Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wiekublog rowerowy

avatar erdeka
okolice Czerwińska

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12644 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy erdeka.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2013

Dystans całkowity:1728.96 km (w terenie 83.00 km; 4.80%)
Czas w ruchu:106:24
Średnia prędkość:16.25 km/h
Maksymalna prędkość:49.61 km/h
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:144.08 km i 8h 52m
Więcej statystyk

Gminobranie Pomorskie IV - Do Ustki

Poniedziałek, 2 września 2013 | dodano: 19.09.2013Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2013 Pomorze, Z rodziną

Nie było ochoty wychodzić z namiotu. Chciało mi się tylko przesiedzieć cały dzień w namiocie. Pobudka po kilka razy, również rankiem. Na zewnątrz kontynuacja opadów sprzed 12 godzin. Niezmiernie ten fakt mnie zadowalał. No i nie wiem czemu, tak samo jak w Niemczech w 2011, podczas podobnej ulewy, spędzonej na przystanku, zaczęło się zbieranie po 10 rano. Z pola zejście w jakieś pół godziny później. Nie było pary, aby kręcić, a jazdę utrudniała boląca noga i ręka. Woda wciskała się w każdą nieosłoniętą część ciała, a buty był mokre zaledwie po kilku kilometrach. I tak było szczęście natrafić na niewielkie okno słabszego deszczu. W Wicku mijało się dzieci wracające z ceremonii rozpoczęcia roku szkolnego, rozwożone przez autobus. Niektórzy też musieli swoje przejść od przystanku.


Pola między Łebą i Wickiem, na których znajdował się nocleg. Widok ku SE


DW 213. Granica powiatów. Łeba na zachód od Wicka. Widok ku NWW

W Cecenowie podjazd na teren sporego, lecz zaniedbanego pałacu z XIX wieku, wybudowanego przez Zitzewitzów. Na teren posesji można było swobodnie wjechać. Kilka zdjęć, ale nie próbując zwiedzać. Budynek z daleka wyglądał na zamknięty. W pobliżu kilka domów, najwidoczniej zamieszkanych. Przerwa na przystanku i osuszenie nóg. Zauważywszy tubylca, wędrującego najwyraźniej na ten sam przystanek, wnet nastąpiło ulotnienie, zatrzymując się pod sklepem kilkaset metrów dalej. Tam drobne zakupy, lód kostka (jakby mało mi było chłodnego powietrza) i skromny posiłek podbudowujący morale.


Pałac Zitzewitzów z XIX w. w Cecenowie. Widok ku NW


Pobłocie w deszczu. Widok ku SWW

Po 12 przejazd Pobłocie po kałużach i skręt na południe do Stowięcina. Do 13:27 dojazd do wsi Radosław, przy okazji zaliczając skrawek gminy Potęgowo. Droga w większości pod górkę i na piechotę. Stamtąd na zachód, skrótem który przeszedł w błotnistą polną drogę. Pełno kałuż, błota, tymczasowych strumyków. Jeden tymczasowy "staw" na całą szerokość drogi. Cudownie. Dojazd do Rzechcina i przerwa na przystanku. Czuć było kompletne zdezelowanie. Z radością podjadało się, trochę osuszało, ale też marzło z przemoknięcia i braku ruchu.

Słaba nadzieja, że już przestanie padać, ale gdzie tam. Znów jazda w deszcz, choć dużo słabszy niż rankiem. Powoli też zanikał. Ostatnie krople spadły w okolicy wsi Damno, w dolinie rzeki Łupawa. Stamtąd jazda w kierunku północnym i przy poważnych wątpliwościach nawigacyjnych, spowodowanych niskim morale, jechało się przez las. Drogą szutrową, wpierw kontynuowanie podjazdu, jaki zostawiony została za mną, lecz po kilkuset tylko metrach czekał mnie zjazd, w czasie którego trzeba było manewrować między kamieniami, błotem i spływającą wodą. Duże tempo. Z wolna się rozpogadzało. Gdy mijało się ostatnie drzewo i powitało asfalt w okolicy Drzeżewa, po deszczu praktycznie nie było już śladu.


