Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

Z Księgowym

Dystans całkowity:11419.22 km (w terenie 852.00 km; 7.46%)
Czas w ruchu:663:44
Średnia prędkość:17.20 km/h
Maksymalna prędkość:75.46 km/h
Suma kalorii:5610 kcal
Liczba aktywności:95
Średnio na aktywność:120.20 km i 7h 08m
Więcej statystyk

Do Legionowa II

Niedziela, 21 sierpnia 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, LSTR, 3-4 Osoby, Z Kasią, Z Księgowym Uczestnicy

Pobudka około 10. Po śniadaniu ekipa z Serocka wyjechała, a nam się zasiedziało jeszcze trochę. Po krótkiej rozmowie kontynuowaliśmy oglądanie zdjęć z alpejskiej części naszej wyprawy. Skończyliśmy mniej więcej o 15. Kilka minut później wspólnie przejechaliśmy razem do Fortu Piontek. Tam Księgowi skręcili w lewo na 30km pętlę, Kasia pojechała prosto, by na Wileńskim wsiąść do pociągu i udać się do Zielonki, a ja się w drugą stronę. Przy Przyrzeczu przejazd na zachodnią stronę Modlińskiej. Ścieżkami do końca Jabłonny i tam na asfalt.


Jabłonna przy obwodnicy. Widok ku S

W Skierdach skręt w Solecką na Trzciany, dołączając kolejna drogę w tym rejonie do swojej kolekcji. Wyjazd w Janówku II. Skręt w Kwiatową. Przejechało się przez najbliższy przejazd kolejowy, gdzie trwały roboty drogowe i przekopywano się pod nim. Utrudniło to przebycie na drugą stronę, lecz na szczęście można było jechać dalej. W Górze, tuż przed DW 631, minęła mnie dwójka kolarzy, którzy zjechali zaraz potem pod sklep.


Budowa przejazdu pod linią kolejową w Janówku. Widok ku S


Budowa przejazdu pod linią kolejową w Janówku. Widok ku NNW


Budowa przejazdu pod linią kolejową w Janówku. Widok ku W


Budowa przejazdu pod linią kolejową w Janówku. Widok ku S


Budowa przejazdu pod linią kolejową w Janówku. Widok ku NNW


Budowa przejazdu pod linią kolejową w Janówku. Widok ku NEE


Budowa przejazdu pod linią kolejową w Janówku. Widok ku SSW


Budowa przejazdu pod linią kolejową w Janówku. Widok ku SSW

Ruch na wojewódzkiej był spory i trzeba było trochę poczekać, nim udało mi się włączyć do jazdy. Przed NDM, droga która do tej pory była w złym stanie, teraz była w jeszcze gorszym, gdyż zerwano wierzchnią, rozpadająca się część asfaltu, ale niestety niewiele to pomogło. W mieście zaliczyło się dwie małe uliczki jeszcze przed rondem (Segmentowa i Zdobywców Kosmosu). Potem jazda już po głównej trasie. W Modlinie zjazd na dół, jadąc wzdłuż rzeki pod Cytadelą. Było kilka zwalonych drzew i mnóstwo pokrzyw. W Gałachach podjazd bez zsiadania. Kurs do kępy drzew, położonej na północ do drogi, biegnącej przez wieś, odwiedzając jeden z mniejszych fortów wokół Modlina, skryty do tej pory przed moim wzrokiem i uwagą. Bardzo szybko ruszyło się dalej, bo komary cięły niemiłosiernie. Przy stacji znowu były problemy z wjechaniem na DK62, ze względu na duży ruch.


Gałachy. Droga do Prochowni. Widok ku NW


Gałachy. Prochownia. Widok ku SWW


Gałachy. Mini boisko po NW stronie Prochowni. Widok ku SW


Duchowizna. Zwykle piaszczysta droga wzdłuż lasu. Widok ku N


Henrysin NW. Po prawej las wzdłuż S7. Widok ku NE

Za Zakroczymiem zjazd w stronę lasu, ale na skrzyżowaniu pół kilometra przed nim nastąpił skręt w lewo. Z jednego gospodarstwa wybiegł za mną pies, ale się szybko zmęczył. Przed lasem skręt w prawo. Droga prowadziła w dół, jednocześnie okazując bogaty zasób piasku. Trzeba było prowadzić rower, odganiając się od komarów. Utrudniło to jeszcze zwalone drzewo,przez co trzeba było przez niewielki rów wejść na pole i okrążyć roślinę. Udało się dotrzeć do standardowego skrótu przez las i przejechać na Henrysin. Tam skręt na północ w drogę, która została wypatrzona poprzedniego dnia. Ostatni dom po prawej miał bardzo artystyczną bramę wjazdową. Przede mną szedł jakiś facet z dużym psem. Nie chciało się ich zbyt szybko wyprzedzać.

Na pierwszym skrzyżowaniu skręt w lewo, ale nie dość, że pojawiły się dwa, mało groźne psy, to droga była ślepa. Nawrót. Wielkiego psa minęło się blisko wyjazdu z tej ścieżki. Kontynuowało się jazdę na północ i zachód, gdzie droga mnie prowadziła. Dojazd do asfaltu Trębki-Kroczewo. Skręt do granicy powiatów i wjazd na drogę ku staremu lotnisku. Jechało się wzdłuż owej granicy, aż udało się powrócić na asfalt, przy granicy ze Złotopolicami. Dalej bez kombinowania przez Kamienicę i Pieścidła, a następnie przez Goworowo. Stamtąd zabrano już wielkie drzewo, o którym było wspomniane wcześniej. Podjazd w Goworowie, od strumyka do lasu, przejechany szybko, praktycznie cały czas pedałując bez większego zmęczenia. Od cmentarza również jechało się szybko, ale za kapliczką czuć było już, jak mnie zaczęły boleć kolana. Do domu udało się dotrzeć około 20.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 65.50 km (10.00 km teren), czas: 04:00 h, avg:16.38 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Legionowa I

Sobota, 20 sierpnia 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2 Osoby, Zwykłe przejażdżki, LSTR, Z Kasią, Z Księgowym, Z rodziną

Dnia poprzedniego, podczas wracania z rodzinnego wyjazdu do Płońska autem, przetaczała się burza nad okolicą i po drodze trzeba było odwalić kilka większych gałęzi (chyba w Grodźcu), a także zająć się jednym dużym konarem w Goworowie. By udrożnić przejazd tylko trochę się go zepchnęło na pobocze wraz z jakimś obcym człowiekiem, który też tamtędy przejeżdżał.

Tego za dnia słonecznie i ciepło. Start o 14:20 ku drodze przez Miączyn. Grunt był lekko utwardzony opadami z poprzednich dni. Koło dworku zauważył nas jeden z moich byłych nauczycieli i machnął ręka w geście powitania. Mijał nas 100 metrów wcześniej, wracając do domu autem. Na wysoczyznę podjazd na niskich biegach, choć było ciężko. Kasia podchodziła. Droga nie była tam do końca stabilna i było dużo kamieni. W polach, tuż przed kulminacją drogi, stał na niej ciągnik i dwóch zaaferowanych ludzi. Jeden w miarę spokojny na ciągniku, drugi biegał po polu, po północnej stronie drogi, zbierając śmieci i rzucając wulgaryzmami pod adresem ludzi, którzy je tam wyrzucili. Wpadł nawet na pomysł, by policja zebrała odciski palców z butelek. Przecisnęło się koło nich i wjechało do wsi od zachodu. Koło sklepu zaczynała się nowa, asfaltowa droga, wybudowana podczas naszej nieobecności.


Nowy asfalt na Miączynie. Widok ku NE


Nowy asfalt na Miączynie. Widok ku NNE

Dojazd do DK 62. Pierwszy postój przy światłach na remontowanym moście. Robotnicy skończyli pracować na lewym pasie i teraz naprawiali prawy. Przed sygnalizatorem niewiele brakowało, by się wywalić, chcąc zatrzymać się przy barierce. Dookoła leżało mnóstwo gałęzi po burzy dnia poprzedniego. DK 62 do do Trębek, gdzie wnet skręt. Pomimo regulowania ruchu przez tymczasowe światła w Goławinie, nadal było tak okropnie dużo aut, że trzeba było się kilkukrotnie się zatrzymywać, aby przepuszczać ich karawany. Przez wieś przejazd do Henrysina. Przed fortem udało się zauważyć drogę, która dotychczas nie była przez mnie dostrzeżona. Dalej jechało się skrótem przez las, a w Zakroczymiu skręt na Gałachy w pobliżu wieży. Potem trasa wiodła przez centrum Modlina do mostu.


Modlin. Można sobie wynająć "mjejsce" na reklamę

W Nowym Dworze skręt na Biedronkę, w Mazowiecką i przejazd przez blokowisko (po północnej stronie budynków, ostatnich w kierunku torów ) do Piaskowej, a potem skręt w Przytorową, kontynuując w Małą. Jechało się wzdłuż torów ku wschodowi, mijając dworzec i budowy wiaduktów nad torowiskiem, będących fragmentami ulic Morawicza i Leśnej. Kontynuując jazdę, wjechało się na drogę pełną większych kamieni, po których ciężko było jechać. Gdy nadarzyła się okazja, wjechało się na drogę w lesie, poprowadzoną blisko jego krawędzi. Dojazd do Bożej Woli i wjazd w Świerkową, która była ślepą uliczką. Tam jeszcze małe psy za nami pogoniły.


NDM. Ul. Przytorowa. Po lewej stoki cmentarza. Widok ku E


NDM. Lapidarium stworzone z nagrobków dawnego kirkutu, znajdującego się za ogrodzeniem. Widok ku SSW


NDM. Budowa wiadukt na Paderewskiego, w miejsce dawnego przejazdu kolejowego. Widok ku NEE


NDM. Dworzec PKS, który wkrótce miał zostać rozebrany. Widok ku NW


NDM. Budowa wiaduktu w E części miasta. Widok ku SE


NDM. NW skraj Lasu Dębinka. Widok ku SW


NDM. Zakłady Reckitt Benckiser. Widok ku N

Wzdłuż DW 630 ścieżką rowerową, aż do resztek fortu, gdzie na trasę przewaliło się wielkie drzewo. Zjazd na główną i kontynuowało się tak, aż do Jabłonny. Potem ścieżką koło dworku i szkoły, około 18 docierając do Księgowych, gdzie również razem z P. i M. wspólnie oglądaliśmy zdjęcia z wypraw, na jakie się udaliśmy tego roku. Były to: przez Austrię, Wenecję do Bolonii Księgowych; samochodem do Chorwacji, a na miejscu rowerami P. i M;. oraz nasza do Rzymu i przez Alpy. Spać poszliśmy mniej więcej w okolicy 3-4 rano.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 45.00 km (4.00 km teren), czas: 03:00 h, avg:15.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Pułtuska

Czwartek, 23 czerwca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 2 Osoby, 5-10 Osób, LSTR, Wyprawki w regionie, Z Kasią, Z Księgowym

Pobudka i śniadanie do 10:30. Wyruszyło się z Księgowymi tą samą trasą, którą doń przybyło. Różnica taka, że z Kwiatowej nie zjeżdżało się do torów. Za nimi skręt w lewo. Przejazd pod wiaduktem do Buka, a potem w Sybiraków. Piaskową przez tory. Za nimi w Mireckiego na Wieliszew. Tam skręt w aleję Solidarności, która została przejechana w całości. Rondo w Zegrzu, ścieżka na moście przez Zalew i podjazd na krajówce. Tuż za fortem skręciliśmy w lewo. Ominęliśmy zagajnik po prawej i wróciliśmy na DK 61 przy Zegrzyńskiej.


