Podróże Weroniki - pamiętnik z początku XXI wieku

avatar Weronika
okolice Czerwińska

Szukaj

Informacje o podróżach do końca 2019.07

Znajomi na bikestats

wszyscy znajomi(35)

Moje rowery

Zielony 31509 km
Czerwony 17565 km
Czarny 12569 km
Unibike 23955 km
Agat
Delta 6046 km
Reksio
Veturilo 69 km
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

2 Osoby

Dystans całkowity:26525.91 km (w terenie 1765.95 km; 6.66%)
Czas w ruchu:1738:50
Średnia prędkość:15.25 km/h
Maksymalna prędkość:75.46 km/h
Suma kalorii:15203 kcal
Liczba aktywności:301
Średnio na aktywność:88.13 km i 5h 47m
Więcej statystyk

Do Ossowa

Niedziela, 25 kwietnia 2010 | dodano: 01.01.2017Kategoria 2 Osoby, Wyprawki w regionie, Samotnie, Z Kasią

Tata zawiózł mnie do Modlina. Przejazd przez miasto i Osiedle Młodych, kurs w stronę wałów, ale nawrót i na główną wyjechało się przy granicy miasta. Jazda ścieżką do Rajszewa, gdzie zjechało się na tamtejszą drogę z kostki. Kontynuacja drogą równoległą do głównej, trochę się wijącą pod lasem. Generalnie była przyjemna. Gdy zbliżyło się w pobliże rzeki i wałów, udało się odbić w leśną ścieżką do szosy i kontynuować asfaltem. Mając trochę czasu, skręciło się w Jabłonnie na prawo, w pobliżu szkoły, w ulicę Wygonową, przejazd ul. Buchnik Las, a jak się skończyła zabudowaniami - nawrót i Parkową dojazd do skrzyżowania z Piaskową, przecinając Wygonową i przejeżdżając pomiędzy starszymi domami, by dotrzeć znowu do Modlińskiej.

Do Warszawy wjazd leśną ścieżką, okalając główny wjazd od południa. Chlubną przejazd do dworca Choszczówka i dalej wzdłuż torów. Przecięło się je na Mehoffera i zjechało przez Polnych Kwiatów do Starego Dębu. Droga prowadziła koło stosunkowo nowych domów, wjechało się nawet w jedną zatoczkę, taki wewnętrzny plac kilku z nich. Potem zjazd na leśną ścieżkę, przecinając las i wyjeżdżając na Wałuszewską. Skręt w Ornecką. Przy Wilkowieckiej, zanim w nią się wjechało, nastąpiło zatoczenie kółeczka na klepisku przy drodze. Potem zboczenie w uliczkę Sarenki i powrót chwilę potem. Ogólnie trasa była nieco rozkopana i prowadziła w rejonie zabudowy lekko rozproszonej, ale gęstej i nadal o charakterze trochę wiejskim, choć bardziej już podmiejskim, bo mało kto uprawiał tu pola.

Zjazd na uliczkę Cudne Manowce, która skończyła się pod czyjąś rozległą bramą. Po lewej udało się dostrzec, na wschód prowadzącą ścieżkę, przejść z rowerem nad prowizorycznym mostku nad kanałkiem, dojść do Płochocińskiej. Dalej ku północy, przedostając się najbliższym mostem na drugą stronę. Przejechana została cała ul. Kobiałka (odprowadzano nas tędy w 2009 do Białegostoku). Zjazd w drogę Olesin, która wraz z Kobiałką wyglądały tam jak prowizoryczne rondo. Kurs na południe. Mijało się cmentarz olenderski, a po podjeździe skręt w pierwszą w lewo. Wojdyńska doprowadziła mnie do lasu, ale domy przy niej stojącej, były jeszcze bardziej wiejskie.

Przejazd przez las, docierając do Marek w pobliżu wysypiska, czy co to tam stało. Ulica Okólna doprowadziła mnie do ul. Ks. Bandurskiego. Następnie przecięcie Radzymińskie, z ul. Lisa Kuli wjeżdżając w gruntową, dziurawą ul. Sokoła. Wjazd w las, skręt na południe koło pomnika wojennego i na wschód, na piaskach w stronę cmentarza, tą sama drogą, którą szło się z Kasią.

Długą i Lipową dojazd do centrum Zielonki. Dalej do torów i spotkanie z Kasią. Dalej wzdłuż peronów, potem przez park, chwila siedzenia i powrót do przejazdu kolejowego. Kolejnymi ulicami - Słowackiego, Łukasińskiego, Sienkiewicza i Poniatowskiego, dojechało się do głównej drogi. Przejechało się jej poboczem w stronę Wołomina i na drogę po prawej stornie. Gruntowa droga, biegnąca wpierw wzdłuż pól działkowych, a potem wzdłuż poligonu, prowadziła nas przez dłuższy czas. Odpoczynek nastał przy niewielkim zniszczonym budyneczku, a kilkanaście metrów przed zakończeniem drogi – większym budynku, na który zachciało mi się wejść i bawić w przemieszczanie do trudno dostępnych miejsc odgrodzonych wodą.


Ossów Droga pożarowa 42 biegnąca skrajem poligonu. Kasi rower gotowy do jazdy. Widok ku W


Ossów. Droga pożarowa 42 biegnąca skrajem poligonu. Bunkier w pobliżu skrętu do centrum miejscowości. Widok ku NW

Gdy się skręciło ku północy, po drodze mijali nas jacyś skuterzyści czy quadowcy. Po prawej były stawy, a chwile potem dojeżdzało się do kapliczki, w miejscu upamiętniającym bitwę pod Ossowem. Objazd terenu po kostkach betonowych, kierując się ku Kobyłce przez Turów. Wjazd ulicą Dąbrowskiego, po drodze widząc kozę. Skręt na północ w Poniatowskiego, przedłużenie ulicy z Zielonki. Za torami ulica zmieniła nazwę na Napoleona i doprowadziła nas pod kościół. Na rondzie tam położonym, skręt w lewo, w ul. Zagnańczyka, prostą drogą docierając do Zielonki, mijając stawy po Gliniankach, a potem tory kolejowe. Na miejscu przebyta została ul. Nauczycielska, docierając do szkoły. Przejechało się przez jej teren, przez mostek do Mareckiej i znów przez mostek, ale na Kościuszki. Brzegiem do Żabiej, a potem do Kasi domu. Było pod wieczór, ale została jeszcze jakaś godzina czy dwie do zapadnięcia zmroku. Zaczął się powrót wzdłuż głównej, jadąc przez las. Za torami wjazd do jego drugiej części, po ścieżce, którą szło się z Kasią przed świętami.

Za lasem, uliczkami 17 Września i Słoneczną, dojazd do ul. Ks. Skorupki, skręt w Kwiatową, Szwoleżerów, Kołłątaja, Rommla do Piłsudskiego po czym nastąpił przejazd przez Ząbki. Z boku widać było elektrociepłownię. Droga ta, nieco dziurawa, została zostawiona, skręcając za torami w Chłopickiego, która pod koniec zamieniła się w kostkę. Przejazd przez tereny zagospodarowane liniami kolejowymi. Już zbliżał się wieczór, gdy udało się dojechać do Makowskiej, skręcając potem w Nasielską, Boremlowską, Wspólna Drogę i Szaserów do Wiatracznej. Potem pierwsza w prawo, w ulicę Nizinną, która była ślepa. Przejazd prześwitem między budynkami do Paca, a potem finalnie na Kickiego, do akademika - kończąc tym samym podróż.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 85.00 km (0.00 km teren), czas: 06:00 h, avg:14.17 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Wielkanoc z Zielonki

Niedziela, 4 kwietnia 2010 | dodano: 02.03.2019Kategoria Samotnie, Wyprawki w regionie, Z Kasią, 2 Osoby, Warszawa

Słonecznie, prawie bezchmurnie. Wysoki stan wód, szczególnie podsiąkających. Dość ciepło. Wiatr z zachodu.

Pobudka koło 10. Nie wiem. Czas mnie nie obchodził. Tak wspaniale było się obudzić tej niedzieli, choć jeszcze lepiej byłoby nie wstawać. Po opuszczeniu noclegu, dało się zauważyć, że coś jest nie tak z rowerem. Gdy wynosiło się go z piwnicy (ledwo, ledwo – przypomniały mi się Bieszczady i moje w nich przygody z rowerem), widać było brak powietrza w tylnym kole. Świeża dętka zakładana była dwa dni wcześniej ehhh...

Trzeba było założyć tę, którą poprzedniego dnia załatał P., a na dopiero co wyjętą wycisnąć resztki kleju. W gotowości do drogi po jakiejś półgodzinie, udało się opuścić powoli Zielonkę. Powoli przejeżdżało się Bandurskiego przez Marki, leniwie mijając Radzymińską. Bolało mnie siedzenie i nogi. Dojazd w okolice cmentarza, lecz zamiast w lewo, dalej prosto, wpakowując się na gruntową drogę do boru. Dość niskie drzewka, może na dwa metry, ale jedno bardzo blisko drugiego. Mimo to, widać było przesmyki, którymi można było się przemieścić na jego drugą stronę do Kroczewskiej. Potem jazda asfaltem Zdziarskiej na Kobiałkę i z grubsza jechało się tą samą trasą, co dzień przed wyprawą do Kazimierza w 2007. Wtedy jednak był to kurs na Józefów przez Michałów, teraz zaś na Rembelszczyznę i Kąty Węgierskie. Po drodze widać było, że kabelek licznika się przetarł i kiszka z pomiaru.

Nie chciało mi się trzymać ściśle asfaltu i tak zostało odwiedzone zaplecze Woli Aleksandra, czyli ulicę Bagienną. Miejscami dużo pisku, miejscami fajnie. Gdzieś tam się przerwa leżąc na ziemi i zjadając resztki jedzenia. Potem podziwianie prawie bezchmurne niebo i znów powrót myślami do Bieszczad. Niebawem kolejny wyjazd na asfalt w środku wsi. Złapała mnie czkawka po jabłku, która przeszła dopiero, gdy zajechało się na Piaski. Była 13:30 podczas siedzenie na murku pod Księgowego blokiem i zastanawianiu się, kiedy postawili ten Kaufland na rogu.

Po odpoczynku przejazd Kolejową do Chotomowa, gdzie nastąpił skręt na Olszewnicę. Było coraz mniej zapału, którego tak ściśle powiedziawszy to i tak nie było wiele. No ale życie jak koła roweru toczy się dalej i czasem, jak w scentrowanym kole, zaskakuje nas czym nieco mniej jednostajnym. Gdy wjeżdżało się w pobliże NDM, przyszło mi na myśl, że skrócę sobie drogę i pojadę jakąś pierwsza lepszą drogą. Tak poznany został zalany wodą Okunin. Same domy nie były zalane, ale woda poprzez silny podsiąk rozlała się tak szeroko, że były nieliche problemy z przemieszczaniem się, a wracać mi się nie chciało. Podjechać udało się w pobliżu jakiegoś domku i już miał nastąpić nawrót, kiedy jakąś kobita z niego mówiła, że tam jest jakaś ścieżka. No to po podziękowaniu pojechało się dalej. Dla mnie, szczęściem czy też nie, ścieżka okazała się zalana na odcinku nieco ponad 100 metrów.

