Wpisy archiwalne w kategorii
.Samotnie
Dystans całkowity: | 55419.15 km (w terenie 4908.95 km; 8.86%) |
Czas w ruchu: | 3531:51 |
Średnia prędkość: | 15.66 km/h |
Maksymalna prędkość: | 74.20 km/h |
Suma podjazdów: | 800 m |
Suma kalorii: | 76839 kcal |
Liczba aktywności: | 830 |
Średnio na aktywność: | 66.77 km i 4h 15m |
Więcej statystyk |
W 40 dni dookoła Bałtyku XXXV - Z Estoni do Łotwy
Poniedziałek, 17 sierpnia 2009 | dodano: 29.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, .LSTR, .Samotnie

09:04. Niebezpieczny nocleg
Tego dnia pogoda świetna. Udało mi się przeżyć noc. Start około 9 rano. Było 50 km do granicy, z czego większość można było pokonać trasą, która biegł w pewnej odległości od głównej i bardzo blisko morza. Na główną wjechało się tylko po to, by przejechać przez nieczynny punkt kontroli granicznej. Nim tak się stało, w Kabli nastąpił zjazd na wybrzeże Bałtyku i wejście na wieże widokową. Przy okazji odpoczynek i trochę posilania. Przez pierwsze kilometry na Łotwie jechało się krajówką. W zasadzie prawie cały dzień w tym kraju. Przed miastem Salacgriva raz jeszcze przyszło mi spotkać rodzinkę z Gdyni. Tym razem było ze mną wszystko co potrzebne, ale i tak wmusili we mnie smaczny, suszony chlebek z ziołami i czosnkiem. Z mniej przyjemnych spraw, tego dnia przyszło się natknąć na najgorszy szalet w czasie wyprawy. Krajobraz tego dnia może nie powalał, ale bliskość morza, spokój i większa ilość miejscowości, stanowiły zauważalny atut. Pod koniec dnia skręt do Saulkrasti, nocując w lesie tuż za miastem.

12:45. Widok na Bałtyk z wieży w Kabli

12:49. Bałtyk w Kabli

12:53. Wieża widokowa w Kabli

12:59. Trasa 331. Przystanek w Kabli (Kabli kool)

14:29. Kolejny kraj
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
140.00 km (0.00 km teren), czas: 10:00 h, avg:14.00 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hW 40 dni dookoła Bałtyku XXXIV - Estonia
Niedziela, 16 sierpnia 2009 | dodano: 29.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, .LSTR, .Samotnie, .Pół nocne
Po obudzeniu się, okazało się, iż jest to dzień pochmurny i deszczowy. Była blisko 10. Z powodu deszczu nie było we mnie najmniejszej ochoty, by wyjść na zewnątrz, więc przeleżało się tak jeszcze z godzinę. Na dodatek po mojej nodze wędrował po mnie kleszcz. Na szczęście, z powodu chłodu spało się w ubraniu, więc nie miał wielkiego pola do popisu. Po wychynięciu z namiotu okazało się, że ów został zaatakowany przez ślimaki. Obsiadły tak namiot, jak i rower.

11:05. Trasa E67. Nieprzyjemny poranek

16:07. Trasa E67. Jeszcze długa droga do domu

17:05. Trasa E67. Most nad rzeką Vigala, leżący w pobliżu Märjamaa.

18:19. Między Märjamaa a Pärnu
Cały dzień walczyło się z wiatrem i deszczem, który wyładowywał się tego dnia kilka razy. Było okropnie i trudno. Główna trasa w zasadzie nie przedstawiała wielkich walorów krajoznawczych. Głównym obiektem, który utkwił mi w pamięci, był most nad rzeką Vigala, leżący w pobliżu Märjamaa. Teren co prawda nie był płaski jak stół. Było kilka lekkich, krótkich podjazdów pokonywanych nawet bez zwalniania. Po prawdzie niezauważalnych, jeśli jechało się po pagórkowatych lub wyżynnych terenach jeszcze kilka dni wcześniej. Jednym słowem wielka równina. No i pustka w głowie. Przy samej trasie raz widać było pola, raz lasy. Czasem jakaś wioska w okolicy. Gdyby pogoda była sprzyjająca, zapewne tego samego dnia wyjechało by się już z tego kraju.

20:59. Pärnu
Wieczorem dojechało się do Pärnu. Było to jedyne miasto i większa miejscowość odwiedzona tego dnia. Było też najciekawszym miejscem, przez które wtedy się przejeżdżało. Nocleg wypadł kilka kilometrów dalej, skrywając się w lesie. W nocy mogło być interesująco. Silny wiatr kołysał koronami wysokich drzew. Były dużo za wysokie w stosunku do swoich grubości. Zaniepokoiło mnie to, więc lepiej było sprawdzić ich wytrzymałość. No a jak!!! Pierwsze z brzegu drzew, i to te, o które opierał się rower, po ledwie lekkim tylko pchnięciu przewróciło się i połamało w kilku miejscach. W ziemi została tylko dolna część, na której opierała się moja maszyna. Wtedy zaniepokoiło mnie to nie na żarty. Rozpoczęło się chodzenie w ciemnościach w pobliżu namiotu, po omacku popychając kolejne drzewa. Po chwili szukania, w rejonie zagrażającym namiotowi, udało się znaleźć kolejne drzewo, które z pewnym hukiem również się przewróciło. Posprawdzało się jeszcze kilka, wciąż z lekkim niepokojem znikając potem w namiocie. Nie było pewności, czy sprawdziło się wszystkie, ale na pewno większość. Ta noc była najbardziej niebezpieczna spośród dotychczasowych. Wręcz trwała obawa o swe życie, zastanawiając, jak to głupio byłoby zginąć na kilka dni przed końcem podróży, nie mogąc się z nikim podzielić wrażeniami z jej przebycia...
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
124.00 km (0.00 km teren), czas: 09:00 h, avg:13.78 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hW 40 dni dookoła Bałtyku XXXIII - Porvoo i Helsinki
Sobota, 15 sierpnia 2009 | dodano: 28.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, .LSTR, .Samotnie, .Pół nocne
Poranek
Pobudka około 4-5. Nie dało rady spać dłużej, ruszyło się więc. Wnet dojechało się do pierwszego, od opuszczenia Sztokholmu miejsca, które już było mi znane. Pokręciło się nad rzeką i ruszyło podjazdem z kamieni pod kościół. Tam widać było małą, prywatną wycieczkę, z daleka słysząc dźwięki przypominające francuski pełne "ą" i "ę". Podjechało się bliżej, aby zrobić zdjęcie kościoła, a do moich uszu zaczęły nabiegać znajome słowa... po Polsku.
05:48. Ostatni nocleg w Skandynawii