Jabłonna. Przylesie. Widok ku NNW

Z krajówki zjechaliśmy na zachodni pas obwodnicy Serocka, lecz nie była to norma i kilka razy indywidualnie zmienialiśmy strony, póki nie pojawiły się barierki bliżej DK 62. Wyjechaliśmy na Nasielską, po prowizorycznym podjeździe, po jej północnej stronie. Zawitaliśmy do domu Mery, gdzie był i Piotrek Krótka przerwa na ogarnięcie i już w sześcioro wróciliśmy do Nasielskiej, by przejechać wiaduktem na zachodnią stronę.


S początek obwodnicy Serocka na finiszu prac. Widok ku NNW


Obwodnica Serocka na finiszu prac. W tle wiadukt dotychczasowego przebiegu DK 62. Widok ku NNE

Po ledwie 10 minutach pierwsza przerwa pod sklepem. Lody i uzupełnienie zapasów na trasę. Było to w Maryninie, przed skrętem do centrum tejże wsi. Asfaltami pojechaliśmy do Błędostwa, gdzie skręciliśmy na wschód. Starą drogą z licznymi łatami i niewielkimi podjazdami przemieszczaliśmy się Pokrzywnicy. Na polach zwracały uwagę liczne bociany. Szutrówką przebiliśmy się do Golądkowa, choć z niejakim trudem. Rozmowy w czasie jazdy dotyczyły przeważnie wypraw, czy to odbytych, czy planowanych. Trochę o sprzęcie, trochę o codzienności. Jak to zwykle bywa.


Nasielska. Droga z Serocka do Marynina. Widok ku NWW


Łosewo N. Widok ku SW


Piskornia W. Widok ku NNE


Pokrzywnica. Kościół pw. Matki Boskiej Szkaplerznej. Widok ku N


Droga z Pokrzywnicy do Gołądkowa. Widok ku NW


Droga z Pokrzywnicy do Gołądkowa. Widok ku NW


Gołądkowo. Droga z Pokrzywnicy przed wjazdem na DW 571. Pozostałości linii wąskotorowej z Nasielska do Pułtuska. Widok ku SWW

DW 619 przedostaliśmy się do Pułtuska. Wjechaliśmy tam o 14:30. Po JPII i Aleją Tysiąclecia objechaliśmy ruch w centrum miasta. Zjechaliśmy do 3 Maja i na rynek. Schłodziliśmy się przy fontannie w jego wschodniej części Za zamkiem przejechaliśmy na drugą stronę kanału B i udaliśmy się na plażę, gdzie radośnie spędziliśmy czas do 15:15. Po różnych wygłupach wróciliśmy się koło zamku i fontanny, by przejechać przez kładkę na drugą stronę Narwi. Na DW 618 się rozdzieliliśmy. Oni wrócili do Serocka przez Zatory, a my dalej, po wojewódzkiej do Wyszkowa. Z trasy tej zjechało się tylko na niewielki odcinek w Pniewie, gdzie nastąpiło okrążenie kościoła i nastała przerwa do 17. Chciało mi się tym samym odwiedzić gminę Rząśnik, lecz się nie udało, a granica znajdowała się przy skręcie 3 kilometry dalej.


DW 571. Wjazd do Pułtuska. Widok ku NE


Pułtusk. Aleja Tysiąclecia. Niszczejące koszary. Widok ku N


Pułtusk. Rynek. W centrum UM. Widok ku SE


Pułtusk. Bazylika kolegiacka ZNMP. Widok ku NWW


Pułtusk. Rynek. UM i wieża, mieszcząca Muzeum Regionalne. Widok ku NW


Gładczyn Rządowy SW w pobliżu ściany lasu. DW 618. "Panie Jezy Chryste zbawicielu świata zmiłuj się nad nami" z nazwiskami fundatorów z 1893 r. Widok ku N


Pniewo. Kościół pw. św. Piotra i Pawła. Widok ku NE


Pniewo. Kościół pw. św. Piotra i Pawła

W samym Wyszkowie ujechało się pół kilometra Zakolejowej. Przejście przez tory na dworzec. Było trochę czasu do pociągu, wiec zrobiło się rundkę po mieście, w poszukiwaniu czegoś ciepłego do jedzenia. Dalej Okrzei, Prosta, 11 Listopada. skręt miedzy 2 i 32 na chodnik, biegnący na skos ku wschodowi, do Sowińskiego. Potem skręt w lewo za 63. Kowalskiego do 1 Maja, Pułtuską raz jeszcze w 11 Listopada i skręt za blok 20 i powrót na główną. Za 56 skręt w prawo, a za załomem raz jeszcze w prawo, lewo i wkrótce potem wyjazd na Okrzei. Ostatecznie kupiło się kebab przy dworcu, a o 18:40 Kasia wsiadła w pociąg. Po rozdzieleniu poniosło mnie wzdłuż torów po łące, by nie jechać raz jeszcze po ulicy, którą już się jechało kilkadziesiąt minut wcześniej. Wjazd na nowy fragment Okrzei, kierując się do DK 62.


Pułtusk. Dworzec PKP linii nr 29 miedzy stacjami Tłuszcz i Ostrołęka. Widok ku S


Pułtusk. Dworzec PKP linii nr 29 miedzy stacjami Tłuszcz i Ostrołęka. Widok ku SW

Kurs na zachód. Jazda z wysoką prędkością, a upał był już od jakiegoś czasu wystarczająco znośny. Przerwa tylko na kilka minut w Popowie-Kolonii, gdzie oczy me przykuła jakaś ruina. O 20:30 przejazd nad Narwią i wjazd na obwodnicę Serocka. O 20:30 dojazd do ekipy. Czuć było zmęczenie po tej jeździe. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy przy ognisku. Część osób pograła w kosza. Jako że lepiej było nie ruszać na nocną jazdę, noc minęła u Mery, by następnego dnia konstruktywnie przekuć nowy dzień na dłuższą trasę powrotną, niżbym zrobiło się to przez noc i w moim stanie.


Rybno. DK 62. Widok na Wyszków NW ku NE


DK 62 między Popowem Kościelnym i Wielęcinem. Widokna  Śródmieście w Warszawie ku SSW


Popowo-Letnisko. Ruina w pobliżu DK 62, w pobliżu granicy powiatów. Widok ku NE


Pułtusk. DK 62. N fragment jeziora Zegrzyńskiego. Widok ku W


Pułtusk. DK 62. N fragment jeziora Zegrzyńskiego. Widok ku N
Rower:Zielony Dane wycieczki: 125.00 km (7.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:17.86 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Legionowa

Środa, 22 czerwca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria 3-4 Osoby, LSTR, Wyprawki w regionie, Z Kasią, Z Księgowym

Dzień był gorący, słoneczny, wieczór zaś niósł przyjemny chłód. Start około 9. W Goławinie trwał remont (budowa chodnika na mostku) DK62. Na moment zjechało się pod szkołę. Z krajówki do Kamienicy Wygody polną dróżką, która biegła koło nieużytków po prawej i kończyła się asfaltem we wschodniej części wsi. Asfaltem do DK 62. Do Zakroczymia skrót przez las. Koło wysypiska skręt na Gałachy. Tuż za skrętem ku stacji skręt w prawo, w kierunku południowej części wsi. Zjazd nad Wisłę, przejazd pod mostem, lecz przed ogrodzeniem przy ścieżce pod twierdzą, nastąpiło odbicie na północ i wyjazd Bema.


Goławin. Remont na mostku DK 62. Widok ku NE


Kamienica-Wygoda E. Widok ku SEE

Wewnątrz obwarowań Modlina, przyszła pora na eksplorację nowych ulic. Skręt w Obwodową. W lewo za trzecimi garażami, a za owym budynkiem w prawo. Szpitalną na wschód i północ. Dalej Moniuszki i przejazd na zapleczu 325. Przez Mickiewicza do 29 Listopada. Zjazd do bramy Cytadeli i przejazd na wschód, wzdłuż północnych jej murów. Gdy droga się skończyła, pieszo na skrajnie wschodnie obwałowania. Pętla w kierunku rzeki i wyjście w tym samym miejscu, po czym wyjazd na Ledóchowskiego. Wjazd na DW 630. Skręt w Łęczną, potem Sosnową. Z Sikorskiego skręt w prawo za 4. Przejazd pomiędzy 29 i 27 do Wojska Polskiego. Tak opuszczony został NDM.


Modlin. Skrzyżowanie Szpitalnej z Chałubińskiego. Kaplica pw. św. Barbary. Widok ku NNE


Modlin. Mickiewicza. Działobitnia Dehna. Widok ku NW


Modlin. Bema. Koszary Obronne. Widok ku SSE


Modlin. Aleja Przewodników. Koszary Obronne. Widok ku SW


Modlin. Na Wałach po E stronie Koszar

W Rajszewie, tuż za Golfową, skręt w lewo do Lasu Chotomowskiego. Przy drugiej przecince leśnej w prawo. Przejazd koło leśniczówki, a las opuszczony na Dębowej przy 1d. Skręt we Wrzosową, którą udało się poznać w całości. Drogą Janowską wzdłuż południowej granicy cmentarza. Wjazd na asfalty wojewódzkie, by zjechać z nich w Zacisze, przez Listopadową do Husarskiej i Siwińskiego. Potem wprost do Rynku, zatrzymując się przy serwisie na Sienkiewicza, gdzie nastąpiło spotkanie z Księgowym. Pogadaliśmy trochę, choć był trochę zajęty przy rowerze.

Po przerwie tej jechało się Sienkiewicza do Słowackiego oraz przy wschodnich ścianach bloków 27, 29 i 46, koło 44 wyjeżdżając na chodnik przy Warszawskiej. Przez pasy na Sielankową, z której w las. Po ~1,3 km przejeżdżało się koło bardziej podmokłego obszaru po prawej, przy którym odbijało się w lewo. Dojazd do torów, jadąc wzdłuż nich nieco ponad kilometr. Przebyło się na ich drugą stronę i udalej na wschód do piaskowni. Odbicie na południe, po 1,5 km skręt w lewo i pól kilometra dalej w prawo. Wjazd na Ślepą, a z niej w Leśną. Przejazd przez Michałów-Grabinę Przyrodniczą do DW 633. Przez Kobiałkę skręt w Ruskowy Bród, Stanisława Chudoby, z Berensona w Okunicką i Kościuszki w Markach. Przejazd na wprost, aż do lasu na krańcu Szkolnej. Tuż przed nim zjazd do pobliskiego wyrobiska. Drewnicką do Mareckiej, skręt w Inżynierską, Gromali, Piastowską. Za torami w Kopernika, skąd Kasia odebrała rower.


Lasy Legionowskie. Linia kolejowa między Warszawą i Gdańskiem. Widok ku SSE


Lasy Legionowskie w pobliżu granicy z Warszawą. Widok ku SSW

Wspólnie pojechało się Skargi, koło API, Sienkiewicza, Staszica. Od 16:30 półgodzinna przerwa na kebab przy Wyszyńskiego. Skręt w Chopina, Mickiewicza, Łukasińskiego. Przez tory w Lipową, potem w Powstańców. Pętelka przy blokach na Dąbrowskiego, Mazurska, Ceglana, Stawowa, Brzozowa, Wspólna. Ciurlionisa, Przeskok, Walewska koło podstawówki do Pomnikowej i dalej na zachód. Krasińskiego do Spacerowej. Wyjazd na DW 632. W Kątach Węgierskich skręt na Wolę Aleksandra. Przy Wiśniowej skręt na Grudzie przez Kanał Bródnowski.


