Przejażdżka w okolicach Kroczewa
Wtorek, 5 kwietnia 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria .Samotnie, .Wyprawki w regionie
Słonecznie, chłodno. Bardzo silny wiatr zachodni i północno-zachodni. Zachmurzenie 5/8. Przelotne bardzo niewielki opady. Około 10 w drogę, przetestować sprawność Delty. Raz do skrzyżowania, ale wnet nawrót, by dokonać kilku przeróbek i zaraz potem pojechać do Chociszewa. Skręt w prawo na ostatnim skrzyżowaniu przed DK 62. Gdy zaczęła skręcać ku SE, wjazd w polną drogę na północ i wyjazd na krajówce. Przejechało się po niej ku wschodowi, aż do przystanku i za nim skręt znów w pola. Zjazd do Goworowa, skąd dalej na wschód. Na wysokości szkoły w Goławinie wjazd w polną drogę, koło dwóch gospodarstw prowadzącą ku północy. Na powitanie wybiegło kilka psów, ale było mi wszystko jedno.
Pół kilometra dalej droga urwała się w polu. Skręt w lewo i w wkrótce w prawo, by przedostać się na miedzę. W niewielkim stopniu lawirowało się przez „drogę” wyjeżdżoną tam ciągnikiem. Dojazd do drogi gruntowej przez północną część Goławina, w której jeszcze nie było mnie do tej pory. Całą droga na wschód, aż do DK62 w pobliżu sklepu przy zakręcie w Wygodzie Smoszewskiej, jechało przez nowy obszar. Z krajówki wnet odbicie w stronę lasu Złotopolickiego. Przejazd przez niego, a pod koniec, zamiast wyjechać, tak jak dawniej się wyjeżdżało, nastąpiło lekkie odbicie w prawo, na fragment szlaku pieszego. Droga tam była obficie zaopatrzona w koleiny, ale można było jechać nieco obok, powyżej owej dróżki.
Tak dotarło się do Strugi. Przejście nad nią po prowizorycznym mostku, złożonym z dwóch pni drzew, metalowym drutem zabezpieczonych przed rozjechaniem. Do tego poręcz była niesamowicie się chybotliwa. Po lewej znajdował się użytek ekologiczny, gdzie struga rozlewała się stosunkowo szeroko, by potem wrócić do jednolitego koryta. Po drugiej stronie pieszo w górę, do asfaltu. Następnie nieco na zachód, by zaraz skręcić w prawo drogą, która pokryta była kocimi łbami. Dojechało się do równiny wykorzystywanej przez lotniarzy i innych powietrznych ludzi do swoich zabaw, dawniej lotniska. Przejazd przez nią, wspomagając się wiatrem. Nie czując jego oporu, mocno mnie zgrzało działanie słońca.
Po dotarciu do asfaltu, skręt na południe, by pół kilometra dalej wjechać w drogę gruntową, prowadzącą na wschód. Przejazd w pobliże DK 7. Potem przez kawałek pola, mniej więcej w jednej linii z granicą lasu, widocznego po drugiej stronie krajówki, a następnie na jej drugą stronę. Jechało się trasą doń równoległą, aż do okolic cmentarza w Kroczewie. Tam skręt na Wojny, lecz nim do nich wjechało, tuż przed zjazdem z górki skręt w drogę w lewo, kierując się ponownie w stronę DK 7. Po drodze trochę na mnie popadało, ale prawie się nie odczuło. Gdy w Niepiekłach pojawiła się możliwości przejechania na druga stronę krajówki, co zostało wykorzystane - wjechało się w las.
Za błotnistym obniżeniem skręt w prawo. Dojazd do wałów z wykopanego rowu odwadniającego pola. Wyjazd z lasu i przejście przez niesamowicie mokre łąki. Woda zalegała nawet kilkanaście metrów od rowu, mimo że były położone dużo wyżej od niego. Doszło się przez pola do łuku drogi gruntowej. Skręt w lewo. Wkrótce droga urywała się w dojedzie do domu, więc kontynuowało się w linii prostej po miedzy. Mijało się kupę kamieni w zagajniku, a chwilę potem znowu niosło mnie po gruntówce. Przejazd nią przez jakiś kawałek, utrzymując z grubsza ten sam kierunek, aż do asfaltu na drodze z Kroczewa do Naborowa. Tam poprawki w ustawieniu kierownicy i dalsze zmagania z wiatrem. Przejazd przez Naborówiec. W Kamienicy, zaraz za szkołą skręt na zachód, poznając nieznaną dróżkę, która od dawna mnie kusiła. Potem do Pieścideł, Przybojewa i prostą trasą nastąpił powrót do domu.
Rower:Delta
Dane wycieczki:
49.00 km (17.00 km teren), czas: 04:00 h, avg:12.25 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hPrzejażdżka z wąwozami
Niedziela, 20 marca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria .2 Osoby, .Zwykłe przejażdżki, .Z Kasią
Ponownie pochmurny dzień w czasie jazdy, ale rankiem i przez większość dnia było dość słonecznie. Dopiero po 16 wyjechało się do Miączyna. Pieszo ku północy, drogą w wąwozie, na górze skręcając w pola. Wyszło się na gruntowej drodze prowadzącej w stronę szosy i zjechało nią kawałek, po czym skręt na pole po lewej. Wjazd w kolejny wąwóz koło L. i przejazd za ich gospodarstwem. Później wyjazd naprzeciw wjazdu do szkoły i powrót do domu.

