Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

Z rodziną

Dystans całkowity:12072.79 km (w terenie 1144.80 km; 9.48%)
Czas w ruchu:778:49
Średnia prędkość:15.48 km/h
Maksymalna prędkość:65.75 km/h
Suma kalorii:14946 kcal
Liczba aktywności:163
Średnio na aktywność:74.07 km i 4h 52m
Więcej statystyk

Gminobranie Pomorskie V - Pętla przez Sławno

Wtorek, 3 września 2013 | dodano: 18.11.2018Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2013 Pomorze, Z rodziną

Był to dziś drugi nocleg w Ustce, więc tego dnia kurs z jedną sakwą. Pogoda była piękna, choć chłodna. Zmaganie z wiatrem wiejącym od morza. Najtrudniej było na odcinku do Darłowa, gdy trwało przemieszczanie się DW 203. Myślami już w tym miasteczku, od którego można było odpocząć. Mimo to, tempo było dobre, a przejazd trwał tylko dwie godziny. Pokręcenie po rynku i przy zamku. Miasto opuszczone przed 12.


DW 203. Granica województw. Widok ku W


DW 203 między granicą województw i Postominem. Widok ku SSW


DW 203 między Masłowicami i Karsinem. Widok ku SSW


Darłowo. Brama Wysoka. Widok ku SSW


Darłowo. Rynek. Po prawej Ratusz i kościół pw. Matki Boskiej Częstochowskiej. Widok ku SW


Darłowo. Rynek. Fontanna Rybak. Po prawej Ratusz. Widok ku W


Darłowo. Wnętrze kościoła pw. Matki Boskiej Częstochowskiej


Darłowo. Zamek Książąt Pomorskich. Widok ku SE


Darłowo. Aleja Wojska Polskiego. Wieprza. Widok ku NWW

Kolejny odcinek pędzony z wiatrem. Posiłek na przystanku w Sęczkowie, długa nużąca jazda krajówką do Sławna, która na szczęście miała szeroki pas serwisowy. W mieście nawet nie przekraczało się torów i od razu jechało na południe. Jeszcze w Kwasowie rzuciła mi się w oczy tablica z informacjami o miejscowości, a potem już praktycznie tylko jechało się przed siebie, gdyż dookoła były same lasy, z rzadka poprzetykane polami, łąkami lub nielicznymi miejscowościami. W pamięci udało się odnotować ciekawą drogę przez Kępice (sporo zakrętów, kilkanaście metrów spadku wymieszane z przejazdem pod wiaduktem kolejowym i mostem nad rzeczką), Barcino (przejrzysta okolica, gdzie odbicie w lokalną drogę przez Kuleszewo) i Łosino wraz z Kobylnicą, połączone ścieżkami rowerowymi.


Słowino. Po lewej kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Widok ku SE


Kwasowo. DW 205. Dwór z XIX w. Widok ku N


DW 205. Skromny, historyczny fragment gminy Polanów, aktualnie Małachowo. Widok ku SE


Osowo W. Widok ku SEE


DW 208. Kępice NE. Widok ku NE


Barcino. Kościół pw. św. Anny. Widok ku NNE


W pół drogi między Kuleszewem i Kończewem. Dolina rzeki Kwaczej i w głębi - Słupii. Widok ku NEE


Sierakowo Słupskie Kolonia NE przy granicy z polami Zajączkowa. Po lewej stacja elektroenergetyczna 110/30kV. W tle Łosino. Widok ku NNE

Po 16:20 dojazd do Słupska, gdzie chwila minęła mi na jeżdżeniu w centrum, ale nie przywiązując dużej uwagi do penetracji miasta. Kurs ku krajówce, pędząc ile sił w nogach do Ustki, walcząc z wiatrem, co zajęło mi niecałą godzinę. W mieście przejazd nad morze ulicami Kopernika, Mickiewicza i Żeromskiego. Jadąc promenadą wzdłuż plaży przejazd na wschodnie molo. Dojazd do krańca, tak jak w Łebie i Bulwarem na cmentarz. W końcówce przejazd przez garaże ulicy Krótkiej, rowerowy dzień kończąc przed 19.


Słupsk. Brama Nowa. Widok ku NNE


Słupsk. Nowobramska. Po prawej Nowa Brama. Tramwajowy wagon 5N, jakie niegdyś jeździły po Słupsku. Widok ku SSW


Słupsk. Dawny kościół pw. św. Mikołaja, służący jako biblioteka. Widok ku NNE


Ustka. Promenada Nadmorska. Widok ku NNW


Ustka. Promenada Nadmorska. Widok ku NEE


Falochron w Ustce. Widok ku SWW


Ustka widziana z falochronu ku SSW. Po lewej latarnia morska.


Latarnia morska w Ustce, na którą po pogrzebie w 2008, weszliśmy rodzinnie i nawet mama pokonała swój lęk wysokości. Widok ku SE

Zaliczone gminy

- Postomino
- Darłowo (W+M)
- Malechowo
- Sławno (W+M)
- Polanów
- Kępice
- Kobylnica
- Słupsk (W+M)
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 151.34 km (0.00 km teren), czas: 08:04 h, avg:18.76 km/h, prędkość maks: 47.15 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Gminobranie Pomorskie IV - Do Ustki

Poniedziałek, 2 września 2013 | dodano: 19.09.2013Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2013 Pomorze, Z rodziną

Nie było ochoty wychodzić z namiotu. Chciało mi się tylko przesiedzieć cały dzień w namiocie. Pobudka po kilka razy, również rankiem. Na zewnątrz kontynuacja opadów sprzed 12 godzin. Niezmiernie ten fakt mnie zadowalał. No i nie wiem czemu, tak samo jak w Niemczech w 2011, podczas podobnej ulewy, spędzonej na przystanku, zaczęło się zbieranie po 10 rano. Z pola zejście w jakieś pół godziny później. Nie było pary, aby kręcić, a jazdę utrudniała boląca noga i ręka. Woda wciskała się w każdą nieosłoniętą część ciała, a buty był mokre zaledwie po kilku kilometrach. I tak było szczęście natrafić na niewielkie okno słabszego deszczu. W Wicku mijało się dzieci wracające z ceremonii rozpoczęcia roku szkolnego, rozwożone przez autobus. Niektórzy też musieli swoje przejść od przystanku.