Chudoby. Most nad kanałem Długa. W centrum kompleks SP nr 112 im. Marii Kownackiej. Widok ku W


Chudoby nad kanałem Długa. Po prawej stronie kanału widoczna wieża kościoła pw. św. Izydora z początku XX w. (2 km). Marki widziane ku E


Zielonka. DW 634 w pobliżu Staszica. Kebab przy którym po raz pierwszy zdarzyło mi się stołować w 2008 r. Widok ku W

O 19:10 krótka przerwa przy oddziale IMGW. Dalej do Strużańskiej, skręt w Wąską, Wilcza, Polną przez tory, a za nimi skręt w lewo. Przyjemną dróżką na skraju lasu i jednocześnie Legionowa, przejechało się do Gajowej, z której skręt w Kwiatową. Z tej w Wiejską, ale przy jej krańcu nawrót. Skręt w Okulickiego. Ze Spacerowej na wskroś przez las do Świerkowej. Przylesie, Politechniczna, Akademijna i wkrótce dotarło się do Księgowych, gdzie sobie sporo pogadaliśmy o tym i owym. Sen nadszedł po pierwszej.


Legionowo. DK 61 przy Krętej. Oddział IMGW. Widok ku E


Pogranicze Legionowa i gminy Jabłonna. Droga gruntowa po E stronie Kwiatowej, do niej równoległa. Widok ku SW
Rower:Zielony Dane wycieczki: 114.00 km (26.00 km teren), czas: 08:00 h, avg:14.25 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Przez Żyrardów na wydział

Środa, 15 czerwca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, >200, 2 Osoby, Gminy, Z Księgowym, Warszawa Uczestnicy

Wyjazd bardzo wcześnie rano, w okolicach poranka. Jechało się trasą nad Wisłą przez Czerwińsk, potem skręt z DK62 w drugą ulicę w Wyszogrodzie. Kościelną wyjazd na DK 50 i przejazd ścieżką przez most. Zjazd na wał, a z niego na dróżkę pod lasem. Dojazd do asfaltu, by udać się nim przez Kamion do DK50 w Kamionie Dużym. Ponowny zjazd z niej do Witkowic przez Stefanów. Dalej najkrótszymi drogami do Żyrardowa, obserwując pierwsze godziny poranka. Styrało mnie to i nieco zapowietrzyło. Dojechało się do miasta na Racławicką, by otrzymać ostatni wpis, nim wpisujący wyjedzie na południe Polski. Udało mi się dotrzeć jeszcze przed czasem i tylko chwilę na niego czekać.


Wisła pod Wyszogrodem


Bzura


Wiskitki


Żyrardów

Wyjazd Dąbrowskiego na wschód, wstępując na DW 719, która od dawna kusiła mnie do jej przejechania, ale nie było ku temu dobrej okazji. Mimo wszystko ciążyło mi zmęczenie, więc jechało się na spokojnie i nie tak lekko jak by się chciało. Sama trasa też nie była nazbyt interesująca, a jedynie Grodzisk Mazowiecki bardziej odbił mi się w pamięci. W Pruszkowie Prusa i Bohaterów Warszawy. Z Bodycha skręt w Sosnkowskiego i Kolorową. Gdy ta się skończyła, kontynuowało się miedzy blokami do Dzieci Warszawy. Ryżową do Połczyńskiej. Z Wolskiej skręt w Sokołowską, Św. Wojciecha, Syreny, potem Działdowską i slalom między blokami pomiędzy Wolską i Górczewską.


Milanówek


Podkowa Leśna


Warszawa (fotografia zniekształcona podczas robienia zdjęcia)


Warszawa

Później była Ogrodowa, Elektoralna, środek Parku Saskiego i mnóstwo biegania po wydziale w celu dopięcia ostatnich spraw. Po kilku godzinach zjazd Karową. Furmańska, Białoskórcza, jazda wzdłuż Wisły, ale drogami po drugiej stronie szosy. Przed Gdańskim przejazd bliżej rzeki. Gwiaździstą do Podleśnej. Podjazd w górę do Marymonckiej, po czym nawrót. Skręt w Lektykarską, Sobocką i Godowską. Przejazd przez Park Harcerskiej Poczty Polowej Powstania Warszawskiego. Wjechałam na ścieżkę ku NE, by wnet wejść po schodach na most Grota.


Warszawa


IMGW

Po drugiej stronie jazda wzdłuż Modlińskiej i skręt w Płochocińską. Nie spieszyło mi się, więc zachciało mi się urozmaicić wyjazd. Skręt w Cieślewskich, dalej między działkami przy Orneckiej. Z Wałuszewskiej przez las koło Forsycji. Skręt w Insurekcji i Ślepą, a następnie Wadowicką. Dojazd do torów, które prowadziły mnie przez ~2,5 km. Odbicie od nich na zachód, a po kolejnym skręcie, tym razem w prawo, wyniosło mnie na skraj Rezerwatu Bukowiec Jabłonowski i wyjechało się na ulicę Wiejską w Legionowie. Skręt w Kwiatową

Wkrótce potem spotkanie z Księgowym, który przy okazji tego dnia ujeździł w sumie ~16km. Ruszyło się Buka, przejściem podziemnym pod torami, skręt w Jagiellońską, krótka przerwa przy Gdańskiej, przejazd do Chotomowa, a potem wyjazd z tych terenów przez Olszewnicę w kierunku Sikor. Tuż za lasem skręt w lewo. Dróżka wnet się skończyła przed zaroślami. Skręt w lewo biegnącą, ledwie widoczną odnogę. Wyniosło mnie przy skrzyżowaniu Łabędziowej i Jeziornej. Tą drugą na zachód, ubranie mając pokryte fragmentami czepliwych roślin. Gdy droga się skończyła skręt w lewo i wyjazd na asfalt.


Łąki na NE od Krubina


Łąki na NE od Krubina


Łąki na NE od Krubina

W Górze chciało mi się zrobić zakupy, ale naszło zniechęcenie dalsza jazda. W NDM mi się udało. Były to małe zakupy na Bohaterów Modlina 57E. Między blokami 22 i 20 przejazd do ścieżki za nimi i dojazd do Focha. Dalej poszło prosto. Przez Modlin, Gałachy, Ostrzykowiznę, Henrysin do Emolinka. Odbicie na Kamienicę-Wygodę, skąd powrót na DK62 i dalej do domu przez Miączyn.

Zaliczone gminy

- Jaktorów
Rower:Zielony Dane wycieczki: 214.00 km (24.00 km teren), czas: 11:00 h, avg:19.45 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Katorga pod wiatr

Niedziela, 10 kwietnia 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria Samotnie, Wyprawki w regionie, Z Księgowym

Start o 6:20. Zimno w ręce. Kurs DK 62 do Henrysina. W Zakroczymiu zjazd do wąwozów w Okólną. Na pierwszym skrzyżowaniu, w obszarze ciągłej zabudowy, za nr 35 skręt dróżką ku SE przez leśny zagajnik. Przy gospodarstwie 23A zmiana kierunku na S i dalej dróżką w górę. Będąc ponad parowami, udało się znaleźć na niewielkim, rolniczym "półwyspie", na krańcu którego znajdowały się dwa gospodarstwa. Dalszy był widoczny od razu, o istnieniu drugiego udało się dowiedzieć, gdy skręciło się w dróżkę doń prowadzącą. Nawrót do 23A i zjazd do Okólnej, już bez komplikowania trasy. Wyjazd na równinie pod skarpą i wąwozami. Dalej na wschód, drogą do skarpy równoległą. Jechało się tak ponad 1,5 km. W pewnym miejscu, droga wspinała się pod kątem przynajmniej 60 stopni, a mnie zastanawiało, jak wjechał pod nią ktoś, kto pozostawił tam ślady pojazdu silnikowego. Pchając rower, z trudem udało mi się tam dostać. Wyszło się w Gałachach koło nr 15 i 16.


Zakroczym. W tle Wzgórze Czubajka - dawne grodzisko. Widok ku NEE


Zakroczym. Droga pod zboczami Zakroczymia. Widok ku E


Wyjście z doliny na Gałachy. Widok ku NNE

Dalej przez Modlin drogą nad Wisłą, a potem główną trasą do Jabłonny. O 9 wizyta u Księgowych przed domem. Dzień wcześniej do końca zepsuła się manetkę - w trakcie prób jej naprawienia. Od Księgowych udało się dostać jedną nieużywaną, lecz wciąż sprawną i po powrocie był zamiar ją zamontować do okaleczonego Shannona. Tak w ogóle, to tego dnia wraz z nimi i Kasią mieliśmy wspólnie ruszyć na południe, w kierunku Dęblina i Kazimierza nad Wisłą, ale z powodu owego problemu się posypało i para Księgowych ruszyła we dwoje. Dzień był przyjemny, więc nie chciało mi się wracać do domu od razu, lecz trochę pojeździć w okolicy, odbijając na północ. Jabłonna została przejechana z wykorzystaniem ulicy Pańskiej do Złotej Renety, ale trzeba było się zawrócić przy zamkniętej bramie tamtejszego osiedla. Wyjazd na Modlińską przy szkole. Tuż przed UG skręt w prawo i przejazd koło OBI. Do Legionowa wjazd ścieżką rowerową i skręt w Szarych Szeregów. Potem Akacjowa, Wiejska i Kwiatowa do przejazdu kolejowego, gdzie trzeba było trochę postać.


Pod mostem S7. Widok ku N

Za torami skręt w prawo. Jechało się Zaciszną, Słoneczną, Wigury, Wilcza. Przecięta została Stróżańska, następnie ruszając 11 Listopada. Gdy ubita nawierzchnia się skończyła, nastąpił skręt w prawo i przejście przez piaszczystą wydmę. Wyszło się na południowy kraniec Tatrzańskiej w Grudziu. Przejazd do głównej, by zjechać z niej w Radosną. W Stanisławowie Drugim jazda całą Gościnną, ale okazała się ślepa, więc trzeba się było wycofać do Wolskiej. Ujechało się ~0,3km na wschód, po czym skręt w lewo. Ta dróżka również była ślepa, ale możliwość kontynuowania podróży po nieużytkach, wyglądała na dość łatwą. Przejazd do lasu, by uniknąć silnego wiatru udając się na północ. Po 250m skręt w NE i dojazd do terenu zalanego wodą. Dalej wzdłuż niego, aż znalazła się możliwość przedostania się na drugą stronę, po ulicy Leśnej. Następnie skręt w Ku Słońcu, Szyszkową i Piaskową. Jazda tam była trudna. Sam las poprzetykany był pojedynczymi, skrytymi domami, niektórymi jeszcze w fazie budowy. Wkrótce dojechało się w okolice strzelnicy, a trasa przez las skończyła się przy wiadukcie kolejowym nad trasą na Serock, po przejechaniu ~600m zapuszczoną, leśną drogą techniczna, której praktycznie nie było.


Pustynia Legionowska. Widok ku NE


Pustynia Legionowska. Po lewej Grudze. Widok ku SE


Droga w pobliży granicy między Michałowem Reginowem i Kątami Węgierskimi. Widok ku S

Powoli do Zegrza. Tam skręt w Pułku Radio i przemieszczanie wzdłuż wybrzeża. Mijało się resztki fortów, wyjeżdżając ulicą Juzistek. DK 61 przechodziła modernizację, połączona z budową obwodnicy Serocka. Zachciało mi się skręciło się na tę trasę, póki był tam świeży asfalt i nie jeździło jeszcze żadne auto. Niestety centralnie wiało mi w twarz i zaczęło padać. Wyjechało się dopiero na DK 62, by następnie udać się do domu Mary. Akurat byli tam jeszcze i Piotrek oraz ich pies. Trochę pogadaliśmy i skopiowało się zdjęcia. Około 15 w dalszą trasę.


