Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawy po Polsce

Dystans całkowity:44196.44 km (w terenie 2091.10 km; 4.73%)
Czas w ruchu:2766:19
Średnia prędkość:15.98 km/h
Maksymalna prędkość:75.46 km/h
Suma kalorii:36586 kcal
Liczba aktywności:341
Średnio na aktywność:129.61 km i 8h 09m
Więcej statystyk

Zlot w Krzętowie III - Spływ Pilicą

Sobota, 20 maja 2017 | dodano: 01.07.2017Kategoria Podróżerowerowe.info, Samotnie, Wyprawy po Polsce, 2017 Łódzkie S, >10 osób

Pobudka wcale nie taka późna. Wcześniej nawet, niż wyznaczona budzikiem. W namiocie było bardzo ciepło, trochę duszno. W końcu pogoda dopisywała. Pora wygrzebać się ze śpiwora. Oj, dawno nie było w nim takiego leżenia w środku dnia. Przybyła już większość uczestników zlotu. Niektórzy jeszcze jechali, niektórzy byli tylko dziś. Nie wszystkim się poszczęściło, by przybyć na rowerze. Zdarzyło się kilka mniej lub bardziej ciężkich kontuzji. Chyba na żadnym wcześniejszym zlocie nie było tylu poszkodowanych. Wieczorem wyczekiwane przeze mnie ognisko. Kilka osób straciło część prowiantu w ogniu. Z północnej flanki dobiegały dźwięki piosenek.  Zagrzebanie się w sen dopiero chyba około drugiej.

Kolejna wczesna pobudka. Przed budzikiem. Widać, wczorajszy sen popołudniowy też zrobił swoje. Spacerem po obozowisku, trochę ogrzania na słońcu. W końcu, razem z większością, ruszyło się ku głównemu budynkowi. Tam nastąpił podział na grupki jadące rowerami i grupę kajakową. Nie było we mnie ochoty, by jechać, ale za to pojawiła się na pływanie. Do tej pory tylko raz zdarzyła mi się taka okazja, jednak w owym czasie nie wykorzystana. Tym razem się udało i wielce mnie to uradowało. Kolano też zdążyło przy okazji odpocząć. Samo przygotowanie wyglądało tak, że miało nas płynąć około 8-10 osób, a nagle okazało się, że ponad 20. Ciągle rosła grupa kajakowa. Nie było jednego pojazdu do przewozu, wiec przewieziono nas chyba w czterech grupach. Ma miejscu jeszcze trzeba było poczekać kilka minut na samochód z kajakami. W tym czasie trochę się spaceru pobliską dróżką, a tuż przede mną leniwie pełzł zaskroniec, który momentalnie przyspieszył, gdy moje stopy znalazły się kilka metrów od niego.

Startowaliśmy z Maluszyna. Zdarzyło mi się tam być kilka lat temu, most taki charakterystyczny, a tego dnia po prostu mi to wyleciało z głowy. Dopiero po powrocie do domu, udało mi się zorientować co i jak. Spływ odbył się w kajaku z Wiew., która w trakcie spływu objaśniała mi, co i jak należy robić na wodzie. Nie były to zbyt skomplikowane rzeczy, ale pozostała jeszcze kwestia przekucia ich w praktykę. Z tym już było trochę więcej problemów, ale zdarzały się takie momenty, gdy wiosłowało się synchronicznie. Dobrze mi szło na prostych odcinkach, ale gdy nagle trzeba było np. dwukrotnie wiosłować z tej samej strony, zamiast naprzemiennie, gdzieś gubił mi się rytm. W drugiej połowie z tego powodu dość często znosiło nas na zakrętach. Najlepiej mi minął odcinek spokojny, edukacyjny i tak bardziej wśród wszystkich, który trwał do dwóch postojów w Sudzinku (7,5 i 8 km), w czasie których grupą wyszliśmy na brzeg. Wcześniej mieliśmy jeden postój na skraju lasu (5,5km), blisko drogi do wsi Dąbrowa. Tam tylko kilka osób zeszło na ląd. No i no tego jeden postój na wodzie w pobliżu wsi Kąty (3,5km), gdy pojawiła się bardzo malownicza skarpa, przy której odbyła się jedna z sesji fotograficznych.

Drugi odcinek wspominam dobrze, jako ten, gdzie po przerwach udało mi się "poczuć" wiosło i chyba tam najczęściej udawało mi się złapać rytm. Trwało to mniej więcej do połączenia z rzeką Czarną (12km) lub może krócej. Niestety grupka trochę się porozpadała, a pogoda zaczynała wyglądać, jakby za kilka godzin lub w każdej chwili, mogło przyjść zapowiadane załamanie pogody, jednak na szczęście, wcale nie było u nas prognozowanych burz. No i trzeci odcinek do końca. Rzeka była szeroka. Wolniejsza, trzeba było bardziej machać wiosłem. Do tego wiatr nieźle dmuchał. Ból w mięśniach nie był przez mnie odczuwany, czy innych problemów, ale wpierw odpadło mi trochę sił psychicznych, opadała koncentracja, często zaburzał mi się rytm i dostosowanie się do niego wyczerpywało sił, a potem trzeba było robić sobie przerwy dla rąk, choć zbyt późno udało mi się zorientować. Gdzieś w Bobrownikach dopiero mi to przeszło przez myśl, ale było już tak blisko końca (choć jeszcze nie wiadomo jak długo), a pogoda trochę mnie martwiła, więc bardziej mnie to motywowało do płynięcia, niż do myślenia o ewentualnej dłuższej przerwie (kilka razy następowały krótkie przerwy przy brzegu).

Wylądowało się kajakiem na plaży, gdzie opalało się kilkoro forumowiczów. Jeszcze tylko umyć zabłocony kajak i zanieść na teren ośrodka. Potem na rower, by podjechać do sklepu, zjeść dwa lody jeden po drugim, a także kupić zupkę błyskawiczną, na ten i kolejny dzień. No i czipsy z serkiem wiejskim (pomysł na taką kombinację jedzenia pokazała Kasia chyba w 2010), jako uzupełnieni soli, której niedobór dawał się we znaki od wczoraj. Przy okazji udało mi się poznać asfaltową część Stodolnej, okrążyć kościół (co zdziwiło mnie, plebania była jednym budynkiem, połączonym z kościołem), dojechać Leśną do ostatnich zabudowań, a gdy już zamieniała się w polną, wjechać w pobliską ślepą uliczkę i zjechać do obozowiska od zachodu (gdy kończyły się zabudowania, ku wschodowi prowadziła gruntowa droga na skraju zdziczałego parku dworskiego, którą to wyjeżdżaliśmy uprzednio autem na kajaki). Chociaż nie czuć było jakiegoś wielkiego styrania, to kajaki były dla mnie na tyle sporym wysiłkiem, że potrzeba było trochę czasu, aby dojść do siebie. Dalej panorama zlotowa, ognisko, obserwowanie (bo ich nie piłam) jak wędrowały wina domowej roboty, waxognisko. Do namiotu wędrówka chyba gdzieś wpół do czwartej .

Zlot ten był pierwszym po dwuletniej przerwie. Po długim czasie udało się zobaczyć wreszcie tyle znajomych twarzy. Sporo się można było nasłuchać, trochę nagadać. Spośród tych ponad 100 osób, prawie wszystkie były przez mnie kojarzone lub przynajmniej znane z innych wyjazdów i zlotów. Po raz pierwszy za to, może to zasługa wcześniejszego przybycia, czując się tak trochę swojsko. Na mój pierwszy zlot udało mi się dotrzeć dopiero na ostatnie ognisko. Na drugi zlot bardzo późno, choć na ognisko pierwsze. Podczas trzeciego można było spokojnie wymarznąć podczas psiej pogody. Kolejne dwa przepadły z braku czasu. Może na kolejny wreszcie dojadę z jakąś grupką? Grunt, że ten dał mi wiele dobrego samopoczucia i lekko podbudował mój nastrój. No i ręce mi się potwornie spiekły, acz to raczej neutralne zdarzenie.


11:42. Krzętów. Chata u Brata. Budynek w północnej części terenu ośrodka


12:08. Krzętów. Pole biwakowe w południowej części terenu ośrodka


12:09. Krzętów. Plaża nad Pilicą


07:50. Krzętów. Miejsce na ognisko


07:51. Krzętów. Tradycyjny baner forum 


07:57. Krzętów. Sala rekreacyjna/stołówka w części biwakowej. Za ścianą po prawej znajduje się kuchnia


07:59. Krzętów. Droga łącząca pole biwakowe z głównym budynkiem noclegowym


23:15. Krzętów. Jeszcze trochę ognia przed snem 


00:51. Krzętów. Proces reformowania butelki szklanej w wyniku termicznej kijoplastyki


01:25. Krzętów. Jeszcze trochę ognia przed snem


01:31. Krzętów. Jeszcze trochę ognia przed snem


01.31. Krzętów. Jeszcze trochę ognia przed snem
Rower:Czarny Dane wycieczki: 5.12 km (3.00 km teren), czas: 00:21 h, avg:14.63 km/h, prędkość maks: 29.30 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Zlot w Krzętowie II - DK42

Piątek, 19 maja 2017 | dodano: 01.07.2017Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2017 Łódzkie S

Pobudka  jeszcze przed północą i wyznaczoną przez budzik godziną. Chwile trwało, nim udało się ogarnąć do dalszej jazdy. Licznik trochę psocił. Trochę naliczył i się poddał. To udało mi się zauważyć za Kraszkowicami. Po poprawce chyba liczył dalej już dobrze. Wg niego było to 95,47km i 7h. Za Krzeczowem solidny podjazd do Szczytów. Szybki zjazd do centrum Działoszyna. W Pajęcznie przed świtem. Noc przyjemna, gwieździsta. Drogi prawie puste. Wiatr słabszy, ale znów nabierał mocy. Przerwy na kilku przystankach i na kilku zdarzało mi się przymknąć oczy, nie wiedząc ile czasu minęło. W Nowej Brzeźnicy skromny, ruchomy korek kilku tirów. Dojazd do Centrum Radomska niesamowicie mi się dłużył. Kolano strzelało do bólu, do krzyku, już któryś raz. Wjazd na chodnik przy Piastowskiej. był to podjazd, na którego krańcu leżący odpoczunek na ławce. Przez kolano aż mi się zrobiło niedobrze w brzuchu. Po Zlocie miała się odbyć jazda z Emesem na wschód, ale już mi było wiadome, że nici z tego.

