Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(36)

Moje rowery

Czarny 12754 km
Zielony 31509 km
Unibike 23955 km
Czerwony 17565 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

.Wyprawy po Polsce

Dystans całkowity:44242.40 km (w terenie 2094.60 km; 4.73%)
Czas w ruchu:2771:12
Średnia prędkość:15.96 km/h
Maksymalna prędkość:75.46 km/h
Suma kalorii:36586 kcal
Liczba aktywności:347
Średnio na aktywność:127.50 km i 8h 01m
Więcej statystyk

Do Trójmiasta i z powrotem I - Do Rypina

Wtorek, 10 maja 2011 | dodano: 29.06.2013Kategoria .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, 2011 Powiśle Gdańskie

Pomysł zrodził się nieco nagle. W sumie prawie 700km, z czego 212 dnia drugiego i 193 trzeciego. Gdańsk osiągnięty został po 28,5 godziny podróży z czego jazdy około 20 h. Pogoda każdego dnia była inna w odczuciu => Ciepła-Gorąca-Parna-Chłodna.

Start we wtorek o 13. Długo trwało zbieranie się przed wyjazdem. Na początek podjazd DK565, ale po dojechaniu do zagajnika trzeba było wrócić. Po przerwie obrany został inny kierunek - nad Wisłą do Czerwińska. Stamtąd przejazd przez Kobylniki, za którymi stała długa kolejka samochodów ciężarowych, zapewne oczekujących w kolejce do wyrobiska. Na rowerze zgrabnie wszystkie się je ominęło, jadąc do Bulkowa. Za nim skręt w prawo, mijając stację benzynową, na której wraz z LSTR zaopatrywaliśmy się w 2008r. Droga przechodziła jakąś modernizację.


Kobylniki. Niespodziewany korek ciężarówek na trasie do Bulkowa. Widok ku NWW


Bulkowo. Stacja przy trasie do Góry. Widok ku NW


Bulkowo. Droga do Góry. Widok ku NW

Zamiast skierować się do Góry i wyjechać na krajówkę, nastąpił skręt w Nadółkach na zachód. Dość szybko udało się dotrzeć do Staroźreb. Nie było mnie tam od 2007, więc chciało mi się trochę lepiej im przyjrzeć, choć nadal przelotnie. Przejechało się większość Szkolnej z odbiciem w Sienkiewicza, Krótką i Kościuszki. Wyjazd w kierunku zachodnim po trasie z 2007, z której nastąpił zjazd w polną drogę przed cmentarzem w Zagrobie. Przejazd przez Bielsk do Sierpca. Jazda tam znużyła mnie, nawet jeśli były to nowe dla mnie tereny. Okolica porażała płaskością i szutrowymi gdzieniegdzie odcinkami. Na moment tylko, uwagę moją przykuły wyrobiska żwiru w Zbójnie.


Słomkowo. Wyrobisko przy drodze między Bulkowem i Górą. Widok ku NE


Staroźreby. Widok ku N


Bielsk. Po prawej kościół pw. św. Jana Chrzciciela. Widok ku W


Bielsk. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela. Widok ku SSW


UG Bielsk. Widok ku SW


Bonisław. DW 560. Widok ku NNW


Zbójno. "Przechodniu, przystań na chwilę w tym miejscu 10.VII.1910 r. organizacja bojowa PPS. FR. REW. pod dowództwem Franciszka Gibalskiego stawiła zacięty opór wojskom carskim Cześć ich pamięci". Widok ku NEE


Zbójno N. DW 560. Wyrobisko przy granicy gmin. Widok ku S


Zbójno N. DW 560. Wyrobisko przy granicy gmin. Widok ku N

Była 18. W Sierpcu skręt w Narutowicz i Konstytucji 3 Maja. Nim zjechało się do końca, przerwa przy schodach do ul. B.Prusa, gdzie widać było "jak bardzo" w dolinie położona jest starówka miasta. Wolny dojazd do DK10 i ponowne przystanięcie, tym razem przed cmentarzem. Tam znów dobry widok na dolinę i jeszcze wyraźniej widoczną sytuację geomorfologiczną. Co prawda, w tym miejscu przyszło mi jechać również w 2010, ale było to w nocy i tylko zaintrygowało mnie wtedy rozmieszczenie świateł w odległych oknach lub na lampach, dając pierwszy sygnał do dalszych obserwacji.


Sierpc. W centrum w tle kościół pw. św. Wita, Modesta i Krescencji. Widok ku E

Skręt w DW 560, jadać nią do końca dnia. Podróż mijała odtąd przyjemniej, bo jechało się w nieznane. Droga była niezbyt uczęszczana, a nawierzchnia bez większych mankamentów. Początkowo było nadal płasko, ale pojawiały się niewielkie zmarszczki terenu, na których wzmagała się moja aktywność, doładowana również dzięki wieczorowej, przyjemnie chłodnej porze. Do poprawy tempa i przyjemności z jazdy przyczyniła się też przerwa za Szczutowem, która mijała na miejscu postojowym postawionym na granicy województw. Raptem 150m od szosy znajdowało się jezioro Urszulewskie. Przerwa o 19, połączona z kolacją, potrwała nieco ponad kwadrans, ale pozwoliła odpocząć i nogom, i psychice.


DW 560 przed mostem na Skrwie w Rachocinie. Widok ku NNW


Zjazd wzdłuż granicy województw z DW 560 nad Jezioro Urszulewskie. Widok ku NE


Jezioro Urszulewskie. Widok ku NNE


DW 560. Granica województw. Widok ku NWW

Do Rypina wjazd o 20. Zbliżał się wieczór. Nie zjeżdżało się z wojewódzkiej, choć za miastem czaił się długi podjazd, który wycisnął ostatnie przeznaczone na ten dzień siły. Była to niejako opłata za przyjemny zjazd z południa do tejże miejscowości. Rozważane było przeze mnie, czy jechać jeszcze do Brodnicy, ale padło na to, że jednak rozstawiam namiot, co też się stało ~10km dalej. Około 21 był już dach nad głową, mając równocześnie niecodziennego gościa w namiocie. Jak się okazało rychło po wypakowaniu bagażu obozowego, nie było ze mną stelaża. Niewiele się zastanawiając, wypróbowany został motyw, o jakim przyszło mi czytać swego czasu w internecie i wpakować do środka własny rower. Rozwiązanie to niewygodne i kłopotliwe, gdyż towarzysz ten zajmował sporo miejsca na środku, przez co do dyspozycji było ledwie 1/3 efektywnej do spania przestrzeni naziemnej. Maszyna była na tyle namolna, by próbować się na mnie przechylić. Koła nie były zdejmowane, wiec trochę brudu też się dostało. Przynajmniej nie trzeba było się obawiać, że ktoś mi zwinie rower.


Marianki. DW 560. Dolina Rypienicy. Widok ku SSW

Zaliczone gminy

- Gozdowo
- Rogowo
- Skrwilno
- Rypin (W+M)
- Osiek
Rower:Zielony Dane wycieczki: 134.00 km (8.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:19.14 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Klęska pod Węgierską Górką III - Milówka

Niedziela, 1 maja 2011 | dodano: 03.12.2016Kategoria .2 Osoby, .Wyprawy po Polsce, .Pół nocne, .Z Kasią, 2011 Kotlina Żywiecka, .Samotnie, .Warszawa, .Z rodziną

Milówka

Kasia obudziła się o 4 w nocy i nie mogła dalej spać, gdyż zbyt wcześnie się zasnęło (ok. 20:30). Mimo to, potem naszedł kolejny sen i ostatecznie skończył się koło 9. Podczas śniadania, w TV widziało się fragmenty trwającej właśnie beatyfikacji Jana Pawła II. Po ogarnięciu się, budynek został opuszczony o 12:30. Pogoda była pochmurna, wilgotna jak to w górach bywa.


11:29. Milówka. Widok z pokoju na Grunwaldzkiej 53. Widok ku SEE

Dalej do Dworcowej, na stacji dowiadując się, że pociąg odjeżdża po 15. O 12:59 zostały zakupione bilety od stacji Milówka do stacji Warszawa Wschodnia (od Bielsko Białej tą samą trasą co dojazd). Do głównej ulicy powrót 1 Maja. Tam zerknięcie do wnętrza kościoła (wchodząc na wysokość organów). Potem skręt w Piekarską, ku gimnazjum i Sportową wraz z Rynkową powrót na stację. W międzyczasie kupiło się pamiątki dla rodziny. Nieprzyjemnie siąpiło. Nim pociąg przyjechał, jeszcze trochę się pomarzło. W środku bardzo dużo wolnych miejsc. Weszło się do ostatniego wagonu.


12:38. Milówka. DK 1. Soła. Widok ku S


13:09. Milówka. Ul. 1 Maja dnia pierwszego maja. Widok ku SWW


13:14. Milówka. Pomnik przy DK 1 przy skrzyżowaniu z Miodową i Parkową. Inskrypcja po prawej: "Pokoleniom walczącym o niepodległość 1914-1921 żołnierzom Legionów Polskich Hallerczykom Powstańcom Śląskim 1939-1956 obrońcom Milówki uczestnikom walk na froncie II wojny światowej oficerom i żołnierzom WP, AK, NSZ, BCh, WiN, ROAK poległym i zamordowanym w obozach i więzieniach Gestapo, NKWD i UB więźniom politycznym i ofiarom tragicznych lat "utrwalania władzy ludowej" Milówka 3.V.1992". Inskrypcja po lewej: "I poznacie prawdę a prawda was wyzwoli Ew. św. Jana 8,32". Widok ku W


13:21. Milówka. Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny


13:28. Milówka. Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny


14:05. Milówka. Na peronie. Widok ku NEE


15:10. Milówka. Na peronie. W tle Zabawa (823 m n.p.m.). Widok ku SWW


15:16. Milówka. Na peronie. W tle Zabawa (823 m n.p.m.). Widok ku S

Problemy z pociągami

Choć bilety kupione wprost do Warszawy, to jednak w Katowicach był problem. Pociąg, którym miało się jechać, nie kursował tego dnia. Nowe bilety zakupione zostały o 18:41 na pociąg Intercity EC41000/102 (lub /1202 - trudno odczytać) jadący przez Idzikowice. Na peronie okazało się, że pociąg ów nie przewozi rowerów. Ludzi też była masa. Konduktor nawet nie wiedział, gdzie mamy wsiąść, więc zgodnie z panującą logiką, poszło się na koniec składu. A tam wagon 1 klasa. Stało się przy rowerach na samym końcu pociągu. Przybył konduktor i stwierdził, że skoro tam się przebywa, to nasze bilety na 2 klasę nic nam nie pomogą i łaskawie wystawił bilety na klasę 1 (o 19:24). Pierwsza klasa z widokiem na uciekające w oddali tory, opierając się o własne, pilnowane rowery z przepłaconymi, kolejnymi biletami. Bez sensu...