Jezioro Zegrzyńskie widziane z Zegrza


Budowa obwodnicy Serocka. Widok ku NNW

Przejazd Zaokopową, całą Szaniawskiego. Obwodnicą powrót do DK62 i skręt na Marynino. Później raz lasem, raz nie, jechało się na zachód do Popowa Borowego. Wyjazd na DW 632 w Chechnówce. Skręt na północ, znów jadąc wprost pod wiatr, ostatecznie docierając do Nasielska. Tam przerwa na posilenie się kebabem z niewielkiego lokalu w pobliżu rzeczki. Po przerwie tej jazda DW 571 i skręt na Pieścirogi, gdzie udało się dotrzeć przed 17. Wyjazd ulicą Diamentową, starając się przypomnieć sobie położenie domu kolegi z liceum. Przez Morgi, Dębinki do Zaborza, gdzie jacyś starsi w autobusie zapytali mnie czy jestem miejscową osobą i znam kogoś, kogo szukali. Na ich nieszczęście nie.


Okolice Zabłocia. Widok ku NWW


Okolice Zabłocia. Widok ku NWW

Dojazd do Goławic. Po drugiej stronie Wkry skręt w Sasanki do Błędówka. Drogą polną, biegnącą równolegle do Śniadówka, wyjechało się w Zarębach. W Wojszczycach odbicie na Smoły, skąd udało się przedostać do Strubin. Przejechało się wijącą polną drogą koło dwóch opuszczonych domów i wyjechało dokładnie przy skrzyżowaniu z DK7. Końcowy etap podróży wiódł przez Trębki, Smoszewo i Wólkę Przybójewską. Odcinek ten ciągnął mi się niesamowicie długo. Cała trasa dobierana przypadkowo. Odwiedziło się chyba z 8 ruin, dużo jazdy w terenie, jeszcze więcej walki z wiatrem. Powrót do domu o 20:20.


Miedzy Zaborzem i Goławicami Pierwszymi. Widok ku SSW


Wojszczyce. Widok ku S


Smoły. Widok ku E


Smoły. Widok ku S


Widok ku W
Rower:Delta Dane wycieczki: 148.00 km (34.00 km teren), czas: 10:00 h, avg:14.80 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Przejażdżka - Z awarią w tle

Piątek, 17 grudnia 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria 2 Osoby, LSTR, Zwykłe przejażdżki, Z Księgowym, Z rodziną

Słonecznie, mroźno. Mało chmur, wiatr silny ze wschodu.

Pobudka po 9 rano. W necie odszukany przepis na banany w cieście. Przygotowanych zostało z kilkanaście, może zbyt spieczonych, ale jednak jadalnych. Na dworzu za oknem przyświecało słońce, a niebo było nieznacznie tylko zachmurzone. Trochę siedzenia w internecie. Około 11:30 ruszyliśmy z tatą do Modlina. Tam wkrótce mnie wysadził i odjechał, a mi zostało oczekiwać na przyjazd Księgowego. Z początku trwało to po zachodniej stronie ronda, potem przenosząc się na jego część wschodnią. Minęło może z 15 minut i w oddali mostu pojawił się rower. Tak, tym razem to Księgowy. 5 minut wcześniej inny jechał, o czym można było przekonać się dopiero, gdy ten zbliżył się na odległość kilku metrów.


NDM. Księgowy przybywa mostem do Modlin. Widok ku SSW

Krótkie powitanie i pogawędka toczyły się na poboczu ronda. Po kilku minutach i lekkim usprawnieniu hamulca przedniego ruszyliśmy w drogę zaproponowaną przez Księgowego, a więc wzdłuż skarpy. Właściwie on ruszył, a mój rower się stoczył. Niby jedzie, ja kręcę korbą, koło się toczy, ale coś nie gra, nie czuję oporów. Dojechało się na wypłaszczenie i można było sobie pokręcić, a rower stał w miejscu. Coś się stało w okolicach tylnych zębatek. Razem udaliśmy się pieszo w drogę powrotną, przeszliśmy most i ruszyliśmy w stronę targowiska. Schodząc w dół, obserwowaliśmy jak niektórzy zmotoryzowani mieli problemy z wydostaniem się po nieco oblodzonej drodze, co wymagało pewnego pchnięcia z ich strony. Obeszliśmy targowisko od północy, tam gdzie były garaże.

Zawitaliśmy do serwisu w dużym budynku, gdzie jeden obsługi stwierdził, że to trzeba nowe koło albo zaplatać, a i tak nie może, bo jednego ich kolegi od napraw nie było. Skierowaliśmy się do pobliskiego serwisu prowadzonego przez jednego człowieka, całkiem w porządku. U niego została kupiona DELTA brata w roku 2005. Moja była w Jabłonnie tego samego roku, tylko kilka miesięcy wcześniej.
W serwisie poczekaliśmy, pogadaliśmy i tam okazało się, że jest wyjście z tej sytuacji. Facet poszukał i znalazł pasującą część, trochę podłubał i gotowe. Przy okazji okazało się, że kojarzy Księgowego z jakichś zawodów czy innej imprezy.

Za całość zapłaciło się 40 zł, przy okazji ogrzewając się trochę. Gdy wyszliśmy i ruszyliśmy, Księgowemu przemarzały trochę palce u stóp. Trzeba było jeszcze trochę poprawić łańcuch, który był na biegu omykającym i pojechaliśmy przez targowisko, które zdążyło opustoszeć. Udało się nam podjechać tam, gdzie niektóre auta wymiękały i przejechaliśmy most. Dotarliśmy do punktu wyjścia. Ruszyliśmy wzdłuż skarpy podziwiając pokryty śniegiem taras zalewowy. Szczególnie miłe dla oka okazały się zarośla trzcin, które, choć suche i martwe, wspaniale wyróżniały się swą jasnobrązową barwą na tle śniegu.

Minęliśmy szkołę i wyjeżdżające z pobliskiej bramy auto, które z kolei wyminęło nas na podjeździe, przy którym trzeba było zsiąść i podejść. Księgowemu się udało. Ledwo ruszyliśmy, ujechało się może 500 metrów i druga tragedia. Pękła śrubka trzymająca siodełko. W rezultacie metal pouciekał na na śniegu. Ciekawe? Niespotykane? Śmiać mi się chciało. Ruszyliśmy z powrotem na skarpę i pojechaliśmy w stronę dworca PKP, a ściślej kładki nad torami, bo dworzec stał w remoncie. Po dotarciu tam, siodełko zostało położone na ramie, po czym rozpoczęło się przebieranie nogami jak kaczka. Kolana wysoko i do przodu, niewielka rozpiętość nóg i męcząco ogólnie, ale dawało radę jechać. Nie było sensu kontynuować wyjazdu.

Na kładce udało się przypiąć siodełko zipami do ramy tak, żeby tylko się trzymało. Księgowy wypróbował patent i po chwili przełamaliśmy się mikołajem. Sprawdził jeszcze rozkład i gdy okazało się, że pociąg będzie za godzinę, po krótkim namyśle ruszyliśmy znowu w stronę mostu. Przy końcu kładki spotkaliśmy jakąś babcię, którą mijaliśmy, gdy dotarliśmy do tego miejsca pół godziny wcześniej. Wtedy pytał ją o pociąg. Gdy teraz ona się zainteresowała, wyjaśnił jej, że długo by czekać na niego, więc jedziemy. Rozstaliśmy się przy wjeździe na most. Przez moment Księgowy zastanawiał się, czemu nie jadę w stronę Nowego Dworu, bo mu się coś geograficznie pomyliło.

Z początku pieszo, a jazda zaczęła się dopiero za murami twierdzy. Nieco ośnieżone drogi, zaprowadziły mnie do Zakroczymia, ale nie wjeżdżając do centrum, tylko wyjeżdżając na DK62 w okolicach stacji benzynowych. Tam ciężko było się przemieszczać, po do końca nieodśnieżonym pasie serwisowym. Za głównym skrzyżowaniem było już nieco lepiej. Zatrzymał się w pobliżu skrętu na Duchowiznę. TIR na środku drogi (były tam trzy pasy w sumie), a na bocznej drodze stał samochód, który miał jakieś problemy. Gdy weszło się w boczną, nastąpił telefon do domu, a w tym samym czasie rower mi się poślizgnął na lodzie.


Zakroczym (Duchowizna). DK 62 przy skrzyżowaniu, ze skrótem do Henrysina. Widok ku NNW

Przejazd przez las. Wjazd do Henrysina, potem Trębki. Zacinał silny mroźny wiatr. Uda mi przemarzały. Wyjazd na DK 62. Albo pieszo, albo jadąc poboczem, które było na szczęście dość dobrze zrównane, więc nie sprawiało większych trudności. Skróciło się drogę przez Miączyn, skąd po kilkunastu minutach wreszcie udało się znaleźć się w domu. Powoli udało się rozmarznąć. Ogólnie to było poniżej -10 stopni, a wiatr ze wschodu. Uda były już całe czerwone, a rower znalazł się w garażu.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 32.00 km (0.00 km teren), czas: 02:30 h, avg:12.80 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Z Zielonki przez Zaborze

Piątek, 19 listopada 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria 2 Osoby, LSTR, Samotnie, Zwykłe przejażdżki, Pół nocne, Z Kasią, Z Księgowym, Warszawa, Wyprawki w regionie

Na początku słonecznie. Przed wieczorem coraz bardziej pochmurno. W nocy mgła.

Rankiem rowery zostały odpięte w miarę szybko, żeby nikt nas o nic nie pytał. Podeszło się do ryneczku, Kasia pojechała zostawić rower u wujka. Ja w kierunku Ząbek. Przejazd drogą koło kościoła, kanałek i jazda Jagiellońską, a następnie Mazowiecką pod lasem. Przejście na drugą stronę ul. Piłsudskiego i zjazd na leśną drogę. Z niej wjazd w las i jak to bywa w takich sytuacjach – kręcenie się tak, by nie potrafić tego łatwo opisać. Więc szczegóły pominę. Było widoczne, że ten obszar złożony był w przytłaczającej większości z brzóz. Od jednego z głównych traktów krótka dróżka odchodziła do młodnika, od którego jazda prowadziła już na przełaj. Skończyła się na asfalcie w pobliżu torów. Jadąc dalej na zachód, skręt w działki niedaleko leśniczówki, z których trzeba się było wycofać, bo nie chciało mi się jechać w tę stronę, a tworzyła się nadzieja na łatwy przejazd do reszty miasta. Skręt jeszcze w ul. Rychlińskiego, która była remontowana. Stamtąd w ul. Orzeszkowej ku normalnej trasie. Dalej w Batorego i koło szkoły wjazd w uliczko-chodnik, a następnie ulicami Dąbrowskiego i Łąkową jazda koło domów jednorodzinnych, aż do Klamrowej. Skręt w nią z powodu ogrodzenia ogródków działkowych. W tym miejscu widać było jakąś ruinę i ogólnie lekkie zaniedbanie od strony działek. Leninowską dojazd do Działkowej, a trzymając się pobocza udało się dotrzeć do Radzymińskiej.


