Wpisy archiwalne w kategorii
.Wyprawy po Polsce
Dystans całkowity: | 44242.40 km (w terenie 2094.60 km; 4.73%) |
Czas w ruchu: | 2771:12 |
Średnia prędkość: | 15.96 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.46 km/h |
Suma kalorii: | 36586 kcal |
Liczba aktywności: | 347 |
Średnio na aktywność: | 127.50 km i 8h 01m |
Więcej statystyk |
Pojezierze Pomorskie I - Za Gostynin
Wtorek, 1 lipca 2014 | dodano: 16.07.2014Kategoria .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, 2014 Pojezierze Pomorskie
Wyjazd po około 14. Jak zwykle zebranie się przed wyjazdem trochę trwało. Początek nad Wisła, a później 62 do Wyszogrodu. Tam o mało nie staranował mnie jeden z Tirów, jadących w ciągu. Pierwszy co prawda wyprzedził normalnie, ale drugi wdepnął hamulec, aż smród uniósł się w powietrzu. Wydobył z auta bardzo zadowolony odgłos klaksonu w stylu osobnika niezmiernie uradowanego ze swego niecnego czynu. Udało mi się tylko zauważyć, że jechał na wołomińskich blachach.
Za Wisłą skręt na Iłów i Słubice. Tuż po chwili przeszedł pierwszy deszcz. Dość intensywny, więc krótki postój pod przydrożnym drzewem. Kolejny deszcz spędzony na przystanku, a trzeci, lekki opad w czasie dojazdu do Iłowa. Przez Słubice przejazd w pełnym deszczu, licząc na schronienie na przystanku, ale udało się go znaleźć dopiero w Studzieńcu, już po zakończeniu opadów.

DW 575. Pierwszy deszcz na trasie. W tle zabudowania Januszewa. Widok ku SWW

Droga między wsiami Wymyśle Polskie i Czermno. Na horyzoncie lasy (8 km) za Wisłą, porastające obszar między Wykowem i Budami Borowickimi. Widok ku NE
Zaraz po tym rozpogodziło się na kilka dni. Praktycznie całą pozostałą wyprawę towarzyszyło mi słońce i ciepłe/upalne dni. Dalej przez Gąbin. Przejazd mniejszą, nieznaną mi do tej pory drogą. Kurs na zachód. Jazda ścieżką, z początku asfaltową pod lasem i nieco z dala od drogi. Za rondem zmieniła się w kostkę, nieco zaniedbaną, przykrytą liśćmi. Za podjazdem skręt w las po lewej. Droga po kilku metrach się rozdwoiła bez żadnej informacji (przy skręcie z głównej stała informacyjna tablica, lecz dalej to nie łaska). Padło na lewą. przeczuwając że powinna być to właśnie ta.

DW 577 w kierunku Łącka. Ścieżka rowerowa za Gąbinem. Widok ku NW

Na skróty przez las do Korzenia. Widok ku NWW
Jak na drogę leśną, była w dość dobrym stanie, tylko miejscami trochę lokalnych utrudnień. Ogólnie rzecz biorąc, warto brać pod uwagę ów las, planując przejazdy w tych stronach. Za lasem wyjazd w pobliżu cmentarza. Przejazd przez rejon wsi Korzeń. Jazda była nieznacznie lepsza, niż do czasu wjazdu do lasu. Może to kwestia zmiany terenu, może nieco chłodniejszej pogody, a może wystarczająco już się mi się udało rozjeździć.

Korzeń Królewski. Interesująca mapa i trochę informacji
Przez Gostynin przejazd dość szybki i wyjeżdżając na DW 265. Większość czasu po prostu jechało się, bez specjalnego rozglądania, z dwiema przerwami i bez zapamiętanie tego miejsca. Ostatecznie udało się dotrzeć do Kowala. Tam podjazd pod pomnik Kazimierza Wielkiego, położony w parku w pobliżu kościoła. Z miasta na zachód, przejeżdżając przez światła na obwodnicy. Zbliżał się wieczór i pora rozejrzeć się za miejscem do spania, które odnalazło się za Nakanowem.

Przejazd przez Gostynin. Ulica Jana Pawła II przed skrzyżowaniem w Aleje Mikołajczyka i Popiełuszki. Widok ku N

DW 265. Zawada-Piaski. W tle las w Nowej Zawadzie. Widok ku SSW

DW265. Wjazd do Baruchowa. Widok ku NNW

Kowal. Park Miejski przy Dobrzyńskiej. Koniec dnia z Kazimierzem. Widok ku NEE
Zaliczone gminy
- Baruchowo- Kowal (W+M)
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
113.20 km (11.00 km teren), czas: 06:36 h, avg:17.15 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hMaraton Podróżnika
Sobota, 7 czerwca 2014 | dodano: 08.06.2014Kategoria >300, .>10 osób, .Maratony, .Podróżerowerowe.info, .Pół nocne, .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, .Z Kasią, .Z Księgowym, 2014 Ziemia Lubelska W
Uczestnicy
Jedno słowo, jakim można opisać poranek to "kolejki". Z bazy wyjechaliśmy ok. 7:30. Po przegrupowaniu pod kościołem, gdzie wyłoniły się tymczasowe grupy, wyruszyliśmy tuż przed 8. Start z pierwszą grupą. Była to dla mnie jedyna szansa, by nie odpaść już na początku. Stało się to dosyć rychło. Tak samo jak na Brevecie w 2012, z grupą udawało się utrzymać przez 10km. Potem ta odjechała mi na podjazdach za Sawicami, które choć niezbyt wielkie, to wystarczające, by zostawić mnie z tyłu. Udało utrzymywać się za nimi w odległości do 300 - 500m. Po kolejnych 5 kilometrach, w Paprotni, udało dołączyć się do ekipy Waxowej. Przejazd taki do Kukawek, gdzie na dziurawym i lichym asfalcie, udało się przebić do pierwszej grupy, do której akurat się zbliżyliśmy. Parę kilometrów przed Mordami na przód, zatrzymując dopiero na skrzyżowaniu. Potem, aż do Łukowa, równo z grupą.

"Skrzeszew E". Mglisty początek. Widok ku SW

Skrzeszew. Miejsce startu. Po lewej kościół pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Widok ku E

Sawice-Dwór N. Widok ku W

Paprotnia. Po 16 km. Widok ku SW

W Łęczyckach. Widok ku SEE

Granica gmin Mordy i Zbuczyn. W centrum Czuryły. Widok ku SW

Kościół pw. św. Stanisława i Aniołów Stróżów. Widok ku NWW
W Łukowie postój. Trochę podjedzenia, popicia i dalej przed siebie. Nie chciało mi się długo i bezczynnie siedzieć. Za świdrami dogonił mnie mieszkaniec Świdnika, jadący na terenowych oponach. W lesie się zatrzymał, a ja dalej. Mój postój z kolei wypadł dopiero za Wojcieszkowem, w pobliżu lasu. Zniknęła tabliczka czekolady. Trochę rozciągania. W tym czasie przegoniło mnie czwórka rowerzystów, a w oddali, na horyzoncie dało się dojrzeć resztę, w postaci sunącej chmary maszyn. Dogonili mnie za Horodzieżą. Na czele jechała grupa Waxa, z którą udało się przejechać przez Serokomlę z prędkością ponad 40km/h. Na wyjeździe czekał jednak podjazd i stopniowo ściągało mnie do tyłu. 4 kilometry dalej prześcignął mnie ostatni, samotnie jadący człowiek z tej grupy. W Annopolu już ich nie było widać.

Postój w Łukowie, na placu u zbiegu DW 806 i DK 63. Widok ku NWW

Postój w Łukowie, na placu u zbiegu DW 806 i DK 63. Widok ku E
W Kocku zatrzymał się Robert i ktoś jeszcze. Po ominięciu ich, za Kockiem znów się zrównaliśmy. Później, w 4 osoby, wyjechaliśmy na DK 19 w Bykowszczyźnie. Wtedy znów samotnie. Skręt za Firlejem w kierunku Kozłówki. Asfalt nieco kiepski. Prędkość spadła do 22-25 (z grupą 26-28 z porywami do ponad 30km/h). W Lesie tuż przed Kamionką dało się zobaczyć kolejną grupę, jadącą za mną. W Kamionce dojazd do jadących na przedzie i wspólnie zjechaliśmy na punkt postojowy, na stacji benzynowej kilkaset metrów od pałacu w Kozłówce. Tam uzupełnienie wody i trochę jedzenia.
Stamtąd start znów wcześniej, lecz nie wśród pierwszych. Grupa (znów Waxa) dogoniła mnie na początku lasu. Wspólnie przejechaliśmy przez tamtejszą dziurawą drogę oraz Dąbrówkę, zaopatrzoną w liczne zakręty. Na podjeździe do Kawki znów z tyłu. Wyjazd na DW 809, uprzednio wyprzedzony przez kolejną grupę. Na podjeździe za Wolą Krasienieńską, wyprzedził mnie chyba Olo. Przed Smugami wyminięcie Pająka, który złapał kapcia. W międzyczasie, mnie wyprzedziło kilku pojedynczych zawodników. Nieco mnie wymęczył dojazd do Lublina. Przejazd przez niego dość wolno, w dodatku trzeba się było zatrzymywać na każdych światłach, oprócz jednego, które spojrzało swym łaskawym zielonym okiem. Znów przyspieszenie na pasie serwisowym za miastem. W Strzeszkowicach dogoniło mnie dwóch i od tamtej pory moja pozycja była ostatnia.
Postój w Niedrzwicy, gdzie odpoczynek trwał prawie godzinę. Nieco tylko bardziej udało się wypocząć, lekko najeść oraz przygotować, choć nie dokładnie, do jazdy nocnej. Dalej jazda była powolna na podjazdach i jeszcze w miarę żwawa na zjazdach. Przed Zaraszowem widać było grupę kilku rowerzystów, jadących z naprzeciwka. Pierwszy, który wyprzedzał ich o 5 minut drogi, zainteresował się rowerzystami, jakich spotkał na swej trasie, oraz zapytał, czy ów maraton to kwalifikacja do BBT. W Wysokim życzenia udanej trasy od dzieci, które bawiły się w pobliżu kościoła.

