Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wiekublog rowerowy

avatar erdeka
okolice Czerwińska

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12598 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy erdeka.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Zlot w Krzętowie III - Spływ Pilicą

Sobota, 20 maja 2017 | dodano: 01.07.2017Kategoria Podróżerowerowe.info, Samotnie, Wyprawy po Polsce, 2017 Łódzkie S, >10 osób

Pobudka wcale nie taka późna. Wcześniej nawet, niż wyznaczona budzikiem. W namiocie było bardzo ciepło, trochę duszno. W końcu pogoda dopisywała. Pora wygrzebać się ze śpiwora. Oj, dawno nie było w nim takiego leżenia w środku dnia. Przybyła już większość uczestników zlotu. Niektórzy jeszcze jechali, niektórzy byli tylko dziś. Nie wszystkim się poszczęściło, by przybyć na rowerze. Zdarzyło się kilka mniej lub bardziej ciężkich kontuzji. Chyba na żadnym wcześniejszym zlocie nie było tylu poszkodowanych. Wieczorem wyczekiwane przeze mnie ognisko. Kilka osób straciło część prowiantu w ogniu. Z północnej flanki dobiegały dźwięki piosenek.  Zagrzebanie się w sen dopiero chyba około drugiej.

Kolejna wczesna pobudka. Przed budzikiem. Widać, wczorajszy sen popołudniowy też zrobił swoje. Spacerem po obozowisku, trochę ogrzania na słońcu. W końcu, razem z większością, ruszyło się ku głównemu budynkowi. Tam nastąpił podział na grupki jadące rowerami i grupę kajakową. Nie było we mnie ochoty, by jechać, ale za to pojawiła się na pływanie. Do tej pory tylko raz zdarzyła mi się taka okazja, jednak w owym czasie nie wykorzystana. Tym razem się udało i wielce mnie to uradowało. Kolano też zdążyło przy okazji odpocząć. Samo przygotowanie wyglądało tak, że miało nas płynąć około 8-10 osób, a nagle okazało się, że ponad 20. Ciągle rosła grupa kajakowa. Nie było jednego pojazdu do przewozu, wiec przewieziono nas chyba w czterech grupach. Ma miejscu jeszcze trzeba było poczekać kilka minut na samochód z kajakami. W tym czasie trochę się spaceru pobliską dróżką, a tuż przede mną leniwie pełzł zaskroniec, który momentalnie przyspieszył, gdy moje stopy znalazły się kilka metrów od niego.

Startowaliśmy z Maluszyna. Zdarzyło mi się tam być kilka lat temu, most taki charakterystyczny, a tego dnia po prostu mi to wyleciało z głowy. Dopiero po powrocie do domu, udało mi się zorientować co i jak. Spływ odbył się w kajaku z Wiew., która w trakcie spływu objaśniała mi, co i jak należy robić na wodzie. Nie były to zbyt skomplikowane rzeczy, ale pozostała jeszcze kwestia przekucia ich w praktykę. Z tym już było trochę więcej problemów, ale zdarzały się takie momenty, gdy wiosłowało się synchronicznie. Dobrze mi szło na prostych odcinkach, ale gdy nagle trzeba było np. dwukrotnie wiosłować z tej samej strony, zamiast naprzemiennie, gdzieś gubił mi się rytm. W drugiej połowie z tego powodu dość często znosiło nas na zakrętach. Najlepiej mi minął odcinek spokojny, edukacyjny i tak bardziej wśród wszystkich, który trwał do dwóch postojów w Sudzinku (7,5 i 8 km), w czasie których grupą wyszliśmy na brzeg. Wcześniej mieliśmy jeden postój na skraju lasu (5,5km), blisko drogi do wsi Dąbrowa. Tam tylko kilka osób zeszło na ląd. No i no tego jeden postój na wodzie w pobliżu wsi Kąty (3,5km), gdy pojawiła się bardzo malownicza skarpa, przy której odbyła się jedna z sesji fotograficznych.

Drugi odcinek wspominam dobrze, jako ten, gdzie po przerwach udało mi się "poczuć" wiosło i chyba tam najczęściej udawało mi się złapać rytm. Trwało to mniej więcej do połączenia z rzeką Czarną (12km) lub może krócej. Niestety grupka trochę się porozpadała, a pogoda zaczynała wyglądać, jakby za kilka godzin lub w każdej chwili, mogło przyjść zapowiadane załamanie pogody, jednak na szczęście, wcale nie było u nas prognozowanych burz. No i trzeci odcinek do końca. Rzeka była szeroka. Wolniejsza, trzeba było bardziej machać wiosłem. Do tego wiatr nieźle dmuchał. Ból w mięśniach nie był przez mnie odczuwany, czy innych problemów, ale wpierw odpadło mi trochę sił psychicznych, opadała koncentracja, często zaburzał mi się rytm i dostosowanie się do niego wyczerpywało sił, a potem trzeba było robić sobie przerwy dla rąk, choć zbyt późno udało mi się zorientować. Gdzieś w Bobrownikach dopiero mi to przeszło przez myśl, ale było już tak blisko końca (choć jeszcze nie wiadomo jak długo), a pogoda trochę mnie martwiła, więc bardziej mnie to motywowało do płynięcia, niż do myślenia o ewentualnej dłuższej przerwie (kilka razy następowały krótkie przerwy przy brzegu).

Wylądowało się kajakiem na plaży, gdzie opalało się kilkoro forumowiczów. Jeszcze tylko umyć zabłocony kajak i zanieść na teren ośrodka. Potem na rower, by podjechać do sklepu, zjeść dwa lody jeden po drugim, a także kupić zupkę błyskawiczną, na ten i kolejny dzień. No i czipsy z serkiem wiejskim (pomysł na taką kombinację jedzenia pokazała Kasia chyba w 2010), jako uzupełnieni soli, której niedobór dawał się we znaki od wczoraj. Przy okazji udało mi się poznać asfaltową część Stodolnej, okrążyć kościół (co zdziwiło mnie, plebania była jednym budynkiem, połączonym z kościołem), dojechać Leśną do ostatnich zabudowań, a gdy już zamieniała się w polną, wjechać w pobliską ślepą uliczkę i zjechać do obozowiska od zachodu (gdy kończyły się zabudowania, ku wschodowi prowadziła gruntowa droga na skraju zdziczałego parku dworskiego, którą to wyjeżdżaliśmy uprzednio autem na kajaki). Chociaż nie czuć było jakiegoś wielkiego styrania, to kajaki były dla mnie na tyle sporym wysiłkiem, że potrzeba było trochę czasu, aby dojść do siebie. Dalej panorama zlotowa, ognisko, obserwowanie (bo ich nie piłam) jak wędrowały wina domowej roboty, waxognisko. Do namiotu wędrówka chyba gdzieś wpół do czwartej .

Zlot ten był pierwszym po dwuletniej przerwie. Po długim czasie udało się zobaczyć wreszcie tyle znajomych twarzy. Sporo się można było nasłuchać, trochę nagadać. Spośród tych ponad 100 osób, prawie wszystkie były przez mnie kojarzone lub przynajmniej znane z innych wyjazdów i zlotów. Po raz pierwszy za to, może to zasługa wcześniejszego przybycia, czując się tak trochę swojsko. Na mój pierwszy zlot udało mi się dotrzeć dopiero na ostatnie ognisko. Na drugi zlot bardzo późno, choć na ognisko pierwsze. Podczas trzeciego można było spokojnie wymarznąć podczas psiej pogody. Kolejne dwa przepadły z braku czasu. Może na kolejny wreszcie dojadę z jakąś grupką? Grunt, że ten dał mi wiele dobrego samopoczucia i lekko podbudował mój nastrój. No i ręce mi się potwornie spiekły, acz to raczej neutralne zdarzenie.