07:23. Porvoo. Droga do kościoła

07:26. Starówka w Porvoo. Widok ze starego mostu nad Porvoonjoki

07:31. Kościół w Porvoo
Po odwróceniu się w ich stronę trwała chwila, patrząc na nich, po czym padło moje pytanie: „Polska?”. Tak, to byli rodacy na wyciecze. Poprzedniego dnia przypłynęli z Gdyni. Dopiero zamierzali trochę pojeździć po Finlandii, a potem wrócić przez 3 stolice (tak jak ja), tylko przemieszczając się głównymi drogami. Miło chwilę pogadaliśmy, po czym ruszyliśmy w swoje strony. Zanim to się jednak stało, zapytali mnie, czy czegoś mi nie brak, w odpowiedzi słysząc, że właśnie skończyła mi się woda. Pomimo wzbraniania się, wraz z nią dali mi również trochę jedzenia z Polski. Jak się później okazało, bardzo dobrze że tak się stało.
Zadowoliła mnie ta możliwość porozmawiania w ojczystym języku. Rozpoczęła się jazda do Helsinek. Oczywiście tak tylko mi się wydawało. Nie przyszło mi wziąć poprawki na dość wczesną godzinę i wydawało mi się, że cień wskazuje mniej więcej północ. W rzeczywistości był bliżej zachodu. Nie zwracało się więc dłużej na niego uwagi. Wiedziało się, że nie jadę prostą, bezpośrednią drogą do stolicy, trwała jednak nadzieja, że wnet będzie możliwość na nią odbić. Mapa Finlandii jaką się posiadało, miała oznaczone jedynie główne drogi krajowe i nieliczne o mniejszej randze, nie mogła mi więc pomóc.

08:21. Na S od Porvoo
Wyspy
W ten oto sposób poniosło mnie dalej na południe, dodatkowo zaliczając dwie wyspy w okolicach Porvoo. Gdy już było mi wiadomym jaka jest sytuacja, warto było nie zmarnować okazji i trochę pozwiedzać te okolice. Dzięki temu lepiej się je zrozumiało i zapamiętało. Wpierw dojazd do krańca asfaltu na wyspie Vessölandet, docierając do pętelki ulicy Majviksvägen we wschodniej części wyspy. Powrót tą samą trasą. Wypadła mi przerwa na przystanku w Sondby. Zauważyć tam można było pakunek przypominający czekoladę, z podziękowaniami dla listonosza. Chciałoby się taką zjeść, ale nie można było jej zabrać, ze względu m.in. na ewentualne komplikacje, jakie niósłby ten czyn w tamtejszej okolicy.
10:13. Na S od Porvoo
Za Hummelbro skręt w Kråkövägen, którą dojechało się do wyspy Kråkö. Wpadła tam po niej pętla przeciwna do ruchu wskazówek zegara, z przyjemnością podziwiając krajobraz i liczne łodzie. Nadłożywszy w ten sposób ponad 50 km, o 11:30 powróciło się do Porvoo. Czekała mnie jeszcze druga taka sama odległość – do Helsinek. Wyjechało się na ścieżkę rowerową przy trasie 170, biegnącej równolegle do trasy 7.

11:30. Porvoonjoki z mostu dla pieszych i rowerzystów w Porvoo
Porvoo
W Poorvo przejazd ulicami:Pierwsza wizyta tego dnia: Przyjazd główną. Przejazd przez Mauno Eerikinpojankatu i nawrót na główną. Przez rzekę ze skrętem do starego miasta, w ulicę Mellangatan. Na stary most i powrót tą samą ulicą do Placu Ratuszowego. Tym razem skręt w Flensborgsbrinken. Najbardziej stroma i kamienista droga, jaką pokonało się w czasie całej podróży. Wrzuciło się najniższe biegi, ale z uporem udało się podjechać. Od kościoła do Rauhankatu w kierunku wysp.
Druga wizyta tego dnia: Powrót tą samą trasa z odbiciem przez całą Wallgreninkatu. Przejazd na wskroś przez park przy Laivurinkatu. Ulicą Piispankatu dojazd do Raatihuoneenkatu, którą dojechało się nad rzekę. Przejazd promenadą i mostem na drugą stronę. Jadąc wzdłuż brzegu, wróciło się kawałek na południe i dojechało do Aleksanterinkaari. Przejazd na zachód, skręt w prawo i objazd budynku przy Näsintie. Powrót na trasę 55 i skręt w 170 we właściwym kierunku..