W ten sposób uatrakcyjnił się powrót. Raz trzeba było trzymać się kierownicy, raz drzewek, a raz były z nimi kłopoty, bo blokowały rower, raz betonowych słupków, a raz przytępionego drutu kolczastego. Po mojej prawej była woda na głębokość powyżej kostki, a po lewej prawie wcale nie było ziemi. Nogami albo trzeba było się opierać na rowerze (który próbował odjeżdżać, przewalać się i skręcał kierownicą) albo na kolczastym drucie, albo też na niektórych, przygiętych do poziomu wody drzewka. Trochę było z umordowania, ale w końcu przeszło się, choć do buta i tak się dostało trochę cieczy. Parę metrów dalej udało się dostrzec starszą parę, która tam jechała. W NDM jazda drogami najbliższymi wału. Przez chwile zastanawiało mnie, czy nie pojechać odwiedzić rotundy przy moście, ale po ilości ludzi widząc, już mi się nie chciało. Przemknięcie przez Modlin. Zastanawiało mnie też czy nie pojechać do jednego z fortów, ale tam też szli jacyś ludzie, więc przez pola kurs do Zakroczymia.

A tam przygoda. Chciało mi się pojechać ulicą Kościelną, bo tam jeszcze w życiu mnie nie było. Zjazd z asfaltu w polna drogą, aż rower zakopał się w piachu. Z daleka dostrzec można było grupkę ludzi wędrującą z południa. Nie przejmując się, nastąpiło zejście z roweru i już chciało mi się iść dalej, gdy nagle dało się dostrzec, iż jeden z tamtych idzie w moją stronę coś krzycząc. Jeszcze nie przychodziły mi do głowy myśli o ucieczce, ale coś mi mówiło, że dalej nie ma się co pchać. Piach i w ogóle. No to wracam spokojnie. Potem dosłyszeć się dało wyraźniejsze krzyki typu: "gdzie się pchasz", "gdzie cię tu niesie", wyrażone zdecydowanie mniej przyjaźnie i bardzo staropolsko. Trochę przyspieszenia. Widać, że pojawił się grunt. Po odwróceniu się, widać było, jak jeden przodownik biegnie i pozbywa się koszulki. Szybko na rower i fru... Zaraz pojawił się asfalt. Już mi było wesoło w duchu, że koleś musiał się zdziwić i zmęczyć. Za chwilę już było się na krajówce, zerknięcie w lewo i okazało się, że ten koczkodan biegł przez pole. Jak przypuszczałam w owym czasie, albo był narąbany, albo naćpany. Już po tej niemiłej przygodzie, około 18 było się w domu, wracając z grubsza tą trasą, którą się wyjechało dnia poprzedniego. Po drodze udało się jeszcze spotkać kolegę z gimnazjum, to też pogadaliśmy.

Na koniec tylko parę słów. Ja bym rozumiała, gdyby tamtym ludziom wjeżdżało się na prywatny teren. Sprawdzając na mapie – to normalna droga. Ja rozumiem, że on by może chciał mnie wypatroszyć... Ale czemu nie robił tego z zaskoczenia? Ba! Ja jeszcze mam dużo szczęścia, ale co zrobiłby ktoś z zagranicy, nie znający polskiego i niektórych obyczajów? Mi udało się zorientować dopiero po dłuższej chwili i dopiero dosłyszenie słów wiele mi pomogło w interpretacji zdarzenia - no ale gdyby taki Holender czy Szwed był na moim miejscu, nie wiedziałby o co mówili. Może by się zastanawiał czy nie wołają go o pomoc? A potem niespodzianka i potem rodzina szuka i wysyła informacje – „ostatni raz widziano w X”
Smutne to i wkurzające...

2010.02.01

Zakupy na Hali Banacha, a potem sporządzenie sowitego obiadu - mięso, kukurydza, brokuły, makaron...


Widok z akademika na Pola Mokotowskie ku NEE


Widok z akademika na Pola Mokotowskie ku SE

2010.02.04 Okęcie

Rozpoczęła się seria krótkich, kilkugodzinnych wycieczek pieszych z wykorzystaniem komunikacji miejskiej, w celu poznania różnych zakątków Warszawy. Tego dnia kurs na Okęcie, a w drodze powrotnej oglądanie okolic fortu Zbarż.


Wiązowa. Trwają prace budowlane nowej trasy. Widok ku E


Wiązowa. Trwają prace budowlane nowej trasy. Fort Zbarż. Widok ku W


Wiązowa. Trwają prace budowlane nowej trasy. Fort Zbarż. Widok ku W


Wiązowa. Trwają prace budowlane nowej trasy. Widok ku SSW


Okolice ronda Jana Szala. Widok z kładki przy przystanku Osiedle Wojskowe ku S


Żwirki i Wigury. Widok z kładki przy przystanku Osiedle Wojskowe ku NNW


Żwirki i Wigury. Widok z kładki przy przystanku Osiedle Wojskowe ku NEE

2010.02.05 Kazurka

Nazajutrz wycieczka na Kabaty i wejście na górkę Kazurkę w pobliżu Belgradzkiej i Stryjeńskich. Dnia następnego nastąpił powrót do domu na ferie, połączony z odwiedzinami u rodziny w Łomiankach.


Górka Kazurka. Widok ku N


Widok z Kazurki ku E. Nieco po lewej kościół pw. Ofiarowania Pańskiego. Po prawej Las Kabacki.

2010.02.12


Zima na Wychódźcu. Z Kasią trochę trochę się pospacerowało po śniegu. Widok ku SE

2010.02.21 Młociny

Kontynuacja wypraw. Tym razem pod nazwą "Operacja Hieroglif", bowiem tak zwała się jedna z unikalnych, poznanych uliczek. Nim się wróciło, wpierw spacerem na kolację do pobliskiego McD przy Papirusów.


Studenckie zabawy zimowe


Pola Mokotowskie. Nieco bardziej ciepły odcinek terenu. Widok ku W


Pola Mokotowskie. Nieco bardziej ciepły odcinek terenu. Widok ku E


Farysa. Pałac Brühla. Widok ku NNE


Tajemniczy "Hieroglif"


Budowa Mostu Północnego. Widok ku NEE


Wisła poniżej Mostu Północnego. Widok ku N


Wisła poniżej Mostu Północnego. Widok ku NNW


Wisła poniżej Mostu Północnego


Ścieżka wzdłuż ogrodzenia Pałacu Brühla. Widok ku SE


Ścieżka wzdłuż ogrodzenia Pałacu Brühla. Widok ku NW

2010.02.27 Kawęczyn

Tydzień później - wyprawa na Kawęczyn (dzień wcześniej Księgowy odwiedził mnie w akademiku, gdzie dostał coś do przekąszenia). Kurs do Ząbek w okolice Elektrociepłowni, wejście na hałdę, a następnie, już po ciemku, przedzieranie się przez las do Zielonki Bankowej, unikając nieprzyjaznego terenu.


Ząbki. Potulickiego przy Łodygowej. Budowa kościoła, trwająca od początku XXI w.


Chełmżyńska. W centrum komin Ciepłowni Kawęczyn. Widok ku SEE


EC Kawęczyn


Kasia na hałdach koło Ciepłowni Kawęczyn

2010.02.28


Czarny śnieg na pętli tramwajowej koło Banacha. Widok ku NNE

2010.03.06

Tym razem wycieczka po Śródmieściu. Wpierw chyba na Wydział, jadąc od Zielonki, a potem pieszo do Jerozolimskich. Skręt w Poznańską, Koszykową, koło Politechniki, Filtrową, Ładysława z Gielniowa, a potem po prostu - przejście dla pieszych na Żwirki i Wigury i akademik.


Most Śląsko-Dąbrowski. Widok na centrum ku SSE


Most Śląsko-Dąbrowski. Graffiti pod Wybrzeżem Gdańskim. Widok ku SSW


Dziedziniec między Nowogrodzką, Kruczą i Jerozolimskimi


Dziedziniec między Nowogrodzką, Kruczą i Jerozolimskimi


Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej. Widok ku SSE


Hala Koszyki w okresie rozbiórki, a przed odbudową. Widok ku S

2010.03.08

Tego dnia niewiele. Autobusem na Gocław i takiż sam powrót. Po powrocie obiad w akademiku.


OSiR Wodnik na Osiedlu Orlik. Widok ku NNW


Osiedle Orlik. Widok ku NE

2010.03.15

W nocy, po północy nastąpił nagły atak zimy. Mnóstwo śniegu. Rankiem po okolicy. 18-tego z Kasią na Mieście. 19-tego spotkało się w busie koleżankę z jej kolegą.


Klub Proxima przy akademikach. Raptem 1 czy 2 mi się zdarzyło tam być na koncercie. Widok ku NW


Campus Ochota. Baraki, w których chyba odbywała się część zajęć z wf. Widok ku W


Akademiki widziane z ŻiW ku NNW

2010.03.21

Tego dnia pieszy spacer z Zielonki do Warszawy wzdłuż torów. Start około 14. Około 15:40 atak silnego deszczu.

Tory w Zielonce w pobliżu Inżynierskiej. Widok ku SSW

2010.03.31

Wspólny spacer na Dynasy

Schody między Bartoszewicza i Dynasy. Widok ku NNE
Rower:Zielony Dane wycieczki: 72.00 km (0.00 km teren), czas: 05:00 h, avg:14.40 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XIII - W Sztokholmie

Niedziela, 26 lipca 2009 | dodano: 14.04.2015Kategoria 2009 Skandynawia, 2 Osoby, LSTR, Z Księgowym

Pobudka i opuszczenie noclegu nieco później niż dnia poprzedniego, ale z wielką radością, że nie trzeba już zsuwać się na dół. Ponownie piękna pogoda i bardzo ciepło. Wróciliśmy na obwodnicę Gnesta, czyli trasę 57. Zjechaliśmy z niej o 12 w Järna. Na skrzyżowaniu chwilę się zastanawialiśmy. Jazda trasą 57 skończyłaby się albo na autostradzie, albo daleko na południe od Sztokholmu i to nawet nie w pobliżu promu. Przez miasto przejechaliśmy główną przelotówką w kierunku północnym. Nim je opuściliśmy, na chwile tylko zajechaliśmy pod stację benzynową. Za miastem krajobraz zrobił się ciekawszy. Często widać było wysokie skalne pagórki z dużymi osłonięciami. No i prawie nikogo tam nie było, poza kilkoma autami, które nas wyminęły.