Pola między Łebą i Wickiem, na których znajdował się nocleg. Widok ku SE


DW 213. Granica powiatów. Łeba na zachód od Wicka. Widok ku NWW

W Cecenowie podjazd na teren sporego, lecz zaniedbanego pałacu z XIX wieku, wybudowanego przez Zitzewitzów. Na teren posesji można było swobodnie wjechać. Kilka zdjęć, ale nie próbując zwiedzać. Budynek z daleka wyglądał na zamknięty. W pobliżu kilka domów, najwidoczniej zamieszkanych. Przerwa na przystanku i osuszenie nóg. Zauważywszy tubylca, wędrującego najwyraźniej na ten sam przystanek, wnet nastąpiło ulotnienie, zatrzymując się pod sklepem kilkaset metrów dalej. Tam drobne zakupy, lód kostka (jakby mało mi było chłodnego powietrza) i skromny posiłek podbudowujący morale.


Pałac Zitzewitzów z XIX w. w Cecenowie. Widok ku NW


Pobłocie w deszczu. Widok ku SWW

Po 12 przejazd Pobłocie po kałużach i skręt na południe do Stowięcina. Do 13:27 dojazd do wsi Radosław, przy okazji zaliczając skrawek gminy Potęgowo. Droga w większości pod górkę i na piechotę. Stamtąd na zachód, skrótem który przeszedł w błotnistą polną drogę. Pełno kałuż, błota, tymczasowych strumyków. Jeden tymczasowy "staw" na całą szerokość drogi. Cudownie. Dojazd do Rzechcina i przerwa na przystanku. Czuć było kompletne zdezelowanie. Z radością podjadało się, trochę osuszało, ale też marzło z przemoknięcia i braku ruchu.

Słaba nadzieja, że już przestanie padać, ale gdzie tam. Znów jazda w deszcz, choć dużo słabszy niż rankiem. Powoli też zanikał. Ostatnie krople spadły w okolicy wsi Damno, w dolinie rzeki Łupawa. Stamtąd jazda w kierunku północnym i przy poważnych wątpliwościach nawigacyjnych, spowodowanych niskim morale, jechało się przez las. Drogą szutrową, wpierw kontynuowanie podjazdu, jaki zostawiony została za mną, lecz po kilkuset tylko metrach czekał mnie zjazd, w czasie którego trzeba było manewrować między kamieniami, błotem i spływającą wodą. Duże tempo. Z wolna się rozpogadzało. Gdy mijało się ostatnie drzewo i powitało asfalt w okolicy Drzeżewa, po deszczu praktycznie nie było już śladu.


Granica (przebiegająca 400 m dalej) między gminami Potęgowo i Damnica. Widok ku NWW


Między Drzeżewem i Będzichowem. Widok ku N

Dojazd do DW 213 i półgodzinna przerwa posiłkowa na przystanku. W dalszą trasę po 18. Tuż za Choćmirowem na północ, skręt w Siecie i szutrową drogą przez lasy i pola, na kilkukilometrowym odcinku wznosząca się jednostajnie ponad terenem dookoła, wyjazd w Gardnie Wielkiej. Dalsza podróż to szybkie tempo ze skrętami w wsiach Gąbino i Objazda. Dokładnie o 20 przekraczam granice Ustki, a po 20 minutach ląduje u dalszej rodziny, gdzie spędzam tę i kolejną noc.


Między wsią Siecie i Stojcino. Góra Rowokół koło Smołdzina. Widok ku N


Ustka po 62 godzinach podróży. Wjazd Grunwaldzką z Przewłoki. Widok ku NNW

Zaliczone gminy

- Główczyce
- Potęgowo
- Damnica
- Smołdzino
- Ustka (W+M)
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 92.39 km (10.00 km teren), czas: 06:42 h, avg:13.79 km/h, prędkość maks: 37.44 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Przejażdżka

Niedziela, 4 sierpnia 2013 | dodano: 11.08.2013Kategoria 3-4 Osoby, Z Kasią, Zwykłe przejażdżki, Z rodziną

We 4 osoby. Start na północ i przejazd przez Goworowo do krajówki. W Goławinie przejazd szutrówką na północ, wschodnim skrajem zagajnika, gdzie zrobiliśmy krótką przerwę. Wyjazd w Karnkowie. Wjazd w krótką drogę lokalna na zachód, która przeszła w ślepą polną. Po krawędzi pola wyjechaliśmy na asfalt. Skręt w lewo, potem w prawo i polną drogą dojechaliśmy do Przybojewa. W Goworowie przejazd do wschodniego krańca, długo polną drogą na południe i przejazd przez Borkowo. Szybki powrót do domu.
Kilka dni później (2013.08.07), o 15:38 został kupiony bilet ze stacji Warszawa Zacisze-Wilno do stacji Zielonka. Nie wiem co to było - chyba jakiś przejazd Kasi.
Wkrótce potem był ślub przyjaciół. Po ich ślubie pojechało się w 4 osoby na poprawiny (brat kierował autem). Powrót do domu już nocą. 
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 23.50 km (8.00 km teren), czas: 01:30 h, avg:15.67 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Zielonej Góry V - Do Poznania

Sobota, 27 lipca 2013 | dodano: 28.07.2013Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2013 Wielkopolska S, Z rodziną

2013.07.23 - 27 Do Zielonej Góry - cała trasa


Jak to zwykle bywa - w nocy pobudka kilkukrotna. W tym około godziny 3-4, kiedy przelotna chmura opadowa zdecydowała przelecieć się akurat w tym rejonie. Szczelniejsze opatulenie i dalej w sen. Ostateczna pobudka nastała około 6, a niebo nie zapowiadało kolejnych opadów. Ba! Od samego rana temperatura przekraczała 20 stopni C. Zaraz po spakowaniu, do sakw powędrowały również ocieplające elementy stroju. Na śniadanie przerwa na przystanku za Wroniawami. To był mój pierwszy normalny posiłek od prawie 24h, nie licząc lodów i płynów. Aż mnie zdziwiło, że mimo to, dnia poprzedniego nie był przez mnie odczuwany zbyt intensywny głód. Zapewne była to w znacznej mierze sprawka upału.


Między Mochami i Nową Wsią. Widok ku NE

Na wschód skręt w Mochach. Kierując się ku słońcu, dojechało się do Przemętu, gdzie znajdował się klasztor cysterski. W okolicy siedziby gminy, zdaje się na targowisku, rozstawiona była scena i co jakiś czas leciała muzyka - prawdopodobnie test nagłośnienia przed zbliżającą się imprezą lub czymś w tym stylu. Z Przemętu na północ. Zostały za mną wsie Siekówko i Siekowo. Przejazd lekko kamienistym szutrem za wsią do pobliskiego lasu. I wtedy zaczął się koszmar...