Mijało się kominy koło Bełchatowa, pagórki, równiny. Minął zachód słońca. Gorycz po przejściach z PKP przeszła Kasi, lecz nie mnie. Wysiadka na Dworcu Wschodnim (po latach zauważyłam, że bilet wystawiony w pociągu był do Warszawy Centralnej). Wreszcie Warszawa, po tylu perypetiach... Przy (tymczasowych, ze względu na rozgardiasz podczas remontu) kasach dopominanie o zwroty za bilet, za pociąg, którego nie było. Tam poinformowali nas, że mamy to zrobić poprzez wniosek z reklamacją, ze względu na częściowe wykorzystanie biletu. Wniosek nie został przez nas złożony.

Ul. Markowską pojechało się na Wileński. Kasia nie miała większych problemów z jazdą, ale musiała uważać na rękę. Przy Ząbkowskiej słychać było imprezę karaoke, gdzie strasznie fałszowano. Kasia weszła na pociąg do Zielonki, jadąc w towarzystwie rozrywkowych dresików, którzy zajęcia popijaniem piwa, co jakiś czas zagadywali. Jakiś facet pomógł jej znieść rower na peron. Ja dalej Ratuszową i Jagiellońską do Gdańskiego. Potem ku Gwiaździstej, a następnie Podleśną i Marymoncką do Łomianek, gdzie przenocowało się u wujka.


Ścieżka rowerowa na dolnym poziomie Mostu Gdańskiego. Widok ku SWW
Rower:Zielony Dane wycieczki: 24.00 km (0.00 km teren), czas: 02:00 h, avg:12.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Klęska pod Węgierską Górką II - Kotlina Żywiecka

Sobota, 30 kwietnia 2011 | dodano: 03.12.2016Kategoria .2 Osoby, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, .Z Kasią, 2011 Kotlina Żywiecka

Przesiadka Katowicka

Bliżej końca podróży do naszych uszu dotarło, że ten wagon mają gdzieś odłączyć, by pojechał dalej do Zakopanego. Była tylko nadzieja, że dopiero w Bielsko - Białej, lecz okazało się, że w pobliskich już Katowicach. W związku z całym tym ambarasem trzeba było wyładować rowery (choć trudno to nazwać jazdą na rowerze, Katowice zostały przez mnie dopisane do zaliczonych gmin. Powtórne odwiedzenie miasta, tym razem podczas normalnego przejazdu rowerem, nastąpiło latem 2012). Na tych samych biletach można było kontynuować podróż z sąsiedniego peronu. Szybka bieganina po schodach, lądując w wagonie starego typu, takim jak na linii KM z Dworca Wileńskiego. Byłoby nawet przyjemnie, gdyby nie kolejna masa ludzi, przez co z rowerami stało się w przejściu. Do tego doszło jeszcze kilku rowerzystów, którzy byli w tej samej sytuacji jak my. Pojawiła się wycieczka szkolna, czyli wagon zapchany...

Bielsko-Biała

Stacja Bielsko-Biała powitana z ulgą. Przybyło się tam po 8 rano. Doskwierał nam głód, więc dobrze było poszukać czegoś do przekąszenia po drodze, w kierunku wyjazdu z miasta. Jechało się wzdłuż głównej. Skręt w lewo, i jeszcze raz w lewo, w Barlickiego. Chwilę potem prawo w 11 Listopada. Przy skwerze Reksia w lewo. Wjazd na Plac Wojska Polskiego. Udało się dostrzec KFC. Śniadanie trwało do 9:15. Po posiłku jazda Ratuszową, Dmowskiego, Kierową, Broniewskiego, PCK do Żywieckiej, wzdłuż której jechało się chodnikiem. Tuż przy Gruszkowej zjazd do sklepu i pierwsze zakupy na dalsza trasę.

"Miasto uważam za ładne… Ładne kamienice, tylko brakowało mi tramwai przeciskających się przez te uliczki, by dopełnić klimatu. W KFC przekąsiło się co nieco + dopchało tym co było. Podczas szamania jakaś kobitka krzyczała przez telefon" Kasia


8:21. Bielsko-Biała. Skrzyżowanie 3 Maja i Sixta. (na zdjęciu widoczny zegar z inną godziną - czas w tekście podany wg daty fotografii (mniej więcej taki jak na ratuszu). Widok ku SSW


9:16. Bielsko-Biała. Ratusz przy Placu Ratuszowym. Widok ku SE


9:47. Bielsko-Biała. Żywiecka 266. W tle masyw Klimczoka (1117 m n.p.m.). Widok ku SW


9:59. Bielsko-Biała S. Granica z Wilkowicami. W tle Łysa Góra (653 m n.p.m.). Po lewej ruiny szpitala "Stalownik". Widok ku NNE

Do Żywca

Wkrótce po zakupach nastąpił przejazd pod budowanym wiaduktem na przyszłej obwodnicy miasta. Zachciało nam się przebrać w cieńsze ubrania, ale utrudniał to spory ruch i niechęć do zatrzymywania się z powodu dobrego tempa (za Wilkowicami zaczynał się dłuższy zjazd). Choć zdarzały się niewielkie korki, nie utrudniały nam one podróży tak jak kierowcom. Przejazd do Żywca zajął nam prawie godzinę.


10:17. DK 69 w pobliżu granicy między Wilkowicami i Rybarzowicami, w pobliżu budowanego w ramach S1, węzła Buczkowice. W tle grupa Magurki i Czupla. Widok ku NNE


10:52. DW 945. Granica miedzy Pietrzykowicami i Żywcem. Ruina w dolinie Żarnówki. Widok ku NNW


10:53. DW 945. Granica miedzy Pietrzykowicami i Żywcem w dolinie Żarnówki. W tle wzgórze Grojec (612 m n.p.m.). Widok ku SSE

Żywiec

Skręt w Wesołą. Przerwa w zakładzie fotograficznym. Było to konieczne, gdyż nie było zdjęć do kart Euro26. Było trochę kłopotu z wyjaśnieniem, o jaki rozmiar zdjęcia chodzi, więc do zobrazowania posłużyła jedna z owych, jeszcze niekompletnych kart. I tak szczęście, że taka okazja nam się trafiła. Po 20 zł za 8 zdjęć na głowę. Odebrać można je było za pół godziny, wiec w międzyczasie kurs do centrum miasta. Tuż za Sołą skręt w lewo. Na końcu Alei Legionów udało się dostrzec Tesco po lewej stronie, od razu tam się kierując. Wpadły solidne zakupy i przy okazji zjadło się trochę na miejscu (m.in jogurt malinowy i ananasowy). Trzeba było, bo i tak zakupiło się za dużo prowiantu. Bluzy i kurtki musiały powędrować na bagażnik, przeplatane z zapięciami sakw.


11:07. Żywiec. Most ulicy Dworcowej. Dolina Soły. W tle grupa Magurki i Czupla. Widok ku NW

Na niebie tworzyły się ciemne i złowrogie chmury. Skręt w Aleję Wolności, by przeczekać burzę na przystanku, ale tam zaczepił nas jakiś pokręcony koleś, który niby Kasię pomylił z kuzynką jakiejś jego znajomej. W miarę szybki odwrót, skręciwszy w Batorego. Trzeba było znaleźć inny punkt na przeczekanie opadów, a były tuż tuż. Pierwsze krople spadły, gdy mijało się zamek i katedrę. Były to też ostatnie krople, gdyż udało schronić się w jakiejś bramie, a chmury postanowiły nas oszczędzić od dłuższych opadów.


12:11. Żywiec. Rynek. Widok ku NNE

Przejazd Jagiellońską, Zieloną, 3 Maja i z grubsza tą samą trasą wracając do zakładu fotograficznego. Odebrało się co nasze. Z ciemnych chmur nadal złowrogo pogrzmiewało, choć zrobiło się trochę bardziej słonecznie. Wyjeżdżając z miasta niepotrzebnie wjechało się w ulicę Wyzwolenia, ale dojechało się do końca, po czym zjazd Lelewela. O 13:15 mijało się Browary Żywiec, a droga była przytłaczająco płaska. Dopiero Przed Juraszkami zaczynała się piąć w górę.


13:15. Żywiec SW. DK 69. Browar Żywiec. Widok ku SWW

Węgierska Górka - wypadek 

Wypadek miał miejsce o 13:55 na zjeździe do Węgierskiej Górki. Dalsza podróż nie miała sensu i była ryzykowna, więc podjęta została decyzja o powrocie nazajutrz do domu. Będąc w szoku, wciąż w oszołomieniu pierwszym takim zdarzeniem w życiu, nie przyszło do głowy, ani wezwanie pogotowia, ani wejście w pociąg w tej samej miejscowości. Kasia zjeżdżała (prędkość na oko w przedziale 30-40km/h), ja za nią w pewnej odległości (z kilkanaście metrów może więcej). W pewnym momencie przejechało jakieś auto, ale nie było zderzenia, ani zahaczenia. Może jakiś podmuch powietrza, może lekka nierówność na drodze, a z pewnością nadmiar (wg późniejszej mojej oceny) bagażu na sakwach (ja pakowałam), połączony z małym doświadczeniem jazdy z dużym bagażem, przyczyniły się do takiej sytuacji. Kasia przewróciła się, a rower ją przykrył częściowo.

Ominęłam, by na nią nie wpaść i hamowałam tak, by również nie spotkał mnie jakiś wypadek (bagażu też sporo, chyba miałam aparat w ręku, którego nie zdążyłam schować (a na pewno nie robiłam zdjęcia w takiej sytuacji), a auta jechały drogą), przez co moje zatrzymanie nastąpiło kilka-naście metrów dalej niżej. Rower prędko o barierkę, by nie przeszkadzał na drodze. Szybko z powrotem na miejsce wypadku. Była żywa, przytomna, ale w kiepskim stanie (pierwsza taka sytuacja w życiu). Miała zdartą skórę w okolicy łokcia z istotnych obrażeń zewnętrznych. Zabrałam ją stamtąd na rękach, znosząc na kraniec drogi, w okolice krańca barierki. Potem znów szybko w górę, tym razem po rower Kasi, by ktoś na niego nie wjechał. Nie pamiętam dalszych czynności, czy podałam wodę, czy nie itp., ale wkrótce zjawiła się jakaś kobieta mieszkająca w pobliżu. Po krótkiej rozmowie, poszło się za nią wraz z Kasią.

