Wpisy archiwalne w kategorii
.Samotnie
Dystans całkowity: | 55330.01 km (w terenie 4901.15 km; 8.86%) |
Czas w ruchu: | 3522:06 |
Średnia prędkość: | 15.68 km/h |
Maksymalna prędkość: | 74.20 km/h |
Suma podjazdów: | 800 m |
Suma kalorii: | 76839 kcal |
Liczba aktywności: | 827 |
Średnio na aktywność: | 66.90 km i 4h 16m |
Więcej statystyk |
Przejażdżka
Poniedziałek, 30 maja 2016 | dodano: 22.06.2016Kategoria .Samotnie, .Zwykłe przejażdżki, .Z Kasią
Najpierw przetaczała się burza. Mocno powiało, widać było mało intensywną (ale rozległą) zamieć/ burzę piaskową. Lunęło raz, potem drugi i się skończyło. Potem, po powrocie, rowerem dwie pętle przez pole (i poszerzoną drogą wzdłuż parowy, ale bez naprawy odcinku piaszczystego), powrót przed zmrokiem. Nazajutrz mocny deszcz około południa i wielka ulewa po 18. Było tak szaro, że ledwo było widać na kilkadziesiąt (a może kilkanaście) metrów.

18:49. Wychódźc. Droga wzdłuż parowy w centrum wsi. Widok ku NW

18:53. Zagajnik na zakręcie (po lewej) i sznur drzew wzdłuż DW 565 w stronę Chociszewa

18:53.Wychódźc. Po prawej zagajnik na zakręcie. Widok ku S
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
3.79 km (3.00 km teren), czas: 00:28 h, avg:8.12 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hNocna przejażdżka
Środa, 18 maja 2016 | dodano: 19.05.2016Kategoria .Pół nocne, .Samotnie, .Zwykłe przejażdżki
Ruszając z Trębek, było około godziny do zachodu słońca. Dzień był chłodny, z wolna się rozpogadzało. Mając chwilę wolnego wieczorem, już poprzedniego dnia nasunęły się myśli, że może warto by zrobić jakąś wieczorową rundkę. Gdy już było można - rowerem kurs na wschód. Rozważane wersje powrotu do domu przez Złotopolice, jakąś dłuższą nocną trasę, może pod Nasielsk, ale wszystkie one przegrały z pomysłem, jaki mnie naszedł po przeczytaniu Księgowego wpisu. Jak widać, właśnie nadszedł na to dobry czas.
Standardowo - przez Henrysin, Duchowiznę, DK62. Rozważanie jazdy wiaduktem, lecz skręt na Gałachy. Za DK7 w prawo, na polną dróżkę w stronę parowy, którą kilka dni temu przyszło mi zjeżdżać na spotkanie z Księgowym. Dojazd do strefy zabudowań działeczkami - powstało tam niewielkie rondo z głazem. Skręt w lewo, lecz wnet się udało się spostrzec, że zaraz wyjadę na asfalt, więc powrót, wybierając drugą opcję. Zjazd na dół, by w udany sposób podjechać stromą ścieżynką na chodnik, raz tylko lekko się odrywając przednim kołem od podłoża.

19:44. Henrysin. W tle las, przez który prowadzi do Zakroczymia gruntowe przedłużenie widocznej drogi
Przez Modlin przejazd na Cytadelę, skręcając do parku. Tam czekała do testowania droga dla rowerów. Docierała do parowy (fosy? parowy, będącej częścią fosy?) prowadziła na północ wyginając się w odwrócone C. Nie udało się dotrzeć do końca, lecz skręcić w pierwszą w prawo - szuter dla pieszych. Przejazd przez plac na zapleczu pomnika, skręt w prawo i rychły nawrót (bo droga zjeżdżała do fosy), by skręcić w kolejną. Gdy ścieżka ostrym łukiem nawracała, odbicie na drogę krótkim odcinkiem łącznikowym. Park został solidnie odświeżony, przeczyszczono go z krzaków i nawet udało się dostrzec ruiny mostu do Cytadeli.

20:18. Modlin. Ścieżka rowerowa przez Park Trzech Kultur. Wjazd od ul. Bema
Spieszyło mi się by przejechać wałem przed zachodem słońca. Z nowego ronda w NDM zjazd na ścieżkę, nią pod nowy McD i dalej do Baszty Michałowskiej. Objazd w połowie po betonowych płytach od wschodu, by następnie wjechać na wąski singiel, nadający się na nieco ekstremalną trasę mtb. Chwilę potem pojawiła się przystań (coś nowego, odkąd zdarzyło mi się ostatni raz tam jechać, po tych dawnych nieużytkach), wyjeżdżając na wał z kostki brukowej. Na szybko przyszło tak mi przemknąć przez obrzeża NDM, mijając kilkunastu ludzi, którzy cieszyli się słoneczna pogodą. Był nawet jeden rowerzysta. Tam gdzie ludzi już nie było, moją uwagę przykuł sztuczny zbiornik wody po prawej, a nieco dalej kępa krzaków i trochę gruzu. Z ciekawości spacer na dół. Nic specjalnego, ale po przejrzeniu map sprawdziło się podejrzenie, iż niegdyś stał tam jakiś dom. Od strony miasta dochodziły głośne krzyki i wrzawa, jakie wywoływały jakieś sportowe zabawy. Fajnie było się od nich oddalić.

20:32. NDM. Ścieżynka nad Narwią, między Basztą Michałowską i Targowiskiem Miejskim. Widok ku E

20:36. NDM. Widok z wału na targowisko i domy w pobliżu Targowej

20:43. NDM. Na wale w pobliżu Nadrzecznej
Kostka się skończyło, gdy przyszło mi widzieć z wału zachodzące słońce nad Narwią oraz porośnięte trawami i pojedynczymi drzewami błonia Okunina po prawej. Jazda była żwawa, a droga singlo/dublo-trakowa, akuratna do mojego nastawienia. Dopiero od ostróg rzecznych przed Górą była trochę bardziej kiepska. A w Górze jak zwykle, atmosfera wsi na krańcu świata, gdzie cywilizacja zanika. Czym prędzej przejazd przez podwórko przed blokiem, gdzie kończył się wał, jeszcze szybciej zaś po betonowych, 6kątnych płytach koło sklepu, gdzie kręciło się baaardzo dużo ludzi. Za dużo jak na takie odludzie. Zniknąwszy za zakrętem, na moment skręt do opuszczonego PGR. Po raz pierwszy, ale nie wyglądał na zbyt ciekawy.

21:00. Góra. Jeden z budynków dawnego PGR
Już na asfalcie kurs na południe. Przejeżdżając przez Janówek w oczy wpadła kolejna ruina. Zerk do środka, ale była równie mało ciekawa, a może to mnie już tak bardzo nie ciekawiło. Po tej wizycie przerwa. Było to w pobliżu miejsca, gdzie kilka dni temu przyszło mi odebrać telefon i zapadła decyzja o skróceniu trasy. Tym razem tylko się przebranie do nocnej jazdy. Tu cofnę się do początku wyjazdu. Gdzieś w Henrysinie, gdy już zapadła decyzja o jeździe na wały, była pewność, że wrócę po ciemku, przypomniało mi się, że baterie nie zostały wymienione na naładowane, więc znów będę jeździć niczym z brźdźliwą pozycyjką. W Janówku lampka nie chciała się zaświecić. Przejazd za tory, tam jeszcze jedna przerwa, gdzie okazało się, że baterii wcale nie ma, a po powrocie okazało się, że jednak były, lecz leżały na dnie sakwy). Dalsza jazda wiec tylko z lampką tylną i kamizelką. Dopiero za Modlinem przyszło mi do głowy, że można wykorzystać lampkę w telefonie, choć nie było pewności, na ile jej wystarczy oraz czy nie lepiej zachować tę jedną kreskę na czarną godzinę.
Wszelkie pomysły na trasę powrotną wzięły w łeb, choć nie były nazbyt epickie. Ot, różne modyfikacje przez NDM. W to miejsce wlała się trasa unikowa, a więc przedostać się do domu tak, by uniknąć ulic głównych i ruchu aut. Skręt w Brzozową w Bożej Woli, a potem kontynuacja północną ścieżką (szczęście, że już nią kiedyś przyszło mi jechać i o jej istnieniu wiedzieć) przez las "Ostoja Nowodworska". Był to najciemniejszy odcinek tego dnia. Końcówka zakończona omijalnym szlabanem z piaskami i betonowymi płytami przerzuconymi nad rurami. Coś tak wyszło ze zjazdem po nich, że niezbyt udało się przyhamować, jakaś taka powolność mnie w tym chwyciła i sztywność, tak więc zawadził pedał o ostatnią płytą. Na szczęście nic się nie wydarzyło ponadto, więc można było kontynuować jazdę po niezbyt przyjemnym szutrze.
Tuż przed wiaduktem zaczął się asfalt. Na Małej przejeżdżało jedno auto, ale droga nie predysponowała do szybkiej jazdy. Przytorową do płaskiego przejazdu, skręt w Piaskową na serwis. Objazd od zachodu nr 8 a od wschodu nr 10. Przy ścianie nr 15 wyjazd na ścieżkę. Którą bezproblemowo dojechało się do mostu. W Modlinie skręt na nieuczęszczaną Obwodową. Przy skręcie w Dąbrowskiego oczywiście musiało się pojawić auto z naprzeciwka. Na Prądzyńskiego były już dwa, ale na szczęście zza pleców. Koło garaży w lewo wyjeżdżając koło Kasyna. Znów wjazd do parku, tym razem oświetlonego białym światłem lamp. Przejazd całą Aleję Polska - Jaworową, a potem ul. 29 Listopada z krótkim epizodem chodnikowym. Podobnie na ostatnim odcinku Obwodowej.
Tu pojawił się dylemat - Gałachy vs DK7. By później omijać DK 62 w wariancie pierwszym, do pokonania spory odcinek z autami, a potem ewentualne szlaczkowanie np. przez Smoszewo, na co ochoty nie było. Przy drugim sporo opcji do wyboru, tylko trzeba było pokonać fragment przy lotnisku. Lepiej tą opcją, gdyż z tyłu było mnie widać, a ruch tam był poprowadzony na kilku pasach. Żwawo się go pokonało i zjechało na pas równoległy do DK 7. Zdziwiło mnie, że spory odcinek, bo aż za Statoil, był oświetlony dzięki blaskowi lamp znad DK. Na Ostrzykowiznie zmiana stron przez wiadukt i dość szybko dotarło się do Kroczewa. Do tej pory wydawało się, że pojadę na Gosotlin, ale w centrum wsi nagły skręt na południe. Potem przejazd przez lotnisko, co skończyło się wyjazdem na asfalt Złotopolic, docierając do niego ze ślepej uliczki przy gospodarstwie. Usłyszawszy ujadanie psów, od razu czmych przez pole, przedzierając się przez zajeżyniony, stromy rów, pospiesznie wsiadając na rower. Jakby tego było mało, ostatni łyczek wody wylał się do sakwy, bo butelka okazała się niedokręcona. Tylko trzeba było zerknąć, czy aparat nie zamókł, ale raczej było w porządku.
W Złotopolicach skręt do lasu. Droga pełna dziur, choć nadal przyzwoita. Mimo braku lampki, nie było problemów (no może jeden, podczas zamyślenia) z ich omijaniem. W części zalegała woda. Przejazd przez las i w ogóle całą nocną jazdę uprzyjemniał mi księżyc, którego kilka dób dzieliło od pełni. Było tak nocnobłęktnie i dużo przyjemniej niż w czasie poprzedniej jazdy. Wtedy czując styranie po całym dniu jazdy, a teraz jazda była niemal w całości wieczorno/nocna. Wprost nie można było się napatrzeć na grę świateł i cieni. Sam rodzaj chłodnego powietrze nasuwał mi skojarzenia z jazdą po górach, co dodatkowo zwiększało atrakcyjność jazdy.
Co do lasu, od połowy, zgodnie z moimi wcześniejszymi podejrzeniami, został wycięty na szerokość ~100m. Cóż - ułatwiło mi to przynajmniej omijanie dziur w drodze, powstałymi w skutek jazdy sprzętu cięższego. Zastanawiało mnie, czy nie zrobić reszty trasy po DK 62, ale kilka poruszających się po niej świateł skutecznie mnie do tego pomysłu zniechęciło. W rezultacie przejazd przez Kamienicę Wygodę, północny Goławin do kapliczki przy rozjeździe pod lasem, skąd skręt na południe do "centrum" Goławina. Jak na upartego, akurat tą lichą drogą przejechały jeszcze dwa auta. Koniec trasy to podjazd na DK 62 (pokonany sprężyście), skręt na Miączyn i szybka jazda bez stresujących sytuacji. Dojazd pół godziny po północy. Wyjazd rozwiał chmury, jakie gromadziły się wraz z nieprzyjemnym początkiem sezonu.
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
65.96 km (25.00 km teren), czas: 04:04 h, avg:16.22 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTerenowe jazdy Sochaczew - Legionowo
Piątek, 13 maja 2016 | dodano: 14.05.2016Kategoria .2 Osoby, .Pół nocne, .Samotnie, .Wyprawki w regionie, .Z Kasią, .Z rodziną
Uczestnicy
Tekst rozpoczęty po czterech godzinach mocnego snu (i jednej na rozbudzenie wraz z posiłkiem), po którym jeszcze trochę dośpię. Zacząć może by należało od pewnego skrótu. W piątek wypadał dzień wolny, odetchnięcie przed całym, corocznym zamieszaniem, jakie wkrótce nastąpi. Na dzień ten mieliśmy spotkać się w Warszawie na rpg w godzinach popołudniowych. Dzień wcześniej popołudniowy wysiłek nierowerowy (i męczący, bo po ~4 godzinach snu) i przed powrotem do domu przypadkowe natknięcie się na dwa ptasie gniazda tuż przed zasiedleniem lub po opuszczeniu, które i tak by nie przetrwały. W nocy sporo czytania, pewna potrzeba snu, ale gdy w końcu przyszło położyć się około 3-4, nadal nie można było zmrużyć oka.
Wstępne przepatrzenie trasy przejazdu (rozważając trasę przez Czosnów lub Leszno, gdyby za bardzo mi się przysnęło i trzeba by się spieszyć). Do tego rozważanie, czy nie uderzyć na Wyszków albo po prostu przez okolice Radzymina, lecz stanęło na wariancie Sochaczewskim. Na mapie tras już przejechanych udało się dostrzec, że tereny położone pomiędzy DW580 i DK92 zjeżdżone zostały krótkimi odcinkami NS i ledwie krótkimi fragmentami WE. Padło na spontaniczne eksplorowanie tamtejszych dróżek w stronę Warszawy. Powrót już dzień wcześniej określony został mniej więcej przez Legionowo, z możliwością rozszerzenia o Nasielsk (gdyby warunki i kondycja pozwalały, by spróbować dociągnąć do 200km).
Po przeleżeniu kilka minut, przyszła pora zabrać się zrobienie kanapek na trasę, spakować rzeczy do sakwy (map nie biorąc, bo i po co). Może zasnę później, to po przebudzeniu przynajmniej tylko chwycę sakwę i w drogę. W trakcie przygotowań czas mijał, a mi przyszło się pogodzić, że znów czeka mnie podróż w niewyspaniu. Od pierwszych wypraw zdarzało mi się tak zarwać noc. Choć nie było to jakoś specjalnie odczuwalne, to ciało najwyraźniej samo szykowało się do drogi, nieraz nie dając mi porządnie odpocząć.
Po jajecznicy, ubraniu w cieplejsze ciuchy oraz włączeniu mp3 z nowymi utworami, start tuż przed 5. Świtało i z wolna się rozjaśniało. W powietrzu czuć było wilgoć po opadach dnia poprzedniego. Dzięki nim, gruntowe odcinki miały lepszą gęstość, a rower jechał około 25 km/h, bardzo rzadko jadąc poniżej 20 km/h. Przemieszczając się wzdłuż Wisły, można było obserwować poranne światło, padające na brzeg wysp po drugiej stronie rzeki. Na asfalcie Polnej przerwa, by raz jeszcze zawiązać uparte sznurówki, a nieco dalej, by podnieść siodełko o ~1cm. Wysoka prędkość utrzymała się do Wyszogrodu z tylko jednym incydentem na DK62, gdy jadący z naprzeciwka postanowił wyprzedzić trzy auta, manewr rozpoczynając kilkadziesiąt metrów przede mną. Nie czekał nawet, aż mniej więcej zrówna się ze mną, tylko walił na czołowe (jak by się to skończyło, gdybym zamiast roweru używał np. motocykla).
Wyszogród przejechany tylko po głównych przez centrum. Na moście silny, niemal morski wiatr, co nie zapowiadało lekkiej jazdy do stolicy. Podczas robienia zdjęć, przy okazji mógł ominąć mnie rowerzysta z naprzeciwka. Za rzekami skręt w lewo przy wale. Potem w prawo na drogę pod lasem, którą raz tylko przyszło mi jechać. Tym razem wzdłuż ściany lasu, a nawet częściowo w nim, przemierzając się po szyszkach i igliwiu, by ominąć najbardziej piaszczysty odcinek drogi. Poprzednim razem po prostu wyjazd na asfalt, lecz tym razem skusiła mnie ścieżynka koło słupów elektrycznych. Wąziutka, wijąca, dość zwarty grunt. Szutrem wiejskim, na który mnie wywiodło, przebyło się jeszcze ~300 m, nim ukazał się asfalt w towarzystwie zachęcającego mnie do szybkiej jazdy psa.

