Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

Nocne

Dystans całkowity:7655.11 km (w terenie 769.50 km; 10.05%)
Czas w ruchu:480:02
Średnia prędkość:15.95 km/h
Maksymalna prędkość:75.46 km/h
Suma kalorii:12850 kcal
Liczba aktywności:33
Średnio na aktywność:231.97 km i 14h 32m
Więcej statystyk

Beskid Burzowy VII - Z Soliny na pociąg

Sobota, 16 lipca 2016 | dodano: 01.08.2016Kategoria 2 Osoby, Nocne, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Beskidy

2016.07.10 - 16 Beskid Burzowy - cała trasa


Budzimy się, a tu deszcz. Może nie jakaś wielka ulewa, może nie burza, ale niechęć do wyjścia wywołuje. Z jej powodu udało się zwinąć dopiero przed 10 (zwykle trochę po 8). Trasa do Polańczyka to kilka zjazdów i podjazdów, dość stromych. Raz zrzucając bieg za bardzo i łańcuch ponownie spadł na szprychy. Szybko zdjęty, ale resztę podjazdu z buta. Za miejscowością skręt w DW 895. Długi, w większości zjazd, aż do Soliny. Pomiędzy straganami spacerem do zapory. Następnie na drugą stronę i powrót. Niewielka przekąska i w drogę.

09:43. Poranek w deszczu lecz z ładnym widokiem na Dolinę Wołkowyjki. W centrum masyw góry Markowskiej (748 m n.p.m). Szczyt główny nieco na prawo od środka zdjęcia. Widok ku SWW


10:33. Poranne mgły na DW 894 między Wołkowyją i Polańczykiem. Widok ku N

 11:03. Polańczyk. Północny kraniec miejscowości przy DW 894. Jezioro Solińskie. Po lewej Masyw Jawora (741 m n.p.m.). W tle po prawej Masyw Stożka (696 m n.p.m.). Widok ku SE


11:22. Solina. Wjazd od SW


11:39. Jezioro Solińskie. W tle po lewej Połonina Wetlińska. Widok z zapory ku S


11:52. Czoło zapory widoczne ze wschodniego brzegu


12:05. Solina. Pierwszy raz widzę tego rodzaju maskotki...


12:18. Solina. Śluzy zapory Jeziora Solińskiego widziane z mostu na Sanie ku SW

Miała być jazda na Myczkowce, ale bez spojrzenia na mapę, poniosło nas wojewódzką do krajówki. Trochę źle się mi było, ale szybko przeszło. Po krótkim odpoczynku na kulminacji pagórka - zjazd, w czasie którego kolejny inteligent wjechał między dwa pędzące rowery i nie mógł wyprzedzić bardziej, bo z drugiej strony jechało kilkanaście aut. Do Olszanicy przejazd odcinkiem DK 84, znanym mi w stopniu niewielkim i nocnym - z BBT '12. W gminnej miejscowości zakupy i śniadanie pod sklepem. Kolejki były duże, jak na tak mały budynek i przerwa trochę się przeciągnęła. Za Wańkową raczej łatwy podjazd na NW i długi zjazd do Tyrawy Wołoskiej, gdzie trwały zawody strażackie. Miejscowość przejechana przez zaplecze szkoły. Koło stawiało lekki opór. Przy bliższej obserwacji - bujało trochę na boki. Przerwa w Tyrawie Solnej. Przy oględzinach wyszło, że pękła czwarta szprycha, a kolejne są w niewiele lepszym stanie. Trochę dokręcania luźniejszych szprych, po czym jazda, aby znaleźć jakiś przystanek. Taki trafił się za Mrzygłodem. W czasie przerwy udało się jakoś przystosować koło do w miarę normalnej jazdy, na ile było można. Mimo to i tak trzeba było odpinać tylny hamulec, a zakładać tylko na czas zjazdów (tych nie zostało już wiele, ani zbyt wielkich).


13:13. Uherce Mineralne. Po prawej Czulnia (576 m n.p.m.). W centrum samotna Bukowina (391 m n.p.m.). Nieco na lewo od niej podłużne Trzy Kopce (473 m n.p.m.). Widok ku SW


Wańkowa. Zachodnia część wsi. Agroturystyka i serowarnia Czar PGR-u


15:13. DP 2225R Wańkowa - Paszowa. Stary system przewodzenia prądu

15:44. Paszowa. Po prawej Osiczyn (527 m n.p.m.). W centrum Dział Żydowski (465 m n.p.m.). Po lewej Słonne Góry. Widok ku NW


16:49. Most nad Sanem między Tyrawą Solną i Mrzygłodem. Widok ku NW

Spokojna jazda doliną Sanu. Z Dobrej na Ulucz, a potem dalej ku północy. Trasa wiodła przez tereny niezamieszkałe, a jedynie co jakiś czas widać było jakieś budynki, raczej letniskowe. Droga była raz asfaltowa, raz szutrowa, czasem z dziurami a la pojezierze. Grunt trochę mazisty, ale stabilny, wiec dało radę przebyć ją w całości, tylko czasem z nieco większym wysiłkiem. W Siedliskach ukazała się Green Velo. Droga ta była szeroka, asfaltowa, ale przerywana. Nie stanowiła jednolitego ciągu.


17:45. Ulucz. Na wprost Dębnik (344 m n.p.m.). Czarnym szlakiem wzdłuż Sanu. Widok ku NW


18:08. San w Jabłonicy Ruskiej w pobliżu Temeszowa (na drugim brzegu). Widok ku W


18:59. Wołodź. Dom spłonął pod koniec kwietnia tego roku. Widok ku NE


19:02. Wołodź. Kościół/kaplica z 1905r. Widok ku S


19:30. Dąbrówka Starzeńska. Fragmenty ruiny zamku


19:33. Dąbrówka Starzeńska. Fragment GV wzdłuż DP 1431R do Dynowa. Widok ku NNE

Już nadchodził wieczór, podczas wjazdu do Dynowa. Świetnie. Jeszcze tylko 40km do Przemyśla. Wiadomo było, że dalej nie dotrzemy, choć roiła się jeszcze nadzieję na Medykę. O dalszej jeździe nie było co marzyć, bo reszta szprych pęknąć mogła w dosłownie każdej chwili, tak więc jazda przepełniona była dawką niepewności. Przejazd mostem, dalej przez tory i do uszu dotarła jakaś muzyka. Sporo aut, jacyś ludzie wędrujący wzdłuż torów. Trasa wypadała przez Dynów, tak aby nie targać się już przeze mnie odwiedzoną główną. Skusiło nas, by zmierzać w kierunku dworca. Muzyka się nasilała i nie wyglądało na to, aby dochodziła "tylko" z jakiegoś cyrku, czy wesołego miasteczka. Ciekawość przyciągnęła nas na plac, gdzie kłębiło się sporo ludzi. Tak przypadkiem, poniosło nas na "50-lecie dni Pogórza Dynowskiego".


19:56. Dynów. Plac targowy koło dworca. Dni pogórza Dynowskiego 2016. Widok ku W

Akurat się zaczynało, więc wpierw chwila na rozejrzenie po terenie, po czym przyszła pora zająć miejsca na krzesłach (było ich sporo), które w naszych rękach przywędrowały bliżej sceny. Dobrze było sprawdzić połączenia kolejowe. Bezpośrednie pociągi z Przemyśla były dla nas dwa. O 3 i 7 rano. Skoro podróż już się kończyła, żal było nie skorzystać z okazji, więc oddawanie się muzycznej rozrywce trwało, aż do północy. Wystąpiły dwa zespoły. the Freeborn Brothers i Big Cyc (potem był jeszcze DJ Ramzes prowadzący dyskotekę na wolnym powietrzu do 2-3, ale nas wtedy tam nie było, powoli szurając rowerami po nocnych wzniesieniach). Drugiego nie trzeba przedstawiać. Pierwszy zapadł mi w ucho, choć nie tak bardzo jak inne lubiane przez mnie zespoły czy piosenki, ale jednak wyraźnie.

Na żywo brzmieli lepiej, tym bardziej że mieli jeszcze wsparcie w postaci klarnetu, kilku puzonów i saksofonu. Poza tym zagadał do nas jeden z miłośników gór, przybyły z Łodzi. Po wszystkim przyszło ubrać się do jazdy na noc. Wyjazd z Dynowa ul. Plażową i Podwale. Podróż po DW 884 była uciążliwa. Kasi lampka była za słaba do zjazdów, przez pierwsze dwie godziny jechało jeszcze sporo oślepiających aut (choć w porównaniu z centrum kraju - nie jechało prawie nic). Tempo wolne, a na zjazdach i tak się traciło czas, ze względu na jazdę nocą i chłód. Na niebie po chmurach migały światła reflektorów Ramzesa. W Dubiecku jakieś nocne zgrupowanie - na rynku kilkanaście aut i wiele więcej gadających ludzi. Za Nienadową długi podjazd. Koło kulminacji zlał nas przelotny deszcz. W Krzywczy Śniadanie na przystanku. Zaczynało się rozwidniać. Upiornie ciężki (jak na nasze zmęczenie) podjazd do Reczpola. Z lewej szczekało jakieś zwierze, którego nie było widać. Kasia nie dała rady, a ja ledwo ledwo. Przegrzewanie było odczwalne.

Zaczynało świtać. Mijało nas sporo ludzi, którzy wracali z wesela. Zjazd z Reczpola do Korytnik spory. Chyba pora też wymienić klocki hamulcowe, bo ledwo dawały radę. Przejazd mostem o zużytym podłożu asfaltowo metalowym do Krasiczyna. Na drugim brzegu podjazd do Dybawki, gdy akurat zaczęło padać. Trzeba było się schronić na przystanku, bowiem z deszczem przywędrowała burza. Jej pioruny widać było już jakiś czas temu, ale jednak dalej na południe. Łudziła nas nadzieja, że nie przyjdzie, ale postanowiła jeszcze nas pożegnać.


04:38. Poranek na moście między Korytnikami i Krasiczynem. Widok ku S

Na przystanku minął nam czas do 6, mając (również) nadzieję, że deszcz przejdzie, albo zmniejszy moc. Eeee... Nie. Nie zamierzało przestać. Trzeba się było zmusić, aby wsiąść na rowery i szybkim tempem przemierzyć pozostałe 8 km do centrum Przemyśla. Jazda i odliczanie. Wody było tyle, że nawet już nas nie obchodziła. Buty i tak przemokły już na samym początku. Stanowiąc obraz nędzy i rozpaczy, wreszcie udało się osiągnąć skrzyżowanie przed głównym mostem. Tabliczka wskazał kierunek na Dworzec PKP. Przed światłami ze skrętem na Sportową, ustawiła się kolejka aut. Hamulce nie dawały rady, wiec trzeba było odbić na lewoskręt. Zjazd za wiadukt kolejowy. Skręt w Plac Zgody i Kamienny Most, gdzie dobrze było zapytać idącą nim kobietę, o położenie dworca. Chodnikami na Plac Legionów. W przemokniętych ubraniach, można było się chociaż schronić pod dachem.


06:35. Przemyśl. Dworzec PKP

Przy kasie niespodzianka (choć dzięki doświadczeniu - nie taka wielka). Bilety możemy kupić, ale bez miejscówki. I bez rowerów, bo na te również już nie było "miejsca". Czego się nie dało w kasie, dało radę u na peronie. Oczywiście swoje trzeba było odstać jeszcze na dworcu (swoją drogą, bardzo ładnym). Temperatura była nieco wyższa niż minimalna, jakiej było nam potrzeba. Byłoby pięknie, gdyby nie dochodziły kolejne osoby, z których część nie zamykała za sobą drzwi. Przeciąg był okropny.

Tajemnica braku miejscówek wnet się rozwiązała. Z rekolekcji wracała Oaza ze swoimi żarcikami. Nie wyjaśniało to braku biletów na rower. To wyjaśniło się w trakcie jazdy, gdy dochodziły kolejne, do całkowitej liczby sztuk dziesięciu (gdzieś w okolicach Sandomierza na peronie czekała poza tym jakaś większa grupka, ale nie wsiadali). W Lublinie podstawiono jeszcze jeden wagon, bo ludzi na korytarzy i bez miejscówek również było mrowie. Mimo, iż my miejscówek nie było, w przedziale przyrowerowym siedział (wraz z nami) komplet i nie zgłosił się nikt na zajmowane przez nas fotele. Trochę gadania ze Szczecińskim rowerzystą, który odwiedzał rodzinę pod Lublinem. Do Warszawy dojazd z pewnym opóźnieniem. Jadąc tam, skład gonił chmurę opadową, która wraz z nami przesuwała się na północ, lecz na miejscu, na szczęście, było już słonecznie.

Zaliczone gminy

- Dubiecko
- Krzywcza
Rower:Czarny Dane wycieczki: 136.76 km (7.00 km teren), czas: 10:44 h, avg:12.74 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Test Shannona

Poniedziałek, 4 lipca 2016 | dodano: 09.07.2016Kategoria Nocne, Samotnie, Zwykłe przejażdżki

Przyszłą pora na test standardowy. Oprócz roweru - również nowych ciuchów. Nie przedłużając, test wypadł pomyślnie, choć nie bez zastrzeżeń. Ubrania świetnie dadzą radę na noc minimum ciepłą. Jedynie bluza okazała się nieco przyciasna, szczególnie na rękach. Nocą, taką jak ta, bez kurtki byłoby mi ciężko. Na chłodniejsze będzie konieczna jeszcze bluza. Zimno na nogach odczuwalne tylko na łydkach, osłoniętych jedynie nogawkami, które posiadamy od czasu powstania Nordcapa. Uda jak najbardziej nie ucierpiały, zabezpieczone przez dwie warstwy ubrania, jednak na typowo jesienne wyjazdy spodnie będą koniecznością.

Co do roweru, sztyca nie sprawiała problemu, jednak i tak czeka ją wymiana, ze względu na zbyt zjechany gwint, powodujący opadanie siodełka w tył pod moim ciężarem. Ponadto pękła górna obejma utrzymująca to siodełko, więc lepiej nie ryzykować jazdy w kraj i powtórki jak z poprzednim siodełkiem. Samo siodełko trzeba będzie jeszcze trochę cofnąć. Kierownica również chyba winna być nieco przesunięta w lewo - prawą ręką odczuwało się dyskomfort przez pierwsze kilometry. Przerzutki działały dość dobrze, na ile je można było sprawdzić, tyle tylko, że w trakcie jazdy, z korby znów łańcuch przestał spadać na najmniejszą zębatkę (gdzieś w połowie trasy). Dopompować koła, a przede wszystkim kupić zapasowe tylne, to kolejny etap zmian, jakie jeszcze zajdą w rowerze. Krótsze ramiona w korbie to zdecydowanie dobry pomysł.

Co do wyjazdu. Start był rozważany w ciągu ostatnich kilku dni. W planach było wyruszenie do Dziektarzewa (w gazecie lokalnej zamieszczono informację, iż tamtejszy dworek drewniany ulegnie rozebraniu tego lata. Trzeba więc się spieszyć) oraz Łodzi (autostrada A1 - plan porzucony, bo już została ukończona). No i kółko przez Wyszogród i NDM. To stało się dziś dnia (nocy). Było dość chłodno, po ostatnich ulewach. Asfalty były miejscami wilgotne, a gruntówki wciąż zaopatrzone w arsenał min kałużnych i błotnych. Przed wyjazdem była ochota jechać wałem, ale odrzucona po ocenie panujących warunków w ciągu pierwszych kilku kilometrów.