Po dłuższej przerwie wyjazd na Jagiellońską. Przerwa na ścieżce, nie wiedząc gdzie też się udać. Wpierw sto metrów w stronę złą, a potem nawrót. Za miastem skręt na Dziepołć. Trasa przez Kobiele Wielkie już raz przez mnie odwiedzana, więc przyszła pora na coś innego. Było mi nadal ciężko i jechało się ostrożnie. Nawierzchnia niezbyt przyjemna. Brak snu swoje robił. Za Dmeninem krajobraz stał się bardzo malowniczy. Bardzo ładna trasa przez Smotryszów do Biestrzykowa Małego. W Zagórzu trochę źle obrana trasę, dodała dodatkowe kilometry przez Zalesie. Mimo to, i tak było ładnie, choć zmęczenie wołało rychły koniec. W Wielgomłynach wizyta w piekarni, zakup kiełbasek, przerwa w parku na konsumpcję słodkiego. Stamtąd już ostatnie kilometry do Krzętowa. Bez problemu udało się dojechać do miejsca zlotu, choć się przez chwilę, już na miejscu, trwało wahanie gdzie dokładnie się udać. Kilka osób zjawiło się przede mną, raczej nie więcej niż 10. Chwilę siedzenia, słuchania, umycia się, po czym przyszła pora rozłożyć namiot i zasnąć na kilka godzin.


08:07. Amelin. Na wschód od Radomska


08:39. Widok na Smotryszów ku E


08:42. Smotryszów. Jeden z dwóch zachowanych pieców do wypalania wapna z XIX w.


09:25. Smotryszów. Widok ku N


09:25. Smotryszów. Domy przy drodze powiatowej 3924E prowadzącej do Zakrzewa


09:26. Góra Kamieńsk (386 m n.p.m.) widoczna ze Smotryszowa


09:30. Smotryszów. Widok z drogi powiatowej 3935E ku NW


09:47. Wola Malowana. Widok na Babczów ku SE


09:55. Babczów. Naliściak


10:15. Wólka Włościańska. Droga do Zagórza


10:35. Sroków. Dawna zapora stawu na Biestrzykówce


11:00. Wielgomłyny. Śniadanie z cukierni przy kościele


11:06. Wielgomłyny. Pomnik postawiony w hołdzie powstańcom


11:31: DP 3934W do Krzętowa. Na horyzoncie po lewej Góry Przedborskie. Widoczna Bukowa Góra (335 m n.p.m., 7km), a na prawo nadajnik TV Dobromierz. Widok ku E

Zaliczone gminy

- Wierzchlas
Rower:Czarny Dane wycieczki: 107.00 km (0.00 km teren), czas: 07:30 h, avg:14.27 km/h, prędkość maks: 44.93 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Zlot w Krzętowie I - Do Wielunia

Czwartek, 18 maja 2017 | dodano: 01.07.2017Kategoria >200, Nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2017 Łódzkie S

Pociągiem

Wyjazdy na Zlot forumowy ominęły mnie w poprzednich dwóch latach. Na ten już decyzja o wyjeździe była zdecydowana. Pogoda też zdawała się sprzyjać ku temu. Wyjazd miał się zacząć dzień wcześniej ze startem w Kaliszu, ale ze względu na wizytę u lekarza (której nie dałoby rady sensownie przełożyć) ominął mnie jeden pociąg do Konina, więc przyszło wsiąść w kolejny. Bilet kupiony 2017.05.17 w Sochaczewie o 23:05 (przez Łowicz, Kutno) do Konina. Planowy przejazd między 23:43 a 1:28. Pociąg ruszył przed północą a na miejscu był przed drugą. Czas w pociągu mijał na rozmowie z rolnikiem z Pomorza, który opowiadał, że wracał z Podlasia, gdzie kupił szczeniaka.

Lawirowanie w Koninie

Po opuszczeniu pociągu okazało się, że licznik nie łapie sygnału. Minęło kilka minut na poprawianiu. Miasto przejechane Górniczą. Prawie okrążywszy MOSIR RONDO, przyszło zjechać w dół ścieżką przy Przemysłowej. Pół ścieżką. W dolnej części były to pozostałości chodnika, na który wjeżdżało się ze sporą prędkością. Tuż za Wartą skręt w lewo i przerwa przy ławce. Ostatnie poprawki licznika i posiłek. Po przerwie jazda Wodną, Staszica, Krzywą, 3 Maja, Reformacką. Tuż przy wyjeździe na Świętojańską, udało mi się spostrzec, że nie mam lampki. Został tylko zaczep, a część świecąca odpadła. No to z powrotem, tą samą trasą do ławki nad Wartą. Nic. Pozostała mi jazda w kamizelce. Od ławki jazda do Szarych Szeregów z postojem przy rondzie. Coś mnie tknęło, by zerknąć na mapę. Nie tędy droga. Po raz trzeci już dzisiaj krążenie na Rondzie Ducha Świętego, tym razem ze skrętem na zachód. Od Głównej na moment skręt w Rataja, Witosa i Piłsudskiego. Potem było rondo i brak pewności gdzie jechać, ale udało się trafić dobrze.

DK25

Wjazd na DK25. I tak było do Kalisza. Na moment skręt Grabowską do Rychwała i powrót. W Białej Panieńskiej znów licznik przestał liczyć przez kilka kilometrów. Odtąd tego dnia było z nim już w porządku. W sumie naliczył 211,46 km w 13:18h. Pobliskie lasy wyglądały zachęcająco. Już wstało słońce. Tuż za Zbierskiem przerwa z posiłkiem i pierwsze zdjęcia za dnia.


04:53. DK 25. Zbiersk. Kościół pw. Matki Bożej Różańcowej z 2010 r.

Kalisz

W Kokaninie wjazd na ścieżkę po lewej. Brak mi było sił do szosy i jakoś tak słabo mi się jechało, choć pierwsze kilometry dzisiejszego dnia były całkiem przyjemne. Do centrum Marynarską, Szeroką, Krętą i Zjazd, by nie dublować innych przejechanych tras. Później Zamkową pod Ratusz, Łazienną do Sukienniczej i dalej główną na południe. Samo miasto po raz pierwszy wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Do tej pory zdarzyło mi się być raptem na skraju, więc nie były to zbyt poglądowe wyjazdy. Mnóstwo budynków, które mają swoje lata, całkiem sporo zadbanych terenów, kanały. Trochę ruin też się znalazło i spora strefa przemysłowa, która wysysała ze mnie siły. Miasto z całkiem niezłym potencjałem. Z głównej skręt jeszcze przed torami. Te wnet przecinane ponownie, ale ku wschodowi. Za Prosną skręt ku SE, ale kusiło mnie, by podjechać nad zalew, lecz tak się nie stało. Przed Borkiem przerwa posiłkowa na tak-jakby-przystanku, nieco oddalonym od drogi. Później jeszcze jedna i dłuższa.


06:31 Kalisz. Stawiszyńska 5


06:32. Kalisz. Plac JPII. Z lewej bazylika kolegiacka Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny z XV w.


06:35. Kalisz. Ratusz z XX w.


06:36. Kalisz. Budynek Sadu Okręgowego. Przed nim stalowy Most Trybunalski z 1909 r. na Sukienniczej


06:41. Rondo Ptolemeusza. W centrum rzeźba "Kosmogonia" z 2010 r. autorstwa R. Sobocińskiego. W tle kościół pw. św. Gotarda z początku XX w. Widok ku S


06:50. Kalisz. Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego „PZL-Kalisz”, powstała w 1941 r.

Trudna jazda pod wiatr

Tempo było marne. Wiatr na twarz. Niewiele podjazdów, a droga prosta jak strzała na długich odcinkach. W Godzieszach odbicie do centrum, gdzie okazało się, że trwało targowisko. W Aleksandrii przyszło na myśl, że chyba trochę zmodyfikuję trasę, bo inaczej nie dojadę na czas. W Brzezinach postój nad mapą, Za Brzezinami kolejny. Zamiast dotrzeć do Grabowa nad Prosną, od razu skręt do Kraszewic. Tam Słowackiego do kościoła. Dróżka mała, na obrzeżu miejscowości. We wnętrzu przy okazji trochę udało się schłodzić. Potem przerwa i zakupy w sklepie. Dużo słodkiego. Trudno opisywać dalszy przebieg podróży inaczej, niż jak na początku tego akapitu. Może tyle, że było dużo bardziej płasko.


19:17. Godziesze Wielkie. Strażnica straży pożarnej z 1928 r.


09:19. Godziesze Wielkie. Kościół pw. św. Bartłomieja Apostoła z XVIII w.


10:01. DW449. Odcinek Brzeziny - Świerczyna. Widok ku SW


11:46. Kraszewice. Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła z przełomu XIX/XX w. Widok z Ciasnej ku E


11:49. Kraszewice. Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła z przełomu XIX/XX w. Widoczne organy firmy Rieger z 1912 r.


12:00. Kraszewice. O smaku arbuza...


12:18. Kuźnica Grabowska. Pomnik odsłonięty w 1963.08.25, upamiętniający bitwę z 1863.02.26, podczas Powstania Styczniowego, w której oddział partyzancki dowodzony przez Jerzego Oxińskiego, został zdradzony i okrążony, leczu przetrwał. Widok ku SE


12:54.Las we wschodniej części wsi Czajków. Widok ku E

Do Wielunia

Tuż za granicą województw skręt na Brąszewice. Droga przez las się wznosiła. W Błotach spalone ruiny domostwa, tudzież obiektu noclegowego. W Ciołkach kolejny przystanek. Wnet zniknęło większość słodkiego. Tu krajobraz zaczynał być bardziej interesujący. W Rembowie wyjazd na główna, z trudem docierając do Złoczewa. Ławeczka w cieniu parkowych drzew. Droga przez Wandalin - taka jak nazwa wskazuje. Z ulgą skręt do Klonowej, z której jednak czekał mnie spory podjazd. W Lututowie zakupy i natychmiastowa konsumpcja ich na rynku. W Hipolitach jazda przez las na wschód, ale zbyt wczesny skręt i jazda ku NE. Asfalt pojawił się w Dymkach. Przez Chojny do Okalewa wzrosło mi tempo, ale od Nietuszyna znów spadło. Zła ocena drogi, przez co nie udało się dotrzeć do Ostrówka. W Czarnożyłach kurs na zachód. Za Łagiewnikami skończył się asfalt. Przynajmniej do Białej Parceli. Tam do Białej z UG i kurs na wschód. Był wieczór, a noc zapadł na krańcu Wielunia. Miasto przejechane głównymi, skręt w Popiełuszki i 18 stycznia. Tu wjazd na ścieżkę.