11:42. Krzętów. Chata u Brata. Budynek w północnej części terenu ośrodka


12:08. Krzętów. Pole biwakowe w południowej części terenu ośrodka


12:09. Krzętów. Plaża nad Pilicą


07:50. Krzętów. Miejsce na ognisko


07:51. Krzętów. Tradycyjny baner forum 


07:57. Krzętów. Sala rekreacyjna/stołówka w części biwakowej. Za ścianą po prawej znajduje się kuchnia


07:59. Krzętów. Droga łącząca pole biwakowe z głównym budynkiem noclegowym


23:15. Krzętów. Jeszcze trochę ognia przed snem 


00:51. Krzętów. Proces reformowania butelki szklanej w wyniku termicznej kijoplastyki


01:25. Krzętów. Jeszcze trochę ognia przed snem


01:31. Krzętów. Jeszcze trochę ognia przed snem


01.31. Krzętów. Jeszcze trochę ognia przed snem
Rower:Czarny Dane wycieczki: 5.12 km (3.00 km teren), czas: 00:21 h, avg:14.63 km/h, prędkość maks: 29.30 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 50 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Zlot w Krzętowie II - DK42

Piątek, 19 maja 2017 | dodano: 01.07.2017Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2017 Łódzkie S

Pobudka  jeszcze przed północą i wyznaczoną przez budzik godziną. Chwile trwało, nim udało się ogarnąć do dalszej jazdy. Licznik trochę psocił. Trochę naliczył i się poddał. To udało mi się zauważyć za Kraszkowicami. Po poprawce chyba liczył dalej już dobrze. Wg niego było to 95,47km i 7h. Za Krzeczowem solidny podjazd do Szczytów. Szybki zjazd do centrum Działoszyna. W Pajęcznie przed świtem. Noc przyjemna, gwieździsta. Drogi prawie puste. Wiatr słabszy, ale znów nabierał mocy. Przerwy na kilku przystankach i na kilku zdarzało mi się przymknąć oczy, nie wiedząc ile czasu minęło. W Nowej Brzeźnicy skromny, ruchomy korek kilku tirów. Dojazd do Centrum Radomska niesamowicie mi się dłużył. Kolano strzelało do bólu, do krzyku, już któryś raz. Wjazd na chodnik przy Piastowskiej. był to podjazd, na którego krańcu leżący odpoczunek na ławce. Przez kolano aż mi się zrobiło niedobrze w brzuchu. Po Zlocie miała się odbyć jazda z Emesem na wschód, ale już mi było wiadome, że nici z tego.

Po dłuższej przerwie wyjazd na Jagiellońską. Przerwa na ścieżce, nie wiedząc gdzie też się udać. Wpierw sto metrów w stronę złą, a potem nawrót. Za miastem skręt na Dziepołć. Trasa przez Kobiele Wielkie już raz przez mnie odwiedzana, więc przyszła pora na coś innego. Było mi nadal ciężko i jechało się ostrożnie. Nawierzchnia niezbyt przyjemna. Brak snu swoje robił. Za Dmeninem krajobraz stał się bardzo malowniczy. Bardzo ładna trasa przez Smotryszów do Biestrzykowa Małego. W Zagórzu trochę źle obrana trasę, dodała dodatkowe kilometry przez Zalesie. Mimo to, i tak było ładnie, choć zmęczenie wołało rychły koniec. W Wielgomłynach wizyta w piekarni, zakup kiełbasek, przerwa w parku na konsumpcję słodkiego. Stamtąd już ostatnie kilometry do Krzętowa. Bez problemu udało się dojechać do miejsca zlotu, choć się przez chwilę, już na miejscu, trwało wahanie gdzie dokładnie się udać. Kilka osób zjawiło się przede mną, raczej nie więcej niż 10. Chwilę siedzenia, słuchania, umycia się, po czym przyszła pora rozłożyć namiot i zasnąć na kilka godzin.


08:07. Amelin. Na wschód od Radomska


08:39. Widok na Smotryszów ku E


08:42. Smotryszów. Jeden z dwóch zachowanych pieców do wypalania wapna z XIX w.


09:25. Smotryszów. Widok ku N


09:25. Smotryszów. Domy przy drodze powiatowej 3924E prowadzącej do Zakrzewa


09:26. Góra Kamieńsk (386 m n.p.m.) widoczna ze Smotryszowa


09:30. Smotryszów. Widok z drogi powiatowej 3935E ku NW


09:47. Wola Malowana. Widok na Babczów ku SE


09:55. Babczów. Naliściak


10:15. Wólka Włościańska. Droga do Zagórza


10:35. Sroków. Dawna zapora stawu na Biestrzykówce


11:00. Wielgomłyny. Śniadanie z cukierni przy kościele


11:06. Wielgomłyny. Pomnik postawiony w hołdzie powstańcom


11:31: DP 3934W do Krzętowa. Na horyzoncie po lewej Góry Przedborskie. Widoczna Bukowa Góra (335 m n.p.m., 7km), a na prawo nadajnik TV Dobromierz. Widok ku E

Zaliczone gminy

- Wierzchlas
Rower:Czarny Dane wycieczki: 107.00 km (0.00 km teren), czas: 07:30 h, avg:14.27 km/h, prędkość maks: 44.93 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1000 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Zlot w Krzętowie I - Do Wielunia

Czwartek, 18 maja 2017 | dodano: 01.07.2017Kategoria >200, Nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2017 Łódzkie S

Pociągiem

Wyjazdy na Zlot forumowy ominęły mnie w poprzednich dwóch latach. Na ten już decyzja o wyjeździe była zdecydowana. Pogoda też zdawała się sprzyjać ku temu. Wyjazd miał się zacząć dzień wcześniej ze startem w Kaliszu, ale ze względu na wizytę u lekarza (której nie dałoby rady sensownie przełożyć) ominął mnie jeden pociąg do Konina, więc przyszło wsiąść w kolejny. Bilet kupiony 2017.05.17 w Sochaczewie o 23:05 (przez Łowicz, Kutno) do Konina. Planowy przejazd między 23:43 a 1:28. Pociąg ruszył przed północą a na miejscu był przed drugą. Czas w pociągu mijał na rozmowie z rolnikiem z Pomorza, który opowiadał, że wracał z Podlasia, gdzie kupił szczeniaka.

Lawirowanie w Koninie

Po opuszczeniu pociągu okazało się, że licznik nie łapie sygnału. Minęło kilka minut na poprawianiu. Miasto przejechane Górniczą. Prawie okrążywszy MOSIR RONDO, przyszło zjechać w dół ścieżką przy Przemysłowej. Pół ścieżką. W dolnej części były to pozostałości chodnika, na który wjeżdżało się ze sporą prędkością. Tuż za Wartą skręt w lewo i przerwa przy ławce. Ostatnie poprawki licznika i posiłek. Po przerwie jazda Wodną, Staszica, Krzywą, 3 Maja, Reformacką. Tuż przy wyjeździe na Świętojańską, udało mi się spostrzec, że nie mam lampki. Został tylko zaczep, a część świecąca odpadła. No to z powrotem, tą samą trasą do ławki nad Wartą. Nic. Pozostała mi jazda w kamizelce. Od ławki jazda do Szarych Szeregów z postojem przy rondzie. Coś mnie tknęło, by zerknąć na mapę. Nie tędy droga. Po raz trzeci już dzisiaj krążenie na Rondzie Ducha Świętego, tym razem ze skrętem na zachód. Od Głównej na moment skręt w Rataja, Witosa i Piłsudskiego. Potem było rondo i brak pewności gdzie jechać, ale udało się trafić dobrze.

DK25

Wjazd na DK25. I tak było do Kalisza. Na moment skręt Grabowską do Rychwała i powrót. W Białej Panieńskiej znów licznik przestał liczyć przez kilka kilometrów. Odtąd tego dnia było z nim już w porządku. W sumie naliczył 211,46 km w 13:18h. Pobliskie lasy wyglądały zachęcająco. Już wstało słońce. Tuż za Zbierskiem przerwa z posiłkiem i pierwsze zdjęcia za dnia.


04:53. DK 25. Zbiersk. Kościół pw. Matki Bożej Różańcowej z 2010 r.

