Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(36)

Moje rowery

Czarny 12849 km
Zielony 31509 km
Unibike 23955 km
Czerwony 17565 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

.Samotnie

Dystans całkowity:55369.11 km (w terenie 4905.95 km; 8.86%)
Czas w ruchu:3527:23
Średnia prędkość:15.67 km/h
Maksymalna prędkość:74.20 km/h
Suma podjazdów:800 m
Suma kalorii:76839 kcal
Liczba aktywności:828
Średnio na aktywność:66.87 km i 4h 16m
Więcej statystyk

Warszawa - Urodzinnie

Poniedziałek, 12 kwietnia 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria .Samotnie, .Zwykłe przejażdżki

Słonecznie. Nieliczne chmury. Chłodno. Wiatr z zachodu.

Tata wysadził mnie w na przedmieściach Łomianek i zawrócił. Rozpoczęła się jazda Warszawską, której chodnik był w remoncie. Kurs do metra Żubrową, Jagiellonki i Encyklopedyczną. Wyjście na stacji Ratusz-Arsenał. Dalej na Krakowskie i plac Piłsudskiego (slalomem ulic). Potem Tamką na hamulcach. Koło stadionu uliczkami przy Dworcu Wschodnim, Żupniczą, Kobielską do Kickiego. Po drodze udało się spotkać Przemka z liceum. Trochę z nim się pogadało, zanim ruszyło się dalej, już w pośpiechu.

2010.04.11


Krakowskie Przedmieście po Katastrofie Smoleńskiej. W tle Pałac Staszica. Widok ku SSE


Krakowskie Przedmieście po Katastrofie Smoleńskiej
Rower:Zielony Dane wycieczki: 18.50 km (0.00 km teren), czas: 01:30 h, avg:12.33 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wielkanoc z Zielonki

Niedziela, 4 kwietnia 2010 | dodano: 02.03.2019Kategoria .Samotnie, .Wyprawki w regionie, .Z Kasią, .2 Osoby, .Warszawa

Słonecznie, prawie bezchmurnie. Wysoki stan wód, szczególnie podsiąkających. Dość ciepło. Wiatr z zachodu.

Pobudka koło 10. Nie wiem. Czas mnie nie obchodził. Tak wspaniale było się obudzić tej niedzieli, choć jeszcze lepiej byłoby nie wstawać. Po opuszczeniu noclegu, dało się zauważyć, że coś jest nie tak z rowerem. Gdy wynosiło się go z piwnicy (ledwo, ledwo – przypomniały mi się Bieszczady i moje w nich przygody z rowerem), widać było brak powietrza w tylnym kole. Świeża dętka zakładana była dwa dni wcześniej ehhh...

Trzeba było założyć tę, którą poprzedniego dnia załatał P., a na dopiero co wyjętą wycisnąć resztki kleju. W gotowości do drogi po jakiejś półgodzinie, udało się opuścić powoli Zielonkę. Powoli przejeżdżało się Bandurskiego przez Marki, leniwie mijając Radzymińską. Bolało mnie siedzenie i nogi. Dojazd w okolice cmentarza, lecz zamiast w lewo, dalej prosto, wpakowując się na gruntową drogę do boru. Dość niskie drzewka, może na dwa metry, ale jedno bardzo blisko drugiego. Mimo to, widać było przesmyki, którymi można było się przemieścić na jego drugą stronę do Kroczewskiej. Potem jazda asfaltem Zdziarskiej na Kobiałkę i z grubsza jechało się tą samą trasą, co dzień przed wyprawą do Kazimierza w 2007. Wtedy jednak był to kurs na Józefów przez Michałów, teraz zaś na Rembelszczyznę i Kąty Węgierskie. Po drodze widać było, że kabelek licznika się przetarł i kiszka z pomiaru.

Nie chciało mi się trzymać ściśle asfaltu i tak zostało odwiedzone zaplecze Woli Aleksandra, czyli ulicę Bagienną. Miejscami dużo pisku, miejscami fajnie. Gdzieś tam się przerwa leżąc na ziemi i zjadając resztki jedzenia. Potem podziwianie prawie bezchmurne niebo i znów powrót myślami do Bieszczad. Niebawem kolejny wyjazd na asfalt w środku wsi. Złapała mnie czkawka po jabłku, która przeszła dopiero, gdy zajechało się na Piaski. Była 13:30 podczas siedzenie na murku pod Księgowego blokiem i zastanawianiu się, kiedy postawili ten Kaufland na rogu.