Potem nastąpiła dłuższa przerwa, bandaż, dochodzenie Kasi do siebie, itp. Nie było wiadome co dalej robić. Nie pamiętam, czy informacja o stacji w Węgierskiej Górce nie była nam powiedziana, czy nie dotarła, czy co innego. Odtąd, zamiast jazdy na Węgry, jako cel trasy, w głowie widniała tylko Milówka, aby tam odpocząć i nazajutrz wsiąść w pociąg (nie wiem czemu, może przez szok, nie przyszło do głowy, by zakończyć podróż niemal natychmiast, zamiast pchać się z rowerami kolejne kilometry). Uprzednio Milówka miała być dla nas wyraźnym punktem, przez który miało nas powieść do Zwardonia i dalej, lecz o ironio, na Węgry, a skończyło się Węgierską Górką z kłopotami. W dalszą trasę ruszyło się o 15:37.


13:38. Radziechowy SE przy granicy z Przybędzą. DK 69. W centrum wzniesiony na Sole wiadukt linii kolejowej nr 139/489 między stacjami Katowice i Zwardoń oraz Skalité Serafínov na Słowacji. Ponad nim zabudowania Bystrej (po lewej) i Brzuśnika (po prawej). W tle dolina Bystrzanki między grzbietami (w centrum Przyboru (898 m n.p.m.), po prawej Magury (891 m n.p.m.) z Kiczorą (837 m n.p.m.)) odchodzącymi od Skały (946 m n.p.m.) w Grupie Lipowskiego Wierchu i Romanki. Po lewej Babia Góra (1723 m n.p.m.). Poniżej niej Łysa Góra (484 m n.p.m.) po N stronie doliny Juszczynki. Widok ku SEE


13:51. DK 69. Przybędza S. W centrum góra Zabawa (823 m n.p.m.). Po lewej NW grzbiet góry Prusów (1010 m n.p.m.) ze szczytem Palenica (687 m n.p.m.). Zdjęcie dosłownie na kilka minut przed wypadkiem Kasi. Widok ku SSE


15:37. Granica Przybędzy i Węgierskiej Górki. DK 69. Nieszczęśliwy zjazd. Zdjęcie już po przerwie i założeniu bandaża. Widok ze skrzyżowania z ul. Zielona Górna ku NE

Trudny spacer i jazda do Milówki

Okolica była wyjątkowo ładna. Chmury burzowe rozmyły się gdzieś. Co jakiś czas mijało się grupki turystów. Przemieszczanie odbywało się Traktem Cesarskim, biegnącym po zachodniej stornie Soły. Była to spokojna okolica, z dala od ruchu samochodowego. Poprowadzona na skraju lasu i zboczy górskich, miejscami była zapadnięta. Trochę rekompensowało to stres, jaki dopiero z nas schodził. W zachodniej części Ciśca jechało się już razem, choć nadal spokojnie. Droga za wsią się wznosiła, aż do zakrętu na DK 69, prowadzącego na wiadukt do Zwardonia. Nie podjeżdżało się, lecz rowery były prowadzone do DK 69, a także w dół, do skrętu na Kamesznicę. Była 18. Chwilę przemieszczania w kierunku tej wsi, lecz wnet dotarło do nas, iż musimy zawrócić. Popytawszy paru turystów o tanie noclegi, wreszcie udało się nam znaleźć nocleg w agroturystyce przy ulicy Limbowej. Powitała nas pani w starszym wieku. Znalazł się dla nas wolny pokój w dogodnej cenie, położony na piętrze. Zmiana opatrunku, szybka kolacja i prysznic. Zasnęło się niemal od razu.


16:02. Węgierska Górka. Trakt Cesarski. Po lewej Soła. Widok ku SWW


16:02. Węgierska Górka. Trakt Cesarski. Widok ku NEE


16:08. Węgierska Górka. Trakt Cesarski. Osuwisko. Widok ku W


16:11. Węgierska Górka. Trakt Cesarski. Widok ku NNW


16:31. Węgierska Górka. Trakt Cesarski. W tle Grupa Lipowskiego Wierchu i Romanki. Po lewej grzbiet Magury (891 m n.p.m.) z Kiczorą (837 m n.p.m.) odchodzącymi od Skały (946 m n.p.m.), położonej w centrum w głębi. Po prawej grzbiet Abrahamów (857 m n.p.m.). Za nią Romanka (1366 m n.p.m.). Widok ku SEE


16:38. Węgierska Górka. Trakt Cesarski na skrzyżowaniu z Czarkowskiego i Turystyczną (na zdjęciu). Inskrypcja: "Tablica pamiątkowa ulica ta poświęcona jest pamięci Majora Kazimierza Czarkowskiego bohaterskiego dowódcy batalionu KOP Berezwecz, który w dniach 1-3 września 1939r, w rejonie Węgierskiej Górki stawił opór agresorowi hitlerowskiemu Węgierska Górka 1 Września 2004r.". Widok ku W


16:38. Węgierska Górka. Trakt Cesarski na skrzyżowaniu z Czarkowskiego (na zdjęciu) i Turystyczną. Most na Sole. W tle Romanka (1366 m n.p.m.). Widok ku SE


17:23. Milówka NE. Trakt Cesarski. W centrum góra Prusów (1010 m n.p.m.). Po prawej Sucha Góra (1040 m n.p.m.). Między nimi grzbiet Lipowskiego Wierchu (ok. 1325 m n.p.m.). Widok ku E


17:23. Milówka NE. Trakt Cesarski. Po lewej góra Prusów (1010 m n.p.m.). W centrum grzbiet Lipowskiego Wierchu (ok. 1325 m n.p.m.). Po prawej Sucha Góra (1040 m n.p.m.). Widok ku SE


17:27. Milówka NE. Trakt Cesarski. Początek S69. Po prawej dolina Szarzanki i Wzniesienia Szarzańskie. Po lewej wzniesienia, za którymi znajduje się dolina Nieledwianki. Widok ku SW


17:34. Milówka NE. Początek S69. W tle po lewej Sucha Góra (1040 m n.p.m.) Widok ku SEE

Zaliczone gminy

- Katowice (w ramach przesiadki między pociągami)
- Bielsko-Biała
- Wilkowice
- Buczkowice
- Łodygowice
- Żywiec
- Radziechowy-Wieprz
- Węgierska Górka
- Milówka
Rower:Zielony Dane wycieczki: 46.00 km (2.00 km teren), czas: 04:00 h, avg:11.50 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Klęska pod Węgierską Górką I - Na pociąg

Piątek, 29 kwietnia 2011 | dodano: 03.12.2016Kategoria .2 Osoby, .Warszawa, .Pół nocne, .Z Kasią, 2011 Kotlina Żywiecka, .Wyprawy po Polsce

Kasia rankiem wyjechała rowerem na praktyki. W tym czasie trwało przygotowywanie przez mnie bagażu, a potem jazda przez Miączyn do Goławina. Tam spotkanie i rozdzielenie sakw. Dalej szutrówką do Smoszewa, a stamtą na Trębki. Pogoda była przyjemna, słońce grzało, a wiatr chłodził. Trudno było po zimie przywyknąć do ciężkich sakw. Z Henrysina przejazd przez las i Duchowiznę do DK62. Głównymi trasami przejechało się do Jabłonny (od NDM jednak jadąc po ścieżce). Była nadzieja, że uda nam się trafić na otwarty kebab, gdyż głód dawał o sobie znać, choć ledwie rozpoczęło się podróż. Pierwszy, jaki udało się dostrzec, był zamknięty z powodu awarii, lecz wnet udało się znaleźć kolejny, gdzie udało się nasycić.

W Warszawie na krótko w Przyrzecze, Gąsiorskiej, Główną i z powrotem do Modlińskiej. Chwilę potem ponowny zjazd, tym razem w Aluzyjną. Odkrytą do Stefanika. Przy Książkowej zjazd na chodnik, miedzy blokami docierając do Ordonówny. Dalej do serwisu, skąd pochodził Wheeler, krótkie zakupy (klocki hamulcowe i dętki) uzupełniające zasób techniczny. Dalsza jazda Strumykową i Myśliborską. Przy Światowida na wschód i objazd osiedla bloków do ulicy Nagodziców. Przed ostatnim blokiem skręt na południe i dopiero tak wjechało się z powrotem na drogę. Skręt w Kasztanową i powrót do Modlińskiej.

Trzymając się wybrzeża przejechało się wałem do Gdańskiego. Za ZOO rozdzielenie się. W tym czasie Kasia jechała cały czas prosto Radzymińską, następnie skręciła do Ząbek, w Lisa Kuli, Szpitalną do Fabrycznej z finiszem przy kościele w Zielonce. Trwało to godzinę, a całą drogę towarzyszyły jej ciemne, burzowe chmury na zachodzie. Ja zaś, po skręcie w Olszową, mostem na Wybrzeże Kościuszkowskie, skręt w Karową, przez południowy skraj Parku Saskiego. Za Grzybowską 4 skręt w prawo, udając się do Granicznej 2, by wykupić ubezpieczenie. Przejazd ulicą do Placu Żelaznej Bramy. Za 11A skręt w prawo, tak iż wyjechało się na Królewską między biurowcami. Powrót przez Park Saski, alejką kawałek na północ od mojego dojazdu. Przejazd na Krakowskie Przedmieście. Zejście na schody ruchome przy Starym Mieście. Północną stroną mostu do Dworca Wileńskiego, gdzie przez pasy na właściwą stronę drogi. Epizod ten również zajął mi około godzinę.

Dalej po Radzymińskiej. Skręt w DW 634. Już w Zielonce na moment w Focha. Potem Staszica, Mickiewicza, przejazd przez tory i przerwa koło kościoła. Tam ostatni przegląd rowerów, przede wszystkim wymianę klocków hamulcowych. Ponowny start już po zapadnięciu nocy. Przejechało się Powstańców, uzupełniło zapasy. Z Zielonki wyjazd Drewnicką i wtedy się rozpadało drobnym deszczem. Powietrze przyjemnie pachniało, niosąc nutkę wyprawy i tajemnicy. Trzeba było założyć kurtki. Kochanowskiego wjazd na Radzymińską, testując jej nową ścieżkę rowerową. Skręt przy Wileńskim, potem mijając imprezowiczów i muzykę Ząbkowskiej oraz Brzeskiej. Wjazd na Kijowską, wnet znajdując się na Dworcu Wschodnim.