Miączyn. Podjazd ku N, odchodzący od kapliczki w SW części wsi. Widok ku NNW

Miączyn. Podjazd ku N, odchodzący od kapliczki w SW części wsi. Widok ku NNW

Miączyn S. Linia drzew odchodząca od zakrętów w stronę parowy po NE stronie dworku. Widok ku NW

Miączyn S. Nadwiślańskie domki po NE stronie dworku. Widok ku SE

Miączyn S. Parowa po NE stronie dworku. Widok ku NE

Miączyn S. Parowa po NE stronie dworku. Widok ku SWW

Miączyn S. Parowa po NE stronie dworku. Po lewej zbocza z ongiś widocznymi głazami, noszącymi ślady ludzkiej ingerencji. Widok ku SE

Miączyn S. Parowa po NE stronie dworku. Po lewej zbocza z ongiś widocznymi głazami, noszącymi ślady ludzkiej ingerencji. Widok ku

Migrujące ptactwo nad Miączynem
2011.03.23
Z Modlina autem do Warszawy. Tam pieszy spacer z Nowodworów na Marymont. Nazajutrz przyszły nowe części do roweru
EC Żerań. Widok ku SSW

Węzeł krzyżujący Modlińską i Toruńską. Widok ku S

Most Grota-Roweckiego. Widok na Wisłę ku NWW

Most Grota-Roweckiego. EC Żerań. Widok na Wisłę ku NNW

Most Grota-Roweckiego. Piaszczyste wybrzeże pod mostem. Widok ku W
2011.03.30
Po powrocie z Warszawy, pieszy spacer z Chociszewa wzdłuż strumyka.
Chociszewo. Drzewa wzdłuż strumyka, po SE stronie stawu i drogi. Widok ku SSE

Początek parowy w Borku, przez którą płynie strumień. Widok ku SE

Początek parowy w Borku (w pobliżu zabudowań), przez którą płynie strumień. Widok ku SE
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
4.50 km (2.50 km teren), czas: 00:30 h, avg:9.00 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hPrzejażdżka
Sobota, 19 marca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria .2 Osoby, .Zwykłe przejażdżki, .Z Kasią
Pochmurny dzień. Wspólnie wyjechało się dość późno. Dojazd pod Chociszewo, do ostatniego skrzyżowania przed krajówką, ale były problemy z jazdą i się zawróciło. Ciężko było się ruszać, a napęd ledwo zipał.
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
5.60 km (0.00 km teren), czas: 00:25 h, avg:13.44 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hWydział
Środa, 16 marca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria .2 Osoby, .Pół nocne, .Samotnie, .Wyprawki w regionie, .Warszawa, .Z rodziną
Uczestnicy
Wiatr zachodni z niewielkimi zmianami od południa. Bardzo silny, ponad 30 km/h wzmagający się w ciągu dnia, z kulminacją w nocy. Zachmurzenie 7-8/8, do minimum 5/8 po południu. Temperatura 4 stopnie rankiem i 6 w mieście. Cały dzień utrzymywała się mniej więcej na tym samym poziomie.
Wyjazd około 8:30. Zjadło się tylko bułkę z serem. Bardziej prowizorycznie, gdyż nie chciało mi się jeść. Odkąd się wyruszyło, nie chciało mi się pić do Warszawy. Kurs przez Miączyn. Po wjechaniu na drogę gruntową zauważyło się, że w stosunku do poprzedniego przejazdu, była dużo bardziej sucha. Za zakrętami zejście z roweru, prowadząc go, dopóki nie przeszło się przez obszar wciąż silnie zabłocony. Trochę się męcząc, w końcu udało się dotrzeć do krajówki. Z trudem się nią jechało, walcząc zarówno z wiatrem, jak i jadącymi autami. Jakby w prezencie na specjalną okazję, trwało siłowanie się również z wiatrem, spychanym na mnie przez wspomniane pojazdy. Sakwa swoją drogą łapała nieco wiatru z boku i zwiększała poczucie niestabilności. Przejazd w wariancie LGM. Tak mi zleciał cały czas jazdy, do granicy Warszawy. Od NDM, zarówno ruch jak i wiatr przeszkadzały mi w mniejszym stopniu, gdyż trasa wiodła przez wsie i ku SE. Cały czas towarzyszyła mi muzyka.
Przerwa na granicy z Warszawą. Tam krótka przerwę. Dalej na wprost, mijając budowę mostu północnego. Za najbliższą stacją paliw, skręt w prawo. Po lewej mijało się park, a po prawej zabudowę. Dojazd na Wolumen, zostawiając go z prawej, podążając ku południu. Potem mijało się tory tramwajowe i wjeżdżało w uliczki międzyosiedlowe o kształcie łuków i kół. Wyjeździło się tam coś na kształt litery W lub S. Fortową na Reymonta i skręt w Kochanowskiego, a potem w Rudnickiego. Mijało się Powązki. Dalej do Alei Jana Pawła II i skręt w Stawki i Karmelicką, wyjeżdżając w parku, gdzie budowali dość potężna budowlę przyszłego Muzeum Historii Żydów Polskich, z grubsza przypominającą stadion, ale zbyt małym jak na niego. Objechało się ją od południa, następnie jadąc Anielewicza, potem zachodnimi i południowymi ścieżkami Ogrodu Krasickich, Miodową ostatecznie docierając do UW. Po seminarium zjazd Karową. Furmańska i ścieżką przy Wisłostradzie do Gdańskiego. Później Rondo Żaba i ulice: Horodelska, Rzeszowska i Podobna, biegnące w niedalekiej odległości od murów cmentarza przy Św. Wincentego. Na początku były asfaltowe, ale później przeszły w gruntowe w kiepskim stanie, lecz raczej bez błota. Przy Wincentego kontynuowało się jazdę chodnikiem.

