Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

Gminy

Dystans całkowity:45977.93 km (w terenie 2354.60 km; 5.12%)
Czas w ruchu:2845:42
Średnia prędkość:16.16 km/h
Maksymalna prędkość:75.46 km/h
Suma kalorii:26058 kcal
Liczba aktywności:319
Średnio na aktywność:144.13 km i 8h 55m
Więcej statystyk

Beskid Burzowy VI - Pół dnia w Bieszczadach

Piątek, 15 lipca 2016 | dodano: 01.08.2016Kategoria 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Beskidy

Pobudka trochę chłodna, bo namioty skryty w cieniu. Przez łąkę powrót na szosę, raz jeszcze dobrnąwszy do kulminacji, gdzie szczelnie trzeba było zapiąć kurtki (często używanych na tej wyprawie, czasem przez czas bardzo długi). Zjazd i wnet się okazało, że to już Tylawa. Skręt na DW 897 pojawił się przed zabudową, a sama jazda tą trasą wypełniła nam pierwszą część dnia. Za Daliową skręt do Jaśliska, gdzie przyszła pora na zakupy i trochę odetchnięcia po podjeździe na rynek. Za Moszczańcem kolejna przerwa z posiłkiem. Jeszcze trzeba było na zapas dokupić trochę wody w Komańczy, by starczyło jej nad Solinę, a równocześnie nie było zbyt ciężko. O tym odcinku nie ma co więcej pisać, jeno patrzeć.


08:45. Trzcian. Cergowa (716 m n.p.m), za którą została Dukla. Poniżej żwirownia KruszGEO przy Jasiołce. Widok ku NNE


10:21.Jaśliska. Wnętrze kościoła pw. św. Katarzyny z XVIII w.


10:23. Jaśliska. Drewniana zabudowa między kościołem i rynkiem, po zachodniej stronie drogi


11:15. Zjazd do Moszczańca (niewidoczny, po prawej). Na wprost Pańska Hora (564 m n.p.m.). Nieco na lewo Kiczera (572 m n.p.m.). W oddali, po lewej Pasmo Bukowicy. Widok ku NE


11:30. DW 897 na E od Moszczańca. Po prawej Putyska (569 m n.p.m.; 5 km). Po lewej Ostra (687 m n.p.m; 14 km) na W od Jaślisk. Widok ku NEE


12:35. Czystogarb (Górna Wieś). Początek Doliny Wisłoka. Po lewej stoki NE pasma Kiczery Długiej. Po prawej Hawajska (576 m n.p.m.). W centrum Kiczera (572 m n.p.m.) nad Moszczańcem (na lewo, niemożliwym do zobaczenia). Za nią Gniazdo Jawornika na północ od Jaślisk. Widok ku NW


12:37. Czystogarb. Na horyzoncie Masyw Chryszczatej. Widok ku SE

Przed wyjazdem zaplanowany przejazd doliną Osławy. W czasie kilku dni z deszczem i ryzykiem podwyższenia stanu rzeki, zamiana na kontynuację wojewódzką do Cisnej. W Komańczy: 1 - skręt na północ pod sklep, nie było ochoty jechać na południe, dopiero co przejechaną ulicą, 2 - jakaś dwójka rowerzystów ruszyła trasą, która była pierwotnie zaplanowaną. Po przeczytaniu mapy przy kościele, decyzja zapadła. Kurs na spotkanie przygody.


12:58. Komańcza. Odbudowana cerkiew pw. Opieki Matki Bożej z 2010 r., kształtu poprzedniczki z 1802 r.


13:04. Komańcza. Cerkiew pw. Opieki Najświętszej Maryi Panny z XX w. z repliką cerkwi z Dudyńców


13:11. Komańcza. Powojenny kościół pw. św. Józefa przy DW 892

Droga przechodziła remont nawierzchni. Nie wiem czy do stanu asfaltowego, ale na pewno jazda po utwardzonym kruszywie nie należy do moich ulubionych. O ile podjazd do ~560 m n.p.m. jakoś wymęczając, o tyle zjazd wymęczył już sam rower. Nie zmieniając biegu, w pewnym momencie łańcuch spadł na szprychy, równocześnie blokując koło (tak jak było przed Jelenią Górą). Wśród gór wybrzmiał bliżej nieokreślony dźwięk, dobrze słyszalny przez innych, bo wnet drogą przewędrowało kilka osób. Rower do góry, by zabrać się za ocenę. Trzy szprychy zerwały się bez litości. No świetnie. Na razie nic nie robiąc, poza odblokowaniem koła i przełożeniu szprych przez inne, zjazd w pobliże rzeki. Wiadomym było już, że wyprawę skończymy szybciej, nie dojeżdżając do planowanego Zamościa.


13:48. Modernizacja trasy Komańcza - Prełuki. Podjazd tuż za Osławicą. Widok ku NE

Nie mącąc myśli zbędnymi czarnymi myślami (bo i po co), raźno jechało się na południe, jadąc przez cztery brody, przecinające rzekę betonowymi płytami (jadąc z aparatem przez ostatni, Kasia przejechała centymetry od krawędzi płyty, nie do końca zdając sobie z tego sprawę). Był to najciekawszy i najzabawniejszy etap na całej wyprawie, choć nie wiem czemu jazda przez wodę daje tyle frajdy. Przerwa na początku Smolnika. Stała tam niewielka wiata, gdzie minęła nam godzina. Trochę jedzenia, tymczasem susząc buty na słońcu, co jakiś czas przetykanym chmurą. W środek powędrowało mnóstwo papieru, aby wyciągnął z nich nadmiar wilgoci. Po kilku wymianach prawie nie było czuć, że niedawno całe przemokły. Szprychy trzeba było tak naciągnąć, by dało się założyć hamulce i by nie obcierały o obręcz. W czasie przerwy drogą przejechały trzy wozy-dorożki pełne turystów, potem dwóch rowerzystów, bardzo mało aut.


14:26. Prełuki. Po wschodniej stornie Osławy. W tle Szczob (615 m n.p.m.). Widok ku S


14:31. Prełuki - Smolniki. Na wprost zachodni kraniec Czerteżyka (656 m n.p.m.). Widok ku SE


14:36. Duszatyn. Stary most kolejowy nad Osławą linii Rzepedź - Moczarne, zamknięty na tym odcinku w 1995 r. Widok ku W


14:38. Rezerwat "Przełom Osławy pod Duszatynem". W centrum Korostyńska (632 m n.p.m.). Widok ku N


14:43. Duszatyn - Miłków. Pierwszy bród. Widok ku S


14:53. Duszatyn - Miłków. Trzeci bród. Widok ku N

Odpocząwszy, kurs do przełęczy Żebrak (816 m n.p.m.). Podjazd był to długi i męczący (do końca bez zsiadania nie udało się dotrzeć, bo Kasi raz nie wskoczył bieg, a mi wypadło się zatrzymać na ostatnim rozjeździe tuż przed nią, by nie pomylić się co do doboru trasy). Od podjazdu gorszy był zjazd. Trwał remont nawierzchni. Część najbardziej stroma to kruszywo ubite walcem. Od pola namiotowego Rabe kruszywo przez prawie całą szerokość drogi było naruszone i nie "ubite". Jechało się jak po zwykłych kamieniach. Z trudem. Męka skończyła się koło domku studenckiego Huczwice. Stamtąd była to już zwykła szutrówka, a droga nie była zbyt stroma. Jeszcze do tego krótka przerwa ze spacerem na drugą stronę strumienia, koło źródełka z pompą. Woda smakowała zbyt siarkowo jak na mój gust.


16:54. W trakcie wjazdu na Przełęcz Żebrak


17:27. Ostatni odcinek do przełęczy. Widok ku W


17:32. Przełęcz Żebrak (816 m n.p.m.)


17:44. Studencka Baza Namiotowa Rabe SKP "Czwórka". Widok ku W


17:56. Okropny, nieutwardzony gruz. Po prawej Rabiański Potok. Widok ku SW


18:18. Źródło "Rabskie". Prawie koniec zjazdu z Żebraka

Po dojechaniu do Baligrodu, wciąż było jeszcze sporo czasu do zachodu słońca. Bardzo dobrze, bo już była obawa, że przejazd z Komańczy zajmie więcej czasu (m. in. w skutek awarii), a tak pozostało pokonać jeszcze jeden podjazd i dotrzeć nad Solinę. Ów był dużo krótszy i łagodniejszy niż na Żebrak. Tak się początkowo wydawało. Pod koniec Stężnicy pojawiła się trudniejsza ścianka. Na kulminacji trzeba było chwilę odsapnąć. Wreszcie nastąpił wjazd do samotnie leżącej gminy Solina, której z różnych powodów nie dawała się schwytać. Oczekując na Kasię, która nie dała rady, krótki spacer na pagórek po lewej stronie, by lepiej obejrzeć pokonaną trasę. Zjazd świetny. Pozwolił wyciągnąć najwyższą prędkość na wyprawie, a ze sprawnym kołem byłoby może lepiej.


19:28. Stężnica. Przedostatni ciężki podjazd. Widok ku NW


19:29. Stężnica. Początek stromizny...


19:36. ...i koniec podjazdu

Po etapie intensywnym, droga przecinała kilka razy rzekę po betonowym brodzie (co wymagało jakiejś tam redukcji prędkości), ale rzeka tamtejsza płynęła pod nimi. przed jednym z nich wyprzedziło mnie auto, które i tak zwolniło i zmusiło mnie do niemal wyhamowani, by nie wpaść. Gratulować wyobraźni. Zjazd zakończył się w Wołkowyi przed wjazdem na DW 894. Kilka minut oczekiwania na Kasię, a potem uzupełnienie zapasów. Prawie brakowało przede wszystkim picia. Słońce już zachodziło za horyzont. Z trudem udało się podjechać ku północy po wojewódzkiej, po czym znaleźć przyjemną miejscówkę z widokiem na przebytą dolinę. Wygnieciona na łące "zatoczka" sugerowała, że ktoś nocował tam przed nami.


20:20. Jezioro Solińskie w Wołkowyi. W tle Kiczora (628 m n.p.m.). Widok ku S


20:43. Zachód słońca nad Wołkowyją w Dolinie Wołkowyjki

Zaliczone gminy

- Jaśliska
- Solina
Rower:Czarny Dane wycieczki: 86.43 km (12.00 km teren), czas: 06:52 h, avg:12.59 km/h, prędkość maks: 67.20 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Beskid Burzowy V - Zakończenie zdobywania małopolskiego

Czwartek, 14 lipca 2016 | dodano: 01.08.2016Kategoria 2 Osoby, Pół nocne, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Beskidy

Noc przetrwana. Po spakowaniu zejście na drogę, gdzie okazało się, że brakuje powietrza w mym tylnym kole. Na przystanku (bez zadaszenia i siedzenia) wymiana dętki, lecz źle założona opona. Cięższa przez to jazda trwała przez podjazd między Męcinami, zjazd w Męcinie Wielkiej i skończyła się na przystanku w parku wsi Wapienne. Tam oponę znów została osadzona prawidłowo i rozpoczął się lekki posiłek. Chmury nie wyglądały zachęcająco. Niosły zapowiedź deszczu. W Rozdzielu zjazd pod zamknięty kościół, gdzie nastała jeszcze jedna, krótka przerwa na przystanku przy DW 993. Drogą jechał jakiś sakwiarz.


10:46. Rozdziele. Cerkiew Narodzenia Najświętszej Maryi Panny z 1927 r.

Wjazd do Lipinek z prędkością 32-34km/h. Wiatr nas w tym wspomagał. Koło parku skręt pod odnowiony pałac, którego skrzydło północne będzie musiało przejść remont. Gdy kończył się podjazd ku wschodowi i mijało obszary, które nadawały się na wczorajszy nocleg, rozpoczął się opad. Jazda w deszczu. Był dość intensywny, ale nie nawalny. Spieszyło się nam, podczas jazdy przez las do Pagorzyny, byle tylko znaleźć schronienie. Koło kościoła skręt w lewo i wnet przerwa na przystanku. Minęło kilka minut większego opadu. Po nim jazda wąską, ale przyjemną dróżką odbiegająca tuż obok. Wyjazd w Pagórku, kończąc wizytę w małopolskim, a tam...