06:01. DK 50. Z lewej brzeg Wyszogrodu. Widok na Wisłę ku E
Asfaltami przez Kamion Mały wjazd na kurs wzdłuż Bzury. Standardowa, lekka trasa na Sochaczew, wg planu z domu. W Witkowicach Małych skusiła mnie dróżka asfaltowa, biegnąca po lewej stronie. Skończyła się trawiastym wałem, gdzie naszło mnie, że raczej cały dzień będę często jechać w terenie. Po prawej, wiejskiej stronie, widać było lokalne zabagnienie, a po lewej rozległe łąki w dolinie Bzury. Gdyby po nich jechać, to bez fatbike'a raczej ciężko by było. Dojechawszy do zwartej ściany lasu pojawiło się skrzyżowanie z ruiną domostwa w zaawansowanym stanie rozkładu. Opcje kontynuacji były trzy:
- na wprost przez głęboki piach pod górkę
- prawo w las między drzewami, po słabo widocznej dróżce, ale najkrócej prowadzącą do asfaltu.
- lewo w dół niby na łąki, ale z widocznymi śladami jazdy cięższego pojazdu, może quada.

06:28. Witkowice (w tle po lewej). Południowy koniec wału, ciągnącego się wzdłuż zachodniego brzegu Bzury. Widok ku S

06:30. Witkowice. Ruina przy wale

06:31. Witkowice. Kontynuacja drogi po wale, lecz już bez niego.

06:32. Witkowice. Wydma przy krańcu wału. Widok ku N
Padło na opcję ostatnią, która wąską dróżką wiodła koło dłuższego oczka i przecinała krótki, piaszczysty, pchany odcinek. Wydostałam się w Witkowicach Dużych. Rozważanie, czy skręcić w lewo, od lat kuszącym mnie asfaltem, który nie wiem gdzie prowadził, ale lepiej było nie ryzykować powrotu na łąki po tej stronie Bzury. Dojazd do żelaznego mostu. Za Wyszogrodem, wpadła myśl, by wreszcie przejechać nim do Brochowa, a równocześnie ominąć Sochaczew. Kontynuacja wkrótce... // Po niespełna 20 godzinach od poprzedniego tekstu, gdzie 4 minęły na deszczu, a kilka w łóżku:

06:58.Brochów. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela i Rocha z XVI w. Widok ku NW

06:58. Brochów. Dwór Lasockich z XIX w.
W Brochowie krótka przerwa na ostateczną poprawę sznurówek. Bezowocna próba zjedzenia czegoś, ale jakoś nie było na to ochoty. Do Konar przejazd przez zachodnią część Malanowa. Wyjazd na DW 705, którą jechało się szybko, ale już z pewnym trudem. Zjazd w Plecewicach w Korczaka. Asfalt się wnet skończył, ustępując szerokiej gruntówce o bliżej nieokreślonych granicach i przebiegu. Z lewej mijało się spory budynek zakładów ceramiku budowlanej, od roku w upadłości likwidacyjnej. Po prawej znajdowało się bardzo głębokie obniżenie terenu, które wywołało we mnie swoiste zdumienie, że do tej pory nie udało się odkryć takiej ciekawostki. Dawniej miejsce pozyskiwania gliny, aktualnie stawy łowiskowe dla wędkarzy. W stromym, wysokim zboczu, swe gniazda założyła spora populacja jaskółek brzegówek. Po moim przejeździe trochę się ich spłoszyło i wyleciało, zataczając kilka pętli ponad stawami.

07:17. Sochaczew. Ul. Janusza Korczaka. Łowisko wędkarskie w wyrobisku iłów ceramicznych. Widok od strony Plecewic ku SE

07:18. Sochaczew. Ul. Janusza Korczaka. Łowisko wędkarskie w wyrobisku iłów ceramicznych. Widok od strony Plecewic ku S

07:20. Sochaczew. Ul. Janusza Korczaka. Łowisko wędkarskie w wyrobisku iłów ceramicznych. Widok od strony Plecewic ku SW
Towiany przejechane asfaltem, ale już za wsią polną drogą na wprost. Niebawem się skończyła - po trawie do pobliskich zabudowań, gdzie wydostałam się na drogę. Z północnej do południowej części Dzięglewa jechało się dróżką trawiastą, która wnet się urwała, przechodząc w charakterystycznie, ubogi w rośliny obszar, zapewne bardzo zakwaszonej, choć zwartej gleby. Nieużytek ten kończył się gospodarstwem, więc odpowiednio wcześniej trzeba było dotrzeć do miedzy, po której można było wyjść na asfalt. Wkrótce potem krótki odcinek po szutrze i wyjazd na DW 580.

07:23. Towiany. Dziwna smuga nad Warszawą

07:38. Dzięglewo. Widok na Chodakówek i kominy Chemitexu w Chodakowie
Pierwszy etap zaliczony, nadeszła pora na odcinek równoleżnikowy, o którego poznanie chodziło w tym wyjeździe. Boleśnie odczuwalna w kolanach była dotychczasowa jazda, więc odrobinę trzeba było zniżyć siodełko. W czasie planowania na komputerze zamysłem było, aby DW przejechać koło dworku w Żelazowej Woli, ale się nie udało, lądując przy granicy wsi. Nie widząc sensu, by się wracać, od razu kurs do Strzyżewa. Skręt w prawo i przejazd przez głęboką (jak na ten region) dolinę Utraty. Zjeżdżając, moją uwagę zwróciła dróżka odchodząca w lewo. Bardzo korciła, ale intuicja mówiła, że zepsuje mi to poznawanie innych okolicznych tras.
W pobliskim Szczytnie zjazd pod dworek, z którego jeden budynek okazał się się bardzo zaniedbany, z zawalonym dachem, a drugi tak przebudowany, że praktycznie niczym nie różnił się od zwykłego "kostkowego" domu mieszkalnego. Wnet powrót na asfalt. Z lewej krajobraz urozmaicała linia drzew wzdłuż powykręcanej linii brzegowej doliny Utraty, jak również zróżnicowana powierzchnia terenu ku niej opadająca. Wnet dopadła mnie czkawka, a że nie chciała przejść, postój na poboczu przy poziomkowych krzaczkach. Czkawkę pozbyć udało się tam całkiem, całkiem zdjąć wierzchnią, poranną warstwę ubrań, odpoczywając prawie na pięćdziesiątym kilometrze, przez prawe pół godziny.