Start przypadł na godzinę około 22. Podczas moich przygotowań (niewielkich) zdążyła zapaść noc. W porze popołudniowej bolała mnie głowa, a lek po jakimś czasie spowodował niewielką senność, z którą jednak nie było problemów już w trakcie jazdy. Niewiele się namyślając, skręt w DW565, by od razy skierować się na obwodnicę DK62 przez Garwolewo. Do wsi tej dojechało się przez Chociszewo (część polnej drogi została zmodernizowana o gruz, po którym ledwo się jechało - prędko na ten odcinek nie wrócę) i Nowy Boguszyn (tam trochę lepiej można było testować lżejsze biegi). Nim wjechało się na DK62 w Chmielewie, minęły mnie ze 3 auta. Odcinek krajówki zapobiegliwie przebyty poboczem, gdy przejeżdżały TIRy, lecz na szczęście nie było ich wiele.

W Wyszogrodzie o północy. Wjazd od strony cmentarza, przejazd przez rynek i przed terenowym zjazdem, po raz pierwszy od wyruszenia w trasę - przerwa. Mimo ulew, ścieżynka była przejezdna, lecz widać było odcinki osadzania się piasku, który po wysuszeniu może być trochę kłopotliwy. Krótka przerwa w połowie mostu, gdzie zachciało mi się podziwiać gwieździste niebo i Wisłę nocą, lecz (czy to przez auta, czy przez obranie innego celu przewodniego tej wyprawy) nie trwało to zbyt długo i nie stanowiło uczty dla zmysłów. Zaraz za mostem zjazd w lewo do mostu w Kamionie. Krótka przerwa w pobliżu wysokiego budynku, gdzie definitywnie nastąpiła rezygnacja z trasy po wale.

Obrany kurs wojewódzką do NDM. W Secyminie krótka przerwa w pobliżu kościoła. Tam prawie rok wcześniej odbył się ślubie dalszej rodziny. Droga dość szybko zaczęła mi się dłużyć (jak zwykle na tych terenach) więc skręt w Wilkowie Polskim na południe. Było pusto, ciemno i chłodno. Po drugiej stronie bezludnego obszaru, nastąpił wjazd na kolejną z tras przelotowych, poprowadzonych przez ten region. Zaprowadziłaby mnie ona do Leoncina, lecz podkusiło mnie, by skręcić na Teofilów, a stamtąd do (jeszcze) wsi Rybitew. Oba odcinki wydawały mi się przydługie, jak na moje wspomnienia, ale zapewne wpływała na to noc i nieznacznie, ale zbyt nisko i zbyt w przód umocowane siodełko. Rybitew odwiedzana kilka razy, lecz tylko raz wyjeżdżając z niej na wschód. W pamięci nie odnotowały mi się wtedy jakieś zabudowanie w tej części, lecz tym razem zwróciły moją uwagę. Wieś chyba nieprędko wymrze tak do końca. Tuż za nią zdawało się że dostrzegam lokalizację fortu (jego samego nie widząc), a przynajmniej leśny teren z lewej, sprawiał wrażenia na zmodyfikowanego przez ludzi.

Zbliżał się świt. Wyjazd w Cybulicach Małych. Skręt na południe, potem łuk ul. Kwiatową i powrót ku północy po głównej. Wyjeżdżając ze wsi zjazd na chodnik po lewej. Za skrętem na Leoncin, skręt w kolejną drogę po lewej. Mijało się indywidualne domki, chyba letniskowe, przejeżdżało przez niewielki zagajnik i wyjeżdżało na drogę wśród pól. Coś mnie podkusiło, by zbadać lewą jej lewą odnogę. Doprowadziła mnie na teren szkolny. Brama była otwarta, więc kontynuowała się jazda asfaltem, lecz przed budynkiem było nieprzekraczalne ogrodzenie (pomijając metodę sprzed kilkunastu dni). Dokończony objazd boiska po jego wschodniej krawędzi i powrót na normalny kurs. Skręt w lewo, ponowny przejazd pod szkołą, lecz od strony wjazdu głównego i wyjazd na Długą. Tu przez chwilę nie dało rady się zdecydować, w którą stronę jechać. Nadal znam te strony zbyt słabo. Po zrobieniu niewielkiego kółka ostatecznie padło na to, aby się udać w prawo.

Drogą przemieszczały się koty lub lisy. Niby już jasno, lecz niedostatecznie, by zweryfikować gatunek ze sporej odległości i z wadą wzroku. Na pewno czmychały przede mną. Skręt w lewo, kilkanaście dość nowych domów, skręt w lewo, kolejne domy i wnet wyjazd na techniczną przy S7. Doprowadziła mnie do Nowego Kazunia, gdzie skręt w pierwszą dróżkę po lewej, zaraz za jednostką wojskową. Stało tam kilka świeżych domów, a droga prowadziła przez fragment zagajnika do park przy osiedlu, na którym przyszło mi być do tej pory raz i to raczej pospiesznie. Przejazd gruntową ścieżką ku północy, wyjazd w pobliże jednostki, po czym objazd osiedle od wschodu. Dojazd do garaży, przy których wpadły dwie pętle ślepymi uliczkami, lecz trzecia nie powstała. Pieszo przez fragment wydeptanej dróżki, która zapowiadała się być przejezdną. Pokonana z rowerem - pieszo. Po lewej była spora parowa, po prawej tereny zlikwidowanych ogródków działkowych, z których uchowały się ledwie trzy drewniaki. Pod koniec bezproblemowo mijało się zwalone drzewo. Mieszkańcy, udający się skrótem na pobliski przystanek, skutecznie wydeptali objazd. Na koniec krótkie, strome podejście i już była to prostej do NDM.

Nie poniosło mnie tam. Wnet ukazała się droga w dół prowadząca i skusiła mnie, by podjechać nad Wisłę. Łagodny szutrowy zjazd i nieco bardziej stromy za wałem. Tam dużo kałuż, błota. Dojazd do mostu i dalej w pobliże rzeki. Rozglądanie, lecz bez zjeżdżania poniżej ostatniego filaru na stałym lądzie. Woda była wciąż niska, a łachy jak i ostrogi czekały na odwiedziny. Nie dziś. Jeszcze na nie zerknę, ale tylko w im poświęconym wyjeździe. Ja zwykle, nie było ochoty wracać tą samą trasą. Dostrzegalne wąskie, niezbyt uczęszczane przejście w kierunku ruiny domu, który widać z powyższej trasy. Przyszło przebyć chaszcze, które przypominały dżunglę. Głowa nisko, kask jako taran i do przodu. Potem schody o kącie ~60°. Znów na drodze.


03:17. Kazuń Nowy. Pod Mostem Niebieskim

Po drugiej stronie Wisły ponowna decyzja, by zjechać drogą po lewej, docierając do torów. Na rozjeździe skręt w prawo, by wzdłuż nich wjechać do miasta. Na pierwszym przejeździe na drugą stronę. Koło bloków 5,4,2 wjazd na chodnik przy Mazowieckiej. W prawo za Biedronką, Zakroczymska, Przejazd, parking, Magistracka, dróżki na zapleczu UM, Targowa Zachodnią do głównej, dalej po chodniku, zaplecze JYSK i na most.

Z Modlinie skręt na czerwony szlak. Przejazd wzdłuż północnej ściany cytadeli, a potem już prosto. Za miastem gruntowym "skrótem" koło "ronda" na Gałachy. Za S7 skręt na dróżkę ponad nią i wyjazd koło stacji paliw. Potem skręt na dróżkę koło fortu, skręt w prawo i znów jazda wzdłuż DK7. Oddalenie od niej przy krańcu dróżki na Ostrzykowiznie. Przejazd wzdłuż wschodniej ściany lasu i skręt na fort w Henrysinie. W lesie oraz alejce do fortu prowadzącej znajdowało się sporo powalonych drzew, a te w skraju drogi zabrały ze sobą jej część, tworząc wykroty. Z Henrysina ku DK62 po drodze gruntowej, raz odwiedzonej. Nim tam się wyjechało, dostrzegalna było dróżka w prawo, z którego śmiało zachciało mi się skorzystać.

Kawałek dalej niewielki skrzyżowanie. Z lewej zarośnięta polna dróżka do DK62, z prawej szutrówka powrotna. Kilkanaście metrów dalej, od prawej odchodziła jeszcze niewielka dróżka po lewej. Kurs w te stronę, lecz okazała się ona (chyba) kończyć przy domu, który miał odcięte zasilanie, a i tak był zamieszkały, co sugerowały psy. Teren tam był bardzo zróżnicowany, pełen dołów i dołków - w końcu stąd też wydobywano glinę. Szybki nawrót i wnet nawrót do wsi. Skręt na Trębki Stare. Wjazd do Jaworowa, zejście do boiska, wydostając się z niego dróżką, poprzednio nie przebytą. Potem przejazd przez rządek czarnych porzeczek (już zebranych) i wyjazd na drogę w miejscu, gdzie zaczynała się płytka parowa.

Nadmiar ciuchów powędrował do sakwy, bo słońce już zapewniało mi dostateczne ciepło. Kurtka pozostał, bo wiatr z zachodu wciąż chłodem swym zniechęcał. Jechało mi się niemal tak trudno jak poprzednim kursem przez tę wieś, lecz na szczęście nie padało. To pozwalało mi czasem osiągać ~20km/h. Mimo to nadal nie jestem w formie, którą może pomoże mi zyskać kolejna, nieodległa w czasie wyprawa. Ze Smoszewa przez Wygodę i Miączyn do końca wyjazdu bez przygód i kombinacji (poza jedną przy zjeździe z DK62).
Rower:Czarny Dane wycieczki: 109.54 km (27.00 km teren), czas: 07:31 h, avg:14.57 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Pełnianoc

Niedziela, 19 czerwca 2016 | dodano: 06.07.2016Kategoria Nocne, Samotnie, Wyprawki w regionie

Koniec nastąpił wcześniej niż zwykle, bo był to koniec końców (choć nie ostateczny koniec końców). Przerwa na pierwszym przystanku, by trochę poregulować przerzutki (przede wszystkim przeczyścić z piasku w manetkach). Po raz pierwszy nastąpiła jazda po dróżkach koło gospodarstw, położonych na W od fortu w Henrysinie, a że jeden odcinek był oznaczony zakazem wstępu, to trochę mi zeszło z okrążeniem go innymi. Przy DK7 już naprawiono zwisający kabel, a od świateł jazda "mniej więcej", razem z kimś, komu pobrzękiwało szkło w reklamówce, a do którego w Pieczoługach dołączył jego kumpel i obaj oddalili się w swoją stronę. Skręt na północ do lasu przy Strubinach, by poznać dróżkę przy jego skraju, która zapadła mi w pamięć dnia poprzedniego. Po przekroczeniu asfaltu jazda wzdłuż lasu, po lewej mając ogrodzenie z prądem. Skręt w lewo po pół-kilometrze i częściowo zrytą przez dziki dróżką wyjechało się na szuter, który doprowadził mnie na szosę przy Swobodni. Po drugiej stronie szosy wjazd w las (droga tam kusiła mnie od niedawna) raz jeszcze, pokonując odcinek, który bardzo skojarzył mi się z podjazdami świętokrzyskimi, wyjeżdżając na asfaltowe, leśne zakręty trasy Wojszczyce-Wymysły.


17:03. Nieznany mi do tamtej pory przysiółek Trębek Nowych przy granicy z Henrysinem. Widok ku NNE


17:24. Zakroczym. Pieczoługi od strony lasu. Widok ku SE


17:43. Dróżka ze Strubin do Swobodni, po wschodniej stronie lasu. Na wprost las Suchodół w Dolinie Suchodółki (mającej źródła między Stróżewem i Starymi Olszynami) na terenie wsi Swobodnia. Widok ku NE


17:58. Pod górę do Wymysł, przez las Suchodół. Widok ku E

W Wymysłach skręt w lewo i jazda drogą z przyjemnym krajobrazem, prowadzącą do Szczypiorna, gdzie skręt ku NW do lasu, natrafiając na strzałki jakiegoś maratonu i niewiele myśląc, jazda wzdłuż nich, docierając do Śniadówka. Przebiegało mi przez myśl, by jechać przez Cieksyn, lecz w ostatniej chwili skręt na Goławice. Z Zaborza polną drogą do Dębinki, przecięcie DW 571, by następnie poznać, co się kryje za (tajemniczą dla mnie od czasów liceum) szutrową dróżką, niknącą za przejazdem kolejowym. Za Malczynem zjazd na polną (częściowo z kocimi łbami) drogą biegnącą koło stadniny (tu pojawił się asfalt), po czym dojechało się do Świerkowa, by po raz pierwszy przejechać się dłuższym fragmentem DW 632 Nowe Miasto - Nasielsk, która to od dawna kuła mnie w oczy - "jeszcze tam mnie nie było".


18:08. Wymysły - Szypiorno. Lasy graniczne obu wsi. Widok ku S


18:10. Wymysły - Szypiorno. Widok ku N


18:34. Droga z Goławic do Zaborza. Widok ku E


19:19. Malczyn. Skrzyżowanie Cieksyn-Nasielsk. Widok ku N


19:21. Malczyn. Rzeczka Nasielna. Widok ku NE


19:26 Gawłowo. Droga przy stadninie. Widok ku N

Nasielsk

Wreszcie udało mi się dobrnąć do Nasielska, gdzie chyba trwał jakiś koncert, lecz zamiast udać się w tę stronę, skręt na N koło nieukończonej hali, przejeżdżając przez nieużytki na N od ogrodzonego osiedla i pieszo wydostając się na Przemysłową. Miasteczko przejechane wpierw głównymi, potem Staszica, Poniatowskiego, AK i Batorego znikając w polach. Przez łąkę na szutrówkę przez Paulinowo, którą kurs ku E, zerkając na ruiny gospodarstwa, z którego zostały same ściany, wjazd w las i wyjazd koło prywatnego muzeum, na terenie byłej bazy wojskowej, dalej była droga po płytach i Chrcynno. Na przystanku w pobliżu dworku przerwa, aby odpocząć i złapać nowe siły. Odtąd kurs na Serock, lecz w Zabłociu skręt na S i przejazd przez Stanisławów. Robiło się ciemno, a trasa zupełnie nowa.


20:22. Nasielsk. Ul. Armiii Krajowej


21:11. DW 622. Zmierzch w Jaskółowie

Dojazd do DW 632. Wreszcie konkretnie znane mi miejsce i możliwość oceny pozostałej do pokonania odległości. Przejazd główną, skręt w ślepą Wiatrową, wypatrzoną ścieżynką przy nr4 na SW, a potem ślepym asfaltem na W, skąd nawrót, by ku S opuścić Ludwinowo Dębskie. Wjazd do Dębe, a asfaltowa droga poniosła mnie do Starego Orzechowa (droga wzdłuż skarpy!), skąd trzeba było zawrócić 0,5 km do skrzyżowania, nie widząc możliwości kontynuacji. Przejazd DK62, dalej przez Wójtostwo do lasu, tam nawrót i przy kapliczce skręt na główną. Rozpoczął się długi przejazd krajówką, lecz aut nie było już zbyt wiele o tej późnej porze. Skręt do Czarnowa, gdzie miał miejsce nieopatrzny zjazd w Dolinę Narwi oraz (chyba) ślepo zakończoną uliczkę koło 100a, po czym powrót na krajówkę, czy raczej chodnik wzdłuż niej.