11:20. Pagorzyna. Po lewej Lisia Jama (369 m n.p.m.; 4 km) koło Duląbki. W centrum ledwo widoczny Kamień nad Kątami (714 m n.p.m;21 km). Na prawo, nieco bardziej widoczne szczyty Zamkowa (571 m n.p.m; 13 km), Trzy Kopce (696 m n.p.m; 15 km) i Smyczka (673 m n.p.m; 13 km). Po prawej wybijająca się nad okolicą Cieklinka (512 m n.p.m.; 5 km) przez którą przebiega granica województw. Na prawo od niej widoczne tereny Magurskiego Parku Narodowego i zabudowania centrum Pagorzyny. Widok ku SE


11:22. Pagorzyna. Dróżka prowadząca do Pagórka (Nowej Wsi) ku SEE


11:26. "Droga" przez Pagórek do Radości ku SE. Na wprost Lisia Jama (369 m n.p.m)

Dopiero "za wsią" nawierzchnia była nowa. Skręt do Osobnicy, jadąc drogą położoną po zachodniej stronie Bednarki. Stamtąd przez teren kościoła do Dębowca. Podjazdy były tam nieco męczące. Rozpoczęło się szukanie sklepu, by zrobić zakupy i równocześnie przerwę na posiłek. Tak się złożyło, że był jeden na rynku w Dębowcu, ale trzeba by się trochę cofnąć. Się nie chciało. Stromy zjazd, długa jazda w dolinie Wisłoka. Ostry, lecz krótki podjazd z pisklakami do kościoła w Załężu, kontynuacja równinnej jazdy i jeszcze jeden podjazd - tym razem do centrum Osieka Jasielskiego, gdzie zakupy zostały zdobyte z dwóch sklepów (w tym SPAR, który nijak nie przypominał tych z 2011).


12:37. Załęże. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela z XVIII w. (kilka miesięcy później odkryto tam amunicję z IIWŚ)


13:19. Przerwa na rynku w Osieku Jasielskim. Kwiczoł pozujący

Wiało mocno i wyglądało, jakby miało znowu zacząć padać. Posiłek nie został jednak zakłócony i wnet wyjechało się na Nowy Żmigród. Tam wpierw przerwa przy kościele, który częściowo został obejrzany od środka. Potem do muzeum, mając nadzieję, że ewentualny deszcz przeminie w trakcie zwiedzania. Nawet się nie zaczął, za to wiatr był wtedy bardzo silny.


13:54. Widok z drogi między Osiekiem Jasielskim i Nowym Żmigrodem ku W


13:58. Magura Wątkowska po lewej i Cieklinka (512 m n.p.m) po prawej. Pomiędzy nimi Ostrzeż (427 m n.p.m.) za którą położona jest wieś Bednarka. Widok ku W


14:24. Rynek w Nowym Żmigrodzie

Kurs na południe. Trochę pokropiło. Przeczuwając możliwość większego opadu, zjazd pod sklep, gdzie zjadło się lody. Deszcz nie przybył. Wjazd do wsi Kąty, gdzie udało się pomóc podlotowi w opuszczeniu drogi, na której stał wymęczony i nie rozumiejący zagrożenia. Z początku nie wiedział o co chodzi, gdy znalazł się uwięziony w dłoni, lecz wnet się wyszarpał i odleciał kilka metrów dalej po drodze. Prób było kilka, dopóki ostatecznie nie udał się w kierunku rowu po lewej stronie drogi. Po prawej teren wnet gwałtownie opadał i tam nie chciał się znaleźć.


15:44. DW 992 w Kątach w kierunku Krempnej. Widok ku S na Kamień nad Kątami (714 m n.p.m). Tu pojawił się...


15:46. ...ten oto podlot

 Za mostem ponowna jazda i tym razem długi podjazd na Przełęcz Habowską. Jeszcze w odsłoniętym terenie odległość między nami przekroczyła 500 m. Jadąc w części leśnej, już nie można się było zobaczyć, co skutecznie uniemożliwiały liczne skręty i zakręty. Przerwa dopiero na kulminacji, z różnicą czasu wynoszącą osiem minut. Było chłodno, ale z powodu wysiłku i ubrań również gorąco. Ogólnie, to często trzeba było walczyć z wentylacją i termiką.


15:59. DW 992 ku Krempnej. W tle Kamień nad Kątami (714 m n.p.m). Widok ku S


16:05. DW 992 (Kolonia Kąty). Rozwój chmur obserwowany z pewnym niepokojem. Widok ku W


16:37. Przełęcz Hałbowska (540 m n.p.m.)

Po drugiej stornie było słonecznie i ciepło. Zjazd szybki, choć nawierzchnia niespecjalnie przyjemna. W Krempnej zastanawianie się, czy by nie zrobić kolejnej przerwy na lody, ale wnet znów rowery się toczyły dalej. Trzeba korzystać ze sprzyjającej pogody, póki można. Zerkn do wnętrza cerkwi, lecz ta była w remoncie i brakowało podłogi. Za Polanami przerwa z posiłkiem na podjeździe, w niewielkiej odległości od cmentarza, lecz bliżej zalesionej części trasy. Reszta podjazdu obyła się bez zatrzymywania. Aut na tym odcinku jechało ledwie kilka.


16:45. DW 992. Zjazd do Krempnej. Z lewej Kotalnica (544 m n.p.m.). Za nią Jaworzyn (711 m n.p.m.). W tle grzbiet Wysokiego (657 m n.p.m.). Po prawej Bukowinka (525 m n.p.m.). Widok ku S


17:00. Krempna. Cerkiew pw. śś. Kosmy i Damiana z XVIII w.


17:07. Krempna (wschodni kraniec miejscowości). Gospodarstwo z dziwnym drobiem. Były różne wersje


17:12. Droga do Polan. Widok na Suchanię (580 m n.p.m.). Widok ku E


17:47. Widok ze wsi Polany ku W. Chmury coraz wyższe i bliższe

Za skrzyżowaniem na Olchowiec zaczął się zjazd, choć nie tak od razu sprowadzający nas na dół. Przy mniejszym podjeździe rozciągał się wspaniały widok ku SE, a teren po prawej był niezalesiony. Długo nie był podziwiany. Zjazd przez Chyrową na DW 993 w Iwli. Jazda po niej trochę mecząca ze względu na ruch aut. Przejazd do Dukli, gdzie na szybko udało się obejrzeć kilka zabytków, gdzie także dościgły nas chmury, lecz nie niosły deszczu. Zasłoniły zachodzące słońce, oznajmiając szybszy koniec dnia podróży.


18:39. Widok na wschodni Beskid Dukielski ku SE. W centrum Tylawa


18:48. Chyrowa. Cerkiew pw. Opieki Bogurodzicy z XVIII w.


19:11. Dukla. Pałac z XVIII w.


19:25. Dukla. Ruiny browaru z XVIII w. na wschodnim krańcu ul. Parkowej


19:29. Dukla. Ratusz z XVII w. Widok ku NW

Jazda DK 19 do Tylawy. W jej okolicy miało się znajdować miejsce zdatne do noclegu, jak to udało się wypatrzyć na GE, nie pamiętając jednak gdzie konkretnie. Zrobił się chłodno, a auta trochę doskwierały, choć kiedyś zdarzały się drogi, przy których ta trasa wydawała się spokojną. Namiot rozłożony tuż za Trzcianą, jeszcze przed zachodem słońca. Byłą o niewielka polanka. Idąc do niej obserwowało się piękną grę świateł na chmurach i takie ich rozpraszanie, że otoczenie było oświetlane ciepłym, pomarańczowo czerwonawym światłem, gdzie światła i cienie były bardo kontrastowe oraz niezwykle wyraźnie widać było obiekty ze sporej odległości (te oświetlone). Barwy przypominały te, spotykane w grach lub filmach i był to pierwszy raz, gdy ujrzało się świat w taki sposób. Zdjęcia niestety tego nie oddały, ze względu na słaby aparat oraz ulotność chwili, tak więc nawet ich nie wrzucam.


19:51. DK 19. Widok przed Trzcianą ku N


20:12. DK 19. Widok zza Trzciany ku N

Zaliczone gminy

- Lipinki
- Dębowiec
- Osiek Jasielski
- Krempna
- Dukla
Rower:Czarny Dane wycieczki: 86.48 km (1.00 km teren), czas: 06:18 h, avg:13.73 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Beskid Burzowy IV - Doba nawałnic

Środa, 13 lipca 2016 | dodano: 31.07.2016Kategoria 2 Osoby, Pół nocne, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Beskidy

W drugiej połowie nocy przechodziła burza. Trochę grzmiało, trochę padało, ale nie było to zbyt kłopotliwe i wnet przeszło. Głównie dlatego, że centrum przechodziło bardziej na południe od nas. Była tylko nadzieja, że wody nie wezbrały, bo powrót na drugą stronę byłby co najmniej kłopotliwy. Na szczęście wody było tyle samo. Chwilę jeszcze jechało się terenową dróżką, a potem krótka przerwa na pierwszym przystanku przy krajówce. Dłuższa odbyła się na przystanku przy sklepie. Tam wymiana dętkę, a w oponie siedział długi kolec. Do tego smarowanie łańcuchów, choć raczej nie zamokły w rzece. Gdy przyszło mi ruszyć jakiś czas po Kasi, podczas ogarniania bałaganu do sakw, za przystankiem zaparkował mijany pojazd do koszenia traw przy drodze, który był przez nas wyprzedzany wcześniej.


08:29. Nowa Wieś. Droga z noclegu przecinająca Kamienicę. Widok ku SSW

Droga ciągnęła się pod górę do Krzyżówki, skąd odchodziła DW 981, w którą skręt, aby odwiedzić Krynicę. Zjazd raczej przyjemny (pomimo nawierzchni), szybki, ale w terenie zabudowanym już kłopotliwy. Pojazdów było sporo, podobnie ludzi. Chodnikiem spacerowało kilka niby szkolnych wycieczek. Bez zwiedzania - jazda dalej. Do Powroźnika nachylenie nadal szybkie lecz łagodniejsze, a dalej już tylko łagodne. Wypatrywanie skrętu do Cerkwi Unesco i na szczęście wyglądało na to, że będzie korzystnie ją odwiedzić w drodze na Tylicz.


08:47. DK 75 w Nowej Wsi przed skrzyżowaniem na Łosie. Po prawej widoczna Kiczera (727 m n.p.m.). Widok ku SE

W Muszynie uwagę zwróciły rzeźby roślinne przy drodze, tabliczka na zamek, ogród "biblijny" i drugi "rozkoszy". Zjazd pod wzgórze zamkowe. Przegląd mapy na tabliczkach, ale nie było ochoty na wspinaczkę widząc, że są raczej mizerne, a rowery jednak zbyt ciężkie. Do tego niebo się nachmurzyło i szykowało niespodziankę. Ledwie rozpoczął się nawrót, gdy spadły pierwsze, siermiężne krople. Za znakami szybka jazda do centrum przez Piłsudskiego, gdzie udało się przeczekać ulewę pod wykuszem domu handlowego. Po wszystkim kurs do ogrodu biblijnego. Były tam miniaturki, niektóre symboliczne, inne bardziej dosłowne, przedstawiające historię przedstawioną w biblii. Sporo małych roślinek, sporo kamieni na dróżkach. Po krótkiej chwili teren został przez nas opuszczony.


11:34. Parasole z drzew w Muszynie na rynku


11:56. Muszyna. Rzeźba Nowa Jerozolima w Muszyńskich Ogrodach Biblijnych przy kościele


11:58. Zamek w Muszynie widziany spod kościoła

Deszcz zaczął padać w czas niedługi. W Powroźniku wystarczająco nas już wymoczył, a ulewa okazała się burzą. Kasia chciała zatrzymać się na przystanku, jeszcze gdy zaczynało kropić, ja zaś, by dociągnąć do cerkwi. Była to dobra decyzja, bo dzięki temu udało się nam na nią zerknąć, posiedzieć (było tam znacznie cieplej, niż by było na przystanku) i przeczekać całą, silną burzę. Ponadto, chwilę po opuszczeniu budynku, na przerwę obiadową wyruszył nieco od nas starszy, pilnujący przybytku, posiadający kuzyna w Rzymie. Czekając na przystanku, już by się nie udało zajrzeć do środka. Wody nalało sporo. Jadąc wzdłuż Muszynki, mijało się szczyty, już tworzące obłoki parującej wody. Droga wznosiła się bezproblemowo ku górze, więc i sił wiele się nie zużyło, choć przedtem mogło się wydawać, że będzie to bardziej stroma trasa. Jedyna trudność to wjazd na rynek, bo nachylenie ulicy większe, a nawierzchnia gorsza. Przerwa na ławce w centrum i posiłek. Po nim obejrzenie obu kościołów na północy, bo były blisko, a na niebie znów zaczęły pojawiać się chmury opadowe, po krótkim okresie słonecznym. Turystów nie było tam wielu.