Rozbiórka budynku ul. Powązkowska 46\50, ukończonego w latach '70. Widok ku NE

Budowa Muzeum Historii Żydów Polskich. Widok ku NEE

Kozia. Widok ku SSE

Kozia. Widok ku SSE
Posiedziało się u C. do 18, po czym powrót do Dworca Wileńskiego. Kasia busem, a ja dalej rowerem, okrążając cmentarz Bródnowski od zachodu. Potem były ulice 11 Listopada, Środkowa, Stalowa, Konopacka, Wileńska i tak dojechało się na Dworzec Wileński. Przeczekało się tam do 19:20, po czym Brzeską dalej na Dworzec Wschodni. Na peronie nr 4 było się o 19:50. O 20:02 miał wjechać pociąg z Włocławka, z Księgowym na pokładzie (na który ledwo zdążył). Przyjechało się jakieś 15 minut później. Wysiadł ze środkowego wagonu i wspólnie wyjechaliśmy z dworca na północ. Pojechaliśmy do Ronda Starzyńskiego i dalej ścieżkami wzdłuż Modlińskiej. W międzyczasie zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej przy Kotsisa, gdzie Księgowy „wymienił olej”.

Księgowy wracający z wycieczki
Księgowy został w Jabłonnie, dokąd wracał. Mi przyszło udać się główną do NDM. Długo i po ciemku. Jedynymi pozytywami była muzyka w uszach i wiatr w plecy, choć i tak było ciężko. Nogi jeszcze nie przywykły i ogólnie było czuć zmęczenie. W NDM przejazd Sportową wzdłuż torów, koło lodowiska i hali sportowej. Przez rynek do mostu, na którym wydało się, że mnie wiatr przewróci. Szczególnie ciężko było pod koniec mostu. Przejazd przez Modlin, by w Gałachach naprzeciw nowego osiedla wsiąść do samochodu z tatą. Była 23:30 i około 120 km trasy.
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
123.00 km (4.00 km teren), czas: 08:00 h, avg:15.38 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hDo Płońska
Sobota, 12 marca 2011 | dodano: 01.03.2017Kategoria .2 Osoby, .Pół nocne, .Wyprawki w regionie, .Z Kasią
Start około 11, po nieco przydługim przygotowywaniu się do jazdy. Śniadanie było bardzo lekkie i skromne. W ramach prowiantu zabrana została tylko herbata w termosie i butelka wody. Pogoda była świetna jak na ta porę roku. Kurs do Płońska, by tam posilić się ciepłym posiłkiem, akurat w połowie wyjazdu. Po drodze chciało mi się pokazać Kasi kilka miejsc, dla mnie charakterystycznych z pierwszych podróży po powiecie. Początkowo było dość łatwo, gdyż wiatr wiał z SEE i nie sprawiał nam problemów do Płońska, poza niektórymi odcinkami. W drodze powrotnej tylko miejscami było trudno, gdyż wieczorem osłabł.

Goworowo. Granica ze Starym Przybojewem. Widok ku N

Granica Starego i Nowego Przybojewa. W tle Roguszyn N. Widok ku NWW

Droga z Goławina do Nowego Przybojewa. Widok ku NNE

Nowe Przybojewo. Budynek gorzelni. Widok ku E

Nowe Przybojewo. Przejazd do części wsi po N stronie rzeczki. Widok ku NNE
W Pieścidłach naszło stwierdzenie, że dobrze byłoby zwiększyć ciśnienie w kole. Obserwowało się początki wiosny i podziwiało krajobrazy, w których dominował brąz ziemi oraz wciąż nie ulistnionych drzew. Przez Januszewo, wjechało się do Strzembowa od strony dworku, po nowo powstałej asfaltowej nawierzchni. Kilka zdjęć i na północ, mając wzniesienia polodowcowe po prawej i Strzembowski Las po lewej. W Rąbieży wyjazd z obniżenia na wysoczyznę i przejazd przez sosnowy las do Krysku.

Kocie łby między Nowym Przybojewem i Pieścidłami. Widok ku NNE

Januszewo. Dolina źródłowego odcinka Strugi w Strzembowie. Widok ku N

Pałac w Strzembowie. Widok ku NNE

Strzembowo po E stronie pałacu. Kapliczka, której drzewo wkrótce miało przestać istnieć. Widok ku SE

Wjazd do centrum Kryska. Widok ku N
Skręt na Naruszewo, ale zjechało się w prawo, w pierwszą asfaltową drogę za kościołem. Chwilę trwało cieszenie się dobrą nawierzchnią prowadzącą do Woli-Krysk, ale przy pierwszym skrzyżowaniu do wyboru były tylko gruntowe odcinki. Dalej na wprost, przebijając się przez błota. Najpierw gonił nas jeden pies, ale jadąc nieco z górki, łatwiej było go zostawić w tyle. Dojechało się do niemal ślepego zakończenia drogi. Jechać prosto się nie dało. Zejście z rowerów, a z gospodarstwa wybiegł pies. Poszczekał, podbiegał, powąchał i zaczął machać ogonem, a nam przyszło powoli się oddalać ku asfaltowej drodze na południu. Przejście przez głęboki wykop w ziemi, gdzie tego dnia najbardziej się ubłociło. Z trudem wyszło się na DW 571. Kontynuowało się jazdę na zachód.