Przemęt. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela. Widok ku NE


Siekowo. Widok ku NE

Około 3 kilometry spędzonych w lesie, na prawie maksymalnie piaszczystej drodze. Z dużym wysiłkiem udawało mi się utrzymywać na siodełku, mimo lawirowania między kolejnymi hamadami, ukształtowanymi przez rzadko jeżdżące tędy auta. W czasie mojego przejazdu minęły mnie 3-4 oraz ciągnik. Przez 50-100m trzeba było pchać, czy raczej ciągnąć rower. Z rzadka przebijała się ubita ziemia. Znacznie częściej tylko na taką wyglądała. Tym co pozwalało mi, jakoś tam jechać, była dość "ciężka", a przez to trwalsza, konsystencja piachu.
Tym co mnie zmuszało - jusznice, jakie się pojawiły ostatnio w całej Polsce.


Mimo, że ostatecznie wyjechało się lasu, ostatnie osobniki ścigały mnie aż do asfaltu. Tam udało się przekroczyć prędkość 30km/h i uciec z tego opętanego lasu. Wkrótce dojazd do Wielichowa, gdzie nastąpiła przerwa na przekąskę. Przerwa trwała chyba z pół godziny. Dojazd do DK 32 w okolicy Goździna. Do Grodziska Wielkopolskiego udało się dojechać jadąc ścieżką rowerową wzdłuż krajówki. Tam też dało się odczuć silny dyskomfort w jeździe - ów wadliwy "pedał" jak mi się wydawało w Bieszczadach, okazał się lewym ramieniem korby, który przez ten czas wciąż nabierał luzów i począł się z zsuwać. Siedząc na ławce przy rynku w Grodzisku Wielkopolskim, sytuację była kiepska. Gdy wyjechało się z miasta, dalszym kursem było zmierzać na południowy wschód. Koło wsi Ujazd udało się zdobyć kilkaset metrów drogi w gminie Kamieniec. Tam szutrówką przez las i najkrótszą drogą do Ptaszkowa w kierunku krajówki.


DW 312. Wielichowo-Wieś. Widok ku NW


DW 312. Nieczynna stacja Wielichowo. Widok ku NWW


UMiG Wielichowo. Widok ku W


Grodzisk Wielkopolski. Stary Rynek. Po lewej Ratusz. Po prawek kościół pw. św. Jadwigi. Widok ku SWW

Non stop z nieba lał się żar, niczym roztopiony ołów. Jazda DK 32 do granicy powiatu poznańskiego. Tam skręt w DW 431 i zaraz potem przerwa w alejce drzew, skrywając się w cieniu. Upału mnie gnębił. Zniknęła czekolada, która jeszcze nie zdążyła się cała rozpuścić dzięki ukryciu w najchłodniejszym miejscu w sakwach. Opróżniony został cały zapas jedzenia i obficie trzeba się było napoić. Naprzeciw mnie znajdowało się pole obsiane zbożem, które właśnie było penetrowane przez kombajn. Przerwa skończyła się, nim dotarł w okolice mojego przycupnięcia. Udało mi się nieco obniżyć temperaturę ciała i można było jechać dalej. Po około 8km przekroczona została DK 5. Dosłownie. Lewe ramię korby miało już na tyle zjechany gwint, że zmieniło swoją pozycję, względem prawego ramienia o około 20 stopni. Pomimo prób, aby jakoś się temu przeciwstawić, po kilkuset metrach gwint wyrobił się niemal całkowicie, a ramiona znalazły się w pozycji równoległej do siebie. Tak oto rower stał się hulajnogą z siodełkiem.


DW 431 na granicy powiatów w pobliżu Kąkolewa. Widok ku SEE

Przez około 10km trwało powolne turlanie się do Mosiny, w determinacji, by dotrzeć do Poznania i zaliczyć ostatnie gminy, jakie jeszcze było można. Za Mosiną udało się schronić w cieniu drzew. Zazwyczaj jechało się z prędkością 10-13km/h. Gdy się dobrze rozbujało, nawet 16km/h. Na nielicznych, niskich zjazdach wpadała prędkość AŻ 18km/h. Nie znany był mi ten teren przed przyjazdem w te strony. Była we mnie nadzieja na więcej zjazdów, albo chociaż płaski teren. Zamiast tego teren prawie cały czas piął się w górę...

Przejeżdżając wojewódzką przez zamieszkaną część Puszczykowa, spotkał mnie "zaszczyt" spotkania na drodze "ęteligęta", który strąbił mnie, a wyprzedzając, przez swój szyberdach w "nowoczesnym ałcie" wyciągnął łapę. Gestem wskazał, co też by pragnął, aby znalazło się w jego dolnej części pleców. Rzecz to dla mnie niezrozumiała, czemu wcześniej trudził się, by zwrócić moją uwagę, gwałtownym, głośnym piskiem, który do mych uszu urwał się, gdy "ęteligęt" znajdował się w punkcie około 100m za mną, na drodze z zakazem wyprzedzania i przekraczania prędkości większych niż 40kmh. Nie. Nie było w pobliżu znaków zakazu jazdy rowerzystom, ani żadnych ścieżek/chodników. Mimo utrudnionej jazdy bez użytkowania pedałów i tak jechało się, trzymając jak najbliżej krawężnika. Gdy wreszcie pojawił się znak ścieżki rowerowej, można było skorzystać z okazji, by nie spotkać kolejnego "ęteligęta". Tak dojechało się do przejazdu kolejowego w Luboniu. Wkrótce potem udało się odnaleźć sklep (strasznie ubogo zaopatrzony), gdzie w ramach zakupów wpadł lód i napój z lodówki. Lód się szybko roztapiał w skutek żaru, zaś napój (około 2l) szybko znikł prawie do połowy, nim udało mi się opuścić miejsce postoju.


Luboń. DW 430 w pobliżu Reymonta. Widok ku NE

Później, wiaduktem przejazd nad autostradą. Akurat niedawno stuknęły się auta przy wyjeździe z autostrady. Przyjechały 3 wozy strażackie, kilka pojazdów ratunkowych oraz helikopter, lecz z tego co później się udało dowiedzieć, obyło się tylko na niegroźnych ranach. Przejazd przez rejon Wildy i zakończenie podróży na parkingu przy ul. Chłapowskiego. Tam zapakowanie na auto i z rodziną wróciliśmy robiąc sobie szybką wycieczkę przez poznański rynek. Później przez Gniezno, gdzie trwała impreza poprzedzająca inscenizację koronacji Mieszka II, czego już nie ujrzeliśmy, zmierzając do Kruszwicy. Tam w godzinach wieczornych zatrzymaliśmy się pod wieżą. Potem cały czas wracaliśmy DK 62 do domu.