12:48. Powroźnik. Potop niebiblijny


1251. Powroźnik. Cerkiew pw. św. Jakuba


13:12. DP 1513K na Tylicz. Między Wojkową i Doliną Borsuczą. W tle stok Bradowca (770 m n.p.m.). Widok ku N

Zaczęła się jazda do Mochnaczki Niżnej. Przerwa na przystanku, w gotowości, by przeczekać kolejny deszcz. Trochę jedzenia w trakcie przerwy, a tymczasem deszczu ani śladu. Może nie będzie. Decyzja, by jechać. Skręt na betonowe płyty czarnego szlaku rowerowego do Izb. I się zaczęło. Cała droga po płytach to jedna mordęga, to że pod górę - kolejna, a to, że na dodatek rozpętała się kolejna burza... Jak głupi trzeba było przeć do przodu. Może jakaś wiata będzie w środku lasu? Może zaraz się skończy i zjedziemy? A gdzie tam. Droga pięła się, jak na nieszczęście, coraz wyżej i wyżej, a gdy już miał się rozpocząć zjazd - przeszkodą były mokre hamulce na płytach betonowych przy samorozpędzającym się rowerze, gdzie na dodatek niektóre płyty były częściowo zniszczone, a niektórych praktycznie nie było. Miodzio...


13:58. Tylicz. Rynek. Powrót deszczu. W tle Szubienica (683 m n.p.m.). Ukryte w chmurach Wysokie Bereście (894 m n.p.m.). Widok ku S

Widok po drugiej stronie był ładny i interesujący. Tylko burza nie dawała spokoju, więc my dalej zjazd, a betony nie pozwalały robić tego tak, jakby się chciało. Ewakuacja przebiegła pomyślnie, choć na ten czas było więcej szczęścia niż rozumu. Gdy już udało się znaleźć między zabudowaniami, burza i deszcz zaczęło stopniowo przechodzić. Odpoczynek na przystanku, zerk do cerkwi. Droga przy lesie wzdłuż Białej przyjemna i jakby niedawno poszerzana. Pod koniec Śnietnicy skręt w prawo na Czarną. Znów pod górkę, ale przynajmniej się bardzo rozpogodziło i nie zapowiadało na kolejne burze. Za wsią zjazd do Uścia Gorlickiego. Niezły do rozpędzania, ale kończył się zbyt gwałtownym rozjazdem. Udało się zdążyć na właściwą godzinę, by zajrzeć do cerkwi, lecz za wcześnie o jeden dzień - możliwe od czwartku do niedzieli.


15:11. Zjazd do Izb w burzy. Po prawej Lackowa (997 m n.p.m.). Po lewej pasmo Białej Skały. Widok ku E


15:25. Wnętrze cerkwi pw. św. Łukasza Ewangelisty z XIXw. w Izbach


15:29. Izby. Skrzyżowanie drogi do Banicy i wzdłuż rzeki Białej. Widok ku N


16:39. Śnietnica. Często owce chodziły po podwórku, jak wszędzie indziej psy lub kury


17:29. Cerkiew pw. św. Paraskewy z XVIII w. w Uściu Gorlickim

Za miejscowością stromy podjazd. Koło niego miał nam wypaść nocleg, ale zbyt wcześnie jeszcze było, wiec dalsza jazda poniosła do kolejnego wyznaczonego punktu noclegowego. Z początku drzewa znacznie zasłaniały widok, ale później Jezioro Klimkowskie było już widoczne porządnie. Ładnie tam było. Z Klimkówki zjazd do Ropy. Najlepszy tego dnia. Podróż po DK 28 męcząca. Krótki zjazd w Szymbarku, by obejrzeć z zewnątrz pałac. Jeszcze przed zmrokiem wjazd do Gorlic, ale omijając potencjalne miejsce noclegu. Nic to. Zjemy coś, podładujemy baterię i na komórce poszukamy odpowiedniego miejsca. Tak się stało, a posiłek skończył się już po zmroku. Przy okazji trochę udało się zwiedzić centrum Gorlic na górce, wszystko w poszukiwaniu lokalu odpowiedniego na tegodniowe gusta. Prawie nie powtarzały nam się ulice. Przejazd mostem wojewódzkim, a powrót kładką dla pieszych i rowerów. Po drugiej stronie dało się słyszeć głos starszej kobiety niosący się przez ulicę "paranoje, paranoje", powtarzany kilkukrotnie z przerwami. Na skrzyżowaniu rozglądanie i udało się dostrzec okno, z którego ów głos dobiegał. Owa osoba machała przez zamknięte okno ręką, jak wycieraczką, a pozostała część ciała pozostawała niewidoczna...


17:40. Podjazd między Klimkówką (za plecami) i Uściem Gorlickim (widocznym w centrum). Po lewej lesisty Kamienny Horbek (544 m n.p.m.) i rzeka Ropa, wpadająca do Jeziora Klimkowskiego. Widok ku E


18:09. Klimkówka południowa pod Kielczykiem. Widok na Jezioro Klimkowskie ku NE. Po prawej Kopa (671 m n.p.m.). Szczyt drugi na lewo od słupa - Palcz (648 m n.p.m.). Pomiędzy nimi ujście Przysłupianki do jeziora i ledwie widoczne pasmo Magury Małastowskiej (6 km)


18:33. Widok z Klimkówki na Jezioro Klimkowskie ku SE. Od lewej Ubocz (623 m n.p.m.), Kopa (671 m n.p.m.), Palcz (648 m n.p.m.). Po prawej stoki Pasma Homoli. W centrum odległa Rotunda (771 m n.p.m.; 15 km) oraz nieco na prawo Jaworzyna Konieczniańska (881 m n.p.m.; 18 km)


18:56. Ropa. Kościół pw. św. Michała Archanioła z XVIII w., którego drzwi zamknięto tuż po naszej wizycie w przedsionku


19:31. Kasztel z XVI w. w Szymbarku. Widok ku SW


20:01. Rynek w Gorlicach. Widok ku E 


20:41. Gorlice. Pizza z Pieca na Garbarskiej. Niby duża, ale mała

Wyjazd na południe. W Sękowej skręt na Męcinkę i żmudna jazda w kierunku Lipinek, za którymi miała się znajdować miejscówka. W Męcinie Małej, pod koniec wsi udało się znaleźć wystarczająco odpowiednie miejsce, i to dużo wcześniej. Chwilę trwało badanie terenu. Wpierw pod las, potem w jego wschodni kraniec, najbardziej niewidoczny, ale najbardziej ryzykowny - pod samym lasem i przy linii energetycznej. Za linią drzew, po przekroczeniu kilku gałęzi rozłożonych na czystym przejściu, w mroku dostrzegło się jakiś domek w pewnej odległości. Trzeba było oddalić się. Rozważane zejście na sam dół i schowanie za krzakami, ale byłoby to totalnie widoczne z drogi.

Ostatecznie namiot znalazł się w pobliżu drzew nad strumieniem (słyszalnym, ale niewidocznym, bo niżej położonym), 2/3 odległości między lasem i drogą. Była to dobra decyzja, bowiem w nocy przeszła największa w życiu nawałnica, jaka nas spotkała pod namiotem. Pioruny waliły jeden za drugim, z czego dwa walnęły bliżej niż 500m, a jeden poniżej 300m, w kierunku jednego wyższych z punktów, rozważanych do nocowania. Dyskoteka trwała z pół nocy, ale trochę się przysypiał nie wiadomo było, która godzin, ile czasu mija.

Zaliczone gminy

- Krynica-Zdrój
- Muszyna
- Uście Gorlickie
- Ropa
- Gorlice (W+M)
- Sękowa
Rower:Czarny Dane wycieczki: 105.67 km (5.00 km teren), czas: 07:25 h, avg:14.25 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Beskid Burzowy III - Jezioro Rożnowskie

Wtorek, 12 lipca 2016 | dodano: 21.07.2016Kategoria 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Beskidy

Burze na szczęście nie przechodziły w okolicy. Spokojna i przyjemna noc, choć podłoże nieco niewygodne (bywało wiele gorszych). Po wyjściu na drogę, pierwsza przerwa tam, gdzie poprzedniego wieczora przyszło nam zjeść lekką kolację przed zniknięciem w zagajniku. Do tego trochę pozachwycania się widokiem gór na południe od nas. Zjazd przez Nową Wieś Złocka. mapa w komórce zapowiadała przejazd. Był. Asfalt się skończył, przeszedł w drogę trawiastą, przecięła krótki las, rozdzieliła się na lewą w dół w jakby dolinę strumienia i prawo przez łąkę blisko gospodarstwa. Przed gospodarstwem wyjazd na gruntówkę doń prowadzącą. Podjazdm na którym owady kąszące sztuk niewielu. Koło krzyża wyjazd na asfalt i ponownie w dół. Tym razem było dobrze.


09:09. Niedzwiedza. Po przebudzeniu i spakowaniu (po lewej miejsce kolacji). Widoczny dach budynku w Nowej Wsi Złockiej. W tle szczyty wzgórz na E od Czchowa. Widok ku S


09:14. Droga z mapy w komórce. Widok ku NW


09:31. Nowa Wieś Złocka. Grzybów nie rozpoznaję...


09:49. Po posiłku, w kierunku Złotej. W tle wzgórza koło Czchowa (miasto na zboczu wzgórza, na przedłużeniu osi drogi). Na horyzoncie blade Pasmo Łososińskie. Widok ku SW

Asfalt ostro skręcał w prawo, droga prosto niknęła gruntówką w lesie. Wjazd do zwartego obszaru zabudowy w Złotej, ale zjazd tam nie tą ulicą, co trzeba - znów wina mapy, sugerującej przejazd, a tam zajmująca się malinami kobicina mówiła co innego. Powrót pod górkę, zjazd na drogę właściwą i kolejny - na DW 980. Według planu, na Złotą miał być skręt nieco ponad kilometr wcześniej, a w Jurkowie pognać na zachód do Iwkowej. Stało się jak stało, a z Jurkowa przejazd do Czchowa. Zakupy spożywcze, do tego 3 dętki z pobliskiego serwisu (dwie posiadane mogły nie być wystarczające, a z tylnego u Mitori powoli schodziło powietrze, więc i tak zostalibyśmy tylko z jedną w zapasie). Obejrzawszy wnętrze kościoła (jak większość na trasie - tylko z przedsionka), który był w remoncie, tudzież konserwacji. Z Rynku zjazd na parking pod zamkiem. Prowadziła stamtąd wąska ścieżynka pod górkę prowadząca. Dojazd do ławeczki, gdzie nastała przerwa na posiłek. Zwiedzanie wieży odbyło się na zmiany (porównywalną do tej z Iłży). Poza nami, wnętrze odwiedziło jeszcze 6 osób. Schody w budynku ~80-100 stopni.


11:15. Wnętrze kościoła w Czchowie


11:20. Baszta zamku w Czchowie


11:31.Widok z baszty, rozciągający się od NW po SE


12:05. Plac zabaw między kościołem i drogą na basztę od strony parkingu


12:08. Zabudowa ulicy Św. Kingi, odchodzącej od rynku ku Iwkowej

Przejazd do Iwkowej był pierwszym poważnym podjazdem na tej wyprawie. Kilka serpentyn, długo, dość stromo, gorąco. Krótka przerwa na kulminacji. Nie było między nami istotnej różnicy w czasie jej osiągnięcia. Zjazd przyjemny, choć z niespodzianką. przed skrętem na Wytrzyszczkę była dolina i niewielki, ale stromy podjazd. Spadł mi tam łańcuch przy zmianie biegów. Przez to trzeba się było trochę przespacerować. Przed drugą kulminacja przerwa na przystanku by ochłonąć. Zebrały się w tym czasie chmury na niebie. Zrobiło się chłodnawo. Czym prędszy zjazd, gdyż niebo sugerowało mniej lub bardziej rychłe opady. Ten zjazd był przez sporą część nowym, bezproblemowym asfaltem, lecz od skrętu na Ostrą Górę się zepsuł.


12:35. Rzut oka w kierunku Iwkowej (w dolinie po prawej). U dołu zdjęcia wieś Wytrzyszczka. Na horyzoncie (od lewej przez 2/3 zdjęcia) Pasmo Łososińskie. Widok ku SW

12:39. Chchów (Koziniec). Wytrzyszczka na zboczu Ostrej Góry (335 m n.p.m.). Widok ku S

Z Iwkowej plan zakładał przebicie się przez górę w okolicy Tropsztyna, ale za późno się udało zorientować, że minięta została właściwa odnoga. Powrót bez sensu. Inna opcja to jazda przez Połom Mały. Po zerknięciu na mapę i wspomnieniu przygód z rana, już poszło bez kombinowania - najprostszy w świecie zjazd przez Łęki do DK 75. Tu już kombinowanie się jednak zaczęło, gdyż krajówkę tę znamy. Korzystając z pierwszego mostu pieszego, spacerem do Witowic Górnych. Za nią krótki fragment polnej drogi do asfaltu i obranie kierunku na Witowice Dolne. Niestety znów męczenie się podjazdem, choć dużo krótszym. Po zjeździe przerwa w "Malince". Drobne uzupełnienie zapasów. Kupując oranżadę w butelce kasjerka wspomniała, że trzeba będzie kaucję doliczyć. Rzuciwszy szybko, że nie trzeba, zaraz oddamy, rzuciła tylko podejrzliwym wzrokiem, mówiąc coś w stylu "na pewno?", ale obyło się bez komplikacji, a butelki wróciły do sklepu.