Drochowo N, po S stronie rzeczki. Widok ku W

Drochowo. Wyrobisko przy DW 571, wypełnione wodą na dnie. Na horyzoncie w centrum nadajnik telekomunikacyjny przy SW ścianie lasu, na granicy Drochówki i Drochowa. Widok ku SE

DW 571. Na linii lasu znajduje się granica między Drochowem i Nowym Naruszewem. Widok ku W
W Naruszewie krótka przerwa na małe zakupy (2 bułki, duży sok, baterie), tak aby się nie wychłodzić, a zjeść. Następnie jazda chodnikiem i podjazd prawie pod bramę kościoła (do samych bram prowadziło kilka schodków, a w późniejszych latach zrobiono także dwuścieżkową pochylnię dla wózków). Potem kurs na wschód, zamiast na DW570. Nastąpił jeszcze jeden krótki postój na zakupy (dwa batony) w innym sklepie niż poprzednio. Potem przejazd koło zabudowy administracyjnej (urząd, szkoła itp.) urzędujących we północno-wschodniej (i nieco nowszej) części tej miejscowości. Skręt na północ, po równinie jadąc wzdłuż szpaleru drzew. Wkrótce przebyło się niewielki las, z także niewielkim podjazdem, za którym w cieniu drzew zalegały resztki śniegu. Niebawem osiągnięta została wieś Radzymin. Telefoniczny kontakt do Księgowego, będącego w tym samym czasie w CHArkadia, który podczas rozmowy ocenił długość tego wyjazdu na 60km (ja na 80km, a Kasia "tylko" na 3 godziny). Jak się później okazało, wyjazd był nieco dłuższy i w czasie, i w przestrzeni.

Naruszewo. Kościół pw. św. Tekli. Widok ku SE

UG Naruszewo. Widok ku NE

Droga z Naruszewa do Radzymina. Granica między nimi, wzdłuż linii lasu na horyzoncie. Widok ku N

Las Radzymka, po radzymińskiej stronie granicy. Widok ku NNE

Radzymin S. N ściana lasu Radzynka. Widok ku E
Przejechało się na północ do wsi Jeżewo. Tam możliwymi kierunkami jazdy była oś wschód-zachód, albo NW po gruntowej drodze. Nie chcąc znów wjeżdżać w teren, ani tym bardziej na główną trasę, padło na opcję wschodnią. Po jakichś dwóch kilometrach, na skrzyżowaniu, gdzie skręciło się ku NE, by przez Brody wjechać do Płońska. Podjazd w okolice dworca PKS, robiąc dłuższą przerwę na olbrzymi kebab. Po posiłku jazda do dworca PKP, w pobliżu którego odbywały się połowinki w czasach LO. Przejazd koło jednego z parków miejskich, skręt w ZWM, niebawem znajdując się pod moją dawną szkołą. Dalej na północ, pomiędzy nowymi, a potem starymi blokami przy Wieczorków, wyjechało się w pobliżu północnego kościoła, z którego ongiś ruszała wyprawa do Wilna w 2007. Od Lipowej na południe ulicą Grunwaldzką i zjazd w lewo, w okolicy ul. Wolności. W pobliżu kilku ogródków działkowych, położonych nad Płonką, dojechało się do obwałowania grodu średniowiecznego, z którego co prawda niewiele pozostało, ale i tak warto odwiedzić.

Radzymin. Dawna gorzelnia po SE stronie terenu dworskiego, która wkrótce przestałą istnieć. Widok ku NE

Jeżewo. Po lewej staw na Naruszewce. Widok ku N

Płońsk. Warszawska, naprzeciwko dworca PKS. "Jedyny taki KEBAB w mieści", który został otworzony ok. 2006 r., wyznaczając nowy punkt odwiedzin na mapie miasta, jaki był obierany przez licealistów. Widok ku SW

Warszawska. Dworzec PKS. Widok ku NNE

Dworzec PKP. W liceum, kilka razy zdarzyło mi się tutaj przyjść. Widok ku W

Płońsk. Płocka. Klubokawiarnia, do której zdarzyło mi się być ledwie kilka razy ze znajomymi. W tle MCSiR. Widok ku N

Płońsk. Grodzisko na E od rynku. Po prawej budowa ulicy Żołnierzy Wyklętych. Widok ku NNE
Z miasta wyjazd drogą na Nowe Miasto. Przejazd nowym wiaduktem nad DK 7. W Strachowie zjazd w prawo, na drogę do Jońca. Nadeszła przerwa, aby trochę rozprostować się przed dalsza jazdą. Zaczęło się robić pochmurnie, ale słońce nadal przeświecało przez długi czas. Mijało się dom który przypominał mały, drewniany zamek. W Lisewie zjazd o kilka metrów w dół. Potem jechało się wzdłuż niewielkiego cieku, którego istnienie można się było domyślać, po zaobserwowaniu charakterystycznego ciągu drzew po prawej stronie drogi. Dopiero za Soboklęszczami droga go przecinała i wjeżdżało się do Osieka – wsi położonej tuż przed Jońcem. Niebawem wjechało się na most nad Wkrą. Tam przerwa na posiłek, wykańczając resztki chłodnawej herbaty. Wycofanie, rozpoczynając jazdę powrotną na południe. Przecięło się tory kolejowe i przejechało dolinę końcowego odcinka Naruszewki, tym samym wjeżdżając do Wrony. Padła decyzja, aby jechać dalej do Przyborowic i tak też powoli się stało. Wciąż było jeszcze widno.

