Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(36)

Moje rowery

Czarny 12899 km
Zielony 31509 km
Unibike 23955 km
Czerwony 17565 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

.Samotnie

Dystans całkowity:55419.15 km (w terenie 4908.95 km; 8.86%)
Czas w ruchu:3531:51
Średnia prędkość:15.66 km/h
Maksymalna prędkość:74.20 km/h
Suma podjazdów:800 m
Suma kalorii:76839 kcal
Liczba aktywności:830
Średnio na aktywność:66.77 km i 4h 15m
Więcej statystyk

Od CH Arkadia

Poniedziałek, 28 września 2009 | dodano: 24.06.2016Kategoria .Samotnie, .Zwykłe przejażdżki

Nad ranem ku Mostowi Gdańskiemu (do Dworca Gdańskiego północnym chodnikiem), Szymanowska, Zakroczymska, Kościelna, Piesza, Stara. Tu cofnięcie, bo droga biegła w dół. Przejechało się koło Teatru WARSawy, a potem przez Rynek i Plac Zamkowy prawie wprost na wydział. Powrót Miodową, Podwale, Freta i Starą. Z Boleści przez Rybaki koło fontanny, nad Wisłą od Mostu Gdańskiego i ścieżką wzdłuż DK7 do Prozy. Skręt w Kolumbijską i podjazd do MAKRO.

Jakiś czas temu skończyło mi się picie, a po drodze nie udało się natknąć na jakikolwiek sklep. Przypięło się rower pod "marketem", weszło do środka przez bramki (bo ktoś też wszedł) i w stanie wysuszenia przewędrowało się po hali pełnej towarów zapakowanych po sztuk kilka-naście. Zdziwiło mnie to trochę (pierwszy raz), ale przewędrowało się do działu z wyrobami mlecznymi, gdzie pojedynczo stały spore butelki z kakao. Po wzięciu jednej, poszło się do kasy, a tu niespodzianka. Gdy przyszła moja kolej, okazało się, że powinno się posiadać "kartę", bez której nie kupi się tam nic. Było zdziwienie przy kasie, jak się tu mi się udało dostać (bo karta owa ponoć potrzebna była, by otworzyć przejście) itp. Problem został rozwiązany dość szybko, wbijając ów produkt (wcześniej przy kasie upewniano się, czy faktycznie ten produkt jest sprzedawany na sztuki) na kartę akurat wychodzących klientów, którzy się zgodzili (było to też szczęście, bo było ich bardzo niewielu) na taki obrót sprawy.

Ledwo się wyszło, a natychmiast udało mi się nasycić płynną zawartością butelki. Cała ta sytuacja trwała zbyt długo, a moje pragnienie było niemal krańcowe (w kontekście dotychczasowych doświadczeń). Było bardzo gorąco. Mając już swój zapas, można było kontynuować normalną jazdę, wiec skręciło się w Heroldów, Improwizacji, Humanistów, Jamki i dalej przez las, aż do leśnego przedłużenia Dziwożony. Wjechało się na niego, a zjechało w przedłużenie ul. Stary Tor. Dalej Pancerz, fragment wzdłuż DK7, Dolna, Zachodnia do ściany lasu i nawrót, skręt w Sierakowską, Prostą, Równoległą i dalej techniczną wzdłuż DK7. W Dębinie kilka niewielkich zjazdów, przejazd na drugą stronę krajówki i kolejny wiaduktem nieco dalej na północ położonym. Zjazd pod Bramę Ostrołęcką w Modlinie. Wyjazd zakończony w aucie.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 48.00 km (4.00 km teren), czas: 03:30 h, avg:13.71 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do CH Arkadia

Niedziela, 27 września 2009 | dodano: 24.06.2016Kategoria .Samotnie, .Zwykłe przejażdżki

Z auto wyszło się na granicy Łomianek i Warszawy - ulica Dziwożony. Przejechało się przez Park Młociński ścieżką zachodnią, docierając do niej przez las, tak jakby przedłużeniem Kościuszki, ale nie łączącym się z nią. Za parkiem kurs ku Wiśle, docierając na zaplecze Pałacu Brühla, po czym wróciło się w pobliże McD. Dalej Farysa i ścieżkami wzdłuż DK7. Odbiło się do Czarneckiego, terenowo przez Plac Inwalidów, wiadukt przy Dworcu Gdańskim i południową ścieżką do Arkadii.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 14.00 km (3.00 km teren), czas: 01:00 h, avg:14.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Północno-zachodnie Mazowsze

Niedziela, 20 września 2009 | dodano: 24.09.2009Kategoria >300, .Samotnie, .Wyprawki w regionie, .Nocne, ..Gminy Polska, 2009 Mazowsze NW

Od paru dni mnie nosiło, więc przyszła pora zebrać się w sobie i ruszyć, gdy tylko znalazło się czas. Przygotowało się kolacje, która zjedzona została wymieniając ostatnie słowa na gg. Było około godziny 20:30. Głęboka, praktycznie bezksiężycowa noc. Cel – odwiedzić Żuromin i Przasnysz – ostatnie dwa powiaty, których nie udało mi się jeszcze odwiedzić w tej części województwa.

Wpierw do Czerwińska wzdłuż Wisły. Raczej nie robiłoby się tego nocą, gdyby nie była mi znana jej jakości i przebieg. Udało mi się wpaść tylko w jedna dziurę i ominąć większość piachów. Z Czerwińska TIRowy odcinek do Wyszogrodu, a potem droga na Płock. Z DK 62 skręt do Bodzanowa przez Brody Wielkie, gdyż chciało mi się jechać do Żuromina krótszą trasą, ale nadal dla mnie nową, zamiast dotychczas używanej przez Ciućkowo. Za Krawieczynem skręt w prawo. Nieznajomość terenu w nocy sprawiła, że ostatecznie wylądowało się w Płocku, docierając tam przez Miszewko i Słupno. Wcześniej, w okresie "zagubienia", na jakiejś polnej drodze zachciało mi się chwile odpocząć. Nadszedł wtedy czas, by się rozłożyć obserwując gwiazdy. Gdy dojeżdżało się do miasta, niebo roziskrzyło się fajerwerkami, co mnie zupełnie zaskoczyło. Chwilę potem trzeba było się cofnąć, bo wjechało się w ślepą drogę (do silosów). Przez Płock tylko się przemknął, nie zjeżdżając z głównej trasy. Tuż przed wyjazdem okrzyki: „Dajesz, dajesz! UuUuU! Finisz, finisz!!”