Po odpoczynku przejazd Kolejową do Chotomowa, gdzie nastąpił skręt na Olszewnicę. Było coraz mniej zapału, którego tak ściśle powiedziawszy to i tak nie było wiele. No ale życie jak koła roweru toczy się dalej i czasem, jak w scentrowanym kole, zaskakuje nas czym nieco mniej jednostajnym. Gdy wjeżdżało się w pobliże NDM, przyszło mi na myśl, że skrócę sobie drogę i pojadę jakąś pierwsza lepszą drogą. Tak poznany został zalany wodą Okunin. Same domy nie były zalane, ale woda poprzez silny podsiąk rozlała się tak szeroko, że były nieliche problemy z przemieszczaniem się, a wracać mi się nie chciało. Podjechać udało się w pobliżu jakiegoś domku i już miał nastąpić nawrót, kiedy jakąś kobita z niego mówiła, że tam jest jakaś ścieżka. No to po podziękowaniu pojechało się dalej. Dla mnie, szczęściem czy też nie, ścieżka okazała się zalana na odcinku nieco ponad 100 metrów.

W ten sposób uatrakcyjnił się powrót. Raz trzeba było trzymać się kierownicy, raz drzewek, a raz były z nimi kłopoty, bo blokowały rower, raz betonowych słupków, a raz przytępionego drutu kolczastego. Po mojej prawej była woda na głębokość powyżej kostki, a po lewej prawie wcale nie było ziemi. Nogami albo trzeba było się opierać na rowerze (który próbował odjeżdżać, przewalać się i skręcał kierownicą) albo na kolczastym drucie, albo też na niektórych, przygiętych do poziomu wody drzewka. Trochę było z umordowania, ale w końcu przeszło się, choć do buta i tak się dostało trochę cieczy. Parę metrów dalej udało się dostrzec starszą parę, która tam jechała. W NDM jazda drogami najbliższymi wału. Przez chwile zastanawiało mnie, czy nie pojechać odwiedzić rotundy przy moście, ale po ilości ludzi widząc, już mi się nie chciało. Przemknięcie przez Modlin. Zastanawiało mnie też czy nie pojechać do jednego z fortów, ale tam też szli jacyś ludzie, więc przez pola kurs do Zakroczymia.

A tam przygoda. Chciało mi się pojechać ulicą Kościelną, bo tam jeszcze w życiu mnie nie było. Zjazd z asfaltu w polna drogą, aż rower zakopał się w piachu. Z daleka dostrzec można było grupkę ludzi wędrującą z południa. Nie przejmując się, nastąpiło zejście z roweru i już chciało mi się iść dalej, gdy nagle dało się dostrzec, iż jeden z tamtych idzie w moją stronę coś krzycząc. Jeszcze nie przychodziły mi do głowy myśli o ucieczce, ale coś mi mówiło, że dalej nie ma się co pchać. Piach i w ogóle. No to wracam spokojnie. Potem dosłyszeć się dało wyraźniejsze krzyki typu: "gdzie się pchasz", "gdzie cię tu niesie", wyrażone zdecydowanie mniej przyjaźnie i bardzo staropolsko. Trochę przyspieszenia. Widać, że pojawił się grunt. Po odwróceniu się, widać było, jak jeden przodownik biegnie i pozbywa się koszulki. Szybko na rower i fru... Zaraz pojawił się asfalt. Już mi było wesoło w duchu, że koleś musiał się zdziwić i zmęczyć. Za chwilę już było się na krajówce, zerknięcie w lewo i okazało się, że ten koczkodan biegł przez pole. Jak przypuszczałam w owym czasie, albo był narąbany, albo naćpany. Już po tej niemiłej przygodzie, około 18 było się w domu, wracając z grubsza tą trasą, którą się wyjechało dnia poprzedniego. Po drodze udało się jeszcze spotkać kolegę z gimnazjum, to też pogadaliśmy.

Na koniec tylko parę słów. Ja bym rozumiała, gdyby tamtym ludziom wjeżdżało się na prywatny teren. Sprawdzając na mapie – to normalna droga. Ja rozumiem, że on by może chciał mnie wypatroszyć... Ale czemu nie robił tego z zaskoczenia? Ba! Ja jeszcze mam dużo szczęścia, ale co zrobiłby ktoś z zagranicy, nie znający polskiego i niektórych obyczajów? Mi udało się zorientować dopiero po dłuższej chwili i dopiero dosłyszenie słów wiele mi pomogło w interpretacji zdarzenia - no ale gdyby taki Holender czy Szwed był na moim miejscu, nie wiedziałby o co mówili. Może by się zastanawiał czy nie wołają go o pomoc? A potem niespodzianka i potem rodzina szuka i wysyła informacje – „ostatni raz widziano w X”
Smutne to i wkurzające...

2010.02.01

Zakupy na Hali Banacha, a potem sporządzenie sowitego obiadu - mięso, kukurydza, brokuły, makaron...