Pomiechówek

Wjazd do Pomiechówka, skręt w Polną i kręceni po: Wrzosowej, Miłej, Słonecznej, Broniewskiego, Przytorowej, Szkolnej, Świerczewskiego, wzdłuż torów do mostu, Nasielską, Świerczewskiego, Szkolną, Harcerską, Kolejową do głównej i przejazd przez park do mostu. Ponowny wjazd do Pomiechowa, by przejechać po niezjechanych fragmentach dróg: łącznik Kwiatowej i Kościelnej, Plażowa od strony Kościelnej, trochę terenu od cmentarza do Bałtyckiej, Mazowiecką pod kościół, gdzie nie udało mi się go objechać z powodu bram zamkniętych, nawrót do nr1, skręt na wąską ścieżynkę w lewo do Kościelnej i opuszczenie miejscowości poprzez Ogrodową i kierunek na SW.

Tym razem bez wjazdu do Bronisławki, lecz jadąc pod wiaduktem, przejechało się w górę do głównej szosy. Trochę jazdy i trochę pospacerowania po ścieżce. Za pierwszym przejazdem kolejowym zejście i zjazd po brukowanej drodze, a przed drugim przejazdem - po schodach do góry. W Modlinie Starym naszło mnie na pokręcenie się po opustoszałych ulicach: Kolejowa, Dobrowolskiej, Kopernika, Żwirowa, JPII, Przeskok, Środkowa, Staszica, Prusa, Źródlana, Krzywa i przy Hotelu Sokołowska wyjazd na Modlin właściwy. Również w Modlinie następujące ulice się tej nocy przewinęły: Prądzyńskiego, między 390 i 391, skręt pod 157, Poniatowskiego nr 125 i 124, ukosem pod 120, Malewicza, 1863 roku, wzdłuż 289 i 281 od W dojazd pod 227 i po trawniku ku W wzdłuż ogrodzenia ZS, a potem w Moniuszki, Szpitalną, miedzy 70 i 69 do Obwodowej.

Gałachy i Zakroczym

Przejazd przez Gałachy, rozkoszując się spokojem nocy i niewielką liczbą aut, nawet na S7 pode mną. Nadeszła pora, aby zakończyć poznawanie ulic Zakroczymia, których dzięki temu wyjazdowi zostało już niewiele. Po przerwie tam gdzie poprzednio, kurs na rekonesans uliczek (nie zjeżdżając w dół) miasta wg takiej oto kolejności: Rybacka, Gdańska, przelotka koło nr 14, Wyszogrodzka, ślepa do nr10, cała Tylna, chodnik przy głównej, gdzie siedział jakiś dziadek, 29 ku W, 14 ku N, 16 rwz ku S, ukos 14 ku 2, koło garaży do nr7 pdrwz, okrążając go i S rząd garaży, gdzie kręcił się jakiś pies, slalom 2 od W, 14 od E, 16 od W i przejazd przez podwórko koło nr 37 i koniec kombinowania.

Zanim pomyślnie udało się zjechać do parowy dróżką, którą chciało mi się poznać, przejazd przez plac koło Biedronki, od przystanku, zatoczenie pętli do DK62, zjazd w ślepą uliczkę po lewej, o mało nie zahaczając o zwisający wzdłuż drogi kabel (chyba zaizolowany). Z Okólnej wydostanie się prawie do asfaltu, lecz wnet w lewo, w wyrównane, nieużytkowe pobliże kapliczki, jednak do niej samej nie docierając. Przejście przez pole po miedzy, unikając wodnego bicza z polewaczki, po czym rozpoczęła się sesją zdjęciową (po kilkugodzinnej przerwie), gdyż dzięki słońcu, niebo było zabarwione wieloma kolorami. Dalej do lasu. Zjazd w parowę odbył się bezproblemowo, jednak w jednym miejscu stworzyła się, już chyba zasypana dziura, przez co powstał niewielki próg. Jazda dłużyła mi się, lecz trudno powiedzieć, czy droga w dół była po prostu długa, ja tak zmęczony, czy to w mojej pamięci tak mocno zatarł się jej przebieg.


03:43. Duchowizna. Świt w Zakroczymiu przy DK 62


03:49. Duchowizna. Świt nad Zakroczymiem

Nad Wisłą

Po dotarciu nad Wisłę, początkowo chciało mi się zostawić rower, by dalej tylko przejść, ale po ocenie, że bardziej prawdopodobną wydała się możliwość oddalenia od wybrzeża suchą stopą, kurs w kierunku skarpy i kamiennych (betonowych?) głazów o gładkich (pomijając efekty upływu czasu) ścianach. Wraz z rowerem spacer na ostrogę, jednak z braku snu lepiej było nie ryzykować zanadto (odczuwalne było lekkie, nieznaczne opóźnienie reakcji) i udało się dotrzeć tylko do połowy, tam gdzie woda się przez nią przelewała, a kamiennych brył ostało się tam ledwie kilka, choć w lepszych butach i będąc wyspanym, nie byłoby kłopotliwe przejście przez nie, więc wnet nastąpił powrót na brzeg. Dalsza możliwość podróży po obsuniętej skarpie byłaby zanadto kłopotliwa z rowerem, jak sięgam pamięcią do mojej poprzedniej, pieszej wizyty. Nie było ochoty wracać się tą samą trasą. Pieszy rekonesans ku górze parowy, tak iż wychodziło się w pobliżu skarpy i domku. Z trudem udało się wspiąć z rowerem, robiąc dwa postoje w miejscach strategicznych, optymalnych dla oszczędzania energii. Przejazd wykoszoną niby-dróżką, jadąc od skarpy koło domków, znajdujących się poza ogródkami działkowymi, lecz nie wiem, czy do nich się zaliczających.


04:09. Duchowizna. Skarpa na S od działek letniskowych. Jedno z ostatnich zdjęć Nordcapa.

Szczęśliwie, można było bezproblemowo dostać się na teren działek po raz pierwszy w życiu. Po przekroczeniu furtki, skręt w lewo, do furtki północnej i skręt w prawo, by po zatoczeniu prawie pełnego koła wjechać do części centralnej, z której wyjazd na wschód, by zrobić pętlę po wewnętrznych uliczkach, przemieszczając się tym razem przeciwnie do rwz, a potem raz jeszcze wjazd do centrum, aby na sam koniec odwiedzić dwie ślepe dróżki zachodnie. Objazd przez praktycznie cały teren działek, skupionych wokół w zasadzie już nieistniejącego dzieła D-1. Pora opuścić teren zamknięty.

Początkowo chciało mi się przerzucić rower i bagaż, lecz spowodowałoby to niepotrzebny hałas, więc czynność wykonana została powoli, a baranek (niechcący) zatrzymał go na szczycie siatki, co później mi pomogło. Trwało wahanie czy może jednak spróbować udać się do bramy, lecz ta, odkąd pamiętam, była zamknięta, a godzina zbyt wczesna, by ktokolwiek ją ot tak otworzył, wracać zaś tą samą trasą nie było ochoty. Z trudem udało się przekroczyć ogrodzenie, co chwila nadziewając dłoń na jego kłujące zwieńczenie, balansując ciałem, częściowo opierając się o zsuwający się rower, który wraz siatką uciekał za mnie, przez co wiele razy się trzeba było przygotowywać do ostatecznego skoku, który wykonany został pomyślnie. Niestety, pobliski betonowy słupek uległ uszkodzeniu. Wciąż w pełni drżąc, rower został ściągnięty, po nim sakwy i chybcikiem wyjechało się z lasu. Na pola ruszyli pracownicy sezonowi, po raz któryś z kolei, lecz jeden z ostatnich. Przewrócone drzewo, korzeniami pociągnęło za sobą furtkę, a "SolidSecurity" raczej niewiele pomoże, gdyby ktoś chciał nawiedzić teren, gdzie bramy stoją otworem. Chmury wyglądały podejrzenie, ale było sucho.

Mochty

Znów wjazd do Mocht i raz jeszcze przejazd po wnętrzu czewonoceglastej budowli. Zachciało mi się sprawdzić zarośnięty podjazd/zjazd na zachód od cegielni. Tuż za mostkiem skręt w bok. Wypatrzyło się skręt do zapory na Strudze, również jakąś chyba betonową, starą kładkę, dużo poniżej poziomu dróżki, na której zalegało dużo gałęzi po zwalonym drzewie. Ze zmęczeniem trwał marsz po drodze, na której nie było mnie od 2008. Chciało mi się zjechać dróżką prowadzącą w dół zagłębienia, gdzie ongiś wydobywano glinę, lecz droga była zawalona śmieciami i trochę zbyt zarośnięta, a pogoda nie sprzyjała, by przejazd i eksploracja z szarpaniem w złych warunkach miała sens, tym bardziej, że nadawano burze na dziś dzień. Po ledwie widocznej gruntówce, wymęczony spacer do szutru.


05:06. Mochty przy skrzyżowaniu do DK 62. Drzewo porwało ze sobą furtkę. Solid niewiele pomoże

Jaworowo

W Jaworowie wypatrywanie ok. dwóch domów, z zerwanym po nawałnicy dachem, lecz udało się dostrzec tylko jeden (papowany, stary i z raczej niewielkimi uszkodzeniami), w pobliżu słupa energetycznego złamanego w pół. Mniej więcej zapamiętały mi się (prawie okrągłe) wartości przebytego dystansu i czasu jazdy. Udało się dostrzec, że licznik nie zlicza i już mi się nie chciało na niego zwracać uwagi. Na zjeździe w Smoszewie wody było na mnie już tyle, że dawno nie była mi tak obojętna. Poza tym, odtąd spore odcinki były przebyte na stojąco. Z trudem udało się przejechać szuter biegnący równolegle do zabudowań Wólki Przybojewskiej, lecz po drugiej stronie rzeczki.


06:09. Wschodnie Jaworowo po nawałnicy. Widok ku SW

Goławin

Krótka przerwa przy skrzyżowaniu w stronę szkoły w Goławinie, by przedostać się na drugą stronę drogi. Krajówka dość pusta, kilku aut nie licząc. Bose w klapkach stopy trochę przemarzają od wilgoci, ale przynajmniej nic nie chlupie, jak to bywało w butach pełnych. Tylko bliskość domu sprawiała, że nie miało dla mnie większego znaczenia - zmęczenie, deszcz - i tak się z wolna jechało. Pogoda nie nastrajała do wysiłku. Pierwszy zakręt z hamulcem, drugi z rozpędem, bez zwalniania. Piach przecięty bez problemu. Na szczęście nie wyskoczył pies jak zwykle. Dom jest blisko. Mnóstwo błota, wody, deszczu. Kurtka smętnie zwisa. Spodnie przylepiają się do nóg. Mokro. Gorący prysznic. Ciepłe kakao. Spać. Nogi ociężałe...
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 130.00 km (45.00 km teren), czas: 10:00 h, avg:13.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Śląskie oczyszczenie X - Do Częstochowy

Czwartek, 7 kwietnia 2016 | dodano: 08.04.2016Kategoria >300, Nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2016 Górny Śląsk

Nocleg opuszczony przed 9. Udało się dobrze wyspać, choć było zimno, jak na całej wyprawie. Udało się zregenerować po maratonie, podjazdach górskich i wyżynnych. Pogoda też była niezła, bo wiatr na NE i słonecznie, poza drobnym deszczem w plecy i silnym bocznym wiatrem około 15. O tej to porze całe niebo spochmurniało i było bardzo nieciekawie.


08:49. Wspaniały poranek na S od Leśnicy. Widok ku SE


09:09. Granica między Leśnicą i Krasową. Klasztor na Górze Św. Anny (~5 km). Widok ku N


09:14. Granica między Leśnicą i Krasową. Arcellor Mittal w Zdzieszowicach. Widok ku W

Kurs do Leśnicy, po czym cofnięcie do Januszkowic, z kilkoma przerwami. Z DW 423 w pewnym miejscu odchodziła pod górkę ścieżka rowerowa, ale po nauczce z kędzierzyńskiego przykładu, zabrakło zaufania jej. Nie było informacji gdzie prowadzi, a utknąć w polach nie było ochoty. Docierając do Krępnej nie widać było ani jej, ani innej ścieżki, która mogła by za nią uchodzić. Około 10:30 wjazd do Krapkowic i przerwę na słodkie śniadanie w cukierni przy Prudnickiej. Chwila się wahania, czy jechać pod wiatr do Korfantowa, czy wpierw na północ. Ostatecznie padło na wariant drugi, przewidując, że w trasę powrotną z Korfantowa lepiej poprowadzić równoleżnikowo, by łatwiej wykorzystać wiatr.

W związku z opadami, niższymi temperaturami, ogólnym zmęczeniem wyprawą i zasadniczym wykonaniem praktycznie całego planu podróży (w kilku miejscach skrót: Cieszyn i Zebrzydowice przed maratonem, zamiast po nim; przecięcie Czerwionki-Leszczyny, zamiast objazdu po wszystkich dzielnicach/sołectwach; Krzanowice tylko jako teren gminy zamiast jej centrum; Z Branic na Głogówek, zamiast na Prudnik przez Czechy, przez co pętla przez Korfantów wypadła na ten dzień, lub na przyszłość) zamiast do Kluczborka, gdzie padła decyzję o powrocie koło Łodzi lub kontynuacji w stronę Wrocławia, wpadła opcja dojazdu do Opola lub Częstochowy, jako miejsca, gdzie trzeba było łapać pociąg. Zastanawiało mnie, czy atakować Korfantów, czy zostawić go na przyszłość, ale po obudzeniu po 8, padł wniosek, że na ostatni pociąg z Częstochowy tego dnia nie zdążę, więc mam dodatkowy czas, który mogę wykorzystać na dodatkową ~75km pętlę.


11:34. Dąbrówka Górna - Wybłyszczów. Choć na mapie była w tym miejscu oznaczona wojewódzka wzdłuż autostrady, to i tak dobrze się jechało. Widok ku NW

Po DK 45 jazda grubo ponad 30km/h często korzystając z dolnych chwytów, które do tej pory były używane głownie na zjazdach, by redukować opór powietrza i siłą rozpędu pokonywać 1/3-2/3 części podjazdów. W Dąbrówce Górniczej skręt w lewo i przejazd drogą przez las. Wiatr mnie tam nie wspomagała, a pomimo drzew nawet częściowo przeszkadzał. Wyjazd w Wybłyszczowie, skąd już tylko krok był do Próchnika. Krótka przerwa nawigacyjna pod UG, z której jasno wynikało, że dojazd do Tułowic jest w zasadzie jeden i do tego niepewny. Jazda DW 429 bardzo mi się dłużyła, aż doprowadziła do Komprachcic. Tam skręt w lewom, a jak się okazało, krótsza trasa istniała i była stosunkowo świeża, tylko wiatr bardzo wszystko utrudniał. Nim wjechało się w lesie, zdarzyło mi się minąć 4 rowerzystów w bocznej dróżce, odpoczywających, na kogoś czekających, lub zastanawiających się nad dalsza trasą. W każdym razie, po machnięciu w ich stronę, już nie zdarzyło mi się ich więcej spotkać.