Była ok. 23:30, gdy kupowało się bilety (23:41 podczas drukowania ostatniego) na trasie Warszawa Wschodnia do stacji Bielsko Biała Główna. (przez Koluszki, Częstochowę, Zawiercie, Katowice) Do odjazdu została godzina. Kręciło się sporo policji i nieciekawych typków. Również sporo rowerzystów. Przekąsiło się co nieco na peronie. Po przyjeździe pociągu wnet trzeba było pędzić do odpowiedniego wagonu. Razem z nami jechała jeszcze inna, całkiem miła rowerzystka. W pociągu ogromny tłok. Zawiesiło się rowery na hakach, a nam z sakwami przyszło rozłożyć się na podłodze przy nich, podkładając pod siebie sakwy. Na kolejnych stacjach tłok się powiększał. Do tego jeden bardzo wstawiony koleś co chwila wędrował od siedzenia do toalety, za każdym razem nas depcząc, a raz się na nas przewracając. Spać się nie dało. Raptem kilka razy zdrzemnąć, przysnąć i to tyle. Wzbudzane sytuacjami emocje nie dawały szansy na odpoczynek.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 100.00 km (7.00 km teren), czas: 07:00 h, avg:14.29 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Środek Polski II - Przez Włocławek

Piątek, 24 września 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria .2 Osoby, .LSTR, .Wyprawy po Polsce, >200, ..Gminy Polska, .Z Księgowym, 2010 Środek Polski

2010.09.23 - 24 Środek Polski - cała trasa


Nocleg

Bezchmurnie. Wiatr z południa i nieco od wschodu, wieczorem słabszy. Ciepło. Noc była zimna, jednak ubrania i śpiwory zapewniły dostateczne, choć nie najlepsze warunki snu. Długo nie zasypialiśmy gadając, przy czym moje wypowiedzi co chwila były podkreślane kolejnymi smarknięciami. Kilka razy zdawało nam się, że słyszeliśmy psy i jakieś maszyny. Do głowy przychodziły mi pomysły, że może za drzewami zaraz był jakiś dom, a my śpimy prawie pod ogrodzeniem, którego nie zauważyliśmy rozbijają się tam o zmierzchu. Szczęśliwie, domy były wystarczająco daleko i w końcu zapadliśmy w sen, w tę świetliście księżycową noc. Mój był przerywany rozwijającą się chorobą oraz szukaniem jak najlepszej i najcieplejszej kompozycji mojego ciała z ubraniami i śpiworem. Pogoda tego dnia była podobna do czwartkowej. Noc powrotna z początku cieplejsza, zimno zrobiło się pod koniec podróży.


Nocleg w Orszewicach. Widok ku NW

Góra Świętej Małgorzaty

Zebraliśmy się stosunkowo sprawnie, jednak rekordów prędkości tu nie biliśmy. W oddali, w pobliżu wczorajszej trasy, znajdowało się gospodarstwo, na zapleczu którego ludzie ładowali coś na tira. Byłoby jak dla mnie wszystko w porządku, gdyby odległość była trochę większa. W mojej opinii mogliśmy być łatwo zauważeni, co motywowało mnie do jak szybszego zwijania się stamtąd. Ruszyliśmy polną drogą, co z rana nie było takie proste. Droga dochodziła do innego gospodarstwa, więc kilkanaście metrów przed nim, czmychnęliśmy w pole i tak doszliśmy do asfaltu. Stamtąd powoli wtoczyliśmy się do Góry Św. Małgorzaty, jak zwała się miejscowość. Przybyliśmy dokładnie w chwili, kiedy dzwonił pierwszy dzwonek na lekcje. Nie nasze. Zatrzymaliśmy się w tamtejszym barze, gdzie Księgowy zamówił sobie herbatę i hamburgera. Po chwili zastanowienia również i mnie poniosło do środka, ale po herbatę i zapiekankę. Jedliśmy na dworzu. To znaczy Księgowy jadł. Gdy zapiekanka była gotowa, to w ciągu minuty, może pół, bardzo szybko w każdym razie zniknęła. Herbata znikała wolniej. Cieszył mnie ten zakup, zdrowie moje bowiem pogarszało się i dało się odczuć to wyraźnie.

Wzgórze kościelne w Górze Świętej Małgorzaty

Po posiłku spacer na wzgórze czy raczej pagórek, utworzony wieki temu, na którym wznosił się kościół. Podeszliśmy z rowerami po stromym zboczu. Księgowy próbował podjechać, lecz pokonały go krawędzie, jakby po schodach i dołączył do mnie w powolnym, pieszym szturmie. Na górze wiało szczególnie silnie i gdyby nie drzewa, które otaczały teren kościoła, to zupełnie by nas przewiało. Minusem było to, że jedyne miejsce z którego rozciągał się wspaniały widok na rozległe połacie równin, oczywiście był zasłonięty. Może gdyby wejść na wieżę, to by był lepszy. W celu zrobienia panoramy, poszukaliśmy innego miejsca i weszliśmy na „zaplecze” terenu kościelnego, od południowej strony, zaraz za pomieszczeniami księdza. Zajrzeliśmy jeszcze do wnętrza kościoła - tylko przedsionek był otwarty. Po tych atrakcjach zjechaliśmy utwardzonym podjazdem o dużej stromiźnie.


Góra Świętej Małgorzaty. Widok ku NW


Góra Świętej Małgorzaty. Widok ku SW


Góra Świętej Małgorzaty. Widok ku SSE

Kolegiata w Tumie

Płaską, prostą drogą mijaliśmy kolejne domu z czerwonej cegły. Dojechaliśmy do tak znanej z polskiej historii (czy raczej podręczników) wsi Tum. Rozpoznaliśmy ją przede wszystkim po zagęszczeniu domostw wspomnianych wyżej. Sprawiała wrażenie bardzo niewielkiej. Naszym celem oczywiście była kolegiata, więc podjechaliśmy pod nią niemal na sam koniec wsi. Wyjazd na przód. Objechało si tyle, ile się dało cały zabytek. Czasem trzeba było iść, bo od zachodu było wąskie przejście między murem i ogrodzeniem domu, a od południa pola. Od strony drogi teren pokrywała łąka z licznymi kopcami kretów. Budowla została obficie obfotografowana, jednak przybyliśmy za wcześnie, gdyż dla zwiedzających była otwierana od 11. Przyjechała tam również wycieczka autobusem, ale im też się nie udało. W odległości kilku metrów stał mniejszy i nowszy od tamtego kościół. Wyjazd na krajówkę był krótki, może około kilometra od kolegiaty. Przed naszymi oczami widoczne były zabudowania Łęczycy. Widać ją było również z terenu koło kolegiaty i tam było to milsze dla oka niż z głównej drogi do miasta. Tam zamiast drogi i drzew w jezdni, przed miastem widać było pola i lasy.


Tum. Po lewej kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej i św. Aleksego. Widok ku W


Tum. Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej i św. Aleksego. Widok ku SWW


Tum. Kościół pw. św. Mikołaja. Widok ku NNW


Tum. Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej i św. Aleksego. Widok ku NW

Dziwny ktoś w Łęczycy

Zatrzymaliśmy się pod zamkiem, który leżał niedaleko od pierwszych zabudowań. Akurat wychodziła stamtąd wycieczka z podstawówki. Przeczekaliśmy i podjechaliśmy do wjazdu, gdzie uwieczniliśmy nasz pobyt w tym miejscu. Ruszyliśmy w poszukiwaniu bankomatu dla Księgowego, apteki dla mnie i sklepu z jedzeniem dla nas. Bankomat znalazł się przy rynku, ale innego banku, niż on potrzebował, więc gdy znaleźliśmy sklep, w pobliżu którego stał ten właściwy bankomat, Księgowy nieco się zirytował. Zrobiliśmy małe zapasy, głównie picia, zjedliśmy po jakimś wypieku, pączku, drożdżówce czy innym jakimś (mi się trafiło chyba coś z białym serem). Wcześniej udało się kupić w aptece gripex, a podczas pakowania podeszła do mnie jakaś starsza kobieta i się pytała czy pale papierosy. Totalnie nie było mi wiadome o co jej chodziło. W życiu zdarzyło mi się spróbować zapalić 2-3 razy i to na długo przed tą wyprawą. Smród wydostający się z papierosów mnie odrzuca, wywołuje rodzaj nerwowego duszenia. Miejsca nasycone dymem papierosowym wywołują chęć natychmiastowego opuszczenia takiego miejsca, a ewentualny pobyt na siłę w takich miejscach, najczęściej wymaga zakrywania się ciuchem czy czymś, by choć w ten sposób odfiltrować część tego okropieństwa. Niestety, nie z własnej woli zdarzało mi się przebywać w pomieszczeniach, nasyconych dymem papierosowym, i nie byłam w stanie nic z tym zrobić. Na moją przeczącą odpowiedź zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, pozostawiając mnie w zmieszaniu (dziwny ktoś, kto zadaje dziwne i głupie pytania ni tąd ni z owąd...), podczas zbliżania się w stronę sklepu.


Zamek w Łęczycy. Widok ku NEE


Łęczyca. Ratusz. Widok ku NWW


Łęczyca. Rynek. Widok ku NW


Łęczyca. Kościół pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Widok ku NW

Od Łęczycy ku NW

Wyjechaliśmy z miasteczka, choć z trudem, ze względu na sporą liczbę aut jadących główną. Gdy nam się to udało, ruszyliśmy drogą, która była położona dość wysoko ponad powierzchnię otaczających ją pól. Odcinek ten, do następnego skrzyżowania wydawał się podróżą przez pustkowia na rubieżach cywilizacji. W Topoli wmanewrowaliśmy się na pas do skrętu w lewo i po pojawieniu się zielonego światła ruszyliśmy tamże. Zaraz potem skręciliśmy w prawo na Kłodawę. Zrobiło się nieco ciężej. Odczuliśmy siłę wiatru z południa. Niedługo po skręcie w prawo, zatrzymała się jakaś kobita pytająca nas o drogę do D... Udzieliliśmy wskazówek utwierdzając ją, że dobrze myślała, którą trasa jechać. Przejechaliśmy przez Siedlec, gdzie wpierw pojawiły się drzewa po lewej, sugerujące mi myśl, że za nimi stać musiał dworek, którego nie ujrzeliśmy. Dalej stał budynek, kiedyś będący chyba młynem, a jeszcze dalej kościół po prawej. Niedaleko czekał nas podjazd, którym ostatecznie opuściliśmy płaską równinę. Co prawda wyjechaliśmy nieco wyżej, ale krajobraz nadal nie był nazbyt wyraźnie zarysowany. W zasadzie było widać tylko było brak totalnej płaskości obszaru. Później gdzieniegdzie także pagórki i doliny.


