Wpisy archiwalne w kategorii
.Wyprawy po Polsce
Dystans całkowity: | 44242.40 km (w terenie 2094.60 km; 4.73%) |
Czas w ruchu: | 2771:12 |
Średnia prędkość: | 15.96 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.46 km/h |
Suma kalorii: | 36586 kcal |
Liczba aktywności: | 347 |
Średnio na aktywność: | 127.50 km i 8h 01m |
Więcej statystyk |
4 dni w Pieniny VI - Powrót poprzez burzę
Poniedziałek, 16 sierpnia 2010 | dodano: 14.03.2022Kategoria 2010 Pieniny, .5-10 Osób, .Wyprawy po Polsce, .Z Kasią, .Z rodziną
2010.08.11 - 16 4 dni w Pieniny - cała trasa
Około 12 przyjechała rodzina. Rower do auta. Potem wszyscy razem pojechaliśmy. Najpierw do Szczawnicy, gdzie tata przypominał swoje młodzieńcze lata. Wjechaliśmy wyciągiem na Palenicę do słupków granicznych. Po zejściu, główną drogą autem dalej na wschód, z której musieliśmy się zawrócić, bo ukazał się zakaz wjazdu. Pojechaliśmy w stronę Niedzicy i tamtejszym przejściem granicznym udaliśmy się na Słowację. Tam tylko jedna przerwa z widokiem na Trzy Korony. Do Dąbrowy Tarnowskiej z grubsza trzymaliśmy się tej samej trasy, którą z Kasia poprzednio jechało się rowerami, tyle że teraz w drugą stronę. Przy Niedzicy zaatakowała nasz pierwsza fala burzy, którą widzieliśmy wcześniej, ale dopadła nas dopiero w Nowym Sączu. Tym razem była tak silna, że zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, bo nie było nic widać w czasie jazdy. Gdy się trochę uspokoiło i przeszedł największy deszcz, ruszyliśmy dalej, zatrzymując się jeszcze kilka razy, między innymi na posiłek. Ulewne deszcze przeszły jeszcze przed Tarnowem, ale burza wciąż nam towarzyszyła. Przestało dopiero w okolicy Kielc albo Radomia. W domu byliśmy po 3 w nocy, a tata zrobił autem w ciągu tego dnia ponad 1000km w nieco ponad 24h.
Szczawnica. Szalaya 15. Widok ku NNE

Szczawnica. Palenica (722 m n.p.m). Po prawej Jarmuta (794 m n.p.m). W tle po lewej Radziejowa (1266 m n.p.m.), nieco w prawo Wielki (1182 m n.p.m) i Mały Rogacz.(1266 m n.p.m.). Widok ku E

Szczawnica. Szafranówka (742 m n.p.m.). Po lewej zbocza Czertezika (772 m n.p.m.). W centrum Palenica (722 m n.p.m.) i nieco na lewo Groń (687 m n.p.m.). Za nim Ciżowa (649 m n.p.m.). W tle po lewej Marszałek (848 m n.p.m.). W tle w centrum Bereśnik (843 m n.p.m.), a po prawej główne Pasmo Radziejowej. Widok ku N

Szczawnica. W centrum Bereśnik (843 m n.p.m.). W tle po lewej Przysłop (980 m n.p.m.), po prawej główny grzbiet Pasma Radziejowej. Widok z kolejki linowej ku NNE

Szczawnica. Południowe stoki Pasma Radziejowej. Widok z kolejki linowej ku NEE

Szczawnica. Po lewej kościół pw. św. Wojciecha Biskupa Męczennika. Widok z kolejki linowej na centrum ku NEE

Szczawnica. Dunajec. Po prawej zbocza góry Ciżowej (649 m n.p.m.). Widok ku NWW

Szczawnica. Po prawej Główna 10. Widok ku NNW

Stará Ľubovňa. Trasa 77. Zamek Hrad Ľubovňa, po NE stronie miasta. Widok ku NEE
Podroż: 13:12
Jazda: 10:22
Przerwy: 2:50
Rower:
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: km/h4 dni w Pieniny V - Krościenko nad Dunajcem
Niedziela, 15 sierpnia 2010 | dodano: 14.03.2022Kategoria 2010 Pieniny, .Wyprawy po Polsce, .Z Kasią
Tego dnia trochę połażenia i pobieżne zapoznanie z kilkoma ludźmi. Przechodziła okropna, ale równocześnie wspaniała burza, z takimi opadami, że lokalny potok ogromnie wzmógł na sile.

Krościenko nad Dunajcem. OSP przy Kościuszki. Po lewej zbocza góry Ciżowej (649 m n.p.m.). W tle w centrum Palenica (722 m n.p.m.) i Szafranówka (742 m n.p.m.), na prawo przełęcz pod Szafranówką (630 m n.p.m.) i Bystrzyk (704 m n.p.m.). Po prawej stoki Sokolicy (747 m n.p.m.) i Czertezika (772 m n.p.m.). Widok ku SE

Krościenko nad Dunajcem. OSP przy Kościuszki. Po lewej zbocza góry Ciżowej (649 m n.p.m.). W tle w centrum Bystrzyk (704 m n.p.m.), nieco na lewo przełęcz pod Szafranówką (630 m n.p.m.), Szafranówka (742 m n.p.m.) i Palenica (722 m n.p.m.). Po prawej stoki Sokolicy (747 m n.p.m.) i Czertezika (772 m n.p.m.). Przy prawej krawędzi Łupisko (659 m n.p.m.). Widok ku SE

Krościenko nad Dunajcem. OSP przy Kościuszki. Wezbrane wody Krośnicy. Widok ku SW

Krościenko nad Dunajcem. OSP przy Kościuszki. Po lewej zbocza góry Ciżowej (649 m n.p.m.). W tle w centrum Palenica (722 m n.p.m.) i Szafranówka (742 m n.p.m.), na prawo przełęcz pod Szafranówką (630 m n.p.m.) i Bystrzyk (704 m n.p.m.). Po prawej stoki Sokolicy (747 m n.p.m.) i Czertezika (772 m n.p.m.). Widok ku SE

Krościenko nad Dunajcem. OSP przy Kościuszki. Po lewej zbocza góry Ciżowej (649 m n.p.m.). W tle w centrum Bystrzyk (704 m n.p.m.), nieco na lewo przełęcz pod Szafranówką (630 m n.p.m.), Szafranówka (742 m n.p.m.) i Palenica (722 m n.p.m.). Po prawej stoki Sokolicy (747 m n.p.m.) i Czertezika (772 m n.p.m.). Przy prawej krawędzi Łupisko (659 m n.p.m.). Widok ku SE

Krościenko nad Dunajcem. OSP przy Kościuszki. Wezbrane wody Krośnicy. Widok ku SW
Rower:
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: km/h4 dni w Pieniny IV - Do Krościenka nad Dunajcem
Sobota, 14 sierpnia 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, .Z Kasią, 2010 Pieniny
Ponownie start po 7. Pochmurno. Przejazd przez Dunajec, po drugiej stronie przez prawie pustkę, a potem przerwa w Radłowie. Tam szybkie, ale drobne zakupy, większe pragnąc zrobić dopiero w Brzesku. Za Brzeźnicą droga znikła w lesie, ale jaki asfalt tam był! Lewy pas w większości ok, ale mój był tak połatany, że słów brak. Gdy nic nie jechało, zjeżdżało się bliżej środka, albo nawet na lewą stronę. Za lasem widać było oznaki przechodzących tam niedawno opadów. Nie pojawiły się tak od razu, a bliżej Szczepanowa, ale i tak oznaczały, że udało się przenocować w dobrym rejonie.

Biskupice Radłowskie. Po noclegu przy DW 975

Biskupice Radłowskie. DW 975. Cmentarz z IWŚ po S stronie drogi. Widok ku SSE

Biskupice Radłowskie. DW 975. Cmentarz z IWŚ po N stronie drogi. Widok ku NE

Biskupice Radłowskie. DW 975. Dunajec. W centrum Żabno. Widok ku NNE

Radłów. DW 975. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela. Widok ku SW

Radłów. DW 975. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela. Widok ku NNE
Choć było przeważnie płasko, drążyło mnie jakieś zmęczenie tego ranka. Do Brzeska dojechało się przez Szczepanowice, ale był to wynik pomyłki. Planowane było pojechać przez Sterkowiec, a zamiast tego z roweru podziwiało się duży kościół na wzniesieniu, nieco tylko na północ oddalony trasy. Zgodnie z założeniem porannym, w mieście trwały poszukiwania czegoś ciepłego do jedzenia, ale równocześnie szybkiego do przyrządzenia. Jakieś kebaba, zapiekanki... Nie udało się dostrzec nic takiego, a potrzeba była spora. Poza tym udało się dostrzec pizzerię, jakąś karczmę i sklepy różnego typu, ale zwykłego spożywczaka nie. Dzięki temu udało się obejrzeć trochę miasta i ale zapasów nie odnowić. Zjazd z głównej w Wyzwolenia i Osiedlową, a potem zamiast wjechać na DK 75, wpadało się na drogę pod górkę, która obiegała zakłady piwowarskie OKOCIM. Gdy jadąc pod górkę, docierało się do skrzyżowania, naszła mnie myśl, że skoro już tu jestem, to wjadę wyżej. A co! Był problemy z przerzutką, ale mimo to jakoś się jechało. Gdy naciskało się mocniej, to było źle z rowerem, ale naciskając z tą samą mocą, tyle że nieznacznie się rozpędziwszy, to wtedy się nie buntował. Wjechało się na wzgórze, znajdując się we wsi Okocim. Wspomniane zakłady, zaś znajdowały się jeszcze w Brzesku. Tak to zwykle bywa, że nazwy nie pokrywają się z miejscem produkcji.