14:03. Między Porvooa Helsinkami.
Po drodze jakiś facet na kolarce powiedział mi, aby powiedzieć jego żonie, która została za nim parę minut w tyle, miejsce gdzie będzie na nią czekać. Zaskoczyła mnie ta prośba, jak również sposób jego podejścia do żony i zaufanie jakie pokładał w przypadkowo napotkanej nieznajomej osobie. "Ciekawe", jak by się ta historia potoczyła, gdyby nie udało mi się przekazać wiadomości.
Do Helsinek
W trakcie dalszej podróży nastąpiła jeszcze próba uzupełnienia brakującego zapasu wody. Nie powiodła się, gdy zapytany o nią został nieco starszy jegomości, który najwidoczniej nic nie rozumiał albo nie chciał. Machnął tylko ręką i sobie odszedł. Na szczęście chwilę później przyszło zatrzymać się w sklepie w Söderkulla. Zakupiło się litr mleka, który niemal od razu posłużył jako posiłek i napój chłodzący w ten upalny dzień. Zbyt nagłe i zachłanne picie zimnego płynu skończyło się niemiłym uczuciem w głowie.Helsinki
Do Helsinek dojeżdżało się bocznymi drogami i ścieżkami rowerowymi wzdłuż trasy 170. Oczywiście jeśli tylko było można. Raz, przy wielkiej mapie zapytano mnie o kierunek drogi. Byli to jacyś obcokrajowcy w samochodzie. Cóż można było pomóc? Potem nieco mnie zamotało na ścieżkach przy skrzyżowaniu tras 170 i 103. Gdy udało się odkryć właściwy wyjazd, odtąd niosła mnie ścieżka do ulicy Linnanväenpolku. Ta, wraz z kontynuacjami, prowadziła mnie do skrętu w lewo w Filarvägen. Raz odbijając na moment w Transformatorgatan, w końcu dojechało się do Borgbyggarvägen. Przejazd na północna stronę trasy 170, a na południową powrót, jadąc przez wyspę Kulosaari.
14:15. Wjazd do Helsinek.

16:15. SE część Helsinek. W tle, w centrum, Uspenskin katedraali
Centrum Helsinek
O 16 dojechało się do właściwej części Helsinek. Najkrótszą trasą wzdłuż wybrzeża dojechało do przystani promowej. Było to pierwsze, co trzeba było zrobić. Wchodząc do budynku nieco ogarnęła mnie niepewność. Zakup biletu do Tallina, wykorzystując prawie całe zapasy euro. Zostały mi jakieś nędzne resztki. Poza tym okazało się, że do wypłynięcia zostały prawie 3 godziny. Można było więc jeszcze odwiedzić kilka znanych miejsc, poznać nowe oraz móc „połączyć je z roweru”.
17:08. Katedra w SE części Helsinek
Na pierwszy ogień kurs pod Katedrę w Helsinkach, gdzie udało mi się zrobić zdjęcie na rowerze z samowyzwalacza. Dalej przejazd koło Narinkkatori, ulicą Mannerheimintie na północ, rundka na parkingu przy stadionie. Najkrótszą asfaltową trasą do Viborgsgatan z krótkim odbiciem w Tredje linjen. Na południe trasą Nordenskiöldinkatu, trzymając się głównej blisko wybrzeża.
Do stolicy udało się dotrzeć w dobrym czasie. Nastąpiło co prawda opóźnienie na poranny pokaz lotniczy, którego ostatnie samoloty jeszcze udało mi się z daleka ujrzeć, ale udało się zdążyć na maraton. Tysiące biegaczy, również z innych krajów. Impreza na całego. Można było także korzystać z kilku zablokowanych dla samochodów dróg. Pełna swoboda. Minęło się jakieś koncert, gdzie ludzie docierali w większości na rowerach.

17:44. Zawody sportowe po mieście.
Wracając, przyszło mi spotkać przy zachodnim porcie jeszcze Francuza, który dopiero rozpoczynał podróż po Finlandii. Udało mi się dzięki temu dowiedzieć, że po francusku nic nie rozumiem. Na szczęście rozmawialiśmy w angielskim. Było nam równie spieszno, więc wnet się rozstaliśmy. Było jeszcze pół godziny do przybycia promu, a port był po drugiej stronie centrum.

18:37. Port południowy w Helsinkach
Port
Jakoś tak się stało, że choć już właściwy port był blisko, poniosło mnie na południe ulicami: Erottajankatu, Yrjönkatu, Tarkk'ampujankatu i Laivurinkatu. Głównymi trasami wzdłuż wybrzeża wróciło się do odpowiedniego portu. Na miejsce dotarło się dokładnie w chwili, gdy prom już wpływał. Na spokojnie można było zająć miejsce na czele kolejki. Poza mną, byli tam jeszcze czterej inni rowerzyści, a wśród nich trzech wesołych Włochów. Po kilku minutach oczekiwania na załadunek, wjechaliśmy na górny pokład ładowni. Do tej pory z Adamem pakowaliśmy się na dolny. Wyższy był „nieco” niższy.
19:27. Port południowy w Helsinkach
Na promie
Przypięło się rower, zabrało ze sobą niezbędne rzeczy, oraz wszystkie puste butelki i kartony. Udało się odnaleźć łazienkę. Uzupełniło się wodę w zapasach, po czym powrót do roweru. Drzwi do ładowni zamknięte. Niespodzianka. Co robić. Wędrując z ciężkimi butelkami będzie nie dość, że niewygodnie, to jeszcze podejrzanie. W gonitwie myśli wpadła jedna, by ukryć je za schodami, licząc na to, że nikt ich nie odnajdzie i nie potraktuje jak coś niebezpiecznego. Na szczęście nikt się tym nie zaopiekował.
20:13. Widok z promu w Helsinkach
Powrót na górę. Obejrzało się pokład statku, zachodzące słońce, mijane skalne wysepki, twierdzę, którą odwiedziło się zimą. Ostatnie pożegnanie z Helsinkami, reprezentującymi Finlandię i cały etap podróży przez Skandynawię. Przede mną jeszcze jedna długa prosta prosto do Polski
.