Między Dąbiem i Siedlecem. Widok ku NNW


Między Jackowem i Jaworowem. Widok ku NW


Granica województw między Radzyniem i Rycerzewem. Widok ku NW

Okolice Kłodawy

Przejechaliśmy jeszcze kilka wiosek, jeden większy las, gdzie człowiek z naprzeciwka idący poboczem, zapytał mnie czy idzie w stronę parkingu. Szczęśliwie 50-100 metrów wcześniej udało mi się kątem oka zarejestrować obecność takiego, więc uzyskał potwierdzenie. Za lasem ukazała się wreszcie wyraźniejsza rzeźba terenu, dużo pól, dużo zbóż i czasem domy. Przecięliśmy tory. Po lewej stronie drogi zobaczyliśmy w oddali napis. Nie byliśmy w stanie go odczytać, ale jak się słusznie domyślaliśmy, okazał się on należeć do budowli zakładu wydobyci soli w Kłodawie. Wkrótce po tym dogoniliśmy ciągnik, a że jakoś tak się nabrało rozpędu, to i przyszło go wyprzedzić. Przerwa na rozjeździe, czekając na Księgowego, który został za maszyną. Ciągnik wyprzedził moje stanowisko oczekiwania, a Księgowy nieco później.


Kłodawa. Kopalnia Soli. Widok ku SWW

Razem przejechaliśmy na drugą stronę DK 92, skąd z łatwością dotarliśmy na rynek. Odpoczęliśmy na ławce, posilając się po raz pierwszy od Łęczycy. Stamtąd skierowaliśmy się do wyjazdu ku NE. Jechaliśmy urokliwymi wioskami z niezłą drogą i ładnymi widokami. Raz mieliśmy incydent, że robotników samochody stały na całej szerokości drogi, z czego jeden zatrzymał się "na moment" i przed chwilą musiał nas wyprzedzić. Musieliśmy jakoś sobie poradzić i ominąć przeszkodę. Później droga nas prowadziła kolo piaskowni, gdzie stały wielkie kopce wydobytego surowca, wyglądające niemal jak piramidy, a wrażenie to potęgowały jasne barwy, silnie odbijające promienie słońca. Przejechaliśmy przez szutry w lesie i po kilku kilometrach dojechaliśmy do Przedeczy, miejscowości ze starym, zalatującym gotykiem kościołem i jeziorem o ~2km długości. W tym czasie trwały jakieś roboty drogowe w mieście, a przed kościołem ustawiał się konwój pogrzebowy. Na rynku skręciliśmy ku północy, przy czym ja trochę później, by jeszcze zrobić zdjęcia. Księgowego udało się dogonić na lekkim podjeździe u wylotu z miejscowości. Potem jechaliśmy długo i monotonnie, ledwo rejestrując otoczenie.


Zbójno. Widok ku W


Przedecz. Kościół pw. Świętej Rodziny. Widok ku W

Na północ do Włocławka

Zatrzymaliśmy się przy sklepie Cettach i zrobiliśmy krótki-dłuższy odpoczynek na zjedzenie kilku słodkich przekąsek. Zmęczenie się z nas wydostawało. Dalej zauważaliśmy bardziej czerwone płaty ziemi na niewielkich pagórkach, wszystkie mniej więcej na tej samej wysokości, niżej których była jaśniejsza ziemia. Nasze umysły pobudził zjazd w dolinę jeziora Kromszewickiego i uciążliwy podjazd do Chodeczy. Gdy tylko wydostaliśmy się na płaskie, od razu pojechaliśmy dalej nie oglądając się za siebie. Przez 20km jechaliśmy praktycznie bez zatrzymywania, skupiając się na samej jeździe po bardzo równinnym, ale wysoko położonym obszarze. Zatrzymaliśmy się dopiero w Kruszynie i odpoczywaliśmy na przystanku. Z wioski czekał nas zjazd do przedmieść Włocławka i postanowiliśmy jechać główną drogą.


DW 269. Granica województw między Chrustowem i Cettami. Widok ku NEE

Przerwa we Włocławku

Do miasta wjechaliśmy główną trasą. Skręciliśmy w prawo i dalej jechaliśmy ścieżką, która nagle zamieniła się w chodnik i to taki niezbyt fajny. Skończyło się to przejazdem na lewą stronę, gdy dokładnie na ukos wypatrzyliśmy pizzerię DaGrasso. Oczywistą rzeczą – zmęczeni po tak długiej podróży posililiśmy się tam, pół na pół, dużą hawajską z frutti di mare. Wykorzystaliśmy tamtejsze WC i nieco wypoczęliśmy , a w każdym razie najedliśmy. Po przerwie przemieszczaliśmy się ulicami: Zbiegniewskiej, Robotnicza, Kapitulna (która pod koniec była potwornie rozkopana), skręciliśmy w Kilińskiego przejeżdżając nad małą rzeczką i wjeżdżając w Toruńską, którą jechaliśmy rzecz jasna w stronę Torunia. Po kilometrze upewniliśmy się, że to nie tędy droga. Dowiedzieliśmy się tego u tubylca, po czym wróciliśmy do miejsca, gdzie mogliśmy odbić, by wciąż widząc Wisłę, dobrnąć do mostu Rydza-Śmigłego. Jakoś tak wyszło, że jazda tymi drogami omijała całe stare miasto, które samo w sobie pozostało mi nieznane. Zasugerowało mi to powrót, gdy będę w okolicy. Przejechaliśmy most. Księgowy podsumował, że lepiej to wygląda niż z zapory, po której już kiedyś jechał. Faktycznie, widok był ładny, zwłaszcza w stronę, gdzie Wisła zmierzała.


Włocławek. Przebudowa Kapitulnej. Widok ku NE


Włocławek. Wyszyńskiego. Ujście Zgłowiączki do Wisły. Widok ku N


Włocławek. Most Marszałka Rydza-Śmigłego. Widok ku SE

DK67 do Lipna

Po drugiej stronie czekał nas podjazd rodem z gór. Najniższe biegi i do przodu. Udało się jechać cały czas, aż zrobiło się na tyle płasko, by nie musieć się znów męczyć. Księgowy został nieco z tyłu. Jechaliśmy dalej w stronę Lipna, a po słońcu już było widać, że zbliża się zmrok. Obszar był nieco pagórkowaty, ale poza jednym jeziorem Ostrowite, nie udało mi się zarejestrować ich więcej. Pod względem psychicznym, jechało się nam niemal tak, jak do samego Włocławka, kiedy to znużeni jechaliśmy i jechaliśmy.


Bogucin. DK 67. Widok ku N


Fabianki. DK 67. Widok ku NNE


Krzyżówki. DK 67. W centrum Jezioro Ostrowite. Widok ku SSE

Okolice Lipna

Lipno osiągnęliśmy przed zmrokiem. Miasteczko w sporej i rozległej dolinie  Do centrum same zjazdy, tylko rynek i obrzeża na wzniesieniach. Zajechaliśmy na jeden z placyków, gdzie było dużo ludzi, ale gdy Księgowy zwęszył naciągacza, wnet ruszyliśmy. Przejechaliśmy rzeczką Mień i zatrzymaliśmy się pod sklepem, gdzie chciało mi się po prostu usiąść na chodniku i zacząć odpoczywać, wpatrując się w mapę. Trwało to kilka minut. Ruszyliśmy w górę, z mi zachciało się nieco rozruszać nogi i dostać się na pieszo. Górą biegła krajówka, której trzymaliśmy się przez kilka kolejnych godzin nocnych. Przed wyjazdem z miasta zajechaliśmy na stację, gdzie Księgowy zaopatrzył się w Tigera – jego ulubiony wtedy napój na nocną jazdę. Po zakupie Tigera ruszyliśmy na jazdę przez ponad pół nocy.

Różne pomysły na tę wyprawę

Teraz kilka słów odnośnie planów wyprawy. Przedwczoraj, w czasie rozmowy wpierw ustalaliśmy, że pojedziemy byle gdzie. Potem trwało precyzowanie, że od nas możemy pojechać, albo na SWW, albo NW, a potem się zobaczy, jak będziemy jechać i którędy wracać, ważne żeby dotrzeć jak najdalej w oznaczonym czasie. Gdy tak się dalej dyskutowało, przyszło mi na myśl, że można by oba warianty połączyć i tak wyszedł szkic pętli przez Włocławek. Na Google Earth i innych serwisach można było przejrzeć sposoby dojazdu do miasta i z grubsza udało się to zrealizować. Modyfikacje nastąpiły od lasu za Wyszogrodem do Piątku, ale mniej więcej się pokrywały. We Włocławku zupełnie schrzaniliśmy, ale dzięki temu poznaliśmy inne obszary, których być może byśmy nigdy nie zobaczyli. Do Lipna szkic zakładał jazdę bardziej przez wioski, a z Kłodawy powinniśmy skręcić w inną drogę tak, żeby nie trafiać na główną. Mimo tych incydentów, wciąż było dobrze. Z Lipna chciało mi się jechać dalej na północ, nawet do Działdowa, tak, żeby po raz pierwszy jednego dnia odwiedzić cztery województwa, ale skończyło się na trzech, z czego po raz pierwszy poniosło mnie rowerem do wielkopolskiego i na Kujawy. Pierwszy nocleg wypadł pomyślnie, mniej więcej tak jak w szacunkach. Jeśli chodzi o noc drugiego dnia, to sprawa wyglądała tak: Księgowy chciał nazajutrz być już u A.. Oznaczało to, że rozważał powrót szynobusem z Sierpca. Gdybyśmy przenocowali po drodze, wsiadłby na tory, a mi pozostało wracać samotnie. Pasowało mi to, ale też było stratne, bo mogliśmy zamiast tego udać się jeszcze trochę w kierunku północnym i tam przenocować. Księgowy przejechałby do Sierpca ze 30km następnego dnia, a przeze mnie zostałyby odwiedzone jeszcze rejony Działdowa, dopiero wtedy wracając. Ten plan był wykonalny, jednak padło na wariant alternatywny. Zamiast nocować, moglibyśmy od razu ruszyć nocą. W ostateczności i tak gdzieś byśmy rozbili obóz. W ten sposób osiągnęliśmy swoje cele o własnych siłach, z czego mnie przywiało do domu w stanie osłabienia, chorując w następne dni.