Granica (przebiegająca 400 m dalej) między gminami Potęgowo i Damnica. Widok ku NWW


Między Drzeżewem i Będzichowem. Widok ku N

Dojazd do DW 213 i półgodzinna przerwa posiłkowa na przystanku. W dalszą trasę po 18. Tuż za Choćmirowem na północ, skręt w Siecie i szutrową drogą przez lasy i pola, na kilkukilometrowym odcinku wznosząca się jednostajnie ponad terenem dookoła, wyjazd w Gardnie Wielkiej. Dalsza podróż to szybkie tempo ze skrętami w wsiach Gąbino i Objazda. Dokładnie o 20 przekraczam granice Ustki, a po 20 minutach ląduje u dalszej rodziny, gdzie spędzam tę i kolejną noc.


Między wsią Siecie i Stojcino. Góra Rowokół koło Smołdzina. Widok ku N


Ustka po 62 godzinach podróży. Wjazd Grunwaldzką z Przewłoki. Widok ku NNW

Zaliczone gminy

- Główczyce
- Potęgowo
- Damnica
- Smołdzino
- Ustka (W+M)
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 92.39 km (10.00 km teren), czas: 06:42 h, avg:13.79 km/h, prędkość maks: 37.44 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Gminobranie Pomorskie III - Do Łeby

Niedziela, 1 września 2013 | dodano: 19.09.2013Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2013 Pomorze


Zielenin (Kula-Młyn). Poranek na Kaszubach, ponad doliną Wierzycy. Widok ku W

Pobudka o 5:30. Po spakowaniu + przerwie porządkowej przed startem, jazda rozpoczęła się o 6:10. Było jasno, ale słońce położone było na tyle nisko, że poziom gruntu w większości wciąż był okryty cieniem. Z powodu chłodnego wiatru większość czasu jechało się w bluzie, nawet jeśli było wystarczająco ciepło dzięki słońcu.


Kościerzyna. Przedwojenny dom właściciela pobliskiego młyna parowego. Widok ku NNE


Rynek w Kościerzynie. Widok ku SSW

O 7 wyjazd z Kościerzyny, przez którą w sumie jechało się blisko pół godziny, kręcąc m.in. po rynku. Kurs na północ. Droga była trochę pofalowana, co pozwalało rozgrzać na podjazdach. Niebo było prawie puste.


DW 214. Skorzewo. Po lewej kościół pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Widok ku NNE


Stężyca. DW 214. Jezioro Stężyckie. Widok ku NWW


Stężyca. DW 214. Jezioro Stężyckie. Widok ku SWW


Stężyca. DW 214. Jezioro Stężyckie. Widok ku NNW

Kolejne pół godziny później przejazd przez Stężycę, której teren rozdzielał jeziora Stężyckie i Raduńskie Górne. Tam trzeba było przystanąć, by zorientować się w mapie i granicach gmin. Kontynuacja podróży po wschodniej stronie jezior. Nawierzchnia wyglądała na dość świeżą. Trasa wiodła kilka metrów ponad poziom jeziora, jednak mnie nieco zawiodła, gdyż praktycznie nie było go widać z poziomu drogi. Trzeba by było kilkukrotnie odbijać na zachód, nierzadko przebijając się przez pola lub lasy. Na takie fanaberie nie było czasu.


We wsi Zgorzałe nad jeziorem Raduńskim Górnym. Widok ku N

Na DW 278, odbicie kilkaset metrów w prawo, docierając do przystanku i tam zawracając. Po północnej stronie drogi, w nieocienionym miejscu, przerwa na poboczu, trochę podjadania i odpoczynku. Na trawie wciąż była widoczna rosa. Po kilkunastu minutach rozprostowanie mięśni i dalej w drogę. Nieco się wychłodziło, czemu dopomógł spory zjazd w kierunku jezior. Nawierzchnię położono na tak, jakby grobli, oddzielającej oba jeziora Raduńskie. Tuż za nią, przejeżdżając przez Borucino, w oczy rzucał się dość rozległy teren Stacji Limnologicznej Uniwersytetu Gdańskiego, zlokalizowany na lewo od szosy. Odtąd czekał na mnie spory, dość łagodny, lecz wyraźny podjazd.