DW 834. Do Bychawy (w centrum). Widok ku E
Wyjazd na trasę DW 835. Trwał tam remont nawierzchni i dość długie odcinki jednego pasa były zerwane. Ruch wahadłowy mi nie przeszkodził, gdyż i tak prawie nikt tamtędy nie jechał. Skręt na Turobin, a po dość długim czasie skręt na Radecznicę. Potem pagórkowatym terenem przejazd przez Latyczyn i Chłopków do Komodzianki. Wymęczył mnie długi podjazd do Teodorówki, a potem w pocie, zjazd z dużą prędkością do Smorynia. Jadąc do Gorajca trzeba było włożyć sporo dodatkowej energii, tak by zdążyć przed zmrokiem, który z wolna zapadał nad okolicą. Podjazd pokonany w większości pieszo. Z prędkością 6km/h udawało się podjeżdżać rowerem, gdy teren był łagodniejszy.

Dragany E. Remont DW 835. W tle wzniesienia ponad Tarnawą Dużą. Widok ku S

Tarnawa Mała. DW 848 po zjechaniu z DW 835.

Wjazd do Radecznicy z Zaporza. Widok ku SSE

Chłopków. Podjazd do Komodzianki. Roztocze Gorajskie. Widok ku NWW

DK 74. Tuż za granicą powiatów między wsiami Smoryń i Gorajec-Zastawie. W tle Roztocze Szczebrzeszyńskie. Widok ku SEE
Do Szczebrzeszyna wjazd już po ciemku, ale większość zjazdów udało mi się pokonać na pełnym gazie, wykorzystując ostatnie promienie słońca. Szczebrzeszyn tonął w ciemności, rozświetlany światłem latarni. Im bliżej Zamościa tym ciemniej. W końcu udało mi się dotrzeć pod zajazd, ale że nikogo tam nie było i czasu szkoda, skończyło się na uzupełnieniu wody z butelki do bidonu i przekąsce z sakwy. Skręt na Nielisz. Przed lasem narastało odczucie opadania z sił. W Nieliszu wyjazd na totalnie pustą trasę 837. Jechało mi się już strasznie wolno i słabo. Miejscami widoczne był mgły. Siły opadały gwałtownie. Jedyna chęć, to dotrzeć jeszcze do Żółkiewki, nim całkiem ulecą. Pojawienie się wreszcie niebieskiej tabliczkę dotarło do mnie z ulgą. Wkrótce przyszła pora się zatrzymać przy przystanku we wsi Gany. Nie było ławki tylko jakieś worki z piaskiem, tworzących swoisty mur. Była 23:51. 1,5 godziny później, podjechała Kasia, po moją, wymarzniętą, zmęczoną i obolałą gminozbieraczową osobę. Rankiem było czuć wysiłek, jakim obciążone były kolana, choć nie można tego porównać do BBT. Suma Przerw ~1,5h w tym jedna trwająca ~1h

DK 74. Zjazd do Szczebrzeszyna. Widok ku SE

DW 837. Wjazd do gminy Żółkiewka między wsiami Równianki i Gany. Widok ku W
Zaliczone gminy
- Paprotnia- Radecznica
- Szczebrzeszyn
- Sułów
- Nielisz
- Rudnik
- Żółkiewka
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
309.56 km (0.50 km teren), czas: 14:30 h, avg:21.35 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hPrzed Maratonem
Piątek, 6 czerwca 2014 | dodano: 08.06.2014Kategoria .Pół nocne, .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, .Z Kasią, .Z Księgowym, 2014 Ziemia Lubelska W
Autem do Skrzeszewa
Pogoda pochmurna i dość chłodna. Start w ciągu dnia. Jechało się z Kasią autem. Jakoś po południu zakupy przed wyprawą w markecie w Markach (część NE miasta). Trasa do Skrzeszewa (w rejonie Siedlec), przemieszczając się głównymi drogami przez Jadów, Węgrów i Sokołów Podlaski. Dojazd ok. 17:30, a na miejscu czekało już kilka osób. Dom, gdzie miała być baza był jeszcze zamknięty, ale po kilku minutach przybył właściciel i weszło się do środka. Tam budynek cierpiał na problemy techniczne natury wodno-kanalizacyjnej. Z wolna zaczął padać deszcz, który ścigał nas jeszcze w czasie dojazdu. W deszczu tym też zdarzyła mi się krótka (4 km), przejażdżka na zakupy do Skrzeszewa i z powrotem.
Drohiczyn. Kościół pw. św. Wszystkich Świętych. Widok z krańca ul. Bohaterów Września ku SSE
Wieczorem do Drohiczyna i z powrotem
Przed wieczorem, gdy już się uspokoiło, przyszła pora udać się do Drohiczyna. Kawałek drogi w kierunku mostu, w towarzystwie jednego z zawodników, który pozostał na W brzegu. Droga mi się nieco dłużyła. W Drohiczynie skręt między zabudowania Łozińskiego do końca Bohaterów Września na obrzeżach miasteczka. Krótki nawrót, by następnie wyjechać polną Zachodnią, biegnącą w dół. Była bardzo nierówna i nieco błotnista. Docierała ona do polnego szutru, który wyprowadził mnie na DK62 w pobliżu niewielkiego kanałku. Powrót o zmroku, wcześniej zatrzymując się na dłużej na moście, w celu wykonania kilku zdjęć. Tymczasem wzdłuż rzeki i na polach pojawiła się już mgła. W bazie siedzenie prawie do północy, po czym sen (część w budynku, część chyba w namiotach, my w aucie).
Tonkiele. Zachód nad Bugiem. Widok ku NWW

Część z maszyn zawodników
Zaliczone gminy
- Repki- Drohiczyn
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
26.10 km (4.00 km teren), czas: 01:25 h, avg:18.42 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hNa zlot śląski VI - Zlot w Pokrzywnej
Sobota, 17 maja 2014 | dodano: 03.06.2014Kategoria .2 Osoby, .Podróżerowerowe.info, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, .Z Kasią, 2014 Wyżyny Polskie W
Po obudzeniu, kurs do Prudnika autem, by kupić dętki. Po powrocie do Pokrzywnej, wejście do budynku. Lekko padało. Śniadanie, rozmowa, zastanawianie się, gdy tymczasem na trasy ruszyło kilka grup, a kilka osób nawet wróciło z przejazdu. Wciąż jednak sporo osób nie byłą przekonanych, by wyjechać tego dnia na drogi. Po ciężkim wahaniu przyszło złożyć rowery i ruszyć do Prudnika, drogą wzdłuż granicy kraju. Inne grupy pojechały na Biskupią Kopę lub Pradziada w Czechach. Ledwo się zaczęła jazda, a już przestał działać licznik. Co było tego przyczyną, nie wiem. Działać zaczął dopiero w drodze powrotnej. Początkowo droga pięła się w górę w otoczeniu drzew. Lekko padało, ale deszcz z biegiem czasu nabierał mocy.

S koniec Pokrzywnej. Początek wyjazdu i ulewy

Wieszczyna. Urocze, deszczowe krajobrazy. Moszczanka. Po lewej Zamkowa Góra (570 m n.p.m.). W centrum Trupina (331 m n.p.m.). Za nią Olszak (453 m n.p.m.). Widok ku NWW

Mokry zjazd z Dębowca do Chocima. Po lewej droga do kopalni szarogłazu Dębowiec. Widok ku SSW
Wkrótce po przekroczeniu torów droga zaczęła opadać. Spora cześć jezdni była w remoncie, z ruchem wahadłowym i całkowicie zdartym pasem. Mokra nawierzchni i liczne dziury na pozostawiony wciąż pasie nie ułatwiały jazdy, ale nie przeszkadzało mi to w oszczędnym używaniu hamulców. Będąc już w mieście zmniejszenie prędkości, czekając na Kasię. Ponowna jazda razem od skrzyżowania ze ścieżkami rowerowymi. W Prudniku omijało się stare miasto od północy i wyjechało w kierunku Lubrzy. Jadąc wpadła myśl, by odwiedzić jeszcze Białą, gdyż była dość blisko.