Widok z akademika na Pola Mokotowskie ku NEE


Widok z akademika na Pola Mokotowskie ku SE

2010.02.04 Okęcie

Rozpoczęła się seria krótkich, kilkugodzinnych wycieczek pieszych z wykorzystaniem komunikacji miejskiej, w celu poznania różnych zakątków Warszawy. Tego dnia kurs na Okęcie, a w drodze powrotnej oglądanie okolic fortu Zbarż.


Wiązowa. Trwają prace budowlane nowej trasy. Widok ku E


Wiązowa. Trwają prace budowlane nowej trasy. Fort Zbarż. Widok ku W


Wiązowa. Trwają prace budowlane nowej trasy. Fort Zbarż. Widok ku W


Wiązowa. Trwają prace budowlane nowej trasy. Widok ku SSW


Okolice ronda Jana Szala. Widok z kładki przy przystanku Osiedle Wojskowe ku S


Żwirki i Wigury. Widok z kładki przy przystanku Osiedle Wojskowe ku NNW


Żwirki i Wigury. Widok z kładki przy przystanku Osiedle Wojskowe ku NEE

2010.02.05 Kazurka

Nazajutrz wycieczka na Kabaty i wejście na górkę Kazurkę w pobliżu Belgradzkiej i Stryjeńskich. Dnia następnego nastąpił powrót do domu na ferie, połączony z odwiedzinami u rodziny w Łomiankach.


Górka Kazurka. Widok ku N


Widok z Kazurki ku E. Nieco po lewej kościół pw. Ofiarowania Pańskiego. Po prawej Las Kabacki.

2010.02.12


Zima na Wychódźcu. Z Kasią trochę trochę się pospacerowało po śniegu. Widok ku SE

2010.02.21 Młociny

Kontynuacja wypraw. Tym razem pod nazwą "Operacja Hieroglif", bowiem tak zwała się jedna z unikalnych, poznanych uliczek. Nim się wróciło, wpierw spacerem na kolację do pobliskiego McD przy Papirusów.


Studenckie zabawy zimowe


Pola Mokotowskie. Nieco bardziej ciepły odcinek terenu. Widok ku W


Pola Mokotowskie. Nieco bardziej ciepły odcinek terenu. Widok ku E


Farysa. Pałac Brühla. Widok ku NNE


Tajemniczy "Hieroglif"


Budowa Mostu Północnego. Widok ku NEE


Wisła poniżej Mostu Północnego. Widok ku N


Wisła poniżej Mostu Północnego. Widok ku NNW


Wisła poniżej Mostu Północnego


Ścieżka wzdłuż ogrodzenia Pałacu Brühla. Widok ku SE


Ścieżka wzdłuż ogrodzenia Pałacu Brühla. Widok ku NW

2010.02.27 Kawęczyn

Tydzień później - wyprawa na Kawęczyn (dzień wcześniej Księgowy odwiedził mnie w akademiku, gdzie dostał coś do przekąszenia). Kurs do Ząbek w okolice Elektrociepłowni, wejście na hałdę, a następnie, już po ciemku, przedzieranie się przez las do Zielonki Bankowej, unikając nieprzyjaznego terenu.


Ząbki. Potulickiego przy Łodygowej. Budowa kościoła, trwająca od początku XXI w.


Chełmżyńska. W centrum komin Ciepłowni Kawęczyn. Widok ku SEE


EC Kawęczyn


Kasia na hałdach koło Ciepłowni Kawęczyn

2010.02.28


Czarny śnieg na pętli tramwajowej koło Banacha. Widok ku NNE

2010.03.06

Tym razem wycieczka po Śródmieściu. Wpierw chyba na Wydział, jadąc od Zielonki, a potem pieszo do Jerozolimskich. Skręt w Poznańską, Koszykową, koło Politechniki, Filtrową, Ładysława z Gielniowa, a potem po prostu - przejście dla pieszych na Żwirki i Wigury i akademik.


Most Śląsko-Dąbrowski. Widok na centrum ku SSE


Most Śląsko-Dąbrowski. Graffiti pod Wybrzeżem Gdańskim. Widok ku SSW


Dziedziniec między Nowogrodzką, Kruczą i Jerozolimskimi


Dziedziniec między Nowogrodzką, Kruczą i Jerozolimskimi


Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej. Widok ku SSE


Hala Koszyki w okresie rozbiórki, a przed odbudową. Widok ku S

2010.03.08

Tego dnia niewiele. Autobusem na Gocław i takiż sam powrót. Po powrocie obiad w akademiku.


OSiR Wodnik na Osiedlu Orlik. Widok ku NNW


Osiedle Orlik. Widok ku NE

2010.03.15

W nocy, po północy nastąpił nagły atak zimy. Mnóstwo śniegu. Rankiem po okolicy. 18-tego z Kasią na Mieście. 19-tego spotkało się w busie koleżankę z jej kolegą.