07:53. Szczytno. Jeden z budynku dworu z XIX w.
Po zdjęciu kurtki i było mi chłodno, ale słońce wysuszyło koszulkę, co niewątpliwie poprawiło komfort jazdy. Zjedzone trzy kanapki i trochę rozciągania. Ogólnie dały się odczuwać nieznaczne i rzadkie problemy żołądkowe, które w niczym nie przeszkadzały, ale pod koniec podróży były jednak wyraźniejsze i dokuczliwsze. Po przerwie zaczął się zjazd do wsi Zawady, ale przed mostem intuicja mówiła, że nie jest to właściwy kierunek, więc skręt w drugą odnogę trasy. Jak się okazało po zerknięciu w mapy po powrocie - w Zawadach wjechałoby się na spory odcinek już przejeżdżanej trasy.

08:42. Izibska. Droga Kampinos-Teresin. Widok ku S
Kolejne wsi zmieniały się bardzo powoli. W Pawłowicach uwagę przykuły mi kolejny dworek, dość znacznie oddalony od drogi. Przejazd nad Utratą, ominięcie cmentarza, koło którego zaczęła się tragiczna dróżka. Po krótkim odcinku asfaltowym, kontynuowało się gruntówkami północnej części Cholewek. Częściowo droga było pokryta wysypanymi kamyczkami, częściowo zwykłą gruntówka, a częściowo (odcinek wschodni) z piaskiem, który można było dość łatwo pokonać środkiem drogi. Przecinając kolejny asfalt, wjechało się na jeszcze jedną gruntówkę, odkąd właściwie zaczął się etap "wielkopowierzchniowych obszarów uprawnych przy znikomej liczbie drzew".

08:50. Pawłowice. Kościół pw. św. Walentego z XIX w. Widok ku SW
Wjazd do Nowego i Starego Łuszczewka, przy których granicy był ogrodzony, zadbany dworek. Za zabudowaniami dotkliwie odczuwalny stał się wiatr ze wschodu, więc spore odcinki przyszło jechać w dolnym chwycie. Po pewnym czasie przecięło się DW579. Był to pierwszy pewny punkt, który dobrze był mi znany. Dało się dostrzec, że za bardzo zniosło mnie do Błonia, co było konsekwencją zmiany kursy w Zawadach (pierwotny szkic zakładał przejazd blisko Leszna). Do miasta mnie nie ciągneło. Łańcuch zaczął skrzypieć. Przed wyjazdem zastanawiało mnie, czy aby nie pora go nasmarować, no i wyszły konsekwencje nie dokonania tego. Po powrocie błyszczał srebrzyście, jakby dopiero go wyprodukowano.

09:15.Stary Łuszczewek. Przedwojenny dworek

09:22. Rochaliki. Ruina w zachodnim krańcu wsi
Przed mostem na Utracie odbicie w lewo - kolejna szutrówka. Za zabudowaniami pojawi się znak, iż jest to droga wewnętrzna Instytutu Hodowlanego. Zawracać nie chciało się, bo droga była co najmniej średnia. Rozglądanie za możliwością odbicia na północ (bo na południu można było co najwyżej dotrzeć do rzeki) i na szczęście wkrótce się taka ukazała. Przy drogach tych trwała jakaś modernizacja, czy to elektryki, kanalizacji czy czegoś innego.

09:38.Radzików. Kapliczka w południowym krańcu, NW części wsi
Dróżka była bardzo polna i ten jeden raz tego dnia był problem z kontrolą nad rowerem, ale bez przewrócenia i tego typu podobnych komplikacji (które na szczęście nie zdarzają mi się zbyt często). Na asfalt wyjechało się we wsi Radzików koło kapliczki i ujadającego psa. Na Witki przemieszanie mazowiecką "drogą 100 zakrętów" (choć było ich mniej). Dalej Łaźniewek, gdzie najbardziej dał mi się we znaki wiatr i ból w kolanie (tak bardziej pod nim, z zewnętrznej strony). Jadąc w tych stronach naszło mnie wrażenie, że okolica zmieniła się bardzo wyraźnie, odkąd zaczęły się moje wyjazdy w okolicach Warszawy, choć w tych stronach bywało się bardzo rzadko.
Na przystanku w Pilaszkowie przerwa trwająca 20 minut. Poleżało się na ławce, porozciągało się. Słychać wyraźnie było, jak wszystko chrupie i trzaska. Po rozciągnięciu (tylko w pozycji leżącej) dało się odczuć rodzaj odświeżenia i wróciło (czasem) mi tempo powyżej 20km/h nawet pod wiatr. Przede wszystkim odpoczęło trochę kolano i nie było "lekkich obaw ciała przed mocniejszym naciskiem na pedały", które wygląda tak, jakby całe ciało wędrowało za stopą (po bolącej stronie nogi), która wędruje w dół. Lekkie, bo niezbyt wyraźne, niezbyt częste i nadal niezbyt kłopotliwe, tak jak to było na ostatnich kilometrach kwietniowej 300ki (gdzie ciało głęboko wędrowało za stopą, albo naciskało się na udo/kolano ręką, by zmuszać je do opadania w dół).
W Umiastkowie wyjechało się na fragment DW 718. Przerwa na Żyznej, w którą wjechało się, ale zawróciło, bo jednak zachciało mi się poznać resztę trasy "na wprost". Dobrze się złożyło, bo akurat nadjeżdżał ciągnik, w którego cieniu wnet się udało schować. Co prawda nie trwało to nawet kilometr, ale i to dobrze. Zjechało się na ścieżkę po lewej stronie (wnet powróciła na prawą), którą dojechało się do ronda w Strzykułach (jedna pętla wokół niego). Wzdłuż trasy (a raczej w pewnym oddaleniu od niej) widać było sporo nowego budownictwa. W Macierzyszy skręt w Sochaczewską, przejazd nad ekspresówką (ponad odcinkiem, który ongiś pokonało się, gdy ta była jeszcze w budowie). Odcinek w większości szutrowy.

11:20. Sochaczewska na granicy miejscowości Macierzysz i Szeligi. Widok ku E
Wyjechało się na chodnik wzdłuż Połczyńskiej. Dalej na zachód, by na kolejnych pasach przedostać na drugą stronę. Skręt w Dostawczą koło Selgrosu, ale potem nawrót. Przejechało się przez światła i ruszyło podjazdem nowej ścieżki rowerowej na nowym wiadukcie ulicy Nowolazurowej. Po drugiej stornie skręt w Kraszewskiego z małym epizodem Promienistej po lewej stornie. Wjechało się na drogi między torami, aby poznać Odolany.

11:38. Wiadukt Alei 4 Czerwca 1989r. Widok ku NE

11:40. Wiadukt Alei 4 Czerwca 1989r. Kościół pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Widok ku SE
Obszar ten od dawna mnie interesował, gdyż na mapie dróg, którymi jeździło się po Warszawie, obszar ten stanowił jedną, wielką, pustą plamę. Raz raptem zdarzyło mi się przejechać i poznać ich południowy fragment z ulicy Poprzecznej. Krótkich fragmentów we wschodniej części (przy decathlonie) i pieszych nie wliczam. Jazdę wzdłuż torów skończyło się na ścieżce przy Prymasa (z chodnika schodząc na nią, by skrócić drogę) raz na utwardzoną nawierzchnię wyjechawszy w Mszczonowską przy Gniewkowskiej i wreszcie odnalazło się pomnik, który był waypointem o nazwie "Szubienica". O okolicy się nie będę bardziej rozpisywać, zostawiając to zdjęciom.

11:49. Stacja towarowa Warszawa - Odolany. Po lewej budynek WOA 2. Widok ku NE

11:52.Stacja towarowa Warszawa - Odolany. Droga południowa. Widok ku NE

11:54. Stacja towarowa Warszawa - Odolany. Schronisko manewrowych wschód

12:00. Ul. Dźwigowa widziana z poziomu torów ku SE

12:12. Odolany. Przy starym torze między Grodziską i Boguszewską

12:18. Odolany. Ruiny domostwa przy Gniewskowskiej, ~80m na W od Mszczonowskiej

12:21. Odolany. Tablica upamiętniająca powieszenie przez Niemców (o świcie 1942.10.16) 10 z 50 więźniów Pawiaka (pozostałe miejsca to Pelcowizna, Szczęśliwice, Rembertów i Marki), w odwecie za Akcję Wieniec
Przejazd przez dworzec PKS, dalej nową asfaltową ścieżką rowerową, która powstałą pod moją nieobecność. Gdy kiedyś trzeba było z Dworca czasem korzystać (idąc tam pieszo), ścieżka była tylko z kostki (mniej więcej do Białobrzeskiej, a dalej były problemy związane z trwającymi tam budowami - błoto i spółka). Powstało też sporo nowych biurowców (ten przy samym dworcu już był przeze mnie widziany, gdy korzystało się z pociągu). Od Placu Zawiszy łamańcem przy hotelu do Wroniej, tam na zapleczach Muzeum Woli, chodnik przy Srebrnej, Zaplecze nr4 przy Miedzianej oraz 86 przy Siennej. Wyjechało się na północną ścieżkę przy Prostej, po czym przerwa na obiad w orientalnym w pobliżu Platter.

12:39. Dworzec Zachodni. Budynek West Station I, pół roku przed końcem budowy

13:05. Przy rondzie ONZ, kilka lat po wybudowaniu drugiej linii metra. Po prawej Warszawskie Centrum Finansowe. Po lewej Spektrum Tower. Widok ku NE

13:05.Rondo ONZ. Po lewej Rondo 1 (192 m n.p.m.). Po prawej Ilmet (103 m n.p.m.). W centrum widoczne Centrum LIM/Mariott (170 m n.p.m.) i Oxford Tower 150 m n.p.m. Widok ku SE

13:18. Świętokrzyska 34. Gold Kim. A oto i obiad

13:36. UW. Remont Pawilonu Audytoryjnego z XIX w. przez większość czasu mieszczący Wydział Medyczny. Widok ku SE spod Zakładu Graficznego UW
Po kilkunastominutowej przerwie, gdzie uzupełniało się zapasy energii, trasa wiodła dalej wzdłuż Świętokrzyskiej. Tuż za Marszałkowską, z pobliskiego liceum właśnie wychodzili maturzyści, łatwi do odróżnienia od innych osób na chodniku. Na Krakowskim Przedmieściu kilkugodzinna przerwa na RPG (dotrzeć udało się przed pierwszym deszczem, ale po przypięciu roweru i ewakuacji pod dach niezauważalnie zresetował się licznik. Zdążyło mi się tylko zapamiętać ~106km, i ~7 h jazdy. Kolejna część wyjazdu wyniosła 62,17 km w czasie 3:59:51), skończona po opadach deszczu po 18 (drogi zlało konkretnie). Gdy obserwowało się ludzi przez okno, przypomniała mi się Kopenhaga: tłumy na ulicach, nadchodzi ulewa, tłumy ukryte w budynkach/pod zadaszeniami. Po przerwie zjazd Tamką i Zajęczą na drugą stronę Wisły.
Od stacji metra Stadion Narodowy odbicie na zachód wzdłuż Jagielońskiej, lub raczej między ogrodzeniami i szpalerem drzew, a potem częściowo wałem. Dalej Wrzesińska, Jagiellońska, od parku po ścieżce. Za Starzyńskim wyjazd na Modlińską. Z początku jechałeo się asfaltem, ale wnet wjechało na ścieżkę oraz chodniki, boczne asfalty itp. ciągnąc się tak aż za Kanał Żerański. Tam znów Kowalczyka i jazda wzdłuż kanału, ale poznając dwie nowe dróżki między drzewami, w tym jedną ślepą z powodu budowy. Zadzwoniło się do Księgowego.

19:04. Kanał Żerański w pobliżu mostu kolejowego. Widok na rozbudowę osiedla przy Łopianowej ku SW
Jazda na Płochocińskiej, to jeden wolno sunący korek od mostu na Białołęcką do samej Rembelszczyzny (za podwójnymi rondami było spokojniej). Prędkość roweru utrzymywała się powyżej 20km/h, a to wyprzedzając, to mnie wyprzedzano. Raz przejeżdżała karetka. Od Stanisławowa deszcz i szybko udało się dotrzeć do pracy Księgowego, gdzie poinformowano mnie, że tuż przed chwila wyjechał. Telefon - rozmowa - pęd po chodniku. Skręt koło kościoła i spotkanie przy cmentarzu. Gadając przejechaliśmy przez lasy zmierzając do torów i żwirowni. Na DK 61 wyjechaliśmy w połowie odległości między torami i zabudowaniami.