12:29.  AB 515. TvetaTvetawägen. 59° 9'6.9"N 17°34'60"E (GE). Widok ku NE


12:42. Wjazd do Södertälje od strony Tveta

Około 13 wjechaliśmy do Södertälje. Jechaliśmy po ścieżkach. W pobliżu autostrady raz jeszcze spróbowaliśmy spróbować szczęścia na stacji benzynowej. Nie udało się. Skręciliśmy w Genetaleden, a potem ku północy. Dopadliśmy kolejna stację przy Bangatan. Z głównej ulicy skręciliśmy w Oxbacksgatan, na główną powracając dopiero przy kościele. Mostem przejechaliśmy do wschodniej części miasta, a tym samym na wyspę Södertörn, po której dane nam było jeździć, aż do centrum Sztokholmu. Gdy chcieliśmy opuścić miasto, o mało nie wjechaliśmy na autostradę. W porę udało nam się zjechać w Bergaholmsvägen, przejeżdżając potem przez teren wielkopowierzchniowych budynków strefy usługowo-przemysłowej. Skręciliśmy w Åkerivägen, a potem w Åkerivägen, po której zrobiliśmy pętelkę. Skrótem przez las dojechaliśmy do Listonhillsvägen, którą wyjechaliśmy na główną, boczna trasę dla ruchu lokalnego. Na przystanku przed Salem zrobiliśmy krótką przerwę na posiłek. Byliśmy zgrzani od jazdy, więc przy okazji odpoczęliśmy. Była to ostatnia przerwa przed wjazdem do aglomeracji. Po przerwie szybko przemknęliśmy bokiem Salem i w Tumba zatrzymaliśmy się na zakupy przed marketem. Po półgodzinie znów byliśmy w drodze.


14:45. Skrzyżowanie tras AB 584 i AB 581 na N od Salem. Widok ku SE

Z głównej trasy zjechaliśmy w Huddinge. Zjechaliśmy w boczną Bergholmsvägen, prowadzącą do Norrängsvägen. Przy niej wjechaliśmy do parku. Po chwili kluczenia dojechaliśmy w pobliże torów. Przejechaliśmy na ich drugą stronę wiaduktem Stationsvägen, ale niedługo, bo w parku Kräpplaparken, wróciliśmy z powrotem na zachodnią stronę torów. Wtedy udało się nam złapać kurs, który niesamowicie łatwo jest stracić w tak dużej aglomeracji. Od zachodu objechaliśmy las Älvsjöskogen. Przejechaliśmy przez tory wiaduktem nad peronami pobliskiej stacji i kolejnym nad trasą 226. Wyjechaliśmy na Gamla Huddingevägen, którą dotarliśmy do trasy wspomnianej wyżej. Stamtąd odbiliśmy w Sockenvägen i Enskedevägen. Minęliśmy Arenę Globe. Ścieżką rowerową przejechaliśmy przez most na wyspę Södermalm. Skręciliśmy w Östgötagatan, którą dojechaliśmy do windy Katarinahissen. Roztaczała się stamtąd panorama na starówkę Sztokholmu. Spędziliśmy tam kilka minut i już o 18 zjeżdżaliśmy ulicą Urvädersgränd, wybrukowaną kamieniami i zakończoną schodami. Nawet nie próbowaliśmy z nich zjeżdżać. Przejechaliśmy przez Gamla Stan obok Zamku Królewskiego i skierowaliśmy na wyspę Skeppsholmen oraz mniejszą Kastellholmen. Przez pierwszą jechaliśmy po stronie południowej, a drugą zjechaliśmy niemal w całości. Cofnęliśmy się do Hovslagargatan, a potem wzdłuż brzegu udaliśmy na wschód do Djurgårdsbrunn, dopóki nie wyjechaliśmy ulicą Lindarängsvägen w kierunku północnym. Udaliśmy się do przystani promowej przy Norra Hamnvägen, ale było już zbyt późno. Szukając noclegu wróciliśmy się do Djurgårdsbrunnvagen i skręciliśmy w Hunduddsvägen do tamtejszego lasu. Dojechaliśmy do ostatnich drzew, ale tam znajdowała się mała przystań. Zawróciliśmy kilkaset metrów i zawinęliśmy w niewielką ścieżkę, uciekającą gdzieś w bok. Mieliśmy nadzieję, że w ciągu nocy nikt nie wpanoszy się do namiotu.


17:32. Sztokholm77 Arenavägen. W tle Arena Globe. Wg GSV, rok później rozpoczęto gruntowną przebudowę terenu, a budynki na pierwszym planie przestały istnieć na rzecz nowo budowanego stadionu Tele2 Arena. Widok ku N


17:39. Sztokholm. Most Skanstullsbron z wydzieloną przestrzenią dla rowerów. Widok ku N


17:56. Panorama Sztokholmu z Katarinahissen. Widok ku NNW


17:56. Sztokholm. Na pierwszym planie po prawej wieża kościoła na Riddarholmen. Po lewej ratusz z charakterystyczną wieżą na Kungsholmen. Widok ku NNW


17:56. Sztokholm. Na pierwszym planie, po prawej, wieża Tyska Kyrkan na Gamla Stan. Po lewej Storkyrkan, także na Gamla Stan. Widok ku N


17:57. Widok na Gamla Stan w Sztokholmie. Widok ku N


18:02. SztokholmUrvädersgränd. Widok ku E


18:14. Sztokholm. Skeppsholmen. Po prawej Pałac Królewski. Widok na Gamla Stan ku W


18:14. Sztokholm. Pałac Królewski widoczny z Skeppsholmen ku NWW


18:16. SztokholmHögvakten na pierwszym planie i Eric Ericsonhallen w tle
Rower:Zielony Dane wycieczki: 101.00 km (0.00 km teren), czas: 08:30 h, avg:11.88 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XII - Przez Las Kolmården i Södermanland

Sobota, 25 lipca 2009 | dodano: 24.09.2009Kategoria 2009 Skandynawia, 2 Osoby, LSTR, Z Księgowym

Tego dnia było słonecznie, ale pochmurnie. Zdarzył się nawet przelotny opad deszczu z rana. Ruszyliśmy o 10:30. Przez większość dnia zmagaliśmy się z wiatrem. Początkowo jechaliśmy przez otwarte tereny rolnicze, dość wąskim, ale ładnym, wijącym się asfaltem. Później szutrową drogą po północnej stronie jeziora Avern. Prowadziła ona przez lasy, a sama trasa obficie się wiła. Szuter był świetnej jakości. Ubity niemal jak asfalt, toteż nawet niespecjalnie odczuwaliśmy, że podróżujemy w terenie. Okolica ta była bardzo odludna, ale zdarzało się nam minąć kilka domów. Tuż za Börstorp, w Regna kapeć w rowerze. Przerwa trwała prawie pół godziny. Przy okazji chcieliśmy zrobić jakieś zakupy, ale na pytania o sklep, wskazywano tylko jeden, który nijak nie spełniał naszych minimalnych potrzeb. Po naprawie dojechaliśmy do lasu i zawróciliśmy do głównej trasy. Pojechaliśmy na północ, zaznając 1,5 kilometra asfaltu i skręciliśmy w szutrową drogę nad jeziorem Regnaren.


10:41. Trasa T 617. Gålö w pobliżu Hjortkvarn. Widok ku E


10:42. T 617. W pobliżu Hjortkvarn. Między Gålö a Nain .58°55'3.9"N 15°28'42.4"E (GE).Widok ku NE


10:52. T 619 i T 617Bo. W tle tamtejszy kościół. 58°55'34.0"N 15°30'54.2"E (GE). Widok ku N


10:52. T 619 i T 617. Bo. Dzwonnica tamtejszego kościoła. 58°55'34.0"N 15°30'54.2"E (GE). Widok ku SW


11:00. T 619. Lindhult. 58°54'39.00"N 15°31'37.00"E (GE). Widok ku SSE


11:38. E 1130Regna. Widok ku E


12:15. Regna. Prezbiterium tamtejszego kościoła. Widok ku N


12:44. Gdzieś przy E 1178.


12:47. Gdzieś na E 1178. Widok ku SEE

Asfaltu zaznaliśmy ponownie na ~2 kilometry przed Hävla. Tam zatrzymaliśmy się na przystanku i ugotowaliśmy obiad. Przerwa trwała tylko tyle co przygotowanie i zjedzenie posiłku. Kończył się gaz, więc używaliśmy go oszczędnie. Dalsza podróż przebiegała wzdłuż południowego brzegu jeziora Tisnaren. O 15:11 osiągnięta granica Södermanland i Östergötland przy metalowym słupie granicznym z 1935 r. Wciąż też rozglądaliśmy się za jakimkolwiek sklepem, ale udało się osiągnąć ten cel dopiero po 16 w mieście Katrineholm. Najpierw kupiliśmy mniejszą część w małym sklepie, a później większą część w markecie odkrytym w centrum miasta.


18:09. Trasa 57. Wjazd do gminy Flens. W tle jezioro Valdemaren. Widok ku E


18:22. Bernikla kanadyjska


18:56. Flen. Rondo łączące Kungsvägen (trasy 57) i Brogatan. Widok ku NE

Po 18 zatrzymaliśmy się na parkingu postojowym nad niewielkim jeziorem Valdemaren. Lekka mleczna kolacja z czekoladowymi kulkami i półgodzinny odpoczynek po wyczerpującej, ale przyjemnej jeździe. Po przerwie przejechaliśmy przez Flen. Około 20 przejechaliśmy długi mostem w Sparreholm i uzupełniliśmy wodę w domu za miasteczkiem, przy okazji dostając torebkę wiśni. Na nocleg zatrzymaliśmy się w porze zmierzchu, na zboczu pagórka po południowej stronie miasta Gnesta. Było na tyle stromo, że śpiąc ciągle się zsuwaliśmy. W tych warunkach ledwo udało się wyspać. Krajobrazowo najciekawszy dzień w Szwecji, jednak do pełni szczęścia brakowało nam pełnych zapasów w sakwach, tak aż do godzin popołudniowych.