Bielcza. Kościół pw. Matki Boskiej Anielskiej. Widok ku S

Bielcza W. Uszwica. Widok ku NNW

Szczepanów. Kościół pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Widok ku NW

Mokrzyska E (Januszów). Widok na Brzesko ku SSW

Brzesko. Skrzyżowanie Głowackiego oraz i Placu Żwirki i Wigury. Widok ku SWW

Brzesko S. Browar "Okocim". Widok ku N
Przerwa na przystanku. W zmęczeniu trwało wcinanie czekolady wraz z resztą słodkich rzeczy, jakie ze mną dotrwały. Nie udało się dokonać zakupów w Brzesku, więc kolejne kilometry pokonywane była prawie bez zapasów. Odpoczywało się dość długo, bo pokonany podjazd był pierwszym takim dużym na trasie: około 100m przez 1,5km. Gdy tylko udało się zebrać dość sił i zrobić zdjęcia, zastanawiało mnie, którędy zjechać, aby wyjechać na krajówkę i nie pomylić drogi, którą by trzeba zawracać pod górkę. Pojechało się prawie idealnie, raz tylko wspinając się nadaremnie fragmentem Pogodnej, bo wydawało mi się, że gdzieś przejadę, ale to ślepa uliczka była. Zjazd był stromy – na jednym odcinku ~11%. Zjazd z wykorzystaniem hamulców. Na dole spalanie przez słońcem. Dojazd do Gnojnika, gdzie po krótkich poszukiwaniach sklepu, zakup zapasów na resztę trasy. Jednego loda udało się zjeść od razu w czasie jazdy, drugiego kilka minut później, gdy pierwszy się skończył. Dało mi to sporo energii. Jechało się dolinką Uszwicy przez Gosprzydową, którą przecinało się już rankiem. Różnica była taka, że wedle informacji, od 2006 odcinek dolny był martwy od Brzeska po ujście do Wisły. Po drodze mijało się zabytkowy, drewniany kościół, ale niewiele na niego i krajobraz było zwracanej przez mnie uwagi. Siły gwałtownie się kurczyły, jednak droga ta znacznie ułatwiała mi dotarcie do Lipnicy Murowanej bez wysiłku większego niż ewentualna jazda wojewódzką.

Okocim Górny. Dolina Uszwicy. Widok ku NW

Okocim Górny. Kazka. W tle Kamionna (801 m n.p.m.). Widok ku SW

Gosprzydowa. Kościół pw. św.Urszuli z Towarzyszkami. Widok ku SEE

Lipnica Dolna przy granicy z Gosprzydową (po lewej stronie zdjęcia, po lewej stronie domów). W tle Pasmo Szpilówki. Widok ku SSE
W Lipnicy przywitanie z Łokietkiem, zostawiając zabytki z boku i zamiast tego kierując się na posiłek. Zamówiony i zjedzony został niby kebab, a oczekując na niego, można było widzieć wyjazd jednego korowodu ślubnego, a równocześnie, w tym samym czasie przyjazdu drugiego. Wszystko bardziej lokalnie, ze skrzypcami, góralem itd. Kebab interesujący, bo z kawałkami kurczaka grillowanymi jak do obiadu, a warzywa w środku surowe. Jakoś nie udało mi się przywyknąć do takiej postaci mięsa. Mimo to - posiłek ok. Głód i zmęczenie nie pozwalały obiektywniej ocenić.

Lipnica Murowana. Kościół pw. św. Szymona z Lipnicy. Widok ku NE

Lipnica Murowana. Rynek. Widok ku SW

Lipnica Murowana. Rynek. W tle kościół pw. św. Szymona z Lipnicy. Widok ku NE
Dalsza podróż po DW 966 prowadziła najpierw w górę, co znów mnie zmęczyło, bo nakładało się na żar z nieba. Na szczęście było łagodniej niż do Okocimia. Zjazd był nieco krótszy i zakończona małym podjazdem do Muchówki, ale za to kolejny zjazd - do Łąkty, oraz widok na góry wiele mi rekompensowały. Aczkolwiek nie na długo. Dalsza trasa przez Żegocinę to 520m/5km w górę z kilkoma postojami, a ostatni kilometr na pieszo. Na górze kilka zdjęć i 170m/5km w dół do Limanowej, liczne zakręty i hamowania.

DW 966. Lipnica Murowana SW. Po lewej Pasmo Szpilówki. Widok ku SW

Lipnica Górna S (Granice). Po lewej Pasmo Szpilówki. Po prawej Dominiczna Góra (468 m n.p.m.). Przy prawej krawędzi Pasmo Łopusze. Widok ku SE

Muchówka S. DW 965. Po lewej Pasmo Łopusze. W centrum Kamionna (801 m n.p.m.) i Pasierbiecka Góra (764 m n.p.m.). Po prawej samotna Kostrza (720 m n.p.m.; 14 km). Za nią niewyraźne: po lewej Ćwilin (1072 m n.p.m.; 26 km), a po prawej Śnieżnica (1006 m n.p.m.; 24 km). Widok ku SSW

Muchówka S. DW 965. Po lewej samotna Kostrza (720 m n.p.m.; 14 km). Za nią niewyraźne: po lewej Ćwilin (1072 m n.p.m.; 26 km) a po prawej Śnieżnica (1006 m n.p.m.; 24 km). W centrum Ciecień (829 m n.p.m.; 24 km), a na prawo od niego Pasmo Lubomira i Łysiny (29 km). Widok ku SW

Rozdziele S w pobliżu granicy powiatów. DW 965. W tle Pasmo Łopusze. Widok ku NNW

Rozdziele S w pobliżu granicy powiatów. DW 965. W centrum Pasmo Łososińskie. Po prawej Kamionna (801 m n.p.m.). Widok od E po NWW ku SSW

Rozdziele S w pobliżu granicy powiatów. DW 965. W tle Pasmo Łopusze. Widok od NWW po E ku N

Laskowa Górna (Zbójka). DW 965. Dolina Potoku Nagórskiego. W tle po prawej Pasmo Łososińskie. Widok od N po SSE ku E
Na miejscu ostatnie zakupy picia i przejazd koło rynku, na którym rozłożyło się wesołe miasteczko. Szukanie drogi na Kamienicę. Na Marka, chciało mi się zatrzymać na parkingu i zapytać stojącego tam człowieka o drogę. On pierwszy do mnie zagadał i pytał, czy wiem którędy przejechać przez miasto, bo tam zablokowali ulice. W odpowiedzi usłyszał, aby jechać dalej prosto, bo stamtąd mnie przygnało, ale nie dowierzał i chciał się zapytać kogoś innego, choć jakoś mu się to udało wyperswadować i w końcu ruszył. Mi nie udało się dowiedzieć, nic poza jego tłumaczeniem, że jest z Bytowa na Śląsku i nic nie wie o tutejszych drogach. Wydawało mi się, że jadąc dalej będzie dobrze i faktycznie. Droga wciąż pięła się w górę, czasami tylko lekko opadając. Im dalej, tym większe napotykane były stromizny. Tuż przed ostatnimi domami, przy początku ostrego podjazdu, zaczął za mną biegnąć pies. Robione było wtedy zdjęcie i jechało się bardzo powoli. Zrazu nie była przez mnie na niego zwracana większa uwaga, ale gdy wybiegł jeszcze owczarek niemiecki (w kagańcu na szczęście) to mnie ogarnęło zwątpienie... Na szczęście, ten drugi walnął kagańcem pierwszego i go uspokoił, no i można było dalej jechać bezpieczniej.

Stara Wieś (Chude). Po lewej dolina Starowiejskiego. W tle Ostra (925 m n.p.m.) Widok ku SSE
Przy ośrodku wypoczynkowym przerwa, by popatrzyć na tablicę z mapą. Od tamtej pory, ciężka trasa miała fajne zakręty. Podjeżdżało się ze 2km, docierając z poziomu 582 m na wysokość 732 m n.p.m. czyli 150m w górę. I wtedy się stało. Opona nie wytrzymałą, pękła i zostawiła mnie z tym fantem w środku odludzia. Pieszo przez 300m do przystanku. Zakleić dziurę w dętce jakoś się udało i zastanawiało mnie, co z oponą. Przypomniała mi się awaria opony księgowego, którą należało czymś prowizorycznie załatać. Nie było nic pod ręką. Po rozejrzeniu się po okolicy, udało mi się dostrzec jakąś szmatę, którą można było wykorzystać tyle o ile. Była ona na tyle elastyczna, że trzeba było włożyć trochę wysiłku, trąc o metalowe krawędzie przystanku, aby materiał się przetarł. Wyłożone został następnie miejsce zniszczenia. Nie był to wielki otwór, ale dla dętki już za duży. Wlało się trochę kleju, dołożyło drugi kawałek szmatki i upakowało wszystko na miejsce. Lepiej było jednak nie wsiadać na tę konstrukcje, żeby się nie przejechać się na tym pomyśle. Kurs na przełęcz. Ukazały się tam pierwsze zabudowania i piękny widok na południe. Ładnie było, jednak powietrze zeszło z koła. Widać było już, czego się mogę spodziewać. Przerwa na przystanku, by dobrałć się do koła. Jak się okazało, łatka nie do końca się trzymała. Wpuszczone zostało jeszcze trochę kleju, złożone wszystko jeszcze raz, zastanawiając się, czy wytrzyma chociaż na zjeździe, choć powinno już być dobrze.