Za Mańkowem, jadący z naprzeciwka samochód zaczął wyprzedzać inny w pobliżu mnie. Skutkiem tego, że jak zwykle udawało mi się trzymać blisko krawędzi jezdni, udało mi się ujrzeć tego kogoś w dobrym momencie, uderzył mnie tylko lusterkiem w ramię. Dla mnie szczęśliwie, bo nawet nie czuło się bólu, ale trzeba było się zatrzymać, by trochę ochłonąć. Parę minut potem wydało mi się, że widać coś na lewym pasie. Nawrót, bo nic nie jechało. Poświecenie lampką, a tam w jednej chwili ktoś się zerwał na (chyba) równe nogi i rzucił krótkie „Odpoczywam!”. Po tych krótkich słowach ruszył w kierunku Płocka, a ja w swoją stronę, choć wydawało mi się, że typek był co najmniej lekko narąbany.

W Sikorzu przerwa. Trzeba było otworzyć sakwę szukając czegoś, a moim oczom ukazał się straszny widok – jedna z zabranych butelek była niedokręcona i połowa jej zawartości się wylała. Fartem, znajdowała się na dole, a tuż nad nią leżała mała, nieprzemakalna sakiewka. Dzięki temu nie zamokła mi mapa. Chwilę po tej przerwie skręt na północ. Później, gdy chciało mi się zatrzymać gdzieś między wioskami okazało się, że nie było pobocza. Tylko rów. Gdy opuszczało się prawą nogę na ziemię, zaczęło mnie znosić w dół. Znów fartownie - udało się nie przewrócić. W połowie drogi do Sierpca, w Mochowie, jacyś raczej starsi ludzie z samochodu zaczepili mnie po chwili wahania, szukając remizy, ale nie było mi znane jej położenie

Gdy z nieba znikały już gwiazdy, a horyzont zabarwił się brudnoszarymi kolorami dyspersji światła, dojechało się do Sierpca. Małe miasteczko wydało mi się bardzo podobne do Płońska. Ujechało się stamtąd jeszcze kawałek, widząc unoszącą się nad wilgotnymi obszarami mgłę. Wkrótce wyjrzało słońce. Atmosfera tamtych chwil była niemalże magiczna. Nadal przenikał mnie chłód. Całą noc chroniła mnie wydziałówka, nieźle izolująca od zimna, lecz o poranku ten przenikał miejscami i przez nią.


05:02. Sierpc


05:27. Sierpc


05:59. Na SW od Rościszewa.


06:19. Na SW od Rościszewa.


06:23. Na SW od Rościszewa.

Gdy dojeżdżało się do Żuromina, słońce było już dość wysoko, jednak powietrze nadal chłodne. Mimo to zjechało się z drogi, by położyć się na parę minut w polu, wcinając czokokulki. Rozglądając się po okolicy, widać było, że już zbliża się jesień. Okolice te, tak jaki i wcześniejsze, były niezmiernie płaskie. Rzadko widać było teren, który wznosił się na więcej, niż parę metrów. Rzecz jasna, poza większymi dolinami rzek w pobliżu Wisły i mniejszymi w głębi lądu. Zdziwiło mnie więc, gdy zbliżając się do Mławy, natknęło się na krajobraz pagórkowaty i trzeba było się nieźle namęczyć. Dało się radę i wjechało do Mławy. Powitała mnie reklama kauflandu. Gdy się ją zobaczyło, to dało się odczuć, jak duży drąży mnie głód po dotychczas pokonanym dystansie. Szybkie zakupy i momentalnie opróżniony został jogurt przed sklepem. Przechodząca sprzątaczka tylko rzuciła krótkim tekstem, żeby potem do kosza wyrzucić. Czemu tak się zachowała? Kto ją tam wie. Miasto przejechane zostałom Sienkiewicza, Wyspiańskiego, a od rynku już główną.


08:20. Podczas porannej przerwy pod drzewem po E stronie DW 541, chyba we Franciszkowie


09:26. Zielona. Kościół pw. św. Marcina.


09:32. DW 563 na wschód od Zielonej. Widok na północ


09:32. DW 563 na wschód od Zielonej. Widok ku NE


09:36. DW 563 na wschód od Zielonej. Widok ku NE


10:32. DW 563 na wschód od Kuczborka Osady, na zachód od Lipowca Kościelnego. "W tym lesie dnia 8‣IX‣1944 r zginął w nierównej walce z okupantem hitlerowskim Por. Stanisław Maliszewski ps. "Karzeł" ur. 20 IV 1920 r. w Mławie radiotelegrafista komendy B. Ch. na podokręg "Wkra" Swemu żołnierzowi w dniu święta ludowego 5‣VI‣1960 r. chłopi pow. mławskiego"


10:39. DW 563 na zachód od Lipowca Kościelnego. Widok ku E


10:39. DW 563 na zachód od Lipowca Kościelnego. Widok ku E


10:46. DW563. Lipowiec Kościelny. Widok ku E


11:04. DW 563 na wschód od Turzy Małej. W tle las przed Mławą. Widok ku E


11:25. DW 563. Mława. Wjazd od Turzy Małej. Widok ku E


12:12. Mława. Stary Rynek. Po lewej kościół pw. Świętej Trójcy. Po prawej ratusz. Widok ku NE ze Spichrzowej


12:11. Mława. Stary Rynek. Ratusz. Widok ku N


12:13. Mława. Stary Rynek

Etap za Mławą zapamiętany słabo. Umysłowa obecność istniała tam tylko w połowie. Sprawiło to, że podczas jeszcze jednej przerwy, aby tylko poleżeć, ucięło mi się około półgodzinną, lekką drzemkę. Straciło się przez to czas, bo szacowało się, że do Przasnysza dotrę wcześniej niż na godzinę 16, która miał być nieprzekraczalną granicą czasową. Przyjechało się na 3 minuty przed tak postawionym limitem. Zaczęła się mordęga do Ciechanowa. Wiatr południowy. Silny, był najbardziej niekorzystny tego dnia, a słońce mocno przygrzewało. W pewnej chwili, na pustej drodze, wyprzedził mnie samochód. O włos, jakby zrobił to specjalnie. W Ciechanowie spędziło się tylko chwilę, w której to trzeba było szukać właściwej drogi. Chciało mi się pojechać przez wsie, zamiast tłuc się dalej główną. Z DK 60 skręt w wąską dróżkę naprzeciwko ulicy Kolbego. Na rozwidleniu w prawo. Tam wkurzył mnie mały pies, który tak bardzo ujadał, że już chciało mi się z nim walczyć. Dróżka dotarła do gospodarstw, więc na rozwidleniu nawrót, wyjeżdżając na Tysiąclecia, a potem w Niechodzką.