19:21.Trasa 57. Töversta. 59° 3'44.40"N 16°44'33.50"E (GE). Widok ku NEE


19:41. Trasa 57. Północny kraniec Sparreholm. Most przez jezioro Skarvnäsviken. Widok ku NE


20:03. Trasa 57Eknäs. 59° 4'37.3"N 16°55'53.8"E (GE). Widok ku SE


20:55. Trasa 57. Norrby. 59° 4'29.80"N 17° 6'19.60"E (GE). Widok ku NW
Rower:Zielony Dane wycieczki: 140.14 km (0.00 km teren), czas: 07:06 h, avg:19.74 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku XI - Od Vättern do Lasu Kolmården

Piątek, 24 lipca 2009 | dodano: 13.04.2015Kategoria 2009 Skandynawia, 2 Osoby, LSTR, Z Księgowym

Ten dzień również można zaliczyć jako regeneracyjny, choć już wróciliśmy do formy na tyle, by nie przeszkadzała, a pogoda słoneczna, aż zachęcała do podróży. Obudziliśmy się przed 10. Nie znając terenu, wydawało się nam w nocy, że byliśmy nie wiem jak głęboko schowani w lesie, a tu taka pomyłka. Tymczasem, po wyjściu z namiotu okazało się, że pomimo naszego przekonania o niewidoczności namiotu, był widoczny z odległej o kilkanaście metrów ścieżki. Ścieżka owa biegła tuż nad brzegiem jeziora i właśnie spacerowały tam dwie kobiety w średnim wieku, które rzuciły krótkie powitanie w stronę Księgowego, który pierwszy wyszedł z namiotu. Z wolna spakowaliśmy manatki i wyszliśmy na ścieżkę. Tam się okazało, że w pobliżu był budynek latarni. Dłuższy czas odpoczywaliśmy przy pomoście, ogólnie relaksując się nad jeziorem Vättern. Prawie niewidoczny, odległy brzeg sprawiał, że przypominało to pobyt nad morzem.


10:50. Karlsborg. Mosskärr. Latarnia morska Vanäs fyr nad jeziorem Vättern. Widok ku SEE


11:50. KarlsborgMosskärr. Jezioro Vättern po N stronie latarni morskiej Vanäs fyr. Widok ku NE

Po wszystkim zjedliśmy jeszcze śniadanie i ruszyliśmy, ale jazda nie trwałą długo. Wnet wjechaliśmy na teren fortu. Początkowo trzymaliśmy się części wschodniej, a później centralnej i całą drogę południową, przy której zatrzymaliśmy się obok wejścia do muzeum. Nie wchodziliśmy ze względu na budżet. Skorzystaliśmy za to z darmowego cienia i chłodu, a także możliwości jakie zaoferował nam ów obiekt za darmo. Karlsborg opuściliśmy około 13, trzymając się najbardziej wschodnich ulic. Z głównej trasy skręciliśmy w pierwszą drogę w lewo w Hanken, kilkaset metrów od lasu. Droga była lokalna. Wyjechaliśmy nią w kierunku Töreboda, uprzednio przecinając ją w inną lokalna dróżkę, ale w porę zawróciliśmy.


12:05.Karlsborg. Kommendantsgatan. Południowy budynek fortu. Widok ku SSW


12:56. Karlsborg. Strandvägen 21. Widok ku NW


13:00. Karlsborg. N kanał łączący Bottensjön i Vättern.Widok ku E


13:00. Karlsborg. N kanał łączący Bottensjön i Vättern. Widok ku W

O 13:45 dojechaliśmy do Forsvik, w którym znajdowała się jedna z wielu śluz na kanale Göta, łączącym oba największe jeziora w Szwecji. Tam obejrzeliśmy elektrownie wodną z XIX w., prawdopodobnie najstarszy stalowy most w tym kraju (na stałe podniesiony), oraz proces napełniania śluzy, by statki mogły nim przepłynąć. Przerwa trwała do 14:30, ale aspekt zwiedzania, pozytywnie wpłynął na dalszą chęć jazdy.


Forsvik. Schematy maszyn wodnych w tej miejscowości ulokowanych.


Forsvik. Schematy maszyn wodnych w tej miejscowości ulokowanych.


Forsvik. Schematy maszyn wodnych w tej miejscowości ulokowanych.


Forsvik. Schematy maszyn wodnych w tej miejscowości ulokowanych.


Forsvik. Schematy maszyn wodnych w tej miejscowości ulokowanych.


Forsvik. Schematy maszyn wodnych w tej miejscowości ulokowanych.


Forsvik. Schematy maszyn wodnych w tej miejscowości ulokowanych.


13:48. Forsvik. Młyn wodny na północnym kanale łączącym Dammsjön Bottensjön. Widok ku SE


14:11. Forsvik. Południowy kanał łączący Dammsjön i Bottensjön. Śluza Karla XIII. Widok ku SEE


14:25. Forsvik. Południowy kanał łączący Dammsjön i Bottensjön. Śluza Karla XIII. Widok ku SSW


14:25. Plan Forsviku

Wróciliśmy do Hanken, zmagając się z wiatrem. Pagórkowatą i lesistą trasa 49 jechaliśmy w pobliżu jeziora. Było tam też chyba największe nagromadzenie odkrywek skalnych, przez które poprowadzono drogę. O 15:30 był niewielki problem z moim rowerem (łańcuch albo kapeć), w skutek czego nastąpiło rozdzielenie. Księgowy zdążył się już gdzieś oddalić, w międzyczasie pomagając usunąć drzewo, które zwaliło się na drogę. Półgodzinną przerwę zrobiliśmy na przystanku dla podróżnych w Stora Koviken. Chwilę podjedliśmy i odpoczęliśmy po intensywnej jeździe.


15:53. Trasa 49. Chyba okolice Granvik.

Od Olshammar trasa przebiegała w bardziej odkrytym terenie, z widocznymi polami uprawnymi. Wciąż widoczne jezioro Vättern było tam pokryte znaczną liczbą wysepek. Ostatni raz ujrzeliśmy je w Åviken. Kwadrans po 18 na krótko zatrzymaliśmy się przy kościele w Askersund, na samym początku miasta. Zachciało mi się tam zrobić kilka zdjęć. Samo miasto objechaliśmy obwodnicą. W Skyllberg, skręcając ku SE, odbiliśmy na wschód, jako że była to pierwsza dogodna możliwość, by skierować się do Sztokholmu.


18:10.Trasa 50. Widok na Askersund ku NNE


18:15. Kościół w  Askersund. Widok ku E


18:16. Kościół w Askersund


18:17. Kościół w Askersund

Na chwilę zatrzymaliśmy się przy pobliskiej ruinie (Adam został przy drodze, a mnie poniosło na zwiedzenie zrujnowanego domu (współrzędne wg googlemaps 58°55'41.7"N 15°01'51.4"E), z którego to do sakwy powędrowały: mały skórzanopodobny pojemniczek (po latach oddany do kościoła, jako że była to rzecz przywłaszczona), książka o ptakach po szwedzku (był zamiar oddania książki przynajmniej do kościoła, ale nie udało się), szmatki i być może jakieś dwie fotografie (szmatki wyrzucone najpóźniej w Finlandii, a fotografie, jeśli faktycznie zostały zabrane, przestały istnieć)), a wkrótce udało nam znaleźć miejsce, gdzie mogliśmy zaopatrzyć się w wodę. Było to w Rönneshytta. Osoba, która nas poratowała właśnie wróciła z konnej przejażdżki. Księgowy chwilę pogawędził, chwilę się pozachwycaliśmy psem (podobnym do psa u P. i M., wabiącego się Robin). Stamtąd ujechaliśmy dość niewielką odległość i skręciliśmy w Hyttvägen. Dzięki świeżym zapasom wody przygotowaliśmy ciepły posiłek. Przy stole przesiedzieliśmy na ławce do 21.


19:24. Pies w Rönneshytta


21:05. Obiadokolacja w Rönneshytta. Drzewo w tle ścięto między 2015 a 2019 (wg GE)

Po posiłku ruszyliśmy dalej na wschód, bardzo przyjemną trasą kończąc w pobliżu Hjortkvarn. Tam tylko na moment zjechaliśmy do centrum wioski, ale wnet wyjechaliśmy, gdyż nie tędy mieliśmy jechać. Było to tuż po zmierzchu. Wystarczająco ciemno, by włączono przydrożne lampy, a na tyle jasno, by bez trudu rozłożyć namiot. Stało się to kilometr na północ od wioski, tuż przy skręcie w trasę 617. Teren był niewielkim, wyasfaltowanym placem, ze sporą ilością roślin, które nas zasłaniały w stopniu wystarczającym, by nie czuć się łatwymi do wypatrzenia. Sam asfalt powodował, że obawialiśmy się o to, że ktoś mógłby tu przyjechać, ot tak sobie w środku nocy, np. w celu popijawy. Na szczęście była to kolejna spokojna noc.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 113.94 km (0.00 km teren), czas: 06:15 h, avg:18.23 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku X - Chmury nad jeziorem Vättern

Czwartek, 23 lipca 2009 | dodano: 12.04.2015Kategoria 2009 Skandynawia, 2 Osoby, LSTR, Pół nocne, Z Księgowym

Poranek dokładnie taki, o jakim myśleliśmy, że będzie. Cały dzień dokładnie taki jak poranek. Podróż dokładnie tak samo przyjemna jak wczoraj, tylko w innych warunkach... Przez prawie CAŁY, z krótkimi przerwami, dzień padał deszcz. Smutny, rzęsisty, albo spokojny, ale przede wszystkim rozmiękczający nasze morale i chęć podróż. Obudziliśmy się około 12:00, ale w stodole przesiedzieliśmy do 14:30!!! Szczególnie mi się nie chciało opuszczać ciepłego śpiwora i dużo później nastąpiło wylezienie z namiotu. Przynajmniej można było długo i w spokoju regenerować się po dwóch poprzednich dniach.


13:16. Kortebo. W stodole, przed wyjazdem

Z wolna zjedliśmy śniadanie. Wypatrywaliśmy jakiegoś okienka bez opadów. W Bankeryd krótka pętla przy sklepie w ulicy Sjöåkravägen. Kilka minut postoju na stacji przy wyjeździe z miasta. Trzymając się głównej trasy przez miasto dojechaliśmy do ważniejszej trasy, prowadzącej wzdłuż brzegu jeziora. W Fiskebäck krótka przerwa nawigacyjna, zakończona deszczem. Opuścić miejsce chcieliśmy ścieżką, ale w skutek tej nadgorliwości przejechaliśmy wiaduktem na drugą stronę, aby dosłownie chwilę później, już dołem, wjechać z powrotem na główną trasę.

Kolejnym istotnym punktem był postój na stacji przy pierwszym rondzie obwodnicy Hjo. Rozłożyliśmy się z rzeczami na ławeczce. Mieliśmy się zabrać za jedzenie, ale wynikły dwie rzeczy. W budynku stacji była normalna pizzeria, a po chwili zaczął padać deszcz. Spakowaliśmy się więc, doprowadziliśmy rowery pod ścianę i spędziliśmy w środku czas od 19 do 21. W tym czasie zdążyliśmy wchłonąć pizzę i dwie kawy. Udało mi się naładować telefon i wysłać komunikat z trasy. Gdy sięgnęło się po komórkę jakiś czas później, okazało się, że pomimo przebywania w stanie wyłączonym, sama rozładowała baterię już po jednej dobie...