13:34. Porąbka Iwkowska. Krzyż Jubileuszowy w Połomie Małym. Widok ku E


13:50. Witowice Górne. Mostek żelazny, całkiem przyjazny. Widok ku SE


14:47. Rożnów. Fortyfikacja obronna z połowy XVI w. Widok ku E


14:58. Rożnów. Zamek z XIV w. przy drodze do zapory. Widok ku SW

Przerwa sprawiła, że deszczowe chmury zdążyły się zbliżyć. Tempo trochę wzrosło, podczas jazdy do Rożnowa, lecz pierwsze krople zdążyły paść, nim nawet udało się dostać w pobliże zabudowań. Były niewielkie, a dzień jednak gorący (mimo chłodu, jaki nastał przez zasłonięcie słońca chmurami), wiec bez zatrzymywania. Tuż za mostem deszcz ucichł. Podjazd kolejny, równie męczący, co ten w Czchowie, udało się podjechać na dwa razy, gdyż na rondzie skręt w prawo, aby ujrzeć zamku ruiny. Przy nim krótka przerwa i dalsza mordęga w górę (rezygnując z wizyty na zaporze, bo nie było najmniejszej ochoty na jeszcze dłuższy podjazd, nie znając kolejnego). Jeszcze trochę popadało. Zjazd miał kilka ostrych łuków. Gródek nad Dunajcem przejechany szybko, tylko pod koniec zatrzymując się na ławce, by coś przekąsić po wysiłku i popatrzeć na jezioro.


15:34. Bartkowa-Posadowa. Hmm... No tak...


15:43. Jezioro Rożnowskie widoczne z końca zabudowanego terenu Gródka nad Dunajcem. W centrum Małpia Wyspa. Widok ku NW


16:03. Mitori ma mało samotnych zdjęć, więc oto i ono

Dalsza trasa była malownicza, choć chmury trochę psuły wszystko i nieco nas poganiały, wędrując na wschód z południowymi oddziałami pozostającymi z tyłu, co sprawiało, że raz jechało się przez tereny wychłodzone, a raz gorące, dusznawe i jeszcze trochę słoneczne. Tak się działo powoli do popołudnia, potem wjazd w obszar pogodny. Za zjazdem na Sienną był jeszcze jeden długi podjazd. Cztery osoby w wieku do 20 lat, jadące z górki (chłopak, trzy dziewczyny, widać że mało doświadczeni) postanowili się zatrzymać gdzieś w okolicy ostrego skrętu. Komunikacja trochę szwankowała i zostali jeszcze sowicie strąbieni przez kierowce, który był świadkiem ich manewru.


16:30. DW 975. Sienna (Łącztek). Dalej wzdłuż jeziora. Po prawej Znamirowice. W centrum wzgórze wsi Rąbkowa. Na lewo Jodłowiec (482 m n.p.m.) pod którym przyszło spać w 2010 r. Na horyzoncie widoczne Pasmo Łososińskie, z wybijającym się, piramidalnym Jaworzem (921 m n.p.m.). Widok ku E


17:05. Widok ku E na Pasmo Łososińskie i leżące w centrum Tęgoborze. W 2010, do owej miejscowości, odbył się zjazd DK 75 biegnącą po wschodnim stoku wzgórza Jodłowiec (482 m n.p.m.) po prawej. Z lewej Białowodzka Góra (616 m n.p.m.), w centrum Chełm (614 m n.p.m.), na prawo od niego piramidalny Jaworz (921 m n.p.m.). Po prawej, przy skraju zdjęcia, Jodłowiec (482 m n.p.m.)

Widok na Nowy Sącz, szybki i zaopatrzony w zakręt zjazd, a nawierzchnia różna. Wpierw krajówką, potem ścieżką rowerową przy niej. Jechało się bardzo ciężko i opornie. Podjazdy wyssały większość sił. Przerwa i zakupy w markecie przy Nawojowskiej. Tam zerk na mapę i olśniło mnie - jeszcze Kamionka Wielka! Nie została oznaczona na mapie przejazdu (tak to jest przy odwracaniu trasy w RWG). Bez zwłoki, lecz i niezbyt szybko dojeżdżając do niej, robiąc pętle przez most do Kamionki Małej, z niej drugim na tą sama trasę, którą wjechało się, a potem jeszcze cofało do Nowego Sącza. Wydawało się, że trzeba będzie raz jeszcze wrócić w pobliże marketu, ale na szczęście była jeszcze ulica Prusa, którą na spokojnie przejechało się ponad 2 kilometry. Potem wyjazd na chodnik przy krajówce, a gdy się skończył - krajówką. Byle do noclegu, bo zmęczenie się wylewało. Miejsce znalezione przez internet, ale dokładne położenie wyszło dopiero w praniu, bo jadąc dróżką, mijało się dwie osoby. Przekroczenie rzeki po kamieniach, spacerem trochę pod górkę, a na łące, nieco pochyłej, wreszcie udało się zebrać siły po tym dniu.


17:24. Widok na Nowy Sącz ku S. Z prawej stok Paściej Góry w Rdziostowie. Na horyzoncie za nim Pasmo Radziejowej, a na lewo Pasmo Jaworzyny (wzdłuż której [chyba nie] było siły jechać). 

Zaliczone gminy

- Iwkowa
- Gródek nad Dunajcem
- Kamionka Wielka
- Nawojowa
- Łabowa
Rower:Czarny Dane wycieczki: 96.89 km (3.00 km teren), czas: 07:19 h, avg:13.24 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Beskid Burzowy II - Kurs na południe

Poniedziałek, 11 lipca 2016 | dodano: 21.07.2016Kategoria 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Beskidy

Widok po obudzeniu był satysfakcjonujący. Jak się okazało się, już udało się dotrzeć do Koniuszy. Całe szczęście, bo przed sprawdzeniem mapy wydawało się, że będzie to gdzieś w dole, a była na wzgórzu. Po spakowaniu wjazd do centrum i jeszcze rundkę koło kościoła - najwyższego miejsca w wiosce. Zjazd cały czas na zachód do Gnatowic. Nie polecam się rozpędzać, bo droga strasznie łatana, sporo żwiru a na samym dole ostry zakręt, zza którego nie widać czy coś nie wyskoczy.


08:24. Koniusza (S część wsi). SE Wyżyna Miechowska. Po lewej Las Polanowiec (12 km) miedzy Goszczą i i DK 7. W obniżeniu między owym lasem i lasem w centrum - wieś Zaborze. Po prawej ponad linią drzew przy czerwonym domu, ukryte Słomniki (11 km). Widok ku NNW


08:58. Koniusza (S część wsi). Na pierwszym planie Polekarcice (3 km). Ponad wsią widoczne liczne drzewa Skrzeszowic (5 km). Dalej widoczna odległa Goszcza (11 km) i rozległy Las Polanowiec (12 km). Przy prawej krawędzi zdjęcia, między polami tuż poniżej lasu, widoczna linia kolejowa nr 8 Warszawa - Kraków. Przy lewej krawędzi zdjęcia zabudowania Marszowice (9 km). Na horyzoncie w centrum widoczne zachodnie zbocza Doliny Prądnika w pobliżu wsi Czajkowice (28km). Widok ku W


09:06. Koniusza. Dzwonnica z XVIII w. przed kościołem pw śś. Apostołów Piotra i Pawła z XVII w. Widok ku W


09:08. Koniusza. NW kraniec Płaskowyżu Proszowickiego. Z lewej widoczne Muniaczkowice (domostwa między drzewami). Na horyzoncie za nimi las Miechowski (16 km) koło wsi Klonów. Po prawej Dalewice i Rzędowice (w dolinie Ścieklca). Linia drzew u dołu zdjęcia prowadzi przez Chorążyce. Widok ku N


19:17. Zjazd do Gnatowic. Widok ku W

W Niegardowie przejazd za DW 775. W Muniaczkowicach duszny podjazd - słońce dogrzewało. Zjazd był świetny do rozpędzania się - prosty z niewielkim podjazdem pośrodku. Tuż za podjazdem droga zaczynała skręcać w prawo i zmieniała się nawierzchnia, więc dalej nie było sensu jeszcze bardziej się rozpędzać. Maksymalną prędkość osiągnięta nie była jakoś efektowna, bo rower nowy i jeszcze nie sprawdzony, a coś tam jeszcze mi wadziło w balansie całości (za dużo wody, źle ułożonej, zabranej z domu). Od Radziemic droga długa, łagodna, dość monotonna, ale głównie przez gorąco (choć ani razu nie było tak upalnie jak rok temu).


09:53. Za Muniaczkowicami. Pas startowy dla rowerów. Z prawej widoczne Błogocice. Z lewej, w oddali, Radziemice. Widok ku NE


09:58. Widok z drugiej strony na miejsce, skąd było zrobione poprzednie zdjęcie (blisko drzew na horyzoncie w pobliżu zabudowań). Widok ku SW

We Wrocimowicach zastanawiające było, czy chce nam się jechać na kopiec tamtejszego rycerza z bitwy grunwaldzkiej, ale się nie chciało. Od razu kurs pod drugi kopiec, a więc Kościuszki pod Racławicami. Trochę jazdy po alejkach parku pod wzgórzem. Po spacerze z rowerami do schodów, tam zostały, by na lekko wejść na samą górę piramidalnego obiektu. Widok może nie był powalający, bo w lesie z wyciętymi drzewami w kierunku wsi, ale zawsze to jakaś forma ruchu dla nieużywanych na rowerze mięśni. Na koniec przerwa na posiłek pod wzgórzem. Wiał przyjemny, chłodny wiatr, ale trochę przeszkadzało zwijanie się cyrku, po wczorajszej imprezie.


10:50. Janowiczki. Na kopcu Kościuszki pod Racławicami. Widok ku W


10:56. Janowiczki. Na kopcu Kościuszki pod Racławicami


12:00. Janowiczki. Pomnik Bartosza Głowackiego


12:26. Zjazd do Głupczowa z DW 783. Widok ku S


13:13. Za Pałecznicą (Piwniczyska). To zdjęcie byłoby lepsze, gdyby nie facet, który jadąc samochodem nie wyprzedził, tylko stał... Widok ku NE

Przejazd fragment DW 783. Pod górkę. Zjazd na kolejną podjazdową i zjazdową trasę przez Głupczów do Pałecznicy. Zmęczyła nas tak, że już tęskniło się za kolejną przerwą na posiłek. Podjazd przez Piwniczyska i długa droga (w większości zjazdowa) do Proszowic. Za Kolejową zakupy w markecie i sporo odpoczywania - na parapecie, podobnie jak kilka innych osób. Męcząca trasa na Nowe Brzesko - oby do Wisły, bo tam już i spokojnie, i cień lasów, i równina. Kolejna krótka przerwa pod sklepem w Drwinii. Pierwszym jaki się nawinął.


16:01. Most na Wiśle w Nowym Brzesku. Widok ku NW


16:02. I samo Nowe Brzesko zza Wisły. Widok ku N


17:11. DW 965. Przydrożna kapliczka w Drwinii z 1880 r.

DW 965 doprowadziła nas do Bochni. Wjazd do centrum i odpoczynek przy bazylice, jednocześnie trochę ja oglądając. Pół roku wcześniej (autem) nie było na to specjalnie czasu. Zjazd Trudną do DK 94, która dzięki pobliskiej, odciążającej autostradzie była łatwa do jazdy. Udało się przejechać sobie z nią dość sprawnie, byle tylko z niej zjechać na nocleg za Dębnem. Udało się go znaleźć w szczytowej partii Niedzwiedzy, gdy z głównej trasy pojechało się w górę, w tereny mniej zabudowane. Rozciągał się stamtąd niezły widok (również cień tatr) tym bardziej że na północ od nas rozbudowywały się chmury burzowe. Tylko czemu wieś Doły, była wyżej niż pozostałe?


18:25. Bochnia. Budynek z 1895 r. projektu Teodora Talowskiego


18:30. Bochnia. Dzwonnica przed bazyliką, zrekonstruowana w latach '90 XX w.