13:00. Szydłów. Cegielnia przy torach kolejowych

Podjazdy były niewielkie, ale koło Szydłowa jakoś szczególnie odczuwalne. Na szczęście trasa była tego dnia dość płaska, bo na tych wzniesieniach, które mimo to były napotykane, prędkość gwałtownie malała, jakby w tym roku dopiero przejechał 100km, zamiast 1000km. W Tułowicach moja uwagę przykuło technikum leśne, zlokalizowane przy i w tamtejszym pałacu, w bardzo dobrym stanie i o ciekawym wyglądzie. Mijając je, między budynkami widać było kręcących się uczniów w mundurach, zapewne w czasie przerwy. Po DW 405 jazd z wysiłkiem, pod wiatr i nie zwracając zbytniej uwagi na okolicę. Dopadło mnie znużenie. Podobnie było na DW 407 za Korfantowem, ale było to wynikiem wiatru bocznego i wspomnianych opadów deszczu. W terenie rozglądanie raczej po to, by dosięgnąć wzrokiem jakiś sklep. Ten udało się nawiedzić w Pogórzu. Uzupełnienie płynów i w dalszą trasę. Deszcz, choć mały, skończył się, a wiatr pomagał trochę bardziej, gdy trasa wiodła jeszcze bardziej na wschód.


13:11. Skarbiszowice. W tle komin ruin cegielni


14:08. DW 405. Jeszcze kilka kilometrów pod wiatr ku SSW

W Chrzelicach zwróciły moją uwagę na ruiny zamku, otoczonego fosą, wokół którego biegła szosa. Niestety, nie było czasu, ani chęci, by akurat tego dnia zaglądać tam, czy do innych zabytków. To akurat wolę w duecie lub większej grupie. Za wsią znów wróciło mi śpiewanie, które porywał wiatr. Spokojnymi drogami przez Racławiczki wyjazd w Strzeliczkach na DW 409. Przed Dobrą kolejny ciekawy pałacyk. W Steblowie zmęczenie jazdą i zjazd na ścieżkę, która akurat się pojawiła. Dalej na Rynek w Krapkowicach, który opuszczony został Rybacką. Ponowny wjazd na chodniki i ścieżki, by tak wyjechać z miasteczka. W Gogolinie skręt w Ligonia. Za wysypiskiem w prawo, znów z wiatrem, znów z pieśnią.


15:19. Chrzelice. Zabudowania na południe od ruin zamku


15:33. Chrzelice - Racławiczki. Ostatni rzut oka na góry. Tu widoczne Opawskie (~26 km) ku SW


16:12. Dobra. Pałac rodu von Seherr-Thoss z XVIII w.


16:35. Rynek w Krapkowicach widziane z Sądowej ku NE


16:38. Krapkowice. Most DW 409. Po prawej ujście Osobłogi. Widok na Odrę ku SE


16:56. DW 409. W Gogolinie, co z piosenki słynie. Po zachodniej stronie torów. Widok ku SE

Wedle mapy, przez Kamionek i Kamień Śląski trzeba się było dostać do Tarnowa Opolskiego. Przez pierwszą wieś, droga wróciła mnie na główny asfalt, bez podawania informacji o skręcie na kolejną wieś (droga wiodła albo przez, albo wzdłuż lotniska). W drugiej miejscowości również przejazd przez jej centrum, a wyjazd ulicą Ligonia, zmierzającą do lasu po ścieżce turystycznej. Obie wsie był bardzo zadbane, zrewitalizowane i takie że "łał". W lesie skręt w prawo, potem w lewo i wyjazd na terenie kamieniołomu wapieni. Przy bramie minął mnie kierowca ciężarówki, z którym na migi porozumieliśmy się, że dalej drogi nie ma i mam się cofnąć. Powrót na szlak - droga była trochę zabłocona po opadach, jakie przetaczały się gąsienicowym, frontem pełznącym ku NE, który mnie ledwie skropił, a tereny bardziej wschodnie już trochę zlał. I mnie by to spotkało, gdyby nie pętla przez Korfantów.


17:22. Kamionek. Głaz powitalny. Widok ku NE


17:25. Kamionek. Szkolna. Efekty rewitalizacji. Widok ku E


17:35. Wiosna w Kamieniu Śląskim. Parkowa. Widok ku E

Polną drogą, a wcześniej zakładową, pokrytą żółtobiałym błotem, przejazd do Skalnej w Tarnowie Opolskim. Trochę jazdy po płytach, a tuż za torami do sklepu po wodę i jakiś posiłek (wcześniej tego dnia skończyły się wszystkie zapasy pokarmu, jakie wiezione były nawet od domu (paczka rodzynek)), co było trafną decyzją. Było już po 18. Skręt w Nakielską, układając trasę w głowie i przez telefon, zmodyfikowaną o dwie gminy na północ od Dobrodzienia. Szacując, że powinno dać radę dosięgnąć je w czasie dzisiejszej podróży, równocześnie oszczędzając sobie zbaczania z trasy na przyszłej wyprawie. W Nakle wyjazd na DK 94. Zwiększyły się obroty, do czasu aż skończyła mi się bateria w mp3. W Suchej zjazd na przystanek, wymiana jej i pora na lekką kolację. Około 19:20 wjazd do Strzelec Opolskich. Przejazd przez miasto potrwał 20 minut, a za nim wjazd na ścieżkę do Jemielnicy (przy lesie za Szczepankiem).


17:56. Południowa granica Tarnowa Opolskiego. NE Droga do kamieniołomu


17:58. Tarnów Opolski. Zakłady wapiennicze Lhoist Opolwap.


18:10. Tarnów Opolski. Dworcowa. Ostatnie zakupy. Widok ku W


19:33. Strzelce Opolskie. Ratusz z XIX w.

Zapadała noc, gdy rower skręcał w Szkolną. Przejazd do Łazisk. Na polach płożyła się delikatna mgła. Według lokalnych tablic z mapami, ze wsi tej prowadził szlak rowerowy wprost do Kolonowskich. Przez las i raczej nie asfaltowy. Gdyby przybyć godzinę wcześniej, zapewne by się tam wjechało, ale po dotarciu do wsi, ani nie było wiadomo, z której ulicy się zaczyna, ani czy nie stracę więcej czasu niż mi pozostało. Zamiast tego, przez Bokowe dojazd do Osieka (długa telefoniczna rozmowa o tym, dokąd prowadzą drogi na rozwidleniu i którą lepiej dotrzeć na miejsce). Można było pojechać przez wieś, przez Kadłub, skutkiem czego skręciło się w prawo, po czym długo, niemożebnie długo, jechało się po wijącej, wznoszącej i opadającej drodze przez las, gdzie mijało się raptem z jednym samochodem i przejeżdżało kilka mostków. Niemal cały czas wpatrując się w światło lampki, droga bowiem niedawno przechodziła drobny retusz, przez co pokryta była jeszcze śmierdzącym żużlem i smołą.


21:21.Kolonowskie od strony Staniszcza Wielkiego. Przerwa na dołożenie kolejnej warstwy ubrań

Z ulgą (i śpiewem) wyjechało się w Staniszczach Wielkich. Przy moście przerwa, by założyć na siebie koszulkę. Były już cztery warstwy ubrań i wreszcie było mi ciepło. Pod torami przejazd brukowaną Dzierżonia i dojazd do DW 463. Dłuższa komunikacja telefoniczna, dotycząc odmierzania kolejnych odcinków, przez pozostałe do odwiedzenia gminy bez pudła. Kilka kilometrów przez ciemny las. Skręt w prawo. Nadala las. Myślina. Fragment DK 46. Za torami skręt na północ. W Makowczycach skrót do Szemrowic. Droga pod górkę. Światełka po miejscu wypadku. Las. Zębowice...

Nawrót przy ul. Osiny. Las. Światełka. Szemrowice. Warłów. Dobrodzień. Długa droga do centrum, przerwa na posiłek i odmierzenie odległości przez telefon. Na przystanku we wschodniej części wsi, na mnie znalazły się pozostałe dwie koszulki, z czego jedna rowerowa, co znów nieco mnie ociepliło. Krajówką do Gosławic, a z nich ścieżką do skrętu na Ciasną. Kolejny odcinek przejechany nieco jak w transie. Na DK 11 krótka przerwa i ocena mapy. Długa prosta przez Lubliniec i potem w prawo. I tak było. Miasto przecięte bardzo szybko, choć w centrum jeszcze kręciło się trochę osób, a było koło 1 w nocy. Sam wjazd odrobinę kłopotliwy, bo sporo zakrętów na bezkolizyjnym skrzyżowaniu krajówek, będących obwodnicami Lublińca.

Skręt na Krupski Młyn. Stojąc, przykrywając się śpiworem, równocześnie opierając o rower, zastanawiało mnie, czy aby tę gminę da radę odwiedzić jadąc po prostu krajówką, albo wjeżdżając na 1km od niej. Telefoniczne informacje trochę potrwały, ale gmina nie ułatwiała sprawy, bo jej granica niemal pokrywała się z granicą miejscowości, skrytej głęboko w lesie. Nie pozostało mi nic innego, niż przekąsić prawie ostatni posiłek, a potem ruszyć przez owy Młyn. Nic innego się nie opłacało. Dodatkowo droga była pełna dziur, a lampka już trochę straciła na mocy. Nie było ochoty wymieniać baterii i co chwila wpadało się w jakąś dziurę. Na szczęście więcej, niż wspomniane wcześniej dwie szprychy (stracone od zbyt częstego stawania na pedały w trakcie podjazdów, za mocno obciążając przednie koło), już nie spotkał tragiczny koniec.

Do Krupskiego Młyna wjazd około 3. Czuć było nieco styranie, ale wciąż nie bez potrzeby snu śpiący i nadal pozostając z zapasem sił. Jadąc doń, rozważane było rozłożenie namiotu, ale myśl ta została odrzucona myśli, bo koniec wyjazdu był już zbyt blisko Częstochowy>pociągu>domu, wiec nie było warto. Zapowiadane były również opady, biorące się ze stacjonarnych komórek konwekcyjnych znad małopolskiego i podkarpackiego. ICM prognozował opady na godzinę 2 i około kolejną dobę. Istotnie. Po rozmowie telefonicznej, jadrąc dziurawą drogą, dało się odczuć trochę kropel, ale trudno było mi stwierdzić, czy to deszcz, czy woda z drzew, czy może woda nagle skraplała się kilka metrów nad głową. Dużo bardziej widoczne były wodne mokre osady, czy to na otoczeniu, czy na rowerze. Ani mi to nie przeszkadzało, ani nie było specjalnie zauważalne. Dało wszakże motywację do dalszej jazdy. Nawet jeśli drobne i przesunięte o godzinę w przód, wciąż mogły być zapowiedzią większej ulewy. Na szczęście nie były.


02:54. Krupski Młyn. Ok. 3 w nocy

Mijało się kilka wsi przedzielonych lasami i przy każdej łudząc się, że to już Tworóg. Tam skręt w DW 907 odkąd włączył mi się tryb autopilota. Śpiewać to już od dawna nie było sił. Wzrok rozpływał się na jaśniejszej plamie światła, a rower gonił ją jak przysłowiową marchewkę. Droga wiodła w górę. Z niewielkimi, zimnymi przerwami na zjazdy, to właściwie aż do rana. Autopilot, czy chyba raczej rodzaj autohipnozy (oczy otwarte, sztywno wpatrując się jakby "za" plamę światła, ciało porusza bez udziału świadomości, a każda próba przeniesienia wzroku gdzie indziej jest trudna, tak jak próba rozwarcia powiek przed wybudzeniem się z przyjemnego snu i powrotu do rzeczywistości), potrwał do Brusieka. Przerwa przed mostkiem, znów narzucając śpiwór i dokańczając ostatnią połowę drugiej z pizzarynek. Do tego reszta magnezu z tabletki, rozpuszczonej w wodzie, którą powędrowała do butelki po resztkach soku.

Przy każdej z kolejnych miejscowości odliczanie odległości do Częstochowy. Na pierwszy pociąg po 5 rano nie było szans, na drugi zbyt wcześnie. O ile nic się nie zdarzy niespodziewanego. Nie zdarzyło się. W Konopiskach wjazd na już przejechaną w poprzednim roku trasę. Tym razem jadąc w drugą stronę i mając wyraźny obraz tego, ile mi pozostało do centrum. Jakby w odpowiedzi, ciało zaczęło ograniczać straty energii i ograniczać sprawność. Zjazd na chodniki, którymi reszta trasy mijała mi praktycznie do końca. Z wojewódzkiej zjazd w Sabinowską i Piastowską. Za torami skręt do końca Gnaszyńskiej, po czym nawrót. Wzdłuż św. Barbary dojazd pod Jasna Górę, a pasażem Bareły przejazd na Aleję NMP. Trzymając się jej południowej strony, dojazd do wiaduktu nad torami, gdzie udało się zorientować, że Dworzec Główny znajduje się trochę bardziej na południe. Cofnięcie do Aleji Wolności, by wzdłuż niej dotrzeć na miejsce. Zakup bilet, chwila spacerowania po wnętrzu, lecz nie było ono ani wielkie, ani ciekawe. Ubrania przemokły od potu, więc by się rozgrzać, wypite został dwie kawy i czekolada z automatu, po czym przysnęło mi się na chłodnej ławce. Do tej pory licznik wykazał już ponad 300km.


07.08. Częstochowa. Kordeckiego. Ok. 7 przy Jasnej Górze. Widok ku N

Zaliczone gminy

- Zdzieszowice
- Gogolin
- Krapkowice
- Prószków
- Tułowice
- Korfantów
- Strzeleczki
- Tarnów Opolski
- Izbicko
- Strzelce Opolskie
- Jemielnica
- Zębowice
- Ciasna
- Krupski Młyn
- Tworóg
- Koszęcin
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 300.19 km (15.00 km teren), czas: 17:38 h, avg:17.02 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Podlaskie pogranicze IV - Wzdłuż granicy

Niedziela, 20 lipca 2014 | dodano: 31.07.2014Kategoria Gminy, Wyprawy po Polsce, Samotnie, Nocne, >300, 2014 Podlasie

Pobudka ok. godziny 5. Po wyjściu ze śpiwora i długo jeszcze mi się leżało, odpoczywając przed dalszą jazdą. Nie ruszył mnie nawet ciągnik, którym miejscowy przejechał, by napoić krowy. Start tuż po 7, ale po ujechaniu zaledwie półtora kilometra przerwa, aby przyjrzeć się bliżej kompleksowi starej cegielni. Tak czas zleciał mi do godziny ósmej. Następnie droga powiodła mnie przez Michałowo, gdzie trawił mnie dylemat na temat ewentualnych zakupów, ale ostatecznie padło na przerwę w cieniu, na terenie kolejnej miejscowości. Ta przerwa również mi się przeciągnęła i do oddalonego o 11 km od noclegu Gródka, udało mi się dotrzeć dopiero po 2,5 godziny. Tam krótka przerwa pod cerkwią i urzędem gminy. Jeszcze jedna nastąpiła na ścieżce przy krajówce.