Las między Ząbkami i Zielonką, ok. 400 m po W stronie DW 631. Widok ku NWW

Kolejny etap lawirowania uliczkami: Kościerska, Ładna, Gniazdowska, Korzystna, Mleczna, Zarębska, Blokowa, Bohuszewiczówny, Mleczna, Warsa, Guliwera, Sawy, Rolanda, Reichera, Drewnowskiego, Rolanda, Gilarska i w końcu Św. Wincentego. Chwilę czekania, nim Kasia dojechała po tym, jak pomyliła autobusy i po czym nastąpił spacer do C. Po niecałej godzinie dojechał na Bródno Księgowy. Z mojej strony nastąpił wtedy wyjazd na skrzyżowanie z Budowlaną, gdzie miał już być i czekać, lecz się pomylił i czekał przy Smoleńskiej, prawie na początku Cmentarza. Poczekawszy chwilę, następnie się ruszyło już we dwie osoby, gadając po trochu. Ścieżkami i chodnikami Budowlanej oraz Chodeckiej. Wiaduktem pieszo-rowerowym przejazd nad Trasą Toruńską i ulicą Ojca Aniceta niejako uciekając przed koparką, którą ostatecznie puściło się przodem. Droga była zbyt wąska, jak na mijające się później auta. Zmieniło się trasę na Zbyszka z Bogdańca, którą dojeżdżało się do Białołęckiej. Pod koniec ulicy Zbyszka mijało się grupkę dzieci, chyba na wycieczce po okolicy. Dwójka, która szła w pewnym oddaleniu od reszty, zachowywała się nieco zwierzęco.


Gilarska między Rolanda i Świętego Wincentego. Widok ku NW

Początek Białołęckiej przejechany poboczem, potem normalnie. Za kanałem jazda ulicą Cieślewskich. W pobliżu aresztu, przed Księgowym (który się wkurzył) przejechał samochód, który zbyt gwałtownie skręcił i się na nas wpychał. Następne ulice to Zegarynki, Pionierów i Ołówkowa, gdzie się postój. Podczas sprawdzania trasy przeze mnie, Księgowy miał lekką scysje z Agą przez telefon, bo się spieszyliśmy w jej stronę. Miał wziąć z Jabłonny pojemnik na jajka, żeby zabrać od rodziny Agi. Nie udało się z powodu niedostatecznej ilości czasu na ten zabieg.

Pojechaliśmy dalej wzdłuż torów kolejowych na północ i skręciliśmy do lasu. Po jakimś czasie wjechaliśmy na betonowe płyty, którymi zdarzyło się jechać rok wcześniej w deszczu i gdzie sprezentowany został kapeć w kole. Ciężka jazda skróciła nam pozostałą odległość no i obyło się bez awarii. Dotarliśmy do drogi na Augustów i znaleźliśmy się na drugiej stronie dzięki pasom dla pieszych, położonych po naszej prawej stronie. Przejechaliśmy Aleją Sybiraków i wjechaliśmy na tereny koło ogrodzenia po lewej stronie. Wyjechaliśmy na chodnik nieco dalej. Gdy od południa pojawił się wyjazd z ulicy, przejechaliśmy na stronę północną, ominęliśmy robotników, którzy wykopywali ziemie przy rurze, co wyglądało tak jakby jeden wrzucał coś z jednej strony, a drugi, oddalony o 5 metrów dalej wybierał to co doleciało. Nie było tak, ale takie można było odnieść wrażenie.

Tyle z właściwej jazdy przez miasto. Przejechało się przez tory, ale nie tam, gdzie znajdował się przejazd, tylko po stronie prawej od zakrętu. Tak jakby nie jechało się wedle biegu drogi, ale prosto przed siebie. Księgowy wszystko starał się zrobić na rowerze, we mnie więcej ostrożności. Potem jechało się na północ, wzdłuż linii kolejowej, po ścieżce wychodzonej czy też wyjeżdżonej. Księgowy wspominał że jeździł tędy w młodości i że jako dziecko na tej linii wsiadał ze znajomymi, na wolno sunący pociąg towarowy i tak jeździli kilkaset metrów, po czym wyskakiwali. Najpierw wywalali rowery do „strefy zrzutu”, a później sami opuszczali maszyną. Raz się okazało, że pociąg ich wyrolował i pojechali dalej niżby chcieli.

Droga biegła po raczej pustym terenie, z rzadka porośniętym krzakami czy pojedynczymi drzewami. Po lewej były domy, w pewien sposób odgradzające się od torów, bardziej poprzez sposób zabudowania niż budowę ogrodzeń. Gdy za bardzo się zbliżyło do drogi, pojawiło się terenowe skrzyżowanie i skręt w prawo. Mijało się „strefę zrzutu” i wjeżdżało do małego lasu. Jadąc wzdłuż południowej krawędzi wewnątrz lasu, oddalało się od torów. Wyjazd na szuter i znów rozpoczęło się zbliżanie do torów, ale już ich nie było widać. Droga nieco się wzniosła, nim się wyjechało na główną w Łajskach. Skręt w lewo i dojazd do ronda, gdzie kiedyś Kowal, w czasie okrążania go, przytarł pedałem o krawędź albo asfalt, aż iskry poszły.

Kurs na północ, a przed torami skręt w lewo. Jechało się po niemal pustych obszarach w stronę Narwi. Minęło nas tylko kilka aut, mimo że teoretycznie nie powinni się tam poruszać, bo była to droga techniczna dla pojazdów zmechanizowanych. Przecięło się odcinek NDM – Wieliszew, lądując w pobliżu wodociągów. Skręt w lewo, a gdy skończyło się ogrodzenie, nastała dłuższa przerwa. Adam gada i jje. Ja słucham i jem. Po przerwie wjazd w las i tak dojechało się do domków działkowych nad zalewem, a nieco dalej do plaży i wału, którym pojechało się na zachód, przeciwnie do niegdysiejszej trasy Mazovii 24h.

Wyjazd na zaporę w Dębę i prosto na Nasielsk. Za lasem skręt na Nunę. Zaczął się etap wiejski, wprost do celu prowadzący, tak jak poprzednio na wiosnę podczas w Wielkanocy. Dojechało się tam już po zmroku około 16:30. Poczęstowano nas kotletami z ogórkami i ziemniakami. Z godzinę przesiedziało się, jeśli nie więcej. Wyjazd w księżycową już noc i jazda w stronę w Wkry, jak na wiosnę, ale bez zjeżdżania na dół, tylko od razu na południe wzdłuż rzeki. Droga był szutrowa albo kałużowa, z ewentualnymi kamieniami. Była to jazda bez świateł lampek, z powodu względnej jasności nieba. Dojazd do Goławic, gdzie nastąpiło rozstanie. Powiodło mnie na drugi brzegu Wkry, a przejeżdżając nad nią, nieco mnie wyziębiło. Po drugiej stronie skręt ku południu. Jechało się prawie w kompletnych ciemnościach, nie licząc księżyca i miejscami stojących lamp, jeśli była akurat jakaś wioska. Mijało się oświetlony ośrodek turystyczny. Gdy droga zmieniła bieg na wschód, przyszła pora na przerwę przy skrzyżowaniu. Byłą tam mała ruina, ale tylko powierzchowne zerknięcie i nawrót. Skrzyżowanie składało się z asfaltowej drogi od strony rzeki i terenowych od południa i zachodu. Skręt w ten pierwszy. Była to trasa opadająca w dół, ale z taką obfitością kałuż, że spadło moje dość szybkie dotychczas tempo.

Pierwszy etap był bezludny całej okazałości. W oddali, po lewej i po prawej był las, a między nimi i drogą tylko pola. Las po prawej był położony wyżej, a w lewo teren opadał. Płożyła się też obficie mgła. Sprawiało to niesamowite wrażenie w księżycowym blasku. Drugi etap ciągnął się wzdłuż domów, raz drogą szutrową, raz asfaltową. Kolejny był znów względnie pusty – jazda wzdłuż granicy pól wielkiego gospodarstwa. Wyprowadziło mnie do czegoś wyglądającego na kanał, ale nie było mi wiadome, czy coś tam płynęło. Było tam za to dużo śmieci wyrzuconych przy przejeździe. Po drugiej stronie znajdowała się ogromna kałuża, w którą prawie nastąpiło przewrócenie. W powietrzu unosił się fetor. Może dlatego nazywają ten obszar „Odpadki”.

Wyjazd na drogę do Zakroczymia, na której co chwila się trzeba było stawać. Zjazd z niej na trasę wzdłuż DK 7, tę przekraczając wiaduktem bardziej północnym. Dalej wzdłuż 7, kierując się w stronę Kroczewa, ale skręt w pierwszą w lewo i prawie polna drogą wyprowadzając mnie bliżej Trębek. Tam nastąpiło pewne zwątpienie w siły - nie wiedząc czy dojadę do domu, czy może tata gdzieś przejedzie (jak się okazało nieco wcześniej faktycznie przejeżdżał), ale ostatecznie udało się dojechać po nieszczęsnej DK 62. Koniec jak zwykle przez Miączyn.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 98.50 km (22.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:14.07 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Z Jabłonny - Poparapetowo

Niedziela, 14 listopada 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria LSTR, Samotnie, Wyprawki w regionie, Z Kasią, Z Księgowym

Piękny słoneczny dzień. Stosunkowo ciepło, jednak w cieniu wyraźnie zimniej. W nocy ewidentnie zimno.

Wstaliśmy nieco późnym, bo już jesiennym rankiem. Poprzedniego wieczora przybyliśmy we czworo do Księgowych (w sumie było nas 6 osób) na parapetówkę i do 3 nad ranem jeszcze co poniektórzy nie spali, nocne prowadząc rozmowy. Docierając na miejsce, zabrany został ze mną rower – rodzice mnie podwieźli do Jabłonny, bo padał duży deszcz. Wszyscy pieszo odprowadziliśmy się na przystanek w stronę Żerania, a potem jeszcze mój powrót do Księgowych. Trochę pogadaliśmy, tak mniej więcej do 13-14. W tymże czasie trzeba było wyjeżdżać, żeby zdążyć przed zapadającym około 16 zmrokiem.

Po starcie okazało się, że jest mały problem, bo coś mi się w napędzie zaczęło klinować. Musilem jeszcze się zatrzymać na moment, żeby obejrzeć problem i go naprawić. Łańcuch mi się nie wrzucił na odpowiednią tarczę, a jak był wtedy tak zużyty, że środkowe nie działały. Jadąc powoli jakoś udało się dojść z tym do ładu. Kurs w stronę lasku na północ od osiedla. Cały czas jechało się utwardzoną nawierzchnią. Gdy dojechało się do zalesienia, okazało się że znajdują się tam odgrodzone domy i przejazdu nie ma. Jechało się więc wzdłuż ich południowej granicy po ścieżce terenowej, na której leżało wiele liści.

Dojazd do uliczki, którą raz przyszło mi jechać z Pawłem, a raz samotnie w nocy, przez nieużytki w stronę Księgowego osiedla. Kurs  ku głównej trasie, ale skręt w prawo, w uliczkę Spokojną, ostatnią przed wjazdem. Gdy się skończyła - znowu w prawo i tak obwodnicą, niejako dla rowerów, przejeżdżało się przez tory, omijając wiadukt. Przy tym wszystkim widać było suchą szosę, z tylko miejscowymi śladami nie wyschniętego, nocnego opadu. Za torami skręt we Wrzosową, dróżkę prowadzącą do ruin kasyna (waypointa) i innych ruin, wcześniej położonych, które odwiedziliśmy jeszcze w 2008. Teraz były zrównane z ziemią. Po błotnistej drodze, zaraz potem skręt na północ. Wkrótce jechało się po kostce, aż do wyjazdu koło ruin koszar.