20:14. Widok z promu w Helsinkach

20:35. Widok z płynącego promu w Helsinkach
Promem podróż
Przez ponad dwie kolejne godziny trwało moje odpoczywanie na promie. Ten czas minął mi na siedzeniu w pobliżu okna. Z pewnością w oczach innych osób mój wygląd mógł sprawiać menelowate wrażenie - bez roweru i kasku, wizualnie odstając od tej grupy społecznej. W międzyczasie pobieżnie przyszło mi analizować zabrane mapy, słuchać muzyki, jaka brzmiała na pokładzie i rzucać okiem na współpasażerów. Oczy nieco mi się kleiły i z łatwością by się tam zasnęło, gdyby podróż była dłuższa. Gdy dobiliśmy do Estonii, było już ciemna noc. Udało się zapakować ze wszystkim i zjechać na ląd. Fińskie zakupy i woda z promu sprawiły, że masa, która opuściła pokład promu, ważyła blisko 150 kg.
22:19. Wnętrze promu z Helsinek do Tallina.
Poszukiwanie noclegu w Estonii
Była północ podczas przejazdu przez Tallin. Po drodze zagadał do mnie lokalny biker. Zamieniliśmy tylko parę zdań. Poniosło mnie w stronę Parnuu, nocując zaraz za stolicą. Na nocleg wypadło liche miejsce, gdzie już nie było widać zabudowy, a pojawiły się jakieś krzaczki. Było bardzo ciemno. Około 1:30 w końcu udało mi się zasnąć. Bardzo szybko.Rower:Zielony
Dane wycieczki:
167.00 km (0.00 km teren), czas: 12:00 h, avg:13.92 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hW 40 dni dookoła Bałtyku XXXII - Lahti
Piątek, 14 sierpnia 2009 | dodano: 28.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, .LSTR, .Samotnie
Zwinięcie nastąpiło tylko trochę wcześniej niż dnia poprzedniego. Po pięciu kilometrów zjazd na trasę biegnącą w pobliżu tej głównej. Wkrótce po tym przyszło mi się natknąć na niecodzienne zachowanie. Będąc jakieś 500 metrów od skrzyżowania, można było zobaczyć jak z lewej dojechał samochód. Kierowca czekał do momentu aż przejadę, a dopiero potem ruszył. Trasa była zaciszna i po raz pierwszy od dawna, solidnie zaopatrzona w tereny rolne. Tuż za Lusi pierwszy poważniejszy podjazd i równocześnie przejazd nad główną trasą. Gdy była okazja, rower trzymał się świetnych ścieżek rowerowych. Również z powodu wysokiej temperatury, po ostatnich chłodnych dniach, ponownie jechało się w krótkich, rozlatujących się spodenkach. Przejazd przez Heinola wraz z przedmieściami, a w pobliskim Vierumäki skręt na zachód. Był to błąd nawigacyjny, wskutek którego przejechało mi się w pobliżu tartaku do trasy 313, nią kilometr na zachód, po czym skręt w lewo w las. Nie chciało mi się, ot tak po prostu się cofnąć. Po dość ostrej jeździe złamała się kolejna szprycha. Dojechało się na powrót pod tartak i wróciło do właściwej trasy na południowy zachód. Półtorej godziny później ukazało się Lahti. Po pierwsze - do skoczni. Kilka zdjęć i wyjazd do centrum. Tam postawiono wielkiego, sztucznego mamuta, na którym falowało futro, a dzieciarnia podchodziła i go dotykała. Po chwili podszedł do mnie, mówiący po angielsku jegomość, który jak wielu innych na trasie, zainteresował się moją podróżą. Chwilę pogadaliśmy. Do swojego synka zwrócił się mówiąc - ”Do you know where is Poland? And what is a capitol?”

10:13. Po spakowaniu. Widok ku N

10:44. Trasa 140. Tuusjärvi. 61°18'59.2"N 26° 7'38.70"E. Widok ku SWW

11:48. Heinola. 61°11'49.80"N 26° 1'38.30"E. Widok ku SEE

12:48. Tartak w Vierumäki przy Urajärventie

14:18. Wjazd do Lahti trasą 140

15:02. Skocznia w Lahti. 60°58'58.90"N 25°38'10.90"E. Widok ku W

15:03. Lahti. Pomnik koło skoczni
Gdy mieliśmy się rozstać, poinformował mnie, że wkrótce będzie wraz z rodziną wybierał się na coś do jedzenia. Jako że i mnie zaczynał trawić głód i mi się o tym przypomniał, to jeszcze z mojej strony padło pytanie, czy skoro jakiś czas już tu mieszka, to może zna jakieś miejsce z tanim, a pożywnym jedzeniem. Przez chwilę również zaczął narzekać na dość wysokie ceny jedzenia w tym kraju (podobnie jak napotkany wcześniej szwajcar). Wspomniał, że ma znajomego, który pracował w jakiejś pizzerii i zaproponował mi, że jeśli ten będzie dziś pracował, to mam szansę na darmową pizzę. Głód przystał na tę propozycję i udało mi się napełnić żołądek, zawierając nowe, tymczasowe, jednorazowe znajomości. Pizza z cebulą, tuńczykiem, serem i oliwkami (o ile dobrze pamiętam). Ten ciepły posiłek, wesoła atmosfera i możliwość komunikacji z kimkolwiek, znacznie podniosły mnie na duchu. Dodały też sił, by efektywniej pokonać kolejne kilometry trasy.
Pierwotny plan zakładał, że kolejnym punktem trasy będzie Poorvo. Było to małym miasteczko z przystanią rybacką, kościołem i zabytkowym starym miastem wykonanym z drewna, które przyszło mi odwiedzić pół roku wcześniej. Wyjeżdżając z Lahti czuć było, że lepiej będzie nie jechać planowaną drogą. Po chwili wahania nastąpił skręt na Helsinki. Ujechało się spory kawałek. W Kaukalampi ukazało się skrzyżowanie, na którym dość odruchowo poniosło mnie w lewo. Z początku trasa biegła na wschód, z wolna skręcając na południe. Jechało się po uroczym terenie pełnym pagórków, wzniesień i załamań terenu. Pola przemieszane były z lasami i porozsiewanymi gdzieniegdzie zabudowaniami. Od Savijoki niosło mnie doliną rzeki Porvoonjoki. Jeśli pamięć mnie nie myli, mijało się jakąś ruinę chatki położoną blisko drogi.