DK10 od Lipna do Góry

Szczęśliwie przyświecał nam księżyc, ale dopiero po północy bardziej to zauważyliśmy. Z Lipna wyjechaliśmy o zmroku i przez kilkanaście kilometrów było nawet dobrze. Na jakimś przystanku krzyczały jakieś dziewczyny, którym Księgowy coś odkrzyknął. Gdy w lesie zobaczyliśmy po prawej coś w rodzaju postoju z ławeczką i daszkiem, zjechaliśmy tam i przygotowaliśmy się do dalszej drogi, zakładając odblaski, lampki i rozruszaliśmy się przed nocą. Z początku jechaliśmy przed siebie tak jak do Lipna i Włocławka, ale w miarę zbliżania do domu, postępu nocy i zmęczenia, coraz bardziej rozwiązywały się nam języki. Przynajmniej ustępowało znużenie. W międzyczasie zatrzymaliśmy się na przystanku, żeby odpocząć. Dość szybko dotarliśmy do Sierpca, gdzie staliśmy koło cmentarza. Gdy zobaczyliśmy zbliżających się ludzi, mimo wszystko postanowiliśmy ruszyć i ewentualnie zatrzymać w innym miejscu. W ten sposób Sierpc pożegnaliśmy i ku Drobinowi zdążaliśmy. Ten etap odbył się w pobliżu już przejechanej przeze mnie trasy, leżącej nieco na północ. Sam Drobin ominęliśmy bardzo szybko.

Przerwa w Górze i w Dzierzążni

Kolejnym punktem była stacja paliw przed lasem, o tej porze zamknięta, położona jakiś kilometr od Góry. Nieco się rozprostowywaliśmy i wkrótce znów pędziliśmy. Podjechaliśmy pod Górę i znaleźliśmy się na odcinku do Płońska, który już był mi znany, choć jeszcze nie o tej porze. Wpierw było pusto i bezludnie, lecz wnet zaczęło się pojawiać więcej domów, aż powstał niemal pełen ich ciąg wzdłuż szosy. Tak powitaliśmy Dzierzążnię, gdzie mieszkała znajoma, u której kiedyś przyszło mi być na dwóch ogniskach w liceum. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, która podczas licealnych ognisk była punktem zaopatrzenia. Księgowy chciał  kupić coś do picia. Nie podobało mu się otoczenie i przebywający tam o tej porze ludzie, którzy niemile kojarzyli mu się z miastami.

Kurs na Nacpolsk

Wnet ruszyliśmy dalej, skręcając na Nacpolsk. Nie włączaliśmy świateł, poza krótkimi momentami. Było naprawdę jasno. Ten odcinek toczył się stosunkowo szybko, ale bardziej z powodu naszego zaangażowania w gadanie i wspominanie rożnych historii z życia, niż w skutek tempa jazdy. Przez to niemal nie zauważyliśmy kilku dużych i szybkich psów. Wpierw były to odległe odgłosy z prawej strony, tak psa, jak i łańcucha. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie lokalizacja, jaką przypisywaliśmy tym odgłosom. Najbliżej położone nam gospodarstwo leżało jakieś sto metrów przed nami, tuż koło drogi, kolejne widoczne było z pół kilometra w głębi pól. Odgłosy pochodziły właśnie od strony pól i mieliśmy pewność, że ani nie z pierwszego podwórka, ani nie z tych odległych, bo na to był zbyt donośne.

Nocny atak psów

Z początku zbagatelizowany został ten problem, mając swoje doświadczenia z psami i rowerem. Księgowy miał swoje, więc traktował to zdarzenie odmiennie. Wyszło na jego, gdy okazało się, że dźwięk kieruje się w naszą stronę, pobrzękując ciągnącym się łańcuchem niczym pies Baskervillów. Urwane bydle goniło nas. Wnet ukazało swą masywną budowę, która jawiła się naszym oczom w półmroku lekko zadrzewionej drogi. Księgowy zaczął się oddalać gwałtownie. Ja bardziej powoli, zależnie od tempa pościgu. Bestia goniła wytrwale i zajadle dotrzymywało mi kroku. W pewnym momencie, nieco mnie już wkurzyło. Wydarł się ze mnie zachrypnięty ryk, który miał nieco zmieszać paskudę, a zarazem udało mi się w ten sposób poznać kiepski stan mojego zdrowia. Wkrótce potem udało mi się dogonić Księgowego. Byliśmy porządnie zmęczeni ucieczką, choć mi udało się zachować nieco więcej sił, nie zrywając się tak nagle. Mimo wszystko, dało się odczuć tę przygodę na późniejszym etapie. Przebrnęliśmy do Nacpolska, a tempo wyraźnie spadło.

Nocny powrót

Minęliśmy Żukowo i skręciliśmy na Srebrną. Jazda w tę stronę, pod względem zmęczenia kojarzyła mi się z powrotem z Jury, tuż przed Księgowego praktykami we wrześniu 2008, gdy jechaliśmy ledwo, ledwo. Można by rzec, że teraz było podobnie. Zatrzymaliśmy się na poboczu niedaleko wsi i odpoczywaliśmy, ostatni raz wspólnie w tej podróży. Usiedliśmy i zbieraliśmy siły do ostatniego etapu. Przez Srebrną przemknęliśmy szybko, bo pamiętany był przez mnie jeden z dawniejszy pościg psów z tej okolicy, a mieliśmy już dosyć ich na tę noc. Wjechaliśmy w las i powoli doczłapaliśmy się do skrzyżowania, gdzie po kolejnych kilku chwilach się pożegnaliśmy i udaliśmy w swoje strony. Księgowy turlał się do Naruszewa, a stamtąd przez Przyborowice i Goławice do A., gdzie dojechał okrutnie wymęczony. Ja na południe, obserwując mgłę płożąca się w lesie i gdzieniegdzie na polach. Warstwa jej cienka, wprowadzać mogła w nastrój tajemniczości. Rozważane było, którą drogę obrać, tak żeby się już bardziej nie męczyć, aby skrócić resztę trasy. Skończyło się tak jak wtedy, gdy pierwszy raz przekroczyło się 200km jednego dnia. Za Radzikowem, przed wyrobiskami piasku, skręt w pola w stronę lasku, a za nim pagórkiem z piachem od południowej strony. Przeturlanie przez polne drogi do Chociszewa i przejazd przez wieś, by ominąć DK 62. Ostatnie chwile spędzone zjeżdżając w dolinę Wisły, docierając pod bramy domu. Następne kilka dni trwało chorowanie.

Zaliczone gminy

- Łęczyca (M+W)
- Daszyna
- Grabów
- Kłodawa
- Przedecz
- Chodecz
- Choceń
- Włocławek (W+M)
- Fabianki
- Lipno (W+M)
- Skępe
- Szczutowo
Rower:Zielony Dane wycieczki: 255.00 km (0.00 km teren), czas: 14:00 h, avg:18.21 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Środek Polski I - Do Piątku

Czwartek, 23 września 2010 | dodano: 08.02.2017Kategoria .2 Osoby, .LSTR, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, .Z Księgowym, 2010 Środek Polski

Preludium wyprawy

Dzień był chłodny, jednak cieplejszy niż poprzednie. Zachmurzenie 1/8. Dzięki słonecznemu ciepłu, nawet pomimo wiatru, przyjemnie jechało się na krótki rękaw. Sam wiatr był mocny, ale niewiele zwalnialiśmy, nawet gdy wiał w twarz. Poprzedniego dnia zaczęła się choroba. Udało mi się o tym dowiedzieć dopiero na trasie, ale dopiero po powrocie dopadło mnie skutecznie.

Księgowy napisał po południu dzień wcześniej, że potrzebuje kogoś, aby zrobić wypad rowerowy na 2-3 dni, nie wiadomo gdzie. Tylko się spakować i wsiąść na rower. Tego dnia trzeba było pomóc przy robieniu fundamentów do ogrodzenia, więc rozmowa toczyła się z dłuższymi przerwami. Chciało mi się coś jeszcze porobić przy tej robocie nazajutrz, ale okazało się, że nic z tego. Tak więc można było poświęcić czwartek na rozpoczęcie podróży, choć lepiej jednak, aby wyruszyć w piątek. Ten termin odpadał z powodu niedzielnego maratonu, na którym Księgowi mieli wydać 100zł bon, jaki dostali jakiś czas temu na objeździe trasy. Ustaliliśmy więc, że jedziemy tak jak ruszyliśmy.

DK62 do Wyszogrodu

Księgowy ruszał z Zaborza, dużo wcześniej niż ja. Ja po śniadaniu i po przygotowaniu kanapek na drogę. Była 9:30, a tuż po 10 udało się dotrzeć na miejsce spotkania, docierając tam trasą wzdłuż Wisły. Do Czerwińska dotarliśmy w podobnym czasie. Podjechaliśmy pod sklep blisko przychodni, gdzie zachciało mi się kupić picie, z czego dwa to soki jabłkowe. O ile na początku jeszcze jakoś dało rade je pić, o tyle w dalszej podróży powalał mnie zapach i smak chemii. Jakoś udało się to wypić, ale z trudem i niechęcią. Gdy staliśmy i zajadaliśmy się świeżo kupionymi wafelkami, ktoś rzucił do mnie zawołał. Po odwróceniu się, okazało się, że był to znajomy z czasów gimnazjum oraz liceum. Zamieniło się kilka słów i poszedł w swoją stronę. Kilka minut później jazda DK 62 na zachód. Mimo zwykle dużego ruchu na tym odcinku, w związku z remontem w okolicach Zakroczymia, tym razem było odrobinę spokojniej.


DK 62. Zjazd ku granicy gmin Czerwińsk i Wyszogród. Widok ku SWW

Przez Wisłę w Wyszogrodzie

Dość sprawnie przemknęliśmy przez Wyszogród, jadąc mniejszymi uliczkami, by zjechać na most po wydeptanej ścieżce. Jazda niezbyt bezpieczna, jeśli nie zna się tego zjazdu albo po prostu nie uważa, zwłaszcza gdyby tam było okropne błoto. Na moście wyminęliśmy jakąś osobę na rowerze, choć ciężko jest tam zmieścić dwóch rowerzystów obok siebie. Po drugiej stronie, skręciliśmy w prawo na pierwszym skrzyżowaniu i szukaliśmy jakiejkolwiek drogi w las. Wkrótce ją dostrzegliśmy i rozpoczęła się podróż przez leśne ostępy.

Leśne piachy

Początkowo trasa nie przyniosła żadnych trudności. Po lewej zarośnięta drzewami wydma, środkiem nieco zabłocona droga, a po prawej zalane i zabagnione obszary, z nieco zazielenioną wodą. Gdy nadarzyła się okazja w postaci ścieżki przez wydmę, skorzystaliśmy z niej i przespacerowaliśmy się przez nią z rowerami. Na drugim zboczu chwilę odpoczęliśmy. Wszędobylski piach przeszkadzał nam w dalszej jeździe, więc trochę jadąc, trochę maszerując, spacerowaliśmy, obserwując grzyby różnego rodzaju. Trochę dalej zauważyliśmy ludzi, którzy na owe grzyby się wybrali. Pospiesznie trwało przemieszczanie się się po leśnym poszyciu, by jak najszybciej ich wyminąć. Księgowy oddalony o jakieś 100 metrów, został w tym czasie zagadany przez jedną z grzybiarek, która zapytała go, co mamy w sakwach. Na odpowiedź iż, jest to sprzęt podróżniczy,  odrzekła "to dobrze, że nie grzyby". Powiało grozą...