Przejazd DW 632 i dalej do centrum miasta. Mijało się kościółek, dalej wąską uliczką, wijącą się nieco wyżej niż reszta miasta. Ostatecznie wyjechało się Tatrzańską i przejeżdżając na drugą stronę krajówki. W pewnej odległości mijało się dawny dom Księgowego, skąd w stronę torów. Przejazd na drugą stronę, jedno skrzyżowanie, a na kolejnym skręt ku północy, by mniejszymi uliczkami (Okrzei, ruina na skrzyżowaniu, Projektowana) wyjechać w pobliżu ciepłowni. Potem przejazd do zachodniej wylotówki na Łajski, która w gruncie rzeczy nie była mi znana. Nie została przejechana i tym razem, lecz została przecięta, wjeżdżając w niewielkie, starsze osiedle. Droga skończyła się ogrodzeniem długiego budynku. Chodnikiem pod najbliższym blokiem, by potem nieco zawrócić się. Skręt na północ, przy ruinie jakiegoś lokalu (chyba gastronomiczny).


Orląt Lwowskich w pobliżu kościoła pw. Matki Boskiej Fatimskiej. W centrum zakręt w Tatrzańską. Widok ku NNE


Legionowo. Olszankowa. Ciepłownia "PEC". Widok ku NNW

Można jednoznacznie określić kolejny etap, jako droga bez asfaltu. Jadąc jeszcze wśród domów, docierało się do lasu, który graniczy z Legionowem od północy. Droga była przystosowana dla aut, bo szeroka. Wo wznosiła się, to opadał, choć cień drzew nieco mnie wychłodził. Ciepło było jedynie wtedy, kiedy na mnie przyświecało, choć ogólnie dzień był przyjemny. Za lasem dość rozproszona zabudowa Skrzeszewa. Wyjazd w pobliżu rond i dalej na północ. Ulica Kościelna – poprzednim razem jechało się nią wraz z Księgowym i P. w okresie wielkanocnym. Tym razem, po skręcie w prawo na kostkę, jeszcze raz w prawo i dalej gładkim asfaltem, mając za sobą pięknie przyświecające słońce. Było wybitnie pusto i jedynie na horyzoncie widoczna była ściana lasu. Stało ledwie kilka domów gdzieś w oddali. Wkrótce nieco się to zmieniło. Pojawiły się domy po lewej stronie i kilka odchodzących dróżek, na które kusiło mnie, aby tam wjechać.


Kałuszyn E w pobliżu Legionowa. Leśna droga prowadząca do Skrzeszewa, odchodząca od Alei Róż, przechodząc przez Perzowy Kieszek. Widok ku NNW

Wyjazd na główną do Dębego, w pół drogi między rondami i skrętem na Komornicę, tak więc nadłożyło się nieco drogi. Przejazd przez zaporę szosą. Po wjechaniu na wysoczyznę rozglądanie za drogą w lewo. Gdy do takiej się udało dotrzeć, trzeba było szukać momentu, by na nią zjechać, bo jeździło sporo aut. Na poboczu stał jeden, którego chyba dopadła awaria. Nowy odcinek wiódł mnie przez wsie nadnarwiańskie. Dosłownie "nad", gdyż wszystkie były ulokowane na wysokim brzegu. Od dawna zastanawiało mnie, co jest w tym rejonie, gdy jeździło się w stronę Serocka i z powrotem. Na całym odcinku było mokro, z rzadka trochę nawierzchni było suchej. Niewiele było też asfaltów. Pierwsza wieś należała do tych bardziej wysuszonych i utwardzonych. Była też nieco monotonna. Wpierw kilka domów, potem zdecydowanie bardziej otwarte przestrzenie i wysuszone niskie rośliny. Miejscami widywało się sady. Z naprzeciwka jechały jakieś dzieciaki.


Droga do DK 62, na odcinku w pobliżu granicy między wsiami Wójtostwo SE i Stare Orzechowo E, w pobliżu granicy z Dębe W. Widok ku NW

Na pewnym skrzyżowaniu, gdzie jedna droga prowadziła na pola w prawo, a druga nie wiadomo gdzie, choć raczej w dół, wybierając wariant pierwszy, bo nie chciało mi się ryzykować zjazdu nad rzekę. W ten sposób poniosło mnie na miejscami błotnistą drogę. Mijało się bardzo dużą kałuże w pobliżu gospodarstwa, lecz stopniowo obszar się wznosił, był mniej nasiąknięty, a teren bardziej trawiasty. Tak wyjechało się na krajówkę. Przejazd przez wieś, która znajdowała się w rozległym obniżeniu na tej trasie i skręt w lewo. Dojazd do wsi bardziej zalanej od innych. Od rzeki stały domy, a po drugiej stronie pola i sady podtopione. Również kapliczka tam stojąca była zalana. Wkrótce asfalt się skończył, a zaczęła męczarnia przez drogę, którą spływała woda i to w ilościach, może nie przytłaczających, ale sporych. Maksimum opadów było chyba nocy, sądząc po jej wyglądzie. Trzeba było iść, bo rowerem się nie dało przejechać. Chcąc zrobić zdjęcie, w tym celu wychodząc w pole, to grunt niemal się pode mną zapadał.


Stare Orzechowo. DK 62. Przebieg dawnej linii kolejowej z Legionowa do Nasielska. Widok ku SE


Stare Orzechowo. Droga z DK 62 do nadrzecznej części wsi. Widok ku S


Stare Orzechowo SW w pobliżu z Nowym Orzechowem SE. Po prawej Rurociąg Przyjaźń na pozostałościach kolejowej linii z Legionowa do Nasielska. Widok ku SEE

Kolejny wyjazd na krajówkę i zaraz potem znów lewo. Droga terenowa skończyła się w gospodarstwie, więc te trzeba było obejść z boku przez grząskie pole, aż do drogi przez wieś. Tam widziało się, że po lewej stronie, w miejscu głębokiego wąwozu, nasypywano dużo ziemi, a i tak deszcze w nich wyryły spore rowy. Wkrótce znów trzeba było wrócić na krajówkę i zaraz potem ponownie skręcić w lewo. Odcinek był krótki – kilkaset metrów na zachód, rozjazd, gdzie spływała woda, mnie poniosło w lewo, ale nawrót, gdy droga okazała się gwałtownie opadać. Główna. Z niej w lewo i od tamtej pory widać ją było dopiero w Pomiechówku. W międzyczasie jechało się po zakałużonym asfalcie, który zamieniło się na biegnący po dużym łuku szuter, gdzie mijało się idącą spacerem rodzinkę. I znów wjazd na asfalt. Droga w dół. Nieco szybciej jechało się przez Czarnowo, mającą trochę bardziej zróżnicowany charakter przestrzenny, aż do rozjazdu, gdzie droga w lewo prowadziła na tereny zalewowe, a wąska uliczka w prawo, pomiędzy domami pod górkę i trochę w błocie.


Nowe Orzechowo. Droga do centralnej, nadrzecznej cześć wsi. Widok ku S


Nowe Orzechowo. W centralnej, nadrzecznej części wsi. Widok ku S


Kikoły E. Widok ku SWW


Droga między Kikołami i Czarnowem. Widok ku SWW


Czarnowo S. Widok ku SWW

Wyjazd koło bramy ogrodów działkowych. Dalej jazda ścieżko-chodnikiem przez Pomiechówek. Za Wkrą skręt lewo, przed torami w prawo i zakupy w sklepie. Popas największy na trasie. Zmiana ciuchów na jazdę nocną i w drogę. Dalej wzdłuż krajówki na tyle daleko, na ile było można, ale po tej samej trasie. Skręt w prawo, kilka kilometrów przed Modlinem. Przejazd jakąś zapuszczoną okolicą, którą jechało się raz i to bardzo dawno temu, jeszcze za dnia. Dojazd do nieco większej drogi, skręt w prawo, chwilę potem w lewo. Skończył się asfalt. Skończyły domy. Jazda po ciemku wśród pól. Z początku dobrze. W pobliżu murów lotniska błoto. O mało nie przyszło mi się wywalić. Przejazd koło cmentarza i wyjazd na trasę z Pomiechówka, którą się poprzednio jechało. Przed wjazdem na obwodnicę Modlina przerwa, żeby się posilić na poboczu. Kolejny etap – tzw. wykończeniówka – obwodnica, wiadukt i DK 62 ze zjazdem na Trębki.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 66.50 km (0.00 km teren), czas: 05:00 h, avg:13.30 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Środek Polski II - Przez Włocławek

Piątek, 24 września 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria 2 Osoby, LSTR, Wyprawy po Polsce, >200, Gminy, Z Księgowym, 2010 Środek Polski

2010.09.23 - 24 Środek Polski - cała trasa


Nocleg

Bezchmurnie. Wiatr z południa i nieco od wschodu, wieczorem słabszy. Ciepło. Noc była zimna, jednak ubrania i śpiwory zapewniły dostateczne, choć nie najlepsze warunki snu. Długo nie zasypialiśmy gadając, przy czym moje wypowiedzi co chwila były podkreślane kolejnymi smarknięciami. Kilka razy zdawało nam się, że słyszeliśmy psy i jakieś maszyny. Do głowy przychodziły mi pomysły, że może za drzewami zaraz był jakiś dom, a my śpimy prawie pod ogrodzeniem, którego nie zauważyliśmy rozbijają się tam o zmierzchu. Szczęśliwie, domy były wystarczająco daleko i w końcu zapadliśmy w sen, w tę świetliście księżycową noc. Mój był przerywany rozwijającą się chorobą oraz szukaniem jak najlepszej i najcieplejszej kompozycji mojego ciała z ubraniami i śpiworem. Pogoda tego dnia była podobna do czwartkowej. Noc powrotna z początku cieplejsza, zimno zrobiło się pod koniec podróży.


Nocleg w Orszewicach. Widok ku NW

Góra Świętej Małgorzaty

Zebraliśmy się stosunkowo sprawnie, jednak rekordów prędkości tu nie biliśmy. W oddali, w pobliżu wczorajszej trasy, znajdowało się gospodarstwo, na zapleczu którego ludzie ładowali coś na tira. Byłoby jak dla mnie wszystko w porządku, gdyby odległość była trochę większa. W mojej opinii mogliśmy być łatwo zauważeni, co motywowało mnie do jak szybszego zwijania się stamtąd. Ruszyliśmy polną drogą, co z rana nie było takie proste. Droga dochodziła do innego gospodarstwa, więc kilkanaście metrów przed nim, czmychnęliśmy w pole i tak doszliśmy do asfaltu. Stamtąd powoli wtoczyliśmy się do Góry Św. Małgorzaty, jak zwała się miejscowość. Przybyliśmy dokładnie w chwili, kiedy dzwonił pierwszy dzwonek na lekcje. Nie nasze. Zatrzymaliśmy się w tamtejszym barze, gdzie Księgowy zamówił sobie herbatę i hamburgera. Po chwili zastanowienia również i mnie poniosło do środka, ale po herbatę i zapiekankę. Jedliśmy na dworzu. To znaczy Księgowy jadł. Gdy zapiekanka była gotowa, to w ciągu minuty, może pół, bardzo szybko w każdym razie zniknęła. Herbata znikała wolniej. Cieszył mnie ten zakup, zdrowie moje bowiem pogarszało się i dało się odczuć to wyraźnie.