17:14. Trasa 140. Piękne chmury na zachód ode mnie

18:43. Rämsä. 60°40'17.70"N 25°33'1.10". Widok ku SE

19:03. Trasa 1635. 60°37'53.6"N 25°34'59.50"E. Widok ku SE

19:22. Trasa 1635. Piękne wieczorne niebo
Przed zmrokiem udało mi się natknąć na kotły erozyjne. Ciekawe zjawisko geologiczne, w postaci ogromnych i głębokich skalnych dołów, wydrążonych w czasie obecności lodowca. Najgłębsza miała ok. 10 metrów, a kompleks ten był drugim co do wielkości, z trzech do tej pory poznanych na świecie - przynajmniej jak głosiły informacje na tablicy. Po obejrzeniu, sfotografowaniu, zachciało mi się trochę pobiegać wśród skał jak za dawnych czasów. Teren bardzo sprzyjał takiej formie aktywności, o ile nie było to w pobliżu dziury. Trzeba było w końcu wrócić do roweru, który pozostawiony przed lasem, zaprzątał mi jakąś część umysłu. Naszło mnie zmęczenie. Ujechało się jeszcze ~15 km, nocując 10 km przed Poorvo. Miejscem był las na niewielkim zboczu, który trochę utrudniał przyzwoity sen.

19:37. Ciekawa "rzeźba" z okolicznych głazów

19:42. Kotły erozyjne

19:44. Kocioł erozyjny

20:25. Kolejna jasna noc
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
144.00 km (0.00 km teren), czas: 10:00 h, avg:14.40 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hW 40 dni dookoła Bałtyku XXXI - Mikkeli
Czwartek, 13 sierpnia 2009 | dodano: 24.09.2009Kategoria 2009 Skandynawia, .LSTR, .Samotnie
Z powodu długiej jazdy nocnej, ten dzień zaczął się później. Ruszyło się grubo po 10. Początkowo długo niosło mnie na południe. Było słonecznie, ciepło i przyjemnie. Nie został nawet ślad po deszczu. Nim jeszcze na dobre się wdrożyło w jazdę, nastała kilkuminutowa przerwa po godzinie jazdy. Juva została ominięta bokiem. Gdyby tam skręcić, przybliżyłoby się ku granicy z Rosją i oddaliło od promu. Od tego miejsca kierunek podróży został ustalony na południowy-zachód. Przed 15 nastała półgodzinna przerwę na miejscu postojowym przy jeziorze Suuri-Särkämäinen. Zjadło się śniadanie, rozprostowało i oglądało lokalną faunę.

14:42. Podczas przerwy. Rudzik
O 16 wjazd do Mikkeli. Odbiło się tym samym od głównej trasy, na którą nie wróciło się zbyt prędko. Przez miasto przejechało się ulicami Tenholankatu, Maaherrankatu, Hallituskatu do podnóży kościoła i wzdłuż niego do Otavankatu i dalej jej przedłużeniem. W tym mieście, po raz pierwszy od długiego czasu, czuć było, jakby już było się w terenach bardziej odpowiadając naszej szerokości geograficznej, choć może bardziej na zachodzie. Miasto opuszczone trzymając się ścieżki rowerowej, która biegła sobie w różnej odległości od szosy. Po ponad 5 kilometrach zjazd na drogę, skręt w kierunku trasy 5, ale gdy wjechało się na wiadukt ponad nią, ogarnęło mnie zwątpienie. Nawrót do ścieżki rowerowej. Ona sama skończyła się dopiero w Tokero, po przejechaniu nią prawie 10 przyjemnych kilometrów. Niebawem minęło się z boku Otavę, przejechało nad trasą 5 i dwa kilometry dalej wróciło na nią.

16:31. Mikkeli. Kościół

19:48. Most Vihantasalmi nad Lahnavesi
Przed 20 przejazd ciekawym mostem przerzuconym nad zwężeniem jeziora Lahnavesi. Dosłownie kilka kilometrów dalej trwała przebudowa drogi w okolicy Mäntyharju. Na szczęście obyło się bez zrywania nawierzchni. Najzwyczajniej w świecie, przygotowywano się do położenia drugiego pasa. Ciekawym było obserwować odkrywki glebowe, których głębokość sięgała ledwie kilkudziesięciu centymetrów. Niżej położona była pofalowana powierzchnia skały macierzystej, którą w innym miejscu budowy było widać już wydobytą, a w innym stanowiła podkład. Krótko mówiąc oglądało się ostatnie chwile trasy 5 w jej ówczesnym kształcie.

20:09. Trasa 5. Prace nad budową drogi, przecinając południowy fragment jeziora Korkiasaarenselka. 61°26'4.40"N 26°35'18.40"E (GE). Widok ku E

20:22.Trasa 5. Prace nad budową drogi w okolicy jeziora Korkiasaarenselka.

20:24.Trasa 5. Prace nad budową drogi w okolicy jeziora Korkiasaarenselka.
Kilka kilometrów dalej, przy pierwszej sposobności zjechało się do Kuortti. Skręt w pierwszą w lewo. Chciało mi się zrobić drobne zakupy, uzupełnić wodę, ogólnie odpocząć trochę. Objechało się jeden z marketów przy ulicy Hennalantie. Chwila odpoczynku. Nawrót i kontynuacja przejazdu przez miejscowość. Z wolna zapadła noc, lecz na niebie widoczny był jasny księżyc. Spokojna drogą wyjechało się z Kuortti. Było cicho. Wręcz relaksująco. Odprężenie. Krótki postój gdzieś w okolicy jeziora Koskio. Było chłodno. Nie minęło wiele czasu, gdy wróciło się na główną trasę. Ujechało jeszcze z pięć kilometrów, po czym weszło się do lasu, po przekroczeniu drewnianej, łatwo zamykanej bramki. Noc była zimna i nie było ochoty ponownie jechać po nocy do późna. Rzecz jasna, szukało się odpowiedniego miejsca już w okolicy Kuortti, lecz nie udało się natrafić na nic interesującego. Dawno nie było tak spokojnego i relaksującego miejsca obozowego.