Płońsk. DW 632. Targowisko. Po prawej obwodnica S7. Widok ku NNW

Płońsk. DW 632. Wiadukt nad S7. Widok ku NEE

Strubiny. Widok ku E

Joniec. Most na Wkrze. Widok ku NE

Joniec. Most na Wkrze. Widok ku SE

Joniec. Most na Wkrze. Widok ku NNW

Joniec. Most na Wkrze. Widok ku S

Droga graniczna między miejscowościami Popielżyn-Zawady (po lewej) i Józefowo (po prawej). Przejazd kolejowy przez linię nr 27 między stacjami Nasielsk i Toruń Wschodni. Po lewej las w Adamowie. Widok ku SSE

Dolina Naruszewki, za którą leży Stara Wrona. Widok ku S

Przyborowice Górne. DW 571. W tle światła na skrzyżowaniu z DK 7. Dolina cieku o źródłach w Wymyślinie, który po prawej łączy się z wodami wypływającymi z okolic Drochówki i Nowych Olszyn, by razem zasilić Naruszewkę między Nową Wrońską i Proboszczowicami. Widok ku SSW
Po przecięciu DK 7 i niewielkiego zagajnika na wzniesieniu, zaskoczył mnie przez rozmiar i zasięg wyrobiska, widocznego z lewej strony. Gdy przejeżdżało się tam ostatnio, kilka ładnych lat temu, teren wyglądał zupełnie inaczej. Podczas mojej nieobecności wykopano kolejną dziurę, a starą zaczęto zasypywać. W lekkim zdumieniu przyszło mi się zatrzymać, aby zrobić zdjęcie, a w międzyczasie Kasia znacznie się oddaliła do przodu. Dogoniło się ją dopiero po 1,5 km, niedaleko zjazdu na Stare Olszyny, gdzie miało się skręcić. Dalej jechało się o zmroku. Przy świetle latarni wjazd do Kamienicy. Zaraz za nią założone zostały lampki. Przejazd przez Karnkowo, za targowiskiem skręcając w prawo, w stronę gorzelni w Przybojewie. Resztę wyjazdu przejechało się tą samą trasą, którą zaczynało się jazdę. Trzeba było tylko uważać na dziury na zjeździe, które powstały w wyniku zaniedbań ludzi odpowiedzialnych za nadzór nad drogami, oraz samej przyrody.

DW 571. Żwirownia na granicy Przyborowic Górnych i Dolnych. Widok ku SSE
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
98.50 km (2.50 km teren), czas: 07:00 h, avg:14.07 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hWyganiamy zime
Piątek, 11 marca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria .2 Osoby, .Zwykłe przejażdżki, .Z Kasią
Po praktykach i obiedzie naszła ochota na przejażdżkę po okolicach. Kurs na zachód, znikając w wąwozie. Dużo błota, spacer po drodze, którą płynęła woda. Dróżka nadal pokryta była lodem. Odwiedziny w wyrobisku piasku, zaliczając mokre buty. Wyszło się w Borku, dojechało do DW 565 i pojechało do Roguszyna. Skręt na Goworowo, a na tamtejszym łuku we wschodniej części wsi zjazd w pola i ponownie błota. Wyjazd koło przystanku przy DK 62. Przejazd przez skraj Miączyna i prosta jazda do domu przed wieczorem.

Granica Wilkówca i Wychódźca. Oblodzona droga do żwirowni. Widok ku S

Granica Wilkówca i Wychódźca. Oblodzona droga do żwirowni. Widok ku SW

Granica Wilkówca i Wychódźca. Oblodzona droga do żwirowni. Widok ku SW

Granica Wilkówca i Wychódźca. W pobliżu żwirowni. Widok ku S

Granica Wilkówca i Wychódźca. Opuszczona żwirownia. Widok ku E

Chociszewo (Borkowo). W drodze do Roguszyna. Widok ku NNE

Goworowo. Pola między centrum wsi i DK 62. Widok ku SWW
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
14.30 km (4.50 km teren), czas: 01:30 h, avg:9.53 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hWarszawa
Niedziela, 6 marca 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria .Samotnie, .Zwykłe przejażdżki, .Z rodziną
Tego dnia dosłownie udało się "zajechać" do NDM. Może nie tyle rowerem, co sam rower.
- kaseta x
- przednia ~ok poza środkowym blatem
- przerzutki ok
- koło tylne - dwie szprychy x
- nowe stery i linki, sztyca, nowa siodełko ok
- bagażnik ma nowe mocowania do ramy ok
Z trudem dojechało się krajówką do NDM, zjeżdżając na Gałachy drogą koło wieży elektrycznej. Koło Kasyna rower zabrał tata, a busem pojechało się do Warszawy, na wydziałowe zawody w kręgle.
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
23.00 km (3.50 km teren), czas: 02:00 h, avg:11.50 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hWarszawa - Sprowadzenie roweru
Środa, 16 lutego 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria .2 Osoby, .Pół nocne, .Samotnie, .Zwykłe przejażdżki, .Z Kasią, .Z rodziną
Uczestnicy
Zakup roweru Kasi. Testowała go od Strumykowej do Światowida. Tam wsiadła w autobus, a ja rowerem na północ. Przez Poetów do Modlińskiej, wkrótce lądując w Jabłonnie. Spotkaliśmy się z Księgowym w pobliżu jego mieszkania. Razem ruszyliśmy boczną, leśną trasą do Rajszewa. Po kilometrach gadania, rozdzieliliśmy się przy głównej. Po ciemku, wraz z zimnym wiatrem, poniosło mnie ścieżką do NDM, gdzie koniec w aucie.