Klub Proxima przy akademikach. Raptem 1 czy 2 mi się zdarzyło tam być na koncercie. Widok ku NW


Campus Ochota. Baraki, w których chyba odbywała się część zajęć z wf. Widok ku W


Akademiki widziane z ŻiW ku NNW

2010.03.21

Tego dnia pieszy spacer z Zielonki do Warszawy wzdłuż torów. Start około 14. Około 15:40 atak silnego deszczu.

Tory w Zielonce w pobliżu Inżynierskiej. Widok ku SSW

2010.03.31

Wspólny spacer na Dynasy

Schody między Bartoszewicza i Dynasy. Widok ku NNE
Rower:Zielony Dane wycieczki: 72.00 km (0.00 km teren), czas: 05:00 h, avg:14.40 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wielkanoc do Zielonki

Sobota, 3 kwietnia 2010 | dodano: 20.03.2019Kategoria .5-10 Osób, .LSTR, .Samotnie, .Wyprawki w regionie, .Pół nocne, .Z Kasią, .Z Księgowym

Poranek pochmurny. Stratus. Koło południa się rozjaśnia i na niebie cumulusy średniej wielkości, dość gęsto rozmieszczone. Po południu nieco większe zachmurzenie. Wieczorem piękny zachód słońca z drobnymi Altocumulusami i Cirrostratusami. Wiatr z zachodu. Chłodnawo, później odrobinę cieplej.

Obudził mnie rankiem komórkowy budzi, po czym nastąpił proces zwlekania się z łóżka, włączony został komputer i rozpoczęło szukanie jedzenia. Zapakowany został na wyjazd sprzęt (naprawczy, ciuchy i jedzenie: szarlotka, 3 jabłka, 3 litry wody, dwie czekolady i 8 kanapek-tostów). Przejrzenie co na forum, ostatnie rozmowy na gadu oraz prognoza pogody. Cel podstawowy: Zielonka

Start lekko po 10. Za oknem szaro i chłodno, ale w porządku. Po kilkunastu minutach jazdy już mnie zgrzało. Początek podróży zaczynał się od podjazdu nieco wilgotnego, ale bez problemów. Po nim krótka rozgrzewka, żeby móc jechać normalnie. Po 3-4 kilometrach wychylam się na DK 62. Przechodziła ostatnio gruntowny remont na tym odcinku - zrobiono zatoczki dla autobusów, w moich okolicach zrównano (zdarto) asfalt, a od Emolinka i Goławina (czyli granicy powiatów) asfalt położono dobry. Po godzinie jazdy, gdy zostało za mną ostatnie obniżenie przed Zakroczymiem, wykonane zostało kilka telefonów. Zjedzona została kanapka, po czym rozpoczął się kurs w stronę lasu, którym skróciło się nieco drogę, zaraz potem przenikając przez Duchowiznę tuż przed Zakroczymiem.

Padła decyzja, że pojadę wiaduktem. Z jego kulminacji tym razem nie było widać Warszawy – za dużo chmur wisiało na niebie. Most na Narwi w Nowym Dworze przejechany z kwadransem opóźnienia. Ro., któremu zrobiło się zimno, stwierdził, że ruszy zanim się spotkamy. Śmignięcie przez miasto, a wylotówka przypomniała mi podróż przez Łotwę i tamtejsze drogi (czy raczej dziury) w miastach. Dalsza trasa nie przyniosła wielu atrakcji. Raz czy dwa postój by coś przekąsić (śniadanie nie zostało zjedzone w domu), z nudów trochę podśpiewywując. Gdzieś minął mnie jakiś typek na kolarce.

Ostatecznie dojechało się do rondek pod Skrzeszewem. Czuć było, że zaraz spotkam resztę kompanii. Tak też się stało: Byli to Ro. (z którym się umawialiśmy w NDM, ale nie wyszło, bo za długo przyszło mi się turlać), Księgowy (który organizował ustawkę), G. (która była niespodzianką), P. (który nie został przez mnie poznany) i nie było Ko. (który się zapowiadał). Ro. kończył trening i wracał do domu. Razem z resztą pojechaliśmy przez wsie do Topoliny, leżącej blisko Narwi, gdzie wskoczyliśmy na wał i skierowaliśmy się do Dębe. Potem przejazd na drugą stronę (chwilę czekaliśmy przez pieszego na wąskiej ścieżce) i w dół, po świeżo zalanych brzegach. Następnie wspięliśmy się rowerami po podjeździe z betonowych, bardzo zniszczonych płyt, w górnej części przechodzących w kamienie. Potem potoczyliśmy się trasą na Nasielsk. W lesie okazało się, że mam kapcia, a po szybkiej reanimacji i pokonaniu niewielkiego wzniesienia, skręciliśmy na Nunę i dalsze Krogule, Studzianki (przerwa na lody i jabłko) oraz Miękoszyn. Tak dotarliśmy do Zaborza i ponad godzinę siedzieliśmy u Ag., jedząc co nieco i popijając herbatę.