DK 40. Rzeka Prudnik w Prudniku. Widok ku NW
W Lubrzy, na przystanku krótki postój. Deszcz padał coraz większy. Mimo to jechało się dalej przed siebie. Wiatr wiał praktycznie w twarz, co chwila oblewając nas kolejnymi falami z nieba. Nie sprawiało, że było po prostu mokro. Woda niemal wylewała się z butów. Do Białej dojazd i od razu z powrotem najkrótszą drogą powrotną. Ponowny przejazd przez Prudnik i powrót krajówką do Pokrzywnej. Tam od razu się można się było umyć. Trzeba było założyć ubranie, wciąż nie do końca wyschnięte od wczoraj, a cała reszta tego dnia użytych ubrań, poszła do schnięcia. Kasia, mimo kurtki i dwóch bluz, była zmarznięta i przemoczona, gdyż nawet dolna warstwa ubrań zawilgotniała. Później okazało się, że w czasie naszego przejazdu, przez okolicę przetaczał się szczyt opadów.

Udało nam się dotrzeć do skąpanej w szarości Białej, skąd zaczął się powrót. Wjazd od strony DW 414. Widok ku N

Moszczanka. Po lewej Trupina (331 m n.p.m.). W centrum graniczna Srebrna Kopa (

Moszczanka. Mokry powrót. Widok ku NW

Złoty Potok w Pokrzywnej. Powyżej wiadukt kolejowy linii 333/484 między stacjami Głuchołazy i Jindřichov ve Slezku. Widok ku NEE

Złoty Potok w Pokrzywnej. Widok ku NEE
Do późnych godzin rozmowy. Sporo czasu czekanie, aż mi przeschnie bluza i późno w nocy dopiero pójście na ognisko. Trwało prawie do rana i udało się upiec ostatnie, ogniskowe, zlotowe kiełbaski na śniadanie.
Zaliczone gminy
- Głuchołazy- Prudnik
- Lubrza
- Biała
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
41.60 km (0.00 km teren), czas: 02:30 h, avg:16.64 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hNa zlot śląski V - Półpieszy Śląsk
Piątek, 16 maja 2014 | dodano: 03.06.2014Kategoria .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, .Z Kasią, 2014 Wyżyny Polskie W
Wiele się nie działo. Po nocnych opadach, gdy już świat rozjaśnił się dzięki wciąż skrytemu za chmurami słońcu, przyszła pora ruszyć. Wyboru wielkiego nie było, ale czekać też nie było po co. Zbyt nudne to zajęcie, gdy człowiek nie może spać. Pieszo. Za Kamieńcem , napotkali mnie dwaj, mocno starsi zlotowicze. Po wymianie zdań ruszyliśmy dalej. Oni na, a ja z rowerem. W swoim tempie. Wnet mi zniknęli z oczu. Pojawiły się też z mojej strony próby jazdy, ale skończyło się to wyjechaniem opony z obręczy. Bez sensu...

Kamieniec. Tarnogórska. Po lewej główne skrzyżowanie. Widok ku SWW

Kamieniec. Pałac przy głównym skrzyżowaniu. Widok ku NWW
Trasa omijała Pyskowice, część trasy pokonując tak, jak po zakończeniu maratonu w Radlinie 2013. Kilka kilometrów dalej, za torami kolejowymi, przyszła pora na dłuższy postój, celem wyżęcia przemoczonych skarpetek. Po kolejnych kilometrach marszu we wciąż przemoczonych butach, zostały za mną Niewiesze. Tam przerwa ze zdjęciem bagażu i koła, zatrzymując się w pewnym oddaleniu od lasu. Pozostało poczekać jeszcze trochę, na już nadciągającą Kasię, która sama przejechała przez pół kraju. Co niepotrzebne na rowerze powędrowało do bagażnika, w zamian wyjmując koło od drugiego roweru. Tym sprytnym manewrem można było popędzić nieobciążonym rowerem do Kędzierzyna-Koźla. Koniec tej jazdy nastąpił po przejechaniu przez dłużącą, się wschodnią część miasta, zatrzymując się kilka kilometrów za kanałem Gliwickim, pod jednym z marketów, gdzie rower ostatecznie powędrował do auta.

Bycina. DK 40. Widok ku NNW

Niewiesze E. Oczekiwanie na drugie koło. W tle niewysokie wzniesienia Góry Widowskie. Widok ku W

Ujazd. DK 40. Sprintem do Kędzierzyna-Koźla. Widok ku SWW
Rozpoczęło się szukanie jakiegoś otwartego sklepu z częściami do rowerów, gdyż po wyjeździe zabrakło zapasowej dętki, a nie było też łatek. Było niestety już za późno. Trzeba było ruszyć do Pokrzywnej. W międzyczasie się rozpadało. Na miejscu prawie od razu kurs do łazienki, w celu umycia się i przeprania brudnych, mokrych ciuchów, które do tej pory były na mnie. Potem obiad (makaron, sos pomidorowy, kukurydza i gorgonzola) oraz różnorakie rozmowy zlotowe. Jeden ze zlotowiczów przyjechał późno, potwornie przemarznięty.

Kędzierzyn-Koźle. DK 40 w pobliżu Mieszka I. Rowery na pace
Zaliczone gminy
- Rudziniec- Ujazd
- Kędzierzyn-Koźle
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
41.68 km (0.00 km teren), czas: 04:54 h, avg:8.51 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hNa zlot śląski IV - Jura i Śląsk
Czwartek, 15 maja 2014 | dodano: 03.06.2014Kategoria .Pół nocne, .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, 2014 Wyżyny Polskie W
Rankiem okazało się, że teren do nocowania, co prawda nie najlepszy w deszczowe dni, ale o włos mogło być dużo gorzej. Oto mniej niż 0,5 metra dalej widoczna była kałuża wody, powstała tej nocy. Zwinięcie też w samą porę, bo ledwie postawiło się nogi i koła na asfalcie, a w dróżkę z której się przybyło, skręcił starszawy jegomość. Powolny dosyć i leciwy, ale nocleg im bardziej incognito, tym lepiej.

DW 794. Zjazd do centrum Dłużca. W tle wzgórza Doliny Wodącej z najwyższym szczytem Grodzisko Pańskie (462 m n.p.m.). Widok ku NWW
Przejazd przez Dłużec, a w czasie zjazdu okazało się, że licznik nie odbierał sygnału. Na dole regulacja i pora w dalszą drogę. kilka kilometrów nieustannej jazdy pod górę, do granicy województw. Na górze przede mną stał zamek Smoleń. Ot prosta, biała wieża i trochę murów widoczne z daleka. Co jakiś czas był przeze mnie wypatrywany, zjeżdżając w dół, ku Pilicy. Przy rynku zjedzone zostały prawie wszystkie pozostałe zapasy zabrane z domu. A potem znów w górę.

DW 794. Zamek Smoleń. Widok ku W

Smolonek N. DW 794. Na trasie. Widok ku SE

DW 794. Zjazd do Pilicy za skrętem do wsi Cisowa. Widok ku NWW

Rynek w Pilicy. Widok ku SSW

Podzamcze. DW 790. Sanktuarium pw. Matki Boskiej Skałkowej. Widok ku SSE
Parę kilometrów dalej stał zamek Ogrodzieniec. Gminę przypadkiem zaliczona jeszcze w 2008, lecz dopiero teraz odwiedzona na poważnie, zarówno podziwiając z daleka lokalną atrakcję, jak i samą miejscowość gminną. Za nią skręt do Łaz. O ile DW 790 była wyśmienita, o tyle reszta tragiczna. Jakoś to się zniosło. Przekroczenie torów w owej miejscowości i wnet skręt na północ. O ile droga biegła przy torach, o tyle cały czas jechało się blisko nich. Po pewnym czasie asfalt odbił w lewo, ale dalej jechało się na wprost, leśną ścieżką. Ta zaś skończyła się w okolicy przepustu pod torami. Od tej pory, spacer raz nurzając rower w piachu, a raz grzęznąc w kamieniach podkładu kolejowego.

Podzamcze. DW 790. Zamek Ogrodzieniec. Widok ku SE

Rokitno Szlacheckie. W tle z lewej Ogrodzieniec. Z prawej okolice rezerwatu przyrody "Góra Chełm" (440 m n.p.m). Widok na przebyty podjazd ku E.
Napełniła mnie radość, gdy jeden tor skręcił po łuku w lewo i w tym momencie ukazała się wzdłuż niego leśna ścieżka. Tą przejazd, aż do Zawiercia. W międzyczasie znów zaczął padać deszcz. Wyjazd na DK 78. Na przystanku zniknęły domowe zasoby. Trochę odpoczynku, a gdy deszcz zelżał, znów w drogę - do Siewierza przez Porębę. Trasa wiodła przez centrum, a za miastem o mało nie wyprowadziła mnie na manowce. Po nużącej jeździe udało mi się dotrzeć do Mierzęcic. Przy UG skręt na północ i zakupy w następnym napotkanym sklepie. Przekąszając co nieco, zaintrygowało mnie, czemu pobliski budynek, tamtejszej remizy, nie został ukończony. Tymczasem, deszcz momentami przybierał, to opadał na sile. I tak miało być do końca dnia. Kurs na zachód. Po prawej Lotnisko Katowice-Pyrzowice. Stamtąd skręt do Ożarowic, a dalej, najkrótszą trasą do Psar. W Psarach okazało się, że wywiozło mnie za daleko - za tory. Udało mi się to stwierdzić na pobliskim przystanku, gdzie wypadła "kolacja" przed dalszą drogą. Powrót i skrę we właściwe miejsce.