DW 430 nad A2. Widok ku NWW


DW 430 nad A2. Widok ku SWW


DW 430 nad A2. Helikopter ratunkowy.


DW 430. Wjazd z Lubonia do Poznania. Widok ku N


Stan roweru na koniec wyprawy


Poznań. Ratusz. Widok ku N


Poznań. Kościół pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy i św. Marii Małgorzaty. Widok ku SWW


Gniezno. Bazylika pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny widziana z Tumskiej. Widok ku NWW


Gniezno. Bazylika pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny widziana z Tumskiej. Widok ku NW


Na Tumskiej


Gniezno. Bazylika pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku SE

Zaliczone gminy

- Przemęt
- Wielichowo
- Rakoniewice
- Grodzisk Wielkopolski
- Kamieniec
- Granowo
- Stęszew
- Mosina
- Puszczykowo
- Luboń

W sumie 56 nowych gmin w ramach tej wyprawy.
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 109.72 km (5.00 km teren), czas: 07:57 h, avg:13.80 km/h, prędkość maks: 29.67 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wyprawa Samoklęski IX - Pogórze Przemyskie

Środa, 17 lipca 2013 | dodano: 18.07.2013Kategoria 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2013 Samoklęski, Z rodziną

2013.07.06 - 17 Wyprawa Samoklęski - cała trasa


Pobudka i spakowanie około 6. Nie było czasu do stracenia, a poranek był ciepły. Udało się ukończyć podjazd, za którym czekał nas długi zjazd do Birczy. Za Korzeńcem - ostatnie serpentyny, które jednak nieco nas zmęczyły. Za nimi przez kilka kilometrów czekały nas już prostsze podjazdy.

Ostatnimi atrakcjami była możliwość podziwiania wzgórz pogórza Przemyskiego. Kilka przerw, niejako by pożegnać się z tym regionem. Tuż przed Olszanami ostatni zjazd z zakrętem, z którego można byłoby wypaść, szczególnie przy problemach technicznych. sam spadek terenu grawitacyjnie ściągał rower w dół z prędkością 20km/h przy prawie maksymalnie dociśniętych hamulcach. Podróż zakończyła się w Krasiczynie, czekając na przyjazd samochodu z rodziną, w tym i babcią J. W międzyczasie widać było auto grupy Sokół Radlin z rowerami, którzy odwiedzili zamek, a potem ruszyli w trasę, zostawiając swój wóz.


DK 28 między Kuźminą i Leszczawą Dolną. Widok ku SWW


DK 28 między Kuźminą i Leszczawą Dolną. Widok ku NW


DK 28 między Kuźminą i Leszczawą Dolną. Widok ku NW


Olszany. DK 28. Widok ku SW


Krasiczyn. DK 28. Widok ku E


Krasiczyn. Przy wejściu na teren zamku. Widok ku NNW


Zamek w Krasiczynie. Widok ku E


Zamek w Krasiczynie. Kaplica zamkowa pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny


Zamek w Krasiczynie. Widok ku SE


Zamek w Krasiczynie. Widok ku SEE


Zamość. Na schodach ratusza brat. Widok ku N

Podsumowując. Seria niefortunnych zdarzeń nie dość że zatrzymała nas w Polsce, (pierwotny plan - Alpy), to na skutek awarii hamulca i bagażnika, nie dane nam było nawet pojeździć po Bieszczadach, po tym, jak dojechało się na miejsce, pokonując cały dystans między górami i domem. W związku z tym w łeb poszły również awaryjne plany objeżdżenia wschodniej Polski. Jak na złość - akurat pogoda pod koniec wyprawy, była wyjątkowo sprzyjająca do jazdy. Mimo wszystko wyjazd nie był bezowocny i swoje przeżycia z niego się wyciągnęło.

Zaliczone gminy

- Krasiczyn
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 32.63 km (0.20 km teren), czas: 02:13 h, avg:14.72 km/h, prędkość maks: 55.01 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Radlin III - Po Maratonie

Niedziela, 23 czerwca 2013 | dodano: 26.06.2013Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Księgowym, 2013 Górny Śląsk, Z rodziną

2013.06.21 - 23 IV Maraton w Radlinie - cała trasa


Po powrocie około godzinę trwało oporządzanie się. Udało się znaleźć przytulny kącik koło okna i zasnąć. Sen to był lekki, często przerywany. Ostatecznie udało mi się odpowiednio odpocząć. Pobudka już po powrocie Księgowego - dokonał życiówki, zdobył kilka gmin.

Po jakimś czasie spacer na zewnątrz. Zachciało mi się usiąść przed wejściem, trochę podjeść, wypić herbatę, trochę pogadać. Na koniec odkleić plaster z palucha i prowizoryczne oczyścić go z ropy (pamiątka z powrotu ze zlotu w maju. Wyjątkowo brzydko się goiło, a w czasie maratonu czasami przeszkadzało. Szczęściem większość paskudztwa zeszła jeszcze przed maratonem, bo w stanie początkowym, możliwe że nie dałoby rady wystartować)

Potem kurs do sali, gdzie kilka minut później nastąpiło wręczenie nagród. Nagrody zostały przekazane na ręce Djt. i Eran. Jazda z pucharkiem w ręku, byłaby czymś masakrującym na trasie, jaka została przez mnie później obrana. Dzięki wielkie.


Radlin. Główne wejście MOSiRu od wewnątrz. (po maratonie wypadło mi drzemać przy południowym oknie widocznym na zdjęciu). Widok mniej więcej ku W


Radlin. Hala sportowa w MOSiR.


Radlin. MOSiR. Pucharki przed rozdaniem

Podsumowując maraton. Trasa mi się podobała, ale nieco zaskoczyła. Nie zdarzyło mi się nigdy wcześniej być w tym rejonie. Prawdę powiedziawszy, wydawało mi się, że rzeźba terenu niewiele będzie się różnić od tej, jaka została napotkana w czasie Brevetu 600 na Mazurach. Trochę mi się pomyliło. W związku z tym oraz z moim stanem psychofizycznym tego dnia, zamiast zakładanych 450km można było dobić co najwyżej do 380 w ciągu 24h. Nic by to jednak nie zmieniło, więc zostało tylko tyle ile udało mi się osiągnąć.