Zespół powiększony o Ag. udał się nad Wkrę, gdzie P. z G. robili konkurs podjazdów. Kolejny punktem zabawy był "Nie Wpadnij" (na kretowisko), a następnie udaliśmy się do "Spa przy Skarpie", gdzie koła i hamulce odczuły drugą, trzecia i czwartą młodość. Relaks wzdłuż przeoranego pola, a potem Ag. zaproponowała ciekawy podjazd, który niestety miał za dużo błota, by móc go pokonać (jechało mi się nim kiedyś, jeszcze w liceum).

Dalej, na wysoczyźnie, Księgowy. i G. wyzywali się na pojedynek, poprzez rzucanie w siebie rękawiczkami. Wnet znów zjechaliśmy w dół. Księgowy na stanowisku fotoreportera, już gotów do ujęć, świetnych niczym z National Geographic, czego efekty widać w galerii. Gdy wszyscy znaleźli się już na dole, wnet przed nami zajaśniał Goławicki Most, przez który przejechaliśmy z prędkością około 53km/h. Potem dłuuuga jazda trasą tuż obok Wkry. Zatrzymaliśmy się koło sklepik, gdzie przebywali tubylcy z magicznymi napojami dalekiego zasięgu. Zaraz potem zjechaliśmy w dół gdzie:
- stał mostek
- kiedyś tam były praktyki
- Ag. wracała do siebie
- krótko zastanawialiśmy się którędy teraz jechać

Przejechaliśmy na drugi brzeg, podjazd i trasa do Pomiechówka. Tam początkowy zamiar skrętu na NDM, zamienia się w jazdę do Serocka po DK 62 (jako że święta to i ruch mniejszy choć kilka TIRów było). Mimo przewyższeń, do Dębego jechaliśmy dość równo (moja osoba zostawała z tyłu na podjazdach) i średnią powyżej 20 km/h. W Dębem się rozdzieliliśmy. A. z G. na dół, a ja z P. w lewo przez Jachrankę. Na tym odcinku wciąż utrzymywaliśmy dość dobre tempo. Stopniowo opadam z sił i żegnam dzień, kończący się pięknym zachodem, który nie bardzo było można oglądać, mając go za plecami. Dotarliśmy do trasy Augustowskiej i P. pojechał w lewo do Serocka, a mnie po kilkunastu machnięciach korbą poniosło drogą w dół, aż nad Zalew. Tam zniknęła czekolada na raz.

Rondo w Zegrzu. Droga do Nieporętu, gdzie jeszcze było jasno. Gdy dojeżdżało się do pierwszego lasu, powoli zapadał zmrok. Na wysokości Sierakowa było już wystarczająco ciemno, ale ruch wciąż mały. Jechało się coraz wolniej i z radością można było powitać wiadukt nad Radzymińską. Niestety, dalsza droga nie była tak krótka, jak mi się wydawało. Przez kolejny las jechało mi się długo i strasznie ciężko. Jak się rankiem okazało, powodem moich trudów był kolec, który wbił się w Dębe i powoli spuszczał mi powietrze. Do Zielonki, porządnie dało mi się zmęczyć, docierając o 20:22. Wkrótce potem czekała mnie skromna uczta.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 133.30 km (0.00 km teren), czas: 07:30 h, avg:17.77 km/h, prędkość maks: 53.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Przejażdżka - Kry Nad Wisłą

Niedziela, 7 lutego 2010 | dodano: 02.03.2019Kategoria .Samotnie, .Zwykłe przejażdżki

Słonecznie, nieliczne cienkie płaty chmur. Zimno. Wiatr słaby
Wyjście z domu podczas tej pięknej pogody, ruszając nad Wisłę. Wjazd na wał. Zjeżdżając na niższy tor, rower zapadał się w śniegu. Jadąc wzdłuż wału dojechało się do kępy. Piesz z rowerem po krze, którą wyrzuciło na brzeg. W jednym miejscu trochę się zapadło tak, że mnie noga zabolała.

Droga na kępę była zalana i zamarznięta. Po początkowych obawach udało się przejść po lodzie i dalej, w otoczeniu dużych ilości śniegu. Ładnie to wyglądało – warstwy śniegu i lodu na drzewach, każda od pozostałych oddzielona kilkoma centymetrami powietrza. Później wejście na rzekę pośród kry, która interesująco wystawała na powierzchnię. Gdy się skończyło łazić, nastąpił powrót na brzeg, gdzie zostawiony został rower. Powrót na wał. Z trudem udało się do niego podejść. Chciało mi się z początku jechać, lecz śnieg był na tyle duży i nie chodzony, że trzeba było się przedzierać z rowerem u boku. Tak dojechało się do drogi, skąd już ze zmęczeniem, z przemoczonymi od śniegu butami i spodniami, po prostu wróciło się do domu.