Kalisz

W Kokaninie wjazd na ścieżkę po lewej. Brak mi było sił do szosy i jakoś tak słabo mi się jechało, choć pierwsze kilometry dzisiejszego dnia były całkiem przyjemne. Do centrum Marynarską, Szeroką, Krętą i Zjazd, by nie dublować innych przejechanych tras. Później Zamkową pod Ratusz, Łazienną do Sukienniczej i dalej główną na południe. Samo miasto po raz pierwszy wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Do tej pory zdarzyło mi się być raptem na skraju, więc nie były to zbyt poglądowe wyjazdy. Mnóstwo budynków, które mają swoje lata, całkiem sporo zadbanych terenów, kanały. Trochę ruin też się znalazło i spora strefa przemysłowa, która wysysała ze mnie siły. Miasto z całkiem niezłym potencjałem. Z głównej skręt jeszcze przed torami. Te wnet przecinane ponownie, ale ku wschodowi. Za Prosną skręt ku SE, ale kusiło mnie, by podjechać nad zalew, lecz tak się nie stało. Przed Borkiem przerwa posiłkowa na tak-jakby-przystanku, nieco oddalonym od drogi. Później jeszcze jedna i dłuższa.


06:31 Kalisz. Stawiszyńska 5


06:32. Kalisz. Plac JPII. Z lewej bazylika kolegiacka Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny z XV w.


06:35. Kalisz. Ratusz z XX w.


06:36. Kalisz. Budynek Sadu Okręgowego. Przed nim stalowy Most Trybunalski z 1909 r. na Sukienniczej


06:41. Rondo Ptolemeusza. W centrum rzeźba "Kosmogonia" z 2010 r. autorstwa R. Sobocińskiego. W tle kościół pw. św. Gotarda z początku XX w. Widok ku S


06:50. Kalisz. Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego „PZL-Kalisz”, powstała w 1941 r.

Trudna jazda pod wiatr

Tempo było marne. Wiatr na twarz. Niewiele podjazdów, a droga prosta jak strzała na długich odcinkach. W Godzieszach odbicie do centrum, gdzie okazało się, że trwało targowisko. W Aleksandrii przyszło na myśl, że chyba trochę zmodyfikuję trasę, bo inaczej nie dojadę na czas. W Brzezinach postój nad mapą, Za Brzezinami kolejny. Zamiast dotrzeć do Grabowa nad Prosną, od razu skręt do Kraszewic. Tam Słowackiego do kościoła. Dróżka mała, na obrzeżu miejscowości. We wnętrzu przy okazji trochę udało się schłodzić. Potem przerwa i zakupy w sklepie. Dużo słodkiego. Trudno opisywać dalszy przebieg podróży inaczej, niż jak na początku tego akapitu. Może tyle, że było dużo bardziej płasko.


19:17. Godziesze Wielkie. Strażnica straży pożarnej z 1928 r.


09:19. Godziesze Wielkie. Kościół pw. św. Bartłomieja Apostoła z XVIII w.


10:01. DW449. Odcinek Brzeziny - Świerczyna. Widok ku SW


11:46. Kraszewice. Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła z przełomu XIX/XX w. Widok z Ciasnej ku E


11:49. Kraszewice. Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła z przełomu XIX/XX w. Widoczne organy firmy Rieger z 1912 r.


12:00. Kraszewice. O smaku arbuza...


12:18. Kuźnica Grabowska. Pomnik odsłonięty w 1963.08.25, upamiętniający bitwę z 1863.02.26, podczas Powstania Styczniowego, w której oddział partyzancki dowodzony przez Jerzego Oxińskiego, został zdradzony i okrążony, leczu przetrwał. Widok ku SE


12:54.Las we wschodniej części wsi Czajków. Widok ku E

Do Wielunia

Tuż za granicą województw skręt na Brąszewice. Droga przez las się wznosiła. W Błotach spalone ruiny domostwa, tudzież obiektu noclegowego. W Ciołkach kolejny przystanek. Wnet zniknęło większość słodkiego. Tu krajobraz zaczynał być bardziej interesujący. W Rembowie wyjazd na główna, z trudem docierając do Złoczewa. Ławeczka w cieniu parkowych drzew. Droga przez Wandalin - taka jak nazwa wskazuje. Z ulgą skręt do Klonowej, z której jednak czekał mnie spory podjazd. W Lututowie zakupy i natychmiastowa konsumpcja ich na rynku. W Hipolitach jazda przez las na wschód, ale zbyt wczesny skręt i jazda ku NE. Asfalt pojawił się w Dymkach. Przez Chojny do Okalewa wzrosło mi tempo, ale od Nietuszyna znów spadło. Zła ocena drogi, przez co nie udało się dotrzeć do Ostrówka. W Czarnożyłach kurs na zachód. Za Łagiewnikami skończył się asfalt. Przynajmniej do Białej Parceli. Tam do Białej z UG i kurs na wschód. Był wieczór, a noc zapadł na krańcu Wielunia. Miasto przejechane głównymi, skręt w Popiełuszki i 18 stycznia. Tu wjazd na ścieżkę.


13:28. Błota. Ruiny gospodarstwa agroturystycznego


13:42. Brąszewice. Stodoła w Żychtach


13:45. Brąszewice. Kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa z połowy XX w.


13:47. Brąszewice. Sieradzka 80. Sklep


14:33. Zadębiniec. Przy głównej trasie


15:01. Brzeźnio. Kościół pw. św. Idziego z XVIII w.


15:46. Złoczew. Park przy Klasztorze Kamedułek


15:56. Złoczew. Klasztor Kamedułek z XVII w. (zakon ów został tu założony w 1949.11.01, wcześniej należąc do Ojców Bernardynów)


16:43. Klonowa. Kościół  pw. św. Przemienienia Pańskiego z XX w.


17:37. Lututów. Kościół pw. św. Piotra i Pawła z XX w.


18:20. S8 widziana z wiaduktu w Chojnach ku SW


18:30. Staropole. Po prawej kapliczka w formie drewnianego krzyża. Widok ku E

Drzemka na cmentarzu

Początkowo plan zakładał, by z Wierzchlasu odbić na południe po DK43, ale było już późno, kilometrów sporo, a większa była chęć, aby przybyć wcześniej i odespać na miejscu. Plan się zmienił. Odtąd trasa wiodła prawie bezpośrednio na wschód. Przerwa na krańcu wsi Ruda, gdzie naszło postanowienie, aby przedrzemać do północy. Akurat po prawej znajdował się cmentarz, więc to miejsce miało się okazać w miarę bezpiecznym terenem. Punkt nocowania został wybrany koło drzewa. Do tego roweru posłużył jako osłona od wiatru. Leżało się na ciepłej ziemi. Po jakimś czasie zrobiło mi się zimno, wiec przydała się jeszcze folia termiczna. Drzemka wyszła na dobre, ale nie polecam noclegów w takich miejscach, chyba że sytuacja tego wymaga.

Zaliczone gminy

- Godziesze Wielkie
- Brzeziny
- Kraszewice
- Czajków
- Brąszewice
- Brzeźnio
- Złoczew
- Klonowa
- Lututów
- Ostrówek
- Czarnożyły
- Biała
Rower:Czarny Dane wycieczki: 215.00 km (7.00 km teren), czas: 13:30 h, avg:15.93 km/h, prędkość maks: 37.31 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2222 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Test licznika

Niedziela, 14 maja 2017 | dodano: 14.05.2017Kategoria 2 Osoby, Zwykłe przejażdżki, Z Kasią

Po dwóch licznikach, którym urwały się przewody, przyszła pora powiedzieć dość. Przy okazji wizyty w decathlonie, gdzie zakupiony został BC 9.16ATS. W odróżnieniu od poprzednich, ten był bezprzewodowy i bardziej prostokątny. Co prawda nie mierzy temperatury, ale licznik kalorii mógł się przydać (akurat...).