19:08. Hjo. Przerwa na posiłek

W Hjo przekroczyliśmy 60 kilometr tego dnia. Po smacznym posiłku, rozgrzaniu ubrań i zwiększeniu temperatury ciała w pizzerii, nieco się ożywiliśmy i wzrosła chęć na przejechanie jeszcze kilkunastu kilometrów. Oby do zachodu słońca. Noc dopadła nas na długo przed okolicami Mölltorp. Jechało się już po ciemku, ale jeszcze zdołaliśmy dojechać do Karlsborg. Objechaliśmy twierdzę od zachodu i rozbiliśmy namiot w lesie, schowani około 300 metrów od obwałowań fortu. Byliśmy przekonani, że jest to najlepsza dostępna miejscówka, ale było tak ciemno, że trudno było nawet namiot rozłożyć. Zasnęliśmy około północy.

W kilku słowach podsumowując ten dzień. Początkowo trasa układała się dość pagórkowato, później raczej równinne, ale ze względu na pogodę było nam to serdecznie obojętne. Przed nocą było już nawet dość sucho. Z powodu pogody, niespecjalnie nawet mogliśmy podziwiać jedno z największych skandynawskich jezior. Mimo wszystko, udało się przekroczyć 100km, co niezmiernie nas zdziwiło, biorąc pod uwagę okoliczności.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 100.82 km (0.00 km teren), czas: 05:10 h, avg:19.51 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku IX - Do Jönköping

Środa, 22 lipca 2009 | dodano: 12.04.2015Kategoria 2009 Skandynawia, 2 Osoby, LSTR, Z Księgowym

Jakież było moje zdziwienie, gdy po męczącej jeździe poprzedniego dnia i nocy, po obudzeniu się przyszło spojrzeć na czas w aparacie. Udało się obudzić wcześniej niż dnia poprzedniego. Inna sprawa, że nocleg opuściliśmy pół godziny później niż wczorajszy.


10:37. Ranek


10:49. Po noclegu

Moje wylezienie z namiotu było pierwsze. To dobre słowo, w pełni oddające stan ciała po wczorajszej podróży. Zachciało mi się rozprostować. Kolano znacznie odpoczęło, ale dużo brakowało do standardowej sprawności z poprzednich dni. Udało mi się dostrzec, że w okolicy rośnie pełno najróżniejszej flory, której nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się widzieć. Zabrało się aparat, korzystając z porannego rozleniwienia, by jakoś jednak ten czas zagospodarować. Chyba pół godziny po mnie, legowisko opuścił i Księgowy. Po nim również widać było zmęczenie. Trochę w mimice twarzy, trochę w ruchach. Gdy się ruszyło, było po 11:40. Dla dobra kolana lepiej było jednak jeszcze nie jechać i do szosy dobrnąć pieszo. Na asfalcie okazało się, że tego dnia, to jakoś specjalnie dobrze mi się nie będzie jechało.


10:53.Wierzbówka kiprzyca


10:53


10:54


10:57. Po noclegu


11:03. Naparstnica


11:05. Dzwonek


11:44. Owad strangalia

Początkowe tempo to takie zacne emeryckie. Mimo to, w kwadrans przejechaliśmy około 5 kilometrów. Wtedy to naszym oczom ukazał się kolejny na trasie parking dla kierowców. Zjechaliśmy, zjedliśmy lekkie śniadanie i przez blisko pół godziny doprowadzaliśmy się do stanu używalności na dalszą trasę. Parking był niewielki, ale rowerzystom wiele nie trzeba. No i tuż obok znajdowało się niewielkie jezioro Fräjen.


11:59. Trasa 23. Jezioro Fräjen na S od Lammhult. Widok ku NEE

O 14:30 dotarliśmy do Vrigstad. Odwiedziliśmy dwie stacje, z czego tylko jedna spełniała nasze wymagania. Tuż za miastem zatrzymaliśmy się na przystanku. Rozsiedliśmy się i powoli sobie zdychaliśmy. Dotychczasowa jazda może nie była zbyt intensywna, ale w naszym stanie dość wymagająca. Ciężko, chłodno i pochmurnie. Wręcz słabo. W ramach dłuższej przerwy ugotowaliśmy obiad. Nawet niespecjalnie chciało się rozmawiać. Tak bardzo nie chcieliśmy dalej ruszać, że spędziliśmy tam 1,5 godziny. Uogólniając każdy, nawet najkrótszy postój, był dłuższy niż dotychczasowe. Do dalszej jazdy bardziej się zmusiliśmy, niż chcieliśmy. Ostatecznie, trasa się sama nie przejedzie. Pocieszaliśmy się, że 1/3 zakładanego dystansu już zrobiliśmy. Była 16:00. Ruszyliśmy, odliczając kolejne kilometry do jeziora.


13:52.


13:53. Gdzieś między Lammhult a Vrigstad przy trasie 30.

W Svenarum krótki postój. Później z trasy na chwilę zjechaliśmy w Hok. Na rondzie skręciliśmy na zachód. Dojechaliśmy pod sklep, po czym zawróciliśmy. Mniej więcej na 2/3 zakładanego dystansu, skręciliśmy w trasę 835 do Ödestugu. Jechaliśmy wzdłuż jeziora Hökasjön, a okolica niebawem zrobiła się trochę bardziej malownicza, niż tylko widok lasu z głównej trasy.


19:02. Przerwa przy skrzyżowaniu F 826 i F 837. W centrum Sjöbergs säteri. W tle jezioro Tenhultasjön. Widok ku N

Tuż za Ödestugu Księgowy złapał kapcia. Naprawa długo nie trwała. Chwilę potem czekała nas seria podjazdów o 70 metrów wyżej. Niebawem dotarliśmy do rozjazdu z widokiem na jezioro Tenhultasjön. Po 19 dojechaliśmy do Tenhult. Tuż za miastem przerwa z powodu wykończenia. Razem - fizycznie. Sam Księgowy mentalnie, a mi wciąż dokuczało, choć już słabiej, kolano. Po przerwie 30 metrów w górę i chwila przerwy na zjeździe do 200 metra n.p.m. we wsi Bogla.


19:47. Trasa F 931 między Tenhult Jönköping. W tle masyw wzniesienia Lönneberg (292 m n.p.m.). Widok ku N


20:05. Trasa 40. Zjazd do Jönköping. W tle jezioro Vättern. Widok ku N


20:06. Trasa 40. Zjazd do Jönköping. W tle jezioro Vättern. Widok ku NNW

Stamtąd zaczęła się najlepsza zabawa. ~70 metrów w górę przez ~1km. Wrzuciliśmy najniższe biegi i ciągnęliśmy pod górkę. Ledwo, ledwo daliśmy to przejechać bez konieczności podprowadzania. Nagrodą był wspaniały widok na jezioro Vättern i ostry zjazd na wysokość 170 m n.p.m., gdzie przy tablicy powitalnej zrobiliśmy sobie 20 minut przerwy. Potem już łagodniejszy zjazd przez całe Jönköping nad brzeg jeziora przy ~80 m n.p.m.


20:28. Wjazd do Jönköping. Widok ku N

Jechaliśmy blisko wybrzeża w kierunku zachodnim. Powoli zaczynało zmierzchać, choć do nocy jeszcze zostało trochę czasu. Odbiliśmy w ulicę Kapellgatan. Polowaliśmy na otwarty market, który udało się znaleźć przy Åsenvägen. Po sowitych zakupach wyjechaliśmy ulicą Kortebovägen w kierunku północnym. Tuz za rondem skręciliśmy w boczną przez las, szukając noclegu, ale ten znaleźliśmy w niedalekiej, krzywej stodole przy Gamla Kortebovägen. Trochę się obawialiśmy o jej wytrzymałość, bo niezbyt miłym byłoby obudzić się z belką albo przynajmniej dachówką na nogach.

Padło na to miejsce, bo na niebie widać było oznaki deszczu w nocy. Zwijanie do sakw mokrego namiot o poranku to niezbyt przyjemna rzecz. Poza tym było późno, dystans zakładany pokonaliśmy i mieliśmy już serdecznie dość, kulturalnymi słowy opisując nasz ówczesny stan emocjonalny.


20:42. Jönköping. Jezioro Vättern. Widok ku NE


20:45. Jönköping. Jezioro Vättern. Widok ku NE

Na koniec w skrócie, o nie w pełni umiejscowionych zdarzeniach z tego dnia. Przed Vrigstad mijaliśmy coś w rodzaju biblijnego parku miniatur. Za Vrigstad mijał nas cały łańcuch pojazdów wojskowych. Tego dnia po raz pierwszy udało mi się zwrócić po angielsku z prośbą o wodę. Było mi już tak źle, że wszystko jedno. Na szczęście ją dostaliśmy, a gospodarz otrzymał krótką opowieść o naszej wyprawie. Przez Jönköping przemieszczaliśmy się ścieżkami/chodnikami. Całą poprzednią trasę głównie po drodze.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 106.80 km (0.00 km teren), czas: 06:00 h, avg:17.80 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku VIII - W Szwecji dzień pierwszy

Wtorek, 21 lipca 2009 | dodano: 09.04.2015Kategoria 2009 Skandynawia, 2 Osoby, LSTR, >200, Nocne, Z Księgowym

Poranek pogodny. Niebo pełen cumulusów. Silny wiatr. Opuściliśmy nocleg w sadzie w miarę niepostrzeżenie. Wnet wyjechaliśmy na trasę 111. Po kilometrze skręciliśmy w Välavägen. Po kilkunastu minutach ujrzeliśmy centra handlowe przy Djurhagshusvägen.


12:26. Centrum handlowe Väla, na S od Ödåkra. Fastfood MAX. Pierwszy zakupiony ciepły posiłek na wyprawie. Widok ku NNW

Byliśmy niesamowicie głodni i zmęczeni. Podążając bardziej za instynktem, niż za rozsądkiem, wstąpiliśmy do jakiejś sieciowej jadłodajni w stylu McD, o nazwie MAX. Zamówiliśmy coś niewielkiego i ciepłego na pierwszy głód oraz picie. Wykorzystaliśmy możliwość dolewki, by uzupełnić zasoby cukru. Odchodząc, przyszło mi na myśl, że ta dolewka to jednak mogła nie była taka darmowa jak w KFC, ale nie znaliśmy szwedzkiego, a nikt się nie dopominał od nas żadnej dodatkowej należności.


12:29. Ulica Djurhagshusvägen. Trasa M 1379 na E od centrum handlowe Väla. Widok ku NE

Początkowo było trochę chłodno ze względu na wiatr, wyziębienie z powodu deszczów i nocnej jazdy oraz brak świeżych kalorii w organizmie. Po posiłku trwającym pół godziny, zrobiło się cieplej, słońce bardziej przygrzewało, ale z kolei silny, chłodzący wiatr zniechęcał do zdjęcia kurtek. Pojechaliśmy na wschód, w kierunku Hyllinge. Przejechaliśmy wiaduktem nad autostradą E6, skąd roztaczał się rozległy widok, pełen pagórków pokrytych zbożem i lasami.