DW 565. Widok ku S


DW 565. Widok ku NNW


DW 565. Widok na wał ku SWW


Okolice DW565 nad Wisłą


Na Kępie w okolicy DW565 nad Wisłą


Na Kępie w okolicy DW565 nad Wisłą


Na Kępie w okolicy DW565 nad Wisłą


Na Kępie w okolicy DW565 nad Wisłą


Na Kępie w okolicy DW565 nad Wisłą


Na Kępie w okolicy DW565 nad Wisłą


Na Kępie w okolicy DW565 nad Wisłą


Nieodwiedzona przez nikogo, od czasu ośnieżenia, część wału, od wjazdu na kępę, w okolicy DW565 nad Wisłą. Widok ku W


Wjazd na kępę w okolicy DW565 nad Wisłą
Rower:Delta Dane wycieczki: 3.45 km (1.45 km teren), czas: 00:50 h, avg:4.14 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wośp

Niedziela, 10 stycznia 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria .LSTR, .Zwykłe przejażdżki, .Pół nocne, .Samotnie, .Z Kasią, .Z Księgowym
Po tym jak wieczorem przyjechało się z Kasią do Legionowa, odwiedzając i udzielając drobnej pomocy przy sprzątaniu z LSTR, w szkole przy Konopnickiej, padło moje pytanie do Księgowego czy mogę się chwile przejechać. Pokręciło się chwile po śniegu i szybko dając sobie spokój. Wkrótce potem niebo rozjaśniło się od sztucznych ogni w ramach WOŚP.

Poza tym, rok rozpoczął się dla mnie tragicznie. W trakcie świąt, odszedł mój dziadek. Opuszczając dom i jadąc do Zielonki, do Kasi, żył jeszcze. Wieczorem zadzwoniła do mnie mama, a wiadomość ta mnie powaliła emocjonalnie.


Rower Księgowego przed UM Legionowo. Widok ku SSE


Wośpowe fajerwerki
Rower: Dane wycieczki: 0.10 km (0.10 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Deszcz do Legionowa

Niedziela, 11 października 2009 | dodano: 24.06.2016Kategoria .Pół nocne, .Samotnie, .Zwykłe przejażdżki, .Z Kasią, .Z Księgowym

Mało mnie klepnęło, ale za to spać mi się chciało ogromnie. Pobudka koło 11. Za oknem szaro. Pada. W duchu trochę marudzenia, ale odpięło się rower i ruszyło. Niedaleko, bo na pobliską pętle tramwajową, gdzie się pospiesznie wsiadło, wysiadając dopiero na Annopolu. Stamtąd do Marywilskiej (przez Inowłodzką) i dalej w kierunku Płud na ulicę Polnych Kwiatów. Ta poprowadziła mnie w las i przekształciła się w leśną drogę. Potem zmieniła się w betonową z płyt, gdzie pewnie rower złapał kapcia. Dojechało się do Księgowego wręcz ociekając deszczem.

Skopiowało się zdjęcia, udostępniło miejsce na dysku, gdy ten walczył z błędami swojego. Po długiej gadaninie i obiedzie, już w nocy około 20-21 ruszyło się w drogę powrotną. Na kapciu przejechało się wschodnią częścią Legionowa i po krótkiej przejażdżce przez las, wjechało na nieużytki niedaleko obwodnicy. Interesujące o tej porze (bez lampki) miejsce. Dojechało się do granicy biletowej i dwoma autobusami dotarło z powrotem na Ochotę. Zjadło się tam mintaja w orientalnym, a potem do 3 oglądało Pottera, przez co ledwo udało się wyrobić na fizykę dnia kolejnego. Rower na kapciu przeczekał do zimy, kiedy to został zabrany autem do domu. Ból kolan stał się na tyle dokuczliwy, że uniemożliwiał sprawne poruszanie się po schodach, o bieganiu i jeździe rowerem nie wspominając. Zima minęła w trybie pieszo-autobusowo-metro-tramwajowym i poznawaniu kilku zakątków Warszawy w tenże sposób. Zima była wyjątkowo śnieżna i mroźna.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 24.00 km (4.50 km teren), czas: 02:00 h, avg:12.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Praktyki w Truskawiu

Sobota, 10 października 2009 | dodano: 24.06.2016Kategoria .Samotnie, .Wyprawki w regionie

Nastał dzień terenowych praktyk w Truskawiu. Dojazd tam był żwawy, szybki, aby wyrobić się na czas. Był słoneczny poranek i cały dzień pozostał tak przyjemny. Trasa Prymasa, Górczewska, Skargi, Dobrzańskiego. W Lipkowie zagadnął mnie jakiś typek. Chwilę coś tam pogadał, a umknęło się mu, sugerując, że się spieszę. Nie jechało się Fedorowicza, lecz kontynuowało na wprost. Zrobiło się pętelkę po pętli autobusowej pod koniec Truskawia i dołączyło do już przybyłych i przybywających. Z roweru zeszło się przy barierce przed wejściem do Puszczy. Praktyki potrwały około godzinę, może dłużej. Poszliśmy Truskawską Drogą jakiś kilometr w las. Potem zboczyliśmy w lewo, zakreśliliśmy pół kilometrowe U, z którego wystawało jeszcze 300 metrów nitki na SW. Cały spacer to 3,2km.