Strumykowa między sklepem i kościołem Franciszka z Asyżu. Widok ku NE
2011.01.15
Ponad półgodzinna, piesza wycieczka do zagajnika na zakręcie i powrót przez pola. Obserwacja śniegu, błota i efektów mikrohydrologicznych.
DW 565 przy zagajniku na zakręcie. Widok ku NW

DW 565 przy zagajniku na zakręcie. Po lewej ongiś biegła droga polna. Widok ku SEE

Po prawej zagajnik na zakręcie. W centrum drzewa przy DW 565. Widok ku

Po lewej Drzewa porastające wyraźny, N kraniec parowy kończącej się przy DW 565. W centrum woda, spływająca zwykle suchym dnem, prowadzącym do owej parowy. Widok ku SSW

Polna droga, która ongiś ciągnęła się do zagajnik na zakręcie, widocznego po lewej w tle. Po prawej widoczny niewielki zagajnik na wzniesieniu, odkąd zaczyna się zjazd do Wisły - w lewą stronę zdjęcia. Widok ku NWW

Widok ku N
2011.01.21

DW 565 nad Wisłą. Widok ku SSE

DW 565 nad Wisłą. Widok ku NW

DW 565 nad Wisłą. Opuszczony barak. Widok ku SE
2011.01.22

Gdzieś w Warszawie
2011.02.22

DW 565. Sarny. Widok ku NEE
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
26.00 km (3.50 km teren), czas: 02:00 h, avg:13.00 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hPrzejażdżka - Z awarią w tle
Piątek, 17 grudnia 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria .2 Osoby, .LSTR, .Zwykłe przejażdżki, .Z Księgowym, .Z rodziną
Słonecznie, mroźno. Mało chmur, wiatr silny ze wschodu.
Pobudka po 9 rano. W necie odszukany przepis na banany w cieście. Przygotowanych zostało z kilkanaście, może zbyt spieczonych, ale jednak jadalnych. Na dworzu za oknem przyświecało słońce, a niebo było nieznacznie tylko zachmurzone. Trochę siedzenia w internecie. Około 11:30 ruszyliśmy z tatą do Modlina. Tam wkrótce mnie wysadził i odjechał, a mi zostało oczekiwać na przyjazd Księgowego. Z początku trwało to po zachodniej stronie ronda, potem przenosząc się na jego część wschodnią. Minęło może z 15 minut i w oddali mostu pojawił się rower. Tak, tym razem to Księgowy. 5 minut wcześniej inny jechał, o czym można było przekonać się dopiero, gdy ten zbliżył się na odległość kilku metrów.

NDM. Księgowy przybywa mostem do Modlin. Widok ku SSW
Krótkie powitanie i pogawędka toczyły się na poboczu ronda. Po kilku minutach i lekkim usprawnieniu hamulca przedniego ruszyliśmy w drogę zaproponowaną przez Księgowego, a więc wzdłuż skarpy. Właściwie on ruszył, a mój rower się stoczył. Niby jedzie, ja kręcę korbą, koło się toczy, ale coś nie gra, nie czuję oporów. Dojechało się na wypłaszczenie i można było sobie pokręcić, a rower stał w miejscu. Coś się stało w okolicach tylnych zębatek. Razem udaliśmy się pieszo w drogę powrotną, przeszliśmy most i ruszyliśmy w stronę targowiska. Schodząc w dół, obserwowaliśmy jak niektórzy zmotoryzowani mieli problemy z wydostaniem się po nieco oblodzonej drodze, co wymagało pewnego pchnięcia z ich strony. Obeszliśmy targowisko od północy, tam gdzie były garaże.
Zawitaliśmy do serwisu w dużym budynku, gdzie jeden obsługi stwierdził, że to trzeba nowe koło albo zaplatać, a i tak nie może, bo jednego ich kolegi od napraw nie było. Skierowaliśmy się do pobliskiego serwisu prowadzonego przez jednego człowieka, całkiem w porządku. U niego została kupiona DELTA brata w roku 2005. Moja była w Jabłonnie tego samego roku, tylko kilka miesięcy wcześniej.
W serwisie poczekaliśmy, pogadaliśmy i tam okazało się, że jest wyjście z tej sytuacji. Facet poszukał i znalazł pasującą część, trochę podłubał i gotowe. Przy okazji okazało się, że kojarzy Księgowego z jakichś zawodów czy innej imprezy.
Za całość zapłaciło się 40 zł, przy okazji ogrzewając się trochę. Gdy wyszliśmy i ruszyliśmy, Księgowemu przemarzały trochę palce u stóp. Trzeba było jeszcze trochę poprawić łańcuch, który był na biegu omykającym i pojechaliśmy przez targowisko, które zdążyło opustoszeć. Udało się nam podjechać tam, gdzie niektóre auta wymiękały i przejechaliśmy most. Dotarliśmy do punktu wyjścia. Ruszyliśmy wzdłuż skarpy podziwiając pokryty śniegiem taras zalewowy. Szczególnie miłe dla oka okazały się zarośla trzcin, które, choć suche i martwe, wspaniale wyróżniały się swą jasnobrązową barwą na tle śniegu.
Minęliśmy szkołę i wyjeżdżające z pobliskiej bramy auto, które z kolei wyminęło nas na podjeździe, przy którym trzeba było zsiąść i podejść. Księgowemu się udało. Ledwo ruszyliśmy, ujechało się może 500 metrów i druga tragedia. Pękła śrubka trzymająca siodełko. W rezultacie metal pouciekał na na śniegu. Ciekawe? Niespotykane? Śmiać mi się chciało. Ruszyliśmy z powrotem na skarpę i pojechaliśmy w stronę dworca PKP, a ściślej kładki nad torami, bo dworzec stał w remoncie. Po dotarciu tam, siodełko zostało położone na ramie, po czym rozpoczęło się przebieranie nogami jak kaczka. Kolana wysoko i do przodu, niewielka rozpiętość nóg i męcząco ogólnie, ale dawało radę jechać. Nie było sensu kontynuować wyjazdu.
Na kładce udało się przypiąć siodełko zipami do ramy tak, żeby tylko się trzymało. Księgowy wypróbował patent i po chwili przełamaliśmy się mikołajem. Sprawdził jeszcze rozkład i gdy okazało się, że pociąg będzie za godzinę, po krótkim namyśle ruszyliśmy znowu w stronę mostu. Przy końcu kładki spotkaliśmy jakąś babcię, którą mijaliśmy, gdy dotarliśmy do tego miejsca pół godziny wcześniej. Wtedy pytał ją o pociąg. Gdy teraz ona się zainteresowała, wyjaśnił jej, że długo by czekać na niego, więc jedziemy. Rozstaliśmy się przy wjeździe na most. Przez moment Księgowy zastanawiał się, czemu nie jadę w stronę Nowego Dworu, bo mu się coś geograficznie pomyliło.
Z początku pieszo, a jazda zaczęła się dopiero za murami twierdzy. Nieco ośnieżone drogi, zaprowadziły mnie do Zakroczymia, ale nie wjeżdżając do centrum, tylko wyjeżdżając na DK62 w okolicach stacji benzynowych. Tam ciężko było się przemieszczać, po do końca nieodśnieżonym pasie serwisowym. Za głównym skrzyżowaniem było już nieco lepiej. Zatrzymał się w pobliżu skrętu na Duchowiznę. TIR na środku drogi (były tam trzy pasy w sumie), a na bocznej drodze stał samochód, który miał jakieś problemy. Gdy weszło się w boczną, nastąpił telefon do domu, a w tym samym czasie rower mi się poślizgnął na lodzie.