18:39. Bochnia. Wnętrze bazyliki


19:39. Rynek w Brzesku. Widok ku NE


21:05. Niedźwiedza. Chmury za Wisłą widoczne ze wzgórza ponad lasem Skotlik

Zaliczone gminy

- Radziemice
- Pałecznica
- Proszowice
- Drwinia
- Dębno
Rower:Czarny Dane wycieczki: 113.72 km (2.00 km teren), czas: 07:45 h, avg:14.67 km/h, prędkość maks: 57.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Beskid Burzowy I - Z Krakowa

Niedziela, 10 lipca 2016 | dodano: 21.07.2016Kategoria 2 Osoby, Pół nocne, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2016 Beskidy, Z rodziną

Pociąg

Rodzina podwiozła mnie i Kasię na Dworzec Zachodni. Bilety kupione o 14:47 do stacji Kraków Główny. Planowy przejazd między 14:55 a 17:49. Pociąg podjechał, niemal idealnie zatrzymując się przedziałem rowerowym pod nasze stopy. Tylko trochę trzeba się było przesunąć w prawo. Wyjazd ~15 z Zachodniego. W Krakowie ~18. Trasa przejazdu pociągu była ta sama, co w marcu, tj. przez Włoszczową Północ. Godzina zresztą też (pomijając drobne niuanse).

Kraków (N strona Wisły)

Po przygotowaniu rowerów, wyjście z dworca nastąpiło w pobliżu ruchomych schodów, które ułatwiły zjazd na dół. Z początku naszły myśli, by wykorzystać znaną już windę w Galerii, ale zejście było w nieznanej mi część, więc jednak padło na spacer w lewo, przez stację tramwajową, która przypominała metro. Winda, krótki plac koło dworca PKS, druga winda (ta już śmierdziała środkami dezynfekującymi jak z publicznego WC). Na górze został obrany kurs - na zapiekanki, jadąc Bosacką, Strzelecką, Blich, przez targowisko w Siedleckiego, koło kirkutu pod wiaduktem kolejowym, Miodową, Meiselsa i wreszcie na Plac Nowy. Po posiłku jazda ul. Wąską i Gazową na most z kłódkami.

Kraków (S strona Wisły)

Na drugim brzegu trochę starania, abyśmy przynajmniej na początku nie wjeżdżali na główną i poznali mniejsze uliczki. Józefińska, Dąbrowskiego, Deckerta i Kiełkowskiego (ścieżka od niej odchodząca była rozkopana i pewnie będzie z tego jakaś uliczka). Wjazd na ścieżkę przy Kuklińskiego, którą jechało się do jej wschodniego krańca, nawet gdy zmieniła się w chodnik. Przy Saskiej ścieżka odbijała również na południe. Para kobitek nie wiedziała jak jechać, bo ścieżka rowerowa była oznaczona tylko ku północy, a szosa wspólna (boczna, nie główna) jako jednokierunkowa w kierunku, w którym chciały jechać. Zdezorientowane pojechały wariantem właściwym, zapewne myśląc że błędnie. Przy skręcie w Bartników stała długa ruina jakiegoś przedsiębiorstwa.


19:17. Kraków. Józefińska 24. Tablica muralowa nawiązująca do Lema.

19:48. Kraków. Rybitwy. Ścieżka rowerowa biegnąca na Brzegi.

Campus Misericordiae przed ŚDM

Gdy i chodnik się urwał, doprowadził do budowy wiaduktu nowo budowanej S7. Nad rzeką widać było kilka pylonów, również jeszcze nieukończonych. Po drugiej stronie wiaduktu znajdowała się droga jeszcze częściowo zamknięta dla ruchu. Tą jazda, a potem wjazd na ścieżkę po prawej stronie. Odcinek powstał niedawno i kończył się rondem, gdzie zebrała się spora grupa odmawiająca różaniec. Skręt w lewo, koło hali zjazd na asfaltową drogę (znów lewo). Trochę kręcenia po wschodnich terenach Campus Misericordiae, gdzie wnet odbywać się miały Światowe Dni Młodzieży. Kilkukrotny przejazd po rzeczce Zabawce, na której powstały nowe tymczasowe mosty, lecz nie wszystkie były jeszcze ukończone. Potem kolejną asfaltową drogą powrót pod halę, przed którą stała konstrukcja ołtarza, cofnięcie na południe do zjazdu z głównej trasy, biegnącej przez ten teren, przejazd drugim mostem żelaznym, tym razem na Serafie, dalej dróżką wzdłuż wschodniej granicy stawu (ładne kolory o zachodzie słońca), która kończyła się na wspomnianej wcześniej ścieżce rowerowej, w Brzegach w rejonie Dużej Grobli.


20:20. Kokotów. Jeden z tymczasowych mostów (ten na Zabawce). Po prawej kościół pw. Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny w Strumianach z XX w.


20:28. Kokotów. Odcinek po żelaznych płytach po zachodniej stronie Zabawki


20:38. Kokotów. Budowa ołtarza


20:41. Plan kampusu


20:46. Staw przy sektorze niebieskim

Kraków (wschodni)

Gdy ścieżka zmieniała strony, przyszła pora na przejazd i zjazd na gruntówkę przez Księdzowe Pole na ul. Łubnia i dalej na zachód. Robiło się już ciemno, więc przed kościołem trwało nasze przygotowanie się do nocnej jazdy. Ul. Półłanki po chodniku. Po N stronie Wisły, również wzdłuż Klasztornej na podjeździe. Przy Ptaszyckiego ścieżką rowerową na wschód, ale niezbyt długo. Tam również trwała budowa S7 i nieco odmienna organizacja ruchu. Jazda Igołomską była co nieco trudna. Skręt w Jeziorko do Ruszczy, a potem jazda fajnym, wąskim, podwójnym tunelem. Kierunek na Luborzycę. Droga przez Dojazdów była zaopatrzona w solidny podjazd z ładnym widokiem (do którego trzeba by się było zatrzymać przed osiągnięciem kulminacji).


22:37. Kraków (Nowa Huta). Tunel pod linią kolejową w Ruszczy

Na nocleg

Wyjazd na DW 776, na moment zjazd do Luborzycy, omijając obwodnicę, a na wojewódzką powrót, wnet na rondzie (leżącym po części w Kocmyrzowie). W Biórkowie Małym udało się dostrzec okazję do nocowania, a zmęczenie było już spore, pomimo nikłego dystansu. Spacer wzdłuż krawędzi lasu, po czym okazało się, że są one na granicy jakiejś działki z zabudowaniami, więc w tył zwrot. Jeszcze trochę wysiłku, przerw. W Posądzy skręt w lewo i długa, wąska droga na wprost pod górę. W ciemno, bo i noc późna. Udało się. Nocleg może nie idealny, ale w sam raz. Do tego nocny widok na światła Krakowa i okolic z lewej, a po prawej nekropolii pobliskiej wsi.

Zaliczone gminy

- Kocmyrzów-Luborzyca
- Koniusza
Rower:Czarny Dane wycieczki: 58.66 km (7.00 km teren), czas: 04:45 h, avg:12.35 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Śląskie oczyszczenie X - Do Częstochowy

Czwartek, 7 kwietnia 2016 | dodano: 08.04.2016Kategoria >300, Nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2016 Górny Śląsk

Nocleg opuszczony przed 9. Udało się dobrze wyspać, choć było zimno, jak na całej wyprawie. Udało się zregenerować po maratonie, podjazdach górskich i wyżynnych. Pogoda też była niezła, bo wiatr na NE i słonecznie, poza drobnym deszczem w plecy i silnym bocznym wiatrem około 15. O tej to porze całe niebo spochmurniało i było bardzo nieciekawie.


08:49. Wspaniały poranek na S od Leśnicy. Widok ku SE


09:09. Granica między Leśnicą i Krasową. Klasztor na Górze Św. Anny (~5 km). Widok ku N


09:14. Granica między Leśnicą i Krasową. Arcellor Mittal w Zdzieszowicach. Widok ku W

Kurs do Leśnicy, po czym cofnięcie do Januszkowic, z kilkoma przerwami. Z DW 423 w pewnym miejscu odchodziła pod górkę ścieżka rowerowa, ale po nauczce z kędzierzyńskiego przykładu, zabrakło zaufania jej. Nie było informacji gdzie prowadzi, a utknąć w polach nie było ochoty. Docierając do Krępnej nie widać było ani jej, ani innej ścieżki, która mogła by za nią uchodzić. Około 10:30 wjazd do Krapkowic i przerwę na słodkie śniadanie w cukierni przy Prudnickiej. Chwila się wahania, czy jechać pod wiatr do Korfantowa, czy wpierw na północ. Ostatecznie padło na wariant drugi, przewidując, że w trasę powrotną z Korfantowa lepiej poprowadzić równoleżnikowo, by łatwiej wykorzystać wiatr.

W związku z opadami, niższymi temperaturami, ogólnym zmęczeniem wyprawą i zasadniczym wykonaniem praktycznie całego planu podróży (w kilku miejscach skrót: Cieszyn i Zebrzydowice przed maratonem, zamiast po nim; przecięcie Czerwionki-Leszczyny, zamiast objazdu po wszystkich dzielnicach/sołectwach; Krzanowice tylko jako teren gminy zamiast jej centrum; Z Branic na Głogówek, zamiast na Prudnik przez Czechy, przez co pętla przez Korfantów wypadła na ten dzień, lub na przyszłość) zamiast do Kluczborka, gdzie padła decyzję o powrocie koło Łodzi lub kontynuacji w stronę Wrocławia, wpadła opcja dojazdu do Opola lub Częstochowy, jako miejsca, gdzie trzeba było łapać pociąg. Zastanawiało mnie, czy atakować Korfantów, czy zostawić go na przyszłość, ale po obudzeniu po 8, padł wniosek, że na ostatni pociąg z Częstochowy tego dnia nie zdążę, więc mam dodatkowy czas, który mogę wykorzystać na dodatkową ~75km pętlę.


11:34. Dąbrówka Górna - Wybłyszczów. Choć na mapie była w tym miejscu oznaczona wojewódzka wzdłuż autostrady, to i tak dobrze się jechało. Widok ku NW

Po DK 45 jazda grubo ponad 30km/h często korzystając z dolnych chwytów, które do tej pory były używane głownie na zjazdach, by redukować opór powietrza i siłą rozpędu pokonywać 1/3-2/3 części podjazdów. W Dąbrówce Górniczej skręt w lewo i przejazd drogą przez las. Wiatr mnie tam nie wspomagała, a pomimo drzew nawet częściowo przeszkadzał. Wyjazd w Wybłyszczowie, skąd już tylko krok był do Próchnika. Krótka przerwa nawigacyjna pod UG, z której jasno wynikało, że dojazd do Tułowic jest w zasadzie jeden i do tego niepewny. Jazda DW 429 bardzo mi się dłużyła, aż doprowadziła do Komprachcic. Tam skręt w lewom, a jak się okazało, krótsza trasa istniała i była stosunkowo świeża, tylko wiatr bardzo wszystko utrudniał. Nim wjechało się w lesie, zdarzyło mi się minąć 4 rowerzystów w bocznej dróżce, odpoczywających, na kogoś czekających, lub zastanawiających się nad dalsza trasą. W każdym razie, po machnięciu w ich stronę, już nie zdarzyło mi się ich więcej spotkać.


13:00. Szydłów. Cegielnia przy torach kolejowych

Podjazdy były niewielkie, ale koło Szydłowa jakoś szczególnie odczuwalne. Na szczęście trasa była tego dnia dość płaska, bo na tych wzniesieniach, które mimo to były napotykane, prędkość gwałtownie malała, jakby w tym roku dopiero przejechał 100km, zamiast 1000km. W Tułowicach moja uwagę przykuło technikum leśne, zlokalizowane przy i w tamtejszym pałacu, w bardzo dobrym stanie i o ciekawym wyglądzie. Mijając je, między budynkami widać było kręcących się uczniów w mundurach, zapewne w czasie przerwy. Po DW 405 jazd z wysiłkiem, pod wiatr i nie zwracając zbytniej uwagi na okolicę. Dopadło mnie znużenie. Podobnie było na DW 407 za Korfantowem, ale było to wynikiem wiatru bocznego i wspomnianych opadów deszczu. W terenie rozglądanie raczej po to, by dosięgnąć wzrokiem jakiś sklep. Ten udało się nawiedzić w Pogórzu. Uzupełnienie płynów i w dalszą trasę. Deszcz, choć mały, skończył się, a wiatr pomagał trochę bardziej, gdy trasa wiodła jeszcze bardziej na wschód.


13:11. Skarbiszowice. W tle komin ruin cegielni


14:08. DW 405. Jeszcze kilka kilometrów pod wiatr ku SSW

W Chrzelicach zwróciły moją uwagę na ruiny zamku, otoczonego fosą, wokół którego biegła szosa. Niestety, nie było czasu, ani chęci, by akurat tego dnia zaglądać tam, czy do innych zabytków. To akurat wolę w duecie lub większej grupie. Za wsią znów wróciło mi śpiewanie, które porywał wiatr. Spokojnymi drogami przez Racławiczki wyjazd w Strzeliczkach na DW 409. Przed Dobrą kolejny ciekawy pałacyk. W Steblowie zmęczenie jazdą i zjazd na ścieżkę, która akurat się pojawiła. Dalej na Rynek w Krapkowicach, który opuszczony został Rybacką. Ponowny wjazd na chodniki i ścieżki, by tak wyjechać z miasteczka. W Gogolinie skręt w Ligonia. Za wysypiskiem w prawo, znów z wiatrem, znów z pieśnią.