Truskaw opuszczony został Borzęcińską. Dobry szuter na południe. Za lasem przejazd w lewo, przez Stanisławów do jego końca. ~150m od ostatniego domu skręt na południe, by wnet wyjechać na Trakt Królewski (przed samym końcem skręt w lewo, więc nie wyjechało się na wprost). Przejazd lasem przez Koczargi Stare, całą ulicę Górki i dalej wzdłuż kanałku na Sportową. W Zielonce przerwa w sklepie, drobne zakupy i dalej w drogę. Z Babic wyjazd Lwowską. Dojazd do budowanej trasy S8. Wjechało się na już położony asfalt, którym przejechało się z 2 km. Można i więcej, bo takie okazje rzadko się zdarzają, ale nie było na to tyle sił. Odzywało się zmęczenie ciała, jakie złapało mnie po ostatnim przekroczeniu 300 km. Nawrotka pod wiaduktem DK 92. Przejechało się 0,5km po czym zjazd na południe do Połczyńskiej.

Ulicą Mory do ulicy Łęgi. Obie były ulicami tylko z nazwy. Przejazd dróżką/ścieżką/szlakiem terenowym wzdłuż torów. Było widać, że ktoś czasem tamtędy przeszedł, lecz nie na każdym odcinku. Epizod skończył się wyjazdem na ul. Rotundy, a potem koło stawu do Dźwigowej. Po drugiej stronie torów skręt w Parowcową. Przejechana została cała, uprzednio wykreślając T ulicami na północ od niej. Między nią i Trzcinową była nieznaczna, skryta dróżka, która przeprowadziła mnie do Gniewkowskiej (z przejściem przez tory i nieużytek pomiędzy nimi). Dalej była ul. Potrzebna. Na jej krańcu rondo i dróżka/ścieżka koło ogródków działkowych oraz jakiegoś lasku, no i torów. Dojazd do Mszczonowskiej i dalej przez tory w pobliże Decathlonu.

Przez krajówkę przejechało się ścieżkami. Po drugiej stronie w Mierzejewskiego. Dalej cała Filipinki i Kurhan (bez Kukiełki). Południowa Opaczewska, skręt w Orzeszkowej, w prawo za pierwszym blokiem, Mątwicką w lewo, potem nawrót, przejazd Dunajecką i dalej do akademika. Dojechało się z trudem - bo kolana. Zdjęcia zrobone komórką, ale w niedługim czasie, nim udało się je skopiować, ta postanowiła się zbuntować i przeprowadzić losowe usuwanie zawartości albumu.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 60.00 km (20.00 km teren), czas: 05:00 h, avg:12.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

O wyprawach

Piątek, 9 października 2009 | dodano: 24.06.2016Kategoria .Pół nocne, .Samotnie, .Zwykłe przejażdżki
Wstawało się bez zbytniego pośpiechu. Lektorat koło południa więc i poleżeć było można. Jazda autobusem, by odsiedzieć swoje, choć przyznam, wydawało mi się, że będzie przyjemnie. Jadąc autobusem z powrotem do akademika przyszedł sms od KB. żeby kupić parę rzeczy. Niestety trzeba było jeszcze wrócić do akademika, więc odpisało się, że będę po około godzinie. W tym samym czasie do K.B. zjechały się pierwsze osoby: Ag., A. i P.K.

Odłączony został dysk, założyło się koło do roweru i ruszyło Grójecką. Za Warszawą skręt w Pruszkowską i przejazd przez Michałowice ul. Rumuńską do celu. Okazało się, że jestem jedyną spóźnioną osobą i obiad mnie minął. Niezwłocznie przystąpiliśmy więc do dzieła i włączyliśmy komputer. Nikomu nie spieszyło się jednak być pierwszym. Z powodów drobnych technicznych, nie wszystko poszło gładko.

Pierwszy, zdjęcia z wyprawy przez Pireneje, pokazał A.. Następna była Mar., która spędziła czas w Belgii, Francji i Włoszech. Mój dysk nie chciał się podłączyć, więc został przełożony na koniec. Zu. spieszyła się na koncert, P.K. również gdzieś wychodził, a Mar. zabrała się z nimi. W pozostałym, 4osobowym gronie obejrzeliśmy więc jeszcze kilka zdjęć K.B. z wprawy po Ukrainie, (gdzie spędziła kilka godzin w areszcie) i Tunezji, oraz Ag.i z kilku gór Polski.