Pół godziny po posiłku wystarczająco rozgrzaliśmy się jazdą na rowerze, tak że zdjęliśmy kurtki. Mi zachciało się spróbować swoją przekształcić na żagiel, rozpięty na przedniej kierownicy. Próżny trud. Cała moja powierzchnia lepiej łapał ów wiatr, niż ten "wynalazek" przez który tylko zniknęło trochę czasu. Kilka minut później dogoniło się Księgowego, który w tym czasie robił zdjęcia i kręcił relację filmową.

Z Hyllinge na Bjuv, ale dalsza trasa zbyt oddalała się od naszego celu, wiec odbiliśmy na północ. Przejechaliśmy przez Åstorp. Pobliskie Kvidinge przejechaliśmy boczna ulicą Boulevarden. Tuż za Klippan krótka przerwa na uzupełnienie płynów. Zaraz też skończył się etap jazdy wśród terenów uprawnych, a zaczęły lasy. Do Perstorp wjechaliśmy całkiem boczną, wąską dróżką w malowniczej okolicy. Wyjechaliśmy na ulicę Järnvägsgatan, którą wróciliśmy na główną trasę.


14:08. Trasa M 1815 między Sönnarslöv a Klippan. Przejazd pod torami kolejowymi. Widok ku NNE

Później mijaliśmy jeszcze jakieś mniejsze miejscowości. Do Tyringe prawie ciągły podjazd na wysokość ~130 metrów. Od Tyringe, w Finja zjechaliśmy z trasy 21 na lokalną asfaltowa dróżkę. Skrót, ale też i jedyna droga dla rowerzystów, omijająca węzeł drogowy, jaki prowadził na obwodnicę Hässleholm. Na samym początku dróżki zrobiliśmy pierwszą, dłuższą (ponad pół godziny) przerwę. Wcześniej zatrzymywaliśmy się właściwie tylko po to, by nawigować o kolejnego punkty i w ramach kultury/potrzeb ruchu drogowego.


16:27. Wąska ulica Saxabäcksvägen, odbiegająca od trasy 21 do Finja. Zabawy piłką na wietrze. Po lewej tablica na trasie 21. Widok ku E

Przerwa po 70 kilometrach od noclegu była jak najbardziej potrzebna. Tam też zdemontowało się "żagiel", który na nic mi się nie przydał poza doświadczeniem, że w tej formie jest nieprzydatny. Księgowy pobawił się piłką z MAXa, toczoną przez wiatr. Gdy już się zbieraliśmy, przejechaliśmy kilkaset metrów, okazało się, że mój rower złapał kapcia. Problem został rozwiązany bardzo szybko i sprawnie. Przez Hässleholm przejechaliśmy nieco wolniej niż dotychczas. Miasto było spore. Pod koniec miasta, przy skrzyżowaniu z Kringelvägen, zrobiliśmy pierwsze w Szwecji zakupy na dalszą drogę. Miasto opuściliśmy trasą 23, po 17:30.


17:45. Trasa 23. Obwodnica Hässleholm. 56° 8'40.2"N 13°48'13.8"E (GE). Widok ku N


18:12. Trasa 23. Most przez rzekę Almaån. 56°12'45"N 13°52'24.48"E (GE). Widok ku N


18:14. Trasa 23. Rzeka Almaån. 56°12'48"N 13°52'27.4"E (GE). Widok ku E


18:39. Trasa 23 na E od Hästveda. 56°16'32"N 13°57'48"E (GE). Widok ku NNE

O 18 na bardzo krótko zatrzymaliśmy się nad rzeką Almaån. W pobliżu Osby odbiliśmy od głównej trasy, wjeżdżając w Radiatorvägen. Wróciliśmy na główną i tuż za ostatnim skrętem do centrum miasta, zjechaliśmy na duży teren ze stacją benzynową. Znajdował się tam plac, gdzie podróżujący kierowcy mogli się zatrzymać i odpocząć. My też tak zrobiliśmy. Była 19:30, gdy zatrzymaliśmy się przy Lars Dufwa.


19:41. Lars Dufwa. Obszar przygotowania się do nocnej jazdy. Widok ku W

Usiedliśmy na ławeczce przy tablicy z mapą i fotografiami atrakcji w okolicy. Było to o tyle korzystne, że tablica zapewniała wiedzę o dalszym kierunku podróży i osłaniała od wiatru. Mniej więcej po pół godziny od przybycia i rozłożenia się ze sprzętem, zaczęliśmy gotować obiad. Tradycyjny makaron, zakąszany szwedzkimi słodkościami na deser. Około 21 w zasadzie już odpoczęliśmy, zjedliśmy i częściowo spakowaliśmy, ale jeszcze wychodziło z nas zmęczenie. Podjęliśmy decyzję, by wciąż dalej jechać, byliśmy bowiem mimo wszystko w dobrej formie. Założyliśmy nocny ekwipunek i jeszcze, jeszcze chwilę odpoczywaliśmy, nim z wolna ruszyliśmy o 21:30. W nogach mieliśmy już ~115km. Z wolna zbliżała się noc

O dalszej jeździe już niewiele zostało do powiedzenia. Od poprzedniego etapu, krajobrazowo różniła ją tylko ciemność nocna. Zamiast ściany lasu złożonej z drzew, widzieliśmy ścianę lasu jako jednolitą czarną masę. Ciekawostką była jasnoniebieska łuna, która utrzymywała się nawet w późnych godzinach nocnych. Nie była może zbyt wielka, ani jasna, ale w jakiś sposób wzrastało dzięki niej morale.

Naszym celem było dotrzeć w okolice Växjö, którym się sugerowaliśmy patrząc na znaki, wpierw omijając gdzieś z boku Älmhult. Jak to nocą bywa, trasa była dość jednorodna, wiec nawet niespecjalnie się zatrzymywaliśmy. Po 60 kilometrach, a więc do godziny po północy, zjechaliśmy z głównej trasy, zamieniając dotychczasowy cel na Alvesta. Gdzieś, sporo za Vislanda, zauważyliśmy rowerzystę, jak i my jadącego późną, nocną porą. Nie odezwaliśmy się doń, ani on tego nie zrobił. Zatrzymaliśmy się na krótką przerwę, póki nas nie minął i odjechał dość sporo. Mogliśmy wrócić do swobodnej rozmowy, którą od czasu do czasu zabijaliśmy nocną ciszę. Kilka minut później ujrzeliśmy go raz jeszcze, jak stojąc na poboczu ćmił lekko żarzący się papieros. Minęliśmy go i chwilę potem zdwoiliśmy wysiłki, by jak najbardziej oddalić się od nieznajomego. Potem przejechaliśmy przez Alvesta i już nikogo nie zobaczyliśmy tej nocy.

W okolicach Moheda zaczął mi silniej dokuczać ból kolana. Do tej pory albo go się nie czuło, albo prawie wcale. Na tym etapie jednak, przy blisko 200 km z ciężkim bagażem, dość gwałtownie dał o sobie znać. Zatrzymaliśmy się o 3:40 na terenach wsi Ölsåkra, tuż przy drodze, z dala od zabudowań. Z wolna zaczynało świtać. Było już bardzo jasno. Trochę rozciągania, rozmasowanie kolana i generalne odpoczęcie. Ból zmniejszył się mniej więcej o połowę na pierwszym kilometrze, ale wnet wrócił do poprzedniego stanu. Była to już w oparciu o siłę lewej nogi, prawą starając się jak najsłabiej naciskać na pedał i nie zmieniać jej pozycji zbyt drastycznie. Ból był okropny i przypominał trochę ten sprzed pięciu lat, gdy po raz pierwszy, boleśnie uszkodziło mi się kolano.


3:41. O świcie w okolicy Ölsåkra.

Nie dało rady. Mimo zachęcającego poranka, świetnych warunków i dużego dystansu, nie udało się pobić żadnego rekordu. Jedynie tylko ustaliliśmy nowy - ~215 km z pełnym sakwiarskim obciążeniem. Wyjechaliśmy na trasę nr 30. Do Jönköping  zostało raptem 90 kilometrów. Gdyby nie awaria kolana, może około południa byśmy tam dojechali. Po pół kilometra jazdy nową trasą skręciliśmy w lewo do lasu i rozłożyliśmy namiot na leśnej drodze, zostawiając trochę miejsca dla ewentualnych, raczej wątpliwych pojazdów. Była godzina 4:30 i nastała poranna szarówka. Wleźliśmy do namiotu, gdzie w pełni odczuliśmy wyczerpanie po takiej trasie, intensywnie wspomaganej wiatrem.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 215.00 km (0.00 km teren), czas: 11:00 h, avg:19.55 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku VII - Przez Kopenhagę na prom

Poniedziałek, 20 lipca 2009 | dodano: 08.04.2015Kategoria 2009 Skandynawia, 2 Osoby, LSTR, Pół nocne, Z Księgowym

Zwinęliśmy się w pół godziny. Dużo wcześniej, bo już kwadrans po 10, byliśmy z powrotem na kolach. Wjechaliśmy miedzy domy na osiedlu w pobliskim mieście, przybliżając się do ulicy Skovledsvej. Po przejechaniu całej, wyjechaliśmy na główną.


10:45. Trasa 151. Køge. Po prawej ulica Gyvelvej. Widok ku NNE


11:39. Południowe KarlslundeH.C.Andersensvej

O dalszej podróży można powiedzieć niewiele. Trzymaliśmy się świetnej, rowerowej drogi przy głównej trasie. Wiodła przez szereg miast i miasteczek otaczających Kopenhagę. Gdyby nie znaleziony nocleg, zwiedzalibyśmy ja w nocy, nie mogąc nigdzie się przespać. Jazda byłą niesamowicie przyjemna i odświeżająca. Większość trasy przejechaliśmy w cieniu domów i drzew, gdyż podążaliśmy prawie dokładnie na północ. Z biegiem czasu coraz bardziej zmienialiśmy kierunek na wschodni. Tak to bowiem biegła trasa, naśladując kształt wybrzeża.


11:50.  Mosede Strand. Fort Mosede

Jedynym miejscem, gdzie odbiliśmy od głównej trasy, była droga przelotowa przez centrum Køge. Po 1,5 godziny jazdy, zatrzymaliśmy się na turystycznym parkingu między Karlslunde i Mosede. Śniadanie skończyliśmy w pół godziny. Obejrzeliśmy z daleka, dość pobieżnie pobliski fort nabrzeżny. Kilka minut później dogonił nas jadący na rowerze Holender. Wiózł ze sobą tylko wór podróżny. Chwila rozmowy w trakcie jazdy, po czym odjechał dużo wyższym tempem, niż nasze objuczone rowery mogły wyciągnąć.