14:52. Grudusk. Kościół pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła przy południowym skrzyżowaniu dróg wojewódzkich. Widok ku SSE


15:27. Lokomotywa (typ Heeresfeldbahn) w Czernicach-Borowych


15:58. Przasmysz.

Dalsza droga na Młock, podczas której stopniowo zachodziło słońce, a w lampce gasła siła światła. Trzeba było znów przyodziać wydziałówkę i rękawiczki. Za Młockiem kolejne wsie i nocny mrok, a ja bez światła. Tylko tylna sobie mrugała. Z Woli Młockiej przez Malużyn na Smardzewo, jednak zanim mi się to udało, trzeba było dotrzeć do wsi Kępa. Jako że było ciemno i teren nieznany, skręciło się w drogę wcześniej. Doprowadziła mnie do jakiejś niby wioski (Konradowo). Tam mgła, ujadanie wielkiego psa i droga prawie polna. Trochę wyeksplorowało się teren, gnając ciekawością, po czym się zawróciło. Dalej jazda przez spory kawałek czasu lasem, nim nagle dosłyszało się dziwny dźwięk. Momentalne zatrzymanie się, bo wydawało mi się, że wpadnę na kogoś lub na coś. Jak mi się wydaję było to pies, ale nie było go widać, a odgłos przypominał nieco klekot starego wozu. W Cieciórkach wyjazd na DK 7, której fragmentem jechało się ostrożnie i szybko (bo brak światła).

No i przywitało się Płońsk. On się jednak nie chciał witać ze mną. Gdy wracając ze Szwecji, chciało mi się wjechać do Płońska drogą północną, okazało się, że zablokowali ją szlabanem i siłą rozpędu przejechało się dalej krajówką. Tym razem udało się zatrzymać przed nim i obejść blokadę z prawej, w korycie płaskiego kanałku. Tuż za nim wsiadło się ponownie na rower. Turlało się siłą bezwładności, bo droga opadała. Wtem czuć było, że wjeżdżam na przeszkodę. W jednej chwili przyszło mi na myśl, że pewnie jakaś wysepka i zaraz się przewalę do przodu. Ale nie... Podjechało się do góry i lekko się sturlało do tyłu, jakby cofało się na wstecznym. Po zdarzeniu trzeba było się podeprzeć stopami na... piachu. Okazało się, że nie dość, że mi drogę wjazdową zagrodzili, to wysypali sporą górkę piasku.


21:29. Góra piachu na wjeździe z DK 7 do Płońska od północy

Ominęło się drugą przeszkodę i po raz kolejny, prawie po miesiącu, podziwiało się Płońsk nocą. Przejazd Poprzeczną, Wojska Polskiego, Kościuszki, po czym kurs na Krysk, znaną mi od dawna trasą o małym natężeniu ruchu. Do domu dojechało się dokładnie o północy wg mojego zegara. Po drodze były nieistotne przygody w sumie z czterema psami:
- Pierwszy mały, który poszedł na tyle blisko, że udało mi się go lekko odsunąć.
- Drugi, coś w rodzaju kundla owczarka niemieckiego. Wyszedł do mnie, nawet nie wydając odgłosu i szedł chwilę, zbliżył się do koła i zawarczał. Przestał, a po chwili zrobił to ponownie. Przeszedł jeszcze kawałek i został w miejscu. Zdarzyło się to podczas bardzo wolnej jazdy po kocich łbach w Przybojewie.
- Niebawem pojawił się kolejny pies, który gonił mnie długo, był spory, a rower miał przyspieszenie na zjeździe.
- Ostatni pojawił się niedaleko domu, ale to była taka mała idiota.

Cały wyjazd obfitowała w niecodzienne zdarzenia, jak na moje poprzednie wyprawy. Od okolic Bodzanowa bolały mnie kolana. Przed Sierpcem, w rozpaczy zastanawiało mnie, czy nie wsiąść w szynobus, ale ból zelżał na tyle, że można było kontynuować podróż. Ponadto rower stał praktycznie nietknięty od czasu powrotu. Tylko w nim łańcuch się naoliwiło. Koło bez trzech szprych dało radę przejechać kolejny raz. Tym razem było mi niezmiernie ciężko nim kierować. Nieprzyjemny był wiatr. Na początku go nie było czuć, a potem tylko utrudniał jazdę. Gdy zgasła lampka, jechało mi się bardzo fajnie i ciekawie. Tylko gdy przejeżdżał samochód trzeba było zatrzymać się na poboczu, ale na szczęście nie było ich wtedy tak dużo.

Czas jazdy 21:32 h
Czas podróży 27:30 h
Prawie dwie pełne noce jazdy

Tym oto wyjazdem skończył się etap szalonych podróży i tymczasowo odłożony został rower na bok.