Spędziliśmy tam 1,5 km nim wydostaliśmy się na skraj lasu i ujrzeliśmy łąki wraz z zaroślami o jasnobrązowych barwach. Skręciliśmy ku zachodowi, tak jak prowadziła droga. Przejechaliśmy skrawek lasu z komarami i znów znaleźliśmy się na otwartej przestrzeni. Droga prowadziła koło dwóch gospodarstw, więc zastanawialiśmy się czy, nie okaże się to ślepa. Mimo to postanowiliśmy i tak tam ruszyć. Szczęśliwie nie trzeba się było wysilać i dalsza droga rzeczywiście istniała. Zaraz doprowadziła nas do lasu i ponownie się w nim skryliśmy, pomykając na zachód. W miejscu, gdzie widoczna była zmianę w struktury lasu, pojawiło się rozjazd. Tam udaliśmy się ku południu i tak dotarliśmy do Nowej Wsi – osady bardzo skromnej, która liczyła nie więcej niż 30 osób. Znajdowały się tam stawy z hałdami ziemi odsypanymi dookoła.

W bezliku wsi

Jeszcze chwilę nam zeszło nim wyjechaliśmy na asfaltową drogę w Łaziskach. Rozpoznawana była przez mnie trasa, jedna z poprzednich, tak rzadkich w tym rejonie podróży. Odpoczęliśmy na przystanku, przypominając sobie pewne zdarzenia i osoby z przeszłości, które gdzieś znikły zmieniając się nie do poznania. Wszamaliśmy małe co nieco (ja trochę większe) i powoli ruszyliśmy asfaltem na zachód. Za wsią zjechaliśmy w pola, docierając do lasu, w którym się pokręciliśmy, nim  z niego znaleźliśmy wyjście. Przez pola dotarliśmy do Lubatki, zjeżdżając w dół po uformowanej ścieżce. Dotarliśmy do rozjazdu i po krótkim namyśle wybraliśmy prawo. W ten sposób dojechaliśmy do większej drogi – asfalt z Iłowa na Sochaczew. Nie ujechaliśmy wiele. Prawie natychmiast przejechaliśmy na drugą stronę.


Ruinka w Łaziskach. Widok ku SW

Kolejny odcinek był ze świeżo położonego asfaltu. Było go akurat tyle by starczyło do ostatniego domu, a że chat niewiele, to i zaraz się skończył. Tam znów ruszyliśmy na ścieżkę polną. Powoli dotarliśmy do wsi Piskorzec, gdzie na asfalt wróciliśmy koło sadu. Nim tak się stało, mieliśmy opcję, aby pojechać wśród owocowych drzew, ale droga wydała się podejrzana – tak, jakby urywała się niedługo potem. Wybraliśmy więc bezpieczniejszy wariant i po kilku metrach znów pojawił się upragniony asfalt. Dojechaliśmy do skrzyżowania kolejnej trasy - z Iłowa  na południe. W Brzozowa Starego przejechaliśmy za DW 577 i udaliśmy się do Brzozówka. W tym czasie jechało nam się ciężej. Powoli odczuwaliśmy trudy podróży z silnym wiatrem wiejącym z południa i południowego wschodu. Ciągła jazda w takich warunkach sprawiła, że mimo pozornie dobrej jazdy, upływ sił był znaczniejszy i nie od razu widoczny. Co i rusz zmienialiśmy kierunek, podziwiając przy tym czerwieniejące się jabłka w sadach, a także prowadząc rozmowy dotyczące poprzedniego roku, wydarzeń od wyprawy bałtyckiej.


Między Brzozowem i Brzozowem Starym. Widok ku S


Maurzyce. DK 92. Międzywojenny, zabytkowy most. Widok ku NNW

W pewnym momencie wydawało mi się, że dotarliśmy do już znanego mi miejsca. Nie było we mnie jednak pewności, aż do momentu, gdy udało się zerknąć w mapę. Faktycznie – przyszło mi być tam dwa lata wcześniej, wracając z odwiedzin dworku w Studzieńcu (aktualnie odnawianego). Jadąc przez Osiek i wsie okoliczne wsie, walczyliśmy z wiatrem dmącym centralnie na twarz. Naprawdę mocno dmuchało. Zatrzymaliśmy się pod wiejskim sklepem, gdzie Księgowy zrobił drobne zakupy, a niedługo potem wypadła 13stka. Oczekując, zachciało mi się poleżeć na ziemi i odpoczywać. Wnet skręciliśmy w prawo do Chąśna Drugiego. Z początku droga wyglądała tak, jakby się kończyła na czyimś podwórku, lecz po krótkim rekonesansie okazało się, że można nią dalej jechać. Była to wąska asfaltowa dróżka koło domów, która wyglądała jak asfaltowy chodnik w mieście. Dalej przejechaliśmy do Niedźwiady, w której przecinaliśmy linię kolejową i wyjechaliśmy na DK 2. Łowicz postanowiliśmy zostawić z boku.


Sadowo (Ostrowce). Widok ku NNW

Podróże w czasie
Przed nami, jakby na wzgórzu, w oddali zamajaczył kościół i zabudowania. Wiadomym było, że Łowicz zostawiliśmy z boku, ale nie było mi wiadomo co to może być za miejscowość. Ostatecznie, nie było dla mnie wiadome, czy to my jakimś dziwnym cudem jedziemy do Łowicza, czy gdzieś indziej. Wiele nie ujechaliśmy krajówką, gdyż niebawem odpoczęliśmy na skrzyżowaniu, z którego chwilę potem zjechaliśmy w kierunku Maurzyc, a potem przemieszczaliśmy się wzdłuż doliny Bzury, co było nużące.

W końcu dotarliśmy do Soboty, a Księgowy zaczął się bawić w kamerzystę. W wiosce jakieś dzieci pod sklepem nam dzieńdobrzyły, a my pojechaliśmy przez rynek, a potem rzeczkę, jadąc w stronę Walewic. Nie wjeżdżaliśmy tam jednak i przekroczyliśmy kolejną, małą rzeczkę z równie małym mostkiem. Zaraz potem ukazała się mała dróżkę poprowadzona przez Marywil. Za wioską, tuż pod lasem skręciliśmy w lewo. Urokliwa trasa, która przypominała nieco niemieckie ścieżki rowerowe, wiodła przez Helin. Po prawej zagajniek, nieco dalej, po lewej las. Droga była mokra, co mnie zdziwiło, bo nie padało. Na kolejnym skrzyżowaniu zdecydowaliśmy się pojechać w lewo i ominęliśmy skręt o gorszej nawierzchni, w prawo pośród domów. Padło na nią podejrzenie, że może się kończyć w gospodarstwie lub inny ślepy sposób. W prawo skręciliśmy na kolejnym skrzyżowaniu i po krótkiej jeździe okazało się, że drogą o gorszej nawierzchni też byśmy tu dotarli, tylko przez inne wsie. Było to w okolicach Emilianowa. Kolejna droga pod lasem, którą jechaliśmy, również miała mokre ślady.


Sobota. Kościół pw. św. apostołów Piotra i Pawła. Widok ku NNE

Ostatni etap błądzenia to przejazd przez las w miarę porządną drogą, wyjazd wśród pól i spokojne zwieńczenie manewrów na DW 703. Tą ruszyliśmy na zachód, nim jedna to nastąpiło, zjechaliśmy do sklepu, jaki się po drodze trafił. Nie było mi wiadome, jak daleko jeszcze do Piątku, ale wiadomo było, że już niedaleko. Zmęczeni, odsapnęliśmy na ławeczkach i wszamaliśmy małą kolacyjkę. Mi zachciało się kupić wielki bochenek okrągłego chleba, który i tak wrócił ze mną do domu. Po posiłku wstaliśmy do dalszej jazdy i zrobiło nam się zdecydowanie chłodno. Wnet rozgrzała nas jazda, a monotonia kolejnych kilometrów zaskoczyła nagłym pojawieniem się tablicy „PIĄTEK”. Chwila wahania, w która teraz stronę mamy się udać.  W mig rozwiał ją atlas i intuicja. Wnet zajechaliśmy na ryneczek i przyszła pora na zdjęcia przy pomniku geometrycznego środka Polski. Pora była już późna, bo wieczorna, więc nie mitrężyliśmy czasu resztek dnia i od razu ruszyliśmy w dalszą drogę ku Łęczycy.


Sobota. Bzura. Widok ku W


Piątek. Geometryczny Środek Polski. Widok ku N

Na talerzu

Z początku czuć było się właśnie tak. Zrobiło się widocznie, totalnie płasko. Tylko w oddali gospodarstwa i pustki pól. Chwilę potem wjechaliśmy w szpaler drzew, a dalsza jazda ukazała niezmierną płaskość, równinność, monotonię przestrzeni. Pól zbożowych nie było, a przynajmniej nie rzucały się w oczy. Przytłaczały za to areały upraw warzywnych. Nie pamiętam, by po drodze pojawiły się jakiekolwiek podjazdy.

Ujechaliśmy dobre 10 kilometrów i zastanawialiśmy się nad noclegiem, ale wymienione wyżej właściwości regionu, kryły też jedną zasadniczą komplikację – drzewa były nieliczne i nie było żadnego lasu w zasięgu wzroku. Powoli, po lewej, na horyzoncie ukazała się dziwna wypukłość w rzeźbie. Coś, co wyglądało jak spore wzgórze, w naszych oczach urosło niemalże do ogromnego szczytu pośród morza, zdumiewało swoją obecnością w tak dennym obszarze. Przede wszystkim rodziło pytanie - skąd się tu wzięło? Tymczasem koła sunęły dalej i naszym bystrym oczom ukazała się spora kępa drzew po lewej. Na pierwszym skrzyżowaniu ruszyliśmy w ich stronę i zatrzymaliśmy się na poboczu. Tam podziwiając zachód słońca, w czasie Księgowego rozmowy przez telefon, wyczekiwaliśmy na moment, w którym moglibyśmy spokojnie przejść przez pole ku drzewom.