Niestety na metę dotarliśmy 2h po czasie, więc nie zmieściliśmy się w limicie 300km w 16h. Przerzucono nas do kategorii 150km w 8h. Dobre i to. Co do organizacji samego maratonu, to oceniam na plus. Jedyne co mi nie pasowało to, ów wspomniany brak bananów w Głubczycach oraz zimna herbata w nocy w Rudej. Tak więc wielkie dzięki za organizację i przygotowanie tego Maratonu.

POWRÓT
Po przekazaniu nagród i krótkiej rozmowie kurs w kierunku Jejkowic. W czasie jazdy przechodziła nad tymi okolicami chmura z rzadkim deszczem. Nie udało się nawet zmoknąć. Przejazd przez Jejkowice i wjazd do Rybnika od zachodu. Bez mapy trochę to trwało, nim naszła mnie pewność, którędy dotrę do Gliwic. Jazda krajówką nieco mnie wymęczyła. Było odrobinę zbyt gorąco, ale chłodniej niż w czasie maratonu. No i przeszkadzały liczne podjazdy.


Rybnik. Energetyków. W tle PGE Energia Cieplna. Widok ku N

Z krajówki skręt na Wilczę, w kierunku Knurowa. O jedno skrzyżowanie za wcześnie, ale dzięki temu mijało się stary pałacyk oraz drewniany kościół. Uderzyło mnie, że był to chyba dzień zbierania śmieci, gdyż żółtych i niebieskich toreb, było pod każdym domem mnóstwo. Za Knurowem krótka przerwę pod autostradą. Niedługo potem wizyta w sklepie, gdyż skończyło mi się picie. Był apetyt na tamtejszy hotdog.


Wilcza. Kościół pw. św. Mikołaja. Widok ku SE


Knurów. DW 921. Widok ku NEE


Knurów. A1 w pobliżu DW 921. Staw Moczury. Widok ku N

Po kilku godzinach udało się zaliczyć Zabrze oraz Gliwice. Przez oba miasta mi się dłużyło. Z ciekawostek, udało się zaobserwować paskudny bruk koło stadionu oraz dwa interesujące kościoły. Tu też nastąpiło telefonowanie z rodziną - już wyjechali z domu.


Wjazd do Gliwic z Zabrza. Widok ku W


Gliwice. Chorzowska. Kościół pw. św. Świętej Rodziny. Widok ku SSE


Gliwice. Skrzyżowanie DW 901 z Floriańską. Kościół pw. św. Bartłomieja. Widok ku SSW

Dalej przez Pyskowice w kierunku Olesna. Na szczęście teren był już bardziej równinny. O 8:25 przejazd przez wieś Sieroty. Od tego momentu, ze zmęczeniem trzeba było jechać cały czas na stojąco i praktycznie nie można było inaczej z powodu trudności fizjologicznych.

O 23:05 dojazd do miejscowości Dobrodzień. Po roku od ostatniej wizyty. Dojazd do ronda, przez które wtedy przyszło mi przejeżdżać, zatoczenie kółka i zakończenie wyprawki koło charakterystycznego i wielokolorowo oświetlonego budynku, położonego przy północnym wylocie z miejscowości. Po 15 minutach podjechał po mnie brat i mama. W domu byliśmy około 4 rano. Po przemarznięciu od porannego chłodu, po prysznicu od razu trzeba było się zagrzebać w łóżku.

Zaliczone gminy

- Jejkowice
- Pilchowice
- Knurów
- Gierałtowice
- Zabrze
- Gliwice
- Pyskowice
- Toszek
- Wielowieś
- Zawadzkie
- Kolonowskie
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 123.00 km (0.40 km teren), czas: 07:00 h, avg:17.57 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Radlin I - Przed maratonem

Piątek, 21 czerwca 2013 | dodano: 26.06.2013Kategoria Maratony, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2013 Górny Śląsk, Warszawa, Z rodziną

Przygotowania

Dzień ubiegły cały przepracowany (pomijając przerwy wszelkiego rodzaju). Powrót do domu około 21 - koło wejścia stała kartonowa paczka zawierająca ostatnie części potrzebne do złożenia roweru - Wreszcie! Po krótkim ogarnięciu siebie i przesyłki, można było przystąpić do składania nowego roweru. Cały zabieg trwał od około 22 w czwartek do 6 rano w piątek. Do 9 trwała "sucha" regulacja linek, zakładanie owijek, kompletowanie sprzętu na wyprawę. Sen trwał raptem 3 godziny - do 12. Przygotowany sprzęt powędrował do plecaka. Sprawdzenie ostatnich informacji w internecie, drukowanie mapek itp. Niespodziewanie nadeszła godzina 14 - czas wyruszać do Warszawy na pociąg o 18:35

Lecz zaczął padać deszcz...
Grzmot i piorun też...

Lepiej było odwlec moment wyjazdu, lecz pogoda się nie uspokoiła. Przyjechał brat i postanowiliśmy, że mnie odwiezie. Znów drzemka. Sen był niespokojny. Po obudzeniu zmęczenie. Dokonane zostały ostatnie poprawki w ekwipunku...

Transport


O 17 wyjechaliśmy. W związku z korkami, spowodowanymi wyjeżdżającymi z miasta autami, lepiej mi było teraz wysiąść na Górczewskiej, tuż koło sklepu rowerowego. Dokupiony drugi bidon i już można było ruszać na dworzec... ale udało mi się spostrzec, że nie mam kasku... Szybki nawrót do sklepu, szybkie przymierzanie i szybki powrót na trasę.

Z początku jechało się chodnikiem, by móc wyregulować przerzutki. Koło wiaduktu kolejowego zjazd ku granicy ogródków działkowych i w miejscu, gdzie nie można było dostrzec dalszej ścieżki, przejście przez tory w kierunku osiedla. Potem przerzut roweru przez resztkę betonowego ogrodzenia, przebycie kilkunastu metrów w chaszczach i dalej na ścieżynkę. Szybko na południe, wyjeżdżając na ul. J.Olbrachta. Przecięcie parku im. Powstańców Warszawy docierając do Wolskiej. Jeszcze kilka minut jazdy i widać było już Dworzec Zachodni. Bilet kupiony o 19:22 do stacji Katowice (przez Idzikowice i Zawiercie). Pociąg, jak się okazało, miał 40 minut opóźnienia do startu. Szczęśliwie dla mnie, stał już na stacji, więc można było wejść do środka. Standardowo - nie było przedziału rowerowego. W tym czasie nad Warszawą przechodziła kolejna burza - pioruny waliły naprawdę blisko, zapewne na Odolanach i Woli, bo huk grzmotów brzmiał jak wystrzał armatni.