Zaliczone gminy

- Mochowo
- Sierpc (W+M)
- Lutocin
- Bieżuń
- Żuromin
- Kluczbork-Osada
- Lipowiec Kościelny
- Grudusk
- Czernice Borowe
- Przasnysz (W+M)
- Opinogóra Górna
Rower:Zielony Dane wycieczki: 328.92 km (15.00 km teren), czas: 21:32 h, avg:15.27 km/h, prędkość maks: 47.88 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Po okolicy

Czwartek, 17 września 2009 | dodano: 24.09.2009Kategoria .Samotnie, .Zwykłe przejażdżki

Po DW 565. Przy kapliczce skręt w lewo i przejazd przez Borek z powrotem do domu. Nadal ciężko.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 5.00 km (0.00 km teren), czas: 00:20 h, avg:15.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Po okolicy

Czwartek, 10 września 2009 | dodano: 24.09.2009Kategoria .Samotnie, .Zwykłe przejażdżki

Nad Wisłą do Czerwińska. Tuż za lasem jazda wzdłuż niego, z dala od zabudowań. Koło cmentarza odbicie na Sielec, Wilkowuje, przejazd przez Chociszewo i powrót po DW 565. Pierwszy przejazd po powrocie z wyprawy. Dużo wysiłku jak na tak krótką trasę.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 19.00 km (0.00 km teren), czas: 01:30 h, avg:12.67 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXX - Z Mazur do domu

Sobota, 22 sierpnia 2009 | dodano: 30.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, >200, .LSTR, .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska

2009.07.14 - 08.22 W 40 dni dookoła Bałtyku - cała trasa


Poranne minuty

Przebudzenie zaczęło się przed 6. Wydawało mi się, że jeszcze za wcześnie i chwilę jeszcze pośpię. Minęło pare minut. Przejechał ciągniki. Momentalne opuszczenie namiotu. Spakowanie go trwało 7 minut, by czym prędzej czmychnąć.


6:07. Poranek między Prażmowem a Szymonką, na NW od DW643.


6:14. Po 7 minutach

Do Szczytna

Niebo delikatnie zachmurzone. Poniosło mnie nad jezioro Łuknajno, choć tylko do punktu widokowego. Potem szybko przez Mikołajki do Ukty. Dalej do Wojnowa, zajeżdżając pod cerkiew staroobrzędowców, a chwilę później i pod tamtejszy klasztor. Wkrótce potem dojechało się do trasy 58 i skąd rozpoczęła się jazda na zachód. Nastała przerwa nad jeziorem Mokre w miejscowości Zgon. Akurat były tam ławeczki, na których można było na spokojnie zjeść śniadanie.


7:24. Żurawie.


07:29. Skrzyżowanie ze zjazdem do miejscowości Mateuszek


8:03. Jezioro Łuknajno. Widok ku S z okolic linii kolejowej na wschód od zabudowań Śniardewna.


8:26. Mikołajki. Widok z DK16 ku NW w kierunku jeziora Tałty. W tle most linii kolejowej i hotel "Gołębiewski".


9:48. Cerkiew w Wojnowie


10:10. Klasztor Staroobrzędowców w Wojnowie

Przez Kiełbonki przejechało się do Babięt, gdzie trwał remont drogi. W Starych Kiejkutach skończył się długi, leśny etap i wkrótce dojechało się do Szczytna. Trwał tam akurat jakiś koncert. Nie przejmowało mnie to zbytnio. Trzeba było zakupić picie, które się skończył. Organizm wołał o ciepły posiłek. Dostał kebab z centrum miasta. Trochę się chmurzyło, było chłodno i lekko popadało.


14:20. Szczytno. Widok z DK58 w pobliżu ul. Toruńskiej na południe.

Od Szczytna

Za miastem znów las. Jazda długa, nużąca, niecharakterystyczna. Jechało mi się dość ciężko i monotonnie. Dopiero po prawie czterech godzinach udało się dotrzeć do Nidzicy. Przejazd przy zachodnich stokach pod zamkiem, pętelka przy południowym wjeździe na rynek. Wnet rozpoczęła się jazda DK7.


17:26. Zimna Woda


17:58. Napiwoda

Zastanawiało mnie, czy może zakończyć dzisiejszy dzień dnia podróży i przeczekać do przybycia LSTR dnia następnego. Im bliżej Mławy mnie niosło, tym mniejszą była we mnie ochota, by oczekiwać na grupę, która mogła przyjechać nawet w godzinach popołudniowych. Aż tak bardzo mi się spać nie chciało, by ewentualnie przeleżeć w namiocie pół dnia. Ponadto jechało mi się bardzo lekko i przyjemnie. Trasa stopniowo opadała. Pokonało się kilka "stopni", gdy teren opadał o kilkanaście metrów więcej. Mniej więcej w połowie trasy między Nidzicą i Mławą przekraczało się granice województw i zapadła noc. Dokładnie wtedy nastała przerwa kolacyjna na przystanku i przystosowanie się do nocnej jazdy, całkowicie porzucając pomysł z nocowaniem. Nie było już we mnie ochoty raz jeszcze rozstawiać namiotu.


18:53 Okolice granicy Mazowsza i Mazur


19:28 Okolice granicy woj. mazowieckiego i warmińsko-mazurskiego.


19:48. Początek nocnego etapu jazdy.

19:48. Początek nocnego etapu jazdy.

Nocny powrót

Już po ciemku przejechało się przez rynek w Mławie. Skręciło się niepotrzebnie w Powstańców Styczniowych, skąd trzeba było zawracać na właściwy kurs. Wyjechało się najbardziej południową trasą. Kolejne kilometry pokonywało się, nie wiedząc która godzina. Było ciemno, nie licząc kolejnych łun, widocznych po obu stronach drogi. Obserwując je, zastanawiało mnie jakie to mogły być miejscowości. Wiadomo było tylko, jak daleko jest jeszcze do domu. Przejazd przez Strzegowo, gdzie chyba trwało jakieś wesele. Przejazd przez rondo w Glinojecku, skąd jechało się przez już znane mi rejony. Po ponad 20 kilometrach osiągnięty został Płońsk. Już prawie w domu.

Na pierwszym wjeździe do miasta postawiono metalowe barierki, więc trzeba było wjechać ulicą Sienkiewicza. Dojechało się do rynku. Potem prosto pod liceum, całą ulicę Janka Krasickiego. Wyjazd trasą na Naruszewo, ze skrótem przed Komsinem. Zdziwiło mnie, gdy okazało się, że w Płońsku udało mi się być na 10 minut przed północą. Odtąd jechało mi się już spokojniej, w przeciwieństwie do intensywnej jazdy od Nidzicy. W domu udało się być już 2 godziny później, a cały ten nocny odcinek przejechało się z lampką, która świeciła tylko przez kilka sekund, a potem potrzebowała przerwy, by znów zabłysnąć.