13:28. Błota. Ruiny gospodarstwa agroturystycznego


13:42. Brąszewice. Stodoła w Żychtach


13:45. Brąszewice. Kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa z połowy XX w.


13:47. Brąszewice. Sieradzka 80. Sklep


14:33. Zadębiniec. Przy głównej trasie


15:01. Brzeźnio. Kościół pw. św. Idziego z XVIII w.


15:46. Złoczew. Park przy Klasztorze Kamedułek


15:56. Złoczew. Klasztor Kamedułek z XVII w. (zakon ów został tu założony w 1949.11.01, wcześniej należąc do Ojców Bernardynów)


16:43. Klonowa. Kościół  pw. św. Przemienienia Pańskiego z XX w.


17:37. Lututów. Kościół pw. św. Piotra i Pawła z XX w.


18:20. S8 widziana z wiaduktu w Chojnach ku SW


18:30. Staropole. Po prawej kapliczka w formie drewnianego krzyża. Widok ku E

Drzemka na cmentarzu

Początkowo plan zakładał, by z Wierzchlasu odbić na południe po DK43, ale było już późno, kilometrów sporo, a większa była chęć, aby przybyć wcześniej i odespać na miejscu. Plan się zmienił. Odtąd trasa wiodła prawie bezpośrednio na wschód. Przerwa na krańcu wsi Ruda, gdzie naszło postanowienie, aby przedrzemać do północy. Akurat po prawej znajdował się cmentarz, więc to miejsce miało się okazać w miarę bezpiecznym terenem. Punkt nocowania został wybrany koło drzewa. Do tego roweru posłużył jako osłona od wiatru. Leżało się na ciepłej ziemi. Po jakimś czasie zrobiło mi się zimno, wiec przydała się jeszcze folia termiczna. Drzemka wyszła na dobre, ale nie polecam noclegów w takich miejscach, chyba że sytuacja tego wymaga.

Zaliczone gminy

- Godziesze Wielkie
- Brzeziny
- Kraszewice
- Czajków
- Brąszewice
- Brzeźnio
- Złoczew
- Klonowa
- Lututów
- Ostrówek
- Czarnożyły
- Biała
Rower:Czarny Dane wycieczki: 215.00 km (7.00 km teren), czas: 13:30 h, avg:15.93 km/h, prędkość maks: 37.31 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Chłodnik majowy III - Z wiatrem szarpanie

Wtorek, 2 maja 2017 | dodano: 10.05.2017Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2017 Łódzkie W, Z rodziną

2017.04.30 - 02.05 Chłodnik majowy - cała trasa


Tym razem zdziwiło mnie, że tak wcześnie udało się wstać. Mimo to, jeszcze trochę leżenia, choć wisiało nade mną widmo deszczu wieczornego. Spokojne spakowanie i w drogę. Zdziwiło mnie, że oto pojawiła się tabliczka "Sieradz". Jeszcze bardziej, że był tak długi, a to w sumie jakieś niewiele znaczące przedmieścia. Do wsi Pstrokonie trwał jeden kurs. Nawierzchnia w sumie byle jaka. Droga licznie wznosząca i opadając. W Beleniu odpoczywanie na poboczu, rozkoszując się widokiem. Minęła mnie para rowerzystów na wycieczce. Od Pstrokoni skręt do Zapolic, a stamtąd na wschód. Przypomnę o silnym wietrze. Z Ptaszkowic do Sędziejowic. Obrana trasa zakończyła się gruntem, przeszła w kawałek asfaltu, potem znów grunt i to polny, a następnie bardziej utwardzony szuter do Grabi. Tam już wrócił asfalt. Płynęła tam mała rzeczka, o tej samej nazwie. Rozlała się na okoliczne łąki, tak jak zapowiadano w ostrzeżeniach IMGW dla tego obszaru (choć chyba akurat nie tej rzeki). Rozlewała się też w Łasku, jak później udało mi się zauważyć.


12:08. Beleń. Dolina Warty


12:08. Beleń. Widoku ku W w czasie śniadania


12:21. Na granicy wsi Beleń i Strońsko. Widok ku S


12:21. Strońsko. Widok ku SW na Dolinę Warty


12:27. Strońsko. Kościół pw. św. Urszuli z XIII w.


12:31. Strońsko. Cmentarz i pomnik z 1928 r. "W X rocznicę odzyskanie niepodległości"


12:52. Zapolice. Wjazd do parku, pozostały po majątku dworskim z XIX w.


13:36. Grabia. Rozlało się rzeczce na pobliskie łąki

Tymczasem niebo zasnuło się chmurami i już się nie poprawiło. W Sędziejowicach niewielkie zakupy. Ledwie picie i lód. Pieczywa brak.  Dojazd do Buczka w stanie psychicznego zmęczenia, skąd od razu kurs do Zelowa. Już jakiś czas temu padła decyzja, że pora wracać. Rozważaną opcją było jeszcze, czy może jechać przez Bełchatów do Radomska lub Piotrkowa Trybunalskiego. Tu już było mi wiadome, że siły mi starczy do Łaska, ewentualnie Zduńskiej Woli. Nie to, żeby bolało. Przedłużanie o kolejne 3-4 dni nie wchodziło w rachubę. Przejazd Żeromskiego, skręt w Kilińskiego, skąd kurs na północ. W połowie urwał mi się kabel licznika (do tego miejsca podliczyło mi 52.65 km w czasie 3:56:06). Wyjazd w Zabłotach na większą trasę, wiodącą wprost do miasta. 


15:45. Zelów. Kościół Ewangelicki z 1934 r.


16:17. Bocianicha. Tu urwał mi się kabel licznika

Łask

Tuż za wiaduktem nad S8 zaczęły spadać pierwsze krople. W centrum już sporo deszczu, choć krople niezbyt wielkie. Przerwa pod sklepem na Widawskiej. Krótkie zastanawianie, czy aby czegoś nie kupić, ale w sumie jeszcze było trochę zapasu na kolację, więc nic z tego nie wyszło. Gdy deszcz trochę ochłonął - w drogę, dalej. Niestety, dopiero po dwóch kilometrach udało się zorientować, że to niewłaściwa droga. W pobliżu stawu po lewej nastąpił nawrót z powrotem. Przez ten czas zastanawiało mnie, czemu droga na "Koło" była opatrzona etykietą - "Widawa" i "Wieluń". Powrót na właściwy kurs i wkrótce ukazał się dworzec. Do osłony tylko przystanek, ale dobre i to. Pociąg o 21. Była 18. Długo. Przyszło mi owinąć się termiczną płachtą i kilka razy się ledwo zdrzemnąć. Czas mijał na słuchaniu muzyki i trochę śpiewaniu (okropnym głosem). I tak prawie nikogo tam nie było, tylko czasem, gdy ktoś wysiadł z pociągu. I tak się zmarzło, bo płachta była ciut za wąska. Pod koniec tamtejszego pobytu trzeba było jeszcze się trochę rozgrzewać. 


18:44. Łask. Dworzec. Kres podróży rowerem na tej wyprawie

Powrót pociągiem

Z ulgą udało mi się wsiąść do pociągu, powiesić rower i rozłożyć się na dwugodzinną podróż powrotną. Bilet do stacji Warszawa Zachodnia (przez Lublinek, Łodź Pabianicka, Łódź Widzew, Skierniewice) kupiony o 21:41 u konduktora, wkrótce po wejściu do pojazdu. Planowany czas przejazdu miedzy 21:39 a 23:34. Pociąg nie był zagracony. Plusy wcześniejszego wracania z majówki. A w Warszawie deszcz, który wcześniej już na mnie padał, a który został dogoniony przez pociąg. Część chmur może nawet została wyprzedzona. Rower i ja do auta, a nazajutrz docierało do mnie mocno, jak bardzo brakłoby siły, aby kontynuować podróży.

Zaliczone gminy

- Sędziejowice
- Buczek
- Zelów
Rower:Czarny Dane wycieczki: 77.00 km (4.00 km teren), czas: 05:30 h, avg:14.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Chłodnik majowy II - Bezchlebie

Poniedziałek, 1 maja 2017 | dodano: 10.05.2017Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2017 Łódzkie W

Kilkukrotne budzenie w nocy. Za zimno. Za chłodno. Aczkolwiek w śpiworze było całkiem, całkiem. Ostatecznie wylegiwanie trwało do około 12. Wydawało się, że jest ciepło, ale jednak nie aż tak. Co prawda było mi w tych warstwach już za gorąco, ale bez nich było za zimno. Bardzo silny wiatr ze wschodu początkowo dał mi popalić. Nic to, że słońce dogrzewało. Po godzinie ukazał się Brudzew. Myśli zaprzątane były chęcią na jakieś pieczywo, bo moje zapasy już się prawie wyczerpały. Były jeszcze cukierki, ale one nie syciły. W sklepie oczywiście pieczywa brak. W to miejsce zakupione dwa lody i ciastko z bitą śmietaną, która zniknęła na miejscu. W dalszą drogę kilka parówek. Potem pętla koło liceum z wielką halą sportową. Następnie jazda pod kościół, gdzie trwała kolejna przerwa, a po niej jeszcze jedna wizyta w kolejnym sklepie. Pieczywa nie było - czipsy miały służyć jako ekwiwalent.


11:06. Władysławów. Rzut oka z mojego nocleg ku SW


12:22. Brudzew. Kościół pw. św. Mikołaja z XV w. Organy wykonany przez warszawską firmę "Adolf Homan" w 1900 r.

Kurs wprost na południe. Niby można udać się było od razu na wojewódzką, ale zachciało mi się odwiedzić pobliską kopalnię węgla, albo chociaż przejechać przez tereny, które wkrótce mogłaby pochłonąć. Tuż za ostatnimi zabudowaniami wsi Bogdałów-Kolonia asfalt się skończył. Droga gruntowa miała szerokie dziury, gdzieniegdzie z wodą. Przejazd po bardziej płaskich i suchych terenach - wężykiem. Przy kanałku, stworzonym z wody wypompowywanej z kopalni, droga odbijała w prawo. Tam skręt, gdy już zrobiło się dostateczną liczbę zdjęć odkrywki i napatrzyło na ów krajobraz. Potem przejazd przez las do asfaltu, wyjeżdżając przy głównych budynkach kopalni, skąd przez głośniki na cały plac nadawano audycję jakiejś stacji radiowej. Tam też zniknęły ostatnie kanapki.


13:11. Droga za Bogdałowem, w kierunku kopalni węgla brunatnego. Widok ku S


13:20. Panorama KWB Adamów. Widok kilometr ku S od ostatniego domu w Bogdałowie. Widok ku SE


13:20. KWB Adamów.
 
13:20. KWB Adamów.