19:44. Nieporęt. Serwis rowerowy

19:56. Las Nieporęcki. "Pan Kamyk"
Około 25km/h jazda na południe po krajówce, kolejna karetka, wiadukt, paczkomat przy kerfurze na Słomińskiego, Piłsudskiego, Sobieskiego, boczna przy DK i do końca Jabłonny. Tam pogadaliśmy jeszcze z 0,5-1h po czym ruszyliśmy w swoje strony. Spostrzegło się, że zabrane zostały nieco rozładowane baterie, a lampka była bardziej pozycyjna, niż oświetlająca. Powoli przejechało się przez wydmy i zjechało na chodnik wzdłuż DW 630. Przeturlało się nim na Skierdy, ale jadąc czuć było jak zasypiam na rowerze i ten odcinek to jedna wielka plama z jednym okiem otwartym, albo obom zamykanymi na trochę dłużej niż tylko mgnienie oka. Aby się nieco ogarnąć, skręciło się na Trzciany. Zburzyło to monotonię i zwiększyło poziom koncentracji. Droga oświetlona lampami ukazała mi grubą warstwę podnoszącej się mgły. Tuż za lasem można było zerkać też na księżyc, którego blask wraz z mgłą tworzyły niemal baśniowy efekt niebieskiej (lub granatowej) nocy, bardzo zbliżony do tego, jaki widać w filmach, na obrazach lub w kreskówkach.

20:21. Legionowo. DK 61 przy Osiedlu Piaski

20:33Pojazd maratoński
W Janówku przejazd pod torami, po raz pierwszy odkąd zakończono przebudowę skrzyżowania z drogą, którą teraz puszczono dołem. Nim wyjechało się na asfalt, z Dworcowej przejechało się przy peronach na drugą stronę drogi. Po drugiej stronie krótka przerwa. Zadzwoniono z domu. Z mojej strony padło, by podjechać do NDM, bo nadal senność, bo żołądkowe (które utrzymały się i na drugi dzień do końca pisania tego tekstu), bo kolano, bo zmęczenie, bo to druga doba jazdy bez dobrego snu, poprzedzona zbyt krótkim snem przed pierwszą dobą. Przytelepanie przez Górę i całe miasto, kończąc na uliczce w pobliżu jeszcze budowanego centrum handlowego. Ponownie się udało rozpisać, jak rzadko ostatnimi czasy...
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
168.00 km (44.00 km teren), czas: 11:00 h, avg:15.27 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hPrzejażdżka
Poniedziałek, 9 maja 2016 | dodano: 09.05.2016Kategoria .2 Osoby, .Zwykłe przejażdżki, .Z Kasią, .Samotnie
Wieczorem na luzie. W duecie do Chociszewa (do DK62), samotnie nad Wisłę.
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
7.61 km (0.00 km teren), czas: 00:29 h, avg:15.74 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hŚląskie oczyszczenie XI - Epilog Warszawski
Piątek, 8 kwietnia 2016 | dodano: 13.04.2016Kategoria .Samotnie, .Warszawa, .Z Kasią, 2016 Górny Śląsk, .Wyprawy po Polsce
2016.03.29 - 04.08 Śląskie oczyszczenie - cała trasa
Pociąg był około 9:25. Peron po drugiej stronie torów. Przejście z poziomu kas było łatwe (były na 1 piętrze, ale rower już było trzeba ściągać na dół). Przybyła pesa. Rower powędrował na hak (trochę zbyt głęboki, bo były problemy z wyjęciem roweru). Była jakaś nadzieję obserwować trasę, przejeżdżaną po raz pierwszy, ale okna były jakoś nisko osadzone, mniejsze, a mnie doskwierała senność, budząc się co jakiś czas, głównie w okolicach przystanków, gdzie pociąg się zatrzymywał. Około 12:10 Wschodnim (przez Warszawę jechało się około pół godziny).
Kijowską i przez parking na Jagiellońską. Stamtąd wałem do Wrzesińskiego, Okrzei do wybrzeża Helskiego. Dalej chodnikiem przy Zoo. Od Mostu Gdańskiego jazda ścieżką wzdłuż wybrzeża. Na poziom ponadzalewowy wyjazd przed mostem Grota. Jadąc ścieżką udało się dostrzec szutrową ścieżynkę w lewo. Co prawda było tam sporo śmieci, ale sama w sobie była przejezdna i wyprowadziła mnie przy południowym ogrodzeniu EC Żerań. Zaciekawiła. Kurs ku rzece, a tam okazało się, że można pojechać wałem po płytach betonowych.

13:06. Droga na wale za EC Żerań, prowadząca do kładki

13:08. Ujście Kanału Żerańskiego do Wisły (po lewej). Widok ku NW

13:09. Kładka w pobliżu ujścia Kanału Żerańskiego do Wisły. Kilka lat później przystosowana do ruchu pieszo-rowerowego.
Droga urywała się przy ujściu Kanału Żerańskiego do Wisły. Była tam również sławetna kładka, ongiś punkt do zdobycia w waypointgame, przy którym nie tak dawno przejeżdżał Księgowy. Niestety, dla postronnych, kładka jest chyba jedyną możliwością przedostania się na drugą stronę nie wpław i dobrze by powstał tam pomost dla pieszych i rowerów. Teraz wszakże brak było jakiejkolwiek możliwości przejazdu przez niego. Powrót do Modlińskiej. Po drugiej stornie kanału, gdzie skręt w Kowalczyka i dojazd na ścieżki wzdłuż niego. Przejazd do Płochocińskiej, gdzie rower został rozłożony i kilkanaście minut trwało czekanie na Kasię.

13:41. Nad Kanałem Żerańskim

13:45. Kanał Żerański. Chodnik prowadzący do Płochocińskiej
Jechało mi się z trudem, choć nie tak źle, jak już się zdarzało. Usiąść na siodełku już nie można było, a kolana zaczęły odzywać się wyraźnie dopiero w Warszawie (wcześniej dawały niezbyt silne oznaki), lecz w porównaniu do problemów w poprzednich latach, były one zbyt słabe, by nieść bardziej przykre konsekwencje. W rowerze poszła dętka i dwie szprychy (jedna pochodząca z wymiany w Lublinie w 2013). Dzięki tej wyprawie, pozostało mi mniej niż 10% gmin do odwiedzenia. Przesunęła się również, o ponad miesiąc, najwcześniejsza datę wyjazdu wielodniowej wyprawy, z noclegami pod namiotem.

13:51. Kanał Żerański przy Płochocińskiej. Koniec wyjazdu
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
12.56 km (10.00 km teren), czas: 01:10 h, avg:10.77 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hŚląskie oczyszczenie X - Do Częstochowy
Czwartek, 7 kwietnia 2016 | dodano: 08.04.2016Kategoria >300, .Nocne, .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, 2016 Górny Śląsk
Nocleg opuszczony przed 9. Udało się dobrze wyspać, choć było zimno, jak na całej wyprawie. Udało się zregenerować po maratonie, podjazdach górskich i wyżynnych. Pogoda też była niezła, bo wiatr na NE i słonecznie, poza drobnym deszczem w plecy i silnym bocznym wiatrem około 15. O tej to porze całe niebo spochmurniało i było bardzo nieciekawie.

08:49. Wspaniały poranek na S od Leśnicy. Widok ku SE

09:09. Granica między Leśnicą i Krasową. Klasztor na Górze Św. Anny (~5 km). Widok ku N

09:14. Granica między Leśnicą i Krasową. Arcellor Mittal w Zdzieszowicach. Widok ku W
Kurs do Leśnicy, po czym cofnięcie do Januszkowic, z kilkoma przerwami. Z DW 423 w pewnym miejscu odchodziła pod górkę ścieżka rowerowa, ale po nauczce z kędzierzyńskiego przykładu, zabrakło zaufania jej. Nie było informacji gdzie prowadzi, a utknąć w polach nie było ochoty. Docierając do Krępnej nie widać było ani jej, ani innej ścieżki, która mogła by za nią uchodzić. Około 10:30 wjazd do Krapkowic i przerwę na słodkie śniadanie w cukierni przy Prudnickiej. Chwila się wahania, czy jechać pod wiatr do Korfantowa, czy wpierw na północ. Ostatecznie padło na wariant drugi, przewidując, że w trasę powrotną z Korfantowa lepiej poprowadzić równoleżnikowo, by łatwiej wykorzystać wiatr.
W związku z opadami, niższymi temperaturami, ogólnym zmęczeniem wyprawą i zasadniczym wykonaniem praktycznie całego planu podróży (w kilku miejscach skrót: Cieszyn i Zebrzydowice przed maratonem, zamiast po nim; przecięcie Czerwionki-Leszczyny, zamiast objazdu po wszystkich dzielnicach/sołectwach; Krzanowice tylko jako teren gminy zamiast jej centrum; Z Branic na Głogówek, zamiast na Prudnik przez Czechy, przez co pętla przez Korfantów wypadła na ten dzień, lub na przyszłość) zamiast do Kluczborka, gdzie padła decyzję o powrocie koło Łodzi lub kontynuacji w stronę Wrocławia, wpadła opcja dojazdu do Opola lub Częstochowy, jako miejsca, gdzie trzeba było łapać pociąg. Zastanawiało mnie, czy atakować Korfantów, czy zostawić go na przyszłość, ale po obudzeniu po 8, padł wniosek, że na ostatni pociąg z Częstochowy tego dnia nie zdążę, więc mam dodatkowy czas, który mogę wykorzystać na dodatkową ~75km pętlę.

11:34. Dąbrówka Górna - Wybłyszczów. Choć na mapie była w tym miejscu oznaczona wojewódzka wzdłuż autostrady, to i tak dobrze się jechało. Widok ku NW
Po DK 45 jazda grubo ponad 30km/h często korzystając z dolnych chwytów, które do tej pory były używane głownie na zjazdach, by redukować opór powietrza i siłą rozpędu pokonywać 1/3-2/3 części podjazdów. W Dąbrówce Górniczej skręt w lewo i przejazd drogą przez las. Wiatr mnie tam nie wspomagała, a pomimo drzew nawet częściowo przeszkadzał. Wyjazd w Wybłyszczowie, skąd już tylko krok był do Próchnika. Krótka przerwa nawigacyjna pod UG, z której jasno wynikało, że dojazd do Tułowic jest w zasadzie jeden i do tego niepewny. Jazda DW 429 bardzo mi się dłużyła, aż doprowadziła do Komprachcic. Tam skręt w lewom, a jak się okazało, krótsza trasa istniała i była stosunkowo świeża, tylko wiatr bardzo wszystko utrudniał. Nim wjechało się w lesie, zdarzyło mi się minąć 4 rowerzystów w bocznej dróżce, odpoczywających, na kogoś czekających, lub zastanawiających się nad dalsza trasą. W każdym razie, po machnięciu w ich stronę, już nie zdarzyło mi się ich więcej spotkać.

13:00. Szydłów. Cegielnia przy torach kolejowych
Podjazdy były niewielkie, ale koło Szydłowa jakoś szczególnie odczuwalne. Na szczęście trasa była tego dnia dość płaska, bo na tych wzniesieniach, które mimo to były napotykane, prędkość gwałtownie malała, jakby w tym roku dopiero przejechał 100km, zamiast 1000km. W Tułowicach moja uwagę przykuło technikum leśne, zlokalizowane przy i w tamtejszym pałacu, w bardzo dobrym stanie i o ciekawym wyglądzie. Mijając je, między budynkami widać było kręcących się uczniów w mundurach, zapewne w czasie przerwy. Po DW 405 jazd z wysiłkiem, pod wiatr i nie zwracając zbytniej uwagi na okolicę. Dopadło mnie znużenie. Podobnie było na DW 407 za Korfantowem, ale było to wynikiem wiatru bocznego i wspomnianych opadów deszczu. W terenie rozglądanie raczej po to, by dosięgnąć wzrokiem jakiś sklep. Ten udało się nawiedzić w Pogórzu. Uzupełnienie płynów i w dalszą trasę. Deszcz, choć mały, skończył się, a wiatr pomagał trochę bardziej, gdy trasa wiodła jeszcze bardziej na wschód.