Kazimierowo. Stara "Cegielnia braci Kuleszów w Lesance" z początków XX w. Widok ku N


Kazimierowo. Górna część "Cegielni braci Kuleszów w Lesance" z początków XX w. Widok ku W


Kazimierowo. Wnętrze południowej ruiny przy cegielni. Widok ku SE


Kazimierowo. Kładka łącząca południową ruinie przy cegielni, z niższym budynkiem po jej E stronie. Widok ku NEE


Kazimierowo. Wnętrze na 3 piętrze południowej ruiny przy cegielni, w pobliżu drewnianej kładki. Widok ku W


Kazimierowo. Schody w południowej ruinie przy cegielni. Widok ku NEE


Kazimierowo. Wnętrze południowej ruiny przy cegielni widziane z 2 piętra ku NW


Pieńki. Droga z Michałowa do Gródka. Widok ku N


Gródek. Cerkiew pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku NEE


Gródek. Cerkiew pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku N

Około 10 skręt w szeroką, szutrową drogę, prowadzącą na północ. Przez ponad 1,5 godziny trwało tłuczenie się przez las, domostwa widząc zaledwie 2-3 razy gdzieś w oddali. Zdecydowana większość trasy była normalnie przejezdna, lecz zdarzyło się kilka odcinków, gdzie rower prowadzić trzeba było poprzez piach. Czasem pod górkę. Dwukrotnie przekroczone zostało 40km/h na zjeździe. Byłoby całkiem nieźle, gdyby nie kilka oddziałów latających gryzimuch. Jednej udało się nawet krwawo przyczepić do kciuka. Wyjazd w Krynkach. Przed właściwymi centrum - przerwa ma odwiedziny ruiny zabudowań przemysłu rolniczego. W centrum zakup i przerwa pod sklepem, gdzie wraz z posiłkiem, nadszedł czas na odpoczynek przez lekko ponad godzinę. Tymczasem niebo ukazywały pierwsze oznaki zbliżających się, lecz wciąż odległych w czasie burz.


Puszcza Knyszyńska. Droga z Piłatowszczyzny do Nietupy w okolic miejsca zwącego się Dębowe. Widok ku NE


Krynki S. Opuszczone zakłady przemysłu rolnego. Po prawej hala, po lewej budynek z maszynami. Widok ku NE


Krynki S. Opuszczone zakłady przemysłu rolnego. Wnętrze hali. Widok ku NEE


Krynki S. Opuszczone zakłady przemysłu rolnego. Po lewej hala. Widok spod budynku z maszynami ku SW


Krynki S. Opuszczone zakłady przemysłu rolnego. W tle wieże kościoła pw. św. Anny. Widok z wnętrza budynku z maszynami ku NE

Po kryńskim śniadaniu kurs do Sokółki. Trasa była malownicza, lekko pagórkowata, lecz nie dane mi było w pełni docenić tych walorów. Przed miastem nawet udało się wjechać na rowerową ścieżkę. Duży plus, że wyglądała jak trzeci pas dla samochodów. Minus, że tylko do granicy miasta, gdzie przekształciła się w kostkę. Sokółka przejechana bez wdawania się w szczegóły. Z trasy wojewódzkiej zjazd na Sidrę, a dalej ku Kuźnicy. Przez połowę trasy trwała ucieczka przed pierwszymi tego dnia opadami, jakie nade mną zawisły. Co jakiś czas dochodziło do mych uszu ciche burzowe pomruki. Ponownie kilka razy zaatakowały mnie gryzimuchy. Sama nawierzchnia też była ciekawa. W większości szutrowa, lecz przez pierwszy etap, z wąskim pasem asfaltu pośrodku drogi.


Szudziałowo. DW 674. Podjazd do Słójki. Widok ku NNW


DW 674. Wjazd do Starej Kamionko od S. Widok ku NNW


Sokółka SE (Osiedle Zielone). Zalew Sokólski. Widok ku NNE


Sidra. SW wjazd z DW 673. W centrum wiadukt linii kolejowej nr 40 między Sokółką i Suwałkami. Widok ku NE


Droga między Sidrą i Juraszami. Widok ku SEE


Granica wsi Mieleszkowce Pawłowickie i Kowale-Kolonia (od znaku). Skrzyżowanie: Mieleszkowce Pawłowickie (za plecami), Kuźnica (na wprost), Długosielce (w lewo) oraz polnej drogi ponad wyrobiskiem (w prawo). Widok ku SEE


Wojnowice NE, w pobliżu granicy z wsią Kowale-Kolonia SE. Jedna z okropnych, gryzących much. Widok ku SSW

Niewiele minęło czasu, a już okazało się, że to Kuźnica. Burza poszła bokiem, a cały deszcz skierował się w okolice Sokółki. W miasteczku, dla formalności przejazd przez tory ku części właściwej. W tymże czasie trwał festyn "Wakacje, Hura, Wakacje!" na którym koncertował zespół Orion (jakieś discopolowo-weselne przygrywki). Wnet z zmiana kursu na północy. Wyjazd drogą biegnącą na tyle blisko granicy, że przejeżdżało się od niej w odległości mniejszej niż kilometr.


Kuźnica. Linia kolejowa nr 6 między Zielonką i Kuźnicą, dalej prowadząc do Grodna. Widok ku NNE z ulicy Sidrzańskiej


Kowale. Wyrobisko po N stronie wsi. Widok ku NNW

W międzyczasie, niebo od północy znacznie pociemniało. Lata doświadczeń jasno dały mi do zrozumienia, że tego już nie ominę. Przyszła pora zabrać się do roboty i podkręcić obroty korby. Powietrze nasycił charakterystyczny zapach zbliżającego się deszczu, a siła wiatru przypominała tę na Brevecie, choć o połowę słabszą. Zniżenie pozycji, by zredukować wpływ bocznego wiatru i przez pół godziny pędzić przed siebie. Była we mnie świadomość, że w każdej chwili może lunąć, nie wspominając o piorunach. Prawa strona nieba była granatowa od zawieszonych mas wody. Z lewej widać było jeszcze promienie słońca, przeświecające przez nieco lżejsze i mniej zasobne chmury. Widać było już fale deszczu, niczym zasłona opadające ku ziemi. Jechało się im na spotkanie, wiedząc o tym. W szaleńczym pędzie zachciało mi się przeciąć trasę wojewódzką, lecz wnet prędkość spadła. Już pojawiły się pierwsze zabudowania Nowego Dworu. Teraz tylko znaleźć miejsce, gdzie na spokojnie będzie można przeczekać nawałnicę.


Kuścińce ma granicy z Wołyńcami (pola po prawej). Przed burzą. Widok ku NNW

Mijam przystanek... Bez zadaszenia... Szukam rynku... Wszędzie zabudowa jednorodzinna. W końcu jest - niewielki niezabudowany park. Z prawej restauracja, lecz na nieszczęście trwała tam jakaś impreza. Podjazd pod kościół. Może wtaszczyć rower po schodach i schować pod ścianą, gdyby wejście było zamknięte. Nie... Szukam dalej. Może jakiś sklep? Skręcam w kierunku, w jaki będę kontynuować później dalszą podróż. Oczom ukazała się zatoczka autobusowa z jednym, dłuższym, czerwono-żółtym, zadaszonym przystankiem w stylu "metal&plastic".


Nowy Dwór. Miejsce postoju przy Sidrzańskiej w pobliżu Biebrzy. Widok ku SE

Udało się przeczekać ulewę. Większość chmur powędrowała na wschód od mnie, ale i to co przeszło, swoje zostawiło.W czasie podjadania dało się słyszeć przekomarzania faceta z jego upitym znajomym, który u niego zaległ, a którego ów jegomość wyprosił głośnym krzykiem tuż przed największymi opadami, podczas, gdy ten ledwie pion mógł utrzymać bez wspomagania się o ścianę.


Bieniowce-Kolonia. DW670 przy skręcie do centrum wsi. Po burzy. Widok ku NW

Po burzy trochę się rozpogodziło i lekko, nieznacznie ochłodziło. Z asfaltu zaczęła parować woda tworząc ciekawe przymglenia do wysokości kolan. Na zjazdach robiło się trochę chłodno. Do wieczora udało się dojechać do Dąbrowy Białostockiej. Wjazd do centrum i wnet wyjazd. Skręt na północ. Przerwa na pierwszym przystanku i przygotowanie do nocnej jazdy. Pełna gotowość bojowa. Przecinało się Biebrzę i wysuniętego najdalej na północny wschód część Biebrzańskiego PN. Już po ciemku udało się dotrzeć do Lipska, skręcając tam pod jasno oświetlony, z daleka widoczny kościół. Przez chwilę zastanawiało mnie czy nie rozejrzeć się za jakimś sklepem, ale już mi się nie chciało.


DW 670. Dąbrowa Białostocka. Widok ku NWW


Lipsk. Kościół pw. Matki Bożej Anielskiej. Widok ku SSW

Dojazd do DW 664 i tu lekko mnie zatkało. Zjazd z lekkiego wzniesienia do ronda. Od niego poczynając, ku północy patrząc, rozpościerało się pole gęstej mgły o niesamowicie niskiej widoczności. Przez chwilę tak trwała moja obecność w miejscu mgłą nieobjętym, zastanawiając się, przenocować gdzieś tu, rzuciwszy się w niezamgloną cześć pól, czy ruszyć przed siebie, ryzykując przemoczenie. Kurtki wszakże nie było. Obowiązek, jaki na mnie, przez siebie został nałożony wymusił jednak dalszą jazdę, niezależnie od okoliczności. Po kilku kilometrach wypadła kilkunastominutową przerwa na przydrożnym głazie, po niej ruszając i rozcinając nocny, mglisty mrok światłem lampki, gdy zaistniała taka potrzeba (w rzeczywistości tylko przez 4 km).  Ze Skieblewa jechało się już w totalnych ciemnościach, ale za to nie przeszkadzał mi żaden samochód. Było to wszakże na rubieżach kraju, późno w nocy, z jedną, jedyną, niskorangową, asfaltową drogą prowadzącą przez Puszczę Augustowską. Jako że lampka nie była przez mnie używana, można było się podelektować nocną jazdą pod gwiazdami. Gdy tylko wyłaniały się spomiędzy drzew, tempo moje nie należało do najszybszych.

Przejechało się tak ~11km do wsi Gruszki. Tam odpoczynek na ławeczce, przed wspaniałym przystankiem z drzwiami, przypominającym mały domek. Wnętrze natomiast nie było jednak zbyt idealne. Wypadła tam dłuższa, nocna przerwa na posiłek i ocenę trasy. Przez ten czas przejechały ledwie dwa auta, a w oddali pracował niewidoczny, lecz słyszalny dla mnie ciągnik. W końcu trzeba się było ruszyć i ostatnimi kilometrami dotrzeć Mikaszówki, dokąd dojechało się w pierwszych godzinach przed świtem. Skręt na wschód do wsi Rygol, a tam na leśną trasę, prowadzącą ku Gibom. Było tego około 17 km. Tylko kilka postojów, a w międzyczasie nastał powoli przebijający się miedzy drzewami poranek. Przy tempie niewiele większymi niż 10-12km/h, trasa ta dłużyła mi się niemiłosiernie. Przez ostatnią godzinę jazdy, zdarzały mi się kilku-kilkunasto sekundowe momenty przedrzemywania, jednocześnie nadal jadąc. Trasa temu sprzyjała, gdyż jeśli zjeżdżało się z kursu, teren łagodnie dawał mi o tym znać. Równowaga utrzymywała się jakoś automatycznie. Pod koniec, gdy już się trzeba się było trochę zmuszać do niespania, co chwila wydawał mi się, że albo widzę koniec trasy, albo jakieś samotnie stojące leśne chatki, które okazywały się nadinterpretowaną kompozycją drzew i cieni.

Giby powitane z radością i umęczeniem wyplucia przez leśna jazdę. Godzina była tuż przed otwarciem sklepów, lecz były już ze mną zapasy. Przerwa pod urzędem, posiłek, popatrzenie w na mapę i przerwa, siedząc na krawężniku i próbując zebrać się do kupy. Nie doszło do zaśnięcia, ale było blisko. Gdy było bliżej, znów na rower, kilkoma głębokimi oddechami starając się rozbudzić. Ledwo myśląc na trzeźwo, udało się ujechać kilka kilometrów i zrobić kolejny postój, tym razem w polu. Tam już bardziej się udało mi się zebrać w sobie, tym bardziej, że ułatwiła mi to coraz cieplejsza pogoda. Przejazd przez Daniłowice do Głuszyna. Były poważne wątpliwości, co do mojej oceny trasy i kierunku, nie było pewności czy jadę właściwymi drogami, póki nie udało się dostrzec Krasnopol. Odtąd potoczyło się lepiej.


Złobin. Wjazd do Krasnopola, ale do centrum jeszcze 4 km. 7:53. Widok ku NW


Droga między wsiami Rejsztokiemie i Wojtokiemie przez Sekwy E. 9:01. Widok ku NNE

Trasa do Murowanego Mostu, prowadziła przez las i pięła się w górę. O poranku jazda tam była czymś wspaniałym. Dojazd do DW 651 i skręt na Puńsk. Trasa tam była piękna sama w sobie i pełna podjazdów, o których czasem udawało się dowiedzieć z opóźnieniem. Udało się zajrzeć do opuszczonej od kilku lat litewskojęzycznej szkoły. W końcu osiągnięty został Puńsk. Kurs na Szypliszki, prawie do samej tej miejscowości przysypiając na rowerze, także mało co z niej było pamiętać.


Wojtokiemie. Opuszczona szkoła. Widok ku S


Puńsk. Wjazd od strony wsi Trakiszki. 9:35. Widok ku NNW

W Szypliszkach wyjazd się na DK 8. Dobry asfalt, dość łatwa trasa i wystarczające dla mnie pobocze. Dodać do tego wiatr w plecy i zaciąganie TIRów i mamy gotowy przepis na to, jak w krótkim czasie odzyskać świadomość i tempo jazdy. Zjazd dopiero przy skręcie na Jeleniewo, choć trochę było żal. Inaczej tym razem jednak nie było można. W Jeleniewie spotkanie z jakimś sakwiarzem. Zamieniliśmy po jednym zdaniu, po którym nastąpiła wizyta w sklepie, a on już z zakupami w dalszą trasę. Nowe nabytki zniknęły niemal na raz.


Droga między wsiami Czerwonka i Leszczewo. Za zakrętem przysiółek Zaleszczewo.11:07 Widok ku NW

Kurs do Przerośla, w jednym tylko miejscu wjeżdżając rowerem na teren parku krajobrazowego, przy polu z głazami, gdzie rozciągał się widok na teren po wstały dzięki bryle martwego lodu. Cała trasa od DK 8 do Przerośla obsiana podjazdami, zjazdami i malowniczymi pagórkami. Z Przerośla kurs na południe. Przecinało się Filipów i wschodni brzeg Rospudy, udając się do Bakałarzewa. Droga szutrowa, świetne widoki. Raz pomyli mi się kierunek. Wyjazd we wsi Stary Skazdub i stamtąd już łatwo do Bakałarzewa.


Szurpiły E. Zagłębienie kryjące jezioro Szurpiły. Widok ku NNE


Droga z Jeleniewa do Przerośla. Rezerwat Rutka. Jezioro Linówek. 12:39. Widok ku NW


Wjazd do Przerośla od strony wsi Kolonia Przerośl (z Jeleniewa). 13:43. Widok ku NNW


Filipów. 15:05


Szafranki. Droga do wsi Stary Skazdub przez tereny Zusna. 15:29. Widok ku E


Wjazd do centrum Bakałarzewa od strony Starego Skazdubia. W tle budynki przy Zespole Szkół. Widok ku NNW


DW 662. Wjazd do Nowinki od N. Koniec wyprawy. 18:42 Widok ku SE.