13:20. KWB Adamów.


13:21. KWB Adamów.


13:21. KWB Adamów. Hałdy piasku w południowej części odkrywki


13:21. KWB Adamów. 


13:26. Z odkrywki do Bogdałowa-Kolonii ku N


13:26. Wschodni kanał odwadniający do jeziora Bogdałów

13:30. Południowy kanał odwadniający do jeziora Bogdałów


13:48. Warenka. Budynki przy kopalni węgla brunatnego "Adamów"


13:54. Warenka. 50-lecie minęło w 2009 roku

Z wiatrem przemknięcie przez Turek. Tym razem Korytkowską, Jałowcową, Nową, przez park ze stawem, Kruszyńskiego, a z Gorzelnianej na chodnik przy głównej. Od zachodniego ronda przejazd Konopnickiej, Słowackiego, Zieloną i Południową. Za miastem teren się wznosił. Kilka przerw na tej trasie trzeba było zrobić. DW 470 nie znużyła, choć widoki były miejscami niezłe. Przez Malanów zjazd, na którym wpadła prędkość maksymalną tego dnia. Za Szadkiem ostatni przystanek na tej trasie. W Morawinie małe zakupy - lód i sucharki. Pieczywa brak. Skręt na wschód i zaczęła się walka z wiatrem. W Emilinowie skręt na Koźminek, w drogę na samym początku wsi. Przejazd Ciasną i Szkolną na rynek. Już bez szukania sklepów. Przerwa tuż za miasteczkiem.


14:13. Turek. Kominy Elektrowni Adamów


14:25. Turek. Ul. Polskiej Organizacji Wojskowej 7


15:34. DW 470. Grąbków. Jasna plama po prawej to okolice kościoła w Obrzębinie (7 km). Widok ku N


15:35. DW 470. Grąbków. Turek (9 km). Widok ku NNE


15:35. DW 470. Grąbków. Kościół w Turku


15:36. DW 470. Grąbków. Widok ku NE


15:43. Malanów. DW 470 ku SW


15:54. DW 470 na granicy powiatów


17:07. Młynisko. Mosty na Żabiance. Po lewej nowy most, z 2012, powstały w miejsce od lat nieistniejącego młyna


17:38. Koźminek. Opuszczony kościół ewangelicki z początku XX w.


17:38. Koźminek. Zachodnie resztki zabytkowego domu z XIX w. przy ulicy Ciasnej. Pożar zaczął trawić go 29.11.2015


17:41. Koźminek. Plac Wolności. Widok ku NE


17:42. Koźminek. Kościół pw. śś Jana Chrzciciela i Jana Ewangelisty z XV w.

Z wolna do Liskowa. Tam przejazd północną uliczkę, równoległą do głównej, która skręcała koło samotnego komina. Potem jeszcze odbicie w kierunku remizy. Droga za miejscowością świeżo po asfaltowaniu, ale jeszcze z jakimiś pracami wykończeniowymi. Zaczynało się chmurzyć. Jazda do Goszczanowa tak trochę na ślepo. Tam krótka przerwa. Powoli zbliżała się noc. Znów trochę na ślepo zmierzając do Warty. Kamizelka na plecy, uzupełnianie bidonów i przy okazji ocena - już niewiele zostało tej wody. Warta nie wywarła zbyt pozytywnego wrażenia. Może wiele w tej kwestii miały do powiedzenia kamienie ulic w centrum. Przejazd Kaszyńskiego, Świętojańską, Klasztorną, Górną, Parkową, Ogrodową. Jeszcze w międzyczasie zaczęła się niepotrzebna jazda na Sieradz, ale z niej nawrót, niedługo po wjechaniu do Dusznik. Wyjazd ulicą Tarnowskiego, która była w trakcie prac. Nie wiem czy asfaltowych, czy kamiennych. Jeszcze wiele było rozgrzebane. Przynajmniej oszczędziło mi to jazdy główną.


18:08. DW 471. Tuż przed Liskowem. Widok ku NE


18:15. Lisków. Komin na zachodnim krańcu Ul. Rzemieślniczej


18:19. Lisków. Kościół pw. Wszystkich Świętych z XIX w.


20:27. Warta. Kościół św. Mikołaja Biskupa z XIV w.

Fragment DW 710 nie był zbyt oblegany. Ot kilka aut zdążyło przejechać. Tu też jakieś prace. Obok mostu był postawiony drugi, ale nie udało mi się dostrzec, czy tymczasowy, czy już na stałe. Na północ skręt w Dzierżązni. W Brzegu leżenie na poboczu i obserwowanie światła księżyca, odbijające się w wodzie Jeziorska. Ponowna jazda rozpoczęła się, bo zaczynał się do mnie dobierać zimno, choć wiatr ucichł. Tuż przed Pęczniewem podobna sceneria, lecz wiele czasu tam nie minęła. Droga wiodła po grobli między dużymi stawami. W samej miejscowości długie kręcenie się po bocznych uliczkach. Do Zadzimia droga mi się dłużyła. Również księżyc obniżył swe położenie na tyle, że zrobiło się zbyt ciemno. Do tego wyraźna wilgoć w powietrzu. Na rynku wykończenie ostatnich słodyczami, a następnie kurs na południe po DW 479. Dłużyło mi się to, więc zaczęło się rozglądanie za noclegiem, ale nic ciekawego nie było widać. Zniechęcały mnie też obszary, gdzie wyraźnie ciągnęło chłodem od ziemi. W Rożdżałach naszła nawet myśl, czy aby nie przenocować w pobliskiej ruinie, kiedyś będącą chyba szkołą. Ostatecznie skończyło się na nocowaniu tuż za Czartkami.


22:52. Brzeg. Nocny widok na Jeziorsko i światła wsi Tomisławice


23:29. Pęczniew. Widok z grobli na staw


23:30. Pęczniew. Widok z grobli na staw


01:25. Rossoszyca. Staw na rzeczce Jadwichnie

Zaliczone gminy

- Brudzew
- Malanów
- Ceków-Kolonia
- Koźminek
- Lisków
- Goszczanów
- Warta
- Pęczniew
- Zadzim
Rower:Czarny Dane wycieczki: 147.78 km (7.00 km teren), czas: 09:43 h, avg:15.21 km/h, prędkość maks: 51.75 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Chłodnik majowy I - Czy czyste trzysta?

Niedziela, 30 kwietnia 2017 | dodano: 10.05.2017Kategoria >300, Nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2017 Łódzkie W

Trochę się wahania czy w ogóle ruszać. Już spakowane 9,5l wody w sakwach + dwa bidony zapasu, z osiem kanapek i sporo cukierków, których nadmiar zalegał w spiżarni. Ubrań to tylko drugi zestaw na zmianę/duże zimno. Start z namiotem, aby być gotowości na ewentualny dłuższy wyjazd. Rzeczywistość trochę ten zamysł wyklarowała. Wieczorem jeszcze bolała mnie łydka, tak jakbym ją nieco naciągnął za bardzo, ale w sumie to przeszło i może z raz były co do niej wątpliwości w czasie wyjazdu.

Start mniej niż półtorej godziny przed północą. Tylko oczekiwanie, aż przejdzie wieczorny deszcz. Przez niego było trochę mokro i błotniście. Już za lasem się z tego powodu przytrafiło przewrócenie, które spowodowało zgubienie tylnej lampki. Chyba tam, ale inna do tego okazja mi nie przychodzi do głowy. Przejazd przez Czerwińsk, wjazd do Wyszogrodu. Zjazd na most błotnistą ścieżką, gdzie znów niewiele mnie dzieliło od wywalenia. Po drugiej stronie rzeki udałe się do Iłowa. Droga mi się tam dłużyła. Jak zwykle. Nie przepadam za tą trasą, ale jest dość spokojna. W lesie przed Iłowem krótka przerwa. Potem na moment jazda pod cmentarz licząc, że będzie tam jakaś alternatywna droga do centrum tej miejscowości, ale za bardzo oddalała mnie od trasy, a innej ulicy jeszcze widać nie było. Nawrót i bez wydziwiania kurs do Sannik. Tam przejazd Wiejską i Parkową z kawałkiem placu przy sklepach. Coś mi się pomyliło i zaczęła się jazda na Gąbin. Po cofnięciu, wjazd na poprawny kurs DW 583.

Od Lwówka trasa była dla mnie nowa. Ciemno, chłodno, ale śpiewnie. Zaczynało się rozjaśniać, rozśpiewywały się też ptaki. Niby przejazd przez Pacynę, ale tak jakby z boku. Tuż za nią Model, gdzie oczy przykuły pozostałości murów zespołu dworskiego. Droga dziwnie skręcała, przez co odnosiło się wrażanie, że jadę w zupełnie złą stronę. O pochmurnym poranku ukazał się Żychlin. Tu zaczęło się większe niż do tej pory, kręcenie po miejscowości. Była to kolejna wizyta w miasteczku, praktycznie wcale nie poznanym. Krótka pętelka przez Jaśminową, 3 Maja na południe, między blokami na osiedlu Traugutta. Na Narutowicza powrót dróżką między dwoma starymi domami. Później miał być skręt na Bedlno, ale droga wywiodła mnie przez Pniewo. Wyjazd na DK92 i nią udało się dotrzeć do celu. Tam trochę kręcenia przy parku, przejeżdżając drewnianym mostem przerzuconym na wskroś stawu. Za wsią krótka przerwa.

Teraz trudniejszy etap, bo strony nieznane, nowe gminy, drogi słabo oznaczone na mapie i wiele skrętów. Początkowo jeszcze łatwo. Dojazd do Krzyżanowa po przekroczeniu wiaduktu nad A1. Był to pierwszy tak wysoki punkt w tej monotonnej okolicy. Tam powstało pierwsze zdjęcie i już trzeba było zmienić baterie, choć niby naładowały się przed wyjazdem. Stamtąd już trzeba było kombinować i zaglądać w mapę. Przejazd ponad rzeczką Ochnią, nad którą hasała para bażantów. Zaczęło się rozpogadzać, ale wiatr silnie dął ze wschodu. Odtąd teren był bardziej różnorodny. Przejazd fragment DW702, skręt na Malewo, a potem wjazd w o jeden skręt za daleko. W rezultacie kilometr gruntowej dróżki przez pola i kanałek. Przez Strzegocin do Witoni, gdzie chwila zastanowienia - wpierw w lewo, potem w prawo. Jazda do Osędowic była poniekąd trudna, głównie ze względu na spore odcinki starego asfaltu.