13:11. Skarbiszowice. W tle komin ruin cegielni

14:08. DW 405. Jeszcze kilka kilometrów pod wiatr ku SSW
W Chrzelicach zwróciły moją uwagę na ruiny zamku, otoczonego fosą, wokół którego biegła szosa. Niestety, nie było czasu, ani chęci, by akurat tego dnia zaglądać tam, czy do innych zabytków. To akurat wolę w duecie lub większej grupie. Za wsią znów wróciło mi śpiewanie, które porywał wiatr. Spokojnymi drogami przez Racławiczki wyjazd w Strzeliczkach na DW 409. Przed Dobrą kolejny ciekawy pałacyk. W Steblowie zmęczenie jazdą i zjazd na ścieżkę, która akurat się pojawiła. Dalej na Rynek w Krapkowicach, który opuszczony został Rybacką. Ponowny wjazd na chodniki i ścieżki, by tak wyjechać z miasteczka. W Gogolinie skręt w Ligonia. Za wysypiskiem w prawo, znów z wiatrem, znów z pieśnią.

15:19. Chrzelice. Zabudowania na południe od ruin zamku

15:33. Chrzelice - Racławiczki. Ostatni rzut oka na góry. Tu widoczne Opawskie (~26 km) ku SW

16:12. Dobra. Pałac rodu von Seherr-Thoss z XVIII w.

16:35. Rynek w Krapkowicach widziane z Sądowej ku NE

16:38. Krapkowice. Most DW 409. Po prawej ujście Osobłogi. Widok na Odrę ku SE

16:56. DW 409. W Gogolinie, co z piosenki słynie. Po zachodniej stronie torów. Widok ku SE
Wedle mapy, przez Kamionek i Kamień Śląski trzeba się było dostać do Tarnowa Opolskiego. Przez pierwszą wieś, droga wróciła mnie na główny asfalt, bez podawania informacji o skręcie na kolejną wieś (droga wiodła albo przez, albo wzdłuż lotniska). W drugiej miejscowości również przejazd przez jej centrum, a wyjazd ulicą Ligonia, zmierzającą do lasu po ścieżce turystycznej. Obie wsie był bardzo zadbane, zrewitalizowane i takie że "łał". W lesie skręt w prawo, potem w lewo i wyjazd na terenie kamieniołomu wapieni. Przy bramie minął mnie kierowca ciężarówki, z którym na migi porozumieliśmy się, że dalej drogi nie ma i mam się cofnąć. Powrót na szlak - droga była trochę zabłocona po opadach, jakie przetaczały się gąsienicowym, frontem pełznącym ku NE, który mnie ledwie skropił, a tereny bardziej wschodnie już trochę zlał. I mnie by to spotkało, gdyby nie pętla przez Korfantów.

17:22. Kamionek. Głaz powitalny. Widok ku NE

17:25. Kamionek. Szkolna. Efekty rewitalizacji. Widok ku E

17:35. Wiosna w Kamieniu Śląskim. Parkowa. Widok ku E
Polną drogą, a wcześniej zakładową, pokrytą żółtobiałym błotem, przejazd do Skalnej w Tarnowie Opolskim. Trochę jazdy po płytach, a tuż za torami do sklepu po wodę i jakiś posiłek (wcześniej tego dnia skończyły się wszystkie zapasy pokarmu, jakie wiezione były nawet od domu (paczka rodzynek)), co było trafną decyzją. Było już po 18. Skręt w Nakielską, układając trasę w głowie i przez telefon, zmodyfikowaną o dwie gminy na północ od Dobrodzienia. Szacując, że powinno dać radę dosięgnąć je w czasie dzisiejszej podróży, równocześnie oszczędzając sobie zbaczania z trasy na przyszłej wyprawie. W Nakle wyjazd na DK 94. Zwiększyły się obroty, do czasu aż skończyła mi się bateria w mp3. W Suchej zjazd na przystanek, wymiana jej i pora na lekką kolację. Około 19:20 wjazd do Strzelec Opolskich. Przejazd przez miasto potrwał 20 minut, a za nim wjazd na ścieżkę do Jemielnicy (przy lesie za Szczepankiem).

17:56. Południowa granica Tarnowa Opolskiego. NE Droga do kamieniołomu

17:58. Tarnów Opolski. Zakłady wapiennicze Lhoist Opolwap.

18:10. Tarnów Opolski. Dworcowa. Ostatnie zakupy. Widok ku W

19:33. Strzelce Opolskie. Ratusz z XIX w.
Zapadała noc, gdy rower skręcał w Szkolną. Przejazd do Łazisk. Na polach płożyła się delikatna mgła. Według lokalnych tablic z mapami, ze wsi tej prowadził szlak rowerowy wprost do Kolonowskich. Przez las i raczej nie asfaltowy. Gdyby przybyć godzinę wcześniej, zapewne by się tam wjechało, ale po dotarciu do wsi, ani nie było wiadomo, z której ulicy się zaczyna, ani czy nie stracę więcej czasu niż mi pozostało. Zamiast tego, przez Bokowe dojazd do Osieka (długa telefoniczna rozmowa o tym, dokąd prowadzą drogi na rozwidleniu i którą lepiej dotrzeć na miejsce). Można było pojechać przez wieś, przez Kadłub, skutkiem czego skręciło się w prawo, po czym długo, niemożebnie długo, jechało się po wijącej, wznoszącej i opadającej drodze przez las, gdzie mijało się raptem z jednym samochodem i przejeżdżało kilka mostków. Niemal cały czas wpatrując się w światło lampki, droga bowiem niedawno przechodziła drobny retusz, przez co pokryta była jeszcze śmierdzącym żużlem i smołą.

21:21.Kolonowskie od strony Staniszcza Wielkiego. Przerwa na dołożenie kolejnej warstwy ubrań
Z ulgą (i śpiewem) wyjechało się w Staniszczach Wielkich. Przy moście przerwa, by założyć na siebie koszulkę. Były już cztery warstwy ubrań i wreszcie było mi ciepło. Pod torami przejazd brukowaną Dzierżonia i dojazd do DW 463. Dłuższa komunikacja telefoniczna, dotycząc odmierzania kolejnych odcinków, przez pozostałe do odwiedzenia gminy bez pudła. Kilka kilometrów przez ciemny las. Skręt w prawo. Nadala las. Myślina. Fragment DK 46. Za torami skręt na północ. W Makowczycach skrót do Szemrowic. Droga pod górkę. Światełka po miejscu wypadku. Las. Zębowice...
Nawrót przy ul. Osiny. Las. Światełka. Szemrowice. Warłów. Dobrodzień. Długa droga do centrum, przerwa na posiłek i odmierzenie odległości przez telefon. Na przystanku we wschodniej części wsi, na mnie znalazły się pozostałe dwie koszulki, z czego jedna rowerowa, co znów nieco mnie ociepliło. Krajówką do Gosławic, a z nich ścieżką do skrętu na Ciasną. Kolejny odcinek przejechany nieco jak w transie. Na DK 11 krótka przerwa i ocena mapy. Długa prosta przez Lubliniec i potem w prawo. I tak było. Miasto przecięte bardzo szybko, choć w centrum jeszcze kręciło się trochę osób, a było koło 1 w nocy. Sam wjazd odrobinę kłopotliwy, bo sporo zakrętów na bezkolizyjnym skrzyżowaniu krajówek, będących obwodnicami Lublińca.
Skręt na Krupski Młyn. Stojąc, przykrywając się śpiworem, równocześnie opierając o rower, zastanawiało mnie, czy aby tę gminę da radę odwiedzić jadąc po prostu krajówką, albo wjeżdżając na 1km od niej. Telefoniczne informacje trochę potrwały, ale gmina nie ułatwiała sprawy, bo jej granica niemal pokrywała się z granicą miejscowości, skrytej głęboko w lesie. Nie pozostało mi nic innego, niż przekąsić prawie ostatni posiłek, a potem ruszyć przez owy Młyn. Nic innego się nie opłacało. Dodatkowo droga była pełna dziur, a lampka już trochę straciła na mocy. Nie było ochoty wymieniać baterii i co chwila wpadało się w jakąś dziurę. Na szczęście więcej, niż wspomniane wcześniej dwie szprychy (stracone od zbyt częstego stawania na pedały w trakcie podjazdów, za mocno obciążając przednie koło), już nie spotkał tragiczny koniec.
Do Krupskiego Młyna wjazd około 3. Czuć było nieco styranie, ale wciąż nie bez potrzeby snu śpiący i nadal pozostając z zapasem sił. Jadąc doń, rozważane było rozłożenie namiotu, ale myśl ta została odrzucona myśli, bo koniec wyjazdu był już zbyt blisko Częstochowy>pociągu>domu, wiec nie było warto. Zapowiadane były również opady, biorące się ze stacjonarnych komórek konwekcyjnych znad małopolskiego i podkarpackiego. ICM prognozował opady na godzinę 2 i około kolejną dobę. Istotnie. Po rozmowie telefonicznej, jadrąc dziurawą drogą, dało się odczuć trochę kropel, ale trudno było mi stwierdzić, czy to deszcz, czy woda z drzew, czy może woda nagle skraplała się kilka metrów nad głową. Dużo bardziej widoczne były wodne mokre osady, czy to na otoczeniu, czy na rowerze. Ani mi to nie przeszkadzało, ani nie było specjalnie zauważalne. Dało wszakże motywację do dalszej jazdy. Nawet jeśli drobne i przesunięte o godzinę w przód, wciąż mogły być zapowiedzią większej ulewy. Na szczęście nie były.

02:54. Krupski Młyn. Ok. 3 w nocy
Mijało się kilka wsi przedzielonych lasami i przy każdej łudząc się, że to już Tworóg. Tam skręt w DW 907 odkąd włączył mi się tryb autopilota. Śpiewać to już od dawna nie było sił. Wzrok rozpływał się na jaśniejszej plamie światła, a rower gonił ją jak przysłowiową marchewkę. Droga wiodła w górę. Z niewielkimi, zimnymi przerwami na zjazdy, to właściwie aż do rana. Autopilot, czy chyba raczej rodzaj autohipnozy (oczy otwarte, sztywno wpatrując się jakby "za" plamę światła, ciało porusza bez udziału świadomości, a każda próba przeniesienia wzroku gdzie indziej jest trudna, tak jak próba rozwarcia powiek przed wybudzeniem się z przyjemnego snu i powrotu do rzeczywistości), potrwał do Brusieka. Przerwa przed mostkiem, znów narzucając śpiwór i dokańczając ostatnią połowę drugiej z pizzarynek. Do tego reszta magnezu z tabletki, rozpuszczonej w wodzie, którą powędrowała do butelki po resztkach soku.
Przy każdej z kolejnych miejscowości odliczanie odległości do Częstochowy. Na pierwszy pociąg po 5 rano nie było szans, na drugi zbyt wcześnie. O ile nic się nie zdarzy niespodziewanego. Nie zdarzyło się. W Konopiskach wjazd na już przejechaną w poprzednim roku trasę. Tym razem jadąc w drugą stronę i mając wyraźny obraz tego, ile mi pozostało do centrum. Jakby w odpowiedzi, ciało zaczęło ograniczać straty energii i ograniczać sprawność. Zjazd na chodniki, którymi reszta trasy mijała mi praktycznie do końca. Z wojewódzkiej zjazd w Sabinowską i Piastowską. Za torami skręt do końca Gnaszyńskiej, po czym nawrót. Wzdłuż św. Barbary dojazd pod Jasna Górę, a pasażem Bareły przejazd na Aleję NMP. Trzymając się jej południowej strony, dojazd do wiaduktu nad torami, gdzie udało się zorientować, że Dworzec Główny znajduje się trochę bardziej na południe. Cofnięcie do Aleji Wolności, by wzdłuż niej dotrzeć na miejsce. Zakup bilet, chwila spacerowania po wnętrzu, lecz nie było ono ani wielkie, ani ciekawe. Ubrania przemokły od potu, więc by się rozgrzać, wypite został dwie kawy i czekolada z automatu, po czym przysnęło mi się na chłodnej ławce. Do tej pory licznik wykazał już ponad 300km.