Wzdłuż torów Łazy-Zawiercie, po ich W stronie, na N od skrętu do Kuźnicy Masłowskiej. Widok ku NNE

DK 78. Wjazd do Poręby. Widok ku SWW

DK 78. Wjazd do Siewierza. Widok ku SWW

UG Mierzęcice. DK78. Widok ku SSE

UG i OSP Ożarowice. Widok ku SWW

Sączów N w pobliżu skrzyżowania DK 78. Stara tablica oznajmująca wjazd do gminy Bobrowniki, 0,5km ku S od właściwej granicy. Widok ku SSW

DW 913. Granica gmin między Siemionią i Strzyżowicami. Widok ku SSE
Kilka strug deszczu później, za mną zostały Wojkowice. Ul. Piaski doprowadziła mnie do Dobieszowic. Przebywając Polną okazało się, że rower złapał kapcia. Marsz na pętlę autobusową. Po ponownym tego dnia wyżęciu skarpetek, przyszła pora na naprawę awarii. W międzyczasie zapadła noc i włączono pomarańczowe latarnie. Przez pętlę przetoczyło się kilka autobusów, ale nie z każdego wysiadali pasażerowie. Lało...

Wojkowice. Kościół pw. św. Antoniego z Padwy. Widok ku SSW

Wojkowice. Zatoka autobusowa na rogu Mickiewicza i Gminnej. Widok ku SW

Świerklaniec. Brama do parku pałacowego. Widok ku SE
Dalsza droga przedstawiała się tak - o ile tylko można było, jechało się po o wiele bardziej suchym chodniku lub ścieżce. Zahaczyło się o fragment Piekar Ślaskich, a orientując się przy pomocy rozkładów jazdy, udało dotrzeć do Świerklańca. Gdzieś tam przestał działać licznik, więc w połączeniu z poranną "awarią", można było sobie darować dalszy pomiar. W nocy i deszczu nawet nie udało się spostrzec, kiedy to się stało. Omijało się Tarnowskie Góry po krajówce i skręcało na Zbrosławice. W stanie przemoczenia, była we mnie ochota, aby nie zatrzymując się, przejechać całą noc i nawet dotrzeć wcześniej na Zlot. Namiotu nie było sensu rozkładać i tak, a gdyby nawet, nie było mi wiadome, czy po śnie starczyłoby mi czasu, aby dotrzeć do Pokrzywnej za dnia. Ostatecznie na poprzednie dwa Zloty zdarzyło mi się spóźnić.

Nakło Śląskie. DK 78. Brama do parku otaczającego pałaca Donnersmarcków. Widok ku SSW

Stare Tarnowice. Przystanek Szpital przy Śniadeckiego. Widok ku NE

Wjazd do Zbrosławic. Widok ku SWW
Przeleciało się przez prawie całe Zbrosławice, nagle czując, że z kołem jest coś nie tak. Ukazał się przystanek. Zjazd do niego i w tej samej chwili nie został gram powietrza w tylnym kole. Przejrzawszy dokładnie cały ekwipunek, nie udało się dostrzec niczego, co mogło mi pomóc. Pozostało czekać.
Było zimno, deszczowo i wietrznie. Zniknęła większość pozostałych zapasów, by mieć energię do rozgrzewania się w nocy. Człowiek głodny jest też słabszy. Przystanek był murowany, o ekspozycji zapewniającej przetrwanie, ale nie komfort. Trzeba było wyciągnąć śpiwór, karimatę. Nawet namiot. Rower do góry kołami stanowił barierę, na którą powędrowała płachta, a wnętrze namiotu posłużyło jako podłoga. Drewniana, dwuszczeblowa ławka była tak wąska, że ledwo dało radę na niej siedzieć, o leżeniu nie wspominając. Mimo to pól leżąc, pół siedząc, jakoś udało się zawinąć w śpiwór i dotrwać do świtu. Jedno było pewne. W taką psią pogodę nikt mi nie będzie przeszkadzać.
Zaliczone gminy
- Pilica- Łazy
- Poręba
- Siewierz
- Mierzęcice
- Ożarowice
- Bobrowniki
- Psary
- Wojkowice
- Świerklaniec
- Zbrosławice
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
101.20 km (3.00 km teren), czas: 09:52 h, avg:10.26 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hNa zlot śląski III - Niecka Nidziańska
Środa, 14 maja 2014 | dodano: 03.06.2014Kategoria .Pół nocne, .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, 2014 Wyżyny Polskie W
W nocy chyba padało. Po obudzeniu się było widać, że niebo jest zachmurzone, a wiał silny wiatr z północy i trochę zachodu. Zwinąć trzeba było namiot bez ociągania i ruszać na południe.

Morawica S. S stok Orlej Góry (287 m n.p.m.). Kolejny poranek. Widok ku E

Morawica S. DW 766. Tereny kopalni kruszywa "Morawica". W tle góra Moskozala (307 m n.p.m) z zamkiem Chęcińskim. Widok ku W

DW 766. Rzut oka na zabudowę Morawicy. W tle Telegraf (408 m n.p.m). Widok ku N

Morawica S. DW 766. Po lewej tereny kopalni kruszywa "Morawica". W tle po lewej góra Moskozala (307 m n.p.m) z zamkiem Chęcińskim. W centrum wzgórza pokryte murawami kserotermicznymi w okolicy wsi Nida. Po prawej okolice wsi Brzeziny Widok ku NW
Początkowo teren był gęsto poprzecinany wzniesieniami i dolinami. Bliżej Kijów już łagodniej. W Kijach skręt koło kościoła i dalej w stronę Nidy. Po przejechaniu na drugą jej stronę zjazd do Imielna, postanawiając odwiedzić Pińczów. Tymczasem niebo odrobinę się rozpogodziło, ukazując choć trochę słońca. Z daleka rozpoznany został pamiętny Garb Pińczowski, na którym parę lat temu odbywały się praktyki terenowe. Podziwianie i wspominanie starych już dziejów.

Dębska Wola S. DW 766. Opuszczone domostwo z 1931 r. Widok ku S.

Obice (Dłużyca). DW 766. Po lewej kościół Dobrego Pasterza. Widok ku S

Kije. DW 766. Kościół pw. śś. Apostołów Piotra i Pawła. Widok ku NWW

UG Imielno. Widok ku SW

Garb Pińczowski od strony Sobowic. Widok ku E

Garb Pińczowski od strony Sobowic. Widok ku E

Garb Pińczowski. W centrum Skowronno Dolne. Po prawej Pińczów. Widok ku SEE
W mieście przejazd przez rynek i ponowne przecięcie Nidy. Za rzeką zakup opakowania skondensowanego mleka, spożywając je, co chwila zakąszając musli. Wypita została do tego puszkę napoju. Po posiłku kurs do Działoszyc. Jako że trasa ta już została przez mnie poznana, zachciało mi się odbić na Przecławkę, Wolicę i Jakubowice, by lepiej poznać tę okolicę. Droga jaką się jechała polegała na mozolnych podjazdach i gwałtownych zjazdach. W czasie jednego, trzeba było uważać na goniące mnie psy. Zabawne, gdy próbowały dogonić pędzący ponad 40km/h, ponad 100kg pocisk, z wciąż rosnącą prędkością.

Pińczów. Most DW 766 na Nidzie. Widok ku E
Droga w Jakubowicach była dość płaska i w bardzo kiepskim stanie. Doprowadziła mnie jednak do Działoszyc. Tam drobny problem nawigacyjny. W efekcie przejechało się wydeptaną ścieżką nad strumykiem, przy okazji zapoznając się z niewielkim kładko-mostem. Wyjazd na drogę do Słaboszowa. Na granicy z ową gminą naziemna przerwa, połączona z dopompowywaniem koła. A potem się jechało i jechało w górę doliny, aż tu nagle pojawił się długi zjazd do Miechowa. Przejazd przez miasto, robiąc kilka zdjęć w centrum i podążając dalej na zachód. Droga niesamowicie mi się dłużyła. No, może poza tymi momentami, gdy czekał na mnie długi zjazd, jak przykładowo ten, oddalony tylko o kilka kilometrów od Miechowa.