21:31. Noc
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
144.00 km (0.00 km teren), czas: 10:00 h, avg:14.40 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hW 40 dni dookoła Bałtyku XXX - Deszczowe Kuopio
Środa, 12 sierpnia 2009 | dodano: 27.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, .LSTR, .Samotnie
Namiot opuszczony nieco wcześniej niż poprzedniego dnia. Zlazło się ze skał, przekroczyło rów i znów można było jechać. Mniej więcej do 12 jechało się w porządku. Było słonecznie, nieco pochmurnie. Później rozpadał się deszcz. Była nadzieja, że może potrwa z godzinę czy dwie. Gdzie tam... Lało do wieczora, a nocą wszędzie mokro.

9:05. Nocleg pod skałami
Nieciekawą pogodę udało się dostrzec przed Siilinjärvi. Zmusiło mnie to do zjechania z głównej trasy i przemieszania się do niej równoległą, wyżej położoną, drogą lokalna. Nie skręciło się tam, gdzie trzeba i trzeba było nadrobić w sumie pięć dodatkowych kilometrów, jadąc do Syrjä. Podobnie było na początku Toivola, gdy niepotrzebnie skręciło się w ulicę Kehvontie (tu już na szczęście tylko dwa kilometry). Pierwszy deszcz złapał mnie gdzieś w tych okolicach. Do Kuopio wjechało się na mokro. Przez miasto na mokro mokry. Cały dzień tak mokro, że nie było ochoty jechać, a jednocześnie było trzeba, by utrzymać ciepło.
W mieście jazda ścieżkami rowerowymi, nawet czasem chodnikami, jeśli psychicznie zmiażdżył mnie deszcz. Na samym początku, jeszcze w pobliżu trasy 5, nastała przerwa w centrum handlowym. trzeba było uzupełnić zapasy. Rower wraz z całym bagażem w został w odpowiednim miejscu. Nie było linki czy innego zabezpieczenia poza kaskiem, który przynajmniej sprawiał wrażenie zapięcia. Trochę też trwało gramolenie przy rowerze, udając że takowe posiadam. Na wszelki wypadek. Zakupy zrobione szybko, martwiąc się, czy będę mieć po co wracać na dwór.

16:12. W Kuopio

19:38. Spławianie drewna
Jedzenia nakupiło się dużo, a przy okazji była to okazja, by się trochę ogrzać. Rower na zewnątrz stał nietknięty. Od razu, korzystając z zadaszenia, zjadło się posiłek, następnie niechętnie ruszając dalej. Kluczyło się ulicami: Päivärannantie, Kettulanlahdentie, za wiaduktem skręt w Jäniksenpolku i wyjazd na nieco znaczniejszą Pihlajaharjuntie. Po dłuższej jeździe, skręt w Kellolahdentie, znikając w ścieżce przez las, prowadzącej mnie od Karppasentie. Odtąd długi zjazd z ładnymi widokami i chwilową przerwą w deszczu. Skręt w kierunku Juhani Ahon katui, wydostając się na Pohjolankatu. Najkrótszą trasą dojechało się do Tulliportinkatu i przejechało plac na wskroś, mijając ratusz od zachodu. Wjechało się w Vuorikatu, która poprowadziła mnie na południe i wyprowadziła na główną trasę
W zasadzie nie na główną, lecz jedyną, rozsądną, alternatywna trasę, biegnącą podobnie jak trasa 5. Tyle tylko, że w dużej części wśród zabudowy i wijąca się o wiele bardziej. Z Kuopio wyjechało się około 17. Około 19 nastała przerwa na przystanku. Deszcz prawie ustąpił, ale to jeszcze nie było to. Udało mi się spostrzec, że rower stracił jedną ze szprych. Mimo wszystko, nie odczuwało się tego braku jakoś specjalnie.

22:51. Trasa 5 w Varkaus. Po lewej ja
Wilgoć w powietrzu i na podłożu nie nastrajała optymistycznie. Jechało się i jechało do późnych godzin nocnych. Około 23 przejazd przez Varkaus. Zabudowa została z boku. Główna trasa przecinała miasto na dwie części, a jej jakość przypominała drogę ekspresową. Kilkukrotnie się przyszło mi się zatrzymywać, choćby dla zrobienia zdjęć. Wtedy najbardziej było przez mnie odczuwalne, jak jestem daleko, jak bardzo muszę liczyć tylko na własne siły i jak to się jeździ naprawdę samotnie. Namiot rozstawiło się w lesie, po skręceniu w szutrową dróżkę. Jazda skończyła się przed północą. Nim się zasnęło, jeszcze zachciało mi się zjeść kolację. Mimo całego trudu, udało się dotrzeć do rejonu, który szacunkowo miał być moim noclegiem na koniec tego dnia wyprawy.
15:27 zakupy w Kuopio w K-CM przy Päivärannantie 27 za sumę 23,23 Euro
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
161.00 km (0.00 km teren), czas: 11:00 h, avg:14.64 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hW 40 dni dookoła Bałtyku XIX - Kajaani
Wtorek, 11 sierpnia 2009 | dodano: 23.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, .LSTR, .Samotnie
Noc wyjątkowo chłodna. Całe ciało było schowane w śpiworze, łącznie z twarzą. Przyczyniła się do tego wczorajsza burza, skutkiem czego namiot opuszczony został po dość długim czasie zwykłego odpoczywania. Do Kajaani wjechało się około 11. Zachwyciło mnie to, że znów mam okazję zobaczyć tylu ludzi. Miasteczko ładne, z interesującym kościołem, na zewnątrz zaopatrzonym w liczne, drewniane zdobienia. Widać było tam całkiem sporo lokalnych rowerzystów, w większości dziecięcych.