Tam wjazd na DW 653 do Suwałk. Większa jej część była w remoncie. W międzyczasie udało się napotkać dwójkę sakwiarzy, którzy wpierw byli minięci na postoju przez mnie, a później oni mnie. Trasa pod wiatr. Męcząco. Skręt w Przebrodzie na lokalne drogi. W Zielonych Królewskich atakował mnie pies, irytujący, skaczący do nóg. Gdy mi spadł łańcuch, trzeba było zejść z roweru, z bojowym okrzykiem na ustach, a pies wnet się zmył. Po sfrustrowaniu, przyszło ruszyć dalej. Pod Suwałkami trwała budowa obwodnicy, lecz natenczas nie było z tym większych problemów. Dojazd do DK 8, większość dalszej trasy pokonując z prędkością ~30km/h. Pobocze było szerokie, a TIRów masa. Dojazd do Nowinki, gdzie czekała rodzina w aucie. W drodze powrotnej, zaraz za Augustowem zmorzył mnie sen.


Walne. Droga między Atenami i Bryzgielem.

Bryzgiel. Widok na Wigry z ośrodka WIDOK ku N

Zaliczone gminy

20.07
- Gródek
- Krynki
- Szudziałowo
- Sokółka
- Sidra
- Kuźnica
- Nowy Dwór
- Dąbrowa Białostocka
- Lipsk
21.07
- Krasnopol
- Puńsk
- Przerośl
- Filipów
- Bakałarzewo
- Nowinka
Rower: Dane wycieczki: 333.60 km (60.00 km teren), czas: 24:00 h, avg:13.90 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Spontaniczna wyprawka do Grójca z przygodami

Środa, 26 marca 2014 | dodano: 28.03.2014Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Nocne, Gminy, Warszawa, Z Kasią, Z rodziną

Start o 12:30. Niebo było zachmurzone płaskimi cumulusami. Z biegiem czasu i zbliżania się do Warszawy, słońce całkiem się schowało za cienką warstwą chmur. Pierwsze kilometry jak zwykle jechało się ciężko, ale po przebyciu krajówki udało się wejść w rytm oraz zaczerpnąć spokoju z braku TIRów, z których to dwa o litewskiej rejestracji, dosłownie o włos minęły mnie z aktywnym klaksonem.


Miączyn. Polny dojazd do centrum wsi. Widok ku NNE


Droga przez las między Henrysinem i Zakroczymiem (Duchowizną). Potwornie często wykorzystywany przez mnie odcinek. Widok ku NE

W okolicy Czosnowa naszła mnie myśl, że być może jest bardzo dobry dzień, by spróbować zrealizować plan ataku na brakujące gminy południowego rejonu mazowieckiego. Jakby natchnęło mnie jakieś przeczucie, przed wyjazdem upchany został śpiwór i 2l wody + bidon. Do jedzenia nic.


Warszawska do Czosnowa. Widok ku SEE


Droga serwisowa S7 na odcinku Cząstkowa Polskiego S. Widok ku SE


Dźwigowa. Ścieżka rowerowa, której brakowało mi w 2008. Widok ku SSW

Do Warszawy wjazd od strony śmieciogórki. Zdziwiło mnie się pozytywnie wjeżdżanie do Włoch. Pod północnymi wiaduktami kolejowymi wydzielono pasy rowerowe. Na Mokotowie biznesy i zaopatrzenie w postaci kilku bułek, czekolady, soku i półciepłej przekąski - zniknęła od razu. Dojazd do Puławskiej myśląc, że skoro jadę na południe, to być może biker1990 będzie miał ochotę się przejechać kawałek. Nr dostaję od Księgowego, jadąc Puławską przez Ursynów. Niestety z przejażdżki nici, więc trzeba się skupić na dalszej trasie.


Nowy wiadukt na Puławskiej. Widok ku S

W Piasecznie telefon z domu - gdzie, co i jak. Na uszy mp3, ale tu problemy techniczne. Do Warszawy nie było problemów, a tu nagle strajk i jedna słuchawka przerywa nadawanie. Radzę sobie z tym prowizorycznie. Raz daje się przesłuchać ok. 80% piosenki, innym razem wcale. Trasą 722. Ciemno. Po SMSie od Bikera1990, dosłownie kilka minut później, przez niebo przetoczyły się chmury niosące bardzo mizerny deszczyk. Dwukrotnie trasa wiodła przez spore lasy. Mijało się kilka wsi, przejechało przez Prażmów, za którym pojawił się wyjątkowo nieciekawy odcinek o dwóch zakrętach i bardzo lichej jakości nawierzchni. Nie ujechawszy od nich zbyt daleko, nastąpił skręt do wsi Gościeńczyce i przez Wolę Żyrowską do DK 50. Skręt do Żyrowa, prawie z niego wyjeżdżając, ale w porę udało się zawrócić i odnaleźć właściwy skręt.


DW 722. Wjazd do gminy Prażmów między wsiami Bogatki i Łoś. Widok ku SSW

Potem już nie było tak różowo. Jechało się długo drogą do Kukał, wypatrując trasy na południe. Tak się złożyło, że udało się dostrzec dopiero tą, która prowadziła do Woli Kukalskiej. Skręt. Nawierzchnia początkowa asfaltowa zmieniła się w twardy szuter. Wjazd na skrzyżowanie z drogą, wyglądającą na mocno zapiaszczoną. Potem kilka domów stojących w otoczeniu leśnym. Przejazd przez zagajnik. Tam droga zrobiła się lekko wilgotna, lekko błotnista. Zejście z roweru, by dojść do skrzyżowania polnych dróg. Było to po ok. 120km jazdy oraz 7h 40 minut. Obawiając się trudnego terenu i nie chcąc wpakować się w jakieś totalne zadupie, wykonane zostało kilka telefonów do Kasi. Próby ustalenia moje pozycji na mapie w googlu, zakończone sukcesem. Trwały około 1,5 godziny. W międzyczasie padł mi pierwszy telefon, będący na skraju wytrzymałości. Drugi wrócił do domu z 3/5 kresek pod koniec podróży. Jak się okazało, dobrze było wyjaśnić sprawę, ponieważ pozostałe alternatywne trasy wyprowadziłyby mnie na manowce. Co do kierunków świata, dość łatwo było je określić dzięki warszawskiej łunie, ale z tegoż samego powodu, nie można było określić dokładnego kąta. Tymczasem temperatura spadła do 3 stopni i stojąc zaczynało się marznąć.


Kłopotliwe skrzyżowanie między Wolą Kukalską S i Sikutami E

Było już grubo po pierwszej, gdy w końcu padła decyzja, by zmierzać na zachód. Droga polna, zrazu wąska, szutrowa, po 1/4 odległości zamieniła się w drogę obficie trawiastą, wilgotną, przechodząc w lekko błotnisty teren. Przejazd przez jakiś wąski dołek, w którym stała płytko woda. Nie było go widać, ale czuć było, że obszar jest niebywale wilgotny. Trudny ten etap skomplikowały jeszcze gałęzie drzew i krzewów. Lampka spisywała się dzielnie. Ostatnią 1/3 trasy stanowiła polna droga, z dziurami wyżłobionymi ciągnikiem. Były zalane wodą, a droga błotnista. W sumie po 1km udało się dotrzeć do asfaltu i kontynuować podróż już na spokojnie do Grójca.


Grójec o 2:30. Wjazd od Krobowa. Widok ku W

Plan, który miał być wprowadzony tej nocy, nie zakładał odwiedzania Grójca, lecz Jasieniec. Mapy nie było ze mną żadnej, nie szykując się na taką trasę. W Grójcu dojazd do starostwa powiatowego. Na tamtejszej mapie udało się określić całą sytuację terenową. Wracać się nie chciało, a na nadkładanie drogi też nie bardzo była ochota. Tak się więc jechało ku centrum miasteczka, gdy nagle padła mi bateria w mp3. Ponadto - wszystkie pieniądze, baterie i dokumenty zostały w torbie Kasi, podczas spotkania w Warszawie. Można sobie wyobrazić, jak to za kwadrans trzecia w nocy wzdycham i kieruję się do domu.


Rynek w Grójcu. Widok ku NNW

Dalej kurs odcinkiem BBT do Przęsławic, a tam po chwili namysłu skręt w lokalną dróżkę na północ. Nie było najmniejszej ochoty wracać głównymi drogami, a ponadto można było poznać nieznane mi odcinki w odległych ziemiach. Zupełnie przypadkowo okazało się, że poniosło mnie na czerwony szlak rowerowy. Szuter był w większości twardo ubity i aż miło było jechać. Mijało się stawy, a w lesie skręcało w lewo. Tam już większość drogi na pieszo (trasa poza szlakiem), uważając na walające się sosnowe gałęzie po wyrębie, oraz rozmiękłą, błotnistą nawierzchnię. Wyjazd w niewielkiej wsi i wkrótce potem na asfalt. Skręt na południe, ale w porę się udało ogarnąć, gdzie by mnie poprowadziła, więc nawrót na północ.

Przejazd przez Michrów, aż prawie pod koniec Świętochowa. Tam udało się odkryć z przestrachem i zdumieniem, że odpadł mi licznik. Nawrót, przeczesując latarką przestrzeń, nadkładając sobie w ten sposób dodatkowe 5 km do rachunku trasy. No i został stracony licznik, którego szukanie o tej porze, to... Za Świętochowem przejazd przez las. Potem przez tory kolejowe i aż mnie przestraszyło, bo oto z naprzeciwka szedł jakiś starszawy człowiek, a spostrzec się go udało dopiero 5 metrów przed wyminięciem go. Potem kilkanaście metrów zjazdu w dół, co skończyłoby się zimną kąpielą, gdyby nie masy spowalniającego piachu. Drogę przecinał sobie strumyczek, a na lewo, za zaroślami leżało jeziorko.

Mostu, kładki czy choćby przerzuconej kłody nie było. Po ocenie sytuacji znów na rower i lewą nogą odpychając się od ziemi, wystającej kilkanaście cm ponad poziom wody, udało się dotrzeć tak daleko, jak było można. Przednie koło utknęło w piaskowej głębi. Trochę się przyszło natrudzić, manewrując tylko jedną nogą i podrywając kierownicę, by wydostać je na twardszą cześć dna. Następnie mocniejsze naciśniecie na pedały i nim udało się wytracić prędkość w miękkim podłożu, jeszcze przyszło odbić się dwa razy lewą stopą, nieznacznie tylko mocząc buta, po czym już się było po drugiej stronie.

Potem spacer, aż wyszło się z lasu do Suchodołu. Mimo nazwy, na drogach były kałuże pełne wody. Przecięcie DW 876 i dwa kilometry dalej zagłębienie się w kolejnym lesie. Początkowo teren był lekko błotnisty, trochę kałużasty. Po prawej ciągnęło się dziwne, betonowe ogrodzenie. Mijało się leśne skrzyżowanie i wjeżdżało w dróżkę, poprowadzoną między dwoma nasypami. Nasunęło mi się na myśl, skojarzenie z koleją wąskotorową, ale czy możliwym, by tam kiedyś ona była? Po ~1 kilometrze odcinek się skończył (raz przecinając drogę asfaltową) i wyjazd w terenie przecinanym przez leśny strumyk, ale na tyle mizerny, że w kontakcie z drogą wyglądał jak rozmiękła, szeroka kałuża, z niewielką ilością wody na dnie. Niewiele dalej wyjazd z lasu i pierwszą możliwą drogą dojazd do główniejszej trasy.

Tu już się było w Krakowianach. Nie mając mapy i tak mi to nic nie mówiło, więc dalej na północ. Niebo pochmurne, ale od jakiegoś czasu było już jasno. Wystarczająco na tyle, by nie używać lampki. Mijało się leśniczówkę i mapę okolicy. Trochę licha, ale pomogła ustalić plan działania. Przejazd przez Młochów i Rozalin do Siestrzeni.


W Siestrzeń o 7:19. Wjazd z DK 8, 0,3 km od granicy z Rozalinem. Widok ku NW

Po drugiej stronie DK 8, trzeba było usiąść na ławce i poszukać informacji na temat forumowego Renifera. Skoro tak mnie poniosło, to a nuż uda się odzyskać Xsięgę. Udało się odnaleźć adres i podjechać tam, lecz z lichym skutkiem. Tak lichym jak drogi i oznaczenia w Siestrzeńskich obszarach działkowych. Ostatecznie myśl została porzucona i polnymi szutrami wyjechało się we wsi Książenice, skąd już łatwo było dotrzeć do Grodziska Mazowieckiego.


Książenice SE. Aleja Świerkowa, będąca przedłużeniem Mokrej w Siestrzeni. Widok ku NWW


Grodzisk Mazowiecki o poranku. Wjazd Mazowiecką ze wsi Kady. Widok ku NWW

Przejazd wiaduktem, ćwierć-pętla na zachód i dalej wzdłuż torów w sołectwie Kozery. Wyjazd na ul. Krajobrazową, pokrytą pięknym asfaltem. Później pieszo wiaduktem przerzuconym nad autostradą. Z siłami było u mnie krucho, tak jak kruche od chłodu stały się bułki, które zalegały w sakwie. Tempo ogólnie mizerne, ale mniej więcej od poranka do końca utrzymywało się na jednostajnym poziomie. Nie dotyczy to sił psychicznych. Te były tak gotowe do podróżowania, jakbym dopiero co zrobiło się 10km - a zbliżało się już do przekroczenie 200. Ogólnie sprawy - ile kilometrów już przejechanych, ile mi zostało itp. wcale, a wcale nie zaprzątały moich myśli. Czuło się trochę jak automat, ale z zachowaniem pełnej świadomości i bez oznak znużenia, jakie w takich przypadkach powinno się załączyć. Tyle tylko, że często zaczeły wpadać kolejne postoje ze względu na naciągnięty lub naderwany mięsień goleniowy. Do niskiego tempa jazdy przyczynił się też skromny zapas jedzenia, który oszczędnie były zużywane na trasie.


Objazdowa wzdłuż torów w Kozerach. Po prawej, poza kadrem, niewielki staw. Widok ku SWW


Objazdowa wzdłuż torów w Kozerach. Samotny staw. Widok ku NW


Izdebno Nowe. Shannon nad A2. Widok ku SWW

Z Izdebna Kościelnego wyjazd ul. Bursztynową, a przy jej końcu na północ. Były to dwie nowe ulice tej miejscowości, którą obrzeżami udało się odwiedzić w 2011. Za Cegłowem skręt na zachód i znów na północ w Kaskach. Później przejazd DK 92. Wtedy to rozpoczął się etap jeżdżenia od wioski do wioski, na zasadzie dość przypadkowego doboru skrętów, z zachowaniem ogólnego kierunku podróży.