Zakroczym (Duchowizna). DK 62 przy skrzyżowaniu, ze skrótem do Henrysina. Widok ku NNW
Przejazd przez las. Wjazd do Henrysina, potem Trębki. Zacinał silny mroźny wiatr. Uda mi przemarzały. Wyjazd na DK 62. Albo pieszo, albo jadąc poboczem, które było na szczęście dość dobrze zrównane, więc nie sprawiało większych trudności. Skróciło się drogę przez Miączyn, skąd po kilkunastu minutach wreszcie udało się znaleźć się w domu. Powoli udało się rozmarznąć. Ogólnie to było poniżej -10 stopni, a wiatr ze wschodu. Uda były już całe czerwone, a rower znalazł się w garażu.
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
32.00 km (0.00 km teren), czas: 02:30 h, avg:12.80 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hRadzymin - Pierwszy śnieg na kołach
Niedziela, 28 listopada 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria .Samotnie, .Wyprawki w regionie, .Z Kasią, .Z rodziną
Kilkucentymetrowa warstwa śniegu. Pochmurno. Słaby wiatr. Stosunkowo ciepło jak na zimę.
Wyjście koło godziny 11. Kurs do salki, skąd wrócił rower i po krótkim pożegnaniu rozpoczęła się jazda. Po drodze wejście do nieodległej Żabki i zakup 10 snickersów oraz jabłkowy sok. Po poukładaniu sobie tego trochę w sakwie, obrany został kurs ośnieżonym chodnikiem w stronę Kobyłki. Po przekroczeniu nieużywanych torów kolejowych okazało się, że jestem w okolicy glinianek, gdzie padło na jazdę drogą biegnącą w ich pobliżu. Była słabej, jeśli nie byle jakiej jakości, choć śnieg maskował dziury. Kilka razy mijało się wielkie kałuże, powoli i ostrożnie wyszukując najlepszej przez nie drogi. Po pewnym czasie nie dało już rady wytrzymać. Skręt w pierwszą lepszą drogę, odchodzącą mniej więcej prostopadle od niej. Stamtąd wjazd w zabudowę jednorodzinną, a potem jazda ulicą równoległą do głównej. Z tej też w końcu przyszło zrezygnować, by wychynąć na główną.
Uważając na jadące auta, powoli zmierzało się w stronę kościoła. Nim do niego się dojechało, spotkała mnie niespodzianka w postaci remontowanej drogi. Dzięki temu był wolny trakt i trochę spokoju. Dojazd do rond, zostawiając z boku kościół. Przejechało się wzdłuż jego murów ku północy i po kilku kilometrach jazdy przez miasto osiągnięta została granica lasu, gdzie droga diametralnie zmieniała swe oblicze. Sunęło się po trochę ubitym śniegu. Mijało się drzewa, w większości iglaste, świeżo pobielone spadłym tej nocy śniegiem. Pierwszy on, a jakże obfity, totalnie odmienił wygląd wszystkich miejsc, przez które się jechało. Było mi żal, że komórka mi padła, a w aparacie nie było baterii.
Przejazd przez las nie sprawił problemu. Gorzej za nim, gdy wjeżdżało się do wsi Czarna. Droga prowadził nieco pod górkę, po drodze bardzo wiejskiej i z mnogością kałuż, które trzeba było zręcznie wymijać. Za ogrodzeniami czaiły się ogromne psiska. Wkrótce dojechało się do części bardziej zabudowanej, i zastanawiając się dokąd dalej jechać. Spoglądając na mapę, dopijane zostały resztki kupionego kilka dni wcześniej tymbarka. Chłodnego, zimnego, ale za to odświeżającego mnie znacznie. Dalej do drogi, którą już kiedyś rower mnie prowadził – w pobliżu domu z wielkim malowidłem na ścianie i ronda prowadzącego do Wołomina. Nie tam wszakże moja podróż wiodła, więc zamiast tego została przecięta rzeka, po czym nastąpił skręt w pierwszą drogę po prawej.
Przez dłuższy czas jechało się potem generalnie w jednym kierunku - ciągle na północ. Droga była stosunkowo prosta. W tym czasie przecinało się wieś, która we wspomnianej wyżej wyprawie przejeżdżana była, lecz w przeciwną stronę (Kraszew). Zaraz za nią były ruiny jakiegoś domu piętrowego, w stanie przypominającym nie ukończą budowę. Dalej mijało się jakieś zakłady z dużymi silosami, zlokalizowane w lesie przy drodze. Zaraz za lasem przecięcie torów kolejowych i wjazd na rozległa równinę. Tak docierało się do Woli Rasztowskiej. Skręt na wschód, na drogę w kierunku Jadowa, powtarzając w ten sposób część trasy z nocnej podróży do Węgrowa. Z początku jechało mi się chodnikiem, aż po sklep, przy którym nastąpił zjazd na jezdnię. We wsi Roszczep skręt na jakąś boczną drogę. Wśród pól przykrytych śniegiem i lodem dojazd w okolice Zaścienia. Tam obrany został kurs na zachód, który był dla mnie wtedy tylko stroną prawą, bo nie do końca udawało mi się zorientować się w swoim położeniu.