Serpentyna na górze Ostrej po N stronie szczytu. Za plecami zjazd w dolinę Słomki. Widok ku NWW
Zaczęło się bardzo długa i szybka jazda do Kamienicy i dalej nad Dunajec. Najpierw od Przełęczy Ostra-Cichoń do wsi Zalesie – 150m/3km – szybki odcinek z wiatrem w uszach i dużą zmianą ciśnienia. Próbując skręcać, nie można było ruszać kierownicą, bo czuć było, że straciłoby się stabilność, więc na zakrętach kierunek zmieniany był balansując. Odcinek po zboczach z rozległymi widokami. Zalesie to 1,5 km jazdy w dół, ale dużo spokojniejszej, bo spadek był tam dużo niższy. Od Zalesia do Zbłudzy 80m/2km. Droga w węższej części doliny, nad rzeką i pomiędzy lasami na zboczach. Szybko prawie jak na początku, choć zauważalnie słabiej. Ostatnie 80m/3km, aż do Kamienicy już spokojne, szybkie, na otwartej przestrzeni, ale u podnóży górskich i wśród zabudowy. Przerwa na skrzyżowaniu i poszukiwanie mapy, by ocenić ile jeszcze mi zostało, a tymczasem jakiś typek wyskoczył z pytaniem dokąd jadę i wskazał drogę, ale nie było na to siły, więc niewiele się pogadało, woląc się pospieszyć. Był już późny wieczór. W sumie z 816 do 440 m n.p.m. zjechało się przez 10km w 26 minut, z czego pierwszą połowę w 10 minut.

Przysłop. Zjazd z przełęczy Pod Ostrą (812 m n.p.m.). Po lewej Modyń (1027 m n.p.m.). W tle Gorc (1228 m n.p.m.). Poniżej niego Zbludzkie Wierchy. Widok ku SSW
Dalsze 6km do Zabrzeża, choć nadal w dół, jechało mi się dużo ciężej. Gdy tylko udało się dotrzeć w dolinę Dunajca, z koła zeszło powietrze. Świetnie. Przejechało się jeszcze 3-4km, co kilometr dopompowując powietrze, ale potem dając z tym sobie spokój. Po co, skoro to już końcówka, a lepiej przyjechać wcześniej, póki coś widać i nie jest zimno, zamiast tracić czas na próżno. Na kapciu w przednim kole dojechało się po zmroku do Krościenka nad Dunajcem. Przez dłuższy czas trwało szukanie remizy, łażąc w te i we wte, nim w końcu ze zmęczeniem, po czterech dniach udało się osiągnąć cel.

Zbludza (Poręby). W tle Gorce NW. Widok ku SSW

Granica między Zbludzą i Kamienicą. Dolina Zbludzkiej Rzeki. Po lewej grzbiet Jasiennika (777 m n.p.m.). Po prawej masyw góry Modyń (1027 m n.p.m.). Widok ku NNE

Kamienica. DW 968. Kościół pw. Przemienienia Pańskiego i Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. W centrum Żdżar (858 m n.p.m.). Za słupem Gorc (1228 m n.p.m.). Po prawej Skrzyńczyska (752 m n.p.m.). Widok ku W

Zabrzeż (Gronik). DW 968. Dolina Kamienicy. W tle NW granica Pasma Radziejowej, po E stronie Doliny Dunajca. Widok ku SE
Zaliczone gminy
- Borzęcin- Brzesko
- Gnojnik
- Lipnica Murowana
- Nowa Wiśnicz
- Żegocina
- Laskowa
- Limanowa (W+M)
- Łukowica
- Kamienica
- Łącko
- Ochotnica Dolna
- Krościenko nad Dunajcem
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
129.00 km (0.00 km teren), czas: 10:22 h, avg:12.44 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/h4 dni w Pieniny III - Za Wisłę
Piątek, 13 sierpnia 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, 2010 Pieniny
Start o 7:30. Mijało się robotników tworzących drogę i pobocze. Przede mną piętrzyły się Świętokrzyskie Góry. Kurs w kierunku Nowej Słupi. Po kilku zjazdach udało się dotrzeć w jej pobliże, a po przekroczeniu granicy gminy, tuż przed zjazdem w dolinę skręt w lewo. Na początku było fajnie, potem okazało się, że jednak koniec asfaltu. Przyszła mi do głowy myśl o zawróceniu, ale zamiast tego jechało się, aż do łąki na zboczu. Wypatrzona została droga, którą prawdopodobnie mógł jeździć ciągnik, po niby mostku, stworzonego z kręgu położonego na płasko, przejechało się przez strumyk i znalazło w użytkowanym jako droga, mało wygodnie wyglądającym wąwozie. Lepsze by tam był górski rower, ale dzięki niemu dojechało się do asfaltu, którym było w planie jechać.

DW 751 między Waśniowem i Czajęcicami. W tle Pasmo Jeleniowskie. Widok ku S

Czajęcice. DW 751. Widok ku SW

Dobruchna. DW 751. W tle Pasmo Jeleniowskie. Widok ku S

DW 751 między granica powiatu i Starą Słupią. Po lewej Pasmo Jeleniowskie. Po prawej Łysa Góra (594 m n.p.m.). Widok ku S

DW 751 między granica powiatu i Starą Słupią. Po lewej Łysa Góra (594 m n.p.m.). Po prawej Góra Chełmowa (351m n.p.m.). Widok ku NWW

DW 751 między granica powiatu i Starą Słupią. W centrum Łysa Góra (594 m n.p.m.). Widok ku SWW
Potem ciągła jazda pod górkę. Chyba jakiś wyścig przebiegał, wnioskując ze znaków na drodze. Zastanawiało mnie tylko, jak przejechali (jeśli to były rowery) przez Pasmo Jeleniowskie, skoro trasa biegła pod górę, trochę błotniście, a w pozostałej części z brukiem, składającym się z kamieniami ustawionymi tak, że ledwo się można było przemieszczać. Jechać to jeszcze sobie można było wyobrażać, bo część została już pokonana, ale żeby się ścigać? Próba uzmysłowienia sobie ich trudów nie zajmowała więcej mojego umysłu, gdyż sprawność roweru nie zachęcała do takich wyzwań. Większość pieszo. Dodatkową motywacją była niechęć do wyminięcia postaci przed mną. Trochę przeszkadzały komary. W późniejszym etapie również końskie muchy. Z radością las ten został przez mnie opuszczony. Zjazd po kamienistej drodze, zaopatrzonej w wypłukane wąwoziki. Wyjazd i podziwianie panoramy z drugiej strony gór. Brakował mi kogoś, kto jeszcze by mógł to oglądać.

Granica między Starą Słupią i Jeleniowem w dolinie Słupianki. Widok ku SWW

Jeleniowski PK. Droga z Jeleniowa do Piórkowa. Widok ku SE

Piórków Kolonia. Po lewej kościół pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Po prawej kapliczka św. Jana Nepomucena. Widok ku NNW
Kamienisty szuter, potem z radość z asfaltu. Można było mknąć w dół. Dojazd do DK74. Wkrótce potem, po przejechaniu w miarę płaskiego terenu, zjechało się przez Łagów ku południu. Na wstępie, za miasteczkiem powitały mnie podjazdy, z którymi jednak można się było uporać. Z naprzeciwka zaraz miał mnie minąć traktor, ale tuż za nim jechała policja. Wyprzedzili go, zatrzymali i kontrola – w kabinie wiózł jakiegoś ludka i jakiś trzeci się gdzieś uczepił. No i pewno mandat. Ja dalej, nie poznając finału sprawy, zatrzymując się dopiero na skrzyżowaniu na wzniesieniu, by zrobić zdjęcia. Ujechało się potem trochę dalej i pojawiły się problemy z dętką. Zapewne przez jazdę po kamieniach. Przy okazji można było przejrzeć przerzutkę i wózek, oczyścić, pokręcić, ale w rezultacie niewiele to dało – łańcuch omykał jak omykał. Udało mi się jedynie naprawić koło, które dotąd lekko latało na boki, jakby miało luzy, a tylko śrubka się nieco odkręciła na piaście.

Wola Łagowska. W tle Pasmo Jeleniowskie. Widok ku NNE

DW 756. Dolina Czarnej koło Rakowa. Widok ku NNW
Działo się to koło Woli Łagowskiej. Zaraz za nią zjeżdżało się przez kilka kilometrów w dół, raz szybko, a raz z hamowaniem, ale generalnie był to przyjemny etap. I tak do południa, aż dojechało się do Rakowa. Za miasteczkiem szeroka dolina rzeki Łagownica, która pod tą osadą łączyła się z rzeką Czarną płynącą z zachodu i dalej na południe tworzące razem jezioro Chańcza. Potem czekał mnie ciężki podjazd, a następnie łagodny zjazd do Staszowa. I tak jak kiedyś spotkała nas tam burza, tak i teraz trochę na mnie popadało. W Staszowie uzupełnienie zapasów przy rynku. Do tej pory było pochmurnie (nie licząc słońca przed Łagowem) ale ciepło. Za Staszowem cały czas już słonecznie

Między Sielcem i Koniemłotami. W tle Staszów. Widok ku NE
We wsi Sielec skręt z DW 757 na Koniemłoty – wieś na uboczu, ale ładnie wyglądająca, gdy ustało się na wzgórzu przed nią. Szybki powrót na główną, zostawione za mną zostały rozległe łąki nad rzeką Wschodnią. We wsi Strzelce zastanawiało mnie, jak dojechać do Oleśnicy, bo niby było się we wsi, a skrzyżowania sprawiły trochę kłopotów. Oleśnica i Pacanów minęły szybko. Podobnie przejazd przez Wisłę i ponowne zawitanie do Szczucina. Pod tamtejszą apteką dłuższy popas i wykańczanie moich zapasów. Z jedzenia nie zostało wiele, ale wystarczająco, by jeszcze nic nie kupować. Gdyby znalazł jakiś sklep po drodze, to bym pewnie i kupił, ale nie chciało mi się szukać. Już wtedy była pewność, że nawet jadąc nocą, do Krościenka nie dotarłoby się w czasie trzeciego dnia. Smutny ten fakt potwierdził się nazajutrz. Padła decyzja więc, że wydłużę trasę jeszcze trochę na zachód, jednocześnie „łapiąc” kilka gmin. Fakt ten się udał - co trzeba, to się stało.