Jakubowice. Widok na Działoszyce i kościół pw. Trójcy Świętej ku SW

Działoszyce od strony Jakubowic. W tle wieża kościoła pw. Trójcy Świętej. Widok ku SW

Granica województw między Chmielowem i Buszkowem. Po przerwie na naprawę. Widok ku W

DW 783. Bukowska Wola. Zjazd do Miechowa. Widok ku SWW

Miechów. Kościół pw. św. Grobu Bożego. Widok ku NW
Skręt na Trzebienice. Uprzednio udało się zaopatrzyć w strój nocny. W jednej miejscowości, pomimo zmroku, zaciekawiły mnie ruiny jakiegoś dworku, z zapadniętym w wielu miejscach dachem. Poprzez zarośniętą łąkę, nastąpił obejście budynku, a gdy dochodziło się na powrót do roweru, w tym czasie dobiegł tam średniej wielkości pies, który z dala ujadał na mój zapach, już gdy było się w połowie obchodu. Nic sobie nie robiąc, nastąpiło zwykłe dojście do roweru, wyprowadzenie go na asfalt i ruszenie. W międzyczasie, pojawił się właściciel psa, lecz nic nie wyrzekł, poza karcącymi psa słowami.

DW 783. Granica gmin Miechów i Charsznica między wsiami Falnice i Witowice S. Widok ku W

DW 783. Granica gmin Charsznica i Gołcza między wsiami Witowice S i Maków. Widok ku NWW
Kolejny podjazd pokonany w połowie pieszo. Teren był już na tyle wysoko, by ukazywać odległe światła dróg i wsi. Noc była ciemna, a księżyc niewidoczny. Wpatrując się w światło lampki, pokonało się kilka zjazdów i podjazdów. W międzyczasie rozpadał się deszcz. I padał aż do rana, z mniejszym, lub większym natężeniem. Dojazd do DW 794 w Trzyciążu, w zasadzie omijając ścisłe centrum miasta. Skręt na północ. Z wolna udało się przybliży do Wolbromia, przejechać przez centrum i wyjechać w kierunku Pilicy. Przejazd za las, a tuż za nim, wędrując po nieco śliskim błocie, zachciało mi się przenocować.

DW 794. Trzyciąż N. Widok ku S

Wolbrom nocą. Skrzyżowanie dróg wojewódzkich przecinających tory LHS. Widok ku N
Zaliczone gminy
- Kije- Imielno
- Słaboszów
- Trzyciąż
- Wolbrom
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
127.06 km (0.50 km teren), czas: 09:15 h, avg:13.74 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hNa zlot śląski II - Sprzed Warki za Morawice
Wtorek, 13 maja 2014 | dodano: 03.06.2014Kategoria .Pół nocne, .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, >200, ..Gminy Polska, 2014 Wyżyny Polskie W
Pobudka wcześnie rano. Na zewnątrz świeciło intensywne słońce, ale było chłodno. Po kilku kilometrach, chcąc, nie chcąc, dojechało się do Warki. Wydawało mi się, że i tak się może stać, ale była we mnie nadzieja, że jednak udało mi się wyjechać w bardziej wiejskich terenach gminy Jasieniec. Gdy mijało się tory, było mi wiadome, że z pewnością do Jasieńca mam hen, hen, daleko. Do końca wyjazdu nie było pewności czy cokolwiek z tego wyszło i wydawało mi się, że nastąpiło kompletne rozminięcie się z tą gminą. Dzięki analizie mapy w domu okazało się, iż śmiało mogę dopisać ją do listy zdobyczy.

Poranek za Michalczewem. Widok ku SE

Warka. Rondo im. Jana Pawła II. Pomnik Lotników. Widok ku SW
Zimne powietrze dawało mi przesłanki, że wkrótce uszy mogą mi przemarznąć do bólu, więc w mieście kominiarka powędrowała na głowę. W tamtym czasie było mi obojętne, czy w końcu udało mi się przejechać przez gminę Jasieniec, więc DW 731 od razu poprowadziła mnie do Białobrzegów. Droga ta, częściowo przypominała mi DK 62 od Wyszogrodu do Wyszkowa. Często wznosiła się w górę i opadała w dół, przy okazji ukazując widok na południową, niżej położoną stronę rzeki. Niebo było pogodne z licznymi cumulusami. Niemniej, ~20 km do Białobrzeg mocno mi się dłużyło. Niejako z radością zostało dostrzeżone rondo w Falęcicach, tak często przeze mnie w tych stronach odwiedzane.

DW 731 między wsiami Michałów Główny i Branków. Widok ku SWW
W czasie Jazdy naszła mnie myśl, by korzystając z okazji, przejechać przez Wyśmierzyce i kilka pobliskich gmin, na zachód od Radomia. Tak też się stało. Droga do najmniej zaludnionego miasta w Polsce, w większości prowadziła lasem po średniej jakości asfalcie. Było płasko i dość bezludnie. Zaraz po wjeździe postój na posiłek, zasiadłszy na przystanku. Za kościołem skręt na południe. Droga pięła się w górę, a mi przyszło mozolnie obracać korbą. W pobliżu kulminacji zaczął padać drobny deszcz, stopniowo przechodząc w nieco większy. Nie było ochoty zakładać kurtki, wyszło się więc z tego z czystymi i opłukanymi ramionami.

Promna. DW 731. Kościół pw. św. Marii Magdaleny. Widok ku SW

DW 731. Most na Pilicy, za którą leżą Białobrzegi. Widok ku SSW

Białobrzegi. UMiG i Starostwo Powiatowe. Widok ku SW

Wyśmierzyce. Wjazd od strony Białobrzegów. Widok ku W

Wyśmierzyce. DK 48 Między Konopnickiej i Kopernika. Widok ku W
W Paprotnie skręt w lewo. Nawierzchnia była mokra i błyszcząca, po niedawnych opadach. chmura, która mnie olała, wędrowała dalej na wschód. Z pewnym niepokojem obserwowane było niebo na południu i zachodzie, wypatrując kolejnych deszczowych krów. I były, choć na szczęście udało się spotkać tylko z jedną. Za Romanowem droga wiodła na wprost, przez las. Kilkaset metrów omijało się kocie łby z drobnych kamieni, później zaś pojawił się nieco dziurawy, ale przyzwoity szuter. W Zacharzowie ponownie na asfalt, a po paru minutach skręt na południe.

Las między wsiami Brodek i Zacharzów. Widok ku SE
Przejechawszy przez Radzanów i Rogolin, popędziło się do Przytyku. Spieszyło mi się jechać w dość równinnym terenie, mając nadzieję na ominięcie spotkania z chmurą. Niestety, na granicy z gminą Zakrzew, chmura mnie dopadła, rozrzucając wszędzie swą zawartość. Dobrze, że deszcz ów nie był zbyt wielki, a mi w tym czasie wypadła przerwa pod lasem. Udało się założyć kurtkę, ale znów się ruszyło, już nie była mi potrzebna. Może jedynie jako ochrona przed chłodem. Z Zakrzewa jednak jechało się na południe, drogą w górę, więc tylko niepotrzebnie mnie zgrzało. Sama droga była do połowy wybrana aż do gruntu, w oczekiwaniu na nową, lepszą zapewne nawierzchnię. Na kulminacji kurtka powędrowała do bagażu, nie używana, aż do wieczora.

Radzanów. W centrum kościół pw. św. Marcina. Widok ku S

Przytyk. DW 732. W tle kościół pw. św. Podwyższenia Krzyża Świętego. Widok ku SSW

Zakrzew. DW 740. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela. Widok ku SEE

Zakrzew-Kolonia. Remont DW 733. Widok ku SW

DW 733. Golędzinów N. Kolejne opady deszczu. Widok ku NNW

DW 733. Golędzinów N. Kolejne opady deszczu. Widok ku NW
Trzymając się DW 733 przecinało się Wolanów i po dłuższej chwili wyjechało w Orońsku, gdzie poczynionych zostało kilka zakupów. Następnie DK 7 ponownie do Szydłowa. Była to trzecia moja tam wizyta na rowerze. Przy ratuszu trwało zamieszanie związane z rewitalizacją terenu, a więc mnóstwo ziemi kostki i maszyn budowlanych, a także chaos dla jadących. Z miasta wyjazd trasą na Bliżyn. Początkowo teren zapowiadał się płasko. W lesie nachylenie się nieco podniosło, lecz było na tyle nieznaczne, że praktycznie nieodczuwalne w czasie podjeżdżania. Nawierzchnia byłą przy tym dobra, a ruch znikomy. Jadąc tak przez las podjazd stawał się coraz bardziej stromy, swą maksymalną wartość osiągając w Majdowie. Ta wioska położona na zboczu, utwierdziła mnie w przekonaniu, że chcąc codziennie jeździć rowerem, z pewnością dobrze, aby nie przyszło mi mieszkać w rejonie górskim. Jazda z bagażem na najniższych biegach, lecz bez przerwy i zatrzymywania się. Zastanawiało mnie, czy aby zatrzymać się i zrobić zdjęcie za siebie, lecz już mi się nie chciało. Od Majdowa czekał mnie praktycznie sam zjazd, pokonywany z prędkościami przekraczającymi 40km/h. Rower sam się do nich rozpędzał.