Wzgórze kościelne w Górze Świętej Małgorzaty

Po posiłku spacer na wzgórze czy raczej pagórek, utworzony wieki temu, na którym wznosił się kościół. Podeszliśmy z rowerami po stromym zboczu. Księgowy próbował podjechać, lecz pokonały go krawędzie, jakby po schodach i dołączył do mnie w powolnym, pieszym szturmie. Na górze wiało szczególnie silnie i gdyby nie drzewa, które otaczały teren kościoła, to zupełnie by nas przewiało. Minusem było to, że jedyne miejsce z którego rozciągał się wspaniały widok na rozległe połacie równin, oczywiście był zasłonięty. Może gdyby wejść na wieżę, to by był lepszy. W celu zrobienia panoramy, poszukaliśmy innego miejsca i weszliśmy na „zaplecze” terenu kościelnego, od południowej strony, zaraz za pomieszczeniami księdza. Zajrzeliśmy jeszcze do wnętrza kościoła - tylko przedsionek był otwarty. Po tych atrakcjach zjechaliśmy utwardzonym podjazdem o dużej stromiźnie.


Góra Świętej Małgorzaty. Widok ku NW


Góra Świętej Małgorzaty. Widok ku SW


Góra Świętej Małgorzaty. Widok ku SSE

Kolegiata w Tumie

Płaską, prostą drogą mijaliśmy kolejne domu z czerwonej cegły. Dojechaliśmy do tak znanej z polskiej historii (czy raczej podręczników) wsi Tum. Rozpoznaliśmy ją przede wszystkim po zagęszczeniu domostw wspomnianych wyżej. Sprawiała wrażenie bardzo niewielkiej. Naszym celem oczywiście była kolegiata, więc podjechaliśmy pod nią niemal na sam koniec wsi. Wyjazd na przód. Objechało si tyle, ile się dało cały zabytek. Czasem trzeba było iść, bo od zachodu było wąskie przejście między murem i ogrodzeniem domu, a od południa pola. Od strony drogi teren pokrywała łąka z licznymi kopcami kretów. Budowla została obficie obfotografowana, jednak przybyliśmy za wcześnie, gdyż dla zwiedzających była otwierana od 11. Przyjechała tam również wycieczka autobusem, ale im też się nie udało. W odległości kilku metrów stał mniejszy i nowszy od tamtego kościół. Wyjazd na krajówkę był krótki, może około kilometra od kolegiaty. Przed naszymi oczami widoczne były zabudowania Łęczycy. Widać ją było również z terenu koło kolegiaty i tam było to milsze dla oka niż z głównej drogi do miasta. Tam zamiast drogi i drzew w jezdni, przed miastem widać było pola i lasy.


Tum. Po lewej kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej i św. Aleksego. Widok ku W


Tum. Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej i św. Aleksego. Widok ku SWW


Tum. Kościół pw. św. Mikołaja. Widok ku NNW


Tum. Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej i św. Aleksego. Widok ku NW

Dziwny ktoś w Łęczycy

Zatrzymaliśmy się pod zamkiem, który leżał niedaleko od pierwszych zabudowań. Akurat wychodziła stamtąd wycieczka z podstawówki. Przeczekaliśmy i podjechaliśmy do wjazdu, gdzie uwieczniliśmy nasz pobyt w tym miejscu. Ruszyliśmy w poszukiwaniu bankomatu dla Księgowego, apteki dla mnie i sklepu z jedzeniem dla nas. Bankomat znalazł się przy rynku, ale innego banku, niż on potrzebował, więc gdy znaleźliśmy sklep, w pobliżu którego stał ten właściwy bankomat, Księgowy nieco się zirytował. Zrobiliśmy małe zapasy, głównie picia, zjedliśmy po jakimś wypieku, pączku, drożdżówce czy innym jakimś (mi się trafiło chyba coś z białym serem). Wcześniej udało się kupić w aptece gripex, a podczas pakowania podeszła do mnie jakaś starsza kobieta i się pytała czy pale papierosy. Totalnie nie było mi wiadome o co jej chodziło. W życiu zdarzyło mi się spróbować zapalić 2-3 razy i to na długo przed tą wyprawą. Smród wydostający się z papierosów mnie odrzuca, wywołuje rodzaj nerwowego duszenia. Miejsca nasycone dymem papierosowym wywołują chęć natychmiastowego opuszczenia takiego miejsca, a ewentualny pobyt na siłę w takich miejscach, najczęściej wymaga zakrywania się ciuchem czy czymś, by choć w ten sposób odfiltrować część tego okropieństwa. Niestety, nie z własnej woli zdarzało mi się przebywać w pomieszczeniach, nasyconych dymem papierosowym, i nie byłam w stanie nic z tym zrobić. Na moją przeczącą odpowiedź zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, pozostawiając mnie w zmieszaniu (dziwny ktoś, kto zadaje dziwne i głupie pytania ni tąd ni z owąd...), podczas zbliżania się w stronę sklepu.


Zamek w Łęczycy. Widok ku NEE


Łęczyca. Ratusz. Widok ku NWW


Łęczyca. Rynek. Widok ku NW


Łęczyca. Kościół pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku NW

Od Łęczycy ku NW

Wyjechaliśmy z miasteczka, choć z trudem, ze względu na sporą liczbę aut jadących główną. Gdy nam się to udało, ruszyliśmy drogą, która była położona dość wysoko ponad powierzchnię otaczających ją pól. Odcinek ten, do następnego skrzyżowania wydawał się podróżą przez pustkowia na rubieżach cywilizacji. W Topoli wmanewrowaliśmy się na pas do skrętu w lewo i po pojawieniu się zielonego światła ruszyliśmy tamże. Zaraz potem skręciliśmy w prawo na Kłodawę. Zrobiło się nieco ciężej. Odczuliśmy siłę wiatru z południa. Niedługo po skręcie w prawo, zatrzymała się jakaś kobita pytająca nas o drogę do D... Udzieliliśmy wskazówek utwierdzając ją, że dobrze myślała, którą trasa jechać. Przejechaliśmy przez Siedlec, gdzie wpierw pojawiły się drzewa po lewej, sugerujące mi myśl, że za nimi stać musiał dworek, którego nie ujrzeliśmy. Dalej stał budynek, kiedyś będący chyba młynem, a jeszcze dalej kościół po prawej. Niedaleko czekał nas podjazd, którym ostatecznie opuściliśmy płaską równinę. Co prawda wyjechaliśmy nieco wyżej, ale krajobraz nadal nie był nazbyt wyraźnie zarysowany. W zasadzie było widać tylko było brak totalnej płaskości obszaru. Później gdzieniegdzie także pagórki i doliny.


Między Dąbiem i Siedlecem. Widok ku NNW


Między Jackowem i Jaworowem. Widok ku NW


Granica województw między Radzyniem i Rycerzewem. Widok ku NW

Okolice Kłodawy

Przejechaliśmy jeszcze kilka wiosek, jeden większy las, gdzie człowiek z naprzeciwka idący poboczem, zapytał mnie czy idzie w stronę parkingu. Szczęśliwie 50-100 metrów wcześniej udało mi się kątem oka zarejestrować obecność takiego, więc uzyskał potwierdzenie. Za lasem ukazała się wreszcie wyraźniejsza rzeźba terenu, dużo pól, dużo zbóż i czasem domy. Przecięliśmy tory. Po lewej stronie drogi zobaczyliśmy w oddali napis. Nie byliśmy w stanie go odczytać, ale jak się słusznie domyślaliśmy, okazał się on należeć do budowli zakładu wydobyci soli w Kłodawie. Wkrótce po tym dogoniliśmy ciągnik, a że jakoś tak się nabrało rozpędu, to i przyszło go wyprzedzić. Przerwa na rozjeździe, czekając na Księgowego, który został za maszyną. Ciągnik wyprzedził moje stanowisko oczekiwania, a Księgowy nieco później.


Kłodawa. Kopalnia Soli. Widok ku SWW

Razem przejechaliśmy na drugą stronę DK 92, skąd z łatwością dotarliśmy na rynek. Odpoczęliśmy na ławce, posilając się po raz pierwszy od Łęczycy. Stamtąd skierowaliśmy się do wyjazdu ku NE. Jechaliśmy urokliwymi wioskami z niezłą drogą i ładnymi widokami. Raz mieliśmy incydent, że robotników samochody stały na całej szerokości drogi, z czego jeden zatrzymał się "na moment" i przed chwilą musiał nas wyprzedzić. Musieliśmy jakoś sobie poradzić i ominąć przeszkodę. Później droga nas prowadziła kolo piaskowni, gdzie stały wielkie kopce wydobytego surowca, wyglądające niemal jak piramidy, a wrażenie to potęgowały jasne barwy, silnie odbijające promienie słońca. Przejechaliśmy przez szutry w lesie i po kilku kilometrach dojechaliśmy do Przedeczy, miejscowości ze starym, zalatującym gotykiem kościołem i jeziorem o ~2km długości. W tym czasie trwały jakieś roboty drogowe w mieście, a przed kościołem ustawiał się konwój pogrzebowy. Na rynku skręciliśmy ku północy, przy czym ja trochę później, by jeszcze zrobić zdjęcia. Księgowego udało się dogonić na lekkim podjeździe u wylotu z miejscowości. Potem jechaliśmy długo i monotonnie, ledwo rejestrując otoczenie.


Zbójno. Widok ku W


Przedecz. Kościół pw. Świętej Rodziny. Widok ku W

Na północ do Włocławka

Zatrzymaliśmy się przy sklepie Cettach i zrobiliśmy krótki-dłuższy odpoczynek na zjedzenie kilku słodkich przekąsek. Zmęczenie się z nas wydostawało. Dalej zauważaliśmy bardziej czerwone płaty ziemi na niewielkich pagórkach, wszystkie mniej więcej na tej samej wysokości, niżej których była jaśniejsza ziemia. Nasze umysły pobudził zjazd w dolinę jeziora Kromszewickiego i uciążliwy podjazd do Chodeczy. Gdy tylko wydostaliśmy się na płaskie, od razu pojechaliśmy dalej nie oglądając się za siebie. Przez 20km jechaliśmy praktycznie bez zatrzymywania, skupiając się na samej jeździe po bardzo równinnym, ale wysoko położonym obszarze. Zatrzymaliśmy się dopiero w Kruszynie i odpoczywaliśmy na przystanku. Z wioski czekał nas zjazd do przedmieść Włocławka i postanowiliśmy jechać główną drogą.


DW 269. Granica województw między Chrustowem i Cettami. Widok ku NEE

Przerwa we Włocławku

Do miasta wjechaliśmy główną trasą. Skręciliśmy w prawo i dalej jechaliśmy ścieżką, która nagle zamieniła się w chodnik i to taki niezbyt fajny. Skończyło się to przejazdem na lewą stronę, gdy dokładnie na ukos wypatrzyliśmy pizzerię DaGrasso. Oczywistą rzeczą – zmęczeni po tak długiej podróży posililiśmy się tam, pół na pół, dużą hawajską z frutti di mare. Wykorzystaliśmy tamtejsze WC i nieco wypoczęliśmy , a w każdym razie najedliśmy. Po przerwie przemieszczaliśmy się ulicami: Zbiegniewskiej, Robotnicza, Kapitulna (która pod koniec była potwornie rozkopana), skręciliśmy w Kilińskiego przejeżdżając nad małą rzeczką i wjeżdżając w Toruńską, którą jechaliśmy rzecz jasna w stronę Torunia. Po kilometrze upewniliśmy się, że to nie tędy droga. Dowiedzieliśmy się tego u tubylca, po czym wróciliśmy do miejsca, gdzie mogliśmy odbić, by wciąż widząc Wisłę, dobrnąć do mostu Rydza-Śmigłego. Jakoś tak wyszło, że jazda tymi drogami omijała całe stare miasto, które samo w sobie pozostało mi nieznane. Zasugerowało mi to powrót, gdy będę w okolicy. Przejechaliśmy most. Księgowy podsumował, że lepiej to wygląda niż z zapory, po której już kiedyś jechał. Faktycznie, widok był ładny, zwłaszcza w stronę, gdzie Wisła zmierzała.