Koniemłoty. W centrum kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku S

Pacanów. Centrum Bajki. Widok ku NE

Przerwa w okolicy Szczucina
Trasa dalsza powiodła do Bolesławia, przez Ćwików do Żelichowa, gdzie odwiedziło się ciekawy kościółek drewniany. Stamtąd przez Goruszów na południe do Żabna, za którym znajdował most na drugą stronę Dunajca. W miasteczku przyszła pora by w Ateńskiej zamówić pizze na wynos w ramach kolacji. W 5 minut jazdy na rowerze zniknęła i to bez zsiadania z roweru ani na moment. Zaraz potem pojawił się przystanek z koszem, gdzie można było się pozbyć pustego opakowania. Odjazd w stronę mostu, odwiedzenie mogiły żołnierzy z I wojny światowej. Tuż nad rzeką i kilkadziesiąt metrów dalej, za krzakami przyszło mi wreszcie rozłożyć namiot. Od razu zleciały się do mnie komary. Długo poprawiana była przez mnie sama konstrukcje (kijek mi się rozszczepił i niemiło się zachowywał). Namiot został przesunięty jak najbliżej krzaka, żeby go z drogi nie było widać. W trawie było dużo pająków.

Goruszów. DW 973. Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła. Widok ku S

Żabno. DW 973. Widok ku SEE

Żabno. Przerwa po kolację. Widok ku E

Skrzyżowanie DW 973 i DW 975. Widok ku NWW
Po godzinie leżenia, nawet rozpoczęło się drzemanie. Nagle nadjechał samochód z jakąś młodzieżówką. Stali gadali, może pili, a we mnie trwała czujność, dopóki nie odjechali. Może z kwadrans tak minął, nim można było się odprężyć. Nie skończyło się na tym. W nocy, może koło drugiej w okolicy, przechodziła burza, więc prowizorycznie można lepiej było zabezpieczyć się przed deszczem. Szczęściem, przebiegała ona bardziej na zachodzie. Mimo wszystko sen bardzo niespokojny.

DW 975. Nocleg w pobliżu Dunajca. Widok ku NNW
Podroż: 12:30
Jazda: 8:45
Przerwy: 3:45
Zaliczone gminy
- Nowa Słupia- Baćkowice
- Łagów
- Raków
- Tuczępy
- Oleśnica
- Mędrzechów
- Bolesław
- Olesno
- Gręboszów
- Żabno
- Radłów
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
135.00 km (3.00 km teren), czas: 08:45 h, avg:15.43 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/h4 dni w Pieniny II - Przedgórze Iłżeckie
Czwartek, 12 sierpnia 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, >200, ..Gminy Polska, 2010 Pieniny
Pobudka po 5 i spakowanie w drogę przed 5:40, witając wstające słońce. Było chłodno, ubrać się więc było trzeba nieco cieplej i rozruszać, bo ciężko mi było jechać. Chłód trochę mi zmroził uszy. Początkowo ciężko psychicznie. Trochę podśpiewywania. Bardziej za Lubochnią (tam miejscowi krzyczeli coś do mnie, bo zsunęła mi koszulka i ciągnęła się po ziemi, będąc o włos od upadku), kiedy to było już cieple. Mijało się lotnisko i bazę wojskową. Okolice pod Tomaszowem Mazowieckim pobieżnie poznane zostały w czasie Bikeorient i wydaje mi się, że warto poznać je lepiej, bo mimo że nie są tak reklamowane jak jura czy góry, to też mają swoje walory. Nie tylko przyrodnicze. Między innymi bunkry, w tym bunkier w Konewce koło Spały, który tym jest ciekawszy, że był przeznaczone do ochrony pociągów. Niestety z powodu wczesnej pory, braku czasu i z większych priorytetów, trzeba było ominąć ten przybytek. Do tego fatalny dojazd od zachodu, bo właśnie zerwali jedną stronę drogi, a druga była wyłożona przedwojenną kostką.

Żelechlinek. Kościół pw. św. Bartłomieja Apostoła. Widok ku SSW

Lubochnia. Po lewej kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku SEE

Lubochnia. Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku NW

Henryków. Widok ku SE

Droga w okolicy lotniska przy wsi Nowy Glinik
Brakowało mi jakiejś muzyki. Przed Inowłodzią dojazd do skrętu, który ongiś zaprowadził mnie do Rawy Mazowieckiej, a dalej do Warszawy i pamiętnej nocnej jazdy z Kovalem i Księgowym oraz burzą w tle. Do osady wjazd ze zbocza, mijało się skrzyżowanie, przejeżdżało most, a potem skręt w DK 48 na Radom. Według planu miało się tak jechać kilka kilometrów i znaleźć drogę w lesie, która wyprowadziłaby mnie na drogę do Opoczna. Tak być miało. Jechało się, a las się skończył, więc przyszło zrezygnować z tego wariantu. Tak przejechało się przez Poświętne, dotarło do Ossy, gdzie nastąpił skręt na wiejska drogę do Drzewicy. Wcześniej minął mnie na kolarce facet, krótkie "hej" rzucił i pogonił dalej.

Inowłódź. DW 726. Widok ku S

Poświętne. W tle kościół pw. śś. Filipa Neri i Jana Chrzciciela. Widok ku SWW
Wiatr nadal trochę przeszkadzał, ale warunki były optymalne. Wjazd w las, przerwa na krótkie śniadanie i dłuższy odpoczynek, gdy osiągnięte zostało najwyższe miejsce na tej drodze. Leżało się tak do 10, a potem ruszyło w dół do Drzewicy. Mijało się zamek i skręcało na wschód. Po kilku minutach skręt do Gielniowa przez Antoniów, a stamtąd wjazd na DK12. Etap jazdy jak na rozgrzanej patelni. Grzało mocno i okropnie mi się jechało. Umęczyła mnie ta podróż po pagórzystym terenie. Dojazd do Przysuchej. Zamiast wjechać główna trasą, pojechało się dalej na wschód i mijało zakłady HORTEXu oraz jakiejś firmy od dachówek, skręt w Warszawską. Drogę biegnącą w dół, na południe do centrum miasta. Tam przerwa w Żabce i zakupienie picia oraz cześci wyżywienia na dalszą drogę. Więcej czasu zajęło odpoczywanie, ale lód dodał mi sił, by dalej jechać.

Zamek w Drzewicy. Widok ku E

Bieliny. Kościół pw. śś. Szymona i Judy Tadeusza. Widok ku NNW

A ja wcale

Zielonka. DK 12. W tle wzniesienia między Inowłodzią i Drzewicą. Widok ku NNW

Przysucha. Plac Kolberga. Widok ku SWW
I tak przejechane zostało ~63km bez zsiadania, od 80,5 km do 143 km trasy bez zsiadania z roweru, aż do Iłży. Początkowo była to długa jazda po krajówce, przez krajobraz bardzo płaski i mało zagospodarowany. Skręt w Mniszku - kilka minut po łatance, ale takiej paskudnej, że hej. Potem się nawierzchnia unormowała, ale w zamian dobijał mnie upał. Przecinało się DK7 w Orońskum następnie jadąc do Wierzbicy przez wieś Dąbrówka Zabłotnia. Tam upał mnie wypalał do kości. Jechało się ku SW, skręt ku SE przez Mirów Nowy, Osiny do Pakosławia między polami. Jakiś obszarnik uprawiał swoje hektary - raczej więcej niż 50ha. Tam też, przed zjazdem do wsi, zagadał do mnie lokalny rowerzysta, który stal na tym wzniesieniu i gdzieś patrzył. Jak się okazało wieś Pakosławska koło Iłży, posiadała swoją grupę rowerową, ludzi nazywających siebie „Turystami z Pakosławia”, wyruszającymi w drobne (ponad 100km) wyprawy w zasięgu jednego dnia, specjalizując się w szybkiej jeździe na kolarkach.

Skrzynno. DK 12. Po lewej kościół pw. św. Szczepana. Widok ku NEE

Mniszek. Remont mostu DK 12 na Szabasówce. Po prawej kościół pw. śś. Jana Chrzciciela i Stanisława Kostki. Widok ku NNE

Mniszek. Remont mostu DK 12 na Szabasówce. Widok ku E

Mniszek. DK 12. Szabasówka. Widok ku SE

Droga z Mniszka do Orońska. Widok ku NE

Las między Osinami i Michałowem w pobliżu granicy województw. Widok ku E

Droga między Michałowem i Pakosławiem. Widok ku NE
Rozmawiając z jednym z nich (chyba S., ale nie pamiętam), udało się dotrzeć do Iłży, gdzie rozstaliśmy się nad rzeczką przy jadłodajni Polecał mi placek po węgiersku stamtąd. Miał być świetny i zaspokajający apetyt na pół dnia. Po prawdzie placek był świetny i choć porządnie uzupełnił pustkę w żołądku, był odrobinę za mały, jak na moje ówczesne potrzeby. Z Iłży kurs doliną Iłżanki, 10km na północ do Kowalowa, które leżało w powiecie Zwoleńskim. Tam skręt na południe, przejazd przez las należący do Iłży i zaraz za nim udało się znaleźć w powiecie Lipskim – tym sposobem osiągając, to czego nie udało mi się zrobić przez długi czas – rowerem odwiedzić ostatni powiat województwa mazowieckiego. Zostały już tylko gminy.

Iłża. DK 9. Widok ku SEE

Iłża. DK 9. Iłżanka. Widok ku SSW
Kurs przez Sienno do Ostrowca Świętokrzyskiego. Wyglądało to tak, że przy zachodzącym słońcu jechało się coraz szybciej i szybciej po dość płaskim terenie, które obniżało się ku południu. Za Siennem pędziło się prawie cały czas, na ile pozwalały mi techniczne problemy roweru (od czasu wywalenia, przy mocniejszym naciśnięciu na pedały łańcuch mi omykał. Problem rozwiązany tyko doraźnie, majstrując regulatorem przerzutki tak, że raz jeden, raz drugi bieg był wystarczająco odporny, żeby omsknąć dopiero po bardzo silnym nacisku). Do Ostrowca docierając o zmroku, ale było wystarczająco jasno, żeby dobrze widzieć. Ten stan jednak szybko się zmieniał. Zaraz po wjeździe do miasta, przerwa na przystanku, by przygotować się do nocnej jazdy. Gdy się ruszało, niedługo potem wyskoczył na mnie pies. Jechało się głównie ścieżką rowerową. Przejazd ku zachodniej część miasta.