13:32. Kopenhaga. Borgmester Christiansens Gade. Za drzewami skrzyżowanie z Louis Pios Gade. Widok ku E

O 13:30 wjechaliśmy między pierwsze zabudowania stolicy. Z głównej trasy dojazdowej zjechaliśmy w przyjemną ulicę Borgmester Christiansens Gade. Przejechaliśmy przez most Sjællandsbroen i w lewo, w Artillerivej. Oczywiście ścieżkami rowerowymi, jeśli tylko takie były. Zarówno wcześniej, jak i później, co nie było szczególnym problemem. Często stanowiły jedną całość z drogami samochodowymi, z rzadka tylko odbijając gdzieś w bok lub biegnąc równolegle do nich. W owym czasie droga skręcała przed marketem Rema 1000 przy Rundholtsvej. Zatrzymaliśmy się tam po 14, kryjąc w cieniu. Księgowy jako jedyny posiadał duńską walutę i euro, więc udał się na obfite zakupy. Wciągnęliśmy po litrze mleka z czekoladowymi kulkami, skryci w cieniu sklepu. Nie będę przypominać o temperaturze, gdyż zasadniczo nie zmieniła się od początku wyprawy. Dalej ruszyliśmy Vilhelm Buhls Gade (w 2017, po kilku latach reorganizacji przestrzeni, powstał tam mały kanałek, przepoławiając tę ulicę).


Ulica Karen Blixen vej. Widok z Njalsgade ku S


14:53. Ulica Njalsgade. Emil Holms Kanal. Widok ku S

Po ponad półgodzinnej przerwie pojechaliśmy dalej ku północy. Skręciliśmy w Njalsgade, zatrzymując się chwilę przy Københavns Universitet. Księgowy odbił na chwilę w prawo, przejeżdżając mostkiem nad niewielkim Emil Holms Kanal. Wkrótce skręciliśmy w ulicę Amagerfælledvej, zmierzając w kierunku Torvegade. Krótkim mostem wjechaliśmy do dzielnicy Christianshavn, poprzecinanej licznymi kanałami i prostokątną siecią ulic.


15:01. Ulica Torvegade (na wprost) i Prinsessegade (w poprzek). Widok ku NW

Zabraliśmy się za zwiedzanie. W tej dzielnicy przejechaliśmy ulicami Wildersgade i Sankt Annæ Gade do Prinsessegade. Tam skręciliśmy na północ, przejeżdżając przez obszary dużych, długich i zabytkowych już budynków. Dotarliśmy do ulicy Forlandet , wyjeżdżając z obszaru dawnej twierdzy. Stwierdziliśmy, że tak się nie da i wróciliśmy tą samą trasą. Skręciliśmy dopiero w Bådsmandsstræde, docierając do jej końca. Wzdłuż kanału znów dojechaliśmy do głównej i wjechaliśmy do dzielnicy Indre By. Próbując w ludzki sposób zjechać z mostu, okrążyliśmy budynek Nationalbank Kopenhagen i przejechaliśmy pod mostem na południe. Trzymając się wybrzeży kanałów, dojechaliśmy do ulicy Tøjhusgade i udaliśmy się pod budynek Folketinget - siedzibę parlamentu owego kraju. W pobliżu znajdowało się mnóstwo innych istotnych budynków, lecz pominę ich wyliczanie, nazywając tylko te istotniejsze, które zwróciły uwagę.


15:08. Kościół Vor Frelsers przy Sankt Annæ Gade i Prinsessegade. Widok ku SEE


15:08. Kościół Vor Frelsers przy Sankt Annæ GadePrinsessegade. Widok ku SEE


Ulica Børsgade. Børsen. Dawna giełda. Widok ku W

15:41. Ulica Holmens Kanal. Statua admirała Nielsa Juela. W tle budynki przy Holbergsgade. Widok ku NNE

W każdym razie wjechaliśmy na teren parku Det Kongelige Biblioteks Have, gdzie przez kwadrans odpoczywaliśmy, planując kolejne atrakcje od obejrzenia. Wciąż jeszcze myśleliśmy, o przejechaniu przez mosty do Malmo, ale nie będąc pewni możliwości przejechania przez nie rowerem, wkrótce zrezygnowaliśmy. Wróciliśmy nad kanał. Skręciliśmy w Vester Voldgade do Niels Brocks Gade. Stamtąd ruszyliśmy Bernstorffsgade mijając Ogrody Tivoli. Wkrótce dotarliśmy do Placu Ratuszowego, gdzie ponownie spędziliśmy ponad kwadrans. W międzyczasie zaobserwowaliśmy pewną grupę rowerzystów, na takich samych rowerach i w identycznych kaskach. Nie była to żadna sportowa grupa na manewrach. Tak tu organizuje się wycieczki turystyczne dla aktywnych.


15:49. Det Kongelige Biblioteks Have. Widok ku SSE


15:56. Det Kongelige Biblioteks Have. Widok ku E


16:27. Rådhuspladsen. Ratusz. Widok ku SE


16:38. Frederiksberggade przy skrzyżowaniu z Mikkel Bryggers Gade w deszczu. Widok ku SW

Plac opuściliśmy niezwykle zatłoczoną ulicą Frederiksberggade. Nie dało rady jechać, więc przeciskaliśmy się z rowerami w nurcie ludzi. Wnet jednak wszyscy zniknęli, gdyż zerwał się silny, porywisty wiatr i lunął deszcz. Przeczekaliśmy go pod ścianą jednego z domów. Bo opadach ulica z powrotem wróciła do poprzedniej gęstości, lecz my zdążyliśmy ją wcześniej opuścić. Wyjechaliśmy na placu Gammeltorv i tuż za pobliską katedrą Vor Frue Kirke, objechaliśmy budynek Københavns Universitet od wschodu. Ulicą Nørregade dojechaliśmy do brzegu jeziora Peblinge Sø. Jadąc wzdłuż brzegu ku północy, skręciliśmy w Gammeltoftsgade i wróciliśmy na południe, przejeżdżając przez tereny Syddansk Universitet København. Ulicą Gothersgade mijaliśmy Botanisk Have. Wzdłuż wschodniej jego krawędzi, ulicą Øster Voldgade, ponownie jechaliśmy na północ. Dojechaliśmy prawie do jej końca, w pobliżu wiaduktu nad torami kolejowymi, ale zawróciliśmy. Minęliśmy nasz cel, jakim był budynek wydziału duńskiego odpowiednika naszych studiów. Zrobiliśmy kilka zdjęć, ale drzwi były zamknięte, otwierane przy pomocy legitymacji. Trochę odpoczęliśmy i już się zamierzaliśmy zbierać, gdy wychodzący student, po krótkim, nieskładnym wytłumaczeniu po angielsku, otworzył dla nas drzwi.


17:16. Statens Museum for Kunst. Widok ze skrzyżowania Øster Voldgade z Sølvgade ku NNW


17:32. Wahadło Foucaulta na wydziale geo.

Ponad pół godziny spacerowaliśmy po prawie opustoszałym wnętrzu. Nie trafiliśmy w porę zajęć, a przynajmniej niezbyt wielu. Pomieszczenia, do których można było zajrzeć przez okno w drzwiach, zawierały tylko wyposażenie sal i zgaszone oświetlenie. Z pozostałych sal nie dobiegał nawet szmer. Nim wyszliśmy, nad Kopnehagą przechodziła jeszcze jedna deszczowa chmura. Przeczekaliśmy ją obserwując Wahadło Foucaulta w pomieszczeniu centralnym i pooglądaliśmy wystawę wyników praca magisterskich czy doktorskich. Od północy minęliśmy Kongens Have i ulicą Dronningens Tværgade dojechaliśmy na plac Amalienborg Slotsplads, skąd dobrze widoczna była, mijana uprzednio kopuła Frederiks Kirke i budynki Det Gule Palæ. Z placu udaliśmy się prosto na północ do Pomnika Syrenki, zatrzymując się na chwilę przy fontannie Gefionspringvandet. Po kilku zdjęciach wróciliśmy się przez środek fortu Kastellet.

18:16. Frederiksgade. W centrum Marmorkirken. Widok ku NWW




18:47. Kastellet


18:51. SE fosa Kastellet. W centrum kościół Den Engelske. Widok ku SEE

Dojechaliśmy do ulicy Grønningen i przejechaliśmy przez centralną ulicę dzielnicy Østerbro . W pewnym momencie natknęliśmy się na mieszkającego w Danii Polaka na rowerze, o wygórowanym ego i nietrafnym osądzie, patrzącym płytko i powierzchownie. Z kategorii takich, co to wszystko wiedzą najlepiej i co to to oni nie są. Ocenił mianowicie, że Księgowy bez problemu dojedzie do Sztokholmu, a ja najpewniej wsiądę w pierwszy lepszy samolot do kraju. Przez długi czas wspominaliśmy tego dziwnego, mało sympatycznego człowieka. Rzadko kogo zapamiętuje w tak negatywnym świetle. W czasie rozmowy czuć było, że niepotrzebnie tracimy czas.


21:05. Trasa 152. Gdzieś między Kopenhagą Helsingør

Niedługo potem przez miasto przechodziła jeszcze jedna partia opadów. Bardzo duży, ciężki deszcz przeczekaliśmy pod rozkładanym daszkiem sklepu Irma, w pobliżu skrzyżowania z Tåsingegade. Po ich przejściu, dalsza jazda nie sprawiała problemu. Zrobiło się co prawda zimno, ale wystarczyło założyć odpowiednie elementy ekwipunku. Raz przyszło mi zostać nieco z tyłu, by obejrzeć przygodne ruiny. Z biegiem czasu trochę się rozpogodziło, trochę ociepliło, ale wciąż widać było interesujące, niemiłe chmury. Cały czas jechaliśmy trasą wzdłuż morza i naprawdę bardzo rzadko traciliśmy je z oczu, bo jakiś las, bo jakaś zabudowa. Tuż przed zmrokiem, po 22 dojechaliśmy do przystani promowej w Helsingør. Tym razem poszło sprawniej. Kwadrans oczekiwania, nim wjechaliśmy na kolejny środek transportu. Do przepłynięcia około 5 kilometrów. Większość tego czasu spędziliśmy przy rowerach, niespecjalnie wędrując po promie. Zapadła noc, a trzeba było znaleźć nocleg na drugim brzegu.