11:26. Kościół w Kajaani

11:31. Plac ratuszowy w Kajaani
Przez miasto przejechało się ulicami Pohjolankatu, skręcając przy kościele w Koivukoskenkatu. Dojazd do ulicy Kauppakatu, gdzie trochę odpoczęło się na placu przed ratuszem. Wkrótce potem wyjechało się na trasę główną w kierunku południowo-zachodnim. Dłuższa przerwa wypadła na miejscu postojowym z jakimś budynkiem w okolicy Mainua. Jakiś czas później, w rejonie Sukeva, przyszło mi odpocząć leżąc przy poboczu i chłonąc promienie słońca. Jakiś motocyklista się zawrócił i zatrzymał, pytając czy nie mam jakiegoś problemu. Po odrobinie rozciągania można było ruszyć w dalszą trasę.
Około 15 spotkało się Szwajcara, który zmierzał na północ (w planach jeszcze prawie roku w Skandynawii). Uprzednio jechał przez wschodnią Polskę i kilka innych krajów. Wcześniej odwiedził nawet Australię. Po przyjemnej rozmowie jechało się lepiej. W kilkanaście minut później udało się napotkać kobietę podlewającą trawnik. Uzupełniła wodę na dalszą trasę. Przed 18 przejechało się przez Iisalmi. Prowadziło mnie przy głównej trasie lub na ścieżkach rowerowych. W nocy ominęło się Lapinlahti i wkrótce, w Mäntylahti, można było rozłożyć się z namiotem na skałach powyżej drogi. Nieco skrywając go w krzewinkach, obniżyło się dla pewności jego wysokość, bo namiot i tak było można w miarę łatwo dostrzec z drogi.

18:54. Mapa IIsalmi

21:46. Powrót do przyszłości?
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
151.00 km (0.00 km teren), czas: 11:00 h, avg:13.73 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hW 40 dni dookoła Bałtyku XXVIII - Przez Suomussalmi
Poniedziałek, 10 sierpnia 2009 | dodano: 20.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, .LSTR, .Samotnie
Pobudka przed 8 rano. Niebo zasnute chmurami. Ostatnie mleko jakie mi zostało na śniadanie, zmieniło się w coś seropodobnego. Mieszanka owa wraz z musli nie napełniły mi żołądka. Nie dało rady przełknąć tamtej brei. Większość została wylana. Udało się tylko ostrożnie wybrać element kakaowe i rodzynkowe. Było chłodno, zszywane spodenki wyglądały niepewnie, wiec lepiej było założyć długie spodnie, które stanowiły moją dolną odzież przez kilka kolejnych dni. Czas nie był przeze mnie jakoś specjalnie pilnowany. Po zobaczeniu daty w aparacie okazało się, że nastał poniedziałek. Wyjaśniło mi to problem z wyludnionym miastem i zamkniętym bankiem. Godzinę po spakowaniu się mijało się "Silent People". Była to wystawa strachów na wróble, rozstawionych na jakimś polu. Wszystkie w ubraniach. Przy jeziorach Pirttijärvi i Kovajärvi zjazd na miejsce postojowe blisko jeziora. Tam pętelka i dalej. W tych rejonach trwały próby dostania wody. W końcu pojawiła się pierwsza ludzka dusza, ale niestety słabo gadając po angielsku. W pamięci udało mi się odgrzebać szwedzkie słowo oznaczające wodę i już skojarzył. Udało się otrzymać przepysznie zimny zapas wody.

8:21. Prawie-posiłek. W tle fragment ogólnej mapy Finlandii

9:32. Silent People
O 11:30 w Suomussalmi nad jeziorem Kiantajärvi. Zjechało się z głównej trasy ulicą Jalonkatu. Wraz z ulica Kauppakatu wykreśliło się z grubsza czworobok w centrum miejscowości. Dojazd do informacji turystycznej, gdzie udało mi się dowiedzieć o położeniu najbliższego banku. Rower został przed budynkiem. W dość niepewnej angielszczyźnie udało mi się załatwić to, co było trzeba i siedząc na fotelu trzeba było oczekiwać na wymianę 1050 koron w około 100 euro (ze sporą prowizją). Zrobiło się krótkie zakupy i w drogę. W czasie kolejnego, już dużo bardziej pozytywnego etapu, na kulminacjach wzniesień widać było odległość do kolejnych z nich, a także od tych już za mną. Tempo było dobre, a czasu do zachodu dość dużo. Około 15 przejechało się przez Hyrynsalmi. Była nawet we mnie nadzieja, że tego dnia przejadę nawet przez Kajaani. W rzeczywistości trzeba było rozbić namiot dużo wcześniej. Chmury nad miastem i nieodległe grzmoty, zmieniły moje postanowienia. Wnet wsiąkło się w las, znalazło odpowiednie miejsce i rozłożyło namiot przed 19. Trochę zachciało mi się poczytać. Około pół godziny później zaczęło padać. Była to dłuższa i jedyna potężna burza, jaka mnie spotkała w czasie wyprawy.

15:11. Hyrynsalmi. Śmigłowiec na stacji paliw - zapewne ozdobny.