07.08. Częstochowa. Kordeckiego. Ok. 7 przy Jasnej Górze. Widok ku N
Zaliczone gminy
- Zdzieszowice- Gogolin
- Krapkowice
- Prószków
- Tułowice
- Korfantów
- Strzeleczki
- Tarnów Opolski
- Izbicko
- Strzelce Opolskie
- Jemielnica
- Zębowice
- Ciasna
- Krupski Młyn
- Tworóg
- Koszęcin
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
300.19 km (15.00 km teren), czas: 17:38 h, avg:17.02 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hŚląskie oczyszczenie IX - Płaskowyż Głubczycki
Środa, 6 kwietnia 2016 | dodano: 12.04.2016Kategoria .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, 2016 Górny Śląsk
Wyjazd po 8. Pogoda była nieprzyjemna. Niebo zachmurzone, zanosiło się na deszcz, a wiatr z zachodu i południa nie ułatwiał jazdy. Przez większość wyprawy wiatr nie był mi zbyt przychylny, lecz tego dnia był wyjątkowo złośliwy. Widząc Księże Pole, pojawiła się nadzieja, że jest już Kietrz, jednak była to pomyłka, a do siedziby gminy dojechało się po jeszcze półgodzinnej jeździe. Trwał tam dzień targowy. Przerwa na ławce w parku, w centrum i czas na śniadanie. Po niej, wiatr był porywisty i tworzył niewielkie zawirowania z piasku. Gdyby to było lato, zapewne już dawno przechodziłaby tu burza.
.

08:55. Park w Kietrzu. Widok ku N

09:37. Nowa Cerekwia. Wiadukt kolejowy z 1909 r. na E od wsi
Przez Nową Cerekiew do Nasiedla. Na przystanku przed centrum wsi dłuższa posiłkowa przerwa na przystanku, w czasie której udało się uzbroić w dodatkową podkoszulkę i spodenki. Od razu cieplej. Włączenie muzyki miała pomóc na oklapłą motywację. Ponura pogoda nie sprzyjała psychicznemu zaangażowaniu. W Branicach spory podjazd, w czasie którego w oczy rzucił mi się kompleks budynków szpitala dla nerwowo i psychicznie chorych. W części, najbliższej centrum miejscowości, trwała przerwa na wolnym powietrzu, oddzielonym od świata ogrodzeniem z drutem kolczastym.

11:47. Branice. Ostatnia gmina przy granicy kraju, zdobyta na tej wyprawie. Widok ku W

12:15. Michałkowice
Im dalej jechało się na północ i z wolna mijał czas, tym pogoda stawała się przyjaźniejsza, mniej pochmurna. W Głubczycach ostatni raz tego dnia, udało mi się dostrzec niebo w całości nimi spowite. Przejazd Warszawską, koło kościoła, a na wyjeździe z miasta, tuż koło cmentarza, wjazd na ścieżkę. Poprawiając tam hamulce, zapomniało mi się przywrócić magnes do właściwej pozycji, o czym udało się zorientować dopiero przy końcu ścieżki w Głubczycach-Sadach. ~1,7km powolnej jazdy. Od założenia nowych klocków było trochę problemów z ich wyregulowaniem. Sprężynka i śrubki mają już swoje lata, choć jeszcze w dobrym stanie. Gorzej było z przednim kołem. W tych dniach strzeliła mi jedna szprycha, a druga na początku ostatniego dnia. Na szczęście obie po lewej stronie, więc trzeba było jedynie pilnować, by przedni hamulec zanadto nie spoufalał się z obręczą po stronie prawej, odkręcając trochę śrubkę i prowizorycznie obserwując naciąg.

12:39. Droga pomiędzy wsiami Lewice i Zubrzyce. Najmniej przyjazne chmury już przeszły. Widok ku SE

13:46. Głubczyce. Ratusz z XVI w.

14:18. DW 416 za Lasem Marysieńka. Aleja drzew w stylu "ctrl+c, +v". Widok ku N
Głogówek przejechany bardzo szybko i uciekły już trochę siły do śpiewania. Pogoda za to była już wystarczająco słoneczna, by zdjąć nadmiar ciuchów na przystanku w Nowych Kotkowicach. Nim tak się stało, przez centrum deptał mi po piętach TIR. Przy tym też skręciło mi się w DK 40, a o złym tym kierunku dało się przekonać blisko torów. Na właściwy kurs powrót po betonowych płytach Konopnickiej. Damrota na asfalt, lecz miasteczko opuszczone już ścieżką rowerową. Do końca dnia jechało się przy pewnym wsparciu ze strony wiatru i wreszcie przyjemnej pogody.

Głogówek. Ścieżka przy Wiejskiej ku NE

16:06. Nowe Kotkowice. W centrum kapliczka z 1913 r.
Jadąc do centrum gminy Walce, obserwować można było wzrastające w silę chmury na południu, które zaczynały wyglądać groźnie, lecz ostatecznie nic im z tego nie wyszło, a pogoda tylko na chwilę się pogorszyła. W Walcach kurs do Kędzierzyn-Koźle i choć droga kierowała się w dziwne strony, ostatecznie bezproblemowo wydostała mnie przez Dobieszowice i Serwatków do DK 45 w Komornie. Niedaleko za wsią krótka przerwa w polach i spokojna jazda do pobliskiego miasta. Tamtędy na rynek przez Targową i Poniatowskiego, do tych ulic docierając częściowo chodnikiem. Sądową wyjazd na oba mosty nad Odrą, a na w wschodnim brzegu zjazd na szutrową ścieżkę rowerową poprowadzoną po wale. W pewnym momencie zaczęła ona uciekać od drogi bez możliwości zjazdu, więc po ~150m zjazd ostrożnie po zboczu. Weź tu zaufaj urzędnikom i korzystaj ze ścieżki "wyznaczonej dla kierunku jazdy w którym się porusza", która bez informacji wyprowadza w pole, zupełnie nie tam, gdzie się jedzie i na pewno nie w stronę, w którą się porusza.

16:20. Rozkochów - Walce. Chmury za plecami. Widok ku SW

17:21. Kędzierzyn-Koźle. Widok z Komorna ku SE

17:41. Kędzierzyn-Koźle. Ul. Bolesława Chrobrego

17:44. Kędzierzyn-Koźle. Ul. Piastowska i ul. Pamięci Sybiraków. W centrum widoczny kościół pw. św. Zygmunta i św. Jadwigi Śląskiej

17:50. Kędzierzyn-Koźle. Zespół zamkowy widziany ze zbiegu ul. Piastowskiej i ul. Pamięci Sybiraków ku SW.

18:00. Kędzierzyn-Koźle. Dunikowskiego po E stronie Odry. Zwodnicza ścieżka, wiodąca na wał. Widok ku NE
Powrót na asfalt, potem skręt w DW 423. Przed wiaduktem kolejowym do uszu dotarł dziwny dźwięk, rower jechał coraz trudniej, aż w końcu z tylnego koła zeszło. Chciało mi się już zacząć zmieniać dętkę przy Grottgera, lecz lepiej było się jeszcze chwilę przejść, znaleźć jakiś sklep, by uzupełnić trochę zapasy. A nuż by jechało się jeszcze nocą? Przy następnej ulicy udało się dostrzec zamknięty sklep, lecz również otwartą jadłodajnię, więc niewiele myśląc, przyszło mi tam zamówić kolację, w czasie przyrządzania której udało mi się załatwić 2/3 problemów z kołem. Jak się okazało, koło przebił mi gwóźdź, a tubylec, który również siedział w tym czasie na zewnątrz, poinformował mnie, że na tej ulicy co chwila ktoś łapie kapcia, ze względu na pobliski zakład, który zajmuje się złomem. Po posiłku można było spokojnie dopompować resztę powietrza, po czym zamówić jeszcze loda i przed 19 ruszyć dalej. Za miastem skręt na Leśnicę. Przejazd przez las. Namiot udało się rozłożyć za Raszową. Czuć było, że nadal potrzebują odpocząć, tak jak i poprzedniej nocy, ponownie więc jazda zakończyła się przed zachodem słońca.

18:28. Kędzierzyn-Koźle. Kłodnicka w pobliżu torów. Pierwszy mój przypadek gwoździa w oponie

18:37. Kędzierzyn-Koźle. U Freda przy ul. Sportowej. Ostatni tego dnia posiłek
Zaliczone gminy
- Kietrz- Branice
- Głogówek
- Walce
- Leśnica
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
108.43 km (2.00 km teren), czas: 07:12 h, avg:15.06 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hŚląskie oczyszczenie VIII - Okolice Raciborza
Wtorek, 5 kwietnia 2016 | dodano: 12.04.2016Kategoria .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, 2016 Górny Śląsk
Opuszczenie namiotu koło 9. Długo trwało zbieranie się z pakowaniem bagażu i jeszcze obicie mi poszła farba z nosa, wraz z resztkami śląskich osadów, tamże zgromadzonych. Gdy już się udało ruszyć, wpierw kurs obejrzeć wnętrze kościoła. Później na tereny ogródków działkowych, by obejrzeć już opuszczone domki hotelowe. Następnie jazda leśną dróżką na NW, która urywała się ograniczona jeziorkami. Zastanawiało mnie, czy udałoby się przebyć głęboki rów z wodą, na której znajdował się prowizoryczny, betonowy niby-mostek, lecz brzeg był zbyt stromy, by wtarabaniać się z rowerem, tym bardziej, że po drugiej stornie widać było ogrodzenia i brak możliwości wydostania się na asfalt. Przedarłszy się przez krzaki, udało się wrócić do punktu wyjścia.

09:04. Jedyny nocleg w Nieboczowach (przy północnej granicy wsi). W przyszłości miejsce pochłonie woda.

09.35. Nieboczowy. Ul. Brzeska. Widoczny kościół pw. św. Józefa Robotnika. Widok ku SE

09:40. Nieboczowy. Wnętrze kościoła

09:41. Nieboczowy. Kościół wciąż czynny i otwarty

09:42. Nieboczowy. Organy już zostały przeniesione

09:53. Nieboczowy. Skrzyżowanie ul. Rzecznej i ul.Wiejskiej. Na lewo od zdjęcia stał drewniany kościół, w 1971 przeniesiony do Dórnośląskiego (albo Górnośląskiego) Parku Etnograficznego w Chorzowie

10:08. Nieboczowy. Zabudowania wzdłuż ul. Rzecznej. Widok ku NW

10:09. Nieboczowy. Akwen 601 PZW nr 50 Rydułtowy. Widok ku E przy wjeździe do opuszczonego ORW Raj

10:11. Nieboczowy. Ośrodek Rekreacyjno-Wypoczynkowy Raj. Na samym końcu (niewidoczny na zdjęciu) znajdował się budynek do spędzania czasu wspólnego

10:11. Nieboczowy. Stokrotka, a także Tulipan, Storczyk, Bratek i Krokus. Pierwszy i piąty już straciły swe nazwy

10:17. Nieboczowy. Kontuar na piętrze w dawnym hotelu

10:32. Nieboczowy. Ul. Wiejska widoczna z dawnego hotelu

10:50. Nieboczowy. Mostek do zachodniej części ul. Rzecznej, za którym było zbyt wiele ogrodzeń

10:57. Nieboczowy. Stodoła przy ul. Rzecznej 10 (lub 8)

10:58. Nieboczowy. Nieczynna Szkoła Podstawowa

10:58. Nieboczowy. Kapliczka przy ul. Rzecznej 5

11:00. Nieboczowy. Dawny lokal przy ul. Rzecznej (zapewne "Kwarc") w pobliżu kościoła i szkoły

11:07. Wyjazd ze wsi Nieboczowy ku NW. Wędkarze
Leśną ku NE, by już się wydostać ze wsi. Minęło mi w niej zbyt wiele czasu, jak na ten dzień. Mijało się spaloną w środku szkołę podstawową i już opuszczony budynek jakiegoś lokalu. Wyjazd na Wiejską przy cmentarzu i skręt w jedyną drogę do Raciborza. Przy jeziorkach czas spędzały masy wędkarzy z rozstawionymi namiotami, przyczepami kempingowymi, grillem itp. Może nie było ich tylu, co w szczycie sezonu na Mazurach, lecz ich ilość wyraźnie zwracała uwagę. Dróżka była nierówna, szutrowa, ale doprowadziła mnie do mostku nad kanałem Ulgi, za którym wjechało się na Sudecką. Skręt w Piaskową, przejazd nad Odrą i pod torami. Wnet ukazał się rynek. Długą przejazd na początek Rzeźniczej, powrót na rynek w kierunku kościoła, po czym przez Skwer im. Pieczki przejazd do wcześniej zauważonego DaGrasso, gdzie nastąpiła dłuższa przerwa na śniadanie i inne sprawy.