Sienno. Rynek. Widok ku W
Okrążając centrum, dotarło się do Szewnej. Od tej pory na trasie przeszkadzał mi remont trasy ku zachodowi. Drugim problemem były duże podjazdy, które trzeba było pokonać na najniższych biegach, ale jednak do przodu. Wśród ciemności nocy, gdzie tylko gwiazdy świeciły i latarnie przy drodze, przejechało się przez dolinkę, w której zrobiło się okropnie zimno, a ponadto nie było żadnych domów, lamp i ciemność pogrążała ten kawałek świata. W tym miejscu samochody korzystały z jednego pasa, gdyż drugi był zerwany. Na szczęście pojawiły się dopiero pod koniec, więc obyło się bez sensacji. Tak dotarło się do Waśniowa, osadzie gęściejszej niż okoliczne wsie, gdzie przy podjeździe dostrzec można było jeża na drodze, którego nogą wystarczyło zepchnąć na krawędź drogi (ale niestety był wysoki krawężnik), żeby miał większe szanse i nie tak łatwo wpadł pod koła. Podjazd o pół kilometra pod górkę, następnie rozbiłając namiot na skoszonym polu - i jak mi się wydawało po ciemku - za dużym i gęstym krzewem. Pole było po zewnętrznej stronie zakrętu, więc było tym bardziej niewidocznie.
Jeszcze ostatni raz przyszło mi spojrzeć na światła miejscowości pobliskich i tych dalszych. Potem na gwiazdy z myślą, że już niebawem dotrę do Krosćienka, gdzie ktoś na mnie czekał. Na koniec spać, po przejechanych ponad 210km tego dnia.
Podroż: 16:45
Jazda: 13:55
Przerwy: 2:50
Zaliczone gminy
- Poświętne- Wieniawa
- Kowala
- Wierzbica
- Mirów
- Mirzec
- Kazanów
- Ciepielów
- Rzeczniów
- Sienno
- Waśniów
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
216.00 km (2.00 km teren), czas: 13:55 h, avg:15.52 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/h4 dni w Pieniny I - Lipce Sierpniowe
Środa, 11 sierpnia 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, 2010 Pieniny
Kilka dni wcześniej znalazły się wszystkie sakwy. Ułatwiło mi to wyprawę. Na dwa dni przed wyprawą były już w większej część załadowane. Po przebudzeniu dość wczesnym rankiem, dobrze było zrobić sobie porządne śniadanie. Ugotowane zostało więc pół paczki makaronu z sosem i ledwo wszystko udało się zjeść. Do sakw powędrowało trochę jedzenia na trasę i w drogę. Na początek trasa nad Wisłą. Nim wyjechało się z Czerwińska, trochę trzeba było pogrzebać przy napędzie. Z DK62 zjazd w pierwszą za zakrętem. Dalej Konopnicka, Słowackiego, Grabowskiego, Narutowicza. Okólną i Płocką przejazd trasą koło targowiska, które tego dnia było opuszczone. Droga się kończyła, ale dla pieszych był chodnik. Koło ronda na główną, po czym przejazd przez most. Z krajówki zjazd wydeptaną ścieżynką, prowadzącą na Wyszogrodzką w Młodzieszynie. Skręt w Konwaliową, dojeżdżając do ściany lasy i wracając Leśną. Przemieszczając się wzdłuż drzew, odbijało się od nich w Kruczą. Potem ponownie w pobliże DK50, lecz z odbiciem na wschód. DP przez Helenkę do DW705 za mostem.

Sochaczew. Most DW 705 ma Utracie. Widok ku SSW
W Sochaczewie małe zakupy w niewielkim sklepie po lewej stronie. Jeszcze przed centrum. Z ciekawości zachciało mi się kupić „Tonic” firmy Zbyszko – wyglądało jak woda gazowana, zapach cytryny, a smak goryczy grejpfruta... Pijąc go, aż mi niedobrze się robiło. Po kilku próbach więcej nie dało rady, więc aby się nie zmarnowało, przez resztę podróży służyło mi do mycia. Choć smak wybitnie paskudny to przynajmniej zapach ładny. Miasto opuszczone trasą na Skierniewice, ponownie odwiedzając Bolimów. Ostatni raz wiodło mnie tam przed wyprawa do Wilna z Płońską grupą LIMES. Wtedy nastąpił wjazd na most środkowy, a tym razem południowy i to prosto na zachód. W Nieborowie tym razem już za dnia (a było przyjemnie, letnio gorąco). Poprzednio zaś w 2008, około północy, wracając z Krakowa.

Wieża ciśnień przy dworcu w Sochaczewie. Widok ku SW

Bolimów. W centrum kościół pw. św. Anny. Widok ku S
Przejechało się przez Nieborów, następnie udając się w stronę Lipiec Reymontowskich. Mijało się pole na którym było mnóstwo słomy. Łączna liczba beli słomy wynosiła (z pobieżnych szacunków) około 6000, na dodatek większych niż przeciętne. Później większa przerwa i trochę pomyliła mi się trasa, nadkładając przez to dwa kilometry przez Sielce Lewe. Między Makowem i Płyćwią teren był zauważalnie wyniesiony o kilkadziesiąt metrów. Z wolna zjeżając do Godzianowa, gdy mocniej naciskało się pedał, omsknął mi się łańcuch, za nim poleciała prawa noga tak, że ledwo lewa się trzymała. Obok przejechało auto, a rower stracił równowagę, wjeżdżając na pobocze ostatecznie lądując na glebie. Po tym, nieco się wkurzywszy, trzeba było jechać dalej.

Bełchów. Kościół pw. św. Macieja Apostoła. Widok ku SE


Wola Makowska S. Widok ku NW

UG Maków. Widok ku N

Droga z Płyćwi do Godzianowa. Widok ku SSE
W Lipcach nawet bez zatrzymywania. Wciąż trzymały emocje związane z drobną awarią, przez którą strach było mocniej depnąć. W Słupi niepotrzebny skręt w lewo. DW 705, potem DK 72 i zakupy w Głuchowie, po czym skręt na południe. W terenie było kilka pagórków, towarzyszył mi silny wiatr i gorąc. Doskwierało zmęczenie, a dzień tak ogólnie mi się nie podobał. Koniec jazdy przed zmrokiem w opuszczonym domu niedaleko Tomaszowa. Ciężko mi było zasnąć, a potem i spać. Śniło mi się, że w tym domu trwał mój sen i było przeze mnie wyłączane radio, żeby nikt nie odkrył, że tam jestem. Jakie radio?

Lipce Reymontowskie. Widok ku NWW

Droga z Zagórza do Słupii. Widok ku SSE

Jeżów. Kościół pw. św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny. Widok ku N

Zakupy w Głuchowie

Naropna. Widok ku SSE

Żelechlinek. Kościół pw. św. Bartłomieja Apostoła. Widok ku SSW
Podróż: 10:10
Jazda: 8:34
Przerwy: 1:36
Zaliczone gminy
- Maków- Godzianów
- Lipce Reymontowskie
- Słupia
- Jeżów
- Głuchów
- Żelechlinek
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
133.00 km (7.00 km teren), czas: 08:34 h, avg:15.53 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hDwudniowa z Krakowa II - Do Brzezin
Sobota, 31 lipca 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, 2010 Wyżyna Małopolska W, .Z rodziną
2010.07.30 - 31 Dwudniowa z Krakowa - cała trasa
Do centrum jechało się około godziny. W promieniach słońca, widać było to, co ongiś tylko w nocy. Tym razem wyjazd DK 42 w kierunku Końskiego. Przed opuszczeniem miasta leżąca przerwa na przystanku, kilkanaście minut walcząc ze snem. Gdy udało się zebrać siły do dalszej drogi, okazało się, że w samą porę, gdyż oto ktoś zmierzał na przystanek. Dalej spokojnie, w zmęczeniu przez ~20 kilometrów, które mi się dłużyły. W Rzejowicach skręt na północ, ale przed tym jeszcze sobie odpoczynek z podjadaniem porządniejszego śniadania. Tereny w tych rejonach były dość równinne, choć jakieś pagórki się zdarzały. Podjazdy nie takie ciężkie, ale przez zmęczenie ciężko mi było sobie z nimi poradzić.

Radomsko. Po lewej Muzeum Regionalne. Po prawej kościół pw. św. Lamberta. Widok ku N
Przez Wolę Przerębską do Gorzkowic, gdzie stał duży kościół. Nieco wcześniej mijało się dwoje ludzi na rowerach, z czego jeden to jakiś osobnik płci męskiej (brat/tata), a drugim była jakaś mała dziewczynka, która o mało nie nawinęła mi się pod rower. Gdy facet się zatrzymał, ona chyba chciała zrobić nawrót zataczając kółko, podczas ich wyprzedzania. Obyło się bez kolizji. Mijało się Niechcice. We wsi Tłuszczanek odbywały się piłkarskie zawody. Odpoczynek na przystanku, a gdy już się dalej ruszało, z przeciwległego w domu sołtysa dało się zauważyć osobę, która odchyliła firankę i mi się przyglądała. Gdy ów człek wiedział, że ja wiem, wnet szybko czmychnął. Przed wsią Bogdanów, zaczął padać deszcz. Silny. Kurtka. W Mąkolicach znalazło się schronienie w ruinie, gdzie przeminęło mi ponad pół godziny. O 14 czyli 24h od przekroczenia granicy Krakowa, przejeżdżając tuż koło żwirowni naliczonych zostało przez mnie 233 km.