15:19. Chrzelice. Zabudowania na południe od ruin zamku


15:33. Chrzelice - Racławiczki. Ostatni rzut oka na góry. Tu widoczne Opawskie (~26 km) ku SW


16:12. Dobra. Pałac rodu von Seherr-Thoss z XVIII w.


16:35. Rynek w Krapkowicach widziane z Sądowej ku NE


16:38. Krapkowice. Most DW 409. Po prawej ujście Osobłogi. Widok na Odrę ku SE


16:56. DW 409. W Gogolinie, co z piosenki słynie. Po zachodniej stronie torów. Widok ku SE

Wedle mapy, przez Kamionek i Kamień Śląski trzeba się było dostać do Tarnowa Opolskiego. Przez pierwszą wieś, droga wróciła mnie na główny asfalt, bez podawania informacji o skręcie na kolejną wieś (droga wiodła albo przez, albo wzdłuż lotniska). W drugiej miejscowości również przejazd przez jej centrum, a wyjazd ulicą Ligonia, zmierzającą do lasu po ścieżce turystycznej. Obie wsie był bardzo zadbane, zrewitalizowane i takie że "łał". W lesie skręt w prawo, potem w lewo i wyjazd na terenie kamieniołomu wapieni. Przy bramie minął mnie kierowca ciężarówki, z którym na migi porozumieliśmy się, że dalej drogi nie ma i mam się cofnąć. Powrót na szlak - droga była trochę zabłocona po opadach, jakie przetaczały się gąsienicowym, frontem pełznącym ku NE, który mnie ledwie skropił, a tereny bardziej wschodnie już trochę zlał. I mnie by to spotkało, gdyby nie pętla przez Korfantów.


17:22. Kamionek. Głaz powitalny. Widok ku NE


17:25. Kamionek. Szkolna. Efekty rewitalizacji. Widok ku E


17:35. Wiosna w Kamieniu Śląskim. Parkowa. Widok ku E

Polną drogą, a wcześniej zakładową, pokrytą żółtobiałym błotem, przejazd do Skalnej w Tarnowie Opolskim. Trochę jazdy po płytach, a tuż za torami do sklepu po wodę i jakiś posiłek (wcześniej tego dnia skończyły się wszystkie zapasy pokarmu, jakie wiezione były nawet od domu (paczka rodzynek)), co było trafną decyzją. Było już po 18. Skręt w Nakielską, układając trasę w głowie i przez telefon, zmodyfikowaną o dwie gminy na północ od Dobrodzienia. Szacując, że powinno dać radę dosięgnąć je w czasie dzisiejszej podróży, równocześnie oszczędzając sobie zbaczania z trasy na przyszłej wyprawie. W Nakle wyjazd na DK 94. Zwiększyły się obroty, do czasu aż skończyła mi się bateria w mp3. W Suchej zjazd na przystanek, wymiana jej i pora na lekką kolację. Około 19:20 wjazd do Strzelec Opolskich. Przejazd przez miasto potrwał 20 minut, a za nim wjazd na ścieżkę do Jemielnicy (przy lesie za Szczepankiem).


17:56. Południowa granica Tarnowa Opolskiego. NE Droga do kamieniołomu


17:58. Tarnów Opolski. Zakłady wapiennicze Lhoist Opolwap.


18:10. Tarnów Opolski. Dworcowa. Ostatnie zakupy. Widok ku W


19:33. Strzelce Opolskie. Ratusz z XIX w.

Zapadała noc, gdy rower skręcał w Szkolną. Przejazd do Łazisk. Na polach płożyła się delikatna mgła. Według lokalnych tablic z mapami, ze wsi tej prowadził szlak rowerowy wprost do Kolonowskich. Przez las i raczej nie asfaltowy. Gdyby przybyć godzinę wcześniej, zapewne by się tam wjechało, ale po dotarciu do wsi, ani nie było wiadomo, z której ulicy się zaczyna, ani czy nie stracę więcej czasu niż mi pozostało. Zamiast tego, przez Bokowe dojazd do Osieka (długa telefoniczna rozmowa o tym, dokąd prowadzą drogi na rozwidleniu i którą lepiej dotrzeć na miejsce). Można było pojechać przez wieś, przez Kadłub, skutkiem czego skręciło się w prawo, po czym długo, niemożebnie długo, jechało się po wijącej, wznoszącej i opadającej drodze przez las, gdzie mijało się raptem z jednym samochodem i przejeżdżało kilka mostków. Niemal cały czas wpatrując się w światło lampki, droga bowiem niedawno przechodziła drobny retusz, przez co pokryta była jeszcze śmierdzącym żużlem i smołą.


21:21.Kolonowskie od strony Staniszcza Wielkiego. Przerwa na dołożenie kolejnej warstwy ubrań

Z ulgą (i śpiewem) wyjechało się w Staniszczach Wielkich. Przy moście przerwa, by założyć na siebie koszulkę. Były już cztery warstwy ubrań i wreszcie było mi ciepło. Pod torami przejazd brukowaną Dzierżonia i dojazd do DW 463. Dłuższa komunikacja telefoniczna, dotycząc odmierzania kolejnych odcinków, przez pozostałe do odwiedzenia gminy bez pudła. Kilka kilometrów przez ciemny las. Skręt w prawo. Nadala las. Myślina. Fragment DK 46. Za torami skręt na północ. W Makowczycach skrót do Szemrowic. Droga pod górkę. Światełka po miejscu wypadku. Las. Zębowice...

Nawrót przy ul. Osiny. Las. Światełka. Szemrowice. Warłów. Dobrodzień. Długa droga do centrum, przerwa na posiłek i odmierzenie odległości przez telefon. Na przystanku we wschodniej części wsi, na mnie znalazły się pozostałe dwie koszulki, z czego jedna rowerowa, co znów nieco mnie ociepliło. Krajówką do Gosławic, a z nich ścieżką do skrętu na Ciasną. Kolejny odcinek przejechany nieco jak w transie. Na DK 11 krótka przerwa i ocena mapy. Długa prosta przez Lubliniec i potem w prawo. I tak było. Miasto przecięte bardzo szybko, choć w centrum jeszcze kręciło się trochę osób, a było koło 1 w nocy. Sam wjazd odrobinę kłopotliwy, bo sporo zakrętów na bezkolizyjnym skrzyżowaniu krajówek, będących obwodnicami Lublińca.

Skręt na Krupski Młyn. Stojąc, przykrywając się śpiworem, równocześnie opierając o rower, zastanawiało mnie, czy aby tę gminę da radę odwiedzić jadąc po prostu krajówką, albo wjeżdżając na 1km od niej. Telefoniczne informacje trochę potrwały, ale gmina nie ułatwiała sprawy, bo jej granica niemal pokrywała się z granicą miejscowości, skrytej głęboko w lesie. Nie pozostało mi nic innego, niż przekąsić prawie ostatni posiłek, a potem ruszyć przez owy Młyn. Nic innego się nie opłacało. Dodatkowo droga była pełna dziur, a lampka już trochę straciła na mocy. Nie było ochoty wymieniać baterii i co chwila wpadało się w jakąś dziurę. Na szczęście więcej, niż wspomniane wcześniej dwie szprychy (stracone od zbyt częstego stawania na pedały w trakcie podjazdów, za mocno obciążając przednie koło), już nie spotkał tragiczny koniec.

Do Krupskiego Młyna wjazd około 3. Czuć było nieco styranie, ale wciąż nie bez potrzeby snu śpiący i nadal pozostając z zapasem sił. Jadąc doń, rozważane było rozłożenie namiotu, ale myśl ta została odrzucona myśli, bo koniec wyjazdu był już zbyt blisko Częstochowy>pociągu>domu, wiec nie było warto. Zapowiadane były również opady, biorące się ze stacjonarnych komórek konwekcyjnych znad małopolskiego i podkarpackiego. ICM prognozował opady na godzinę 2 i około kolejną dobę. Istotnie. Po rozmowie telefonicznej, jadrąc dziurawą drogą, dało się odczuć trochę kropel, ale trudno było mi stwierdzić, czy to deszcz, czy woda z drzew, czy może woda nagle skraplała się kilka metrów nad głową. Dużo bardziej widoczne były wodne mokre osady, czy to na otoczeniu, czy na rowerze. Ani mi to nie przeszkadzało, ani nie było specjalnie zauważalne. Dało wszakże motywację do dalszej jazdy. Nawet jeśli drobne i przesunięte o godzinę w przód, wciąż mogły być zapowiedzią większej ulewy. Na szczęście nie były.


02:54. Krupski Młyn. Ok. 3 w nocy

Mijało się kilka wsi przedzielonych lasami i przy każdej łudząc się, że to już Tworóg. Tam skręt w DW 907 odkąd włączył mi się tryb autopilota. Śpiewać to już od dawna nie było sił. Wzrok rozpływał się na jaśniejszej plamie światła, a rower gonił ją jak przysłowiową marchewkę. Droga wiodła w górę. Z niewielkimi, zimnymi przerwami na zjazdy, to właściwie aż do rana. Autopilot, czy chyba raczej rodzaj autohipnozy (oczy otwarte, sztywno wpatrując się jakby "za" plamę światła, ciało porusza bez udziału świadomości, a każda próba przeniesienia wzroku gdzie indziej jest trudna, tak jak próba rozwarcia powiek przed wybudzeniem się z przyjemnego snu i powrotu do rzeczywistości), potrwał do Brusieka. Przerwa przed mostkiem, znów narzucając śpiwór i dokańczając ostatnią połowę drugiej z pizzarynek. Do tego reszta magnezu z tabletki, rozpuszczonej w wodzie, którą powędrowała do butelki po resztkach soku.

Przy każdej z kolejnych miejscowości odliczanie odległości do Częstochowy. Na pierwszy pociąg po 5 rano nie było szans, na drugi zbyt wcześnie. O ile nic się nie zdarzy niespodziewanego. Nie zdarzyło się. W Konopiskach wjazd na już przejechaną w poprzednim roku trasę. Tym razem jadąc w drugą stronę i mając wyraźny obraz tego, ile mi pozostało do centrum. Jakby w odpowiedzi, ciało zaczęło ograniczać straty energii i ograniczać sprawność. Zjazd na chodniki, którymi reszta trasy mijała mi praktycznie do końca. Z wojewódzkiej zjazd w Sabinowską i Piastowską. Za torami skręt do końca Gnaszyńskiej, po czym nawrót. Wzdłuż św. Barbary dojazd pod Jasna Górę, a pasażem Bareły przejazd na Aleję NMP. Trzymając się jej południowej strony, dojazd do wiaduktu nad torami, gdzie udało się zorientować, że Dworzec Główny znajduje się trochę bardziej na południe. Cofnięcie do Aleji Wolności, by wzdłuż niej dotrzeć na miejsce. Zakup bilet, chwila spacerowania po wnętrzu, lecz nie było ono ani wielkie, ani ciekawe. Ubrania przemokły od potu, więc by się rozgrzać, wypite został dwie kawy i czekolada z automatu, po czym przysnęło mi się na chłodnej ławce. Do tej pory licznik wykazał już ponad 300km.


07.08. Częstochowa. Kordeckiego. Ok. 7 przy Jasnej Górze. Widok ku N

Zaliczone gminy

- Zdzieszowice
- Gogolin
- Krapkowice
- Prószków
- Tułowice
- Korfantów
- Strzeleczki
- Tarnów Opolski
- Izbicko
- Strzelce Opolskie
- Jemielnica
- Zębowice
- Ciasna
- Krupski Młyn
- Tworóg
- Koszęcin
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 300.19 km (15.00 km teren), czas: 17:38 h, avg:17.02 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Śląskie oczyszczenie IX - Płaskowyż Głubczycki

Środa, 6 kwietnia 2016 | dodano: 12.04.2016Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2016 Górny Śląsk

Wyjazd po 8. Pogoda była nieprzyjemna. Niebo zachmurzone, zanosiło się na deszcz, a wiatr z zachodu i południa nie ułatwiał jazdy. Przez większość wyprawy wiatr nie był mi zbyt przychylny, lecz tego dnia był wyjątkowo złośliwy. Widząc Księże Pole, pojawiła się nadzieja, że jest już Kietrz, jednak była to pomyłka, a do siedziby gminy dojechało się po jeszcze półgodzinnej jeździe. Trwał tam dzień targowy. Przerwa na ławce w parku, w centrum i czas na śniadanie. Po niej, wiatr był porywisty i tworzył niewielkie zawirowania z piasku. Gdyby to było lato, zapewne już dawno przechodziłaby tu burza.
.
08:55. Park w Kietrzu. Widok ku N


09:37. Nowa Cerekwia. Wiadukt kolejowy z 1909 r. na E od wsi

Przez Nową Cerekiew do Nasiedla. Na przystanku przed centrum wsi dłuższa posiłkowa przerwa na przystanku, w czasie której udało się uzbroić w dodatkową podkoszulkę i spodenki. Od razu cieplej. Włączenie muzyki miała pomóc na oklapłą motywację. Ponura pogoda nie sprzyjała psychicznemu zaangażowaniu. W Branicach spory podjazd, w czasie którego w oczy rzucił mi się kompleks budynków szpitala dla nerwowo i psychicznie chorych. W części, najbliższej centrum miejscowości, trwała przerwa na wolnym powietrzu, oddzielonym od świata ogrodzeniem z drutem kolczastym.