23:50. Przed północą w Płońsku

Ostatni odcinek z Płońska, przejechany tak jak dwa lata temu - w całkowitej ciemności, podczas pierwszej, ponad 200 km trasy. Warunki były niemalże identyczne. Tyle że tego dnia, było to ponad 250 km, wracając z długiej, zagranicznej wyprawy. Do domu dojechało się tuż przed drugą w nocy. Radość w domu. Słodka herbata (12 łyżeczek, bo "wciąż nie słodka"). Długi prysznic. Przyjemny sen do 9 rano... Znów w domu.


23 sierpnia 9:17. Trzy najpoważniejsze awarie na wyprawie

Zaliczone gminy

- Mikołajki
- Ruciane Nida
- Szczytno (W+M)
- Jedwabno
- Nidzica
- Janowiec Kościelny
- Kozłowo
- Wieczfnia Kościelna
- Szydłowo
- Mława
- Wiśniewo
- Strzegowo
Rower:Zielony Dane wycieczki: 256.00 km (0.00 km teren), czas: 17:00 h, avg:15.06 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXIX - Wzdłuż granicy do Węgorzewa

Piątek, 21 sierpnia 2009 | dodano: 30.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, .LSTR, .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, .Pół nocne, ..Gminy Polska

Nie spieszyło mi się z pobudką. Start o 9 i niewielkie zakupy w Becajłach. Wnet spałaszowany został pierwszy, szybki posiłek tego dnia. Ledwie przekąska. Zaraz po tym rozpoczęła się jazda w drogę powrotną. Zachciało mi się skorzystać z okazji i odwiedzić kilka atrakcji, zaznaczonych w posiadanej przeze mnie mapie. Było sporo zapasu czasu i chciało mi się go wykorzystać na poznanie kolejnych regionów Polski. Nie było też ochoty wracać trasą najkrótszą, najprostszą, niejako dublującą wyprawy z 2008 i 2007 roku.


10:26. Wieża na Rowelskiej Górze. Widok ku S

O 10:30 przerwa przy wieży widokowej na Rowelskiej Górze (298 m n.p.m). Z niej udało się pooglądać okolicę i zjeść śniadanie. Na spokojnie można było się delektować smakiem i widokiem. Przerwa trwała blisko godzinę. W trakcie mojego zwijania się, w to miejsce podziwiać widoki przyjechał facet z córką. Chwilę porozmawialiśmy. Otrzymał krótkie streszczenie wyprawy i wrażeń z niej.


10:44. Widok ku S z wieży na Rowelskiej Górze.


11:30. DW651. Zjazd z Rowelskiej Góry (w pobliżu elektrowni wiatrowych) do Wiżajn. Widok ku NWW

Potem zjazd do Wiżajn, mijając pobliskie elektrownie wiatrowe. Tam skręt na zachód, o 12 odwiedzając trójstyk granic. Tuż przed tym o mało nie poniosło mnie do czyjegoś gospodarstwa, skręcając za wcześnie. Postój trwał prawie pół godziny. Szybko minęło się Żytkiejmy. Przejazd lasem z bagnami wzdłuż drogi. Pod koniec kłopotliwe, malownicze podjazdy. Przerwa dopiero w Błąkałach. Tam zjazd do pozostałości cmentarza ewangelicznego. Chwilę tylko się pospacerowało. Niewiele dalej skręt w lewo. Droga gwałtownie opadała w dół. Minęło się jeziora Tobellus, lądując w Stańczykach. Znajdowały się tam pozostałości dwóch wiaduktów kolejowych. Chwilę trwało wahanie przy wejściu, ale ostatecznie przyszło zakupić bilet, zostawić rower z bagażem i ruszyć na obejrzenie ich dokładniej.


13:18. Stańczyki. Jeziora Tobellus (lub Dobellus) - Duże na pierwszym i małe na drugim planie. Widok ku SW


13:27. Wiadukty kolejowe w Stańczykach. Widok ku N


13:32. Wiadukty kolejowe w Stańczykach.


13:32. Wiadukty kolejowe w Stańczykach.

Potem powrót na główną trasę. Krótka jazda. Krótka przerwa przy cmentarzu ewangelickim w Dubieninkach i trochę dłuższa, spędzona na zakupach w sklepie, w pobliżu bloków. Tak bardzo brakowało mi możliwości swobodnych zakupów, że sakwy zostały obładowane za bardzo. Nie przywiązywałam wtedy uwagi co do nazwy sklepu (a żałuję). Kupione były (za ok. 36zł): dwa serki almette, ser, chleb, ciastka hit, mały pojemniczek z miodem, czekolada, dwa soki, mleko. Część z tych zakupów dojechała do domu, ale nie pamiętam czy i kto to jadł. Część mogła zostać wyrzucona do śmieci.


14:04. Cmentarz ewangelicki w Dubieninkach przy DW651


14:04. Cmentarz ewangelicki w Dubieninkach przy DW651

Po 15 przejazd przez Gołdap. Krótką chwilę trwało zastanawianie się nad dalszą trasą, ostatecznie wybierając kontynuację na południowy - zachód. Przejazd przez Skocze. Po prawej wiła się rzeka Gołdapa. Przejazd mostem, niewiele dalej odbijając na północny-zachód, tak jak i prowadziła asfaltowa trasa. Nie był to najlepszy pomysł. Jadąc w tym kierunku przejeżdżało się przez Widgiry, gdzie w ziemi leżały kocie łby. Uogólniając, gnało się ile w starczało pary. No i tak pędząc po kamieniach, załatwiła się trzecia szprycha. Mimo to nie traciło się humoru. Pogoda ciepła, gorąca, przyjemna. Pędziło i gnało się przed siebie, oby dalej.

Ostatecznie, po 17:30 nastąpił dojazd do Rapy. O mało nie poniosło mnie drogą na Miedniuszki, ale w porę udało się zawrócić. 10 minut minęło mi przy piramidalnym grobowcu, który położony był w lesie trochę na południe do wioski. Udało się zajrzeć do wnętrza przez otwory, niby po oknach. Jedna z trumien była otwarta. Odtąd już nie chciało mi się więcej wyszukiwać ciekawostek przy pomocy mapy i jak najszybciej dotrzeć do domu. W godzinach wieczornych dojechało się do Bań Mazurskich, gdzie wróciło się na DW650. Kurs do Węgorzewa. W międzyczasie porozmawiało się telefonicznie z Adamem, który krótko streścił zamiar wyjazdu LSTR do Mławy, gdzie startował Robercik. Wydało mi się, że byłby to fajny pomysł, by dotrzeć tam tego samego dnia, co jednak nie miało miejsca.