15:00. Hyrynsalmi. Dalsza trasa
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
120.00 km (0.00 km teren), czas: 09:00 h, avg:13.33 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hW 40 dni dookoła Bałtyku XXVII - Kuusamo
Niedziela, 9 sierpnia 2009 | dodano: 20.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, .LSTR, .Samotnie
Pobudka jak poprzednio. Po półtorej godziny ukazało się Kuusamo, uprzednio wjechawszy na trasę Via Karelia tudzież E63. Zachciało mi się ruszyć do centrum, licząc na znalezienie jakiegoś banku czy kantoru. Były tylko szwedzkie korony, a wypadało uzupełnić zapasy. Na poprzednich wyjeździło się w sumie ponad 400 km. W tym celu, wykręciło się po centrum kształt "8". Były to ulice wpierw północne Kitkantie, Joukamontie, Vienantie, później południowe Torangintie, Kitronintie (na wysokości skrzyżowania z Kirkontie nawrót do centrum). Do wyjazdu poniosło mnie ulicą Ouluntie. Zastanawiało mnie, czy szukać tamtejszych skoczni, ale była zbyt duża potrzeba znalezienia otwartego banku, którego tam znaleźć nie dało rady. Była niedziela, a całe miasto praktycznie wyludnione. Czego się można było spodziewać? Pustka na ulicach i wszystkich obiekty zamknięte były wręcz niepokojące. Spędziło się tam jeszcze 10 minut przerwy w cieniu na odpoczynek.

11:12. Mapa Kuusamo
W czasie poszukiwań, zapytani, pojedynczo spotkani mieszkańcy, nie umieli mi wskazać położenia punktu wymiany pieniędzy. Ostatni z zapytanych stał 100 m od banku i też nie wiedział! Dopiero, gdy ów dystans się przebyło, można było się radować, lecz trwało to tylko przez moment. Weszło się do środka. Drzwi do banku znajdowały się naprzeciw prowadzących do apteki. Po zapytaniu urzędującej wśród lekarstw osoby o interesujący mnie obiekt, grzecznie poinformowano mnie, że bank nieczynny i prawdopodobnie będzie otwarty jutro. Miasto zostało opuszczone w poczuciu załamania.

11:47. Trasa powrotna
Z żalem obserwowało się kurczące się zapasy, które wystarczyły mi do kolejnego dnia. Pokonywanie trasy z tak niskim morale było ciężkie i dłużyło się okropnie. Żar lejący się z nieba. Wszechobecne lasy. Mnóstwo podjazdów. Wielce mnie to wszystko wyczerpywało. O 15:30 przerwa nad jeziorem Polojärvi. Spędziło się tam kilka minut, siedząc na zadaszonej ławce przy stole. Po prostu odpoczywanie. Po przerwie nic się nie zmieniło. Żar, podjazdy, lasy i brak kasy. Na noc przyszło mi zatrzymać się 40 km przed miasteczkiem Suomussalmi.

Ok. 15:30. Przerwa nad Polojärvi
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
133.00 km (0.00 km teren), czas: 09:00 h, avg:14.78 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hW 40 dni dookoła Bałtyku XXVI - Przez Posio i nad Yli-Kitka
Sobota, 8 sierpnia 2009 | dodano: 19.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, .LSTR, .Samotnie
Świetna pogoda. Spodenki się trzymały. Jeszcze. Dzień zapamiętany głównie jako ciągłe podjazdy i przemieszczenie się dalej i dalej na wschód. Kilkanaście kilometrów po obudzeniu się (ta sama pora, co ostatnie 2 dni), przejazd koroną zapory w Vanttauskoski. Skojarzenie z zaporą w Dębe. Przez ponad godzinę jazdy jechało się wzdłuż powstałego jeziora, czy raczej szerszej i głębszej rzeki. Przez kolejne kilometry nachodziły mnie myśli związane z serią "Pan Samochodzik". Głównie o jednej ekranizacji, gdzie przedstawiono scenę pościgu w górach. Pogoda i teren samoistnie nasuwały pewne z tym skojarzenia. Była 13, gdy nastała krótka przerwa w pobliżu jeziora Auttijärvi. Tam ciekawostka - ktoś "uwolnił" książkę Happy Days. Szczelnie zafoliowana, z umieszczonym kodem w systemie bookcrosing, oczekiwała na chętnego do przeczytania. Na mnie nie. Wolę książki gromadzić, a fińskiego i tak nie znam. Po 14 ukazał się opuszczony domek. Zachciało mi się sprawdzić jak wygląda od wewnątrz, ale w oczy nie rzuciło mi się nic specjalnego. Sprawiał wrażenie stodoły. Od 50 kilometra nie trwoniło się sił na podjazdach. Teren się ustabilizował na poziomie z grubsza równinnym. Kolejne podjazdy tego dnia, nie większe i częstsze niż na Mazowszu. Po 17 dłuższa, półgodzinna przerwa na przystanku w Hietaniemi. Było to około 10 kilometrów na wschód od Posio, przez które przejechało się bardzo szybko. Gdyby było euro, z pewnością uzupełniłoby tam zakupy. Zostało mi wykańczanie zapasów na przystanku z widokiem na jezioro Yli-Kitka, jedno z największych w Finlandii. Od jeziora ujechało się jeszcze około 25 kilometrów. Na powitanie stromy podjazd, raczej pieszo pokonany. Do noclegu jechało mi się lekko. Połowa tego odcinka odbywała się w bliskiej odległości od jeziora i miejscami było widać co ciekawsze widoki. Kilkanaście minut przed końcem tego dnia udało mi się zdobyć jeszcze trochę wody, choć z pewnym trudem. Jedynymi osobami, które było widać i się nią podzieliły, była nieco starsza już rodzinka na działce, która też miała swoje ograniczone (na swój sposób) zasoby wody.

13:02. Bookcrossing

14:14. Ruiny domu

17:36. Jezioro Yli-Kitka

17:38. Najbardziej strome nie mają swoich znaków
Rower:Zielony
Dane wycieczki:
135.00 km (0.00 km teren), czas: 09:00 h, avg:15.00 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/h