Gorzkowice. Kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. Widok ku NNW

Dwór w Parzniewicach. Widok ku SSW
Gdy się przejaśniło, przez resztę trasy było spokojne i pogodnie. Przecięło się DK74, chwilę jadać po niej na wschód. Po tym czekała na mnie kamienisto-żwirowa droga, ciągnąca się przez 4km. Mijało się jakiegoś typka, który stał na drodze i ewidentnie chciał coś do mnie powiedzieć. Ja nie bardzo, więc zbliżenie nastąpiło w trybie przyspieszającego roweru, szybko go wymijając. Udało się tylko na zadane przez niego dzień dobry odpowiedzieć tym samym, słysząc z daleka, że coś jeszcze mówił. Na przystanku w Kamocinie ostatni popas z resztek jedzenia i zmiana skarpetek na suche. Mimo tego, że poprzedniego dna wyschły, to deszcz w Bogdanowie mi je ponownie załatwił. Dalsza jazda taka, że ledwo pamiętam co tam było. Generalnie płasko.

Bogdanów. Kościół pw. Trójcy Przenajświętszej. Widok ku NNW

Między Zaborowem i Kamocinkiem. Widok ku NNE

Okolice Modlicy. Widok ku N
W końcu dojechało się do Tuszyna - miejscowość tuż przed Łodzią. Skręt na Modlnicę i przed wsią, na słoneczku przyszło mi zdrzemnąć się przez godzinę. Po obudzeniu telefon po transport i kurs najpierw przez Kalinko i Romanów do Andrespola, a potem skręt w kierunku Łodzi. Odbijało się w Gajcego ku NE, przez Jordanów dostając się do Brzezin. Droga była makabryczna, ale w dół. W Brzezinach jeszcze się trochę kręcenia i wyjazd na DW 704, trasą do Łowicza. Spotkanie nastąpiło przy umówionym znaku granicznym, po czym rower powędrował do auta. Nie było już we mnie chęci i sił, by poświęcać kolejną noc na jazdę drogą, którą i tak już była przejeżdżana – zarówno dniem jak i nocą, bo na nowe trasy sił brakło tym bardziej.

Łódź. Gajcego. Widok ku NE

Małczew. Widok ku SSE

Brzeziny. Staszica. Widok ku SSW
Wyjazd: 6:50
Radomsko do przerwy: 7:30 - 7:55
Wyjazd z Radomska: 8:21
Przerwa Kodrąb: 9:30-50
Przerwa przy zawodach: 11:25-11:45
Deszcz i krótka przerwa na znalezieni trasy: 12:45
Przerwa Mąkolice: 13-13:50
Przerwa Kamiocin: 14:55-15:20
Drzemka Modlnica: 16:55-17:55
Koniec za Brzezinami: ~20
Jazda: 10:30 h
Przerwy: 3:25h
Zaliczone gminy
- Kodrąb- Masłowice
- Gorzkowice
- Rozprza
- Wola Krzysztoporska
- Grabica
- Tuszyn
- Rzgów
- Brójce
- Andrespol
- Łódź (Andrzejów 10/36)
- Nowosolna
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
139.00 km (4.00 km teren), czas: 10:30 h, avg:13.24 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hDwudniowa z Krakowa I - Do Radomska
Piątek, 30 lipca 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria >200, .2 Osoby, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, .Z Kasią, 2010 Wyżyna Małopolska W, .Pół nocne, .Warszawa
Do Warszawy i Kraków
Była to pierwsza wyprawa ułożona pod gminy. Trasę sklejona tak, by zapełnić luki między wyprawami z 2008. No nie przespana nocy. W jej trakcie trwało pakowanie i przygotowywanie jedzenia. O 4 rano wyjazd z domu, tuż przed wschodem słońca. Było chłodnawo, lecz dość ciepło jak na ostatnie noce. Jazda trwała prawie bez zatrzymywania. Przejazd przez Zakroczym, obwodnicą Modlina docierając do NDM, gdzie udało się poznać kilka nowych ulic. Po jakimś czasie udało się dotrzeć do Jabłonny. Spieszyło mi się, bo pociąg do Krakowa (na stację Kraków Główny) miał ruszyć o 7:48. Ekspresowy czyli droższy (bilety były chyba zamówione przez tatę Kasi dzień wcześniej).Do Warszawy udało mi się dotrzeć około 6:30. Trochę odpoczynku, ale nie można było się rozleniwiać. Prawie cały czas udało się trafiać na zielone światło. Mijało się wielkie doły, jakie wykopano na ulicach, lecz nie wiem w jakim celu. Zerwany pas jezdni, pod którym odsłaniała się stara, wybrukowana kamieniami droga. O 7:00 przy elektrociepłowni na Żeraniu. 7:20 między mostem Gdańskim i cerkwią. Na Wschodnim 10-15 minut przed odjazdem. Prawie od razu do maszyny. Były problemy z włożeniem roweru przez drzwi, ale jakoś dało radę i po jakimś czasie udało się nam zasnąć.
Krakowskie dworce
Zanim wjechało się do Krakowa, pociąg stał trochę czasu w szczerym polu, ale w końcu się ruszył i udało się go opuścić na Dworcu Głównym. Zjazd windą, mijając miejsce na podłodze, gdzie swego czasu drzemało się po katorżniczym wyjeździe do Krakowa. Pieszo na PKS, a kiedy Kasia kupowała bilet, mi pozostało wypakować jej rzeczy i gruntownie przepakować sakwy. Aby nie obcierać nogi, tak jak na początku lipca - na prawą stronę powędrowała sakwa mniejsza. Trzeba było jeszcze poszukać właściwego przystanku. Okazało się, że dworzec PKS był dwupoziomowy i trzeba było zjechać windą. Tam bus już stał i zbierał bagaże do środka. Jacyś ludzie chcieli przetransportować rower, co im się udało. Kierowca tylko poinformował groźnym głosem, że do bagażnika wkłada się tylnym kołem do środka pojazdu, a więc prostopadle do kierunku jazdy, po to żeby można było włożyć więcej bagażu. Kasia pojechała do Krościenka, a ja na rowerze przez Kraków.Przez Kraków
Najpierw trzeba było przedostać się na drugą stronę torów (tj. na zachód). Pieszo przez galerię handlową, rozważając, czy aby czegoś nie zjeść, ale pomimo dużego głodu udało się powstrzymać. Najpierw trzeba było się wydostać. Udało się znaleźć windę. Omijało się Barbakan i pomnik na placu Matejki. Kręcenie rożnymi uliczkami, gdzie trwały remonty, aż dojechało się do wypatrzonego wcześniej w necie sklepu rowerowego "mbike". Szybko udało się kupić lampkę. Sam sklep jest ciekawie zrobiony, bo wyglądał jak na jakimś straganie w zaułku, z jednym wejściem przez bramę na korytarz-dziedziniec. Kolejny punkt wycieczki to szukanie baterii, bo te które zostały zabrane, wnet mi padły. I tak to trwało, aż zaczęło padać, a gdy się udało kupić akumulatorki, to też się okazały padnięte (mogło chodzić o coś w ustawieniach aparatu, albo po prostu były to padnięte baterie). W końcu mi się udało kupić sprawne. Nim tak się stało, udało mi się posilić bardzo tanio, bo w sumie za 9,80 - dwie porcje naleśników (razem 6 sztuk) ze śmietaną i serem w jakimś barze mlecznym przy ul. Wybickiego. O dziwo, mimo wcześniej odczuwanego głodu, ostatni z nich ledwo udało się wcisnąć. Smakowało i zapełniło żołądek. Ciepłe jedzenie odtąd nie było przez mnie jedzone, aż do samego domu. Ostatni punkt podczas pobytu w Krakowie, to zakupy w Żabce, gdzie zostały zrobione ostatnie zakupy. 6 czekolad i tyleż samo misio-żelek, duża Mirindę, która dopełniła zasobów picia wraz z napojem, 3Cytryny oraz i trzema butelkami wody z domu (2 gazowane). Była też jakaś kartka na którą się zbierały punkty za zakupy (chyba z kilka miesięcy później wymienione na maskotkę, o ile mnie pamięć nie myli).
Kraków. Barbakan. Widok ku SWW
Szlak przez miasto: DG - Worcella - Zacisze - plac Matejki - św. Filipa - Słowiańska - Krowoderska - Szlak - Łobzowska (chodnikiem, mbike) - Axentowicza - Kujawska - Mazowiecka - Aleja Kijowska (chodnikiem) - Wrocławska - Wybickiego (Jadłodajnia, chodnikiem) - Łokietka (przy blokach i chodnikiem) - Wyki (baterie i trochę chodnika) - Pachońskiego (Żabka)
Od Krakowa do przeprawy przez las
Na granicy Krakowa ostatnie poprawki przy rowerze, rozgrzewka i w długą. Pierwsze 20km prowadziło do Skały. Może ze 2-3 razy zjechało się krótko w dół, a tak to cały czas raczej łagodny podjazd. Na początku szło mi dobrze, nachylenie takie, że nawet się pędziło. Potem zrobiło się stromiej, gdy tylko stromizna robiła się okropna, zaczynało tworzyć się tyle potu, że trzeba było zdjąć kurtkę. Przewieszona została przez kierownicę, bo nie chciało mi się przerywać jazdy. Gdzieś po drodze mijało się malucha, którego kierowca, starszy jegomość, zbierał złom z pobocza. Po lewej widać było głęboko ukrytą dolina Prądnika. Na asfalcie znajdowały się pozostałości po deszczu, jaki przechodził tutaj w czasie mojego krakowskiego posiłku. Zjeżdżając do Skały, ochlapały mi się nogawki.
DW 794. Wyjazd z Krakowa do gminy Zielonki. Widok ku NNW

DW 794. Januszowice S przy granicy gmin. Widok ku NEE
Nawet nie chciało mi się zatrzymywać. Od rynku natychmiast na wschód. Trzy kilometry zjazdu minęły błyskawicznie. W jego trakcie przyszło mi otworzyć lewą sakwę, gdzie znajdowała się mapa - trzeba było szukać drogi, w którą należało skręcić na północ. Pojawił się skręt na Minogę. Jadąc powoli, mapę wędrowała z powrotem, ale zamknąć sakwy już mi się nie udało, bo zaczął się spadek, a asfalt sugerował pełne skupienie na omijaniu dziur i garbów. Do tego na dole ostre zakręty i jeszcze jeden zjazd, na którym już trzeba było hamować – najbardziej stromy i z solidnym zakrętem. Jak się można spodziewać, zaraz potem czekał mnie podjazd. Gdy go się udało pokonać można było już podziwiać okoliczne pagórki i żałować, że jadę samotnie. Warto zjechać z krajówek, zboczyć między wsie i pola, gdzie wszystko wygląda tak malowniczo. Nawet asfalt o tysiącach barw, nawierzchnia niczym tort.