Wkrótce ujrzana została Radzymińska. Wpierw jazda na wprost, ale tą drogą pewnie by się ciągnąło wzdłuż głównej trasy, gdy tymczasem chciało mi się poznać coś nowego. Nieco trzeba było wykręcić, póki było można. Jakiś typek przechodzący zagadał, że chyba rower dobry mam (jeśli dobrze dało mi się usłyszeć). W odpowiedzi usłyszał krótkie "nie". Przejazd wiaduktem na drugą stronę ekspresówki. Tam czekało mnie rondo i wybór padł na „prosto”, a więc Dąbrówkę, gdzie znajdowała się siedziba tamtejszej gminy. Stamtąd na południe do Chajęt, gdzie jechało się już odśnieżonymi chodnikami. Potem na zachód do Guzowatki, a tam już znów mnie nieco zdezorientowało, więc skręt w prawo, tak żeby pod żadnym pozorem nie dotrzeć do Radzymina.
Wkrótce okazało się, że jadę na północ, więc nie zbliżam się do domu. Trzeba było na jednym z kolejnych skrzyżowań skręcić w lewo. Nim się to stało, mijało się terene zrzutu czy przechwycenia Cichociemnych wraz z kamieniem upamiętniającym. Wkrótce skręt w Ostrówku w lewo. Jechało się nawet przyjemnie. Przede mną, jakichś dwóch tubylców na rowerach zostało wyminiętych przez mnie, gdy zatrzymali się pod jakimś domem, a chwilę potem skończyła się utwardzona droga i zaczęły szerokie zagłębienia po wielkich kałużach, tudzież zmarznięte błoto albo nie do końca zamarznięta woda. Nieco trzeba było zwolnić, a w krytycznych momentach niemal iść, dwa razy bowiem omal nie przyszło mi się przewrócić. Szczęśliwie, nie jechało się długo tą drogą, choć wprowadzała ona pewne urozmaicenia na trasie i wyjeżdżało się na asfalt, koło gospodarstwa we wsi Józefów.
Kolejny odcinek to droga którą jechała grupa LSTR w czasie Okrążenia Zalewu Zegrzyńskiego, kiedy to pierwszy raz przejeżdżało się w tym gronie. Tylko odwrotnie i z pewnymi modyfikacjami. Trasa przez Kuligów, wsie tuż nad Bugiem, gdzie do rzeki było nawet mniej niż 100 metrów od drogi, a sama osada wyglądała nieco jak ośrodek domków letniskowych. Nawet autobusy miejskie tam jeździły. W Kuligowie w czasie tamtej wyprawy przyszło mi wyjechać z trasy, która wtedy biegła wzdłuż Bugu po zapiaszczonych drogach. Dalej toczyło się przez wydmę w jakimś lesie, przez wieś z jeziorkiem od północy, zapewne starorzeczem. Ostatecznie, gdy zapadał zmrok, dotarło się do Załubic, gdzie nastały przygotowania do jazdy nocnej. Potem czekała mnie droga do Beniaminowa. Po ciemku jechało się przez las z lodem i śniegiem na jezdni oraz poboczu. Od ronda jazda ścieżką rowerową, mimo że była cała ośnieżona. Przejazd przez most nad Kanałem Żerańskim i przecięcie zegrzyńskiego ronda. Za nim zjazd na ścieżkę i telefon do domu.
Były jeszcze jakieś siły, ale nie chciało mi się dalej w zimnie jechać po drodze, która znana już mi była aż za dobrze. Dojazd do Wieliszewa, zjazd na drogę w kierunku Komornicy i skręt w lewo na ostatnim możliwym skrzyżowaniu, tak żeby wyjechać na główną trasę jeszcze w Wieliszewie. Pożegnane zostało osiedle z bloków. Do rond dojazd ścieżką. Jeszcze raz kontakt z domem i zjazd z drogi w połowie odcinka od rond do wiaduktu nad niczym. Odśnieżony został rower i zdrapany lód, który zdążył się miejscami utworzyć. I tak czekało się jeszcze niecałe pół godziny, nim można było wsiąść do auta.

W domu, nazajutrz po powrocie
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
69.00 km (0.00 km teren), czas: 06:00 h, avg:11.50 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/h