DW 703 na W od Piątku. Widok ku W

Gdy tak się stało i przyglądał się im, wydały mi się podejrzane. Czemu zachowano taką sporą kępę drzew, w obszarze tak rolniczym? Wygląd drzew nasunął mi tylko jedną myśl – tam musi być bardzo mokro. Podeszliśmy bliżej i okazało się, że szerokość drzewostanu jest stosunkowo cienka i zaraz nim znajdował się obrośnięty krzewami staw. Drzewa i krzewy wewnątrz tej masy pozostały niezbadane. Zaraz za stawem znaleźliśmy płaską przestrzeń, osłoniętą w 70% przed dostępem z zewnątrz, a tym bardziej przed oczami innych. Tam też rozbiliśmy namiot.


Orszewice przed noclegiem. Widok ku W

Zaliczone gminy

- Chąśno
- Zduny
- Bielawy
- Piątek
- Góra Świętej Małgorzaty
Rower:Zielony Dane wycieczki: 118.00 km (0.00 km teren), czas: 08:00 h, avg:14.75 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Praktyki w Świętokrzyskim IV - Sandomierz

Niedziela, 19 września 2010 | dodano: 12.03.2022Kategoria 2010 Świętokrzyskie, .>10 osób, .Z Kasią, .Wyprawy po Polsce
W Sandomierzu zaczęło się od spaceru wąwozem ku centrum. Zerknięcie do bazyliki, ponownie wąwóz, przejście w pobliżu zamku, spacer podziemiami miasta i obiad w pobliżu rynku. Potem autobusem ku SW, po drodze zatrzymując się przy odsłonięciu profilu glebowego - wysokości kilku metrów, a następnie dłuższe zwiedzanie kościoła i klasztoru w Koprzywnicy. Po powrocie do Sandomierza nastąpiła jeszcze wycieczka po Górach Pieprzowych o zmierzchu.


10:37. Sandomierz. Ratusz. Widok ku NNE


11:22. Sandomierz. Długosza. Widok ku E


11:31. Sandomierz. Długosza. W tle Góry Pieprzowe. Widok ku NEE


15:36. Sandomierz. Rynek. Po wycieczce podziemiami. Widok ku SEE


16:58. Koprzywnica. Organy w kościele pw. Matki Bożej Różańcowej


17:26. Koprzywnica. Klasztor cysterski przy kościele pw. Matki Bożej Różańcowej


18:26. Kamień Łukawski. Góry Pieprzowe


18:52. Kamień Łukawski. Góry Pieprzowe. Widok ku S
Rower: Dane wycieczki: 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Praktyki w Świętokrzyskim III - Do Sandomierza

Sobota, 18 września 2010 | dodano: 12.03.2022Kategoria 2010 Świętokrzyskie, .>10 osób, .Z Kasią, .Wyprawy po Polsce
Wyjazd z noclegu w Chęcinach. Wpierw kurs do rezerwatu Góra Rzepka  (mniej niż 1 km na W od zamku w Chęcinach), potem Rezerwat przyrody Góra Zelejowa (ok. 2,5 km na N od zamku w Chęcinach). Po zejściu na południe, do drogi, by czekać na autobus, widać było kilka sztuk barszczu Sosnowskiego. Potem była długa jazda na wschód (Trasa przez Kielce - o 13:02 przy skrzyżowaniu DW761 i DW762), podczas której nastąpiła przerwa, by zobaczyć torfowisko. Trzeba było udać sięna  jakąś odległość od szosy (chyba we wsi Widełki przy DW764 w rejonie Rakowa, ale gwarantować nie mogę) ku S, a niektórzy zbierali trochę grzybów. Potem kurs do Szydłowa (spacer przez stare miasto i wizyta w kościele pw. Świętego Władysława w E części starówki), stamtąd Ujazd (zamek Krzyżtopór) i koniec na noclegu w Sandomierzu (internat przy Wojska Polskiego 22, ok. 1km na N od starówki). Potem czas wolny, indywidualny. Wieczorem zdaje się krótki spacer w kierunku Bramy Opatowskiej (raczej tego, a nie następnego dnia). Pamiętam też, że były jakieś komplikacje z jazdą autobusem przez miasto, przez co jechało się fragmentem ul. Armii Krajowej, lub ul. Koseły, lub obiema.


8:40. Chęciny. Widok z noclegu ku SWW


9:33. Chęciny. Rezerwat Góra Rzepka. Widok ku NE


11:54. Chęciny NW (Zelejowa). Rezerwat przyrody Góra Zelejowa. Na pierwszym planie lasy porastające Pasmo Bolechowickie. Dalej, centrum, w promieniach słońca, wieś Zawada, a po prawej (za gałęzią) Szewce. Za obiema wsiami Pasmo Zgórskie: za wsią Szewce ocienione stoki Belni (362 m n.p.m; 4 km); w centrum nieco z prawej niewybitne wzgórze (302 m n.p.m.; 3,8 km), za którym widać bardziej wybitne, ocienione wzgórze Moczydło (317 m n.p.m. 4,7 km) zwane Górą Jaworzyńską; w centrum, nieco z lewej ocieniona Skwarnia (317 m n.p.m; 3,9 km), a po lewej, w promieniach słońca, Plebańska (342 m n.p.m; 4,1 km). W głębi, w centrum (widoczny na zdjęciu jako biała plamka) kościół pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Piekoszowie (ok. 7km). Na horyzoncie: z lewej Pasmo Obleborskie, reprezentowane przez Baranią Górę (426 m n.p.m.; 16,8 km) pokrytą lasem; w centrum, nieco na prawo od kościoła, Wzgórza Kołomańskie (ok. 22 km), zamykające dolinę Bobrzy w rejonie Ćmińska Rządowego; po prawej stronie zdjęcia i wschodniej stronie doliny Bobrzy, Wzgórza Tumlińskie (ok. 15 km). Już poza prawym kadrem przebiega S7. (współrzędne orientacyjne,  wg układu 1992 (EPSG 2180): 50° 49' 08" N, 20° 27' 25" E). Widok ku NNNE (lewy kadr prawie dokładnie ku N)


12:13. Chęciny NW (Zelejowa). Rezerwat przyrody Góra Zelejowa. W tle po prawej wieś Zawada. (współrzędne wg układu 1992 (EPSG 2180) 50° 49' 08,9" N, 20° 27' 24,6" E). Widok  ku N


14:16. Żurawina


15:37. Szydłów. Skały pod kościołem pw. Wszystkich Świętych. Widok ku SEE


16:53. Ujazd. Zamek Krzyżtopór. Widok ku NW
Rower: Dane wycieczki: 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Praktyki w Świętokrzyskim II - Święty Krzyż i Miedzianka

Piątek, 17 września 2010 | dodano: 12.03.2022Kategoria 2010 Świętokrzyskie, .>10 osób, .Z Kasią, .Wyprawy po Polsce
Z rana kurs do Nowej Słupi. Tam wizyta w Muzeum Starożytnego Hutnictwa Świętokrzyskiego, a potem podejście na Łysą Górę, spacer po tamtejszym kościoła i muzeum, a także rzut oka na gołoborza. Stamtąd kurs autobusem na zachód, wejście do kamieniołomu Zygmuntówka, a wkrótce potem wizyta w Muzealnej Izbie Górnictwa Kruszcowego w Miedziance, po czym nastąpiło wejście na szczyt tamtejszej góry w godzinach wieczornych. Zejście nieco po 19. Zdaje się, że to tego dnia, po powrocie do bazy noclegowej, poszło się z Kasią na wielką pizzę w Chęcinach.


11:31. Nowa Słupia. Muzeum Starożytnego Hutnictwa Świętokrzyskiego. Widok ku SSE


11:36. Nowa Słupia. Muzeum Starożytnego Hutnictwa Świętokrzyskiego. Pozostałości dawnych  dawnych dymarek


13:13. Święty Krzyż. W tle Pasmo Jeleniowskie. Widok ku SEE


13:16. Święty Krzyż. Kościół pw. Trójcy Świętej


13:20. Święty Krzyż. Kaplica Krzyża Świętego (kaplica Oleśnickich)


14:35. Święty Krzyż. Widok ku NNE


14:35. Święty Krzyż. Gołoborza. Widok ku N


16:29. Chęciny N (Sitkówka). Kamieniołom Zygmuntówka mniej więcej w środku Czerwonej Góry (326 m n.p.m.), kilkadziesiąt metrów na SW od szczytu. Miejsce wydobycia zlepieńcy cechsztyńskich (zygmuntowskich) w okresie od przed XVI w. do końcówki XX wieku. Stąd pochodzi trzon oryginalnej (z 1643 r.) kolumny Zygmunta w Warszawie (leżącej po S stronie Zamku Królewskiego w Warszawie). Widok mniej więcej ku SEE


17:24. Miedzianka. Stara kopalnia w Miedziance, po E stronie Rezerwatu Góra Miedzianka. Na terenie owej kopalni utworzona została Muzealna Izba Górnictwa Kruszcowego. Widok mniej więcej ku NW
Rower: Dane wycieczki: 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Praktyki w Świętokrzyskim I - Do Chęcin

Czwartek, 16 września 2010 | dodano: 12.03.2022Kategoria 2010 Świętokrzyskie, .>10 osób, .Z Kasią, .Wyprawy po Polsce
Wyjazd rozpoczął się rankiem, zmierzając wpierw do Radomia, gdzie mieliśmy spacer po Grodzisku Piotrówka. Potem kurs do Kielc, odwiedzając Kadzielnię oraz Rezerwat Wietrznia, no i mając czas na indywidualną przerwę obiadową (ta była w centrum, chyba w jakimś barze mlecznym) w międzyczasie. Noc ta i kolejna, minęły w nam w szkolnym schronisku młodzieżowym.


6:42. Chmielna o poranku w dniu wyprawy lub w przeddzień (możliwy błąd daty tego zdjęcia).  Widok ku NE


10:48. Radom. Grodzisko Piotrówka


11:03. Radom. Grodzisko Piotrówka


12:05. Radom. Grodzisko Piotrówka (nie pamiętam czyje ©)


13:48. Kielce. Kadzielnia


13:48. Kielce. Kadzielnia


14:05. Kielce. Kadzielnia. Widok ku NNE


15:20. Kielce. DW 762. Dworzec autobusowy. Widok ku NEE


17:52. Kielce. Rezerwat Wietrznia. W centrum komin elektrociepłowni. Widok ku NNW


17:59. Kielce. Rezerwat Wietrznia. Widok ku NWW


18:00. Kielce. Rezerwat Wietrznia. Po prawej komin elektrociepłowni. Widok ku NW


18:01. Kielce. Rezerwat Wietrznia. Widok ku N


18:08. Kielce. Rezerwat Wietrznia


21:44. Chęciny. Widok ku SWW
Rower: Dane wycieczki: 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)