17:46. Grobowiec w Rapie. Widok ku SSE


17:48. Grobowiec w Rapie.


17:50. Grobowiec w Rapie.

W Węgorzewie niemiła historia. Po ponad miesiącu podróży. Kulturze spotykanych ludzi. Miłych spotkaniach i rozmowach. Po okazywanym zainteresowaniu wyprawą... Nastała przerwa przed mapą informacji turystycznej, by lepiej się rozeznać w sytuacji. Zagadał do mnie jakiś człowieczek. Chuderlawy, dużo starszy. Nieco zmieszany po alkoholu pytał: "Du ju spik inglisz". Trzy po trzy gadał jakieś nieistotne głupoty o rowerowych Niemcach, kaskach i po chwili przeszedł do meritum: Czy pożyczyłoby mu się parę groszy? Po krótkiej odpowiedzi zaczął odchodzić Ba! Żeby to było tylko na tym się skończyło...

Po chwili podszedł kolejny typek. Nieco przy tuszy, dosyć krępy. Dość przyzwoicie ubrany, trochę jak turysta. Ten był już trzeźwy. Zaczął mnie wypytywać, udaje zainteresowanie tym gdzie się było, czy naprawdę tak długo, tak daleko, czy jestem w grupie kolarskiej itp. Już wydało mi się, że jest ok i sobie spokojnie odjadę po dalszym przeanalizowaniu mapy. Wtem pada krótkie i rzeczowe - "Czy mam może jakąś dla niego złotówkę?". W duchu wkur... się tak bardzo, jak już dawno mi się nie zdarzało. Pohamowało się. Spokojna odpowiedź, jak dla pierwszego, że właśnie wracam z dalekiej podróży i jedyne co mam to jedzenie, które miało starczyć, by wrócić do domu.

W międzyczasie, gdy przyszedł drugi, a mi wydawało się, że jest rozsądniejszy, ten pierwszy zawracał się do mnie jeszcze dwa razy jak sęp, licząc na to, że skorzysta z resztek kolegi cwaniaczka. Zdruzgotali mój pozytywny nastrój, jaki naładował się po całym dniu ciekawej drogi i całej wyprawie powrotnej do Polski. Z miłą chęcią wyjechało się z miasteczko, pędząc na południe w poszukiwaniu noclegu. Już o zmroku przejechało się przez Pozezdrze. W nocy objazd Giżycka i skręt na trasę wzdłuż jeziora. Jechało się przez las. Było koszmarnie ciemno. Gdzieniegdzie płonęły ogniska wczasowiczów nad jeziorem.


17:56 W rejonie wsi Ściborki


19:42


19:42.

19:42


19:55. Węgorzewo. Pomnik na cmentarzu żołnierzy radzieckich


21:27. Pomnik na cmentarzu poległych żołnierzy radzieckich w Giżycku. Widok na zachód z DK59 (ul. Moniuszki) w rejonie Twierdzy Boyen.

Obóz udało się rozłożyć po 23 przy polnej drodze, po upewnieniu się, że na pewno nic nie ma w pobliżu. Nie widać było innych dogodnych możliwości, a to była jedyna okazja, jaką udało się znaleźć pomimo zmęczenia i senności.

Zaliczone gminy

- Rutka-Tartak
- Wiżajny
- Dubienniki
- Gołdap
- Banie Mazurskie
- Budry
- Giżycko (W+M)
- Ryn
Rower:Zielony Dane wycieczki: 177.00 km (0.00 km teren), czas: 11:00 h, avg:16.09 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXVIII - Do Polski

Czwartek, 20 sierpnia 2009 | dodano: 29.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, .LSTR, .Samotnie, .Pół nocne, ..Seniūnija Litwa

Wczesna pobudka o 7:30 oraz szybkie spakowanie się. Nie można tracić czasu, gdy głód zaczyna przypominać o sobie. Po godzinie dojazd do Trok. Przejechało się przez całą tę miejscowość na wskroś korzystając z ulicy Vytauto. Jedyna przerwa po to, by zrobić kilka zdjęć, których zrobić nie można było zrobić przed dwoma laty. Zaraz za mostem skręt w lewo, tym skrótem objeżdżając jezioro Totoriškių.


08.45. Krajobraz po zachodniej stronie zamku w Trokach


08:45. Zamek w Trokach


08:46. Zamek w Trokach


08:49. Zabudowa karaimska w Trokach

Kurs prosto na zachód. Sprzyjała temu trasa, która z grubsza trzymała ten kierunek. Przed 12 przejazd przez Wysoki Dwór nad jeziorem Nava. Do tej pory teren był w miarę równinny, zaopatrzony w mniejsze lub większe podjazdy. 10 kilometrów dalej droga gwałtownie opadała, a przede mną roztaczał się rozległy widok w kierunku doliny Niemna. Rzeka została pokonana mostem w Prenach o 14:30. O 17 przejazd przez Mariampol (wcześniej odwiedzony autem z kolegą na początku lipca 2009), by prostą jak strzała drogą pognać ku granicy. Tuż po 18 ponownie przyszło mi zawitać w Kalwarii, a tuż za nią skręcić pod pomnik ominięty rok temu z powodu pośpiechu. Ogólnie rzecz biorąc, krajobrazy zapraszały do ponownych odwiedzin w przyszłości.