UG Wolanów. DK12. Widok ku E

Szydłowiec. Staw na Korzeniówce. Zamek w tle. Widok ku NNW

Droga między Majdowem i Ubyszowem. Widok ku SSW
W Bliżynie przerwa pod pierwszym napotkanym sklepem, zjadając jogurt z musli. Był to pierwszy na trasie posiłek nie pochodzący z moich skromnych racji żywnościowych, na które składał się bochenek chleba, 0,5 kg sera i trochę czekolady, które z wolna konsumowane były przez 3,5 dni podróży. Utrzymując dość żwawe tempo, krajówką udało się dotrzeć do Stąporkowa, a stamtąd do Smykowa. Za miastem znów czekał mnie znaczny podjazd i gwałtowny zjazd po drugiej stronie wzniesień. Udało się zahaczyć o część Smykowa i przygotować do nocnej jazdy. Była to już bowiem pora zmierzchania. Dalej DK 74 do Kielc.

DK 42. Wjazd do Stąporkowa. Widok ku SWW
Noc była jasna dzięki księżycowi. Pozwalało mi to podziwiać zarysy gór i wzgórz, przewijające się na horyzoncie, nierzadko dalsza droga okazywała się prowadzić mnie właśnie po nich, gdzie zredukowawszy biegi można było się piąć przed siebie. Ile razy się podjeżdżało, tyle też zjechać było trzeba. Ciemno na ziemi, jasne nocne niebo i auta dla towarzystwa. Droga nie zawsze zapewniała mi pas serwisowy, który można by wykorzystać, a który był używany, gdy tylko się pojawiał. Światła. Dziesiątki, jeśli nie setki świateł w dolinach oznaczało odległe miejscowości, niczym gwiazdy tworząc cudne konstelacje. Myślami powrót do 2011 roku, gdy schodziło się po zboczach Perugii, zatrzymując się na chwilę, by podziwiać tamtejsze świetlne twory, oddalone od nas o kilka kilometrów. Tym razem świateł było dużo mniej, oglądanych ponadto z mniejszej wysokości.

Błotnica. Główne skrzyżowanie we wsi. Widok ku NWW

DK 74. Granica między gminą Smyków i Mniów. Kolejne zaliczone gminy. Widok ku NW
W jednej z miejscowości, po zatrzymaniu się, aby wykończyć zapas czekolady, widać było rozciągnięty łańcuch ludzi, zmierzających ze świecami z jednej ulicy w drugą. Gdy przeszli, a mój posiłek się skończył, przyszło ruszać dalej. Innym razem, podjazd w większości pokonany został jadąc ni to chodnikiem, ni to ścieżką. Ostatecznie, po kilku godzinach ukazały się Kielce. Tak jak w 2012, trzymając się DK74, lecz pod centrum handlowym skręcając już w DK73. Dużą część trasy jechało się ścieżką. Ledwie na początku i pod koniec wykorzystany został asfalt. W mieście panowała względna cisza. Auta mijały mnie z rzadka. Czasem widziało się pojedynczych ludzi. Życie rozkręcało się pod koniec mojej jazdy przez miasto, gdy mijało się jeden z lokalów całodobowych, skąd dobiegała głośna muzyka. Chodnikiem spacerowały grupki ludzi, co chwila zanosząc się pijackim śmiechem, to krzykiem. A ja przed siebie i sunąc przez rozświetlany lampami mrok nocy.

DK 74. Wjazd do Mniowa. Widok ku SE

DK 74. Ćmińsk. Po lewej stacja paliw przy skrzyżowaniu z DW 750. Po prawej kościół pw. Trójcy Świętej. Widok ku SEE

Kielce. Przejazd DK 74 pod S7. Widok ku SE
Parę kilometrów za miastem jazda kolejną remontowaną drogą. Dość długi był to odcinek. Później przeszła niewielka, ale w nocy już niewidoczna chmura z opadami. Niewielkimi, ale jednak. Dojrzewała we mnie myśl o rozbiciu noclegu. Udało się to za podjazdem z Morawicy. Skręt w polną dróżkę, prowadzącą przez otwarty teren nieużytków i rozbijając namiot, zabezpieczając się na wypadek kolejnych opadów.
Zaliczone gminy
- Wyśmierzyce- Radzanów
- Zakrzew
- Bliżyn
- Stąporków
- Smyków
- Mniów
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
206.71 km (1.50 km teren), czas: 14:13 h, avg:14.54 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hNa zlot śląski I - Pod Warkę
Poniedziałek, 12 maja 2014 | dodano: 03.06.2014Kategoria .Pół nocne, .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, .Warszawa, 2014 Wyżyny Polskie W
Start spod marketu na granicy Marki/Zielonka. Było późne popołudnie i kilka godzin temu, nad miastem przechodziły deszczowe chmury, rozładowujące swe obfite zapasy wody. Ulice były pokryte kałużami, a powietrze wilgotne. Rower złożony po wypakowaniu go z auta i ruszeniu ku Radzymińskiej w pobliżu centr handlowych. Radzymińską przejazd w większości ścieżką rowerową, powstałą przed kilkunastoma miesiącami. Drobny problem nawigacyjny pojawił się przy Wileńskim na rozkopanych, w związku z budową metra, drogach. Kilka manewrów rożnymi ulicami zajęło mi sporo czasu. Przejazd koło stadionu. Trwała tam jakaś "szczególnie ważna konferencja", tudzież inny ważny powód, by zakazać poruszania się pieszym i rowerzystom. Stojący strażnicy zawrócili mnie, powołując się na barierkę, z przymocowanym znakiem zakazu wjazdu. Szkoda, że jadąc od północy nie było okazji jej zauważyć. Dalej ścieżką wzdłuż Wisły.

Początek wzdłuż Radzymińskiej. Widok ku SE

Remont przy Łazienkowskiej. Widok ku SSE
Za mostem Siekierkowskim (przejazd pod nim, po chodniku najbliższym Wiśle, mocując się z podejściem przy schodach z drugiej strony), przez większość trasy po Wale Miedzeszyńskim jechało się w oddaleniu ok. 50-100m za dwójką przypadkowych rowerzystów, którzy w ten sposób nieświadomie pomagali mi zachować wysoką prędkość. W międzyczasie włączone zostały lampy przydrożne i zapadła noc. Z DW 801 na DK 50 pędem do Góry Kalwarii, z jednym tylko postojem na krótki posiłek i przygotowanie do nocnej jazdy wśród aut. Mimo to droga była dość pusta. Na niebie prawie pełnia, więc momentami jechało się bez lampki, rozkoszując się ciemnością nocy, rozświetlaną przez blask księżyca. Jedynie odcinek krajówki pokonany został w całości z wykorzystaniem lampki, gdyż asfalt był tam wąski, a ruch aut i TIRów powyżej średniej.

Przerwa przy skrzyżowani DW 801 i 798. Widok ku SE

Temperatura w Górze Kalwarii
Podjazd do GK z poprzednich tutejszych wyjazdów, zapamiętany został jako dość znaczny. O dziwo, praktycznie nie był odczuwalny. Przerwa za rondem i przez kilka minut zastanawianie nad dalszą trasą. Grójec czy Warka. Warto byłoby zaliczyć gminę Jasieniec, a najłatwiej to zrobić udając się do Grójca. Tymczasem w oddali na zachodzie, dwukrotnie, w odstępach kilkunastominutowych, dostrzegalne były rozbłyski w chmurach, godne odległej, choć słabej burzy. Niebo z wolna poukrywało gwiazdy za chmurami. Wahanie trwało, lecz ostatecznie padło, by kontynuować jazdę na zachód.
Przez połowę czasu droga wiodła przez las. Kilkukrotnie trwało upewnianie się co do przebywanej odległości. Ostatecznie udało się dotrzeć do wjazdu na obwodnicę Chynowa. Tam też zjazd do owej miejscowości, z której już było problemu z wydostaniem. Pierwej zaczęło się jechać przez Wolę Chynowską w kierunku wschodnim, wnet jednak udało się spostrzec, że coś jest nie tak. Po wtóre, wjazd w uliczkę ślepo zakończoną czyimś gospodarstwem oraz ogrodzeniem sadu. Była nadzieja, iż może droga prowadzić będzie do małego, choćby lichego mostku nad rzeczką, nic takiego jednak się nie pojawiło. Nawrót na północ i ponowna zmiana kierunku, tym razem już na właściwy. Za rzeką skręt na Edwardów i Budziszyn. Jadąc tam nie było pewności, czy aby znów mnie nie zniosło z kursu i gdzie trzeba skręcić.