Włocławek. Przebudowa Kapitulnej. Widok ku NE


Włocławek. Wyszyńskiego. Ujście Zgłowiączki do Wisły. Widok ku N


Włocławek. Most Marszałka Rydza-Śmigłego. Widok ku SE

DK67 do Lipna

Po drugiej stronie czekał nas podjazd rodem z gór. Najniższe biegi i do przodu. Udało się jechać cały czas, aż zrobiło się na tyle płasko, by nie musieć się znów męczyć. Księgowy został nieco z tyłu. Jechaliśmy dalej w stronę Lipna, a po słońcu już było widać, że zbliża się zmrok. Obszar był nieco pagórkowaty, ale poza jednym jeziorem Ostrowite, nie udało mi się zarejestrować ich więcej. Pod względem psychicznym, jechało się nam niemal tak, jak do samego Włocławka, kiedy to znużeni jechaliśmy i jechaliśmy.


Bogucin. DK 67. Widok ku N


Fabianki. DK 67. Widok ku NNE


Krzyżówki. DK 67. W centrum Jezioro Ostrowite. Widok ku SSE

Okolice Lipna

Lipno osiągnęliśmy przed zmrokiem. Miasteczko w sporej i rozległej dolinie  Do centrum same zjazdy, tylko rynek i obrzeża na wzniesieniach. Zajechaliśmy na jeden z placyków, gdzie było dużo ludzi, ale gdy Księgowy zwęszył naciągacza, wnet ruszyliśmy. Przejechaliśmy rzeczką Mień i zatrzymaliśmy się pod sklepem, gdzie chciało mi się po prostu usiąść na chodniku i zacząć odpoczywać, wpatrując się w mapę. Trwało to kilka minut. Ruszyliśmy w górę, z mi zachciało się nieco rozruszać nogi i dostać się na pieszo. Górą biegła krajówka, której trzymaliśmy się przez kilka kolejnych godzin nocnych. Przed wyjazdem z miasta zajechaliśmy na stację, gdzie Księgowy zaopatrzył się w Tigera – jego ulubiony wtedy napój na nocną jazdę. Po zakupie Tigera ruszyliśmy na jazdę przez ponad pół nocy.

Różne pomysły na tę wyprawę

Teraz kilka słów odnośnie planów wyprawy. Przedwczoraj, w czasie rozmowy wpierw ustalaliśmy, że pojedziemy byle gdzie. Potem trwało precyzowanie, że od nas możemy pojechać, albo na SWW, albo NW, a potem się zobaczy, jak będziemy jechać i którędy wracać, ważne żeby dotrzeć jak najdalej w oznaczonym czasie. Gdy tak się dalej dyskutowało, przyszło mi na myśl, że można by oba warianty połączyć i tak wyszedł szkic pętli przez Włocławek. Na Google Earth i innych serwisach można było przejrzeć sposoby dojazdu do miasta i z grubsza udało się to zrealizować. Modyfikacje nastąpiły od lasu za Wyszogrodem do Piątku, ale mniej więcej się pokrywały. We Włocławku zupełnie schrzaniliśmy, ale dzięki temu poznaliśmy inne obszary, których być może byśmy nigdy nie zobaczyli. Do Lipna szkic zakładał jazdę bardziej przez wioski, a z Kłodawy powinniśmy skręcić w inną drogę tak, żeby nie trafiać na główną. Mimo tych incydentów, wciąż było dobrze. Z Lipna chciało mi się jechać dalej na północ, nawet do Działdowa, tak, żeby po raz pierwszy jednego dnia odwiedzić cztery województwa, ale skończyło się na trzech, z czego po raz pierwszy poniosło mnie rowerem do wielkopolskiego i na Kujawy. Pierwszy nocleg wypadł pomyślnie, mniej więcej tak jak w szacunkach. Jeśli chodzi o noc drugiego dnia, to sprawa wyglądała tak: Księgowy chciał nazajutrz być już u A.. Oznaczało to, że rozważał powrót szynobusem z Sierpca. Gdybyśmy przenocowali po drodze, wsiadłby na tory, a mi pozostało wracać samotnie. Pasowało mi to, ale też było stratne, bo mogliśmy zamiast tego udać się jeszcze trochę w kierunku północnym i tam przenocować. Księgowy przejechałby do Sierpca ze 30km następnego dnia, a przeze mnie zostałyby odwiedzone jeszcze rejony Działdowa, dopiero wtedy wracając. Ten plan był wykonalny, jednak padło na wariant alternatywny. Zamiast nocować, moglibyśmy od razu ruszyć nocą. W ostateczności i tak gdzieś byśmy rozbili obóz. W ten sposób osiągnęliśmy swoje cele o własnych siłach, z czego mnie przywiało do domu w stanie osłabienia, chorując w następne dni.

DK10 od Lipna do Góry

Szczęśliwie przyświecał nam księżyc, ale dopiero po północy bardziej to zauważyliśmy. Z Lipna wyjechaliśmy o zmroku i przez kilkanaście kilometrów było nawet dobrze. Na jakimś przystanku krzyczały jakieś dziewczyny, którym Księgowy coś odkrzyknął. Gdy w lesie zobaczyliśmy po prawej coś w rodzaju postoju z ławeczką i daszkiem, zjechaliśmy tam i przygotowaliśmy się do dalszej drogi, zakładając odblaski, lampki i rozruszaliśmy się przed nocą. Z początku jechaliśmy przed siebie tak jak do Lipna i Włocławka, ale w miarę zbliżania do domu, postępu nocy i zmęczenia, coraz bardziej rozwiązywały się nam języki. Przynajmniej ustępowało znużenie. W międzyczasie zatrzymaliśmy się na przystanku, żeby odpocząć. Dość szybko dotarliśmy do Sierpca, gdzie staliśmy koło cmentarza. Gdy zobaczyliśmy zbliżających się ludzi, mimo wszystko postanowiliśmy ruszyć i ewentualnie zatrzymać w innym miejscu. W ten sposób Sierpc pożegnaliśmy i ku Drobinowi zdążaliśmy. Ten etap odbył się w pobliżu już przejechanej przeze mnie trasy, leżącej nieco na północ. Sam Drobin ominęliśmy bardzo szybko.

Przerwa w Górze i w Dzierzążni

Kolejnym punktem była stacja paliw przed lasem, o tej porze zamknięta, położona jakiś kilometr od Góry. Nieco się rozprostowywaliśmy i wkrótce znów pędziliśmy. Podjechaliśmy pod Górę i znaleźliśmy się na odcinku do Płońska, który już był mi znany, choć jeszcze nie o tej porze. Wpierw było pusto i bezludnie, lecz wnet zaczęło się pojawiać więcej domów, aż powstał niemal pełen ich ciąg wzdłuż szosy. Tak powitaliśmy Dzierzążnię, gdzie mieszkała znajoma, u której kiedyś przyszło mi być na dwóch ogniskach w liceum. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, która podczas licealnych ognisk była punktem zaopatrzenia. Księgowy chciał  kupić coś do picia. Nie podobało mu się otoczenie i przebywający tam o tej porze ludzie, którzy niemile kojarzyli mu się z miastami.

Kurs na Nacpolsk

Wnet ruszyliśmy dalej, skręcając na Nacpolsk. Nie włączaliśmy świateł, poza krótkimi momentami. Było naprawdę jasno. Ten odcinek toczył się stosunkowo szybko, ale bardziej z powodu naszego zaangażowania w gadanie i wspominanie rożnych historii z życia, niż w skutek tempa jazdy. Przez to niemal nie zauważyliśmy kilku dużych i szybkich psów. Wpierw były to odległe odgłosy z prawej strony, tak psa, jak i łańcucha. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie lokalizacja, jaką przypisywaliśmy tym odgłosom. Najbliżej położone nam gospodarstwo leżało jakieś sto metrów przed nami, tuż koło drogi, kolejne widoczne było z pół kilometra w głębi pól. Odgłosy pochodziły właśnie od strony pól i mieliśmy pewność, że ani nie z pierwszego podwórka, ani nie z tych odległych, bo na to był zbyt donośne.

Nocny atak psów

Z początku zbagatelizowany został ten problem, mając swoje doświadczenia z psami i rowerem. Księgowy miał swoje, więc traktował to zdarzenie odmiennie. Wyszło na jego, gdy okazało się, że dźwięk kieruje się w naszą stronę, pobrzękując ciągnącym się łańcuchem niczym pies Baskervillów. Urwane bydle goniło nas. Wnet ukazało swą masywną budowę, która jawiła się naszym oczom w półmroku lekko zadrzewionej drogi. Księgowy zaczął się oddalać gwałtownie. Ja bardziej powoli, zależnie od tempa pościgu. Bestia goniła wytrwale i zajadle dotrzymywało mi kroku. W pewnym momencie, nieco mnie już wkurzyło. Wydarł się ze mnie zachrypnięty ryk, który miał nieco zmieszać paskudę, a zarazem udało mi się w ten sposób poznać kiepski stan mojego zdrowia. Wkrótce potem udało mi się dogonić Księgowego. Byliśmy porządnie zmęczeni ucieczką, choć mi udało się zachować nieco więcej sił, nie zrywając się tak nagle. Mimo wszystko, dało się odczuć tę przygodę na późniejszym etapie. Przebrnęliśmy do Nacpolska, a tempo wyraźnie spadło.

Nocny powrót

Minęliśmy Żukowo i skręciliśmy na Srebrną. Jazda w tę stronę, pod względem zmęczenia kojarzyła mi się z powrotem z Jury, tuż przed Księgowego praktykami we wrześniu 2008, gdy jechaliśmy ledwo, ledwo. Można by rzec, że teraz było podobnie. Zatrzymaliśmy się na poboczu niedaleko wsi i odpoczywaliśmy, ostatni raz wspólnie w tej podróży. Usiedliśmy i zbieraliśmy siły do ostatniego etapu. Przez Srebrną przemknęliśmy szybko, bo pamiętany był przez mnie jeden z dawniejszy pościg psów z tej okolicy, a mieliśmy już dosyć ich na tę noc. Wjechaliśmy w las i powoli doczłapaliśmy się do skrzyżowania, gdzie po kolejnych kilku chwilach się pożegnaliśmy i udaliśmy w swoje strony. Księgowy turlał się do Naruszewa, a stamtąd przez Przyborowice i Goławice do A., gdzie dojechał okrutnie wymęczony. Ja na południe, obserwując mgłę płożąca się w lesie i gdzieniegdzie na polach. Warstwa jej cienka, wprowadzać mogła w nastrój tajemniczości. Rozważane było, którą drogę obrać, tak żeby się już bardziej nie męczyć, aby skrócić resztę trasy. Skończyło się tak jak wtedy, gdy pierwszy raz przekroczyło się 200km jednego dnia. Za Radzikowem, przed wyrobiskami piasku, skręt w pola w stronę lasku, a za nim pagórkiem z piachem od południowej strony. Przeturlanie przez polne drogi do Chociszewa i przejazd przez wieś, by ominąć DK 62. Ostatnie chwile spędzone zjeżdżając w dolinę Wisły, docierając pod bramy domu. Następne kilka dni trwało chorowanie.

Zaliczone gminy

- Łęczyca (M+W)
- Daszyna
- Grabów
- Kłodawa
- Przedecz
- Chodecz
- Choceń
- Włocławek (W+M)
- Fabianki
- Lipno (W+M)
- Skępe
- Szczutowo
Rower:Zielony Dane wycieczki: 255.00 km (0.00 km teren), czas: 14:00 h, avg:18.21 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)