11:41. Racibórz. Ul. Długa widziana z rynku

11:42. Racibórz. Rynek widziany z Długiej ku NE

12:10. Racibórz. Śniadanie z DaGrasso przy Szewskiej
Było tego nieco za dużo, choć był to tylko średni rozmiar pizzy. Szewską powrót pod kościół przy rynku, by skręcić w Chopina, a potem Kozielska opuścić miasto ku północy. Z krajówki zjazd do centrum Rudnika. Nie chciało mi się zaliczać podjazdu na DK 45, ale powrót na nią z wioski był bardziej ciężki. Już na bardziej płaskim obszarze przerwa, przy skręcie na Folwark. Słońce grzało bardzo mocno, więc trzeba było się ukryć choćby za drewnianym słupem energetycznym. Jedynym miejscu w pobliżu, który dawał wystarczająco szeroki obszar cienia. Kolejną przerwę, już siedzącą, udało się odbyć na nieco dalszym przystanku, przy skręcie na Czerwięcice. Trasa była ładna krajobrazowo, a droga często wyginała się w łuk. Jechało się po niej bardzo przyjemnie, odkąd udało się pokonać podjazd koło Rudnika. Ruch aut nie był zbyt intensywny, choć pośród jadących, TIRy nie były czymś rzadkim. Przy granicy gmin znajdował się parking postojowy, gdzie wpadła mi kolejna przerwa. W okolicznych lasach kwitło wiele białych kwiatów, a poza nimi w ściółce nie było widać wiele więcej innych gatunków. Las był bardzo przejrzysty.

13:20. DK45. Panorama Raciborza. Z lewej Widok (281 m n.p.m.; 11 km). Widok ze wzniesienia na N od Rudnika ku SE

13:32. DK45. Brzeźnica (11 km). Widok ze wzniesienia na N od Rudnika ku NE

14:22. Widok z DK 45 w lesie Kadłubiec na granicy województw. Krocie zawilca gajowego. Widok ku E
Jakiś czas za lasem, nastąpił skręt w szutrówkę po prawej, docierając do ruin budynku mieszkalnego, położonego na terenie przysiółka Długie Pole. Ostał się tam w zasadzie tylko ten budynek, bo po pozostałych budynkach gospodarczych PGR, widocznych na zdjęciach satelitarnych jeszcze z 2014r., pozostały jedynie cegły złożone na kilku wałach. Przejazd wzdłuż wschodniej kępy krzaków, a potem wzdłuż dawnego budynku północnego, skierowawszy się do dróżki po stronie zachodniej owej lokacji, wyjeżdżając koło transformatora. Na asfalt powrót przy skrzyżowaniu krajówki z drogą na Błażejowice.

14:27. DK 45 przed skrzyżowaniem z DW 421. Zjazd do Ciężkowic (zabudowania po lewej). Widok ku N

14:27. DK 45 przed skrzyżowaniem z DW 421. Polska Cerekiew. Widok ku NNE
Droga przez Ciężkowice przemknęła bardzo szybko. Zjazdy był tam dynamiczny. Trochę bardziej uważać trzeba było koło cukrowni, ale tam teren był już bardziej płaski, a jechało się tylko dzięki pędowi, jakiego wcześniej się nabrało. W Polskiej Cerekwi w oczy rzucały się zabytki, które jednak były dość zaniedbane, a miejscowość też zdawała się niewiele lepszą. Przez park przejazd koło restauracji do bramy zamkowej, po czym pod górkę do kościoła. Nawrót przy cmentarzu, wahając się, czy zjechać przez łąkę do drogi, którą powinno się wyjechać, lecz zamiast tego wpierw nastąpiło okrążenie kościoła, a potem zjazd trasą, którą tam się wjechało. Znaczne zmęczenie nastąpiło podczas jazdy do Wronina, gdzie nastąpiła przerwa na niewielkie zakupy i posiłek. Akurat gdy przyszło mi się rozsiąść na przystanku około 16, gospodarz z naprzeciwka wyjeżdżał ciągnikiem pod górkę podwórka, ale był tak obciążony sprzętem, że puścił bardzo gęste kłęby spalin. Czuć było, że silnik ma swoje lata, a paliwo nie było najlepszej jakości.

14:59. DK45. Ciężkowice. Cukrownia Cerekiew. Widok ku NNW

15:05. Polska Cerekiew. Zamek z XVII w. Widok ku NE

15:13. Nowa Cerekiew. Wnętrze kościoła z XVII w.

15:17. Nowa Cerekiew. Brama wjazdowa do zamku.

15:17. Nowa Cerekiew. Ul. Rynek. Widok ku N

15:44. DW 421 między wsiami Dzielawy i Wronin. Widok na Grzędzin ku SE
Kolejna przerwa, spędzona na pobliskim przystanku przy skręcie na Mierzęcice, potrwała do 18:30. Zmienione zostały tylne klocki hamulcowe i trochę poprawiało się ciśnienie w przednim kole. Ciężko mi było dalej jechać, więc lepiej było zrobić zakupy w kolejnym sklepie, a potem wnet rozejrzeć się za noclegiem, pomimo żałośnie niskiego dystansu. Z tego też względu, ze Szczytów do Baborowa udało mi się zebrać więcej sił i zwiększyć tempo, czemu sprzyjał też opadający teren. Po zakupach przy rynku, jedna z butelek spadła mi na ziemię i tak wyparowała przez to 1/3 wody w niej zawartej. Szczęśliwie, była jeszcze inna butelka, do której można było przelać jej resztę. W sfrustrowanym nastroju, udało się opuścić Baborów ulicą Moniuszki i Powstańców, kierując się na Kietrz. Przenocować wypadło w obniżeniu przed wsią Czerwonków, ukrywszy się przed wiatrem między niskimi krzakami i stogiem słomy. Dzień był bardzo gorący i złapała mnie lekka opalenizna, a wypromieniowujące z ramion ciepło, szybciej ogrzało wnętrze śpiwora. Co z tego, że rankiem i tak było zimno...

18:52. Widok na Baborów z wjazdu do ul. Krakowskiej

19:15. Baborów. Rower nie wytrzymał tempa.
Zaliczone gminy
- Rudnik- Polska Cerekiew
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
57.52 km (7.00 km teren), czas: 04:44 h, avg:12.15 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hŚląskie oczyszczenie VII - Płaskowyż Rybnicki
Poniedziałek, 4 kwietnia 2016 | dodano: 12.04.2016Kategoria .Pół nocne, .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, 2016 Górny Śląsk
Start o 8:30. Zjazd do Pilchowic. W powietrzu nadal unosił się swoisty aromat, choć już słabszy. Wydzieliną z nosa z powodzeniem można by palić w piecu. Mimo, że było ciepło, co kilka domów i tak znajdował się taki, który sowicie kurzył w piecu. Tak bardzo się cieszę, że nie mieszkam w tych stronach. Przejazd przez Wilczę do Knurowa. Skręt za biedronkę i przejazd Parkową, Kołłątaja oraz w pobliżu hali sportowej, po to, by jak najbardziej ominąć przejechaną w 2013 Aleję Piastów, wówczas w remoncie. Wyjazd na DW 924 i kurs do Czerwionki-Leszczyny. Skręt w Furgoła, skąd udało się dostrzec sklep rowerowy. Chwilę przyszło mi poczekać, nim sprzedawca wrócił do sklepu i udało się dokupić klocki hamulcowe. W międzyczasie trochę podjadania, konstruktywnie wykorzystując ten czas. Potem podjazd do Aldi, gdzie wpadły większe zakupy spożywcze. Nieco dalej przerwa na przystanku, gdzie można było się przebrać w lekkie ciuchy.

09:09. Knurów. Zbieg ul. Książenickiej i Alei Piastów. Najbardziej stereotypowo śląskie miasto (wg mnie). Po prawej szyb III KWK Szczygłowice. Widok ku NE

10:02. Czerwionka-Leszczyny. Ul. 3 Maja. Widok z wiaduktu na dolinę Bierawki ku W

10:03. Czerwionka-Leszczyny. 3 Maja. KWK Dębieńsko. Szyb Jan III. Widok ku E

10:03. Czerwionka-Leszczyny. 3 Maja. Zakład Odsalania Dębieńsko. Widok ku W
Droga do Żor dłużyła się, lecz na szczęście nie było zbyt wiele aut. Na granicy miast zjazd do bunkru po prawej stronie drogi. Niewielka to rzecz, więc i czasu niewiele minęło. Skręt w DW 935 na obwodnicę Żor, która strasznie była przeciążona autami i zdecydowanie nie polecam. Jadać na wschód również wyprzedzało mnie sporo samochodów. Skrzyżowanie w Suszcu powitane z radością, udając się na południe. Do tej pory trochę mnie wspierał wiatr. Przerwa na przystanku w Kyrach i kontrola czystości napędu, gdyż coś dziwnie ciężko mi się jechało. Z Mizerowa wyjazd na DW 933. Trwały tam zabiegi pielęgnacyjne na drzewach, skutkiem czego powstał ruch wahadłowy w miejscu ścinki gałęzi. Pawłowice przejechane po chodniku, od Mickiewicza do końca miasta. W lesie gruntowa ścieżka rowerowa. Bez sensu, po potem się kończyła, a i tak trzeba było wyjechać na główną.

11:58. Żory. Północna granica miasta przy DW924. Bunkier "Na Żwace", wybudowany w przeddzień IIWŚ

13:46. DW 933. NE teren Studzionki. Pielęgnacja drzew.
Jastrzębie-Zdrój opuszczone podjazdem Połomskiej. Doprowadziła mnie do Połomii, dalej zamierzając dotrzeć do Marklowic. Wjazd doń, nawrót przy Krakusa i skręt w Folwark. Droga wiodła po wzniesieniu między polami. Zjazd z niej w pobliżu Centralnej na drogę równoległą do A1. Podjazdy na niej były bardzo strome, a na jednym o mało nie został rozjechany dziwnego owada, gdy jeszcze rower pędził ze zjazdu. Przerwa, by ów obejrzeć, a resztę podjazdu pokonana pieszo. Przejazd wiaduktem nad autostradą i zjazd Wolności do Dolanka. Przejazd na drugą stronę Wodzisławskiej, po czym udało się zwiększyć wysiłki, by jak najprędzej przejechać przez Gołkowice, Godów i Gorzyce do Olzy. Tam bawiły się małe dzieci, a dziewczynka, chcąc kopnąć piłkę, zamiast tego wyrzuciła swój kapeć w powietrze, a piłka odskoczyła raptem o kilka metrów. Za Odrą udało się zwolnić. Skręt na Poddębinę, by skrócić przejazd. Pora na ubrania na noc.

15:43. Jastrzębie Zdrój. Górna część Połomskiej, tuż przed zjazdem do DW 933

15:44. Połomska/Podgórna. Granica Jastrzębia Zdroju. Widok na Połomię. przysiółek Dwór na pierwszym planie, za nią przysiółek Wielodroga w osi ulicy Szkolnej, wiaduktem przecinającej A1. Widok ku N

15:45. Połomska/Podgórna. Granica Jastrzębia Zdroju. Hałda Pochwacice stanowiąca fragment północnych granic Jastrzębia-Zdroju. Widok ku NE

16:20. Połomia. Ul. Przyległa. Widok ku SE

16:35. Połomia. Droga techniczna przy A1. Oleica fioletowa szukająca miejsca na założenie gniazda

17:42. Łaziska przy A1. Elektrownia węglowa Dětmarovice (4 km). Z prawej Pasmo Ropicy z wybijającym się szczytem Ostrý (1044 m n.p.m., 40 km). Widok ku SE
Przez Krzyżanowice i Tworków przejazd do Bolesławia. Jadąc do Borucina przerwa przy stacji uzdatniania wody, przy której nawrót. Podjazd Społeczną, zjazd koło kościoła i Główną na południe. Była nadzieja, że we wsi trafi mi się jakiś sklep, ale był otwarty tylko bar. Przejazd po czeskiej stronie do wsi Píšť. Po naszej stronie był to asfalt, po drugiej asfalt pokrywał w zasadzie tylko ścieżkę rowerową i pieszą. We wsi Owsiszcze udało mi się znaleźć otwarty sklep i zrobić niewielkie zakupy. Nie było już ochoty podjeżdżać, wiec do końca wsi pieszo. Naszła mnie ochota, by już zasnąć, ale nie można było dostrzec nic korzystnego. Za dużo pól. W Krzyżanowicach przy Lompy zatrzymał mnie ktoś, kto okazał się rowerzystą, który w 40 dni udał się do Portugalii (częściowo z wykorzystaniem pociągów). Pogadaliśmy dosłownie chwilę, gdyż jechał właśnie do pracy.