OSP Chynów przed północą. Widok ku SW
Zjazd w kierunku Pawłówki, ale po kilkunastu minutach jazdy wąską, asfaltową i tylko trochę, ale poważnie dziurawą drogą, udało się dotrzeć do Franciszkowa. Za zabudową i kapliczką skręt w lewo. Po krótkiej podróży szutrową i trochę piaszczystą drogą nastąpił, wyjazd na asfalt. Tu nastąpiło ociemnienie. Zamiast trzymać się twardego gruntu, jazda na wprost. Tam czekała na mnie trasa mocno piaszczysta, później polna, o nierównej i prawie nieistniejącej drodze. To wszystko w otoczeniu drzew sadów, tak po lewej, jak i po prawej stronie. W międzyczasie skręt w dwie dróżki, które podejrzewane były o możliwość wyprowadzenia mnie z powrotem na asfalt. Te zakończone były samotnie stojącymi gospodarstwami rolnymi i licznie otoczone drzewami, z wyjącymi zza ogrodzeń psami.
Pseudodroga ciągnęła się bez końca, aż do kilku krzewów i prawdopodobnie rowu lub oczka pomiędzy nimi ukrytymi. Skręt w lewo i część drogi trzeba było iść z rowerem. Ostatecznie dotarło się na zaplecze jakiegoś gospodarstwa, lecz szczęśliwie nieco oddalonego. Wjazd na drogę szutrową, która do niego prowadziła i raz dwa wyjechało się spomiędzy pól, na równą asfaltową nawierzchnię. Przejazd przez Michalczew, nocując kilkaset metrów przed przejazdem kolejowym. Jak się okazało po powrocie do domu, przez gminę Jasieniec udało się przejechać w momencie, gdy poniosło mnie do dwóch samotnych gospodarstw.
Zaliczone gminy
- JasieniecRower:Czerwony
Dane wycieczki:
88.23 km (7.00 km teren), czas: 04:57 h, avg:17.82 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hSpontaniczna wyprawka do Grójca z przygodami
Środa, 26 marca 2014 | dodano: 28.03.2014Kategoria .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, .Nocne, ..Gminy Polska, .Warszawa, .Z Kasią, .Z rodziną
Start o 12:30. Niebo było zachmurzone płaskimi cumulusami. Z biegiem czasu i zbliżania się do Warszawy, słońce całkiem się schowało za cienką warstwą chmur. Pierwsze kilometry jak zwykle jechało się ciężko, ale po przebyciu krajówki udało się wejść w rytm oraz zaczerpnąć spokoju z braku TIRów, z których to dwa o litewskiej rejestracji, dosłownie o włos minęły mnie z aktywnym klaksonem.

Miączyn. Polny dojazd do centrum wsi. Widok ku NNE

Droga przez las między Henrysinem i Zakroczymiem (Duchowizną). Potwornie często wykorzystywany przez mnie odcinek. Widok ku NE
W okolicy Czosnowa naszła mnie myśl, że być może jest bardzo dobry dzień, by spróbować zrealizować plan ataku na brakujące gminy południowego rejonu mazowieckiego. Jakby natchnęło mnie jakieś przeczucie, przed wyjazdem upchany został śpiwór i 2l wody + bidon. Do jedzenia nic.

Warszawska do Czosnowa. Widok ku SEE

Droga serwisowa S7 na odcinku Cząstkowa Polskiego S. Widok ku SE

Dźwigowa. Ścieżka rowerowa, której brakowało mi w 2008. Widok ku SSW
Do Warszawy wjazd od strony śmieciogórki. Zdziwiło mnie się pozytywnie wjeżdżanie do Włoch. Pod północnymi wiaduktami kolejowymi wydzielono pasy rowerowe. Na Mokotowie biznesy i zaopatrzenie w postaci kilku bułek, czekolady, soku i półciepłej przekąski - zniknęła od razu. Dojazd do Puławskiej myśląc, że skoro jadę na południe, to być może biker1990 będzie miał ochotę się przejechać kawałek. Nr dostaję od Księgowego, jadąc Puławską przez Ursynów. Niestety z przejażdżki nici, więc trzeba się skupić na dalszej trasie.

Nowy wiadukt na Puławskiej. Widok ku S
W Piasecznie telefon z domu - gdzie, co i jak. Na uszy mp3, ale tu problemy techniczne. Do Warszawy nie było problemów, a tu nagle strajk i jedna słuchawka przerywa nadawanie. Radzę sobie z tym prowizorycznie. Raz daje się przesłuchać ok. 80% piosenki, innym razem wcale. Trasą 722. Ciemno. Po SMSie od Bikera1990, dosłownie kilka minut później, przez niebo przetoczyły się chmury niosące bardzo mizerny deszczyk. Dwukrotnie trasa wiodła przez spore lasy. Mijało się kilka wsi, przejechało przez Prażmów, za którym pojawił się wyjątkowo nieciekawy odcinek o dwóch zakrętach i bardzo lichej jakości nawierzchni. Nie ujechawszy od nich zbyt daleko, nastąpił skręt do wsi Gościeńczyce i przez Wolę Żyrowską do DK 50. Skręt do Żyrowa, prawie z niego wyjeżdżając, ale w porę udało się zawrócić i odnaleźć właściwy skręt.

DW 722. Wjazd do gminy Prażmów między wsiami Bogatki i Łoś. Widok ku SSW
Potem już nie było tak różowo. Jechało się długo drogą do Kukał, wypatrując trasy na południe. Tak się złożyło, że udało się dostrzec dopiero tą, która prowadziła do Woli Kukalskiej. Skręt. Nawierzchnia początkowa asfaltowa zmieniła się w twardy szuter. Wjazd na skrzyżowanie z drogą, wyglądającą na mocno zapiaszczoną. Potem kilka domów stojących w otoczeniu leśnym. Przejazd przez zagajnik. Tam droga zrobiła się lekko wilgotna, lekko błotnista. Zejście z roweru, by dojść do skrzyżowania polnych dróg. Było to po ok. 120km jazdy oraz 7h 40 minut. Obawiając się trudnego terenu i nie chcąc wpakować się w jakieś totalne zadupie, wykonane zostało kilka telefonów do Kasi. Próby ustalenia moje pozycji na mapie w googlu, zakończone sukcesem. Trwały około 1,5 godziny. W międzyczasie padł mi pierwszy telefon, będący na skraju wytrzymałości. Drugi wrócił do domu z 3/5 kresek pod koniec podróży. Jak się okazało, dobrze było wyjaśnić sprawę, ponieważ pozostałe alternatywne trasy wyprowadziłyby mnie na manowce. Co do kierunków świata, dość łatwo było je określić dzięki warszawskiej łunie, ale z tegoż samego powodu, nie można było określić dokładnego kąta. Tymczasem temperatura spadła do 3 stopni i stojąc zaczynało się marznąć.

Kłopotliwe skrzyżowanie między Wolą Kukalską S i Sikutami E
Było już grubo po pierwszej, gdy w końcu padła decyzja, by zmierzać na zachód. Droga polna, zrazu wąska, szutrowa, po 1/4 odległości zamieniła się w drogę obficie trawiastą, wilgotną, przechodząc w lekko błotnisty teren. Przejazd przez jakiś wąski dołek, w którym stała płytko woda. Nie było go widać, ale czuć było, że obszar jest niebywale wilgotny. Trudny ten etap skomplikowały jeszcze gałęzie drzew i krzewów. Lampka spisywała się dzielnie. Ostatnią 1/3 trasy stanowiła polna droga, z dziurami wyżłobionymi ciągnikiem. Były zalane wodą, a droga błotnista. W sumie po 1km udało się dotrzeć do asfaltu i kontynuować podróż już na spokojnie do Grójca.

Grójec o 2:30. Wjazd od Krobowa. Widok ku W
Plan, który miał być wprowadzony tej nocy, nie zakładał odwiedzania Grójca, lecz Jasieniec. Mapy nie było ze mną żadnej, nie szykując się na taką trasę. W Grójcu dojazd do starostwa powiatowego. Na tamtejszej mapie udało się określić całą sytuację terenową. Wracać się nie chciało, a na nadkładanie drogi też nie bardzo była ochota. Tak się więc jechało ku centrum miasteczka, gdy nagle padła mi bateria w mp3. Ponadto - wszystkie pieniądze, baterie i dokumenty zostały w torbie Kasi, podczas spotkania w Warszawie. Można sobie wyobrazić, jak to za kwadrans trzecia w nocy wzdycham i kieruję się do domu.

