martin. Po prawej ruiny zamku Castellaccio z XV w. W tle grań Lose Bianche (2435 m n.p.m.). Widok ku NNE


18:40. Między Bard i Arnad. W centrum, nieco z prawej Forte di Bard, pomiędzy górami: Z lewej Cime Coudrey (1295 m n.p.m.). Z prawej zbocza Mont Charvatton (1786 m n.p.m.), Bec Cormoney (2142 m n.p.m.), Bec Renon (2266 m n.p.m.) wraz z Cima Battaglia (2298 m n.p.m.). Widok ku SSE


18:40. Między Bard i Arnad. Forte di Bard z XIX w. Widok ku SSE


20:13. Saint-Vincent. Widok ku W


20:27. Saint-Vincent. Po lewej zachmurzona Becca di Vlou (3032 m n.p.m.). Po prawej masyw Corno del Lago (2747 m n.p.m.). Widok ku SE

W Chatillon, między dwoma tunelami, nad strumieniem Marmore, spotkanie Łotysza Leontis'a Romanovskis'a w wieku emeryckim, który po Europie od kilku lat jeździł rowerem ze specyficznym wózkiem upstrzonym różnymi naklejkami. Komunikując się polsko-rosyjskim, pogadało się co najmniej dobre pół godziny. On jechał od strony Mont Blanc zmierzając w stronę Maroka. Ze względu na niezbyt bezpieczne miejsce rozmowy (przy wjeździe do tunelu) i zbliżającą się noc, przyszło pożegnać się nam, jadąc w swoje strony. Noclegu szukało się co prawda dużo wcześniej, ale nic nie wyglądało wystarczająco bezpiecznie. 7 km po rozmowie z podróżnikiem, grubo po zapadnięciu nocnych ciemności, udało się zatrzymać na drewnianym przystanku, o niespotykanych przez nas wcześniej rozmiarach. W gruncie rzeczy wyglądał jak mały domek.


21:17. Przypadkowe spotkanie w Chatillon
Rower:Zielony Dane wycieczki: 103.00 km (0.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:14.71 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)