DW 794. N kraniec wsi Cianowice. Widok ku W

Minoga. Kościół pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Widok ku N
Podróż tam polegała na prawie ciągłym trzymaniu mapy i analizie, gdzie to ja mam skręcić. Do tego kilka zjazdów i podjazdów (na jednym z nich, na chwilę trzeba było podeprzeć się nogą przy zmianie biegu, a innym razem, gdy spadł mi łańcuch, udało się założyć go, wrzucając wyższy bieg – dziw ten zaskoczył mnie niezmierne, pierwszy raz bowiem mi się taka akcja zrobiła). Tak dojechało się do Charsznicy. W jej rejonach, gdy podjazd się zdarzał, to był łagodniejszy i krótszy niż poprzednie, a później było raczej płasko. Od jakiegoś czasu widać było, że jest straszne zamglenie w powietrzu i słabo widać miejsca znacznie oddalone. Stan ten utrzymywał się również następnego dnia, aż do wieczora. Kilka kilometrów dalej zaczęło padać i choć trwało to tylko kilka kilometrów, to przyszło mi odziać się w kurtkę.

Minoga N. Podjazd do Barbarki. Widok ku NNE

Gołyszyn S. Podjazd z Barbarki. W tle Dolina Dłubni. Na horyzoncie, po lewej wzgórze na którym leży Koniusza, po prawej lesiste wzgórza po SW stronie Słomnik. Widok ku SE

Podjazd z Gołczy do Cieplic. Widok ku NNW

Zjazd z DW 783 do Witowic. Dolina Szreniawy. Widok ku NNE

Miechów-Charsznica. Kościół pw. Matki Bożej Różańcowej. Widok ku NWW
Przeprawa przez las
Wg planu, we wsi Kępie trzeba było skręcić na Żarnowiec. Miała to być szutrowa droga koło lasu. Rzeczywistość była gorsza. Skręt na tę drogę był jeszcze we wsi, ale mi zachciało się jednak trzymać asfaltu, który bliżej lasu zaczął skręcać na południe. Po prawej pojawił się polny zjazd na prawo, ale nie przypominał mi tego ze zdjęć, no i ukazały się mokradła. Do głowy przyszła mi myśl, że tamta droga może przez nie prowadzić i w rezultacie ugrzęzłoby się w błocie. Tak wiec przyszło mi się dalej trzyać dalej asfaltu, który wnet przeszedł w szuter z obfitością kamieni. Po minięciu ostatnich, samotnych stojących domów, wsiąkało się w las. Droga była taką tylko z nazwy. Zarośnięta trawą, dalej pojawiła się woda. Wydawało mi się, że pochodziła z ostatnich opadów i po prostu sobie zalegała. Nie zaniepokoiło mnie to, ale trudno było przez to przebrnąć. Drogę zagrodziły mi drzewa i trzeba było z roweru zsiąść, by móc się dalej przemieszczać. Gdyby tylko można to było zrobić tak łatwo, jak to powiedzieć. Nade mną krążyło ze 20 końskich much. Tych bestii paskudniejszych od much i komarów, których nie da się po prostu przepłoszyć. Jak się nie zabije, to nie dadzą spokoju. Latały tak, że nie dawało się rady nawet ich walnąć. Wymęczyły mnie przeokropnie. Żeby zrobiło się weselej, nagle pojawiły się szerokie kałuże, które trzeba było omijać. Przejście nad rzeczką, w której leżało różowe wiaderko, brnąc dalej. Miejscami woda przybierała pomarańczową, czy wręcz czerwonawą barwę, będąc przy tym niesamowicie klarowną i przejrzystą.
Kałuże w lesie Staszyn. Widok ku W
W końcu przyszło załamanie. Gdy do tej pory rower był pchany poprzez wodę, w zagłębieniach po kołach cięższych pojazdów, idąc po względnie suchym brzegu, nieraz skacząc i biegnąc. Kilka razy rower o mało mi się nie przewrócił, a to z oczywistych względów było jak najmniej pożądane. Buty mi się trochę zamoczyły. "To nic, zaraz przeschną, jak tylko znów wsiądę”. Roje much nie dawały spokoju. Komarów w porównaniu z nimi było ledwie kilka. W pewnym momencie to już nie były kałuże, ale bajorka. Stało się to, czego lepiej było uniknąć i przyszło mi biegnąć poprzez wodę, szukając co bardziej suchych fragmentów oraz kęp roślin. Niewiele to dało, ale przynajmniej kostki były suche. Po głowie przelatywały obawy, czy to była faktycznie woda, a nie bagna. W końcu jakoś udało się wyjść z tego piekielnego lasu. Przedarcie się przez niego zajęło mi około 15 - 20 minut, które się dłużyły okropnie. Wszystko w pośpiechu. Nie było czasu na zastanowienie, ledwo tylko 3 zdjęcia udało się zrobić, raz przystając na łyk wody. Nie była to jednak jeszcze pora na odpoczynek. Woda co prawda za mną, ale i w butach, a na dodatek jeszcze ścigały mnie bestie. Szybko na rower, uciekając prawie kilometr, nim przestało się je widzieć. Wtedy można było zdjąć buty, skarpetki, wszystko wyżąć, poczekać aż trochę to przeschnie, a przy okazji wreszcie odpocząć i podjeść.
Po przeprawie przez las
Była to moja pierwsza przerwa po czterech godzinach podróży i przejechanych od Krakowa 50km. Nim dojechało się do lasu, nie nastąpiła żadna przerwa, a tylko raz przyszło mi się podeprzeć. Po przerwie pora na Żarnowiec, małe miasteczko i mało w nim czasu. Od razu kurs na Koryczany. Było dosyć jasno, bo to co miało padać, to już spadło i się nieco rozpogodziło. Nadal jednak było widoczne zamglenie, które nasiliło się po kolejnych kilkunastu kilometrach, gdy we wsi Krzelów mijało się duże stawy na Mierzawie, prawym dopływie Nidy, który w tych stronach miał swe źródła. Odbywało się tu tak intensywne parowanie, że nawet asfalt zawilgotniał. Przejeżdżało się między nimi ku północy. Wpierw asfaltem, później szutrówką "tysiąca i jednej kałuży".
Droga między Jelczą i Żarnowcem. Las Staszyn i przebyta przezeń droga. Widok ku E

Żarnowiec. Kościół pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Widok ku SE

Droga z Karczowica do Mstyczowa, tuż za granicą województw. Widok ku NNW

Droga przez las w okolicy Bugaja

Podjazd z Raszkowa do Wielopola. Po lewej las Borki. Nieco w prawo - las Celiny. Widok ku W
Jazda nocna do noclegu przystankowego w Wygodzie
O zachodzie słońca mijało się Słupię, a o zmroku, tuż przed zapadnięciem ciemności, dojeżdżało do Szczekocin. Przed miastem, nim wyjechało na krajówkę, trwała przerwa na odpoczynek i posiłek przed nocną jazdą oraz przygotowanie roweru do boju. Żwawo udało się przemieścić po raz drugi przez to miasteczko (poprzednio we wrześniu 2008), gdzie nastąpił skręt na Częstochowę. Nocna dłużyła mi się droga. Z mp3 w uszach. Wszędzie mgła, która sprawiała, że co chwila trzeba było przecierać twarz i nogi, na których osadzała się woda. Mgła widzialna była nawet pomimo mroku, który przez nią stawał się jeszcze większy, gęstszy, potężniejszy. Co jakiś czas mijały mnie samochody, obszczekiwały psy, chyba raz nawet goniły. Jeden chyba oberwał z buta. Szybkie przemieszczenie przez Lelów i późnej czekało mnie 6-7 km jazdy wśród lasów. Tam przeszył mnie dziwny, potężny lęk. Lasy razem z mgłą, sprawiały ponure wrażenie, a jedyne światło pochodziło z lampki. Jej światło mnie utrzymywało. Z radością przyszło powitać światła Janowa, w którym nastąpiło przystanięcie na kilka minut, by zjeść czekoladę i przeczytać mapę. Zmiana kierunku na północny. Jeszce raz trzeba było przejechać przez las, mówiąc sobie, że w dzień wyglądałby lepiej. Przejazd przez Przyrów i Dąbrowę Zieloną. Chyba po pierwszej udało się wjechać do łódzkiego województwa ustalając, że szukam już jakiegoś przystanku. Udało się znaleźć – 3 km przed Radomskiem, na granicy z lasem, pod koniec wsi Wygoda. Nazwa zachęcająca, więc sen trwał do 6:30.
Janów. DK 46 przy Kościuszki. Widok ku SSW
Odległość: 232,5 24h
- do Dworca Wschodniego: 59,1
- od Krakowa do Radomska: 172,5
Jazda: 14:40
- Warszawa: 3:10
- Kraków: 40 min
- Z Krakowa: 12:50
Przerwy: 70 min od Krakowa
Do Warszawy: 4:xx - 07:30
W Krakowie: 11:30 - 14:00
Do lasu z wodą: 14:00 - 17:40
Wyjście z lasu: 17:55 + przerwa 20min do 18:20
Przerwa Szczekociny: 20:32 - 20:51
Przerwa Janów: 23:00 - 23:07
Przerwa gdzieś po drodze: 1:02 - 1:18
Nocleg przed Radomskiem: 02:07
Zaliczone gminy
- Gołcza- Charsznica
- Kozłów
- Żarnowiec
- Sędziszów
- Słupia
- Janów
- Przyrów
- Dąbrowa Zielona
- Żytno
- Gidle
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
239.00 km (4.00 km teren), czas: 14:40 h, avg:16.30 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hWyprawa na praktyki XXIII - Powrót
Poniedziałek, 19 lipca 2010 | dodano: 01.04.2017Kategoria .2 Osoby, .Wyprawy po Polsce, .Z Kasią, 2010 Pińczów, .Z rodziną
2010.06.27 - 07.19 Wyprawa na praktyki - cała trasa
Spakowanie, po czym start o 9. Trochę jeszcze mżyło, ale z wolna przechodziło. Dzięki uprzejmości gospodyni można było skorzystać z klucza i dokręcić nieszczęsny pedał, co pozwoliło spokojnie dojechać do oddalonej kilka kilometrów dalej Pieskowej Skały. Tuż przed nią przerwa na sesję fotograficzną. Podróż skończyła się na przystanku pod zamkiem, oczekując samochodu z rodzinką. Gdy przyjechali, wszystko zostało zapakowane do bagażnika. Następnie pod górę na zwiedzanie. Niestety był poniedziałek i oglądać można było tylko dziedziniec z restauracją i ogrodem. Po pół godzinie powrót do auta i kurs przez Skałę do Krakowa. Tam odwiedziny na rynku i Wawelu (moja druga wizyta ze zwiedzaniem od 2002). Droga powrotna przez Krzeszowice i Olkusz, a potem do Ogrodzieńca, gdzie nastąpiła krótka przerwa. Kolejnym punktem wycieczki była Częstochowa (poprzednia wizyta w Sanktuarium w liceum). Po wszystkim wjazd na DK8. Już późno w nocy skręt na Żyrardów. Do domu dojechaliśmy około pierwszej w nocy. Następne dni to odpoczynek fizyczny i psychiczny, co poskutkowało odwleczeniom powstania opisu o tydzień.