Piękna, ciepła pogoda. Nad Wisłą mnóstwo osób. Woda trochę śmierdziała. Wspólna jazda wałem przez las tak jak poprzednio. Potem na Zdziarkę. Podjazd zachodni, najbardziej stromy. Chyba po raz pierwszy, być może drugi, udało mi się podjechać go w całości. Na górze przerwa. Wolno wyminął nas samochód. Przejechał kilkanaście metrów i nagle zderzył się ze słupkiem bramy. Stop i zerknięcie na to co się stało. Cofnął, otworzył bramę i jakby gdyby nic, wjechał poprawnie. Dalej jazda do DK62, przejazd na szutrówkę przez Zarębin. Za ostatnim domem skręt w lewo. Alejka wierzbowa postradała gałęzie. Polną drogą dalej, aż do Borkowa. Wyjazd na asfalt i w prosty sposób powrót do domu. Obiad smaczny w postaci placka lotaryńskiego i lodów..
Rower:Czarny Dane wycieczki: 18.58 km (12.00 km teren), czas: 01:28 h, avg:12.67 km/h, prędkość maks: 32.35 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 160 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Nieudany start

Piątek, 12 maja 2017 | dodano: 12.05.2017Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, Z rodziną

Wyprawa miała się rozpocząć od jazdy pociągiem. Z domu zapomniało mi się kasku. No dobra. Na dworcu - brak wolnych miejsc. Może jeszcze coś się trafi. Na peronie - tłum ludzi. Spacerem przez peron. Mnóstwo. Stop. Licznika kabel zerwany. Drugi. Nie wiem gdzie i kiedy... Dobra. Koniec podróży. Wystarczy mi sama Warszawa.

Wyjazd z Arkadii. Inflancka. Niska koło szkoły z muralem powstańczym. Zaplecze zachodnich bloków wzdłuż Andersa. Korzystając z dróżek miedzy osiedlami, bo tych nigdy za wiele. Chyba że sił brak. Od Anielewicza po chodnik stronie parku. Dalej Wierzbowa. Królewska 2 -slalom między filarami, poza tymi krańcowymi. Na UW przygotowania do Juwenaliów, próby z głośników, stoiska wydziałów. Po przerwie zjazd Oboźną i hen na drugą stronę Wisły. Sprzeczną na Dworzec, gdzie udało mi się dowiedzieć jak wygląda sprawa. Pociąg był opóźniony pół godziny, więc jeszcze można podjechać, aby obejrzeć postęp prac na nowo budowanym łączniku z Radzymińską. Przejazd przez pozostałą część parku. Koło spichlerza wjazd na nowy asfalt i powrót na dworzec. Od razu kurs na właściwy peron.

Z poczuciem zawiedzenia, powrót Lubelską, Drewnianą i Zajęczą na UW. Tam nic się nie zmieniło. Dalej Kredytowa, Subway przy Świętokrzyskiej, PKiN od E i S, przerwa przy Plater, koło Synagogi na północ, osiedle między JPII i Orlą, tak bliżej zachodu. Następnie wzniesienie koło Nowolipia, a potem Karmelicką. Od Anielewicza za blokiem do Lewartowskiego, a potem za blokami bliżej JPII. Od Stawki znów Karmelicka i powrót do Arkadii przez główne wejście i windę. Rankiem jeszcze się okazało, że przednia opona była pęknięta po prawej stronie, 2/3 długości od obręczy w kierunku środka.
Rower:Czarny Dane wycieczki: 23.50 km (0.00 km teren), czas: 02:00 h, avg:11.75 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Chłodnik majowy III - Z wiatrem szarpanie

Wtorek, 2 maja 2017 | dodano: 10.05.2017Kategoria Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2017 Łódzkie W, Z rodziną

2017.04.30 - 02.05 Chłodnik majowy - cała trasa


Tym razem zdziwiło mnie, że tak wcześnie udało się wstać. Mimo to, jeszcze trochę leżenia, choć wisiało nade mną widmo deszczu wieczornego. Spokojne spakowanie i w drogę. Zdziwiło mnie, że oto pojawiła się tabliczka "Sieradz". Jeszcze bardziej, że był tak długi, a to w sumie jakieś niewiele znaczące przedmieścia. Do wsi Pstrokonie trwał jeden kurs. Nawierzchnia w sumie byle jaka. Droga licznie wznosząca i opadając. W Beleniu odpoczywanie na poboczu, rozkoszując się widokiem. Minęła mnie para rowerzystów na wycieczce. Od Pstrokoni skręt do Zapolic, a stamtąd na wschód. Przypomnę o silnym wietrze. Z Ptaszkowic do Sędziejowic. Obrana trasa zakończyła się gruntem, przeszła w kawałek asfaltu, potem znów grunt i to polny, a następnie bardziej utwardzony szuter do Grabi. Tam już wrócił asfalt. Płynęła tam mała rzeczka, o tej samej nazwie. Rozlała się na okoliczne łąki, tak jak zapowiadano w ostrzeżeniach IMGW dla tego obszaru (choć chyba akurat nie tej rzeki). Rozlewała się też w Łasku, jak później udało mi się zauważyć.


12:08. Beleń. Dolina Warty


12:08. Beleń. Widoku ku W w czasie śniadania


12:21. Na granicy wsi Beleń i Strońsko. Widok ku S


12:21. Strońsko. Widok ku SW na Dolinę Warty


12:27. Strońsko. Kościół pw. św. Urszuli z XIII w.


12:31. Strońsko. Cmentarz i pomnik z 1928 r. "W X rocznicę odzyskanie niepodległości"


12:52. Zapolice. Wjazd do parku, pozostały po majątku dworskim z XIX w.


13:36. Grabia. Rozlało się rzeczce na pobliskie łąki

Tymczasem niebo zasnuło się chmurami i już się nie poprawiło. W Sędziejowicach niewielkie zakupy. Ledwie picie i lód. Pieczywa brak.  Dojazd do Buczka w stanie psychicznego zmęczenia, skąd od razu kurs do Zelowa. Już jakiś czas temu padła decyzja, że pora wracać. Rozważaną opcją było jeszcze, czy może jechać przez Bełchatów do Radomska lub Piotrkowa Trybunalskiego. Tu już było mi wiadome, że siły mi starczy do Łaska, ewentualnie Zduńskiej Woli. Nie to, żeby bolało. Przedłużanie o kolejne 3-4 dni nie wchodziło w rachubę. Przejazd Żeromskiego, skręt w Kilińskiego, skąd kurs na północ. W połowie urwał mi się kabel licznika (do tego miejsca podliczyło mi 52.65 km w czasie 3:56:06). Wyjazd w Zabłotach na większą trasę, wiodącą wprost do miasta. 


15:45. Zelów. Kościół Ewangelicki z 1934 r.


16:17. Bocianicha. Tu urwał mi się kabel licznika

Łask

Tuż za wiaduktem nad S8 zaczęły spadać pierwsze krople. W centrum już sporo deszczu, choć krople niezbyt wielkie. Przerwa pod sklepem na Widawskiej. Krótkie zastanawianie, czy aby czegoś nie kupić, ale w sumie jeszcze było trochę zapasu na kolację, więc nic z tego nie wyszło. Gdy deszcz trochę ochłonął - w drogę, dalej. Niestety, dopiero po dwóch kilometrach udało się zorientować, że to niewłaściwa droga. W pobliżu stawu po lewej nastąpił nawrót z powrotem. Przez ten czas zastanawiało mnie, czemu droga na "Koło" była opatrzona etykietą - "Widawa" i "Wieluń". Powrót na właściwy kurs i wkrótce ukazał się dworzec. Do osłony tylko przystanek, ale dobre i to. Pociąg o 21. Była 18. Długo. Przyszło mi owinąć się termiczną płachtą i kilka razy się ledwo zdrzemnąć. Czas mijał na słuchaniu muzyki i trochę śpiewaniu (okropnym głosem). I tak prawie nikogo tam nie było, tylko czasem, gdy ktoś wysiadł z pociągu. I tak się zmarzło, bo płachta była ciut za wąska. Pod koniec tamtejszego pobytu trzeba było jeszcze się trochę rozgrzewać. 