W Katowicach


Z pociągu wysiadka o 22:15 w Katowicach. Atakował mnie głód i trzeba było uzupełnić drugi bidon na dalszą trasę. Kurs na Dworzec. Do wyboru było McD, SubWay i coś mi nieznanego. Najlepszą opcją była solidna kanapka z SB, której 1/5 powędrowało ze mną przez dalszą trasę, jedząc ją w ramach śniadania. Pół godziny później można było ruszać.


Dworzec Główny w Katowicach. Widok ku W


Dworzec Główny w Katowicach. Widok ku S

Na zewnątrz, mnóstwo młodych i nieco "starszych" młodych ludzi, chodziło tu i ówdzie. W Katowicach trwała imprezowa noc. Co chwila mijało się jakąś knajpę i ludzi zachowujących się głośno, jednak bez ekscesów. W dużej mierze sprawiali wrażenie przyjezdnych. Niebawem ukazała się "Żabka". Przed nią ustawiła się spora kolejka, drzwi bowiem były odgrodzone kratami, poprzez które odbywał się handel. Po chwili wahania i mnie tam poniosło, gdyż trzeba mi było płynów na drogę. Nie można było ryzykować odwodnienia przed maratonem. Choć już zaryzykowane zostało niewyspanie.


Katowice. Słowackiego. Żabkowe zakupy. Widok ku E

Po dobrych 15 minutach wysłuchiwania list zakupów, składających się w większości z alkoholu i fajek ( choć nie wszystkie ich dotyczyły), udało się kupić jedynie 1,5l butelkę niegazowanej wody o nieznanej marce, bowiem butelka ta została wyrzucona zaraz po przelaniu zawartości w bidony. Zakup uzupełniony został jeszcze butelką Coli 0, w objętości 1 litra, wyjętej z lodówki (noc była ciepła i nieco parna). Innego napoju o tej samej objętości - nie było. Butelka weszła do plecaka, mimo oporów jakie stawiała reszta ekwipunku.

Podróż nocą


Spod Żabki start po 23. Jak się okazało, wkrótce potem miała zostać zamknięta na noc, więc mi się poszczęściło. Przejazd ul. Słowackiego kierując się ku DK 84. W pociągu plecak został przetrząśnięty kilkanaście razy. Zapomniane zostało najważniejsze - mapa planowanego dojazdu i powrotu, a także mapy zasięgów gmin. Dalsza trasa przebiegała z nakierowywaniem telefonicznym i intuicyjnym, tak jak zwykle w podobnych sytuacjach, gdy potrzeba mi było opuścić miasto precyzyjnie obraną trasą.

Przez pierwsze kilometry, towarzyszyło mi stosunkowo dużo aut oraz TIRów. Z biegiem czasu, zbliżając się do Radlina, a godzina była coraz późniejsza, widać było, że ruch samochodowy praktycznie zamierał. Wielokrotne przerwy na poboczu, dokonując poprawek w rowerze. Szczególnie dotyczyły one siodełka. Po niecałej godzinie jazdy dojazd do Mikołowa, a około 0:45 podziwianie światła, umieszczonego na kominach elektrowni, których czerwony blask mieszał się z dymem, mgłą, czy chmurami (czego nie udało mi się stwierdzić).


DK 81 omijająca Łaziska Górne. Elektrownia Łaziska. Widok ku SSE

O 1:15 wjazd w granice administracyjne Żor. Zjazd z głównego kursu, w kierunku ryneczku. Z centrum wyjazd o 1:40. Między 2:15 i 2:30 dojazd do Jankowic, uprzednio opuszczając Świerklany. Dalej drogą zorientowaną na zachód. W odległości 3,5 km od trasy 78, zjazd w kierunku południowym, by potem legnąć na ziemi, zakładając wszystko, co mogło utrzymać moją temperaturę oraz chronić przed komarami.


Żory

Zaliczone gminy

- Mikołów
- Łaziska Górne
- Orzesze
- Żory
- Świerklany
Rower:Czerwony Dane wycieczki: 57.00 km (1.00 km teren), czas: 03:10 h, avg:18.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Na zlot mazurski IV - Powrót ze zlotu przez Kurpie

Niedziela, 19 maja 2013 | dodano: 26.06.2013Kategoria >200, 3-4 Osoby, Podróżerowerowe.info, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2013 Mazury, Z rodziną

2013.05.16 - 19 Na Zlot mazurski - cała trasa


Pobudka około 6. Na zewnątrz zamieszanie związane z pakowaniem się zlotowiczów do drogi. Dość szybkie spakowanie, lecz start dopiero koło 7, gdy ruszała niewielka, kilkuosobowa grupa zmierzająca do Olsztyna. Wspólnie dotarliśmy do wojewódzkiej. Odtąd moje tempo opadło, oni zaczęli zostawać w tyle, lecz nie był to wielki problem. Do Wydmin udało mi się dotrzeć pół godziny później. Kwadrans przerwy przy tablicy w centrum i za torami, obserwując pociąg oraz kilku zlotowiczów doń zdążających. Od 8 jazda malowniczą trasą na południe. Temperatura wysoka, wiatr chłodniejszy niż poprzednimi dniami.


Ostatni rzut oka na Zlot w Łekuku Małym. Widok ku


Między Orłowem i Szczybałami Orłowskimi. Widok ku S


Z Wydmin do Rant. Widok ku SSW

W Rantach wyjazd na wojewódzką, która prawie mnie poniosła na wschód. W porę udało mi się spostrzec i obrać kurs SW. Na terenach wsi Rostki, drogę zatarasowało stado krów. Rzecz niecodzienna, więc pora na aparat i wolny przejazd między nimi. Obyło się bez strat w rogaciźnie. Dalej żwawo do wsi Talki. Do Pańskiej Woli teren opadał od lasu, do którego jednak trzeba było podjechać 30 metrów w górę. We wsi tej, szutrówką na SW przez Czarne (bruk) i Odoje (asfalt). W pobliżu przebiegała linia kolejowa. Nie było ochoty robić zdjęć.