Dolina Prądnika. Skały Wernyhory. Widok ku NW

Dolina Prądnika. Maczuga Herkulesa i zamek w Pieskowej Skale. Widok ku NWW

Dolina Prądnika. Zamek w Pieskowej Skale. Widok ku NW

Dolina Prądnika. Zamek w Pieskowej Skale. Widok ku N

Zamek w Pieskowej Skale. Widok ku NW

Zamek w Pieskowej Skale. Widok ku E

Bazylika Mariacka. Widok ku SE

Wawel. Widok ku N

Zamek Ogrodzieniec. Widok ku S

Częstochowa. Klasztor na Jasnej Górze. Widok ku NW

Częstochowa. Pielgrzymi zmierzający na Jasną Górę. Widok ku E
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
3.10 km (0.00 km teren), czas: 00:15 h, avg:12.40 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hWyprawa na praktyki XXII - Ojcowski PN
Niedziela, 18 lipca 2010 | dodano: 01.04.2017Kategoria .2 Osoby, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, .Z Kasią, 2010 Pińczów
Pobudka zmęczonych ludzi. Po opuszczeniu Krakowa, pognało nas do Balic. Nie mając pojęcia jak i kiedy, wjechało się po prostu za znakami - na ekspresówkę bez alternatyw. 500m przed zjazdem na lotnisko zatrzymała nas policja. Pouczyli nas i odprowadzili kawałek, pilnując czy idziemy, a nie jedziemy po czym powiedzieli, że spieszą się do wypadku. Podjechało się pod terminal, wzbudzając ciekawość i zdziwienie widoczne w oczach ludzi. Po pobieżnym obejrzeniu wnętrza kurs na północ ulicą Kmity. W Zabierzowie przerwa na (zbyt duże) zakupy przy Willowej (uprzednio zjeżdżając pod zamknięty w market przy Topolowej). Po pierwszych promieniach słońca niewiele się ostało. Pogoda ewidentnie zmieniała się na deszczową, póki co tylko nadciągnęły szare chmury i chłód.

Terminal T1 lotniska w Balicach. Widok ku NNE

Balice. Na Lotnisko. Pas startowy. Widok ku NW
Szkolną pod torami, nawrotka koło dworca i dalej głównymi przez Brzezie, Ujazd i Tomaszowice do Modlnicy. Tam przerwa na przystanku naprzeciwko dworu, gdzie przesiedziało się z godzinę. Ominęło się dzięki temu pierwszą ulewę, potem jeszcze dwie fale, ale jak padało tak z lekka to w końcu zachciało nam się ruszyć. DK94. Skręt w Wesołą. Zjazd drogą o mokrej nawierzchni i ogromnym spadku. Hamulce nie dawały rady i naszło zwątpienie, więc trzeba było zejść z rowerów, resztę stromizny schodząc. Na dole skręt w lewo (Swawola), znajdując się na drodze do Ojcowa.

DW 774. Granica między Szczyglicami i Zabierzowem. Dolina Rudawy. Skała Kmity. Widok ku NNE

Prądnik Korzkiewski. Ojcowska w okolicy uliczki Kliny. Dolina Prądnika. Początek Ojcowskiego PN. Widok ku NNW
Trasa ta wiodła wpierw po asfalcie, potem szutrze i przed Ojcowem znów asfalcie. Mijało się mnóstwo skał wapiennych, a w międzyczasie przestało padać. Przed celem, od roweru Kasi odkręcił się pedał. Nie było do niego odpowiedniego klucza, więc po kilku próbach wkręcania (problem z gwintem) z powrotem, trzeba było się poddać i po prostu iść dalej pieszo. Mijało się Kaplicę na Wodzie, która powstała w okresie zaborów, pomimo zakazu budowania świątyń na ziemiach polskich. Z tego powodu powstała "na wodzie", obchodząc prawo, podobnie jak w historii z wozem Drzymały.

Prądnik Korzkiewski. Ojcowska w okolicy uliczki Smolikowskiego. Dolina Prądnika. Ojcowski PN. Skały Sukiennice. Widok ku NNE

Prądnik Korzkiewski. Ojcowska przed skrzyżowaniem z ulicą Skalską. Dolina Prądnika. Ojcowski PN. Bukowa Skała. Widok ku NWW

Prądnik Korzkiewski. Ojcowska przy skrzyżowaniu z ulicą Skalską. Dolina Prądnika. Ojcowski PN. Bukowa Skała. Po lewej zbocza ze skałami Sukiennice. Widok ku SE

Prądnik Korzkiewski. Ojcowska. Ojcowski PN. Dolina Prądnika. Skała Golanka. Widok ku NW

Prądnik Korzkiewski. Ojcowska. Dolina Prądnika. Tabliczka oznajmująca wjazd do Ojcowskiego PN, w którym już się jakiś czas się jechało. Widok ku NWW

Prądnik Korzkiewski. Ojcowska w pobliżu granicy z Prądnikiem Ojcowskim, w pobliżu Skały Wójtowej. Ojcowski PN. Dolina Prądnika, płynącego z prawej. Po prawej DPS im. Brata Alberta. Widok ku N

Granica między Prądnikiem Ojcowskim i Prądnikiem Korzkiewskim. Ojcowska. Ojcowski PN. Dolina Prądnika. DPS im. Brata Alberta. W tle Skała Kopcowa. Widok ku E

Granica między Prądnikiem Ojcowskim i Prądnikiem Korzkiewskim. Ojcowska przy moście do DPS im. Brata Alberta. Ojcowski PN. Dolina Prądnika. Skała Wójtowa. Widok ku SSW

Prądnik Ojcowski. Ojcowska. Ojcowski PN. Dolina Prądnika.Po lewej Sobótka. Widok ku NWW

Prądnik Czajowski. Ojcowska. Ojcowski PN. Dolina Prądnika. Skała Koźniowa. Widok ku NWW

Prądnik Czajowski w pobliżu mostu. Ojcowska. Ojcowski PN. Dolina Prądnika. Skały Okopy. Widok ku E

Prądnik Czajowski. Ojcowska w pobliżu skrzyżowaniu z drogą do Osiedla Murownia. Ojcowski PN. Dolina Prądnika. Rękawica. Widok ku NE

Prądnik Czajowski. Ojcowska przy skrzyżowaniu z drogą do Osiedla Murownia. Ojcowski PN. Dolina Prądnika. Brama Krakowska. Widok ku W

Prądnik Czajowski. Ojcowska przy skrzyżowaniu z drogą do Osiedla Murownia. Ojcowski PN. Dolina Prądnika. Po lewej Rękawica. Widok ku SEE

Ojcowska. Ojcowski PN. Dolina Prądnika. Widok ku NWW

Ojcowska. Ojcowski PN. Dolina Prądnika. Kaplica pw. św. Józefa Robotnika "Na Wodzie"
Przejście jeszcze kilku km, mijając skręt na Skałę i zmierzając dalej na północ. Niebawem udało się znaleźć nocleg za 30zł za osobę. Zaraz po zakwaterowaniu i schowaniu maszyn do garażu, ponownie zaczęło padać. Udało się dostać ostatni, wolny dwuosobowy pokój, więc było to podwójne szczęście - deszcz okazał się ulewą, przez którą Prądnik wylał na pobliskie łąki. Gdyby nie to, być może na nich by przyszło rozłożyć się z namiotem, nie znając lokalnych warunków przyrody i byłoby to co najmniej niewesołe. Telefon do domu, po rodzinę, bo z powodu awarii wyprawa skończyła się przed czasem (być może o 2-3 dni). Bardzo nas ten dzień wymęczył, głównie z powodu ochłodzenia i licznych podjazdów.

Wola Kalinowska NE (Młynik). Dolina Prądnika. Burza przed nocowaniem. Widok ku SSW
Zaliczone gminy
- Wielka Wieś- Skała
- Sułoszowa
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
40.50 km (2.00 km teren), czas: 03:00 h, avg:13.50 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/h