18:44. Łask. Dworzec. Kres podróży rowerem na tej wyprawie

Powrót pociągiem

Z ulgą udało mi się wsiąść do pociągu, powiesić rower i rozłożyć się na dwugodzinną podróż powrotną. Bilet do stacji Warszawa Zachodnia (przez Lublinek, Łodź Pabianicka, Łódź Widzew, Skierniewice) kupiony o 21:41 u konduktora, wkrótce po wejściu do pojazdu. Planowany czas przejazdu miedzy 21:39 a 23:34. Pociąg nie był zagracony. Plusy wcześniejszego wracania z majówki. A w Warszawie deszcz, który wcześniej już na mnie padał, a który został dogoniony przez pociąg. Część chmur może nawet została wyprzedzona. Rower i ja do auta, a nazajutrz docierało do mnie mocno, jak bardzo brakłoby siły, aby kontynuować podróży.

Zaliczone gminy

- Sędziejowice
- Buczek
- Zelów
Rower:Czarny Dane wycieczki: 77.00 km (4.00 km teren), czas: 05:30 h, avg:14.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Chłodnik majowy II - Bezchlebie

Poniedziałek, 1 maja 2017 | dodano: 10.05.2017Kategoria Pół nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2017 Łódzkie W

Kilkukrotne budzenie w nocy. Za zimno. Za chłodno. Aczkolwiek w śpiworze było całkiem, całkiem. Ostatecznie wylegiwanie trwało do około 12. Wydawało się, że jest ciepło, ale jednak nie aż tak. Co prawda było mi w tych warstwach już za gorąco, ale bez nich było za zimno. Bardzo silny wiatr ze wschodu początkowo dał mi popalić. Nic to, że słońce dogrzewało. Po godzinie ukazał się Brudzew. Myśli zaprzątane były chęcią na jakieś pieczywo, bo moje zapasy już się prawie wyczerpały. Były jeszcze cukierki, ale one nie syciły. W sklepie oczywiście pieczywa brak. W to miejsce zakupione dwa lody i ciastko z bitą śmietaną, która zniknęła na miejscu. W dalszą drogę kilka parówek. Potem pętla koło liceum z wielką halą sportową. Następnie jazda pod kościół, gdzie trwała kolejna przerwa, a po niej jeszcze jedna wizyta w kolejnym sklepie. Pieczywa nie było - czipsy miały służyć jako ekwiwalent.


11:06. Władysławów. Rzut oka z mojego nocleg ku SW


12:22. Brudzew. Kościół pw. św. Mikołaja z XV w. Organy wykonany przez warszawską firmę "Adolf Homan" w 1900 r.

Kurs wprost na południe. Niby można udać się było od razu na wojewódzką, ale zachciało mi się odwiedzić pobliską kopalnię węgla, albo chociaż przejechać przez tereny, które wkrótce mogłaby pochłonąć. Tuż za ostatnimi zabudowaniami wsi Bogdałów-Kolonia asfalt się skończył. Droga gruntowa miała szerokie dziury, gdzieniegdzie z wodą. Przejazd po bardziej płaskich i suchych terenach - wężykiem. Przy kanałku, stworzonym z wody wypompowywanej z kopalni, droga odbijała w prawo. Tam skręt, gdy już zrobiło się dostateczną liczbę zdjęć odkrywki i napatrzyło na ów krajobraz. Potem przejazd przez las do asfaltu, wyjeżdżając przy głównych budynkach kopalni, skąd przez głośniki na cały plac nadawano audycję jakiejś stacji radiowej. Tam też zniknęły ostatnie kanapki.


13:11. Droga za Bogdałowem, w kierunku kopalni węgla brunatnego. Widok ku S


13:20. Panorama KWB Adamów. Widok kilometr ku S od ostatniego domu w Bogdałowie. Widok ku SE


13:20. KWB Adamów.
 
13:20. KWB Adamów.


13:20. KWB Adamów.


13:21. KWB Adamów.


13:21. KWB Adamów. Hałdy piasku w południowej części odkrywki


13:21. KWB Adamów. 


13:26. Z odkrywki do Bogdałowa-Kolonii ku N


13:26. Wschodni kanał odwadniający do jeziora Bogdałów

13:30. Południowy kanał odwadniający do jeziora Bogdałów


13:48. Warenka. Budynki przy kopalni węgla brunatnego "Adamów"


13:54. Warenka. 50-lecie minęło w 2009 roku

Z wiatrem przemknięcie przez Turek. Tym razem Korytkowską, Jałowcową, Nową, przez park ze stawem, Kruszyńskiego, a z Gorzelnianej na chodnik przy głównej. Od zachodniego ronda przejazd Konopnickiej, Słowackiego, Zieloną i Południową. Za miastem teren się wznosił. Kilka przerw na tej trasie trzeba było zrobić. DW 470 nie znużyła, choć widoki były miejscami niezłe. Przez Malanów zjazd, na którym wpadła prędkość maksymalną tego dnia. Za Szadkiem ostatni przystanek na tej trasie. W Morawinie małe zakupy - lód i sucharki. Pieczywa brak. Skręt na wschód i zaczęła się walka z wiatrem. W Emilinowie skręt na Koźminek, w drogę na samym początku wsi. Przejazd Ciasną i Szkolną na rynek. Już bez szukania sklepów. Przerwa tuż za miasteczkiem.


14:13. Turek. Kominy Elektrowni Adamów


14:25. Turek. Ul. Polskiej Organizacji Wojskowej 7


15:34. DW 470. Grąbków. Jasna plama po prawej to okolice kościoła w Obrzębinie (7 km). Widok ku N


15:35. DW 470. Grąbków. Turek (9 km). Widok ku NNE


15:35. DW 470. Grąbków. Kościół w Turku


15:36. DW 470. Grąbków. Widok ku NE


15:43. Malanów. DW 470 ku SW


15:54. DW 470 na granicy powiatów


17:07. Młynisko. Mosty na Żabiance. Po lewej nowy most, z 2012, powstały w miejsce od lat nieistniejącego młyna


17:38. Koźminek. Opuszczony kościół ewangelicki z początku XX w.


17:38. Koźminek. Zachodnie resztki zabytkowego domu z XIX w. przy ulicy Ciasnej. Pożar zaczął trawić go 29.11.2015


17:41. Koźminek. Plac Wolności. Widok ku NE


17:42. Koźminek. Kościół pw. śś Jana Chrzciciela i Jana Ewangelisty z XV w.

Z wolna do Liskowa. Tam przejazd północną uliczkę, równoległą do głównej, która skręcała koło samotnego komina. Potem jeszcze odbicie w kierunku remizy. Droga za miejscowością świeżo po asfaltowaniu, ale jeszcze z jakimiś pracami wykończeniowymi. Zaczynało się chmurzyć. Jazda do Goszczanowa tak trochę na ślepo. Tam krótka przerwa. Powoli zbliżała się noc. Znów trochę na ślepo zmierzając do Warty. Kamizelka na plecy, uzupełnianie bidonów i przy okazji ocena - już niewiele zostało tej wody. Warta nie wywarła zbyt pozytywnego wrażenia. Może wiele w tej kwestii miały do powiedzenia kamienie ulic w centrum. Przejazd Kaszyńskiego, Świętojańską, Klasztorną, Górną, Parkową, Ogrodową. Jeszcze w międzyczasie zaczęła się niepotrzebna jazda na Sieradz, ale z niej nawrót, niedługo po wjechaniu do Dusznik. Wyjazd ulicą Tarnowskiego, która była w trakcie prac. Nie wiem czy asfaltowych, czy kamiennych. Jeszcze wiele było rozgrzebane. Przynajmniej oszczędziło mi to jazdy główną.


18:08. DW 471. Tuż przed Liskowem. Widok ku NE


18:15. Lisków. Komin na zachodnim krańcu Ul. Rzemieślniczej


18:19. Lisków. Kościół pw. Wszystkich Świętych z XIX w.


20:27. Warta. Kościół św. Mikołaja Biskupa z XIV w.