18:16. Odra za Olzą. Widok ku NW
Z DW 936 skręt do Bukowa. Już dawno zniknęły siły do szybkiej jazdy. Za wsią przejazd mostkiem w lewo, a potem na Ligotę Tworkowską. Na wprost był obszar roboczy i droga niejako zamknięta, wiec skręt w prawo. Na niskich prędkościach jechało się po szerokiej drodze budowlanej, tuż za koroną przyszłych wałów, których do tej pory powstała tylko część. Sporo czasu trwało nawigowanie przez telefon, czy raczej stacjonarna próba zorientowania w przestrzeni i ocena dalszej trasy. W ostatecznym rozrachunku wyjazd na Wiejską, po zachodniej stronie torów w Lubomi. Dalsza jazda nią, skręt w Kochanowskiego i objazd większości ulic wsi Nieboczowy. Przejazd do krańca Brzeskiej, potem Rzecznej i Wiejską do ostatniej tabliczki Ligoty Tworkowskiej. wracając się, skręt w Ligonia, Wiejską, uliczki w centrum i raz jeszcze w Brzeską, by na jej końcu rozłożyć się z namiotem przed 2.

22:10. Nieboczowy. Wjazd od Lubomi. Wieś, która zniknie pod wodą
Zaliczone gminy
- Czerwionka-Leszczyny- Suszec
- Jastrzębie-Zdrój
- Mszana
- Marklowice
- Godów
- Gorzyce
- Krzyżanowice
- Krzanowice
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
158.00 km (6.00 km teren), czas: 11:04 h, avg:14.28 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hŚląskie oczyszczenie VI - Aromaty Śląska
Niedziela, 3 kwietnia 2016 | dodano: 12.04.2016Kategoria .Pół nocne, .Samotnie, .Wyprawy po Polsce, ..Gminy Polska, 2016 Górny Śląsk
Wczesna pobudka. Śniadanie, trochę jeszcze pogadania z ludźmi i o 9 start. Przejazd przez Zawodzie w Żbika. Podjazd. Trzeba zdjąć bluzę. Zjazd i podjazd Mazańcowicką. Skręt w Kopernika i przerwa przy ruinach, tuż koło pałacu Kotulińskich. Przejazd do Legionów, na rondzie w lewo. Za stawami wjazd do Bestwiny, gdzie przerwa. Mozolny podjazd ku północy i skręt w Młyńską, gdzie wyminęło się parę rowerzystów. Oni wyminęli mnie na rozstaju, nim udało mi się zdecydować, aby skręcić w Grabowicką. Głowackiego na Topolową, biegnącą między blokami i działkami. Była to dla mnie podejrzana trasa, ale ślepą okazała się dopiero, gdy za torami skręciło się w Koniec nad Białką, która była jedną z kilku możliwych zakończeń podróży w te strony. Dalej była kopalnia węgla i jakieś firmy, więc pozostało mi się wycofać.

09:07. Ligota widziana z Zawodzia. Widok na kościół i halę szkoły, gdzie mieściła się baza maratonu, ku W

09:40. Czechowice Górne. Kapliczka przy Kopernika i Cichej.

09:49. Czechowice Górne. Ruiny zabudowań gospodarczych przy pałacu Kotulińskich.
Wzdłuż Węglowej jazda po ścieżce, tuż za ojcem z dzieckiem na rowerach. Nie było ochoty ich wyprzedzać, więc dopiero przed DK1 skręt w prawo, ale ścieżynka kończyła się między barierką krajówki i rowem więc powrót do skrzyżowania, by pojechać jeszcze trochę na zachód. Mostem nad Wisłą i wzdłuż brzegu zbiornika Maciek, dostając się do Goczałkowic-Zdroju. Brukowana dróżka przez tereny uzdrowiskowe niezbyt mi przypadła do gustu, a sama miejscowość była bardzo krótką w kierunku północnym. Do Pszczyny przejazd wzdłuż DK1, a droga częściowo była gruntową. Bednorza i Bogedaina do rynku, na którym znajdowały się tłumy ludzi. Dzień był słoneczny, ciepły i akurat była niedziela. Mniej więcej odtąd, aż do wieczora, mijało się dużo rowerzystów, którzy poczuli wiosnę. Na samym rynku udało się dostrzec też jakąś bardziej zorganizowaną grupę rowerzystów, a miasteczko oznaczone zostało przez mnie jako warte do kolejnych odwiedzin, przede wszystkim, by pojeździć po tamtejszym parku. Przy Placu Targowym przerwa na kebab (bardzo mało zawartości jak na rozmiar bułki i "duży" w opisie), po czym wyjazd DW 933.

11:30. Wisła z Mostu na ulicy Legionów między Czechowicami-Dziedzicami i Goczałkowicami-Zdrojem. Widok ku NE

12:03. Pszczyna. Rynek widziany od strony ul. Piekarskiej ku NW
Jazda do Miedźny monotonna i nużąca. Kilka podjazdów, lecz w większości dość płasko. Na miejscu zakupy i skręt na północ. Krótka przerwa pod koniec Gilowic i chęć przejechania do DW 931 drogą za lasem, ale zamiast tego jazda trwała przez całą Wolę. Tuż za zbiornikiem Wierznik skręt w lewo przez tory, pokręcenie się po opustoszałym, gruntowym terenie (po którym jednak ktoś się kręcił) i przerwa do 15. Potem przejazd nad Pszczynką i skręt w czerwony szlak na Bojszowy. Jazda nim przebiegała gruntem i płytami, a niewielka część była zalana, ale przejezdna z jego prawej strony. Przy zbiornikach wodnych czas zabijali wędkarze, choć zdecydowanie nie było tłoczno. Część trasy poprowadzona była wzdłuż lasu, na krańcu którego znajdowała się wiatka i tablica z mapą. Wyjazd na szosę, odkąd kurs na zachód przez Bojszowy.

13:13. Miedźna. Kościół pw. św. Klemensa Papieża z XVII w.

15:13. Wola - Bojszowy. Czerwony szlak rowerowy. Jeden z lepszych odcinków. Widok ku NW
Przejazd przez skręt na szlak i "powrót" na niego Domową oraz Myśliwską, z której kurs na zachód, skąd widać było jadących rowerzystów. Zasugerowawszy się tym, choć znaków nie było widać, wyjechało się na dróżkę wzdłuż wschodnich brzegów stawów Poloczek, z których II był wysuszony. Przez łąkę wyjazd na Zakątek w Świerczyńcu. W Bieruniu zjazd w Łysinową, po krótkim wahaniu i jeździe na wschód. Oświęcimską dojazd na rynek, gdzie małe zakupy. Dalej Hejnałowa i Macierzyńskiego. Skręt w dróżkę wzdłuż wału i Wylotową na północ. O 16:30, jadąc ścieżką pod górkę, dojechało się się do Lędzin. Na przystanku krótki posiłek. Za zabudowaniami zainteresowały mnie ruiny, więc skręt ku nim, podjazd, po czym nawrót, gdy teren wyglądał jak poligon do zabaw typu ASG. Nie było we mnie ochoty, by bardziej się tam zagłębiać.

15:45. Świerczyniec. Staw Poloczek II. Widok ku N

16:11. Bieruń. Rynek. Widok spod sklepu ku NW
Tychy przejechane przez strefę przemysłową. Na Sikorskiego przejazd na drugą stronę DK1, po czym zjazd nad Jezioro Paprocańskie. Były tam masy ludzi, gdyż trwały zawody biegowe, zwane Perłą Paprocan. Na szczęście zbliżał się wieczór, więc i zasadnicza część imprezy dawno się skończyła. Im dalej od centrum miasta, tym mniej ludzi i tym większa swoboda w poruszaniu się. Jazda wzdłuż brzegu skończyła się za Zameczkiem Myśliwskim. Tam udało mi się dowiedzieć, jak trafić do Kobióru. Wjazd na aleję Książęcą, a wyjazd w Błękitna. Wróblewskiego przejazd na zachód, do torów, przez które przechodziło się pod wiaduktem.

17:06. EC Tychy. Widok ze wschodniej części Jaroszewic

17:52. Tychy. Jezioro Paprocańskie przy NE Parkowej

17:53. Tychy. Jezioro Paprocańskie w SE jego części. Widok na Paprocany ku NEE
Po DW 928 jechało się szybko, do Wyr, byle tylko zdążyć przed zmrokiem ujechać jak najdalej i uniknąć dłuższej jazdy drogą, o tak dużym natężeniu ruchu. Za torami skręt w Magazynową. Skręt w Graniczną przez tory i męczący podjazd w kierunku osiedla Kościuszki. Wyjazd na Wyrską. Długi podjazd Pstrowskiego. Pod koniec zabudowań przerwa na przygotowanie do nocnej jazdy, gdyż zdążyła zapaść noc. Kontynuacja podjazdu do Łazisk Górnych, przejeżdżając nad DK81. Na rynku krótka przerwa. Straż miejska zgarniała kogoś śpiącego na przystanku. Zjazd do Brady szybki, czasem z wykorzystaniem hamulców. Jeszcze jeden podjazd, las, kilka zakrętów i stromy zjazd do Orzesza. Miało się skręcić w Partyzantów, jadąc na skróty, ale wtedy nie znana była mi jej nazwa, więc zamiast tego zjechało się do centrum.

18:56. DW 928. Granica powiatów (biegnąca równolegle do drogi) ku NW
Z DW 925 skręt w Orzeską i z wolna przejazd przez Ornontowice, z ładnie wyglądającym w nocy parkiem, zmierzając do Bojkowa. Po drodze sporo dłuższych przerw i zjeżdżania w boczne uliczki. Bardzo długo jechało mi się do Sośniowic, gdzie skręt w DW 919. Przejazd przez granicę gminy Rudy (w której znajdował się punkt C, w czasie maratonu w 2013) i zaraz skręt w lewo. Droga dłużyła mi się niemiłosiernie, a jazdy nie ułatwiały owe aromaty. Im bliżej GOPu tym wyraźniejszy stawał się swąd jakby z kotłowni. W nocy było gorzej, bo śmierdziało, jakby z pieca buchnęło dymem, wypełniając nim całe pomieszczenie. Tu nie ważne - wieś, miasto czy las - nos wykręcało i trzeba było mi jechać, wciąż go zasłaniając. Na podjazdach było gorzej - większe zapotrzebowanie na tlen i większe hausty powietrza. Nawet kurtka mi przeszła zapachem lokalnego "powietrza". Z radością udało się w końcu rozłożyć się z namiotem o 1:30, dotarłszy do miejsca, które mniej więcej udało się wypatrzyć w necie, jako potencjalnie bezpieczne, jak na tak zurbanizowany obszar. Przynajmniej w środku można było jako tako, w miarę swobodnie odetchnąć

20:45. Orzesze. Kościół pw. Najświętszej Marii Panny z okresu międzywojennego.
Zaliczone gminy
- Bestwina- Pszczyna
- Miedźna
- Bojszowy
- Bieruń
- Lędziny
- Tychy
- Kobiór
- Wyry
- Ornontowice
- Sośniowice
Rower:Czerwony
Dane wycieczki:
162.30 km (14.00 km teren), czas: 11:32 h, avg:14.07 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/h