6:00. Wiosna w Rustowie


06:23. DW 702. Wały B. Widok ku NW


06:59. Strzegocin. Dom Formacyjny Diecezji Łódzkiej w budynku dworskim z XIX


07:01. Strzegocin. Droga do Witoni. W tle widoczny dom w Anusinie


07:16. Witonia. Przed firmą ZOLA


07:16. Oj prawda...


07:30. Witonia. Tuż za torami. Ostatni dom tej miejscowości.


07:35. Gozdków. Kapliczka przydrożna


07:47. Osędowice. Ciekawa piwnica.

W pobliżu była Daszyna, więc skręt na południe, tylko po to by przejechać się koło kilku bloków i wrócić na kurs ku północy. Poza tym jeszcze krótka przerwa przy niewielkiej odkrywce, gdzie było mnóstwo błota. W Jarochowie leżąca przerwa na przystankowej ławce. Tego mi było trzeba. Gdy słońce znikało za chmurami, momentalnie robiło mi się zimno. Po przerwie dalsza jazda DK 91, na której było bardzo mało aut. Wkrótce wjazd do Krośniewic. Tam Kwiatowa, Plac Wolności, Kolejowa i długa droga do Dąbrowicy. Nie bardzo mi przychodziło do głowy, jak stamtąd wyjechać, więc wpierw jazda do Zbawiciela, po czym powrót przez park na południe. Udało się trafić na właściwe skrzyżowanie i odbić na zachód. W którejś Kaleni uciekał przede mną szczeniak. Długo pędził przed siebie, nawet gdy odległość wynosiła kilkaset metrów. Dopiero jak opadł z sił i odległość się zmniejszyła, wreszcie uciekł w lewo. Czemu tego nie zrobił wcześniej?


08:01. Walew. Kopalnia kruszywa.

Znów zrobiło się pochmurnie. Kłodawa przejechana szybko, ale za miastem już się tempo spadło. Uszły ze mnie siły i przeszkadzał mi wiatr. Z DW263 skręt na Olszówkę. Mała pętla z przerwą na przystanku, tuż przed powrotem na wojewódzką. W Dąbiu również małą pętla, z powrotem przez 3 Maja. Kolejna przerwa w Kupininie. Tam skręt w prawo, następnie wypatrując kolejnego, który miał mnie przeprowadzić przez Ner. W ogóle, to źle mi się pojechało, bo rzeka miała zostać przecięta w Dąbiu, a potem trzeba było skręcić na wschód za autostradą. W Świnicach Warckich krótkie rozpogodzenie. Naszła ochota na jakieś zakupy, ale wszystko zamknięte. W poszukiwaniu sklepu, kurs na zachód, nawrót, a potem w Świętej Faustyny. Nic nie było. Za Głogowcem kurs na wschód, po pasie technicznym wzdłuż A2. Przed Sakowem był to już tylko grunt. W Dzierżawach niemiła przygoda, bo trafiła mi się jakaś ścieżka wzdłuż stawu, prowadząca koło czyjegoś, nieogrodzonego domu, którego starszy lokator nie był zadowolony.


09:19. Krośniewice. Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny z XIX w.


09:23. Krośniewice. Montownia Krośniewickiej Kolei Dojazdowej


09:23. Krośniewice. Montownia Krośniewickiej Kolei Dojazdowej


09:58. Dąbrowice. Ratusz z 1967r.


10:00. Dąbrowice. Kościół pw. śś. Wojciecha i Stanisława z XIX w.


10:01. Dąbrowice. Stary Rynek 6


11:27. Głębokie. Spichlerz w zespole dworskim z XIX w.


12:43. DW 263. Dąbie nad Nerem (N skraj miejscowości). Cmentarz ewangelicki z XIX w.


12:50. Dąbie. Gminny Ośrodek Kultury w budynku remizy strażackiej z początku XX w.


13:47. Zbylczyce. Nadmiar wody na łąkach nad Nerem. Widok ku NEE


14:24. Głogowiec. Dom narodzin św. Faustyny Kowalskiej

W Starym Gostkowie raz jeszcze trzeba było mi przysiąść na ławce. Rozpogodziło się już dziś na dobre, ale sił do jazdy wiele nie było, choć mentalnie jak najbardziej w porządku. Ścieżką rowerową do Poddębic (z udziwnień - tylko przejazd przez Przyszłości i wcześniejsze osiedle). Odtąd jechało mi się lepiej, bo i wiatr zaczął sprzyjać. Zmęczenia jednak to nie rozwiało. Wpierw długa jazda przez las. Za Dominikowicami dłuższa przerwa koło ruin chyba dworku. Stamtąd jeszcze moment i oto ukazał się Uniejów. Miasteczko zrobiło wrażenie chyba najbardziej pozytywne ze wszystkich na tej wyprawie. Przejazd przez rynek za kościół, przecinając mały park koło kościoła, większy park koło rynku, zjeżdżając Kościelnicką do mostu dla niezmotoryzowanych. Na drugim brzegu zamek, basen, termy, boisko, skansen, gastronomia. Nęciło mnie, by zjeść, ale nie było zatrzymywania. Od razu poniosło mnie na DK 72.


15:53. Tur. DW703. Ścieżka rowerowa Stary Gostków - Poddębice. Widok ku SEE


16:22. Poddębice. Plac Tadeusza Kościuszki. Kościół pw. św. Katarzyny z XVII w.


16:32. Rodrysin. Budynki Nadleśnictwa Poddębice


17:08. Balin. Ruiny domu? Szkoły?


17:54. Uniejów. Widok na most DK72 z kładki nad Wartą ku SE


17:54. Uniejów. Fontanna


17:55. Uniejów. Widok na centrum z kładki nad Wartą ku N

Znów las, ale krócej. Za nim ścieżka rowerowa, już na tyle leciwa, że słabo się nią jechało. A to tylko kostka właśnie. Skończyła się w Przykonie. Przerwa, a po niej jazda na południe. Do Dobrej wjazd tuż po zachodzie słońca. W Kawęczynie była już noc. Kurs do DK 83 i przerwa na przystanku niedaleko ronda. Zastanawiała mnie kwestia znalezienia noclegu. Co prawda jeszcze nie męczyła mnie zbyt silna senność, jak to już się zdarzało, ale potrzeba ta dawała o sobie znać. Przejazd do Turka odbył się z trudem. Za każdym zakrętem rosła płonna nadzieja, że oto ukaże się miasto. W Turkowicach nawet na moment udało się zjechać w bok licząc, że trafi się jakaś boczna trasa dojazdowa. Dobrską wjazd do centrum. Plac został ominięty od zachodu, drugi od wschodu. Od 3 Maja, pod koniec ulicy, przejazd na drogę, przecinającą osiedle do Browarnej. Dalej Piłsudskiego na północ i pętla przez Torową. Niewiadomą dla mnie było, jak wyjechać z miasta w kierunku, który został przez mnie obrany na mapie. Na szczęście skręt był już blisko. Od Chopina skręt kilkukrotny, w dróżki po lewej stronie. Stała tam masa jednorodzinnych domów, całkiem świeżych. Na główną powrót po przejechaniu całej Lutosławskiego.


19:37. Dobra. Kościół pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny z początku XX w.


21:14. Turek. pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa z początku XX w.


21:36. Turek. Przy cmentarzu na Chopina

Teraz las. Las i podjazd w ciemnościach. Największy i najbardziej stromy jak do tej pory. Długi. Na przystanku w Międzylesiu obowiązkowa przerwa. Jeszcze odrobinę i udało mi się dotrzeć do Władysławowa. Tam wjazd przez osiedle przy Orlej i Łokietka. Pętlę przy Górniczej. Za remizą trzeba już było odczytać mapę, bo trudno mi szło z nawigacją. Wyjazd na główną ku wschodowi. Asfalt zerwany, ale chodnik już gotowy. Koło cmentarza strasznie wiele na nim ziemi z budowy. Za torami skręt w prawo, gdzie zapadło postanowienie, że już pora skończyć na dzisiaj. Pojawił się bowiem zagajnik, a droga wyglądała na mało uczęszczaną.

Zaliczone gminy

- Witonia
- Dąbrowica
- Olszówka
- Dąbie
- Świnice Warckie
- Wartkowice
- Poddębice
- Uniejów
- Przykona
- Dobra
- Kawęczyn
- Turek (W+M)
- Władysławów
Rower:Czarny Dane wycieczki: 304.58 km (24.00 km teren), czas: 19:36 h, avg:15.54 km/h, prędkość maks: 42.63 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Góry Deszczokrzyskie II

Czwartek, 23 lutego 2017 | dodano: 11.12.2022Kategoria 2017 Świętokrzyskie, Wyprawy po Polsce, Z Kasią, 2 Osoby
Obie noce bardzo wietrzne, druga też deszczowa. Szybko się pozbierałyśmy z rana i ponownie zaatakowałyśmy Opatów. Tym razem się udało przejść podziemiami. Do tego niewielkie zakupy i powrót do domu. Trasa wiodła przez Bałtów i Radom, a zakończyła się grubo po zachodzie słońca.


10:09. DP 0603T. Zjazd w dolinę Pokrzywianki. Widok ku E


11:28.Opatów. Zejście do podziemi miasta


12:29. Opatów. Ratusz z XVI/XVII w.


12:56. Ostrowiec Świętokrzyski. Sandomierska. Biedronka, która spłonęła w lipcu ubiegłego roku


13:18. Bałtów. Podjazd przez Rezerwat Modrzewie. Widok ku N
Rower: Dane wycieczki: 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Góry Deszczokrzyskie I

Środa, 22 lutego 2017 | dodano: 24.02.2017Kategoria Wyprawy po Polsce, 2 Osoby, Z Kasią, 2017 Świętokrzyskie
Wyruszyłyśmy we wtorek. Autem przez Sochaczew, Radom. Bez rowerów. Słońce wyjrzało zza chmur i była piękna, jakby wiosenna pogoda. Już długo po zmroku, przez Jabłonnę wjechałyśmy do Pawłowa, gdzie mieściła się nasza skromna, lecz tania baza wypadowa. Herbatka przed snem i wnet zaczął się kolejny dzień. Miałyśmy wstać rankiem i wykorzystać bezdeszczową pogodę. Nie udało się. Wstałyśmy dość późno i śniadanie trochę się rozwlekło. Przez Stary Bostów do Bodzentyna. Tuż za nim zaczęło padać. Zaparkowałyśmy w Św. Katarzynie. W budce z biletami nikogo. W końcu zima. Tabliczka po bilety kierowała do wsi. Podjechałyśmy do centrum i nie zakupiłyśmy, bo ponoć zimą ich nie rozprowadzano ‑ wstęp wolny.