Fragment DW 710 nie był zbyt oblegany. Ot kilka aut zdążyło przejechać. Tu też jakieś prace. Obok mostu był postawiony drugi, ale nie udało mi się dostrzec, czy tymczasowy, czy już na stałe. Na północ skręt w Dzierżązni. W Brzegu leżenie na poboczu i obserwowanie światła księżyca, odbijające się w wodzie Jeziorska. Ponowna jazda rozpoczęła się, bo zaczynał się do mnie dobierać zimno, choć wiatr ucichł. Tuż przed Pęczniewem podobna sceneria, lecz wiele czasu tam nie minęła. Droga wiodła po grobli między dużymi stawami. W samej miejscowości długie kręcenie się po bocznych uliczkach. Do Zadzimia droga mi się dłużyła. Również księżyc obniżył swe położenie na tyle, że zrobiło się zbyt ciemno. Do tego wyraźna wilgoć w powietrzu. Na rynku wykończenie ostatnich słodyczami, a następnie kurs na południe po DW 479. Dłużyło mi się to, więc zaczęło się rozglądanie za noclegiem, ale nic ciekawego nie było widać. Zniechęcały mnie też obszary, gdzie wyraźnie ciągnęło chłodem od ziemi. W Rożdżałach naszła nawet myśl, czy aby nie przenocować w pobliskiej ruinie, kiedyś będącą chyba szkołą. Ostatecznie skończyło się na nocowaniu tuż za Czartkami.


22:52. Brzeg. Nocny widok na Jeziorsko i światła wsi Tomisławice


23:29. Pęczniew. Widok z grobli na staw


23:30. Pęczniew. Widok z grobli na staw


01:25. Rossoszyca. Staw na rzeczce Jadwichnie

Zaliczone gminy

- Brudzew
- Malanów
- Ceków-Kolonia
- Koźminek
- Lisków
- Goszczanów
- Warta
- Pęczniew
- Zadzim
Rower:Czarny Dane wycieczki: 147.78 km (7.00 km teren), czas: 09:43 h, avg:15.21 km/h, prędkość maks: 51.75 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Chłodnik majowy I - Czy czyste trzysta?

Niedziela, 30 kwietnia 2017 | dodano: 10.05.2017Kategoria >300, Nocne, Samotnie, Wyprawy po Polsce, Gminy, 2017 Łódzkie W

Trochę się wahania czy w ogóle ruszać. Już spakowane 9,5l wody w sakwach + dwa bidony zapasu, z osiem kanapek i sporo cukierków, których nadmiar zalegał w spiżarni. Ubrań to tylko drugi zestaw na zmianę/duże zimno. Start z namiotem, aby być gotowości na ewentualny dłuższy wyjazd. Rzeczywistość trochę ten zamysł wyklarowała. Wieczorem jeszcze bolała mnie łydka, tak jakbym ją nieco naciągnął za bardzo, ale w sumie to przeszło i może z raz były co do niej wątpliwości w czasie wyjazdu.

Start mniej niż półtorej godziny przed północą. Tylko oczekiwanie, aż przejdzie wieczorny deszcz. Przez niego było trochę mokro i błotniście. Już za lasem się z tego powodu przytrafiło przewrócenie, które spowodowało zgubienie tylnej lampki. Chyba tam, ale inna do tego okazja mi nie przychodzi do głowy. Przejazd przez Czerwińsk, wjazd do Wyszogrodu. Zjazd na most błotnistą ścieżką, gdzie znów niewiele mnie dzieliło od wywalenia. Po drugiej stronie rzeki udałe się do Iłowa. Droga mi się tam dłużyła. Jak zwykle. Nie przepadam za tą trasą, ale jest dość spokojna. W lesie przed Iłowem krótka przerwa. Potem na moment jazda pod cmentarz licząc, że będzie tam jakaś alternatywna droga do centrum tej miejscowości, ale za bardzo oddalała mnie od trasy, a innej ulicy jeszcze widać nie było. Nawrót i bez wydziwiania kurs do Sannik. Tam przejazd Wiejską i Parkową z kawałkiem placu przy sklepach. Coś mi się pomyliło i zaczęła się jazda na Gąbin. Po cofnięciu, wjazd na poprawny kurs DW 583.

Od Lwówka trasa była dla mnie nowa. Ciemno, chłodno, ale śpiewnie. Zaczynało się rozjaśniać, rozśpiewywały się też ptaki. Niby przejazd przez Pacynę, ale tak jakby z boku. Tuż za nią Model, gdzie oczy przykuły pozostałości murów zespołu dworskiego. Droga dziwnie skręcała, przez co odnosiło się wrażanie, że jadę w zupełnie złą stronę. O pochmurnym poranku ukazał się Żychlin. Tu zaczęło się większe niż do tej pory, kręcenie po miejscowości. Była to kolejna wizyta w miasteczku, praktycznie wcale nie poznanym. Krótka pętelka przez Jaśminową, 3 Maja na południe, między blokami na osiedlu Traugutta. Na Narutowicza powrót dróżką między dwoma starymi domami. Później miał być skręt na Bedlno, ale droga wywiodła mnie przez Pniewo. Wyjazd na DK92 i nią udało się dotrzeć do celu. Tam trochę kręcenia przy parku, przejeżdżając drewnianym mostem przerzuconym na wskroś stawu. Za wsią krótka przerwa.

Teraz trudniejszy etap, bo strony nieznane, nowe gminy, drogi słabo oznaczone na mapie i wiele skrętów. Początkowo jeszcze łatwo. Dojazd do Krzyżanowa po przekroczeniu wiaduktu nad A1. Był to pierwszy tak wysoki punkt w tej monotonnej okolicy. Tam powstało pierwsze zdjęcie i już trzeba było zmienić baterie, choć niby naładowały się przed wyjazdem. Stamtąd już trzeba było kombinować i zaglądać w mapę. Przejazd ponad rzeczką Ochnią, nad którą hasała para bażantów. Zaczęło się rozpogadzać, ale wiatr silnie dął ze wschodu. Odtąd teren był bardziej różnorodny. Przejazd fragment DW702, skręt na Malewo, a potem wjazd w o jeden skręt za daleko. W rezultacie kilometr gruntowej dróżki przez pola i kanałek. Przez Strzegocin do Witoni, gdzie chwila zastanowienia - wpierw w lewo, potem w prawo. Jazda do Osędowic była poniekąd trudna, głównie ze względu na spore odcinki starego asfaltu.


6:00. Wiosna w Rustowie


06:23. DW 702. Wały B. Widok ku NW


06:59. Strzegocin. Dom Formacyjny Diecezji Łódzkiej w budynku dworskim z XIX


07:01. Strzegocin. Droga do Witoni. W tle widoczny dom w Anusinie


07:16. Witonia. Przed firmą ZOLA


07:16. Oj prawda...


07:30. Witonia. Tuż za torami. Ostatni dom tej miejscowości.


07:35. Gozdków. Kapliczka przydrożna


07:47. Osędowice. Ciekawa piwnica.

W pobliżu była Daszyna, więc skręt na południe, tylko po to by przejechać się koło kilku bloków i wrócić na kurs ku północy. Poza tym jeszcze krótka przerwa przy niewielkiej odkrywce, gdzie było mnóstwo błota. W Jarochowie leżąca przerwa na przystankowej ławce. Tego mi było trzeba. Gdy słońce znikało za chmurami, momentalnie robiło mi się zimno. Po przerwie dalsza jazda DK 91, na której było bardzo mało aut. Wkrótce wjazd do Krośniewic. Tam Kwiatowa, Plac Wolności, Kolejowa i długa droga do Dąbrowicy. Nie bardzo mi przychodziło do głowy, jak stamtąd wyjechać, więc wpierw jazda do Zbawiciela, po czym powrót przez park na południe. Udało się trafić na właściwe skrzyżowanie i odbić na zachód. W którejś Kaleni uciekał przede mną szczeniak. Długo pędził przed siebie, nawet gdy odległość wynosiła kilkaset metrów. Dopiero jak opadł z sił i odległość się zmniejszyła, wreszcie uciekł w lewo. Czemu tego nie zrobił wcześniej?


08:01. Walew. Kopalnia kruszywa.