Talki. Jedno z tutejszych oczek (S wyjazd ze wsi). Widok ku W


Między Białą Giżycką i Pańską Wolą. Widok ku SSE

W Orzyszu krótka przerwa i uzupełnienie zapasów. Miasto opuszczone ulicą Wyzwolenia, przedostając się nią do wsi Ruda. Nim tam udało się wyjechać, po kilku kilometrach przyjemnego asfaltu ukazało się 8 km szutrów i piachów. Przez Giętkie i Orłowo na krajówkę i nieco się zmęczywszy, udało się musnąć Białą Piską (wjazd po bruku). Pisz ominięty został jadąc przez Kumielsk. Okolice raczej puste, a wsie bardziej z boku drogi i niewielkie. Dalej do krajówki poprowadzonej lasem. Długie kilometry lasu i niewidoczna rzeka Pisa, kawałek dalej na zachód. Po wjechaniu do województwa Podlaskiego, skręt w spokojną drogę w prawo i odpoczynek przy Wzgórzu św. Brunona, za wsią Wincenta. Malowniczą drogą przez wieś Kozioł skróciła się trasa do wsi Ptaki, tym samym omijając Kolno. Przerwa na moście i przez jakiś czas trwała rozmowa z grupą rowerzystów, po ich ~100km przejechanych na pętli w tychże okolicach.


Wjazd DK 63 do Orzysza. Widok ku SSW


Biała Piska. Wieża ciśnień z XIX w, wykorzystywana do 2011 r. Widok ku E


Wincenta. Wzgórze św. Brunona (+ stacje drogi krzyżowej) z 2007-8r. powstałe z inicjatywy ks. Sławomira Banacha. Widok ku NW


Trzcińskie. DW 647. Punkt Oporu Turośl. Schron bojowy dla km, typu MG-Schartenstand D. Pozycja Pisy. Widok ku N

Przez prawie trzy kolejne godziny trwała jazda na zachód po drogach wojewódzkich. Kilka razy trzeba się było zatrzymać, by nabrać tchu. Przejazd przez Myszyniec. Długi las gminy Czarnia. Późnopopołudniowe wyczerpanie. Skręt na południe do wsi Zawady, całkowicie odrzucając pomysł o wjeździe do siedziby tutejszej gminy, równocześnie nadkładając drogi. Równinnymi, kurpiowskimi drogami przejazd przez Baranowo, po drodze kontaktując się w sprawie podwiezienia mnie.


Myszyniec. Kolegiata pw. Trójcy Przenajświętszej w Myszyńcu z 1909-22. Widok ku SEE


Myszyniec. 2 km DW 614. Pomnik z 1963, powstały w miejsce pomnika z lat 1920-40 (zniszczonego przez Niemców), upamiętniający bitwę z wojskami carskimi w czasie powstania styczniowego w III 1863 roku. stoczoną pod dowództwem gen. Zygmunta Padlewskiego. Widok ku NWW


Brodowe Łąki. Kościół pw. św. Michała Archanioła z 1884 r. Widok ku S

Baranowo odwiedzone o 19, jeszcze przed wieczorem. Była to moja ostatnią zdobytą na tej wyprawie gmina. Dalsza trasa przebiegała przez lekko pagórkowaty teren, po drodze prostej jak strzała. Doprowadziła mnie do Drążdżewa, odwiedzonego trzy dni temu, tym samym zataczając pętle.


Lokalne orzołki. Widok ku SSE


Lipowy Las. Widok na Baranowo ku SSE


Drążdżewo. Kopiec Tysiąclecia Państwa Polskiego z 1946r. powstały z inicjatywy (nauczyciela) Franciszka Dawida. Tablica amieszczona w 1966, przy okazji renowacji obiektu. Widok ku E

Przed zachodem dojazd do Krasnosielca, gdzie nastąpiło oczekiwanie na rodzinne auto. Udało się jeszcze poznać boczną dróżkę przez Nowy Krasnosielc oraz zrobić pętelkę ulicami Nadrzeczną, Wolności i Rynek. Powrót do skrzyżowania na Jednorożec, a rower rozłożony przy zjeździe do Nowego Krasnosielca. Z rodziną powrót około północy, posiedziawszy potem kilka godzin przy kompie, mając nadzieję, iż wstanę na busa o 6 do Warszawy...
Nie udało się...
Po przebudzeniu, nie świadomości nie zbierała się w całość, a po wstaniu około 10 - nie dało rady utrzymać równowagi na nogach.

Zaliczone gminy

- Biała Piska
- Pisz
- Turośl
- Czarnia
- Baranowo
Rower:Zielony Dane wycieczki: 205.00 km (8.00 km teren), czas: 11:00 h, avg:18.64 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wyprawa w Pogórze Beskidzkie IX - Do Staszowa

Wtorek, 7 maja 2013 | dodano: 26.06.2013Kategoria 2 Osoby, Wyprawy po Polsce, Gminy, Z Kasią, 2013 Pogórze Beskidzkie, Z rodziną

2013.04.29 - 05.07 Wyprawa w Pogórze Beskidzkie - cała trasa


Start przed 8. Krótki leśny przejazd do Czarnej, krótszy przez ową miejscowość i długi leśny do Chotowa.Tam skręt do Małej Woli, by następnie wjechać do Dębicy ulicą 1 Maja. W mieście tym przejeżdżało się chodnikami, czując odrobinę zagubienia. Do rynku, następnie do Żeromskiego, a potem Żuławskiego. Przerwa na ciepły posiłek, w czasie którego udało się dostrzec kolejnego kleszcza, jaki się Kasi uczepił. Tym razem pod okiem. Udało się go częściowo wyciągnąć, ale część nóżek została. Po zirytowaniu się tym faktem, padła decyzja, by czym prędzej zakończyć podróż, którą i tak osiągnęła zaplanowany efekt, a kolejne dni nie wnosiłyby wiele nowego.


Wjazd do Dębicy z Małej Woli. Widok ku SSE


Dębica. Słynne zakłady produkujące opony. Widok ku SSW

Po telefonicznej rozmowie jechało się jak najprędzej, by dokończyć gminne zdobycze w tej części kraju. Wpierw drogą na zachód, aż przejechało się granicę z gminą Ropczyce między Zawadą i Lubziną. Tu się udało się spostrzec omyłkę i trochę się cofnąć, aby móc przejechać przez Pustynię na DW 985. Z wojewódzkiej skręt na zachód przed Brzeźnicą. Upał doskwierał nam, gdy jechało się przez Bobrową i Nagoszyn, a ponadto asfalt przeszedł w szutrówkę z kamyczkami pochodnymi skał osadowych. Rozdzielając się, przemęczył nas przez ponad 3 km, nim udało się dotrzeć do Dąbrówki Wisłockiej. Trzeba się było tam zatrzymać, by zebrać siły w cieniu.