10:49. DW 756. Chybice. W tle Góry Świętokrzyskie ze Świętym Krzyżem. Widok ku S


10:50. Łysa Góra. Z prawej Radiowo-Telewizyjne Centrum Nadawcze Święty Krzyż. W centrum kościół z XVIII wchodzący w skład bazyliki mniejszej pw. Trójcy Świętej i sanktuarium pw. Relikwii Drzewa Krzyża Świętego. Widok ku S

Wróciłyśmy i w drogę. Deszcz padał niezbyt intensywnie. Na ziemi śnieg a na szlaku sporo lodu. Na kładkach nie szło iść ‑ trzeba było bokiem. Przy barierkach na najbardziej stromym odcinku powoli, ale z asekuracją. Były to nowe elementy, których nie pamiętam z wyjazdu w 2008. Przed skrętem wiatka z ławeczkami. schroniłyśmy się przed zimnym i silnym wiatrem. Przerwa krótka ‑ tyle by w spokoju się napić i ruszać dalej. Kolejny etap bardziej kamienisty, również z fragmentami zlodowaciałymi. Później już tylko śnieg aż do szczytu. Seria zdjęć i chodu w dół. Było szybciej i łatwiej, choć przy barierkach podobnie kłopotliwie. Pogadałyśmy chwilę z wędrującym jegomościem, który uraczył nas wieścią od znajomego, że w stolicy ulewa.


12:09. Świętokrzyski Park Narodowy. Kapliczka i źródełko Świętego Franciszka z XIX w.


12:24. Świętokrzyski Park Narodowy. Schody na Łysicę. 9 lat temu te barierki nie istniały. Widok ku N


13:01. Świętokrzyski Park Narodowy. Na Łysicę. Górna partia szlaku. Widok ku NE


13:01. Świętokrzyski Park Narodowy. Tuż przed szczytem Łysicy


14:01. Świętokrzyski Park Narodowy. Źródło Świętego Franciszka

Z powrotem w aucie ‑ ciepła i posiłku. Zjechałyśmy do Rzechty na DK 74, po drodze wspominając wyprawę w 2010. Deszcz poszedł dalej, ale pasmo Łysogór wciąż było skryte w niskich chmurach. Popędziłyśmy do Opatowa, by zwiedzić tamtejsze podziemia, które już kilkukrotnie były odkładane na później. Tym razem również się nie udało. Głodne udałyśmy się wpierw do Restauracji Żmigród, która ponownie nie zawiodła. Niestety. Po posiłku ujrzałyśmy grupę wychodzącą z podziemi, która była grupą ostatnią. Trochę zmartwienie, postanowiłyśmy wracać, bo było już późno. Będąc blisko noclegu, zadzwoniłyśmy jeszcze do Klasztoru w Wąchocku, dzięki czemu dowiedziałyśmy się, że jeszcze możemy je odwiedzić. Dotarłyśmy tam w jakieś pół godziny i w sam raz. Grupa była częściowo angielska, niewielka. Zwiedzania też wiele nie było, a plan budowli od razu nasunął wspomnienia z Tyńca. Po powrocie dużo herbaty, ale bez kolacji ‑ posiłek "na wynos" z Opatowa, jeszcze został na śniadanie.


17:53. Wąchock. Wnętrze kościoła przy klasztorze cysterskim z XIII w.
.

18:00. Wąchock. Klasztor Cysterski z XIII w.

Rower: Dane wycieczki: 4.00 km (4.00 km teren), czas: 02:00 h, avg:2.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Warmia Grudniowa II - Od Or.(nety) do Ol.(sztyna)

Czwartek, 8 grudnia 2016 | dodano: 08.12.2016Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Pół nocne, 2016 Warmia, Z rodziną

2016.12.07 - 08 Warmia Grudniowa - cała trasa


Po noclegu

Decyzja o przenocowaniu była słuszna. Leżąc pod wyjątkowo ciepłą kołdrą, przed snem można było się wsłuchiwać w szaleńczy wicher i strumienie deszczu, które uderzały w dach i ściany budynku. Rzecz jasna, nie było porównania z burzami letnimi. Było znacznie spokojniej niż wtedy, ale jednak gorzej, niż w czasie ostatniej godziny. Pobudka jeszcze przed świtem, o ile tak nazwać można bezbrzeżną szarość za oknem, która trwała dzień cały. Nie spieszyło mi się. W TV jak zwykle nic ciekawego nie było, a poziom kreskówek na jednym z kanałów po prostu żenujący. Ubrania wyschły wystarczająco. Z wolna wdziewane były kolejne elementy stroju bojowego. Pogoda nie zapowiadała się wspaniała, ale największe opady przeszły. Zdawało się, że trwało akurat kilkugodzinne okno 0,1mm mżawki, albo wszystko już się skończyło. Faktem jest, że do końca wyjazdu, deszcz już mi nie przeszkadzał. Tylko opony były wilgotne, a wiatr nadal robił swoje.

Orneta

Wjazd do centrum Ornety. Dopiero na starówce zjazd ze ścieżki rowerowej (asfaltowej, ale przerywanej). Koło ratusza zagadał do mnie pewien kierowca większego samochodu, który wskazał kilka ciekawych miejsc w okolicy (sam zaś rowerem zjeździł województwo). Po pogawędce jazda Kościelną, Litewską i Zamkową. Na podjeździe znów problem z kolanem. Wyjazd DW 528. Droga pusta, bo trasa remoncie - od września stawiano od nowa most nad Pasłęką. Przed wyjazdem zdarzyło mi się czytać o tym i urosła ciekawość, jak to wyglądało. W wyobraźni - ot niski most, niskie brzegi, mała rzeczka, pewnie będzie jakieś przejście dla pieszych obok niego albo tylko zerwany asfalt, itp. W razie czego można by też poszukać innej trasy przez rzekę, choć z niechęcią i oporem. Nie. Rzeczywistość była inna, nie doceniona przez mnie. Przejazd przez las, mijając ściany rozebranego wiaduktu kolejowego. Drogą przejechały może ze trzy auta, jeden rowerzysta i pieszy. Dało mi to złudną nadzieję na bliski koniec remontu. Oczywiście była to pomyłka.


10:34. Orneta. Ścieżka przy 1 Maja koło Zielonej. Widok ku W


10:57. DW 528. Nieczynna od 1945 r. linia kolejowa Orneta - Morąg w pobliżu dawnej stacji Kolonia Orneta (w lewo). Widok ku S

Przez rzekę Pasłękę

Dolina była głęboka. Zasadnicza część konstrukcji już istniała, poza jedna czy dwoma ostatnimi podporami. Przedostać górą można było, tylko po drugiej stronie trzeba by zejść po drabinie. Nie było mi wiadome, jak wysokiej, więc pozostało mi przemieścić się dołem, albo zawrócić. Był jeszcze nieodległy stary most kolejowy, ale lepiej było nie ryzykować aż tak. Po stromych, niby schodkach zejście na dno doliny. W niższej partii sporo błota, więc trzeba było trochę hamować. Przez wartką rzekę były przełożone betonowe płyty. Tylko tego mi było trzeba. Gdyby była zamulona, nieutwardzona, lepiej byłoby się wycofać. Z brzegu rower został wprowadzony, ustawiony jak trzeba i w kilka sekundy później przewiózł mnie na drugą stronę. Buty oczywiście mokre, ale nie raczej powierzchownie. A może to dzięki czterem warstwom skarpetek i jednej z folii? W każdym razie nie były przez mnie odczuwane z tej strony problemy, tak jak to było w Bieszczadach.


11:13. DW 528. Przebudowa mostu nad rzeką Pasłęką. Widok ku SW


11:14. DW 528. Przebudowa mostu nad rzeką Pasłęką. Widok ku SW


11:18. DW 528. Przebudowa mostu nad rzeką Pasłęką. Po południowej stronie mostu


11:19:DW 528. Przebudowa mostu nad rzeką Pasłęką. Po południowej stronie mostu


11:20. Pozostałości nieczynnej linii kolejowej po północnej stronie mostu. Widok ku NW


11:20. DW 528. Przebudowa mostu nad rzeką Pasłęką. Po południowej stronie mostu. Widok ku NE

Błotniste wyjście z doliny rzeki Pasłęki

Pozostało jeszcze podejść co nie było takie łatwe. Betonowe płyty z jednej strony dawały oparcie i nie pozwalały nurzać się w błocie, ale z drugiej strony był pod takim kątem, że niewiele mnie dzieliło od poślizgu. Udało mi się przemierzać je na dwa takty. Wpierw wysuwając rower przed siebie, zaciskając hamulce (dawało to niewiele, ale zawsze coś) i wysuwając prawą stopę mniej więcej do połowy płyty, po czym przenosząc na nią część ciężaru, jak najszybciej sięgając lewą do stabilnego, bo nierównego styku dwóch płyt. Gdy stromizna się skończyła, trzeba było odpocząć, bo serce waliło niespokojnie. Na koniec głębokie, błotniste, ale dość płaskie podejście do szosy. Tam na siodełko i z trudem rozpoczęła się dalsza jazda przed siebie. Z lewej widoczni byli trzej ludzie na polu, którzy zajmowali się młodą sarenką.


11:23. Tymczasowy bród z betonowych płyt po południowej stronie mostu

Bez sił do Jonkowa

Kolejny etap trasy niemiłosiernie się dłużył. Odliczanie kilometrów do celu szło powoli. Przed Głodówką, po prawej stronie ukazał się stary, zaniedbany cmentarz. Wpadły zdjęcia tych nielicznych, kamiennych elementów. Przejazd nad Miłakówką. Za nią spory podjazd o 50m i już zjazd do Miłakówka. Zjazd na parking przy rondzie. krótkie czytanie słabej mapy, przez co poprowadziło mnie na drogę do cmentarza, zamiast na Olsztyn. Teren był tu intensywnie pagórkowaty z widokami na mniejsze lub większe jeziora. Dojazd do DW 530. Najbardziej stromą część za Dąbrówką trzeba było iść. Zabrakło mi już sił i atakował głód. Gryz i 2 kroki. Gryz i 3 kroki. Tak to szło, ale dalej już obyło się bez takich sytuacji. W Świątkach skręt na południe. Za Łomną dwustopniowy podjazd, z przejazdem przez ładny las (widać tam było więcej śniegu niż gdziekolwiek na trasie). Przyjemny zjazd do Jonkowa, krótka przerwa.