DW 228. Jezioro Raduńskie Górne koło Borucina. Widok ku SWW


Stacja Limnologiczna Uniwersytetu Gdańskiego w Borucinie. Widok ku SW

W międzyczasie niebo spochmurniało. Od Kamienicy Szlacheckiej, teren stał się typową, pagórkowatą równiną, co czyniło ją dość interesującą. Przerwa dopiero w Sierakowicach, pod koniec których nastąpiła przerwa w sklepie. Tu już głos organizmu wołał o węglowodany, które tak rzadko do tej pory były dostarczane. Zakupione zostało jedzenie na trochę dłuższy czas i zjedzone dwa lody. Tymczasem zaczął padać przelotny deszczyk i zrobił się chłodniej. Przejechało się kilka kilometrów, zatrzymując po podjeździe, na przydrożnym przystanku. Trzeba było ponownie odsapnąć, czuć było bowiem jak się nieco zgrzewam i jak mi sztywno. Nieznacznie zostały uszczuplone zapas, przede wszystkim zaś uzupełnione płyny.


Granica między wsiami Leszczynki i Długi Kierz. Droga z Borucina w kierunku Sierakowic. Widok ku N


Sierakowice. DW 211. Po prawej kościół pw. św. Jana Chrzciciela. Widok ku NW

Asfalt był w dość kiepskim stanie. Dojazd do gminy Cewice. We wsi Bukowina skręt na wschód, prosto na piękne szutrowe podjazdy. Miejscami było więcej piachu, a jak się w takim zakopało, to już dalej tylko się szło. Po pewnym czasie wjazd do lasu, gdzie znajdowało się kilka domów. Mijało się kilka aut grzybiarzy, a potem czekał mnie zjazd przez las z solidną prędkością. Po drugiej stronie trzeba się było chwilę ogarnąć, nim udało się rozpoznać kolejny kierunek, ku wsi Zakrzewo. Początkowo szutrem, później asfaltem dojechało się tam, a następnie wjechało na drogę nieco wyższej rangi. Dalsza trasa na spokojnie. Do samego Lęborka prowadził dość łagodny zjazd przez las. Bez większego wysiłku udawało mi się utrzymać prędkość ponad 30 km/h. Przerwa tylko raz czy dwa, aby tylko upewnić co do przebiegu trasy.


Podjazdy za wsią Bukowina, prowadzące do Zakrzewa. Widok ku NNE


Droga Bukowiny do Zakrzewa. Widok ku N

W mieście trzymam się ścieżki rowerowej, która doprowadziła mnie do kebabu przy ul. Węgrzynowicza. Pierwszy od trzech dni ciepły posiłek. Można się było ogarnąć po zgrzaniu i skonsumować skromny, acz smaczny obiad przy stoliku na zewnątrz. Gdy się nie jechało, słońce nieźle przygrzewało. W centrum przejazd przez południową cześć rynku, który przechodził bądź to remont, bądź badania archeologiczne. Przejazd w pobliżu zamku, którym nijak na taki nie wyglądał.


Ratusz w Lęborku. Widok ku W

Miasto opuszczone podjazdem kierującym mnie ku północnemu wschodowi. Tuż za zabudowaniami rzuciły mi się w oczy dwie rzeczy. Dość spory, zrujnowany budynek IMGW, z zamurowanymi oknami, stojący po stronie wschodniej drogi oraz obszerne tereny cegielni położone po zachodniej. Nastała w pobliżu przerwa, wygrzewając się na słońcu. Teren wznosił się stopniowo. Tabliczkę oznaczającą koniec Lęborka, mijało się tuż przed 14. W mieście minęło ~1,5 h. Na niebie pojawiła się zauważalna chmura znad morza, niosąca znaczną potrzebę wypłakania się nad bieżącym regionem.


Tereny cegielni "Lębork". Widok ku NNW


Lębork widziany z ulicy Kębłowskiej ku SW


Widok na ulicę Polną w Nowej Wsi Lęborskiej ku NW

Nawierzchnia była w dość średnim stanie, ale teren stosunkowo płaski. Przejazd przez Świchówko, które ugościło mnie długim odcinkiem potwornego bruku. Za wsią na szczęście znów wrócił asfalt. Dojazd do Żelazna, przymusowo czekając na przystanku, z powodu rozżalonych chmur. Przerwę minęła mi na posiłku. Przyszło mi tam przesiedzieć około pół godziny. Po deszczu, jak to bywa, mokro. Jadąc lokalnymi drogami, w okolicach Ciekocina zaintrygowała mnie kolejna ruina. Tym razem była to była przetwórnia ryb "SALAR" z początku lat '90. Wkrótce woda zaczęła odparowywać z nagrzanego asfaltu, w czym pomogła również poprawa pogody. Droga w większości prowadziła przez lasy, z rzadka poprzetykana jakaś wsią. Jeszce rzadziej otwartą przestrzenią, porośniętą przede wszystkim trawami. Do Ulinii zjazd, poprzedzony panoramą na morze i latarnie Stilo, a także rozległą Mierzeję Sarbską.