Znów zrobiło się pochmurnie. Kłodawa przejechana szybko, ale za miastem już się tempo spadło. Uszły ze mnie siły i przeszkadzał mi wiatr. Z DW263 skręt na Olszówkę. Mała pętla z przerwą na przystanku, tuż przed powrotem na wojewódzką. W Dąbiu również małą pętla, z powrotem przez 3 Maja. Kolejna przerwa w Kupininie. Tam skręt w prawo, następnie wypatrując kolejnego, który miał mnie przeprowadzić przez Ner. W ogóle, to źle mi się pojechało, bo rzeka miała zostać przecięta w Dąbiu, a potem trzeba było skręcić na wschód za autostradą. W Świnicach Warckich krótkie rozpogodzenie. Naszła ochota na jakieś zakupy, ale wszystko zamknięte. W poszukiwaniu sklepu, kurs na zachód, nawrót, a potem w Świętej Faustyny. Nic nie było. Za Głogowcem kurs na wschód, po pasie technicznym wzdłuż A2. Przed Sakowem był to już tylko grunt. W Dzierżawach niemiła przygoda, bo trafiła mi się jakaś ścieżka wzdłuż stawu, prowadząca koło czyjegoś, nieogrodzonego domu, którego starszy lokator nie był zadowolony.


09:19. Krośniewice. Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny z XIX w.


09:23. Krośniewice. Montownia Krośniewickiej Kolei Dojazdowej


09:23. Krośniewice. Montownia Krośniewickiej Kolei Dojazdowej


09:58. Dąbrowice. Ratusz z 1967r.


10:00. Dąbrowice. Kościół pw. śś. Wojciecha i Stanisława z XIX w.


10:01. Dąbrowice. Stary Rynek 6


11:27. Głębokie. Spichlerz w zespole dworskim z XIX w.


12:43. DW 263. Dąbie nad Nerem (N skraj miejscowości). Cmentarz ewangelicki z XIX w.


12:50. Dąbie. Gminny Ośrodek Kultury w budynku remizy strażackiej z początku XX w.


13:47. Zbylczyce. Nadmiar wody na łąkach nad Nerem. Widok ku NEE


14:24. Głogowiec. Dom narodzin św. Faustyny Kowalskiej

W Starym Gostkowie raz jeszcze trzeba było mi przysiąść na ławce. Rozpogodziło się już dziś na dobre, ale sił do jazdy wiele nie było, choć mentalnie jak najbardziej w porządku. Ścieżką rowerową do Poddębic (z udziwnień - tylko przejazd przez Przyszłości i wcześniejsze osiedle). Odtąd jechało mi się lepiej, bo i wiatr zaczął sprzyjać. Zmęczenia jednak to nie rozwiało. Wpierw długa jazda przez las. Za Dominikowicami dłuższa przerwa koło ruin chyba dworku. Stamtąd jeszcze moment i oto ukazał się Uniejów. Miasteczko zrobiło wrażenie chyba najbardziej pozytywne ze wszystkich na tej wyprawie. Przejazd przez rynek za kościół, przecinając mały park koło kościoła, większy park koło rynku, zjeżdżając Kościelnicką do mostu dla niezmotoryzowanych. Na drugim brzegu zamek, basen, termy, boisko, skansen, gastronomia. Nęciło mnie, by zjeść, ale nie było zatrzymywania. Od razu poniosło mnie na DK 72.


15:53. Tur. DW703. Ścieżka rowerowa Stary Gostków - Poddębice. Widok ku SEE


16:22. Poddębice. Plac Tadeusza Kościuszki. Kościół pw. św. Katarzyny z XVII w.


16:32. Rodrysin. Budynki Nadleśnictwa Poddębice


17:08. Balin. Ruiny domu? Szkoły?


17:54. Uniejów. Widok na most DK72 z kładki nad Wartą ku SE


17:54. Uniejów. Fontanna


17:55. Uniejów. Widok na centrum z kładki nad Wartą ku N

Znów las, ale krócej. Za nim ścieżka rowerowa, już na tyle leciwa, że słabo się nią jechało. A to tylko kostka właśnie. Skończyła się w Przykonie. Przerwa, a po niej jazda na południe. Do Dobrej wjazd tuż po zachodzie słońca. W Kawęczynie była już noc. Kurs do DK 83 i przerwa na przystanku niedaleko ronda. Zastanawiała mnie kwestia znalezienia noclegu. Co prawda jeszcze nie męczyła mnie zbyt silna senność, jak to już się zdarzało, ale potrzeba ta dawała o sobie znać. Przejazd do Turka odbył się z trudem. Za każdym zakrętem rosła płonna nadzieja, że oto ukaże się miasto. W Turkowicach nawet na moment udało się zjechać w bok licząc, że trafi się jakaś boczna trasa dojazdowa. Dobrską wjazd do centrum. Plac został ominięty od zachodu, drugi od wschodu. Od 3 Maja, pod koniec ulicy, przejazd na drogę, przecinającą osiedle do Browarnej. Dalej Piłsudskiego na północ i pętla przez Torową. Niewiadomą dla mnie było, jak wyjechać z miasta w kierunku, który został przez mnie obrany na mapie. Na szczęście skręt był już blisko. Od Chopina skręt kilkukrotny, w dróżki po lewej stronie. Stała tam masa jednorodzinnych domów, całkiem świeżych. Na główną powrót po przejechaniu całej Lutosławskiego.


19:37. Dobra. Kościół pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny z początku XX w.


21:14. Turek. pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa z początku XX w.


21:36. Turek. Przy cmentarzu na Chopina

Teraz las. Las i podjazd w ciemnościach. Największy i najbardziej stromy jak do tej pory. Długi. Na przystanku w Międzylesiu obowiązkowa przerwa. Jeszcze odrobinę i udało mi się dotrzeć do Władysławowa. Tam wjazd przez osiedle przy Orlej i Łokietka. Pętlę przy Górniczej. Za remizą trzeba już było odczytać mapę, bo trudno mi szło z nawigacją. Wyjazd na główną ku wschodowi. Asfalt zerwany, ale chodnik już gotowy. Koło cmentarza strasznie wiele na nim ziemi z budowy. Za torami skręt w prawo, gdzie zapadło postanowienie, że już pora skończyć na dzisiaj. Pojawił się bowiem zagajnik, a droga wyglądała na mało uczęszczaną.

Zaliczone gminy

- Witonia
- Dąbrowica
- Olszówka
- Dąbie
- Świnice Warckie
- Wartkowice
- Poddębice
- Uniejów
- Przykona
- Dobra
- Kawęczyn
- Turek (W+M)
- Władysławów
Rower:Czarny Dane wycieczki: 304.58 km (24.00 km teren), czas: 19:36 h, avg:15.54 km/h, prędkość maks: 42.63 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Powolnie, ponocnie, pogminnie

Piątek, 28 kwietnia 2017 | dodano: 29.04.2017Kategoria Pół nocne, Samotnie, Zwykłe przejażdżki

Więc było tak. Za dnia kolejna porcja "ćwiczeń", tym razem typu "skłon". Po powrocie przerwa na odpoczynek i obiad, złożony z resztki mojego sosu warzywnego wymieszanych z odrobiną dzisiejszego, odgrzewanego mięsa. Chwila namysłu i w drogę. Wpierw na wprost za skrzyżowaniem i w górę przez parowę, którą ostatnim razem przejeżdżając chyba w podstawówce. Były to przede wszystkim zjazdy i całkiem sporo w owym czasie. Przez te lata zmieniło się to, że po obu stronach przestała być dzika, a powstały domki. Tym razem podjazd do miejsca na powierzchni, a potem po miedzy pieszo do szosy. Dalej w górę. Przy zagajniku skręt na Borek, lecz potem zjazd do żwirowni dziką ścieżką. Przecinając ją na zachód, kurs na Zdziarkę.