Granica powiatów między Nagoszynem i Dąbrówką Wisłocką. Widok ku N

Drogą o dobrej nawierzchni wjazd do Radomyśla Wielkiego. Przejazd przez rynek na DW 984 po to, by po 3 km skręcić na zachód. Przed 15 trzeba było się zatrzymać w cieniu, przy kościele w Jamach. Ciążyło nam niesamowite zmęczenie ciągłą walką z wiatrem i spalaniem przez gorące promieni słońca. We wsi Małec wjechało się na znaną nam z 2010 trasę do Szczucina. Tam tam kolejna przerwa na ostatnie, drobne uzupełnienie zapasów i schłodzenie się.


Radomyśl Wielki. Jeden z trzech egzemplarzy prototypu PZL M-2. Widok ku NNW


Szczucin. W tle kościół pw. św. Marii Magdaleny. Widok ku N

Po drugiej stronie Wisły skręt w DK 79, wjechawszy na nią przez nieznaną nam wcześniej drogę w Słupii, równoległą do DK 73. Omijało się Pacanów. Niebawem przeszły ulewne deszcze i ochłodzenie pogody. Przeczekane zostały na przystanku, nim można było ruszyć w dalszą trasę. Połaniec przejechany wręcz błyskawicznie. Dopiero w Ossali skręt na północ, a potem na zachód. Za Strzegomkiem wjazd do wciąż wilgotnego lasu, a potem na DW 768. Resztę drogi do Staszowa przebyta chyżo, niezbyt martwiąc się o czas. Wejście do auta i dość długie wracanie do domu.


DK 79. Beszowa. W tle kościół pw. śś. Apostołów Piotra i Pawła. Widok ku E


Orzelec Mały. Widok ku NEE


Droga z Ossali do Niekrasowa. Dolina Strzegomki. Widok ku N


Staszów. Ratusz, gdzie w widocznych podcieniach udałsię z Księgowym podczas burzy w 2008 r. Widok ku NEE

Zaliczone gminy

- Żyraków
- Dębica (M+W)
- Radomyśl Wielki
- Wadowice Górne
- Łubnice
- Połaniec
- Osiek
- Rytwiany
Rower:Zielony Dane wycieczki: 143.00 km (0.00 km teren), czas: 08:00 h, avg:17.88 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Sochocin

Czwartek, 28 marca 2013 | dodano: 26.06.2013Kategoria Samotnie, Wyprawki w regionie, Z Kasią, Z rodziną

Wyjazd 10 minut przed 14. Pogoda słoneczna, przejrzysta i chłodna. Na polach zalegały rozległe połacie śniegu, choć nie były zbyt grube. Nim się jednak ruszyło na północ, wpierw jazda w kierunku Wisły przez ponad pół kilometra - w ramach testu i dokonania stosownych poprawek. Dokładnie godzinę później przejeżdżało się przez Kamienicę. Ominięte zostało Zdunowo, by przejechać przez dawno nie odwiedzane Stróżewo.


Zdunowo W. Za lasem Stróżewo. Widok ku N


Stróżewo. Widok ku NNE

Skręt do Załusk. Wzdłuż 7 dojazd do Michałówka. Przejazd na stronę wschodnią, przebywając całą wieś, aż droga przeszła w gruntówkę pokrytą śniegiem lub błotem. Przez większość czasu z buta, gdyż do jazdy się ten teren niespecjalnie nadawał. Po pojawieniu się asfaltu, skręt w lewo i wyjazd we wschodniej części Karolinowa. Skręt w lewo ku 7mce, a chwilę potem w prawo. Gruntowymi drogami przejazd przez Proboszczewice do wsi Wkra. Tam zaczął się asfalt, którym spokojnie dojechało się do Jońca i dalej, do Nowego Miasta.


Michałowek (Wymyślin). Droga do Karolinowa. Widok ku NE


Droga między Smulskami i Karolinowem. Widok ku NNW


Wkra w Jońcu. Widok ku SE


Nowe Miasto. Płońska. Widok ku E

W Karolinowie, drugim już z kolei tego dnia, skręt na zachód. Był to mój pierwszy przejazd tą trasą, przejeżdżając przez wsie Rzy i Kondrajec. Zbliżał się wieczór. O 18 dojazd do Sochocina. Za Wkrą skręt do Smardzewa, a stamtąd najkrótszą trasą do Płońska. Do miasta dojazd od strony Poświętnego. Przejazd świeżą jeszcze ulicą Żołnierzy Wyklętych. Po raz pierwszy od czasu jej powstania. Przejazd ulicą Targową (wjazd w jej lichą bocznicę, tuż za skrzyżowaniem ze Słoneczną) i skręt w Warszawską. Tuż za aresztem w prawo, a później kolejny w ulicę Kwiatową. Przemarzanie. Do auta tuż za Wichorowem, kończąc podróż o 20:30.


Kondrajec. Widok ku W

2013.04.02

Płońsk autem


Płocka. Widok ku E


Budki spożywcze przy skrzyżowaniu Grunwaldzkiej i Jędrzejewicza. Widok ku E


Grunwaldzka. Widok ku SSE


Wylot Grunwaldzkiej na Rynek. Widok ku SW


Ruina przy Przejazd 7A. Widok ku N


Przejazd. Widok ku SEE


Przejazd. Widok ku SW


Przejazd. Widok ku S


.Ruina przy Przejazd 7A. Widok ku NWW


Płońsk. "Literka", po stronie rynku. Miejsce częstego zaopatrywania się w podręczniki, rzadziej jakieś książki. Widok ku SW


S7. Widok na Cempkowo ku S

2013.04.03


DW 565. Prawie początek trasy od DK 62, na wysokości pierwszego gospodarstwa od krajówki (poza kadrem, po prawej). Widok ku SSE


Chociszewo. Drzewa porastające brzegi strumienia i w pobliżu drogi wjazdowej. Widok ku SWW


DW 565. Początek trasy przy DK 62. W tle cmentarz chociszewski. Widok ku NW
Rower:Zielony Dane wycieczki: 86.00 km (6.00 km teren), czas: 05:00 h, avg:17.20 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)