11:47. Głodówko. Zapomniany cmentarz po zachodniej stronie drogi


12:12. Miłakowo. Kościół pw. św. Elżbiety i Wojciecha z XIV w. Widok ku NE


12:15. Miłakowo. Kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego z XIX w. Widok ku W


12:24. Droga z Miłakowa do wsi Bieniasze ku SE


12:45. Bieniasze. Bieniaskie Jezioro. Widok ku S


12:47. Bieniasze. Trochę uszkodzony budynek gospodarczy pod koniec wsi


13:20. Dąbrówka. Most na Pasłęce. Widok ku SE


15:17. Olsztyn Gutkowo. Kościół pw. św. Wawrzyńca z XIV w.

Dojazd do stacji Olsztyn Zachodni

Z Jonkowa jeszcze 5 km do znanej trasy. Aby nie była identyczna, skręt w Słowiczą (przejazd pomiędzy autobusami i słaba końcówka). Przy jeziorze jazda po ścieżce kostkowej. Trasa z podjazdami o najgroźniejszym skrzyżowaniu przy Bałtyckiej 64. Od torów pojawił się asfalt na ścieżce. Za skwerem zmieniła bieg na północną stronę drogi. Pod torami wjazd na teren dworca Olsztyn Zachodni. Ten był remontowany i peron drugi od strony zachodniej był wyłączony z użytkowania. podobnie sam budynek dworca - kasa mieściła się w niewielkim baraku. Zakup biletu o 14:44 na pociąg ze stacji Olsztyn Zachodni do stacji Modlin (przez Nidzicę, Działdowo, Nasielsk). Planowy przejazd między 17:45 a 19:38. Dobrze, że był jeszcze spory zapas czasu, w razie niespodziewany przygód, ale pozostało jeszcze jego zagospodarowanie. Zbliżał się zmierzch, a warto było jeszcze trochę poznać okolicę.


15:19. Olsztyn. Ścieżka przy Bałtyckiej nad jeziorem Ukiel.

Wieczorem po Olszynie

Chodnikami przejazd na Stare Miasto. Obawiając się płaskich kamieni ulicy Prostej. Przy tamtejszym spadku i gołoledzi już by był problem z jakąkolwiek jazdą. Wyjazd za Wysoką Bramę. Prosto? Lepiej nie. W prawo, przez skwer do Lelewela, koło kościoła, zachodnia i południowa część rynku. Przerwa w hinduskim barze na Prostej. W zamówieniu jakiś rodzaj zupy curry z krewetkami, której aromat odczuwany był przez mnie jeszcze po powrocie do domu. Po przerwie przejazd zapleczami domów przy Prostej do Św. Barbary. Miasto zdążyło włączyć oświetlenie zabytków. Kurs w stronę Zamku, zjazd kocimi łbami Okopowej na aleję Gelsenkirchen. Podświetlanym mostkiem przejazd przez Łynę do Górnej.


15:58. Olsztyn. Wjazd na Zamek Kapituły Warmińskiej.


16:30. Olsztyn. Ul. Staromiejska i Wysoka Brama


16:34. Olsztyn. Mostek na Łynie przy Chrobrego

Nocą po Olszynie

Wyjazd na skrzyżowaniu przy Mochnackiego, przedostanie się na przeciwległy kąt, następnie ruszając ku E. Skręt w Kacprzaka, ścieżka przy DK 16, mostek pieszy na Łynie, grunt do Gotowca. Jazda przez osiedle bloków przy Korczaka do Profesorskiej miedzy 15 i 13. Skrzyżowanie DK16 i DK 51. Nieopatrzny skręt na południe, dostając się pod UWM. Na parkingu udało mi się zorientować, że zanadto się oddalam, a czasu może nie wystarczyć na przemierzanie praktycznie nieznanego miasta w zimową noc. Przy Saperskiej przez pasy, dostając się do Bażyńskiego. Tu osiedla jednorodzinne. Przez Zawiszy Czarnego i Szarych Szeregów powrót w kierunku dworca. Skręt w Grunwaldzką. Z Kromera prawie wjazd na zamknięte osiedle. Brama była otwarta, ale właśnie się zamykała, a jak się potem wydostać? Lepiej się cofnąć, okrążyć je od południa. Za szkołą wyjazd na drogę i powrót do DZ. Oczekiwanie trwało jeszcze godzinę, ale sił już na jeżdżenie nie było. I tak udało mi się skorzystać z okazji, aby poznać sporą część Olsztyna.

Powrót pociągiem

W pociągu zanurzenie w muzykę. Z ciekawostek - jakiś typek robił selfie na fb. Narcystyczne i pozowane bardzo. Przyjazd do Modlina o ~19:40 do Modlina. Z ogromnym trudem udało mi się przejechać do ronda przy moście i rozłożyć rower przy przystanku. Przyszło jeszcze poczekać kilkanaście minut na rodzinne auto. Potem jeszcze zakupy w Zakroczymiu i dwutygodniowe problemy ze wstawaniem z krzesła jako bezpośrednie przypomnienie wyprawy.
Rower:Czarny Dane wycieczki: 71.68 km (4.00 km teren), czas: 05:52 h, avg:12.22 km/h, prędkość maks: 45.15 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Warmia Grudniowa I - Z północy do północy

Środa, 7 grudnia 2016 | dodano: 08.12.2016Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Warmia

Przygotowania

Już dłuższy czas ciągnęło mnie do odwiedzin północy Polski. Mimo planów odwiedzenia tych stron, na ten rok już konkretnych, zostały one odłożone z powodu serii wypraw na południu. Rozważany był jeszcze jeden, jesienny wyjazd, plany pokrzyżowała seria chorób. Ostatecznie odbył się tego grudniowego dnia, czując zimną determinację i potrzebę jazdy. Przygotowania odbyły się poprzedniego dnia, zapakowując sporo ciuchów do sakwy.

Zaopatrzenie wyglądało w ten sposób: 4 pary skarpetek, w połowie przedzielone torebką foliową (mimo to palce trochę marzły); 2 jeansy, z okresu największego mojego obwodu; spodenki BBT i zwykłe, z nieco grubszego materiału (założone po kilku kilometrach); nogawki (które i tak się ściągały, ale rzadziej niż poprzednimi razami); kurtka gruba i lekka; rowerowe koszulki - zwykła, forumowa, zwykła, z długim rękawem (zepsuty suwak); bluza (suwak zaczynał się psuć); 3 kominiarki; 2 pary rękawiczek. Ten zestaw pozwalał mi jechać i praktycznie nie odczuwać skutków niskiej temperatury. Wieczorem doszedł jeszcze szalik, a późno w nocy, również luzem wrzuconą koszulkę, jako dodatkową obronę przed wiatrem. W sakwie były jeszcze 3 nadmiarowe ciuchy, które okazały się zbędne, ale mogły się przydać, gdyby wyjazd potrwał dłużej. Do tego mp3, aparat (który się zepsuł), kilka baterii, telefon, 10 tostów (+2 tuż przed wyjazdem), kilka wafli, ~5l wody (wróciło ~1,5, z powodu uzupełnienia zapasu o kranówkę) i standardowe zaopatrzenie rowerowe.

Podróż pociągami

Wyjazd autem z Kasią z rana. Wypakowanie w Modlinie, na początku Orzeszkowej. Zjazd do Dworca w Modlinie, przy Źródlanej zapinając hamulce, o których dopiero mi się przypomniało. Bilet do Korsz, z przesiadką w Olsztynie (całość przez Nasielsk, Nidzicę, Czerwonkę). Planowy przejazd między 8:30 a 11:55. Z powodu problemów w systemie, wydruk trochę potrwał, niecierpliwiąc dwóch klientów czekających za mną (przyszli w połowie procesu zakupu biletów). Ostatni z tych biletów został wydrukowany o 8:25. Na pociąg czekało się mniej niż 10 minut od wydruku. Miejsce od okna i obserwując mijające krajobrazy. Nie było to łatwe. Było mgliście, więc od Nasielska mi się nie chciał, odtąd zerkając tylko co jakiś czas. Tak jak na początku śniegu nie było widać, lub tylko cienką warstwę, tak w okolicach Olsztynka było go już całkiem sporo. Również na drogach. W co mi się zachciało wciągać. Tam może być jeszcze grubsza warstwa śniegu, drogi rzadziej używane, więc może też nie rozjeżdżonego. Na szczęście koło Olsztyna śnieg zaczął zanikać praktycznie do zera. Wysiadłszy, spacer na sąsiedni peron. Uprzednio pasażerkę zapytała mnie o odczytanie, z którego miał odjechać jej transport. Nie było wiele osób. Do Korsz jechało się jeszcze godzinę, a zza chmur wyłoniło się słońce.


09:09. Modlin. Ul. Elizy Orzeszkowej. Widok ku SE

Z Korsz do Sępopola

Dodatkowa odzież zaczęła być zakładana na 30-20km przed stacją. Podczas zjazdu z peronu, nikogo innego już tam nie było. Tory przedzielały szosę bardzo szeroko jak na tak niewielką miejscowość. Spowodowało to umieszczenie większej liczby szlabanów niż zazwyczaj się widuje. Dość szybki zjazd na asfaltową ścieżkę rowerową - fragment Green Velo. Przejazd nią do pobliskich Glitajn, skąd skręt w lewo. Trasa do Sępopola również była oznaczona jako GV, ale poza znakami nic przy niej z tego tytułu nie powstało. Zamiast tego ogólnodostępna droga z okropną, połataną nawierzchnią. W Bykowie przerwa na pierwszą przekąskę i założenie spodenek. W Sątocznie zwrócił moją uwagę stary kościół, a w Prośnie most i ruiny dworku widoczne z szosy. We wsi trwały jakieś roboty przy drodze. Tuż za wsią niewielki zagajnik osłaniał drogę przed słońcem, dzięki czemu był to najniebezpieczniejszy i najbardziej zimowy odcinek tej wyprawy - nawierzchnia, która wyglądała na oblodzoną, ale przejechana bez problemów, choć ostrożnie.


12:59. Start z peronu w Korszach


13:02. Korsze. DW 590. Parowóz Ol49-27, który zajmuje to miejsce od 2006r.


13:06. Korsze. Ścieżka rowerowa GV przy DW 590, biegnąca ku NE nad Korszynianką. W tle Glitajny z widocznymi budynkami PGR-u


13:32. Sątoczno. Tędy wytyczono fragment GV. Po prawej kościół pw. św. Chrystusa Króla z XIX w. Widok ku NW


13:32. Dawna zabudowa w Sątocznie


13:35. Most na rzece Guber. Dalej zabudowa Prosny. Widok ku W

Od Sępopola do Bartoszyc

Dojazd do Sępopola z trudem i był to pierwszy znak, że wyprawa będzie krótsza niż to było w planach. Miejscowość jakby idealnie wpasowana między rzeki, które w tym miejscu się łączyły. Przez moment zastanawiało mnie, czy od południa nie ma jakiegoś kanału, który tworzyłby z miasteczka wyspę. Długi rynek zakończony kościołem z pozostałościami murów miejskich. Drugi most i skręt koło cmentarza. Do Bartoszyc jazda trasą wzdłuż głęboko wciętej Łyny. Przeważnie nieznacznie pięła się w górę. Było ledwie kilka, ale zauważalnych obniżeń, m.in. na granicy gmin. Przerwa już w mieście, jeszcze przed kościołem i torami. Trochę podjadania i zerknięcie w mapę. W okolicy krajówki zjazd z asfaltu, wracając na niego na zjeździe za szkołą. Odtąd jazda DW 512.