22:11. Coraz bliżej promu w Helsingør (miejscowość w tle)


22:46. Helsingborg widziany z promu


23:01. Zjazd z promu do Helsingborg

Do Helsingborg dobiliśmy o 23:00. Obyło się bez emocji jak przy pierwszym promie. Przed nami czerń nocy, rozjaśniana światłami nieznanego miasta. I deszcz. Dosłownie chwilę przed przybiciem do brzegu, nieprzyjemnie się rozpadało. Bardzo uradowani z tego faktu, zjechaliśmy na ląd. Oh! Jak bardzo byliśmy szczęśliwi... I tak mieliśmy dużego farta. Przestało padać w kilka czy też kilkanaście minut po opuszczeniu suchego schronienia na pokładzie. Druga trudność, to wydostać się z przystani. Tu pomagały nam auta, których śladu się trzymaliśmy. Korzystając ze ścieżek rowerowych jechaliśmy Bredgatan do Furutorpsgatan. Wyjechaliśmy ze ścisłego centrum w obszar domów jednorodzinnych i szeregowych. Korzystając z Södertäljegatan wyjechaliśmy na Växjögatan, kolejny skręt w Mästaregatan do Decembergatan. Przejechaliśmy krótki odcinek przez łąki do Ragnvallagatan, gdzie zatrzymaliśmy się na krótką przerwę i gruntowne rozpatrzenie kierunku dalszej jazdy.  Byliśmy już bardzo zmęczeni i sfrustrowani. Sytuacji nie poprawiał chłód po opadach deszczu. Na szczęście nasz trud nie trwał już długo. Wyjechaliśmy na Filbornavägen i przy Norra Hunnetorpsvägen wypatrzyliśmy niewielki las, który okazał się sadem. Skręciliśmy w szutrową drogę i zatrzymaliśmy się przy wjeździe. Przez kilka chwil wypatrywaliśmy, czy aby ktoś nas nie widzi. Kto miał nas widzieć, jeśli nawet w centrum miasta nie było śladu żywego ducha. Była północ, a my padliśmy niesamowicie wykończeni.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 123.30 km (0.00 km teren), czas: 07:28 h, avg:16.51 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

W 40 dni dookoła Bałtyku VI - Dzień przez Danię

Niedziela, 19 lipca 2009 | dodano: 24.09.2009Kategoria 2009 Skandynawia, 2 Osoby, LSTR, Z Księgowym

Tego dnia regenerowaliśmy się po wysiłku w drodze na prom. Po 10 wyszliśmy z namiotu i zbieraliśmy się około godzinę. Wyszliśmy na wspomniany szlak, o czym dowiedzieliśmy się już po starcie, gdy natknęliśmy się na stosowną informację. W międzyczasie ktoś chyba jeszcze korzystał z niego, zdaje się że konno. Cały dzień towarzyszył nam silny wiatr, szczególnie mocno odczuwany w pobliżu morza.


10:29. Holeby. Po nocleg przy turystycznym szlaku Jernbanestien, którym następnie podążaliśmy ok. pół kilometra. Widok ku SW


10:30. Holeby. Po nocleg przy turystycznym szlaku Jernbanestien, którym następnie podążaliśmy ok. pół kilometra. Widok ku SEE

Pół kilometra dalej wyjechaliśmy na trasę 297. Nie wjeżdżaliśmy do miasteczka. Od razu skierowaliśmy się na wschód. Przejeżdżaliśmy przez malownicze tereny, równinne lecz nie tak płaskie. Zdarzały się mniejsze czy większe podjazdy. Oczywiście nie można wymagać, by ich skala była podobna do górskich podjazdów. Były za to przyjemne i urokliwe. Prawie nie przejeżdżaliśmy przez miejscowości. Głównie zdarzały się pojedyncze albo zbite w kilka sztuk zabudowania. Większe skupiska budynków sąsiadowały z trasą w odległości kilkuset metrów.


11:27. Fuglse. Kościół po W stronie wsi. Widok z trasy 297 ku NNE


12:07. Zachodnia część Kettinge. Trasa 297. 54°41'58"N 11°42'17"E (GE). Widok ku E

Po przeszło godzinie tej dość lekkiej jazdy, zatrzymaliśmy się na parkingu turystycznym, zaopatrzonym w ławki ze stołami oraz toalety. Przesiedzieliśmy tam dwie godziny, spędzając czas na gruntownym przepraniu ciuchów i sporządzeniu strawy. Akurat dogrzewało silne słońce, więc ubrania schły szybko. W międzyczasie parking odwiedzało kilkoro innych, różnych ludzi zjeżdżających z trasy. Takie miejsca i w naszym kraju by się przydały, ale stosunkowo szybko stałyby się obiektem zwandalizowanym.

Była godzina 14:30, gdy w końcu się zebraliśmy w dalszą trasę. Po kwadransie dojechaliśmy do Nykøbing Falster. Wjechaliśmy doń przez pierwszy most nad Cieśninami Duńskimi. Od bagażnika odpadła mi jedna ze śrubek. Zgubiona nie wiadomo gdzie. W skutek napraw, całość została efektownie zzipowana. Powodem była śrubka zastępcza, pochodzącą z miejsca od bidonu. Załatwiła ona gwint w nowym siedzisku. Nim jednak to się stało, przejeździliśmy przez miasto w poszukiwaniu nowej śrubki.

Tuż za mostem skręciliśmy w lewo, do centrum miasta. Pojechaliśmy ulicami Fejøgade, skręcając w Færgestræde przez parking przed marketem. Zawróciliśmy ulicą Langgade na południe. Objechaliśmy wszystkie budynki i tym razem skierowaliśmy się ku północy, wjeżdżając w ulicę Klosterstræde. Przejechaliśmy przez centrum korzystając z Østergågade i dojechaliśmy do ronda. Tam skręciliśmy w Rosenvænget, potem w Skolegade.

Przecięliśmy trasę nr 9, docierając do lasu u krańca ulicy Østre Alle. Znajdowało się tam zoo, ale dla nas była to ślepa uliczka. Chcieliśmy wyjechać na jakąś lokalną trasę, ale przeliczyliśmy się z jazdą bez mapy. Zawróciliśmy do trasy nr 9 i prawie się już pogodziliśmy z podróżowaniem wśród aut, ale znów zjechaliśmy - tym razem w ulicę Energivej. Kontynuując jej następcami, ponad kilometr przejechaliśmy leśną, asfaltową ścieżką. Po tym przybliżyła się do głównej trasy i tak sobie jechaliśmy nią na takiej zasadzie, jak ścieżkami w Niemczech.

Korzystając z niej, jechaliśmy przez bardzo długi czas. Tuż za Ønslev ścieżka przerzuciła nas na wschodnią stronę drogi. Zatrzymaliśmy się tam na krótką przerwę, głównie nawigacyjną. Potem wpierw przejechaliśmy krótkim tunelem, a potem wiaduktem nad kontynuacją wczorajszej autostrady, w tym miejscu częściowo remontowanej. Pół kilometra dalej wróciliśmy na właściwą stronę. Przyjemna ta jazda skończyła się w Norre Alslev. Na szczęście do naszej dyspozycji pozostał jeszcze pas serwisowy, oddzielony grubą, białą linią.


17:38. Masnedø. Trasa 153. Widok ku S na most Ny Storstrømsbro.

O 17:30 przejeżdżaliśmy przez kolejny most nad cieśninami. Ten był już sporo dłuższy i pokonanie go zajęło kilkanaście minut, wraz z przerwą na zachwyty i zdjęcia. Po drugiej stronie czekało miasteczko Vordingborg. Postanowiliśmy zrobić zakupy, ale z powodu niedzieli, mogliśmy tylko pomarzyć. Zajechaliśmy na parking pod lidlem, uprzednio przejechawszy pod wiaduktem kolejowym. Krótką przerwę pod marketem spędziliśmy nad dobieraniem kolejnego odcinka trasy.

Ulicą Færgegaardsvej zaczęliśmy wyjeżdżać z miasteczka. Skorzystaliśmy z krótkiego odcinek nad wybrzeżem. Od wschodu minęliśmy ruiny tamtejszego zamku. Ulicą Riddergade dobrnęliśmy do Københavnsvej i tą wyjechaliśmy ku północnemu wschodowi. Z głównej trasy zjechaliśmy w Ørslev. Kierując się na Præstø, wjechaliśmy w ulicę Ugledigevej, tym samym omijając ścisłą zabudowę miasteczka i przejeżdżając przez jeden z poważniejszych podjazdów na trasie. Z lewej pola. Z prawej las. Przejechaliśmy pod autostradą. Wjechaliśmy w przyjemny las, z nieco wijącą się drogą.


19:06. Kościół Beldringe. 55° 6'21"N 11°59'57"E (GE). Widok ku NW


19:10 Frontowy budynek z bramą dworu Beldringe. 55° 6'27.4"N 11°59'28"E (GE). Widok ku SE

Trasa ta zakończyła się w Ugledige nad jeziorem Mern Å. Drogą Ronesbanke dojechaliśmy pod Skibinege, gdzie odbiliśmy na zachód w Bellevuevej. Minęliśmy zabudowania dworku w Beldringe i nieodległego gotyckiego lub neogotyckiego kościoła. Wyjechaliśmy na trasę 151. 10 minut później zatrzymaliśmy się na poboczu drogi i rozłożyliśmy z miskami. Zmęczenie i głód dały o sobie znać. Przerwa trwała około pół godziny. Wiatr silny - utrudniał gotowanie, więc zasłanialiśmy palnik miskami i własnymi ciałami, by płomień bezproblemowo dogrzewał wodę na budyń z czekoladowymi kulkami.


19:18. Gishale. Wjazd na trasę 151. 55° 6'17.50"N 11°57'55.30"E (GE). Widok ku W

Wkrótce po posiłku, gdy już jechaliśmy, minęła godzina 20:00. Zaczęliśmy rozglądać się za jakimś miejscem na nocleg. Pół godziny później słońce znajdowało się w fazie zmierzchu. Droga przed nami była prosta jak strzała, ale teren nie zachęcał do bezpiecznego nocowania. Od Tappernøje przez siedem kilometrów jechaliśmy do najwyższego wzniesienia w czasie przejazdu przez Danię. Było to około 110 metrów n.p.m., osiągnięte na granicy regionów, jeszcze przed Rønnede.


20:55. Rønnede. Trasa 151. 55°14'51.57"N 12° 0'53.45"E (GE)

Na noc zjechaliśmy do lasu przed Herfølge. Zjechaliśmy na pół kilometra od głównej szosy i 150 metrów od głównych zabudowań miasteczka. Jedynym minusem był dom pod samym lasem, dlatego przed rozbiciem namiotu wjechaliśmy kolejne 150 metrów, po czym zboczyliśmy do północnej granicy lasu. Wszystkiemu winna była dość duża przejrzystość lasu, ubogość w maskujące krzewy i po prostu spory prześwit miedzy drzewami, nie tylko przy głównych ścieżkach. Było to po 22 i rozłożyliśmy się błyskawicznie, równie szybko zasypiając.
Rower:Zielony Dane wycieczki: 126.50 km (0.00 km teren), czas: 06:36 h, avg:19.17 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)