Izdebno Kościelne. Kościół pw. Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie. Widok ku NE


Izdebno Kościelne. Staw w centrum miejscowości. Widok ku NNE


W kasku przez Kaski. Po prawej nowy chodnik. Wjazd od strony wsi Regów. Widok ku W


Skarbikowo S między wsią Nowe Paski i Pilowice. Widok ku NNW


Dzikim terenem ze Szczytna do Feliksowa

W pewnym momencie udało się dostrzec kominy Chemitexu i już było wiadomo, jak daleko mi zostało do domu. Mimo to jeden, jedyny raz czuć było już totalne zdezorientowanie (nie mylić z przypadkiem o północy, gdy liczyło się bezpieczeństwo, a nie kierunek). Mianowicie, jadąc po sześciokątnym bruku dojechało się do Chodakowa. Tam wyjazd na asfaltową ulicę i zjazd w dół do połowy wysokości, gdy udało się spostrzec most, a za nim w pewnej, niewielkiej odległości kominy. Przypomniała mi się, znana topografia Sochaczewa. Był tam główny most, koło kościoła oraz drugi, koło Chemitexu. No ale cały teren zupełnie nie przypomina otoczenia drugiego mostu, a pierwszym z pewnością nie był. Czy to mnie tak dawno tam nie było, a tu nastały takie zmiany? Czy przypadkiem nie przejechało się Bzury i zaczęło jechać z powrotem do Chodakowa na wschodni brzeg? Ale nie mijało się żadnej szerokiej rzeki, a przecież widać, te znane od dawna kominy. Może to jakaś odnoga, starorzecze? Bzdura. Zaraz! Była jeszcze Utrata. Ta rzeczka jest zbyt wąska, by być Bzurą, wiec musi być Utratą.


Sochaczew (Chodaków). Chodakowska między Chopina i Pocztową. Chemitex. Widok ku NNE


Las w pobliżu Mistrzewic

Postój trwał tak z kilka minut, nim udało się zdecydować, by jechać dalej. Zakłady Chemitexu mijane z bliska, potem przejazd właściwym mostem. Teraz już z górki. By nie było zbyt łatwo i szybko, no i wykorzystując nastrój, na poznawanie nowych tras, za Żukowem wjazd w las, lekko piaszczystą drogą, ale w większości przejezdną. Na asfalt powrót przed Mistrzewicami, a tuż za nimi wjechało się do kolejnego lasu. Tam droga nie była już tak łatwa, więc po 800 metrach "nawrót" z wykorzystaniem polnych i leśny, dróg i bezdroży. Dalej trasą nadbzurzańską wyjechało się w Kamionie (część południowa). Pozostało przekroczyć most i zdrzemnąć się w aucie, już w Wyszogrodzie.


Wyszogród. Widok z mostu ku NNE

Jako że licznik przepadł czas przejazdu orientacyjny:
Po 12h podróży było ujechane 7:40
Po 24h podróży lekko ponad 200km
Całość skończona po dokładnie 30h podróży
Pominięte wszystkie akcje z psami, bo za dużo ich było, by wyliczać.

Zaliczone gminy

- Prażmów
- Chynów
Rower:Zielony Dane wycieczki: 260.00 km (36.00 km teren), czas: 19:00 h, avg:13.68 km/h, prędkość maks: 34.21 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Na Wschód I - Za Siedlce

Piątek, 14 września 2012 | dodano: 26.06.2013Kategoria >200, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Nocne, Gminy, 2012 Siedlecczyzna S

Po BBT okazało się, że w pośpiechu pomyliliśmy kaski i Y. zabrał mój. Pojawił się więc dobra okazji i po ponad dwóch tygodniach od maratonu, pojechało się na wschód Polski.

Początek podróży po DK62. Skrót przez las i przejazd wiaduktem w Zakroczymiu. NDM przez Modlin i DK 631 do Wieliszewa, gdzie spotkanie z Ksiegowym na rowerze, z którym pogadało się trochę przed sklepem przy kościele ok. godziny 15. Potem pognało mnie z wiatrem przez Beniaminów do Radzymina. Tuz za Starym Kraszewem przerwa na posiłek na poboczu. Przyjemne ciepło późnego popołudnia. W Klembowie trwał remont mostu, a na drugą stronę rzeczki Cienkiej przedostać się można było po prowizorycznych betonowych płytach, bądź deskach. Po drugiej stronie skręt w lewo, a za Zamościem zjazd na leśny szuter, który wyprowadził mnie w Jasienicy. Ulicami Przytorową, Wiśniową, Lipową i Centralną do DK 634. W cieniu dawało się już odczuć nadciągającą noc.


Zakupy w Wieliszewie

O 18 w Tłuszczu udało się poznać ulicę Wąską. Miasto opuszczone, szybko jadąc do Równego m.in przez Dzięcioły i Białki. Krótka przerwa nad DK50, kiedy to trwały przygotowania do nocnej jazdy. Od północy wjazd do Strachówki i kurs na wschód. Przerwa na SMS i ochłonięcie w trakcie posiłku, na przystanku położonym przy granicy Józefowa i Annopola. O 20:40 skręt koło kościoła w Pniewniku na południe. Ten odcinkiem był swego rodzaju skrótem, co do którego pewności jednak nie było. Droga wnet przeszła w szuter. W Józefach skręt do Skarżyna. Noc była gęsta i tylko jeden samochód w oddali rozcinał ją swymi światłami. Jadąc po wiejskich drogach naszła pora wyłączyć swoją lampkę, nasycając się nocnym mrokiem.


Klembów. Kościół pw. św. Klemensa Papieża i Męczenika. Widok ku SE


Klembów. Remont mostu przez Cienką. Widok ku S


Klembów. Remont mostu przez Cienką. Widok ku SE


Klembów. Remont mostu przez Cienką. Widok ku SSW


Klembów. Remont mostu przez Cienką. Widok ku NEE

W Skrzynie powrót na asfalt. Przed 22 z Wierzbna do Grębkowa, gdzie udało się dotrzeć przed 22. W Starej Suchej droga zabawnie wyginała się łukiem ku północy. W Kopciach mnóstwo podejrzanych osób. Tuż za ową wsią zjazd w lewo, w szuter, który tuż za lasem, przy granicy gmin przeszedł w dość nowy asfalt. Obserwując światła Mokobodów, skręcało się do Zaliwia-Piegawek. Droga często skręcała, nim wyjechało się na DK2 w Nowym Opolu. Na kilka minut zjazd z niej w ulice Sosnową, Dębową, Świerkową, nim na nią się wróciło raz jeszcze.


Pniewnik. DW 637. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela. Widok ku SW


Grębków. Kościół pw. św. Bartłomieja. Widok ku N

O pierwszej w nocy przejazd przez Siedlce. Dalej DK2 na wschód. O 2:15 przejazd przez Zbuczyn, gdzie trzeba było zrobić przerwę, by odpocząć i podjeść. Jechało mi się już z trudem. O 3 rano odbicie na południe w Wólce Kamiennej, by dzięki wsi Zaolszynie zaliczyć gminę Trzebnica. Nawrót po 1,5 km ciężkiej jazdy. Było to przy pierwszym drzewie między kanałkiem i skrętem w szutrówkę na zachód. Poza mną, pieszo drogą przemieszczały się ze dwie osoby. Z krajówki zjazd na północ we wsi Krzesk-Królowa Niwa. O 4:30 w Łubach albo Kożuszkach pogoniły mnie psy. Wyjazd we wsi mostów na DK 19. Około 5 rano zejście z drogi za wsią Łukowisko, by położyć się na namiocie, pod jakimś krzakiem w polach. Żeby choć trochę przypominało to obóz, płachta została zaczepiona o rower. Przytłaczało zmęczenie, braku snu i ból kolan. Była niby jeszcze noc, ale praktycznie zaczynało się rozwidniać.


Fragment gminy Trzebieszów w okolicy Zaolszynia.

Zaliczone gminy

- Strachówka
- Wierzbno
- Grębków
- Mokobody
- Zbuczyn
- Trzebieszów
- Międzyrzec Podlaski (W+M)
- Olszanka
- Huszlew
Rower:Zielony Dane wycieczki: 216.40 km (11.50 km teren), czas: 13:04 h, avg:16.56 km/h, prędkość maks: 40.70 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wyprawka Zielonogórska IV - Wielkopolska SE

Poniedziałek, 14 listopada 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria >200, Wyprawy po Polsce, 2011 Lubuskie E, Samotnie, Nocne, Gminy, Z rodziną

2011.11.11 - 14 Wyprawka Zielonogórska - cała trasa



Budząc się rankiem okazało się, że był przymrozek (- 4). Później temperatura wzrosła maksymalnie do 4 stopni. Praktycznie cały dzień było mgliście i szaro. Z niechęcią przyszło opuścić namiot, czy raczej jako tako ciepły śpiwór. Była najwyższa pora, by go zmienić. Warunki tej nocy były niekomfortowe. Zwinięcie bagażu do sakw i w drogę.

W Śremie skręt w Fabryczną, zjazd Krętą i dalej całą Mickiewicza, którą można było przebyć miasto w spokoju. Nim wyjechało się na DW 434, nastąpiło niepotrzebne zapuszczenie się w ślepą odnogę DW 432. Nie bardzo wiadomo było, gdzie też znajdzie się kolejny zjazd i usilnie był przeze mnie wypatrywany. Na szczęście niezbyt długo, by było to już za pobliskimi zakładami. Trasa była prosta - cały czas walić przed siebie na wschód. Taki jej przebieg, wraz z pogodą i wysiłkiem, jaki tego dnia wkładało w jazdę, sprawiły, że niewiele było radę zapamiętać, a tereny zlewały się w jedną szarą masę.

Zdarzało mi się oczywiście kilka miejsc uchwycić i odnotować:
- Skręt na wieś, kojarzącą się z nazwiskiem koleżanki
- Tak jakby opuszczony dom z prawej, przy drodze z paroma zakrętami, położony przed wsią
- Zerków, gdzie nastała nieco dłuższa przerwa, trasa wyginała się łukiem południowym, bo nie chciało mi się kombinować nad skracaniem nieznanymi, mniejszymi uliczkami, miejscowość z zauważalnymi różnicami wysokości i może z tych względów bardziej charakterystyczna. Tam też pogoda była najlepsza
- Trudny przejazd do i wzdłuż Gizałek. Bardziej psychicznie ze względu na pogodę, porę dnia i ruch aut.
- W lesie za nimi przerwa na przystanku. Taka dłuższa, przedzmierzchowa
- Ruiny gospodarstwa koło Kolonii Obory. Wciąż przed zmierzchem
- Długa droga przez las wzdłuż DW 443
- Wymęczone oczekiwanie na tablicę "Powiat Koniński"
- Jeszcze bardziej oczekiwany Grodziec, gdzie wreszcie zjechało się z DW na północ

Jako że jakiś czas temu skończyła się dzienna, mglista jazda, a zaczęła nocna, przewrotnie - kolejne miejsca zapamiętane zostały lepiej:
- Las graniczny koło Aleksandrówka, gdzie tuż, tuż mijało się granicę gmin, o czym przyszło mi się dowiedzieć o tym po powrocie
- Jakieś ruiny w przy drodze (chyba z lewej) w jednej z kolejnych wsi i głośne psy w tejże miejscowości
- Może kilka aut na tym odcinku
- Oświetlone Stare Miasto, gdzie przejechało się chodnikiem (zbyt duże zmęczenie na asfalt) i stałą tam podejrzana grupka ludzi
- Zachodnia obwodnica Konina, czyli jazda wzdłuż DW 25, z ładnym widokiem z mostu. Ten stał na takim odludziu, było ciemno, zimno, aż rosło wrażenie, że oddalam się od domu
- Dworcową na Dworzec. Było około północy. Tam sprawdzenie rozkładu - kolejny pociąg za kilka godzin. Expres z Berlina. Bilet wielokrotnie droższy, niż można było sobie pozwolić. Trochę posiłku w jako takim cieple. Ktoś mnie o coś podpytywał. Szybkie zmycie stamtąd, myśląc o tym, by złapać inny poranny pociąg na jednej z kolejnych stacji.

Konin opuszczony ulicą Wyzwolenia. Wyjazd na DW 266. Z trudem jechało się przez dzielnicę za Kanałem Ślesińskim. Podjazd mnie wymordował. Minął mnie samochód policji czy innej straży. Było to nieco stresujące, bo Pava, zakupiona we wrześniu, strasznie szybko zżerała baterie, toteż uruchamiana była z rzadka. Z tego też powodu zjechało się z DW 443 (gdzie ruch był spory i kontynuując jazdę nią, baterie szybko by się wyczerpały). To nie jest lampka na wyprawy, gdy nie ma się możliwości/chęci aby baterie (4!) doładowywać co i rusz.

W Lichnowie skręt na Milin. Trasa wiodła przez jakieś pustki (choć z zabudowaniami). Ponownie towarzyszyły mi zwały mgły i czuć się było jak na księżycu. Były drobne problemy nawigacyjne, bo mapa nie bardzo chciała mnie dobrze instruować, drogi były podobna jedna do drugiej, ale ostatecznie, bez nawrotek, udało się przez nie przedrzeć. Jedynym skutkiem było ominięcie Koła, przejazd wzdłuż torów w Starym Budzisławiu. Jadąc przez obie Budki było mi zimno. W Czołowie-Kolonia wjazd do lasu, choć wiadomo mi było, że nie jest to najlepszy pomysł. Pomimo tego, udało mi się wydostać w Chojnach na DK 92.

Dalej poszło sprawnie, choć niekoniecznie szybko. Wysiłek jednak dawał znać, a nie były to najprzyjemniejsze dla mnie warunki, no i był to pierwszy tak późny i tak duży wyjazd w życiu. Dużym atutem była pobieżna znajomość odcinka od Kutna, czy raczej jego okolic (zadecydowało to też o tym, że miasto opuszczone po północnej, nieznanej stronie Warty). Obwodnica Krośniewic była już ogarnięta, nie było wiec z nią problemu. Prawie... Zachciało mi się wjechać do miasteczka. Droga na wprost okazała się nieistniejąca. Skręt "na Włocławek", na łuku szukając jakiegoś miejsca, by przejść przez barierkę na drugą stronę (tak duże było zmęczenie, że "nie było" sił jechać na kolejny zjazd do miejscowości, które to położenie nie było mi znane).

Udało mi się wydostać na Błoniach. Odwiedzone zostało zakończenie starej trasy, po czym kurs do centrum. Nogi z trudem się poruszały. Wyjazd na DW 581, zdając sobie sprawę, że po budowie obwodnicy nie ma szans, by bez kombinowania wjechać od zachodu i północy do Krośniewic. Nie wiem kto to wymyślił. Powoli następowało oddalanie się od miejscowości. Udało się dostrzec jakąś ruinkę i chwilę tam odpocząć. Zawsze to cieplej niż na przystanku. Trwało to może z pół godzinki i wnet zaczęło świtać. Mimo rychłego wschodu słońca, nie było na co liczyć. Nowy dzień był równie szary co poprzedni, choć mniej mglisty.

Skręt na Niechcianów, potem przez Grochówek do Głogowca z odcinkiem szutrowym. Kutno omijane zostało przez Raciborów i Żurawieniec. Przez Komadzyn kurs na Oporów i był to najtrudniejszy odcinek, bo zaczęły się poranne wyjazdy do pracy, a u mnie nadchodziła kulminacja senności w czasie jazdy. Gdzieś po drodze trzeba było się zatrzymać i trochę odpocząć na ziemi. Senność na rowerze ponownie dopadła mnie jeszcze w Żychlinie, ale dalej już drogi były luźniejsze. Niebawem miała się zakończyć podróż, ale trzeba było poczekać jeszcze kilka godzin, tak gdzieś do południa. By nie tracić czasu (i spać na zimnie), czymś zająć ciało, by nie zasnęło oraz nie jechać tą samą, znana już trasą przez Luszyn, zachciało mi się trochę lepiej poznać tereny na południe od Kaczkowizny.