11:25. Okolice Wysokiego Dworu. Wody (o ile trafnie interpretuję) rzeki Verkne, tworzącej jezioro składające się z kilku pomniejszych jezior. Widok ku W


12:27. W dolinę Niemna
 

12:28. W dolinę Niemna


14:30. Niemen w Prenach


14:30. Niemen w Prenach


16:24. Pomnik ku czci poległych podczas II wojny światowej


18:40. Przerwa przy pomniku za Kalwarią


18:41. Przerwa przy pomniku za Kalwarią


18:41. Przerwa przy pomniku za Kalwarią


18:43. Przerwa przy pomniku za Kalwarią

Granica przekroczona została przed zachodem słońca o 19:30. Przerwa na posiłek w tym samym miejscu, co poprzedniego roku i wreszcie udało mi się najeść do syta. Zamówiony został de volai’a i naleśniki. Przesiedziało się tam ponad godzinę i wreszcie udało mi się naładować telefon. Gdy przyszła pora wyjść, na dworzu była już noc. Jazda do noclegu i sam nocleg w lesie, tak samo jak na Wyprawie Suwalskiej, pod Becajły. Rozbiło się obóz prawie w tym samym miejscu. Próbom zaśnięcia towarzyszyło słuchanie odgłosów dzikiego zwierza, jaki chodził koło namiotu. Zapewne dzik, ale nie interesował mnie to na tyle aby sprawdzać.


20:02. Kolacja w przygranicznym barze, już w Polsce

Krótko o jedzeniu. Tego dnia, na posiłku śniadaniowym, odwleczonym o kilka godzin od startu, zjedzony został ostatni jogurt, który chciało mi się zjeść już dnia poprzedniego. Przez cały poprzedni dzień trwały próby oszukania głodu, aby jogurt ów zostawić na ostatni etap. Udało się. Oszczędnie racjonowany był chlebek od gdańszczan. Podobnie z resztkami kotletów sojowych. Ostatnie resztki jakie mi zostały, skończyły się między Prenami i Mariampolem. Na szczęście duży zapas wody z promu wystarczył, by dotrzeć do kraju. Nigdy wcześniej tak nie zdarzyło mi się tak racjonować swoich zapasów. Przerwy raczej oszczędne, krótkie i treściwie. Przeważnie tylko po to, aby potwierdzać swoją pozycję na mapie, a jadąc odliczało się odległość do domu.

Zaliczone seniūnija:

7/8 Trakų rajono savivaldybė
- Aukštadvario
5/10 Prienų rajono savivaldybė
- Stakliškių
- Jiezno
- Prienų
- Balbieriškio
- Naujosios Ūtos
100% Birštono savivaldybė
- Birštonas (W+M)
4/6+3 Marijampolės savivaldybė

- Igliaukos
- Marijampolės (W+M [Narto])
Rower:Zielony Dane wycieczki: 167.00 km (0.00 km teren), czas: 11:00 h, avg:15.18 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXVII - Do Wilna

Środa, 19 sierpnia 2009 | dodano: 29.03.2015Kategoria >200, 2009 Skandynawia, .LSTR, .Samotnie, .Pół nocne, ..Seniūnija Litwa

Start długo po 11. Krajobraz tego dnia znów był bardzo przyjemny. Teren falisty i lekko pagórkowaty. Słonecznie, z morzem pogodnych cumulusów. Około pierwszej nastała przerwa na przystanku w terenie, skąd roztaczał się dość rozległy widok na okolicę. Zjadło się bardzo ubogie śniadanie. Zapasów nie było już zbyt wiele, nawet pomimo wspomagania ze strony różnych napotkanych wcześniej osób. Chwilę potem zjazd i przejazd obwodnicą miasteczka Kupiszki. Jakąś godzinę później dojechało się do Onikszty. Miejscowość ta szczyciła się pierwszym poważnym podjazdem - około 80 metrów wzwyż. Odtąd i krajobraz znacznie się urozmaicił.


13:17. Trasa 121. Pagojės tvenkinys na N od Onikszty


13:32. Onikszta (Anykščiai). Trasa 121. 55°31'25.40"N 25° 5'30.90"E. Widok ku SSE


14:02. Litewskie drogi między Oniksztami i Alanta


15:18. Kościół pw. św. Jakuba w Alanta


15:40. Litewskie drogi między Alanta i Malaty


15:51. Litewskie drogi w Avilčiai, między Alanta i Malaty

Ten i kolejny dzień jechało się oszczędzając zapasy i raz wspomagając się jeszcze niewyrośniętymi, zielonymi jabłkami przy drodze. Raz udało mi się zrobić zakupy na sumę 1,30 lita, gdyż tylko tyle było u mnie w lokalnej walucie. Trzeba było skupić się na jak najszybszym przedarciu do Polski. Po drodze jakiś Litwin próbował ze mną rozmawiać po rosyjsku. Niestety ja ów język znam słabo, a w jego wykonaniu nie udało mi się zrozumieć prawie nic. Facet wiózł jakąś bańkę. W powietrzu dało się poczuć delikatną woń znanego rozpuszczalnika.


18:46. Ranny lub oszołomiony ptak przed Wilnem

Nieco później, już w okolicach Wilna, na poboczu zdarzyło mi się znaleźć siedzącego na poboczu ptaka. Prawdopodobnie został ranny, uderzony lub tylko ogłuszony. Nie ruszał się ze swojego miejsca, ale widząc człowieka stroszył pióra, unosił skrzydła i rozwierał dziób, przyjmując postawę defensywną. Żal mi się go zrobiło, ale trzeba było ruszyć w drogę, nie mając możliwości, by coś tu poradzić. Kawałek dalej krótka przerwa przy pomniku litewskiego geometrycznego środka Europy.

Wilno nocą

Noc miała mnie zastać przed Wilnem, ale tak się złożyło, że do stolicy tej udało się dotrzeć jeszcze o zachodzie słońca około 20. Po chwili wahania naszła mnie myśl, że z powodu nadmiarowego czasu obejrzę sobie je raz jeszcze już teraz. Dzięki temu udało się nieco zwiedzić Wilno nocą. Oświetlone miasto tętniło swoim życiem. Być może nie tak samo jak w dzień, ale porównywalnie intensywnością do Warszawy czy Krakowa, a może nawet bardziej. Przejechało się koło Ambasady Polski, przez Plac Katedralny, koło Pałacu Prezydenckiego, pętelka na Placu Ratuszowym, Ostra Brama. Dalej ulicami Pylimo gatvė i Savanorių prospektas do krajówek A1, a potem A16.