Była chęć przejechać do Czerwińska, ale nim się zjechało nad Wisłę, w oczy wpadła droga w pola, wyglądająca na bardziej przejezdną. Podczas moich pierwszych wycieczek w te strony, trafiło mi się tam jechać może raz czy dwa. Było gorąco, mnóstwo chwastów i cały teren zarośnięty, więc przyszło się wycofać. Teraz był ślad po czterokołowym pojeździe, który doprowadził mnie do jej końca przy ścianie z drzew. Tzn. prawie. Zabrakło mi kilku metrów. Ktoś pracował w polu i poinformował głośno, że nie ma dalej drogi. Zawróciwszy, po chwili udało się znaleźć ścieżynkę, skierowaną na północ. Opadała ku strumieniowi. Z góry wydawał się wystarczająco wąski, więc zajazd, a potem trochę się gimnastyki. Było sporo gałęzi, mnóstwo śmieci... Ehhh... Strumień przebyty po dwóch oponach z ciągnika, położonych w jej nurcie, tuż poniżej tamy bobrów.

Potem jeszcze trzeba się było wykaraskać po stromym zboczu i przerwa na złapanie oddechu. Już wydawało się, że jestem po stronie Czerwińska, ale po wydostaniu się na drogę, okazało się, że to wciąż była Zdziarka. Tylko to ta część najbardziej zachodnia, w pobliżu DK62. Wjazd na asfalt i skręt w 19 Stycznia. Potem w polną drogę, opadającą do początku parowy tuż przy Polnej, zaraz za zabudowaniami. Później z Dunina powrót na DK62, zjazd na Chmielewo. Przejazd wschodnim fragmentem wału, drewnianą kładką do Wyszogrodu i dalej wprost do centrum. Od parku przejazd do Kilińskiego przez osiedle, a potem zjazd nad Wisłę. Odpoczynek na ławce blisko mostu. Była spokojna, lecz chłodna noc.

Krótka przebieżka po schodach, rowerem przez wiadukt i powrót do Wyszogrodu od strony przychodni. Płocką do ronda, ale z epizodem jazdy przez osiedle do Okólnej. Fragment krajówki, skręt na chodnik przez Zamieście. Przez rów wyjazd na DK 50. Przerwa za Rębowem, bo jechał łańcuch TIRów. Zjazd z krajówki na Gródkowo. Tuż za zabudowaniami przystanięcie na przerwę. Po chwili przejechał wóz strażacki. Niebawem kolejny, lecz od Pozarzyna, gdzie na jakiś czas się zatrzymał, bo chyba pomylił drogę. Zjazd na dół, tam mijane okolice dworku i obserwowanie światła wozów, bijące z Gawarca, chyba Dolnego.

Skręt kamienistą drogą do Raszewa Włościańskiego. Z ulgą przyjęte pojawienie się asfaltu, który był tam od niedawna. Ongiś była tam szutrówka, o jakości podobnej do tej w mojej miejscowości, sprzed 20 lat. Naprawdę dawno mnie nie było w tych stronach. Zakręty i zjazdy zdążyły mi już wywietrzeć. A może po prostu na asfalcie lepiej je czuć? No w każdym razie i to dobro się skończyło - wrócił grunt i szuter. Okolica sama w sobie bardzo ładna, nawet nocą. Ta była jedną z ciemniejszych, ale i tak dość dobrze widoczne były obiekty w przestrzeni. Gwiazd wiele nie było, za to sporo mgły od ziemi. Może raz czy dwa zdarzyło mi się przez nią przejeżdżać, a tak to była raczej niska, lecz nie cieniutka. Po minięciu kościoła, przejazd przez Osiek i Stary Boguszyn. Tam pogonił mnie pies i był to najszybszy odcinek (zjazd w stronę wojewódzkiej) w ciągu całego wyjazdu. Przez Radzikowo Scalone przejazd do Chociszewa, a potem już prosto do domu, gdzie udało się dotrzeć po drugiej rano.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 56.72 km (20.00 km teren), czas: 04:33 h, avg:12.47 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Kwietniowy Deszcz

Wtorek, 25 kwietnia 2017 | dodano: 26.04.2017Kategoria Samotnie, Zwykłe przejażdżki, Pół nocne

Na początek trochę piwnicznego fitnessu. Dla nie obeznanych: bierzesz skrzynkę z warzywami, obracasz się, kilka kroków w bok, odkładasz skrzynkę, powrót bez obciążenia. Po kilku takich powtórzeniach: Pochylasz się po skrzynkę, obracasz o 90 stopni, szybkim marszem przenosisz w miejsce docelowe położone kilka metrów od piwnicy, wracasz w podskokach. Znów kilka powtórzeń, po czym wracasz do punktu pierwszego.

Po zabawie, która trochę mnie przepociła, była przerwa na herbatę, a po niej wyjście na rower. Pogoda była nadal chłodna, podobnie jak wiele dni poprzednich. Przed zabawą przechodziły spore opady, a po niej chwilowo to ucichło. Do tego jeszcze spory wiatr z zachodu i wiele chmur. W kurtce, bluzie i koszulce było ciepło. Pod spodniami mogłoby się znaleźć jakieś ocieplenie, ale było znośnie. Trochę gorzej w nocy - zaczął padać deszcz i zmarzły mi dłonie. Nie spieszyło mi się tego dnia. Jazda spokojna, powolna. Zabrane pół butelki wody, w niewielkim stopniu zniknęło. Chociaż ten, jeden plus dni chłodniejszych.

Start z Trębek. Przejazd przez lotnisko do Kroczewa. Koło kościoła wjazd na starą drogę do wsi Smoły. Budowa DK7 podzieliła ją na dwie części, bez możliwości przejechania jej w całości. Niby można było wjechać na asfalt krajówki, lecz zamiast tego poniosło mnie terenem wzdłuż niej, do kolejnego skrzyżowania. Na drugą stronę i kontynuacja utwardzoną drogą w tym samym kierunku. Doprowadziła mnie do lasu na Ostrzykowiznie. Poprzednim razem nie udało mi się pokonać go w całości. Tym razem się powiodło. Od ściany lasu wejście na ledwo widoczną ścieżkę, ale wnet zniknęła, więc kurs w pobliże słupa. O dziwo, była tam dróżka, a od niej odbijała jedna wyraźna droga w lewo i druga, tak ledwo, ledwo. Przejazd przez nią na wskroś, wyjeżdżając do rowu wzdłuż DK7. Było to raptem kilka metrów i prowadziło na już mi znaną gruntówkę, biegnącej wzdłuż lasu. Przerwa.

Zrobiło się ciemno. Kurs na Pieczoługi. W pół drogi do domostw nastąpiło poruszenie. Sarny? A gdzie tam! Dwa wielkie dziki. Wydały swe dzikie odgłosy, po czym zniknęły w lesie. Na moment stop. Może lepiej wrócić? Zdaje się, że jednak popędziły w głąb i nie krążą już przy drodze. No to jazda. Wtem, głośno zaczęły kwilić młode warchlaki z kępy krzaków! Przerażający, nagły odgłos. Jak zaraz przybędą rodzice, to dopiero będzie początek wiosny. Zerwanie do pędu tak szybkie, jak zwykle zrywa się łańcuch. Moment i mnie już tam nie było. Wyjazd na asfalt, potem kierując się gruntówką do Smół przez Strubiny. Przed Zarębami trzeba było jeszcze przejechać krótki fragment lasu, w obawie, by i tam na mnie coś nie wyskoczyło.

Wyjazd na asfalt. Padało, siąpiło, padało, i tak w koło. Pora była wracać, a lampka była nie do oświetlania drogi. Dobrze, że bez takich też umiem sobie radzić. Przez Koryciska przejazd do Załusk, choć o mało nie rzuciło mnie do Smulsk. Trzeba się było trochę cofnąć, po stwierdzeniu, że nie tędy droga. W Załuskach jazda w stronę stacji paliw i kręcenie po niewielkim osiedlu. Udało się dostrzec tam gruntową dróżkę wzdłuż domów, którą może warto przejechać za dnia. Przejazd wiaduktem i przerwa na przystanku za Zdunowem. Była we mnie nadzieja, że może się rozpogodzi, ale nie było ku temu oznak. Od Przybojewa widoczna była warszawska łuna, oświetlająca nisko zawieszone chmur, a te które znajdowały się nade mną, na jej tle tworzyły ciemną, zwisającą i postrzępioną kurtynę. Powrót przed północą.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 49.23 km (10.00 km teren), czas: 03:39 h, avg:13.49 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)