Bruk w Świchówku. Widok ku NNW


Ruiny przetwórnia ryb "SALAR". Widok ku NWW


Ulinia. Mierzeja Sarbska. Widok ku N


Ulinia. Mierzeja Sarbska. Po prawej Stilo. Widok ku NNE

Zbliżając się do Łeby udało się dostrzec kolejne, nieco złowróżebne chmury. Granice miasta udało się osiągnąć o 19:00. Przejazd przez centrum o charakterze deptaka, w kierunku morza. Tam nabrzeżem wzdłuż rzeki Łeby i przerwa na krańcu redy. Było po 19:20 i tym samym dojechało się nad morze w Łebie w czasie 50 godzin i 40 minut podróży. Morze byłe lekko wzburzone, porywisty wiatr, na niebie gra świateł zachodzącego słońca, mnóstwo różnych rodzajów chmur i na deser tęcza. Stamtąd kilka telefonów. O 19:40 moczenie kół Nordcappa w Bałtyku.


Kanał Chełst w Łebie. Widok ku W


Nordcapp w Bałtyku. Widok ku NNE

Powrót przez miasto, które nawet późnej pory i krańca sezonu, wciąż odwiedzane przez turystów. Z niejednego miejsca dochodzi zapach przygotowywanych posiłków. Powoli zwijają się ostatnie kramy i zamykane sklepy. Robiło się coraz ciemniej. Decyzją było wyjechać od strony zachodniej. Jadąc ścieżką rowerową, w miejscu obniżenia dochodzącą ulicą, przy wjeździe na drugą część ścieżki, nastąpiło moje przewrócenie się tak jakby w przód, ale bokiem zdzierając sobie na kolanie trochę skóry, jak za dziecięcych lat. Trochę zabolał mnie też kciuk, tak jakby i on zaliczył mikrouszkodzenie. Wkurzyła mnie mocno ta sytuacją. Po doprowadzeniu siebie i rower do ładu, po uspokajaniu rozedrganych z emocji mięśni, zżarta została chyba cała paczka wafli, nim udało się ruszyć dalej. W międzyczasie rower otrzymał z sakwy sprzęt nocny.


Ścieżka przy ulicy Św. Mikołaja w Łebie. Widok ku S

Wyjazd z Łeby początkowo płaski, od lasu stop pod górkę. Zapadła noc i trzeba było zacząć rozglądać się za noclegiem. Wiatr zaczął dmuchać nieco mocniej i niósł niepokojący zapach. Za lasem wyjazd na bardziej płaski teren. W miejscu, gdzie do szosy, dołącza się lokalna terenowa droga, zjazd w nią i cofnięcie o kilkaset metrów. Nie chciało mi się ryzykować ewentualnego przewrócenia się na mnie drzewa, wiec spacer w głąb pola. Tam udało się rozłożyć namiot, przy dźwięku pierwszych spadających kropel deszczu. Niebo było smoliście czarne, nieznacznie rozświetlane przez auta z pobliskiej szosy, oraz odległych wsi. Z powodu obrażeń, rozstawianie szło mi słabiej niż zwykle, przez co trochę przyszło mi namoknąć. Była 21:00

Zadowoliwszy się z posiadania (byle) noclegu, częściowo mnie to później uradowało. Deszcz był ciężki, typowo morski. Ulewa silna i długa. Po godzinie prób zasnięcia, przez skoszone pole przejechał samochód. Nie wiem czy właściciel czy ktokolwiek, kto akurat tam był. Nie wiem kiedy i jak mnie dostrzegł. Przejechał koło namiotu, zatrzymał się, otworzył szybę, ja płachtę namiotu. Coś do mnie gadał. Ja coś do niego. Silnik warczał, deszcz zagłuszał. Szybko dał spokój i pojechał dalej. Nie było siły na więcej przygód.

Zaliczone gminy

- Kościerzyna (M)
- Stężyca
- Chmielno
- Sierakowice
- Cewice
- Linia
- Lębork (W+M)
- Łęczyce
- Choczewo
- Wicko
- Łeba
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 141.82 km (6.00 km teren), czas: 10:05 h, avg:14.06 km/h, prędkość maks: 48.73 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)