20:47. Bazylika archikatedralna pw. św. Stanisława Biskupa i św. Władysława w Wilnie


20:59. Ulica Pilies w Wilnie


21:00. Cerkiew Piatnicka w Wilnie


21:07. Ostra Brama w Wilnie

Po zachwycaniu się atmosferą stolicy przyszło mi z trudem ruszyć w kierunku Trok. Wyjazd ciężki, pod górkę, z zakrętami, gdzie tylko się szło. Po wydostaniu się na znośny odcinek drogi, jechało się w totalnych ciemnościach. Na niebie było widoczne mnóstwo gwiazd. Na horyzoncie światła odległych miejscowości. Nie spieszyło mi się, chłonąc to wszystko. Nocleg udało się znaleźć w lesie na pograniczu województw.

Zaliczone seniūnija

3/6 Kupiškio rajono savivaldybė
- Kupiškio
- Noriūnų
- Šimonių
4/10 Anykščių rajono savivaldybė
- Viešintų
- Andrioniškio
- Anykščių
- Skiemonių
4/11 Molėtų rajono savivaldybė
- Alantos
- Luokesos
- Giedraičių
- Dubingių
3/23 Vilniaus rajono savivaldybė
- Riešės
- Nemenčinės (W)
- Paberžės
12/21 Vilniaus miesto savivaldybė
- Verkių
- Fabijoniškių (na skraju)
- Šeškinės (na skraju)
- Šnipiškių (na skraju)
- Žvėryno (na skraju)
Rower:Zielony Dane wycieczki: 208.00 km (0.00 km teren), czas: 11:00 h, avg:18.91 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XXXVI - Łotwa

Wtorek, 18 sierpnia 2009 | dodano: 29.03.2015Kategoria 2009 Skandynawia, .LSTR, .Samotnie, ..Seniūnija Litwa

Wjazd do Rygi

Pobudka o ósmej. Dzień kiepski. Pochmurno i padał deszcz. Trzeba było zwijać się szybko O 10 już w Rydze. Wjazd do stolicy był okropny. Droga główna pokryta dobrym asfaltem, ale tuż obok ciągnęła się droga lokalna, z której przyszło mi korzystać, by uniknąć ruchu samochodowego. Pełno na niej łat i dziur wszelakich, co było ciężkie, gdy jechało się z wciąż obładowanym rowerem, nie posiadającym dwóch szprych.


10:23.Niby wspaniałe połatane drogi


10:49. Pałac Kultury VEF w Rydze


10:53. Budynek Valsts elektrotehniskā fabrika (VEF)


10:55. Wspaniałe domy


10:59. Ulica Krišjāņa Barona. W tle Sobór Trójcy Świętej w Rydze


11:07. Ulica Brīvības

W centrum Rygi

Początkowa zabudowa przepełniała smutkiem. Stan zabudowy można lekką ręką ocenić jako gorszy niż na Pradze. Widoczne ślady poprzedniej epoki, która odcisnęła swoje piętno. Atmosfera podobna do widocznej w Polsce, w niektórych miastach przed paru laty. Specyficznego klimatu dopełniał deszcz. Wszystko to mnie przybijało.


11:27. Sobór pw. Narodzenia Pańskiego w Rydze

Po pewnym czasie dojechało się do części obfitującej w zabytki. Każda ulica miała bardzo wysokie kamieniczki. Stopniowo, w miarę zbliżania się do centrum, wygląd zabudowy polepszał, choć wciąż gdzieniegdzie widać było jakiś stary albo rozwalający się dom. Prawdę powiedziawszy, najlepiej wyglądały cerkwie. Czym prędzej dojechało się do starówki, a potem przyszło skierować się na wschód, by wyjechać z miasta.


11:31. Uniwersytet Łotewski w Rydze


11:32. Pomnik Wolności w Rydze


11:40. Dom Bractwa Czarnogłowych (Dwór Artusa) w Rydze


11:57. Wieżowiec Akademii Nauk Łotwy w Rydze

Wyjazd z Rygi

Droga między miejscowościami była znośna, lecz gdy w deszczu przejeżdżało się przez pewne miasto, oddalone 10km od Rygi, wydawało mi się że mnie szlag jasny trafi. Dziura/łata/dziura/dziura/... Wszystko na głównej przelotowej trasie A7. Dziury zalane wodą, w połączeniu ze wzmożonym ruchem samochodowym, w jednej chwili wykończyły mnie psychicznie. Kilka razy trzeba było przystawać, a gdy w jedną się wpadło, zdawało mi się, że może urwała się jeszcze jedna szprycha albo rama pękła.

Burza 

Gdy wyjechało się na tereny ewidentnie wiejskie, deszcz nieco zelżał, aż w końcu przestał padać. Wreszcie można było się rozpakować z kurtki i trochę odetchnąć. Od Kekava prawie wcale nie widać już było samochodów. Skręt na zwykłą, prostą drogę ku granicy, prowadzącą przez Vecumnieki. Jeszcze na pożegnanie kraju, przede mną przetaczała się burzowa chmura. Zachciało mi się przyspieszyć, by spróbować przejechać przed nią, ale na szczęście była szybsza. Wypadała się i powędrowała dalej na wschód, zostawiając mi tylko nieco mokry asfalt.


17:08. Burza na pograniczu Litwy i Łotwy

Na Litwę

Wkrótce nastało spotkanie z dwójką Niemców, którzy jak i ja kończyli swoją wyprawę. Następnego dnia mieli wsiąść na prom z Rygi. Niestety, choć tylko nieco starsi ode mnie, operowali angielskim dobrze, ale z akcentem tak przypominającym brytyjską manierę, że ciężko szło ich zrozumieć. Rozmowa była krótka. W kilkanaście minut później przejazd przez granicę w Skaistkalne.

Nocleg na Litwie

Krajobraz z wolna nabierał nieco bardziej wyrazistego charakteru, choć wciąż dominował równinność i rozległe przestrzenie. Często bezdrzewne. W godzinach wieczornych przejechało się przez zachodnią część miasteczka Birże. Jechało mi się leciutko. Wieczór był już bardzo przyjemny, łatwo kojarzący się z letnią, sielską pogodą. Tak różny był od poranka... Nocleg udało się znaleźć za polem kukurydzy pod miejscowością Wobolniki.

Zaliczone seniūnija:

4/8Anykščių rajono savivaldybė
-Nemunėlio Radviliškio
-Biržų
-Širvėnos
-Vabalninko

Rower:Zielony Dane wycieczki: 166.00 km (0.00 km teren), czas: 12:00 h, avg:13.83 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)