Z głównej zjazd w Orątkach Dolnych. W Chochołowie skręt na północ. By nie wracać na główną, skręt w prawo i jeszcze raz w lewo (koło oczka). Dojazd do ostatnich zabudowań na wschodzie i zjazd na łąki. Przemierzone zostało takie brzydko rysowane D, bo nie można było znaleźć przejazdu na drugą stronę kanałków. Na drogę wróciło się trochę na wschód od przedostatniego gospodarstwa. Powrót do Chochołowa trasą, którą by się przejechało na wprost, gdyby wcześniej nie skręciło się na północ. Z tamtego skrzyżowania przejazd do wsi Kruki, dalej Tretki i Gajew. Asfaltem do Złakowa Borowego, by przez Różańców dotrzeć do Kiernozi. Było to miejsce, gdzie mieli po mnie podjechać.

Nie było już ochoty na jechanie dalej przed siebie, a punkt ten stanowił przyzwoite miejsce na zakończenie podróży (zamiast zakańczać w połowie trasy na jakimś odludziu). Sił też już nie było, ale wciąż panowało tyle chłodu i tyle jeszcze czasu miało minąć, a wieś ta nie była mi dobrze znana, tak dokładniej, od podszewki, mimo kilku wizyt, więc udało się wykrzesać jeszcze utrudzone opary, jeszcze jeden wysiłek. Okrążenie rynku. Skręt w Parkową, przejazd między parkiem i Osiedlem Marii Walewskiej. Skręt na południe między ostatnimi zabudowaniami. Uliczkami między nimi, od tyłu wyrysowane zostało kanciaste, jakby pisane kalkulatorem, "W". Wyjazd na DW 584, skręt w Piękną, Leśną, północne Krzywe Koło. Powrót na rynek, zakup czegoś dla ciała, po czym jeszcze trochę oczekiwania, nim udało się paść w aucie.

Kolejny rekord mi się udał - listopadowe przekroczenie 200km w postaci 233km w 24h, a 270km bez snu w 30h.

Zaliczone gminy

- Książ Wielkopolski
- Nowe Miasto nad Wartą
- Żerków
- Czermin
- Gizałki
- Grodziec
- Rychwał
- Stare Miasto
- Kramsk
- Osiek Mały
- Nowe Ostrowy
Rower:Zielony Dane wycieczki: 279.77 km (15.00 km teren), czas: 22:27 h, avg:12.46 km/h, prędkość maks: 34.59 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Pod Lublin III - Ziemia Stężycka

Czwartek, 15 września 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2 Osoby, 3-4 Osoby, 5-10 Osób, Nocne, Z Księgowym, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2011 Lubelskie W, LSTR

Pobudka koło 8 i półgodzinne zbieranie obozu. Przejechaliśmy szutrówka przez pobliski Walentynów do Przytoczna, gdzie nastąpiły zakupy. O 9:45 przejechaliśmy przez Wieprz, którego poziom wód był dość wysoki. W Mejznerzynie skręciliśmy na zachód. Za wsią droga była szutrowo-piaszczysta, ale trwało to krótko. Przez Zagóżdż dotarliśmy do Baranowa, gdzie wróciliśmy na północny brzeg Wieprza. W Drążgowie skręciliśmy na Ułęż i wjechaliśmy na trasę zaopatrzoną w liczne, niewysokie, ale męczące podjazdy. Jakby tego było mało, przeszkadzał nam silny wiatr, generalnie pochodzący z zachodu.  Jakoś przed Ułężem Tranquilo odłączył się do przodu i wyjechał samotnie na powitanie grupy, która przybywała  pociągiem.


8:59. Między Walentynowem i Przytocznem. Widok ku SE


9:04. Między Walentynowem i Przytocznem. Widok ku NW


9:44. Wieprz w Jeziorzanach. Widok ku SWW


9:44. Wieprz w Jeziorzanach. Widok ku SW


9:45. Wieprz w Jeziorzanach. Widok ku NEE


9:45. Kościół pw. Trójcy Świętej w Jeziorzanach. Widok ku NE


9:46. DW 809. Dolina Wieprza. Po prawej Jeziorzany. Widok ku W


10:23. Droga z Mejznerzyna do Meszna. Widok ku NW


10:37. Meszno. Widok ku NW


10:44. Zagóźdź. Widok ku W


10:44. Zagóźdź. Młyn wodny na Bylinie. Widok ku SWW


11:18. Wieprz między Baranowem i Drążgowem. Widok ku SSE

Do Puław

Na skrzyżowaniu z DK 17 w Sarnach dłuższa rozmowa telefoniczna z koleżanką nt. wyboru studiów magisterskich. Po raczej krótkiej rozmowie, kontynuowało się jazdę rowerami przez Sędowice do Bobrownik, gdzie napotkało się Tranquilo, Księgowego i Agnieszkę. Ostatnie kilometry doń były bardzo wyczerpujące. Właśnie trwała krótka przerwa pod kościołem w połączeniu z zakupami. W niecałą godzinę przejechaliśmy do miejscowości Gołąb, gdzie zatrzymaliśmy się przy starym aucie marki Żuk, który postawiono tam chyba jako rodzaj zabawki albo nibypomnika. Jadąc w grupie i osłonięci przez las, mogliśmy pokonać ten odcinek szybciej. Po przerwie odległość między mną i Kasią a resztą grupy coraz bardziej się powiększała, co z biegiem czasu chyba (taka jazda grupa podzielona na dwie mocno oddalone od siebie grupy) denerwowało albo męczyło Kasię. Nie pamiętam gdzie nastąpiło połączenie podgrupek, ale w Puławach jechało się ulicą Kołłątaja i dotarło się do Pałacu Książąt Czartoryskich, który już na pewno był objeżdżany od strony Wisły (przejechaliśmy wzdłuż zachodnich i południowych ścian) całą grupą. Koło Wieży Ciśnień skierowaliśmy się na północ do wyjazdu z parku.


14:40. Puławy. Pałac Czartoryskich. Widok ku SE


14:41. Puławy. Park Czartoryskich. "Świątynia" Sybilli. Widok ku SE

Obiad w Kazimierzu Dolnym i trochę o posiłkach

Na DW 824 jechało się ~16-8km/h, przez co znów zostawało się (ja i Kasia) z tyłu i resztę ujrzało się dopiero gdzieś przed Kazimierzem nad Wisłą. Właśnie byli w trakcie gotowania obiadu na kuchenkach. Nam przyszło udać się od razu do miasteczka, by tam zakosztować ciepłego posiłku pod postacią kolejnej na wyprawie pizzy. Tę zjadło się na Rynku przy Nadwiślańskiej. Dwa rodzaje oliwek, mięso, dużo sera.

Wybór takiego typu posiłku na wyprawach był motywowany tym, że kuchenka gazowa była przez mnie zabierana na wyprawy zagraniczne (lub zachowując ją na taką ewentualność), lecz nie po Polsce, z tej racji, że w Polsce można było relatywnie tanio zjeść, zaś kupno pizzy czy innego poważniejszego dania, to był rodzaj odetchnięcia od zwykłego jadłospisu typy chleb z wędliną lub serem (nawet bez formowania do postaci kanapki) podczas jazdy, i rodzaj wyjątkowego posiłku, gdyż tak na nie-rowerowe-co-dzień się tego nie kupowało, bo to jednak koszty (do dziś kojarzę, że w okresie liceum kebab kosztował gdzieś koło 7-8 zł, a w ciągu kolejnych lat koszt urósł gdzieś do 12-13 zł). Dopiero po pewnym czasie udało mi się nauczyć wyrabiać ciasto na domową wersję pizzy, acz jak to ja, raz się udało, raz nie, a więcej motywacji do robienia pizzy było wtedy, gdy mogło zjeść ją więcej osób. Podczas standardowego wyjazdu samotnie, ciepły posiłek zwykle był co 2-3 dzień, a podczas jazdy z Kasią, co 1-2 dnia, zależnie od sytuacji i potrzeb.


15:34. Dojazd do Kazimierza Dolnego. Widok ku SWW


15:49. Kazimierz Dolny. W centrum kościół pw. śś .Jana Chrzciciela i Bartłomieja. Widok ku NE


15:56. Pizza przy skrzyżowaniu Rynku i Lubelskiej

Awaria w Kazimierzu Dolnym

Po zakończeniu posiłku zaczął się wyjazd ul. Podzamcze, na której rozpadł mi się pedał w rowerze. Posypały się wianki i tyle go widziano. Co prawda dziwnie trzeszczał od jakiegoś czasu, lecz nie doświadczało się takiej awarii wcześniej. Wzbogaciło mnie to o nową wiedzę na temat oznak sypania się roweru. Kasia pomogła odszukać przez telefon najbliższe serwisy rowerowe. Pierwszy miał być w Parchatce, a drugi dopiero w Puławach. Nałożyło się pedał tak, że o ile nie unosiło się z niego stopy i dociskało się go nią w kierunku ramy, to mogło się jechać "w miarę" dobrze, acz uciążliwie.

Grupę gotującą spotkało się o 16:20, gdy już zbierali się znad rzeki. Przy drodze streściło się im historię i zdecydowaliśmy się na rozdzielenie. Miało się nikłą nadzieję, że może uda się nam ich dogonić po naprawie, ale było we mnie zbytniej wiary w taki przebieg zdarzeń. Zawsze było też ryzyko, że w sklepach nie uda się nic załatwić i pozostanie nam powrót pociągiem z Puław. Rozpoczęła się mozolna jazda. Serwis w Parchatce okazał się na nieszczęście zamknięty. Dalej do Puław, a tam skręt w Piłsudskiego, znów Kołłątaja, Pustą, Piaskową i znów Piłsudskiego, lecz tym razem na wschód. Drugi sklep znajdował się między Słowackiego i Górną. Prawie na krańcu miasta. Tam udało się dokonać wymiany sprzętu. W dalszą drogę ruszyło przed jeszcze 18.


16:19. Kazimierz Dolny. Reszta grupy, akurat po posiłku nad Wisłą. Widok ku N

Wyjechało się Kolejową, a pod wiaduktem przejechało się na wschodnią stronę torów. Polnymi drogami do Starej Wsi, choć rozważane było nocowanie już gdzieś tam. Tereny jednak mnie nie przekonały i w rezultacie przejechało się jeszcze przez Stary i Nowy Pożóg. Za wsią dotarło się tam, gdzie droga kończyła się przy dwóch gospodarstwach, lecz umożliwiała nam też skręt do lasu. Dotarło się tam i na jego południowym skraju się rozłożyło tuż przed samym zmrokiem.


17:55. Puławy. Dworzec PKP. Widok ku NE


18:07. Stara Wieś W. Przedłużenie ul. Kolejowej prowadzące nas z Puław. Widok ku SE


18:07. Stara Wieś W. Przedłużenie Kolejowej prowadzące nas z Puław. Widok ku SE


18:13. Stara Wieś W. Przedłużenie Kolejowej prowadzące nas do z Puław. Widok ku SE


18:22. Pola Starej Wsi W. Widok ku W

Zaliczone gminy

- Jeziorzany
- Michów
- Baranów
- Ryki
- Końskowola
- Kurów
Rower:Zielony Dane wycieczki: 120.55 km (12.00 km teren), czas: 08:07 h, avg:14.85 km/h, prędkość maks: 44.53 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Legionowa i z powrotem

Niedziela, 6 czerwca 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria Nocne, Wyprawki w regionie, 2 Osoby, LSTR, Pół nocne, Z rodziną
 
Z tatą do NDM, wysiadając pod Bramą. Przez NDM ulicami: Zakroczymska, pomiędzy domami obok Magistrackiej, do Lotników. Pod koniec slalomy między blokami do DW 631. Dalej do Krubina. Tam skręt w Łabędziową i zaraz potem wjazd w uliczkę, która mnie wyprowadziła na leśną ścieżka. Jechało się po tej małej dziczy, gdzie było dużo piasku. Później las się przerzedził i dojeżdżało się do polnej drogi. Po krótkiej jeździe, potem przerwie, skręt na południe do początku Olszewnicy Nowej, przejazd drogę na wskroś i dojazd do kolejnego, większego lasu.

Dalej ku wschodowi i to krótko, by zaraz potem wyjechać na polna drogę, która przechodziła w ulicę Długą w Olszewnicy Starej. Dojazd do Warszawskiej i skręt w pierwszą w lewo, gruntową ulicę Wojska Polskiego, prowadzącą do lasu. Przejazd w pobliżu wjazdu na teren bazy wojskowej, a potem wzdłuż ogrodzenia. Dalej prosto, przecinając asfaltową drogę na Skrzeszew i dalej przed siebie. Przy pierwszej okazji skręt na południe, a potem ponownie na wschód. Jechało się wzdłuż, tak jakby wysokiego wału z ziemi, porośniętego lasem. Na jego końcu skręt na południe, tak jak prowadziła ścieżka. Nie przeszło mi przez myśl, że jadę w odległości kilku metrów od porządnej drogi gruntowej przez las. Przebyte zostało kilka obniżeń i wywyższeń, kilka odsłoniętych miejsc i kilka zadrzewionych, aż dojechało się na ulicę Świerkową. Potem przez Orzechową i Cynkową do Alei Legionów.

Przy cmentarzu zmiana trasy na Bandurskiego, znów Aleja Legionów, w trakcie omijania zadrzewienia między nimi, a potem to już Kolejowa, przejazd przez jedne tory i jazda po osiedlu położonym w międzytorzu, gdzie domy były nieco ubogie. Dojazd do kolejnych torów. Próby przejścia na drugą stronę nie powiodły się - wejście na jeden nasyp, by ostatecznie z niego zejść. Przejazd do przejścia podziemnego na drugą stronę. Potem ulicami Kościuszki i Słowackiego dojazd do bloków, między którymi wyjechało się przed wiaduktem, przejeżdżając na drugą stronę. Tam dołączyła Kasia. Jej trasa do tego miejsca to: Fabryczna, Rejtana, Okólna, Pomnikowa, Radzymińska, Strużańska, w Legionowie spotkanie ze mną.

Zakupy w Biedronce po N stronie wiaduktu i dalej na drugą stronę. Podjazd do McD, gdzie udało się załatwić co trzeba. Dalej jeszcze raz w stronę wiaduktu, po jego E stronie, ale zawracając i jadąc dalej ulicami: Jagiellońska, Kościuszki, Piusa XI do Chotomowa. Tam za rondem w ulicę Piękną do torów kolejowych. Jechało się pomiędzy nimi i lasem, ale z powodu dużej ilości kałuż, szerokości niemalże samej drogi, skręt pomiędzy drzewa, a na kolejnym skrzyżowaniu kurs na zachód. Wyjazd w Janówku Drugim, drogą udając się do Góry. W NDM przejazd ulicami: Spacerowa (koło marketu), Sukienna (koło Wału), Daszyńskiego (koło starej piekarni, gdzie jako dzieci często się bywało przy okazji wizyty w NDM), Zakroczymska, a potem to już przez Modlin. Tam okrążenie pałacyku i wjazd w ulicę Poniatowskiego. Odwiedziny w forcie naprzeciw cmentarza, wchodząc przy okazji do środka. Polną drogą w stronę Zakroczymia. Tuz przed wąwozem, skręt w prawo między osiedlami i docierając do Klasztornej. A potem już w prostej linii do domu, z odchyłką na Goworowo.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 82.00 km (0.00 km teren), czas: 06:00 h, avg:13.67 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)