Rynek w Grójcu. Widok ku NNW
Dalej kurs odcinkiem BBT do Przęsławic, a tam po chwili namysłu skręt w lokalną dróżkę na północ. Nie było najmniejszej ochoty wracać głównymi drogami, a ponadto można było poznać nieznane mi odcinki w odległych ziemiach. Zupełnie przypadkowo okazało się, że poniosło mnie na czerwony szlak rowerowy. Szuter był w większości twardo ubity i aż miło było jechać. Mijało się stawy, a w lesie skręcało w lewo. Tam już większość drogi na pieszo (trasa poza szlakiem), uważając na walające się sosnowe gałęzie po wyrębie, oraz rozmiękłą, błotnistą nawierzchnię. Wyjazd w niewielkiej wsi i wkrótce potem na asfalt. Skręt na południe, ale w porę się udało ogarnąć, gdzie by mnie poprowadziła, więc nawrót na północ.
Przejazd przez Michrów, aż prawie pod koniec Świętochowa. Tam udało się odkryć z przestrachem i zdumieniem, że odpadł mi licznik. Nawrót, przeczesując latarką przestrzeń, nadkładając sobie w ten sposób dodatkowe 5 km do rachunku trasy. No i został stracony licznik, którego szukanie o tej porze, to... Za Świętochowem przejazd przez las. Potem przez tory kolejowe i aż mnie przestraszyło, bo oto z naprzeciwka szedł jakiś starszawy człowiek, a spostrzec się go udało dopiero 5 metrów przed wyminięciem go. Potem kilkanaście metrów zjazdu w dół, co skończyłoby się zimną kąpielą, gdyby nie masy spowalniającego piachu. Drogę przecinał sobie strumyczek, a na lewo, za zaroślami leżało jeziorko.
Mostu, kładki czy choćby przerzuconej kłody nie było. Po ocenie sytuacji znów na rower i lewą nogą odpychając się od ziemi, wystającej kilkanaście cm ponad poziom wody, udało się dotrzeć tak daleko, jak było można. Przednie koło utknęło w piaskowej głębi. Trochę się przyszło natrudzić, manewrując tylko jedną nogą i podrywając kierownicę, by wydostać je na twardszą cześć dna. Następnie mocniejsze naciśniecie na pedały i nim udało się wytracić prędkość w miękkim podłożu, jeszcze przyszło odbić się dwa razy lewą stopą, nieznacznie tylko mocząc buta, po czym już się było po drugiej stronie.
Potem spacer, aż wyszło się z lasu do Suchodołu. Mimo nazwy, na drogach były kałuże pełne wody. Przecięcie DW 876 i dwa kilometry dalej zagłębienie się w kolejnym lesie. Początkowo teren był lekko błotnisty, trochę kałużasty. Po prawej ciągnęło się dziwne, betonowe ogrodzenie. Mijało się leśne skrzyżowanie i wjeżdżało w dróżkę, poprowadzoną między dwoma nasypami. Nasunęło mi się na myśl, skojarzenie z koleją wąskotorową, ale czy możliwym, by tam kiedyś ona była? Po ~1 kilometrze odcinek się skończył (raz przecinając drogę asfaltową) i wyjazd w terenie przecinanym przez leśny strumyk, ale na tyle mizerny, że w kontakcie z drogą wyglądał jak rozmiękła, szeroka kałuża, z niewielką ilością wody na dnie. Niewiele dalej wyjazd z lasu i pierwszą możliwą drogą dojazd do główniejszej trasy.
Tu już się było w Krakowianach. Nie mając mapy i tak mi to nic nie mówiło, więc dalej na północ. Niebo pochmurne, ale od jakiegoś czasu było już jasno. Wystarczająco na tyle, by nie używać lampki. Mijało się leśniczówkę i mapę okolicy. Trochę licha, ale pomogła ustalić plan działania. Przejazd przez Młochów i Rozalin do Siestrzeni.

W Siestrzeń o 7:19. Wjazd z DK 8, 0,3 km od granicy z Rozalinem. Widok ku NW
Po drugiej stronie DK 8, trzeba było usiąść na ławce i poszukać informacji na temat forumowego Renifera. Skoro tak mnie poniosło, to a nuż uda się odzyskać Xsięgę. Udało się odnaleźć adres i podjechać tam, lecz z lichym skutkiem. Tak lichym jak drogi i oznaczenia w Siestrzeńskich obszarach działkowych. Ostatecznie myśl została porzucona i polnymi szutrami wyjechało się we wsi Książenice, skąd już łatwo było dotrzeć do Grodziska Mazowieckiego.

Książenice SE. Aleja Świerkowa, będąca przedłużeniem Mokrej w Siestrzeni. Widok ku NWW

Grodzisk Mazowiecki o poranku. Wjazd Mazowiecką ze wsi Kady. Widok ku NWW
Przejazd wiaduktem, ćwierć-pętla na zachód i dalej wzdłuż torów w sołectwie Kozery. Wyjazd na ul. Krajobrazową, pokrytą pięknym asfaltem. Później pieszo wiaduktem przerzuconym nad autostradą. Z siłami było u mnie krucho, tak jak kruche od chłodu stały się bułki, które zalegały w sakwie. Tempo ogólnie mizerne, ale mniej więcej od poranka do końca utrzymywało się na jednostajnym poziomie. Nie dotyczy to sił psychicznych. Te były tak gotowe do podróżowania, jakbym dopiero co zrobiło się 10km - a zbliżało się już do przekroczenie 200. Ogólnie sprawy - ile kilometrów już przejechanych, ile mi zostało itp. wcale, a wcale nie zaprzątały moich myśli. Czuło się trochę jak automat, ale z zachowaniem pełnej świadomości i bez oznak znużenia, jakie w takich przypadkach powinno się załączyć. Tyle tylko, że często zaczeły wpadać kolejne postoje ze względu na naciągnięty lub naderwany mięsień goleniowy. Do niskiego tempa jazdy przyczynił się też skromny zapas jedzenia, który oszczędnie były zużywane na trasie.

Objazdowa wzdłuż torów w Kozerach. Po prawej, poza kadrem, niewielki staw. Widok ku SWW

Objazdowa wzdłuż torów w Kozerach. Samotny staw. Widok ku NW

Izdebno Nowe. Shannon nad A2. Widok ku SWW
Z Izdebna Kościelnego wyjazd ul. Bursztynową, a przy jej końcu na północ. Były to dwie nowe ulice tej miejscowości, którą obrzeżami udało się odwiedzić w 2011. Za Cegłowem skręt na zachód i znów na północ w Kaskach. Później przejazd DK 92. Wtedy to rozpoczął się etap jeżdżenia od wioski do wioski, na zasadzie dość przypadkowego doboru skrętów, z zachowaniem ogólnego kierunku podróży.

Izdebno Kościelne. Kościół pw. Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie. Widok ku NE

Izdebno Kościelne. Staw w centrum miejscowości. Widok ku NNE

W kasku przez Kaski. Po prawej nowy chodnik. Wjazd od strony wsi Regów. Widok ku W

Skarbikowo S między wsią Nowe Paski i Pilowice. Widok ku NNW

Dzikim terenem ze Szczytna do Feliksowa
W pewnym momencie udało się dostrzec kominy Chemitexu i już było wiadomo, jak daleko mi zostało do domu. Mimo to jeden, jedyny raz czuć było już totalne zdezorientowanie (nie mylić z przypadkiem o północy, gdy liczyło się bezpieczeństwo, a nie kierunek). Mianowicie, jadąc po sześciokątnym bruku dojechało się do Chodakowa. Tam wyjazd na asfaltową ulicę i zjazd w dół do połowy wysokości, gdy udało się spostrzec most, a za nim w pewnej, niewielkiej odległości kominy. Przypomniała mi się, znana topografia Sochaczewa. Był tam główny most, koło kościoła oraz drugi, koło Chemitexu. No ale cały teren zupełnie nie przypomina otoczenia drugiego mostu, a pierwszym z pewnością nie był. Czy to mnie tak dawno tam nie było, a tu nastały takie zmiany? Czy przypadkiem nie przejechało się Bzury i zaczęło jechać z powrotem do Chodakowa na wschodni brzeg? Ale nie mijało się żadnej szerokiej rzeki, a przecież widać, te znane od dawna kominy. Może to jakaś odnoga, starorzecze? Bzdura. Zaraz! Była jeszcze Utrata. Ta rzeczka jest zbyt wąska, by być Bzurą, wiec musi być Utratą.

Sochaczew (Chodaków). Chodakowska między Chopina i Pocztową. Chemitex. Widok ku NNE

Las w pobliżu Mistrzewic
Postój trwał tak z kilka minut, nim udało się zdecydować, by jechać dalej. Zakłady Chemitexu mijane z bliska, potem przejazd właściwym mostem. Teraz już z górki. By nie było zbyt łatwo i szybko, no i wykorzystując nastrój, na poznawanie nowych tras, za Żukowem wjazd w las, lekko piaszczystą drogą, ale w większości przejezdną. Na asfalt powrót przed Mistrzewicami, a tuż za nimi wjechało się do kolejnego lasu. Tam droga nie była już tak łatwa, więc po 800 metrach "nawrót" z wykorzystaniem polnych i leśny, dróg i bezdroży. Dalej trasą nadbzurzańską wyjechało się w Kamionie (część południowa). Pozostało przekroczyć most i zdrzemnąć się w aucie, już w Wyszogrodzie.

Wyszogród. Widok z mostu ku NNE
Jako że licznik przepadł czas przejazdu orientacyjny:
Po 12h podróży było ujechane 7:40
Po 24h podróży lekko ponad 200km
Całość skończona po dokładnie 30h podróży
Pominięte wszystkie akcje z psami, bo za dużo ich było, by wyliczać.
Zaliczone gminy
- Prażmów- Chynów
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
260.00 km (36.00 km teren), czas: 19:00 h, avg:13.68 km/h,
prędkość maks: 34.21 km/h