13:57. Sępopol. Guber wpadający do Łyny. W tle kościół pw. św. Michała Archanioła z XVI w.


14:01. Sępopol. Wschodni przyczółek mostu, zniszczonego podczas IIWŚ


14:01. Sępopol. Kościół pw. św. Michała Archanioła z XVI w. i mury miejskie z XVI w.


14:21. Rusajny. Widok ku W


14:26. Obniżenie terenu na granicy gmin, pomiędzy wsiami Rusajny i Szylina Wielka


14:56. Bartoszyce. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela z XV w.

Od Bartoszyc do Górowa Iławieckiego

Na podjeździe za miastem zaczęło dokuczać kolano. Prędkość zmalała, a odległości miedzy wsiami wydawały się rosnąć w nieskończoność. Przerwa przed dworkiem w Tolku. Wieś z zakrętami i podjazdem. Znów jedzenie. Trwała nadzieja, że to już połowa DW do Górowa Iławeckiego. Koło lasu raz jeszcze przerwa. Przy wsi Piasek był las, rosnący tylko do brzegu niewielkiego, wijącego się dopływu Elmy. Przyjemny widok na koniec dnia. Zbliżał się zmierzch, więc już za wsią, po pokonaniu długiego podjazdu i walcząc z bardzo silnym wiatrem na twarz, nastąpiła przerwa pod lasem. Na szyję powędrował szalik, do tego mp3, przerwa na posiłek i odpoczynek. Przerwa trwała kilkanaście minut. Wciąż trzymała mnie nadzieja na rychłe dotarcie do Górowa Iławeckiego, a tu jeszcze 1/3 wojewódzkiej.


15:26. DW 512. Droga prowadząca na SW od wsi Spytajny


15:35. DW 512. Pół kilometra na NE od wsi Tolko. Droga do wsi Borki, nieco w lewo od lasu w centrum. Widok ku N


15:42. Tolko. Pałac rodu von Tettau z XVII w.


15:43. Tolko. Mural, na trzech budynkach po północnej stronie drogi, razem tworzący napis "PGR"


15:51. DW 512. Schron linii Trójkąta Lidzbarskiego, położony na NW od zabudowań wsi Tolko

Od Górowa Iławieckiego do Lelkowa nocą

Wjazd już w nocy. Na skrzyżowaniu konsternacja, bo wojewódzkie objeżdżały miejscowość. W centrum też nie lepiej więc zjazd na chodnik okalający staw. Pod jego koniec przyglądanie się mapie i wyjazd na Sikorskiego. Tam znak drogowy jasno wskazał kurs na Lelkowo. Długa ciemna trasa. Wsie najczęściej znajdowały się gdzieś obok, ale przynajmniej był jeszcze mniejszy ruch. W Kandytach skręt pod górkę i nawrót koło kościoła. W Stedze Małej krótka przerwa na posiłek. Z ulgą wjechało się do Lelkowa. Pół godziny straty przy telefonie, bo wyjazd odbył się bez doładowania i można było tylko odbierać rozmowy oraz nadawać pośredni sygnał z potrzebą o skomunikowanie. Nadeszła informacja, że od Bałtyku w istocie sunęło sporo chmur z opadami, jak było zapowiedziane. Tylko przyszły wcześniej. ICM wskazywał opady na godziny przedświtu, jednak przygnało je kilka godzin wcześniej.


17:32. Górowo Iławeckie. Ul. Nadbrzeżna. Widok ku NW


17:39. Górowo Iławeckie. Kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa z XIX w.


19:10. Lelkowo od E. Jak zwykle, pora zwolnić

Pieniężno nocą

Przez prawie bezludne obszary dojazd do Pieniężna. Mimo trudu ciała i wietrznych komplikacji, droga przynajmniej nieznacznie prowadziła w dół. Przed miastem znów wojewódzka zamierzała wywieść mnie z dala od zabudowy. Spodziewając się deszczu, rozważany był przez mnie jakiś posiłek, tak by przeczekać pierwsze silniejsze uderzenie. Rozważane też poszukanie noclegu. Te myśli były rozwiewane, mając nadzieję na szybsze ukończenie trasy, mając w perspektywie kolejny dzień w pełni deszczowy (wg prognoz). Po bruku podjazd na rynek, który był niesamowicie pusty. Trochę jak wiejskie, samodzielnie powstające na klepiskach boiska. Po wydeptanej ścieżce zjazd do Szkolnej, ruszając w Lidzbarską. Widać, że mój umysł już zamroczyło, bo nie skojarzył, że planowana trasa w ogóle na Lidzbark się nie kieruje. Licha mapa miejska też nie była zbyt pomocna. Jak to się stało, że zrodziła się myśl "przeciąć DW i dalej prosto", nie mam pojęcia. A DW właśnie na powrót miał być trzymany.

Nocna konsternacja

Wiatr trochę złagodniał ze względu na zmianę kierunku jazdy, ale tak miało być, bo trasa (właściwa) tak się wyginała. A może zaczął zmieniać kierunek? Miała być minięta jakaś wieś - och, tak. Właśnie mijało się kilka domów. Niebawem również druga - w połowie trasy. Była, ale nie o tej nazwie, jaka widniała na mapie. Wydawało się, że to może dwie wsie obok siebie, jedna za drugą, jak się zdarza. Podejrzliwy przejazd przez wieś, widząc asfaltowy skręt w prawo, pod górkę koło kościoła. Już za wsią, główna trasa skręcała łukiem do kąta prostego w lewo. Do tej pory wydawało mi się, że w tej wsi następuje rozjazd w kierunku przez mnie pożądanym oraz na Lidzbark. Według mapy, trasa miała wieść generalnie na południe, a nie ostro na wschód. W pobliżu, po prawej widoczne były światła odchodzące od Radziejewa. Kolejna wieś? Szosa przed Ornetą? Stop. Czytanie mapy nie pomogło, bo nie każda miejscowość na niej widnieje. Telefon. Powrót pod kościół. Telefon. Nie można było dojść do ładu, ale droga, która niby była oświetlona, wyglądała na brukowaną lub szutrową, więc uciekła spod rozważań, powrót na asfalt i dalej kontynuacja jazdy, uznając szosę za właściwy do tego kierunek.

Rozważanie dalszej trasy

Uspokoiło się. Wiatr pchał, choć we mnie siły nie było. Sporadycznie zawiewał nieco z boku. Przejeżdżając przez Lechowo, siedziała we mnie nadzieja, że jeszcze ta wieś i oto zaraz będzie Orneta. Jeszcze trochę kilometrów. Rondo. Znaki drogowe. Obawa, która narastała w związku z podejrzaną słabością wiatru wyszła z opozycji i przejęła ster myśli. Przerwa na przystanku. Przez moment rozważany sen, ale był to miejsce było za słabo odizolowane od zimna. Przepatrzywszy mapę, udało mi się zrozumieć błąd i ogarnęło mnie zwątpienie. Do tego miejsca, jeszcze rozważany był przeze mnie wariant jazdy z Ornety, jak np. skierowanie się do Pasłęka i łapanie pociągu z tamtych okolic. Zbłądzenie, pogoda, kondycja oraz niechęć do licznych przesiadek przeważyły decyzję na korzyść Olsztyna. Pozostawało jeszcze wybrać trasę - Orneta czy Lidzbark. Odległość porównywalna. Ostatnie ~20km nieznacznie bardziej z wiatrem przez Ornetę, ale za to ~15km TERAZ, albo Z wiatrem do Lidzbarka, albo przeciwnie. Do tego już był przeze mnie poznany odcinek Olsztyn - Dobre Miasto. Poznanie większej część nowego terenu było ważniejsze, niż dłuższy komfort jazdy z wiatrem.

W nocnym, grudniowym deszczu do Ornety 

No i się zaczął ostatni etap przygód tego dnia. Powoli zaczynało padać. Trochę deszcz, a trochę jakby śnieg w stosunku 8:1. W Miłakowie skręt na osiedle, przejazd za zabudową i o mało się nie zdarzyło mi się przewrócić przez to. Tamtejszy przystanek kusił. Znów mrok, znów pustki i niemrawy deszcz. Oto jakaś wieś, jak się okazało Mingajny. Przystanek i ostatnie dłuższa przerwa. Zawinięcie się folią NRC ile można, podczas przeczekania większego deszczu, jaki właśnie przechodził. Start ponowny, gdy się uspokoiło (ICM wieszczył ~1-2mm opady/h nad ranem, ~0,1mm przez kilka godzin i powtórka większych opadów wieczorem) mając nadzieję, że teraz będzie spokojniej. Oczywiście nie było. Ledwie udało się dotrzeć do lasu, gdy znów zaczęło mnie kąsać. Ten odcinek był wyjątkowo trudny, ze sporą dawką podjazdów, szybkich zjazdów, zakrętów i chyba śniegu na poboczu. Ewentualna gołoledź wzbudzała moje obawy. Las w końcu został za mną i pojawiła się tabliczka "Orneta". Na tym deszczu nawet nie było chęci wyjmować aparatu, który i tak zaczął odmawiać posłuszeństwa tuż po zmroku (problemy z wysuwaniem obiektyw i nie zamykanie się osłony obiektywu, w czym pomagało tylko mniej lub bardziej delikatne uderzanie całością - po wielu latach ostatecznie został spisany na straty). Ledwie pojawiły się domy, a tu nagle pojawił się szyld - noclegi. Namyślanie trwało może z minutę. Skręt, zapłata, umycie, wysuszenie i sen bez deszczu padającego na mnie.


00:23. Tak najlepiej spędzać deszczowe noce

Zaliczone gminy

- Korsze
- Sępopol
- Bartoszyce (W+M)
- Górowo Iławeckie (W+M)
- Lelkowo
- Pieniężno
- Orneta
Rower:Czarny Dane wycieczki: 127.00 km (1.00 km teren), czas: 09:08 h, avg:13.91 km/h, prędkość maks: 35.21 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)