Zostało mi się jeszcze trochę po spotkaniu, podjadając naleśniki, odjeżdżając późnym wieczorem. Jechało mi się świetnie w nocy, po śmiesznych wyboisto-błotnistych drogach, które przysparzały wrażeń. Trochę jazdy między torami a Jerozolimskimi. Dojazd do Łopuszańskiej, potem na Grójecką. W akademiku spotkanie z Do., minęło parę godzin przed kompem i potem spać, a następnego dnia...
Rower:Zielony Dane wycieczki: 25.00 km (2.00 km teren), czas: 03:00 h, avg:8.33 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Od CH Arkadia

Poniedziałek, 28 września 2009 | dodano: 24.06.2016Kategoria .Samotnie, .Zwykłe przejażdżki

Nad ranem ku Mostowi Gdańskiemu (do Dworca Gdańskiego północnym chodnikiem), Szymanowska, Zakroczymska, Kościelna, Piesza, Stara. Tu cofnięcie, bo droga biegła w dół. Przejechało się koło Teatru WARSawy, a potem przez Rynek i Plac Zamkowy prawie wprost na wydział. Powrót Miodową, Podwale, Freta i Starą. Z Boleści przez Rybaki koło fontanny, nad Wisłą od Mostu Gdańskiego i ścieżką wzdłuż DK7 do Prozy. Skręt w Kolumbijską i podjazd do MAKRO.

Jakiś czas temu skończyło mi się picie, a po drodze nie udało się natknąć na jakikolwiek sklep. Przypięło się rower pod "marketem", weszło do środka przez bramki (bo ktoś też wszedł) i w stanie wysuszenia przewędrowało się po hali pełnej towarów zapakowanych po sztuk kilka-naście. Zdziwiło mnie to trochę (pierwszy raz), ale przewędrowało się do działu z wyrobami mlecznymi, gdzie pojedynczo stały spore butelki z kakao. Po wzięciu jednej, poszło się do kasy, a tu niespodzianka. Gdy przyszła moja kolej, okazało się, że powinno się posiadać "kartę", bez której nie kupi się tam nic. Było zdziwienie przy kasie, jak się tu mi się udało dostać (bo karta owa ponoć potrzebna była, by otworzyć przejście) itp. Problem został rozwiązany dość szybko, wbijając ów produkt (wcześniej przy kasie upewniano się, czy faktycznie ten produkt jest sprzedawany na sztuki) na kartę akurat wychodzących klientów, którzy się zgodzili (było to też szczęście, bo było ich bardzo niewielu) na taki obrót sprawy.

Ledwo się wyszło, a natychmiast udało mi się nasycić płynną zawartością butelki. Cała ta sytuacja trwała zbyt długo, a moje pragnienie było niemal krańcowe (w kontekście dotychczasowych doświadczeń). Było bardzo gorąco. Mając już swój zapas, można było kontynuować normalną jazdę, wiec skręciło się w Heroldów, Improwizacji, Humanistów, Jamki i dalej przez las, aż do leśnego przedłużenia Dziwożony. Wjechało się na niego, a zjechało w przedłużenie ul. Stary Tor. Dalej Pancerz, fragment wzdłuż DK7, Dolna, Zachodnia do ściany lasu i nawrót, skręt w Sierakowską, Prostą, Równoległą i dalej techniczną wzdłuż DK7. W Dębinie kilka niewielkich zjazdów, przejazd na drugą stronę krajówki i kolejny wiaduktem nieco dalej na północ położonym. Zjazd pod Bramę Ostrołęcką w Modlinie. Wyjazd zakończony w aucie.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 48.00 km (4.00 km teren), czas: 03:30 h, avg:13.71 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do CH Arkadia

Niedziela, 27 września 2009 | dodano: 24.06.2016Kategoria .Samotnie, .Zwykłe przejażdżki

Z auto wyszło się na granicy Łomianek i Warszawy - ulica Dziwożony. Przejechało się przez Park Młociński ścieżką zachodnią, docierając do niej przez las, tak jakby przedłużeniem Kościuszki, ale nie łączącym się z nią. Za parkiem kurs ku Wiśle, docierając na zaplecze Pałacu Brühla, po czym wróciło się w pobliże McD. Dalej Farysa i ścieżkami wzdłuż DK7. Odbiło się do Czarneckiego, terenowo przez Plac Inwalidów, wiadukt przy Dworcu Gdańskim i południową ścieżką do Arkadii.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 14.00 km (3.00 km teren), czas: 01:00 h, avg:14.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)