11:47. Branice. Ostatnia gmina przy granicy kraju, zdobyta na tej wyprawie. Widok ku W


12:15. Michałkowice

Im dalej jechało się na północ i z wolna mijał czas, tym pogoda stawała się przyjaźniejsza, mniej pochmurna. W Głubczycach ostatni raz tego dnia, udało mi się dostrzec niebo w całości nimi spowite. Przejazd Warszawską, koło kościoła, a na wyjeździe z miasta, tuż koło cmentarza, wjazd na ścieżkę. Poprawiając tam hamulce, zapomniało mi się przywrócić magnes do właściwej pozycji, o czym udało się zorientować dopiero przy końcu ścieżki w Głubczycach-Sadach. ~1,7km powolnej jazdy. Od założenia nowych klocków było trochę problemów z ich wyregulowaniem. Sprężynka i śrubki mają już swoje lata, choć jeszcze w dobrym stanie. Gorzej było z przednim kołem. W tych dniach strzeliła mi jedna szprycha, a druga na początku ostatniego dnia. Na szczęście obie po lewej stronie, więc trzeba było jedynie pilnować, by przedni hamulec zanadto nie spoufalał się z obręczą po stronie prawej, odkręcając trochę śrubkę i prowizorycznie obserwując naciąg.


12:39. Droga pomiędzy wsiami Lewice i Zubrzyce. Najmniej przyjazne chmury już przeszły. Widok ku SE


13:46. Głubczyce. Ratusz z XVI w.


14:18. DW 416 za Lasem Marysieńka. Aleja drzew w stylu "ctrl+c, +v". Widok ku N

Głogówek przejechany bardzo szybko i uciekły już trochę siły do śpiewania. Pogoda za to była już wystarczająco słoneczna, by zdjąć nadmiar ciuchów na przystanku w Nowych Kotkowicach. Nim tak się stało, przez centrum deptał mi po piętach TIR. Przy tym też skręciło mi się w DK 40, a o złym tym kierunku dało się przekonać blisko torów. Na właściwy kurs powrót po betonowych płytach Konopnickiej. Damrota na asfalt, lecz miasteczko opuszczone już ścieżką rowerową. Do końca dnia jechało się przy pewnym wsparciu ze strony wiatru i wreszcie przyjemnej pogody.


Głogówek. Ścieżka przy Wiejskiej ku NE


16:06. Nowe Kotkowice. W centrum kapliczka z 1913 r.

Jadąc do centrum gminy Walce, obserwować można było wzrastające w silę chmury na południu, które zaczynały wyglądać groźnie, lecz ostatecznie nic im z tego nie wyszło, a pogoda tylko na chwilę się pogorszyła. W Walcach kurs do Kędzierzyn-Koźle i choć droga kierowała się w dziwne strony, ostatecznie bezproblemowo wydostała mnie przez Dobieszowice i Serwatków do DK 45 w Komornie. Niedaleko za wsią krótka przerwa w polach i spokojna jazda do pobliskiego miasta. Tamtędy na rynek przez Targową i Poniatowskiego, do tych ulic docierając częściowo chodnikiem. Sądową wyjazd na oba mosty nad Odrą, a na w wschodnim brzegu zjazd na szutrową ścieżkę rowerową poprowadzoną po wale. W pewnym momencie zaczęła ona uciekać od drogi bez możliwości zjazdu, więc po ~150m zjazd ostrożnie po zboczu. Weź tu zaufaj urzędnikom i korzystaj ze ścieżki "wyznaczonej dla kierunku jazdy w którym się porusza", która bez informacji wyprowadza w pole, zupełnie nie tam, gdzie się jedzie i na pewno nie w stronę, w którą się porusza.


16:20. Rozkochów - Walce. Chmury za plecami. Widok ku SW


17:21. Kędzierzyn-Koźle. Widok z Komorna ku SE


17:41. Kędzierzyn-Koźle. Ul. Bolesława Chrobrego


17:44. Kędzierzyn-Koźle. Ul. Piastowska i ul. Pamięci Sybiraków. W centrum widoczny kościół pw. św. Zygmunta i św. Jadwigi Śląskiej


17:50. Kędzierzyn-Koźle. Zespół zamkowy widziany ze zbiegu ul. Piastowskiej i ul. Pamięci Sybiraków ku SW.


18:00. Kędzierzyn-Koźle. Dunikowskiego po E stronie Odry. Zwodnicza ścieżka, wiodąca na wał. Widok ku NE

Powrót na asfalt, potem skręt w DW 423. Przed wiaduktem kolejowym do uszu dotarł dziwny dźwięk, rower jechał coraz trudniej, aż w końcu z tylnego koła zeszło. Chciało mi się już zacząć zmieniać dętkę przy Grottgera, lecz lepiej było się jeszcze chwilę przejść, znaleźć jakiś sklep, by uzupełnić trochę zapasy. A nuż by jechało się jeszcze nocą? Przy następnej ulicy udało się dostrzec zamknięty sklep, lecz również otwartą jadłodajnię, więc niewiele myśląc, przyszło mi tam zamówić kolację, w czasie przyrządzania której udało mi się załatwić 2/3 problemów z kołem. Jak się okazało, koło przebił mi gwóźdź, a tubylec, który również siedział w tym czasie na zewnątrz, poinformował mnie, że na tej ulicy co chwila ktoś łapie kapcia, ze względu na pobliski zakład, który zajmuje się złomem. Po posiłku można było spokojnie dopompować resztę powietrza, po czym zamówić jeszcze loda i przed 19 ruszyć dalej. Za miastem skręt na Leśnicę. Przejazd przez las. Namiot udało się rozłożyć za Raszową. Czuć było, że nadal potrzebują odpocząć, tak jak i poprzedniej nocy, ponownie więc jazda zakończyła się przed zachodem słońca.


18:28. Kędzierzyn-Koźle. Kłodnicka w pobliżu torów. Pierwszy mój przypadek gwoździa w oponie


18:37. Kędzierzyn-Koźle. U Freda przy ul. Sportowej. Ostatni tego dnia posiłek

Zaliczone gminy

- Kietrz
- Branice
- Głogówek
- Walce
- Leśnica
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 108.43 km (2.00 km teren), czas: 07:12 h, avg:15.06 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Śląskie oczyszczenie VIII - Okolice Raciborza

Wtorek, 5 kwietnia 2016 | dodano: 12.04.2016Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2016 Górny Śląsk

Opuszczenie namiotu koło 9. Długo trwało zbieranie się z pakowaniem bagażu i jeszcze obicie mi poszła farba z nosa, wraz z resztkami śląskich osadów, tamże zgromadzonych. Gdy już się udało ruszyć, wpierw kurs obejrzeć wnętrze kościoła. Później na tereny ogródków działkowych, by obejrzeć już opuszczone domki hotelowe. Następnie jazda leśną dróżką na NW, która urywała się ograniczona jeziorkami. Zastanawiało mnie, czy udałoby się przebyć głęboki rów z wodą, na której znajdował się prowizoryczny, betonowy niby-mostek, lecz brzeg był zbyt stromy, by wtarabaniać się z rowerem, tym bardziej, że po drugiej stornie widać było ogrodzenia i brak możliwości wydostania się na asfalt. Przedarłszy się przez krzaki, udało się wrócić do punktu wyjścia.


09:04. Jedyny nocleg w Nieboczowach (przy północnej granicy wsi). W przyszłości miejsce pochłonie woda. 


09.35. Nieboczowy. Ul. Brzeska. Widoczny kościół pw. św. Józefa Robotnika. Widok ku SE


09:40. Nieboczowy. Wnętrze kościoła


09:41. Nieboczowy. Kościół wciąż czynny i otwarty


09:42. Nieboczowy. Organy już zostały przeniesione


09:53. Nieboczowy. Skrzyżowanie ul. Rzecznej i ul.Wiejskiej. Na lewo od zdjęcia stał drewniany kościół, w 1971 przeniesiony do Dórnośląskiego (albo Górnośląskiego) Parku Etnograficznego w Chorzowie


10:08. Nieboczowy. Zabudowania wzdłuż ul. Rzecznej. Widok ku NW


10:09. Nieboczowy. Akwen 601 PZW nr 50 Rydułtowy. Widok ku E przy wjeździe do opuszczonego ORW Raj


10:11. Nieboczowy. Ośrodek Rekreacyjno-Wypoczynkowy Raj. Na samym końcu (niewidoczny na zdjęciu) znajdował się budynek do spędzania czasu wspólnego


10:11. Nieboczowy. Stokrotka, a także Tulipan, Storczyk, Bratek i Krokus. Pierwszy i piąty już straciły swe nazwy


10:17. Nieboczowy. Kontuar na piętrze w dawnym hotelu


10:32. Nieboczowy. Ul. Wiejska widoczna z dawnego hotelu


10:50. Nieboczowy. Mostek do zachodniej części ul. Rzecznej, za którym było zbyt wiele ogrodzeń


10:57. Nieboczowy. Stodoła przy ul. Rzecznej 10 (lub 8)


10:58. Nieboczowy. Nieczynna Szkoła Podstawowa


10:58. Nieboczowy. Kapliczka przy ul. Rzecznej 5


11:00. Nieboczowy. Dawny lokal przy ul. Rzecznej (zapewne "Kwarc") w pobliżu kościoła i szkoły


11:07. Wyjazd ze wsi Nieboczowy ku NW. Wędkarze

Leśną ku NE, by już się wydostać ze wsi. Minęło mi w niej zbyt wiele czasu, jak na ten dzień. Mijało się spaloną w środku szkołę podstawową i już opuszczony budynek jakiegoś lokalu. Wyjazd na Wiejską przy cmentarzu i skręt w jedyną drogę do Raciborza. Przy jeziorkach czas spędzały masy wędkarzy z rozstawionymi namiotami, przyczepami kempingowymi, grillem itp. Może nie było ich tylu, co w szczycie sezonu na Mazurach, lecz ich ilość wyraźnie zwracała uwagę. Dróżka była nierówna, szutrowa, ale doprowadziła mnie do mostku nad kanałem Ulgi, za którym wjechało się na Sudecką. Skręt w Piaskową, przejazd nad Odrą i pod torami. Wnet ukazał się rynek. Długą przejazd na początek Rzeźniczej, powrót na rynek w kierunku kościoła, po czym przez Skwer im. Pieczki przejazd do wcześniej zauważonego DaGrasso, gdzie nastąpiła dłuższa przerwa na śniadanie i inne sprawy.


11:41. Racibórz. Ul. Długa widziana z rynku


11:42. Racibórz. Rynek widziany z Długiej ku NE


12:10. Racibórz. Śniadanie z DaGrasso przy Szewskiej

Było tego nieco za dużo, choć był to tylko średni rozmiar pizzy. Szewską powrót pod kościół przy rynku, by skręcić w Chopina, a potem Kozielska opuścić miasto ku północy. Z krajówki zjazd do centrum Rudnika. Nie chciało mi się zaliczać podjazdu na DK 45, ale powrót na nią z wioski był bardziej ciężki. Już na bardziej płaskim obszarze przerwa, przy skręcie na Folwark. Słońce grzało bardzo mocno, więc trzeba było się ukryć choćby za drewnianym słupem energetycznym. Jedynym miejscu w pobliżu, który dawał wystarczająco szeroki obszar cienia. Kolejną przerwę, już siedzącą, udało się odbyć na nieco dalszym przystanku, przy skręcie na Czerwięcice. Trasa była ładna krajobrazowo, a droga często wyginała się w łuk. Jechało się po niej bardzo przyjemnie, odkąd udało się pokonać podjazd koło Rudnika. Ruch aut nie był zbyt intensywny, choć pośród jadących, TIRy nie były czymś rzadkim. Przy granicy gmin znajdował się parking postojowy, gdzie wpadła mi kolejna przerwa. W okolicznych lasach kwitło wiele białych kwiatów, a poza nimi w ściółce nie było widać wiele więcej innych gatunków. Las był bardzo przejrzysty.


13:20. DK45. Panorama Raciborza. Z lewej Widok (281 m n.p.m.; 11 km). Widok ze wzniesienia na N od Rudnika ku SE


13:32. DK45. Brzeźnica (11 km). Widok ze wzniesienia na N od Rudnika ku NE


14:22. Widok z DK 45 w lesie Kadłubiec na granicy województw. Krocie zawilca gajowego. Widok ku E

Jakiś czas za lasem, nastąpił skręt w szutrówkę po prawej, docierając do ruin budynku mieszkalnego, położonego na terenie przysiółka Długie Pole. Ostał się tam w zasadzie tylko ten budynek, bo po pozostałych budynkach gospodarczych PGR, widocznych na zdjęciach satelitarnych jeszcze z 2014r., pozostały jedynie cegły złożone na kilku wałach. Przejazd wzdłuż wschodniej kępy krzaków, a potem wzdłuż dawnego budynku północnego, skierowawszy się do dróżki po stronie zachodniej owej lokacji, wyjeżdżając koło transformatora. Na asfalt powrót przy skrzyżowaniu krajówki z drogą na Błażejowice.


14:27. DK 45 przed skrzyżowaniem z DW 421. Zjazd do Ciężkowic (zabudowania po lewej). Widok ku N


14:27. DK 45 przed skrzyżowaniem z DW 421. Polska Cerekiew. Widok ku NNE

Droga przez Ciężkowice przemknęła bardzo szybko. Zjazdy był tam dynamiczny. Trochę bardziej uważać trzeba było koło cukrowni, ale tam teren był już bardziej płaski, a jechało się tylko dzięki pędowi, jakiego wcześniej się nabrało. W Polskiej Cerekwi w oczy rzucały się zabytki, które jednak były dość zaniedbane, a miejscowość też zdawała się niewiele lepszą. Przez park przejazd koło restauracji do bramy zamkowej, po czym pod górkę do kościoła. Nawrót przy cmentarzu, wahając się, czy zjechać przez łąkę do drogi, którą powinno się wyjechać, lecz zamiast tego wpierw nastąpiło okrążenie kościoła, a potem zjazd trasą, którą tam się wjechało. Znaczne zmęczenie nastąpiło podczas jazdy do Wronina, gdzie nastąpiła przerwa na niewielkie zakupy i posiłek. Akurat gdy przyszło mi się rozsiąść na przystanku około 16, gospodarz z naprzeciwka wyjeżdżał ciągnikiem pod górkę podwórka, ale był tak obciążony sprzętem, że puścił bardzo gęste kłęby spalin. Czuć było, że silnik ma swoje lata, a paliwo nie było najlepszej jakości.


14:59. DK45. Ciężkowice. Cukrownia Cerekiew. Widok ku NNW


15:05. Polska Cerekiew. Zamek z XVII w. Widok ku NE


15:13. Nowa Cerekiew. Wnętrze kościoła z XVII w.


15:17. Nowa Cerekiew. Brama wjazdowa do zamku.


15:17. Nowa Cerekiew. Ul. Rynek. Widok ku N


15:44. DW 421 między wsiami Dzielawy i Wronin. Widok na Grzędzin ku SE

Kolejna przerwa, spędzona na pobliskim przystanku przy skręcie na Mierzęcice, potrwała do 18:30. Zmienione zostały tylne klocki hamulcowe i trochę poprawiało się ciśnienie w przednim kole. Ciężko mi było dalej jechać, więc lepiej było zrobić zakupy w kolejnym sklepie, a potem wnet rozejrzeć się za noclegiem, pomimo żałośnie niskiego dystansu. Z tego też względu, ze Szczytów do Baborowa udało mi się zebrać więcej sił i zwiększyć tempo, czemu sprzyjał też opadający teren. Po zakupach przy rynku, jedna z butelek spadła mi na ziemię i tak wyparowała przez to 1/3 wody w niej zawartej. Szczęśliwie, była jeszcze inna butelka, do której można było przelać jej resztę. W sfrustrowanym nastroju, udało się opuścić Baborów ulicą Moniuszki i Powstańców, kierując się na Kietrz. Przenocować wypadło w obniżeniu przed wsią Czerwonków, ukrywszy się przed wiatrem między niskimi krzakami i stogiem słomy. Dzień był bardzo gorący i złapała mnie lekka opalenizna, a wypromieniowujące z ramion ciepło, szybciej ogrzało wnętrze śpiwora. Co z tego, że rankiem i tak było zimno...


18:52. Widok na Baborów z wjazdu do ul. Krakowskiej


19:15. Baborów. Rower nie wytrzymał tempa.

Zaliczone gminy

- Rudnik
- Polska Cerekiew
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 57.52 km (7.00 km teren), czas: 04:44 h, avg:12.15 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Śląskie oczyszczenie VII - Płaskowyż Rybnicki

Poniedziałek, 4 kwietnia 2016 | dodano: 12.04.2016Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2016 Górny Śląsk

Start o 8:30. Zjazd do Pilchowic. W powietrzu nadal unosił się swoisty aromat, choć już słabszy. Wydzieliną z nosa z powodzeniem można by palić w piecu. Mimo, że było ciepło, co kilka domów i tak znajdował się taki, który sowicie kurzył w piecu. Tak bardzo się cieszę, że nie mieszkam w tych stronach. Przejazd przez Wilczę do Knurowa. Skręt za biedronkę i przejazd Parkową, Kołłątaja oraz w pobliżu hali sportowej, po to, by jak najbardziej ominąć przejechaną w 2013 Aleję Piastów, wówczas w remoncie. Wyjazd na DW 924 i kurs do Czerwionki-Leszczyny. Skręt w Furgoła, skąd udało się dostrzec sklep rowerowy. Chwilę przyszło mi poczekać, nim sprzedawca wrócił do sklepu i udało się dokupić klocki hamulcowe. W międzyczasie trochę podjadania, konstruktywnie wykorzystując ten czas. Potem podjazd do Aldi, gdzie wpadły większe zakupy spożywcze. Nieco dalej przerwa na przystanku, gdzie można było się przebrać w lekkie ciuchy.


09:09. Knurów. Zbieg ul. Książenickiej i Alei Piastów. Najbardziej stereotypowo śląskie miasto (wg mnie). Po prawej szyb III KWK Szczygłowice. Widok ku NE


10:02. Czerwionka-Leszczyny. Ul. 3 Maja. Widok z wiaduktu na dolinę Bierawki ku W


10:03. Czerwionka-Leszczyny. 3 Maja. KWK Dębieńsko. Szyb Jan III. Widok ku E


10:03. Czerwionka-Leszczyny. 3 Maja. Zakład Odsalania Dębieńsko. Widok ku W

Droga do Żor dłużyła się, lecz na szczęście nie było zbyt wiele aut. Na granicy miast zjazd do bunkru po prawej stronie drogi. Niewielka to rzecz, więc i czasu niewiele minęło. Skręt w DW 935 na obwodnicę Żor, która strasznie była przeciążona autami i zdecydowanie nie polecam. Jadać na wschód również wyprzedzało mnie sporo samochodów. Skrzyżowanie w Suszcu powitane z radością, udając się na południe. Do tej pory trochę mnie wspierał wiatr. Przerwa na przystanku w Kyrach i kontrola czystości napędu, gdyż coś dziwnie ciężko mi się jechało. Z Mizerowa wyjazd na DW 933. Trwały tam zabiegi pielęgnacyjne na drzewach, skutkiem czego powstał ruch wahadłowy w miejscu ścinki gałęzi. Pawłowice przejechane po chodniku, od Mickiewicza do końca miasta. W lesie gruntowa ścieżka rowerowa. Bez sensu, po potem się kończyła, a i tak trzeba było wyjechać na główną.


11:58. Żory. Północna granica miasta przy DW924. Bunkier "Na Żwace", wybudowany w przeddzień IIWŚ


13:46. DW 933. NE teren Studzionki. Pielęgnacja drzew.

Jastrzębie-Zdrój opuszczone podjazdem Połomskiej. Doprowadziła mnie do Połomii, dalej zamierzając dotrzeć do Marklowic. Wjazd doń, nawrót przy Krakusa i skręt w Folwark. Droga wiodła po wzniesieniu między polami. Zjazd z niej w pobliżu Centralnej na drogę równoległą do A1. Podjazdy na niej były bardzo strome, a na jednym o mało nie został rozjechany dziwnego owada, gdy jeszcze rower pędził ze zjazdu. Przerwa, by ów obejrzeć, a resztę podjazdu pokonana pieszo. Przejazd wiaduktem nad autostradą i zjazd Wolności do Dolanka. Przejazd na drugą stronę Wodzisławskiej, po czym udało się zwiększyć wysiłki, by jak najprędzej przejechać przez Gołkowice, Godów i Gorzyce do Olzy. Tam bawiły się małe dzieci, a dziewczynka, chcąc kopnąć piłkę, zamiast tego wyrzuciła swój kapeć w powietrze, a piłka odskoczyła raptem o kilka metrów. Za Odrą udało się zwolnić. Skręt na Poddębinę, by skrócić przejazd. Pora na ubrania na noc.


15:43. Jastrzębie Zdrój. Górna część Połomskiej, tuż przed zjazdem do DW 933


15:44. Połomska/Podgórna. Granica Jastrzębia Zdroju. Widok na Połomię. przysiółek Dwór na pierwszym planie, za nią przysiółek Wielodroga w osi ulicy Szkolnej, wiaduktem przecinającej A1. Widok ku N


15:45. Połomska/Podgórna. Granica Jastrzębia Zdroju. Hałda Pochwacice stanowiąca fragment północnych granic Jastrzębia-Zdroju. Widok ku NE


16:20. Połomia. Ul. Przyległa. Widok ku SE


16:35. Połomia. Droga techniczna przy A1. Oleica fioletowa szukająca miejsca na założenie gniazda


17:42. Łaziska przy A1. Elektrownia węglowa Dětmarovice (4 km). Z prawej Pasmo Ropicy z wybijającym się szczytem Ostrý (1044 m n.p.m., 40 km). Widok ku SE

Przez Krzyżanowice i Tworków przejazd do Bolesławia. Jadąc do Borucina przerwa przy stacji uzdatniania wody, przy której nawrót. Podjazd Społeczną, zjazd koło kościoła i Główną na południe. Była nadzieja, że we wsi trafi mi się jakiś sklep, ale był otwarty tylko bar. Przejazd po czeskiej stronie do wsi Píšť. Po naszej stronie był to asfalt, po drugiej asfalt pokrywał w zasadzie tylko ścieżkę rowerową i pieszą. We wsi Owsiszcze udało mi się znaleźć otwarty sklep i zrobić niewielkie zakupy. Nie było już ochoty podjeżdżać, wiec do końca wsi pieszo. Naszła mnie ochota, by już zasnąć, ale nie można było dostrzec nic korzystnego. Za dużo pól. W Krzyżanowicach przy Lompy zatrzymał mnie ktoś, kto okazał się rowerzystą, który w 40 dni udał się do Portugalii (częściowo z wykorzystaniem pociągów). Pogadaliśmy dosłownie chwilę, gdyż jechał właśnie do pracy.


18:16. Odra za Olzą. Widok ku NW

Z DW 936 skręt do Bukowa. Już dawno zniknęły siły do szybkiej jazdy. Za wsią przejazd mostkiem w lewo, a potem na Ligotę Tworkowską. Na wprost był obszar roboczy i droga niejako zamknięta, wiec skręt w prawo. Na niskich prędkościach jechało się po szerokiej drodze budowlanej, tuż za koroną przyszłych wałów, których do tej pory powstała tylko część. Sporo czasu trwało nawigowanie przez telefon, czy raczej stacjonarna próba zorientowania w przestrzeni i ocena dalszej trasy. W ostatecznym rozrachunku wyjazd na Wiejską, po zachodniej stronie torów w Lubomi. Dalsza jazda nią, skręt w Kochanowskiego i objazd większości ulic wsi Nieboczowy. Przejazd do krańca Brzeskiej, potem Rzecznej i Wiejską do ostatniej tabliczki Ligoty Tworkowskiej. wracając się, skręt w Ligonia, Wiejską, uliczki w centrum i raz jeszcze w Brzeską, by na jej końcu rozłożyć się z namiotem przed 2.


22:10. Nieboczowy. Wjazd od Lubomi. Wieś, która zniknie pod wodą

Zaliczone gminy

- Czerwionka-Leszczyny
- Suszec
- Jastrzębie-Zdrój
- Mszana
- Marklowice
- Godów
- Gorzyce
- Krzyżanowice
- Krzanowice
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 158.00 km (6.00 km teren), czas: 11:04 h, avg:14.28 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)